Saturday, February 11, 2023

III 12 — ZAPOMNIJMY O TYM RAZEM!

    Wypuściła spomiędzy swoich małe paczuszki, zawinięty w ozdobny papier, na jej nadgarstkach dyndały barwne torebki. Szczerze była naprawdę zdumiona, ilością podarunków, były one naprawdę drobne, jednak nie sądziła, że tyle osób ją naprawdę lubi. Owszem miała swoją grupkę znajomych na uczelni, z którymi się trzymała, była osobą dosyć lubianą wśród innych studentów czy to z młodszego rocznika, czy tych starszych. Jednak tylko jej grupka wiedziała, kiedy ma urodziny. Ona sama nie zapominała nigdy o nich i dawała im małe prezenty, nie było to coś zmyślnego, ale chciała po prostu okazać gest i szacunek względem swoich przyjaciół ze studiów, a oni odziedziczyli się wręcz tym samym, jednak otrzymała też prezenty od uczniów, z innych klas co ją naprawdę zaskoczyło głównie z tymi, z którymi trzymała kontakt i często dobrze się bawiła na studenckich imprezach. Jednak czuła, że to nie koniec, zwłaszcza że wieczorem miała odbyć się jej zabawa urodzinowa, którą organizował Michael. Ona go nie prosiła o to jednak po ich porannej rozmowie zwyczajnie mogła się domyślić, że coś planuje. Starał się grać tajemniczego, jednak byłaby naprawdę skrajnie głupia, gdyby sama nie pomyślała, że mężczyzna bliski jej serca nie zapragnie urządzić urodzin, zwłaszcza że, że sama organizowała mu każde urodziny, odkąd się tylko poznali.
    Zsunęła ze swojego ramienia, torebkę rzucają ją niedbale przed siedzenie, pasażera nie dbając nawet o to, jak leży. Wsunęła kluczyk do stacyjki, nie zdążyła nawet odpalić silnika, gdy z wnętrza plecaka wypłynęły znajome dźwięki melodii. Piosenki, która wskazywała tylko jedno, że ktoś próbuje się do niej dodzwonić. Sięgnęła do lekko otwartej czarnej torebki i odnalazła wibrujący telefon.
    Zerknęła na wyświetlacz, na którym ujrzała zdjęcie oraz imię swojego chłopaka. Mimowolnie jej twarz wykrzywiła się w grymasie lekkiego zadowolenia, a kącik jej ust drgnął nieznacznie ku górze. Nacisnęła zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha, niemal natychmiast słysząc jego głos po drugiej stronie.
    — Cześć piękna, skończyłaś już zajęcia?
    Słyszała po drugiej stronie jakieś niezrozumiały hałas, jakby on sam wyszedł przed momentem na ulice, lecz nie rozwodziła się nad tym. Pewnie dopiero skończył pracę, bo miał iść do wytwórni, bo od wielu tygodni pracują wraz z zespołem nad kolejnym krążkiem. Zakończyli już promocje poprzedniego albumu, któryy jak zawsze został ciepło przyjęty przez fanów zespołów, oczywiście nie obyło się bez słów krytyki na temat zmienności gatunkowej na tym krążku, jednak wielu ceniło ich, że nie trzymają się wyznaczonego nurtu na swojej debiutanckiej płycie, a starali się na każdej kolejnej odsłonie pokazać inny zamysł muzyczny, odnaleźć kolejne nurty muzyczne, w których mogli się odnaleźć i skomponować kolejny hit. Ceniło się ich właśnie za tą spontaniczność, to, że lubili się bawić dźwiękami, tworzyć coś nowego niepowtarzalnego. W tej grupie było sześciu utalentowanych muzyków, którzy wnosili zawsze coś od siebie. Bawili się muzyką i to było tak wspaniałe w ich twórczości, że każdy potrafił znaleźć coś dla siebie, od krzykliwych wręcz wykrzyczanych piosenek z elementami rapu po spokojne ballady czy w zahaczając o muzykę elektroniczną.
    Sama osobiście nie mogła odnaleźć coś ciekawego w nurcie komercyjno wydawanych piosenek. Tak szanowała muzykę wielu, jednak, jak i wielu miała artystów czy utworu, które nie przypadły jej do gustu i to zrozumiałe. Każdy miał inny gust nawet inne guściki.
