Saturday, February 25, 2023

III 14 — CZAS DOSTRZEC BIEL W ŚWIĘTACH

    — Julio, kochanie, pora wstać…
    — Nie ja chce spać! — cichy wręcz płaczliwy głos młodej kobiety przedarł się przez głuchą cisz w sypialni muzyka.
    Panujący zewsząd mrok ogarnąć sypialni prawie trzydziestoletniego mężczyzny, który podjął się jednego z najgorszych wyzwań, jakie musiał zrobić w środku nocy. Obudzenie swojej ukochanej, co nie było zbyt łatwym zadaniem, znając zamiłowanie studentki sztuk pięknych do leniuchowania i przydługiego spania, jednak nie miał wyboru i musiał wręcz wyciągnąć ją na siłę z łóżka. Wydawało się to takie błahe, bo przecież co to jest rozbudzenie ukochanej dziewczyny, jednak pozory myliły. Julia należała do osób, które z rana wręcz paliły taką niechęcią do życia, pomijając fakt, że była bardzo markotna to również wszystko, potrafiło ją zirytować nawet najdrobniejsza rzecz. Znał jednak ją na tyle dobrze by wiedzieć, jak ją rozbudzić i nie liczyć się, z tym że zacznie krzyczeć rozwścieczona na niego. Sposobem, by rozbudzić tą młodą kobietę, był prosty i stał na jego szafce w termicznym kubku.
    — Skarbie, wiem, ale mamy za cztery godziny lot, musimy się zbierać i jechać na lotnisko — jego lekko zachrypnięty głos przedarł się przez głuchą ciszę, która panowała wokół nich.
    On zaledwie nie dawno wstał, chociaż niechętnie, to jednak on był przyzwyczajony, przez trasy, w które jeździł w stawanie nie raz o nie ludzko wczesnych godzinach czy nawet niespanie przez parę dni, gdy byli w ferworze koncertowania, owszem i jej również się to zdarzało i nie było to już nic zaskakującego, on ,jak i Julia byli bardzo pracowici i niezwykle ambitni. Nie mógł tego im obojgu odmówić, że nie byli wytrwali w tym, co robili. Zawsze starali się być też osobami, które dbają o każdy detal swojej pracy, on nigdy nie wypuściłby piosenki, z której nie byłby w dużym stopniu pewny, bo zawsze im artystom zostaje uczucia, że mogło być lepiej, że powinni się bardziej postarać. Nie tylko w przypadku muzyki, jednak również w przypadku malarzy, pisarzy czy innych osób, które wykazywały się swoją kreatywnością i pomysłowością w tworzeniu sztuki na wielu formach, czy to muzycznych, czy literackich. Osobiście uważał, że największym krytykiem artysty czy twórcy jest on sam. Nie krytyk sztuki, ale osoba tworząca sztukę, bo zawsze widzi w swoich pracach pewne nie dociągnięcia, które mógł, by zmienić, stworzyć jeszcze lepsze dzieło, by być bardziej usatysfakcjonowanym ze swojej pracy.
    Mimowolnie przylgnął do swojej ukochanej dziewczyny, wtulając twarz w zagięcie jej szyi, gdy leżał na boku, tuląc się do niej, czuł, jak porusza się w jego ramionach, gdy jego zarost zaczął ją delikatnie łaskotać po karku. Poruszyła dłonią, a on słyszał, jak chwyta telefon leżący na szafce, nie wiele musiał czekać, gdy usłyszał jej oburzony głos:
    — Mike jest druga w nocy! Druga nad ranem! — niemal wykrzyczała lekko ochrypniętym głosem.
    — Ale mamy lot po szóstej rano, a wiesz, jakie są nasze lotniska ogromne. Musimy jechać wcześniej — mówił przytłumionym głosem, tuląc swój chłodny policzek w jej ramię, rozkoszując się ciepłem i delikatnością jej aksamitnej skóry.
