Sunday, September 29, 2024

IV 26 (P.1) — HALLOWEEN Z KRÓLOWĄ LODU

    Siedząc przed toaletką w swojej garderobie, przeglądała się swojemu lustrzanemu odbiciu. Widziała w odbiciu tafli dziewczynę z bardzo mocnym makijażem. Stroniła, by się tak malować, jednak dzisiaj musiała, by pasowało do jej kreacji, którą miała na sobie nałożyć. Dziś był ostatni dzień października, co oznaczało jedno:
    Halloween
    Ten jeden dzień w roku, gdy dzieciaki, chodzą od drzwi każdego domu, do następnego zbierając masę słodyczy. To jedyny taki dzień w roku gdy każdego ponosi fantazje i przebiera się w zmyślne kostiumy, czy przebiera się w ulubione postaci z bajek, czy kreskówek, nawet filmów i seriali. Każdy się przybiera nawet dorośli a tacy młodzi ludzie jak ona czy jej znajomi często imprezują i dobrze się bawią, tworząc zabawy we wspólnym gronie. I tak też było dziś, tylko że dziś szła na zabawę do swojego brata, który już ponad dwa tygodnie temu ogłosił, że zaprasza czy to znajomych, czy kumpli z kapeli na zabawę nie pomijając oczywiście jej samej. Mimo że po raz pierwszy oficjalnie pojawi się na imprezie sama, bo zazwyczaj towarzyszył jej Mike. Chyba będzie jedyną singielką w towarzystwie, ale się zbytnio tym nie przejmowała. Bo tak naprawdę czym?
    Odłożyła ostatnie cienie do powiek i przejrzała się, by zobaczyć czy czegoś nie dać więcej, starała się jak najbardziej udoskonalić, makijaż tak by pasował do jasnej karnacji, którą często jest widywana w kreacjach wampirów w jakiś filmach czy serialach, lecz ciemne wręcz czarne oczy oraz krwistoczerwone usta, z którą zrobiła imitacje spływającej krwi, niezwykle kontrahowała. Starała się jak najbardziej oddać ducha kreacji właśnie nocnych stworzeń, jednak nie była i nigdy nie będzie zbyt dobra w makijażu, tak malowała, jednak zazwyczaj albo nie nakładała żadnej tapety, jak przysłowiowo się mówi, albo robiła naprawdę delikatny, podkreślający jedynie jej oczy. Nic więcej. Nigdy specjalnie nie przepadała za malowanie się i tak nadal ma. Inne dziewczyny to lubią, ale ona do nich nie należała i wcale nie czuła się przez to gorsza, bardziej uwielbiała, siebie naturalną uważała, że piękno tkwi w naturalizmie. Poza tym, po co marnować tyle czasu na siedzenia nad makijażem, który i tak spływanie, zwłaszcza że w Los Angeles święci słońce przez cały rok, a upał jest tu normalnością, więc zostawianie bez niego też daje jej taką swobodę.
    Mogła chyba to powiedzieć.
    Kochała siebie taką, jaką jest.
    I wcale nie bała się tego powiedzieć, po latach terapii i walki o samą siebie, nie bała się przyznać ze nie jest piękna, ale nie popadała w samozachwyt nad sobą. Ceniła siebie taką, jaką jest i w dalszym ciągu pracowała nad sobą.
    Popatrzyła na drzemiącą na jej kolanach Cindy, którą wręcz z niechęcią zdjęła z kolan, na co biała kotka furknęła niezadowolona i z wysoko podniesionym ogonem podążyła w stronę wyjścia. Mimowolnie kącik jej ust drgnął do góry gdy stwierdziła, że wkrótce i tak tej małemu psotnikowi przejdzie.
    Podeszła do jednego z foteli i sięgnęła po kostium, który wypożyczyła na dzisiejszy wieczór i przejrzała się mu. Czarno — czerwona sukienka ciągnęła się do kolana. Dekolt idealnie był dopasowany do niej, kołnierz odstawał nieco od stroju, wszystko kończyło wykończenie długich rękawów, z boku leżała ciemna peleryna, którą można było zarzucić na ramiona. Dopasowane kabaretki oraz kozaki, uzupełniały tą strój. Ona sama nieco nastroszyła włosy, część podniosła lekko do góry tak by jej lekko pokręcone fale opadały na jej ramiona.
    Z ostrożnością zaczęła, wkładać sukienkę uważając za włosy oraz makijaż, by nie pobrudzić stroju. Uporała się z założeniem chwile później, podchodząc do jednego, z ogromnych luster spięła na szyi pelerynkę, by po chwili nieco wyprostować sukienkę i popatrzyć na swoje odbicie, brakowało jej jedynie małych dodatków i będzie wyglądać zabójczo.
    Wróciła do swojego biurka na kosmetyki i biżuterie i chwyciła już przygotowane dodatki, założyła je prędko. Niemal w tej samej chwili dobiegł ją dźwięk powiadomienia, zerknęła na ekran telefonu, gdy wyświetliła się wiadomość od kierowcy, że już jest. Nie chciała zabierać samochodu, ani męczyć kogoś bliskiego o podwózkę więc zamówiła taryfę, która właśnie czekała przed wyjściem.
    Zgarnęła torebkę, do której wrzuciła telefon i pognała w stronę wyjścia z sypialni. Na swoim łóżku zastała swoją małą rodzinkę, która już drzemała albo spała. Cindy i Walter ułożyli się na poduszczę a blisko nich Junka, która zwinęła się w kuleczkę na miejscu, gdzie zazwyczaj spała. Uśmiechnęła się na ten widok, jednak po chwili przypomniała sobie, że musi już iść i pognała w stronę wyjścia.
    Zamykając mieszkanie, wsunęła kartę do torebki i pognała w stronę wind, która akurat się otworzyła i wyszedł przez nie jeden z sąsiadów, nieco starszy pan, trzymający na smyczy labradora, widząc, ją skłonił się przed nią lekko, a ona sama pomachała z nieznacznym uśmiechem. Pies na jej widok zamerdał radośnie ogonem, czasami zdało się jej go zabrać na spacer, gdy została poproszona przez starszego pana, gdy sama wychodziła z Junką. Nie odmawiała mu, bo zawsze był wobec niej miły, więc zrobienie mu małej przysługi wcale ją nic nie kosztowało. Jego to uczciwszy, a jej psinka będzie mieć towarzystwo na spacerze.
    Wcisnęła guzik najniższego piętra i po krótkiej chwili przechodziła, przez hol zmierzając do wyjścia. Przechodząc przez przeszkolone drzwi, zobaczyła stojący na uboczu odpalony samochód i od razu domyśliła się, że to jej taryfa. Wsiadając do środka, przywitała się z siedzącym za kierownicom mężczyzną, który delikatnie odchylił głowę do tyłu, pytając:
    — Dokąd jedziemy?
    Poddała mu adres domu swojego brata i bez żadnych zbędnych pytań ruszył z miejsca. Wkrótce wyjechali z osiedla i podążyli znanymi jej ulicami, chyba kojarzyła już każdą drogę, która wiodła na tej najbardziej znanej ulicy w tym mieście. Trudno byłoby nie kojarzyć przez to, że bywała tam praktycznie co chwile, zanim nie rozstała się, z Mike jednak uważała, że ten splendor był niepotrzebny. Ulica jak każda inna, co z tego, że mieszkali tam dość majętni ludzie często powiązani ze światem show — biznesu w ogromnym posiadłościach, które w większości i tak były zakryte przez krzewy i drzewa, by mieszkańcy zaznali odrobinę spokoju od nadmiernych turystów. Doskonale wiedziała, czym rządziła się branże filmowe, muzyczne czy jakiekolwiek powiązane z popularnością i gdzie można było się dorobić ogromnym pieniędzy, ale jak wspominała tam, mieszkali na pozór zwyczajni ludzie, którzy pragnęli w swoim domu zaznaczyć odrobinę spokoju, a nie musieli się martwić czy paparazzi, czy ich fani ich nie nawiedzą. To ogromny minus sławy, a zarazem popularności. Brak poszanowania prywatności osób medialnych, mogła zrozumieć wszystko, ale każdy pragnie mieć odrobinę spokoju we własnych czterech kątach, dlatego dbanie o ciszę i spokój było tak ważne. Dlatego uważała ze im mniej się publikuje życia prywatnego w sieci, tym lepiej a ona praktycznie tego nie robiła od czasu do czasu, ale głównie z miasta, bo dbała o swoją strefę prywatną. Nie wiadomo na kogo, można w paść w sieci, więc ochrona życia prywatnego była dla niej tak ważna. Wcześniej również nie robiła tego, na wzgląd, by ukryć to, że jest siostrą znanego piosenkarza i fontanna jednej z coraz bardziej popularnej kapeli na świecie oraz dziewczyną drugiego z nich. Poza tym chłopacy z zespołu uchodzili za osoby, które prywatności strzegli, jak mogli, a najbardziej jej były, za co była mu cholernie wdzięczna, bo to dzięki niemu dużo nauczyła się jak dbać o swoje bezpieczeństwo w sieci. Coraz większe znaczenie miał w życiu internet czy różne portale społecznościowe i trzeba było uważać na to co się publikuje. Ta świadomość z czasem może się zacierać, ale to zależy od osoby. Nie zamierzała się wpieprzać innym w życie, ale wiedziała jedno, gdy w przyszłości nadal będzie działać po części w sieci i będzie mieć rodzinę, będzie robić wszystko, by nikt się o niej nie dowiedział. Zwłaszcza dzieci, maluchy są zależne od rodziców i to na ich barkach spada odpowiedzialność za nie, a ona raczej sobie nie wyobrażała sytuacji, że pokaże swoje dziecko w sieci, bo chciałaby, by miał zwyczajne życie jak przeciętnego dziecka bez blasku fleszy czy kamer przystawionych do buźki.
    Miała ochotę zaśmiać się ironicznie gdy przywiodła w pamięci jej ostatnią rozmowę, a raczej małą sprzeczkę ze swoim byłym, który śmiał jej wypomnieć brak odpowiedzialności i chęci do założenia rodziny, co za hipokryta z niego. Rozmawiali o tym wielokrotnie również po zaręczynach i wielokrotnie wspominała mu, że chce najpierw skończyć studia, a potem myśleć o ślubie i dzieciach i naprawdę czy on myślał rozsądnie przy ich małej kłótni, śmiąc jej powiedzieć w twarz, że nie chciała dzieci. On zdołał ukończyć studia i rozwinąć karierę i jej też zależało na samorozwoju. Nigdy nie powiedziała, że nie chce dzieci, bo pragnęła je. Chciała dla nich stworzyć dom, takiego jak ona nie miała nigdy, dlatego śmiać jej się chciało z tego. Jednak chyba najwyraźniej los chciał tego, by oni nie byli razem, tym samym to nie z nim założy rodzinę. Może pojawi się inny, z którym będzie w stanie zbudować związek na gruncie zaufania i wzajemnie miłości ukończy studia, nadal będzie pracować w tym co kocha, może uda się jej założyć fundacje, o której marzy, czy weźmie ślub i założy rodzinę. Niby normatywne życie, jednak obecnie bardziej szalała, przyjdzie czas gdy będzie się chciała ustatkować i myśleć poważnie nad życiem już dorosłej kobiety.
    Nawet nie dostrzegała momentu, gdy wjechali na słynną ulicę, a taksówkach zatrzymał się tuż przed wjazdem przed domem jej brata. Wyjęła z torebki portfel i opłaciła kurs z drobnym napiwkiem. Wychodząc na moment, zatrzymała się przed wejściem i jednym płynnym ruchem wygładziła sukienkę. Tym razem jednak stanęła przy bramce i zadzwoniła. Może z początku miała klucze do jego mieszkania, lecz po czasie je oddała, uznając, że nie są jej potrzebne i lepiej by dał je swojej dziewczynie, jej się bardziej przydadzą niż jej.
    Nie minęła nawet minuta, a furtka otworzyła się przed nią, a ona weszła na podjazd i już dostrzegła tak znajome dekoracje wzdłuż chodnika oraz rozłożone na przodzie ogrodu, a także przyozdobione wejście w dynie czy styczne pajęczyny wraz z pająkami. Doskonale pamiętała te ozdoby, bo sama je raz zakładała, słyszała już z oddali dźwięki muzyki, która dudniła w całym domu oraz uchylone drzwi wejściowe, przez które padł blask miotających świateł.
    Przykładając dłoń do ciemnego drewna drzwi, pchnęła je lekko, wchodząc do środka, już z przedpokoju dobiegł ją gwar rozmów mieszających się z grającą muzyką.
    — Nadchodzi Lady Drakula — dobiegł ją niespodziewany głos Chestera, który wyszedł za rogu kuchni, przebrany w zombiego, jednak jego kreacja nie kończyła się jedynie na ubraniach, ale zadbał, a pewnie pomogła mu Alice zadbać o makijaż.
    — Zabawny jesteś, wiesz? — skomentowała, podchodząc bliżej niego.
    — Ale wyglądasz zajebiście — zmierzył ją od góry do dołu swoim ciemnym spojrzeniem,
    Kącik jej ust drgnął nieznacznie do góry, nie była nic w stanie powiedzieć, gdyż z salonu wyszła jego partnerka i wcale nie była zaskoczona, że sama wybrała podobną stylizację, lecz w bardziej kobiecej wersji, włosy ułożyła w taki sposób, by wyglądały one na bardzo poniszczone oraz bardzo nieogarnięte. Widziała, że w pewnych miejscach pomalowała je na jasny szarawy kolor, jednak podejrzewała, że to zwyczajny zmywalny spray do włosów, a nie farba.
    — Rzeczywiście, wygląda jak żona Drakuli — zauważyła Alice — Ale chyba Drakuli brakuje — dodała z lekkim uśmieszkiem.
