Sunday, December 27, 2020

II 39 — NARODZINY FIRE

        — Dragon! — wrzasnęła w głos.
        Stanęła na żwirowanej drodze pośrodku opuszczonego toru wyścigowego, który jeszcze kilka lat temu był żywy od kół szybkich samochodów, palących gum hamulców, które niemal przyprawiały o mdłości jednak dla tych, których nie przywykli do zapachu spalonej benzyny. Ona jednak kochała dźwięk odpalonej maszyny, która przywodziła jej na myśl bezkresną wolność, która dawała jej ta maszyny. Nie była uwieziona, jechała w przód, zapominając o wszelkich swoim zmartwieniach, problemach czy kłopotach. Była tylko ona i jej Ninja. Jeśli wcześniej uważała, że wypady na starte forty dają jej poczucie swobody, myliła się to te niepozorny dwukołowiec, w pełni ją uszczęśliwiał, to było jej życie!
        Wysunęła kluczyki ze swojego kawasaki, gasząc maszynę. Przełożyła nogę nad siedzeniem, a ona czuła, jak jej ciało okrywa ciemna skóra, klapy jej kurki powiewały na delikatnym powietrze gdy poczuła chłód hulającego wiatru, który zawitał z głębokiego morza. Przeszła parę kroków, rozglądając się uważnie za jakimkolwiek członkiem ekipy, jednak jedyne co wiedziała to ich motory stojące nieopodal niej. Wzruszyła ramionami, wsuwając do kieszeni spodni kluczyki, kierując się do jednego z wejść do środka stadionu gdzie często urzędowali podczas jakiś rozmów. 
        Pchnęła metalowe drzwi, wchodząc na ledwo oświetlony korytarz, lampy, które dzielnie oświetlały im drogę do jednej, z sal nie należy już do najnowszych, miała wrażenie, że za moment, co gorsza upadną przed jej stopami, rozbijając się na jeszcze mniejsze kawałki. Nagle głośne rozmowy wytrąciły ją z otchłani swojego umysłu gdy przeszła przez długi hol, widząc w oddali wybite, z ciemnej ramy drzwi, skąd dochodziły podniesione głosy jej kolegów.
        Przechodząc przez zniszczone skrzydło, zobaczyła rozgadaną grupę motocyklistów, który ubrani w podobne do niej stroje zawzięcie mówili, czasami przekrzykując się jeden przez drugiego. Wolnym krokiem podeszła do nich a stukot jej obcasów odbijał się o ściany, pomieszczenie sprawiając, że spojrzenia pozostałych członków gangów skierowały się na nią.
        — Fire ileż można na ciebie czekać — krzyknął nagle Owen — Powinnaś tu być dwadzieścia minut temu!
        — Owen przestań się na mnie wydzierać, zajęcia na uczelni mi się przedłużyły! — mruknęła zniesmaczona jego zachowaniem — Pisałam przecież do Dragona, że się spóźnię, miał ci to przekazać — wściekła się, spoglądając niemal z mordem w oczach na kolegę.
        — Przestań tak na mnie patrzeć, mówiłem mu o tym — upomniał ją przyjaciel.
        Westchnęła cicho, przechodząc obok jednego z liderów, podchodząc do kolegów, który rozsiedli się na ławkach czy stołach. Znalazła sobie miejsce obok Ricka, który jako jedyny nie wykazywał żadnego zainteresowania toczącą się głośną dyskusją czy nawet kłótnią między członkami. Siedział, wpatrując się w swój telefon, dopiero jej głośne kroki sprawiły, że uniósł znad telefonu wzrok, spoglądając na nią. Uśmiechnął się jedynie w ramach przywitania i ponownie wrócił do przeglądania mediów społecznościowych.
        — Jak wiecie za miesiąc w północnej Carolinie, odbywają się zawody stanowe dla najlepszych grób motocyklowych w naszym kraju — odezwał się Derek — Długo zastanawialiśmy się kogo z nas wysłać i po długich przemyśleniach wybraliśmy trzy osoby.
        — Derek na litość boską, skończ bredzić i mów! — zirytowała się Julia — Jestem umówiona na wieczór, a chce jeszcze potrenować!
        — Rozsądna decyzja Fire o treningu — widziała jego lekki uśmiech gdy posłała mu pełne irytacji spojrzenie — Bo jedziesz tam wspólnie z Dragon’m i Rocky’m — dopowiedział Owen.
        — Słucham!?
        Patrzyła na nich w pełnym oszołomieniu, nie wiedząc co powiedzieć. Owszem słyszała od młodszego z braci Scott, że może zostać nominowana, jednak w to do końca nie wierzyła, uważała to jako jego domysły, które w ogóle się nie sprawdzą, a teraz słyszy, że będzie ich reprezentować u boku dwóch braci. Nie chodziło tutaj o to, że się nie cieszyła, bo była z siebie dumna, że w tak krótkim okresie osiągnęła tak wiele, zaczynała od niczego, a teraz zaczęła wygrywać coraz więcej wyścigów w ich małej grupce. Jednak nie była pewna swoich umiejętności na tyle, by wystartować w zawodach.
        — Nigdzie nie jadę! — odezwała się po chwili gdy zdołała się otrząsnąć z głębokiego szoku.
        — Nie masz wyboru, zostałaś już wpisana i przygotuj się, że za miesiąc bierzesz udział w zawodach — mówił z uporem jeden z liderów.
        — To mi pomieszczenie — mruknęła sarkastycznie.
        Ponownie oparła łokcie na kolanach, podpierając swoją głowę na zgiętych dłoniach, patrząc bez żadnego zainteresowania na dwójkę młodych mężczyzn, który zaczęli mówić im o wyjeździe, oraz transporcie ich maszyny czy najważniejsze gdzie jest zorganizowane ich lokum na czas wyścigów stanowych. Powinna być tym zainteresowana, jednak ją kompletnie to nie obchodziło. Słuchała jedynie ich uwag, nie wiele z tego rozumiejąc na tę chwilę, jednak wiedziała ze gdy przyjdzie odpowiedni czas, o wszystkim sobie przypomni. Westchnęła ciężko gdy monolog Owena wreszcie się skończył i pozwolił im iść potrenować.
        — Naprawdę sądzicie, że sobie poradzę? — pytała.
        Szli niemal rozwalający się korytarz, a u jej boku kroczył Mike w towarzystwie Eleny, którzy zgodzili się z nią pojeździć. Reszta ekipy zdecydowała się wrócić do siebie, gdyż to spotkanie było zorganizowane na szybko, a oni wyrwali się ze swoich codziennych obowiązków, chcąc się dowiedzieć, kogo wytypowali przywódcy ich gruby to wyścigów. Przeszli przez metalowe drzwi wychodząc na zalany słońcem stadion, po wietrze nie pozostał ślad, a ich ponownie ogrzały promienie jaśniejącego na niebie słońca.
        — Myślałam podobnie jak ty, gdy zostałam, wysłała na wyścigi miastowe i pomimo strachu podołałam temu — odezwała się blondynka — Uważam, że dasz radę jeśli tylko bardziej przyłożyć się do treningów i może zdobędziesz jakieś wysokie miejsce.
        — Nie strach dziewczyny — zaśmiał się Dragon — Uwierz mi, nie masz powodu do strachu czy niepokoju, takie zawody to może spore wyzwanie dla początkującego jednak jest doskonałym testem zdobytych umiejętności. Wystarczy, że się przyłożysz do ćwiczeń a może i uda ci się wejść na podium.
        — Na to nie liczę — mruknęła cicho.
