Sunday, September 29, 2024

IV 26 (P.1) — HALLOWEEN Z KRÓLOWĄ LODU

    Siedząc przed toaletką w swojej garderobie, przeglądała się swojemu lustrzanemu odbiciu. Widziała w odbiciu tafli dziewczynę z bardzo mocnym makijażem. Stroniła, by się tak malować, jednak dzisiaj musiała, by pasowało do jej kreacji, którą miała na sobie nałożyć. Dziś był ostatni dzień października, co oznaczało jedno:
    Halloween
    Ten jeden dzień w roku, gdy dzieciaki, chodzą od drzwi każdego domu, do następnego zbierając masę słodyczy. To jedyny taki dzień w roku gdy każdego ponosi fantazje i przebiera się w zmyślne kostiumy, czy przebiera się w ulubione postaci z bajek, czy kreskówek, nawet filmów i seriali. Każdy się przybiera nawet dorośli a tacy młodzi ludzie jak ona czy jej znajomi często imprezują i dobrze się bawią, tworząc zabawy we wspólnym gronie. I tak też było dziś, tylko że dziś szła na zabawę do swojego brata, który już ponad dwa tygodnie temu ogłosił, że zaprasza czy to znajomych, czy kumpli z kapeli na zabawę nie pomijając oczywiście jej samej. Mimo że po raz pierwszy oficjalnie pojawi się na imprezie sama, bo zazwyczaj towarzyszył jej Mike. Chyba będzie jedyną singielką w towarzystwie, ale się zbytnio tym nie przejmowała. Bo tak naprawdę czym?
    Odłożyła ostatnie cienie do powiek i przejrzała się, by zobaczyć czy czegoś nie dać więcej, starała się jak najbardziej udoskonalić, makijaż tak by pasował do jasnej karnacji, którą często jest widywana w kreacjach wampirów w jakiś filmach czy serialach, lecz ciemne wręcz czarne oczy oraz krwistoczerwone usta, z którą zrobiła imitacje spływającej krwi, niezwykle kontrahowała. Starała się jak najbardziej oddać ducha kreacji właśnie nocnych stworzeń, jednak nie była i nigdy nie będzie zbyt dobra w makijażu, tak malowała, jednak zazwyczaj albo nie nakładała żadnej tapety, jak przysłowiowo się mówi, albo robiła naprawdę delikatny, podkreślający jedynie jej oczy. Nic więcej. Nigdy specjalnie nie przepadała za malowanie się i tak nadal ma. Inne dziewczyny to lubią, ale ona do nich nie należała i wcale nie czuła się przez to gorsza, bardziej uwielbiała, siebie naturalną uważała, że piękno tkwi w naturalizmie. Poza tym, po co marnować tyle czasu na siedzenia nad makijażem, który i tak spływanie, zwłaszcza że w Los Angeles święci słońce przez cały rok, a upał jest tu normalnością, więc zostawianie bez niego też daje jej taką swobodę.
    Mogła chyba to powiedzieć.
    Kochała siebie taką, jaką jest.
    I wcale nie bała się tego powiedzieć, po latach terapii i walki o samą siebie, nie bała się przyznać ze nie jest piękna, ale nie popadała w samozachwyt nad sobą. Ceniła siebie taką, jaką jest i w dalszym ciągu pracowała nad sobą.
    Popatrzyła na drzemiącą na jej kolanach Cindy, którą wręcz z niechęcią zdjęła z kolan, na co biała kotka furknęła niezadowolona i z wysoko podniesionym ogonem podążyła w stronę wyjścia. Mimowolnie kącik jej ust drgnął do góry gdy stwierdziła, że wkrótce i tak tej małemu psotnikowi przejdzie.
    Podeszła do jednego z foteli i sięgnęła po kostium, który wypożyczyła na dzisiejszy wieczór i przejrzała się mu. Czarno — czerwona sukienka ciągnęła się do kolana. Dekolt idealnie był dopasowany do niej, kołnierz odstawał nieco od stroju, wszystko kończyło wykończenie długich rękawów, z boku leżała ciemna peleryna, którą można było zarzucić na ramiona. Dopasowane kabaretki oraz kozaki, uzupełniały tą strój. Ona sama nieco nastroszyła włosy, część podniosła lekko do góry tak by jej lekko pokręcone fale opadały na jej ramiona.
