Saturday, September 7, 2024

IV 19 (P.1) — BŁĘKIT WODY

    Siedziała po części skryta pod jednym z parasoli, na plaży, ciesząc się kolejnym wręcz upalnym dniem, który zapanował nad miastem, a ona praktycznie od początku wyjazdu nie robiąc nic więcej poza wypoczynkiem i teraz opalała się w blasku słonecznym, kryjąc jedynie swoją głowę pod cieniem parasola.
    Dziwiło ją to samą, że od początku wyjazdu, gdy przyjechała do Hiszpanii, nie robi nic prócz spędzenia czasu na plaży czy przy hotelowym basenie a co praktycznie drugi wieczór spędza w klubie jednak często te wieczory ostatnio kończą się u Ricardo albo w ostatnich dniach u Courtney. Mimowolnie kącik jej ust poderwał się do góry na samą tę myśl. Ona osoba, która nie potrafiła za długo usiedzieć w miejscu, teraz praktycznie nie robiła nic wielkiego, spędzając niezwykle chwile w nadmorskim mieście, wykorzystując każdą okazję do spotkania czy to z kochankiem, czy kochanką i nie zamierzała w żaden sposób czuć się zażenowana, czy zdegustowana swoim zachowaniem, a opinia innych szczerze ją nie obchodziło, lecz kto poza ich trójkątem wiedział o tym? No nikt a żaden z nich nie zamierzał nic mówić. To zabawne, że przyjechała, a na swojej drodze natknęła się na Ricardo, a potem do jej życia wtargnęła Courtney, jednak nie zamierzała w żaden sposób ukrywać, że jej się to nie podobało, bo mogła spędzić swoje najskrytsze pragnienia erotyczne, jednak było coś jeszcze, co zaczęło mącić jej w głowie, jednak nie była w tym zupełnie sama, bo jej wakacyjna kochanka miała podobne wręcz zachcianki. Obie pragnęły tego, samego, lecz w dalszym ciągu brakowało im tej trzeciej osoby.
    Wciąż mogły zadawać sobie pytanie, który mężczyzna zgodzi się na taki dość nietypowy układ, obie automatycznie pomyślały o Ricardo, lecz on w ostatnich dniach musiał wyjechać w sprawach czysto biznesowych w takim układzie, zostały tylko we dwie, jednak nie marnowały tego czasu i nie próżnowały. Nie sądziła, że spędzenia tych upojnych chwil z kobietą sprawi jej tyle przyjemności i doznać, które doświadczała przy boku mężczyzn. Oczywiście, pomimo że mogło się wydawać, że była taka sama forma przyjemności to, jednak było w tym coś innego. W przypadku jej upojnych wieczór z Courtney żadna z nich nie miała pohamowania do wykorzystywania zabawek erotycznych.
    Miały być to tylko dwutygodniowe wakacje, a zamieniły się w dłuższy pobyt i spędzenia czasu z dwojgiem kochanków. Ona od paru dni powinna być powrotem w Los Angeles, a nadal siedzi na starym kontynencie i nie zamierzała jeszcze wyjeżdżać. Rozmawiając z Alice przed paroma dniami i miała wręcz pewność, że nie ma o co się martwić, bo zwierzaki są w bardzo dobrych rękach, a ona o nie dba jak o swoje. Jednak również dowiedziała się z małych ploteczek od niej, że jej własny brat zaproponował jej w końcu, by się do niego przeprowadziła. Byli już na takim zaawansowanym poziomie swojego związku, że w końcu nadeszła pora by wspólnie zamieszkali. Na ironie losu Chester zaczął spotykać się z Alice praktycznie rok po tym gdy w końcu ona zaczęła swój związek z Mike. Ona już przeżyła przeprowadzkę do niego, zaręczyny i rozstanie z nim przez ten czas gdy ta para jeszcze mieszkała osobno. Jednak nie zamierzała im się do związków, wtrącać zapewne woleli być pewni oboje tej decyzji i w końcu się na nią zdecydowali.