    — Cześć kiciu — przekręciła kluczyk w stacyjce, a ją dobiegł dźwięk uruchamiającego się silnika — Zaczekaj, przełączę nas na głośnik, bo właśnie wyjeżdżam spod uczelni.
    Odsunęła telefon od siebie i jednym kliknięciem przełączyła tryb głośnomówiący, zakładając smartfona na uchwyt, który trzymała nad radiem, a sama ostrożnie zaczęła wycofywać ze swojego miejsca. Widziała, jak wielu jej rówieśników śpieszy się do swoich pojazdów, by pojechać do siebie i szykować się na wieczorną zabawę. Jak zawsze była zapraszana do bractwa na zabawę tym razem z okazji właśnie jej urodzin, ale musiała odmówić tym razem, mówiąc jedynie, że już ma plany.
    — Dobra jestem — powiedziała, wyjeżdżając na nieco prostszą drogę.
    — Wpadasz do mnie od razu, czy jedziesz jeszcze do siebie? Mówiłaś, że chcesz wpaść po sukienkę.
    — Muszę, niestety u ciebie nie mam żadnej porządnej sukienki na zabawę — powiedziała, ze skupieniem patrząc na drogę.
    — Już ci coś mówiłem, nawet prosiłem. Przeprowadź się do mnie. Sama widzisz, że praktycznie od miesiąca mieszkasz u mnie. Nie będziesz musiała dopłacać do rachunków swojego mieszkania, w którym praktycznie nie przebywasz.
    — Wiem — mruknęła.
    Owszem propozycja wcale nie była tak zła. Z drugiej jednak strony nadal się wahała i nie to z czysto osobistych pobudek czy ekonomicznych, ale zwyczajnie było jej szkoda. Pracowała po nocach, by stworzyć obrazy, na wernisaż, dzięki któremu mogła zdobyć dość sporą kwotę na zakup mieszkania i teraz czuła rozżalenie, gorycz na myśl, że musiałaby sprzedać mieszkanie, jednak i Michael miał racje. Praktycznie ostatnio przeniosła się do niego ostatnio była u siebie chyba przed Halloween, by zabrać strój i kolejne rzeczy na przebranie. Junka oraz jej kociaki wręcz się zadomowiły u Mike’a, jednak wciąż się wahała przed podjęciem ostatecznej decyzji. Musiała spokojnie usiąść i przemyśleć czy faktycznie przeniesienie się do niego nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, kiedy sobie to obiecuje za każdym razem, coś jej wypada i swoje plany odkłada, bo zawsze było coś ważniejszego.
    — Dobrze pomyślę o tym, a teraz czy dzwonisz, w konkretniej sprawi?
    — Chciałem tylko się upewnić, czy wracasz.
    — Tak skarbie, postaram się być do półtorej godziny, ale nie obiecuje. Wiesz, jakie to miasto jest zakorkowane.
    Słyszała jego głośne westchnięcie po drugiej stronie, po czym odezwał się po raz ostatni:
    — Dobrze skarbie ja spadam, bo muszę jeszcze wpaść do piekarni. Na razie!