    Z ostrożnością zaczęła, wkładać sukienkę uważając za włosy oraz makijaż, by nie pobrudzić stroju. Uporała się z założeniem chwile później, podchodząc do jednego, z ogromnych luster spięła na szyi pelerynkę, by po chwili nieco wyprostować sukienkę i popatrzyć na swoje odbicie, brakowało jej jedynie małych dodatków i będzie wyglądać zabójczo.
    Wróciła do swojego biurka na kosmetyki i biżuterie i chwyciła już przygotowane dodatki, założyła je prędko. Niemal w tej samej chwili dobiegł ją dźwięk powiadomienia, zerknęła na ekran telefonu, gdy wyświetliła się wiadomość od kierowcy, że już jest. Nie chciała zabierać samochodu, ani męczyć kogoś bliskiego o podwózkę więc zamówiła taryfę, która właśnie czekała przed wyjściem.
    Zgarnęła torebkę, do której wrzuciła telefon i pognała w stronę wyjścia z sypialni. Na swoim łóżku zastała swoją małą rodzinkę, która już drzemała albo spała. Cindy i Walter ułożyli się na poduszczę a blisko nich Junka, która zwinęła się w kuleczkę na miejscu, gdzie zazwyczaj spała. Uśmiechnęła się na ten widok, jednak po chwili przypomniała sobie, że musi już iść i pognała w stronę wyjścia.
    Zamykając mieszkanie, wsunęła kartę do torebki i pognała w stronę wind, która akurat się otworzyła i wyszedł przez nie jeden z sąsiadów, nieco starszy pan, trzymający na smyczy labradora, widząc, ją skłonił się przed nią lekko, a ona sama pomachała z nieznacznym uśmiechem. Pies na jej widok zamerdał radośnie ogonem, czasami zdało się jej go zabrać na spacer, gdy została poproszona przez starszego pana, gdy sama wychodziła z Junką. Nie odmawiała mu, bo zawsze był wobec niej miły, więc zrobienie mu małej przysługi wcale ją nic nie kosztowało. Jego to uczciwszy, a jej psinka będzie mieć towarzystwo na spacerze.
    Wcisnęła guzik najniższego piętra i po krótkiej chwili przechodziła, przez hol zmierzając do wyjścia. Przechodząc przez przeszkolone drzwi, zobaczyła stojący na uboczu odpalony samochód i od razu domyśliła się, że to jej taryfa. Wsiadając do środka, przywitała się z siedzącym za kierownicom mężczyzną, który delikatnie odchylił głowę do tyłu, pytając:
    — Dokąd jedziemy?
    Poddała mu adres domu swojego brata i bez żadnych zbędnych pytań ruszył z miejsca. Wkrótce wyjechali z osiedla i podążyli znanymi jej ulicami, chyba kojarzyła już każdą drogę, która wiodła na tej najbardziej znanej ulicy w tym mieście. Trudno byłoby nie kojarzyć przez to, że bywała tam praktycznie co chwile, zanim nie rozstała się, z Mike jednak uważała, że ten splendor był niepotrzebny. Ulica jak każda inna, co z tego, że mieszkali tam dość majętni ludzie często powiązani ze światem show — biznesu w ogromnym posiadłościach, które w większości i tak były zakryte przez krzewy i drzewa, by mieszkańcy zaznali odrobinę spokoju od nadmiernych turystów. Doskonale wiedziała, czym rządziła się branże filmowe, muzyczne czy jakiekolwiek powiązane z popularnością i gdzie można było się dorobić ogromnym pieniędzy, ale jak wspominała tam, mieszkali na pozór zwyczajni ludzie, którzy pragnęli w swoim domu zaznaczyć odrobinę spokoju, a nie musieli się martwić czy paparazzi, czy ich fani ich nie nawiedzą. To ogromny minus sławy, a zarazem popularności. Brak poszanowania prywatności osób medialnych, mogła zrozumieć wszystko, ale każdy pragnie mieć odrobinę spokoju we własnych czterech kątach, dlatego dbanie o ciszę i spokój było tak ważne. Dlatego uważała ze im mniej się publikuje życia prywatnego w sieci, tym lepiej a ona praktycznie tego nie robiła