Saturday, May 13, 2023

III 25 — ROZMOWA W CIENIU KATASTROFY

    Przechodzili w ostatnich tygodniach kryzys i nie powinno być w tym nic zaskakującego, zwłaszcza że każda para ma złe i dobre dni jednak w ich przypadku osobiście odnosił wrażenie, że między nim a Julią coś zaczyna się psuć. Chociaż z całych sił starał się tego wyprzeć, z każdym jednak dniem gdy ich ciche dni się przedłużały, miał wrażenie, że ich związek nie przeszedł tak ogromnych problemów przez ostatnie lata jak w ostatnich tygodniach. Oboje jednak należeli do osób o dość bardzo temperamentem charakterze i jeden potrafił być bardziej uparty od drugiego, co wcale nie pomagało w rozwiązaniu konfliktu.
    Nie rozumiał jednak postępowania Julii. On wręcz się panicznie o nią bał, martwił się, jednak ona zdawała się tym nawet w drobny sposób nie przejmować, wręcz bagatelizowała całą sytuację. Miał wrażenie, jakby nie liczyła się z tym, że może w końcu zginąć. Sam drżał na myśl, że jego ukochana może odejść. Nie mógł na to pozwolić, by Julia skończyła w trumnie! Pragnął ją jedynie bronić. Ochronić przez skrajnym szaleństwem. Odrobiną posmaku adrenaliny, o której wciąż mówiła, jak bardzo wyścigi wywołują u niej istną euforię, wyrzut dopaminy do mózgu, przestał wierzyć już ze wyścigi ją uspokajają gdy sam był świadkiem jak bardzo ryzykowanym sportem jest ściganie się na tych przeklętych motorach. Wcześniej żył w przekonaniu, że pomimo ryzyka w tym sporcie jest jakiś gwarant bezpieczeństwa, uparcie trzymał się tej myśli. Jednak widząc na własne oczy, do czego może doprowadzić ta prędka jazda, wszystko, w co wierzył, nagle runęło w przepaść. Upadło na kraniec, czeluści rujnując jego wszelkie przekonanie, w jakie do tej pory wierzył. Ufał Julii bezgranicznie, jednak z każdym dniem zaczął wobec niej odczuwać coraz mniejsze zaufanie, kiedyś wierzył jej bezgranicznie, teraz powoli zaczął negować wszystko, w co do tej pory uwierzył, w jej przekonania to, co mu mówiła.
    Nie mógł pozwolić jej dla głupiego poczucia tego zastrzyku adrenaliny tak ryzykować ze swoim życiem. Tutaj już nie chodziło o pasje a o sam fakt zagrożenia życia jej cholernej egzystencji, czy ona naprawdę tego nie rozumiała, że pragnął zrobić wszystko dla niej, by nic się jej nie stało, by dożyła dnia ślubu. Czy o tak wiele prosi i wymaga w jej odczuciu, że taką wojnę zaczęła z nim prowadzić? Powinna go zrozumieć, że robi to w poczuciu o bezpieczeństwo jej, a także ich własne. Jak w ogóle sobie to wyobraża, że zostawi go, bo wpadnie w bardziej ryzykowny manewr i nie zdążą jej uratować. Ostatnio tak naprawdę miała więcej szczęścia niż pieprzonego rozumu. Albo ktoś tam na górze nad nią czuwał, by nie musiał przechodzić najgorszego koszmaru, którego tak panicznie się bał.
    Od paru dni prześladowało go w snach, że ją traci, wręcz był zmuszony, patrzeć jak umiera, był biernym obserwatorem, jej śmierci gdzie nie mógł podejść, zbliżyć się, a nawet jej uratować co go wręcz wprowadzała w atak paniki. Nie mógł na to zupełnie pozwolić!
    Chciał ją ratować, lecz ona igrała z życiem.
    Ryzykowała dla głupiej frajdy.
    I to go najbardziej bolało, że go zupełnie nie słuchała, ignorowała cały jego niepokój o nią, wolała dalej bawić się ze śmiercią. Czuł irytacje na samego siebie, bo próbował wszystko zrobić, by ją chronić a ona po prostu go nie słuchała.
