Saturday, September 14, 2024

IV 21 (P.1) — NAJBARDZIEJ ZMYSŁOWE CHWILE

    — Julio, czy ty planujesz w ogóle wrócić?
    Roześmiała się cicho, gdy usłyszała po drugiej stronie telefonu głos Alice pomimo pretensji, którą można było usłyszeć w tonie jej głosu, również wyraźnie można było dostrzec zaintrygowanie, czemu krótki wyjazd na zawody zamienił się w kilku tygodniowy pobyt w Hiszpanii.
    I może było w tym nutka tajemniczości, którą starsza kobieta pragnęła odgadnąć, bo tak naprawdę nie wiele wiedziała, zupełnie jak jej partner. Jego siostra zamilkła na temat tego czemu zdecydowała się pozostać na dłużej na starym kontynencie. Oczywiście nie byli głupcami i snuli ze sobą, domysły kto mógł sprawić, że młoda artystka przedłużyła swój urlop, który planowała.
    Nie dało się ukryć, że w chwili gdy zadzwoniłaby prosić o przysługę, swojego brata by dłużej zajął się jej futrzakami, wydało się to dosyć zaskakujące, a z drugiej strony nieco podejrzane. Jednak nie śmiał jej dopytywać o szczegóły, ona sama nie kwapiła się, by cokolwiek powiedzieć i tak naprawdę wiedząc, że Julia jest na tyle dojrzała i rozsądną młodą kobietą nie zrobi nic głupiego, a fakt, że pisała do nich prawie codziennie, nie sprawił, że mieli powód do niepokoju, że coś złego się jej stało. Byli w stałym kontakcie, a to się liczyło najbardziej gdyby nie to zaczęli, by się martwić i z dużą dozą pewności Chester ruszył, by niebo i ziemie, by ją znaleźć.
    To były jej podejrzenia wręcz sugestie, że prawdopodobnie na starym kontynencie zatrzymał ją wakacyjny romans. Nie trzeba być ignorantem, by nie zauważyć, że Julia była bardzo atrakcyjną kobietą, za którą oglądają się mężczyźni. Przez wiele lat była w szczęśliwy związku do czasu jak on nie zaczął się rujnować do momentu jej zerwania z narzeczonym. Najbardziej co ją zdumiało, to że powodem ich rozstania nie było zbytnia nadopiekuńczość byłego partnera, a który zdrada się dopuścił względem niej dlatego, wiedząc, ją jak praktycznie bardzo szybko stanęła na nogi po odejściu od mężczyzny, który ją oszukał, zaczęła żyć własnym życiem i wręcz normalne było, że pewien Hiszpan mógł zawrócić jej w głowie.
    — Owszem — odparła nieco rozbawiona — Planuje w niedalekiej czasie, wrócą do Stanów, bo wiem, że się ktoś za mną stęsknił.
    — Julio to miłe…
    — Ale ja miałam na myśli swoje zwierzaki — powiedziała, uśmiechając się do niej przez kamerkę, a ona mogła ujrzeć tak znajomy uśmieszek, który widziała nie jednokrotnie u swojego chłopaka gdy do głowy wpadały mu, jakieś idiotyczne pomysły jednak od razu można było dostrzec ogromne podobieństwo między nimi i nie dało się zaprzeczyć temu, że nie łączy ich więzy krwi.
    W pewnych sytuacjach byli do siebie tak ujmująco podobni wręcz w swoich działaniach zdarzało się, że działali w sposób wręcz schematyczny tylko dla nich. Oboje również byli osobami, które potrafiły dogryzać innym i nie jednokrotnie prowadzili wojny słowne, jednak pomimo że zdarzały się między nimi nieporozumienia jak, z resztą u każdego rodzeństwo to oddać im było trzeba, że nie pozwoli powiedzieć na drugą osobę choćby złego słowa.
