Saturday, September 28, 2024

IV 25 (P.1) — UJRZAŁA W NIM...

    — Dziękuje.
    Skinęła delikatnie głową kelnerce, która położyła na stoliku przed nią wysoką szklankę z ciemnobrązową substancją, stuk kostek lodu, odbijały się przez moment o jej krawędzie. Między bitą śmietanę została wsunięta słomka. Dziewczyna wyglądała nie wiele młodszą od niej, jednak zbytnio się jej nie przyglądała, gdy została ponownie sama, ze swoją mrożoną kawą, a sama siedziała w jednym z wygodnych foteli w swoich ulubionej kawiarni. Na swoich kolanach trzymała laptopa. Od dłuższej chwili, przeglądała swoją pocztę, która wręcz była zawalona wiadomościami od klientów, czy firm, które chciały z nią współpracować. Chociaż ogłosiła, że na okres wakacyjny wstrzymała się z przyjmowaniem kolejnych zleceń, jednak jej działalność czy strona, stała się na tyle rozpoznawalna, że nawet jak jej nie było, gdy wręcz odcięła się od świata social mediów, widziała wręcz mnóstwo propozycji od prywatnych klientów, czy firm, które bardziej prosiły o jakąś grafikę. Chociaż z początku nie była pewna swoich umiejętności, zaczęła wrzucać i rysunki stworzone na komputerze, lecz nie rezygnowała i nie zamierzała z tradycyjnych malunków, w których czuła się najlepiej. Próbowała czegoś nowego, więc sprawdzała siebie, a zarazem reakcje osób, które ją obserwują może i były to małe przedsiębiorstwa, bo giganci korzystają z usług agencji reklamowej, to jednak czuła się doceniona, że komuś jej sztuka się podobała i ktoś się tym zainteresował. Gdy sama rozpoczęła swoją dzielność, chciała tylko dorobić do kieszonkowych, absolutnie nie myślała, że pójdzie w tym kierunku, że zdoła dalej tworzyć stronę i malować dla innych. Jednak przełomowym momentem w jej karierze był wernisaż, który może i zorganizowała ze wspólną pomocą swojego byłego chłopaka, lecz to był ten moment gdy poczuła się na tyle pewnie, że zaczęła bardziej dążyć do tego by rysunek, malarstwo czy sztuka stało się jej drogą, którą chciała podążać i zarabiać nad tym. I patrząc na obecną chwilę i miejsce, w którym się znalazła, mogła śmiało powiedzieć, podążyła w najlepszym kierunku, jakim mogła pójść. Bywały lepsze i gorsze miesiące, jednak była raczej osobą, która lubiła odkładać jakieś oszczędności, wręcz życie w biedzie nauczyło jej szacunku do pieniądza, znała jego wartość, jak długo nie jednokrotnie trzeba pracować, by zarobić. Dlatego nie trwoniła wszystkiego, jak popadnie, a do swoich zakupów podchodziła z głową. Od końca liceum gdy zaczęła organizować swój czas, a potem zarabiać zaczęła też starać się mieć kontrole nad wydatkami i musiała przyznać, że jej się to opłaciło. Chociaż nie żydziła sobie w żaden sposób i potrafiła kupić coś dla siebie. Jednak nie była dziewczyną, której zakupy to jedyny priorytet w życiu, bo zawsze może się coś stać i warto mieć te oszczędności w zanadrzu, więc tak rozsądek w wydaniu i umiar był najlepszym, co mogła zrobić.
