Saturday, May 6, 2023

III 24 — SKOŃCZYŁO SIĘ JEDYNIE NA STRACHU

    — Miałaś więcej szczęścia niż rozumu!
    To jedno przeklęte zdanie wciąż nawiedzało jej umysł. Odbiło się niczym echem po jej głowie, nie dając jej wytchnienia. Kilka słów wypowiedzianych z ust osoby, po której się tego by najmniej spodziewała, był to ten sam mężczyzna, który siedział tuż przy niej, prowadząc pojazd w zupełnej ciszy. Kątem oka jednak widziała, jak zazgrzyta zębami wręcz, z trudem się powstrzymywał, by nie wybuchnąć. Szczerze zupełnie nie spodziewała się, że on przejedzie tyle mil i pierwsze co od niego usłyszy to ciąg przekleństw i wyrzuty odnośnie jej wypadku. Lecz mogła z całą stanowczością powiedzieć, że nie spadła, z motoru specjalnie wręcz przeciwnie bezczelnie ten wypadek był sprowokowany przez jej rywalkę. Doskonale widziała, jak zajeżdżała jej drogę w ostatniej sekundzie, wręcz zdążyła zareagować, by nie wpaść w nią i nie spowodować żadnej kolizji.
    Michael, zamiast się cieszyć z tego, że praktycznie wyszła bez poważniejszych obrażeń, z tego praktycznie zderzenia to nie on postanowił bawić się w adwokata diabła, wręcz zaczął jej przy chłopakach z ekipy odgrażać się, że nigdy więcej nie pozwoli jej wsiąść na motocykl. Wręcz się w niej gotowało gdy to słyszała. Patrząc na niego, przed oczami stanęły jej wizje, jej dawnego w związku z byłym chłopakiem ten, który zaczął tak samo jak Mike. Zakazał drobnych rzeczy, by potem przejąć nad nią całkowitą władcę. Zrobił wszystko by ją od siebie uzależnić by, z każdą najmniejszą pierdołą przychodziła do niego, pytając o zasrane pozwolenie czy może co często się nie zgadzał, a ona będąc na tyle pokorną, nie stawiała się mu, wręcz jak widziała Shinodę gdy zaczął się odgrażać zabraniem kluczyków do motorów i prawo jazdy widziała w nim swojego byłego i cholera nie mogła na to pozwolić!
    Kochała wyścigi i nie zamierzała z nich zrezygnować!
    Nikt nie zabroni jej jeździć a tym bardziej Mike! Nie pozwoli, sobie by to on decydował co może, a czego nie! I tak potrafi zrozumieć zmartwienia, ale nakazy i zakazy to już była ta granica, w której związku nawet o nie powinien przekraczać, zwłaszcza że sam doświadczył związku z naprawdę toksyczną kobietą, która przez lata zgrywała urokliwą młodą dziewczynę, by potem pokazać, swoją prawdziwą twarz i on doskonale powinien wiedzieć, jak to jest gdy jeden z partnerów zabrania czegoś innemu i czy on naprawdę myśli, że będzie na tyle pokorna, że zgodzi się mu się oddać kluczyki do swojego ukochanego kawasaki. Nie ma takiej mowy!
    Ostatnie godziny, które spędzili wręcz w niezręcznej i bardzo napiętej ciszy były jedynie katalizatorem zbliżającej się nie ubłagalnie awantury.
    Był wściekły!
    To mało powiedziane, był wkurwiony na Julie. Chciał, by zrezygnowała, z wyścigów właśnie dlatego co wydarzyło się dwa dni temu, gdy patrzył wręcz śmiertelnie przerażony i blady ze strachu jak wypada z motocykla i upada na pobliską trawę, robiąc kilka koziołków przez asfaltowaną drogę. Właśnie tego się obawiał najbardziej! Niepokój, który przerodził się w paniczne przerażenie, o jej życie zawładnęło nim, nie mógł być tylko biernym obserwatorem wydarzeń rozgrywających się na stadionie. Wiele razy przed tym gdy pojechała na te przeklęte, zawody by zrezygnowała, z dalszych jazd, odpuściła, jednak nie, była na tyle uparta, że nie chciała go zupełnie słuchać, co doprowadzało go wręcz do irytacji jak nie powiedzieć oburzenia.
