Monday, July 27, 2020

I 37 — PORA OTWORZYĆ DZIENNIK PRZESZŁOŚCI

        Spojrzała przez ogromne szyby jednego z przeszkolonych budynków stolicy światowego przemysłu filmowego oraz muzycznego, westchnęła cicho, spoglądając na przechadzających się wzdłuż chodnika mieszkańców, nie dało się nie zauważyć osób z aparatami, czy plecakami turystycznymi zwiedzając jedno z najpopularniejszych miast świata. Byli tacy beztroscy. Uśmiechnięte kobiety ponaglały swoje pociechy, prosząc, by się pośpieszyli. Studenci pobliskiej uczennicy wciąż przechodzili przez próg restauracji, zamawiając kolejne porcje kofeinach drinków. Obserwowała ich uważnie, śmiejących się, dyskutujących o ostatnich zajęciach czy rozmyślając nad planami nad zbliżające się południe. Rzucali w jej kierunku ukradkowe spojrzenia, nie była wcale zdziwiona. Wiele osób spędzało, tak wręcz upalny dzień pod jaśniejącym słońcem, przechadzając się po soczystej trawie czy wykorzystując chwile, by spędzić je na wodnych igraszkach nad oceanem. Ona jako jedyna siedziała w restauracji studenckiej ze szkicownikiem spoczywającym na jej lekko odsłoniętych nogach.
        Podniosła wzrok, gdy dobiegły ją ciche słowa kelnerki, którą ówcześnie poprosiła o mrożoną kawę oraz porcję lodów waniliowych z domieszką ciastek. Podziękowała jej cicho, odłożyła wciąż otwarty notes z rozpoczętym szkicem przepięknego pejzażu morskiego, nad którym pracowała. Uchwyciwszy pucharek zmrożonych łakoci, zabrała się za ich pałaszowanie. Cieszyła się, że wybrała ten rodzaj odpoczynku po ciężkim dniu w szkole. Nie miała zbytnio ochoty wracać do domu, w przeciągu kilku ostatnich dni, pojawiała się późnym wieczorem, gdy jej brat już spał, a ona swobodnie mogła pójść do swojego pokoju.
        Ostatnio życie nie było dla niej wcale łaskawe, ciągły stres spowodowany zbliżającymi się egzaminami, wybór dalszej drogi edukacji. Nie wiedziała, co ma dalej zrobić, pragnęła się dalej kształcić, jednak los nie lubi być dla niej dobry zbyt długo. Mogła jedynie się łudzić, że przeżyje następny rok bez jakikolwiek zdarzeń, których miała, by żałować. Droga, która jest jej pisania, nie została usłana różami nawet, teraz gdy jej życie diametralnie się zmieniło. Przeszłość zawsze się o siebie upomni.
        Westchnęła cicho, odkładając naczynie z niedokończonymi słodkościami, przesunęła dłonią po rozłożonych na stoliku zeszytach czy podręcznikach. Starała się na czymś skupić na zwykłej nauce, ale coś jej nie wychodziło. Zrezygnowana sięgnęła po swój ukochany zeszyt z rysunkami, przenosząc na papier obraz który zrodzić się w jej głowie. Odsłoniła broszurkę uczelni artystycznych, które od paru dni intensywnie przeglądała. W jej oczy rzuciła się pokryta w ciemnych barwach brązu i karmelu ulotka uczelni Pasadena Art College Of Design, chwyciła między palce laminowaną kartkę, otwierając ją. Prześledziła spojrzeniem zapisany na nieco pociemniałym tle, jasny tekst:

Chcesz zdobyć upragnione umiejętności graficznego punktu widzenia, chcesz rozwinąć swój artystyczny talent. Nasza uczelnia daje, znakomite warunki byś mógł poszczycić się znakomitymi pracami, uznawane na całym świecie.

        Pomięła zirytowana papier, odrzucając go na ciemny blat:
        — Jaki to ma sens!