    Podeszła do niej i wspólnie podeszły do salonu gdzie zastała już większość znajomych, śledząc spojrzenie bliskich znajomym, widziała chłopaków ze swoimi partnerkami i niestety na moment zatrzymała swoje spojrzenie na Michaelu, który praktycznie był zapatrzony w stojącą przy nim kobietę przebraną w idealnie odwzorowany strój złej Królowej z Opowieści z Narnii. Momentalnie zacisnęła zęby, dyskretnie uciekając spojrzeniem od tej dwójki i popatrzyła na resztę imprezowiczów, przebrany był każdy nie zależnie czy postać z bajek, seriali, filmów czy postacie występujące we florkorze, czy popkulturze. Tutaj chodziło tylko o dobrą zabawę, a strój był dodatkiem do dodania tego mrocznego klimatu. Nawet przekąski czy dekoracje, wszystko do siebie pasowało. Pomimo że brakowało paru gości i tak zabawa się rozpoczęła, a ona może była jedyną singielką, jednak nie czuła wcale się z tego powodu nie komfortowo czy niezręcznie.
    Musiała przyznać, że ostatnio miała tak bardzo zabiegany czas, że praktycznie zapomniała o Ricardo. Nie miała czasu kiedy o nim myśleć, wróciła na studia i zależało jej przyłożyć się do nauki, praca również zajmowało jej sporo czasu, a także doszły treningi motocyklowe, więc to rozmyślenia o byłym kochanku, zeszły na dalszy plan i w sumie bardzo dobrze, przynajmniej jej umysł był spokojny tak jak jej myśli, mogła odetchnąć i skupić się na sobie. Chociaż gdy o nim teraz wspomniała, poczuła ukłucie w sercu, lecz odrzuciła jakiekolwiek myśli o swoim przygodnym romansie. Była wręcz przekonana, że nie ma jej amerykańskiego numeru, miał jedynie ten, który miała w Hiszpanii, by jakoś mogli do siebie pisać. Lecz dopiero nie dawno uświadomiła sobie jedno. Przed kilkoma miesiącami w ogłoszeniu na sprzedaż mieszkania podawała swój numer, jak i numer jej byłego i jeśli Hiszpan nie przypomni sobie o nim, mogła być spokojna, że nie zadzwoni z drugiej, jednak stronę pragnęła, by do niej choćby napisał. Była w tym momencie tak rozchwiana emocjonalnie i nie wiedziała co będzie dobre dla niej brak kontaktu czy choćby otrzymanie tej jednej wiadomości od niego.
    Dobiegła powoli jedenasta wieczorem, impreza trwała wręcz w najlepsze, wszyscy wręcz się doskonale bawili i ona, pomimo że sama i tak świetnie się bawiła, ogromnie się cieszyła, że unikała jak najbardziej widzenia swojego byłego i tej jego żony, bo zauważyła, że za każdym razem gdy ona dostrzegała, że na nich spogląda, wręcz obłapiała Michaela i coś szeptała mu do ucha i wręcz zgrywała bardzo kochaną dziewczynę, jednak czemu ona odczuwała sztuczność tego zachowania? Sama nie wiedziała, jednak nie zamierzała i nawet nie chciała się zastanawiać, to była ich sprawa oraz ich związek, ale naprawdę nie znosiła, jak pary robiły, coś na pokaz uważała to za tak bardzo sztuczne zachowanie, że trudno było, jej to znieś, a ona właśnie to robiła.
    Odrzuciła te myśli od siebie i ostrożnie odłożyła szklankę z upitym drinkiem na schodek, na którym siedziała. Wyszła na ogród, by nieco odetchnąć i ochłonąć w oddali widziała kilku mężczyzn stojących na uboczu palących papierosy, przynajmniej robili to na zewnątrz, ale naprawdę nie lubiła gdy ktoś palił, sam ten zapas był tak mdły tak odpychający, że dla niej to była skrajna głupota się trucie tym, ale nie będzie innym zabraniać. Ona nigdy nie sięgnie po tytoń, brzydziło ją to.
    — Spójrz, skarbie, tak wygląda życiowy przegryw, który został sam.
    Zbyt dobrze znała tę barwę głosu, kojarzyła ten ton tak dobrze, że nie musiała się odwracać, by zobaczyć, kto za nią stoi. Nawet się nie ruszyła z drewnianego schodka, mimowolnie spoglądając na szkło, które trzymała w swojej dłoni, gdzie w krzywej talii okrągłej szklanki odbijał się zarys dwojga osób, lecz ona bardziej wpatrywała się w ciemnobrązowy napój, który upiła.
    To mogło wydawać się zabawne, lecz nawet nie ruszyły jej te słowa. I nie chodziło o fakt, że w swoim życiu nasłuchała się już naprawdę wielu wulgaryzmów pod swoim adresem, to ponowna zniewaga w jej kierunku, przestała mieć dla niej znaczenia. Zawsze znajdą się osoby, które w jakiś sposób ci ubliżą czy cię obrażą, ale ważne by znano swoją wartość i broniono jej jeśli, również ogromnym cechą w utrzymywaniu swojej dobrej opinii o sobie była pewność siebie. Ostatnie lata sprawiły, że przestała być tą wystraszoną dziewczyną, która jest uległa na opinie innych i ranią ją uwagi innych teraz, zupełnie to do niej nie trafiało, wręcz mogła powiedzieć, że to po niej spłynęło. Już ją próbował obrażać przy pierwszym spotkaniu gdy wróciła z wakacji, a przez ostatnie dwa miesiące unikała widywania się z nim, tak naprawdę nie miała powodów się z nim widywać. Nic ich już nie łączyło, ona zakończyła już ten etap, ale najwyraźniej on nie potrafił zachować, choć tej odrobiny klasy i zachować się normalnie, musiał ją atakować. Tylko zastanawia się po co, skoro i tak nic na tym nie czerpie jedynie swoją jakąś satysfakcje, że obrzydził ją tym słownym głównem, ale czy to coś wnosi do jej, czy jego życia, zwłaszcza że doskonale wie, że ją trudno obrazić. Wcześniej owszem, ale nie teraz gdy po latach pracy nad samą sobą znała swoją wartość i nie dawała sobie w twarz pluć.
    Mimowolnie kącik jej ust drgnął do góry w dosyć ironicznym uśmiechu, lecz nawet nie ruszyła się z miejsca, lecz w końcu powiedziała nieco znudzonym tonem, odwracając szkło w dłoni:
    — Zabawne — odezwała się kąśliwe — Bawi to, że jeszcze pół roku, płaszczyłeś się, przed tym przegrywam, błagając go o wybaczenie i powrót do siebie.
    Imprezowicze, którzy stali nieopodal, wręcz zgodnie mruknęli i spojrzeli w ich, kierunku czując, że zapowiada się fajne przedstawienie. Ona naprawdę nie chciała robić żadnych dymów, ale nie zamierzała, pozostawiać jego drwi tak po prostu i dać się mu obrażać. Więc przestało mieć znaczenie czy mieli publiczność, czy nie i tak było zaskakujące, że przez ostatnie godziny wręcz nic się nie podziało, zwłaszcza ze najbliżsi znajomi z kręgu zespołu wiedzieli o ich bardzo napiętych stosunkach w ostatnich tygodniach jak i miesiącach więc aż zaskakujące było dla nich, że tak długo wytrzymali, bez jakiekolwiek konfrontacji.
    Odwróciła głowę przez ramię i popatrzyła na stojącego nieopodal Shinoda w towarzystwie jego żony, oboje przebrani w iście królewskie szaty, panów zimna i lodu:
    — Mam wszem wobec powiedzieć, jak się korzyłeś, płakać, żebym do ciebie wróciła?
    — Nic takiego się nie wydarzyło!
    Czy spodziewała się tego, że się tego wyprze? Czy wręcz przewidziała to, że będzie grać na zwłokę i udawać, że wcale nie próbował jej przekonać do powrotu do siebie, posuwając się do błagania o to? Może była zbyt przewidywalna, ale zaczęła to odczuwać po ich spotkaniu po kilku miesiącach wtedy gdy niechcący spotkała go na ulicy.
    Podniosła się z odrobiną gracji ze schodów i zrobiła dwa kroki, do po prostu stojąc przed nimi, odstawiając ówcześnie szklankę na pobliski stolik. Zaplotła dłonie na piersiach, patrząc z przymrożonymi oczami, na swojego byłego narzeczonego.
    — Michaelu, nie oszukujmy siebie i innych, chłopacy wiedzą, jak trudno było, ci znieś rozstanie ze mną, mnie nie musisz okłamywać w końcu, to mnie wręcz błagałeś na klęczkach o to, żebym do ciebie wróciła — mówiąc to, wspomniała jedną z ich wielu rozmów, gdy ona zabierała swoje rzeczy z jego domu.
    Z uwagą śledziła, jak wręcz mocno zaciska zęby, próbując ukryć wręcz zarumienione policzki zawstydzenia, odruchowo kącik jej ust drgnął do góry, bo doskonale wiedział, że uderzyła w czuły punkt.
    — Chyba sobie żartujesz!? Nie błagałem cię o powrót.
    Mimowolnie wywróciła oczami na jego słowa, widząc, do czego zmierza ta rozmowa, która wydawała się tak bardzo bezwartościowa i płytka, ale dobrze skoro chce się tak bawić, chętnie do tego dołączy.
    — Chwileczkę, a czy to nie ty, wręcz płakałeś za mną gdy ja pakowałam swoje rzeczy w twoim mieszkaniu?
    Widziała kątem oka, jak coraz więcej osób zgromadziło się wokół nich, niedaleko zobaczyła chłopaków jakby gotowych zainterweniować gdyby sytuacja zaszła za daleko, ale ona nie zamierzała nic robić, jedynie spokojnie rozmawiała ze swoim byłym.
    — Niczego takiego nie było — wręcz wysyczał przez zaciśnięte zęby.
    — Jesteś niesprawiedliwa — po raz pierwszy odezwała się Taylor i czemu czuła fałszywość jej dość uprzejmego tomu — Okrążać mojego męża, a tak naprawdę to ty go zostawiałaś i próbujesz teraz przekształcić obraz na swój wizerunek, tak byś to była tą pokrzywdzoną, a nie Mike. Oszukałaś go...
    Wiedziała, że jak zaraz nie przerwie tego monologu, to zaraz wybuchnie. Momentalnie poczuła, jak wzrasta w niej ciśnienie, słysząc wypowiedzieć Smith. Nie pozwoli sobie na to, by oni zakłamali wszelkie szczegóły, by tylko ich historia się zgadzała.
    — Zaczekaj Taylor, czy to nie ty byłaś tą, która wskoczyła wtedy mojemu narzeczonemu do łóżka. Zanim się oburzysz, sama się mi wsypałaś, oboje wręcz się wkopaliście — wskazała na nich obojga palcem — Mogliście być bardziej ostrożni i zacząć się rozbierać w sypialni, ale zrobiliście to na korytarzu i takim sposobem, udowodniliście jedynie mi, że się przespaliście. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, jeśli naprawdę jeśli oboje uważacie, że tandetna manipulacja rodem z liceum, ukształtuje wasz obraz, tej historii to się mylicie. Zacznijmy od tego, że wykorzystałaś kryzys w związku moim i Mike i to ze on wolał się upić, zamiast przemyśleć co zrobić i oddać mi moją własność, ale wolał być złodziejem. Mike nawet nie próbuj znowu tego... — uprzedziła go gdy widziała gdy chciał coś powiedzieć — Bezczelnie mnie okradłeś, zwabiłeś mnie do łóżka, przeleciałeś i wykorzystałeś okazje, że padłam zmęczona i bezczelnie zababrałeś moją własność, ja wiem, że oboje próbujecie kreować przeszłość na swoje własne upodobanie, ale nie przy mnie. Nie przy osobie, która zna prawdę.
    — Jesteś gówniara która...
    — Może i jestem Mike, ale przynajmniej mam swoją godność i nie poleciałam do mojego byłego i nie zaobrączkowałam go tylko po to, by nie czuć się samotną — przerwała mu w pół zdania — Wyzywajcie mnie, jak chcecie, ale pamiętajcie to, nie pokazuje waszej dojrzałości, a wręcz dziecinność waszego zachowania.
    Tłum przyglądał się im, z zapartym tchem oczekując, co wydarzy się dalej, lecz ona nie chciała robić komedii, również nie chciała robić syfu i niesmaku na imprezie Chestera. Nie chcąc zawracać sobie nimi głowy, przeszła obok nich i już była blisko wejścia gdy nagle usłyszała ponownie głos Michaela za sobą:
    — Nie zrozumiesz nas i naszej miłości!
    Odwróciła się niemal natychmiast by spojrzeć na niego i odpowiadając mu z lekkim uśmieszkiem.
    — Wcale nie muszę, by widzieć, że połasiłeś się na byłą, by tylko z kimś być i być może utrzeć mi nosa.
    — Ona się zmieniła! Nie jest jak dawniej!
    — Nie obchodzi mnie to Mike, to twoje życie, przepraszam wasze państwo Shinodów — odparła z nieco ironicznym uśmieszkiem — Masz to co chciałeś, żonę i plany na wspólną przyszłość. Masz to co ci taka gówniara jak ja nie chciała dać. Więc czego ode mnie oczekujesz? Twoje życie twoja sprawa. Nasza historia zakończyła się pół roku temu i rozpoczęła nowa, którą piszemy już osobno.
    — I co ja w tobie widziałeś przez ostatnie lata? — usłyszał za sobą jego głos pełen wyrzutów.
    — Chyba to, że byłeś z młodszą nieodpowiedzialną laska, której w głowie wyścigi i imprezy, a nie dorosłe życie — skomentowała — Mike po prostu zajmij się swoim życiem z Taylor i nie wpieprzaj się do mojego skoro, ja nie wtrącam się do waszego i wreszcie pogódź się, z tym że my to już koniec!
    Nie zważając na nic więcej, weszła do domu.
    Jednak gdy minęła kolejne pół godziny w dość napiętej atmosferze między nią a Shinodamii, zdecydowała się odpuścić. Zamawiając taryfę, poczekała na nią, gdy kierowca podjechał pod wjazd, odnalazła w tłumie imprezowiczów gospodarza, z którym się pożegnała. Chester próbował ją jeszcze przekonać, by została, jednak ona wolała już iść.
    Z chwilą gdy wyszła z domu, dobiegł ją dźwięk przychodzącego powiadomienia, przystanęła na moment, wyciągając wibrujący telefon z torebki i zerknęła na nieznany numer. Zmarszczyła lekko brwi, nie wiedząc, co to w ogóle za ciąg liczb nic jej nie mówił. Na moment zawahała się, jednak po chwili odebrała i przyłożyła telefon do ucha, a po drugiej stronie usłyszała:
    — Hola Señorita  