    Podniósł, nagle głowę słysząc, z góry odgłos znajomych kroków, odgłos postukujących o drewnianą podłogę obcasów odbijał się w całym mieszkaniu. Słyszał każdy krok gdy jego narzeczona schodziła po schodach, on sam odwrócił się od okna kuchennego, w które spoglądał, by ujrzeć, jak nagle przechodzi tuż obok kuchni, szybkim krokiem podszedł do wyjścia pomieszczenia, widząc ją przy drzwiach. Zlustrował ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu, gorset sukienki wręcz idealnie był dopasowany do jej brzucha oraz piersi idealnie je eksponując, materiał trzymały delikatne ramiączka, nie dostrzegł pod gorsetem żadnego stanika, spojrzał w dół bu ujrzeć, że sukienka lekko się rozchodzi na boki i głównie za sprawą przecięcia z boku wręcz na całej długości uda, wręcz idealnie eksponując jej zgrabne nogi. Założyła na stopy zwykłe pantofelki na dość wysokim obcasie. Dopasowany imprezowy makijaż wręcz perfekcyjnie pasował do jej ułożonych włosów, które zwijały się w lekką falę. Założone brasoletka czy kolczyki idealnie dopasowane były do naszyjnika, który wciąż wisiał na jej szyi, był to podarunek od niego, nie mógł już dłużej wytrzymać, milcząc, odezwał się w końcu:
    — Dokąd się ty właściwie wybierasz? — spytał, dosyć atakując, podchodząc do niej.
    — Nie widać — mruknęła bardzo poirytowana, obrzucając go niemal gniewnym spojrzeniem — Wychodzę do klubu z przyjaciółmi — powiedziała dobitnie, nawet nie zaszczycając go swoim spojrzeniem.
    — Chyba sobie żartujesz!? — wypalił, podchodząc do niej znacznie bliżej, niemal czuł jej oddech na swoich ustach.
    Buty, które ubrały, wręcz sprawiały, że była praktycznie jego wzrostu, widział, jak obrzuca go jedynie przelotnym spojrzeniem, wrzucając do torebki kluczyki. Nie uszło, jednak jego uwadze ze w środku trzymała też prawo jazdy do motoru i kluczyki od ścigacza. Odkąd jej zagroził odebraniem tych dwóch cennych dla niej rzeczy, praktycznie trzymała je przy sobie, bojąc się, że jej odbierze i to mu utrudniało sprawę odebrania przepustki do tak ryzykowanego życia. Musiał zrobić coś, by zabrać jej te dwie przeklęte rzeczy, by nie doprowadziła do żadnej tragedii.
    — Nie… — odezwała się po dłuższej chwili w końcu, zatrzymując swoje urokliwe niebiesko blade spojrzenie na nim, między czasie zamykając klamrę torebki — Jest piątkowy wieczór który mam zamiar spędzić ze znajomymi, a nie użerać się z namolnym narzeczonym, który w ostatnim czasie myśli, że pozjadał wszelkie rozumy.
    — Nigdzie nie pozwalam ci wyjść, masz złamaną rękę i nie będziesz prowadziła tym bardziej, nie będziesz wracać po alkoholu.
    Niemal syknęła z chwilą gdy dość gwałtownie i wręcz brutalnie chwycił ją za przedramię złamanej ręki. Widział jak jej oczu pociemniały, ze złości jednak nie dało się też ukryć, że dostrzegł ogromne rozczarowanie w nich i jakby strach? Nie! To było absurdalne, ona miałaby się go obawiać? Przecież to niedorzeczne. Widział wiele negatywnych uczuć w jej pięknych oczach, jednak po chwili wręcz szarpnięciem wyrwała swoje przedramię z jego dość mocnego uścisku.
    — Powiedz mi Shinoda co ma złamany nadgarstek do imprezy! Czy ty siebie słyszysz, zachowujesz się ostatnio jak buc! — krzyknęła sfrustrowana.
    — Ja bucem!? — spytał oburzony — Ja się o ciebie martwię, a ty wszystko olewasz!