    Zależało mu tak bardzo na jej życiu jednak ona pomimo tego co się stało nadal nie dostrzegać powagi konsekwencji. Nie rozumiała chyba tego, że się o nią niepokoi i nie chce jej stracić. I nie obchodziło go zupełnie czy to wypadek był spowodowany z jej winy, czy kogoś innego. Wiele myślał o tym gdy jechał do Oregonu i zdecydował o jednym.
    Julia Bennington nigdy nie wsiądzie na motor!
    Miał jasny cel, którego zamierzał się trzymać. Nie miało dla niego znaczenia, że to zdarzenie było sprowokowane przez przeciwniczkę z wrogiej drużyny. To zupełnie blekło przy tym, że mógł teraz jechać, by zobaczyć martwe ciało swojej narzeczonej. Nie pozwoli by dla poczucia tej adrenaliny, jak Julia wielokrotnie o tym mówiła, ryzykowała własnym życiem dla głupiej pasji. Obiecał sobie jedno gdy dojadą do domu, odbierze jej kluczyki do motoru, który miał być sprowadzony przez chłopaków do miasta. Jak się okazało tak jak jego właścicielka tak i on nie uległ poważnemu wypadkowi. Z tego co się dowiedział, potrzebował jechać jedynie na lekkie klepanie błotnika czy lakiernika, by poprawić farbę na przodzie, ale nie! Nie pozwoli by Julia już wsiadła na to diabelstwo jeśli uważa, że tym razem jej ulegnie to, się bardzo myli. Zależało mu, by jego narzeczona była cała i zdrowa, woli by skupiła się na studiach i na nich niż na tej przeklętej fascynacji szybką jazdą. Za każdym razem gdy myślał o tym, motorze wręcz czuł rosnącą w nim irytacje i wściekłość, nie już na sam pojazd, ale na samego siebie, że zgodził się, by Julia jeździła. Mógł wprost powiedzieć, że się nie zgadza. Nie zrobił tego, a teraz ponosi tego konsekwencje. Nie zamierzał drugi raz powtarzać tego błędu! I nie potrafił zrozumieć jednego on wręcz panicznie się o nią boi, że coś sobie zrobi, lecz ona zdaje się go porównywać do jej byłego chłopaka. Nie był jak Kent, nie zabraniał jej wszystkie, jednak chciał ją uchronić. Ochronić przed ryzykiem szybkiej śmierci, a to jest ogromna różnica. On po prostu chciał ją chronić, a Clarkowi zawsze zależało, by ją zniszczyć.
    Dojechali w końcu pod dom, nadal nie wymieniając ze sobą ani jednego słowa. Gdy zaparkował na podjeździe niemal w tej samej chwili, nacisnęła na klamkę drzwi mimo drobnych trudności, z posługiwaniem się lewą ręką wysiadła, z auta z trzaskiem zamykając drzwi, nawet się nie odwróciła w stronę ukochanego gdy zmierzała do drzwi wejściowych. Postawiła torbę przed drzwiami, odnajdując w nich smycz, do której doczepione były klucze, wyprostowała się wyjmując je ze środka gdy usłyszała za sobą głos narzeczone:
    — Poczekaj otw…
    — Nie trudź się — wysyczała, wsuwając metalowy klucz do zamka.
    Zmarszczyła lekko brwi gdy dostrzegła, że drzwi są otwarte. Nacisnęła na klamkę, z ostrożnością wchodząc do środka, hałas przy dębowym skrzydle niemal natychmiast zwabił dwójkę psich czworonogów, które wybiegły jej na spotkanie gdy weszła do środka, popychając do środka torbę, wręcz czuła na swoim karku oddech ukochanego, jednak nie zwróciła na niego uwagi. Ukucnęła przy dwójce psik przyjaciół, głaszcząc swoją ulubienicę po główce:
     — Tęskniłaś…?