        Wolno wsiadła na swojego ścigacza, wsuwając kluczyki do stacyjki, popatrzyła jak kompani, wskakują na swoje pojazdy, odpalając je. Przekręciła kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik dwukołowca. Nie czekając na swoich towarzyszy, wycofała swoją maszynę, wjeżdżając na asfaltowany tor. Mknęła przez wyuczoną trasę, nie słysząc w oddali dwóch motocykli, teraz liczyła się na niej droga i ona. Chciała jechać i niczym się nie przejmować, czuć w ustach uliczny piach i ponieść się wolności, której tak dawno nie czuła. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, gdy w lusterku dostrzegła fioletową maskę karoserii pojazdu blondynki, co zmusiło ją, by jeszcze bardziej nacisnęła pudeł gazu, chcąc umknąć przed swoją towarzyszką. Jechała wciąż coraz bardziej, oddalając się od przyjaciół, miała wrażenie, że za chwile ponownie ich wyminie. Przejechała obok jednych, z wielu przejść na stadion zadowolona mknęła dalej, jednak po chwili zatrzymała się na uboczu, wolno zdejmując kask gdy poczuła w kieszeni swojej kurtki wibrujący telefon. Wyjęła go z wnętrza jednej z kieszonki, spoglądając na zdjęcie swojego brata. Bez namysłu odebrała, przykładając telefon do ucha.
        — Młoda od dwudziestu minut na ciebie czekam — słyszała jego podniesiony głos — Gdzie jesteś?
        — Jestem na torze — odparła spokojnie — Będę za piętnaście minut — oznajmiła.
        Patrzyła, jak zatrzymują się przed nią Dragon w towarzystwie Eleny, zanim zdołali cokolwiek powiedzieć, uprzedziła ich, mówiąc:
        — Dobra ja spadam. Do zobaczenia! — powiedziała w pośpiechu.
        Ponownie założyła swój kask, kryjąc bezpiecznie telefon w jednej z kieszeni, nie trudziła się nawet, by uruchomić silnik, który wciąż pracować. Pomknęła do pobliskiego wyjazdu ze stadionu, skręcając jedną z polnych drużek, które wiodły przez dość gęsty, lecz mały lasek. Jechała ścieżką, słysząc pod kołami opon łamiące się gałęzie, które nie wytrzymywały nagłe oporu. Wyjechała jednak w końcu spod miedzy krzaków, docierając na jedną z bocznych uliczek. 
        Jechała przez wiele zabudowanych dróg, które niemal prowadziły ją do domu jej brata. Zupełnie zapomniała o dzisiejszym spotkaniu z muzykami, nie chodziło tutaj, że wyleciało jej to z głowy z powodu natłoku obowiązków po prostu zapomniała, że obiecała się spotkać z zespołem. Miesiąc temu wydali swój najnowszy krążek i do tej pory nie miała okazji go przesłuchać. Była zdumiona, że tak była w stanie tak długo powstrzymać się od unikania słuchania ich najnowszego albumu, owszem mogła ją wcześniej zakupić, bo cholernie ja zżerała ciekawość co do ich nowej twórczości, jednak tego nie zrobiła głównie przez to, że ostatni miesiąc spędziła na przygotowaniach do studiów, a zarazem treningach na torze chcąc jeszcze bardziej rozwinąć swoje umiejętności jeździeckie, międzyczasie doszły do nich informacji o zawodach, co spodobało, że Derek i Owen jeszcze bardziej naciskali na ich jazdy. Nie skarżyła się, jednak uwielbiała ten dreszczyk adrenaliny, dlatego przykładnie przykładała się do ćwiczeń, które zadawali im chłopaki. Może i byli swobodną grupkę, gdzie nikt nie narzucał sobie zasad, jednak ich liderzy dbali o to by byli coraz lepsi i nie olewali żadnego z wyznaczonych treningów, chcieliby ich grupa była jak najlepsza w tym co robią.
        Nawet nie spostrzegła, jak dotarła do domu swojego brata. Zaparkowała na brukowanym podjeździe. Uśmiechnęła się lekko na widok znajomego widoku domu, który przywiódł na wspomnienie wiele dość radosnych momentów. Wyprostowała się, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Zdjęła kask ze swoich upiętych włosów, zsiadła z siedzenie, kryjąc go wewnątrz bagażnika. Wsunęła kluczyki do kieszeni kurtki, przechodząc przez chodnik, podchodząc do ciemnych drzwi. Nie trudziła się z pukaniem, już wiele razy została upomniana przez Chestera, by tego nie robiła, dlatego teraz zbytnio się tym nie przejmowała. Przeszła przez próg mieszkania, słysząc w oddali gwar rozmów. Przysiadła na skraju szafki, rozsuwając zamek błyskawiczny swoich wysokich butów, które po chwili poszły w zapomnienie gdy odrzuciła je w kąt. 
        Przeszła przez znajomy korytarz, dotarła do salonu, gdzie toczyła się zażarta dyskusja, stanęła na podwyższeniu, spoglądając na rozmawiających muzyków, jednak w chwili gdy zeszła z podwyższenia widziała jak Brad, unosi swoje spojrzenie, spoglądając na nią:
        — Witamy naszą ulubioną motocyklistkę — oznajmił wesoło, spoglądając na jej dość obcisły strój treningowy — Komu tym razem kazałaś gryźć beton — zagadnął.
        Zaśmiała się cicho, na jego słowa. Brad był wielkim entuzjastą wyścigów motorowych, od chwili gdy dowiedział się ze jego bliska przyjaciółka zaczęła się mierzyć z innymi w tej konkurencji mogła powiedzieć, że stał się dla niej zapalonym fanem. Nie jednokrotnie widział nagrywane przez grupę filmiki, które wrzucali na stronę z pokazami umiejętności czy po prostu wyścigami, Delson obejrzał niemal wszystkie, w których brała udział i był osobą, która najbardziej ją wspierała z zespołu w swoich zainteresowaniach.
        — Nikomu, nie ścigaliśmy się — odparła spokojnie.
        Szybko znalazła sobie miejsce na oparciu fotela, na którym siedział Michael. Oparła się o jasne wezgłowie. Oparła się ramieniem o oparcie, zdejmując ze swoich dłoni skórzane rękawiczki, których palce były nieco odsłonięte. 
        — Sądziłem, że byłaś na torze — mruknął Chester.
        — Owszem, ale raczej były to sprawy organizacyjne. Owen chciał nam powiedzieć, kto wystawia do zawodów międzystanowych w Carolinie Północnej — powiedziała spokojnie, kryjąc rękawiczki do kieszeni skórzanej kurtki.
        — Kto jedzie? — zaciekawił się Joe, unosząc wzrok znad swojego telefonu.
        — Muszę wam mówić? — spytała z westchnieniem.
        Patrzyła, jak kiwają delikatnie głową, a ona z jękiem rozpaczy przymknęła swoje oczy, które po chwili otworzyła, spoglądając na wyczekujących jej odpowiedzi muzyków formacji rockowej. Mruknęła cicho pod nosem, uginając się pod ich naglącymi spojrzeniami. 
        — Dobra — skapitulowała wreszcie — Wystawiono Dragona, Rocky’ego i mnie.
        Widziała jak na ich twarzach pojawia się zdumienie a w oczach Delsona dostrzegła rozpierającą go dumę, jednak ona skupiła spojrzenie na swoim ukochanym. Najbardziej obawiała się jego reakcji, wciąż nie był zbytnio zachwycony jej zainteresowaniem szybką jazdą, może i tego nie okazywał, jednak wiedziała, że cholernie się o nią martwił. Jednak ona nie chciała rezygnować z pasji, która tak kochała, była świadoma ryzyka, które niesie za sobą, ściganie jednak chętnie podjęła się tego, życie bez tej cholernej adrenaliny ją po prostu nudziło, jednocześnie był to skuteczny sposób, by pozbyć się swoich problemów, uciec na jakiś czas od nich, by one ją nie dosięgły. Była to jej forma wolności, była wtedy z dala od swoich wewnętrznych demonów, których tak się bała.
        — Mike — odezwała się niepewnie, coraz bardziej się niepokojąc.
        — Nie zamierzam ci zabraniać, marzyć — powiedział po chwili głębokiej ciszy — Jedź i skop im tyłki! — powiedział z delikatnym uśmiechem.
        Uradowana opadła na jego kolanach mocno go ściskając. Wiedziała ze pomimo swoich wątpliwości będzie mogła na niego liczyć, czego najbardziej się obawiała. 
        Tego dnia narodziła się prawdziwa Fire!

