Saturday, August 24, 2024

IV 15 (P.1) — PIĘKNO SAN SEBASTIAN

    Leżała nad brzegiem hotelowego basenu, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie starała się z usilnie skupić na czytanej przez siebie pozycji literackiej, jednak szło jej to wręcz z oporem i dużą trudnością a wszystko przez zbiegowisko małych brzdąców, które hałasowało w pobliskim brodziku dla maluchów. Po całym terenie kąpielowi ska roznosiły się ich szczere śmiechy przeplatane dziecinnymi igraszkami.
    W swojej zabawie wydawały się tak beztroskie pozbawione problemów prócz zabrania ich ulubionej zabawki przez kolegę lub brata czy siostrę. Gdy na nie spoglądała z cichym westchnieniem, wspomniała swoje dzieciństwo, które nie należało do zbytnio udanych, wręcz nie lubiła wracać do tego okresu. Lata jej młodości tak naprawdę zostały bezkarnie odebrane. Mogła teraz czuć żal czy złość jednak nie miało to już sensu. Bo tak naprawdę i tak nie mogła nic zrobić, by polepszyć swoją sytuację. Znając, prawdę wiedziała jedno, że winnymi jej sytuacji byli jej właśnie rodzice i tak po części nadal obwiniała swoją matkę za to ze jej zwyczajnie nie szukała. Tłumaczenie chorobą jakoś do końca do niej przemawiało dlatego winiła ich obojga za to ze najlepsze lata swojego dzieciństwa i młodości spędziła w takim syfie i burdelu, bo inaczej nie mogła określić tego bidula.
    Odkładając książkę na kolana, wypuściła powietrze z ust, nie chcąc powracać do tamtych chwil. Była na wakacjach i powinna się nimi cieszyć. Patrząc, jak dzieciaki biegały wokół basenu, mimo upomnień rodziców by tego nie robili, by nie wpadli do głębi wody, mogła się rozmarzyć, jak mogła wyglądać jej przyszłość z mężem i dziećmi. Wcześniej uważała ze taka przyszłość czeka ją przy Michaelu teraz tak naprawdę była znowu singielką, która, mimo że nie szukała nikogo, a jednak pewien Hiszpan zawrócił jej w głowie do tego stopnia, że nie było dnia przez ostatnie trzy dni, by ze sobą się nie widywali.
    Czy jej zaczynało zależeć? To dość zbyt duże słowa, by to określić, owszem chciała podtrzymać tę znajomość, jednak jak ona się rozwinie na razie, oboje stawiali sprawę jasno, oboje traktowali to jako wakacyjną przygodę, nie nastawiali się oboje na nic poważnego, bo naprawdę skrajnym głupim posunięciem było myśleć o tym w już bardziej poważnych kategoriach. Oboje się doskonale bawili i cieszyli się swoim towarzystwie, bliżej się poznając i to w pełni im wystarczało.
    Mogło się wydawać, że ten dzień zapowiadał się naprawdę nudno, bo siedząc przy brzegu oceanu na jednym, z leżaków nie mając zupełnie nic zaplanowane na dalszą część prócz odpoczynku, bo tak naprawdę nie umawiała się z Ricardo. On oczywiście nie miał tak dobrze jak ona i mógł pozwolić sobie na wakacje, bo nadal pracował i często spotykali się gdy on już kończył i był wolny. Naprawdę zaintrygował ją, nie tylko z wyglądu, ale ze swojego stylu bycia.