    I nawet jeśli wcześniej była związana z Mike który na brak kasy zwyczajnie nie narzekał i wielokrotnie powtarzał jej, że nie musi za nic płacić czy się dokładać. To jednak nie była materialistką i uważała, że życie na koszt bogatego chłopaka to wręcz dla niej wstyd i ujma na honorze. Skoro mogła pracować, to robiła to i się w tym naprawdę spełniała. Od Shinodaa praktycznie nie brała ani centa, a jeśli już tak, to zawsze mu oddawała, nie licząc chwil gdy wzajemnie wymieniali się tym, że za coś zapłacą nawet za kolacje w restauracji. Sama się zastanawiała, co mają w głowach dziewczyny, które uważają, że złapią majętnego chłopaka i żyją z jego kasy, On na nie tyra, a one tylko trwonią kasę, którą oni ciężko zarabiają i żadnej samorefleksji i nie negowała, że wszystkie związki takie są, bo sama osobiście znała partnerki chłopaków z kapeli, które, pomimo że spotykają się z facetami, który nie są biedni i tak pracowały i zarabiały swoje pieniądze i nie zamierzały rezygnować z tego co robiły. Alice spełniała się w pracy architekta i wspominała, że nic bardziej ją nie cieszy tak jak robić to co od dziecka marzyła. Cóż są też własne te inne dziewczęta, które wolą znaleźć sobie bogatego frajera i żyć na jego tchawicy.
    Taki jednak jest ten świat i nie można się oszukiwać ze tak nie jest. 
    Weszła w jednego z kolejnych emaili, czytając jego treść gdzie klientowi, chciał złożyć zamówienie na obraz dla swoich przyjaciół, którzy brali ślub. Pragnąć, dać im wyjątkowy prezent. Sam wspomniał na końcu, że jest gotowy do negocjacji. Chwyciła tablet i zapisała sobie w notatniku najbardziej potrzebne informacje i przełączyła się na kolejną wiadomość.

Mogła w sumie posiedzieć w domu, ale miała ochotę wyjść na miasto i usiąść w kawiarni i popracować.

Wróciła do miasta parę dni temu, był początek września, za praktycznie trzy tygodnie zaczynała kolejny semestr na uczelni, ostatnie dni spędziła wynagradzać swoim ukochanym futrzakom brak jej nie obecności, czy spotkała się z przyjaciółkami, czy bratem, za którym się stęskniła. Na dzisiejszy wieczór już miała w planach uciec na trening, za czym tak bardzo tęskniła. Już umówiła się z ekipą, że koniec tej wakacyjnej przerwy i czas wrócić do wyścigów, jednak czuła, że i im tego brakowało. Bo ochoczo wręcz przystali na jej propozycje gdy pisała na tym na ich grupie.
    I pomimo że minęło te parę dni i powrót do Los Angeles był dla niej ciężki, bo nie chciała wylatywać z San Sebastian, nie chciała opuszczać Ricardo, to jednak powrót do tej rutyny dnia codziennego była jej potrzebna, by właśnie nie myśleć o nim. Na samo wspomnienie jego imienia, czuła gorycz, która wciąż niosła się po ich rozstaniu i pomimo że zaprzątała swój umysł wieloma sprawami, by nie pozwolić, sobie na chwile tego wytchnienia by nie powróciły wspomnienia o tym młodym mężczyźnie, z którym spędziła tak wspaniałe chwile, to jednak gdy chociaż przez jej umysł przetoczyła się echo jego imienia, wszystko wracało, ze zdwojoną siłą.
    Nikt nie dowiedział się prawdy, nikomu nie powiedziała o romansie, który rozwinął się w słonecznej Hiszpanii. Nabrała wody w usta i nie zamierzała wspominać o nim. Wiedząc, jak bardzo źle kończą się jej jakiekolwiek bliższe znajomości, które zahaczają już o strefę uczuć miłosnych, wolała po prostu milczeć. Sam fakt, że co mogła, by powiedzieć, że zakochała się w zajętym facecie. Uznali, by ją za ogromną hipokrytkę patrząc na to, że porzuciła Michaela właśnie dlatego, że przespał się ze swoją byłą podczas gdy nałożył jej na palec pierścionek zaręczynowy, dlatego zmowa wręcz milczenia była tym, co było najrozsądniejsze w tej sytuacji. I tak wiedziała, że między nią i Ricardo nic nie mogłoby być a wszystko dlatego, że nie chciała niszczyć czyjegoś związku. Nie była bez serca i zdrowego rozsądku. Nie byłą drugim Michaelem, który wykorzystał kryzys i ich kłótnie, by pociągnąć swoją byłą do łóżka i żadne tłumaczenia nie przekonują ją, że było inaczej, chociaż ubrałby to w najpiękniejsze słówka.
