Saturday, May 27, 2023

III 27 — RICARDO AMANDO

    — Masz wrócić do domu…
    Zmrużyła gniewniej oczy gdy do jej podświadomości przedarł się niczym okrutny kat, natarczywy głos Michaela, który od rana zadręczał ją nieustanymi telefonami. Wiadomości już od niego nie odczytywała, miała zawalaną skrzynkę odbiorczą głupimi tekstami wręcz, które były tak ponaglające tak dominujące nad nią, że już je zaczęła ignorować. Gdy przychodziło kolejne powiadomienie, zwyczajnie skołowała w bok ekran blokady, nawet nie czytając, co ponownie napisał. Było to naprawdę męczące, od wczoraj wręcz jej narzeczony wziął sobie za cel zamęczenie jej głupimi tekstami czy telefonami, które i tak nie niosły zupełnie żadnego rezultatu, a forsowanie przez niego samego faktu by wróciła do niego, niezbyt była skuteczna wręcz, przynosiła efekt odwrotny, od które on miał w zamiarach.
    Czy zamierzała poddać się presji z jego strony? Byłaby naprawdę nierozsądna wręcz głupia gdyby rzekome próby zastraszenia jej wręcz zmuszenia jej wpływając na jej psychikę do powrotu do niego, ale nie! Przekonała się już nie jednokrotnie, że osoby, które w bardzo despotyczny sposób pragnęły, zdominować drugą osobę posługują się do prób grożenia i zastraszenia to było typowe zachowanie dla takich osób i chociaż z trudem to przechodziło jej przez myśl, zwłaszcza na temat Michaela nie dało, odnieś się wrażenia, że z tym facetem w ostatnim czasie dzieje się coś złego, gdy ona zaczęła dostrzegać w nim wiele cech osoby władczej. Nie chciała, by okazało się, że jest drugim Clarkiem Kentem, pragnęła nim wstrząsnąć, lecz jak na razie wszelkie próby, sprowadzenie go na ziemie nie skutkowały, tak dała mu ostatnie dni, w których miał szansę na rehabilitację swojego zachowania jednak jak na razie nie widziała żadnych zmian wręcz przeciwnie było coraz gorzej gdy odebrała w końcu od niego telefon, zamiast prób o spotkanie o wyjaśnienia sytuacji, w której oboje się znaleźli, to byłaby skłonna spotkać się z nim i porozmawiać nawet wybaczyć jeśli by widziała, że żałuje tego co zrobi, ale z każdym dniem gdy obserwowała jak jego zachowanie się, coraz bardziej pogarsza, traciła nadzieje, a od dwóch dni przechodził wręcz sam siebie. Wyprowadziła się tymczasowo do swojego mieszkanie, by dać im obojgu czas dla siebie, by mogli odpocząć, przemyśleć czy rzeczywiście ich związek ma przyszłość jednak Mike, zamiast usiąść i pomyśleć, zadręczał ją telefonami czy wiadomościami z żądaniami powrotu do jego domu. Coraz mniej wierzyła, że on chce ratować tę relację, że przestaje mu zależeć, już tyle razy starała się mu przemówić do rozsądku, to był naprawdę mądry i bystry facet i naprawdę szkoda było jej patrzeć jaką ścieżką zaczyna podążać. Gdy wczoraj myślała, o tej sytuacji zastanawiała się, czy jego dość nieudane małżeństwo z byłą żoną wpłynął na niego w taki sposób, że teraz wykazały się w nim te bardziej zaborcze cechy, które nie dostrzegała przez ostatnie lata związków, a ujawniły się w chwili gdy powiedziała to wyczekiwane, przez niego tak owszem ona również nie jest bez skazy i wykazuje jakieś cechy, które mogłyby burzyć ich związek, jednak na razie nie mogła sobie tego przypomnieć. Starała się zachować równowagę w ich związku nie być jedynie dziewczyną czy partnerką, ale również przyjaciółką. Dawała mu przestrzeń, nie była nawet zazdrosna, bo uznawała, że to brak zaufania wobec drugiej osoby gdy wykazywała te dość negatywne cechy, dlatego nawet nie złościła. Szanowała to, że wyjeżdża w trasy i zawsze starała się na niego czekać. Wiedziała, że muzyka to jego pasja oraz ogromna miłość jednocześnie spełniał się w tym i zbierał korzyści w postaci ogromnych pieniędzy, które zarabiał ze sprzedaży albumów czy towarów sygnowanych logo zespołu jednak zarabiał z innych projektów, jakich się podejmował. Akceptowała nawet to, że potrafił nie jednokrotnie siedzieć długimi godzinami poza standardowymi godzinami pracy w studiu, szanowała to, tak jak on robił to w jej przypadku. Wydawało jej się, że stworzyli zdrowy związek oparty na wzajemnym zaufaniu, lecz tu nagle jej partnerowi zupełnie coś odbiło i zaczął wykazywać niezwykle destrukcyjne wobec niej zachowania, lecz nie tylko jej, ale także samego siebie. Im dłużej będzie się starał brnąć w swoją merytorykę, tym bardziej przekona ją, by zakończyć ten związek i był na zupełnie dobrej drodze wobec tego.
    — Kotku ja jestem w domu — odparła mu z niezwykłą ironią w głosie.
    — Masz w tej chwili do mnie wrócić…
    Zatrzymała się na jednym ze stopnia schodząc z górnego piętra gdy przeszył ją wręcz dreszcz pełen przerażenia, a ona wspomnieniami wróciła do wspomnień, sprzed paru lat gdzie to Clark wyrażał się w zupełnie ten sam sposób. Coraz bardziej ją niepokoiło jak bardzo Mike, zmieniał się w ostatnim czasie. Nie chciała, by był jak jej były chłopak, jednak co mogła zrobić gdy próby tłumaczeń do niego nie docierały.
    — Michael, proszę… — odezwała się wręcz z wyczuwalną nutką błagania w głosie — Nie chce cię tracić… zmieniasz się — powiedziała nieco ciszej — Błagam, uspokój się i przemyśl, co robisz…
    Nie dane było jej skończyć gdy mężczyzna wszedł jej dość agresywnie w zdanie:
    — Julio to, że się martwię, o ciebie nazywasz, zmianą na gorszę.
    Mimowolnie skinęła głową, chociaż zdawała sobie sprawy, że on tego nie zobaczy. Zeszła z ostatnich stopni stając w salonie, widząc w oknie widok na osiedle, na którym mieszkała, zanim nie przeprowadziła się do Michaela i znowu tutaj wróciła. Nie była sentymentalna, jednak w tym mieszkaniu przeżyła tak wiele dobrych i czasami złych chwil, o których trudno było jej zapomnieć. Naprawdę szkoda było jej się wyprowadzać z tego, lecz nie z tego faktu ze nie cieszyła się wtedy przeprowadzką do ukochanego, lecz faktu jak wiele wspomnień wiąże się z tym miejscem i nawet sam fakt, że było to jej mały dom kupiony za pierwsze zarobione pieniądze i to dość sporę. Przekonała się wtedy, że warto prowadzić dalej stronę, a klientów miała coraz więcej na jej pracę. Nawet jeśli chodzi na studia, a liczy się jedynie jej portfolio dla klientów, a nie papier ze studiów, o który się starała, jednak zajęcia na uczelni pozwalają się bardziej rozwijać, rozmawiając z wieloma wykładowcami, czy osobami prowadzącymi warsztaty pogłębiała swoją wiedzę na temat sztuki, innych stylów czy mogła zasięgnąć rad od osób, które od lat siedzą w tej branży czy mają lepszy dorobek artystyczny od niej. Studia pozwalają się jej rozwinąć, mimo że osób zamawiających zupełnie nie obchodzi czy się uczy, czy też nie. Interesują się nią, widząc jej wystawione pracę na jej stronie czy Instagramie, który prowadziła, jednak sama miała również zrobione portfolio w wersji papierowej, które zabierała na spotkania gdy klienci są zainteresowanie zobaczeniem jej prac i ocenienie czy odpowiada im jej styl, czy pragną u niej zamówić obraz. Po części dzięki Michaelowi jest w tym miejscu, gdzie jest obecnie, bo gdyby nie jego pomoc jego dodatkowe lekcje rysunku wiara jego czy Chestera w nią, że uda się jej wybić na tym co kocha nie wiedziała gdzie teraz by pracowała pewnie w jakiś fast foodzie na kasie, lecz żadna praca nie hańbi, przynajmniej ona tak uważała.
    — Tak Michaelu, przekroczyłeś dawno granice zamartwiania się, a obecnie wykazują cechy, które wykazywał się mój były facet gdy idealny obrazek szczęśliwej pary nie był wystarczający, a on pragnął wreszcie pokazać swoją prawdziwą twarz. Kochanie wierze, że nie jesteś zły, ale ostatnio twoje zachowanie jest wręcz skandaliczne. Błagam usiąść w zacisznym miejscu, przemyśl to co robisz. Nie chce cię zostawiać ale jeśli nie wykażesz zmian zerwę zaręczyny. Dlatego jeśli tobie zależy na mnie oraz na naszym związku proszę, zrób wszystko by nie dopuścić, by nasz związek był reliktem przeszłości. Wiem, że ci zależy i rozumiem, że się martwisz jednak potworze jeszcze raz, wypadek był prowokacją, a kamery idealnie uchwyciły moment, w którym Andrea zajechała mi drogę. Jeśli faktycznie chcesz winić kogoś o ten wypadek, wiń ją. Nie zrezygnuje z motorów, to część mnie! Naprawdę chcesz zabić we mnie cząstkę mnie samej?
    Słyszała po drugiej stronie, jak zapadło milczenie z jego strony, lecz wiedziała, że tam jest, słyszała, jego oddech w słuchawce.
    — Ale to motory, one mogą cię zabić…
    Westchnęła ciężko gdy ponownie usłyszała ten ponaglający się argument z jego strony:    
    — I tak mnie, zabijasz, zmuszając do rezygnacji, z części samej siebie — powiedziała cicho i z trudem powstrzymała spływającą z jej oczu łzę.
    — Julio to ni… — jego głos zamilkł w chwili gdy wcisnęła czerwoną słuchawkę.
    Kończąc połączenie, przymknęła oczy, czując, jak pod powiekami zbierają się jej łzy. Otarła w pośpiechu słone krople wody, które zaczęły spływać jej po policzku. On naprawdę nie wykazuje chęci do zmian, on chce zdusić w niej cząstkę jej samej. Jedna myśl przeszła przez jej umysł: Gdzie podział się jej Mike? Coraz bardziej dostrzegła, jak on jakby odjeżdża. Pragnął ją chronić, to było cudowne, jednak jest pewna granice, której nie można było przekroczyć, a on już to robił. Chciał na nią wpłynąć w dość stanowczy sposób wpłynąć na nią, lecz to zupełnie nie działało. Może kiedyś pozwoliłaby sobą rządzić wręcz pomiatać, lecz minęły lata, a ona się zmieniła, również wiele dała jej terapia, na którą pomimo dość dobrego stanu dalej chodzi. Nie chciała przerywać spotkań z Camilą chociaż teraz rzadziej się spotykały bo nawet jej terapeutka uznała, że nie potrzebuje tak intensywnej opieki, to jednak wolała mieć ją na oku i ona sama chciała dbać o swoje zdrowie psychiczne. Fizyczne jest ważne, jednak tak samo ważne jest, by być osobą, która nie męczy się z żadnymi problemami natury psychiczny. Ona cierpiała, lecz terapia jej w tym niezwykle pomogła. Miała wrażenie ze właśnie Mike, który nie chciał zgodzić się, by pójść na terapie, nie przepracował wielu swoich problemów z przeszłości, nie stawił czoła wspomnienia przeszłości. Tak jest to niezwykle trudne jednak o wiele lepiej się żyło w jej odczuciu gdy wszystko przegadała z terapeutką, nauczyła się z tym żyć i akceptować. Przeszłości nie zmieni, ale może zmienić przyszłość, jednak gdy starała się namówić go, by poszedł na wizytę, odmawiał. Najwyraźniej samo słowo terapeutka wywołało u niego ogromną niechęć i nie słusznie, bo właśnie psychologowie starają się pomóc, a nie zaszkodzić a ona miała tak cudowną terapeutkę, że z przyjemnością wracała na spotkania nawet jeśli nic poważnego się nie działo w jej życiu to lubiła się wygadać Camili. Wiedziała, że zachowa wszystko w tajemnicy. I Mike też było to potrzebne, jednak nie chciał zdecydować się na pomoc specjalistów.
    Nic nie mogła już zrobić, dawała mu kolejny tydzień na zmianę jeśli rzeczywiście dalej będzie brnął w przekonanie, że on się jedynie martwi, a nie chce teraz na nią wpłynąć już despotyczny sposób. Mike musi zrozumieć że jeśli się nie zmieni, może ją stracić.
    Rzuciła na kanapę telefon, nawet nieprzejęta tym, że ponownie widziała na ekranie jego zdjęcie i numer telefonu. Smarthon upadł w pobliżu leżącej na kanapie Junki, która odpoczywała po zabawie i długim popołudniowym spacerze, na który się z nią wybrałaby sama nieco sobie oczyścić umysł i przemyśleć czy dobrze robi, a spacer z jej ukochaną psią przyjaciółką był idealnym pretekstem do wyjścia. Mimowolnie w oczy rzucił się jej otwarty komputer, a kątem oka dostrzegła stronę z ofertą sprzedaży tego apartamentu. Ogromnie się wahała czy wycofać tę ofertę, owszem mogła się wstrzymać i poczekać te parę dni do czasu, jaki dała Mike’owi, z drugiej strony mógł zgłosić się klient, a ona musiałaby mu odmówić. Zgryzła w zamyśleniu dolną wargę, rozmyślając o tym, słyszała odgłos zabaw Waltera i Cindy, którzy zaczęli ganiać się po całym apartamencie.
    Po dość dłuższej chwili, pokręciła głową z lekkim westchnieniem, stwierdzając sama do siebie:
    — Potrzebuje kawy.
    Wyszła po paru stopniach na wyższy poziom i od razu skierowała się w stronę kuchni. Gdy stanęła przed szafkami, sięgnęła dłonią do ekspresu. Wciskając przycisk włączenia od razu, dobiegł ją ten znajomy dźwięk, włączającego się urządzenia. Mimo że była tutaj zaledwie od dwóch dni, to nadal nie mogła się przyzwyczaić do pewnej pustki, która jej towarzyszyła i tak wiedziała, że jest ona bezpośrednio związana z Michaelem.