 ✰✰✰

        No i dobrnęliśmy do zacnego końca drugiego tomu Books of History — Taken.
        Czy umieszczę tutaj jakąkolwiek notkę pożegnalną czy podziękowania? Nie, bo nie ma sensu skoro, widzimy się z prologiem trzeciego tomu Imprisoned. Oczywiście nie zmienia się data publikacji rozdziały tego tomu będą publikowane co sobotę o godzinie 14:00, tylko najpierw muszę sobie je napisać. Tak Gdy publikowałam Rebel miałam praktycznie napisany cały Taken i mogłam swobodnie publikować nie myśląc że musze napisać rozdział a w Imprisoned nie mam nic prócz Prologu więc musze sie zabrać za pracę. 
       Dobra widzimy się w Nowy Rok.
       Szczęśliwego 2021 Roku!

Saturday, December 26, 2020

II 38 — UCZELNIA ARTYZMU

        Opadła niemal bez życia na jasną fakturę kanapy, z cichym westchnieniem przyciągnęła do siebie jedną z pobliskich poduszek, które leżały niedbale rozrzucone przez zabawy jej domowych pupili. Wtuliła swoją zmęczoną twarz w jej puch, napawając się spokojem, który ogarniał całe mieszkanie, miała nadzieje, że nic nie zakłóci jej tego spokoju, pragnęła chwilowej drzemki po dość ciężkim dniu na uczelni. Pomimo że wróciła ze swoich pierwszych zajęć na uczelni nigdy nie czuła się tak wykończona jak po tych kilku godzinach w akademickich murach, może i nie było wiele tych wykładów, jednak swój wolny czas poświęciła nad pracą z Historii Sztuki i nie sądziła, że to zdanie będzie tak ciężkie, wciąż tkwiła na początku, jednak zebrała na tyle materiałów, że była w stanie to napisać jednak na samą myśl chciała spalić swoje notatki lub, co gorsza wyrzucić je przez okno. Jednak czego mogła oczekiwać na studiach, wymagają od nich znaczenie więcej nauki czy przyłożenia się do swoich obowiązków. 
Odwróciła się wolno na plecy, jednak nie do końca przemyślała swoją pochopną decyzję, zanim jednak zdołała się czegoś uchwycić, w ramach wsparcia się wylądowała nieopodal stolika, upadając na ciemne panele pokoju dziennego, a przez jej lekko rozchylone usta przemknęło głośne przekleństwo, które potoczyła się echem po ścianach apartamentu: 
        — Czemu ja muszę mieć takiego pecha! — mruknęła słabo. 
        Zacisnęła dłoń na krawędzi kanapy, chcąc się nieco wesprzeć, podniosła się na równe nogi, przykładając rękę do obolałego pośladka. Potarła go delikatnie z nadzieją, że zdoła pozbyć się tego cholernego bólu jednak na marne. Mamrocząc pod nosem na swoją głupotę, chwyciła ramiączko swojej czarnej torby, podnosząc ją z ziemi. Rzuciła ją niedbale na sofę, nawet nie zwracając uwagi na wypadające z niej długopisy czy zeszyty, raczej teraz mało ją to obchodziło, gdy przechodziła przez salon, docierając do schodów prowadzących na korytarz. Wspinając się po jasnych stopniach, wciąż próbowała złagodzić cierpienie w swoich obolałych pośladkach. Nie miała takiego pecha nawet podczas swojego pierwszego dnia w liceum gdy miała tę nieprzyjemność spotkać swoją dawną rywalkę. Wzdychając cicho, pokręciła głową, gdy weszła do maleńkiej kuchni. 
        Zanim jednak zdążyła nawet oprzeć się o aneks kuchenny, do jej uszu dotarła spokojna melodia jej telefonu. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, gdzie skryła swoją ulubioną zabawkę elektroniczną, spojrzała na rozbudzony ekran, by dostrzec inicjały dzwoniącego. 
        — Dragon? — zdumiała się widząc zdjęcie jego zdjęcie. 
        Przesunęła palcem na zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha, długo nie czekała aż głos jej przyjaciela, rozbrzmiałby po drugiej stronie aparatu, a ona słuchała w oddali jakiś podniesionych głosów, jednak za bardzo nie zwróciła na to uwagi, skupiła się na koledze. 
        — Dobrze, że odebrałaś — słyszała jego ciche westchnięcie — Jest sprawa! — oznajmił. 
        — Jaka? — pytała lekko ospałym tonem. 
           Chwyciła z drobną trudnością pojemnik na wodę, uwalniając go z ekspresu. Postawiła sobie go na skraju jasnego blatu, otwierając jego wieczko, by bez trudności nalać do niego wodę. Postawiła go pod kranem, pozwalając wodzie swobodnie płynąć. 
        — Pamiętasz, że zbliżają się zawody stanowe? 
        — Tak — odparła spokojnie, zakręcając lejące się krople wody — Ale co ja mam do tego? 
        — Fire naprawdę muszę ci to tłumaczyć — mówił z jękiem rozpaczy — Nasza grupa bierze w niej udział. Owen i Derek za dwa dni mają zamiar wystawić trzy osoby to tych zawodów, proszą by każdy, z nas się pojawił na stadionie. 
        — Czemu po prostu tego nie powiedzą, wprost kto jedzie! 
        Ponownie wsunęła pojemnik do urządzenia, ówcześnie włączając. Oparła się dłońmi o blat, ze znudzeniem spoglądając na migające diody, które przybrały barwę wściekłej czerwieni. Przyłożyła dłoń do ust, próbując ukryć swoje ziewnięcie. Kompletnie odzwyczaiła się o tak wczesnego wstawania, o ile do pracy miała na dość późniejszą godzinę do ponownie wstawianie o poranku, jej się wcale nie uśmiechało. 
        — Nie pytaj mnie o takie rzeczy — oburzył się nieco — Sam bym chciał wiedzieć, o co im chodzi — dodał po chwili głębokiej ciszy — Nawet Rick nie ma pojęcia, kogo zamierzają wystawić, przeważnie go o tym informowali, a tutaj milczą jak zaklęci. 
        — Myślisz, że wystawią kogoś konkretnego? — zagadnęła. 
        Odnalazła w szafce swój ulubiony kubek, postawiła go na metalowej podkładce, wciskając jeden z guzików. Patrzyła jak z jednej z dysz, spływa ciemnobrązowy napój bogów. Subtelny zapach palonych ziaren kawowca, unosila się w małej przestrzeni, przyprawiając ją o nie małe zadowolenie. Nic tak bardziej nie poprawiało jej zachwianego napoju jak porządna dawka kofeiny. 
        — Szczerze? Słyszałem coś o Alexis’m, mnie i tobie. 
        — Mnie? — spytała zaskoczona — Rozumiem wystawienie ciebie czy Agreste’a, wy siedzicie w tym znacznie dłużej ode mnie, ja nie czuje się jeszcze taka pewna swoich możliwości — mówiła sceptycznie. 
        Zbytnio nie czuła entuzjazmu z możliwego wyjazdu na wyścigi i to nie na wzgląd, że sądziła, że nie sprosta wyzwaniu bycia jedną z trzech reprezentantów ich grupy. Owszem coraz bardziej rozwijała swoje umiejętności, szybkiej jazdy jednak one nie były na tyle pewne, by mogła ścigać się w zawodach między krajowych, jednak nie powinno ją to zdumiewać. Ich liderzy wręcz uwielbiali wystawiać osoby najmniej przygotowane do wspólnej rywalizacji, nie raz dochodziło na tym punkcie do starć między członkami grupy. Doszło do paru kłótni między nią a O'Neill, jednak organizator był na to bierny i wciąż dawał jej niełatwe wyzwania. W jednak się zgadzała, lubiła się sprawdzać i lubiła tę rywalizację, która ich łączyła nie raz, dosłownie skopała tyłki bardziej doświadczonym motocyklistą, napawając ją to dumą, że sprostała na pozór niełatwemu zadaniu. 
        Szybko odsunęła telefon od ucha, nie chcąc tracić żadnego kontaktu z przyjacielem. Włączyła tryb głośnomówiący, odstawiając swojego smarthona na blat kuchenny, a ona podeszła do lodówki. Otworzyła jej zabudowane drzwiczki, wyjmując ze środka karton z mlekiem. 
        — Skromna to ty zawsze byłaś — zaśmiał się szczerze — Powiedz mi, kto ostatnio dosłownie zniszczył Elenę, a potem Dereka w wyścigu. 
        Nie musiała nawet go widzieć, by wiedzieć, jak znacząco porusza brwiami. Pokręciła nieco rozbawioną głową, odkręcając plastikową nakrętkę, wlała odpowiednią ilość mlecznego napoju do pojemnika, załączając kolejny guzik, a ona patrzyła jak, mleko z każdą chwilą coraz bardziej się spienia. 
        — Miałam po prostu szczęście. 
        — Nie ukrywajmy Fire jesteś coraz lepsza i każdy w grupie to widzi. Sądzę, jednak że pojedziesz, bo będziesz chciała się wykazać. 
        Niestety miał racje, może i była nastawiona do tego pomysłu dość sceptycznie i nie widziała się w roli motocyklistki na wyścigach na szerszą skalę niż te, które urządzali sobie w ich małej grupie, ale chęć sprawdzenia jest od niej silniejsza i wiedziała, że zrobi wszystko by być z tego zadowoloną. Jednak na razie się nie nastawiała na cokolwiek, tkwiła w wielkiej niewiadomej i na razie nic chciała wysuwać się przez szereg, dopóki nie dowie się, kto pojedzie do Caroliny, reprezentować ich skład. 
        — Polemizowałabym Dragon, jednak jeśli mnie wybiorę, to pojadę. Nie mam nic do stracenia poza godnością — mówiła ze śmiechem. 
        — Nie będę się już z tobą sprzeczał. Muszę kończyć, bo dziewczyna do mnie wpadła. Do zobaczenia. 
        Pożegnała się z przyjacielem, wcisnęła czerwoną słuchawkę, ujmując telefon w dłonie, który szybko skryła wewnątrz kieszeni spodni. Miała jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia imprezy, dlatego mogła nieco skupić się na swojej pracy. Wlewając mleczną piankę do aromatycznej kawy, czuła unoszący się aromat jej ukochanego napoju. Chwyciła naczynie wypełnione brązową substancją, opuściła kuchnie. 
        Usiadła na skraju kanapy, odstawiając kubek na skraj stolika. Nawet nie zauważyła, jak na jej kolana wskoczyła Cindy, która zadowolona rozłożyła się na jej udach. Kotka była typowym pieszczochem, zupełnie jak Junka. Uwielbiały obie przy niej siedzieć lub wylegiwać się na niej gdy odpoczywała po ciężkim dniu, czasami z nudów je głaszcząc, one nawet się nie oburzyły, wręcz gnały do większej czułości z jej strony. Czasami jej ukochany naśmiewał się, że woli je od niego, co kompletnie było nie prawdą. Owszem kochała swoje zwierzaki, jednak nie traktowała je jakby były jej całym światem. Podrapała ją za uchem, wyjmując z torby skoroszyt z notatkami z zajęć oraz ksera potrzebnych jej stron do referatu. Kto by pomyślał, że już pierwszego dnia będzie musiała się zmagać z zadaniami na najbliższe wykłady. Ześliznęła się z sofy a leżąca na jej nogach kotka nawet się nie ruszyła gdy ona usiała przy stoliku, przeglądając kolejne papiery. Odkąd pamiętała, zawsze w szkole wolała zając się tuż po powrocie z lekcji, swoimi zadaniami domowymi, by potem mieć więcej czasu, i tutaj też miała zamiar to zrobić, nie chciała zostawiać tego na ostatnią chwilę, a z racji, że najbliższe dni już ma zaplanowane, wiedziała, że zupełnie zapomni nad tym usiąść i napisać. 
        Zadowolona kilka godzin później, spięła kartki z rozpisanym zadaniem, wsuwając je do przezroczystej koszulki, którą sobie przyniosła. Miała nadzieje, że jej kilku godzinę siedzenie nad książkami i notatkami z zajęć opłaci się i zdobędzie jakiś porządny wynik na następnych wykładach, cholernie jej zależało, by ukończyć studia, z jak najlepszym wyróżnieniem była niezwykle zaparta w sobie i miała nadzieje, że nie straci swoich ambicji w trakcie nauki. Roztargniona spojrzała na zegarek. Elektroniczne cyfry ukazywał kilka minut po osiemnastej, spojrzała na nieodebrane powiadomienia z portali społecznościowych oraz kilka wiadomości od przyjaciół, jednak ona skupiła swoją uwagę na jej prywatnej rozmowie z Mike’m, z którym pisała międzyczasie. Weszła w ikonkę, z chatem z nim odczytując ostatni jego tekst. Uśmiechnęła się lekko, na jego ostatnie słowa, po czym rozbudziła, elektroniczną klawiaturę wpisując odpowiedź. 