    Zapragnął w jednej chwili, zostać tutaj dłużej tuląc się do niej, mając w ramionach cały swój świat, jednak nie mogli sobie na to pozwolić, musieli zebrać się na szybko i jechać na LAX. Ostatnie ich dni upłynęły pod znakiem zakupów, głównie to Julia musiała kupić parę rzeczy, bardziej musiała skupić się na typowo zimowych ubraniach, ciepłych pełnych puchów bluzek czy nawet jakiś cieplejszych spodni, czy kombinezonu na sportowe igraszki, chciał zabrać ją na narty, a ona nie miała praktycznie nic cieplejszego niż kurtki skórzane czy spodnie, które nosiła w zimniejsze dni, jednak tutaj w Los Angeles nie potrzebowali aż tak grubych ubrań, a jego ukochana zupełnie ich nie miała, jego te gorączkowe zakupy ominęły, bo sam miał wiele rzeczy, zimowych potrzebował, ich nie raz, gdy jeździli do innych krajów w bardziej zimowym okresie, on musiał, jedynie się spakować szał zakupów ogarnął Julie, również musieli zrobić dla znajomych przed wyjazdem świąteczne podarunki, by nie zostawiać ich z niczym. Musieli zrobić wiele przygotowań przed wylotem do Szwajcarii i co ważne również znaleźć osoby, które zajęły, by się ich pupilami i rozmawiając na ostatnim spotkaniu, z chłopakami Chester zdeklarował się, że zaopiekuje się nimi na czas ich wyjazdu. Tak więc wczoraj dwa psiaki oraz koty trafiły pod opiekę jego bliskiego przyjaciela a brata jego dziewczyny. Nie zamierzali porzucać tych futrzaków, tylko dlatego, że wyjeżdżali, a mieli tak wspaniałych przyjaciół, którzy chętnie przygarniali ich do siebie, gdy musieli gdzieś wyjechać razem, zazwyczaj jak on musiał gdzieś pojechać na dłuższy czas to Jay zostawał z Julią i na odwrót. Te zwierzaki były ich małą rodziną, jednak on marzył o również, by jego rodzina się powiększyła, nie tylko by Julia została jego żoną, ale również od wielu lat jego pragnieniem było posiadanie dziecka. Od paru lat pragnął, by jego niespełnione marzenie wcześniej zrujnowane przez byłą żoną, przez dość egoistyczne pobudki zostało brutalnie zniszczone z chwilą, gdy poznał druzgocącą prawdę na temat przerwanej ciąży Taylor. Nie było dla niego, nic bardziej rujnującego niż to jak usłyszał z jej ust, że pozbyła się nowo poczętego dziecka, z tego, co mówiła, przerwała błogosławiony stan, na początku trzeciego miesiąca, praktycznie dwa tygodnie po tym, gdy odkryła, że spodziewa się dziecka. Nic nie wspomniała wcześniej zwyczajnie, zapisała się na zabieg i raczyła go poinformować po fakcie, że dokonała aborcji, teraz po latach nadal panicznie się bał stracić dziecko i jednocześnie pragnął je z całego serca, jednak znał dobrze stanowisko Julii. Wiedział, jak ogromnie zależy jej na studiach i na ukończeniu ich ze stopień magistra. Musiał uzbroić się w cierpliwość jednak wiedział czego mógł, się spodziewać, gdy zdecyduje się być z Julią, która była praktycznie dekadę od niego młodsza i której niezmiernie zależało na swojej edukacji i swoim samorozwoju. Nie chciał, by czuła się nieszczęśliwa w związku, z nim widział, że teraz jej jedynym pragnieniom jest, by się bawić, korzystać ze studenckiego życia, czerpać przyjemność z życia. Sama wielokrotnie powtarzała, że nie mówi nie. Nie zgadza się na założenie rodziny z nim, wielokrotnie podczas ich rozmów podkreślała, że niech pozwoli jej ukończyć studia, mieć pewną pracę, w której będzie się spełniać, nie chciała żyć na jego koszt. Niesamowicie mu to imponowało, stać go byłoby zapewnić jej wszystko, co najlepsze, mogła dosłownie leżeć i pachnieć i nic nie robić, jednak ona była na tyle uparta, że nie pomimo że ostatnio praktycznie byli nierozłączni i Julia wręcz mieszkała, z nim dokładała się do domowego budżetu, wręcz chciała na siebie