    Niemal w tej samej chwili na drugim krańcu korytarza pojawił się ich przyjaciel, któremu najwyraźniej ulżyło, widząc przyjaciela oraz jego narzeczoną praktycznie całą i zdrową, chociaż nie dało się nie zauważyć, że miała rękę wsuniętą do gipsu.
    — Julio… — powiedział, wzdychając, z ulgą podchodząc do nich znacznie bliżej — Jak się czujesz? — pytał strapiony.
    —Dzięki Brad, nic mi się nie stało — przyznała ze szczerością, nadal czując za swoimi plecami wręcz niespokojny oddech Michaela, który najwyraźniej pragnął zamienić, z nią parę słów jednak obecność przyjaciela krzyżowała mu nieco jego plany, nie była świadoma ze w przeciągu następnej minuty, zostanie wręcz wyproszony — Skończyło się na paru sinikach i złamanym nadgarstku — mówiła, a kącik jej ust lekko drgnął do góry.
    — Brad, mógłbyś nas zostawić? — niespodziewanie ich rozmowę przerwał dość napięty głos Shinody — Dzięki za zajęcie się zwierzakami, ale muszę pomówić z moją narzeczoną na osobności — powiedział dość dobitnie.
    Rzuciła swojemu ukochanemu podejrzliwie spojrzenie, lecz on zdawał się na nią nie patrzeć i nawet nie zwrócił na nią uwagi, gdy żegnał się z przyjacielem, z którym w pośpiechu pożegnała się, bez praktycznie żadnego słowa poszła do kuchni, czuła jak przy jej nogach idzie Jay wraz Junką, którzy wpatrywali się w swoją panią ze zmartwieniem i smutkiem na swoich pyszczkach. Jednak ona wyciągnęła wodę z lodówki i pomimo że nadal miała trudności z drobnymi czynnościami, bo jej przodującą ręka była złamana, to jednak pomimo pierwszych trudności w końcu udało się jej odkręcić zakrętkę i upić dość sporą ilość wody. Z korytarza niemal dobiegł ją dźwięk, zamykanych za Delsonem drzwi i odgłos kroków, które z każdą sekundą zbliżały, a ona po chwili ujrzała swojego narzeczonego na progu kuchni, jednak nie był ani trochę zadowolony, widziała, wręcz jak żyłka na jego skroni zaczyna niebezpiecznie pulsować i nawet nie zdążyła nic zrobić kiedy w końcu wybuchnął.
    — Julio czy ja się nie wyraziłem jasno parę dni temu! Nie pozwolę ci nigdzie jechać — zaczął krzyczeć, czego się wręcz mogła spodziewać.    
    Junka, która praktycznie nie słyszała nigdy, jak pan wydziera się na jej panią, wręcz wystraszona skryła się za nogą swojej ukochanej właścicielki i wręcz ze strachem popatrzyła na Michaela, Jay zaczął niespokojnie ujadać, siedząc twardo przy boku Julii, a ona sama stała, z otwartą butelką wody wpatrując się wręcz z niebezpiecznym błyskiem w oku na swojego ukochanego.
    — Michael! Już coś ci mówiłam na ten temat, nie pozwolę się zniewolić tobie! Nie zabronisz mi jeździć — odpyskowała, sama unosząc głos.