Saturday, September 28, 2024

IV 25 (P.1) — UJRZAŁA W NIM...

    — Dziękuje.
    Skinęła delikatnie głową kelnerce, która położyła na stoliku przed nią wysoką szklankę z ciemnobrązową substancją, stuk kostek lodu, odbijały się przez moment o jej krawędzie. Między bitą śmietanę została wsunięta słomka. Dziewczyna wyglądała nie wiele młodszą od niej, jednak zbytnio się jej nie przyglądała, gdy została ponownie sama, ze swoją mrożoną kawą, a sama siedziała w jednym z wygodnych foteli w swoich ulubionej kawiarni. Na swoich kolanach trzymała laptopa. Od dłuższej chwili, przeglądała swoją pocztę, która wręcz była zawalona wiadomościami od klientów, czy firm, które chciały z nią współpracować. Chociaż ogłosiła, że na okres wakacyjny wstrzymała się z przyjmowaniem kolejnych zleceń, jednak jej działalność czy strona, stała się na tyle rozpoznawalna, że nawet jak jej nie było, gdy wręcz odcięła się od świata social mediów, widziała wręcz mnóstwo propozycji od prywatnych klientów, czy firm, które bardziej prosiły o jakąś grafikę. Chociaż z początku nie była pewna swoich umiejętności, zaczęła wrzucać i rysunki stworzone na komputerze, lecz nie rezygnowała i nie zamierzała z tradycyjnych malunków, w których czuła się najlepiej. Próbowała czegoś nowego, więc sprawdzała siebie, a zarazem reakcje osób, które ją obserwują może i były to małe przedsiębiorstwa, bo giganci korzystają z usług agencji reklamowej, to jednak czuła się doceniona, że komuś jej sztuka się podobała i ktoś się tym zainteresował. Gdy sama rozpoczęła swoją dzielność, chciała tylko dorobić do kieszonkowych, absolutnie nie myślała, że pójdzie w tym kierunku, że zdoła dalej tworzyć stronę i malować dla innych. Jednak przełomowym momentem w jej karierze był wernisaż, który może i zorganizowała ze wspólną pomocą swojego byłego chłopaka, lecz to był ten moment gdy poczuła się na tyle pewnie, że zaczęła bardziej dążyć do tego by rysunek, malarstwo czy sztuka stało się jej drogą, którą chciała podążać i zarabiać nad tym. I patrząc na obecną chwilę i miejsce, w którym się znalazła, mogła śmiało powiedzieć, podążyła w najlepszym kierunku, jakim mogła pójść. Bywały lepsze i gorsze miesiące, jednak była raczej osobą, która lubiła odkładać jakieś oszczędności, wręcz życie w biedzie nauczyło jej szacunku do pieniądza, znała jego wartość, jak długo nie jednokrotnie trzeba pracować, by zarobić. Dlatego nie trwoniła wszystkiego, jak popadnie, a do swoich zakupów podchodziła z głową. Od końca liceum gdy zaczęła organizować swój czas, a potem zarabiać zaczęła też starać się mieć kontrole nad wydatkami i musiała przyznać, że jej się to opłaciło. Chociaż nie żydziła sobie w żaden sposób i potrafiła kupić coś dla siebie. Jednak nie była dziewczyną, której zakupy to jedyny priorytet w życiu, bo zawsze może się coś stać i warto mieć te oszczędności w zanadrzu, więc tak rozsądek w wydaniu i umiar był najlepszym, co mogła zrobić.
    I nawet jeśli wcześniej była związana z Mike który na brak kasy zwyczajnie nie narzekał i wielokrotnie powtarzał jej, że nie musi za nic płacić czy się dokładać. To jednak nie była materialistką i uważała, że życie na koszt bogatego chłopaka to wręcz dla niej wstyd i ujma na honorze. Skoro mogła pracować, to robiła to i się w tym naprawdę spełniała. Od Shinodaa praktycznie nie brała ani centa, a jeśli już tak, to zawsze mu oddawała, nie licząc chwil gdy wzajemnie wymieniali się tym, że za coś zapłacą nawet za kolacje w restauracji. Sama się zastanawiała, co mają w głowach dziewczyny, które uważają, że złapią majętnego chłopaka i żyją z jego kasy, On na nie tyra, a one tylko trwonią kasę, którą oni ciężko zarabiają i żadnej samorefleksji i nie negowała, że wszystkie związki takie są, bo sama osobiście znała partnerki chłopaków z kapeli, które, pomimo że spotykają się z facetami, który nie są biedni i tak pracowały i zarabiały swoje pieniądze i nie zamierzały rezygnować z tego co robiły. Alice spełniała się w pracy architekta i wspominała, że nic bardziej ją nie cieszy tak jak robić to co od dziecka marzyła. Cóż są też własne te inne dziewczęta, które wolą znaleźć sobie bogatego frajera i żyć na jego tchawicy.
    Taki jednak jest ten świat i nie można się oszukiwać ze tak nie jest. 
    Weszła w jednego z kolejnych emaili, czytając jego treść gdzie klientowi, chciał złożyć zamówienie na obraz dla swoich przyjaciół, którzy brali ślub. Pragnąć, dać im wyjątkowy prezent. Sam wspomniał na końcu, że jest gotowy do negocjacji. Chwyciła tablet i zapisała sobie w notatniku najbardziej potrzebne informacje i przełączyła się na kolejną wiadomość.

Mogła w sumie posiedzieć w domu, ale miała ochotę wyjść na miasto i usiąść w kawiarni i popracować.