wziąć, część kosztów za rachunki jednak nie zgodził się na to, bo sama miała mieszkanie, do utrzymania również nie chciała, by płaciła zakupy, jednak uznała, że skoro nie chce, by płacili wspólnie rachunki to bierze na siebie, koszt zwyczajnego życia, gdzie muszą kupić jakieś jedzenie do domu. Co do wyjść zawsze płacili na zmianę, chociaż on upierał się, że może za każdym razem płacić, jednak to Julia się nie zgadzała, zależało jej na związku partnerskim i chciała nie raz to ona za niego zapłacić i mimo że było mu głupio, jak nie raz wyciągała pieniądze, by płacić, za jakieś ich małe grzeszki była całkowitym przeciwieństwie byłej żony, która, gdy dostrzegła, że zaczął bardziej zarabiać i odkryła, że ma milionowy majątek na koncie po zmarłej ciotce, zaczęła go wykorzystywać finansowo do tego stopnia, że musiał jej zasponsorować operację plastyczną piersi oraz pośladków. Julia miała inne morale i wartości, które cenił u niej i zupełnie inne podejście do związku. Cenił ją za to. Oboje nauczeni doświadczeniami poprzednich miłosnych zauroczeń czy miłości pragnęli zdrowego związku opartego na zaufaniu, czy szacunku względem drugiej osoby.
    — Wymyśliłeś sobie — dobiegł go jej zrzędliwy głos — Święta w Szwajcarii, ty to masz pomysły jak nie Sylwester w Sydney to teraz święta w Europie — mruczała gniewnie.
    Wręcz jękną markotnie, gdy wydostała się z jego objęć. Może teraz narzekała, bo był środek nocy, a ona została zmuszona do wstania, jednak wiedział, że, ten wyjazd jej się podobał. Była bardzo podekscytowana świętami, spędzonymi w górach gdzie będzie mogła wreszcie poczuć tą prawdziwą magiczną atmosferę, jakby się tak zastanowić to jego również były to pierwsze święta w górach, mimo że wyjeżdżał nie raz na narty, nigdy nie był w okresie typowo świątecznym. Julia musiała z rana ponarzekać to była dla niej norma i nawet go to nie dziwiło. Słyszał odgłos zamykających się łazienkowych drzwi za dziewczyną, co jego samego wręcz zmotywowało, by wstać i zacząć się szykować.
    Stanęła przed lustrem, przecierając twarz, z trudem powstrzymując ziewnięcie. Spojrzała na swoje lustrzane odbicie, gdzie dostrzegła mocno zaspaną dziewczynę, z mocno podkrążonymi oczami i pragnieniem wrócenia do ciepłego łóżka, wręcz na samą myśl rozmarzyła się o miękkiej pościeli, z której właśnie wstała. Chwyciła frotkę do włosów i upięła burzę lekko kręconych włosów, które teraz latały we wszystkie strony i odkręcając kran i nabierając na dłonie chłodnych kropel, ochlapała twarz wodą, by nieco się obudzić. Nie pomogło to jednak za wiele. Czuła, że bez lekkiego makijażu dziś z domu nie wyjdzie głównie by zakryć cienie pod oczami. Chwyciła kosmetyki, które zostawiła i nie pakowała do torby i niechętnie wzięła się za nakładanie bazy. Rozkoszowała się chwilą spokoju i ogarniającej wręcz głuchej ciszy, dom zdawał się, chłonąć głuche echo jakby nie było tutaj nikogo, jednak po chwili dobiegł ją hałas za drzwi i domyśliła się, że Mike znosił walizki na dół. Za pół godziny miał przyjechać po nich Brad, by zabrać ich na lotnisko, bo nie chcieli płacić przez czas ich wyjazdu za parking więc Shinoda poprosił gitarzystę o przysługę na, co chętnie się zgodził. W przeciągu pięciu minut zakryła oznaki niewyspania się i wcześniej myjąc zęby, chwyciła rzeczy, które sobie naszykowała. Nie chciała wybierać czegoś tuż przed wyjazdem, dlatego wolała to zrobić wczoraj wieczorem. Nasuwając na siebie bluzę, którą przywłaszczyła sobie od chłopaka, zerknęła na swoje odbicie po raz ostatni, gdy spięła włosy w dość gruby warkocz, który opadał jej teraz na prawym ramieniu i uznała, że nie wygląda tak tragicznie z rana, jak mogła sądzić.