        Zamknęła podręcznik do historii, wrzucając go do ciemnej torebki, co uczyniła również ze swoimi skoroszytami, w którym skrupulatnie prowadziła notatki. Upychając wszystko do zdobionej ćwiekami torby, rzuciła na stolik plankton o nominale dwudziestodolarowym, po czym zgarniając ze stolika tekturowy kubek wypełniony jej ukochanym napojem, opuściła lokal, nawet nie żegnając się z pracownikami. 
        Nie wiedziała, dokąd zmierza, nogi sama ją prowadziły w znanym im celu dalszej drogi kierunku. Ona zaczęła, byś nieświadoma, tego, co robiła. Szła szybkim krokiem, przepychając się przez tłum turystów, na których zaczęła narzekać. Rzuciła kilka cynicznych uwag w ich kierunku, gdy kilkoro z nich zwróciło jej uwagę.
        Zaczynała mieć dosyć swojego życia.
        Cholerny dziennik, który miała utopić na samym dnie oceanu Pacyfiku, ale on skutecznie wypłynął na brzeg zroszony glonami i trawą morską. Odnaleziony przez wędrowca, dostrzegł inicjały wczesnego posiadacza, potrudził się by, poszukać właścicielki tej niezwyklej rzeczy, by zwrócić ją do rąk własnych. Przywrócił jej życie dawnej dziewczyny wiecznie chodzącej jak na szpilkach z myślą, że ktoś czyha za jej plecami, śmiejąc się dwuznacznie z jej kolejnych upadków. Prześladowca, który wręcz czerpał chorą satysfakcję z jej prób normalnego życia, gdy starała się przywodzić na wspomnienia dobre chwile swojego życia, zamiast jednak pełnego radości uśmiechu, czaił się grymas niezadowolenia i chamskie odzywki, które ponownie miały powrócić do jej słownika. Została obdarowana tym, czego najbardziej chciała wymazać ze swojej biografii. Buntująca się przeciwko wszystkiemu, co ją otacza, czy teraz tak miało wyglądać jej życie? Los miał ją znowu boleśnie torturować, karać przez związek, którego cholernie się wstydziła. Co pragnął osiągnąć. Ponownie wprowadzić na jej drogę chłopaka, którego na samą myśl drżała z przerażenia, będąc pełna niepokoju, co tym razem zrobi, by jej życie boleśnie wylądowała na dnie najgłębszego kanionu.
        Była już poirytowana, że w momencie, gdy miała wrażenie, że świat czeka na nią otworem, on znowu się pojawił. Czekał tylko, rozmyślał jak doprowadzić ją do swojej własnej zguby. I po co było jej te miesiące nieustanej walki o samą siebie, gdzie zyskała tę, brakując pewność siebie, zatraciła się w życiu pełnym codziennej rutyny, którą polubiła, bo wiedziała, że pomimo tego czeka ją coś niezapominanego. Odtoczona gronem znajomych, była wreszcie zauważalna i nie dręczona, teraz to ona pokazywała, że nie wolno z nią zadzierać. Nie gnębiła, tylko uświadamiała, że nie pozwoli, by ktoś ją upokorzy, otrzyma od niej swoją karę. Zagubiony przed laty brat, dał jej to, czego jej brakowało. Ciepło, bezpieczny azyl, który mogła w końcu nazywać domem oraz co najważniejsze braterską miłość. Pomimo że nigdy nie miała odwagi mu powiedzieć tych trzech słów, wyrażającą jej wdzięczność dla niego ona mogła się jedynie domyślić, że rozumie jej postępowanie i to, że nie chce lub nie potrafi mu powiedzieć, że go kocha.
        Jednak wszystko musiało legnąć w gruzy jak domek z kartek, gdy to jedno spotkanie spowodowało, że zaczęła zatracać się w swoim dawnym życiu, które doprowadziło ją niemal do własnej agonii.