Wróciła do miasta parę dni temu, był początek września, za praktycznie trzy tygodnie zaczynała kolejny semestr na uczelni, ostatnie dni spędziła wynagradzać swoim ukochanym futrzakom brak jej nie obecności, czy spotkała się z przyjaciółkami, czy bratem, za którym się stęskniła. Na dzisiejszy wieczór już miała w planach uciec na trening, za czym tak bardzo tęskniła. Już umówiła się z ekipą, że koniec tej wakacyjnej przerwy i czas wrócić do wyścigów, jednak czuła, że i im tego brakowało. Bo ochoczo wręcz przystali na jej propozycje gdy pisała na tym na ich grupie.
    I pomimo że minęło te parę dni i powrót do Los Angeles był dla niej ciężki, bo nie chciała wylatywać z San Sebastian, nie chciała opuszczać Ricardo, to jednak powrót do tej rutyny dnia codziennego była jej potrzebna, by właśnie nie myśleć o nim. Na samo wspomnienie jego imienia, czuła gorycz, która wciąż niosła się po ich rozstaniu i pomimo że zaprzątała swój umysł wieloma sprawami, by nie pozwolić, sobie na chwile tego wytchnienia by nie powróciły wspomnienia o tym młodym mężczyźnie, z którym spędziła tak wspaniałe chwile, to jednak gdy chociaż przez jej umysł przetoczyła się echo jego imienia, wszystko wracało, ze zdwojoną siłą.
    Nikt nie dowiedział się prawdy, nikomu nie powiedziała o romansie, który rozwinął się w słonecznej Hiszpanii. Nabrała wody w usta i nie zamierzała wspominać o nim. Wiedząc, jak bardzo źle kończą się jej jakiekolwiek bliższe znajomości, które zahaczają już o strefę uczuć miłosnych, wolała po prostu milczeć. Sam fakt, że co mogła, by powiedzieć, że zakochała się w zajętym facecie. Uznali, by ją za ogromną hipokrytkę patrząc na to, że porzuciła Michaela właśnie dlatego, że przespał się ze swoją byłą podczas gdy nałożył jej na palec pierścionek zaręczynowy, dlatego zmowa wręcz milczenia była tym, co było najrozsądniejsze w tej sytuacji. I tak wiedziała, że między nią i Ricardo nic nie mogłoby być a wszystko dlatego, że nie chciała niszczyć czyjegoś związku. Nie była bez serca i zdrowego rozsądku. Nie byłą drugim Michaelem, który wykorzystał kryzys i ich kłótnie, by pociągnąć swoją byłą do łóżka i żadne tłumaczenia nie przekonują ją, że było inaczej, chociaż ubrałby to w najpiękniejsze słówka.
    Zdradza pozostanie zdradą.
    Szczerze to nawet nie chciała wiedzieć co się u niego dzieje. Nie interesowało jej to w żaden sposób. Pozostawiła tę przeszłość za sobą. Teraz skupiała się na sobie. W tym roku dla niej istotne było napisanie licencjatu i obronienie go. Mimowolnie poczuła uścisk w żołądku, może nawet nie zaczęła wykładów czy ćwiczeń, jednak musiała przyznać, że nieco się obawiała, czy uda się jej obronić. Sama perspektywa napisania tematu, jakiś zarys miała w głowie, jednak musiała się jeszcze zastanowić. Pamiętała ten dzień, jak pełna obaw i wątpliwości szła na pierwsze wykłady, a w tym roku już będzie bronić licencjatu. Nim się obejrzy, będzie bronić magisterki, a co dalej? Tego jeszcze nie wiedziała. Na szczęście jeszcze trzy lata do tego zdarzenia.
    Chwyciła szklankę i upiła przez słomkę łyk zmrożonej kofeiny, pianka już opadła i nie robiło już takiego wizualnego efektu, nie przejęła się tym, jedynie słomką pomieszała napój. Jedyna słodycz, jaka podchodziła to właśnie z niej z prawie roztopionej bitej śmietany. Nie przepadała za słodzonymi napojami, szczególnie w Ameryce zawsze prosiła, by nie dawno jakiekolwiek tłuszczu. Starała dbać o swoją dietę i to się liczyło dla niej, by zdrowo się odżywiać.
    Odłożyła szklankę z napojem i odpisała na wiadomość od klienta, z którym pisała od dłuższej chwili. Chciał zamówić obraz dla swojej córki z okazji osiemnastych urodzin. Wiedział, że była ona jedną z jej obserwatorek na Instagramie i chciał zamówić jej autoportret i pomimo że dla niej w pierwszych rozmowach ważne było dogadanie się odnośnie, stylu, papieru czy przede wszystkim samego portrety już zapewniał, że zapłaci, więcej niż sobie życzy. Mogła podjąć się tego zlecenia. Pomimo że jego córka miała mieć urodziny w listopadzie, jednak mieć w zapisie te trzy miesiące było idealne, by dokończyć portret dziewczyny. Naprawdę szanowała każdego swojego klienta, do wszystkich podchodziła indywidualnie, zawsze wypytując dokładnie o wszystkie preferencje. Chcąc, by oni byli zadowoleni, musiała wiedzieć, jak najlepiej wyobrażają sobie obraz, by chociaż w małym stopniu ich zadowolić.
    Gdy z ciekawości przeglądała opinie o niej samej na internecie czy jej działalności, raczej spotykała się z pozytywnymi opiniami, które chwaliły ją za profesjonalizm i podejście do klienta i punktualność w dostarczaniu zamówionych dzieł. Owszem były i te, które ją wyznały, ale często były to konto bardziej osób niezaznajomionych czy dzieciaków, które robiły sobie żarty. Była, tego świadoma ze gdy pracuje po części w social mediach, musi się liczyć z krytyką. Jednak potrafiła rozpoznać te, które miały ją zjechać, a te, które wytykały jej błędy w dość konstruktywny sposób i to ceniła w ludziach, że potrafili w kulturalny sposób, napisać gdzie jej mogły zdarzyć się pomyłki, przez to stawała się lepsza w tym co robi, bo uczyła się na swoich błędach.
    Pisząc ostatniego emaila z wiadomością zwrócona, spojrzała na zegarek w rogu komputera widząc ze powoli zbliża się siedemnasta południu. Musiała powoli wracać, bo za dwie godziny musiała być na torze. Przymykając klapę komputera, odpięła go od ładowarki i wsunęła do swojej torby, zabrała ładowarkę, która bezpiecznie wylądowała obok. Wkrótce i tablet podzielił ich los, dopijając ostatnie łyki kawy, zostawiła pieniądze na stole za nią oraz napiwkiem i zarzucając torbę na ramię.
    Wychodząc, z kawiarni wyszła na zalany południowym światłem chodnik, przymknęła lekko oczy, gdy jej oczy przywykły do nadmiernego słońca, podążyła w stronę parkingu, gdzie zostawiła swój samochód. Idąc spokojnie bokiem chodnika po prawidłowej stronie nawet nie spodziewała się tego co nastąpi potem.
    Wystarczył moment gdy ktoś z ogromnym impetem wpadł prosto na nią z taką siłą że gdyby nie jej szybka refleksja i chwycenie się pobliskiego muru jakiegoś budynku, teraz by leżała ze swoimi rzeczami na ziemi i co ją wręcz zdumiało, to że ktoś wręcz na nią zaczął wrzeszczeć.
    — Patrz, jak łazisz łamago! Chodnik nie jest tylko dla ciebie!
    Ten głos!
    On wydawał się jej dziwnie znajomy. Już słyszała tę barwę głosu i to nie jednokrotnie, lecz przez tę dobrą chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie go już słyszała. Gdy zdołała jednak popatrzeć w górę i zobaczyć, kto na nią wpadł i jeszcze miał czelność, z niej kpić wręcz nie mogła wyjść z szoku, bo ten twarzy jego nie znała, nigdy wręcz nie widziała w nim takiego. Przez jej gardło zdołało jedynie przejść:
    — Mike?
    — W Los Angeles jest milion ludzi, dlaczego ja musiałem wpaść akurat na ciebie! — wręcz wykpił ją prosto w twarz — Nie masz dokąd chodzić!
    — Słucham? — spytała pełna oburzenia — Czy ty chociaż przez moment zastanowiłeś się...
    — Do kogo mówię — wciął się jej opryskliwie w słowa — Do skończonej szmaty! Co jeszcze zamierzasz mnie śledzić! Dzi....
    Słuchając tego jak wręcz odrażający sposób odnosi się wobec niej, jak zaczął ją wyklinać, nie potrafiła przejść wobec tego obojętnie. Już nie zamierzała go policzkować, bo uznawała, że po prostu nie warto sobie marnować sił, poza tym bicie w żaden sposób nie było rozwiązaniem żadnego konfliktu, lecz nie pozwoli pluć sobie jadem prosto w twarz. Słuchając go, nie mogła wyjść z szoku, bo praktycznie to nie był Michael, którego ona zapamiętała. Nie odzywał się wręcz tak chamski i prostacki sposób. Nawet gdy wspominał, co się działo w jego życiu i jacy ludzie go zranili, nigdy nie pluł taką nienawiścią.
    — Wystarczy! Możesz tak mówić, do swojej żony, lecz nie do mnie!
    Widziała, jak na jego twarzy pojawia się zdziwienie, a ona mimowolnie poczuła, jak kącik jej ust drga nieznacznie do góry w nieco szyderczym uśmieszku. W tej chwili dowiedział się, że znała całą prawdę o szybkim małżeństwie, chociaż sam się z tym nie krył skoro po kilku tygodniach, potrafił obedrzeć się, z prywatności na wywiadzie gdzie wprost opowiadał o swoim życiu. Co za ironia facet, który tak chronił życie poza blaskiem fleszy, sam o nim gadał. To chyba nazywa się mieć podwójne standardy.
    — Skąd wiesz...?
    — Zbyt dyskretny nie byłeś — powiedziała, ponownie wracając wspomnieniami do wieczora gdy wraz z dziewczynami oglądała wywiad z nim i Taylor — Poza tym, myślisz ze któryś z chłopaków by mi nie powiedział. Co za zabawna sytuacja, jak sobie przypomnę jeszcze w kwietniu, błagałaś mnie, bym wróciła do ciebie, a teraz potrafisz na mnie pluć jadem? Co z ciebie za hipokryta.
    — Przynajmniej nie muszę udawać i być związany z małolatą! — oburzył się.
    Uniosła delikatne jedną brew do góry, splatając dłonie na piersiach i patrząc na niego, torba uderzyła ją o bok, lecz zbytnio się tym nie przejęła.
    — Zapomniałam, że związek z dwudziestodwulatka to istna hańba, a ironią twojej wypowiedzi jest to, że jeszcze przed paroma miesiącami tej jak mnie nazwałeś "małolacie" wsunąłeś na palec pierścionek zaręczynowy.
    — To był mój największy błąd!
    — To nie zapomnij, wspomnieć jeszcze ze spotkanie mnie było najgorszym, co cię mogło spotkać, a twoja Taylor to cudowne kobieta!
`— Ona się zmieniła! — krzyknął obruszony — Przynajmniej jest dojrzała i myśli o założeniu rodziny, a nie to, co ty wiecznie tylko imprezy i treningi. Nie myślałaś poważnie o życiu!
    Mimowolnie zaśmiała się cicho, bo to ją naprawdę bawiło. Sam doskonale wiedział, na co się pisze w związku z nią, że musi iść na jakieś ustępstwa gdy zwiąże się, z dziewczyną znacznie młodszą od niego teraz wręcz jej wyrzuca prosto w twarz, że to na co poszedł, było wręcz dla niego krzywdzące. Bo przecież ona nie myślała poważnie o życiu, nie wspominając o tym, że sama wielokrotnie mu mówiła, że dopiero jak skończy studia, mogą myśleć o ślubie i potencjalnej rodzinie. Co tu było trudno zrozumieć? Bo naprawdę teraz nie wiedziała.
    — Jeszcze mi powiedz, że planujesz zaciążyć laskę która.... — urwała w ostatniej chwili.
    Mógł być dla niej chamski, opryskliwy i wulgarny i mogła posłużyć się tym, że wiedziała, co stało się z ich dzieckiem, jednak uznała, że nie warto w ten sposób tego przeciw niemu używać. Przynajmniej zachowa odrobinę honoru i tej przyzwoitości.
    — Tak, planujemy dziecko — odparł, jakby nie zwracając uwagi na ostatnie słowa — Przynajmniej wreszcie będę miał rodzinę, bo z tobą i tak bym tego nie doczekał. Bo dla ciebie ważna byłaś ty sama, byłaś zapatrzoną w siebie egoistką!
    — Może i byłam, ale przynajmniej mam klasę — odparła z diabolicznym uśmiechem.
    Patrzyła, jak zmarł w jednej chwili, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze bardziej pod nosem. Naprawdę mogą ją obrażać na różne sposoby, bo wie, że i tak zawsze znajdą się osoby, które będą chciały ją słowami zniszczyć, ale ważne dla niej było to, że ona znała swoją wartość i to się dla niej liczyło. Jedną z jej zasad było:
    Jeśli znasz swoją wartość, nikt ci nie ubliży!
    Przez lata słyszała tyle wyzwisk pod swoim adresem, że obecnie one wręcz na niej nie robiły absolutnie żadnej różnicy. Można słowami zmiażdżyć osoby, które nie wiedzą, jakimi są ludźmi, ona wiedziała i mogą w nią pluć, ale to ona wiedziała co, o sobie sądzi.
    — Jesteś...
    — Tak, tak, tak, chamska wredną dziewuchą, która się nie zna na życiu — wcięła się mu w słowa — Mike dla nas obojga będzie lepiej od ty pójdziesz w swoją stronę a ja w swoją.
    Nawet nie dostrzegła momentu gdy za jej plecami pojawił się jeden z ich wzajemnych bliskich znajomych, dopiero jego głos sprawił, że odwróciła się i zobaczyła za swoim ramieniem Farrella.
    — Wyczuwam kwas — skomentował, stając z nią ramię w ramię — Przeszkodziłem w czymś?
    — Nie! — odparł opryskliwie Michael — Spadam, nie mam ochoty patrzeć na twoją gębę — pośrednio zwrócił się do niej.
    Ona zamiast czuć się urażona po prostu parsknęła śmiechem. Patrzyła, wraz z Phoenix jak unosi głowę i odchodzi w drugą stronę niezwykle urażony.
    — On staje się z każdą chwilą bardziej nieznośny! — skomentował basista.
    Gdy zdołała się uspokoić, popatrzyła lekko zdziwiona na mężczyznę, który widząc, jej spojrzenie odparł:
    — On jest taki odkąd, wyruszyliśmy w trasę — wspomniał z cichym westchnieniem — Wiecznie wybiela Taylor, osoby, które próbują mu przypomnieć, co ona mu zrobiła, będę z tobą szery, jedzie po nich. Nie daje sobie na nią powiedzieć złego słowa i deklaruje się właśnie, że planują założyć rodzinę.
    — To nie nazywa się syndrom oblężonej twierdzy? Nie chce się w to mieszać, ale gdy mi Chester powiedział, że on wziął z nią ślub po kilku tygodniach, po rozstaniu ze mną myślałam, że pęknę ze śmiechu. Szybko się w niej zakochał!
    — Albo przekonała go do tego, by żyć jak dawniej — stwierdził — Jakoś nie widzę tego, że nagle zapałał do niej gorącą miłością, zwłaszcza że jeszcze przez kilka tygodni rozpaczał po tobie.
    — Szczerze sam sobie jest winny, skoro wolał uznać, że mu z nią dobrze. Dave, po co się w to mieszać? To nie zmieni naszego życia, a ja szczerze cieszę się ze tak wyszło, przynajmniej jestem wolna! — powiedziała bardzo zadowolona.
    Oboje ruszyli spokojnym krokiem w jednym kierunku, ona sama skierowała się w stronę samochodu, a Dave potowarzyszył jej przez chwile, zatrzymali się w końcu przy jej pojeździe, a wtedy basista bardzo zaciekawiony zapytał:
    — Gdzie ty byłaś przez ostatni czas?
    — Na wakacjach — odparła zgodnie z prawdą.
    Otwierając pojazd, wrzuciła torbę na siedzenie pasażera i ponownie wróciła do Davida i spojrzała na niego:
    — Ale dwa miesiące!? — dziwił się.
    — Spodobało mi się w Hiszpanii i nie chciałam tak szybko wracać. A wiesz, że zwiedzenie go było moim marzeniem. I tak nie miałabym, co robić w mieście to zostałam dłużej i się wybawiłam — przyznała — Wy mieliście trasę, wasze laski w robocie, moi znajomi albo praca czy wakacje więc mogłam przedłużyć pobyt i wcale nie żałuje.
    — Wróciłaś, jednak co cię skłoniło?
    — Praca, studia i zwierzaki, do faceta nie miałam co wrócić, bo już nie mam — powiedziała ze śmiechem.
    Oboje wybuchnęli śmiechem. Stali jeszcze przez chwile rozmawiając o tym co się działo, lecz w końcu musieli wrócić do swoich spraw.
    Nikt nie wiedział, co pisze dla nich scenariusz życia.