    Nie do końca była świadoma ich przeszłości, wiedziała tylko, tyle że Chester zaopiekował się Julią gdy okazało się, że jest wychowanką domu dziecka po tym gdy jego matka w końcu zdradziła prawdę o swoim największym sekrecie, tajemnicą, którą okazała się to, że urodziła córkę, która została porzucona przez ojca jej partnera. Można powiedzieć, że wiedziała wiele, jednak szczegółów nie znała i nie dopytywała. Uznała że jeśli nie chcą mówić, to mają do tego prawo w końcu to ich rodzinę zmartwienia, jednak obojgu zależało ogromnie na sobie i to było widać na przestrzeni lat.
    Czy odczuwała złość, czy niechęć wobec tego, że w sercu jej partnera gościła inna kobieta, która była dla niego była tak samo ważna jak i ona?
    Nie!
    Bo nie miała ku temu żadnych powód, odczuwanie tego paskudnego uczucia w stosunku do rodzeństwa było wręcz abstrakcyjne w jej strony i ceniła sobie to, że mogła ich obojga poznać, właściwie gdyby nie Julia nie poznała swojego obecnego chłopaka oraz nie snuli, by już powoli planów na wspólną przyszłość po latach związku, który był naprawdę udany. Mogła powiedzieć, że znalazła tego jedynego w bracie swojej sąsiadki.
    — Wredna jesteś Bennington — skomentowała z niesmakiem.
    — A to ci nowość — machnęła pobłażliwą ręką.
    Obelgą dla niej nie było nazwanie jej nieco uszczypliwą osobą, doskonale zdawała sobie sprawę, że w pewnych sytuacjach miała cięty język i z tym się nie ukrywała. Była uszczypliwa, jednak potrafiła być pełna uczuć i empatii wobec innej osoby. Miała, nieco zajadły charakter, jednak obecna jej odsłona dużo bardziej jej się podobała niż tej zagubionej dziewczyny, którą była.
    — Potrafisz być tak samo upierdliwa jak Chester — rzuciła bezemocjonalnie.
    — Mogę powiedzieć tylko jedno… — odezwała się młoda dziewczyna — Nazwisko zobowiązuje — dodała, a ona dostrzegła chwile potem koronę jej górnych zębów.
    Słyszała jak kobieta po drugiej stronie, cicho wzdycha na jej komentarz po czym, ponownie zerknęła na nią, pytając, a ona po chwili ujrzała w jej oczach przebiegłość.
    — Mów jak się nazywa!? — spytała zaintrygowana
    — Ale kto? — spojrzała na nią zdziwiona.
    Patrzyła, jak Alice wywraca oczami, na ostatnie pytanie, ale naprawdę nie wiedziała, co jej chodzi po głowie. Mogła się domyślać, ale wkrótce i tak pani architekt pośpieszyła z wyjaśnieniami:
    — Julio czy naprawdę uważasz mnie za nie rozgarniętą? — odezwała się z powagą — Albo małą inteligenta osobą. Nie uważasz, że nie jest nic dziwnego w tym, że przedłużyłaś wyjazd? — pytała, a ona przez moment miała wrażenie, jakby pragnęła ją prześwietlić spojrzeniem swoich oczu.
    — Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi — rzuciła, czując się niezwykle ogłupiałą.
    — Julio! — zirytowała się Adkins — Nie rób ze mnie kretynki i przyznaj, jak ten amant ma na imię! — ponagliła ją.
    — Alice nie przyszło ci na myśl, że mi się tutaj po prostu spodobało, a fakt, że pragnęłam od nastoletnich czasów zwiedzić Hiszpanie, bo wręcz zakochałam się w tym kraju, był moim jedynym argumentem, który sprawił, że chciałam tu zostać?
    Oczywiście, że kłamała!
    Mogła się teraz tego wstydzić, jednak nie zamierzała się przyznawać do tego, że zostanie w San Sebastian, było bardziej pokierowana jej fascynacjami seksualnymi i pewnymi dwojgiem młodych ludzi, którzy zniewolili jej zmysły. Momentalnie powróciły do niej wspomnienia ich pewnego spotkania, a raczej momentu gdy to Ricardo wpadł do Courtney w najmniej oczekiwanym momencie i nakrył je wzajemnie na wspólnej zabawie. To był impuls gdy wciągnęły go do wspólnej zabawy, jednak nie zamierzały obie niczego żałować. Chwile wręcz niezapominane i na samą myśl, wspomnienia tamtych dni wzbierały w niej usilne pragnienia powtórzenia tamtej nocy w tym samym składzie.