    Wchodząc do sypialni, dostrzegła Mike’a, który wszedł do środka, on sam był jedynie w podkoszulku i spodenkach, zdołał jedynie to na siebie włożyć, nim poszedł zrobić kawy tuż po przebudzeniu. Widziała, jak chwyta ze swojej szafki kubek termiczny i podchodzi do niej, chwycił ją lekko za bok, całując ją, w policzek a do jej dłoni wsunął jeszcze ciepłe naczynie:
    — Może ci trochę pomoże — powiedział, a kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry — Księżniczko, idę się przygotować, walizki oraz plecaki, zabierz jedynie telefony ze sobą — skradł jej ostatniego całusa.
    Gdyby nie to, że był wręcz czarny mrok za oknem, a ona nie miała najmniejszego nastroju się denerwować w nocy czy nawet bladym świtem, do którego i tak daleko, mruknęła nieco podirytowana pod nosem i wsunęła do kieszeni bluzy swój telefon, po czym przechodząc obok łóżka podeszła do małej szafeczki, zgarniając z niej telefon Michaela. Wychodząc z sypialni przeszła ciemnym korytarzem, by stanąć u szczytów schodów, pod którymi paliły się światełka.
    Schodząc na dół, rozejrzała się z uwagą, by upewnić się, że o niczym nie zapomnieli. Okna pozastawiane, lodówka praktycznie święciła pustkami, musieli pozjadać rzeczy, które mogły się popsuć i zaśmierdnąć, woleli tego uniknąć. Choinka, którą ubrali na początku grudnia stała zgaszona, wydawało się jej, że o niczym nie zapomnieli. Ich czworonogi były bezpieczne u jej brata, więc raczej mogli spokojnie wyjechać jednak, co najbardziej ją przerażało to wyjazd. Dlaczego? Wszystko dlatego, że mieli kilka lotów, pierwszy z Los Angeles do Waszyngtonu, gdzie z tamtego lotniska mogli lecieć do Szwajcarii ta podróż będzie najdłuższa, bo praktycznie osiemnaście godzin lotu, a potem jeszcze muszą spędzić cztery godziny w samochodzie, by dojechać, na miejsce trasa długa dlatego wyjechali na pięć dni przed świętami by tam się dostać i mieć czas by przygotować wszystko. Szczerze będzie to jej pierwszy wyjazd na stary kontynent. Nie była jeszcze w Europie. Najbardziej jednak pragnęła zwiedzić Hiszpanie. Od lat było to jej marzeniem, by tam pojechać. Planowała, bo zakończeniu tego roku wyjechać na małe wakacje, może zabrać Mike’a, jednak nie wiedziała, czy jej się to uda, bo na czerwiec następnego roku mają planowane wydanie kolejnego albumu studyjnego, a co się z tym wiąże trasa koncertowa. Jeszcze nie wiedzieli konkretnie o dacie, bo musieli dokończyć parę utworów, ale na pewno w najbliższym czasie będą ją ustalać konkretnie. I w sumie była bardzo ciekawa tego krążka, oczywiście pomimo przywilejów znajomości z zespołem nie wykorzystywała tego, i czekała cierpliwie, aż wydadzą pierwsze single, by wraz, z innymi wysłuchać tego, co tworzyli przez ostatnie miesiące. Jedyne co wiedziała to, że ta płyta będzie połączeniem brzmienia, z dwóch ubiegłych płyt więc ją bardzo tym zaintrygowali.