    Zdradza pozostanie zdradą.
    Szczerze to nawet nie chciała wiedzieć co się u niego dzieje. Nie interesowało jej to w żaden sposób. Pozostawiła tę przeszłość za sobą. Teraz skupiała się na sobie. W tym roku dla niej istotne było napisanie licencjatu i obronienie go. Mimowolnie poczuła uścisk w żołądku, może nawet nie zaczęła wykładów czy ćwiczeń, jednak musiała przyznać, że nieco się obawiała, czy uda się jej obronić. Sama perspektywa napisania tematu, jakiś zarys miała w głowie, jednak musiała się jeszcze zastanowić. Pamiętała ten dzień, jak pełna obaw i wątpliwości szła na pierwsze wykłady, a w tym roku już będzie bronić licencjatu. Nim się obejrzy, będzie bronić magisterki, a co dalej? Tego jeszcze nie wiedziała. Na szczęście jeszcze trzy lata do tego zdarzenia.
    Chwyciła szklankę i upiła przez słomkę łyk zmrożonej kofeiny, pianka już opadła i nie robiło już takiego wizualnego efektu, nie przejęła się tym, jedynie słomką pomieszała napój. Jedyna słodycz, jaka podchodziła to właśnie z niej z prawie roztopionej bitej śmietany. Nie przepadała za słodzonymi napojami, szczególnie w Ameryce zawsze prosiła, by nie dawno jakiekolwiek tłuszczu. Starała dbać o swoją dietę i to się liczyło dla niej, by zdrowo się odżywiać.
    Odłożyła szklankę z napojem i odpisała na wiadomość od klienta, z którym pisała od dłuższej chwili. Chciał zamówić obraz dla swojej córki z okazji osiemnastych urodzin. Wiedział, że była ona jedną z jej obserwatorek na Instagramie i chciał zamówić jej autoportret i pomimo że dla niej w pierwszych rozmowach ważne było dogadanie się odnośnie, stylu, papieru czy przede wszystkim samego portrety już zapewniał, że zapłaci, więcej niż sobie życzy. Mogła podjąć się tego zlecenia. Pomimo że jego córka miała mieć urodziny w listopadzie, jednak mieć w zapisie te trzy miesiące było idealne, by dokończyć portret dziewczyny. Naprawdę szanowała każdego swojego klienta, do wszystkich podchodziła indywidualnie, zawsze wypytując dokładnie o wszystkie preferencje. Chcąc, by oni byli zadowoleni, musiała wiedzieć, jak najlepiej wyobrażają sobie obraz, by chociaż w małym stopniu ich zadowolić.
    Gdy z ciekawości przeglądała opinie o niej samej na internecie czy jej działalności, raczej spotykała się z pozytywnymi opiniami, które chwaliły ją za profesjonalizm i podejście do klienta i punktualność w dostarczaniu zamówionych dzieł. Owszem były i te, które ją wyznały, ale często były to konto bardziej osób niezaznajomionych czy dzieciaków, które robiły sobie żarty. Była, tego świadoma ze gdy pracuje po części w social mediach, musi się liczyć z krytyką. Jednak potrafiła rozpoznać te, które miały ją zjechać, a te, które wytykały jej błędy w dość konstruktywny sposób i to ceniła w ludziach, że potrafili w kulturalny sposób, napisać gdzie jej mogły zdarzyć się pomyłki, przez to stawała się lepsza w tym co robi, bo uczyła się na swoich błędach.