    Momentalnie jednak wyrzuci ze swojej głowy wyobrażenia tamtej nocy, nie chcąc, nic po sobie poznać by Alice nie domyśliła się, co się dzieje. Nie chodziło o brak ufności czy to, że nie chciała mówić prawdy, ale to było jej życie i sprawa co tutaj robi, a oni mogą, wiedzieć jedynie tyle ile pragnęła, by się dowiedzieli
    — Mam jednak przeczucie, że w czymś mnie oszukujesz i jednak jest ktoś…
    — Alice — przerwała jej stanowczym głosem — Czy naprawdę uważasz, że to rozsądne, że praktycznie cztery miesiące po zerwaniu z moim dawnym narzeczonym mam ochotę na jakiekolwiek nowe związki? — zapytała retorycznie — Ja wiem, że on uznał, że sześć tygodni to idealny moment, by wejść w nową relację wręcz tę zażyłość zaprzysiężyć przed urzędnikiem stanu cywilnego, ale ja nie jestem taką osobą. Wolę poukładać sobie w głowie dotychczasowe życie, zanim zdecyduje się na coś nowego, nawet jeśli tego chce, bo uwierz mi, to nie jest przyjemne po raz kolejny być oszukaną. Do tego związek, który wydawał się być idealną przepustką do wspólnego życia i założenia rodziny. Chyba ta perfekcja była zgubna, bo nie dostrzegłam momentu kiedy on się zmienił, ale nie chce roztrząsać swojego nieudanego związku. Obecnie chce się cieszyć życiem, chce wykorzystać maksymalnie mój pobyt tutaj. Wrócę pod koniec sierpnia do Stanów, bo muszą w końcu wrócić do pracy, treningów a w październiku wracam na uczelnie i od początku roku będę musiała myśleć nad tematem pracy licencjackiej.
    — Niesamowite, dopiero co się poznałyśmy, nie chodziłaś na uniwersytet, a w tym roku akademickim będziesz się bronić.
    — Dla mnie jest to nie wiarygodne, jak prędko minął mi czas, odkąd się przeprowadziłam do Los Angeles i tyle się zmieniło. Gdy też teraz spoglądam na was jako już trzydziestolatków czy gdy już macie trójkę z przodu widzę w was ludzi, którzy wkrótce zaczną zakładać rodziny i zaczną pojawiać się dzieci — rzuciła.
    — Na razie prócz ciebie nikt z nas nie jest zaręczony — zauważyła słusznie.
    — Coś czuje, że teraz prędzej Chester się tobie oświadczy albo któryś z chłopaków niż ja znajdę znowu kolejnego faceta, chociaż tego nie planuje.
    — Wiesz, może to się tak wydawać, lecz my nawet nie mieszkamy razem.
    — Alice widzę, że oboje jesteście na takim etapie, że w końcu mój braciszek zdecyduje się, by zabronować ci wspólne mieszkanie i oświadczy się tobie. To nie jest tajemnicą, że pragnie powiększyć rodzinę, a wasz związek jest naprawdę trwały i widać po was obojga, że naprawdę się kochacie i życzę wam wszystkiego, co najlepsze. Dla mnie będzie zaszczytem nazywać się moją szwagierką.
    — Nie przesadzaj, to nie ma aż takiego wielkiego znaczenia.
    — Może i nie ma — przyznała jej racje — Jednak mimo tego, że znam Chestera, tylko od piętnastego roku życia to jednak uważam, że znalazł dla siebie idealną kobietę. I od razu sobie zastrzegam — uniosła ostrzegawczo palec ku górze, machając nim delikatnie przed przednią kamerką telefonu — Jeśli zostaniecie rodzicami, chce być chrzestną, chociażby jednego z nich — zastrzegła sobie.