    Popadając w zamyślenie, poderwała się nagle wystraszona, gdy po całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Nie odstawiając nawet kubka, z którego nie zdążyła upić nawet łyka podeszła do ciemnego skrzydła. Przekręciła klucz w zamku, niemal natychmiast słysząc to charakterystyczne klikniecie i nacisnęła na klamkę. Otworzyła drzwi i na progu drzwi dostrzegła znajomą twarz Delsona, który uśmiechnął się radośnie na jego widok:
    — Cześć mała, gotowa?
    — Fizycznie czy psychicznie — zagadnęła, wpuszczając przyjaciela do środka, który zaśmiał się an jej słowa — Gdzie Mike?
    — Szykuje się, zaraz powinien zejść. Zaraz ci pomogę z walizkami — powiedział, nawet nie dostrzegając, jak gitarzysta chwyta jedną toreb.
    — Daj spokój, dam sobie radę! — odkrzyknął z dworu.
    Jednak ona nie była osobą, którą wykorzystywać lubiła facetów, za każdym razem. Odkładając na pobliską komodę, kubek chciała już wziąć drugą, z ogromnych walizek już chwytała rączkę, gdy dobiegł ją głos ukochanego, który schodził po schodach:
    — Nawet mi jej nie tykaj! — zszedł niemal w tej samej chwili, podchodząc do niej.
    — Ale…
    W ułamku sekundy wręcz poczuła jego silną ręką, która zaciska się na uchwycie pakunku, i wyciąga ją spod jej dłoni, musnął jej policzek lekkim całusem, niemal w tej samej chwili przez drzwi wszedł mężczyzna z burzą kręconych włosów, który przywitał się z przyjacielem i podszedł do plecaków, które pozostały i zabrał je ze sobą.
    — Czuje się tutaj pominięta — stwierdziła, patrząc na plecy wychodzących przyjaciół z kapeli.
    — Jesteś kobietą, nie będziesz dźwigać! — odkrzyknął z dworu Michael.
    — Na lotnisku i tak będę musiała ją ciągnąć — odparła.
    Nie pozostało jej nic innego, niż chwycić kluczę, które wisiały na haczyku oraz zgarnąć kubek z nadal ciepłą kawą i wyjść. Stając przed wejściem zwróciła się bezpośrednio do Shinody:
     — Mike masz wszystko, zabrał twój telefon — uprzedziła go, gdy dwojga młodych mężczyzn zerknęło na nią.
    — Poczekaj, chyba nie mam portfela — odparł, już chciał się cofnąć, lecz zatrzymała go.
    — Mike spakowałeś go wczoraj do plecaka, tak samo, jak dokumenty, pieniądze czy paszport, wszystko mamy — zapewniła go.
    — Zamykaj dom — poprosił.
    Przekręcając klucz w zamku, przyłożyła dłoń do klamki, by być pewną, że zamknęła drzwi, chyba nie chcieliby wrócić do ograbionego mieszkania, tylko dlatego, że nie upewniła się, że zamknęła wejście. Będąc pewną, że ciemne skrzydło jest zablokowane podeszła do samochodu gitarzysty.
    Po chwili jechali jedną, z ulic miasta zmierzając na lotnisko. Ona siedziała, z tyłu pobijając kawę i rozglądając się po nieco uśpionym mieście, Mike siedział z przodu z Bradem i rozmawiając cicho na jakiś luźny temat, usiadł blisko przyjaciela, wiedząc, że z nią się nie nagada, bo ona potrzebowała z rana chwili dla siebie. Musiała się obudzić dopiero wtedy mogła zwyczajnie funkcjonować.