    Dostrzegła w nim mężczyznę, który ma dosłownie łeb do interesów, zupełnie jak Anthony miał ogromną smykałkę do technologii i mimo że skupiał swoją uwagę głównie na ochronie danych to czuła, że wiele jeszcze potrafi. Zaimponowało jej to, że w tak młodym wieku mając praktycznie młodą firmą, inwestuje swoje pieniądze, które z niej zarobił na giełdzie, jednak sam wspomniał, że kupuje udziały firm, które prędko się rozwijają, a przede wszystkim mają potencjalny wpływ na rynek i zarabiają miliardy. Sam wspomniał, że zainwestował w udziały w spółkach amerykańskich firm, które były wręcz pewnikiem i które istniały od lat, więc nie bał się w nie inwestować swojego przychodu. Sama jego charakter był zupełnie odmienny od Michaela i nie chodzi, że chce go zdyskredytować i uznać Hiszpana za lepszego, lecz Ricardo był mężczyzną o mocnym charakterze, który zupełnie jak ona mocno chodził po ziemie. Potrafił dominować w łóżku, co jej się naprawdę podobało, ale potrafił być uległy i mimo że dopiero go poznawała to, widziała w nim flirciarza jednak, z drugiej strony dostrzegła w nim ogromną emfatyczność, tak naprawdę nie mogła powiedzieć, jakby byłby związek z nim, bo nie jest z nim związana. W przeciwieństwie do jej byłego związku to ona była osobą o mocnym charakterze, który dominował, a to Michael był tym bardziej uległym jednak zupełnie się to odmieniało w łóżku gdy to on przejmował kontrolę, jednak w obu sferach życiach postawili zachować umiar i równowagę i to im się sprawdzało a przy Ricardo ona nadal go pozowała, więc to kolejne dni pokażą, jaki tak naprawdę jest.
    Poprawiła swój kapelusz gdy promienie słońca zaczęły je wpadać do oczu, oparła się wygodnie o oparcie i już zamykała powoli oczy, wiedziała, że i tak nie zaśnie jednak chciała odetchnąć gdy niespodziewanie usłyszała nad sobą czyiś głos:
    — Pani Bennington? — słyszała nad sobą oficjalny męski głos.
    Podniosła głowę wraz z kapeluszem, a nad sobą zobaczyła jednego z hotelowych bojów, który patrzył na nią pytająco. Przytaknęła twierdząco, gdy zobaczyła, jak dość młody chłopak otwiera usta, mówiąc.
    — W holu czeka na panią pan Armando. Prosi by pani przyszła do lobby — odezwał się po hiszpańsku.
    Mimo że była tutaj zaledwie parę dni dało się zauważyć, że Hiszpanie nie za bardzo rozumieli i nie komunikowali się po angielsku, nawet w takich miejscach jak hotele czy restauracje z ciekawości zapytała o to Ricardo i jak sam powiedział, że Hiszpanie są na tyle leniwi, że nie chce się im uczyć żadnego języka prócz swojego ojczystego, mimo że mają w tym potencjał. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że mogą być problemy w rozmowie, bo nie każdy Hiszpan nawet pracujący w usługach w nadmorskim mieście nie będzie znał angielskiego. Ona miała na tyle łatwo, że sama uczyła się przez lata hiszpańskiego, więc nie miała trudności w rozmowie z innymi czy to recepcjonistkami, czy kelnerami a tym bardziej z Ricardo. Można powiedzieć, że język stał się jej bardzo przydatny.
    Wstała i zabierając książkę i telefon, który miała przy sobie oraz ręcznik, przeszła między już zapełnionymi lekarzami i powędrowała w stronę wejście do wnętrza hotelu. Przechodząc przez korytarz, który wiódł na tył budynku gdzie osoby, które się tutaj zatrzymały, odpoczywały w końcu, dotarła do głównego pomieszczenia.
    Rozglądając się, z uwagą po całym przeszkalanym holu przez ogromne szyby wpadało mnóstwo światła z zewnątrz. Widziała przechadzających się pracowników hoteli wraz z kolejnymi gośćmi, którzy wraz z walizkami ustawiali się już w dość sporej kolejce tuż przy recepcji, a ona przeszła przez małe zgromadzenie, rozglądając się wokół, szukając spojrzeniem pewnego mężczyzny o dość ciemnym odcieniu skóry i czarnych jak heban noc włosach i w końcu go znalazła.
    Ujrzała go!