    Pożegnała się z nim, po czym usłyszała dźwięk kończącego się połączenia. Mike porwał się, by samemu zorganizować całe przyjęcie, chociaż chciała mu pomóc, bo wie, że dziś pracował, praktycznie wychodził w tym samym czasie, co ona kończyła zajęcia, jednak odmówił, deklarując się, że poradzi sobie sam. Skoro sama ona dawała rady, on też temu podoła, ale naprawdę to nie była już jej osiemnaste,a wręcz dwudzieste pierwsze urodziny więc traktowała je jak każde inne, oczywiście zmieniło się jej odrobinę podejście do tego dnia, odkąd wyjechała z Phoenix, a Chester zorganizował jej niezapominane urodziny. Potem każdego roku miała naprawdę cudowny dzień głównie organizowany przez Mike’a. Nie zawsze świętowali wśród przyjaciół, czasami wystarczyła wzajemna obecność jednak i ci nie zapominali i zawsze wysyłali prezenty i życzenia. Kiedyś mogła pomarzyć o urodzinach, z mnóstwem przyjaciół, imprezie czy nawet o czymś takim jak ogromnej furze prezentów, teraz miała to wszystko. Chłopacy z zespołu zawsze tworzyli niezapominane podarunki, Chester co roku starał się przechodzić, sam siebie by była zadowolona z podarunku od niego, chociaż nie raz im mówiła, że ich obecność jej zupełnie wystarcza, jednak dochodziły również jej dziewczyny, oraz chłopacy z liceum, z którymi nadal się trzymali, oczywiście Tony nigdy nie zapominał o niej i zawsze jej coś wysyłał, jak nie mógł być, a gdy tylko przyjeżdżał osobiście, jej darował podarunki. Na ostatnim treningu również została obdarowana przez grupę motocyklistów a dziś jeszcze przez znajomych ze studiów. Zdecydowanie miała zbyt pamiętliwą datę urodzenia, bo każdy pamiętał. Urodziła się w mikołajki, czyli okresie gdzie wiele dzieci na świecie dostawali, chociaż małe podarunki oraz pisało listy do Mikołaja. Ona pamiętała, że jako mała dziewczynka pisała listy do świętego, prosząc go o rodzinę. Jednak jako sześciolatka przestała marzyć i zaczęła żyć realiami i przestać się łudzić, że odzyska rodzinę. Na ironie losu parę lat później dostała prezent, o jakim pisała nie rodziców, ale brata co i tak dla niej było największym szczęściem, jakie mogła otrzymać. Przecież Chester mógł dosłownie okpić sprawę, nie zainteresować się, a jednak coś go tknęło i się zajął tą sprawą, tym samym odkrył wiele tajemnic oraz kłamstw ich rodziców.
    Prawda zabolała nie tylko ją, ale jego, ale ważne, że mieli siebie wzajemnie i teraz, pomimo że nie mieszkali razem praktycznie codziennie, potrafili pisać do siebie i gadać o czymś jak najęci, gdy nie mogli się osobiście spotkać. Ich relacja była tak czysta, o jakiej nigdy nie mogłaby pomarzyć, a teraz żyła blisko własnego brata dzięki niemu wiodła obecne życie, bo w nią uwierzył, dał nadzieje, zmotywował do działania i przede wszystkim podarował jej perspektywy, o których nie mogła śnić.
    Zyskała dzięki niemu nowe życie i za to ogromnie go ceniła i szanowała.
    Przedarła się przez zatłoczone ulice, docierając na znajome okolice swojego osiedla. Jadąc ulicą wprost do zamkniętej bramy, ujrzała po drugiej stronie pojazd, który nadjeżdżał, a stalowe brama zaczęła się otwierać. Zaczekała, aż samochód przejedzie, aż sama wjechała na osiedle.
    Parę minut później zatrzymała się na swoim miejscu parkingowym. Zanim wysiadła, chwyciła torbę oraz prezenty, które otrzymała i z lekkim trudem wysiadła, po czym biodrem przymknęła drzwi i przymykając pilotem pojazd. Szła w stronę windy na jej szczęście, ktoś zjechał na dół, bo widziała, jak metalowe drzwi otwierają się, a ona dostrzegła jednego z sąsiadów ubranego w elegancki garnitur. Z chwilą, gdy wyszedł, sama zajęła jego miejsce i przycisnęła guzik z ostatnim numerem piętra, a po chwili czuła jak mały pokój drgnął do góry i jechała w górę.