        Z nie małym trudem podniosła się z wygodnego dywanu, na którym siedziała. Syknęła cicho, gdy nieprzyjemny skurcz przebiegł o jej stopach, dreszcze niemal zmusiły ją do cofnięcia się i opadnięcia na skraj jasnej sofy. Przeczekała chwile, aż nieprzyjemnie uczucie zniknie, prostując się. Pozostawiła wszystkie zeszyty czy skoroszyty na stole nie za bardzo mając ochotę wziąć je ze sobą. 
        Musiała się jednak przygotować na imprezę w domu jednego z bractw. Była bardzo ciekawa tej zabawy, chęć poznania nowych osób była ogromna, czasami zastanawiała się, gdzie podziała się ta nieśmiała dziewczyna, która stroniła od poznawania nowych znajomych, teraz była określana duszą towarzystwa, szczerze jednak ona tego nie czuła. Nie uważała się za osobą, która potrafi zabawić osoby wokół siebie na jakieś imprezie, raczej robiła to w kameralnym gronie jednak gdy była na jakieś zabawie owszem bawiła się, ale rozkręcenie potańcówki zostawiała innym, bo ona nie czuła się w tym pewnie. 
        Wchodząc do sypialni, chwyciła skraj opinającej jej ciało koszulkę, którą wolnym ruchem zdjęła z siebie. O niemal nie weszła w ścianę gdy pozbywała się niepotrzebnego materiału, jednak zatrzymała się w pół kroku, spoglądając na otwarte drzwi do łazienki. Przeszla przez próg, pozbywając się ciemnej tkaniny. Stanęła przed lustrem, od razu wrzucając ją do kosza, podobny los podzieliły jej spodnie gdy po chwili stała w ciemnej bieliźnie. 
        Przeklęła głośno gdy do jej uszu dotarła spokojna melodia połączenia, dobiegająca z sypialni. Zignorowała przychodzące połączenie, zdejmując koronkowy biustonosz. Wchodząc pod prysznic, słyszała, jak muzyka nagle umilkła, a ona zadowolona pozwoliła wodzie swobodnie płynąć po jej nagim ciele. Domyślała kto, starał się z nią skontaktować, jednak wiedziała, że żadna z tych osób nie będzie miała do niej pretensji, że nie podniosła słuchawki od razu. 
        Nie zwróciła uwagi na umykający za oknami swojego mieszkania, słońce powoli zachodziło gdy ona stała przed ogromnym lustrem w swojej sypialni, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu. Nie wyglądała wcale aż tak tragicznie jak myślała. Ubrana w dopasowane białe szorty opinały jej długie nogi, ciemna bluzeczka odsłaniała jej dobrze zarysowany brzuch, nad którym ostatnio tak pracowała. Narzuciła na ramiona nieco dłuższą jeansową kurtkę, chcąc odsłonić swoje ramiona przez chłodnymi nocami, które zapanowały w mieście. 
        — Mogę tak pójść? — zapytała, trzymając telefon w dłoni. 
        Przełączyła kamerę w rozmowie video z Marinette i Seleną, z którymi rozmawiała od dwudziestu minut, pokazując im swoje lustrzane odbicie. Najbardziej dziś męczyło ją zrobienie fryzury, nie mogła dopasować odpowiedniego wyglądu włosów do swojego ubioru w końcu zrezygnowana, pokręciła je delikatnie, wiążąc je w sposób, by opadały na jedno z jej ramion. 
        — Jest dobrze, ale nałożyłabym jakiś naszyjnik — powiedziała paryżanka gdy jej współlokatorka zniknęła w kuchni, chcąc zabrać z zamrażalki kolejne pudełko lodów — Znajdź coś delikatnego, które nie będzie rzucać się w oczy — doradziła druga, ze której studentek krzyk poniósł się echem po małym wynajmowanym mieszkaniu. 
        Poszła za jej radę, wróciła do toaletki, z której wyjęła szkatułkę, gdzie trzymała wszelkie naszyjniki, bez trudu znalazła jeden z wisiorków. Był to pozłacany łańcuszek z jej imieniem, który dostała od Mike’a podczas ich ostatnich wakacji na wyspach kanaryjskich. Uniosła dłoń, z biżuterią do kamery pokazując, projektantce by oceniła czy jest odpowiedni. Widziała, jak skinęła delikatnie głową, z aprobatą. Odłożyła telefon, zapinając go ostrożnie na szyi. 
        Spojrzała na zegarek w telefonie, który pokazywał parę minut po dziewiętnastej. Pożegnała się w pośpiechu, z dziewczynami życzą im miłego dnia, a sama zgarnęła jakąś małą kopertówkę, wypadając z garderoby. 
        W dużym pośpiechu dotarła na miejsce spotkania, niemal wylatując ze swojego mieszkania, była tak roztargniona, że o niemal nie zamknęła drzwi na klucz, w porę się jednak opamiętała i zakluczyła apartament i pognała do wind. Stanęła w umówionym miejscu, wyjmując telefon, by napisać do nowych znajomych, gdzie może ich spotkać jednak zanim mogła otworzyć którąkolwiek z rozmów, usłyszała nawoływanie Isabelli. 
        Uniosła swoje jasne spojrzenie, rozglądając się z uwagą za koleżanką. Dostrzegła ją, stała pod jedną z latarni, która prowadziła do kampusu w towarzystwie swojego ukochanego. Podbiegła do nich, witając się z nimi ponownie. Idąc zadbanym chodnikiem przeszli obok jednego z budynków uniwersytetu. 
        Słyszała w oddali rozbrzmiewająca głośną muzykę, która echem odbijała się w jej umyśle, skręcili w następną alejkę, a im oczom ukazał się dość sporej wielkości dom, z którego sączyły się barwne światła, które otulały posesje jednego z bractw. Przeszli obok zgromadzonych osób na schodach, wchodząc do środka. Niemal na wejściu do jej nozdrzy wpadł zapach alkoholu i potu, który stanowił niebezpieczną mieszankę tej nocy, tylko przepychała się, przez kolejne grupki obiecała sobie, że nie tknie zbyt wiele alkoholu. Nie upije się, jak miała to zazwyczaj w piątkowe noce, to nie była odpowiednia chwila na upicie się, chciała być żywa na jutrzejszych zajęciach a alkohol i zdrowe myślenie nie szły ze sobą u niej w parze. Nie zwróciła uwagi gdy jej nowi znajomi zniknęli w salonie, a ona przedzierała się przed dość spory tłum, prując odnaleźć przewodniczącą uczelni. Dostrzegła ją, dopiero w kuchni gdzie stała w towarzystwie kilku osób. 
        — Scarlett! — zawołała ją. 
        — Julio, choć do nas — krzyknęła blondynka, machając do niej — Poznasz kilka osób. 
        Przeszła przez próg kuchni, podeszła do dziewczyny bez trudności, w chwili gdy oparła się o krawędź wyspy, odebrała z jej dłoni czerwony kubek wypełniony do połowy alkoholem, upiła spory łyk trunku, czując nieprzyjemne pieczenie w gardle. Szybko jednak pozbyła się tego, popijając jednym z soków, które złagodziły to odczucie. Wdała się w dyskusje z koleżanką i jej znajomymi, procenty szybko sprawiły, że rozmowa była coraz swobodniejsza, a towarzystwo szybko się rozluźniło. 
        Przeklinała samą siebie gdy sięgnęła po kolejnego drinka gdy siedziała na tarasie domu w towarzystwie Scotta, Libby i Daphne, śmiały się z jakiegoś żartu chłopaka gdy podszedł do nich gospodarz dzisiejszego wieczoru. 
        — Urządzamy zabawę przy basenie, dołączacie się? — zagadnął, patrząc na nieco wstawionych kolegów.
        — Wchodzę jeśli nie będę musiała się z nikim całować lub obściskiwać — odparła Julia, upijając łyk kolorowego koktajlu. 
        Pomimo szumiącego w jej organizmie alkoholu myślała na tyle rozsądnie by nie wrobić się w jakieś głupie wyzwania z obściskiwaniem się, jeszcze tego by brakowała, by przez jakąś głupią grę straciłaby, do siebie zaufanie wiedząc, że w jakiś sposób zdradziła Michaela na tej imprezie, jeszcze tego brakowało. Cholernie jej na nim zależało i nie chciałaby go stracić przez głupie wyzwanie. 
        — Spokojnie jest to wykluczone, to co idziesz? — pytał spokojnie. 
        — Pewnie — powiedziała ochoczo. 
        Odstawiła gwałtownie kubek z niedokończonym sokiem z domieszką alkoholu, przeszła przez drewnianą ławkę, idąc w ślad za Patrick’m, który już zgromadził przy basenie sporą grupkę studentów, którzy byli zainteresowani grą, którą wymyślił chłopak. Stanęła między jakimiś dziewczętami, spoglądając na organizatora zabawy, czekając, aż wyjaśnię zasady gry. 
        — Zanim zaczniemy, musicie dobrać się w pary — poleciał dwudziestolatek — Julia ty zostajesz ze mną! 
        — A czy ja się na to zgadzam! — oburzyła się. 
        Skrzyżowała dłonie na biuście, spoglądając spod lekko przymrużonych powiek na chłopaka, który jedynie posłał jej delikatny uśmiech, wracając do tłumaczenia stworzonej przez siebie rozgrywki. Zrezygnowana, stanęła na samym początku, tuż obok swojego partnera, z którym miała grać. 
        — Zasady są raczej proste — mówił, trzymając w dłoniach kapelusz — Losujecie karteczki w meloniku, na których jest napisane zadanie, jeśli go nie wykonanie za karę pijacie kolejkę. Zdarzać się będą również pytanie, na które muście odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Czy wyraziłem się jasno? 
        Popatrzył na uczestników gry, którzy jedynie skinęli głowami w ramach zgody. Sam stanął naprzeciwko nastolatki, która wpatrywała się w niego z lekko przymrużonymi powiekami. 
        — Losujesz pierwsza — oznajmił. 
        Wyciągnął ku niej dłonie, które zacisnął na swoim kapeluszu, zaciekawiona, chwyciła pierwszą zwiniętą karteczkę, pociągając do siebie. Wolnym ruchem rozprostowała ją, odczytując głośno tekst na kartce. 
        — Postaw piwo ostatnio poznanej osobie w grupie — przeczytała na głos. 
        Uniosła powoli wzrok, rozglądając się z uwagą po zgromadzonych osobach, próbując odnaleźć kogoś, z kim witała się najpóźniej, wtedy jej spojrzenie zatrzymało się na dobrze zbudowanym brunecie z delikatnym zarostem. 
        — Tyree idziemy pić! 
        Zanim chłopak mógł zaprotestować, podeszła do niego, chwytając go za nadgarstek, ciągnąc w stronę stolika wypełnionego od drinków czy szotów kończąc na piwach. Chwyciła dwa kubeczki, wcisnęła w dłoń jeden z nich swojemu znajomemu. Stuknęli się nimi, przyłożyła plastikową krawędź naczynia do ust, pociągając spory haust napoju. Nie minęła chwila, a jej kubek był pusty podobnie jak jej towarzysza. Wrócili do zabawy, która wciąż trwała w końcu padła ponownie kolej na nią i Patricka, pozwoliła chłopakowi wyciągnął złożoną karteczkę, czekając aż dowie się o jego wyzwaniu. 
        — Skocz do basenu z twoim partnerem od gry. 
        Widziała jego przebiegły uśmiech gdy podał melonik swojemu koledze. Spojrzał na nią wymownie, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, jakby oboje podświadomie wiedzieli, co chcą zrobić. 
        — Do wody! — krzyknęli oboje gdy stali na krawędzi podświetlonego basenu. 
        Wskoczyła w ciepłe odmęty wody, słysząc w oddali aplauz innych imprezowiczów. Wynurzyła się po chwili z wody, całkowicie przemoczona a po jej dawnej fryzurze nie pozostał ślad. Podpłynęła do Connell wyciągając ku niemu ściśniętą dłoń, przybił jej żółwika, podpływając do krawędzi basenu. Wydostał się na brzeg, kucnął przy krańcu, pomagając się je wydostać z chłodnej kąpieli. 
        Nagle w jej umyśle pojawił się pomysł, chwyciła odchodzącego Patrica za rękaw koszuli, ciągnąc do siebie, widziała jego zdumione spojrzenie na sobie, zanim jednak się odezwał, zaproponowała mu wspólne zdjęcie, na co chętnie przystał. Stanęli obok siebie, obejmując się ramionami, prosząc Scotta, by wykonał im pamiątkową fotografię, która po chwili wylądowała na jej koncie na MySpace z krótkim opisem. Zablokowała telefon, nawet nie spoglądając na wpływające komentarze czy ilość polubień, pobiegła za gospodarzem imprezy, który zniknął za drzwiami balkonowymi, chcąc rozkręcić jeszcze bardziej tę zabawę 
✰✰✰