    Siedział przy jednym ze stolików na skórzanym fotelu, ubrany w zwykły szary podkoszulek oraz krótkie spodenki, opierał jedno ze swoich ramion o wezgłowie fotela, na którym odpoczywał, czekając na nim. Przecisnęła się obok grupki młodych ludzi i podeszła do niego bliżej i przystanęła przed nim, spoglądając na swojego wakacyjnego kochanka. Momentalnie ją dostrzegł gdy tylko stanęła przed nim, zwrócił na nią uwagę spojrzenia swoich brązowych oczu. Czuła jak wręcz zlustrował ją swoim spojrzeniem, widziała, jak jego oczy wędrowały po jej ciele, bo praktycznie miała na sobie tylko strój kąpielowy, jednak widok jej półnagiego ciała nie powinien go dziwić, widział ją nagą. Miał dostęp do miejsc, o których można było nie podejrzewać. Czuła jak kącik jej ust podrywa się do góry w dość ironicznym uśmiechu gdy ich spojrzenia się spotkały.
    — Witaj Señorita — powitał ją pełni głębokim głosem.
    — Czemu mnie nie dziwi twój widok Señor? — zapytała na głos, mimowolnie splatając dłonie pod swoim biustem, spoglądają na niego nieustępliwym spojrzeniem — Co cię tutaj sprowadza? — spytała, mogło się wydawać pozbawionym emocji głosem jednak nic z tych rzeczy.
    I to nie tak, że nie cieszyła się na jego widok, bo tak nie było, jednak wspominał, że dziś prawdopodobnienie będzie miał czasu na spotkanie z nią, bo ma ważne firmowe spotkanie, dlatego nie nastawiała się na jego towarzystwo, a tutaj widzi go, praktycznie ubranego w dość swobodny strój, wyczekującego na nią w hotelowym lobby to ją bardziej zaskoczyło, zwłaszcza że była zaledwie druga, po południu a mogła się domyślić, że takie spotkanie biznesowe trwają znacznie dłużej.
    — Porywam cię — powiedział bardzo swobodnym tonem.
    Przymrużyła na niego spojrzenie swoich oczu, gdy tylko to powiedział, zobaczyła, jak delikatnie uśmiecha się pod nosem, zapewne myślał ze tego nie dostrzeże jednak w oczy rzucił się ten dość ironiczne rozbawienie na jego twarzy gdy tylko na nią patrzył.
    — Wspomniałeś, że masz bardzo ważne spotkanie — zauważyła.
    — Owszem — przyznał — Ale udało nam się, je dość wcześnie skończyć. Negocjacje z klientem nie należą do zbyt skomplikowanych, czy utrudnionych więc zdecydowałem, że porwę cię Bella na miasto, wiec gdybyś mogła i była skłonna pójść się przebrać i wrócić do mnie — widziała, jak wręcz wyszczerzę do niej swoje wręcz śnieżnobiałe zęby.
    — I co ja z tego będę miała? — zagadnęła go.
    — Teraz zamierza się ze mną bawić w kotka i myszkę? — spytał wymownie, opuszczając rękę i spoglądając na nią.
    Uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, gdy tylko to usłyszała, nie dało się ukryć, że między nią i Ricardo była dość specyficzna więź, jednak nie mogła skłamać, że uwielbiała te igraszki z nim, nawet jeśli były to przekomarzanki, słowne naprawdę to lubiła. Uważała, że mężczyźni, którzy potrafią, bawić się w takie małe gierki są pociągający, dlatego często też zabawiała się w tak niewinny sposób z Michaelem, bo lubiła.
    — Skąd by ci to przyszło na myśl Señor? — zapytała niewinnym głosem — Ja bym miała się z tobą w jakieś gierki bawić?
    — Bella może byś mogła się pośpieszyć? — zagadnął, spoglądając na nią znacząco.
    — A czy ja faktycznie wyraziłam na to zgodę — zapytała z powagą, nadal starając się brzmieć niebanalnie.
    Zobaczyła, jak pochyla głowę delikatnie głowę w dół, nie dało się, nie usłyszeć jak delikatne westchnienie przemyka między jego usta. Najwyraźniej naprawdę mu zależało na tym by, z nim poszła i wypuszczając oddech, spuściła swoje ramiona po swoich bokach, a delikatne uśmiech rozpromienił jej twarz.