od czasu do czasu, ale głównie z miasta, bo dbała o swoją strefę prywatną. Nie wiadomo na kogo, można w paść w sieci, więc ochrona życia prywatnego była dla niej tak ważna. Wcześniej również nie robiła tego, na wzgląd, by ukryć to, że jest siostrą znanego piosenkarza i fontanna jednej z coraz bardziej popularnej kapeli na świecie oraz dziewczyną drugiego z nich. Poza tym chłopacy z zespołu uchodzili za osoby, które prywatności strzegli, jak mogli, a najbardziej jej były, za co była mu cholernie wdzięczna, bo to dzięki niemu dużo nauczyła się jak dbać o swoje bezpieczeństwo w sieci. Coraz większe znaczenie miał w życiu internet czy różne portale społecznościowe i trzeba było uważać na to co się publikuje. Ta świadomość z czasem może się zacierać, ale to zależy od osoby. Nie zamierzała się wpieprzać innym w życie, ale wiedziała jedno, gdy w przyszłości nadal będzie działać po części w sieci i będzie mieć rodzinę, będzie robić wszystko, by nikt się o niej nie dowiedział. Zwłaszcza dzieci, maluchy są zależne od rodziców i to na ich barkach spada odpowiedzialność za nie, a ona raczej sobie nie wyobrażała sytuacji, że pokaże swoje dziecko w sieci, bo chciałaby, by miał zwyczajne życie jak przeciętnego dziecka bez blasku fleszy czy kamer przystawionych do buźki.
    Miała ochotę zaśmiać się ironicznie gdy przywiodła w pamięci jej ostatnią rozmowę, a raczej małą sprzeczkę ze swoim byłym, który śmiał jej wypomnieć brak odpowiedzialności i chęci do założenia rodziny, co za hipokryta z niego. Rozmawiali o tym wielokrotnie również po zaręczynach i wielokrotnie wspominała mu, że chce najpierw skończyć studia, a potem myśleć o ślubie i dzieciach i naprawdę czy on myślał rozsądnie przy ich małej kłótni, śmiąc jej powiedzieć w twarz, że nie chciała dzieci. On zdołał ukończyć studia i rozwinąć karierę i jej też zależało na samorozwoju. Nigdy nie powiedziała, że nie chce dzieci, bo pragnęła je. Chciała dla nich stworzyć dom, takiego jak ona nie miała nigdy, dlatego śmiać jej się chciało z tego. Jednak chyba najwyraźniej los chciał tego, by oni nie byli razem, tym samym to nie z nim założy rodzinę. Może pojawi się inny, z którym będzie w stanie zbudować związek na gruncie zaufania i wzajemnie miłości ukończy studia, nadal będzie pracować w tym co kocha, może uda się jej założyć fundacje, o której marzy, czy weźmie ślub i założy rodzinę. Niby normatywne życie, jednak obecnie bardziej szalała, przyjdzie czas gdy będzie się chciała ustatkować i myśleć poważnie nad życiem już dorosłej kobiety.
    Nawet nie dostrzegała momentu, gdy wjechali na słynną ulicę, a taksówkach zatrzymał się tuż przed wjazdem przed domem jej brata. Wyjęła z torebki portfel i opłaciła kurs z drobnym napiwkiem. Wychodząc na moment, zatrzymała się przed wejściem i jednym płynnym ruchem wygładziła sukienkę. Tym razem jednak stanęła przy bramce i zadzwoniła. Może z początku miała klucze do jego mieszkania, lecz po czasie je oddała, uznając, że nie są jej potrzebne i lepiej by dał je swojej dziewczynie, jej się bardziej przydadzą niż jej.
    Nie minęła nawet minuta, a furtka otworzyła się przed nią, a ona weszła na podjazd i już dostrzegła tak znajome dekoracje wzdłuż chodnika oraz rozłożone na przodzie ogrodu, a także przyozdobione wejście w dynie czy styczne pajęczyny wraz z pająkami. Doskonale pamiętała te ozdoby, bo sama je raz zakładała, słyszała już z oddali dźwięki muzyki, która dudniła w całym domu oraz uchylone drzwi wejściowe, przez które padł blask miotających świateł.