        Widzimy się w drugi dzień i z przedostatnim rozdziałem Julki, jak się czujecie ze świadomością że jutro ostatni rozdział tego tomu ja przyznam że dziwnie ja mam wrażenie jakbym dopiero kończyła publikować Rebel na Wattpadzie a tu nie ma mnie na tym rakowisku i teraz siedzę na Blogspocie jak za starych dobrych czasów. 
        Widzimy się jutro w ostatnim rozdziale tego domu


Friday, December 25, 2020

II 37 — ŻYCIE AKADEMICKIE

        Przewróciła się niemal z jękiem rozpaczy na drugi bok gdy do jej zaspanej podświadomości przedarł się denerwująca muzyczka dzwoniącego budzika, który doprowadził jej zmysły niemal do szaleństwa. Nie miała najmniejszej ochoty się podnosić, a tym bardziej wstawać, w jednej chwili cały jej zapał czy entuzjazm zgasł gdy zdała sobie sprawę o wczesnej godzinie porannej, która wybijała na zegarach wszystkich mieszkańców słonecznej metropolii. 
        Skryła swoją twarz w puchu poduszki, czując, jak wydostaje się, z objęć ukochanego, który śnił nieświadomy, że irytująca muzyczka obudziła jego dziewczynę z cudownej drzemki, którą zakosztowała po męczącej ją nocy. Tym razem jej brakiem snu nie okazały się dręczące ją koszmary, a podekscytowanie, które ją ogarniało. Rozpoczynała dziś pierwszy rok studiów na wybranej przez siebie uczelni, nie mogła przez to zmrużyć oka, wciąż się denerwowała czy podoła, czy będzie w stanie utrzymać się, na tym kierunku nie rezygnując, z niego w środku semestru. Kochała ilustracje i rysunek, było to nie tylko jej pasja i zamiłowanie, ale także dorywcza praca, którą uwielbiała wykonywać, jednak nie wiedziała co ją będzie czekać na wykładach czy zajęciach. 
        Z drugiej jednak strony nie mogła się tego doczekać, że ponownie będzie mogła wstąpić na ścieżkę edukacyjną, zdobywając, potrzebną jej widzę. Nie była nigdy prymusem w szkole, jednak starała się, by jej oceny ją zadowalały, pracowała ciężko na wszystkie swoje wyniki, ale pomimo trudności osobistych zdobyła dyplom, z wyróżnianiem co wcześniej wydawała się jej niemożliwe jednak była cholernie w sobie zaparta by, udowodnić sobie, że potrafi, że umie, dokona czegoś, co wydawało się niemożliwego. 
        Z podobnym nastawieniem powinna podchodzić do zbliżających się studiów jednak na razie była za bardzo spanikowana, a jednocześnie zbyt ekscytowała się tym, co ją czeka, by myśleć racjonalnie. Podpierając dłoń na krawędzi puchu, ułożyła na niej nieco obolałą głowę, sięgając po zakopany pod jej poduszką wciąż grający telefon. Przesunęła palcem po jasnym ekranie, wyłączając zegarek, westchnęła cicho, ponownie opadając na pościel gdy na jej głowę o niemal nie skoczył Wather. Popatrzyła na kota, który przeciągnął się, układając na jednym z jaśków, zamykając swoje szmaragdowe ślepka. 
        — Ty to masz życie — westchnęła cicho. 
        Przyłożyła dłoń do jego głowy, drapiąc go za uchem, a do jej uszu dotarło przyjemne mruczenie. Zmuszenie siebie do wstania okazało się trudniejsze, niż myślała, a szczególnie gdy zatonęła w uścisku ramion swojego ukochanego. Spojrzała na niego przez ramię, spał pogrążony w błogiej nieświadomości o świcie nowego poranka, co najbardziej ją rozczuliło do jego lekko rozmarzony uśmiech, który błąkał się na jego ustach. Godzinami mogła na niego spoglądać podczas snu, wszystkie troski, problemy czy strapienia odchodziły od niego, a on był tego wszystkiego pozbawiony. Niestety niechętnie musiała oprzeć się pokusie zostania w ciepłym łóżku w jego ramionach. Nie chciała, spuścić się na swoje pierwsze zajęcia zawsze była osobą punktualną. 
        Delikatnie chwyciła jego dłonie, które trzymał ją w pasie, odsuwając lekko od siebie. Zanim jednak zdołała się wydostać z miękkiej pościeli, ucałowała go w policzek, odrzucając z siebie ciemną narzutkę. Podniosła się, siadając na krawędzi materacu, próbując odnaleźć swoją narzutkę, jednak nigdzie nie mogła jej dostrzec. Wzruszyła jedynie ramionami, sądząc, że zostawiła ją w garderobie. 
        Uniosła się z krawędzi łóżka, przechodząc przez sypialnie, wchodząc dyskretnie przez lekko uchylone drzwi łazienki, pozostawiając za sobą wciąż śpiącego Michaela oraz Waltera, który zdecydował się mu potowarzyszyć. Mogła im tylko pozazdrościć, jedyne co ją pocieszało to fakt, że jedynie w jeden dzień tygodnia zaczynała tak wcześnie wykłady, pozostały plan był bardziej przyzwoity, jednak jeśli miała być szczera, to wolałaby wcześniej wstawać i uczęszczał na lekcje, które kończą się przed południem niż wychodzić do domu o godzinie piątej czy nawet szóstej wieczorem co niestety jej będzie się zdarzać. Gdy tylko otrzymała plan, wiedziała, że nie będzie kolorowo z jej pracą, do tej pory chodziła w tygodniu by, pomagać w opiece nad dziećmi jednak teraz mogła jedynie pomyśleć o weekendach, które bądź co bądź i tak ma napięte od spotkań towarzyskich. Musiała zrezygnować z tej pracy i tak miała dość dużo środków na koncie, by utrzymać się i zapłacić za czesne. Jeszcze tego jej brakowało, żeby brała kredyt. Zdecydowanie pieniądze po sprzedaży obrazów jej się przydarzą. 
        Oparła na moment swoje dłonie o umywalkę, spoglądając na swoje lustrzane odbicie. Widziała w krzywym zwierciadle nieco zmęczoną młodą kobietę, nie dało się jednak nie zauważyć cieni pod jej oczami, które były oznaką nie najlepiej przespanej nocy, marudząc na siebie, że będzie zmuszona zrobić makijaż, sięgnęła na skraj swojej ciemnej koszuli nocnej. Uchwyciła ją między palce, podnosząc ku górze. Zdjęła ją zwinnym ruchem z siebie, kryjąc ją wnętrzu kosza skrytego w szafce. 
        Rozsuwając drzwiczki prysznica, zatrzymała się nagle, gdy do jej jeszcze zaspanej podświadomości dotarł ciche poszczekiwanie z dołu, jednak chwile później się uspokoiło, a ona miała wrażenie, że jej się to przewiedziało. Wzruszyła jedynie ramionami, kryjąc się za przeszkloną fakturą ścianek. Stanęła roznegliżowana pośrodku prysznica, sięgając do zamontowanych w ścianie kurków. Niemal chwile później czuła spływające po jej ciele krople ciepłej wody, które z każdą upadającą kroplą rozluźniały jej napięte mieście, a ona w duchu przyznała, że potrzebowała tej ciepłej kąpieli. 
        Nudząc cichą melodię, zmywała z siebie trud ostatniej nocy. Miasto ponownie nawiedziły upały, które wydawały się do nie zniesienia, wszyscy korzystali, z uroków tej pięknej jesiennej pogody chcąc wykorzystać ją na tyle, zanim nie napłynie ponownie chłodne powietrze, które miało zwiastować huragan szalejący na otwartym morzu. Z uwagą śledziła wiadomości modląc się w duchu by nie powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch lat gdy cyklon wdarł się na ziemię jednak co najbardziej ją przerażało, że tajfun był zanotowany w najwyższej skali i jeśli dotrze, na ląd może nieco osłabnąć, jednak wciąż będzie silny. Obawiała się tych prognoz, bo o ile nie obawiała się zwyczajnych burz, takie zjawiska wprawiały ją w przerażenie. Mogła przesiedzieć przy oknie całe zamieszanie, jednak taka gwałtowna pogoda sprawiała, że jedyne co chciała to skryć się przed całym światem. 
        Westchnęła ciężko, spłukując z siebie resztki utworzonej piany z nadzieją, że jednak jej obawy się nie sprawdzą. Lekko rozsunęła przeszklone drzwi kabiny, chwytając zwisający nieopodal ręcznik. Otuliła się nim szczelnie, wychodząc z wnętrza. Nie miała zbyt wiele czasu na bezczynne siedzenie. 
        Opuszczając łazienkę chwile później otulona ciepłym puchem ręcznika, przeszła przez pokój, spoglądając ukradkiem na wciąż śpiącego muzyka, który najwyraźniej stwierdził, że jeden z futrzaków to ona. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem gdy tylko to ujrzała, jednak z całych sil się powstrzymała, zniknęła w garderobie, mając nadzieje, że nikogo nie obudziłą 
        Usiadła przy toaletce, poprawiając osuwający się z jej biustu ręcznik. Wyjęła z lekko uchylonej szuflady swój podkład oraz korektor. Nie znosiła nakładać na siebie niepotrzebnych warstw pudrów czy innych kosmetyków może i była dziwna, jednak uważała, że piękno nie tkwi w jakiś produktach, a w nas samych jednak nie zamierzała się pokazywać z takimi workami pod powiekami. Nakładając ostatnią delikatny bronzer na policzki, usłyszała za ściany małe po ruszczenie i przez moment myślała, że Mike już się obudził, jednak jakie było jej zaskoczenie gdy na progu drzwi pojawił się Walter niezbyt zadowolony. Usmiechenęła się jedynie na widok zdenerwowanego zwierzaka, który z uniesionym do góry ogonem, wskoczył na pobliski parapet układając się na nim. Zdecydowanie ten kot nie lubił gdy ktoś z nią spał, raczej wolał gdy była sama, bo wiedział, że może się rozłożyć na łóżku bez świadomości, że ktoś go zgoni. Zwinął się w kłębek, ponownie uciekając do krainy kocich marzeń. 
        Odkładając jeden z cieni, który używała, uniosła się na równych nogach, przytrzymując opadający jej ręcznik. Wyjmując z jednej z szuflad, dopasowaną do siebie bieliznę przypomniała sobie, że nie spakowała żadnych skoroszytów czy zeszytów na zajęcia, o ile jej studia były skierowane pod rysowanie i malowanie, jednak dzisiejsze zajęcie nie wymagały tego od niej, jedynie czegoś do pisania i prowadzenia notatek. Kompletnie wyleciało jej to z głowy. Zahaczając chawty jasnego biustonosza, schyliła się, chwytając klamkę jasnej szuflady. Wysunęła ją ze środka, dostrzegając wiele toreb czy kopertówek, które posiadały, jednak to nie były wszystkie, które miała, chwyciła jedną z pierwszych czarnych plecaków, układając ją na podłodze, a sama sięgnęła po przypadkowe ubrania, które na siebie nałożyła. Popatrzyła na zegarek, który wskazywał parę minut przed siódmą i przeklęła cicho, za godzinę zaczyna zajęcia, a ona nadal była w kompletnym kropce. Wiążąc z biegu swoje długie włosy, zamknęła cicho drzwi swojej sypialni, przechodząc parę kroków przez korytarz. Wpadła do gabinetu, gdzie pozostawiła wszystkie zakupione przez siebie materiały na studia, wrzuciła pośpiesznie zeszyty czy skoroszyty. 