    Nie mogła, już znieś tego dziwnego wrażenia, jakby Mike chciał zdobyć kontrolę nad jej życiem zupełnie jak jej były. Nie obchodziło go, co ona ma do powiedzenia na ten temat, liczyło się to, co ona mu mówiła, jakby postawił mur między nimi i jedynie dopuszczał słowa, które chciał usłyszeć, to tak łudząco przypominało jej związek z Clarkiem. Nie mogła pozwolić, by zabronił jej tej jednej rzeczy i nie tylko, dlatego że to kochała i nie chciała z tego rezygnować, że to część niej, ale samego faktu że jeśli pozwoli sobie, by to on zapanował nad jej życiem, zacznie szaleć jak jej były, a tego nie chciała. Nie mogła drugi raz żyć, w związku gdzie to jej partner decyduje o każdej drobnostce z jej życia. Nie zniesie po raz drugi tego psychicznie. Czuła się wtedy jakby była więzień, była uwięziona w samej sobie, nie mogąc nawet się przeciwstawić.
    — Nie pozwolę ci się zabić!
    — Ile razy mam ci powtarzać Shinoda! — wrzasnęła na cały głos — Ten wypadek był sprowokowany przez moją rywalkę. Zajechała mi drogę, gdy zauważyła, że to ja zwyciężam! Chciała doprowadzić, by to jej drużyna przeszła dalej a mnie wyeliminować mnie i chłopaków. Miałam ułamek sekundy na reakcje albo zderzenie z nią, albo wjechanie w rów, wybrałam drugie, wydawało się bardziej bezpieczne…
    — Prawie tam zginęłaś i dalej to bagatelizujesz — mówił uniesionym mocno głosem — To wyglądało poważnie kiedy sobie zdasz z tego sprawy, że ta twoje pasja doprowadzi się do grobu!
    — Mike! Nie będę się powtarzała, ryzykuje dużo bardziej że to Kent mnie zabije niż tym, że zginę przez wy…
    — Prawie umarłaś — wszedł jej dość brutalnie w słowo.
    Warknęła dość poirytowana, oboje wręcz wbijali w siebie nienawistne pełne wściekłości spojrzenie. Ani jeden, ani tym bardziej drugi nie zamierzał ustąpić, oboje trzymali się mocno przy swoim zdaniu.
    Co za ironia losu, że praktycznie przed dwoma miesiącami się wspólnie zaręczyli, a obecnie mieli chyba jeden, z najbardziej zajadłych konfliktów, który nie kończył się, on wręcz dopiero się rozpoczynał i nie było wręcz żadnych szans by on czy ona ustąpili. Nie spodziewali się tego że kolejne tygodnie wystawią ich związek na ogromną próbę charakteru i pokażą, czy będą w stanie przejść przez to, czy co może, być najgorsze rozstaną się, z powodu konfliktu i braku porozumienia między nimi.
    — Nie! — wykrzyknęła — Ile razy mam ci mówił, nawet lekarze ci to powtarzali. Cały czas byłam przytomna. Mam tylko złamaną nogę i kilka siniaków…
    — Ty to nazywasz mały wypadek! — patrzyła, jak wręcz czerwienieje na twarzy, z obraniającej go wściekłości — Julia cudem uniknęłaś śmierci, a chcesz mi wmówić, że to nic wielkiego! Ludzie giną w takich wypadkach.
    Głośne krzyki bardziej wystraszyły małego maltańczyka, który pobiegł do salonu, co zwróciło uwagę Julii:
    — Widzisz, co zrobiłeś idioto, wystraszyłeś Junkę…
    Odwróciła się gotowa pójść do swojej małej przyjaciółki, by ją uspokoić, jednak niespodziewanie poczuła, jak palce Michaela wbijają się jej w przedramię, wystarczyło, że zrobiła krok, a on niemal natychmiast odwrócił ją do siebie, nadal czerwony ze złości. Naprawdę rzadko widziała go w takim stanie, gdy sięgała pamięcią jeszcze praktycznie nie popadł w taką wściekłość od chwil kiedy go znała. Zazwyczaj spokojny i bardzo opanowany facet, teraz był niczym tykająca bomba, która praktycznie wypaliła, bo nigdy w takim szale wściekłości go nie widziała.
    — Nie skończyłem z tobą! — mruknął mściwie — Posłuchaj mnie Julio, to koniec! Koniec twoich szalonych jazd. Kończysz z wyścigami.