    — Na pewno zostaniesz, Chester by mi nie podarował gdybyśmy nie wybrali jego siostrzyczki — skomentowała.
    Mimowolnie poczuła, jak policzki jej oblewają się czerwonym rumienieniem. Nie dało się ukryć, że również była osobą, którą wręcz kochała dzieci. W sierocińcu potrafiła zajmować się maluchami i sprawiało jej to czystą radość gdy mogła się opiekować maleństwami, które tak chętnie do niej lgnęły potem jej wolontariat w bidulu, w Los Angeles tym bardziej sprawił, że uwielbiała się zajmować tymi małymi człowieczkami, które były bardzo poddane na wpływ dorosłych. Uwielbiała się nimi opiekować, zajmować czy bawić sprawiało jej, to niesamowitą radość widzieć na tych małych Buzkach szczery uśmiech chyba nie było lepszej nagrody niż ich szczęście i mimo że sama pragnęła, wręcz marzyła o dzieciach to jednak obecnie była na etapie, na którym pragnęła szaleć i dobrze się bawić. Korzystać z życia jak jeszcze nigdy tego nie robiła.
    — Ale jeszcze chwile potrawa, zanim to się stanie. Pragnę na razie zdobyć awans na szefową działu. Bo wiem, że będę mieć wtedy stabilniejsze warunki, a Chester cóż przywykłam do tego, że bywa przez jakiś czas w rozjazdach.
    — Bywa to męczące, jednak da się z tym żyć.
    Obie doskonale zdawały sobie sprawę, jakie bywa męczące życie z muzykiem i ile wytrwałości i cierpliwości muszą się wtedy wykazać. Ona obecnie nie miała takiego zmartwienia, jednak doskonale pojmowała jej strapienia, bo przez wiele lat żyła podobnie jak ona.
    Niespodziewanie ich rozmowa nagle została brutalnie przerwana gdy rozbrzmiał w całym pokoju hotelowym stukanie do drzwi. Zaskoczona oderwała spojrzenie od kamerki i spojrzała w ich stronę.
    — Kto to? — zaciekawiła się Alice.
    — Pewnie obsługa hotelu — rzuciła pośpiesznie.
    Prawda była taka, że nie wiedziała, kto mógłby stać przed wejściem, bo nic nie zamawiała do pokoju. Odwróciła się powrotem do kamerki i pośpiesznie rzuciła do Alice:
    — Oddzwonię jutro.
    — Dobra ja i tak miałam się zbierać. Do zobaczenia.
    — Cześć.
    Rozłączyła się i odłożyła telefon na stolik, który stał przy fotelu, na którym siedziała. Przeszła kilka kroków, by podejść do małego korytarzu, uchwyciła kartę z szafki i przyłożyła ją do zamka, po chwili blokada ustąpiła, a ona otworzyła szerzej drzwi, a po chwili stała twarzą w twarz z dwojgiem swoich kochanków. Gdy wręcz zlustrowała ich spojrzeniem, swoich jasnych oczu zobaczyła, że oboje byli ubrani typowo pod wyjście do klubu. Ricardo miał na sobie dopasowane ciemne szare spodnie oraz czarną koszulkę, której dwa guziki były rozpięte, a na ręku trzymał złotawy zegarek. Włosy jak zawsze miał lekko podniesiona i zaczesane do tytułu, zarost idealnie przystrzyżony jakby dopiero co wyszedł od barbera. A obok niego stała nieco niższa kobieta i tylko dzięki obcasom na wysokiej szpilce. Przyjrzała się jej pięknej sukience. Gorset był wyszyty pięknymi kamieniami, które się wręcz iskrzyły, złotawe świecidełka wręcz idealnie kombinowały się z błyszczącymi diamentami, cała jej góra była wręcz wyszyta nimi. Trzymająca się na ramiączkach ciemna spódnica była wykończona w liniach kamieni, które spływały na zwiewny i krótki dół kreacji. Sukienka wręcz idealnie do niej przylegała sama, widziała, jak włosy skręciła w lekką falę i spięła w kilku miejscach, samo jej ciało błyszczało małymi drobinkami i sądziła, że spsikała się brokatem, jej makijaż również był błyszczący z matowym wykończeniem ust. Wyglądali jak młodzi bogowie. I musiała przyznać, że wyglądali zniewalająco.
