Saturday, February 25, 2023

III 14 — CZAS DOSTRZEC BIEL W ŚWIĘTACH

    — Julio, kochanie, pora wstać…
    — Nie ja chce spać! — cichy wręcz płaczliwy głos młodej kobiety przedarł się przez głuchą cisz w sypialni muzyka.
    Panujący zewsząd mrok ogarnąć sypialni prawie trzydziestoletniego mężczyzny, który podjął się jednego z najgorszych wyzwań, jakie musiał zrobić w środku nocy. Obudzenie swojej ukochanej, co nie było zbyt łatwym zadaniem, znając zamiłowanie studentki sztuk pięknych do leniuchowania i przydługiego spania, jednak nie miał wyboru i musiał wręcz wyciągnąć ją na siłę z łóżka. Wydawało się to takie błahe, bo przecież co to jest rozbudzenie ukochanej dziewczyny, jednak pozory myliły. Julia należała do osób, które z rana wręcz paliły taką niechęcią do życia, pomijając fakt, że była bardzo markotna to również wszystko, potrafiło ją zirytować nawet najdrobniejsza rzecz. Znał jednak ją na tyle dobrze by wiedzieć, jak ją rozbudzić i nie liczyć się, z tym że zacznie krzyczeć rozwścieczona na niego. Sposobem, by rozbudzić tą młodą kobietę, był prosty i stał na jego szafce w termicznym kubku.
    — Skarbie, wiem, ale mamy za cztery godziny lot, musimy się zbierać i jechać na lotnisko — jego lekko zachrypnięty głos przedarł się przez głuchą ciszę, która panowała wokół nich.
    On zaledwie nie dawno wstał, chociaż niechętnie, to jednak on był przyzwyczajony, przez trasy, w które jeździł w stawanie nie raz o nie ludzko wczesnych godzinach czy nawet niespanie przez parę dni, gdy byli w ferworze koncertowania, owszem i jej również się to zdarzało i nie było to już nic zaskakującego, on ,jak i Julia byli bardzo pracowici i niezwykle ambitni. Nie mógł tego im obojgu odmówić, że nie byli wytrwali w tym, co robili. Zawsze starali się być też osobami, które dbają o każdy detal swojej pracy, on nigdy nie wypuściłby piosenki, z której nie byłby w dużym stopniu pewny, bo zawsze im artystom zostaje uczucia, że mogło być lepiej, że powinni się bardziej postarać. Nie tylko w przypadku muzyki, jednak również w przypadku malarzy, pisarzy czy innych osób, które wykazywały się swoją kreatywnością i pomysłowością w tworzeniu sztuki na wielu formach, czy to muzycznych, czy literackich. Osobiście uważał, że największym krytykiem artysty czy twórcy jest on sam. Nie krytyk sztuki, ale osoba tworząca sztukę, bo zawsze widzi w swoich pracach pewne nie dociągnięcia, które mógł, by zmienić, stworzyć jeszcze lepsze dzieło, by być bardziej usatysfakcjonowanym ze swojej pracy.
    Mimowolnie przylgnął do swojej ukochanej dziewczyny, wtulając twarz w zagięcie jej szyi, gdy leżał na boku, tuląc się do niej, czuł, jak porusza się w jego ramionach, gdy jego zarost zaczął ją delikatnie łaskotać po karku. Poruszyła dłonią, a on słyszał, jak chwyta telefon leżący na szafce, nie wiele musiał czekać, gdy usłyszał jej oburzony głos:
    — Mike jest druga w nocy! Druga nad ranem! — niemal wykrzyczała lekko ochrypniętym głosem.
    — Ale mamy lot po szóstej rano, a wiesz, jakie są nasze lotniska ogromne. Musimy jechać wcześniej — mówił przytłumionym głosem, tuląc swój chłodny policzek w jej ramię, rozkoszując się ciepłem i delikatnością jej aksamitnej skóry.
    Zapragnął w jednej chwili, zostać tutaj dłużej tuląc się do niej, mając w ramionach cały swój świat, jednak nie mogli sobie na to pozwolić, musieli zebrać się na szybko i jechać na LAX. Ostatnie ich dni upłynęły pod znakiem zakupów, głównie to Julia musiała kupić parę rzeczy, bardziej musiała skupić się na typowo zimowych ubraniach, ciepłych pełnych puchów bluzek czy nawet jakiś cieplejszych spodni, czy kombinezonu na sportowe igraszki, chciał zabrać ją na narty, a ona nie miała praktycznie nic cieplejszego niż kurtki skórzane czy spodnie, które nosiła w zimniejsze dni, jednak tutaj w Los Angeles nie potrzebowali aż tak grubych ubrań, a jego ukochana zupełnie ich nie miała, jego te gorączkowe zakupy ominęły, bo sam miał wiele rzeczy, zimowych potrzebował, ich nie raz, gdy jeździli do innych krajów w bardziej zimowym okresie, on musiał, jedynie się spakować szał zakupów ogarnął Julie, również musieli zrobić dla znajomych przed wyjazdem świąteczne podarunki, by nie zostawiać ich z niczym. Musieli zrobić wiele przygotowań przed wylotem do Szwajcarii i co ważne również znaleźć osoby, które zajęły, by się ich pupilami i rozmawiając na ostatnim spotkaniu, z chłopakami Chester zdeklarował się, że zaopiekuje się nimi na czas ich wyjazdu. Tak więc wczoraj dwa psiaki oraz koty trafiły pod opiekę jego bliskiego przyjaciela a brata jego dziewczyny. Nie zamierzali porzucać tych futrzaków, tylko dlatego, że wyjeżdżali, a mieli tak wspaniałych przyjaciół, którzy chętnie przygarniali ich do siebie, gdy musieli gdzieś wyjechać razem, zazwyczaj jak on musiał gdzieś pojechać na dłuższy czas to Jay zostawał z Julią i na odwrót. Te zwierzaki były ich małą rodziną, jednak on marzył o również, by jego rodzina się powiększyła, nie tylko by Julia została jego żoną, ale również od wielu lat jego pragnieniem było posiadanie dziecka. Od paru lat pragnął, by jego niespełnione marzenie wcześniej zrujnowane przez byłą żoną, przez dość egoistyczne pobudki zostało brutalnie zniszczone z chwilą, gdy poznał druzgocącą prawdę na temat przerwanej ciąży Taylor. Nie było dla niego, nic bardziej rujnującego niż to jak usłyszał z jej ust, że pozbyła się nowo poczętego dziecka, z tego, co mówiła, przerwała błogosławiony stan, na początku trzeciego miesiąca, praktycznie dwa tygodnie po tym, gdy odkryła, że spodziewa się dziecka. Nic nie wspomniała wcześniej zwyczajnie, zapisała się na zabieg i raczyła go poinformować po fakcie, że dokonała aborcji, teraz po latach nadal panicznie się bał stracić dziecko i jednocześnie pragnął je z całego serca, jednak znał dobrze stanowisko Julii. Wiedział, jak ogromnie zależy jej na studiach i na ukończeniu ich ze stopień magistra. Musiał uzbroić się w cierpliwość jednak wiedział czego mógł, się spodziewać, gdy zdecyduje się być z Julią, która była praktycznie dekadę od niego młodsza i której niezmiernie zależało na swojej edukacji i swoim samorozwoju. Nie chciał, by czuła się nieszczęśliwa w związku, z nim widział, że teraz jej jedynym pragnieniom jest, by się bawić, korzystać ze studenckiego życia, czerpać przyjemność z życia. Sama wielokrotnie powtarzała, że nie mówi nie. Nie zgadza się na założenie rodziny z nim, wielokrotnie podczas ich rozmów podkreślała, że niech pozwoli jej ukończyć studia, mieć pewną pracę, w której będzie się spełniać, nie chciała żyć na jego koszt. Niesamowicie mu to imponowało, stać go byłoby zapewnić jej wszystko, co najlepsze, mogła dosłownie leżeć i pachnieć i nic nie robić, jednak ona była na tyle uparta, że nie pomimo że ostatnio praktycznie byli nierozłączni i Julia wręcz mieszkała, z nim dokładała się do domowego budżetu, wręcz chciała na siebie wziąć, część kosztów za rachunki jednak nie zgodził się na to, bo sama miała mieszkanie, do utrzymania również nie chciała, by płaciła zakupy, jednak uznała, że skoro nie chce, by płacili wspólnie rachunki to bierze na siebie, koszt zwyczajnego życia, gdzie muszą kupić jakieś jedzenie do domu. Co do wyjść zawsze płacili na zmianę, chociaż on upierał się, że może za każdym razem płacić, jednak to Julia się nie zgadzała, zależało jej na związku partnerskim i chciała nie raz to ona za niego zapłacić i mimo że było mu głupio, jak nie raz wyciągała pieniądze, by płacić, za jakieś ich małe grzeszki była całkowitym przeciwieństwie byłej żony, która, gdy dostrzegła, że zaczął bardziej zarabiać i odkryła, że ma milionowy majątek na koncie po zmarłej ciotce, zaczęła go wykorzystywać finansowo do tego stopnia, że musiał jej zasponsorować operację plastyczną piersi oraz pośladków. Julia miała inne morale i wartości, które cenił u niej i zupełnie inne podejście do związku. Cenił ją za to. Oboje nauczeni doświadczeniami poprzednich miłosnych zauroczeń czy miłości pragnęli zdrowego związku opartego na zaufaniu, czy szacunku względem drugiej osoby.
    — Wymyśliłeś sobie — dobiegł go jej zrzędliwy głos — Święta w Szwajcarii, ty to masz pomysły jak nie Sylwester w Sydney to teraz święta w Europie — mruczała gniewnie.
    Wręcz jękną markotnie, gdy wydostała się z jego objęć. Może teraz narzekała, bo był środek nocy, a ona została zmuszona do wstania, jednak wiedział, że, ten wyjazd jej się podobał. Była bardzo podekscytowana świętami, spędzonymi w górach gdzie będzie mogła wreszcie poczuć tą prawdziwą magiczną atmosferę, jakby się tak zastanowić to jego również były to pierwsze święta w górach, mimo że wyjeżdżał nie raz na narty, nigdy nie był w okresie typowo świątecznym. Julia musiała z rana ponarzekać to była dla niej norma i nawet go to nie dziwiło. Słyszał odgłos zamykających się łazienkowych drzwi za dziewczyną, co jego samego wręcz zmotywowało, by wstać i zacząć się szykować.
    Stanęła przed lustrem, przecierając twarz, z trudem powstrzymując ziewnięcie. Spojrzała na swoje lustrzane odbicie, gdzie dostrzegła mocno zaspaną dziewczynę, z mocno podkrążonymi oczami i pragnieniem wrócenia do ciepłego łóżka, wręcz na samą myśl rozmarzyła się o miękkiej pościeli, z której właśnie wstała. Chwyciła frotkę do włosów i upięła burzę lekko kręconych włosów, które teraz latały we wszystkie strony i odkręcając kran i nabierając na dłonie chłodnych kropel, ochlapała twarz wodą, by nieco się obudzić. Nie pomogło to jednak za wiele. Czuła, że bez lekkiego makijażu dziś z domu nie wyjdzie głównie by zakryć cienie pod oczami. Chwyciła kosmetyki, które zostawiła i nie pakowała do torby i niechętnie wzięła się za nakładanie bazy. Rozkoszowała się chwilą spokoju i ogarniającej wręcz głuchej ciszy, dom zdawał się, chłonąć głuche echo jakby nie było tutaj nikogo, jednak po chwili dobiegł ją hałas za drzwi i domyśliła się, że Mike znosił walizki na dół. Za pół godziny miał przyjechać po nich Brad, by zabrać ich na lotnisko, bo nie chcieli płacić przez czas ich wyjazdu za parking więc Shinoda poprosił gitarzystę o przysługę na, co chętnie się zgodził. W przeciągu pięciu minut zakryła oznaki niewyspania się i wcześniej myjąc zęby, chwyciła rzeczy, które sobie naszykowała. Nie chciała wybierać czegoś tuż przed wyjazdem, dlatego wolała to zrobić wczoraj wieczorem. Nasuwając na siebie bluzę, którą przywłaszczyła sobie od chłopaka, zerknęła na swoje odbicie po raz ostatni, gdy spięła włosy w dość gruby warkocz, który opadał jej teraz na prawym ramieniu i uznała, że nie wygląda tak tragicznie z rana, jak mogła sądzić.
    Wchodząc do sypialni, dostrzegła Mike’a, który wszedł do środka, on sam był jedynie w podkoszulku i spodenkach, zdołał jedynie to na siebie włożyć, nim poszedł zrobić kawy tuż po przebudzeniu. Widziała, jak chwyta ze swojej szafki kubek termiczny i podchodzi do niej, chwycił ją lekko za bok, całując ją, w policzek a do jej dłoni wsunął jeszcze ciepłe naczynie:
    — Może ci trochę pomoże — powiedział, a kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry — Księżniczko, idę się przygotować, walizki oraz plecaki, zabierz jedynie telefony ze sobą — skradł jej ostatniego całusa.
    Gdyby nie to, że był wręcz czarny mrok za oknem, a ona nie miała najmniejszego nastroju się denerwować w nocy czy nawet bladym świtem, do którego i tak daleko, mruknęła nieco podirytowana pod nosem i wsunęła do kieszeni bluzy swój telefon, po czym przechodząc obok łóżka podeszła do małej szafeczki, zgarniając z niej telefon Michaela. Wychodząc z sypialni przeszła ciemnym korytarzem, by stanąć u szczytów schodów, pod którymi paliły się światełka.
    Schodząc na dół, rozejrzała się z uwagą, by upewnić się, że o niczym nie zapomnieli. Okna pozastawiane, lodówka praktycznie święciła pustkami, musieli pozjadać rzeczy, które mogły się popsuć i zaśmierdnąć, woleli tego uniknąć. Choinka, którą ubrali na początku grudnia stała zgaszona, wydawało się jej, że o niczym nie zapomnieli. Ich czworonogi były bezpieczne u jej brata, więc raczej mogli spokojnie wyjechać jednak, co najbardziej ją przerażało to wyjazd. Dlaczego? Wszystko dlatego, że mieli kilka lotów, pierwszy z Los Angeles do Waszyngtonu, gdzie z tamtego lotniska mogli lecieć do Szwajcarii ta podróż będzie najdłuższa, bo praktycznie osiemnaście godzin lotu, a potem jeszcze muszą spędzić cztery godziny w samochodzie, by dojechać, na miejsce trasa długa dlatego wyjechali na pięć dni przed świętami by tam się dostać i mieć czas by przygotować wszystko. Szczerze będzie to jej pierwszy wyjazd na stary kontynent. Nie była jeszcze w Europie. Najbardziej jednak pragnęła zwiedzić Hiszpanie. Od lat było to jej marzeniem, by tam pojechać. Planowała, bo zakończeniu tego roku wyjechać na małe wakacje, może zabrać Mike’a, jednak nie wiedziała, czy jej się to uda, bo na czerwiec następnego roku mają planowane wydanie kolejnego albumu studyjnego, a co się z tym wiąże trasa koncertowa. Jeszcze nie wiedzieli konkretnie o dacie, bo musieli dokończyć parę utworów, ale na pewno w najbliższym czasie będą ją ustalać konkretnie. I w sumie była bardzo ciekawa tego krążka, oczywiście pomimo przywilejów znajomości z zespołem nie wykorzystywała tego, i czekała cierpliwie, aż wydadzą pierwsze single, by wraz, z innymi wysłuchać tego, co tworzyli przez ostatnie miesiące. Jedyne co wiedziała to, że ta płyta będzie połączeniem brzmienia, z dwóch ubiegłych płyt więc ją bardzo tym zaintrygowali.