    Kochała go do szaleństwa i uważała go za jednego z lepszych facetów, z jakimi się spotykała do tej pory, jednak nie zamierzała tolerować, tego jak bardzo w ostatnim czasie stawał się zaborczy, jak bardzo pragnął wpłynąć na nią. Albo podejmie próbę walki, nabierze refleksji na temat tego co ich ostatnio dzieli szczególnie tego co robi, to może będzie szansa ratować ten związek, naprawdę tego chciała, jednak nie wróci do faceta, który pragnie zdobyć nad nią wręcz całkowitą kontrolę.
    Opierając dłonie o krawędź szafki zaczęła zastanawiać się nad tym czy naprawdę ma tak ogromnego pecha, że trafia na tak niewłaściwych chłopaków czy to jej urok, że przyciągała do siebie owszem bardzo przystojnych mężczyzn, jednak wykazując się po czasie bardzo napastliwi, a ich zachowanie staje się bardzo dominujące. Naprawdę zależało jej na związku, w którym nie musiała się martwić o sam fakt, że jej partner staje się bardzo agresywny wręcz narzucający jej swoje zdanie i myślała, że znalazła to przy Michaelu, jednak chyba i on zawita na jej czarnej liście. Mimowolnie spojrzała na swoją dłoń, zsunęła palcami prawej dłoni pierścionek zaręczynowy ze swojego lewego serdecznego palca i obróciła go między palcami, patrząc na piękny połyskujący pierścionek z unikatowym bladoniebieskim kamieniem. Biżuteria może do najtańszych nie należała, jednak nie można było zarzucić, że Shinoda nie miał gustu, bo naprawdę przez ostatnie tygodnie gdy wszystko zdawało się być iście piękną bajką między nimi nosiła go z dumą a teraz miała wrażenie jakby ta obrączka wypalała wokół jej palca czerwony ślad, patrzył ją i palił jej skórę. Jakby mówił jej wręcz, krzyczał, by go zdjąć, że tej relacji i tak nie uratuje, jednak ona miał cień nadziei taką malutką wiarę, że jednak przez te następne dni Mike się otrząśnie, tylko ta myśl sprawiała, że ponownie wsunęła go, na palec wierząc, że oboje zdołają uratować ten związek.
    Już sięgała po dzbanek z wodą, który wsunięty był za ekspresem, by napełnić manierkę, lecz po całym mieszkaniu rozniosło się echo dzwonka do drzwi:
    — Kogo niesie? — zadała pytanie samej sobie, gdy odwróciła się na obcasie swoich kozaków.
    Przeszła przez korytarz, kątem oka zerkając do salonu gdzie bawiły się dobrze jej koty a na kanapie dostrzegła drzemiącą Junkę. Stanęła przy ciemnych drzwiach, uchwyciwszy kartę, z półki przyłożyła ją do zamka drzwi. Blokada natychmiast ustąpiła, a ona nacisnęła na mosiężną klamkę, uchylając ciemne skrzydło. Nie spodziewała się nikogo szczególnego, zwłaszcza że nikt nie wiedział, że wróciła do swojego mieszkania, wszyscy żyli w przekonaniu, że nadal jest u Michaela, więc wręcz ich nie obstawiała. Dopiero wtedy spojrzała na dwojga ludzi stojących na progu jej mieszkania. Przyjrzała się z uwagą stojącej przed nią kobiecie. Z uwagą prześledziła ją spojrzeniem, czarne włosy, które widziała, układały się w lekką falę, związała ciemną wsuwką. Popatrzyła na jej twarzy, piękne niebieskie oczy patrzyły na nią w skupieniu, jej rysy twarzy wręcz bardzo przypominały jej urodę zachodnio europejską wręcz południową, trudno było nie oprzeć wrażeniu że uroda obojga jest typowo latynoska. Jednak w skupieniu patrzyła na kobietę, wręcz jasnobrązowy odcień skóry idealnie dopasowany był do jej czarny kosmyków, włosów dostrzegła, jak spogląda na nią parę piwnych oczu. Figury kobiety była niezwykle zgrabna, wręcz mogła powiedzieć, że miała wiele cech, które mogły wskazywać, że nadawała się do modelingu, jednak w oczy rzuciło się jej dorodne kształty nawet jeśli by nie patrzyła, na to nie dało się dostrzec, dość obfitych piersi, które idealnie eksponowała ciemna bluzeczka, która bardziej je eksponowały, spódnica była dobrana wręcz perfekcyjnie to eleganckiej nieco dłużej bluzeczki. Na stopach miała wygodne pantofle na dość wysokim obcasie. Skłamałaby gdyby powiedziała, że kobieta nie jest piękna i nie przyciąga sobą uwagi, dostrzegła, że nałożyła dość lekki makijaż, który idealnie dopasowany był do jej odcienia skóry, lecz ona popatrzyła na mężczyznę u jej boku i mogła przyznać, że z trudem była w stanie oderwać spojrzenie od niego. Zupełnie jak jego towarzyszka miał cechy typowo latynoskie, co zdecydowanie poruszyło jej serce, uwielbiała patrzeć na urodę typowo hiszpańską, miała ogromną słabość do tego kraju, ale ludzi ich urody było w nich coś niezwykłego niepowtarzalnego jednak ona przebiegłą spojrzeniem po nim, swoje czarne nieco dłuższe włosy zaczesał idealnie na żal do tyłu, gdy popatrzyła mu w oczy, dostrzegła parę ciemnych oczu, delikatny trzydniowy zarost dodawał mu tylko urody, lecz w przeciwieństwie do kobiety on miał nieco ciemniejszy odcień skróty, wręcz mogła powiedzieć jasnobrązowy, mimowolnie oczko jej drgnęło gdy zlustrowała resztę jego ciała spojrzeniem, spod ciemnej koszuli dostrzec można było dość sporę mięśnie, więc mogła od razu założyć, że siłownia nie była mu obca, ciemne spodnie idealnie dopasowały się do jego nóg. Przez moment zapatrzyła się na niego, lecz po chwili pokręciła lekko głową, otrząsając się, przecież miała narzeczonego, nie mogła się interesować innymi facetami, a wykazywała coraz więcej ciekawości względem niego. Liczyło się jednak dla niej jednak wierność w związku i mimo że między nią a Mike się nie układa w ostatnim czasie, chciała dochować mu wierności.
    — W czym mogę pomóc? — spytała z uprzejmością, patrząc na parę przed drzwiami.
    — Pani Julia… Julia Bennington? — odezwała się kobieta i od razu dało się słyszeć, że angielski to nie jej narodowy język jednak coś się dziwić jak widziała przed sobą ludzi urodą typowo południową.
    — Tak — przyznała — W czym mogę pomóc?
    — Niech pozwoli się pani przedstawić — mówiła wciąż kobieta — Nazywam się Courtney Gilbert, a to mój chłopak Ricardo Armando — patrzyła jak mężczyzna delikatnie składnia się w jej kierunku, po czym wyciągnął do niej dłoń.    
    — Buenos dias señorita — odezwał się, a ona usłyszała niezwykle głęboki głos, wyczuła pewną nutkę zmysłowości w nim.
    — Hiszpanie? — zwróciła się do starszej kobiety z uprzejmością.
    — Hiszpanie — odparła ze spokojem — Mój przyjaciel, nie zna angielskiego i jestem jego tłumaczką.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, bez trudu zaczynając mówić w swoim ukochanym języku, który studiowała przez parę lat:
    — Więc tak będzie nam lepiej rozmawiać.
    Widziała jak Hiszpan, spogląda na nią, z ogromnym uznaniem wręcz dostrzegła błysk w jego oczach, gdy zrozumiał, że bez trudu będzie mógł z nią porozmawiać, jednak nim ktokolwiek się z nich coś powiedział, odezwała się Courtney:
    — Widzę, że stałam się zbędna — powiedziała z lekkim rozbawieniem.
    — Nie mogła pani przewidzieć, że znam hiszpański — zwróciła się do brunetki.
    — Proszę, tylko nie tak formalnie jestem Courtney — powiedziała — W takim razie Ricardo możesz sam załatwić tę sprawę — zwróciła się do swojego towarzysza.
    Popatrzyła, jedynie na obojga widziała, jak wymieniają się oboje spojrzeniami, a w kącikach ich ust zawitał delikatny uśmiech.
    — Zainteresowała mnie oferta mieszkania, które pani wystawiła na sprzedaż — odezwał się mężczyzna, zwracając się bezpośrednio do niej — Byłbym chętny jego kupnem.
    Zamilkła, właśnie taką miała obawę, że nie wycofa ogłoszenia, a pojawi się klient i właśnie to się działo i poczuła się ogromnie zakłopotana, bo miała zamiar wycofać tę ofertę, a teraz musiała osobiście odmówić klientowi możliwości kupna przez niego apartamentu.
    — Po pierwsze nie tak formalnie, proszę mówić mi po imieniu, po drugie, muszę niestety rozczarować pana. Oferta jest nieaktualna.
    — Przepraszam… — widziała, jak popadł w lekki zakłopotanie, patrząc na nią swoim intensywnym brązowym spojrzeniem — Na stronie nadal jest aktualna oferta i również proszę mówić mi po imieniu.
    — Owszem nie zaprzeczę temu, jednak miałam w tej chwili wycofywać tę ofertę. W tej chwili miałam do tego przysiąść.
    — Czyli nie jesteś skłonna do nawet możliwych negocjacji?
    — Byłabym, ale parę dni wcześniej niestety moje życie się nieco pokąp, likowało i wróciłam do mieszkania, które wystawiłam na sprzedaż. Spóźniliście się o parę dni. Przykro mi jednak…
    — Przyjechaliśmy na darmo — wszedł jej w słowa Ricardo.
    Przytaknęła jedynie lekko głową:
    — Cóż myślałem, że zdołam pozałatwiać wszystkie sprawy związane z kupnem przez te parę dni. Muszę szukać dalej.
    — Przepraszam za wścibskość jednak czy przeprowadzacie się do Stanów?
    Mężczyzna roześmiał się jedynie i odpowiedział po chwili.
    — Nie. Jestem biznesmenem i często prowadzę w USA dość często interesy i mieszkanie w hotelach staje się już uciążliwe, dlatego zdecydowałem się na kupno mieszkania i zainteresowała mnie konkretnie ta oferta, bo ten apartament spełniał wszystkie moje oczekiwania, jednak będę szukał dalej — przyznał ze szczerością.
    — Przykro mi, jednak nic nie mogę poradzić — odparła.
    — W razie czego…
    Patrzyła, jak sięga kieszeni w spodniach, z których wyciągnął małą karteczkę. Popatrzyła na nią, gdzie dostrzegła personalizowaną wizytówkę mężczyznę i można przyznać, że pomimo dość minimalistycznej oprawy była niezwykle gustowna jednak, co więcej, było potrzebne skoro często takie kawałki papieru lądują w śmietniku gdy nie są one już konieczne.
    — Proszę mi dać znać gdybyś zmieniła zdanie i nadal byłabyś zainteresowana sprzedażą — powiedział spokojnie.
    Skinęła lekko głową, po czym patrzyła, jak para wychodzi, zamknęła za nimi drzwi, wsuwając do kieszeni swoich skórzanych spodni mały skrawek papieru. Wróciła do kuchni, gdzie stał nadal włączony ekspres, wyciągając kubek, z szafki przed oczami nadal miała widok mężczyzny, który przed momentem wyszedł i z trudem mogła wymazać go, z pamięci jednak musiała. Nadal tlił się w niej ten cholerny cień nadziei, że Mike się wreszcie obudzi, dozna wewnętrznego wstrząsu i tak jak ona będzie chciał ratować ich związek. Zalewając spienione mleko ciemną kawą, wyciągnęła z pobliskiej szuflady ze sztucami łyżeczkę i pewnym krokiem przeszła przez hol i wróciła do salonu, gdzie przebywały wszystkie zwierzaki, usiadła nieopodal Junki i od razu chwyciła laptopa i już bez żadnych przemyśleń czy nawet zawahania się, wycofała ofertę sprzedaży. Zamknęła laptopa i odłożyła go powrotem na stolik, a ona uchwyciła kubek, z kawą i przemierzając lekko napój upiła łyk w chwili gdy na jej kolana wpakował się Walter co ją zaskoczyło, bo spodziewała się, że Cindy wykorzysta okazje, że Junka drzemie tuż obok, uśmiechnęła się dość czule na widok kocura i pogłaskała go po grzbiecie i niemal natychmiast dobiegło ją jego głośne mruczenie. Może i był ten Kocurek indywidualistą, ale gdy potrzebował odrobinę czułości, potrafił przyjść się łazić wieczny nicpoń, potrafił zamienić się w potulnego zwierzaczka, mimowolnie na to określenie uśmiechnęła się smutno, przywodząc w pamięci Mike’a, uwielbiała te chwile gdy przychodził się tulić i mruczeć jej cicho, nie było nic lepszego niż leżenie razem z nim wsłuchiwanie się w jego ciche pomruki mogąc go między czasie głaskać po jego nie raz niesfornej czuprynie mimowolnie z jej ust popłynęły wręcz błagalne słowa:
    — Mike proszę jeśli mnie kochasz ratuj to co umiera.
    Nie była nawet świadoma ze los pisze dla nich inny scenariusz.




✰✰✰

Harmonogram na czerwiec:

Rozdział 28 - 3 czerwca
Rozdział 28 - 10 czerwca
Rozdział 30 - 17 czerwca
Rozdział 31 - 24 czerwca

Saturday, May 20, 2023

III 26 — WSZYSTKO PADA JAK DOMEK Z KART

    Wrzuciła, niedbale jedną z bluzek do walizki wręcz cisnęła ją do środka, nie dbając nawet o to, by ją ułożyć czy nawet zwinąć. W tej chwili dla niej to był najmniejszy priorytet. I można było się zastanawiać, co właściwie robi, że wręcz w pośpiechu się pakuje jakieś swoje ubrania, zaledwie przed dwoma miesiącami się wprowadziła do narzeczonego, no tak to racja jednak ostatni miesiąc po jej wypadku pokazał jej prawdziwe oblicze jej ukochanego. Nie mogła, już znieś faktu, że on tak bezczelnie się zachowuje, ale to tylko delikatne określenie. Im dłużej z nim mieszkała, czuła, się jakby znowu była więziona, czuła się w istnym potrzasku kolejnego związku, który idzie na starty. Tak jej relacje z Michaelem zaczęły się sypać. Wszystko, co budowali przez ostatnie lata, padało niczym domek z kart i nie było możliwości zatrzymania tej upadającej piramidy, owszem była szansa to zatrzymać, jednak jej narzeczony powinien zacząć jej słuchać, a tego zwyczajnie nie robi, co ją najbardziej bolało. Tylko dla niego zrezygnowała ze swojego podstawienia, że już żaden mężczyzna nie zawróci jej w głowie, nie podda się miłości, nie zakocha się, wie, że to absurdalne jednak w okresie gdy poczuła do niego, coś więcej niż przyjaźń miał jeden cel: nie wiązać się już absolutnie z nikim. Była zraniona po dwóch poprzednich związkach i nadal tamte rany były świeże sam również, fakt jak bardzo Clark namieszał w jej życiu, sprawił, że bała się, że kolejny facet ją zwiedzie i tak kolejny chłopak, który sprawia, że czuje ponownie ten paskudny ból.