    Pisząc ostatniego emaila z wiadomością zwrócona, spojrzała na zegarek w rogu komputera widząc ze powoli zbliża się siedemnasta południu. Musiała powoli wracać, bo za dwie godziny musiała być na torze. Przymykając klapę komputera, odpięła go od ładowarki i wsunęła do swojej torby, zabrała ładowarkę, która bezpiecznie wylądowała obok. Wkrótce i tablet podzielił ich los, dopijając ostatnie łyki kawy, zostawiła pieniądze na stole za nią oraz napiwkiem i zarzucając torbę na ramię.
    Wychodząc, z kawiarni wyszła na zalany południowym światłem chodnik, przymknęła lekko oczy, gdy jej oczy przywykły do nadmiernego słońca, podążyła w stronę parkingu, gdzie zostawiła swój samochód. Idąc spokojnie bokiem chodnika po prawidłowej stronie nawet nie spodziewała się tego co nastąpi potem.
    Wystarczył moment gdy ktoś z ogromnym impetem wpadł prosto na nią z taką siłą że gdyby nie jej szybka refleksja i chwycenie się pobliskiego muru jakiegoś budynku, teraz by leżała ze swoimi rzeczami na ziemi i co ją wręcz zdumiało, to że ktoś wręcz na nią zaczął wrzeszczeć.
    — Patrz, jak łazisz łamago! Chodnik nie jest tylko dla ciebie!
    Ten głos!
    On wydawał się jej dziwnie znajomy. Już słyszała tę barwę głosu i to nie jednokrotnie, lecz przez tę dobrą chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie go już słyszała. Gdy zdołała jednak popatrzeć w górę i zobaczyć, kto na nią wpadł i jeszcze miał czelność, z niej kpić wręcz nie mogła wyjść z szoku, bo ten twarzy jego nie znała, nigdy wręcz nie widziała w nim takiego. Przez jej gardło zdołało jedynie przejść:
    — Mike?
    — W Los Angeles jest milion ludzi, dlaczego ja musiałem wpaść akurat na ciebie! — wręcz wykpił ją prosto w twarz — Nie masz dokąd chodzić!
    — Słucham? — spytała pełna oburzenia — Czy ty chociaż przez moment zastanowiłeś się...
    — Do kogo mówię — wciął się jej opryskliwie w słowa — Do skończonej szmaty! Co jeszcze zamierzasz mnie śledzić! Dzi....
    Słuchając tego jak wręcz odrażający sposób odnosi się wobec niej, jak zaczął ją wyklinać, nie potrafiła przejść wobec tego obojętnie. Już nie zamierzała go policzkować, bo uznawała, że po prostu nie warto sobie marnować sił, poza tym bicie w żaden sposób nie było rozwiązaniem żadnego konfliktu, lecz nie pozwoli pluć sobie jadem prosto w twarz. Słuchając go, nie mogła wyjść z szoku, bo praktycznie to nie był Michael, którego ona zapamiętała. Nie odzywał się wręcz tak chamski i prostacki sposób. Nawet gdy wspominał, co się działo w jego życiu i jacy ludzie go zranili, nigdy nie pluł taką nienawiścią.
    — Wystarczy! Możesz tak mówić, do swojej żony, lecz nie do mnie!
    Widziała, jak na jego twarzy pojawia się zdziwienie, a ona mimowolnie poczuła, jak kącik jej ust drga nieznacznie do góry w nieco szyderczym uśmieszku. W tej chwili dowiedział się, że znała całą prawdę o szybkim małżeństwie, chociaż sam się z tym nie krył skoro po kilku tygodniach, potrafił obedrzeć się, z prywatności na wywiadzie gdzie wprost opowiadał o swoim życiu. Co za ironia facet, który tak chronił życie poza blaskiem fleszy, sam o nim gadał. To chyba nazywa się mieć podwójne standardy.