    Z każdym jego wypowiedzianym słowem miała wrażenie, jak cały jej świat powoli upada w gruzy. Słowa Koniec z wyścigami było dla niej druzgocące, bo jednocześnie pokazywało, jego obłudę jak wielokrotnie zapewniał ją, że nie stanie jej na drodze marzeń, wręcz jawnie łamał dane jej słowo podczas zaręczyn i wprost okazywał taki brak empatii co do niej i jej miłości wobec wyścigów i co ją chyba najbardziej zabolało, to że praktycznie nie docierały do niego jej słowa. Nie słuchał jej tłumaczeń, co najbardziej ją zabolało. Bo najbardziej czego bała się w związku to brak zrozumienia jednak drugą rzeczą, której panicznie się bała, był fakt, że to jej partner narzuci jej swoje zdanie, co w tej chwili właśnie zrobił.
    Zapadła wręcz między nimi długa niespokojna cisza, której praktycznie nikt nie miał śmiałości, przerwał, nawet zwierzaki, zdawało się jakby świat w jednej, chwili się zatrzymał w tej jednej sekundzie, która zdawała się trwać wieki, gdy nawet wskazówka zegara zdawała się zamilknąć.
    Wreszcie po chwili otrząsnęła się z szoku, po czym spojrzała na Michaela, zaciskając mocniej zęby i wycedziła wprost mu w twarz.
    — Nie!
    — Chyba się jasno wyraziłem! Kończysz z tym! — powiedział bardzo twardo i bardzo dobitnie jakby pragnąć ją uświadomić, że narzucił jej swój punkt widzenia i nie miała żadnego prawa się przeciwstawić — Gdy wróci ta parszywa maszyna z Oregonu, zabieram ci dowód, a maszynę wystawiam na sprzedaż!
    — Nie ośmielisz się tego zrobić… — z trudem wydusiła ostanie słowa.
    — A owszem, moja narzeczona nie będzie ryzykować życiem dla jakiegoś głupiego hobby i głupiego poczucia smaku adrenaliny. Koniec z motorami!
    Nie mogła w to uwierzyć. Jej narzeczony zabraniał jej jeździć, wręcz ośmielił się powiedzieć jej prosto w twarz, że zamierza sprzedać jej ukochany motor! Nie mogła na to pozwolić. Po głowie zaczęła krążyć jej jedna upierdliwa myśl: Co się z nim stało? On taki nie był! On wręcz wspierał ją w jej pasji, nie stawiał jej, oporu a przeciągu paru dni przeszedł zmianę. Co mu nagle zaczęło przeszkadzać w tym, że jeździ, dobrze wie, że miała wypadek, ale nie z jej winy jednak jego to zupełnie nie obchodziło.
    — W takim razie twoja narzeczona zacznie poważnie zastanawiać się, czy dobrze zrobiła, godząc się za ciebie wyjść — ostatnie słowa wręcz wypowiedziała szeptem, nie były bezpośrednio skierowane do niego, na szczęście jednak on zdawał się ich nie usłyszeć.
    Nie zamierzała już z nim więcej dyskutować. W tej chwili swoim egoistycznym podejściem rujnował całe spojrzenie na ich związek. Bez słowa odeszła od niego i wróciła do salonu w poszukiwaniu Junki, która skryła się wręcz pod fotelem. Ukucnęła przy niej, szepcząc cicho:
    — Nie bój się miśka — szepnęła, uspokajająco wyciągając zdrową dłoń do pyszczka małej psinki — Co ty, że pójdziemy się przejść?
    Niespodziewanie mały maltańczyk wygramolił się spod ciemnego mebla i ochoczo zaczęła merdać ogonem, dostrzegła niemal w tej samej chwili Jaya, który siedział tuż przy niej i popatrzył na nią, z lekko przekrzywioną głową a na jego pyszczku zobaczyła smutek.