        Trzasnęła z hukiem drzwiami nowoczesnego apartamentu, zrzuciła ze stóp swoje ulubione conversy, nie dbała nawet o to, gdzie je posłała. Pomrukując cicho coś na ich sąsiadkę, która ponownie zaczęła narzekać, że ich psy za głośno szczekają i nie może odpocząć, przeszła przez salon, gdzie nawet nie kwapiła się spojrzeć.
        — Stara zołza — mamrotała gniewnie.
        Głośny huk rozniósł się po apartamencie, przyprawiając obecnych w salonie mężczyzn o ból głowy. Spojrzeli po sobie znacząco, wymieniając się zaniepokojonymi spojrzeniami. Starszy z nich podniósł się z fotela, przechodząc niespokojnie po jasnych panelach pokoju, zaplatając dłonie na plecach. 
        Martwił go stan siostry. Zazwyczaj uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii dziewczyna, stała się markotną nastolatkom, chodzącą wiecznie w czerni. Przybrała ponownie barwę czerwieni, która otulała pasma jej włosów. Z uroczej osiemnastolatki powróciła dawna kopia buntowniczki pełnej gniewu i nienawiści do całego społeczeństwa. Wystarczył zaledwie tydzień, by ponownie zniszczyć charakter Julii Bennington. Najbardziej obawiał się tej chwili, gdy znowu dostrzeże dziewczynę pełną niezrozumienia i oganiającej ją pustki. Robił wszystko by wydobyć z niej jej prawdziwe ja, jednak wystarczył moment jego nie uwagi, by ją ponownie stracić.
        — Sam widzisz, tak jest od kilku dni — odwrócił się w stronę przyjaciela, który ze smutkiem spoglądał na miejsce, gdzie przed momentem zniknęła jego przyjaciółka.
        Nikomu nie było obce, że Michael był z nich wszystkich najbardziej do niej przywiązany, nawet nie starał się ukrywać tego, w jaki sposób ta dziewczyna jest mu droga. Pomogła mu swoją obecnością w najważniejszej chwili jego życia, gdy jego znajomi tracili nadzieje, że są w stanie wyciągnąć go z depresji, w którą coraz bardziej popadał. Wywróciła jego życie do góry nogami, dała szansę, by stracone dwa lata nie poszły na marne, by dał sobie szanse, której wcześniej nie mógł dojrzeć. Przywróciła mu blask dawnego życia. Co miał teraz począć, gdy ponownie ją zaczęli tracić? Co najbardziej go bolało to fakt, jak bardzo się od nich odsunęła, coraz bardziej spycha ich na dalszy plan, a oni nie rozumieli, nawet nie byli świadomi, co wydarzyło się w jej życiu, że przeszła tak gwałtowną przemianę. Dopytywał Chestera czy aby czegoś nie wie, ale on był również bezradny. W skrajności zadzwonił do jej najbliższej przyjaciółki, której również nie uszło uwadze dziwne zachowanie znajomej, jednak powiedziała mu nie wiele. Julia od pewnego czasu stała się najgorszym koszmarem na lekcjach, wiecznie zatruwając życie nauczycielom czy uczniom. Wcześniejszy konflikt z April Crystal stał się jeszcze ostrzejszy, niestety jej rywalka ponosiła każdą kolejną klęskę, nawet przestała ją męczyć, bojąc się, co wymyśli młoda Bennington, by się odegrać. Jednym słowem nastolatka była osobą, którą odebrał z początkiem tamtejszych wakacji. Oschła bez radości wiecznie na coś krzyczała.