    Los pisze wiele historii, dla nich napisał taką, w jej przypadku była to droga pełna niespodzianek i nie było to dla niej w żaden sposób zaskakujące, że ciągle natykała się na jakieś kłody, które rzucał jej los, gdy jej życie za bardzo było poukładane i stabilne. Jednak, zamiast się zamartwiać i marudzić na okropność swojego losu, brnęła dalej przez życie, dostosowując się do obecnej sytuacji. Gdyby miała przeżywać dalej rozstanie, z Michaelem to pewnie siedziała, by i płakała i marudziła, że czemu jej to zrobił, a tak nie jest, gdy obecnie siedzi w Hiszpanii, wręcz się doskonale bawiąc, a przy okazji mogła sypiać, z kim zapragnęła, spełniając swoje najdziksze pragnienia. Śmiejąc się sama z siebie, że ta zdrada w jej przypadku wyszła jej na korzyści i nie to, że go nie kochała, bo darzyła go szczerym uczuciem, ale nie zamierzała tkwić w związku bez przyszłości gdy poznała prawdę o mężczyźnie, do którego pałała taką ogromną miłością. Nie zamierzała znowu tkwić w podobnej bardzo wręcz toksycznej relacji, jak to było w przypadku jej w związku z Clarkiem, gdzie tkwiła przy swoim oprawcy, wierząc zakłamanie, że wszystko, co robił, robił z miłości. Klasyczny wręcz schemat związków, w których to jedna ze stron jest wręcz obrzydliwym wstrętnym człowiekiem, który pastwi się nad drugą osobą a ofiara, żyjąc w strachu, nie chce mu się stawić. To był jej pierwszy związek i ostatnie lata terapii sprawiły, że doszła do tego momentu, że mimo że była świadoma, w jakim związku żyła teraz tym bardziej to sobie uświadomiła i uznała, że dalsze życie przy osobie, która byłaby podobna do Clarka, nie jest warta marnowania jej czasu. Zdrada czy bycie oprawcą to rzeczy, których nie jest w stanie przebaczyć.
    Michael zaprzepaścił ich związek na własne życie, a ona nie zamierzała czuć żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu. Jedyną osobą, która powinna czuć się winna to właśnie on, a nie ona. I czuła się z siebie dumna, że miała takie myślenie i podejście do swojego życia czy związków, które upadły. Jednak kształtowanie się jej obecnego myślenia trwało przez ostatnie lata i wiele się w jej życiu wydarzyło, by doszła do tego punktu:
    — Kogo ja tu widzę — nagle nad sobą usłyszała bardzo znajomy głos.
    Poderwała głowę i spojrzała za ciemnych szkieł na kobietę, która stanęła tuż przed nią. Dostrzegła przed sobą nie kogo innego jak Courtney. Ubraną w dwuczęściowy strój kąpielowy. Mimowolnie jej wzrok zaczął uciekać nieco w dół, na jej duże kształtne piersi a przed jej oczami zobaczyła ją zupełnie pozbawioną tego małego materiału stroju i tak nie skrywało przed nią tajemnic, widziała już ją parokrotnie bez niego.
    — Czy mam podejrzewać — odezwała się głębokim głosem, lekko odsuwając okulary z oczu i spoglądając znad nich na dziewczynę — Że mnie śledzisz? — skomentowała, jednak kącik jej ust drgnął nieznacznie ku górze, pomimo że starała się pohamować swoje chęci i pragnienie. Jednak Courtney zdawała się tego nie zauważyć i widziała, jak radośnie do niej się uśmiecha.
    — Ja…? — spytała, przykładając swoją wolną dłoń no obojczyku — Po co miałabym to robić. Kochanie przypominam ci, że jest sobota i nie tylko turyści tacy jak ty chodzą na plaże, ale lokalni mieszkańcy również tak jak ja — skomentowała, układając swoje rzeczy na drugim leżaku — Poza tym za dwie godziny ma przyjść wichura i burza więc chce wykorzystać to przedpołudnie na opalaniu się — skomentowała, rozkładając na bocznym leżaku — Nie śledziłabym cię — dodała z pewnością — Gdybym faktycznie chciała cię spotkać, po prostu bym do ciebie zadzwoniła.
    — A tutaj to muszę ci racje przyznać, wycofuje swoje słowa — rzekła pośpiesznie.
    Roześmiały się obie, spoglądając na siebie mimowolnie.