    Zapadło między nimi chwila niepewnej ciszy, która w końcu została przez nią przerwana:
    — Wychodzę…
    Nie był w stanie już jej powstrzymać, mógł jedynie patrzeć, z bezradnością jak wychodzi, czuł się sfrustrowany, że nie mógł w żaden sposób dotrzeć do tej dziewczyny. Co robił złego, że ona tak go nie chciała słuchać? Wciąż zadawał sobie to jedno nurtującego go pytanie. Jednak z chwilą gdy dostrzegł, jak otwiera drzwi, ujrzał po drugiej stronie swoich gości, mógł tylko patrzeć, jak bez słowa jego narzeczona wychodzi, z domu nawet nie witając się z jego rodzicami, widział nad ramieniem ojca jak Julia, podchodzi doczekującego na podjeździe samochodu, po chwili zamknęła za sobą drzwi, a jej znajomi wraz z nią odjechali z piskiem opon.
    — Mike…? Czy wszystko dobrze? — dobiegł go dość znajomy głos matki.
    Mimowolnie spojrzał na nią nieco rozkojarzonym spojrzeniem, mając w pamięci ostatnie minuty dość nieprzyjemnej rozmowy z ukochaną, po czym zwrócił się do rodziców i gestem dłoni zaprosił ich do środka.
    — Tak — powiedział pośpieszenie.
    Nie miał najmniejszej ochoty wchodzić w szczegóły swoich prywatnych spraw. Jego oraz Julii. To, co się dzieje między nimi, to wyłączenie dotyczyło ich. Nikogo nie zamierzali do tego wkręcać. To ich problemy, z którymi muszą sobie poradzić.
    Miał ogromną nadzieję, że Julia w końcu wszystko przemyśli i go posłucha, jednak widząc jej wręcz absurdalne podejście do sprawy, czuł, że są wobec tego coraz marniejszą szansę.
    — Chodźcie. 
    Po części miał nadzieje, że Julia jednak zostanie przy nim po części, tylko dzięki niej zapragnął spotkać się z nimi i po latach porozmawiać i wyjaśnić wiele nieporozumień oraz pragnął dowiedzieć się w końcu dlaczego. Dlaczego w chwili gdy najbardziej on ich potrzebował on oraz Carmen oni odeszli. Wrócili po latach gdy on zdołał sobie życie poukładać, a o siostrze nie słyszał od paru lat. Nie wiedział, gdzie jest, co robi, zupełnie nic. Zaginęła w dniu swoich osiemnastych urodzin i od dwunastu lat nie widział jej na oczy. Owszem brakowało mu jej, jednak oboje byli dorosłymi ludźmi i mieli prawo układać sobie życie, jednak po prostu ten brak kontaktu w pewien sposób był przykry dla niego. Obserwując bliskość między Chesterem a Julią, brakowało mu takiego bliskiego kontaktu z siostrą tej zażyłością, którą widział między rodzeństwem Benningtonów. Oni dowiedzieli się o sobie dopiero po siedemnastu latach i mimo że musieli zbudować całe zaufanie, relacje między sobą od podstaw to teraz gdy na nich patrzył, zwyczajnie czuł, wobec nich zazdrość i wspominał swoje dawne bliskie stosunki z Carmen czy Jasonem, którego musieli pożegnać. Praktycznie został sam, jednak po tylu latach jakoś do tego przywykł. Jednak brały go te chwile nostalgii gdy patrzył, jak Julia dobrze bawi się, z Chesterem mieli tak bardzo swobodną, relację praktycznie nic już ich nie ograniczało, bo ufali sobie bezgranicznie. Wręcz mógł śmiało powiedzieć, że byli gotowi pójść za sobą w ogień. Nie było dnia, by te dwie gaduły ze sobą nie gadali, nie ograniczali, swojego kontaktu, pomimo że już dawno nie mieszkają razem. Sam odnosił wrażenie ze te lata rozłąki sprawiły, że ich relacje były silniejsze i trwalsze niż u rodzeństw, które widzi. I czasami jego samego przerażało, jak oboje są do siebie podobni, to było aż nie wiarygodne, mimo że dzieliła ich dekada to miał wrażenie jakby patrzył w lustro gdy patrzył albo na nią, albo na niego. Tak samo temperamentni wybuchowi, potrafiący mieć nie raz tak głupie pomysły, że to w głowie się nie mieściło, ale potrafili też zachować trzeźwość umysłu czy zimną krew.