    — Ciebie też zabiorę — powiedziała, z lekko wymuszonym uśmiechem, drapiąc husky’ego za uchem, a ten od razu się uśmiechnął szczęśliwy.
    Nie odzywając się nawet słowem do Michaela, wróciła do przedpokoju, wyciągnęła z torby jedynie słuchawki i telefon oraz chwyciła klucze, z pufy, zgarniając smycze z haka, zanim wyszła, wsunęła słuchawki do uszu, puszczając muzykę w telefonie, który wsunęła do kieszeni bluzy, przypięła jedną ręką smycze do obraz obojga psiaków i nacisnęła na klamkę. Wyszła z domu, zatrzaskując drzwi za sobą.
    Musiała odetchnąć i pobyć w samotności. Być jak to możliwe jak najdalej od swojego narzeczonego. Ona naprawdę potrafiła zrozumieć wiele jak i to, że się on o nią niepokoi, jednak to jak wręcz absurdalny sposób zachował się w domu, nie mieściło się jej w głowie. Starała sobie przypomnieć właśnie czy zdarzyła się taka chwila gdy ona jakiekolwiek pasji mu zabroniła, czy kazała mu, z czegoś zrezygnować jak właśnie on to zrobił? Starała się sobie, przywieś w pamięci chociaż jeden moment w ich wcześniejszej znajomości, a potem gdy zostali parą czy zakazała mu robić coś, co kocha, co sprawia mu ogrom satysfakcji, odpręża go, wręcz uspokaja, jednak nie potrafiła nic sobie przypomnieć. Wspierała go we wszystkim niezależnie od pasji czy w ostatnich tygodniach jego problemach na tle rodzinnych. Nigdy mu niczego nie zabroniła prócz jedynie seksu gdy jej podpadł czymś jednak i tak jego szlabany często kończyły się znacznie wcześniej, bo sama często pragnęła się z nim pobawić i brakowało jej wspólnych zabaw. Jednak nie uważała tych kar za coś, co psuło, ich związek wręcz przeciwnie dodawało pewnej pikanterii, bo uwielbiał te momenty gdy Mike próbował ją przekonać, by mu złagodziła karę, nigdy jakoś nie czuł się pokrzywdzony.
    Nie zaprzeczała temu, miała wiele wad, czasami była zbyt impulsywna, a jej dość wybuchowy charakter dawał o sobie znać, jednak czy była na tyle złą osobą, by czegoś zabronić swojemu ukochanemu, zwłaszcza że sama przeżyła bardzo toksyczny związek, a także wiedziała ze jego małżeństwo nie należało do zbyt udanych. Zawsze związek z Mike traktowała jako partnerską relację, zbudowaną na wspólnym zaufaniu i miłości wobec siebie. Najbardziej jej zależało, by oboje wyrażali, co im się nie podobało, by ta druga osoba, wiedziała, nad czym ma popracować, ale nigdy nie tolerowała, by któryś z nich coś zabraniał drugiej osobie. Gdy słyszała, jak mówi jej wprost, wręcz zakazuje jej jeździć, czuła się zupełnie tak jak przy Clarku. Bezradna, pokonana, stłamszona przez swojego partnera.
    Idąc wciąż chodnikiem, wśród innych posiadłości na ulicy a przed nią dreptało dwoje psich przyjaciół, zaczęła się zastanawiać, co jej umknęło, co pominęło, że nagle doświadczyła takiej brutalnej zmiany w zachowaniu Michaela. Jednak jeśli przegapiła tę jedną chwilę, teraz było już za późno.
    Mimowolnie zerknęła na swoją lewą ręką, gdzie dostrzegła w blasku, jarzącego się popołudniowym światłem bladoniebieski diament. Przez jej umysł przetoczyła się myśl, czy dobrze wybrała? Czy dobrze, że zgodziła się na ten ślub? Poczuła nieprzyjemny skurcz w sercu wspominając tamten wyjątkowy wieczór gdy pełni euforii i wręcz ze łzami w oczach powiedziała to słynne tak, ale czy teraz by w ten sposób odpowiedziała, widząc, co się dzieje z Michaelem? Jak ich związek wręcz się rozpada! I to dlaczego? Bo Shinoda zupełnie nie chciał jej słuchać, nie chciały dotrzeć do niego jej tłumaczenia.