    — Dziwne, że nie chcesz się zgodzić Bella — widziała, jak podnosi głowę i spogląda na nią z nieukrywanym rozbawieniem — Nie da się ukryć, że jesteś mnie bardzo ciekawska — zauważył.
    — Mówi to cwaniak, który myśli, że nie dostrzegam tego, jak jest mną zainteresowany. Interesuje doprawdy — powiedziała, prychając.
    — Oboje wiemy Bella, że i tak chcesz pójść dlatego, proszę, zbieraj się, a ja na ciebie zaczekam.
    — Uparty jesteś.
    Widziała jak rozsuwa ramiona a na jego ustach pojawił się dość radosny uśmiech gdy oznajmił:
    — Taki już jestem — odezwał się.
    Gdy teraz na niego spoglądała tak naprawdę, widziała w nim swój własny charakter i osobowość. On zupełnie tak jak ona potrafił być wygadany, bardzo ironicznych, umiejący postawić na swoim nawet nie musząc długo przekonywać. Czuła w nim wręcz swoją bratnią duszę. Mogło się wydawać to dziwne, że w przypadkowym facecie znalazła kogoś, kto dla wielu z nas jest tak znaczący i wyjątkowych i szuka się takich osób wiele lat, jednak nie mogła oprzeć się tej dziwnej pokusie, że dostrzegała w nim samą siebie, taki samo podejście, osobowość. Dziwne poczucie komofrotu przy nim a w łóżku wręcz był jej męską wersją. Był stanowczy, dominujący jednak potrafiący ulec i oddać się w jej ręce. To była jej osobista kwintesencja.
    — Kwadrans — powiedziała po krótkiej chwili ciszy.
    Widziała jak uśmiecha się w dość pewny siebie uśmiech gdy ona odwróciła się i powędrowała w stronę wind. Mimowolnie kręcąc delikatnie głową, myślała, jak te ostatnie dni były w jej życiu zaskakujące i pełne jakiś niespodziewanych zdarzeń, pokierowane właśnie poznaniem tego faceta. Coraz częściej się z nim widywała, nawet jeśli to spotkanie nagłe, wręcz spontaniczne to w żaden sposób ich nie mogła żałować, bo mogła bliżej go poznać, a to wręcz przynosi więcej korzyści niż ujemnych minusów.
    Wchodząc do swojego pokoju, rzuciła książkę na łóżko wraz z telefonem i weszła do łazienki. Zrzuciła z siebie kostium kąpielowy i weszła pod prysznic, chcąc z siebie spłukać chlor basenowej wody. Tak naprawdę chciała się odświeżyć przed spotkanie, bo tak naprawdę znowu ją porywał, a ona nie znała celu ich podróży, jednak takie dość niespodziewane zdarzenia w życiu wcale ją nie straszyły, a wręcz ciekawiły jeszcze bardziej.
    Uporała się z szybką kąpielą i stając przed lusterkiem, chwyciła suszarkę oraz szczotkę osuszając swoje włosy. Gdy poczuła, że nie są już ani trochę wilgotne, zaplotła z nich warkocza, bo nie chciała nawet myśleć nad fryzurą a tym bardziej w tak gorący i pełen wilgoci dzień nie zamierzała nawet trudzić się, by zrobić makijaż, który i tak by spłynął jej z twarzy. Wychodząc do pokoju, stanęła w przedpokoju i wyjęła z szafy przypadkowe krótkie spodenki oraz top, nie zamierzała się stroić skoro i tak jej towarzyszysz, był w zwyczajnych ubraniach. Nasuwając na swoje biodra sorty, a w zębach trzymając oprawki okularów, przeciwsłonecznych weszła do pokoju i chwyciła z szafki nerkę, do której wcisnęła najważniejsze rzeczy.