        Jednak jej opiekuna prawnego wciąż nękała myśl o pogłębiających się atakach lękowych, które z każdą nocą się powtarzały, były nawet coraz bardziej dokuczliwe, przez co nastolatka była jeszcze bardziej rozdrażniona. Nie sypiała po nocach, o dziwo jednak nie straciła apetytu jak wcześniej, gdy czytał opinie z sierocińca, gdy wspominano, że gdy przechodzi swoje okresy, w którym się przeciwstawia wszystkiemu, odmawiała nawet jedzenia, jednak tutaj tego nie zaobserwował. Co nie zmiennie go zadowoliło, gdyż nie stała się ponownie przeraźliwie chuda niczym anorektyczka. Trzymała się wciąż tej samej figury, jednak nieco zmieniła wygląd. Wcześniejsze luźne podkoszulki czy szorty zamieniła na czerń, czy skórę, która w jej szafie zaczęła coraz częściej witać. Nie zapomniała jednak o radach Katline i wybierała też nieco żywe i pełne radości kolory, lecz wszystko było bardziej stonowane. Jednak teraz jej ubiór zaliczał się do skórzanej kurtki, dopasowanych do niej spodni z tego samego materiału i ciemnych koszulek z nadrukami.
        Rwał sobie ostatnie włosy z głowy, by dojść do rozwiązania całej tej plątaniny, ale nic nie mógł odnaleźć. Siostra skutecznie go od tego odpychała od początku jej problemów, wciąż powtarzając, że ma nad sobą kontrole i jest świadoma tego, co robi. Jednak zaczął w to wątpić, gdy raz usłyszał ją, gdy rozmawiała o czymś głośno przez telefon, dyskusja wcale nie należała do spokojnych, a wręcz dochodziło do kłótni między nią a jej rozmówcom, jedyne co potem mógł dosłyszeć do jej cichy płacz, gdy skryła się we wnętrzu swojej garderoby osłonięta paroma ubraniami leżała, szlochając. Nie mógł przejść obok niej obojętnie. Siedział z nią przez dobre dwie godziny, próbując nakłonić ją do wyjawienia mu prawy, jednak ona wciąż szła w zaparte, prosiła jedynie, by pozwolił jej sam poradzić sobie z własnym życiem. Co mógł zrobić? Julia była dorosła i wiedziała dobrze, co czyni. Mógł tylko przy niej być i pomagać przy nasilających się napadach paniki i czekać z niecierpliwością aż zdecyduje się mu dać szanse i poprosić o pomoc. Nie chciał być nachalny, jednak strach o dziewczynę był od niego silniejszy. 
        — Próbowałeś z nią rozmawiać? — odezwał się stłamszonym głosem Shinoda, który wpił spojrzenie w połyskujące słońce na jasnym drewnie.
        — Nie jednokrotnie Mike — westchnął głęboko.
        Opadł na miękki materiał skórzanego fotela, przecierając twarz dłońmi.
        — Ona nie chce ze mną mówić. Odtrąca mnie! Zaczyna przypominać dziewczynę, którą zabrałem z Phoenix. Ja nie chce jej ponownie stracić — żal oraz smutek wypełnił jego serce.
        Nie pragnął, by ponowiła się sytuacja, w której musi na nowo ją odzyskać, ona i tak wiele utraciła, jednak los nie pozwalał jej najwyraźniej żyć długo i szczęśliwe. Nie przygotował dla niej szczęśliwego zakończenia z księciem z bajki, który zabiera ją do swojego zamku a wręcz przeciwnie, dobra dusza, staje się złym charakterem. Cynizmem tej całej sytuacji jest fakt, że nastolatka wyraźnie była na to przygotowana i będzie pełnie świadoma, gdy w końcu do tego dojdzie. Miała doświadczyć smutnego zakończenia, ukarana za coś, czego nie zrobiła. Mówi się, że świat jest sprawiedliwy, jednak w jej przypadku można było to skomentować głośnym śmiechem. I ona to robiła!
        — I nie stracisz — zapewnił go przyjaciel — Pójdę z nią pomówić, może mi coś powie.