        Niemal biegiem zeszła po jasnych stopniach, przechodząc, przez skapną w świetle poranka salon, gdzie wylegiwało się troje czworonogów. Cindy, która ostatnio uwielbiała leżeć na krawędzi kanapy, spała na jej oparciu odwrócona do niej brzuszkiem, Jay i Junka zdecydowanie wybrali sobie wygodniejsze miejsce na rozrzuconych na szarej kanapie poduszkach. Wspinając się na podwyższenie, porzuciła torbę przy metalowej barierce, znikając za ścianą kuchni. Stanęła przy blacie, włączając ekspres do kawy. Wyjęła z wnętrza szafki swój kubek termiczny, podkładając go pod jedną z dysz. Odczekała chwile, by maszyna się nagrzała, a ona wyjęła z dolnej szafki dwa plastikowe pojemniki. Wyprostowała się w monecie gdy urządzenie było gotowe do pracy. Włączyła kolejny przycisk, chwile później do środka naczynia wlewała się ciemnobrązowa substancja, a ona sięgnęła po dwie miski stojące na barku, które wypełniła wczoraj aromatycznymi zbożowymi ciastkami oraz croissanty z czekoladowo — waniliowym nadzieniem. Zdecydowanie te maślane rogaliki bardziej smakowały jej jako słodkie wypieki, próbowała wytrawniejszych czy słonych jednak to nie były jej smaki, większość wakacji jednak korzystała z wypieków rodziców Marinette, którzy wyrabiali naprawdę świetne ciasta czy kruche łakocie i nie mogła podważyć słów, że była to jedna z lepszych cukierni w mieście. Spędzając czas z przyjaciółką, podczas wakacji poprosiła ją o dobry przepis na te słodkie rogale, a ona chętnie się tym z nią podzieliła, zastrzegając jedynie, że chce ich spróbować, jak tylko je zrobi. Pomimo że jej koleżanki wyjechały zaledwie dwa dni wcześniej na studia, już za nimi tęskniła, spędziła z nimi dwa niezapomniane miesiące gdy mogli wreszcie pobawić się w takim samym gronie jak za czasów liceum, nie przepuściła żadnej okazji, by się z nimi spotkać, często Mike śmiał się, że ponownie wraca w niej licealistka, którą była, bo większość piątkowych wieczorów spędziła na zabawach w klubach ze znajomymi niż z nim, jednak specjalnie nie miał do niej o to pretensji, wiedząc, jak bardzo jej na tym zależy, ona sama nie zabraniała mu jakichś wyjść z kolegami. Nie chciała uchodzić za dziewczynę, która zabrania swojemu ukochanemu iść na piwo do baru, nie mieszkali razem by się wiecznie kontrolowali ale jeśli miała być szczera to nawet to nie robili. Nie otrzymywała żadnych telefonów od niego gdy bawiła się w najlepsze z grupką swoich znajomych i to lubiła w ich związku pełnie zaufania, jaką do siebie mieli. 
        Zamknęła pudełeczka wypełnione kruchościami, po czym wysunęła spod ekspresu swój kubek, wlewając do środka spienione mleko. Aromat świeżo zaparzonej kawy uderzył jej nozdrza, zdecydowanie to był jej ukochany napój. Zamknęła wieczko, zapisując w notesie elektronicznym, gdzie trzymała spis produktów, które musiała kupić syrop karmelowy. Chwyciła przygotowane przez siebie rzeczy, pozostawiając na blacie jedynie karteczkę dla muzyka z wiadomością, że wyszła na uczelnie. Skryła opakowania w ciemnej torbie, którą nasunęła sobie na ramię. Sięgnęła po kluczę od mieszkania, oraz kluczyki od samochodu, opuściła mieszkanie, cicho zamykając ciemne drzwi. Zamykając mieszkanie, przeszła na pozór spokojnym krokiem, przez oświetlony jasnym światłem korytarz. Z zadowoleniem przyjęła otwarte drzwi małego pomieszczenia, przyśpieszyła kroków gdy dostrzegła, jak się zamyka. Wśliznęła się do środka o niemal, nie wpadając na swoją ulubioną sąsiadkę. 
        — Co tak wcześnie na nogach? — zagadnęła Alice. 
        — Zaczynam dzisiaj studia — wyjaśniła, upijając kolejny łyk brązowej substancji — Rozpoczynam za niecałą godzinę zajęcia a mam do uczelni jakąś godzinę drogi — dodała, widząc jej potaniające spojrzenie. 
        — W takim razie mogę życzyć ci tylko powodzenia — posłała jej lekko zmęczony uśmiech — Studia to najlepsze co może cię spotkać. 
        — Dzięki Alice, na razie jestem cała w nerwach — wyjawiła, gdy opuściły to klaustrofobiczne pomieszczenia. 
        — Nie ma potrzeby się denerwować kochana — uspokoiła ją — Dobra ja lecę, bo mam ważne spotkanie z kontrahentem. Cześć. 
        Widziała, jak odchodzi od niej, a stukot jej kremowych obcasów odbijał się o ogromne ściany podziemnego garażu. Potrząsnęła głową, by wyrwać się z otchłani swoich rozmyślań, podeszła do swojego samochodu, słysząc w oddali dźwięk odpalającego silnika samochodu sportowego, którym jeździła Adkins. Rzuciła torbę na siedzenie pasażera, wsuwając się na fotel kierowcy. Włożyła kubek do skrytki, ówcześnie pociągając spory łyk tego napoju. Wsunęła kluczyki do stacyjki w momencie gdy w wyjeździe zniknął samochód jej koleżanki. Zapaliła go, w chwili gdy kolejny z jej sąsiadów opuścił podziemny parking. Wycofała się ze swojego miejsca. Wyjechała spokojnie z podziemnej hali, wydostając się na zalany słońcem podjazd do apartamentu. Pokonała odległość dzielącą ją od bramy, która ku jej zaskoczeniu była otwarta, przejechała przez nią, pomknęła do pobliskiego wjazdu na autostradę z nadzieją, że nadrobi stracony czas na niepotrzebne myślenie. 
        Niemal po chwili stanęła na wyjeździe z ruchliwych ulic miasta, odczekała moment gdy droga się nieco przerzedzi i włączyła się w ruch uliczny. Mknąć przez jedną z główniejszych autostrad, cieszyła się, że po doradzę, nie napotkała żadnych trudności. Po długich minutach zjechała z ruchliwych ulic, skręcając w jedną z bocznych dróżek, które miały ją doprowadzić na uniwersytet. 
        Jechała w kompletnej ciszy, gdy nagle jej zmysły zaatakowała muzyka przychodzącego połączenia. Westchnęła cicho gdy dostrzegła na wyświetlaczu swojego telefonu zdjęcie oraz imię Michaela. Przesunęła na zieloną słuchawkę, od razu załączając tryb głośnomówiący. 
        — Skarbie gdzie jesteś? — słyszała jego lekko stłumiony głos, a ona nie musiała nawet zgadywać, by wiedzieć, że dopiero wstał. 
        — Kotek chyba się jeszcze nie obudziłeś — zaśmiała się cicho — Zerknij na kalendarz przystojniaku. 
        Odczekała chwile, a do jej uszu dotarł ciche odgłosy po drugiej stronie aparatu, a ona ponownie skupiła się na drodze gdy skręciła w pobliską drogę, która miała zaprowadzić ją na uczelnie. 
        — Cholera, rzeczywiście rok akademicki. 
        — Mogłabym ci przybić brawo za twoją spostrzegawczość, ale nie chce spowodować wypadku — żartowała. 
        — Zabawne, naprawdę bardzo śmieszne — mruknął sarkastycznie — Pomyśleć, że z rana dopisuje cię poczucie humoru, to jest wręcz niemożliwe by moja dziewczyna była w tak dobrym nastoju o poranku. 
        Rzeczywiście tutaj miał racje rano, nie była nigdy zbytnio pozytywnie nastawiona do życia, była zbyt zaspana, by myśleć w pozytywny sposób, jedyne co wtedy pragnęła to powrócić do krainy wiecznych snów i nigdy z niej nie powracać, jednak życie bywa dla niej okrutne gdy musiała się spotkać z przeszkodami, które wyznaczył jej los. 
        — Michaelu życie bywa niesprawiedliwe, jednak tym razem nie mogę ci go osłodzić — odezwała się cichym głosem — Muszę kończyć, jestem pod uczelnią, zadzwonię do ciebie, jak skończę. Kluczę, znajdziesz tam, gdzie zazwyczaj je kładę. Cześć przystojniaku! 
        Stanęła na jednym z ostatnich wolnych miejsc, kryjąc samochód w cieniu jednego z wielu rosnących tu drzew. Widziała w oddali skryty za klombami kwiatów budynek, który nie należał do najnowszych, jednak ostatni remont nieco go odświeżył. Musiała tutaj przyjechać podczas wakacji, bo musiała zanieść jakieś dokumenty do dziekanatu i widziała, jak budynek przechodzi zmiany. Wyswobodziła telefon z uchwytu, kończąc połączenie jednym dotykiem. Wyjmując kluczyki ze stacyjki, sięgnęła po porzuconą na siedzeniu obok torebkę, wsunęła do niej swój telefon, zsuwając z głowy swoje okulary przeciwsłoneczne. 
        Wyszła z samochodu, ówcześnie nie zapominając zabrać swojego kubka termicznego wypełniony tak pobudzającym napojem. Zamknęła go jednym kliknięciem, wrzucając pęk kluczy do jednej z bocznych kieszonek swojej torby. Wzięła spory haust tego aromatycznego napoju, przeszła przez brukowany chodnik, dostrzegając już wiele młodych ludzi, który wchodzili do pobliskiego budynku. 
        Czy odczuwała jakieś zdenerwowania? Jeśli miała być szczera stres minął tak szybko jak się on pojawił. Przechodziła przez próg uczelni z podejściem, którym już tu kiedyś była. Nie nastawiała się na zbyt wiele, ale jednocześnie nie zamierzała upadać w skrajności swoich niepokojów. Wiedziała, że nie ma potrzeby się niepokoić, bo w zasadzie czym? Spędzi tu zbliżające się pięć lat, ucząc się o nowych technikach malarskich czy poznając wielu fantastycznych ludzi, więc nie chciała uchodzić, za której osobę od pierwszych chwil co się nie podoba. 