    Przykładając dłoń do ciemnego drewna drzwi, pchnęła je lekko, wchodząc do środka, już z przedpokoju dobiegł ją gwar rozmów mieszających się z grającą muzyką.
    — Nadchodzi Lady Drakula — dobiegł ją niespodziewany głos Chestera, który wyszedł za rogu kuchni, przebrany w zombiego, jednak jego kreacja nie kończyła się jedynie na ubraniach, ale zadbał, a pewnie pomogła mu Alice zadbać o makijaż.
    — Zabawny jesteś, wiesz? — skomentowała, podchodząc bliżej niego.
    — Ale wyglądasz zajebiście — zmierzył ją od góry do dołu swoim ciemnym spojrzeniem,
    Kącik jej ust drgnął nieznacznie do góry, nie była nic w stanie powiedzieć, gdyż z salonu wyszła jego partnerka i wcale nie była zaskoczona, że sama wybrała podobną stylizację, lecz w bardziej kobiecej wersji, włosy ułożyła w taki sposób, by wyglądały one na bardzo poniszczone oraz bardzo nieogarnięte. Widziała, że w pewnych miejscach pomalowała je na jasny szarawy kolor, jednak podejrzewała, że to zwyczajny zmywalny spray do włosów, a nie farba.
    — Rzeczywiście, wygląda jak żona Drakuli — zauważyła Alice — Ale chyba Drakuli brakuje — dodała z lekkim uśmieszkiem.
    Podeszła do niej i wspólnie podeszły do salonu gdzie zastała już większość znajomych, śledząc spojrzenie bliskich znajomym, widziała chłopaków ze swoimi partnerkami i niestety na moment zatrzymała swoje spojrzenie na Michaelu, który praktycznie był zapatrzony w stojącą przy nim kobietę przebraną w idealnie odwzorowany strój złej Królowej z Opowieści z Narnii. Momentalnie zacisnęła zęby, dyskretnie uciekając spojrzeniem od tej dwójki i popatrzyła na resztę imprezowiczów, przebrany był każdy nie zależnie czy postać z bajek, seriali, filmów czy postacie występujące we florkorze, czy popkulturze. Tutaj chodziło tylko o dobrą zabawę, a strój był dodatkiem do dodania tego mrocznego klimatu. Nawet przekąski czy dekoracje, wszystko do siebie pasowało. Pomimo że brakowało paru gości i tak zabawa się rozpoczęła, a ona może była jedyną singielką, jednak nie czuła wcale się z tego powodu nie komfortowo czy niezręcznie.
    Musiała przyznać, że ostatnio miała tak bardzo zabiegany czas, że praktycznie zapomniała o Ricardo. Nie miała czasu kiedy o nim myśleć, wróciła na studia i zależało jej przyłożyć się do nauki, praca również zajmowało jej sporo czasu, a także doszły treningi motocyklowe, więc to rozmyślenia o byłym kochanku, zeszły na dalszy plan i w sumie bardzo dobrze, przynajmniej jej umysł był spokojny tak jak jej myśli, mogła odetchnąć i skupić się na sobie. Chociaż gdy o nim teraz wspomniała, poczuła ukłucie w sercu, lecz odrzuciła jakiekolwiek myśli o swoim przygodnym romansie. Była wręcz przekonana, że nie ma jej amerykańskiego numeru, miał jedynie ten, który miała w Hiszpanii, by jakoś mogli do siebie pisać. Lecz dopiero nie dawno uświadomiła sobie jedno. Przed kilkoma miesiącami w ogłoszeniu na sprzedaż mieszkania podawała swój numer, jak i numer jej byłego i jeśli Hiszpan nie przypomni sobie o nim, mogła być spokojna, że nie zadzwoni z drugiej, jednak stronę pragnęła, by do niej choćby napisał. Była w tym momencie tak rozchwiana emocjonalnie i nie wiedziała co będzie dobre dla niej brak kontaktu czy choćby otrzymanie tej jednej wiadomości od niego.