        Uniósł się z miękkiej kanapy, wspinając się po jasnych schodach. Stawiał pewne kroki, doskonale znał drogę do jej pokoju, mógł do niej trafić z zamkniętymi oczami. Westchnął cicho, gdy stanął przed pomalowanym na biel drewnianymi drzwiami. Zastukał cicho, nie otrzymał jednak z początku zaproszenia, gdy słyszał rozbrzmiewającą z sypialni głośną muzykę. Ponowił swój wcześniejszy czyn, piosenka ucichła, a chwile później na progu stanęła nieco rozzłoszczona osiemnastolatka.
        — Nie ominie mnie ta rozmowa? — zaczęła na wstępie, widząc jego poważny wyraz twarzy.
        — A na co liczyłaś, że odpuszczę — odpowiedział na jej pytanie, krzyżując dłonie na dobrze zbudowanej piesi.
        Zrezygnowana, wpuściła go do środka. Nic się tutaj nie zmieniło do chwili, gdy był tu po raz ostatni. Pomimo swojego okresu buntu, pokój był zadbany, a subtelny aromat wanilii unosił się w powietrzu. Na ciemnym biurku jedynie rozrzucone było kilka kartek z projektami jakichś szkiców oraz kolorowymi kredkami, które znalazły sobie miejsce na jasnych kartkach papieru. Śledził ją wzrokiem, gdy usiadła na obrotowym krześle, odwracając się ponownie do zaczętego w restauracji rysunku. Chwyciła kolorowy ołówek między palce, wykonując dokładny cień wzburzonych fal podczas sztormu. Patrzył z zachwytem, jak jej dłoń suną po jasnej stronie. Oparł się o ciemne biurko, wciąż wpatrując się dokładnie w każdy ruch, który wykonywała. Skupiona twarz na przybierającej swój blask miejscu był naprawdę uroczy. Nie mógł oderwać od niej spojrzenia, gdy ujęła kolejną kredkę, by dodać toni wzburzonego morza granatowego połysku odbijającej się w wodzie błyskawica, która przecięła niebo.
        — Odezwiesz się w końcu? — spytał cicho, próbując ją wyrwać z nostalgii.
        Daremny trud, gdyż ona była zbyt skupiona na swojej pracy. Wyprostował się, chwycił końcówkę trzymanego przez nią kolorowego ołówka, wyjmując go z jej dłoni. Krzyknęła oburzona, jednak zanim, się odezwała pełna gniewu, zacisnął opuszki swoich palców na jej podbródku, podnosząc ją gwałtownie z ciemnego fotela. Nie wiedział, co w niego wstąpiło, przestał liczyć, że to tylko traf losu, czy nic nie znaczące okazywanie sobie sympatii. Przestał to wierzyć po namiętnym wieczorze w ostatnie święta, wtedy ich relacje przeszły gwałtowną zmianę, której oboje byli świadomi, jednak skutecznie nie dopuszczali jej do siebie. Prawdy, której się bali, a jednocześnie była im tak bliska. 
        — Nie zrobisz tego! — odezwała się lekko przestraszona, jednak cień jakiś nieokreślonych uczuć przebiegło przez jej jasne spojrzenie — Nie odważysz się. Nie po tamtym!
        — Bierzesz mnie za tchórza?
        Zacisnął dłonie na jej talii, przyprawiając ją niemal o zawał serca. Daremny był jej trud, wyrwania się z jego mocnego uścisku, on był znacznie silniejszy od niej i chodź nawet, nie trudził się, by uzyskać więcej sił, by ją zatrzymać, bawiła go sytuacja, gdy bezradnie, próbowała walczyć sama ze sobą, gdy rozum kazał jej się odsunąć, jednak serce kierowało ją inną drogą, której ponoć miała nie żałować.
        — To nigdy nie powinno się zdarzyć — nie była świadoma, gdy zatonęła w swoich własnych łzach. Słonych kroplach swojej własnej rozpaczy i życia pełnego zagadek.