    — Skąd wiesz...?
    — Zbyt dyskretny nie byłeś — powiedziała, ponownie wracając wspomnieniami do wieczora gdy wraz z dziewczynami oglądała wywiad z nim i Taylor — Poza tym, myślisz ze któryś z chłopaków by mi nie powiedział. Co za zabawna sytuacja, jak sobie przypomnę jeszcze w kwietniu, błagałaś mnie, bym wróciła do ciebie, a teraz potrafisz na mnie pluć jadem? Co z ciebie za hipokryta.
    — Przynajmniej nie muszę udawać i być związany z małolatą! — oburzył się.
    Uniosła delikatne jedną brew do góry, splatając dłonie na piersiach i patrząc na niego, torba uderzyła ją o bok, lecz zbytnio się tym nie przejęła.
    — Zapomniałam, że związek z dwudziestodwulatka to istna hańba, a ironią twojej wypowiedzi jest to, że jeszcze przed paroma miesiącami tej jak mnie nazwałeś "małolacie" wsunąłeś na palec pierścionek zaręczynowy.
    — To był mój największy błąd!
    — To nie zapomnij, wspomnieć jeszcze ze spotkanie mnie było najgorszym, co cię mogło spotkać, a twoja Taylor to cudowne kobieta!
`— Ona się zmieniła! — krzyknął obruszony — Przynajmniej jest dojrzała i myśli o założeniu rodziny, a nie to, co ty wiecznie tylko imprezy i treningi. Nie myślałaś poważnie o życiu!
    Mimowolnie zaśmiała się cicho, bo to ją naprawdę bawiło. Sam doskonale wiedział, na co się pisze w związku z nią, że musi iść na jakieś ustępstwa gdy zwiąże się, z dziewczyną znacznie młodszą od niego teraz wręcz jej wyrzuca prosto w twarz, że to na co poszedł, było wręcz dla niego krzywdzące. Bo przecież ona nie myślała poważnie o życiu, nie wspominając o tym, że sama wielokrotnie mu mówiła, że dopiero jak skończy studia, mogą myśleć o ślubie i potencjalnej rodzinie. Co tu było trudno zrozumieć? Bo naprawdę teraz nie wiedziała.
    — Jeszcze mi powiedz, że planujesz zaciążyć laskę która.... — urwała w ostatniej chwili.
    Mógł być dla niej chamski, opryskliwy i wulgarny i mogła posłużyć się tym, że wiedziała, co stało się z ich dzieckiem, jednak uznała, że nie warto w ten sposób tego przeciw niemu używać. Przynajmniej zachowa odrobinę honoru i tej przyzwoitości.
    — Tak, planujemy dziecko — odparł, jakby nie zwracając uwagi na ostatnie słowa — Przynajmniej wreszcie będę miał rodzinę, bo z tobą i tak bym tego nie doczekał. Bo dla ciebie ważna byłaś ty sama, byłaś zapatrzoną w siebie egoistką!
    — Może i byłam, ale przynajmniej mam klasę — odparła z diabolicznym uśmiechem.
    Patrzyła, jak zmarł w jednej chwili, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze bardziej pod nosem. Naprawdę mogą ją obrażać na różne sposoby, bo wie, że i tak zawsze znajdą się osoby, które będą chciały ją słowami zniszczyć, ale ważne dla niej było to, że ona znała swoją wartość i to się dla niej liczyło. Jedną z jej zasad było:
    Jeśli znasz swoją wartość, nikt ci nie ubliży!
    Przez lata słyszała tyle wyzwisk pod swoim adresem, że obecnie one wręcz na niej nie robiły absolutnie żadnej różnicy. Można słowami zmiażdżyć osoby, które nie wiedzą, jakimi są ludźmi, ona wiedziała i mogą w nią pluć, ale to ona wiedziała co, o sobie sądzi.