    Dotarcie do portu lotniczego zajęło im niecałe półgodziny, zważając, na mniejszy ruch, to nie były godziny szczytu większość mieszkańców spała smacznie w swoich łóżkach, ale i tak widniało się naprawdę wiele aut na drodze, lecz sporo było samochód ciężarowych. Podjechali wręcz pod samo wejście na lotnisko, opuszczając ciepłe wnętrze pojazdu, poczuli chłód nocy. Delson pozostawił jednak samochód na chodzie, pomógł Mike’owi wyjąć walizki z bagażnika i stawiając na chodniku przed wejściem. Ona sama upiła do końca kawę i zostawiła kubek w samochodzie i tak nie mogła go zabrać ze sobą. Brad na pożegnanie przytulił ją, życząc udanego wypadu i składając życzenia, by potem również uściskać Mike’a i pomimo że już nieco się rozbudziła, usłyszała, jak cicho coś mu mówi, jednak nie mogła nic zrozumieć. Muzyk wrócić do samochodu i po chwili odjechał, zostawiając parę przed wejściem.
    Weszli do ogromnej hali, gdzie przewijało się już wielu podróżujących, a także pracowników, swoje kroki skierowali od razu do punktu nadania walizek. Stanęli w jednej z kolejek do ich linii lotniczych, którymi lecieli. Stali około dwudziestu minut, gdy zdołali dostać się do osób odbierających bagaż. Wszystko poszło zgodnie z myślą i po chwili szli na kontrole bezpieczeństwa.
    Uporaniem się ze wszystkim oraz przejście kontroli, oraz dojście do bramki, z której odlatywał ich samolot, zajęło im ponad dwie godziny. Siedząc przy bramce, gdzie miał odlatywać ich samolot, mogli wreszcie złapać oddech. Mike zostawił ją tuż po tym, gdy usiedli na plastikowych siedzeniach, zostawiając ją, z bagażem podręcznym i poszedł poszukać jakieś otwartej knajpy, by kupić coś do jedzenia. Wrócić po dziesięciu minutach z torbą Subway uniósł ją lekko do góry, gdy tylko na niego spojrzała:
    — Nic innego nie było otwarte — powiedział usprawiedliwiająco.
    — Lepsze to niż głodować a w sumie to miałam ochotę na Subwaya — mówiąc to mężczyzna, wyjął, z siatki jedną z bułek wręczając ją w jej dłonie.
    — Oczywiście twoja ulubiona pozycja zapiekana bułka z kurczakiem teriyaki, chajderem i mnóstwem warzyw.
    Oczywiście starała się jak najlepiej odżywiać, jednak pozwalała sobie na takie nieco mniej zdrowe opcje, a z popularnej kanapkowi to była jej ulubiona pozycja. Wręcz z zadowoleniem odpakowała zapiekaną bułkę i niemal od razu się w nią wgryzając pragnąć, zagłuszyć już burczenie w żołądku, byli na nogach od drugiej nad ranem a było kilka wpół to szóstej rano, lot mieli dwadzieścia po szóstej i nie jedli tak naprawdę nic, gdy wyjeżdżali. Musieli coś zjeść, bo w Waszyngtonie praktycznie mieli dwie godziny by dotrzec na kolejny lot, dopiero podczas podróży będą mieli zapewniony posiłek.
    Zjedli w spokoju kanapki, między czasie rozmawiając o planach wyjazdowych, czekając na godzinę, kiedy zaczną wpuszczać na pokład samolotu. Wokół nich zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi na ten sam lot co oni, jednak Shinoda o wszystkim pomyślał i wykupił dla nich miejsca tuż obok siebie, co to za wyjazd jak nie będą mieć siebie przy sobie i na jej szczęście miała miejsce akurat przy oknie, co ją zadowoliło, bo przynajmniej będzie mogła podziwiać widoki.
    W końcu, gdy przyszedł czas, gdzie musieli zacząć, wsiąść na pokład wstali, zabierając plecki, niemal natychmiast pochwyciła dłoń ukochanego i stanęli w kolejce pasażerów, gdy dotarli do bramek, przyłożyła wydrukowaną kartę pokładową do czytnika, który niemal natychmiast zaświecił się na zielono, poszła kilka kroków w przód, przystanęła, by poczekać na Michaela, który dołączył po paru sekundach, idąc rękawem do wejścia, po chwili stanęli na pokładzie podziemnej maszyny. Witający ich w przejściu steward wyglądał na bardzo młodego i nie ukrywała bardzo przystojnego mężczyznę, zapewne nie dawno dołączył do linii lotniczych, zaczynając swoją pracę w przestworzach.