    — Co wy tu robicie? — spytała zaskoczona, gdy stanęła z boku, by wpuścić ich do środka.
    — Jak to co? — odezwała się Courtney — Zabieramy cię do klubu.
    — Znowu — mruknęła nieco marudnie.
    — Nie narzekaj mała — wyrzuciła kobieta.
    Wtedy dostrzegła, że trzyma przy sobie prócz małej ciemnej kopertówki torbę, w której coś skrywała. Wkrótce jednak wysunęła do niej rękę z pakunkiem, a ona zdziwiona chwyciła ją, a na jej usta cisnęło się jedno nurtujące ją pytanie:
    — Co to takiego? — pytała, gdy zajrzała do środka.
    Pierwsze co ujrzała, to ciemną bibułę, która coś pod sobą skrywała.
    — To na dzisiejszy wieczór — oznajmiła hiszpanka — Jedziemy się pobawić do mojego klubu — rzuciła wesoło.
    Momentalnie poderwała na nią, spojrzenie nawet dobrze nie odsuwając materiału, pod którym coś się skrywało, a ona popatrzyła na nią zaskoczona, bo ta wiadomość zupełnie ją zaskoczyła.
    — Jak to masz klub? — zdziwiła się.
    — Może nie do końca mam go na własność — rzuciła spokojnie — Jednak prowadzę go wspólnie z bratem. Pamiętasz nasze chyba drugie spotkanie gdy się spotkałyśmy w barze?
    Wróciła wspomnienia do tamtej ich rozmowy i niespodziewane spotkania w jednej z barów. Momentalnie jej oczy rozszerzyły się gdy sobie przypomniała tamte momenty, a ona widziała kątem oka, jak na ustach Courtney pojawia się delikatny uśmiech:
    — To był właśnie mój klub.
    — Ale jak to…
    — To tak naprawdę był jeden z lokali ojca. Uznał, że skoro mamy osiemnaście lat, coś na nas przepisze, byśmy zaczęli zarabiać na siebie ja i tak wybrałam głównie podróże i bycie reporterkom jednak mój brat prowadzi ten klub jednak podejmuje ważne sprawy gdy są one takie to podejmuje je jako współwłaścicielka.
    — Ciekawie — mruknęła do siebie — Biznesmen i makler giełdowy w jednym i właścicielka klubu dopisuje wam szczęście.
    — Może i wygląda to jakbyśmy to dostali za nic — odezwał się Ricardo w swojej obronie — Jednak dobrze wiesz, ze ja sam do tego dążyłem, a jak Courtney mówi, ona jest tylko w zarządzie, woli zwiedzać i poznawać świat niż zarządzać ludźmi i lokalem.
    — Fascynuje mnie poznawanie nowych krajów, kultury, czy rozmawianie z lokalnymi mieszkańcami, to jest dużo ciekawsze niż siedzenie ciągle w jednym miejscu. Podróżowanie to jest moje życie. Cudem dostałam się do programów, podróżniczych jednak wykorzystuje daną mi szansę na maksymalnie. Dobra ty się idź przebrać — zaczęła ją poganiać.
    — Ale…
    — Nie możesz zwrócić i tak tego, co jest w środku, bo jest kupione specjalnie pod ciebie. Dla mnie sukienka jest za ciasna — mruknęła, spoglądając na swój dość obfity biust oraz biodra — Więc nie wciśniesz nam powrotem. Poza tym gdy zobaczyłam te sukienki, nie mogłam sobie odmówić kupna dla ciebie — wyjaśniła pośpiesznie — Idź — pogoniła ją.