Sunday, September 22, 2024

IV 24 (P.1) — OSTATNI POCAŁUNEK

    Zatrzasnęła z cichym westchnieniem wieko swojej dość obszernej walizki, bez cienia radości, chwyciła u boku skraj zamka błyskawicznego, który prędko przesunęła po bokach ogromnego bagażu, który ze sobą miała, gdzie skryła dwa ostatnie miesiące życia w tym nadmorskim miasteczku.
    Przygody, która powoli dobiegała końca.
    Na samą myśl poczuła skurcz w sercu, myśląc o tym, chociaż nie była już osobą, która była skłonna poddawać się łzą, z byle błahostki, bo od dawna przestała w niej tkwić ta wystraszona dziewczyna, którą była przed laty, na którą bardziej wpływały emocje, to teraz starała się usilnie nie uronić ani jednej łzy. Czuła przebywające jej ciałem smutek oraz rozpacz, które z każdą chwilą zaczęły wzrastać na myśl o tym, że jutrzejszego dnia już jej tutaj nie będzie, miała chęć rozpłakać się jak dziecko. Przez ostatnie tygodnie zżyła się z tym miejscem, a raczej ludźmi, których tu poznała, szczególnie z jedną osobą, która przez ostatni czas stała się jej bliższa i mogło to zabrzmieć absurdalnie, wręcz zahaczają o abstrakcje, ale prawda była zgoła inna.
    Pomimo jak by usilnie próbowała temu zaprzeczać, nie dało się jednak ukryć, że ktoś stał się jej bliski. Nie chciała, by do tego doszło, nie pragnęła się do kogoś przywiązywać, jednak teraz gdy mając świadomość, że wyjeżdża, uderzała w nią ta brutalna prawda, że tak, zostawiała tu coś, a raczej kogoś, kto momentalnie wywrócił jej życie do góry nogami. Wystarczyły niecałe dwa miesiące, praktycznie codzienne spotkanie, częste rozmowy, w których bliżej się poznawali, by mogła przywiązać się w znaczący sposób do pewnego Hiszpana.
    Westchnęła cicho, prostując się, starając się walczyć sama ze sobą, by się nie popłakać. I czemu tak emocjonalnie reagowała na wyjazd, który i tak wiedziała, że wcześniej czy później nastąpi. Czas było wrócić do kraju, powrócić do swoich ukochanych zwierzaków, które się za nią się na pewno stęskniły. Przyjaciół, których zostawiła, a przede wszystkim znowu wrócić do pracy a wkrótce zacząć kolejny rok na uniwersytecie.
    Jednego z ostatnich wieczorów przeszła jej przez głowę pewna myśl i mogła się wydawać ona dość zaskakująca, jednak ten pomysł pojawił się, w umyślę. Doskonale pamiętała, jak do jej umysłu nasunęła się myśl, o tym, że co by było gdyby się tutaj przeprowadziła.
    Może i było to ruchliwe miasteczko, bo słynęło z turystyki, jednak klimat oraz hałas, był wręcz nieporównywalny do tego jak ruchliwą metropolią było Los Angeles, a przede wszystkim, nie widziała tutaj tak skrajnej biedy, jak widzi się na ulicach słonecznego miasta Kalifornii, i nie żyła w ołudzie, że nie ma takich ludzie, jednak nie koczowali oni na ulicach, jak to ma miejsce na wielu głównych drogach miasta sławy. Skrajne biedactwo mieszała się, z nieprzebytym bogactwem a ona żyła pośrodku tego wszystkiego. Nie uważała się za kogoś majętnego, zważając na fakt, że jej brat miał wiele milionów na koncie. Nie odnosił się z tym, a ona nie rościła sobie praw do jego majątku. Pracowała sumienie na swój sukces i to w sobie lubiła. Nawet jeśli miała do czynienia z gwiazdami z wielomilionowymi majątkami, to jednak traktowała ich jako zwyczajnych ludzi, a Chester jak i jego koledzy z zespołu praktycznie zachowywali się jak zwyczajni ludzie, nie uderzyła im tak zwana sodówka do głowy. Pracowali wciąż ciężko na to co obecnie mają i to w nich podziwiała. Nie stracili kontaktu z rzeczywistością i potrafili wieś zwyczajne życie i chciała tak żyć jak każdy przeciętny mieszkaniec i nie uwikłać się w kredyty, które były wręcz normą dla ich państwa.
    Gdy teraz o tym myślała, to tak w Stanach, miała całe swoje życie, gdyby zdecydowała się na przeprowadzkę, tutaj musiałaby tak wiele zmieniać. Jednak nie zamierzała kryć się z tym, że nie czuła przykrości na wspomnienie wyjazdu.
    Momentalnie jednak powróciła wspomnieniami do pewnego wieczoru, który przeżyła w przeciągu ostatniego tygodnia. Ujrzała obrazy tamtych wydarzeń oczami swojej wyobraźni, a ona znowu powróciła do tamtej nocy, która spędziła na obrzeżach miasta ze swoim kochankiem:

    — Kiedy wyjeżdżasz?
    To pytanie nagle zawisło w powietrzu. Można było niemal od razu wyczuć, jak atmosfera nagle staje się cięższa. Ich dobry nastrój nagle uleciał w dal, gdy wystarczyło, że to jedno pytanie padło wprost z jego ust. Można było się zdziwić i zapytać, dlaczego tak nagle tak wyśmienity nastój przeminął, a wypełniła go dziwna nerwowość i napięcie, które zrodziło się między nimi.
    Stojąc opartym o ścigacz swojego ukochanego ścigacza, popatrzył na stojącą przed nią dziewczynę, której wzrok momentalnie się odwrócił. Uciekała swoim spojrzeniem przed nim, a on widział, jak jej ramiona nagle opadły. Te jarzące się iskierki w oczach, które do tej pory jej towarzyszyły, one nagle zanikły, jakby nagle zamarły, zastygły w bezruchu, ustępując miejsca i tutaj nie mógł nawet skłamać gdy ujrzał w jej oczach niesmak wręcz smutek, który zagościł w tym piękny bladoniebieskim spojrzeniu oczy jego towarzyszki.
    Słyszał, jak cicho wzdycha, gdy tylko to pytanie w końcu padło.
    Jakby oboje przez ten cały czas uciekali przed nim, pragnęli umknąć przed nim. Oboje jakby podświadomie pragnęli jak najmocniej przedłużyć ten czas. To zaskakujące, a zarazem zabawne jak w przeciągu tych ostatnich tygodni ich zażyłość stała się silniejsza. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę, na co się piszą, gdy rozpoczynali swój romans ponad dwa miesiące temu. Wiedzieli, że to tylko zabawa, seks bez zobowiązań. Wakacyjna przygoda przeplatana romansem z jego najbliższą przyjaciółką, to przecież tak miało być.
    Nic zobowiązującego!
    Nic angażującego!
    To teraz pora było odpowiedzieć na tak kluczowe pytanie. Dlaczego nagle oboje poczuli niechęć do jej zbliżającego się wyjazdu? Wydawało się to tak banalnie proste, nie w ich przypadku!
    — Czy musimy o tym rozmawiać?
    Cisza nagle została przerwana przez cichy głos. Czuła spojrzenie jego oczu na sobie, miała wrażenie, jakby pragnął ją przeszyć na wskroś. Pragnął wedrzeć się do jej umysłu i odczytać jej wszelkie myśli. Jednak było to wręcz niemożliwe!
    Nikt nie może czytać cudzych myśli. To było realne życie, a nie historia fantasy gdzie wszystko było możliwe.
    — Oboje zdajemy sobie sprawę, że w końcu czas zakończyć tę krótką historię — nie zdawała sobie sprawę, jak wiele trudno przyjdzie jej wypowiedzenie tych krótkich słów.
    Czuła jakby na sercu jej coś ciążyło. Niemiłosiernie ciężki kamień, który nagle opadł na nie, zabierając jej dech w piersi. Przez chwile czuła, się jakby nie mogła złapać porządnego wdechu. W kącikach oczu poczuła łzy, które nagle zaczęły ją niemiłosiernie piec. Zmrużyła prędko po kilka razy oczy, by odgonić od siebie te wstrętne kropelki wody, które pragnęła uronić. Jednak nie pozwoliła sobie na to, nie chciała i nie mogła! Dlatego szybko odgoniła te niechciane łezki i spojrzała na niego w blasku górującego nad nimi księżyca oraz pobliskiej latarni, w której paliło się światło.
    Stali oni na skraju jakieś polany lub pól. Byli znacznie oddaleni od miasta. Gdy przed paroma godzinami otworzyła drzwi do swojego pokoju hotelowego i ujrzała jego ubranego w skórzaną kurtkę, zwykłą czarną koszulkę oraz dopasowane spodnie a pod pachą trzymał kask, zupełnie nie rozumiała, co tutaj robi, jednak wkrótce on rozwiał wszelkie jej wątpliwości, gdy oznajmił, żeby się szykowała, bo chce zabrać ją na przejażdżkę i teraz tak stali po paru godzinach jeżdżąc po okolicach miasteczka, ciesząc się swoją obecnością. Jakby pragnęli nacieszyć się tymi ostatnimi dniami ze sobą, zanim w końcu nie będzie już zmuszona wrócić i nie będzie mogła przedłużyć już swojego urlopu.
    Ricardo nie pozostał obojętny na perspektywę jej wyjazdu, zupełnie jak ona, nie chciał tego! Widziała po nim, że pała ogromną niechęcią do jej wylotu. Mogła tylko snuć domysły, co może czuć i myśleć, jednak wiedziała jedno, ten mężczyzna stał się kimś więcej niż tylko kochankiem czy wakacyjną przygodą. To jawne zakłamanie ich obecnej relacji gdy powie się, że łączy ich tylko łóżkowa bliskość. Nic z tych rzeczy! To było coś więcej, jednak żaden z nich nie potrafił lub zwyczajnie nie chciał odpowiedzieć, co konkretnie to było.
    — A czy ty naprawdę tego chcesz Señorita? — spytał wprost.
    Grom jego słów sprawił, że spojrzała na niego ze smutkiem i goryczą w oczach, w jego oczach nie dostrzegła ani cienia radości. Wręcz przeciwnie było to poblask niechęci i pragnienia tego, by zatrzymać ją tutaj, na dłużej jednak wiedział, że nie zdoła już jej przekonać do tego, wiedział także, że nie było żadnego sensu tego robić.
    — Szczerze!? — spytała wprost.
    Widziała, jak delikatnie skinął głową, przytakując, a ona przez moment nic nie powiedziała. Odezwała się po dłuższej chwili, ponownie zwracając na niego swój wzrok:
    — Nie chce — przyznała ze szczerością — Jednak oboje wiedzieliśmy Señor — stwierdziła rzeczowo — Nie będę chyba mało spostrzegawcza gdy powiem, że oboje pisaliśmy się na układ z korzyściami, jednak coś po drodze się zmieniło, albo… — urwała, nie potrafiąc znaleźć słów, by to określić — Nie ujrzeliśmy, w którym momencie przestał być to tylko seks, a stało się czymś więcej, pomimo tej absurdalności, że sypialiśmy w trójkącie wraz z Courtney. Czy jednak ja, czy ty jesteśmy w stanie powiedzieć, że to miłość? Raczej nie do końca, jednak nie możemy zaprzeczyć temu, że jest to głębsza więź, która nas połączyła.
    Ponownie między nimi zapadła chwila niezręcznej ciszy.
    — Jednak perspektywa, że wyjeżdżasz, jakoś dziwnie mnie smuci — stwierdził po chwili ciszy.
    Popatrzyła na niego, z trudem powstrzymując poruszenie, które pojawiło się w jej sercu, widok nieco przygnębionego Hiszpana sprawiał, że napełniło ją to smutkiem i niepokojem.
    — Wiem Ricardo i cholernie tego żałuje, jednak nie zamierzam kryć, że te dwa miesiące były cudowne. Dzięki tobie i Courtney odżyłam na nowo po dość ciężkich miesiącach w swoim dotychczasowym życiu. Bawiłam się z wami świetnie.
    Mimowolnie na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, wspominając ich nocne eskapady, to jak mimo że mogło wydawać się to dziwne, spełniła swoje najskrytsze fantazje erotyczne. Spotkała dwoje ludzi tak bardzo otwartych, interesujących i ciekawych, że nie tylko seks z nimi był czymś niezapominanym, ale oni sami byli tak intrygującymi osobami, że szkoda było jej porzucać tej znajomości, jednak najbardziej odczuwała smutek, na myśl musi opuścić Ricardo. To najbardziej ją przygnębiało.
    — Gdybym starał się jakoś obojga nas pocieszyć, w tej sytuacji jest to trudne, bo nie wiem, co powiedzieć — rzekł, rozkładając w beznadziei ręce.
    — To prawda, on sam nie wiedział, co ma na to powiedzieć, to wszystko wydawało się takie dziwne, nierealne jednak taka była prawda, dobiegł już koniec tej przygody.
    — Można powiedzieć, że może kiedyś się spotkamy — próbowała dodać pocieszająco ich obojga.
    Lecz nawet to nie sprawiło, że poczuli się lepiej.
    — Nie myślałem, że tak źle zniosę perspektywę twojego wyjazdu — mówił.
    Musiała mu całkowicie przyznać racje.
    Jednak kolejną rzecz, którą musiała powiedzieć, co wyszło jej na plus przy tym wyjeździe, to fakt, że zapomniała o swoim byłym partnerze, a raczej tego co jej zrobił. Mimo że przed przyjazdem, nie myślała o tym, to teraz praktycznie zapomniała o swoim związku. Jednocześnie zapominając co sobie obiecała gdy zakończyła związek z Michaelem, że nigdy więcej już żaden mężczyzna nie zwróci jej w głowie.
    Czy obecna sytuacja była zaprzeczeniem tego co było?
    Czy Ricardo nie stał się dla niej kimś więcej, niż tylko facetem, z którym mogła spędzić upojne chwile?
    — Nie mogę jednak odmówić ci, że jesteś wspaniałą kobietą, bystrą i bardzo inteligenta. Widzę w tobie cechy dziewczyny, której poszukuje wielu mężczyzn. Ambitnejpracowitej, mądrej oraz bardzo cha rematycznej i nie jednokrotnie potrafiącej stawiać na swoim. Może nie poznałem cię bliżej, jednak czuje, że potrafisz zajść za skórę.
    Mimowolnie na ostatnie słowa się uśmiechnęła. Bo owszem, bywała zadziorna i bardzo uparta, co wielu jej znajomych odczuło. Miała bardzo stanowczy charakter, który się w końcu ujawnił gdy pozwolono jej być sobą. Stała się, jak to mówili chłopacy z zespołu „Gorszą wersją Chester w kobiecym ciele” i nie zaprzeczała, była charyzmatyczna czasami irytująca i wredna, jednak nie mógł jej nikt odmówić, uczuciowości, troski a w związkach potrafiła, zachowywać wierność i poszanowanie do swojego partnera co jej były nie docenił, idąc z nią w bój.
    Potrząsnęła głową, by odgonić od siebie te niechciane myśli…
    