    Sięgnęła do kieszeni torebki, wyjmując kartę magnetyczną, nie chciała męczyć sięz kluczami, gdy sama była zawalona paczuszkami. Przykładając plastik do zamka, usłyszała, jak blokada zwalnia i nacisnęła na klamkę, wchodząc do środka. Niemal uśmiechnęła się na widok tych znajomych ścian. Przymknęła drzwi krańcem obcasa, które po chwili zrzuciła ze swoich stóp i zeszła po paru stopniach do salonu. Zostawiając prezenty na kanapie, od razu pognała po stopniach apartamentu, biegnąc w stronę sypialni. Przeszła przez sypialnie, które powoli pokrywał mrok nocy, urok grudnia, że coraz wcześniej zachodziło słońce. Wchodząc do garderoby, zapaliła święta, rozglądając się po niej, podchodząc do jednej, z szafek gdzie miała pozawieszane sukienki, zaczęła je przeglądać, szukając czegoś interesującego jednak każdą, na którą patrzyła, nie przypadła jej do gustu, aż w jej oczy wpadła jedna kreacja. Sięgnęła po nią. Tkanina w stylu glamuor, połyskujący materiał odbijał ledowe światła sufitowe. Dekolt sukienki był niezwykle obfity, a sama sukienka praktycznie ciągnęła się z jednej strony za pośladki, a część ciągnęła się do kolana, jednak została ona jakby przyjęta, a materiał trzymały złote niteczki. Plecy były wręcz odsłonięte. Oczy wręcz jej zabłyszczały na jej widok. Kupiła tę sukienkę w lecie i do tej pory ubrała tylko do jakieś klubu gdzie poszła głównie z Emily i Alex, ale Mike nie widział jej jeszcze w niej. Uśmiechnęła się nieco podstępnie wiedząc jak reaguje na jej dość wyzywające ubrania. Odłożyła ją na pufę, podchodząc do szafki, z butami wybierając jakieś pantofle na wysokim obcasie zapinane sznureczkami, były to proste białe szpilki, które idealnie będą się komponować z sukienką. Zgarnęła jeszcze kilka ubrań i sięgnęła po drugą torbę sportową, którą miała pierwsza, nadal była u Mike’a. Spakowała ubrania, które zabrała i nie zastanawiając się, wiele wyszła z sypialni.
    Po paru minutach ponownie wyjeżdżała z podziemnego garażu. Dosłownie zajęło jej dwadzieścia minut ogarnięcie wszystkie, chciała również przejrzeć rachunki czy listy, które zostawił jej listonosz. Opłaciła również zaległości, a teraz mogła ze spokojem jechać do ukochanego, który zapewne już szykuje przyjęcie.
    Przedarcie się przez zatłoczone autostrady czy ulice tego miasta w godzinach szczytu to był dosłownie cud. Jednak co się dziwić było to najbardziej popularne miasto Ameryki jak nie świata. Czasami marzyła, by mieszkać w spokojniejszym miejscu, ale nie narzekała, ta metropolia pomimo wad miała swój urok i piękne miejsca, które nie wiele turystów znało, ale mieszkańcy a przez ostatnie lata poznała nieco zakamarki miasta, które też borykało się z problemami nie tylko bezdomności, ale też pożarów, które coraz częściej wybuchały.
    Suchy kalifornijski klimat wręcz pustynne okolice były idealną pożywką dla ognia. I nie zawsze ogień był zaprószany przez człowieka, ale przez matkę naturę. Klimat się zmieniał i to coraz bardziej będzie widoczne nawet tutaj w Los Angeles
    W końcu po godzinie w drodze przeklinanie korków oraz ludzi za kierownicą dotarła na osiedle, gdzie jeszcze przed paroma laty sama mieszkała i skierowała się w stronę domu ukochanego. Wjechała na podjazd, otwierając wcześniej bramę i zaparkowała pod garażem. Sięgnęła po torbę oraz telefon, wychodząc z samochodu.
    — Jestem! — krzyknęła z chwilą, gdy przekroczyła próg mieszkania.
    Dosłownie nie musiała długo czekać, aż na powitanie wybiegły jej dwa czworonogi. Widziała biegnącego ku niej Jaya oraz Junkę ukucnęła przed nimi, głaszcząc ich po głowie, a jej torba opadła, z jej ramienia.
    — Też za wami tęskniłam — powiedziała szczęśliwa do psiaków, po czym podniosła się, chwytając pasek i przeszła przez korytarz — Naprawdę nie chcesz mojej pomocy? — spytała chwilą, gdy stanęła u progu zejścia do pokoju dziennego.
    Spojrzała na cały pokój, który zawalony był wręcz masą napompowanych salonów, powoli rozwieszonych semper tyn, widziała na stoliku do kawy pełno opakowań po balonach czy innych ozdobach. Naprawdę nie chciała być nie grzeczna, ale wyglądało to naprawdę koszmarnie, jakby dopiero co zaczął.
    — Mówiłem ci…
    — Kiciu wiem, co mi powtarzałeś, ale mamy przyjęcie za cztery godziny, a tutaj praktycznie wszystko jest w proszku. Koniec tego.