    Popadając w zamyślenie, poderwała się nagle wystraszona, gdy po całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Nie odstawiając nawet kubka, z którego nie zdążyła upić nawet łyka podeszła do ciemnego skrzydła. Przekręciła klucz w zamku, niemal natychmiast słysząc to charakterystyczne klikniecie i nacisnęła na klamkę. Otworzyła drzwi i na progu drzwi dostrzegła znajomą twarz Delsona, który uśmiechnął się radośnie na jego widok:
    — Cześć mała, gotowa?
    — Fizycznie czy psychicznie — zagadnęła, wpuszczając przyjaciela do środka, który zaśmiał się an jej słowa — Gdzie Mike?
    — Szykuje się, zaraz powinien zejść. Zaraz ci pomogę z walizkami — powiedział, nawet nie dostrzegając, jak gitarzysta chwyta jedną toreb.
    — Daj spokój, dam sobie radę! — odkrzyknął z dworu.
    Jednak ona nie była osobą, którą wykorzystywać lubiła facetów, za każdym razem. Odkładając na pobliską komodę, kubek chciała już wziąć drugą, z ogromnych walizek już chwytała rączkę, gdy dobiegł ją głos ukochanego, który schodził po schodach:
    — Nawet mi jej nie tykaj! — zszedł niemal w tej samej chwili, podchodząc do niej.
    — Ale…
    W ułamku sekundy wręcz poczuła jego silną ręką, która zaciska się na uchwycie pakunku, i wyciąga ją spod jej dłoni, musnął jej policzek lekkim całusem, niemal w tej samej chwili przez drzwi wszedł mężczyzna z burzą kręconych włosów, który przywitał się z przyjacielem i podszedł do plecaków, które pozostały i zabrał je ze sobą.
    — Czuje się tutaj pominięta — stwierdziła, patrząc na plecy wychodzących przyjaciół z kapeli.
    — Jesteś kobietą, nie będziesz dźwigać! — odkrzyknął z dworu Michael.
    — Na lotnisku i tak będę musiała ją ciągnąć — odparła.
    Nie pozostało jej nic innego, niż chwycić kluczę, które wisiały na haczyku oraz zgarnąć kubek z nadal ciepłą kawą i wyjść. Stając przed wejściem zwróciła się bezpośrednio do Shinody:
     — Mike masz wszystko, zabrał twój telefon — uprzedziła go, gdy dwojga młodych mężczyzn zerknęło na nią.
    — Poczekaj, chyba nie mam portfela — odparł, już chciał się cofnąć, lecz zatrzymała go.
    — Mike spakowałeś go wczoraj do plecaka, tak samo, jak dokumenty, pieniądze czy paszport, wszystko mamy — zapewniła go.
    — Zamykaj dom — poprosił.
    Przekręcając klucz w zamku, przyłożyła dłoń do klamki, by być pewną, że zamknęła drzwi, chyba nie chcieliby wrócić do ograbionego mieszkania, tylko dlatego, że nie upewniła się, że zamknęła wejście. Będąc pewną, że ciemne skrzydło jest zablokowane podeszła do samochodu gitarzysty.
    Po chwili jechali jedną, z ulic miasta zmierzając na lotnisko. Ona siedziała, z tyłu pobijając kawę i rozglądając się po nieco uśpionym mieście, Mike siedział z przodu z Bradem i rozmawiając cicho na jakiś luźny temat, usiadł blisko przyjaciela, wiedząc, że z nią się nie nagada, bo ona potrzebowała z rana chwili dla siebie. Musiała się obudzić dopiero wtedy mogła zwyczajnie funkcjonować.
    Dotarcie do portu lotniczego zajęło im niecałe półgodziny, zważając, na mniejszy ruch, to nie były godziny szczytu większość mieszkańców spała smacznie w swoich łóżkach, ale i tak widniało się naprawdę wiele aut na drodze, lecz sporo było samochód ciężarowych. Podjechali wręcz pod samo wejście na lotnisko, opuszczając ciepłe wnętrze pojazdu, poczuli chłód nocy. Delson pozostawił jednak samochód na chodzie, pomógł Mike’owi wyjąć walizki z bagażnika i stawiając na chodniku przed wejściem. Ona sama upiła do końca kawę i zostawiła kubek w samochodzie i tak nie mogła go zabrać ze sobą. Brad na pożegnanie przytulił ją, życząc udanego wypadu i składając życzenia, by potem również uściskać Mike’a i pomimo że już nieco się rozbudziła, usłyszała, jak cicho coś mu mówi, jednak nie mogła nic zrozumieć. Muzyk wrócić do samochodu i po chwili odjechał, zostawiając parę przed wejściem.
    Weszli do ogromnej hali, gdzie przewijało się już wielu podróżujących, a także pracowników, swoje kroki skierowali od razu do punktu nadania walizek. Stanęli w jednej z kolejek do ich linii lotniczych, którymi lecieli. Stali około dwudziestu minut, gdy zdołali dostać się do osób odbierających bagaż. Wszystko poszło zgodnie z myślą i po chwili szli na kontrole bezpieczeństwa.
    Uporaniem się ze wszystkim oraz przejście kontroli, oraz dojście do bramki, z której odlatywał ich samolot, zajęło im ponad dwie godziny. Siedząc przy bramce, gdzie miał odlatywać ich samolot, mogli wreszcie złapać oddech. Mike zostawił ją tuż po tym, gdy usiedli na plastikowych siedzeniach, zostawiając ją, z bagażem podręcznym i poszedł poszukać jakieś otwartej knajpy, by kupić coś do jedzenia. Wrócić po dziesięciu minutach z torbą Subway uniósł ją lekko do góry, gdy tylko na niego spojrzała:
    — Nic innego nie było otwarte — powiedział usprawiedliwiająco.
    — Lepsze to niż głodować a w sumie to miałam ochotę na Subwaya — mówiąc to mężczyzna, wyjął, z siatki jedną z bułek wręczając ją w jej dłonie.
    — Oczywiście twoja ulubiona pozycja zapiekana bułka z kurczakiem teriyaki, chajderem i mnóstwem warzyw.
    Oczywiście starała się jak najlepiej odżywiać, jednak pozwalała sobie na takie nieco mniej zdrowe opcje, a z popularnej kanapkowi to była jej ulubiona pozycja. Wręcz z zadowoleniem odpakowała zapiekaną bułkę i niemal od razu się w nią wgryzając pragnąć, zagłuszyć już burczenie w żołądku, byli na nogach od drugiej nad ranem a było kilka wpół to szóstej rano, lot mieli dwadzieścia po szóstej i nie jedli tak naprawdę nic, gdy wyjeżdżali. Musieli coś zjeść, bo w Waszyngtonie praktycznie mieli dwie godziny by dotrzec na kolejny lot, dopiero podczas podróży będą mieli zapewniony posiłek.
    Zjedli w spokoju kanapki, między czasie rozmawiając o planach wyjazdowych, czekając na godzinę, kiedy zaczną wpuszczać na pokład samolotu. Wokół nich zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi na ten sam lot co oni, jednak Shinoda o wszystkim pomyślał i wykupił dla nich miejsca tuż obok siebie, co to za wyjazd jak nie będą mieć siebie przy sobie i na jej szczęście miała miejsce akurat przy oknie, co ją zadowoliło, bo przynajmniej będzie mogła podziwiać widoki.
    W końcu, gdy przyszedł czas, gdzie musieli zacząć, wsiąść na pokład wstali, zabierając plecki, niemal natychmiast pochwyciła dłoń ukochanego i stanęli w kolejce pasażerów, gdy dotarli do bramek, przyłożyła wydrukowaną kartę pokładową do czytnika, który niemal natychmiast zaświecił się na zielono, poszła kilka kroków w przód, przystanęła, by poczekać na Michaela, który dołączył po paru sekundach, idąc rękawem do wejścia, po chwili stanęli na pokładzie podziemnej maszyny. Witający ich w przejściu steward wyglądał na bardzo młodego i nie ukrywała bardzo przystojnego mężczyznę, zapewne nie dawno dołączył do linii lotniczych, zaczynając swoją pracę w przestworzach.
    Jednak ona idąc za nieco starszą kobietą w skupieniu, szukała miejsca, jednak czuła jak Mike bardziej ściska jej dłoń, by być pewnym, że żadne z nich się nie rozdzieli. W końcu znalazła numer foteli, gdzie mieli usiąść i wsunęła się na fotel przy oknie. Mike jednak przystanął i wyjmując, z plecaka telefon chwycił go i wsunął do schowka, po czym ujął jej mały pakunek i wcisnął do środka. Usiadł na miejscu w chwili, gdy ona zamknęła pas bezpieczeństwa, a na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze promienie słońca. Odwróciła głowę w stronę wschodzącego słońca i pomimo że kochała bardziej zachody, to ujmujący był widok pojawiającego się na horyzoncie palącej się złotej kuli. Była tak zapatrzona, że nie dostrzegła, jak Mike uśmiecha się pod nosem i podskoczyła nieco wystraszona na dźwięk jego głosu.
    — Widzę, że, moja dziewczyna znalazła sobie nową miłość — odezwał się z lekką ironią w głosie.
    — Zabawne Michaelu bardzo komiczne — odparła sarkastycznie — Nie masz być, o co zazdrosnym i tak kocham tylko ciebie — powiedziała z czułości, chwytając jego dłoń w czułym uścisku.
    Patrzyła, jak urzeczona jak chwyta, unosi ich splecione dłonie i całuje ją po knykciach palców. Mimowolnie uśmiechnęła się na ten czuły gest. Tak bardzo go kochała, uwielbiała w nim te jego czułe gesty, mimo że potrafiła narzekać na niego i na jego zapędy erotyczne to nie mogła mu odmówić tego, że nie był tym typowym romantykiem i naprawdę wolała najbardziej urokliwego faceta, który kochał okazywać jej takie nawet najdrobniejsze gesty czułości od zatwardziałego samca alfa, który pragnął jedynie ją poniżyć, wyśmiać czy wykpić. Mike to był jej ideał faceta i tak, mimo że uważała go za najlepszego faceta świata, jakiego mogła, by mieć to, jednak potrafiła dostrzec jego wady, które miał tak jak ona. Miał trudne dni, gdy coś mu nie wychodziła albo nie odpisywała mu wena czy natchnienia i irytował się przy tym zawsze, starała się wtedy go uspokoić i spróbować wyciszyć by mógł złapać ten przysłowiowy oddech, często zabierała wtedy go na krótki spacer, by mógł się przewietrzyć i oczyścić umysł by mógł wrócić z nowymi chęciami i energią czy nawet gdy miał naprawdę ciężkie dni, gdy wspomnienia przeszłości w tym głównie nieudanego w związku Taylor, wracały, nie raz przy niej płakał, nigdy wtedy go nie odrzucała, wręcz chciała, by się wypłakał, wyżali i zrzucił z siebie to wszystko, co w nim siedziało. To było ważne. Ale nadalej nie była w stanie namówić go na terapie i naprawdę nie miała nic złego na myśli wtedy, ale chciałaby specjalista, z nim popracował nad przeszłością, z którą się zmaga z tym nieudanym związkiem ze stratą dziecka, i nie mówiłaby tego, gdyby sama nie była na terapii od lat i czuła, że pomoc Camilii była nieoceniona i jak bardzo ona sama pogodziła się, z własną przeszłością jak zaczęła rozumieć, że to, co działo się kiedyś i ludzie, których spotkała, nie powinni mieć wpływu na dalsze życie i starała się żyć normalnie oczywiście, póki jednego demona z własnego życia się nie pozbędzie, nie będzie mogła do końca być spokojna, jednak zastanawia ją, dlaczego siedzi cicho, ta kwestia zastanawiała ją od pewnego czasu. Jednak nie chciała o tym rozmyślać, nie był to ani czas ni pora na takie przemyślenia. Chciała się, skupić na tym wyjedzie, z ukochanym i o niczym innym nie rozmyślać.
    Popatrzyła jak steward, który ich witał, pokazuje im procedury bezpieczeństwa, a z głośników brzmiał kobiecy głos, która objaśniała wszystko, co trzeba zrobić w razie kryzysowych sytuacji. Przez lata, w których dochodziło, do wypadków pracowano, jak najlepiej nad bezpieczeństwem pasażerów i załogi podczas podróżnych przelotów uważała, że lepiej wiedzieć takie podstawowe rzeczy i dać sobie w przypadku jakieś katastrofy lotniczej, chociaż ułamek szans na przeżycie.
    Po paru minutach w końcu samolot zaczął kołować na pas startowy, w końcu zaczęli się unosić czuli to, gdy zostali wbici w fotele, a ona dostrzegła, jak maszyna się unosi.
    — Latam od paru lat — usłyszała za sobą głos Mike — Ale ten widok to nigdy mi się nie znudzi — stwierdził, gdy rzuciła na niego spojrzeniem kątem oka.
    On sam patrzył, jak ogromny samolot wnosi się do góry. Nie mogła temu zaprzeczyć, było w tym coś zachwycającego i ujmującego, ten widok jak nawet te najwyższe budynki robią się coraz mniejsze, to jak samolot wznosił się, a oni mogli, z góry podziwiać widoki miasta pod sobą i ten prawie pustynny klimat Kalifornii. Wkrótce znaleźli się dziesięć tysięcy km, czyli odpowiedniej wysokości przelotowej jednak ona nie mogła oderwać oczu od podziwiania widoku, jednak czuła jak Mike trzyma jej dłoń i nawet nie miał zamiaru puścić. On jednak stracił zainteresowanie i oparł głowę na siedzeniu, na chwile oderwała oczy od widoków, by popatrzeć na ukochanego, który oparł głowę na siedzeniu i dostrzegła, że przymknął oczy. Nie będzie zaskoczona, jak jej przyśnie podczas lotu, jej samej chciało się spać pomimo wypitej kawy, jednak na razie to widoki ją zachwycały, by zwyczajnie pójść spać. Uśmiechnęła się czule, gdy widziała, jak powoli zasypia. Odwróciła głowę powrotem w stronę okna, patrząc jeszcze przed moment na widok pod nimi, po czym skryły się za chmurami, które na tej wysokości wyglądały zupełnie inaczej niż na ziemi. Wyglądały zupełnie inaczej i było coś w nich pięknego. Mimowolnie sięgnęła po telefon, nie mogąc się opanować i zrobiła parę zdjęć. Jednak musiała się wstrzymać z wysyłaniem ich, zanim wylecieli, wysłała do dziewczyn na grupie, wspólne zdjęcie swoje i Mike zrobione zaledwie przed paroma chwilami, zanim je wysłała, na tej wysokości internetu nie było, a zarazem musiała przestawić tryb w telefonie, na szczęście miała jakieś seriale pościągane książki w formie audiobooków czy muzykę by w razie czego umilić sobie czas. Zerknęła na Mike który spokojnie śnił na siedzeniu obok niej, nawet nie przeszkadzało mu, że od dłuższej chwili jakieś dziecko krzyczało z tyłu samolotu. Wzdychając, wyjęła z kieszeni bluzy słuchawki i wsunęła sobie do uszu by się odciąć i móc odpocząć.
    Nie była świadoma, co czeka ją podczas tego wyjazdu.