    Zatrzymała się w końcu na wolnej ławce w pobliskim parku, odpięła Junkę i Jaya ze smyczy pozwalając im się wybiegać, a sama pogrążyła się w rozmyślaniach, patrząc na zwyczajny sobotni zgiełk. Widziała rodziny z dziećmi, którzy przyszli na plac zabaw, nastolatków jeżdżących na desce na pobliskim torze. Miasto zdawało się tętnić życiem, a ona wewnętrznie umierała, nie wiedząc, co zrobić.
    — Mała, dlaczego nie napisałaś, że wróciłaś! Obiecałaś, że dasz znać gdy będziesz w mieście!
    Drgnęła niespodziewania gdy usłyszała za sobą bardzo znajomy głos, który kojarzył się jej z jedną osobą. Odwróciła się przez ramię, by ujrzeć stojącego za nim Chestera, przed nim wręcz wyrywała się Anika, którą trzymał na smyczy.
    — Młoda…? Dzieje się coś? — spytał niemal natychmiast gdy ujrzał jej dość markotną minę.
    Przeszedł przez ławkę, zupełnie jak ona przed chwilą spuścił suczkę ze smyczy, by mogła się pójść wybiegać, jednak ona podeszła do Julii i usiadła tuż przed nią. Mimowolnie się uśmiechnęła na widok mordki golden retrivera, widziała jak sunie ogonem po trawie, szczęśliwa na jej widok, podrapała swoją ulubienicę za uchem, na co dostrzegła, wyraźnie jak suczka się ożywiła.
    — Julio mów, co się dzieje? — ponownie pytanie padło z ust jej brata i nie była zaskoczona, że był zaniepokojony.
    Praktycznie już każdy w przeciągu jednego dnia dowiedział się, że uległą wypadkowi. Plotki szybko się roznoszą, zwłaszcza jak wszystko było transmitowane. Westchnęła głośno, patrząc na Jaya i Junkę, którzy biegali w pobliżu, wygłupiając się razem, po dosłownie chwili Anika wymknęła się spod jej ręki i sama pobiegła do nich, by dołączyć do wspólnych harców a ona została sama na sam, z bratem z uwagą oboje patrzyli na swoich pupili.
    — Więc możesz powiedzieć, co się stało od początku i czemu wyglądasz, jakbyś się z kimś poważnie pożarła?
    Westchnęła cicho, po czym wyprostowała się i spojrzała na starszego Benningtona, który patrzył na nią zmartwiony i zatroskany. Musiała mu oddać to, że pomimo że wspólnie zostali wystawieni na próbę gdy dowiedzieli się wspólnie o sobie i musieli od początku budować względem siebie, podstawy zaufania nie mogła, jednak zaprzeczyć, że Chester nie był jej ogromnym wsparciem. Tak to prawda mógł porzucić jej sprawę nie potraktować tego z taką powagą jak to zrobił jednak za to co jej podarował gdy po prostu zainteresował się sprawą zaginionej siostry i wręcz podjął się adopcji, będzie mu do końca życia, wdzięczna, że ją ocalił, że podarował jej drugą szansę, dał jej dom i zwyczajnie wreszcie czuła ze komuś na niej zależy, pokochali się jakby znali się praktycznie od zawsze jednak musiały minąć miesiące by oboje wspólnie wytorowali sobie drogę do relacji, które mieli obecnie.