    Pomimo oporów jej ukochanego, wzięła się do pracy i zajęła się przygotowaniem przekąsek dla gości. Rozumiała, że pragnie zorganizować naprawdę, nie zapomina przyjęcie, ale mieli naprawdę nie wiele czasu do zbliżającej się zabawy, a on potrzebował jeszcze z pół dnia, by samemu wszystko przygotować. Poza tym doskonale wiedziała o zabawie więc to żadna tajemnica. Po dosłownie godzinie zdołała się uporać z przygotowaniem wszelkich przekąsek, wchodząc do salonu, ujrzała, jak Wather zaczął się bawić jedną ze wstążek, które zdołał podkraść Mike’owi, a jego siostra polowała na kolejną, co naprawdę wyglądało zabawnie, a jej ukochany stał na drabinie obwieszony barwnymi sepmpertynami wiążąc balony.
    — Kotek ja naprawdę nie wiem, coś ty się uwziął na te ozdoby, nie jestem już dziewczynką.
    — I co z tego? — zapytał, patrząc na nią.
    — Wiesz takie dekoracje, bardziej przypominają mi przyjęcia dla dzieci.
    — A czy jako dziecko miałaś nawet głupiego balona, nie wspominając o torcie.
    — No nie — odparła nieco zasmuconym głosem.
    — No właśnie więc nie marudź, tylko daj mi to skończyć.
    Wzruszyła ramionami, już nic nie mówiąc, a sama zajęła się jakąś, małą dokrają stołu jadalnianego. Po chwili stół uginał się od różnego rodzaju przekąsek, które poznosiła, małych kanapeczek czy jakichś słodkości oczywiście nie zabrakło alkoholu oraz czegoś do pobicia. Uporanie się ze wszystkim zajęło im ponad dwie godziny, jednak musieli się jeszcze przygotować, a oboje byli w ubraniach jeszcze z rana, jednak gdy tylko zdołali zapanować nad nieporządkiem w salonie, doszło między nimi do małej sprzeczki, ponieważ chciała, by Mike poszedł się już myć, jednak on pragnął wziąć wspólną kąpiel. Zbyt dobrze znała jego zagrywki, by wierzyć mu, że wcale nie zamierza się do niej dobierać, widziała wręcz ten znajomy błysk w jej oczach, gdy na nią patrzył tak bardzo znajomym wzrokiem. Jednak musiała sprowadzić go na ziemie. Nie mieli czasu nawet na małe igraszki a co powiedzieć o szybkim seksie. Pragnął coś wyzyskać, pomimo że rano się nim szczególnie zajęła, ale jej facet stał się maniakiem seksualnym, czego naprawdę się po nim nie spodziewała i czy jej to przeszkadza? Oczywiście, że nie, zwyczajnie jednak nie sądziła, że jej chłopak będzie tak spragniony ciągłych pieszczot, czułości czy seksu. Wolała jednak faceta, który wciąż gnał do okazywania jej czułości sam pragnąć ich jak najwięcej niż oziębłego skurwysyna, który traktował ją jak nic nieznaczącą rzecz. Poznała się na związku stworzonym na strachu i piciu oraz na prawdziwym związku, w którym nie tylko ona ceniła wzajemny szacunek, oddanie oboje czuli, że są przez siebie kochani, czuli się bezpieczni przy sobie, potrafili zburzyć bariery między sobą, pokonać własne lęki i pomimo sprzeczek, czasami kłótni umieli przyznać się do błędu i przeprosić. Akceptując w tym, swoje wady i zalety. To przy Michaelu dowiedziała się jak powinnienwyglądać związek stworzony z miłości i poszanowaniem dla drugiej połówki. On sam bardzo odżył, odkąd pierwszy raz go spotkała, z cichego wręcz wycofanego faceta ujrzała pogodnego wiecznie uśmiechniętego mężczyznę, którego widywała nie jednokrotnie na filmikach zespołu. Ujrzała tego prawdziwego Michaela, nie nakładał przy niej maski, nie starał się udawać, był sobą nawet w tych najgorszych chwilach, gdy jedyne co potrzebował to przyjść do niej przytulić się i nie raz wypłakać.