✰✰✰

Harmonogram na marzec:

Rozdział 15 - 4 marzec
Rozdział 16 - 11 marzec
Rozdział 17 - 18 marzec
Rozdział 18 - 25 marzec


Saturday, February 18, 2023

III 13 — ZABIORĘ CIĘ Z DALA OD GWARU MIASTA

    — Na dziś kończymy — oznajmił dość donośnym głosem Owen wśród ryku maszyn, gdy grupka motocyklistów stanęła w niewielkiej odległości od siebie — Napisze na grupie, kiedy zobaczymy się ponownie.
    Wsunęła ponownie kask na swoje upięte włosy, który przed momentem zdjęcia jednak siedziała wciąż na odpalonym ścigaczu, czekając na kolejne instrukcje. Był to ich pierwszy trening od praktycznie dwóch tygodni. Nieświadomie zrobili sobie małą przerwę i wcale nie było to celowe po prostu nikt, z nich nie miał zbyt dużo czasu, mieli zbyt wiele prywatnych spraw, jednak w końcu zgadali się na czacie i umówili na małe ćwiczenia, za którymi tęsknili. Wręcz jak zobaczyła, że mają zebrać się na swoim miejscu, gdzie trenują, niemal wyrwała, z domu jak poparzona ubierając się w pośpiechu, zgarniając kluczyki do motoru i jadąc na tor, zostawiając zwierzaki pod opieką ukochanego, który gdy tylko zobaczył ją nagłą reakcję na wiadomość, skomentował to śmiechem i stwierdzeniem, że wzywa ją druga miłość. Owszem jej pasją były wyścigi, prędkość, szybkie maszyny. Uwielbiała czuć pod zębami te ziarenka piasku, wiatr we włosach i zapach benzyny i samo odczucie satysfakcji i szczęścia, gdy mogła wziąć na swoje ukochane kawasaki i popędzić w nieznane.
    Kochała czuć adrenalinę i samą chęć do równej rywalizacji ciągnęła ją na tor. Nie byli profesjonalistami a tylko grupką znajomych kochających się ścigać i to ich łączyło, chociaż ich grupa zmieniła się po odejściu Tobiasa, który coraz bardziej pokazywał, jakim był gburem i ignorantem i egoistą części składu która z nim jeździła dłużej, poczuła niesmak, jednak złamał zasady, które panowały w ich małej grupie a tego ani Owen, ani Derek nie zamierzali tolerować. Pomimo że nie uważali się za liderów i wcale grupie to nie przeszkadzało wręcz, cenili ich za to, że dzięki nim mogli dobrze się bawić a wśród nich była równa rywalizacja i pasja do dwukołowców, równocześnie dwojga młodych mężczyzn stworzyła ekipę, która jest obecnie. Mimo że ją wciągnął do grupy Dragon, on sam wraz z bratem został wciągnięty przez Dereka. Sami już jeździli ze sobą od prawie dwóch lat i ich grupa trzymała się niezwykle blisko ze sobą i mieli silną wieś, co było widać nie jednokrotnie na zawodach, każdy potrafił stanąć za drugą osobą, z grupy nikt się nie wyłamał i czuli wzajemną sympatię do siebie. Mieli wszystko, czego potrzebowali, by stworzyć ekipę przyjaciół dzielącą tę samą pasję.
    Widziała przed sobą motor Eleny, gdy wyprostowała maszynę, a po chwili słyszała odgłos silnika jej ścigacza, gdy jechała do bram toru. Ona sama ruszyła w drogę w pełni szczęśliwa, że w końcu mogła ponownie pobawić się na torze wśród znajomych i chociaż był to ich pierwszy trening po przerwie, na razie nie mieli w planach bardziej intensywnych ćwiczeń. Nie brali udział w żadnych konkursach, czy zawodach więc nie musieli się przygotować. Jednak musiała przyznać, że trochę za nimi tęskniła ostatnie wyścigi, w jakich brała udział były przed pięcioma miesiącami i brakowało jej samego okresu przygotowań tego, jak praktycznie co dzień była na torze i ćwiczyła z grupą. Wyjechała na opustoszałą ulicę, panował już dawno zmrok, jednak zegary wskazywały dopiero szóstą po południu taki urok krótkich zimowych dni. Jadąc ulicami docierając już do bardziej zatłoczonej ulicy, na której przystanęła w jednym, z wielu korków przed światłami.
    Dotarła pod dom ukochanego praktycznie czterdzieści minut później, wjechała na podjazd i co ją zaskoczyło, gdy tylko zatrzymała maszynę to fakt, że, przed wejściem paliło się światło. Gdy tylko mogła się przyjrzeć, ujrzała, przed wejściem dwojga ludzi jednak po ich sylwetkach miała wrażenie, że już ich widziała, jednak nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Gasząc silnik i wyjmując kluczyki ze stacyjki zsiadła ze skórzanego siedziska i włączyła alarm na pilocie i zdejmując kask, z głowy podążyła w stronę wejścia i dopiero gdy podeszła mogła dostrzec, że było to, to samo małżeństwo, które widziała przed paroma dniami.
    Przedstawili się wtedy jako rodzice Mike’a, jednak wciąż nie wiedziała, czy rzeczywiście to prawda a ukochanego nie zamierzała pytać, bo nie dało się nie zauważyć, że ostatnie spotkanie sprawiło, że stał się bardziej spięty i podenerwowany. Nie była wścibska i nie dopytywała, jednak ją niepokoiło zachowanie i ta nerwowość u partnera. Nie chciała go bardziej denerwować, a co najważniejsze zwyczajnie nie chciała się wtrącać w nie swoje sprawy.
    — Mówiłem wam, że macie odejść, nie mamy o czym rozmawiać… — słyszała wzburzony głos ukochanego, gdy podeszła.
    Przystanęła z boku i spojrzała na niego strapiona i zaniepokojona, by potem zerknąć na parę stojącą przed wejściem.
    — Przepraszam, nie będę przeszkadzać.
    Chciała dyskretnie przejść obok, jednak poczuła niespodziewanie znajome ramie, które otuliło ją w pasie, zatrzymując ją w pół kroku. Poderwała spojrzenie, by dostrzec oczy swojego ukochanego, który niemal patrzył wyzywająco na dwoje ludzi przed sobą.
    — Ci państwo i tak sobie idą — powiedział z naciskiem na ostatnie słowa.
    — Ale synku… — słyszała niemal płacz w głosie kobiety.
    — Won! — niemal krzyknął na nich.
    Zaskoczyło ją to, nigdy praktycznie nie słyszała jak Shinoda podnosi głos. Był bardziej facetem, który wolał rozmawiać, a nie wrzeszczeć. Dla niego najlepszym rozwiązaniem na rozstrzygnięcie konfliktu była rozmowa, a nie krzyk. Odkąd go znała po raz pierwszy, widziała go tak nerwowego i niepokojonego, oczywiście pomijając wspomnienia o byłej żonie na samą myśl, której drżał z niepokoju i przerażenia. Wspomnienia byłego związku nie były dla niego łatwe tak jak dla niej, jednak postanowili wspólnie nie poruszać tematów ani Clarka, ani Taylor tylko cieszyć się sobą, pomimo że stanowiło realne zagrożenie, że, jej były ponownie wyjdzie z dziupli i da o sobie znać i to w dość brutalny i nieoczekiwany sposób.
    Kątem oka widziała, jak para patrzy po raz ostatni na Michaela, po czym bez słowa odeszli. Z chwilą, gdy zniknęli mu, z oczu poczuła, jak jego mieście rozluźniają się, a on odetchnął niemal z ulgą, widząc jak dwoje osób, które najbardziej potrzebował w ważnych dla niego, chwilach odchodzą, by przez parę lat milczeć, by potem wrócić po kilku latach, pragnąć, odnowić kontakt było to niedorzeczne i irracjonalne. Nie był w stanie wybaczyć im tego, jak go porzucili przed laty.
    Nie chciał ich wiedzieć!
    Zawiedli go.
    Zawiedli jego jako ich syna!
    — Kotek.
    Niemal w tej samej chwili popatrzył na ukochaną, która patrzyła na niego zmartwiona, mimowolnie uśmiechnął się na jej widok, ujął między swoje palce delikatnie jej podbródek i zwrócił ku sobie, z namiętnością całując jej malinowe usta. Z trudem niemal mógł się oderwać od jej zmysłowych warg i tego, jak pociągająco w tej chwili wyglądała.
    Nie potrafił nic poradzić na to, że miał ogromną słabość do niej ubranej w czerń i skórę. Jego zmysły szalały, ograbiało go pragnienie, które z trudem mógł zwalczyć i nawet nie próbował tego powstrzymywać. Trzymanie dłoni przy sobie zwyczajnie było nie możliwe, gdy widział ją w tak seksownym stroju. Niemal zlustrował ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu. Obcisłe skórzane spodnie idealnie podkreślały jej długie zgrabne nogi, jednak jego uwagę bardziej przyciągnęły jej opięte w skórę pośladki, aż kusiło go, by dać jej klapsa, jednak nie mógł tego zrobić, będąc na dworze, jednak jego uwagę przyciągnęła bluzeczka również ze skórzanego materiału skryta pod jedną z jej ulubionych czarnych kurtek. Top odsłaniał jej płaski zgrabny brzuch, odznaczająca się ciemna chatka idealnie uwydatniała, jej dorodne pieści. Stylizacje kończyły skórzane rękawice bez palców i kozaki na koturnie jej typowy strój, gdy wsiadała na swojego ścigacza i idealne komplet do jej rozebranie.
    — A ten znowu napalony — usłyszał jej komentarz, gdy weszła do domu.
    — Przecież wiesz…
    — Tak, tak — odkrzyknęła, praktycznie będąc już w salonie — Wiecznie napalony maniak — dodała.
    Niemal pośpieszył za nią i wtedy ją dostrzegł, gdy usiadła wygodnie na ciemnej kanapie, nawet nie zdejmując nic z siebie, jednak wtedy jej uwagę przykuł druki leżące na stoliku. Pochyliło się ku nim, chwytając w swoje dłonie i wtedy zobaczyła bardziej. Były to bilety lotnicze zarezerwowane na dwudziestego grudnia do Szwajcarki a konkretnie do Zermatt. Zmarszczyła brwi, patrząc na dwa zadrukowane kartki, by po chwili uniosła dłonie, z nimi ku górze patrząc na chłopaka:
    — Możesz mi to wyjaśnić? Wyjeżdżamy na święta? — spytała, widząc ich nazwiska na karcie pokładowej.
    — Tak — odparł, stając przed stolikiem — Postanowiłem zabrać się na małą wycieczkę do gór. Pamiętasz jak mówiłem ci w Big Sur, że odziedziczyłem trzy domy po ciotce i spory majątek. Jeden jest w Ameryce, drugi w Szwajcarii a trzeci jest w Hiszpanii. Jedziemy w Alpy.
    — Nawet mnie nie zapytałeś o zdanie — zaśmiała się, wchodząc mu w słowo.
    — I tak byśmy siedzieli w Stanach, a tak pojedziemy i zobaczysz, jak wyglądają te „białe święta”
    — Kusisz…
    Zapatrzył się w jej piękne wręcz ujmujące bladoniebieskie spojrzenie, które iskrzyły w świetle palącego się światła, widział cień uśmiechu pokrywającą jej śliczne i wręcz kuszące usta, patrzył na nią gdy popatrzyła na jego odpalonego laptopa na stoliku, a do jego umysłu powróciło wspomnienie zeszłego wieczoru, spotkania z przyjacielem w jednym z pobliskich barów.
    — Widzę, że chociaż na moment oderwałeś się od Julii — skomentował siedzący przy jednym ze stolików mężczyzna z burzą loków na głowie.
    Zdjął ze swoich ramion kurtkę, siadając naprzeciwko gitarzysty, który sączył nie dawno zamówione piwo.
    — Żarty się ciebie trzymają Brad. Czy może porozmawiamy o tobie i Anais? — mruknął sugestywnie, spoglądają z lekko przymrużonymi powiekami na siedzącego przed nim kolegę z kapeli — Chciałabym cię widzieć ostatnio bez niej — skomentował.