    — Napijecie się czegoś? — zwrócił się z dozą uprzejmości do starszej pary.
    — To nie będzie konieczne — odezwał się Roger, spoglądając na niego z uwagą.
    Gdy patrzył na ojca, miał wrażenie, że patrzy sam na siebie. Był bardzo do niego podobny, nie tylko z postury ciała, ale samego wyglądu, lecz dostrzegł w sobie wiele cech charakteru własnego ojca i szczerze nie wiedział, jak to odbierać zwłaszcza po tym co on sam mu zrobić jak odszedł wraz z mamą bez słowa. I tego nadal nie potrafił zrozumieć i miał nadzieje, że ta rozmowa w końcu wyjaśni mu, dlaczego to zrobili.
    — Chyba nie ma sensu obijać w bawełnę, skoro wiemy i tak, po co się spotkaliśmy — zaczął z dozą powagi, siadając naprzeciwko nich — Chce poznać odpowiedź na pytanie, które mnie dręczy od lat: Dlaczego? Dlaczego zostawiliście mnie i Carmen po śmierci Jaya?
    Zapanowała nagle dość nieprzyjemnej ciszy, a pytanie zawisło w powietrzu między nimi i chociaż Diana jak i Roger spodziewali się, że ich syn będzie się dopytywał i próbował wyjaśnić, dlaczego wyjechali tuż po śmierci najmłodszego dziecka, to jednak poczuje się niezwykle niezręcznie. Bo co mieli mu w tej chwili powiedzieć? Jak wyjaśnić swoje dość egoistyczne podejście. Owszem zdawali sobie wspólnie racje, że nie byli wzorem rodziców, wręcz sami się do tego przyznawali, że zawiedli w najbardziej kluczowym momencie życia całej ich rodziny. Tak starta ich najmłodszego syna była dla nich niezwykle druzgocąca. Jednak powinni, zostać mieli, jeszcze dwoje dorastających dzieci, ale co nimi wtedy kierowało, że zdecydowali się na taki krok. Smutek, rozpacz po odejściu dziecka. Wciąż było ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie.
    — I właściwie gdzie wyście byli? Dom w Agoura do tej pory stoi pusty po tym gdy ciotka zabrała mnie i Carmen do siebie. Pytam, gdzie byliście, a co najważniejsze czego ode mnie oczekujecie. Uważacie, że po tak długim czasie wam wybaczę to nagłe odejście bez słowa i porzucenie mnie i waszej starszej córki. Jesteście poważni?
    — Mike… — zaczęła powoli Diana — Wiem, że nie jesteśmy, idealni tak zgadzam się, z tobą wzorem rodziców również nie jesteśmy, ale… nadal nie jestem w stanie ci powiedzieć, co nami wtedy kierowało… — mówiła kobieta i pomimo że ta rozmowa była dla niej trudna i powrót do dawnych wspomnień i utraty dziecka był dla niej, bardzo bolesny musiała, jednak porozmawiać ze swoim synem chciała, chociaż w pewien sposób uspokoić swoje sumienie.
    Wspólnie z mężem od lat zmagali się z ogromnymi wyrzutami sumienia, że tak okropnie potraktowali dwójkę swoich starszych dzieci. Zadręczała się nie raz po nocach, że tak bez słowa odeszli jednak najbardziej dobijające dla niej dni oprócz tych miesięcy po przylocie do Japonii to ważne dni dla ich rodziny czy to święta, czy nawet urodziny ich dzieci jednak ciągle o nich rozmyślała. Nie zapomniała o nich i naprawdę pragnęła wrócić, jednak czemu tego nie zrobiła. No właśnie tego nadal nie wiedziała. Roger został powołany do służby, był jednym z generałów, którzy mieli wraz ze swoimi ludźmi pilnować granicy między Japonią i Rosją, również sam miał misje, którą musiał wypełnić, a ona pojechała z nim, zamiast zostać z dziećmi. Zamieszkali na kontynencie skąd wywodziła się rodzina jej męża i mieszkali tam przez lata, żyjąc w cieniu jednak gdy usłyszeli w mediach, o ich synu zaczęli, z uwagą przyglądać się jego poczynaniom. Sama gromadziła wiele wycinków z gazet czy zdjęć z koncertów, czy wywiadów, w jakich brał udział. To wręcz stało się dla niej obsesją, gdy widziała fotografię jej starszego syna, gdzieś w mediach zbierała wszystko, co mogła, była naprawdę dumna, że pomimo wszystko poradził sobie w życiu, wręcz swoją pasję z młodości do tworzenia muzyki przerodził w pracę. Wspólnie z mężem kupowali każdy krążek jego zespołu i przesłuchiwali całego krążka. Oboje byli naprawdę dumni z niego i nie zamierzali tego ukrywać. Jednak to jakimi byli fatalnymi rodzicami, wręcz było im wstyd, na samą myśl jak bardzo zawiedli.