    Ból, który wręcz przeszywa jej serce na wskroś. Nie chciała płakać i nie zamierzała, jednak było trudno opanować emocje. Był to jej najdłuższy i zdawało się najtrwalszy związek, gdy przed jej oczami pojawiał się błysk, jej obrączki zaręczynowej uświadamiała sobie bolesną prawdę, że przecież wspólnie planowali przyszłość, pragnęli wziąć ślub, założyć rodzinę jednak wszystko zaczęło się psuć.
    Dobrze mogła, przyznać nie była bez winy, ale Mike również nie zachował się wobec niej sprawiedliwe, a po tym wypadku stał się zaborczy i bardzo egoistyczny względem niej. Nie docierało do niego absolutnie nic nawet sam fakt, że chłopacy z ekipy, którzy jej wtedy towarzyszyli oraz filmy z kamer, które uwieczniły ten wypadek i samo zajechanie przez Andre jej drogi nic nie zdołało go przekonać. Był głuchy i ślepy na wszelkie jej tłumaczenia czy jej znajomych wręcz śmiał w ostatnim czasie wyzywać ją od seksty. To był już kres jej wytrzymałości. Przeczekała te cztery tygodnie, miała cichą nadzieję, że on w końcu przejrzy na oczy, że zrozumie, że w końcu jej posłucha, ale tak nie było. Wręcz zapragnął mieć kontrolę nad jej życiem, coraz częściej objawiał coraz więcej cech, które upodabniały go do Clarka, a tego nie mogła, znieś. Nikt, ale to absolutnie nikt nie ma prawa mieć nad nią, chociaż odrobinę kontroli. Nie pozwoli sobie by jakiś zapatrzony w siebie dupek, to on miał decydować za nią, gdzie może pójść a gdzie nie, nie żyją w średniowieczu, a ona jest wolną i wyzwoloną kobietą, która decyduje o sobie i swoim ciele. Już raz przeżyła związek, gdzie była okropnie zależna od swojego byłego faceta, nie zamierzała przechodzić tego ponownie, lecz tym razem z Mike’m! Chce się tak bawić dobrze, może to robić, ale nie z nią! Nie po to musiała się leczyć i przepracowywać całą swoją przeszłość i swój były związek, by teraz ponownie wpaść w ten sam schemat, gdzie to ona nie ma prawa głosu, a to facet decyduje za nią o wszystkim. Potrzebowała miesięcy, by się wyleczyć, z przekonania o tym, że to Clark jest absolutnie winem rozpadu ich związku po latach, musiała i tak na terapii przepracować ten trudny związek jeśli Shinoda uważa, że ponownie wejdzie w to samo bagno bo jemu się coś nie spodobało to, się myli. Troska jest zrozumiała, ale ograniczanie partnerki już absolutnie jest wręcz totalnym szaleństwem. Łudziła się, myślała, że ich związek opiera się na partnerstwie, że każdy decyduje tak samo, każdy z nich ma te same równe prawa i przede wszystkim znając przeszłość o swoich trudnych związkach, nie zrobią tego drugiej połówce co już przeszli, ale Mike nie przeszedł związku, w którym to jego partnerka praktycznie przejmuje całkowitą władzę nad nią. On przeżył zdradę oraz stratę dziecka, ona miała zaledwie trzynaście lat i swój pierwszy związek gdy przeżyła niezwykle toksyczną relację i miała bardzo zaborczego chłopaka, przez którego zaczęła brać syf zwanymi narkotykami. Nie wie jak to jest gdy praktycznie nie masz prawa głosu, że każda decyzja jest zależna od humoru lub jego braku twojego partnera a co najgorsze obawa kiedy się odwinie i cię uderzy. Ten wręcz paniczny strach towarzyszył jej nadal na myśl o takiej relacji, nie mogła sobie na to pozwolić.
    Wystawiła karty na stół, powiedziała MIke’owi co o nim myśli i jego ostatnim zachowaniu, jednak miała wrażenie, że jej słowa zupełnie do niego nie dotarły, co przechodziła, z nim w ostatnim czasie. Dziś wykorzystała wolny dzień, który miała na uczelni i sam fakt, że Michael siedział w studiu i nie wiedziała kiedy wróci, jak powiedział rano, że wróci może późnym wieczorem, dlatego w pośpiechu pakowała walizki by się wynieś. Nie zamierza dłużej żyć z tym facetem pod jednym dachem. Dawała mu ostatnie tygodnie na zmianę, nie podjął się tego. W ostatnich dniach coraz częściej zastanawiała się, czy tego po prostu nie zakończyć. Im częściej patrzyła na pierścionek zaręczynowy, tym częściej myślała, by zerwać je i odejść. Nie zamierza być żoną faceta, który kompletnie ją ignoruje i to, co ona ma do powiedzenia, wręcz wpycha w jej usta swoje przekonanie i racje. Byłaby to najlepszym rozwiązaniem, jakie mogła podjąć.
    Cała sytuacja zahacza o ironie losu dosłownie było parę dni jak nie tygodni gdzie wszystko zdawało się być istną sielanką gdzie byli szczęśliwie zaręczeni z planami na przyszłość teraz byli owszem dalej parą narzeczonych, ale z tą różnicą, że ich związek zaczął się sypać, bo to Mike nie potrafił jej słuchać i tak rozumiała, że się martwił, ale ograniczanie przez niego jej możliwości jazdy, wręcz odebranie tego to jest wyrwanie cząstki jej własnej duszy. Wtedy część jej samej umarłoby bezpowrotnej.
    Fire to ona!
    Ona to Fire!
    Jeśli myśli, że wyrwie z niej jej drugie ja to się myli. Nie pozwoli już sobie nic odebrać, a facet nie będzie decydować o niej.
    Wrzucając parę spodenek sensowych spojrzała na Junkę która zaczęła kręcić się obok walizki, widziała, jak spogląda, na nią swoimi ciemnymi oczkami, w których ujrzała smutek, gdy zaczęła rozumieć, co jej pani robi, usiadła na tylnych łapkach, z lekko opuszczonym pyszczkiem. Mimowolnie ukucnęła przed nią i chwyciła na ręce, mówiąc cicho:
    — Misia wracamy do naszego tomu — powiedziała cicho, głaszcząc lekko jej nosek.
    Nawet nie dostrzegła gdy Jay wpadł do środka, widziała, jak rozgląda się po pokoju, po czym gdy dostrzegł otwartą walizkę, chwycił nogawkę spodni, które wrzuciła przed momentem i zaczął wyciągać. Zrozumiała doskonale jego zachowanie nie chodziło a zabawę, ale wręcz o zatrzymanie jej. Ukucnęła przed nim nadal ze swoją psią przyjaciółką na rękach i delikatnie podrapała go za uchem:
    — Jay twój pan się nie popisał, ja muszę wrócić do siebie — powiedziała spokojnie, a husky wypuścił materiał jej spodni i wręcz zaczął cicho skomleć — Też będzie mi ciebie brakować, ale Mike… Mike to kompletny buc i egoista. Nie mogę z nim być!
    I chociaż wiedziała ze to trudne tłumaczenie, bo zwierzaki nie rozumieją wszystkiego, to tak dobrze wiedziała, że musi to zrobić. Nie zamierzała już żyć z facetem, który praktycznie ma gdzieś jej uczucia, to co ona ma do powiedzenia. Ostrożnie odłożyła Junkę na podłogę, która szczeknęła z niezadowoleniem. Ponownie odrzuciła materiał jeansów do torby, po czym wrzuciła parę ostatnich rzeczy i zamknęła wieko jednej z nich widziała jak Jay kładzie głowę na jej wierzchu patrząc na nią ze smutkiem.
    Westchnęła cicho, zamykając zamek błyskawiczny, po czym zrobiła to z drugą torbą. Postawiła obie na kółkach i spojrzała na zegar, który wskazywał parę minut przed pierwszą przedpołudniem.
    Chwyciła rączkę jednej, z toreb co zrobiła z drugą, chcąc wyjść, z garderoby napotkała na trudności, a raczej psią przeszkodę w postaci Jay’a, który zaszedł, jej drogę najwyraźniej nie chcąc jej w ogóle wypuścić.
    — Jay proszę, nie utrudniaj mi — zwróciła się do husky’ego, który nawet nie śmiał jej pozwolić dalej iść — Wiem, że tego nie chcesz tak jak ja, ale twój pan staje się, bardzo tok sycz…
    — Chyba sobie żartujesz!
    Przymknęła oczy w duszy, jęcząc wręcz z irytacji i wściekłości. Jego tutaj się najmniej spodziewała i wręcz nie chciała wiedzieć i jedno pytanie jej się nasunęło „co on tutaj robi?” miał wrócić wieczorem, a nie w środku dnia.
    — I właściwie, dlaczego nie jesteś na zajęciach? — praktycznie już nie pamiętała, jak brzmiał jego bardziej przyjazny ton, gdzie nie przebijała się nutka frustracji wściekłości czy samej złości na nią.
    — Mam wolne! — odparła niezadowolona.
    Wręcz z trudem przepchnęła się z pełną jedną walizką obok syberyjczyk oraz tego, którego najmniej chciała tu widzieć, wręcz syknęła z chwilą gdy jego palce wbiły się w jej ramię, wręcz szarpnął nią mocniej, powodując, że stanęła przed nim. Już w jego oczach nie widziała tego znajomego ciepła, nie czuła nawet przy nim tego poczucia bezpieczeństwa i pomimo że go nadal kochała, wolała cenić swoją wolność niż bycie z mężczyzną, który nie tylko jej nie słucha, to zaczyna okazywać jej agresywne zachowanie i nie mówi o klapsie w tyłek a właśnie o takim zachowaniu, które teraz prezentował.
    — Gdzie się wybierasz, zapomniałaś, że mieszkamy razem!
    — Mike, może być w końcu, łaskawie przejrzał na te swoje pieprzone oczy. Nasz związek się rujnuje z twojej winy, bo zachowujesz się zupełnie, jak Clark coraz częściej mnie kontrolujesz, ciągle wypominasz ten wypadek, jakbym specjalnie wjechała w ten rów, chociaż dowody są jednoznaczne, że ja tylko próbowałam uniknąć zderzenia, zachowujesz się jak totalny skurwysyn, którego nie obchodzi moje zdanie, ale jedynie twoje. Ty tutaj jesteś najważniejszy i to ty masz o mnie decydować, niedoczekanie twoje byłam w takim związku i nabawiłam się przez to tyle problemów, że musiałam miesiącami przepracowywać to na terapii, nie powtórzę swojego błędu ponownie. Śmiało chcesz uzależnić jakąś dziewczynę od siebie, zrób to, masz miliony dam, które czekają, aż będziesz wolny, znajdź sobie inną idiotkę, która ślepo za tobą pójdzie, a ty będziesz mógł kazać, jej robić co ty zechce ja, się nie godzę na taki układ! Brnij dalej w swoją merytorykę, tkwij nadal przy swoim zdaniu, ale nie mniej do mnie pretensji ze ja się próbuje jedynie chronić i sobie pomóc nie wpadając znowu w toksyczny związek gdzie to samiec alfa, decyduje, co najlepsze jest dla jego kobiety. Zapomnij również o tym, że ja zostanę w domu, będę ci tylko rodzić twoje wymarzone dzieci i zajmować się domem! Ja jestem kobietą wolną, która decyduje o sobie, a jakiś facet z jebanym ego nie będzie mi mówił co mam robić.
    — Ale mamy brać ślub, kochamy się.
    Zakrawa to na ironie, wręcz roześmiała się w głos, słuchając jego wywodów i nie mogła uwierzyć, że nadal twardo trzyma się tego zdania. Owszem mieli takie plany, jednak życie bywa zaskakujące i nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli szczególnie gdy jednej frajer jest zapatrzony w swoje przekonania do tego stopnia, że praktycznie żadne inne argumenty do niego nie docierają. Uczucia są ważne tak, ale trzeba być ostrożnym i uważać kogo nimi obdarzamy, bo właśnie nawet ci najbardziej idealni pokażą swoją odrażającą twarz, której by się najmniej spodziewało. Nie jest łatwe porzucenie swoich uczuć czy odkochanie się w osobie, która przez tak długi czas była dla nas ważna. Ale ona postanowiła cenić swoją niezależność swoją wolność ponad uczucia do niego.
    — Posłuchaj mnie ten ostatni raz Shinoda, próbowałam, starałam się do ciebie dotrzec, ale do ciebie nic nie dociera absolutnie, zamknąłeś się w swojej bańce, gdzie utrwalasz obraz swoich przekonań. Myślisz, że skoro zdarzył się ten wypadek, to był on, z mojej winy, nie nie był, wierzyć w jakieś swoje absurdalne przekonanie, że mnie chronisz, zabraniając, jeździć kompletnie ignorujesz fakt, że narażam swoje życie przy każdym wyjściu. Powtórzę to ostatni raz, prędzej to Clark mnie zabije, niż odbierzesz moje zwłoki w czarnym worku, bo doprowadziłam do wypadku na motorach. Zamiast się cieszyć z tego, że wyszłam praktycznie bez poważnych uszkodzeń kręgosłupa czy nawet głowy z tego wypadku ty zacząłeś mi wyrzucać moją nieodpowiedzialność. Od początku wiedziałeś, że ten sport jest ryzykowny słowem, się nie odezwałeś, proszę, powiedz mi, dlaczego nie zacząłeś mnie zabrać, jeździć no nie wiem rok temu, parę miesięcy temu no dlaczego? — popatrzyła na niego wyczekująco.
    — Bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo się narażać czy tego nie rozumiesz…
    — Mike błagam tylko mi nie wyjeżdżać z martwieniem się o mnie, bo powtarzasz to jak zdradą płytę. Ja nie neguje tego, że nie możesz się zamartwiać, ale powiedz mi dlaczego, czemu podczas oświadczyn obiecywałeś, że nie będziesz się wpieprzał mi do wyścigów, a teraz chcesz mnie wręcz kontrolować. Co w ciebie wstąpiło Michaelu? Czy ty przez chwile zastanowiłeś się, co robisz, jak bardzo niszczysz nasz związek?
    — To twoje motory niszczą nasz…
    — Michael! — uniosła, znacznie głos słysząc jego ostatnie słowa.
    Jeśli nadal uważa, że to jej pasja, jej zamiłowanie do szybkiej jazdy dzieli ich, chyba naprawdę jest gorzej, niż myślała. Czy nadal miała znosić to co on teraz robi? Jak długo miała tolerować, jak bardzo on chce wpłynąć na każdy aspekt jej życia.
    — Mike nasz związek niszczy, ale twoje pieprzone ego i brak przyznania się do własnych win.
    — Uważasz, że ja niszczę nasz związek? — oburzył się, przykładając dłoń do piersi.
    Przytaknęła w milczeniu, bo co miała mu więcej powiedzieć. Najbardziej jednak jedno ją zastanawiało, nigdy praktycznie nie oglądał jej wyścigów. Zwyczajnie dawał jej wolną rękę jeśli chodzi o jej miłość do motocykli, aż tu nagle zachciało mu się obejrzeć zawody, na których akurat jej rywalka postanowiła utrudnić jej zwycięstwo i wręcz perfidnie wykluczyć z zawodów.
    Ostatecznie z tego co się potem dowiedziała. Sędziowie, widząc, co się stało, mając nagrania, tego wymuszonego wypadku i zajechania w tak wredny sposób drogi. Wykluczono, z dalszych zawodów ekipę jej rywalki a jej drużyna przeszła dalej, pomimo że nie zwyciężyła. Nie chcieli odwoływać dalszych zawodów i postanowili wywalić grupę zawodniczki, która nie grała na zasadach współzawodnictwa, a zrobiła coś, co jest niedopuszczalne. Wczoraj były finały stanowe i cholernie żałowała, że nie mogła z nimi być wtedy jednak jej grupa, widząc, co się stało w eliminacjach, miała na tyle motywacji i pragnienia zdobycia pucharu dla niej. To ona dla nich praktycznie zdobyła wejścia do półfinałów gdyby nie ten wypadek pewnie jechałaby dalej. Pomimo że nie zdobyli złota to brąz, zupełnie wystarczał. Byli na podium i pomimo że nie trafili na pierwsze miejsce była z nich dumna, że dali radę. Gdy oglądała transmisje z zawodów widziała ich radość sam fakt ze pomimo trzeciego miejsca dedykowali jej to zwycięstwo. Ich drużyna nie zawsze zdobywała pierwsze czy drugie miejsce jednak nie traktowali tego aż tak poważnie dał nich była to forma zabawy a jeśli staną na podium to dowód, że pomimo dość czasami napiętych grafików i tego, że nie zawsze mają czas się spotykać na treningach to, jednak te ostatnie tygodnie przed zawodami poświęcali tak wiele uwagi, że udawało im się zwyciężyć nie zależnie na jakim byli miejscu.
    — A raczej moja pasja? Dobrze to zagrajmy w twoją grę koteczku — powiedziała z dość dużą ironią w głosie — Kochanie masz przestać produkować muzykę, masz przestać tworzyć dema piosenka, albumu wszystko, co związane z branżą muzyczną.
    — Co…!?
    Uśmiechnęła się w bardzo ironiczny sposób, słysząc wręcz jego krzyk przerażenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że muzyka jest dla niego wszystkim prócz niej, jest jego sensem życia, tym co kochał tak samo jak ją, tworzenie nie tylko było jego pasją, ale również pasją. Spełniał się w tym i to była cześć jego samego.
    — Nie zab...
    — Nie zabronię ci tworzyć muzyki!? — niespodziewanie weszła mu w słowo — Jeśli mnie kochasz, wybierzesz albo ja, albo muzyka.
    Wręcz z trudem powstrzymywała cisnący się na jej usta uśmiech gdy patrzyła na jego wręcz paniczne przerażenie w oczach, na jego strach, że ma porzucić coś, co kocha tak jak ją. Właśnie tak ona się czuła gdy on pragnął zabrać część jej samej. Muzyka była dla niego wszystkim tak jak dla niej malowanie i motory odebranie jej tego to jak zabranie mu możliwości tworzenia muzyki.
    — Mike wiesz, teraz jak się czuje? — zapytała po dość dłuższej chwili milczenia.
    Jej narzeczony wręcz nie mógł wyjść z szoku po jej słowach, ale jeśli w tej chwili miała, chociaż ciut nadziei, że do niego dotarło cokolwiek, co chcemy, przez to powiedzieć ogromnie się myliła, gdy tylko zdołał się otrząsnąć z wewnętrznego szoku, od razu powrócił do swojej dawnej merytoryki.
    — Muzyka nie stanowi zagrożenia, ale te dwoje motory to już tak — protestował, próbując jej wytłumaczyć, że porównuje dwie skrajne inne rzeczy owszem, ale w obu przypadkach, dla niego tworzenie nowych dem czy piosenek było częścią jego samego tak jak dla niej była jazda więc jeśli chce wyrwać z niej cząstkę duszy może zrobić ona to samo.
    — Mike nadal nie rozumiesz podtekstu?
    Widziała jak kręci głową, otworzyła usta gotowa dalej mówić, jednak on jej na to nie pozwolił, wszedł jej wręcz, atakując:
    — Muzyka nie robi nic złego, ale motoru! Julio czy nie rozumiesz, ja mogłem cię stracić! Mogłaś umrzeć!
    — Mike! — wręcz wrzasnęła.
    — Ile razy mam ci powtarzać nie byłam nawet o cal od śmierci! Nie straciłam nawet pieprzonej przytomności, nie miałam wstrząsu mózgu złamanego kręgosłupa, ja tylko złamałam nadgarstek i się potłukłam…
    — Miałaś więcej szczęścia niż rozumu! — wydarł się.
    Nie to już była przesadza, wręcz pewnym ruchem chwyciła rączkę walizkę i wręcz siłą się przepchnęła obok niego. Jednak on wręcz zagrodził jej drogę ramieniem i chwycił jej walizkę, próbując ją wyrwać z jej mocnego uścisku.
    — Powiedziałem, nigdzie nie jedziesz!
    — Mike zejdź mi z drogi! — wręcz wysyczała, patrząc z ogromną wściekłością na niego.
    — Nie!
    Z trudem wyrwała mu z ręki walizkę, po czym wręcz odepchnęła go siłą i wyszła z garderoby, zniosła walizkę na dół pomimo małych trudności. Wyszła przed dom i otworzyła bagażnik swojego samochodu. Nie była świadoma, że w tym czasie jej narzeczony dopuścił się kradzieży, która zaważy na ich dalszych losach. Wróciła do domu po drugą walizkę i oczywiście i tym razem Mike próbował ją, zatrzymać jednak nie zdołał tego zrobić. Gdy wchodziła po raz ostatni do mieszkania gdy zdołała wsadzić Waltera i Cindy do transporterów, które już stały na tylnej kanapie jej samochodu z dwójką śpiących kotów, chwyciła Junkę. Widziała smutek w oczach Jaya i istną wściekłość na twarzy Mike’a gdy popatrzyła na niego po raz ostatni.
    — Może jak odpoczniemy od siebie a ty przemyślisz co zrobiłeś to wrócę jeśli nie… — uniosła dłoń z pierścionkiem zaręczynowym — To stanie się już przeszłością. Masz parę dni ostatnie, w których możesz coś zmienić Michael.
    Bez słowa opuściła jego dom i chociaż było jej trudno, musiała się, wynieś. Mike coraz bardziej zamykał się w swojej szczelnej bańce i nic do niego nie docierało a ona czuła, że z każdym dniem ich związek staje się jedynie smutnym reliktem przeszłości. Nie czuła już tego co zaledwie przed paroma tygodniami, jego zapatrzenie w swoje przekonanie psuje ich związek.
    Wsiadła do środka, okładając Junkę na fotel pasażera, patrzyła, jak psinka patrzy na nią swoimi smutnymi ciemnymi oczkami, wiedziała, że jej trudno, zwłaszcza że bardzo związała się z Jay’m jednak ona nie zamierzała żyć w związku pełnym toksyczności tylko dla zwierzaków.
    Ruszyła w drogę w zupełnej ciszy. Myślała, że ten związek wreszcie będzie normalny, że nie musi się niczego obawiać. Mike wręcz wydawał się jej wymarzonym facetem, miał wady jak każdy, ale je akceptowała tak jak on jej. Myślała ze wszystko będzie dobrze, że za parę lat staną przed ołtarzem, jednak w nim się coś zmieniło. Brak akceptacji wobec jej i jej pasji sprawiła, że zatracił się w pogoni, jak wciąż powtarzał trosce o jej życie, że przegapił ta bezpieczną granicę poza martwieniem się a wręcz obsesją wszystkiego jej i co najbardziej ją smuciło to fakt, że pragnął wszystko jej zabronić, lecz w przypadku seksu chciał go jeszcze więcej. Oczywiście nie narzekała, jednak czasami czuła jakby tylko to było dla niego istotne. Zabawa i praktycznie łóżko było całym jego światem. Tak ona też kochała się zabawiać, ale w ostatnim czasie Mike przechodził sam siebie. Kompletnie nic nie mogła robić jego zdaniem nawet pójść na imprezę za znajomymi, a on był na tyle bezczelnym, że woli ją na zabawę nie puścić, ale wolał się z nią zabawiać, dosłownie wszystko, co było naturalne zabawy w piątkowy wieczór, spotkanie z przyjaciółmi on zaczął przekładać na to, że niech zostanie lepiej z nim i by spędzili ten czas w łóżku. Osobiście zaczęła uważać, że to już lekka przesadza. To były wręcz tak egoistyczne podejście, że musiał się wreszcie przebudzić i zrozumieć, do czego on w ogóle zmierza i w jaką stronę bo to robiło się naprawdę niebezpieczne.
    W końcu dotarła pod swój dawny apartamentowiec wręcz dziękowała ze ofertą mieszkania do tej pory nikt się nie zainteresował wiec mogła swobodnie wrócić do niego, co ważne miała się gdzie, zatrzymać skoro wyprowadziła się na jakiś czas od Mike’a.
    Wjeżdżając na parking, zajęła swoje stare miejsce i gdy tylko stanęła na moment, została w samochodzie, dopiero wtedy poczuła jak, z jej oczu pociekły łzy. Obiecała sobie ze nie będzie płakać prawda, to czemu z jej oczu płyną słone krople wody. Czemu rozpacza, nad którego facet ego było ważniejsze od tego co mówiła do niego jego narzeczona. To smutne, że dopiero po zaręczynach poznała tą jego drugą twarz, nie widziała jej znacznie wcześniej. Poczuła nagle przednie łapki Junki na swoim biodrze mimowolnie popatrzyła na nią ze smutkiem szepcząc przez łzy:
    — Nie miałam wyboru mała — wyszeptała.
    Widziała, jak psinka spogląda na nią swoimi ciemnymi ślepkami i wręcz przeskakuje skrzynie biegów i wpakowała się jej na kolana, wtulając się w jej brzuch i wiedziała, że starała się, ją jakoś pocieszyć co było niezwykle urocze. Dopiero po chwili zdołała się uspokoić i dopiero wtedy opuściła samochód wypuszczając Junkę, która zaczęła chodzić tuż przy jej nodze. Chwyciła z tylnego siedzenia klatki z dwojgiem kociaków i powędrowała do windy Junka szła przy jej nodze krok w krok.
    Gdy dotarła na ostatnie piętro apartamentu, podeszła do swoich starych drzwi, odstawiła ostrożnie transporter z Walterem na ziemie i przyłożyła kartę do zamka. Nacisnęła na klamkę a Junka wpadła do środka ona sama weszła chwile potem odstawiając przy wejściu klatki z kotami. Otworzyła im drzwiczki, by mogły wyjść, a sama ponownie wyszła z mieszkania, wracając do winy. Zjechała na dół i podeszła z powrotem do samochodu, wyjmując z bagażnika dwie duże walizki, włączyła alarm w aucie i zamknęła je i ciągnąc za sobą torby, wróciła do metalowego pomieszczenia, gdzie wjechała na góry. Wchodząc do mieszkania, westchnęła cicho, odstawiając walizki na bok
    — Witaj z powrotem w domu Julio — szepnęła do siebie.

Saturday, May 13, 2023

III 25 — ROZMOWA W CIENIU KATASTROFY

    Przechodzili w ostatnich tygodniach kryzys i nie powinno być w tym nic zaskakującego, zwłaszcza że każda para ma złe i dobre dni jednak w ich przypadku osobiście odnosił wrażenie, że między nim a Julią coś zaczyna się psuć. Chociaż z całych sił starał się tego wyprzeć, z każdym jednak dniem gdy ich ciche dni się przedłużały, miał wrażenie, że ich związek nie przeszedł tak ogromnych problemów przez ostatnie lata jak w ostatnich tygodniach. Oboje jednak należeli do osób o dość bardzo temperamentem charakterze i jeden potrafił być bardziej uparty od drugiego, co wcale nie pomagało w rozwiązaniu konfliktu.
    Nie rozumiał jednak postępowania Julii. On wręcz się panicznie o nią bał, martwił się, jednak ona zdawała się tym nawet w drobny sposób nie przejmować, wręcz bagatelizowała całą sytuację. Miał wrażenie, jakby nie liczyła się z tym, że może w końcu zginąć. Sam drżał na myśl, że jego ukochana może odejść. Nie mógł na to pozwolić, by Julia skończyła w trumnie! Pragnął ją jedynie bronić. Ochronić przez skrajnym szaleństwem. Odrobiną posmaku adrenaliny, o której wciąż mówiła, jak bardzo wyścigi wywołują u niej istną euforię, wyrzut dopaminy do mózgu, przestał wierzyć już ze wyścigi ją uspokajają gdy sam był świadkiem jak bardzo ryzykowanym sportem jest ściganie się na tych przeklętych motorach. Wcześniej żył w przekonaniu, że pomimo ryzyka w tym sporcie jest jakiś gwarant bezpieczeństwa, uparcie trzymał się tej myśli. Jednak widząc na własne oczy, do czego może doprowadzić ta prędka jazda, wszystko, w co wierzył, nagle runęło w przepaść. Upadło na kraniec, czeluści rujnując jego wszelkie przekonanie, w jakie do tej pory wierzył. Ufał Julii bezgranicznie, jednak z każdym dniem zaczął wobec niej odczuwać coraz mniejsze zaufanie, kiedyś wierzył jej bezgranicznie, teraz powoli zaczął negować wszystko, w co do tej pory uwierzył, w jej przekonania to, co mu mówiła.