    Lekki przytyki ze swojej strony były już dla nich czymś naprawdę tak zwyczajnym, jak zwyczajne dogryzania sobie w studiu. Szanowali się, lubili i traktowali jak naprawdę bliskich przyjaciół. W sumie znał Delsona od praktycznie końca liceum, byli ze sobą na dobre i na złe nawet w najgorszym dla niego czasie, nie opuścił go, tym bardziej reszta chłopaków z zespołu nie odpuścili sobie. Walczyli o niego do końca, pragnąc wyciągnąć go z bagna, które wpadł i teraz z perspektywy czasu był im wdzięczny za troskę i za poświecenie jakiego się podęli. Mogli zwyczajnie odpuścić, a mimo to żaden z nich go nie zostawił. Nawet Chester, który również w tamtym okresie czasu zmagał się ze swoimi problemami. Sam musiał pożegnać matkę, która zmarła na przewlekłą chorobę w tym samym czasie dowiedział się, że ma kolejną siostrę, dla niego życie również nie szczędziła trosk, a mimo to nie zostawił go i był przy nim i chyba on wraz z Bradem najbardziej mu pomagali. Mógł tylko dziękować za tak wspaniałych przyjaciół, jakich miał, łączyła ich nie tylko pasja, wspólna praca, ale przyjaźń. Dogadywali się na gruncie, jak i zawodowym tak i prywatnym jednak oba aspekty życia potrafili oddzielić grubą kreską. Poza studiem byli zwyczajnymi facetami, mieli swoje życie większość, z nich miała partnerki, z którymi budowali relacje, w ostatnim czasie nawet Robowi zaczął spotykać się, z jakąś kobietą jednak za wiele jeszcze nie wiedzieli. Można powiedzieć, że każdemu z nich życie się układało. A gdy wchodzili do studia czy sceny wtedy byli dla swoich fanów, dla tych, dzięki którym są w tym miejscu, kochali tworzyć muzykę patrzeć na tysiące fanów bawiących się pod sceną, którzy wraz z nimi śpiewali ich piosenki. Nie było lepszej nagrody po ciężkiej pracy w czterech ścianach jak wyjść na deski estrady i zobaczyć tysiące swoich fanów z wielu krajów, którzy witali ich gorącym aplauzem, wykrzykując nazwę ich zespołu, by bawili się wraz z nimi przez kolejną godzinę. Nie było lepszej satysfakcji niż ta, którą widzieli pod sceną w energii i szaleństwie swoich wiernych słuchaczy.
    — Dobra to gdzie tym razem ci wyfrunęła, wyścigi, impreza czy trening? — głos przyjaciela sprowadził go na ziemie.
    Popatrzył na niego z roztargnieniem, po czym lekko potrząsną głową, gdy kelner podszedł do ich stolika, pytając o zamówienie. Prosząc o duże piwo zwrócił się do kumpla
    — Wybyła z kumpelami na miasto, znowu obrabiać galerie.
    Dwoje mężczyzn wybuchnęło cichym śmiechem.
    — A tak narzeka na Selene na jej maratony zakupowe, a sama z nimi poszła.
    — Nie miała wyboru, poza tym wcale się nie dziwie nie widziały się parę miesięcy i chcą nadrobić ten czas. Męcząca jest dla nich rozłąka, jednak Julia wspominała, że jak dziewczęta skończą studia, wracają do kraju — mruknął, wspominając jedną z rozmów z ukochaną.
    — I tak to jeszcze dwa lata nie wspominając o twojej Julii, ta jeszcze ma trzy lata przed sobą.
    Przy ich stoliku w tej samej chwili pojawił się kelner, który wręczył mu kufel ze zmrożonym piwem. Upił łyk trunku, po czym ponownie zwrócił się do przyjaciela:
    — To była jej decyzja, że zaczęła później i tak nie można powiedzieć, że nie próżnowała i siedziała. Przynajmniej widzę, że kierunek, który wybrała ją, cieszy i podjęła właściwie decyzje.
    — Ale popatrzy przyjacielu — odezwał się gitarzysta — Jaką drastyczną zmianę przeszła przez te lata. Praktycznie z wycofanej i zamkniętej nastolatki stała się wręcz damską wersją Chestera.
    Ponownie śmiech wypełnił ich stolik.
    — Ale nieco wredniejszą — dodał Brad, ocierając kciukiem łezki w swoich oczach.
    — Jako jej chłopak powinnam się nie zgodzić, jednak jako przyjaciel niestety muszę się zgodzić. Czasami mam wrażenie, że Chester przy niej to łagodny jak baranek.
    — Ale i tak ją kochasz.
    Skinął lekko głową, zgadzając się z tym. Julia miała swoje wady, jednak pokochał ją za to, jaką była nieco wyhamowaną dziewczynę, która z czasem rozwinęła przysłowiowe skrzydła i zaczęła się otwierać nie tylko na ludzi a świat. Gdyby po przyjeździe do Los Angeles wspomniano, jej jak bardzo się zmieni, zapewne by w to zupełnie nie uwierzyła. Jednak wpływ nowego miejsca, akceptacji ze strony brata, który wręcz wziął ją pod własny dach i zapewnił bezpieczeństwo i podarował miłość i przede wszystkim spokój sprawiło, że mogła zapomnieć o swoim życiu w bidulu. Potem sama zdecydowała się pójść na terapie, które znacznie pomogła jej uporać się z tym, co ją niepokoiło, trafiło, czy demonami własnej przeszłości i chociaż jeden wciąż jest na wolności, żyjąc w ukryciu, to zaczęła cieszyć się życiem. Teraz pojawia się na terapii raz na dwa tygodnie i są to krótkie spotkania, pomimo że już tak bardzo jej nie potrzebuje, jak wspomina woli być pod kontrolą niż zaprzepaścić ostatnie lata walki z samą sobą. Sam fakt, że zyskała tak wielu znajomych, którzy ją polubili za jej dość spontaniczną i nieco wybuchową osobowość za sam fakt, że potrafiła być szczera nie raz do bólu, ale potrafiła również być osobą, która nie wtrącała się w nie swoje tematy, ludzie zaczęli ją uwielbiać. Przyciągała do siebie coraz więcej osób. Nikogo nie grała, gdy musiała powiedzieć komuś brutalną prawdę to robiła pierwszym lepszym przykładem był Adrien kiedyś wręcz go nienawidziła, bo sam chłopak bardzo ją nagabywał i był napastliwy, jednak zmienił się nie tylko względem jego ukochanej, ale innych dziewcząt teraz był spokojnym młodym mężczyzną oraz przyszłym prawnikiem. Julia wybaczyła mu szkolne zagrywki po szczerej i bardzo głębokiej rozmowie gdzie przyznał się jej oraz osobą, które skrzywdził, co go zmieniło i potrzebował pomocy, by wyjść na prostą, teraz mógł śmiało powiedzieć, że Julia była jego naprawdę bliską przyjaciółką, z jego bratem jeździ w tej samej ekipie motocyklistów, a ich rodzice wręcz pragną zaadoptować Julie szczególności matka tych młodych mężczyzn. Naprawdę wiele się zmieniło przez ostatnie lata i między nim a nią również. Praktycznie żyli już ze sobą, Julia już praktycznie z nim mieszkała, kochali się do szaleństwa, mimo że oboje mieli nie raz nawał pracy, nigdy o sobie wzajemnie nie zapominali dbali o siebie i swój związek. Stworzyli już małą rodzinkę ze swoimi domowymi pupilami, które były dla nich wszystkim. Czego brakowało do pełni szczęścia?
    No właśnie.
    Jednej rzeczy.
    Od dłużej chwili bawił się małym pudełeczkiem w swojej dłoni, otulone granatowym materiałem. Dopiero wtedy Bradowi rzuciła się w oczy, gdy dostrzegł wstążeczkę z nazwą sklepu jubilerskiego.
    — Czy to…? — zaczął.
    Jednak on sam posunął po stole pudełko ruchem dłoni, zachęcając go, by otworzył. Gdy tylko gitarzysta otworzył wieczko, ujrzał pośrodku piękny pierścionek, na środku znajdował się bladoniebieski diadem otulony maleńkimi szafirami. Pierścionek był prosty, ale niezwykle piękny, który pasował, by tylko jednej dziewczynie.
    — Myślisz, że się jej spodoba? — podniósł wzrok z chwilą, gdy usłyszał pytanie przyjaciela.
    — Chcesz się jej oświadczyć? Przemyślałeś to dobrze? — spytał.
    Naprawdę nie życzył im obojgu źle, bo widział, że wzajemnie się kochają, jednak Julia wiele razy nawet przy nich podkreślała, że, nie chce się jeszcze zaręczać, a on sam się zwyczajnie zaniepokoił. Dobrze pamięta, jak zakończyło się jego poprzednie małżeństwo i skrajną głupotą było dla niego myśleć, że Julia zachowa się jak Taylor, gdy sama był po przejściach, po trudnym związku nie chciał, by przyjaciel podejmował tę decyzję pod wpływem nagłych emocji i dobrze to przemyślał.
    — Brad, kocham Julie do szaleństwa, nie wyobrażam sobie życia, wiem, że moje poprzednie małżeństwo okazało się totalnym fiaskiem, ale mi zależy zwyczajnie mi, na niej zależy. Nie chce brać ślubu teraz, nagle poczekam te parę lat, aż Julia ukończy studia, jednak nie chce być już jej chłopakiem, tylko narzeczonym.
    — Mike brachu, wiesz, że chce dla ciebie i Julii jak najlepiej, bo widać, że się kochacie jednak czy naprawdę dobrze to przemyłeś, czy wziąłeś również pod uwagę, że może wam się nie udać i się rozstać.
    — Brad rozumiem twoje strapienie, jednak myślę o tym, od paru miesięcy to nie decyzja podjęła na szybko, ale dobrze przemyślana decyzja. Julia jest dla mnie całym światem, pragnę ją poślubić i marzę o założeniu rodziny, wiesz o tym, chce przy niej spędzić resztę swoich dni. I tak myślałem również o tym, że może nasz związek się rozpaść, jednak jestem gotów podjąć ryzyko. Kocham ją i chce być przy niej szczęśliwy i tego pragnę dla niej. Na nikim mi tak nie zależało, jak na niej.
    — Czego oczekujesz w takim razie ode mnie? — spytał, uśmiechając się lekko.
    Nie zamierzał odwodzić przyjaciela od myśli o zaręczynach, jeśli był gotowy na wszystko i przemyślał sobie bardzo wiele spraw, nie zamierzał mu odradzać poślubienia ukochanej dziewczyny, z którą był naprawdę spełniony i szczęśliwy, akceptowała go takim, jakim jest, kochała tego niepoprawnego romantyka i uwielbiała spędzać każdą chwilę z nim chwile. Wiedziała, jaką mieli pracę i nie robiła mu wyrzutów względem wyjazdów, czasami w długie trasy co nie można było powiedzieć jego byłej żonie. Julia wspierała go za każdym razem, zawsze na niego czekała, jednak ich partnerki wiedziały, że łączą się, z nimi będą, musiały, znieś, rozłąki podczas tras czy promowania kolejnych albumów. Nawet fakt, że Mike czasami bywał zbyt dużym pracoholikiem, zdawał się jej nie przeszkadzać, jego przyjaciel nigdy nie skrążył się, by Julia robiła mu wyrzuty z tego powodu, sama również nie raz pracowała po nocach. Trzeba było im oddać jedno, że oboje byli bardzo ambitnymi ludźmi, którzy kochali, co robili i poświęcali się temu w całości.
    — Zostaniesz moim świadkiem na ślubie?
    — Pewnie, ale chyba jeszcze garnituru nie muszę kupować — stwierdził z rozbawieniem.
    — Może za jakieś trzy lata nie wcześniej — odparł spokojnie Michael.
    — A on wie?
    — Chester?
    Skinął lekko głową, po czym padła odpowiedź z ust Shinody:
    — Nie, nie wie prócz ciebie, nikt nie wie.
    Resztę wieczoru dwojga mężczyzn i oddanych sobie przyjaciół spędziło na wspólnej rozmowie w grze w lotki i pobijaniu kolejnych pucharków piwa. Około północy byli nieco podbici i niestety musieli zadzwonić po taksówkę, nie chcieli też niepokoić swoich dziewczyn i zrywać ich w środku nocy z łóżek zwłaszcza Julia, która była bardzo drażliwa, jak się ją nie potrzebnie obudziło.

Saturday, February 11, 2023

III 12 — ZAPOMNIJMY O TYM RAZEM!