    Dobiegła powoli jedenasta wieczorem, impreza trwała wręcz w najlepsze, wszyscy wręcz się doskonale bawili i ona, pomimo że sama i tak świetnie się bawiła, ogromnie się cieszyła, że unikała jak najbardziej widzenia swojego byłego i tej jego żony, bo zauważyła, że za każdym razem gdy ona dostrzegała, że na nich spogląda, wręcz obłapiała Michaela i coś szeptała mu do ucha i wręcz zgrywała bardzo kochaną dziewczynę, jednak czemu ona odczuwała sztuczność tego zachowania? Sama nie wiedziała, jednak nie zamierzała i nawet nie chciała się zastanawiać, to była ich sprawa oraz ich związek, ale naprawdę nie znosiła, jak pary robiły, coś na pokaz uważała to za tak bardzo sztuczne zachowanie, że trudno było, jej to znieś, a ona właśnie to robiła.
    Odrzuciła te myśli od siebie i ostrożnie odłożyła szklankę z upitym drinkiem na schodek, na którym siedziała. Wyszła na ogród, by nieco odetchnąć i ochłonąć w oddali widziała kilku mężczyzn stojących na uboczu palących papierosy, przynajmniej robili to na zewnątrz, ale naprawdę nie lubiła gdy ktoś palił, sam ten zapas był tak mdły tak odpychający, że dla niej to była skrajna głupota się trucie tym, ale nie będzie innym zabraniać. Ona nigdy nie sięgnie po tytoń, brzydziło ją to.
    — Spójrz, skarbie, tak wygląda życiowy przegryw, który został sam.
    Zbyt dobrze znała tę barwę głosu, kojarzyła ten ton tak dobrze, że nie musiała się odwracać, by zobaczyć, kto za nią stoi. Nawet się nie ruszyła z drewnianego schodka, mimowolnie spoglądając na szkło, które trzymała w swojej dłoni, gdzie w krzywej talii okrągłej szklanki odbijał się zarys dwojga osób, lecz ona bardziej wpatrywała się w ciemnobrązowy napój, który upiła.
    To mogło wydawać się zabawne, lecz nawet nie ruszyły jej te słowa. I nie chodziło o fakt, że w swoim życiu nasłuchała się już naprawdę wielu wulgaryzmów pod swoim adresem, to ponowna zniewaga w jej kierunku, przestała mieć dla niej znaczenia. Zawsze znajdą się osoby, które w jakiś sposób ci ubliżą czy cię obrażą, ale ważne by znano swoją wartość i broniono jej jeśli, również ogromnym cechą w utrzymywaniu swojej dobrej opinii o sobie była pewność siebie. Ostatnie lata sprawiły, że przestała być tą wystraszoną dziewczyną, która jest uległa na opinie innych i ranią ją uwagi innych teraz, zupełnie to do niej nie trafiało, wręcz mogła powiedzieć, że to po niej spłynęło. Już ją próbował obrażać przy pierwszym spotkaniu gdy wróciła z wakacji, a przez ostatnie dwa miesiące unikała widywania się z nim, tak naprawdę nie miała powodów się z nim widywać. Nic ich już nie łączyło, ona zakończyła już ten etap, ale najwyraźniej on nie potrafił zachować, choć tej odrobiny klasy i zachować się normalnie, musiał ją atakować. Tylko zastanawia się po co, skoro i tak nic na tym nie czerpie jedynie swoją jakąś satysfakcje, że obrzydził ją tym słownym głównem, ale czy to coś wnosi do jej, czy jego życia, zwłaszcza że doskonale wie, że ją trudno obrazić. Wcześniej owszem, ale nie teraz gdy po latach pracy nad samą sobą znała swoją wartość i nie dawała sobie w twarz pluć.
    Mimowolnie kącik jej ust drgnął do góry w dosyć ironicznym uśmiechu, lecz nawet nie ruszyła się z miejsca, lecz w końcu powiedziała nieco znudzonym tonem, odwracając szkło w dłoni:
    — Zabawne — odezwała się kąśliwe — Bawi to, że jeszcze pół roku, płaszczyłeś się, przed tym przegrywam, błagając go o wybaczenie i powrót do siebie.