    Nie mógł pozwolić jej dla głupiego poczucia tego zastrzyku adrenaliny tak ryzykować ze swoim życiem. Tutaj już nie chodziło o pasje a o sam fakt zagrożenia życia jej cholernej egzystencji, czy ona naprawdę tego nie rozumiała, że pragnął zrobić wszystko dla niej, by nic się jej nie stało, by dożyła dnia ślubu. Czy o tak wiele prosi i wymaga w jej odczuciu, że taką wojnę zaczęła z nim prowadzić? Powinna go zrozumieć, że robi to w poczuciu o bezpieczeństwo jej, a także ich własne. Jak w ogóle sobie to wyobraża, że zostawi go, bo wpadnie w bardziej ryzykowny manewr i nie zdążą jej uratować. Ostatnio tak naprawdę miała więcej szczęścia niż pieprzonego rozumu. Albo ktoś tam na górze nad nią czuwał, by nie musiał przechodzić najgorszego koszmaru, którego tak panicznie się bał.
    Od paru dni prześladowało go w snach, że ją traci, wręcz był zmuszony, patrzeć jak umiera, był biernym obserwatorem, jej śmierci gdzie nie mógł podejść, zbliżyć się, a nawet jej uratować co go wręcz wprowadzała w atak paniki. Nie mógł na to zupełnie pozwolić!
    Chciał ją ratować, lecz ona igrała z życiem.
    Ryzykowała dla głupiej frajdy.
    I to go najbardziej bolało, że go zupełnie nie słuchała, ignorowała cały jego niepokój o nią, wolała dalej bawić się ze śmiercią. Czuł irytacje na samego siebie, bo próbował wszystko zrobić, by ją chronić a ona po prostu go nie słuchała.
    Podniósł, nagle głowę słysząc, z góry odgłos znajomych kroków, odgłos postukujących o drewnianą podłogę obcasów odbijał się w całym mieszkaniu. Słyszał każdy krok gdy jego narzeczona schodziła po schodach, on sam odwrócił się od okna kuchennego, w które spoglądał, by ujrzeć, jak nagle przechodzi tuż obok kuchni, szybkim krokiem podszedł do wyjścia pomieszczenia, widząc ją przy drzwiach. Zlustrował ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu, gorset sukienki wręcz idealnie był dopasowany do jej brzucha oraz piersi idealnie je eksponując, materiał trzymały delikatne ramiączka, nie dostrzegł pod gorsetem żadnego stanika, spojrzał w dół bu ujrzeć, że sukienka lekko się rozchodzi na boki i głównie za sprawą przecięcia z boku wręcz na całej długości uda, wręcz idealnie eksponując jej zgrabne nogi. Założyła na stopy zwykłe pantofelki na dość wysokim obcasie. Dopasowany imprezowy makijaż wręcz perfekcyjnie pasował do jej ułożonych włosów, które zwijały się w lekką falę. Założone brasoletka czy kolczyki idealnie dopasowane były do naszyjnika, który wciąż wisiał na jej szyi, był to podarunek od niego, nie mógł już dłużej wytrzymać, milcząc, odezwał się w końcu:
    — Dokąd się ty właściwie wybierasz? — spytał, dosyć atakując, podchodząc do niej.
    — Nie widać — mruknęła bardzo poirytowana, obrzucając go niemal gniewnym spojrzeniem — Wychodzę do klubu z przyjaciółmi — powiedziała dobitnie, nawet nie zaszczycając go swoim spojrzeniem.
    — Chyba sobie żartujesz!? — wypalił, podchodząc do niej znacznie bliżej, niemal czuł jej oddech na swoich ustach.
    Buty, które ubrały, wręcz sprawiały, że była praktycznie jego wzrostu, widział, jak obrzuca go jedynie przelotnym spojrzeniem, wrzucając do torebki kluczyki. Nie uszło, jednak jego uwadze ze w środku trzymała też prawo jazdy do motoru i kluczyki od ścigacza. Odkąd jej zagroził odebraniem tych dwóch cennych dla niej rzeczy, praktycznie trzymała je przy sobie, bojąc się, że jej odbierze i to mu utrudniało sprawę odebrania przepustki do tak ryzykowanego życia. Musiał zrobić coś, by zabrać jej te dwie przeklęte rzeczy, by nie doprowadziła do żadnej tragedii.
    — Nie… — odezwała się po dłuższej chwili w końcu, zatrzymując swoje urokliwe niebiesko blade spojrzenie na nim, między czasie zamykając klamrę torebki — Jest piątkowy wieczór który mam zamiar spędzić ze znajomymi, a nie użerać się z namolnym narzeczonym, który w ostatnim czasie myśli, że pozjadał wszelkie rozumy.
    — Nigdzie nie pozwalam ci wyjść, masz złamaną rękę i nie będziesz prowadziła tym bardziej, nie będziesz wracać po alkoholu.
    Niemal syknęła z chwilą gdy dość gwałtownie i wręcz brutalnie chwycił ją za przedramię złamanej ręki. Widział jak jej oczu pociemniały, ze złości jednak nie dało się też ukryć, że dostrzegł ogromne rozczarowanie w nich i jakby strach? Nie! To było absurdalne, ona miałaby się go obawiać? Przecież to niedorzeczne. Widział wiele negatywnych uczuć w jej pięknych oczach, jednak po chwili wręcz szarpnięciem wyrwała swoje przedramię z jego dość mocnego uścisku.
    — Powiedz mi Shinoda co ma złamany nadgarstek do imprezy! Czy ty siebie słyszysz, zachowujesz się ostatnio jak buc! — krzyknęła sfrustrowana.
    — Ja bucem!? — spytał oburzony — Ja się o ciebie martwię, a ty wszystko olewasz!
    Zapadło między nimi chwila niepewnej ciszy, która w końcu została przez nią przerwana:
    — Wychodzę…
    Nie był w stanie już jej powstrzymać, mógł jedynie patrzeć, z bezradnością jak wychodzi, czuł się sfrustrowany, że nie mógł w żaden sposób dotrzeć do tej dziewczyny. Co robił złego, że ona tak go nie chciała słuchać? Wciąż zadawał sobie to jedno nurtującego go pytanie. Jednak z chwilą gdy dostrzegł, jak otwiera drzwi, ujrzał po drugiej stronie swoich gości, mógł tylko patrzeć, jak bez słowa jego narzeczona wychodzi, z domu nawet nie witając się z jego rodzicami, widział nad ramieniem ojca jak Julia, podchodzi doczekującego na podjeździe samochodu, po chwili zamknęła za sobą drzwi, a jej znajomi wraz z nią odjechali z piskiem opon.
    — Mike…? Czy wszystko dobrze? — dobiegł go dość znajomy głos matki.
    Mimowolnie spojrzał na nią nieco rozkojarzonym spojrzeniem, mając w pamięci ostatnie minuty dość nieprzyjemnej rozmowy z ukochaną, po czym zwrócił się do rodziców i gestem dłoni zaprosił ich do środka.
    — Tak — powiedział pośpieszenie.
    Nie miał najmniejszej ochoty wchodzić w szczegóły swoich prywatnych spraw. Jego oraz Julii. To, co się dzieje między nimi, to wyłączenie dotyczyło ich. Nikogo nie zamierzali do tego wkręcać. To ich problemy, z którymi muszą sobie poradzić.
    Miał ogromną nadzieję, że Julia w końcu wszystko przemyśli i go posłucha, jednak widząc jej wręcz absurdalne podejście do sprawy, czuł, że są wobec tego coraz marniejszą szansę.
    — Chodźcie. 
    Po części miał nadzieje, że Julia jednak zostanie przy nim po części, tylko dzięki niej zapragnął spotkać się z nimi i po latach porozmawiać i wyjaśnić wiele nieporozumień oraz pragnął dowiedzieć się w końcu dlaczego. Dlaczego w chwili gdy najbardziej on ich potrzebował on oraz Carmen oni odeszli. Wrócili po latach gdy on zdołał sobie życie poukładać, a o siostrze nie słyszał od paru lat. Nie wiedział, gdzie jest, co robi, zupełnie nic. Zaginęła w dniu swoich osiemnastych urodzin i od dwunastu lat nie widział jej na oczy. Owszem brakowało mu jej, jednak oboje byli dorosłymi ludźmi i mieli prawo układać sobie życie, jednak po prostu ten brak kontaktu w pewien sposób był przykry dla niego. Obserwując bliskość między Chesterem a Julią, brakowało mu takiego bliskiego kontaktu z siostrą tej zażyłością, którą widział między rodzeństwem Benningtonów. Oni dowiedzieli się o sobie dopiero po siedemnastu latach i mimo że musieli zbudować całe zaufanie, relacje między sobą od podstaw to teraz gdy na nich patrzył, zwyczajnie czuł, wobec nich zazdrość i wspominał swoje dawne bliskie stosunki z Carmen czy Jasonem, którego musieli pożegnać. Praktycznie został sam, jednak po tylu latach jakoś do tego przywykł. Jednak brały go te chwile nostalgii gdy patrzył, jak Julia dobrze bawi się, z Chesterem mieli tak bardzo swobodną, relację praktycznie nic już ich nie ograniczało, bo ufali sobie bezgranicznie. Wręcz mógł śmiało powiedzieć, że byli gotowi pójść za sobą w ogień. Nie było dnia, by te dwie gaduły ze sobą nie gadali, nie ograniczali, swojego kontaktu, pomimo że już dawno nie mieszkają razem. Sam odnosił wrażenie ze te lata rozłąki sprawiły, że ich relacje były silniejsze i trwalsze niż u rodzeństw, które widzi. I czasami jego samego przerażało, jak oboje są do siebie podobni, to było aż nie wiarygodne, mimo że dzieliła ich dekada to miał wrażenie jakby patrzył w lustro gdy patrzył albo na nią, albo na niego. Tak samo temperamentni wybuchowi, potrafiący mieć nie raz tak głupie pomysły, że to w głowie się nie mieściło, ale potrafili też zachować trzeźwość umysłu czy zimną krew.
    — Napijecie się czegoś? — zwrócił się z dozą uprzejmości do starszej pary.
    — To nie będzie konieczne — odezwał się Roger, spoglądając na niego z uwagą.
    Gdy patrzył na ojca, miał wrażenie, że patrzy sam na siebie. Był bardzo do niego podobny, nie tylko z postury ciała, ale samego wyglądu, lecz dostrzegł w sobie wiele cech charakteru własnego ojca i szczerze nie wiedział, jak to odbierać zwłaszcza po tym co on sam mu zrobić jak odszedł wraz z mamą bez słowa. I tego nadal nie potrafił zrozumieć i miał nadzieje, że ta rozmowa w końcu wyjaśni mu, dlaczego to zrobili.
    — Chyba nie ma sensu obijać w bawełnę, skoro wiemy i tak, po co się spotkaliśmy — zaczął z dozą powagi, siadając naprzeciwko nich — Chce poznać odpowiedź na pytanie, które mnie dręczy od lat: Dlaczego? Dlaczego zostawiliście mnie i Carmen po śmierci Jaya?
    Zapanowała nagle dość nieprzyjemnej ciszy, a pytanie zawisło w powietrzu między nimi i chociaż Diana jak i Roger spodziewali się, że ich syn będzie się dopytywał i próbował wyjaśnić, dlaczego wyjechali tuż po śmierci najmłodszego dziecka, to jednak poczuje się niezwykle niezręcznie. Bo co mieli mu w tej chwili powiedzieć? Jak wyjaśnić swoje dość egoistyczne podejście. Owszem zdawali sobie wspólnie racje, że nie byli wzorem rodziców, wręcz sami się do tego przyznawali, że zawiedli w najbardziej kluczowym momencie życia całej ich rodziny. Tak starta ich najmłodszego syna była dla nich niezwykle druzgocąca. Jednak powinni, zostać mieli, jeszcze dwoje dorastających dzieci, ale co nimi wtedy kierowało, że zdecydowali się na taki krok. Smutek, rozpacz po odejściu dziecka. Wciąż było ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie.
    — I właściwie gdzie wyście byli? Dom w Agoura do tej pory stoi pusty po tym gdy ciotka zabrała mnie i Carmen do siebie. Pytam, gdzie byliście, a co najważniejsze czego ode mnie oczekujecie. Uważacie, że po tak długim czasie wam wybaczę to nagłe odejście bez słowa i porzucenie mnie i waszej starszej córki. Jesteście poważni?
    — Mike… — zaczęła powoli Diana — Wiem, że nie jesteśmy, idealni tak zgadzam się, z tobą wzorem rodziców również nie jesteśmy, ale… nadal nie jestem w stanie ci powiedzieć, co nami wtedy kierowało… — mówiła kobieta i pomimo że ta rozmowa była dla niej trudna i powrót do dawnych wspomnień i utraty dziecka był dla niej, bardzo bolesny musiała, jednak porozmawiać ze swoim synem chciała, chociaż w pewien sposób uspokoić swoje sumienie.