    Mężczyźni mieli prawo mieć słaby dzień, trudne chwile, mieli również prawo płakać. A ona zawsze starała się przy nim być w tych chwilach wspierać go, wysłuchać i pomóc poprawić nastrój, jeśli nawet wystarczy mu jej obecność. Siedziała z nim, słuchała jego żali i zawsze starała się go pocieszyć i pomóc. On robił dokładnie to samo, gdy ona miała ciężkie chwile. Wspierali się i żaden z nich nie ubliżał drugiemu w tych naprawdę trudnych dniach. Nawet w takich banał jak psuł się jej humor przed miesiączką, Mike nie ignorował tego, zawsze go uprzedzała, że może być zła i pomimo że wiele razy potrafiła się drzeć, na niego o głupotę on jej nie ignorował, wręcz słuchał, z ogromną dozą cierpliwości i nawet jak zdołała się już wykrzyczeć, oferował swoje ramiona i nie ignorował jej bólu czy cierpienia. Zawsze przychodził z czymś, co potrzebowała w tej chwili najbardziej.
    Mówiła to nie raz i potworzy to wielokrotnie taki facet jak on to skarb, którego nie chciała tracić i naprawdę miała gdzieś fakt, że była od niego młodsza o prawie dekadę, że ludzie mogą źle odebrać to, że spotyka się prawie trzydziestolatkiem, ale szczerze miała to gdzieś. To było ich wzajemne życie, ich znajomi akceptowali ich i wspierali ich i nawet dla nich nie miała znaczenia różnica wieków. Cenili to, że wzajemnie się dogadywali, a to chyba najważniejsze było dla zdrowych relacji.
    Drgnęła niespodziewanie, czując dotyk tak bardzo znajomych dłoni, gdy sama pochylała się w lustrze swojego ukochanego, malując kreskę na oku w ostatniej chwili, odsunęła koniuszek od swojej powieki, nie robiąc zawijasa i nie musząc być zmuszona do poprawiania makijażu.
    — Mike! — wykrzyknęła nieco oburzona — Nie strasz mnie! Prawie wyjechałam kredką przez ciebie.
    Jednak on nie odpowiedział, jednak czuła jak wtula twarz w jej ramię, z każdą chwilą czuła jak składa drobne pocałunki wzdłuż jej karku, jednak również nie obeszło jej uwadze, że wyraźnie poczuła, jak jego spodnie znacznie się poruszają. Opuściła dłonie na krawędź umywalki, a po łazience rozniosło się echo maleńkiego odgłosu postukiwania bransoletki o porcelanę, a ona lekko odwróciła głowę do tyłu, by spojrzeć na kruczoczarne włosy swojego chłopaka:
    — Kiciu czy mógłbyś opanować swojego przyjaciela? — odezwała się nieco uniesionym głosem.
    — Ale o co ci chodzi.
    Słyszała tę znajomą nutkę niewinności, wręcz skruchy w jego głosie jednak ona znała go zbyt dobrze, by pod tym płaszczykiem otulonym w obojętności skrywało się pragnienie, pożądanie, które już rozpaliło jego ciało i duszę. Spodziewała się jednak tego, że może tak zareagować, było to wręcz do przewidzenia, gdy sama wybrała sukienkę, którą miała obecnie na sobie.
    — Koteczku nie udawaj i proszę cię, opanuj się, za chwile przyjeżdżają goście, nie mamy czasu na zabawy.
    — Nawet na twoje…
    — Nie! — powiedziała stanowczo i niezwykle twardo widząc, do czego zmierza ta rozmowa.
    — Ale…
    — Mike błagam, nie mamy na to czasu, tak uwielbiam ci sprawiać rozkosz, ale chyba nie chcesz by zastali nas w trakcie.
    Popatrzyła na niego nieco wymownie, przez chwile patrzyła, jak wpatruje się w nią, z nadzieją w swoich brązowych oczach, jednak po chwili patrzyła, jak opuszcza pokonany ramiona i wzdycha cicho.
    — Dobra, ale jutro ci nie odpuszczę! — zaczął się odgrażać.
    Zaśmiała się perliście na jego komentarz, po czym ponownie odwróciła się do lusterka dokończyć, malować kreskę na oku. Niemal w tej samej chwili po całym mieszkaniu rozniósł się echo dzwonka do drzwi:
    — Otworzę, jednak nie siedź długo!