    Gdy teraz wracała do tamtego wieczoru, jeszcze bardziej miała ochotę się rozpłakać, bo w końcu nadszedł dzień jej wyjazdu. Powrotu do jej rodzinnego kraju. Po cudownych tygodniach spędzonych w San Sebastian czas było wrócić do szarej rzeczywistości. Jednocześnie nie było już jej stać na przeciąganie tego urlopu, czas było wrócić do kraju i wrócić do pracy. Powrócić do malowania co tak wręcz, kochała i uwielbiała. Mimo że czuła, niechęć do wyjazdu wiedziała, że to już pora za miesiąc, zaczynają się studia.
    Nie wiedziała co będzie dalej. Nie miała bladego pojęcia co zrobić ze stosunkami z Ricardo, czy jakoś uda im się ten kontakt przedłużyć a jeśli nie, to jednak nic nie odbierze jej tych wspaniałych wspomnieć spędzonych z nim czy Courtney. Cudnowne chwile i zabawy, tygodnie przepełnione radościami, bez żadnych trosk nie myśląc w najmniejszym stopniu o jej problemach w Kalifroni. Można było powiedzieć ze życie niczym z bajki, ale to były tylko pozory, bo w końcu było czas powrócić do zwyczajnego życia.
    Po całej sypialni rozniósł się dzwonek połączenia. Co niemal sprowadziło ją na ziemie z głębszych przemyśleć. Podeszła do szafki i sięgnęła po wibrujący telefon i popatrzyła na ekran, gdzie dostrzegła imię oraz zdjęcie Ricardo. Zawiesiła palec w powietrzu, przez moment zawahała się, jakby przez moment miała chęć nieodbierania. Oprzytomniała po chwili, gdy wróciło do niej, że przecież mężczyzna miał odwieść ją na lotnisko i nie chodziło o to, że ona o to prosiła, bo nie miałaby takiej śmiałości, lecz to on jej to zaproponował, tłumacząc, że nie będzie tłukła się taksówkami z bagażem i sam ją zawiezie.
    Nacisnęła zieloną słuchawkę i niemal z bólem serca, przyłożyła ją do ucha, po kilku sekundach jej zmysły wręcz zostały zaatakowane przez głęboki głos. Delikatnie przymknęła powieki gdy usłyszała, jak się z nią wita. Jednak w jego barwie głowie jakby nie spał całą noc.
    — Gdzie jesteś Bella? — dobiegło ją jego pytanie.
    Słysząc jego niemal przenikający, przez jego barwę głosu smutek momentalnie poczuła ucisk w sercu. Pomimo tego, że starał się za wszelkich sił udawać, że nie obeszło go, że wyjeżdża. Mogła jedynie domyślić się jaki bałagan panuje w jego głowie, zupełnie jak u niej. To już nie chodziło o to, że bardzo polubiła to miejsce, ale właśnie o to, że nie chciała jego zostawiać!
    Najgorsze uczucie i poczucie świadomości, że zostawiasz kogoś, kto tak bardzo stał, ci bliski wiedząc, że prawdopodobnie to wasze ostatnie spotkanie w życiu. To bolało.
    Miał być to tylko romans, przygodny seks, wakacyjna sielanka, nic wiązce, czy zobowiązującego, jednak ktoś napisał dla nich zupełnie inny scenariusz i musieli podążyć ścieżką którą wyznaczył im ich losu.
    Musiał ich rozdzielić!
    I to cholernie bolało!
    — W pokoju już wychodzę — odparła pośpiesznie, zdejmując jedną ręką walizkę z łóżka.
    — Zaczekaj tam na mnie, pomogę ci z nią.
    Nie czekał, na to aż odpowie, Rozłączył się w tej samej chwili, a ona jeszcze przez kilka sekund trzymała telefon przy uchu. Opuściła ją wkrótce, wsuwając komórkę do kieszeni wygodnych sortów, które miała na sobie. Nie było sensu ubierać nic długiego, zwłaszcza że nocami jak i tutaj w Hiszpanii tak jak Los Angeles o tej porze roku było na tyle ciepło, że nie musiała nic wkładać więc bez sensu siedzieć i grzać się w długich ciuchach.
    Nie dostrzegła, jak minęła krótka chwila, dopiero postukiwanie w drzwi wybudziło ją z letargu, w który wpadła dość dłuższą chwilę wcześniej. Podeszła do nich i przekręciła klucz.
    Z chwilą gdy otworzyła bardziej ciemne skrzydło, zobaczy za nim mężczyznę ubranego w ciemną koszulkę oraz dopasowane z ciemnego jeansu spodenki a na nogi założył dość letnie buty. Włosy idealnie były podniesione i za czesane do tyłu a zarost wręcz idealnie przystrzyżony. Spoglądał na nią za oprawek swoich ciemnych okularów. Pomimo że krył się za ciemnymi okularami, to jednak widziała grymas na jego twarzy i mogła wręcz wyczuć od niego, że zupełnie jak ona nie chce, by wylatywała.
    — Jedziemy? — spytał troszkę bezuczuciowo.
    Jednak czuła, że to ty przykrywa, był, by ukryć smutek czy rozczarowanie, które owładnęło jego sercem i umysłem. Jednak nic nie poradzi. Pewna historia się kończy, by rozpoczęła się kolejna. Spędzili ze sobą niezapomniane chwile, ale to już koniec, który właśnie dobiegł kresu.
    Patrzyła, jak bez trudu chwycił rączkę jej walizki i pociągnął za sobą. Niemal w bardzo niezręcznej ciszy opuszczali jej pokój hotelowy. Po raz ostatni przyłożyła kartę do zamka, usłyszała to charakterystyczne zamknięcie i podążyli korytarzem do wind. Pomimo że nie odezwali się ani słowem, oboje jednak myśleli wciąż o tym samym.
    Jak prędko to zleciało?
    Zaledwie przed paroma tygodniami, siedząc w lobby i czekając na chłopaków z ekipy, miała jechać na zawody, gdzie spotkali się ponownie. Tamten jeden wyścig ten durny zakład sprawił, że teraz oboje wychodzili przed hotel, gdy uregulowała ostatnie sprawy z recepcjonistką z wręcz krającymi sercami i wręcz okrutną świadomością, że już jutro nie zobaczą siebie tak jak co dzień. Ona będzie na innym kontynencie podzieleni od siebie oceanem i wieloma kilometrami drogi. Sama ta myśl ich obojga wręcz przerażała, że tak to się zakończy. Zobaczą siebie po raz ostatni przed wejściem na bramki sprawdzające.
    Niemal zacisnęła mocno zęby, by nie uronić ani łzy, Przecież nie będzie płakać z tak błahego powodu, nawet po rozstaniu z byłym praktycznie nie popłakała się, bardziej się wkurwiała na to, jakim egoistycznym dupkiem się okazał.
    Ricardo bez trudu wrzucił jej bagaż do bagażnika swojego samochodu z chwilą gdy ona zasiadła na miejscu pasażera. Wybrała praktycznie nocny lot, by wrócić nad ranem do kraju. Jednak najwyższa pora było powrócić do swojej małej rodzinki, do życia i zostawić w końcu to za sobą.
    Cholernie trudno było im jechać obojga, siedzieli pogrążeni w zupełnej ciszy, która była teraz dla nich tak bardzo niezręczna. Oboje myśleli o tym samym, wspominając swoje cudowne chwile, które tutaj spędzili.
    On sam myślał jak bardzo ten przygodny romans otworzył mu oczy na to jak w ciężkiej sytuacji znajduje się ze swoją dziewczyną. Nie chodziło o ich życie erotyczne o ich przygodnych parterów, a to, w jakiej kruchej kondycji była ich relacja. Kiedyś za sobą by w ogień wskoczyli, teraz coś się wypaliło między nimi i żyli monotonią związku. Niby mieli wspaniałe życie towarzyskie, ale co z tego, jak od pewnego czasu ich relacje zaczęły się psuć. Praca to też co innego, robili, co kochali, ale to oni się wzajemnie wypalili. A obecność Julii to jemu uświadomiła, że musi porozmawiać ze swoją dziewczyną o ich związku
    Mężczyzna wjechał na strzeżony parking tuż przy lotnisku, zgasił silnik, a oni we dwoje przez dłuższą chwilę pozostali w kompletnej ciszy, oboje patrzyli przez okno samochodowe na ogromny gmach lotniska, przed którym się zatrzymali. Oboje pozostali jakby nie wzruszeni, z tą jedną myślą, którą trudno było im wypowiedzieć na głos. Nie potrafili spojrzeć na siebie, raniąca świadomość, że to ich ostatnia podróż razem sprawiła, że przedłużali tę chwilę, rozstania jak mogli. Lecz nie mogli trwać dłużej, ona musiała oddać bagaż, a potem przekroczyć bramki bezpieczeństwa szukając swoje bramy, skąd kołował jej samolot do Nowego Jorku, pierwszy przystanek, by potem czekać parę godzin na kolejny lot już bezpośredni do Miasta Aniołów.
    Czuła wręcz kujący ból w piersi na myśl, że już jutro będzie stać na ojczystej ziemi, opuszczając klimatyczne San Sebastian. Może i były to długie wakacje, jednak przez myśl jej przemknęło, że mogła, by się tu przenieś i zamieszkać, ale musiała, odrzucić od razu tę sugestię jej miejsce było w Los Angeles, całe życie, znajomi, przyjaciele czy brat i jej kochane futrzaki.
    Czas zakończyć tę podróż.
    — Dziwnie mi, z tym że wylatujesz — przyznał młody mężczyzna.
    Kątem oka widziała, jak odwraca spojrzenie w jej kierunku, nie pozostała, mu dłużna wkrótce spoglądali sobie w oczy, kryjąc tragające nimi emocje. Widziała, jak stara się uśmiechnąć, jakoś rozładować tę napiętą atmosferę, kącik jej ust drgnął nieznacznie do góry.
    — Aż wydaje się to trochę niedorzeczne, że nie zadzwonię do ciebie jutro, nie wyciągnę cię na miasto. Trochę czuje się z tym... — z każdą chwilą słowa stawały się coraz trudniejsze do wypowiedzenia.
    — Nie uważasz, że tak powinno być? — spytała cicho, z cichym westchnieniem — Ty i Courtney wrócicie do swojego życia, ja wrócę swojego — mówiła — Bawiłam się z wami doskonale i długo nie zapomnę o tych wakacjach, ale czas wrócić do rzeczywistości. Ja muszę wrócić do pracy, do moich zwierzaków czy przyjaciół. Oni na mnie czekają, ty cóż musisz poukładać swoje życie wraz z dziewczyną. Każda książka ma swoje zakończenie, my mieliśmy krótką historię. Szkoda, że poznaliśmy się w takich okolicznościach, ale nie będę już dłużej w waszych relacjach mieszać. Czas to zakończyć!
    Nawet nie czekając na jego reakcje, otworzyła drzwiczki samochodu i opuściła go. Wzdychając wilgotny zapach powietrza, a na horyzoncie widząc zbliżającą się czerń chmur, które zmierzały w ich stronę, wiatr powiał jej włosami, gdy podeszła do bagażnika. Uchylając klapę, wyjęła walizkę, niemal w tej samej chwili tuż przy niej stanął Ricardo.
    — Chociaż pozwól, że przedłużmy tę chwilę rozstanie o te parę minut — poprosił.
    Widziała, jak wyciąga ku niej dłoń i wręcz zabrał z jej uścisku jej walizkę. Chociaż nie sprawiała ona jej większej trudu, pociągnął ją za sobą, niemal w tej samej chwili obejmując ją ramieniem.
    Idąc ku wejściu na lotnisku, szli wręcz pogrążeni w absolutnej ciszy, jedynie gwar z lotniska, przerwał tą wręcz idealną harmonię. Gdy przekroczyli próg portu lotniczego, oboje zrozumieli, że widząc się tutaj po raz ostatni.
    Zatrzymali się pośrodku ogromnego holu, który prowadził do bramek oraz punktu oddania walizek, gdzie stało już dość dużo osób i wkrótce ona stanie i tam. Mogła wcześniej oddać bagaż, jednak wiedziała, że może zapomnieć czego, zabrać wolała przyjechać wcześniej na lotnisko i oddać na parę godzin przed lotem. Jej samolot odlatywał za cztery godziny, a trzy godziny musiała już być poza bramą.
    Stanęli naprzeciw siebie, nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, uciekła spojrzeniem, by tylko na niego, nie patrzeć wiedząc, że ból będzie znacznie gorszy gdy spojrzy. Jednak czuła, jak wręcz przeszył ją swoim spojrzeniem ciemnobrązowych tęczówek. Pragnął zapamiętać po raz ostatni ją w każdym drobnym szczególne. Co najgorsze to żaden z nich nie zaproponował, by poddała mu swój amerykański numer, jednak oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że nie mogli wiązać ze sobą przyszłości, gdy jeden z nich był ją zajęty i w na pozór szczęśliwym związku.
    — Chyba co mogę powiedzieć, to ci podziękować za wspaniałą przygodę — odezwał się Ricardo — Nie powiem to, były wspaniałe dwa miesiące.
    Co było wręcz komizmem obecnej sytuacji, w jakiej się znalazła, to, że jej serce pękło na myśl, że nie zobaczy już nigdy więcej Ricardo, gdy uderzyła ją bezpośrednia myśl, że to już koniec, niżeli bardziej odczuła ból po zdradzie. Momentalnie przymknęła oczy, spod którego spłynęły słone krople łez i chociaż nie chciała, one same popłynęły.
    Nawet nie dostrzegła tego jednego momentu, gdy widząc jej łzy, Ricardo objął ją i mocniej przytulił do siebie. Wręcz spragniona jego bliskości wtuliła się w niego, chcąc jak najbardziej pozostać w jego bezpiecznych objęciach. Pragnienie pozostania dłużej była dużo silniejsza niż powrotu do domu. Owszem, za którym tęskniła, ale to tutaj w Hiszpanii ponownie odnalazła furtkę do możliwej szczęśliwej miłości, jednak nawet nie mogła jej otworzyć.
    I to bolało bardziej!
    — Czas to zakończyć Señor — z niechęcią odsunęła się od niej.
    Otarła wieschem dłoni cieknące po policzkach łzy i popatrzyła na mężczyznę, który skradł jej serce. Nawet nie zauważyła, jak chwyciła jego dłoń, którą teraz mocno trzymała
    — Siempre te recordare Señorita.
    W końcu po dłuższej chwili z niechęcią rozplotła ich dłonie oraz ujmując rączkę walizki.
    — Adiós Señor.
    Odwróciła się na pięcie, nie mogąc, już znieś dłużej tej chwili pożegnania i ciągnąć swój bagaż powędrowała w stronę punktu oddania walizek. Idąc tam, była już praktycznie przy ostatniej osobie która stała w kolejce, jednak coś ją tknęło.
    Porzuciła walizkę, nie patrząc, co może się z nią stać.
    On nadal tam stał.
    Podbiegła do niego prędko, nie zwracając uwagi na przechadzających się ludźmi. Szybkim krokiem pokonała dzielącą ich odległość i niemal parę sekund potem, uchwyciła jego twarz w dłonie, składając na jego ustach bardzo gorący pocałunek, pełen uczucia i tęsknoty, którą nią przepełniała. Czuła momentalnie, jak obejmuje ją w pasie i przyciąga bliżej siebie, po chwili niemal tonęła w jego bezpiecznych ramionach. A oni nie mogli się od siebie oderwać. Pełen uczuciowości i pasji pocałunek był wręcz przepełniony smutkiem i rozpaczą za drugą osobą jednak czy można było wyczuć w nim coś więcej? Czy pasja było tylko przedsmakiem tego co naprawdę ich dzieliło?
    Nie było jednak czasu się nad tym rozwodzić.
    Gdy po chwili odsunęli się od siebie, przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, ze splecionymi dłoni. Z niechęcią i żalem spoglądali sobie w oczy, aż zaczęła wolno puszczać jego rękę. Czuła jak ściska ją mocniej, nie chcąc, by się wyrwała z jego uścisku, jednak w końcu odeszła na parę kroków, zatrzymała się jeszcze przez moment, by na niego spojrzeć i bez słowa odwróciła się na pięcie i powędrowała w stronę walizek.
    Obserwował, jak podchodzi do swojej walizki i chwyta ją i wkrótce widziała, jak znika w tłumie ludzi, którzy śpieszyli się na swoje loty.
    Pozostał sam!
    — Jeszcze się zobaczymy Señorita obiecuje!
    W końcu i on opuścił teren lotniska, gdy ona zdała bagaż do nadania, wiedząc, że pora już wrócić do domu.