    Wspólnie z mężem od lat zmagali się z ogromnymi wyrzutami sumienia, że tak okropnie potraktowali dwójkę swoich starszych dzieci. Zadręczała się nie raz po nocach, że tak bez słowa odeszli jednak najbardziej dobijające dla niej dni oprócz tych miesięcy po przylocie do Japonii to ważne dni dla ich rodziny czy to święta, czy nawet urodziny ich dzieci jednak ciągle o nich rozmyślała. Nie zapomniała o nich i naprawdę pragnęła wrócić, jednak czemu tego nie zrobiła. No właśnie tego nadal nie wiedziała. Roger został powołany do służby, był jednym z generałów, którzy mieli wraz ze swoimi ludźmi pilnować granicy między Japonią i Rosją, również sam miał misje, którą musiał wypełnić, a ona pojechała z nim, zamiast zostać z dziećmi. Zamieszkali na kontynencie skąd wywodziła się rodzina jej męża i mieszkali tam przez lata, żyjąc w cieniu jednak gdy usłyszeli w mediach, o ich synu zaczęli, z uwagą przyglądać się jego poczynaniom. Sama gromadziła wiele wycinków z gazet czy zdjęć z koncertów, czy wywiadów, w jakich brał udział. To wręcz stało się dla niej obsesją, gdy widziała fotografię jej starszego syna, gdzieś w mediach zbierała wszystko, co mogła, była naprawdę dumna, że pomimo wszystko poradził sobie w życiu, wręcz swoją pasję z młodości do tworzenia muzyki przerodził w pracę. Wspólnie z mężem kupowali każdy krążek jego zespołu i przesłuchiwali całego krążka. Oboje byli naprawdę dumni z niego i nie zamierzali tego ukrywać. Jednak to jakimi byli fatalnymi rodzicami, wręcz było im wstyd, na samą myśl jak bardzo zawiedli.
    — Chce znać odpowiedź dlaczego? — głos Michaela był niezwykle stanowczy, ale niezwykle ostry.
    Zlustrował ich spojrzeniem swoich brązowych oczu, mimowolnie zaciskając mocniej wargi. Nie zamierzał im tego darować i odpuścić. Pragnął poznać całą niezakłamaną prawdę, dlaczego jego rodzice zachowali się jak ostatni egoiści i zwyczajnie zostawili jego i Carmen pomimo lat nadal czuł do nich żal i wręcz się pogłębił gdy tylko wrócili, bo nadal nie potrafił zrozumieć ich motywacji.
    — Mike wiem, że potraktujesz to tłumaczenie jako próbę wybielenia się jednak — odezwał się wojskowy, który przed paroma miesiącami odszedł na zasłużoną emeryturę — Ale dostałem misje parę dni po śmierci twojego brata, musiałem wyjechać do Japonii. Nie sądziłem, że misja mająca trwać parę miesięcy przedłuży się w lata.
    — W takim razie, dlaczego mama wyjechała, nie jest w strukturach wojskowych, czemu…
    — Mike nie wiem dlaczego, sama nie potrafię odpowiedź sobie na to pytanie. Może próbowałam uciec od bólu po śmierci… Jaya… może stchórzyłam, nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale wiem, że zawiodłam cię i Carmen i na to nie mam swojego usprawiedliwienia, ale… chce, byś wiedział, że tego żałuje, każdego dnia wyrzucam sobie, jaką byłam złą matką. Powinnam zostać, być przy was i wesprzeć was, ale… — jej głos, pomimo że starała się, by brzmiał pewnie w pewnych chwilach, się załamywał. — Chce cię przeprosić za to, że cię zostawiłam, nie proszę o wybaczenie, bo wiem, że ciężko będzie ci to zrobić…
    — Jednak chcemy cię prosić o kolejną szansę — wtrącił się były już generał.
    — Słucham!? — spytał nieco zaskoczonym głosem.
    Tego chyba najmniej się spodziewał usłyszeć od swoich rodziców, mimo że minęły lata od tego jak go zostawili nadal czuł do nich ogromny żal. Po paru latach wracają i niespodziewanie wkraczają do jego poukładanego życia i śmią prosić o kolejną szansę? Nie to wydaje się istną komedią! Oni chcą wszystko zacząć od nowa po tym wszystkim?
    — Mike, synu zdajemy sobie z Dianą sprawę, że masz do nas ogromny żal i wcale nie każemy, ci byś nie czuł tego względem nas, jednak nadal nam na tobie i twojej siostrze zależy. Ostatnie miesiące w Japonii przeżyliśmy z myślą, że wrócimy do Stanów i odnajdziemy cię i Carmen. Pragniemy wszystko naprawić. Nie chcemy prosić o zaufanie, ale prosimy, byś dał nam kolejną szansę. Chcemy naprawić to co zepsuliśmy.
    — Jak myślisz, czy ci uwierzę? — zwrócił się dość ostro do ojca — Zrozum mnie odeszliście parę dni po pogrzebie Jaya gdy jeszcze nikt sobie nie do końca zdawał sprawę z tego. Cała ta sytuacja wpłynęła nie tylko na Carmen, ale również i na mnie nie polemizuje z tym ze nie przeżyliście jego śmierci, bo doskonale pamiętam, jak staraliście się zrobić wszystko by mu pomóc i próbowaliście go ratować, jednak właśnie zabrakło was w najważniejszych chwilach nie tylko po odejściu Jasona, ale w późniejszych latach. Jak sobie w ogóle to wyobrażacie, nasze stosunki?
    Zamilkli, lecz nikt nie miał śmiałości się odezwać, każdy z nich rozmyślał o sytuacji, w jakiej się znaleźli i tak trudno jest teraz powiedzieć, jak sytuacja między nimi będzie wyglądać nawet jeśli on by chciał naprawić te relacje. Jest to trudne, bo muszą przepracować wydarzenia z przeszłości i ponownie odbudować względem siebie zaufanie.
    — Mike… synku… proszę, chociaż to przemyśl, nie prosimy, o nic więcej niż możliwość tej byś dał nam drugą szansę — odezwała się starsza kobieta, a po jej policzku popłynęła samotna łza — Dajmy sobie chociaż czas, nie będziemy się tobie narzucać, jednak chcemy wszystko odbudować i co dla nas najważniejsze… być w twoim życiu… Nie chcemy cię już zawodzić kochanie.
    Nie odpowiedział, patrzyli na siebie w milczeniu, lecz każdy z nich był pogrążony we własnych rozmyśleniach. Szczerze naprawdę nie wiedział, co zrobić z jednej strony jego rodzice w dziecinnych i wczesne nastoletnich latach nigdy go nie zawiedli, wiedział, że zawsze mógł na nich liczyć, wszystko zmieniła choroba Jaya jednak lata, w którym praktycznie zerwali ze sobą kontakt, ogromnie nadszarpnęło ich wzajemnie zaufanie, które mógł szczerze, powiedzieć już wobec nich nie miał. Z drugiej jednak strony zaczął rozmyślać czy gdyby rzeczywiście nie dałby im kolejnej szansy, pożałowałaby tego, na myśl przyszła mu sytuacja Julii, w jakich ciężkich warunkach się wychowała praktycznie bez rodziców ojciec, który wyszedł się jej po narodzinach gdy jej matka była z nią w ciąży i nawet potem gdy spotkali się, ponownie zrobił to znowu, jednak sytuacja z Sarą była inna gdyby nie żałowała tego co zrobiła nie przerwałaby milczenia i nie poprosiła starszego syna, by odnalazł młodszą siostrę wręcz na łożu śmierci, prosząc, by to on dał jej szansę, jaki ona jej nie podarowała. Do końca życia żałowała ze nie przeciwstawiła się mężowi żyła z poczuciem winy, że jej ukochana i wymarzona córka wychowywała się bez niej, owszem wiedział ze nie mógł porównywać ich sytuacji jednak za każdym razem gdy rozmawiał ze swoją dziewczyną a obecną narzeczoną na temat jej rodziny wspominała mu, że po części wybaczyła matce jeszcze nie do końca, jednak znając cała sytuacje, wczuła się w dramatyczną sytuacje Sary i po części jej wybaczył, także rozumiał, że zrobiła to, bo zwyczajnie brakowało jej rodziny i chciała mieć poczucie, że chociaż ktoś o nią walczył. Westchnął ciężko, wciąż rozmyślając o sytuacji, między nim a jego rodzicami. Co miał w tej sytuacji zrobić? Czy dać tę kolejną możliwość odpłacenia się im i chociaż spróbowania naprawienia relacji, czy zwyczajnie ich odrzucić? Miał wiele wątpliwości, kompletny mętlik w głowie. Jednak po dość długiej ciszy się odezwał.
    — Może tego pożałuje, może nie, wiem, że żadnemu z nas nie będzie łatwo jednak… dostaniecie tę drugą szansę.
    Widział, jak jego rodzice spojrzeli wręcz, z niedowierzaniem na siebie, dostrzegł łzy, które zaczęły spływać z oczu Diany, pomimo że jej ciałem wstrząsnął płacz to kącik jej ust, uniósł się znacznie do góry. Mógł tylko się domyśleć, jaki ciężar spadł w tej chwili, z ich ramion jak wielkie obawy nimi targały, a chyba jedna z najgorszych, której się tak bali to, że ich wyrzuci i zignoruje. Nie zdążył nawet mrugnąć gdy ujrzał przed sobą swoją zapłakaną mamę. Widział w jej oczach, niemal bezgłośne pytanie jednak szybko zrozumiał, co pragnęła i po chwili zastanowienia sam wstał i pomimo że kobieta było nieco niższa od niego, nie był w stanie nic zrobić, bo niemal natychmiast znalazł się w jej objęciach.
    Dopiero po dość dłuższej chwili mama odsunęła się od niego wciąż zapłakana, jednak dostrzegając jej szczęście, nie mógł jej tego odebrać przez moment, wręcz patrzył na ojca, który stał przed nim oboje, jakby nie wiedzieli, czy zrobić ten krok w przód jednak wkrótce to Roger objął go mimowolnie, odwzajemnił uścisk.
    Miał jednak nadzieje, że nie pożałuje swojej decyzji.
    Po paru minutach jego rodzice jednak postanowili już wracać, na odchodne mimo swoich wewnętrznych obaw poddał im swój aktualny numer telefonu. Mając nadzieje, że tym razem jak zapewniali go, nie zawiodą i odejdą bez słowa.
    Gdy zamknął za nimi drzwi, pozostał sam w domu z wyjątkiem domowych futrzaków, które się wałęsały po domu albo ogrodzie jak w przypadku Jaya, który wykorzystywał chłodniejsze wieczory do biegania wśród kłębów kwiatów. Jednak musiała zabrać wkrótce jego i małą Junkę, która niespodziewanie pojawiła się tuż przy jego nogach, o które zaczęła się ocierać.
    — Już pójdziemy mała — powiedział cicho do niej.
    Był środek nocy, minęło kilka godzin, od jego rozmowy z rodzicami na zegarach wybijała trzecia rano, a on nie spał. Nie mógł zmrużyć oka, chodził wciąż niespokojnie po domu, wciąż zerkając na telefon czy zegarek był sfrustrowany i wściekły na swoją narzeczoną. Wieczorem wyszła na imprezę, pomimo że wyraźnie jej tego zabronił i nie wróciła do tej pory co niemal doprowadzało go do szału a gdyby tego było mało nie odbierała od niego telefonów. Za każdym razem gdy wybierał do niej numer, włączała się ta przeklęta automatyczna sekretarka. Był strzępkiem nerwów i zaczął się o nią bać czy czegoś głupiego nie zrobiła. Ostatnio Julia zachowywała się skrajnie nie odpowiedzialnie nie tylko ryzykowała życie dla głupiej pasji to teraz wychodziła na imprezy gdy wie, że ma złamany nadgarstek. Wciąż zastanawiał się co z tobą dziewczyną, ostatnio się dzieje. Chodząc niespokojnie po salonie, nagle po całym domu rozniósł się dość głośny huk. Niemal pobiegł do korytarza, skąd dochodził hałas i co ujrzał?
    Julie, która wręcz podpierała się ścian i wcale nie potrzebował zbędnych domysłów, by wiedzieć, że ledwo kontaktuje, z rzeczywistością widział to po jej rozbieganych oczach, które powoli się zamykała. Ona sama stała opierała się ramieniem o ścianę, a w swojej zdrowej dłoni trzymała za krańce szpilek obcasy, w których wychodziła.
    — Julio Bennington! — wykrzyknął w głos — Gdzieś ty była całą noc!? — darł się.
    Powinien zachować spokój, ale nie potrafił w tej sytuacji w każdym dniem Julia, coraz bardziej zachowywała się, jak nie dojrzała nastolatka.
    — Wiesz co Shinoda? — widział, jak na jej usta skrada się pijacki uśmieszek — Pieprz się! — dodała, wręcz zataczając się, idąc w jego kierunku.
    — Julio jesteś pijana i…
    — Przynajmniej dobrze się bawiłam, nie patrząc na twoją krzywą gębę Kent — odezwała się, wciąż czkając, niemal rzucając w niego szpilkami.
    Złapał je w ostatniej chwili, patrząc niemal w szoku, na swoją narzeczoną nie wierząc, co w tej chwili usłyszał od niej. Czy ona naprawdę w tej chwili uważa, że rozmawia ze swoim byłym? Patrzył, jak niemal plączącymi się nogami idzie ku schodom wiodącym ku górze, mógł tylko patrzeć, jak pomimo trudno wchodzi na górę i nawet nie zwraca na niego uwagi. 

Saturday, May 6, 2023

III 24 — SKOŃCZYŁO SIĘ JEDYNIE NA STRACHU

    — Miałaś więcej szczęścia niż rozumu!
    To jedno przeklęte zdanie wciąż nawiedzało jej umysł. Odbiło się niczym echem po jej głowie, nie dając jej wytchnienia. Kilka słów wypowiedzianych z ust osoby, po której się tego by najmniej spodziewała, był to ten sam mężczyzna, który siedział tuż przy niej, prowadząc pojazd w zupełnej ciszy. Kątem oka jednak widziała, jak zazgrzyta zębami wręcz, z trudem się powstrzymywał, by nie wybuchnąć. Szczerze zupełnie nie spodziewała się, że on przejedzie tyle mil i pierwsze co od niego usłyszy to ciąg przekleństw i wyrzuty odnośnie jej wypadku. Lecz mogła z całą stanowczością powiedzieć, że nie spadła, z motoru specjalnie wręcz przeciwnie bezczelnie ten wypadek był sprowokowany przez jej rywalkę. Doskonale widziała, jak zajeżdżała jej drogę w ostatniej sekundzie, wręcz zdążyła zareagować, by nie wpaść w nią i nie spowodować żadnej kolizji.
    Michael, zamiast się cieszyć z tego, że praktycznie wyszła bez poważniejszych obrażeń, z tego praktycznie zderzenia to nie on postanowił bawić się w adwokata diabła, wręcz zaczął jej przy chłopakach z ekipy odgrażać się, że nigdy więcej nie pozwoli jej wsiąść na motocykl. Wręcz się w niej gotowało gdy to słyszała. Patrząc na niego, przed oczami stanęły jej wizje, jej dawnego w związku z byłym chłopakiem ten, który zaczął tak samo jak Mike. Zakazał drobnych rzeczy, by potem przejąć nad nią całkowitą władcę. Zrobił wszystko by ją od siebie uzależnić by, z każdą najmniejszą pierdołą przychodziła do niego, pytając o zasrane pozwolenie czy może co często się nie zgadzał, a ona będąc na tyle pokorną, nie stawiała się mu, wręcz jak widziała Shinodę gdy zaczął się odgrażać zabraniem kluczyków do motorów i prawo jazdy widziała w nim swojego byłego i cholera nie mogła na to pozwolić!