    Wypuściła spomiędzy swoich małe paczuszki, zawinięty w ozdobny papier, na jej nadgarstkach dyndały barwne torebki. Szczerze była naprawdę zdumiona, ilością podarunków, były one naprawdę drobne, jednak nie sądziła, że tyle osób ją naprawdę lubi. Owszem miała swoją grupkę znajomych na uczelni, z którymi się trzymała, była osobą dosyć lubianą wśród innych studentów czy to z młodszego rocznika, czy tych starszych. Jednak tylko jej grupka wiedziała, kiedy ma urodziny. Ona sama nie zapominała nigdy o nich i dawała im małe prezenty, nie było to coś zmyślnego, ale chciała po prostu okazać gest i szacunek względem swoich przyjaciół ze studiów, a oni odziedziczyli się wręcz tym samym, jednak otrzymała też prezenty od uczniów, z innych klas co ją naprawdę zaskoczyło głównie z tymi, z którymi trzymała kontakt i często dobrze się bawiła na studenckich imprezach. Jednak czuła, że to nie koniec, zwłaszcza że wieczorem miała odbyć się jej zabawa urodzinowa, którą organizował Michael. Ona go nie prosiła o to jednak po ich porannej rozmowie zwyczajnie mogła się domyślić, że coś planuje. Starał się grać tajemniczego, jednak byłaby naprawdę skrajnie głupia, gdyby sama nie pomyślała, że mężczyzna bliski jej serca nie zapragnie urządzić urodzin, zwłaszcza że, że sama organizowała mu każde urodziny, odkąd się tylko poznali.
    Zsunęła ze swojego ramienia, torebkę rzucają ją niedbale przed siedzenie, pasażera nie dbając nawet o to, jak leży. Wsunęła kluczyk do stacyjki, nie zdążyła nawet odpalić silnika, gdy z wnętrza plecaka wypłynęły znajome dźwięki melodii. Piosenki, która wskazywała tylko jedno, że ktoś próbuje się do niej dodzwonić. Sięgnęła do lekko otwartej czarnej torebki i odnalazła wibrujący telefon.
    Zerknęła na wyświetlacz, na którym ujrzała zdjęcie oraz imię swojego chłopaka. Mimowolnie jej twarz wykrzywiła się w grymasie lekkiego zadowolenia, a kącik jej ust drgnął nieznacznie ku górze. Nacisnęła zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha, niemal natychmiast słysząc jego głos po drugiej stronie.
    — Cześć piękna, skończyłaś już zajęcia?
    Słyszała po drugiej stronie jakieś niezrozumiały hałas, jakby on sam wyszedł przed momentem na ulice, lecz nie rozwodziła się nad tym. Pewnie dopiero skończył pracę, bo miał iść do wytwórni, bo od wielu tygodni pracują wraz z zespołem nad kolejnym krążkiem. Zakończyli już promocje poprzedniego albumu, któryy jak zawsze został ciepło przyjęty przez fanów zespołów, oczywiście nie obyło się bez słów krytyki na temat zmienności gatunkowej na tym krążku, jednak wielu ceniło ich, że nie trzymają się wyznaczonego nurtu na swojej debiutanckiej płycie, a starali się na każdej kolejnej odsłonie pokazać inny zamysł muzyczny, odnaleźć kolejne nurty muzyczne, w których mogli się odnaleźć i skomponować kolejny hit. Ceniło się ich właśnie za tą spontaniczność, to, że lubili się bawić dźwiękami, tworzyć coś nowego niepowtarzalnego. W tej grupie było sześciu utalentowanych muzyków, którzy wnosili zawsze coś od siebie. Bawili się muzyką i to było tak wspaniałe w ich twórczości, że każdy potrafił znaleźć coś dla siebie, od krzykliwych wręcz wykrzyczanych piosenek z elementami rapu po spokojne ballady czy w zahaczając o muzykę elektroniczną.
    Sama osobiście nie mogła odnaleźć coś ciekawego w nurcie komercyjno wydawanych piosenek. Tak szanowała muzykę wielu, jednak, jak i wielu miała artystów czy utworu, które nie przypadły jej do gustu i to zrozumiałe. Każdy miał inny gust nawet inne guściki.
    — Cześć kiciu — przekręciła kluczyk w stacyjce, a ją dobiegł dźwięk uruchamiającego się silnika — Zaczekaj, przełączę nas na głośnik, bo właśnie wyjeżdżam spod uczelni.
    Odsunęła telefon od siebie i jednym kliknięciem przełączyła tryb głośnomówiący, zakładając smartfona na uchwyt, który trzymała nad radiem, a sama ostrożnie zaczęła wycofywać ze swojego miejsca. Widziała, jak wielu jej rówieśników śpieszy się do swoich pojazdów, by pojechać do siebie i szykować się na wieczorną zabawę. Jak zawsze była zapraszana do bractwa na zabawę tym razem z okazji właśnie jej urodzin, ale musiała odmówić tym razem, mówiąc jedynie, że już ma plany.
    — Dobra jestem — powiedziała, wyjeżdżając na nieco prostszą drogę.
    — Wpadasz do mnie od razu, czy jedziesz jeszcze do siebie? Mówiłaś, że chcesz wpaść po sukienkę.
    — Muszę, niestety u ciebie nie mam żadnej porządnej sukienki na zabawę — powiedziała, ze skupieniem patrząc na drogę.
    — Już ci coś mówiłem, nawet prosiłem. Przeprowadź się do mnie. Sama widzisz, że praktycznie od miesiąca mieszkasz u mnie. Nie będziesz musiała dopłacać do rachunków swojego mieszkania, w którym praktycznie nie przebywasz.
    — Wiem — mruknęła.
    Owszem propozycja wcale nie była tak zła. Z drugiej jednak strony nadal się wahała i nie to z czysto osobistych pobudek czy ekonomicznych, ale zwyczajnie było jej szkoda. Pracowała po nocach, by stworzyć obrazy, na wernisaż, dzięki któremu mogła zdobyć dość sporą kwotę na zakup mieszkania i teraz czuła rozżalenie, gorycz na myśl, że musiałaby sprzedać mieszkanie, jednak i Michael miał racje. Praktycznie ostatnio przeniosła się do niego ostatnio była u siebie chyba przed Halloween, by zabrać strój i kolejne rzeczy na przebranie. Junka oraz jej kociaki wręcz się zadomowiły u Mike’a, jednak wciąż się wahała przed podjęciem ostatecznej decyzji. Musiała spokojnie usiąść i przemyśleć czy faktycznie przeniesienie się do niego nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, kiedy sobie to obiecuje za każdym razem, coś jej wypada i swoje plany odkłada, bo zawsze było coś ważniejszego.
    — Dobrze pomyślę o tym, a teraz czy dzwonisz, w konkretniej sprawi?
    — Chciałem tylko się upewnić, czy wracasz.
    — Tak skarbie, postaram się być do półtorej godziny, ale nie obiecuje. Wiesz, jakie to miasto jest zakorkowane.
    Słyszała jego głośne westchnięcie po drugiej stronie, po czym odezwał się po raz ostatni:
    — Dobrze skarbie ja spadam, bo muszę jeszcze wpaść do piekarni. Na razie!
    Pożegnała się z nim, po czym usłyszała dźwięk kończącego się połączenia. Mike porwał się, by samemu zorganizować całe przyjęcie, chociaż chciała mu pomóc, bo wie, że dziś pracował, praktycznie wychodził w tym samym czasie, co ona kończyła zajęcia, jednak odmówił, deklarując się, że poradzi sobie sam. Skoro sama ona dawała rady, on też temu podoła, ale naprawdę to nie była już jej osiemnaste,a wręcz dwudzieste pierwsze urodziny więc traktowała je jak każde inne, oczywiście zmieniło się jej odrobinę podejście do tego dnia, odkąd wyjechała z Phoenix, a Chester zorganizował jej niezapominane urodziny. Potem każdego roku miała naprawdę cudowny dzień głównie organizowany przez Mike’a. Nie zawsze świętowali wśród przyjaciół, czasami wystarczyła wzajemna obecność jednak i ci nie zapominali i zawsze wysyłali prezenty i życzenia. Kiedyś mogła pomarzyć o urodzinach, z mnóstwem przyjaciół, imprezie czy nawet o czymś takim jak ogromnej furze prezentów, teraz miała to wszystko. Chłopacy z zespołu zawsze tworzyli niezapominane podarunki, Chester co roku starał się przechodzić, sam siebie by była zadowolona z podarunku od niego, chociaż nie raz im mówiła, że ich obecność jej zupełnie wystarcza, jednak dochodziły również jej dziewczyny, oraz chłopacy z liceum, z którymi nadal się trzymali, oczywiście Tony nigdy nie zapominał o niej i zawsze jej coś wysyłał, jak nie mógł być, a gdy tylko przyjeżdżał osobiście, jej darował podarunki. Na ostatnim treningu również została obdarowana przez grupę motocyklistów a dziś jeszcze przez znajomych ze studiów. Zdecydowanie miała zbyt pamiętliwą datę urodzenia, bo każdy pamiętał. Urodziła się w mikołajki, czyli okresie gdzie wiele dzieci na świecie dostawali, chociaż małe podarunki oraz pisało listy do Mikołaja. Ona pamiętała, że jako mała dziewczynka pisała listy do świętego, prosząc go o rodzinę. Jednak jako sześciolatka przestała marzyć i zaczęła żyć realiami i przestać się łudzić, że odzyska rodzinę. Na ironie losu parę lat później dostała prezent, o jakim pisała nie rodziców, ale brata co i tak dla niej było największym szczęściem, jakie mogła otrzymać. Przecież Chester mógł dosłownie okpić sprawę, nie zainteresować się, a jednak coś go tknęło i się zajął tą sprawą, tym samym odkrył wiele tajemnic oraz kłamstw ich rodziców.
    Prawda zabolała nie tylko ją, ale jego, ale ważne, że mieli siebie wzajemnie i teraz, pomimo że nie mieszkali razem praktycznie codziennie, potrafili pisać do siebie i gadać o czymś jak najęci, gdy nie mogli się osobiście spotkać. Ich relacja była tak czysta, o jakiej nigdy nie mogłaby pomarzyć, a teraz żyła blisko własnego brata dzięki niemu wiodła obecne życie, bo w nią uwierzył, dał nadzieje, zmotywował do działania i przede wszystkim podarował jej perspektywy, o których nie mogła śnić.
    Zyskała dzięki niemu nowe życie i za to ogromnie go ceniła i szanowała.
    Przedarła się przez zatłoczone ulice, docierając na znajome okolice swojego osiedla. Jadąc ulicą wprost do zamkniętej bramy, ujrzała po drugiej stronie pojazd, który nadjeżdżał, a stalowe brama zaczęła się otwierać. Zaczekała, aż samochód przejedzie, aż sama wjechała na osiedle.
    Parę minut później zatrzymała się na swoim miejscu parkingowym. Zanim wysiadła, chwyciła torbę oraz prezenty, które otrzymała i z lekkim trudem wysiadła, po czym biodrem przymknęła drzwi i przymykając pilotem pojazd. Szła w stronę windy na jej szczęście, ktoś zjechał na dół, bo widziała, jak metalowe drzwi otwierają się, a ona dostrzegła jednego z sąsiadów ubranego w elegancki garnitur. Z chwilą, gdy wyszedł, sama zajęła jego miejsce i przycisnęła guzik z ostatnim numerem piętra, a po chwili czuła jak mały pokój drgnął do góry i jechała w górę.
    Sięgnęła do kieszeni torebki, wyjmując kartę magnetyczną, nie chciała męczyć sięz kluczami, gdy sama była zawalona paczuszkami. Przykładając plastik do zamka, usłyszała, jak blokada zwalnia i nacisnęła na klamkę, wchodząc do środka. Niemal uśmiechnęła się na widok tych znajomych ścian. Przymknęła drzwi krańcem obcasa, które po chwili zrzuciła ze swoich stóp i zeszła po paru stopniach do salonu. Zostawiając prezenty na kanapie, od razu pognała po stopniach apartamentu, biegnąc w stronę sypialni. Przeszła przez sypialnie, które powoli pokrywał mrok nocy, urok grudnia, że coraz wcześniej zachodziło słońce. Wchodząc do garderoby, zapaliła święta, rozglądając się po niej, podchodząc do jednej, z szafek gdzie miała pozawieszane sukienki, zaczęła je przeglądać, szukając czegoś interesującego jednak każdą, na którą patrzyła, nie przypadła jej do gustu, aż w jej oczy wpadła jedna kreacja. Sięgnęła po nią. Tkanina w stylu glamuor, połyskujący materiał odbijał ledowe światła sufitowe. Dekolt sukienki był niezwykle obfity, a sama sukienka praktycznie ciągnęła się z jednej strony za pośladki, a część ciągnęła się do kolana, jednak została ona jakby przyjęta, a materiał trzymały złote niteczki. Plecy były wręcz odsłonięte. Oczy wręcz jej zabłyszczały na jej widok. Kupiła tę sukienkę w lecie i do tej pory ubrała tylko do jakieś klubu gdzie poszła głównie z Emily i Alex, ale Mike nie widział jej jeszcze w niej. Uśmiechnęła się nieco podstępnie wiedząc jak reaguje na jej dość wyzywające ubrania. Odłożyła ją na pufę, podchodząc do szafki, z butami wybierając jakieś pantofle na wysokim obcasie zapinane sznureczkami, były to proste białe szpilki, które idealnie będą się komponować z sukienką. Zgarnęła jeszcze kilka ubrań i sięgnęła po drugą torbę sportową, którą miała pierwsza, nadal była u Mike’a. Spakowała ubrania, które zabrała i nie zastanawiając się, wiele wyszła z sypialni.
    Po paru minutach ponownie wyjeżdżała z podziemnego garażu. Dosłownie zajęło jej dwadzieścia minut ogarnięcie wszystkie, chciała również przejrzeć rachunki czy listy, które zostawił jej listonosz. Opłaciła również zaległości, a teraz mogła ze spokojem jechać do ukochanego, który zapewne już szykuje przyjęcie.
    Przedarcie się przez zatłoczone autostrady czy ulice tego miasta w godzinach szczytu to był dosłownie cud. Jednak co się dziwić było to najbardziej popularne miasto Ameryki jak nie świata. Czasami marzyła, by mieszkać w spokojniejszym miejscu, ale nie narzekała, ta metropolia pomimo wad miała swój urok i piękne miejsca, które nie wiele turystów znało, ale mieszkańcy a przez ostatnie lata poznała nieco zakamarki miasta, które też borykało się z problemami nie tylko bezdomności, ale też pożarów, które coraz częściej wybuchały.
    Suchy kalifornijski klimat wręcz pustynne okolice były idealną pożywką dla ognia. I nie zawsze ogień był zaprószany przez człowieka, ale przez matkę naturę. Klimat się zmieniał i to coraz bardziej będzie widoczne nawet tutaj w Los Angeles
    W końcu po godzinie w drodze przeklinanie korków oraz ludzi za kierownicą dotarła na osiedle, gdzie jeszcze przed paroma laty sama mieszkała i skierowała się w stronę domu ukochanego. Wjechała na podjazd, otwierając wcześniej bramę i zaparkowała pod garażem. Sięgnęła po torbę oraz telefon, wychodząc z samochodu.
    — Jestem! — krzyknęła z chwilą, gdy przekroczyła próg mieszkania.
    Dosłownie nie musiała długo czekać, aż na powitanie wybiegły jej dwa czworonogi. Widziała biegnącego ku niej Jaya oraz Junkę ukucnęła przed nimi, głaszcząc ich po głowie, a jej torba opadła, z jej ramienia.
    — Też za wami tęskniłam — powiedziała szczęśliwa do psiaków, po czym podniosła się, chwytając pasek i przeszła przez korytarz — Naprawdę nie chcesz mojej pomocy? — spytała chwilą, gdy stanęła u progu zejścia do pokoju dziennego.
    Spojrzała na cały pokój, który zawalony był wręcz masą napompowanych salonów, powoli rozwieszonych semper tyn, widziała na stoliku do kawy pełno opakowań po balonach czy innych ozdobach. Naprawdę nie chciała być nie grzeczna, ale wyglądało to naprawdę koszmarnie, jakby dopiero co zaczął.
    — Mówiłem ci…
    — Kiciu wiem, co mi powtarzałeś, ale mamy przyjęcie za cztery godziny, a tutaj praktycznie wszystko jest w proszku. Koniec tego.