    Ubrana i pewna, że wszystko ze sobą zabrała, nasunęła okulary na nos, zapinając małą torebkę wzdłuż swoich bioder, a w dłoni jedynie trzymała kartę do zamka. Rozejrzała się po pokoju, by upewnić się, że wszystko ma, wyszła na zewnątrz. Przykładając kartę to zamka, wsunęła ją potem do środka nerki, ponownie przechodząc tę samą drogę, co przed paroma chwilami. Te same znany długi korytarz pary drzwi oraz winda na samym końcu, do której zmierzała.
    Wchodząc do zapełnionego ludźmi, elewatora zatrzymując się na trzech piętrach, z których wyszli ludzie w końcu, udało jej się zjechać na sam dół i w wyjściu ze srodka gdy na zewnątrz czekała rodzina z trójką dzieci w tym jednym kilkumiesięcznym. Wyszła prędko, stamtąd robiąc im miejsce, a ona przeszła przez hol i nogi same ją prowadziły. Wiedziała gdzie znajdzie swojego wakacyjnego partnera i nie była zaskoczona gdy zobaczyła go siedzącego w tym samym miejscu, rozmawiającego przez telefon:
    — Wredna jesteś Courtney — słyszała jego słowa — Nie zapomniałem o tobie — kolejny potok słów — Ciekawe co, powiesz jutro — powiedział to, uśmiechając się tajemniczo — O co ty mnie posądzasz? Wiesz, co muszę kończyć, jutro się z tobą rozmówię — zupełnie nic nie rozumiała z jego słów, które wręcz były wyraźne dla niej z kontekstu, bo tak naprawdę nie widziała, o czym mówili — Ty mi się trzymaj z daleka od niej! Jeszcze mi będziesz ją bajerować po moim trupie! Tak już widzę, że jak leci na ciebie — komentował — Dobra Courtney kończę, a jutro się z tobą rozmówię! — odezwał się nieco ostrzegawczym tonem — Przymknij się w końcu Gilbert!
    Widziała, jak odsuwa telefon od ucha, po czym spojrzał na nią i nie dało się ukryć, że spogląda na nią z delikatnym zażenowaniem. Co ja zupełnie zaskoczyło, bo nie rozumiała czemu, tak na nią patrzy.
  — Wybacz, Courtney mi marudzi od paru dni — odezwał się nieco przepraszającym tonem.
    — Czyżbyś zapomniał o swojej przyjaciółce? — spytała, nie potrafiąc ukryć tonu pełnego podejrzliwości.
    Wstał i przechodząc obok stolika, podszedł do niej i wyciągnął ku niej swoje ramię, za które chętnie złapała i oboje powędrowali w stronę wyjścia z hotelu niemal w chwili gdy wyszli na zewnątrz, poczuli wręcz skwar, który lał się z nieba. Prognozy zapowiadały burzę, która miała przyjść wieczorem. Jednak nie była lękliwa, nie bała się takich wyładowań atmosferycznych, to ją wręcz fascynowało w swoim wręcz pięknym i niebezpiecznym widoku jednocześnie.
    — Przyznaj kiedy z nią spałeś?
    — To zaskakujące Bella — skomentował, spoglądając na nią kątem oka — Bo wydałaś się dość zaskoczona gdy ona się pojawiła, a teraz pytasz, czy z nią sypiałem od momentu gdy nie zacząłem spędzać z tobą czasu.
    — Chyba kogoś czuje się pominięty — rzuciła do niego z dość podstępnym uśmiechem — Nie mam pojęcia, jak długo trwa wasz układ, ale nie sądzę, by była zachwycona, że zeszła na dalszy plan. Chyba czegoś jej brakuje — powiedziała i wręcz znacząco spojrzała w dół na jego spodenki.
    — Wredna jesteś, czy ktoś już ci to mówił?
    — Niezliczoną ilość razy — odparła noszalacko — Taka już jestem — odparła z niewinnością.
    — Podobasz się mi coraz bardziej — powiedział zadowolony.
    — Dobra, ale dokąd my tak naprawdę idziemy? — zapytała gdy przechadzali się uliczkami turystycznego miasta.