    — Ale przyznaj ostatnio, widujemy się zbyt często — bardziej stwierdziła, niż zapytała.
    — Przeszkadza ci to? To powiedz czemu w takim razie, zostałaś dłużej w Hiszpanii? — odezwała się Courtney, spoglądając na nią pytająco.
    Nie odpowiedziała od razu na jej pytanie, bo co mogła, tak naprawdę powiedzieć skoro miała w pełni racje? Została na dłużej głównie na wzgląd na Ricardo i nią co wydawało się dosyć zabawne, ale taka była prawda, że swój urlop przedłużyła w głównej mierze, by mieć więcej czasu na spędzenie ich z dwójką kochanków.
    — Wiesz w każdej chwili, mogę bilet przebudować i wrócić do siebie — skomentowała nieco kąśliwe.
    — No zostawisz mnie!? — mruknęła marudnie — Ricardo siedzi za granicą, a ty chcesz tak wyjechać i mnie opuścić? — marudziła — A kto będzie moją ulubioną zabawka? — zapytała, spoglądając na nią wymownie.
    Mimowolnie się uśmiechnęła, widząc jej wręcz błagalne spojrzenie. Jednak nie zamierzała, jeszcze wyjeżdżać miała zostać jeszcze trzy tygodnie, tutaj więc mieli jeszcze sporo czasu, by go spędzić, ze sobą potem już musiała wrócić do siebie i nie zamierzała marnować tego czasu.
    — Wyjeżdżam za trzy tygodnie i to ostatecznie — powiedziała już spokojnie — Nie stać mnie na dłuższy pobyt nawet gdybym chciała, poza tym muszę wrócić do pracy.
    — Tak z ciekawości zapytam, bo chyba mi tego nie mówiłaś. Czym się zajmujesz? — zagadnęła ją, nasuwając na swój nos swoje okulary.
    Pełno plażowiczów spędzało czas nad brzegiem lazurytowego wybrzeża, wykorzystując ten czas nim zawita sztorm, który miał przyjść za kilka godzin. Póki było ciepło wręcz upalnie, a nad nimi górowało słońce, zamierzali to wykorzystać, zupełnie jak one we dwie.
    — Prowadzę swoją małą firmę — odparła po chwili, zwracając na siebie wzrok Courtney — Jestem malarką. Rysuje na zamówienie obrazy, portrety skupiam się na rysunkach realistycznych. Między czasie studiuje grafikę komputerową więc studia bardzo ze sobą powiązane.
    — Ciekawe — zamruczała starsza dziewczyna — Artystka.
    — Można to tak ująć. Moja pasja do malowania jest od praktycznie najmłodszych nastoletnich lat, potem się to bardziej rozwinęło, aż zdecydowałam się pójść w tym kierunku. Tak naprawdę malowanie dla znajomych z liceum sprawiło, że zdecydowałam się założyć firmę i zacząć się promować w mediach obecnie całkiem dobrze mi idzie i potrafię sporo zarobić za jeden obraz, więc nie mam co narzekać.
    — Ambitna jak ty na to znajdujesz czas. Malowanie pochlania czas między czasie atutujesz i Ricardo wspominał, że jeździsz na motorze.
    — Planowanie czasu nic innego mi nie pomaga w organizacji, lubię mieć wszystko zaplanowane nie co do godziny, bo w moim życiu o ironio również panuje nie raz chaos, ale poukładanie wszystko mi zdecydowanie pomaga — stwierdziła.
    Nie było nic w tym prostszego i banalnego w jednym. W jej przypadku mogło się to sprawdzać w przypadku innych niekoniecznie i to absolutnie nie było nic zaskakującego.
    Siedząc na plaży i rozmawiając o dość swobodnych tematach, nie dostrzegły, jak upływa im obojgu czas, a nad linią horyzontu zaczęły pojawiać się pierwsze ciemne chmury, które zaczęły wędrować ku nim. Widzieli w oddali, jak powoli front zbliża się do miasta i był to moment gdy ludzie zaczęli uciekać z plaży, by umknąć przed grzmotami i błyskami, a również wzburzoną powoli wodą, która zaczęła wdzierać się na piaszczyste wybrzeże. Gdy z każdą chwilą wzmógł się coraz silniejszy wiatr, plażowicze prędko zaczęli zbierać swoje rzeczy, widząc na horyzoncie ogromne ciemnie chmury, zaczęły ich wyganiać do swoich domów. One i również były tymi osobami, które w pośpiechu zbierać swoje rzeczy uciekając przed naciągającą ulewą.