Saturday, September 21, 2024

IV 23 (P.1) — NAMIĘTNOŚĆ W ZATOCE

    — Może to być zaskakujące — odezwał się młody mężczyzna oparty o barierkę statku, ukradkiem spoglądając w jej stronę.
    Ona sama stanęła tuż obok niego, spoglądając na rozciągający się przed nią widok na błękit oceanu, po którym mały jacht dryfował od dwóch dni, lecz ani na moment nie stracił swojego kursu. Pływał w pobliżu zatoki, którą nazywali Perłą Północy, wykorzystuje jak najbardziej jej ostatnie dni pobytu.
    — Wręcz durne — mówił dalej, a spomiędzy jego ust popłynęło ciche westchnięcie.
    Odruchowo spojrzała w jego kierunku, niemal w tym samym czasie gdy on popatrzył na nią. Spoglądali sobie w oczy, przez moment, w których na pozór nie można było nic dostrzec, jednak było to mylne spostrzeżenie, ukryte za obojętnością i maską uczuć żaden z nich nie chciał, pokazać jak bardzo jest mu przykro. Jemu, bo pomimo ich początków, dostrzegał w niej już kogoś bardziej wartościowego niż jedynie znajomą czy mógłby powiedzieć, że było to coś więcej, było to trudne do powiedzenia i nie chciał rzucać słów na wiatr. Znali się zaledwie dwa miesiące i może to było abstrakcyjne wręcz nie do pomyślenia, żeby po tak krótkim czasie zżyć się z drugą osobą jednak jeśli na co dzień przebywa się z nią, nie było praktycznie dnia, by nie widywali się, ze sobą poznając się już nieco lepiej to normalne, że świadomość tego, że druga osoba wyjeżdża, jest wręcz przygnębiająca i smutna.
    Rozstania czy wyjazdy nigdy nie należały do przyjemnych rzeczy i można pomyśleć, że ona już do tego przywykła, bo w końcu spotykała się z mężczyzną, który bywał w rozjazdach miał ich czasami dosyć dużo gdy wraz z zespołem wydał płytę, którą pragnęli rozformować to jednak nie, wciąż czuła niesmak i wręcz ogarniający ją smutek, gdy wiedziała, że musi gdzieś wyjechać.
    W tym przypadku było nieco inaczej i nie dało się tego ukryć, że tak nie było. Tutaj po paru tygodniach wyjeżdża, już zwyczajnie do kraju zostawiając ich tutaj i pomimo że wiedzieli, że są rozmowy internetowe to jednak byli tylko kochankami i nie powinni sobie zawracać głowy, drugą osobą jak się rozstaną.
    — Najchętniej zapragnąłbym, żebyś tutaj została — wyznał ze szczerością, po czym odwrócił wzrok, by móc spojrzeń na spokojne morze przed nimi.
    Nie odpowiedziała od razu, bo tak naprawdę walczyła, z pokusą by po jej sercu nie rozlał się ogromny żal i niechęć do wyjazdu. Zacisnęła mocniej zęby, czując nieprzyjemne uczucie w sercu. Westchnęła niezwykle cicho i na moment spojrzała na swoje splecione dłonie oparte na krawędzi balustrady, by potem podnieś wzrok i zupełnie jak jej towarzysz zapatrzeć się na bladoniebieski ocean.
    — Wiem — przyznała szczerze — Jednak twoje życie jest tutaj, moje w Stanach. Gdyby nie trzymały mnie tam obowiązki czy to firmowe, czy bagatelo studenckie to chętnie bym się tutaj przeniosła, jedynie sprowadziła swoje zwierzaki — rzuciła, bo przez ten czas pokochała życie w Hiszpanii, oczywiście miała ona swoje plusy i minusy jak w każdy innym kraju jednak czuła się tutaj dużo lepiej niż w Stanach a co ważne widziała znaczne różnice nawet tak wręcz niepozorne jak znacznie lepsza żywność. Widząc podejście Europejczyków do odżywania, mogła stwierdzić wprost, że Stany Zjednoczone w wielu kwestiach mogli, by się od nich uczuć. Mimo że pokochała to miejsce, trzymał ją sentyment do własnego kraju. Również tak istotny aspekt tam było większość jej przyjaciół, brat czy znajomi.
    — Zdaje sobie z tego sprawę jednak gdybym miał być szczery przynajmniej, przez moment to wydaje mi się, że znalazłem osobę, przy której mógłbym się ustabilizować i przestać żyć jak obecnie i wcale nie chodzi o to, że nie podoba mi się ono, ale tak naprawdę chodzi o aspekt…
    — Miłosny — przerwała mu — Patrząc na to, że i tak wiele o sobie się dowiedzieliśmy to kolejne miesiące, mógłby nam pomóc rozwinąć tę relację i chyba mylnie myślimy oboje, postrzegając to jedynie jako układ, wakacyjny romans, jednak będę z tobą brutalnie szczera. Nie potrafiłam, bym wejść w związek dwa miesiące po poznaniu, nie jestem durna, poza tym nie dawno zerwałam zaręczyny i… — niemal od razu poczuła na sobie jego zaskoczone spojrzenie.
    — Byłaś…?
    — Czas przeszły — streściła krótko — Mało istotne po prostu wolałabym cię bardziej poznać, ale nie zamierzam w żaden sposób ukrywać tego, że ten czas naprawdę nie był znakomity. Ale chyba pora to zakończyć nie uważasz?
    — Naprawdę uważasz, że to rozsądne przerwanie tego kontaktu?
    Zamilkła nie będąc w stanie odpowiedzieć, bo tak naprawdę sama nie była przekonana do tych słów i nie dlatego, że zwyczajnie było jej szkoda, lecz obawiała się, że może się zwyczajnie nie udać tego utrzymać, z drugiej jednej strony patrząc na swoje relacje z przyjaciółkami, które wyjechały na studia, pomimo odległości ich kontakt wcale nie upadł, a może po prostu chciała się od niego i Courtney odciąć, by się nie przywiązywać i znowu nie poczuć się zraniona, że coś nie wyjdzie. Wiele sprzeczności nią targały i nie zamierzała tego ukrywać, było to po prostu trudna, decyzja, która mogła zaważyć na dalszych miesiącach w jej życiu.
    — Ricardo nie chce się nastawiać, dawać sobie czy tobie nadziei, bo jest ona wręcz głupia obecnie, bo tak naprawdę wiemy tyle, co pozwoliliśmy poznać tej drugiej osobie przez ten czas. Czy nasza dalsza znajomość miałaby sens? Nie wiem, jak ty byłbyś w stanie na to odpowiedzieć, ale ja nie umiem odpowiedzieć na tak nurtujące pytanie i nie zamierzam się z tym ukrywać. Zwyczajnie nie wiem — mruknęła — Nie zaprzeczę, że te tygodnie nie były po prostu świetnie spędzonym czasem, a także, jak na ironie losu, doświadczyłam czegoś zupełnie nowego przy was obojgu…
    — Chyba każdy z nas poznał coś nowego i nie sądziłem, że to będzie tak ekscytujące.
    — Owszem — przyznała z delikatnym uśmiechem — Wcześniej można było posunąć wyobraźnia o takich momentach, teraz mogliśmy zupełnie tego wręcz zakosztować…
    — A czego? — nagle ich rozmowa została brutalnie przerwana.
    Oboje spojrzeli jednocześnie za siebie, by ujrzeć wychodzącą z wnętrza statku młodą podróżniczkę, która ubrana była w strój kąpielowy, a na swojej głowie trzymała spory kapelusz. Zasłaniając swoje oczy okularami, spojrzała na nich, a ona widziała, jak jej kącik ust drga do góry.
    — Nie uczono cię, że nie ładnie tak podsłuchiwać? — rzucił kąśliwie Ricardo w stronę swojej najlepszej przyjaciółki.
    — Myślałam, że raczej nie masz przede mną tajemnic — odparła zgryźliwie.
    — Trudno ich nie mieć Courtney, skoro nasza znajomość jest pozbawiona jakichkolwiek granic — mimowolnie odwrócił się i oparł się plecami o barierki, patrząc na niego w dosyć znaczący sposób.
    — Tak wiem, nie potrafiliśmy pohamować się na relacji czysto przyjacielskiej, musieliśmy pójść o krok dalej.
    — A to ci różnica — skomentowała pod nosem, nie odwracając się ku nim — Ile to na świecie żyje par przyjaciół, który wyznają zasadę przyjaciele z korzyściami.
    — W naszym przypadku akurat to zadziałało — skomentowała Courtney.
    Gdy teraz o tym myślała, nie potrafiła, sobie naprawdę wyobrazić siebie oraz Tony’ego w tak dość bliskich wręcz intymnych relacjach. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że każdy jest zupełnie innych i jak w ich przypadku ta relacja jak najbardziej im się sprawdzała i odpowiadała to jednak postrzegając swoją przeszłość z Brown nie potrafiła sobie ich wyobrazić w tym aspekcie. Szczególnie w momencie gdy wzajemnie uważali się za parę przybranego rodzeństwa. Nie potrafili spojrzeć na siebie inaczej, a zarazem nie czuli, by cokolwiek na tle romantycznym ich połączyło. Ona nie czuła, że byłby to dobry związek, na stopie relacyjnej przyjacielskiej jak najbardziej jej to odpowiadało, to w innym przypadku zupełnie tego nie mogła dojrzeć.
    Szanowała i kochała Anthony’ego jak brata, lecz poza tym nic więcej nie chcieli od siebie.
    — Właściwie — przerwała nagle martwą ciszę, odwracając się w ich kierunku — Od kiedy jesteście w takiej relacji? — spytała zaintrygowana.
    Widziała, jak dwoje przyjaciół spogląda na siebie. Przez dłuższą chwilę zastanawiali się od kiedy zaczął się ich romans, jednak wkrótce odezwała się Courtney, zwracając się bezpośrednio do przyjaciela:
    — A to nie było w twoje dwudzieste urodziny? — spytała, nie do końca mogąc sobie przypomnieć ten dzień — Wtedy nie graliśmy w to głupie wyzwanie i Bill rzucił nam wyzwanie? — pytała.
    — Szczerze nie pamiętam, wiem, że trawa ona kilka lat — oparł, wzruszając ramionami — Nie jesteśmy w stanie ci na to odpowiedzieć — zwrócił się bezpośrednio do swojej kochanki.
    Przytaknęła delikatnie na jego słowa i nie zdążyła nic powiedzieć gdy odezwał się Ricardo.
    — Czego tu szukasz?
    — Jak to czego? — spytała, jakby to było oczywiste. — Tej pani — rzuciła, wskazując na nią.
    — Nawet o tym nie myśl! — widząc spojrzenie oczu starszej dziewczyny, przecząco zaczęła kręcić głową, robiąc dwa kroki w tył, wiedząc, co chodzi jej po głowie.
    Było jednak za późno, gdy poczuła jej wręcz szczelny uścisk na swojej dłoni, a po chwili jej słowa gdy zaczęła, ją ciągnąc do środka.
    — Chyba się przyłączysz Ricardo.
    A to był dopiero początek.