    Wymruczała coś w odpowiedzi, zbyt skupiona na swoim zajęciu, jednak słyszała odgłos jego kroków, gdy schodził po schodach a po krótkiej chwili odgłosy rozmów, które niosły się z dołu. Przeciągła po raz ostatni kreskę na oku, po czym wetknęła ją do skuwki, odkładając ją na krawędź zlewu i przejrzała się po raz ostatni w lustrze. Przeczesała swoje splecione włosy po raz ostatni i uśmiechnęła się lekko zadowolona z ostatecznego efektu. Zostawiając, praktycznie wszystkie rzeczy wyszła, z łazienki gasząc światło i przechodząc przed sypialnią, dostrzegła całą czwórkę futrzaków, wylegujących się na wygodnym materacu zapewne chciały znaleźć spokojny kąt, by przeczekać tę zabawę. Zostawiła ich samych, przymykając lekko drzwi, a sama przeszła po korytarzu schodząc po stopniach.
    — Wszystkiego Najlepszego!
    Dosłownie chór głosów krzyknął w tej samej chwili i dostrzegła tam praktycznie wszystkich. Członków zespołu z partnerkami jej znajomych z liceum z drugimi połówkami oczywiście Dragona oraz Rocky’ego, którego zaprosiła na zabawę oraz kilku jej znajomych oczywiście w tym roku Tony nie mógł przyjechać jednak rano przyszła od niego paczka z prezentem dla niej i przeprosinami, że nie mógł dziś przyjechać no i oczywiście brakowało Seleny oraz Marinette jednak nawet nie spodziewała się, że przyjadą. Nadrabiały urodziny ich, gdy przyjeżdżały do miasta.
    Schodząc do salonu, została od razu, otoczona przez znajomych oraz przyjaciół, którzy zaczęli składać jej życzenia, oraz wręczać podarunki. Nie mogła przestać się uśmiechać do momentu, aż nie usłyszała dość znajomego głosu i to dość charakterystycznego, które naprawdę się nie spodziewała.
    — Przesuń się debilu! Zrób mi miejsce!
    Niemal natychmiast odwróciła się za źródłem tego znajomego głosu, a po chwili dostrzegła jak ku niej idzie Selena oraz Marinette. Dwójka dziewcząt, które się najmniej spodziewała. Pisnęła wręcz, z zachwytu rzucając się w uścisku na dwie przyjaciółki, które w tej samej chwili ją objęły.
    — Uwaga Selena na horyzoncie — od razu usłyszała za sobą głos ukochanego, który wręcz był rozbawiony, a nie zeli zły czy rozgoryczony.
    — Ciebie też miło widzieć The Glue — skomentowała na powitanie.
    — Litości tylko nie to! — krzyknął nieco oburzony — Nawet oni tak już do mnie nie mówią.
    Skinięciem głowy wskazał na grupkę jego wiernych przyjaciół oraz kumpli z kapeli.
    — Ale uwielbiam cię irytować Shinoda — skomentowała Adams, gdy tylko odsunęła się od niej podeszła do Michaela i ku rozbawieniu wielu przytuliła go.
    Mogło się tylko wydawać, że Selena i Mike siebie nie lubią, bo oboje często sobie docinali, jednak nie była to prawda. Lubili się i szanowali i temu nie mogła zaprzeczyć. Ich relacja było czysto przyjacielska, nie byli jakimiś najbliższymi kolegami, ale potrafili się dogadać, wręcz rzadko się kłócili, mogła porównać te ich relacje, do stosunków jej oraz Dragona. Potrafili się wzajemnie obrażać, doprowadzać drugiego do irytacji, ale uwielbiali siebie nawzajem i dzielili wspólną pasję.
    Impreza zaczęła się a najlepsze, poleciały pierwsze takty muzyki, pierwsze shoty czy drinki. Oczywiście nie pomijając już pierwszych tańców, wygłupy czy śmiechy, zdawało się, że to dopiero początek długiej nocy, która się szykowała.
    — A ja mam pomysł — nagle czknęła Selena, gdy zegary zaczęły wskazywać parę minut przed północą.