    — Zabieram cię do siebie — oznajmiła Courtney gdy wiatr zaczął smagać ich rzeczami — Mieszkam kawałek dalej i chętnie cię zabiorę do siebie — powiedziała z dość bezczelnym uśmiechem.
    Mogła odmówić to prawda, bo hotel miała nieco bliżej, jednak nie miała serca odmówić jej i biorąc w ramiona swoją torbę, wraz z kochanką zaczęły uciekać przed odgłosem burzy, która zaczęła za nimi rozdzierać powietrze.
    Plażowicze prędko zaczęli uciekać w popłochu, gdy naciągające coraz bardziej ciemne chmury przybliżały się do miasta coraz bardziej, zanim nie dopadła ich ulewa, by jak najprędzej umknąć przed gromem błyskawic, które już pojawiały się w tle, a odgłos uderzeń odbijały się echem w ich uszach. Umykali przed zdradzieckimi siłami matki natury, która wprost na nich pchała ogromny sztorm, który zapowiadali o poranku a przewidywanie okazały się być trafne.
    — Zabieram cię do siebie — rzuciła Courtney gdy odrzuciła swoje włosy do tyłu, które powiał wiatr w przód — Mieszkam nie daleko, więc dokończymy swoją rozmowę — dodała, gdy obie prędko przyśpieszyły kroku.
    Z każdą chwilą front nadciągał, a one będąc już na jednym, z chodników puściły się niemal biegiem, mając nadzieje, że zdążą dotrzeć do mieszkania, kochanki tuż przed ulewą jednak ich przekonania były wręcz mylące, gdy nagle z nieba spłynęła pierwsze krople, które były jedynie katalizatorem do ulewy, która wręcz dopadła ich w momencie gdy były na ostatniej prostej. Grom rozbrzmiał wręcz tuż za nimi, gdy obie niemal wpadły kompletnie mokre do środka apartamentowca, śmiejąc się w głos, gdy wreszcie znalazły się w bezpiecznych murach, a gdy tylko spojrzały, w bok zobaczyły, jak niedaleko nich rozbłysnął piorun dosłownie tam, gdzie przed momentem jeszcze biegły.
    Grzmot poniósł się echem po okolicy, niemal bębniąc im w uszach, momentalnie spojrzały na siebie z Courtney z wyraźną ulgą gdy tylko zobaczyły jak w miejscu, w którym dopiero co były uderzył jasny błysk pioruna. Spojrzały na siebie odruchowo, wręcz oddychając szczęśliwe, bo tak nie wiele brakowały, a stałyby się ofiarami nawałnicy, która zawitała nad miastem.
    — Nie wiele brakowało do tragedii — odezwała się z wyraźnym westchnieniem starsza kobieta — Poraziłoby jedną z nas — rzuciła, spoglądając na miejsce, w którym do tej pory były, wręcz będąc o włos od uniknięcia porażenia piorunem. Burzę to pewnie błahostka w porównaniu z tym co dzieje się w Stanach — odezwała się gdy obie powędrowały w stronę jednej z wind.
    — Coś konkretnego masz na myśli? — zagadnęła, nie do końca rozumiejąc, w jakim kierunku podąża ta rozmowa.
    Widziała, jak dziewczyna wciska guzik, który wkrótce przywołał do nich metalowy podnośnik, do którego wsiadły, dopiero gdy drzwi się zamknęły, odezwała się, ponownie starsza kobieta, mówiąc:
    — Mówię o huraganach czy trąbach powietrznych, to pewnie jeszcze gorsze przeżycie od na pozór zwyczajnej burzy.