        — Nie cofniesz czasu, nie utracisz tego, co czujesz, pomimo swoich wielkich chęci, to będzie z tobą. Żywe! — starł spływające po jej bladych policzkach wodospad łez, niemal z czułością odgarnął z jej oczu, spadające do jej oczu czerwone pasma włosów.
        — Ale…
        Nie była w stanie dokończyć, wypowiedź jej umknęła w jej umyśle. Jedyne co była w stanie to mu się poddać, gdy ponownie poczuła jego gorące usta prowadzące ją w zmysłowym tańcu ich własnych pragnień. Od ich pierwszego pocałunku potrafił sprawić, że zapominała o wszystkim, co ją dręczyło, złe chwile mijały, a ona mogła czuć jedynie subtelną rozkosz ich namiętności coś, czego tak nienawidziła, a zarazem kochała się w tym, zatracać jakby jutro miało nie istnieć.
        Chwyciła skraj jego ciemnej koszuli, zaciskając swoje place na skraju kołnierzyka, niemal zmusiła go, by się odwrócił, delikatnie popchnęła go na stojące za nim krzesło obrotowe. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, gdy niemal kazała mu usiąść na skórzanym siedzeniu, a sama wdrapała się na jego kolana, z czułością oddając każdy kolejny pocałunek. Nie wiedziała, czemu to robiła? Przestała już zwracać uwagę na tlące się w niej pragnienia, wiedziała, że one z nią pozostaną i nie zamierzała się oszukiwać, gdy widziała go za każdym razem, jej serce coraz bardziej się do niego wyrywało. To było od niej silniejsze, nie potrafiła już nad tym zapanować, choć tak bardzo chciała. Przymknęła oczy, gdy poczuła jego dłonie wolno sunące po jej talii.
        Kochała go każdego dnia, jednak musiała to stłamsić, nie w tej chwili. Nie mogła okazać swojej słabości, zawiodła już raz. Nie postąpi tak drugi raz. Człowiek posiada wiele słabości, dla niej jedną z nich była miłość do Mike’a. Cudowne uczucie, którym powinna się upijać, jednak ona odczuwała strach na samą myśl, że ktoś okryje jej uczucia do młodego muzyka, a zwłaszcza ten niepożądany ten, który raz już doprowadził do zniszczenia wszelkich pokładów znakomitego uczucia w jej ciele. Nie mogła i teraz stać się marionetką w jego rękach, nie mogła dopuścić ją do mężczyzny, który skradł bezpiecznie jej serce do swojego sejfu.
        — Powiesz mi, co się dzieje?
        Jęknęła sfrustrowana i zniesmaczona, gdy nie mogła czuć jego gorących i pełnych miłości ust. Spuściła spojrzenia na swoje splecione dłonie. Co miała mu powiedzieć? Wybacz Mike, że cię kocham, jednak mój były skutecznie mnie zaraz pozbawi tej cholernej nadziei, że kiedykolwiek będę szczęśliwa, totalny absurd. 
        — Gdybym nawet chciała, są sprawy, w które nie chce was wtajemniczać — odezwała się cichym głosem — To sprawi, że spojrzycie na mnie z najbardziej niekorzystnej strony. Nie chce was zawieść, jednak dopóki sama nie poradzę sobie z tymi problemami, będziecie żyć w niewiedzy — zatrzymała się, gdy chciała wypowiedzieć ostatnie słowa.
        — Nie sądzisz, że to rozwiązanie jest irracjonalne, mogę posunąć się do stwierdzenia, że jest po prostu głupie — ujął jej twarz w dłonie, niemal zmuszając, by na niego spojrzała — Chcesz popadać w skrajności? Nie ufasz sobie na tyle i dobrze o tym wiemy. Boi się samej siebie i twoje domysły są absurdalne. Potrzebujesz nas!
        — Nie, nie potrzebuje was — powiedziała hardo.