    Pomimo oporów jej ukochanego, wzięła się do pracy i zajęła się przygotowaniem przekąsek dla gości. Rozumiała, że pragnie zorganizować naprawdę, nie zapomina przyjęcie, ale mieli naprawdę nie wiele czasu do zbliżającej się zabawy, a on potrzebował jeszcze z pół dnia, by samemu wszystko przygotować. Poza tym doskonale wiedziała o zabawie więc to żadna tajemnica. Po dosłownie godzinie zdołała się uporać z przygotowaniem wszelkich przekąsek, wchodząc do salonu, ujrzała, jak Wather zaczął się bawić jedną ze wstążek, które zdołał podkraść Mike’owi, a jego siostra polowała na kolejną, co naprawdę wyglądało zabawnie, a jej ukochany stał na drabinie obwieszony barwnymi sepmpertynami wiążąc balony.
    — Kotek ja naprawdę nie wiem, coś ty się uwziął na te ozdoby, nie jestem już dziewczynką.
    — I co z tego? — zapytał, patrząc na nią.
    — Wiesz takie dekoracje, bardziej przypominają mi przyjęcia dla dzieci.
    — A czy jako dziecko miałaś nawet głupiego balona, nie wspominając o torcie.
    — No nie — odparła nieco zasmuconym głosem.
    — No właśnie więc nie marudź, tylko daj mi to skończyć.
    Wzruszyła ramionami, już nic nie mówiąc, a sama zajęła się jakąś, małą dokrają stołu jadalnianego. Po chwili stół uginał się od różnego rodzaju przekąsek, które poznosiła, małych kanapeczek czy jakichś słodkości oczywiście nie zabrakło alkoholu oraz czegoś do pobicia. Uporanie się ze wszystkim zajęło im ponad dwie godziny, jednak musieli się jeszcze przygotować, a oboje byli w ubraniach jeszcze z rana, jednak gdy tylko zdołali zapanować nad nieporządkiem w salonie, doszło między nimi do małej sprzeczki, ponieważ chciała, by Mike poszedł się już myć, jednak on pragnął wziąć wspólną kąpiel. Zbyt dobrze znała jego zagrywki, by wierzyć mu, że wcale nie zamierza się do niej dobierać, widziała wręcz ten znajomy błysk w jej oczach, gdy na nią patrzył tak bardzo znajomym wzrokiem. Jednak musiała sprowadzić go na ziemie. Nie mieli czasu nawet na małe igraszki a co powiedzieć o szybkim seksie. Pragnął coś wyzyskać, pomimo że rano się nim szczególnie zajęła, ale jej facet stał się maniakiem seksualnym, czego naprawdę się po nim nie spodziewała i czy jej to przeszkadza? Oczywiście, że nie, zwyczajnie jednak nie sądziła, że jej chłopak będzie tak spragniony ciągłych pieszczot, czułości czy seksu. Wolała jednak faceta, który wciąż gnał do okazywania jej czułości sam pragnąć ich jak najwięcej niż oziębłego skurwysyna, który traktował ją jak nic nieznaczącą rzecz. Poznała się na związku stworzonym na strachu i piciu oraz na prawdziwym związku, w którym nie tylko ona ceniła wzajemny szacunek, oddanie oboje czuli, że są przez siebie kochani, czuli się bezpieczni przy sobie, potrafili zburzyć bariery między sobą, pokonać własne lęki i pomimo sprzeczek, czasami kłótni umieli przyznać się do błędu i przeprosić. Akceptując w tym, swoje wady i zalety. To przy Michaelu dowiedziała się jak powinnienwyglądać związek stworzony z miłości i poszanowaniem dla drugiej połówki. On sam bardzo odżył, odkąd pierwszy raz go spotkała, z cichego wręcz wycofanego faceta ujrzała pogodnego wiecznie uśmiechniętego mężczyznę, którego widywała nie jednokrotnie na filmikach zespołu. Ujrzała tego prawdziwego Michaela, nie nakładał przy niej maski, nie starał się udawać, był sobą nawet w tych najgorszych chwilach, gdy jedyne co potrzebował to przyjść do niej przytulić się i nie raz wypłakać.
    Mężczyźni mieli prawo mieć słaby dzień, trudne chwile, mieli również prawo płakać. A ona zawsze starała się przy nim być w tych chwilach wspierać go, wysłuchać i pomóc poprawić nastrój, jeśli nawet wystarczy mu jej obecność. Siedziała z nim, słuchała jego żali i zawsze starała się go pocieszyć i pomóc. On robił dokładnie to samo, gdy ona miała ciężkie chwile. Wspierali się i żaden z nich nie ubliżał drugiemu w tych naprawdę trudnych dniach. Nawet w takich banał jak psuł się jej humor przed miesiączką, Mike nie ignorował tego, zawsze go uprzedzała, że może być zła i pomimo że wiele razy potrafiła się drzeć, na niego o głupotę on jej nie ignorował, wręcz słuchał, z ogromną dozą cierpliwości i nawet jak zdołała się już wykrzyczeć, oferował swoje ramiona i nie ignorował jej bólu czy cierpienia. Zawsze przychodził z czymś, co potrzebowała w tej chwili najbardziej.
    Mówiła to nie raz i potworzy to wielokrotnie taki facet jak on to skarb, którego nie chciała tracić i naprawdę miała gdzieś fakt, że była od niego młodsza o prawie dekadę, że ludzie mogą źle odebrać to, że spotyka się prawie trzydziestolatkiem, ale szczerze miała to gdzieś. To było ich wzajemne życie, ich znajomi akceptowali ich i wspierali ich i nawet dla nich nie miała znaczenia różnica wieków. Cenili to, że wzajemnie się dogadywali, a to chyba najważniejsze było dla zdrowych relacji.
    Drgnęła niespodziewanie, czując dotyk tak bardzo znajomych dłoni, gdy sama pochylała się w lustrze swojego ukochanego, malując kreskę na oku w ostatniej chwili, odsunęła koniuszek od swojej powieki, nie robiąc zawijasa i nie musząc być zmuszona do poprawiania makijażu.
    — Mike! — wykrzyknęła nieco oburzona — Nie strasz mnie! Prawie wyjechałam kredką przez ciebie.
    Jednak on nie odpowiedział, jednak czuła jak wtula twarz w jej ramię, z każdą chwilą czuła jak składa drobne pocałunki wzdłuż jej karku, jednak również nie obeszło jej uwadze, że wyraźnie poczuła, jak jego spodnie znacznie się poruszają. Opuściła dłonie na krawędź umywalki, a po łazience rozniosło się echo maleńkiego odgłosu postukiwania bransoletki o porcelanę, a ona lekko odwróciła głowę do tyłu, by spojrzeć na kruczoczarne włosy swojego chłopaka:
    — Kiciu czy mógłbyś opanować swojego przyjaciela? — odezwała się nieco uniesionym głosem.
    — Ale o co ci chodzi.
    Słyszała tę znajomą nutkę niewinności, wręcz skruchy w jego głosie jednak ona znała go zbyt dobrze, by pod tym płaszczykiem otulonym w obojętności skrywało się pragnienie, pożądanie, które już rozpaliło jego ciało i duszę. Spodziewała się jednak tego, że może tak zareagować, było to wręcz do przewidzenia, gdy sama wybrała sukienkę, którą miała obecnie na sobie.
    — Koteczku nie udawaj i proszę cię, opanuj się, za chwile przyjeżdżają goście, nie mamy czasu na zabawy.
    — Nawet na twoje…
    — Nie! — powiedziała stanowczo i niezwykle twardo widząc, do czego zmierza ta rozmowa.
    — Ale…
    — Mike błagam, nie mamy na to czasu, tak uwielbiam ci sprawiać rozkosz, ale chyba nie chcesz by zastali nas w trakcie.
    Popatrzyła na niego nieco wymownie, przez chwile patrzyła, jak wpatruje się w nią, z nadzieją w swoich brązowych oczach, jednak po chwili patrzyła, jak opuszcza pokonany ramiona i wzdycha cicho.
    — Dobra, ale jutro ci nie odpuszczę! — zaczął się odgrażać.
    Zaśmiała się perliście na jego komentarz, po czym ponownie odwróciła się do lusterka dokończyć, malować kreskę na oku. Niemal w tej samej chwili po całym mieszkaniu rozniósł się echo dzwonka do drzwi:
    — Otworzę, jednak nie siedź długo!
    Wymruczała coś w odpowiedzi, zbyt skupiona na swoim zajęciu, jednak słyszała odgłos jego kroków, gdy schodził po schodach a po krótkiej chwili odgłosy rozmów, które niosły się z dołu. Przeciągła po raz ostatni kreskę na oku, po czym wetknęła ją do skuwki, odkładając ją na krawędź zlewu i przejrzała się po raz ostatni w lustrze. Przeczesała swoje splecione włosy po raz ostatni i uśmiechnęła się lekko zadowolona z ostatecznego efektu. Zostawiając, praktycznie wszystkie rzeczy wyszła, z łazienki gasząc światło i przechodząc przed sypialnią, dostrzegła całą czwórkę futrzaków, wylegujących się na wygodnym materacu zapewne chciały znaleźć spokojny kąt, by przeczekać tę zabawę. Zostawiła ich samych, przymykając lekko drzwi, a sama przeszła po korytarzu schodząc po stopniach.
    — Wszystkiego Najlepszego!
    Dosłownie chór głosów krzyknął w tej samej chwili i dostrzegła tam praktycznie wszystkich. Członków zespołu z partnerkami jej znajomych z liceum z drugimi połówkami oczywiście Dragona oraz Rocky’ego, którego zaprosiła na zabawę oraz kilku jej znajomych oczywiście w tym roku Tony nie mógł przyjechać jednak rano przyszła od niego paczka z prezentem dla niej i przeprosinami, że nie mógł dziś przyjechać no i oczywiście brakowało Seleny oraz Marinette jednak nawet nie spodziewała się, że przyjadą. Nadrabiały urodziny ich, gdy przyjeżdżały do miasta.
    Schodząc do salonu, została od razu, otoczona przez znajomych oraz przyjaciół, którzy zaczęli składać jej życzenia, oraz wręczać podarunki. Nie mogła przestać się uśmiechać do momentu, aż nie usłyszała dość znajomego głosu i to dość charakterystycznego, które naprawdę się nie spodziewała.
    — Przesuń się debilu! Zrób mi miejsce!
    Niemal natychmiast odwróciła się za źródłem tego znajomego głosu, a po chwili dostrzegła jak ku niej idzie Selena oraz Marinette. Dwójka dziewcząt, które się najmniej spodziewała. Pisnęła wręcz, z zachwytu rzucając się w uścisku na dwie przyjaciółki, które w tej samej chwili ją objęły.
    — Uwaga Selena na horyzoncie — od razu usłyszała za sobą głos ukochanego, który wręcz był rozbawiony, a nie zeli zły czy rozgoryczony.
    — Ciebie też miło widzieć The Glue — skomentowała na powitanie.
    — Litości tylko nie to! — krzyknął nieco oburzony — Nawet oni tak już do mnie nie mówią.
    Skinięciem głowy wskazał na grupkę jego wiernych przyjaciół oraz kumpli z kapeli.
    — Ale uwielbiam cię irytować Shinoda — skomentowała Adams, gdy tylko odsunęła się od niej podeszła do Michaela i ku rozbawieniu wielu przytuliła go.
    Mogło się tylko wydawać, że Selena i Mike siebie nie lubią, bo oboje często sobie docinali, jednak nie była to prawda. Lubili się i szanowali i temu nie mogła zaprzeczyć. Ich relacja było czysto przyjacielska, nie byli jakimiś najbliższymi kolegami, ale potrafili się dogadać, wręcz rzadko się kłócili, mogła porównać te ich relacje, do stosunków jej oraz Dragona. Potrafili się wzajemnie obrażać, doprowadzać drugiego do irytacji, ale uwielbiali siebie nawzajem i dzielili wspólną pasję.
    Impreza zaczęła się a najlepsze, poleciały pierwsze takty muzyki, pierwsze shoty czy drinki. Oczywiście nie pomijając już pierwszych tańców, wygłupy czy śmiechy, zdawało się, że to dopiero początek długiej nocy, która się szykowała.
    — A ja mam pomysł — nagle czknęła Selena, gdy zegary zaczęły wskazywać parę minut przed północą.
    — Znając twoje genialne pomysły, zaraz pewnie każesz się komuś przespać — skomentowała Marinette która stała nieopodal na lekko już trzęsących się nogach, lecz była wspierana przez ochocze ramię swojego chłopaka. Oczywiście nie mogło zabraknąć Adriena. Może kiedyś mieli między sobą kwasy, ale to było parę lat temu, od tego czasu byli oddymi przyjaciółmi. Nie bez powodu tak dobrze znała jego brata czy rodziców, którzy ją naprawdę polubili, a Emilie praktycznie chciała ją zaadoptować jako swoją córkę.
    — Nie — stwierdziła, jednak wszyscy wokół niej dostrzegli znajomy błysk w jej oku — Shinoda debilu, choć tu! — krzyknęła do muzyka, którystał dalej w otoczeniu.
    — Co ty chcesz od niego? — zdziwiła się, patrząc na swoją przyjaciółkę.
    Nie odpowiedziała, lecz na jej ustach wykwitł szeroki uśmieszek. Niemal w tej samym momencie podszedł do niej Michael, który też już za trzeźwy nie był, jednak tak jak ona jeszcze kontaktował na tyle by stać równo na nogach.
    — Czego Adams?
    — Pamiętasz osiemnastkę swojej dziewczyny?
    — Tak — odparł zdziwiony — Do czego zmierzasz?
    — O nie Selena tylko nie to! Wtedy to miało sens, teraz to kompletnie nie ma, bo jesteśmy, razem nie musisz nic udowadniać nam ani sobie — wykrzyknęła oburzona na przyjaciółkę.
    — Ale ja nie chce tego powtarzać! Chce jednak by nasz drogi Shinoda zaśpiewał dla naszej jubilatki a swojej dziewczyny przesłodzą piosenkę miłosną.
    — Nie! — odmówił.
    Doskonale każdy wiedział w tym towarzystwie ze Mike nie za bardzo pała chęcią do śpiewania, gdy tego nie potrzebuje. Wciąż tkwi w przekonaniu, że, lepiej rapuje niż, wychodzi, mu czysty wokal, ile to ona się nagadała mu, próbując wmówić, że ma święty głos, ale on dalej uparcie trwa przy swoim.
    — Tak! Zrobisz to! Chyba Julii nie odmówisz zwłaszcza w jej urodziny!
    — Ale to twój głupi pomysł nie jej!
    — Nie zrobisz tego dla niej? — dziwiła się — A słyszałam, że uwielbiasz dla niej śpiewać.
    — Do czego ty właściwie zmierzasz?
    — Chce, byś dla niej zaśpiewał, nic więcej.
    — A haczyk?
    Zapanowała chwila ciszy jedynie dźwięki, puszczonej z głośników muzyki zakłócał ten wręcz idealny harmonijny spokój.
    — Zaśpiewasz Baby od Justina.
    — O nie! — wykrzyknęła wręcz oburzona niemal w tej samej chwili co jej ukochany.
    — Nie, nie, nie chce tego słyszeć!
    — Nie zaśpiewam tego możesz o tym tylko po śnić!
    Selena zbyt dobrze znała jej stosunek do tej konkretnej kompozycji. Oczywiście nie była fanką tego artysty to bardziej ona, ale ta konkretnie piosenka doprowadzała ją niemal do szaleństwa. Doskonale wiedziała, jak bardzo jest popularna, że ten utwór dał mu rozgłos, ale jej po prostu nie przypadł do gustu.
    — Idź się upić! — stwierdził Michael, odchodząc, nawet nie zaszczycając, ich spojrzeniem.
    — Shinoda nie bądź tchórzem wracać i śpiewać.
    — Nie zaśpiewam tego na trzeźwo! — odkrzyknął.
    Chwile potem jednak każdy obecny w salonie mógł usłyszeć wykonanie słynnej piosenki Justina Biebera w wykonaniu Mike Shinody. Co doprowadziło wręcz obecnych gości do salwy śmiechu, jednak w najgorszej położeniu znalazła się jubilatka, która wręcz zażenowana pragnęła schować się pod ziemią, by tego nie słyszeć, w przypadku jej ukochanego pragnął po prostu tego nie robić, nie śpiewać jednak został wręcz do tego przymuszony, gdy tylko zdołał skończyć w jego dłoniach, wylądował szklanka z shotem, a on ujrzał przed sobą swoją ukochaną, która patrzyła na niego zmieszana, a z jej ust popłynęły ostatnie słowa:
    — Zapomnijmy o tym razem!