    — Chce znać odpowiedź dlaczego? — głos Michaela był niezwykle stanowczy, ale niezwykle ostry.
    Zlustrował ich spojrzeniem swoich brązowych oczu, mimowolnie zaciskając mocniej wargi. Nie zamierzał im tego darować i odpuścić. Pragnął poznać całą niezakłamaną prawdę, dlaczego jego rodzice zachowali się jak ostatni egoiści i zwyczajnie zostawili jego i Carmen pomimo lat nadal czuł do nich żal i wręcz się pogłębił gdy tylko wrócili, bo nadal nie potrafił zrozumieć ich motywacji.
    — Mike wiem, że potraktujesz to tłumaczenie jako próbę wybielenia się jednak — odezwał się wojskowy, który przed paroma miesiącami odszedł na zasłużoną emeryturę — Ale dostałem misje parę dni po śmierci twojego brata, musiałem wyjechać do Japonii. Nie sądziłem, że misja mająca trwać parę miesięcy przedłuży się w lata.
    — W takim razie, dlaczego mama wyjechała, nie jest w strukturach wojskowych, czemu…
    — Mike nie wiem dlaczego, sama nie potrafię odpowiedź sobie na to pytanie. Może próbowałam uciec od bólu po śmierci… Jaya… może stchórzyłam, nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale wiem, że zawiodłam cię i Carmen i na to nie mam swojego usprawiedliwienia, ale… chce, byś wiedział, że tego żałuje, każdego dnia wyrzucam sobie, jaką byłam złą matką. Powinnam zostać, być przy was i wesprzeć was, ale… — jej głos, pomimo że starała się, by brzmiał pewnie w pewnych chwilach, się załamywał. — Chce cię przeprosić za to, że cię zostawiłam, nie proszę o wybaczenie, bo wiem, że ciężko będzie ci to zrobić…
    — Jednak chcemy cię prosić o kolejną szansę — wtrącił się były już generał.
    — Słucham!? — spytał nieco zaskoczonym głosem.
    Tego chyba najmniej się spodziewał usłyszeć od swoich rodziców, mimo że minęły lata od tego jak go zostawili nadal czuł do nich ogromny żal. Po paru latach wracają i niespodziewanie wkraczają do jego poukładanego życia i śmią prosić o kolejną szansę? Nie to wydaje się istną komedią! Oni chcą wszystko zacząć od nowa po tym wszystkim?
    — Mike, synu zdajemy sobie z Dianą sprawę, że masz do nas ogromny żal i wcale nie każemy, ci byś nie czuł tego względem nas, jednak nadal nam na tobie i twojej siostrze zależy. Ostatnie miesiące w Japonii przeżyliśmy z myślą, że wrócimy do Stanów i odnajdziemy cię i Carmen. Pragniemy wszystko naprawić. Nie chcemy prosić o zaufanie, ale prosimy, byś dał nam kolejną szansę. Chcemy naprawić to co zepsuliśmy.
    — Jak myślisz, czy ci uwierzę? — zwrócił się dość ostro do ojca — Zrozum mnie odeszliście parę dni po pogrzebie Jaya gdy jeszcze nikt sobie nie do końca zdawał sprawę z tego. Cała ta sytuacja wpłynęła nie tylko na Carmen, ale również i na mnie nie polemizuje z tym ze nie przeżyliście jego śmierci, bo doskonale pamiętam, jak staraliście się zrobić wszystko by mu pomóc i próbowaliście go ratować, jednak właśnie zabrakło was w najważniejszych chwilach nie tylko po odejściu Jasona, ale w późniejszych latach. Jak sobie w ogóle to wyobrażacie, nasze stosunki?