    Przez moment nie odpowiedział, jednak momentalnie ich dłonie splotły się w chwili gdy przechodzili przed tłum ludzi, który zebrał się na ulicy. Idąc dalej, czuła jak mocniej ściska jej dłoń i w pewnie normalnych okolicznościach poczułaby by jakieś ciepłe odczucia i mimo że pojawiła się ta mała iskierka, to jednak wiedziała doskonale, że to nie zobowiązujące znajomość i chyba oboje zdawali sobie z tego sprawy, mimo że ostatnie dni sprawiły, że z każdym dniem im bardziej się poznawali, stawali się sobie bliżsi, jednak bardziej jako para znajomych oraz kochanków. Żadne głębsze uczucie nie wywiązywało się pomiędzy nimi.
    — Zabieram cię do ogrody pałacu Miramar — powiedział uśmiechnięty — Była to wakacyjna posiadłość rodziny królewskiej Hiszpanii, obecnie należy do władzy naszego miasta, kiedyś było miejscem, gdzie przybywały często królowe, by tutaj odpocząć. Ogrody są dostępne dla zwiedzających, jednak samo wnętrze jest zamknięte dla turystów — wyjaśnił — A potem zabieram cię na spróbowanie wina txakoli ze słynnymi pintxos — powiedział, a widząc, jej dość zdziwiony wyraz twarzy pośpieszył z wyjaśnieniem — To nasze tradycyjna kuchnia, to przekąski kosztowane do wina — pośpieszył z wyjaśnieniem.
    To jej naprawdę podobało się na startym kontynencie, bo trzeba to przyznać, w Ameryce brak było takich właśnie historycznych miejsc. Pałaców czy samych posiadłości, czy ogrodów, które miały swoją wiekową historię, z której Europejczycy mogli być naprawdę dumni z racji ze Ameryka była dość późno odkryta i była stosunkowo młodym krajem, mimo że kontynent liczy wiele miliardów lat, to jednak wieki historii ukształtowały Europę czy inne kraje a Stany były tak naprawdę państwem stworzonych z imigrantów. Zapewne jej przodkowie również pochodzili z Europy, bo rdzeni amerykanów jest naprawdę mało, wręcz praktycznie nie istnieją, wytępieni przez osadników, a historia starego kontynentu była wręcz fascynująca mogąca posiadać takie zabytki i historie nie tylko bitew tych krwawszych czy mnie, ale mogli czuć się dumni, że mają wiekowe zabytki, które można zwiedzać.
    Nie zajęło im długo by dotrzeć wkrótce, wspinali się po podejście do zabytkowego budynku, który pomimo wydawać się mogło swojej muskularności, było dość małą posiadłością w porównaniu do innych.
    — Tak naprawdę to miasto nie ma zbyt wielu zabytków, bo nastawione jest głównie na turystów. Zatoka czy morze, plaża to ludzi bardziej interesuje, mimo że jest tutaj kilka fantastycznych miejsc, jednak często przyjeżdżają tutaj by odpocząć.
    — Wiesz w porównaniu do zatłoczone Los Angeles, przepełnionego bezdomnymi to miasto dla mnie jako dziewczyny z Kalifornii robi wrażenie. I wiem, że wielu postrzega Miasto Aniołów za dość wyjątkowe, jednak nie jest takie, plaga bezdomności w nim jest w nim przerażająca, mimo że na pierwszy rzut oka tego nie widać.
    — Mieszkasz tam od dziecka? — zapytała z ciekawością.
    Nie odpowiedziała od razu gdy oboje przechodzili wokół kląbomów kwiatów a jej spojrzenie jak zawsze powędrowało na róże, do których miała ogromną słabość. Nie ważne, jakie miały kolory te roślinki, wręcz uwielbiała i kochała, dlatego uwielbiała na nie spoglądać.
    — Nie — odparła, spoglądając na niego, gdy przystanęli i spojrzała mu w oczy — Mieszkam tam, odkąd miałam siedemnaście lat, wcześniej mieszkałam na obrzeżach Phoenix w Arizonie.
    — Ciepły stan — skomentował.