    — Znając twoje genialne pomysły, zaraz pewnie każesz się komuś przespać — skomentowała Marinette która stała nieopodal na lekko już trzęsących się nogach, lecz była wspierana przez ochocze ramię swojego chłopaka. Oczywiście nie mogło zabraknąć Adriena. Może kiedyś mieli między sobą kwasy, ale to było parę lat temu, od tego czasu byli oddymi przyjaciółmi. Nie bez powodu tak dobrze znała jego brata czy rodziców, którzy ją naprawdę polubili, a Emilie praktycznie chciała ją zaadoptować jako swoją córkę.
    — Nie — stwierdziła, jednak wszyscy wokół niej dostrzegli znajomy błysk w jej oku — Shinoda debilu, choć tu! — krzyknęła do muzyka, którystał dalej w otoczeniu.
    — Co ty chcesz od niego? — zdziwiła się, patrząc na swoją przyjaciółkę.
    Nie odpowiedziała, lecz na jej ustach wykwitł szeroki uśmieszek. Niemal w tej samym momencie podszedł do niej Michael, który też już za trzeźwy nie był, jednak tak jak ona jeszcze kontaktował na tyle by stać równo na nogach.
    — Czego Adams?
    — Pamiętasz osiemnastkę swojej dziewczyny?
    — Tak — odparł zdziwiony — Do czego zmierzasz?
    — O nie Selena tylko nie to! Wtedy to miało sens, teraz to kompletnie nie ma, bo jesteśmy, razem nie musisz nic udowadniać nam ani sobie — wykrzyknęła oburzona na przyjaciółkę.
    — Ale ja nie chce tego powtarzać! Chce jednak by nasz drogi Shinoda zaśpiewał dla naszej jubilatki a swojej dziewczyny przesłodzą piosenkę miłosną.
    — Nie! — odmówił.
    Doskonale każdy wiedział w tym towarzystwie ze Mike nie za bardzo pała chęcią do śpiewania, gdy tego nie potrzebuje. Wciąż tkwi w przekonaniu, że, lepiej rapuje niż, wychodzi, mu czysty wokal, ile to ona się nagadała mu, próbując wmówić, że ma święty głos, ale on dalej uparcie trwa przy swoim.
    — Tak! Zrobisz to! Chyba Julii nie odmówisz zwłaszcza w jej urodziny!
    — Ale to twój głupi pomysł nie jej!
    — Nie zrobisz tego dla niej? — dziwiła się — A słyszałam, że uwielbiasz dla niej śpiewać.
    — Do czego ty właściwie zmierzasz?
    — Chce, byś dla niej zaśpiewał, nic więcej.
    — A haczyk?
    Zapanowała chwila ciszy jedynie dźwięki, puszczonej z głośników muzyki zakłócał ten wręcz idealny harmonijny spokój.
    — Zaśpiewasz Baby od Justina.
    — O nie! — wykrzyknęła wręcz oburzona niemal w tej samej chwili co jej ukochany.
    — Nie, nie, nie chce tego słyszeć!
    — Nie zaśpiewam tego możesz o tym tylko po śnić!
    Selena zbyt dobrze znała jej stosunek do tej konkretnej kompozycji. Oczywiście nie była fanką tego artysty to bardziej ona, ale ta konkretnie piosenka doprowadzała ją niemal do szaleństwa. Doskonale wiedziała, jak bardzo jest popularna, że ten utwór dał mu rozgłos, ale jej po prostu nie przypadł do gustu.
    — Idź się upić! — stwierdził Michael, odchodząc, nawet nie zaszczycając, ich spojrzeniem.
    — Shinoda nie bądź tchórzem wracać i śpiewać.
    — Nie zaśpiewam tego na trzeźwo! — odkrzyknął.
    Chwile potem jednak każdy obecny w salonie mógł usłyszeć wykonanie słynnej piosenki Justina Biebera w wykonaniu Mike Shinody. Co doprowadziło wręcz obecnych gości do salwy śmiechu, jednak w najgorszej położeniu znalazła się jubilatka, która wręcz zażenowana pragnęła schować się pod ziemią, by tego nie słyszeć, w przypadku jej ukochanego pragnął po prostu tego nie robić, nie śpiewać jednak został wręcz do tego przymuszony, gdy tylko zdołał skończyć w jego dłoniach, wylądował szklanka z shotem, a on ujrzał przed sobą swoją ukochaną, która patrzyła na niego zmieszana, a z jej ust popłynęły ostatnie słowa:
    — Zapomnijmy o tym razem!

No comments:

Post a Comment