    Zamilkli, lecz nikt nie miał śmiałości się odezwać, każdy z nich rozmyślał o sytuacji, w jakiej się znaleźli i tak trudno jest teraz powiedzieć, jak sytuacja między nimi będzie wyglądać nawet jeśli on by chciał naprawić te relacje. Jest to trudne, bo muszą przepracować wydarzenia z przeszłości i ponownie odbudować względem siebie zaufanie.
    — Mike… synku… proszę, chociaż to przemyśl, nie prosimy, o nic więcej niż możliwość tej byś dał nam drugą szansę — odezwała się starsza kobieta, a po jej policzku popłynęła samotna łza — Dajmy sobie chociaż czas, nie będziemy się tobie narzucać, jednak chcemy wszystko odbudować i co dla nas najważniejsze… być w twoim życiu… Nie chcemy cię już zawodzić kochanie.
    Nie odpowiedział, patrzyli na siebie w milczeniu, lecz każdy z nich był pogrążony we własnych rozmyśleniach. Szczerze naprawdę nie wiedział, co zrobić z jednej strony jego rodzice w dziecinnych i wczesne nastoletnich latach nigdy go nie zawiedli, wiedział, że zawsze mógł na nich liczyć, wszystko zmieniła choroba Jaya jednak lata, w którym praktycznie zerwali ze sobą kontakt, ogromnie nadszarpnęło ich wzajemnie zaufanie, które mógł szczerze, powiedzieć już wobec nich nie miał. Z drugiej jednak strony zaczął rozmyślać czy gdyby rzeczywiście nie dałby im kolejnej szansy, pożałowałaby tego, na myśl przyszła mu sytuacja Julii, w jakich ciężkich warunkach się wychowała praktycznie bez rodziców ojciec, który wyszedł się jej po narodzinach gdy jej matka była z nią w ciąży i nawet potem gdy spotkali się, ponownie zrobił to znowu, jednak sytuacja z Sarą była inna gdyby nie żałowała tego co zrobiła nie przerwałaby milczenia i nie poprosiła starszego syna, by odnalazł młodszą siostrę wręcz na łożu śmierci, prosząc, by to on dał jej szansę, jaki ona jej nie podarowała. Do końca życia żałowała ze nie przeciwstawiła się mężowi żyła z poczuciem winy, że jej ukochana i wymarzona córka wychowywała się bez niej, owszem wiedział ze nie mógł porównywać ich sytuacji jednak za każdym razem gdy rozmawiał ze swoją dziewczyną a obecną narzeczoną na temat jej rodziny wspominała mu, że po części wybaczyła matce jeszcze nie do końca, jednak znając cała sytuacje, wczuła się w dramatyczną sytuacje Sary i po części jej wybaczył, także rozumiał, że zrobiła to, bo zwyczajnie brakowało jej rodziny i chciała mieć poczucie, że chociaż ktoś o nią walczył. Westchnął ciężko, wciąż rozmyślając o sytuacji, między nim a jego rodzicami. Co miał w tej sytuacji zrobić? Czy dać tę kolejną możliwość odpłacenia się im i chociaż spróbowania naprawienia relacji, czy zwyczajnie ich odrzucić? Miał wiele wątpliwości, kompletny mętlik w głowie. Jednak po dość długiej ciszy się odezwał.
    — Może tego pożałuje, może nie, wiem, że żadnemu z nas nie będzie łatwo jednak… dostaniecie tę drugą szansę.
    Widział, jak jego rodzice spojrzeli wręcz, z niedowierzaniem na siebie, dostrzegł łzy, które zaczęły spływać z oczu Diany, pomimo że jej ciałem wstrząsnął płacz to kącik jej ust, uniósł się znacznie do góry. Mógł tylko się domyśleć, jaki ciężar spadł w tej chwili, z ich ramion jak wielkie obawy nimi targały, a chyba jedna z najgorszych, której się tak bali to, że ich wyrzuci i zignoruje. Nie zdążył nawet mrugnąć gdy ujrzał przed sobą swoją zapłakaną mamę. Widział w jej oczach, niemal bezgłośne pytanie jednak szybko zrozumiał, co pragnęła i po chwili zastanowienia sam wstał i pomimo że kobieta było nieco niższa od niego, nie był w stanie nic zrobić, bo niemal natychmiast znalazł się w jej objęciach.