    — Jesteś...
    — Tak, tak, tak, chamska wredną dziewuchą, która się nie zna na życiu — wcięła się mu w słowa — Mike dla nas obojga będzie lepiej od ty pójdziesz w swoją stronę a ja w swoją.
    Nawet nie dostrzegła momentu gdy za jej plecami pojawił się jeden z ich wzajemnych bliskich znajomych, dopiero jego głos sprawił, że odwróciła się i zobaczyła za swoim ramieniem Farrella.
    — Wyczuwam kwas — skomentował, stając z nią ramię w ramię — Przeszkodziłem w czymś?
    — Nie! — odparł opryskliwie Michael — Spadam, nie mam ochoty patrzeć na twoją gębę — pośrednio zwrócił się do niej.
    Ona zamiast czuć się urażona po prostu parsknęła śmiechem. Patrzyła, wraz z Phoenix jak unosi głowę i odchodzi w drugą stronę niezwykle urażony.
    — On staje się z każdą chwilą bardziej nieznośny! — skomentował basista.
    Gdy zdołała się uspokoić, popatrzyła lekko zdziwiona na mężczyznę, który widząc, jej spojrzenie odparł:
    — On jest taki odkąd, wyruszyliśmy w trasę — wspomniał z cichym westchnieniem — Wiecznie wybiela Taylor, osoby, które próbują mu przypomnieć, co ona mu zrobiła, będę z tobą szery, jedzie po nich. Nie daje sobie na nią powiedzieć złego słowa i deklaruje się właśnie, że planują założyć rodzinę.
    — To nie nazywa się syndrom oblężonej twierdzy? Nie chce się w to mieszać, ale gdy mi Chester powiedział, że on wziął z nią ślub po kilku tygodniach, po rozstaniu ze mną myślałam, że pęknę ze śmiechu. Szybko się w niej zakochał!
    — Albo przekonała go do tego, by żyć jak dawniej — stwierdził — Jakoś nie widzę tego, że nagle zapałał do niej gorącą miłością, zwłaszcza że jeszcze przez kilka tygodni rozpaczał po tobie.
    — Szczerze sam sobie jest winny, skoro wolał uznać, że mu z nią dobrze. Dave, po co się w to mieszać? To nie zmieni naszego życia, a ja szczerze cieszę się ze tak wyszło, przynajmniej jestem wolna! — powiedziała bardzo zadowolona.
    Oboje ruszyli spokojnym krokiem w jednym kierunku, ona sama skierowała się w stronę samochodu, a Dave potowarzyszył jej przez chwile, zatrzymali się w końcu przy jej pojeździe, a wtedy basista bardzo zaciekawiony zapytał:
    — Gdzie ty byłaś przez ostatni czas?
    — Na wakacjach — odparła zgodnie z prawdą.
    Otwierając pojazd, wrzuciła torbę na siedzenie pasażera i ponownie wróciła do Davida i spojrzała na niego:
    — Ale dwa miesiące!? — dziwił się.
    — Spodobało mi się w Hiszpanii i nie chciałam tak szybko wracać. A wiesz, że zwiedzenie go było moim marzeniem. I tak nie miałabym, co robić w mieście to zostałam dłużej i się wybawiłam — przyznała — Wy mieliście trasę, wasze laski w robocie, moi znajomi albo praca czy wakacje więc mogłam przedłużyć pobyt i wcale nie żałuje.
    — Wróciłaś, jednak co cię skłoniło?
    — Praca, studia i zwierzaki, do faceta nie miałam co wrócić, bo już nie mam — powiedziała ze śmiechem.
    Oboje wybuchnęli śmiechem. Stali jeszcze przez chwile rozmawiając o tym co się działo, lecz w końcu musieli wrócić do swoich spraw.
    Nikt nie wiedział, co pisze dla nich scenariusz życia.









No comments:

Post a Comment