    Jednak ona idąc za nieco starszą kobietą w skupieniu, szukała miejsca, jednak czuła jak Mike bardziej ściska jej dłoń, by być pewnym, że żadne z nich się nie rozdzieli. W końcu znalazła numer foteli, gdzie mieli usiąść i wsunęła się na fotel przy oknie. Mike jednak przystanął i wyjmując, z plecaka telefon chwycił go i wsunął do schowka, po czym ujął jej mały pakunek i wcisnął do środka. Usiadł na miejscu w chwili, gdy ona zamknęła pas bezpieczeństwa, a na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze promienie słońca. Odwróciła głowę w stronę wschodzącego słońca i pomimo że kochała bardziej zachody, to ujmujący był widok pojawiającego się na horyzoncie palącej się złotej kuli. Była tak zapatrzona, że nie dostrzegła, jak Mike uśmiecha się pod nosem i podskoczyła nieco wystraszona na dźwięk jego głosu.
    — Widzę, że, moja dziewczyna znalazła sobie nową miłość — odezwał się z lekką ironią w głosie.
    — Zabawne Michaelu bardzo komiczne — odparła sarkastycznie — Nie masz być, o co zazdrosnym i tak kocham tylko ciebie — powiedziała z czułości, chwytając jego dłoń w czułym uścisku.
    Patrzyła, jak urzeczona jak chwyta, unosi ich splecione dłonie i całuje ją po knykciach palców. Mimowolnie uśmiechnęła się na ten czuły gest. Tak bardzo go kochała, uwielbiała w nim te jego czułe gesty, mimo że potrafiła narzekać na niego i na jego zapędy erotyczne to nie mogła mu odmówić tego, że nie był tym typowym romantykiem i naprawdę wolała najbardziej urokliwego faceta, który kochał okazywać jej takie nawet najdrobniejsze gesty czułości od zatwardziałego samca alfa, który pragnął jedynie ją poniżyć, wyśmiać czy wykpić. Mike to był jej ideał faceta i tak, mimo że uważała go za najlepszego faceta świata, jakiego mogła, by mieć to, jednak potrafiła dostrzec jego wady, które miał tak jak ona. Miał trudne dni, gdy coś mu nie wychodziła albo nie odpisywała mu wena czy natchnienia i irytował się przy tym zawsze, starała się wtedy go uspokoić i spróbować wyciszyć by mógł złapać ten przysłowiowy oddech, często zabierała wtedy go na krótki spacer, by mógł się przewietrzyć i oczyścić umysł by mógł wrócić z nowymi chęciami i energią czy nawet gdy miał naprawdę ciężkie dni, gdy wspomnienia przeszłości w tym głównie nieudanego w związku Taylor, wracały, nie raz przy niej płakał, nigdy wtedy go nie odrzucała, wręcz chciała, by się wypłakał, wyżali i zrzucił z siebie to wszystko, co w nim siedziało. To było ważne. Ale nadalej nie była w stanie namówić go na terapie i naprawdę nie miała nic złego na myśli wtedy, ale chciałaby specjalista, z nim popracował nad przeszłością, z którą się zmaga z tym nieudanym związkiem ze stratą dziecka, i nie mówiłaby tego, gdyby sama nie była na terapii od lat i czuła, że pomoc Camilii była nieoceniona i jak bardzo ona sama pogodziła się, z własną przeszłością jak zaczęła rozumieć, że to, co działo się kiedyś i ludzie, których spotkała, nie powinni mieć wpływu na dalsze życie i starała się żyć normalnie oczywiście, póki jednego demona z własnego życia się nie pozbędzie, nie będzie mogła do końca być spokojna, jednak zastanawia ją, dlaczego siedzi cicho, ta kwestia zastanawiała ją od pewnego czasu. Jednak nie chciała o tym rozmyślać, nie był to ani czas ni pora na takie przemyślenia. Chciała się, skupić na tym wyjedzie, z ukochanym i o niczym innym nie rozmyślać.