        Zatrzymała się z boku, spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu, który ukazywał jej plan zajęć, który ówcześnie sfotografowała. Z jękiem przyjęła pierwsze zajęcia z Historii Sztuki, nie zapowiadało się nic interesującego, lecz wiedziała, że ją to nie ominie i musi wiedzieć o dawnych nurtach w artyzmie, chociaż w szkole nieco się o tym uczyła tutaj będzie to nieco rozszerzone. Popatrzyła na numer klasy, w której miały się odbyć wykłady a ona kompletnie nie wiedziała, gdzie ona się znajduje. Westchnęła cicho z myślą, że będzie musiała dopytać kogoś ze starszego roku o drogę. Przedarła się przez tłum studentów, który śpieszyli się na odpowiednie wykłady, a ona szukała spojrzeniem kogoś, kto mógł jej pomóc, wtedy w jej oczy rzuciła się dziewczyna, stojąca nieopodal zaczyna w jakąś książkę. Nie miała wyboru. Poprawiając opadające z jej ramion pasek torby, podeszła do niej z nadzieją, że będzie mogła liczyć na jej pomocną dłoń. 
        — Przepraszam — odezwała się nieco głośniej. 
        Chciała zwrócić na siebie uwagę, z zadowoleniem przyjęła że dziewczyna spogląda na nią znad ciemnych oprawek swoich okularów. Studentka wyglądała na nieco od niej starszą. Swoje blond kosmyki spięła w bardzo wytworny kok który niesamowicie podkreślał jej lekko zarysowane policzki, delikatny makijaż skrywał za sobą małe niedoskonałości skórne. Usta miała lekko rozchylone gdy skupiona na tekście, czytała po cichu jakiś akapit. 
        — Słucham? 
        — Czy mogę wiedzieć, gdzie jest sala numer dwadzieścia pięć — spytała uprzejmie. 
        — Pierwszy rok? — zagadnęła, a kącik jej ust uniósł się nieznacznie do góry, nawet nie czekała na jej odpowiedz dodała — Zejść pobliskimi schodami w dół, skręć w prawo i idź prosto, klasa jest na samym końcu korytarza — wyjaśniła pośpiesznie. 
        — Dzięki. 
        — Nie ma sprawy. W razie problemów zawsze możesz się spytać. 
        Zamknęła czytaną przez siebie książkę, wpychając to torebki, którą trzymała na swoim ramieniu. Patrzyła, jak wyciąga ku niej dłoń, pewnie ją pochwyciła i uścisnęła. 
        — Scarlett — przedstawiła się. 
        — Julia, miło było poznać — powiedziała w pośpiechu. 
        Zadowolona pożegnała się z dziewczyną. Podążyła wyznaczoną przez nią drogą, schodząc po metalowych stopniach, weszła do podziemi budynku, gdzie rozciągało się wiele korytarzy, które prowadziły do wielu pracowni czy sal wykładowczych. Jednak ona skupiła się na dotarciu do odpowiedniej klasy, po dość dłuższej chwili stanęła przed odpowiednimi drzwiami, gdzie gromadzili się uczniowie jej roku. Oparła się o pobliską ścianę, spierając się na zgiętej nodze w kolanie. Popatrzyła po studentach pierwszego roku. Większość z nich była naprawdę bardzo młoda, wydawało się jej, że nie wyglądają na osiemnaście lat, lecz znacznie młodszych, jednak to nie jej było to oceniać, jednak w oko wpadła jej para stojąca po drugiej stronie. Na pozór niczym się nie wyróżniaj od innych studentów, jednak było coś w nich, co przykuło jej uwagę, wydawali się, jakby byli nieco starsi, tak jakby byli w jej wieku co ją zaskoczyło. Sądziła, że będzie jedyną osobą na roku, która prawidłowo powinna zaczynać drugi rok nauki na uniwersytecie. Nie zamierzała się w to wgłębiać. Spuściła z nich swoje jasne spojrzenie, spoglądając znudzona na swoje buty, chciała już wyciągnąć telefon gdy do jej uszu dotarł melodyjny kobiecy głos. 
        — Cześć! 
        Uniosła głowę, patrząc na stojącą przed nią dziewczynę, której wcześniej się przyglądała, patrzyła na nią z lekkim zadowalaniem na twarzy, popatrzyła na jego towarzysza, który patrzył bez emocji na nią, jego oczy nie wyrażały, zbytnio niechęci czy chęci poznania się jednak był neutralny. Przyjrzała mu się bliżej, nie dało się ukryć, że spędzał wiele czasu na siłowni. Widać było poprzez ciemną koszulę jego dobrze zarysowane mięśnie ramion czy brzucha, co niesamowicie podkreślała jego koszula. Uniosła spojrzenie, spoglądając na jego twarz. Parodniowy zarost idealnie kontrastował z jego nieco wydłużoną twarzą, miał lekko zarysowany nos, jednak jego oczy najbardziej zwróciły jej uwagę. Przez moment miała wrażenie, że patrzy w oczy swojego ukochanego, ciemna otchłań brązu chłonęła widoki przed sobą. Swoje ciemne brązowe włosy zaczesał do tyłu, co dodawały mu jeszcze bardziej na atrakcyjności. Ponownie skupiła spojrzenie na towarzyszącej mu dziewczynie, przez moment miała wrażenie, że patrzy na jakąś fotomodelkę. Figura była niemal perfekcyjnie napawająca się do modelingu, koszulka, która ją opinała, nieco eksponowały, jej zgrabne kobiece kształty jednak nie było w tym nic wyzywającego. Czarne niczym smoła włosy, opadały na jej odsłonięte ramię jednak nie miała pojęcia, że za swoimi nieco przydługimi kosmykami skrywa bliznę po oparzeniową, która pomimo lat wciąż się nie zagoiła. 
        — Hey — powiedziała nieco niepewne. 
        — Wybacz, że zapytam, bo wraz z Tim’m zauważyliśmy, że jesteś nieco starsza od pozostałych. Ile masz lat? 
        — Prawie dwadzieścia — odparła nieco zdezorientowana — Czemu pytasz? 
        Patrzyła, jak dziewczyna uradowana spogląda na swojego kompana, a z jej ponętnych ust nie chciał zejść uśmiech. 
        — Widzisz, my też mamy po dwadzieścia lat — wyjaśniła pośpiesznie — Isabella jestem, a to mój chłopak Tim — wskazała dłonią na stojącego za nią chłopaka. 
        — Julia — powiedziała już śmielej — Miło mi was poznać. 
        — Wieczorem jest organizowana impreza dla studentów pierwszego roku, przyjdziesz? — zapytała ją nowa znajoma. 
        Zastanawiała się przez moment, wiedziała ze jutro czekają ją kolejne zajęcia, czy wykłady jednak czemu miała, by nie skorzystać z propozycji poznania nowych znajomych czy poznania nieco bliżej kolegów ze swojego roku. Spodziewała się, że znowu nie prześpi zbliżającej się nocy, jednak zdarzały się sytuacje, że wracała w tygodniu zmęczona po pracy i nawet nie usiadła i jechała na tor wyścigowy, by nieco się rozluźnić, często wracała stamtąd nad ranem, więc raczej nie stanowiło to dla niej problemu. 
        — Pewnie, tylko powiedz mi gdzie — zgodziła się. 
        — Całą imprezę organizuje jedno z bractw, będą tam również studenci wyższych klas — wtrącił się Tim — Przyjdź wieczorem koło dwudziestej pod kampus, tam się znajdziemy. 
        Nie mogli zbyt długo rozmawiać, gdy zauważyli pojawiającego się mężczyznę, który szedł wolnym krokiem w ich kierunku, Przeszedł obok nich, podchodząc do drzwi swojej pracowni. Otworzył ciemne drzwi, wpuszczając ich do środka, zazwyczaj sale były otwarte, podczas pozostałych przerw jednak to były pierwsze zajęcia, a szkoła przez ten czas była zamknięta. Znalazła sobie miejsce w jednym z rzędów, nieopodal swoich nowych znajomych. Musieli odczekać, aż wszyscy wejdą do środka, po chwili rozbrzmiał głos profesora w sali, a ona już wiedziała, że będą to najnudniejsze wykłady. Wzdychając cicho, otworzyła swój skoroszyt, który ówcześnie nieco przygotowała, by zapisywać sobie jakieś notatki i w duchu modląc się, by te zajęcia już się skończyły. 
        Opuściła salę wykładowczą dokładnie półtora godziny później, przyjmując z zadowoleniem koniec monologu profesora, który ich uczył. Może i mogła od razu nie nastawiać się w dość negatywnym sposób, jednak gdy tylko usłyszała glos tego mężczyzny, przekonała się, że jej wcześniejsze przemyślenia są najodpowiedniejsze. Nie była zdumiona, że kilka osób aż przysnęło, słuchając tak nudnego wykładu, jednak ona była zbyt ambitna, by sobie na to pozwolić, ponownie liczyła, że uda się jej zdać studia z wyróżnieniem, może i teraz myślała jak jakaś prymuska, jednak zależało jej na dobrym zakończeniu uniwersytetu i dobrym starcie w życie. Nie było w tym nic dziwnego, a tylko chęć realizowania własnych marzeń, nawet jeśli miała na następny tydzień przygotować pracę na temat początków w sztuce. 
        Idąc przez uczelniane korytarze w towarzystwie Isabelli i Tima dyskutowała o poprzednich zajęciach, jednocześnie nieco bliżej się poznawali. Tym razem mieli godziną przerwę, zanim zaczną się kolejne wykłady, pocieszające jednak było, że mieli jedynie jeszcze dwa wykłady na dziś i kończą swój plan. 
        Rozstała się z koleżanką i jej partnerem gdy ci złapali na korytarzu swoich znajomych, przez moment zastanawiała się co zrobić. Nie miała zbytnio ochoty na zwiedzanie kampusu, uznała, że od razu pracować nad zadaną pracą, jednak z jękiem przyjęła fakt, że nie wie, gdzie jest, uczelnianą czytelnią. Na jej szczęście, przechodziła obok niej Scarlett, która wręczyła w jej dłonie mapkę uczelni, co przyjęła z zadowoleniem. Podziękowała jej i skierowała się do biblioteki, wcześniej zanosząc kubek termiczny do samochodu. Jednym plusem ich uniwersytetu, że nie był tak bardzo rozległy jak inne. Jej przyjaciele nie raz skarżyli się, że muszą dosłownie biegać po kampusie, lecz ona nie miała tego problemu. 
        Odnalazła w końcu drogę do czytelni, przeszła przez próg, dostrzegając, że nikogo tam nie ma, co sprzyjało jej korzyść, lubiła pracować w ciszy. Przysiadła przy jednym z wolnych stolików porzucając swoje rzeczy, jednak nie posiedziała długo, podniosła się, chcąc znaleźć książki, które jej się przydadzą. Przechodząc przez wiele regałów, bez trudu znalazła tych ksiąg, które potrzebowała. Wróciła z tym do stolika, układając je obok swojego skoroszytu. Przysunęla sobie jedno, z obrotowych krzeseł, przysiadając na nim. Przerzuciła na jedną z wolnych stron, notując coś na górze kartki. Ponownie spojrzała na tytuł pracy, stukając końcem długopisem o brodę. 
        — Prymuska? — usłyszała nagle męski głos — Pierwszy dzień i już się uczysz — dodał z przekąsem. 
        — Nie — powiedziała chłodno, nie unosząc wzroku — Jestem po prostu ambitna i na pozór nie lubię zbyt długo się uczyć — wyjaśniła, wertując jedną z książek. 
        Nie zwróciła uwagi gdy chłopak zniknął za jednym z rogów, pozostawiając ją sama, była zbyt zajęta wpisywaniem jakieś formułki z jednego z wielu tomów leżących przed nią. 