    Imprezowicze, którzy stali nieopodal, wręcz zgodnie mruknęli i spojrzeli w ich, kierunku czując, że zapowiada się fajne przedstawienie. Ona naprawdę nie chciała robić żadnych dymów, ale nie zamierzała, pozostawiać jego drwi tak po prostu i dać się mu obrażać. Więc przestało mieć znaczenie czy mieli publiczność, czy nie i tak było zaskakujące, że przez ostatnie godziny wręcz nic się nie podziało, zwłaszcza ze najbliżsi znajomi z kręgu zespołu wiedzieli o ich bardzo napiętych stosunkach w ostatnich tygodniach jak i miesiącach więc aż zaskakujące było dla nich, że tak długo wytrzymali, bez jakiekolwiek konfrontacji.
    Odwróciła głowę przez ramię i popatrzyła na stojącego nieopodal Shinoda w towarzystwie jego żony, oboje przebrani w iście królewskie szaty, panów zimna i lodu:
    — Mam wszem wobec powiedzieć, jak się korzyłeś, płakać, żebym do ciebie wróciła?
    — Nic takiego się nie wydarzyło!
    Czy spodziewała się tego, że się tego wyprze? Czy wręcz przewidziała to, że będzie grać na zwłokę i udawać, że wcale nie próbował jej przekonać do powrotu do siebie, posuwając się do błagania o to? Może była zbyt przewidywalna, ale zaczęła to odczuwać po ich spotkaniu po kilku miesiącach wtedy gdy niechcący spotkała go na ulicy.
    Podniosła się z odrobiną gracji ze schodów i zrobiła dwa kroki, do po prostu stojąc przed nimi, odstawiając ówcześnie szklankę na pobliski stolik. Zaplotła dłonie na piersiach, patrząc z przymrożonymi oczami, na swojego byłego narzeczonego.
    — Michaelu, nie oszukujmy siebie i innych, chłopacy wiedzą, jak trudno było, ci znieś rozstanie ze mną, mnie nie musisz okłamywać w końcu, to mnie wręcz błagałeś na klęczkach o to, żebym do ciebie wróciła — mówiąc to, wspomniała jedną z ich wielu rozmów, gdy ona zabierała swoje rzeczy z jego domu.
    Z uwagą śledziła, jak wręcz mocno zaciska zęby, próbując ukryć wręcz zarumienione policzki zawstydzenia, odruchowo kącik jej ust drgnął do góry, bo doskonale wiedział, że uderzyła w czuły punkt.
    — Chyba sobie żartujesz!? Nie błagałem cię o powrót.
    Mimowolnie wywróciła oczami na jego słowa, widząc, do czego zmierza ta rozmowa, która wydawała się tak bardzo bezwartościowa i płytka, ale dobrze skoro chce się tak bawić, chętnie do tego dołączy.
    — Chwileczkę, a czy to nie ty, wręcz płakałeś za mną gdy ja pakowałam swoje rzeczy w twoim mieszkaniu?
    Widziała kątem oka, jak coraz więcej osób zgromadziło się wokół nich, niedaleko zobaczyła chłopaków jakby gotowych zainterweniować gdyby sytuacja zaszła za daleko, ale ona nie zamierzała nic robić, jedynie spokojnie rozmawiała ze swoim byłym.
    — Niczego takiego nie było — wręcz wysyczał przez zaciśnięte zęby.
    — Jesteś niesprawiedliwa — po raz pierwszy odezwała się Taylor i czemu czuła fałszywość jej dość uprzejmego tomu — Okrążać mojego męża, a tak naprawdę to ty go zostawiałaś i próbujesz teraz przekształcić obraz na swój wizerunek, tak byś to była tą pokrzywdzoną, a nie Mike. Oszukałaś go...
    Wiedziała, że jak zaraz nie przerwie tego monologu, to zaraz wybuchnie. Momentalnie poczuła, jak wzrasta w niej ciśnienie, słysząc wypowiedzieć Smith. Nie pozwoli sobie na to, by oni zakłamali wszelkie szczegóły, by tylko ich historia się zgadzała.