    Spojrzała na swój pakunek nieco podejrzliwie, jednak wkrótce wzruszyła ramionami i weszła do łazienki, gdzie pośpiesznie weszła pod prysznic, zanim na siebie nie włożyła nowego ubrania i nadal nie wiedziała, co jest w środku. Po dłuższych minutach w końcu wyszła spod natrysku i owinęła się szczelnie ręcznikiem i wtedy podeszła do umywalki jednak chwyciła torbę, którą zostawiła na zamkniętej klapie toalety i wyciągnęła materiał, a pod nim ujrzała jasny materiał wyszyty diamentami, które zaczęły błyszczeć. Wyciągnęła ją, a w środku również zobaczyła pudełko z butami, które były w środku. Wysunęła je na wyciągnięcie ramion i ujrzała dosłownie taką samą sukienkę, jaką miała Courtney, lecz z tą różnicą ona była jasnoszara z jasnymi kamieniami, które były wszyte w gorset i ramiączka. Odłożyła ją na półkę, by zajrzeć do środka ponownie i wyjęła pudełko, w środku którego zobaczyła dopasowane pantofelki, na których również były małe kamyczki, które błyszczały w świetle zapalonego światła.
    — Jesteś niemożliwa — odezwała się na głos, bo doskonale wiedziała, że dziewczyna ją usłyszy.
    — Nie marudź, tylko się ubieraj! — usłyszała z sypialni jej głos — Chce cię widzieć w pełnym wydaniu.
    Pokręciła nieco rozbawioną głową, po czym chwyciła kosmetyczkę i wyjęła z niej podkład i cienie do oczu wiedząc, że i tak nie odpuści jej tego, by nie nałożyła na siebie tej zniewalającej kreacji.
    Słysząc w tle rozmowy, dwojga przyjaciół powoli się przygotowała, robiąc sobie dopasowany makijaż oraz kręcąc włosy na lokówkę, którą kupiła jakiś czas wcześniej, zanim nie założyła na siebie ostatecznie sukienki, która nawet dobrze na niej leżała. Gdy tylko ją wsunęła na swoje ramiona, przejrzała się w lustrze, widząc w jego odbicie naprawdę piękną dziewczynę i mimowolnie uśmiechnęła się do swojego odbicia, po czym chwyciła buty, które tam leżała i nasunęła na swoje stopy, przez co stała się nieco wyższa. Po raz ostatni przejrzała się w tafli krzywego zwierciadła, poprawiła nieco sukienkę i wyszła do sypialni, wkrótce zobaczyła jak dwoje Hiszpanów, spogląda w jej kierunku, a na ustach Courtney pojawia się w pełni zadowolony uśmiech.
    — Wyglądasz zjawiskowo — skomentowała, podchodząc do niej.
    — Tylko że wyglądamy praktycznie identycznie — zauważyła słusznie.
    — Właśnie o to mi chodziło — skomentowała Courtney — Nie tylko dlatego, że nie mogłam oprzeć się pokusie kupienia tych kiecek — skomentowała.
    — Jesteś niemożliwa — skomentowała.
    — Możliwe, że tej nocy stanie się coś więcej — wymruczała jej cicho do ucha.
    — Obie wyglądacie naprawdę zjawiskowo.
    Mimowolnie spojrzały na jedynego mężczyznę w ich towarzystwie. Nie dało się ukryć, że wręcz nie mógł od nich oderwać oczu, wpatrywał się w nie, wręcz urokliwym spojrzeniem nie kryjąc ani się nie hamując przed tym. Nie dało się ukryć, że przed nim nie stały dwie najpiękniejsze dziewczyny, które widział i głupcem byłby gdyby tego nie dostrzegł.
    — Flirciarz się znalazł — skomentowała Courtney, podchodząc do niego i lekko uderzając go w ramię — Dobra mała, znajdź jakieś błyskotki i torebkę i zbieraj się, a ty mój drogi mam nadzieje, że załatwiłeś taryfę.
    — Jak najbardziej — odparł z lekką nonszalancją w głosie — Czeka już pod hotelem na takie piękne Seniority.
    Całą noc dobrze się bawili.

No comments:

Post a Comment