    Popatrzyła jak steward, który ich witał, pokazuje im procedury bezpieczeństwa, a z głośników brzmiał kobiecy głos, która objaśniała wszystko, co trzeba zrobić w razie kryzysowych sytuacji. Przez lata, w których dochodziło, do wypadków pracowano, jak najlepiej nad bezpieczeństwem pasażerów i załogi podczas podróżnych przelotów uważała, że lepiej wiedzieć takie podstawowe rzeczy i dać sobie w przypadku jakieś katastrofy lotniczej, chociaż ułamek szans na przeżycie.
    Po paru minutach w końcu samolot zaczął kołować na pas startowy, w końcu zaczęli się unosić czuli to, gdy zostali wbici w fotele, a ona dostrzegła, jak maszyna się unosi.
    — Latam od paru lat — usłyszała za sobą głos Mike — Ale ten widok to nigdy mi się nie znudzi — stwierdził, gdy rzuciła na niego spojrzeniem kątem oka.
    On sam patrzył, jak ogromny samolot wnosi się do góry. Nie mogła temu zaprzeczyć, było w tym coś zachwycającego i ujmującego, ten widok jak nawet te najwyższe budynki robią się coraz mniejsze, to jak samolot wznosił się, a oni mogli, z góry podziwiać widoki miasta pod sobą i ten prawie pustynny klimat Kalifornii. Wkrótce znaleźli się dziesięć tysięcy km, czyli odpowiedniej wysokości przelotowej jednak ona nie mogła oderwać oczu od podziwiania widoku, jednak czuła jak Mike trzyma jej dłoń i nawet nie miał zamiaru puścić. On jednak stracił zainteresowanie i oparł głowę na siedzeniu, na chwile oderwała oczy od widoków, by popatrzeć na ukochanego, który oparł głowę na siedzeniu i dostrzegła, że przymknął oczy. Nie będzie zaskoczona, jak jej przyśnie podczas lotu, jej samej chciało się spać pomimo wypitej kawy, jednak na razie to widoki ją zachwycały, by zwyczajnie pójść spać. Uśmiechnęła się czule, gdy widziała, jak powoli zasypia. Odwróciła głowę powrotem w stronę okna, patrząc jeszcze przed moment na widok pod nimi, po czym skryły się za chmurami, które na tej wysokości wyglądały zupełnie inaczej niż na ziemi. Wyglądały zupełnie inaczej i było coś w nich pięknego. Mimowolnie sięgnęła po telefon, nie mogąc się opanować i zrobiła parę zdjęć. Jednak musiała się wstrzymać z wysyłaniem ich, zanim wylecieli, wysłała do dziewczyn na grupie, wspólne zdjęcie swoje i Mike zrobione zaledwie przed paroma chwilami, zanim je wysłała, na tej wysokości internetu nie było, a zarazem musiała przestawić tryb w telefonie, na szczęście miała jakieś seriale pościągane książki w formie audiobooków czy muzykę by w razie czego umilić sobie czas. Zerknęła na Mike który spokojnie śnił na siedzeniu obok niej, nawet nie przeszkadzało mu, że od dłuższej chwili jakieś dziecko krzyczało z tyłu samolotu. Wzdychając, wyjęła z kieszeni bluzy słuchawki i wsunęła sobie do uszu by się odciąć i móc odpocząć.
    Nie była świadoma, co czeka ją podczas tego wyjazdu.


✰✰✰

Harmonogram na marzec:

Rozdział 15 - 4 marzec
Rozdział 16 - 11 marzec
Rozdział 17 - 18 marzec
Rozdział 18 - 25 marzec


No comments:

Post a Comment