    — Zaczekaj Taylor, czy to nie ty byłaś tą, która wskoczyła wtedy mojemu narzeczonemu do łóżka. Zanim się oburzysz, sama się mi wsypałaś, oboje wręcz się wkopaliście — wskazała na nich obojga palcem — Mogliście być bardziej ostrożni i zacząć się rozbierać w sypialni, ale zrobiliście to na korytarzu i takim sposobem, udowodniliście jedynie mi, że się przespaliście. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, jeśli naprawdę jeśli oboje uważacie, że tandetna manipulacja rodem z liceum, ukształtuje wasz obraz, tej historii to się mylicie. Zacznijmy od tego, że wykorzystałaś kryzys w związku moim i Mike i to ze on wolał się upić, zamiast przemyśleć co zrobić i oddać mi moją własność, ale wolał być złodziejem. Mike nawet nie próbuj znowu tego... — uprzedziła go gdy widziała gdy chciał coś powiedzieć — Bezczelnie mnie okradłeś, zwabiłeś mnie do łóżka, przeleciałeś i wykorzystałeś okazje, że padłam zmęczona i bezczelnie zababrałeś moją własność, ja wiem, że oboje próbujecie kreować przeszłość na swoje własne upodobanie, ale nie przy mnie. Nie przy osobie, która zna prawdę.
    — Jesteś gówniara która...
    — Może i jestem Mike, ale przynajmniej mam swoją godność i nie poleciałam do mojego byłego i nie zaobrączkowałam go tylko po to, by nie czuć się samotną — przerwała mu w pół zdania — Wyzywajcie mnie, jak chcecie, ale pamiętajcie to, nie pokazuje waszej dojrzałości, a wręcz dziecinność waszego zachowania.
    Tłum przyglądał się im, z zapartym tchem oczekując, co wydarzy się dalej, lecz ona nie chciała robić komedii, również nie chciała robić syfu i niesmaku na imprezie Chestera. Nie chcąc zawracać sobie nimi głowy, przeszła obok nich i już była blisko wejścia gdy nagle usłyszała ponownie głos Michaela za sobą:
    — Nie zrozumiesz nas i naszej miłości!
    Odwróciła się niemal natychmiast by spojrzeć na niego i odpowiadając mu z lekkim uśmieszkiem.
    — Wcale nie muszę, by widzieć, że połasiłeś się na byłą, by tylko z kimś być i być może utrzeć mi nosa.
    — Ona się zmieniła! Nie jest jak dawniej!
    — Nie obchodzi mnie to Mike, to twoje życie, przepraszam wasze państwo Shinodów — odparła z nieco ironicznym uśmieszkiem — Masz to co chciałeś, żonę i plany na wspólną przyszłość. Masz to co ci taka gówniara jak ja nie chciała dać. Więc czego ode mnie oczekujesz? Twoje życie twoja sprawa. Nasza historia zakończyła się pół roku temu i rozpoczęła nowa, którą piszemy już osobno.
    — I co ja w tobie widziałeś przez ostatnie lata? — usłyszał za sobą jego głos pełen wyrzutów.
    — Chyba to, że byłeś z młodszą nieodpowiedzialną laska, której w głowie wyścigi i imprezy, a nie dorosłe życie — skomentowała — Mike po prostu zajmij się swoim życiem z Taylor i nie wpieprzaj się do mojego skoro, ja nie wtrącam się do waszego i wreszcie pogódź się, z tym że my to już koniec!
    Nie zważając na nic więcej, weszła do domu.
    Jednak gdy minęła kolejne pół godziny w dość napiętej atmosferze między nią a Shinodamii, zdecydowała się odpuścić. Zamawiając taryfę, poczekała na nią, gdy kierowca podjechał pod wjazd, odnalazła w tłumie imprezowiczów gospodarza, z którym się pożegnała. Chester próbował ją jeszcze przekonać, by została, jednak ona wolała już iść.
    Z chwilą gdy wyszła z domu, dobiegł ją dźwięk przychodzącego powiadomienia, przystanęła na moment, wyciągając wibrujący telefon z torebki i zerknęła na nieznany numer. Zmarszczyła lekko brwi, nie wiedząc, co to w ogóle za ciąg liczb nic jej nie mówił. Na moment zawahała się, jednak po chwili odebrała i przyłożyła telefon do ucha, a po drugiej stronie usłyszała:
    — Hola Señorita  

No comments:

Post a Comment