    Nie dało się ukryć, jak spogląda na nią z dozą ciekawości i zainteresowania, jakby spodziewała się, że przeżyła coś takiego i owszem mieszkała w kraju, gdzie takie kataklizmy były wręcz wpisane w ten rejon kuli ziemskiej, jednak żyła w stanach gdzie takie zdarzenia były rzadkością, jak tego zupełnie nie przeżyła. W Arizonie czy Kalifornii nie doświadczyła takich zdarzeń, głównie to były to sztorm, który nadciągał po upalnych dniach i zmianie temperatur, ale aż takie klęski, żywiołowej nie doświadczyła w swoim życiu. Z tym, czym ona się musiała mierzyć to nikłe wstrząsy ziemi, bo Kalifornia to rejon gdzie nawiedzane były często małe tąpnięcia ziemi i to z takimi zdarzeniami musiała się mierzyć i chociaż gdy pierwszy raz musiała to przeżyć, była zlękniona, to z czasem, stało się to normą i nauczyła się z tym żyć jak reszta Kalifornijczyków, którzy przyzwyczajeni do życia w rejonie występowania częstych trzęsień ziemi już nauczyli się funkcjonować.
    — Owszem całkowicie się zgadzam, że Stany mierząc się z okresami huraganów czy występowanie trąb powietrznych jednak są to głównie stany głównie Texas, Floryda, Oklahoma, Kansas czy Południowa Dakota i właśnie to są rejony, gdzie często można spotkać się z takimi klęskami. Dla mnie zmartwieniem raczej są trzęsienia ziemi, a raczej ich brak.
    — Jak to brak? — zdziwiła się Courtney gdy wychodziły na korytarz na jednym z pięter — Żyjesz w najbardziej narażonym stanie na trzęsienia ziemi i cię to nie martwi? — dziwiła się.
    — Wiem, że trudno to pojąć osobą, które tam nie mieszkają na stałe, jednak potrafimy z tym żyć. Są to bardzo często bardzo małe trzęsienia i nie są one tak częste jak na wielu filmach katastroficznych jednak da się z tym żyć. Człowiek do tego się przyzwyczaja i żyje dalej. Wielu Kalifornijczyków nauczyło się tak żyć w tym ja i raczej nie przykładamy do tego takiej wagi.
    — To straszne — skomentowała hiszpanka gdy otworzyła drzwi do swojego mieszkania.
    — Czy ja wiem — zaczęła mówić dość wątpliwym głosem — Jak mówiłam, umiemy z tym żyć, jak strasznie to nie brzmi. Nauczeni doświadczeniami, potrafimy poradzić sobie po takich tragediach, bo co tak naprawdę możemy? Nie zatrzyma się matki natury, a musimy normalnie funkcjonować.
    — A ja czuje respekt przed burzami, a wy mierzycie się z czymś tak strasznym.
    — Jak mówiłam kwestia przyzwyczajenia.
    — Fascynuje mnie twoja wręcz odporność na coś tak niepokojącego — rzekła, z podziwem rzucając kluczyki na komodę.
    — Wiesz dla mnie też było to nieco wstrząsające gdy przeżyłam po raz pierwszy coś takiego, ale mieszkam w Kalifornii już kilka lat i naprawdę da się z tym żyć. Wiesz, to nie jest, że nagle ziemia ci się osuwa spod nóg i zaczyna się totalny kataklizm — rzekła na wspomnienie filmów o zabarwieniu takich katastrof — Ale to takie wstrząsy jakby tuż obok twojego bloku przejeżdżał jakiś ciężki ładunek, więc nie ma się o co martwić i są one dość rzadkie. Więc da się normalnie żyć na tych rejonach, chociaż są one nie stabilne ale jeśli by coś złego się działo, poinformowano nas.
    — Zbytnia optymistka czy realistka? — zagadnęła ją.
    — Raczej realistka, która wie, że nie ma o co się martwić. Bardziej niepokojące jest życie na terenach, gdzie występują huragany czy trąby powietrze — powiedziała spokojnie — Jednak nie ukrywam, fascynują mnie takie filmy.
    — Owszem filmy to zupełnie coś innego niż życie, ale nie ukrywam coś, jest w tym, jak bardzo potrafią wywołać dreszczyk emocji i ciekawości zarazem, bo pokazują jednak, że jednak zdarzenia, które mogą, zachwiać równowagę są wręcz niewielkie.
    Rozmawiały jeszcze długo gdy na polu panowała zupełna ulewa, a grzmoty piorunów były słyszalne w oddali.

No comments:

Post a Comment