    — Upalny — przyznała — Nie da się wielokrotnie wytrzymać na zewnątrz gdy w powietrzu spora wilgotność a temperatury powyżej osiemdziesięciu ośmiu stopni Fahrenheita
    — Bella pragnę ci przypomnieć, że jesteśmy w Europie, tutaj używamy skali Celsjusza, a nie Fahrenheita — odezwał się z delikatnym uśmiechem.
    — Wybacz, zapominam, że tutaj macie inną skalę niż my w Ameryce — odparła i nawet nie poczuła się jakież zażenowana czy zawstydzona za jego upomnienie — Tak jak ty przeliczanie kilometry a my mile.
    — Komplikujecie sobie życie — skomentował — Większość Europy używa tej samej skali, a jak to my Europejczycy twierdzimy, że wy sobie utrudniacie życie, zamiast iść znanym modelem.
    — Tacy już jesteśmy — powiedziała z uśmiechem.
    Roześmiali się oboje w końcu ruszyli dalej przechadzając się nadal po ogrodach a trwa nieco straciła swój blask przez palące słońce jednak zdawało się nawet Ricardo nie zdawał się być przejęty, jednak ją to kuło w oczy, bo doskonale wie, ponieważ też z racji na gorący klimat trwa, traciła swój zielony blask i jej rodzący wymyślili kolorowanie traw, tak co parę tygodnie trawa była malowana było to zaskakujące, ale rzeczywiście się tak działo. Dlatego ją dziwiło, że nie było wręcz widoczne, ta soczysta trwa, która u nich była traktowana farbą, tutaj w Europie nawet się tym nie przejmowali.
    Gdy przeszli przez całe ogrody, schodząc po żwirowanej drodze, idąc chodnikiem, tak naprawdę to Ricardo ją prowadził i to była jedna z rzeczy, jakie się jej podobały, odkąd tutaj jest. W Ameryce wręcz był nikły widok chodników, którymi można było spacerować, a jeśli były to nagle się kończyły wręcz w polu tutaj w Hiszpanii i jak udało się jej dowiedzieć europie były wręcz drużki dla pieszych i wszędzie mogli pójść spacerem, a ich kraj nastawiony na ruch drogowy był tego wręcz pozbawiony. Dlatego tak często tutaj spacerowała, co wręcz uwielbiała. Rzadko jeździła, a chodziła spacerkiem, zwiedzając miasto i to się jej cholernie podobało. Dla niej jako amerykanki była to nowość, lecz osoby, która lubi spacerować, a nie wozić się wiecznie autem czy motorem w jej rodzinnym kraju było wręcz to uniemożliwione.
    W końcu doszli do jakieś restauracji i od razu wręcz przysiedli w ogródku na zewnątrz, co było widokiem powszechnym dla ludzi ze starego kontynentu, lecz nie dla amerykanów było to rzadkością, by mogli usiąść gdzieś na zewnątrz i odpocząć i dało się dostrzec różnice, że tutaj ludzie nawet gdy zjedzą czy wypiją, siedzą i rozmawiają i nie są wręcz wypraszani. Inne normy jednak rządzi się Ameryka i nie była tak naprawdę obywatelką tego kraju, która nie widziała wad w nim, bo widziała i gdy podróżowała do Europy, widziała, wiele plusów tutaj czego brakowało jej właśnie u siebie. Sam fakt, że przechadzając się przez miasto, nie spotkała żadnego bezdomnego, co ją dziwiło.
    — Ricardo takie mam pytanie? — zwróciła się do mężczyzny, który przyszedł do niej i usiadł naprzeciw nich.
    — Słucham?
    — Może to głupie pytanie, ale jak u was jest kwestia bezdomnych. Wspomniałam ci jak, to jest w Los Angeles, jednak ten problem u nas jest większy niż tutaj czy Europie jak jest z takimi osobami.