    Dopiero po dość dłuższej chwili mama odsunęła się od niego wciąż zapłakana, jednak dostrzegając jej szczęście, nie mógł jej tego odebrać przez moment, wręcz patrzył na ojca, który stał przed nim oboje, jakby nie wiedzieli, czy zrobić ten krok w przód jednak wkrótce to Roger objął go mimowolnie, odwzajemnił uścisk.
    Miał jednak nadzieje, że nie pożałuje swojej decyzji.
    Po paru minutach jego rodzice jednak postanowili już wracać, na odchodne mimo swoich wewnętrznych obaw poddał im swój aktualny numer telefonu. Mając nadzieje, że tym razem jak zapewniali go, nie zawiodą i odejdą bez słowa.
    Gdy zamknął za nimi drzwi, pozostał sam w domu z wyjątkiem domowych futrzaków, które się wałęsały po domu albo ogrodzie jak w przypadku Jaya, który wykorzystywał chłodniejsze wieczory do biegania wśród kłębów kwiatów. Jednak musiała zabrać wkrótce jego i małą Junkę, która niespodziewanie pojawiła się tuż przy jego nogach, o które zaczęła się ocierać.
    — Już pójdziemy mała — powiedział cicho do niej.
    Był środek nocy, minęło kilka godzin, od jego rozmowy z rodzicami na zegarach wybijała trzecia rano, a on nie spał. Nie mógł zmrużyć oka, chodził wciąż niespokojnie po domu, wciąż zerkając na telefon czy zegarek był sfrustrowany i wściekły na swoją narzeczoną. Wieczorem wyszła na imprezę, pomimo że wyraźnie jej tego zabronił i nie wróciła do tej pory co niemal doprowadzało go do szału a gdyby tego było mało nie odbierała od niego telefonów. Za każdym razem gdy wybierał do niej numer, włączała się ta przeklęta automatyczna sekretarka. Był strzępkiem nerwów i zaczął się o nią bać czy czegoś głupiego nie zrobiła. Ostatnio Julia zachowywała się skrajnie nie odpowiedzialnie nie tylko ryzykowała życie dla głupiej pasji to teraz wychodziła na imprezy gdy wie, że ma złamany nadgarstek. Wciąż zastanawiał się co z tobą dziewczyną, ostatnio się dzieje. Chodząc niespokojnie po salonie, nagle po całym domu rozniósł się dość głośny huk. Niemal pobiegł do korytarza, skąd dochodził hałas i co ujrzał?
    Julie, która wręcz podpierała się ścian i wcale nie potrzebował zbędnych domysłów, by wiedzieć, że ledwo kontaktuje, z rzeczywistością widział to po jej rozbieganych oczach, które powoli się zamykała. Ona sama stała opierała się ramieniem o ścianę, a w swojej zdrowej dłoni trzymała za krańce szpilek obcasy, w których wychodziła.
    — Julio Bennington! — wykrzyknął w głos — Gdzieś ty była całą noc!? — darł się.
    Powinien zachować spokój, ale nie potrafił w tej sytuacji w każdym dniem Julia, coraz bardziej zachowywała się, jak nie dojrzała nastolatka.
    — Wiesz co Shinoda? — widział, jak na jej usta skrada się pijacki uśmieszek — Pieprz się! — dodała, wręcz zataczając się, idąc w jego kierunku.
    — Julio jesteś pijana i…
    — Przynajmniej dobrze się bawiłam, nie patrząc na twoją krzywą gębę Kent — odezwała się, wciąż czkając, niemal rzucając w niego szpilkami.
    Złapał je w ostatniej chwili, patrząc niemal w szoku, na swoją narzeczoną nie wierząc, co w tej chwili usłyszał od niej. Czy ona naprawdę w tej chwili uważa, że rozmawia ze swoim byłym? Patrzył, jak niemal plączącymi się nogami idzie ku schodom wiodącym ku górze, mógł tylko patrzeć, jak pomimo trudno wchodzi na górę i nawet nie zwraca na niego uwagi. 

No comments:

Post a Comment