    — Była to perfidna zagrywka mojej rywalki — przyznała ze szczerością i miała nadzieje, że chociaż to Chester ją posłucha i nie przekręci jej słow czy nie będzie słuchać jej tłumaczeń w przeciwieństwa do Michaela — Andrea zrobiła to specjalnie, bo widziała, że wygrywam, że mogę moją grupę doprowadzić do półfinałów. Przejechała mi drogę by mnie pokonać w ułamku sekundy, musiałam zareagować. To naprawdę nie była moja wina! — dodała, obronie już bojąc się, że spotka się z podobną reakcją co u Mike’a.
    Poczuła nagle jego dłoń na ramieniu, mimowolnie popatrzyła na niego, a w jego ciemnych oczach dostrzegła ten znajomy błysk, a ona poczuła jakby pewien ciężar spadł jej z ramion gdy usłyszała jego kolejne słowa:
    — Nie mam powodu ci nie wierzyć siostrzyczko, w ogóle jak się czujesz?
    Na moment zamilkła a kącik jej ust drgnął ku górze, po czym się odezwała:
    — Całkiem dobrze, jak na taki wypadek skończyło się jedynie potłuczeniami i tym — powiedziała lekko, unosząc złamaną dłoń.
    Syknęła cicho, czując przeszywający ból. Zupełnie zapomniała wziąć proszków na ból a miała to zrobić w domu, gdy wrócili już podczas trasy, odczuwała przeszywający skurcz jednak przez kłótnie z Mike zapomniała wziąć leków.
    — Złamany kość w nadgarstku, za cztery tygodnie mam iść do poradni ortopedycznej by zdjęli mi gips. Powiem ci, że jestem uziemiona — dodała nieco kąśliwie, na co oboje wybuchnęli śmiechem.
    — No tak praktycznie nic nie możesz zrobić a Mike…
    Niemal spięła się słysząc imię narzeczonego co niemal natychmiast dostrzegł Bennington i z zainteresowaniem i wręcz czystą ciekawością zerknął na nią:
    — Niech zgadnę się, wkurzył?
    — Mało powiedziane — rzuciła cicho pod nosem.
    Widząc pytające spojrzenie brata, dodała:
    — Wyobraź sobie, że twój wspaniały przyjaciel przyszły szwagier oraz mój narzeczony zakazał mi jeździć!? — powiedziała oburzona — Pozwól, że ci wyjaśnię. Ten kretyn, bo inaczej nie mogę go nazwać praktycznie miał w dupie to, że ten wypadek nie był spowodowany przez ze mnie, miał to kompletnie w dupie i chce mnie uziemić.
    — Chyba sobie na to nie pozwolisz?
    Doskonale wiedział, ile znaczy dla Julii jazda motocyklem, to była część jej życia, część jej samej, gdyby kazano jej zrezygnować, z wyścigów to tak jakby ktoś zabijał pewną cześć jej duszy. Sam miał ogromne zamiłowanie do sportów ekstremalnych i wiedział, co znaczy poczuć ten posmak adrenaliny i nie był zaskoczony, że Julia również to czuje w wyścigach. Tak bardzo się o nią martwił gdy zobaczył ten wypadek, jednak nie zamierzał jej niczego zabraniać i chyba jego przyjaciel był niepoważny, w taki sposób traktując jego siostrę. Nie powinien się zachowywać w tak egoistyczny sposób, jego jednak dalsze rozmyślania przerwał głos siostry:
    — W życiu z tego nie zrezygnuje! — odparła wojowniczo — Prędzej rzucę, jego niż posłucham go i zrezygnuje z wyścigów. Wrócę do tego gdy tylko ręka będzie na tyle sprawna bym mogła jeździć. Chester ja potrafię, zrozumiesz wszystko, ale naprawdę najpierw na jego miejscu posłuchałabym wszystkiego, co mam mu do powiedzenia jednak nie on postanowił na jednym — powiedział mściwie by ponownie spojrzeć na brata, mówiąc dalej — Szczerze?
    Widziała, jak przytakuje lekko głową, w ciszy ją słuchając.
    — Zaczynam żałować, że powiedziałam tak.
    Nie była świadoma jak jej słowa będą brzemienne w skutkach.

No comments:

Post a Comment