    Widziała, jak przez moment mężczyzna nic nie mówi, po czym rzekł:
    — Problem jest, bo nie da się ukryć, że nie ma, jednak dla takich osób są budowane miejsca, gdzie mogą się zatrzymać. Owszem oni pojawiają się na ulicach, ale jest ich naprawdę rzadko. Wydaje się, że mamy mniejszy problem z bezdomnością niż wy w Ameryce, jednak nie oznacza, że go nie ma. Tak oni są, ale często w specjalnych ośrodkach dla nich przygotowanych.
    Gdy to słuchała, uważała, że w Los Angeles w końcu powinni radni zająć się tym problem, bo nie da się ukryć, nawet na tej słynnej ulicy gwiazd są osoby, które śpią w namiotach, czy na samej plaży. Jednak oczy rządu wydawać się być ślepe na ten problem. Zamiast pochylić się nad tym, jaka ogromna jest bezdomność, oni wolą omijać ten temat.
    — Może porozmawiamy o czymś przyjemniejszym — zagadnął ją Hiszpan, wyrywając ją ze swoich myśli.
    Przytaknęła niemal od razu, bo tak naprawdę przyjechała tutaj odpocząć i niczym się nie przejmować.
    — Mówiłaś, że malujesz czy masz zdjęcia swoich prac, chętnie bym zobaczył — nagle pochwycił temat Ricardo.
    Mimowolnie się uśmiechnęła na te słowa, ona nie miała nic do ukrycia a jeśli był zainteresowany, to miała mu nie pokazać. Wyjęła telefon z nerki i odblokowała go, zdjęcie jej ukochanej psinki powitało ją na start.
    — Twój psiak?
    — Pewnie ma na imię Junka i jest suczką maltańczyka. Mam ją od prawie pięciu latach — rzekła, uśmiechając się zadowolona.
    — Z kim teraz jest?
    — Z moim bratem. On sam ma psa, więc nie miałam obaw ich przy nim zostawić.
    — Ich? — zainteresował się.
    — Prócz małej mam jeszcze dwa koty brytyjskie. Zostawiłam je pod opieką osoby, którą doskonale znają. Nie jestem nieodpowiedzialną właścicielką, która zostawia w niewiadomych rękach swoje zwierzaki — zapewniła go.
    — Nie posądził. bym cię za taką nie znam cię tak dobrze, ale nie wyglądasz na aż tak złą osobę — zaśmiał się.
    Uśmiechnęła się delikatnie i weszła na Instagrama który był prześniony jej pracami, których chyba większość miała fotografie oczywiście nie wszystkie wstawione jednak tych, których najbardziej się jej podobały i zasługiwały. by się tam znaleźć. Jednak były to pracę, które mogłyby zainteresować potencjalnych klientów. tworzyła to konto. by było bardziej profesjonalne i skierowane do potencjalnego zamawiającego. To ono ma zainteresować. by mogli wejść na stronę i zamówić swój własny mały malunek.
    — Niesamowite — rzekł z uznaniem mężczyzna — Naprawdę widać, że masz talent do tego.
    — Wyznaje zasadę, że dziesięć procent to talent reszta to ciężka praca. Maluje praktycznie od dekady i sporo się uczyłam i nadal uczę.
    — Widać tego efektu, gdybym nie wiedział. pomyślałabym, że to zdjęcie — powiedział, pokazując w jej stronę jedno, że zdjąć, które namalowała jeszcze w tamtym roku.
    — Nie to moja praca, malowałam chyba na zaliczenie z malarstwa — wspominała — Dopracowałam je i wrzuciłam jego zdjęcie. Nic nie jest tutaj retuszowane, wszystko jest tworzone przeze mnie, ale pewnie jakbyś dotarł do pierwszych postów, zobaczył, że nie było to tak dobre jak obecnie, bo wiele dają mi ćwiczenia po części, zaczęłam malować dla innych, by właśnie ćwiczyć swoje rzemiosło.
    — I doskonale ci to wychodzi, jestem pod wrażeniem. Oddać z taką dokładnością wszelkie szczegóły nawet światłocień to jest niesamowite — zachwycał się.
    Mimowolnie na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, a to był dopiero początek ich wspólnego popołudnia, które ze sobą spędzili.









No comments:

Post a Comment