    Kochała wyścigi i nie zamierzała z nich zrezygnować!
    Nikt nie zabroni jej jeździć a tym bardziej Mike! Nie pozwoli, sobie by to on decydował co może, a czego nie! I tak potrafi zrozumieć zmartwienia, ale nakazy i zakazy to już była ta granica, w której związku nawet o nie powinien przekraczać, zwłaszcza że sam doświadczył związku z naprawdę toksyczną kobietą, która przez lata zgrywała urokliwą młodą dziewczynę, by potem pokazać, swoją prawdziwą twarz i on doskonale powinien wiedzieć, jak to jest gdy jeden z partnerów zabrania czegoś innemu i czy on naprawdę myśli, że będzie na tyle pokorna, że zgodzi się mu się oddać kluczyki do swojego ukochanego kawasaki. Nie ma takiej mowy!
    Ostatnie godziny, które spędzili wręcz w niezręcznej i bardzo napiętej ciszy były jedynie katalizatorem zbliżającej się nie ubłagalnie awantury.
    Był wściekły!
    To mało powiedziane, był wkurwiony na Julie. Chciał, by zrezygnowała, z wyścigów właśnie dlatego co wydarzyło się dwa dni temu, gdy patrzył wręcz śmiertelnie przerażony i blady ze strachu jak wypada z motocykla i upada na pobliską trawę, robiąc kilka koziołków przez asfaltowaną drogę. Właśnie tego się obawiał najbardziej! Niepokój, który przerodził się w paniczne przerażenie, o jej życie zawładnęło nim, nie mógł być tylko biernym obserwatorem wydarzeń rozgrywających się na stadionie. Wiele razy przed tym gdy pojechała na te przeklęte, zawody by zrezygnowała, z dalszych jazd, odpuściła, jednak nie, była na tyle uparta, że nie chciała go zupełnie słuchać, co doprowadzało go wręcz do irytacji jak nie powiedzieć oburzenia.
    Zależało mu tak bardzo na jej życiu jednak ona pomimo tego co się stało nadal nie dostrzegać powagi konsekwencji. Nie rozumiała chyba tego, że się o nią niepokoi i nie chce jej stracić. I nie obchodziło go zupełnie czy to wypadek był spowodowany z jej winy, czy kogoś innego. Wiele myślał o tym gdy jechał do Oregonu i zdecydował o jednym.
    Julia Bennington nigdy nie wsiądzie na motor!
    Miał jasny cel, którego zamierzał się trzymać. Nie miało dla niego znaczenia, że to zdarzenie było sprowokowane przez przeciwniczkę z wrogiej drużyny. To zupełnie blekło przy tym, że mógł teraz jechać, by zobaczyć martwe ciało swojej narzeczonej. Nie pozwoli by dla poczucia tej adrenaliny, jak Julia wielokrotnie o tym mówiła, ryzykowała własnym życiem dla głupiej pasji. Obiecał sobie jedno gdy dojadą do domu, odbierze jej kluczyki do motoru, który miał być sprowadzony przez chłopaków do miasta. Jak się okazało tak jak jego właścicielka tak i on nie uległ poważnemu wypadkowi. Z tego co się dowiedział, potrzebował jechać jedynie na lekkie klepanie błotnika czy lakiernika, by poprawić farbę na przodzie, ale nie! Nie pozwoli by Julia już wsiadła na to diabelstwo jeśli uważa, że tym razem jej ulegnie to, się bardzo myli. Zależało mu, by jego narzeczona była cała i zdrowa, woli by skupiła się na studiach i na nich niż na tej przeklętej fascynacji szybką jazdą. Za każdym razem gdy myślał o tym, motorze wręcz czuł rosnącą w nim irytacje i wściekłość, nie już na sam pojazd, ale na samego siebie, że zgodził się, by Julia jeździła. Mógł wprost powiedzieć, że się nie zgadza. Nie zrobił tego, a teraz ponosi tego konsekwencje. Nie zamierzał drugi raz powtarzać tego błędu! I nie potrafił zrozumieć jednego on wręcz panicznie się o nią boi, że coś sobie zrobi, lecz ona zdaje się go porównywać do jej byłego chłopaka. Nie był jak Kent, nie zabraniał jej wszystkie, jednak chciał ją uchronić. Ochronić przed ryzykiem szybkiej śmierci, a to jest ogromna różnica. On po prostu chciał ją chronić, a Clarkowi zawsze zależało, by ją zniszczyć.
    Dojechali w końcu pod dom, nadal nie wymieniając ze sobą ani jednego słowa. Gdy zaparkował na podjeździe niemal w tej samej chwili, nacisnęła na klamkę drzwi mimo drobnych trudności, z posługiwaniem się lewą ręką wysiadła, z auta z trzaskiem zamykając drzwi, nawet się nie odwróciła w stronę ukochanego gdy zmierzała do drzwi wejściowych. Postawiła torbę przed drzwiami, odnajdując w nich smycz, do której doczepione były klucze, wyprostowała się wyjmując je ze środka gdy usłyszała za sobą głos narzeczone:
    — Poczekaj otw…
    — Nie trudź się — wysyczała, wsuwając metalowy klucz do zamka.
    Zmarszczyła lekko brwi gdy dostrzegła, że drzwi są otwarte. Nacisnęła na klamkę, z ostrożnością wchodząc do środka, hałas przy dębowym skrzydle niemal natychmiast zwabił dwójkę psich czworonogów, które wybiegły jej na spotkanie gdy weszła do środka, popychając do środka torbę, wręcz czuła na swoim karku oddech ukochanego, jednak nie zwróciła na niego uwagi. Ukucnęła przy dwójce psik przyjaciół, głaszcząc swoją ulubienicę po główce:
     — Tęskniłaś…?
    Niemal w tej samej chwili na drugim krańcu korytarza pojawił się ich przyjaciel, któremu najwyraźniej ulżyło, widząc przyjaciela oraz jego narzeczoną praktycznie całą i zdrową, chociaż nie dało się nie zauważyć, że miała rękę wsuniętą do gipsu.
    — Julio… — powiedział, wzdychając, z ulgą podchodząc do nich znacznie bliżej — Jak się czujesz? — pytał strapiony.
    —Dzięki Brad, nic mi się nie stało — przyznała ze szczerością, nadal czując za swoimi plecami wręcz niespokojny oddech Michaela, który najwyraźniej pragnął zamienić, z nią parę słów jednak obecność przyjaciela krzyżowała mu nieco jego plany, nie była świadoma ze w przeciągu następnej minuty, zostanie wręcz wyproszony — Skończyło się na paru sinikach i złamanym nadgarstku — mówiła, a kącik jej ust lekko drgnął do góry.
    — Brad, mógłbyś nas zostawić? — niespodziewanie ich rozmowę przerwał dość napięty głos Shinody — Dzięki za zajęcie się zwierzakami, ale muszę pomówić z moją narzeczoną na osobności — powiedział dość dobitnie.
    Rzuciła swojemu ukochanemu podejrzliwie spojrzenie, lecz on zdawał się na nią nie patrzeć i nawet nie zwrócił na nią uwagi, gdy żegnał się z przyjacielem, z którym w pośpiechu pożegnała się, bez praktycznie żadnego słowa poszła do kuchni, czuła jak przy jej nogach idzie Jay wraz Junką, którzy wpatrywali się w swoją panią ze zmartwieniem i smutkiem na swoich pyszczkach. Jednak ona wyciągnęła wodę z lodówki i pomimo że nadal miała trudności z drobnymi czynnościami, bo jej przodującą ręka była złamana, to jednak pomimo pierwszych trudności w końcu udało się jej odkręcić zakrętkę i upić dość sporą ilość wody. Z korytarza niemal dobiegł ją dźwięk, zamykanych za Delsonem drzwi i odgłos kroków, które z każdą sekundą zbliżały, a ona po chwili ujrzała swojego narzeczonego na progu kuchni, jednak nie był ani trochę zadowolony, widziała, wręcz jak żyłka na jego skroni zaczyna niebezpiecznie pulsować i nawet nie zdążyła nic zrobić kiedy w końcu wybuchnął.
    — Julio czy ja się nie wyraziłem jasno parę dni temu! Nie pozwolę ci nigdzie jechać — zaczął krzyczeć, czego się wręcz mogła spodziewać.    
    Junka, która praktycznie nie słyszała nigdy, jak pan wydziera się na jej panią, wręcz wystraszona skryła się za nogą swojej ukochanej właścicielki i wręcz ze strachem popatrzyła na Michaela, Jay zaczął niespokojnie ujadać, siedząc twardo przy boku Julii, a ona sama stała, z otwartą butelką wody wpatrując się wręcz z niebezpiecznym błyskiem w oku na swojego ukochanego.
    — Michael! Już coś ci mówiłam na ten temat, nie pozwolę się zniewolić tobie! Nie zabronisz mi jeździć — odpyskowała, sama unosząc głos.
    Nie mogła, już znieś tego dziwnego wrażenia, jakby Mike chciał zdobyć kontrolę nad jej życiem zupełnie jak jej były. Nie obchodziło go, co ona ma do powiedzenia na ten temat, liczyło się to, co ona mu mówiła, jakby postawił mur między nimi i jedynie dopuszczał słowa, które chciał usłyszeć, to tak łudząco przypominało jej związek z Clarkiem. Nie mogła pozwolić, by zabronił jej tej jednej rzeczy i nie tylko, dlatego że to kochała i nie chciała z tego rezygnować, że to część niej, ale samego faktu że jeśli pozwoli sobie, by to on zapanował nad jej życiem, zacznie szaleć jak jej były, a tego nie chciała. Nie mogła drugi raz żyć, w związku gdzie to jej partner decyduje o każdej drobnostce z jej życia. Nie zniesie po raz drugi tego psychicznie. Czuła się wtedy jakby była więzień, była uwięziona w samej sobie, nie mogąc nawet się przeciwstawić.
    — Nie pozwolę ci się zabić!
    — Ile razy mam ci powtarzać Shinoda! — wrzasnęła na cały głos — Ten wypadek był sprowokowany przez moją rywalkę. Zajechała mi drogę, gdy zauważyła, że to ja zwyciężam! Chciała doprowadzić, by to jej drużyna przeszła dalej a mnie wyeliminować mnie i chłopaków. Miałam ułamek sekundy na reakcje albo zderzenie z nią, albo wjechanie w rów, wybrałam drugie, wydawało się bardziej bezpieczne…
    — Prawie tam zginęłaś i dalej to bagatelizujesz — mówił uniesionym mocno głosem — To wyglądało poważnie kiedy sobie zdasz z tego sprawy, że ta twoje pasja doprowadzi się do grobu!
    — Mike! Nie będę się powtarzała, ryzykuje dużo bardziej że to Kent mnie zabije niż tym, że zginę przez wy…
    — Prawie umarłaś — wszedł jej dość brutalnie w słowo.
    Warknęła dość poirytowana, oboje wręcz wbijali w siebie nienawistne pełne wściekłości spojrzenie. Ani jeden, ani tym bardziej drugi nie zamierzał ustąpić, oboje trzymali się mocno przy swoim zdaniu.
    Co za ironia losu, że praktycznie przed dwoma miesiącami się wspólnie zaręczyli, a obecnie mieli chyba jeden, z najbardziej zajadłych konfliktów, który nie kończył się, on wręcz dopiero się rozpoczynał i nie było wręcz żadnych szans by on czy ona ustąpili. Nie spodziewali się tego że kolejne tygodnie wystawią ich związek na ogromną próbę charakteru i pokażą, czy będą w stanie przejść przez to, czy co może, być najgorsze rozstaną się, z powodu konfliktu i braku porozumienia między nimi.
    — Nie! — wykrzyknęła — Ile razy mam ci mówił, nawet lekarze ci to powtarzali. Cały czas byłam przytomna. Mam tylko złamaną nogę i kilka siniaków…
    — Ty to nazywasz mały wypadek! — patrzyła, jak wręcz czerwienieje na twarzy, z obraniającej go wściekłości — Julia cudem uniknęłaś śmierci, a chcesz mi wmówić, że to nic wielkiego! Ludzie giną w takich wypadkach.
    Głośne krzyki bardziej wystraszyły małego maltańczyka, który pobiegł do salonu, co zwróciło uwagę Julii:
    — Widzisz, co zrobiłeś idioto, wystraszyłeś Junkę…
    Odwróciła się gotowa pójść do swojej małej przyjaciółki, by ją uspokoić, jednak niespodziewanie poczuła, jak palce Michaela wbijają się jej w przedramię, wystarczyło, że zrobiła krok, a on niemal natychmiast odwrócił ją do siebie, nadal czerwony ze złości. Naprawdę rzadko widziała go w takim stanie, gdy sięgała pamięcią jeszcze praktycznie nie popadł w taką wściekłość od chwil kiedy go znała. Zazwyczaj spokojny i bardzo opanowany facet, teraz był niczym tykająca bomba, która praktycznie wypaliła, bo nigdy w takim szale wściekłości go nie widziała.
    — Nie skończyłem z tobą! — mruknął mściwie — Posłuchaj mnie Julio, to koniec! Koniec twoich szalonych jazd. Kończysz z wyścigami.
    Z każdym jego wypowiedzianym słowem miała wrażenie, jak cały jej świat powoli upada w gruzy. Słowa Koniec z wyścigami było dla niej druzgocące, bo jednocześnie pokazywało, jego obłudę jak wielokrotnie zapewniał ją, że nie stanie jej na drodze marzeń, wręcz jawnie łamał dane jej słowo podczas zaręczyn i wprost okazywał taki brak empatii co do niej i jej miłości wobec wyścigów i co ją chyba najbardziej zabolało, to że praktycznie nie docierały do niego jej słowa. Nie słuchał jej tłumaczeń, co najbardziej ją zabolało. Bo najbardziej czego bała się w związku to brak zrozumienia jednak drugą rzeczą, której panicznie się bała, był fakt, że to jej partner narzuci jej swoje zdanie, co w tej chwili właśnie zrobił.