Saturday, February 4, 2023

III 11— WISI NAD NIMI AURA NIEPEWNOŚCI

     — Siad misia! — nakazała spokojnym, lecz przewijała się w tonie jej głosu nutka stanowczości.
     Patrzyła na swoją ukochaną wierną psią przyjaciółką, która z chwilą wydania przez nią komendy, zaszczekała głośniej i bez żadnego oporu wykonała jej polecenie. Przysiadła na swoich tylnych łapkach, zapatrzona swoimi ciemnymi ślepkami w ukochany przysmaczek, który trzymała między palcami. Ukucnęła przy niej, wyciągając dłoń z psią pałeczką, którą położyła sobie na dłoni i podsuwając pod mordkę małego maltańczyka, który wręcz chapsnął ją w następnej sekundzie i pobiegła w bezpieczne miejsce, by nie został jej skradziony przed większego żarłoka, jakim był pupil Shinody.
    — Jay! — zawołała w głąb mieszkania.
    Dług nie musiała czekać aż biało — czarna kula sierści wtoczyła się do kuchni gdzie stała. Widziała jego szczerą radość, gdy niemal przeskakiwał, z nogi na nogę wyczekują nagrody po długim maratonie biegania, który urządziła sobie dziś z ukochanym oraz tą dwójką. Wrócili zaledwie przed paroma minutami, z prawie dwugodzinnego maratonu. Aż była pozytywnie zaskoczona, że tak długo Mike zniósł tak długi bieg, owszem nie mówiła, że nie należał do osób nie wysportowanych, ale dopiero wkręcał się w ten zdrowszy tryb życia, który ona sama obrała przed studiami. I ogromnie to ceniła, bo praktycznie każdego wieczoru czy o poranku ćwiczyli razem, gdy tylko byli wspólnie ze sobą. Mike nie przegapił żadnego treningu, zmieniał na lepsze swoje nawyki żywieniowe, co ogromnie ceniła. Jak pytała go o przyczyny, tak nagłej zmiany uznał, że chciał popracować nad sobą, bo po części siedzący tryb życia mu nie służy, owszem na koncertach szalał, ile wlezie, jednak gdy tworzyli płytę praktycznie, siedział przed komputerem czy instrumentami tworząc coś, mając niewiele ruchu, a tak zaczął być bardziej aktywny, co ogromnie w nim ceniła. W sumie nie raz sama przed paroma miesiącami wyciągała go na ćwiczenia i chodził, gdy tylko miał ochotę, ale gdy nie miał chęci, nie zmuszała go i zwyczajnie zostawiała go samego w swoim mieszkaniu, a sama szła nieco się spocić. Często wtedy ćwiczyła z Alice która była zupełnie jak ona chciała dodać do swojej siedzącej pracy nieco większej aktywności w swoim codziennym życiu, i tak obie po części pragnęły podobać się swoim facetom. Efekty ćwiczeń były dostrzegalne i w przypadku Mike uwielbiał podziwiać jej smukłe wysportowane nagie ciało. Nie popadała jednak w skrajności, starała się żyć w miarę zdrowo, ale nie rezygnowała z przyjemności. Wyznawała zasadę równowagi i umiarkowania czy to w ćwiczeniach, czy diecie. Bo przecież nie będzie próbowała się oszukiwać czy swojego organizmu podczas miesiączki, gdy miała ochotę na czekoladę, ciastka czy lody zastąpić to czymś niesamowicie zdrowym nie było to poważne. Folgowała swoim zachcianką, ale miała podejście, że nie należy popadać w skrajności.
    — Leżeć — zwróciła się do husky’ego.
    Dosłownie w tej samej chwili syberyjczyk wyciągnął przednie łapy przed siebie, kładąc się na chłodnych kafelkach kuchennych. Zupełnie jak przed momentem podsunęła pod jego mordkę dłoń z przysmakiem, który zniknął niemal natychmiast. Pogłaskała go po głowie z lekkim uśmiechem:
    — Zmykaj odpoczywać.
    Patrzyła, jak dość masywnej postaci pies wybiega i wpada do salonu, widziała, jak się rozgląda zapewnie, szukając swojej ulubionej przyjaciółki. Doskonale wiedziała, jak i Mike ze Junka i Jay byli niesamowicie zżyci ze sobą i ciężko nie raz było ich rozdzielić. Wyprostowała się, chwytając bidon, z resztką wody, upiła ją do końca. Jednak mimo tego nie ugasiła pragnienia. Podchodząc do kranu, nalała sobie odrobinę więcej przezroczystej cieczy, upijając ją do końca.
    Oparła dłoń o krawędź blatu, patrząc na podjazd, posiadłości wzdychając cicho. Było niedziele popołudnie, wielu mieszkańców korzystało z naprawdę korzystnej pogody. Nie były już to temperatury powyżej osiemdziesięciu ośmiu stopni, Fahrenheita jednak termometry wskazywały poniżej siedemdziesięciu ośmiu stopni, więc nie było aż tak duża.
    Zapatrzona w jeden punkt przed sobą nie usłyszała odgłosów kroków za sobą, nie dojrzała momentu, gdy jej ukochany wszedł do kuchni i praktycznie bez ostrzeżenia podszedł bliższej niej. Kącik jego ust drgnął lekko ku górze, widząc swoją ukochaną ubraną w teraz bardzo przylegający do niej jednej, z wielu kostiumów do ćwiczeń. Obcisłe legginsy teraz przylegały do niej jeszcze bardziej, gdy pot sprawił, że materiał jeszcze bardziej przylegał. Top na szelkach odsłaniał jej płaski brzuch, mógł patrzeć, jak skąpa bluzka odsłania jeden z jej kilku już tatuaży i chyba jeden z pierwszych, które zrobiła. Nie mógł zaprzeczyć, ale mega kręciło go ciało jego ukochanej, które w coraz większym stopniu pokrywały tatuaże. Co parę miesięcy na jej ciele witał kolejny kolorowy czy to mniej kolorowy wizerunek już dwa z nich sam osobiście dla niej zaprojektował. Same obrazki na jej ciele dodawały jej niesamowitego seksapilu i potęgowały jej urodę. Nie mógł jednak również zaprzeczać temu, że nie podobała się innym mężczyzną, bo sam doskonale był świadkiem jak wielu, z nich odwracało się za nią na ulicy, jednak nie mógł odebrać jednego Julii. Była lojalna i wierna jemu, chociaż tak jak on zdawała sobie z tego sprawę, że przyciąga wzrok wielu mężczyzn, ale również kobiet nie patrzyła na nikogo innego, gdy była w związku z nim.
    Obejmując ją jednym ramieniem, niemal natychmiast przyciągnął ją do siebie, czuła jak drgnęła lekko wystraszona w jego ramionach, zanim odwróciła się twarzą w jego stronę. Ujrzał ten znajomy błysk w jej spojrzeniu, a jej usta wykrzywiły się w radosnym uśmiechu, czuł dotyk jej ciepłych rąk, jednak dotyk był nieco nieprzyjemny, lecz tylko dlatego, że wciąż się nie wykąpała po ich wcześniejszym biegu jednak wcale mu to nie przeszkadzało, sam dopiero co wyszedł spod prysznica. Ubierając pośpieszenie jakiś podkoszulek czy spodenki, lecz z jego włosów nadal ciekła woda, lecz zbytnio się tym nie przejmował.
    — Więc skoro wróciliśmy, wiesz, co cię czeka.
    Odchyliła lekko głowę do tyłu, wzdychając głęboko, pokonana całkowicie.
    Jak mogła w ogóle się łudzić, że Mike zapomni o ich małym zakładzie a właściwie małym pojedynku, w którym na swoje nieszczęście przegrała. Wszystko sprowadzało się do zeszłej nocy, gdzie wspólnie urządzili sobie jedną z wielu nocy gier i zabaw i oczywiście jak to ona porwała ją chęć rywalizacji, gdy on zaproponował siłowanie się na rękę, z góry mogła przewidzieć, że to może przegrać, jednak duma i chęć pokonania go wzięła górę. Urządzali sobie wiele takich wieczorów, nie każda noc kończyła się w łóżku, a nie raz wystarczyło im granie w jakieś planszówki czy gry video, poprzednia noc nie była wyjątkiem, czasami wystarczył im wieczór przed telewizorem z dobrym filmem, a nie raz wyciągali jakieś gry i rywalizowali ze sobą. I tak już wielokrotnie przegrywała w tej, jak najbardziej znanej małej konkurencji jednak wczoraj ponownie łudziła się, że zdoła go pokonać, ale by było bardziej, zabawnie się założyli!
    Gdyby przegrał, on musiałaby przez tydzień, robić jej śniadanie do łóżka, niby banał prawda, a jednak nie chciała znowu elementu seksu wprowadzać do ich pojedynku, jednak gdy ona poniesie klęskę, miała, z nim spędzić całą noc na maratonie oglądania Gwiezdnych Wojen. Filmu, na którym po pięciu minutach zasypiała, jednak co było najgorsze, nie mogła zasnąć po paru chwilach, tylko oglądać do końca. Nie była pewna, jak to przetrwa, jednak musiała wywiązać się z zakładu, który przegrała.
    — A muszą być to akurat Gwiazdę Wojny, nie może być to inny film? — zajęczała marudnie — No nie wiem Harry Potter, wszystko inne, ale nie ta produkcja. — marudziła.
    Niemal w następnej chwili usłyszała jego radosny śmiech. Wiedział doskonale, że Julia nie należała do wielbicieli tych ekranizacji filmowych i pragnął z nią kiedyś obejrzeć całą sagę, jednak zawsze się od tego wymigiwała, a wczoraj znalazł idealną okazję, by w końcu ziścić swój plan i tak wrobił swoją ukochaną w oglądanie filmów o galaktycznej wojnie planetarnej.
    Patrzyła jak lekko kręci palcem przed jej oczami, a na jego ustach pojawił się bardzo irytujący uśmieszek:
    — Obiecałaś i dotrzymasz słowa księżniczko — dopowiedział, akcentując ostatnie słowo.
    — Michael! — niemal wrzasnęła zirytowana.
    Uśmiechnął się półgłębikiem wiedząc doskonale jak bardzo irytujące ją nazywanie tytułem królewskim, jednak wiedział, jak na nią wpłynąć by wyszło na jego. Oboje byli uparci, jednak potrafili jednak chodzić na ustępstwa.
    — Zrobię wszystko, byłeś mnie, tylko nie nazywał „księżniczka” — powiedziała nieco podburzona, co sprawiło, że zaśmiał się cicho.
    — W takim razie oglądasz ze mną…
    — Dobrze już obejrzę, tylko mnie już tak nie nazywaj!
    Zdawało się tak sielski spokój nic nie przerwać, a jednak gdy w powietrzu rozdarł się nagły dźwięk, oboje poderwali się wystraszeni, gdy po całym domu rozniósł się odgłos dzwonka do drzwi. Julia niechętnie wysunęła się z jego ramion.
    — Pójdę otworzyć — oznajmiła.
    Odchodząc, weszła na korytarz, po czym znikając za ścianą kuchni, skierowała się w stronę drzwi wejściowych, zastanawiając się, kto to mógłby być. Z tego, co wiedziała, Mike nie zaprosił nikogo, bo oboje mieli plany na wieczór, tak jak ich znajomi czy przyjaciele mieli swoje zaplanowane wyjścia. Nie oczekiwali nikogo więcej. Przekręcając klucz w zamku, nacisnęła na klamkę i pociągnęła ją do siebie, a ona stanęła twarzą w twarz z dwojgiem nieco starszych osób.
    Zlustrowała ich spojrzeniem swoich bladoniebieskich oczu, z uwagą przyglądając się kobiecie stojącej nieopodal, wyglądała na osobę przed pięćdziesiątką, kobieta o dość zgrabnej figurze, ubrana w kremową garsonkę idealnie dopasowana była do jej karnacji, lekka złota biżuteria komponowała się z całym ubraniem, na stopy włożyła białe czółenka, podniosła wzrok, przyglądając się jej twarzy, pomimo lekkiego makijażu można dostrzec, było już lekkie zmarszczki za ciemnym oprawek okularów, spoglądały na nią pary niebieskich oczu, jeden kosmyk z jej idealnie ułożonych włosów spływał na jej czoło, pomimo brązowych pasemek włosów, które były zapewne farbowane, widać było pojedyncze siwe włoski. Odniosła wrażenie, jakby patrzyła na kobietę, z nieco wyższych sfer jednak wtedy spojrzała na posturę mężczyznę przy jego boku. Pomimo wieku wyglądał na niezwykle wysportowanego mężczyznę. Widziała spod jego koszuli w typowo żołnierskie łaty koszuli mięśnie, jego nogi otulały czarne spodnie. Jednak ona zwróciła uwagę na jego twarz.
    Twarz, która wydawała się jej bardzo znajoma, wręcz jakby już wielokrotnie ją widywała. Kruczoczarne włosy były idealnie zaczesane do tyłu, spod nieco krzaczastych brwi spoglądała na nią para ciemnobrązowych, bardzo czujnych tęczówek miała wrażenie, jak ten mężczyzna ją prześwietlał swoim wzrokiem. Pomimo że poczuła nieco niezręcznie, nawet nie drgnęła. Przez moment myślała, jakby patrzyła na starszą wersje Michaela, ale to było absolutnie niemożliwe by mężczyzna, który przed nią się stał, był osobą, o której myślała.
    — W czym mogę państwu pomóc? — spytała grzecznie.