 ✰✰✰

        No i widzimy się w Boże Narodzenie z nową Julką do końca tomu zostały nam zaledwie dwa rozdziały mam nadzieje że się cieszycie. Widzimy się jutro o tej samej godzinie.
        Mam nadzieje, że mieliście smaczną Wigilie spędzoną w rodzinym gronie i dostaliście wymrzone prezenty.
        My się widzimy jutro, a ja wam życzę Wesołych Świąt. 

Thursday, December 24, 2020

II 36 — ŚPIEW MIŁOŚCI


        Pewnym siebie ruchem wygładziła skraj swojej różowej sukienki, która zwisała z jej opalonych ramion. Odwróciła delikatnie w bok, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu. Może nie była modelką z paryskich magazynów mody, raczej nie wyróżniała się na tle innych dziewcząt i urodę miała przeciętną, jednak sobie się podobała a przede wszystkim była adorowana przez swojego mężczyznę nic więcej do szczęścia jej nie było potrzebne. Jedyne co sobie życzyła to lepszego zdrowia psychicznego, nie narzekała na razie, bo jej życie było ułożone w harmonii i spokoju.
        Wzdychając cicho, sięgnęła po leżącą na skraju umywalki ciemną kredkę, przyłożyła ją do kącika górnej powieki, pociągając ją ostrożnie, jej ruch był precyzyjny, wolała uniknąć poprawiania na nowo makijażu, pochylona zerknęła ukradkiem, jak jej pokręcone włosy upadają na odsłonięty bark. Zdecydowała się ponownie wrócić do swojego naturalnego koloru, zmyła ostatni błękit, uznając, że nie pomyślała rozsądnie by stworzyć z tego wielobarwną kompozycję, z czasem ten jeden kolor jej się po prostu znudził. Doskonale pamiętała wieczór gdy siedziała w łazience, pozbywając się tego koloru, Mike siedział na wannie, dzielnie jej towarzysząc, co najbardziej ją zaskakiwało, to nigdy nie skarżył czy w jakiś sposób ją poganiał w jej przygotowaniach. Może i nie przesiadywała godzinami przed lusterkiem jak inne dziewczęta jednak zawsze starała się wyglądać zadbanie nawet jeśli były to za duże koszulki swojego brata czy dopasowane do jej szczupłych nóg szorty. Najbardziej co w sobie uwielbiała to długie włosy, które ponownie wróciły do poprzedniej długości, zanim nie zdecydowała się iść ściąć i teraz sięgały jej do połowy kręgosłupa, co niesamowicie jej pomagało wymyślać zmyślną fryzurę, kochała tworzyć z nich zmyślne kucyki czy warkocze, zdecydowanie włosy były jej największym atutem poza oczami.
        Skryła kosmetyk w skuwce, wsuwając do odmętów ciemnej kosmetyczki, nawet nie zabierała dłoni, chwytając pomiędzy palce błyszczyk, który niemal zlewał się z jej odcieniem skóry. Zdecydowanie stawiała w pomadkach na naturalność ust, nie chciała ich zbytnio eksponować, uważała, że najlepiej wygląda gdy nie ma na sobie nałożonej tony niepotrzebnych produktów kosmetycznych. 
        — Skarbie jesteś gotowa! 
     Słyszała nawoływania Mike’a za ścianą, a po chwili usłyszała trzask zamykanych drzwi frontowych. Od niespełna godziny przygotowywała się do wspólnego wyjścia, parę godzin wcześniej oznajmił jej, że zabiera ją na randkę, ale by tego nie było mało, zaraz po obiedzie opuścił hotel, a ona spędzała ten czas w pokoju, rozmawiając ze znajomymi, próbowała się dopytać, co takiego wymyślił, jednak on stanowczo odmawiał jej mówienia czegokolwiek, irytowało ją to już, bo naprawdę nie znosiła niespodzianek, jednak muzyk robił jej na przekór. Czasami odnosiła wrażenie, że czerpie z tego jakąś satysfakcji, bo doskonale wiedział, że lubi takich rzeczy, jednak nie zamierzała mu tego zabraniać, nie miała, by sumienia. Poświęcał na to swój wolny czas i nie wypadałoby, była niezadowolona, choć zdarzała się raz sytuacja, w której jego z prezentów niespodzianek jej się nie spodobał i otwarcie mu o tym powiedziała, nie zamierzała kłamać, oboje pragnęli związku na wspólnym zaufaniu oraz możliwości kompromisu. Co jej się cholernie podobało, bo umieli siebie wzajemnie słuchać, co niestety w jej poprzednich związkach się nie sprawdziło.
        — Tak jestem — odparła głośniej.
        Chwyciła wciąż grający telefon, przez jego maleńkie głośniki przedzierała się dobrze znane nuty jednej z jej ukochanych płyt muzycznych, które uwielbiała się ostatnio zasłuchiwać. Ujęła między palce białego smarthona, rozbudziła jego ekran jednym dotykiem, wyłączając utwór. 
        Otworzyła szerzej dębowe ciemne drzwi wychodząc na zalany światłem sufitowych led przedpokój, w który o niemal nie wpadł na swojego ukochanego, który w pośpiechu zdejmował jeden z podkoszulek który miał na sobie. Skradła mu szybkiego całusa, zanim nie zniknął za ciemnym skrzydłem.
        Nudząc pierwszą lepszą melodię, przeszła przez próg sypialni, dostrzegając małe zamieszanie na ciemnej pościeli. Głównie było tu kilka jej rzeczy, gdy starała się dobrać coś na dzisiejsze spotkanie, jednak nic nie mogła odnaleźć do czasu gdy nie natknęła się na zabraną przez siebie sukienkę. Przysiadała na skraju miękkiego materaca, chwytając między palce pierwszą bluzeczkę, składając ją, wsłuchiwała się w szum lejącej się wody oraz głos Michaela, który podśpiewywał jakąś piosenkę pod prysznicem. Choć od niedawna zaczął chętniej, coś nudzić podczas kąpieli jej to nie przeszkadzało wręcz mogla powiedzieć, że z tego korzystała. Kochała słuchać jego śpiewu, rzadkością można było usłyszeć na albumach muzycznych, że udziela swojego głosu nie tylko do rapu, jednak jej się cholernie podobała jego melodyjność, nie raz musiała go wręcz błagać, by coś dla niej zaśpiewał, jednak nic nie mogła na to poradzić, była zauroczona w tym, w jaki sposób ujął ją jego głos na ostatniej płycie teraz gdy była z nim w bliższych kontaktach wykorzystywała swój wdzięk, by jej uległ. Mogli powiedzieć, że zachowywała się, jak egoistka może i to prawda jednak kto powiedział, że nie może go o to prosić. Zanim wytrąciła się z letargu, by skupić się na swojej pracy, dostrzegła ułożoną kupkę ciuchów, którą chwyciła na ręce. 
        Uniosła się ze swojego wygodnego siedzenia, przechodząc przez pokój, a stukot jej pantofelków odbijał się echem po skąpanej w błogiej ciszy sypialni. Rozsunęła dłonią drzwiczki wnęki szafy, kryjąc na jednej z półek swoje ciuchy, w momencie gdy zamykała, przesunę drzwi, słyszała cichy szelest za sobą, a ona nawet nie musiała spoglądać, by wiedzieć, że to jej chłopak.
        Odwróciła się przez ramię, dostrzegając go w przejściu do łazienki. Ubrany w dopasowaną ciemną — białą koszulę, na którą się zdecydował oraz dopasowane spodnie wygląd jeszcze bardziej pociągająco niż zwykle, wciąż jednak nie mogła przywyknąć do jego długich włosów, nie mówiła, że źle wygląd, bo cholernie jej się podobał, jednak chyba była zbyt przyzwyczajona do jego poprzedniej stylizacji, jednak o gustach się nie rozmawia.
        — Jak zwykle czarująca — powiedział oczarowany — Ślicznie wyglądasz księżniczko.
        Spojrzała na niego nieco zirytowana, nie mogła się powstrzymać, by nie wywrócić oczami na to określenie. Nie znosiła go! Mógł nazywać, ją jakkolwiek chciał, jednak to słowo przyprawiało ją o mdłości, a powodem jej rozczarowania było dzieciństwo i te cholerne naiwnie marzenia małej czterolatki, która siedziała na skrzypiącym łóżku z notesikiem oraz ołówkami patrząc na jedyną lalkę wystrojoną jak jakaś dama dworu.
        — Michael, prosiłam cię, byś do mnie tak nie mówił — odezwała się nieco wzburzonym tonem.    
        — Wybacz piękna.
        Zanim mogła coś powiedzieć, czuła jego zwinne palce, które skradły się na jej talie, by po chwili stanowczym ruchem przysunął ją do siebie, kosztując jej malinowych ust. Westchnęła zrezygnowana, zdecydowanie wiedział jak ją udobruchać i skutecznie to wykorzystywał. 
     — Mike nie mam ci tego za złe, lecz proszę być drugim razem był rozważniejszy zanim mi to powiesz — poprosiła. 
        — W ramach mojej rekompensaty, zapraszam cię po raz drugi na randkę.
        — Nie śmiem odmówić — zaśmiała się cicho.
        Wyprostowała się w jego objęciach, by móc sięgnąć porzucony na komodzie kartę magnetyczną, nie brała nic ze sobą, bo uważała, że się je nie przyda. Opuszczając pokój hotelowy, przyłożyła plastik do czytnika, zamykając pomieszczenie, z lekkim uśmiechem wręczyła kod zabezpieczający Michaelowi, który skrył go wewnątrz kieszeni spodni, a oni przeszli przez już oświetlony korytarz. Pomimo że słońce wciąż było na niebie powoli chyliło się ku upadkowi co niezmiernie ją zadowalało. Zakochała się w widokach zachodów słońca na tej wyspie było to w tym coś zachwycającego w pewien sposób magicznego gdy patrzyła jak najważniejsza gwiazda układu słonecznego znika za taflą wody, coś niezwykłe.
        — Dokąd idziemy — zagadnęła, gdy wychodzili przez znany im hotel otoczony mnóstwem basenów.
        — Nie zbyt daleko — odparł jedynie, a ona wiedziała, że nie zdoła nic z niego wyciągnąć.
        Wzruszyła ramionami, podążając tuż przy nim, a ona dostrzegła, jak idą w stronę pobliskiej plaży. Ukradkiem popatrzyła na Michaela, lecz on bym zbyt wpatrzony w słońce, które przybierało powoli barwy pomarańczy i złota. W milczeniu stanęli przed znajomym wejściem, a ona widziała zapalone wokół rozrzuconych płatków czerwonych róż świeczki, które wkrótce dadzą zachwycający widok. 
        Patrzyła na to zdumiona, bo nigdy nie oczekiwała, że ktoś przygotuje dla niej taką niespodziankę. Owszem marzyła cholernie o takiej randce, jednak to przekroczyło, jej najśmielsze oczekiwała. Szli dalej, a ona z zachwytem spoglądała rozłożony koc na ciepłym piasku, na którym rozrzucone było wiele barwnych poduszek, zdecydowanie dominowały w nich biel i czerwień, małego pikniku rozstawione były belki, na których palił się żywy ogień, oświetla, czając to czarujące miejsce, co najmniej przykuło uwagę to chłodzące się białe wino i miska wypełniona truskawkami. Nie było tego, zbyt wiele jednak nie oczekiwała czegoś zmyślnego, zawsze twierdziła, że lepiej stawiać na minimalizm, bo i tak gdy odpowiednio się dopierze, wygląda naprawdę ślicznie. Była oczarowana tym widokiem, a to dopiero był początek. 
        — Podoba się? — słyszała cichy szept Michaela gdy stanęli przed kocem, a oni czuli jak słońce, spowija swoim blaskiem ich twarze. 
        — Jest cudownie — zachwyciła się, spoglądając na niego — Jak to wszystko przygotowałeś? 
            — Ma się sposoby piękna — odparł tajemniczo — Zapraszam.
        Usiadła na skraju cienkiego materiału, spoglądając ukradkiem na zachodzące słońce, które tuliła wyspę do snu. Nie było tutaj jakiś hucznych imprez, można powiedzieć, że tubylców było nie wiele i brak było dyskotek z największych miast świata i to był urok tego miejsca, że panował tutaj także spokój po zmroku. Ponownie jednak zwróciła się ku siedzącemu przy nim mężczyźnie. Widziała, jak otwiera butelkę dobrze chłodnego białego wina pół słodkiego, chwytając nieopodal stojące kieliszki. 
        — Takie randki mi się podobają najbardziej — zaśmiała się cicho, chwytając nóżkę swojego naczynia.
        — Czy właśnie sugerujesz, że wcześniejsze ci się nie podobały — zażartował, przyciągając ją do siebie.
        — Kto powiedział, że byłam rozczarowana czy nie zadowolona — mówiła gdy oparła się na jego ramieniu — Mi nie wiele do szczęścia jest potrzebne.
        — Właśnie widzę — mówił z rozbawieniem.
        Spędzone chwile na wspólnej rozmowie upłynęły im nie wiarygodnie szybko, zanim się spostrzegli zmrok, zawisł nad tą rajską wyspą, a oni siedzieli wsłuchani w szum morza, wspominając nieco zabawne wydarzenia ze swojego wcześniejszego życia, może mogli siedzieć i sobie słodzić jednak co było w tym zabawnego, skoro mogli się pośmiać, z samych z siebie.
        — Nie przypominaj mi tej imprezy! — jęknęło słabo.
        Uniosła szkło do ust pociągając dość spory łyk napoju procentowego by w jakiś mogła zatuszować swoje nagłe zażenowanie gdy Mike opowiadał jej co wyprawiała na imprezie u swojego brata gdy zbyt dużo wypiła.

                                                                   ✰✰✰

       Z okazji tej Wigilinej Nocy, pragnę wam złożyć życzenia o szczęściu, zdrowiu, spełnieniu własnych pragnień. Miejcie siłe przetrwania koronowej epidemii, by paskustwo was nie dopadło, zdrowko się liczy teraz przede wszystkim. Pragnę byście się uśmiechnęli choć trochę i niech wróci nasze dawne życie byśmy spełniali własne pragnienia. 
       Sobie jak i wam życzę by w tym nadchodzącym roku nasz ukochany zespół wydał nową muzykę, zdrówka przede wszystkim zdrówka wam życzę bo w tych czasach to się liczy jak najbardziej.


        Życzeń ja składać nie umiem więc wybaczcie za te denne życzenia. 
        Wesołych Świąt 
        Widzimy się jutro!