    Zapadła wręcz między nimi długa niespokojna cisza, której praktycznie nikt nie miał śmiałości, przerwał, nawet zwierzaki, zdawało się jakby świat w jednej, chwili się zatrzymał w tej jednej sekundzie, która zdawała się trwać wieki, gdy nawet wskazówka zegara zdawała się zamilknąć.
    Wreszcie po chwili otrząsnęła się z szoku, po czym spojrzała na Michaela, zaciskając mocniej zęby i wycedziła wprost mu w twarz.
    — Nie!
    — Chyba się jasno wyraziłem! Kończysz z tym! — powiedział bardzo twardo i bardzo dobitnie jakby pragnąć ją uświadomić, że narzucił jej swój punkt widzenia i nie miała żadnego prawa się przeciwstawić — Gdy wróci ta parszywa maszyna z Oregonu, zabieram ci dowód, a maszynę wystawiam na sprzedaż!
    — Nie ośmielisz się tego zrobić… — z trudem wydusiła ostanie słowa.
    — A owszem, moja narzeczona nie będzie ryzykować życiem dla jakiegoś głupiego hobby i głupiego poczucia smaku adrenaliny. Koniec z motorami!
    Nie mogła w to uwierzyć. Jej narzeczony zabraniał jej jeździć, wręcz ośmielił się powiedzieć jej prosto w twarz, że zamierza sprzedać jej ukochany motor! Nie mogła na to pozwolić. Po głowie zaczęła krążyć jej jedna upierdliwa myśl: Co się z nim stało? On taki nie był! On wręcz wspierał ją w jej pasji, nie stawiał jej, oporu a przeciągu paru dni przeszedł zmianę. Co mu nagle zaczęło przeszkadzać w tym, że jeździ, dobrze wie, że miała wypadek, ale nie z jej winy jednak jego to zupełnie nie obchodziło.
    — W takim razie twoja narzeczona zacznie poważnie zastanawiać się, czy dobrze zrobiła, godząc się za ciebie wyjść — ostatnie słowa wręcz wypowiedziała szeptem, nie były bezpośrednio skierowane do niego, na szczęście jednak on zdawał się ich nie usłyszeć.
    Nie zamierzała już z nim więcej dyskutować. W tej chwili swoim egoistycznym podejściem rujnował całe spojrzenie na ich związek. Bez słowa odeszła od niego i wróciła do salonu w poszukiwaniu Junki, która skryła się wręcz pod fotelem. Ukucnęła przy niej, szepcząc cicho:
    — Nie bój się miśka — szepnęła, uspokajająco wyciągając zdrową dłoń do pyszczka małej psinki — Co ty, że pójdziemy się przejść?
    Niespodziewanie mały maltańczyk wygramolił się spod ciemnego mebla i ochoczo zaczęła merdać ogonem, dostrzegła niemal w tej samej chwili Jaya, który siedział tuż przy niej i popatrzył na nią, z lekko przekrzywioną głową a na jego pyszczku zobaczyła smutek.
    — Ciebie też zabiorę — powiedziała, z lekko wymuszonym uśmiechem, drapiąc husky’ego za uchem, a ten od razu się uśmiechnął szczęśliwy.
    Nie odzywając się nawet słowem do Michaela, wróciła do przedpokoju, wyciągnęła z torby jedynie słuchawki i telefon oraz chwyciła klucze, z pufy, zgarniając smycze z haka, zanim wyszła, wsunęła słuchawki do uszu, puszczając muzykę w telefonie, który wsunęła do kieszeni bluzy, przypięła jedną ręką smycze do obraz obojga psiaków i nacisnęła na klamkę. Wyszła z domu, zatrzaskując drzwi za sobą.
    Musiała odetchnąć i pobyć w samotności. Być jak to możliwe jak najdalej od swojego narzeczonego. Ona naprawdę potrafiła zrozumieć wiele jak i to, że się on o nią niepokoi, jednak to jak wręcz absurdalny sposób zachował się w domu, nie mieściło się jej w głowie. Starała sobie przypomnieć właśnie czy zdarzyła się taka chwila gdy ona jakiekolwiek pasji mu zabroniła, czy kazała mu, z czegoś zrezygnować jak właśnie on to zrobił? Starała się sobie, przywieś w pamięci chociaż jeden moment w ich wcześniejszej znajomości, a potem gdy zostali parą czy zakazała mu robić coś, co kocha, co sprawia mu ogrom satysfakcji, odpręża go, wręcz uspokaja, jednak nie potrafiła nic sobie przypomnieć. Wspierała go we wszystkim niezależnie od pasji czy w ostatnich tygodniach jego problemach na tle rodzinnych. Nigdy mu niczego nie zabroniła prócz jedynie seksu gdy jej podpadł czymś jednak i tak jego szlabany często kończyły się znacznie wcześniej, bo sama często pragnęła się z nim pobawić i brakowało jej wspólnych zabaw. Jednak nie uważała tych kar za coś, co psuło, ich związek wręcz przeciwnie dodawało pewnej pikanterii, bo uwielbiał te momenty gdy Mike próbował ją przekonać, by mu złagodziła karę, nigdy jakoś nie czuł się pokrzywdzony.
    Nie zaprzeczała temu, miała wiele wad, czasami była zbyt impulsywna, a jej dość wybuchowy charakter dawał o sobie znać, jednak czy była na tyle złą osobą, by czegoś zabronić swojemu ukochanemu, zwłaszcza że sama przeżyła bardzo toksyczny związek, a także wiedziała ze jego małżeństwo nie należało do zbyt udanych. Zawsze związek z Mike traktowała jako partnerską relację, zbudowaną na wspólnym zaufaniu i miłości wobec siebie. Najbardziej jej zależało, by oboje wyrażali, co im się nie podobało, by ta druga osoba, wiedziała, nad czym ma popracować, ale nigdy nie tolerowała, by któryś z nich coś zabraniał drugiej osobie. Gdy słyszała, jak mówi jej wprost, wręcz zakazuje jej jeździć, czuła się zupełnie tak jak przy Clarku. Bezradna, pokonana, stłamszona przez swojego partnera.
    Idąc wciąż chodnikiem, wśród innych posiadłości na ulicy a przed nią dreptało dwoje psich przyjaciół, zaczęła się zastanawiać, co jej umknęło, co pominęło, że nagle doświadczyła takiej brutalnej zmiany w zachowaniu Michaela. Jednak jeśli przegapiła tę jedną chwilę, teraz było już za późno.
    Mimowolnie zerknęła na swoją lewą ręką, gdzie dostrzegła w blasku, jarzącego się popołudniowym światłem bladoniebieski diament. Przez jej umysł przetoczyła się myśl, czy dobrze wybrała? Czy dobrze, że zgodziła się na ten ślub? Poczuła nieprzyjemny skurcz w sercu wspominając tamten wyjątkowy wieczór gdy pełni euforii i wręcz ze łzami w oczach powiedziała to słynne tak, ale czy teraz by w ten sposób odpowiedziała, widząc, co się dzieje z Michaelem? Jak ich związek wręcz się rozpada! I to dlaczego? Bo Shinoda zupełnie nie chciał jej słuchać, nie chciały dotrzeć do niego jej tłumaczenia.
    Zatrzymała się w końcu na wolnej ławce w pobliskim parku, odpięła Junkę i Jaya ze smyczy pozwalając im się wybiegać, a sama pogrążyła się w rozmyślaniach, patrząc na zwyczajny sobotni zgiełk. Widziała rodziny z dziećmi, którzy przyszli na plac zabaw, nastolatków jeżdżących na desce na pobliskim torze. Miasto zdawało się tętnić życiem, a ona wewnętrznie umierała, nie wiedząc, co zrobić.
    — Mała, dlaczego nie napisałaś, że wróciłaś! Obiecałaś, że dasz znać gdy będziesz w mieście!
    Drgnęła niespodziewania gdy usłyszała za sobą bardzo znajomy głos, który kojarzył się jej z jedną osobą. Odwróciła się przez ramię, by ujrzeć stojącego za nim Chestera, przed nim wręcz wyrywała się Anika, którą trzymał na smyczy.
    — Młoda…? Dzieje się coś? — spytał niemal natychmiast gdy ujrzał jej dość markotną minę.
    Przeszedł przez ławkę, zupełnie jak ona przed chwilą spuścił suczkę ze smyczy, by mogła się pójść wybiegać, jednak ona podeszła do Julii i usiadła tuż przed nią. Mimowolnie się uśmiechnęła na widok mordki golden retrivera, widziała jak sunie ogonem po trawie, szczęśliwa na jej widok, podrapała swoją ulubienicę za uchem, na co dostrzegła, wyraźnie jak suczka się ożywiła.
    — Julio mów, co się dzieje? — ponownie pytanie padło z ust jej brata i nie była zaskoczona, że był zaniepokojony.
    Praktycznie już każdy w przeciągu jednego dnia dowiedział się, że uległą wypadkowi. Plotki szybko się roznoszą, zwłaszcza jak wszystko było transmitowane. Westchnęła głośno, patrząc na Jaya i Junkę, którzy biegali w pobliżu, wygłupiając się razem, po dosłownie chwili Anika wymknęła się spod jej ręki i sama pobiegła do nich, by dołączyć do wspólnych harców a ona została sama na sam, z bratem z uwagą oboje patrzyli na swoich pupili.
    — Więc możesz powiedzieć, co się stało od początku i czemu wyglądasz, jakbyś się z kimś poważnie pożarła?
    Westchnęła cicho, po czym wyprostowała się i spojrzała na starszego Benningtona, który patrzył na nią zmartwiony i zatroskany. Musiała mu oddać to, że pomimo że wspólnie zostali wystawieni na próbę gdy dowiedzieli się wspólnie o sobie i musieli od początku budować względem siebie, podstawy zaufania nie mogła, jednak zaprzeczyć, że Chester nie był jej ogromnym wsparciem. Tak to prawda mógł porzucić jej sprawę nie potraktować tego z taką powagą jak to zrobił jednak za to co jej podarował gdy po prostu zainteresował się sprawą zaginionej siostry i wręcz podjął się adopcji, będzie mu do końca życia, wdzięczna, że ją ocalił, że podarował jej drugą szansę, dał jej dom i zwyczajnie wreszcie czuła ze komuś na niej zależy, pokochali się jakby znali się praktycznie od zawsze jednak musiały minąć miesiące by oboje wspólnie wytorowali sobie drogę do relacji, które mieli obecnie.
    — Była to perfidna zagrywka mojej rywalki — przyznała ze szczerością i miała nadzieje, że chociaż to Chester ją posłucha i nie przekręci jej słow czy nie będzie słuchać jej tłumaczeń w przeciwieństwa do Michaela — Andrea zrobiła to specjalnie, bo widziała, że wygrywam, że mogę moją grupę doprowadzić do półfinałów. Przejechała mi drogę by mnie pokonać w ułamku sekundy, musiałam zareagować. To naprawdę nie była moja wina! — dodała, obronie już bojąc się, że spotka się z podobną reakcją co u Mike’a.
    Poczuła nagle jego dłoń na ramieniu, mimowolnie popatrzyła na niego, a w jego ciemnych oczach dostrzegła ten znajomy błysk, a ona poczuła jakby pewien ciężar spadł jej z ramion gdy usłyszała jego kolejne słowa:
    — Nie mam powodu ci nie wierzyć siostrzyczko, w ogóle jak się czujesz?
    Na moment zamilkła a kącik jej ust drgnął ku górze, po czym się odezwała:
    — Całkiem dobrze, jak na taki wypadek skończyło się jedynie potłuczeniami i tym — powiedziała lekko, unosząc złamaną dłoń.
    Syknęła cicho, czując przeszywający ból. Zupełnie zapomniała wziąć proszków na ból a miała to zrobić w domu, gdy wrócili już podczas trasy, odczuwała przeszywający skurcz jednak przez kłótnie z Mike zapomniała wziąć leków.
    — Złamany kość w nadgarstku, za cztery tygodnie mam iść do poradni ortopedycznej by zdjęli mi gips. Powiem ci, że jestem uziemiona — dodała nieco kąśliwie, na co oboje wybuchnęli śmiechem.
    — No tak praktycznie nic nie możesz zrobić a Mike…
    Niemal spięła się słysząc imię narzeczonego co niemal natychmiast dostrzegł Bennington i z zainteresowaniem i wręcz czystą ciekawością zerknął na nią:
    — Niech zgadnę się, wkurzył?
    — Mało powiedziane — rzuciła cicho pod nosem.
    Widząc pytające spojrzenie brata, dodała:
    — Wyobraź sobie, że twój wspaniały przyjaciel przyszły szwagier oraz mój narzeczony zakazał mi jeździć!? — powiedziała oburzona — Pozwól, że ci wyjaśnię. Ten kretyn, bo inaczej nie mogę go nazwać praktycznie miał w dupie to, że ten wypadek nie był spowodowany przez ze mnie, miał to kompletnie w dupie i chce mnie uziemić.
    — Chyba sobie na to nie pozwolisz?
    Doskonale wiedział, ile znaczy dla Julii jazda motocyklem, to była część jej życia, część jej samej, gdyby kazano jej zrezygnować, z wyścigów to tak jakby ktoś zabijał pewną cześć jej duszy. Sam miał ogromne zamiłowanie do sportów ekstremalnych i wiedział, co znaczy poczuć ten posmak adrenaliny i nie był zaskoczony, że Julia również to czuje w wyścigach. Tak bardzo się o nią martwił gdy zobaczył ten wypadek, jednak nie zamierzał jej niczego zabraniać i chyba jego przyjaciel był niepoważny, w taki sposób traktując jego siostrę. Nie powinien się zachowywać w tak egoistyczny sposób, jego jednak dalsze rozmyślania przerwał głos siostry:
    — W życiu z tego nie zrezygnuje! — odparła wojowniczo — Prędzej rzucę, jego niż posłucham go i zrezygnuje z wyścigów. Wrócę do tego gdy tylko ręka będzie na tyle sprawna bym mogła jeździć. Chester ja potrafię, zrozumiesz wszystko, ale naprawdę najpierw na jego miejscu posłuchałabym wszystkiego, co mam mu do powiedzenia jednak nie on postanowił na jednym — powiedział mściwie by ponownie spojrzeć na brata, mówiąc dalej — Szczerze?
    Widziała, jak przytakuje lekko głową, w ciszy ją słuchając.
    — Zaczynam żałować, że powiedziałam tak.
    Nie była świadoma jak jej słowa będą brzemienne w skutkach.