    Myślała, że ci państwo mogli się pomylić, zabłądzić, szukać kogoś i zapukali, by zapytać o drogę. Nie wypadało jej wyrzucać ich, zwłaszcza że sama nie była u siebie, jednak chciała poznać cel wizyty tej pary. Nie była głupia, widziała wręcz te same obrączki na ich serdecznych palcach lewej dłoni i mogła od razu stwierdzić, że byli małżeństwem.
    — Dzień dobry, szukamy naszego syna — odezwała się opanowanym głosem kobieta, jednak słyszała nutkę niepewności wręcz strachu w jej tonie.
    — Szukamy Michaela Shinody, dowiedzieliśmy się, że tu mieszka.
    Z chwilą, gdy usłyszała barczysty głos męża, kobiety wręcz mogłaby sobie dać rękę uciąć, że ten głos tak bardzo przypominał jej ukochanego, ale pomimo że ją intrygowało, nie chciała być wścibska.
    — Chwileczkę… Mike’a Shinody? — spytała nie dlatego, by się upewnić, lecz dlatego, że wydawało się jej naprawdę dziwne.
    Mike praktycznie przez ostatnie lata nie wspominał nic na temat własnej rodziny. Mogła śmiało powiedzieć, że milczał niczym zaklęty, a ona sama nie pragnęła go do niczego zmuszać. Wolała, by powiedział coś na temat własnej rodziny, gdy będzie gotowy, owszem wiedziała o zmarłej ciotce, po której przejął cześć jej majątku, jednak nic więcej nie wiedziała, a jej natura nie pozwoliła jej dopytywać.
    — Czy mogłabym poznać państwa godność? — zapytała po dłuższej chwili, w której czuła wręcz to nieprzyjemne milczenie.
    — Diana i Roger Shinodowie — przedstawił się mężczyzna, wyciągając ku niej dłoń.
    Wyciągnęła dłoń czuła stanowczy uścisk dłoni starszego mężczyzny i prawdopodobnie ojca jej partnera co kompletnie ją wytrąciło z równowagi. Nie mogła jednak zaprzeczyć temu, że nie poczuła szoku po tej informacji. Nie zakładała od razu, że właśnie jego rodzice podzielili los jej mamy i zmarli, ale takie niespodziewane spotkanie wywarło na niej szok. Otrząsnęła się jednak z lekkiego oszołomienia i zwróciła się do starszej pary przed sobą.
    — Momencik — uniosła lekko dłoń ku górze.
    Wycofała się o krok w tył do mieszkania i zawołała w głąb.
    — Mike czy mógłbyś tu pozwolić?
    — Jak to któryś z chłopaków powiedz, że mnie nie ma! — odkrzyknął z salonu.
    — Mike to żaden z nich! — wyjaśniła pośpiesznie — Pozwól na chwilkę — dodała z niezwykłą stanowczością w głosie.
    Słyszała po chwili odgłos jego kroków, które echem odbijały się w przedpokoju, dosłownie po paru sekundach stanął tuż przed nią a z jego ust padło to jedno pytanie:
     — O co chodzi?
    Zrobiła jeszcze jeden krok w bok, by mógł ujrzeć kto, stoi przed wejściem. Obserwowała go z uwagą, jak niemal kolor odpływa z jego twarzy, jak blednie w jednej chwili, a w jego oczach dostrzegła szok, mieszający się z wściekłością i niezrozumieniem. Patrzyła, jak zaciska swoje dłonie mocno w pięści. Oszołomienie, które przeżył, powoli zastąpiła wściekłość i ogarniająca go złość.
    — To wy…! — wycedził.
    Głos z tyłu jej głowy niemal krzyczał, by się ewakuowała i zostawiła ich samym. Zrobiła to, robiąc niezauważona parę kroków w tył, nie chciała uczestniczyć w rozmowie rodzinnej. Nie chciała wręcz być jej uczestnikiem. Przeszła obok Michaela jednak od razu wyczuła, jak niemal gotuje się z wściekłości, dyskretnie uchwyciła jego dłoń w lekkim uścisku, pragnął, by nieco się odstresował, a sama zniknęła w salonie.
    Chyba pora było się iść wykąpać.
    Niby tak banalna myśl, jednak była to jak najbardziej skuteczna wymówka, by nie przeszkadzać synowi oraz rodzicom w małej pogawędce rodzinnej, w której naprawdę nie chciała brać udziału. Wspinając się po dwa stopnie, weszła na górne piętro i niemal od razu powędrowała w stronę drzwi sypialni, słyszała odgłos rozmów na dole, jednak nie zamierzała się im przysłuchiwać. Wchodząc przez próg pokoju, podeszła do swojej torby z ubraniami i chwyciła jakieś wygodne dresy oraz bieliznę na zamianę i zamknęła się w ogromnej łazience. Zdejmując z siebie przepocony top, wciąż słyszała echo niewyraźnej dyskusji toczącej się na dole, o co chodziło? Nie miała pojęcia, docierały jedynie pojedyncze słowa, a ona nie była wścibska ani na tyle ciekawska, by siedzieć z uchem przy drzwiach sypialni i podsłuchiwać. Wolała zająć się sobą. Pomimo że byli w związku ona ceniła prywatność swojego ukochanego, tak jak on szanował, że mogła mieć przed nim tajemnice. Uznawali, że owszem o wielu aspektach swojego życia mówią sobie wzajemnie, ale były również i takie, w których zachowywali dla siebie i było to naturalne. Pary żądają od siebie całkowitej prawdomówności, ale ona woli uszanować przestrzeń osobistą swojego ukochanego i nie we wszystkie jego sprawy wchodzić w buciorach. Dla niej to jeden z elementów zdrowe związku i relacji damsko — męskich. Związek buduje się na wzajemnym zaufaniu i tak druga osoba może przed nami mieć swoje tajemnice, o których nie musi mówić. I nie uważała to, że sekrety mogą zrujnować wspólne pożycie. Owszem jednak zgodzi się, że ukrywanie zdrady jest czymś odrażającym i okazaniem braku zaufania, wierności czy lojalności wobec drugiej osoby jest naprawdę skrajnie głupie jednak takie tajemnice, które nie mają prawa zniszczyć związku, mogą być zachowywane przez drugą połówkę.
    Zamyślona weszła pod strumień ciepłej wody, który powoli zmywał z niej brud wcześniejszego treningu, czuła się o wiele lepiej z każdą chwilą, gdy pozbywała się z siebie tego wstrętnego oklejającego ciało wydzieliny. Nie znosiła tak tego, ale to efekt uboczny intensywnych ćwiczeń. Wychodząc spod ciepłego strumienia wody, który zmył pianę, która otulała jej ciało, chwyciła puchowy ręcznik wiszący na rączce i otuliła się nim, by po chwili związać wokół swoich kosmyków włosów mniejszy materiał, który chłonął nadmiar wody z jej pasemek włosów. Stanęła przed lustrem, nudząc pod nosem piosenkę, która ostatnio wpadła w jej ucho.
    Opuściła łazienkę po dłuższej chwili ubrana w wygodne dresy, a swoje włosy wysuszyła i zaplątała w dość grubego warkocza, który ciągnął się jej do końca piersi. Uwielbiała dbać o włosy, starała się je na bieżąco podcinać, lecz jedynie łamiące się końcówki, zależało jej na zadbanych długich włosach, oczywiście nie narzekała teraz na ich długość, ale chciała jeszcze z parę centymetrów zapuścić. Uważała, że włosy były jednym z jej atutów poza oczami, oczywiście w opinii Mike’a były to również piersi. Jednak nie była już zdziwiona jego erotycznymi zapędami. Zbyt poznała go przez cały czas ich związku i z początku może się nie wydawał taki pragnący wciąż seksu, to teraz nie mógł się paru dni bez niego obejść. Najgorszym okresem dla niego był moment, gdy dopadała ją comiesięczny horror każdej dziewczyny.
    Miesiączka.
    Pomimo że unikali wtedy seksu, dla jej własnego komfortu psychicznego. Wiedziała, że są dziewczyny, które nawet w te dni nie rezygnują ze współżycia, jednak ona nie czuje się na tyle dobrze mentalnie by zabawiać się z facetem, gdy z niej samej cieknie rzeka krwi, a ona sama miała niezwykle bolesne i obfite krwawienia. Koszmarem dla Mike’a były jej humorki. Jednak hormony dawały w kość i pomimo że nie raz potrafiła krzyczeć na niego z byle głupoty, z której w normalny dzień by się śmiała tak, działa kobieca natura. Musiał to znosić i dawał radę. Wiele razy go podziwiała, że znosi tak wiele nie raz, potrafiła go wyzywać od najgorszych, gdy zrobić coś nie po jej myśli a w następnej sekundzie potrafiła się do niego tulić zapłakana. On to znosił i zawsze miał w domu zestaw awaryjny w postaci słodkości czy to tych suchych, czy zimnych. I nigdy jej nie żałował niczego. Bo dosłownie potrafiła jeść dużo, ale nadrabiała sporą aktywnością.
    Schodząc po stopniach apartamentu, nie słyszała już żadnych rozmów, podniesionych głosów co ją lekko zaskoczyło. Rozejrzała się po pokoju dziennym, który już był oświetlony sufitowymi lampkami, bo na dworze już zapadł zmrok. Urok listopadowo — grudniowych dni szybko zapadł zmrok. Wchodząc przez próg kuchni, dostrzegła swojego ukochanego opartego dłońmi, o marmurowy blat kuchenny widziała, jak zaciska palce na jego krańcu, aż jego knykcie pobielały, widziała, jak pochyla lekko głowę w przód i mogła dostrzeć jak stara uspokoić swój niepokojony oddech.
    — Mike? — podeszła ostrożnie do niego i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
    Drgnął niemal w tej samej chwili pod wpływem jej dotyku, odwrócił głowę przez ramię i spojrzał na nią nieco nieobecnym spojrzeniem.
    — Czy… czy wszystko dobrze? — spytała ostrożnie.
    Nie chciała absolutnie wchodzić na tematy prywatne czy rodzinne, ale zwyczajnie się o niego martwiła. Wyglądał na tak bardzo zdenerwowanego i nie chciała, by się czymś trapił, jeśli mu będzie wprawiać go w takie zirytowanie.
    — Tak… — powiedział pośpieszenie — Absolutnie tak — odkrzyknął.
    Wyprostował się, a w jednej chwili napięcie z jego twarzy zniknęła, jednak wiedziała, że próbuje tylko zatuszować problemy, czy zmartwienia, jednak pomimo że bardzo się martwiła, nie zamierzała go nakłaniać do wyznania, z czym się zmaga, jeśli nie chce, nie zamierza go przymuszać.
    — To, co gotowa na maraton z Luke Skywalker czy Obi-Wan Kenobi?
    — Nie! — zajęczała wręcz z rozpaczą — Możemy to przełożyć?
    Widziała jak kręci w zaprzeczeniu głową, z wrednym uśmieszkiem na swoich ustach.
    — Mowy nie ma! — powiedział z dozą stanowczości — Ja idę szykować filmy, a ty przygotuj jakieś przekąski i picie.
    Czuła jak całuje ją w policzek, zanim wyszedł, a ona sama niechętnie wyciągnęła z jednej z szafek dwie miski. Idąc do spiżarni, odnalazła w niej tubę ze swoim ulubionym ostatnio smakiem Pringles’ów oraz chwyciła papierowe opakowanie z popcornem do mikrofali. Nie miała specjalnie ochoty robić własnego. Zerwała folie z nadrukiem maślanego popcornu i włożyła do kuchenki mikrofalowej papierową tekturkę i nastawiła czas, między czasie otworzyła tubę, z chipsami chwyciła jednego z wierzchu chrupka w tak charakterystycznym kształcie i wsunęła sobie do ust. Pomimo że sam smak jest reklamowany jako Hot & Spice dla niej specjalnie ostre nie były, a jednak je uwielbiała. Wrzuciła je do jednej ze szklanych misek, wyrzucając pojemnik do kosza, odczekała parę sekund, aż popcorn się upraży i wyjęła dość ciepłe pudełko, które parzyło ją w dłonie. Sycząc pod nosem, otworzyła je, wrzucając do drugiej miseczki i a tektura podzieliła los pojemnika.
    Chwyciła obie miski oraz zgarnęła dwie butelki z wodą i poszła do salonu, gdzie czekał na nią już Michael z filmem, którzy zatrzymał na napisać początkowych. Podeszła do niego patrząc na niego błagalnie, jednak on doskonale zrozumiał jej aluzje i ponownie widziała jak kręci głową, niemal w tej samej chwili odsunął koc, pod którym siedział, zachęcając, by usiadła. Niechętnie to zrobiła, odkładając na stolik miski i butelki z wodą i niechętnie zerkając na ekran.
    — To, co zaczynamy słońce?
    — Jak musimy — mruknęła, niechętnie wygodnie się układając i chwytając miskę z chipsami.
    Patrząc na pierwsze napisy oraz słuchając głosu lektora, czytającego przewijające się napisy wiedziała, że czeka ją długa noc.


✰✰✰


    No i witam w kolejnym miesiącu i kolejnych rozdziałach Julki. Co mogę więcej powiedzieć do zobaczenia za tydzień!