        Natychmiast pożałowała swoich słów, gdy uzmysłowiła sobie, jaką prawdę przed nią przestawił. Żywą kującą ja w oczy, niczym rozżarzone do czerwoności żelazo które upadło na twoje dłonie, parząc cię niemiłosiernie. Musiała jednak znieść ten ból, patrzeć na swoje niemal spalone dłonie pokryte bolesnymi bąblami, z który spływały strumienie szkarłatnej krwi. Musiała ponieś konsekwencje swojego pierwszego związku, który echem odbija się w jej życiu.
        Widziała rozczarowanie, malujące się w jego ciemnych oczach. Zawiodła go! Tego obawiała się najbardziej, zobaczyć subtelny dowód swoich czynów. Utraciła już wiele przez swoje lekkomyślne zachowanie, zamiast to powstrzymać, odrzuca człowieka, którym byłby w stanie jej pomóc, jednak postanowiła pobawić się w bohaterkę, która poradzi sobie ze wszystkim.
        Niemal z łzami w oczach patrzyła jak delikatnie ściąga ją ze swoich bioder, a potem sadza na ciemnym meblu. Widział zbierające się w jej oczach posmak dawnej klęski. Uśmiechnął się lekko, a jej zgryźliwy umysł podpowiadał jej, jak w tej chwili zachowuje się chamsko, bo sama do tego doprowadziła, jednak on z czułością otarł łzę, która poleciała po jej policzku.
        — Pamiętaj, nie jesteś sama.
        Z zaciśniętym gardłem patrzyła jak drzwi za nim, się zamykają, a ona już nie powstrzymała gromkich słonych kropel wody, które płynęły po jej bladej twarzy.
        — Nie pozwolę o sobie zapomnieć!
        W jej umyśle huczała ta sama myśl, pełna wściekłości, zrzuciła kilka rzeczy z biurka, które z łoskotem opadły na jasne panele. Upadła między nimi, a jej ciałem wstrząsnął nagły szloch.
        — Ile razy jeszcze mnie zniszczysz Kent! — warknęła w przestrzeń.
        Leżała na środku sypialni zanosząc się gwałtownym płaczem, przez jej ociemniały umysł przewijały się wspólne chwile z tym którym ukochała, coraz bardziej widząc do czego, doprowadził jej związek z jej byłym partnerem. Nawet nie mogła teraz być szczęśliwa.
        
        — Adrien to wszystko nie ma sensu — odezwała się, przysiadając na skraju zniszczonych kamieni.
        Rozciągała się za nimi już dawno nieużywana fabryka jakichś przekąsek. Nie było za wiele o niej słyszeć, jedynie chodziły plotki, że właściciel popadł w długi, a po niedługim czasie splajtował. Zostawił starą halę produkcyjną, nawet nie kwapiąc się o jej zburzenie, przez co ta miejscówka stała się miejscem lokalnej młodzieży z duszą artystyczną, którzy mogli się wyrazić na obskurnych ścianach wielkich pomieszczeń, gdzie wcześniej znajdowały się maszyny tworzące produkty stworzone przez szefa firmy. 
        — Czegoś się spodziewała, że wszystko przyjdzie łatwo? — powiedział blondyn, przejeżdżając jej deskorolką po zniszczonym bruku ulicznym — Wiedziałem od początku, gdy zobaczyłem, że się z nim zadajesz, że ten facet doprowadzi w końcu do czegoś i proszę bardzo — roześmiał się Agreste — Zakochał się w najbardziej niedostępnej dziewczynie naszego liceum.
        — A ty to co? Sam próbowałeś mnie do łóżka zaciągnąć — odwarknęła, ponosząc na niego wzrok.
        Blondyn pod wypływem jej słów potknął się o wystającą krawędź, o niemal nie upadając z deskorolki, jednak utrzymał równowagę. Zmieszał się na jej ostatnie słowa, przyznając jej bolesną prawdę. Wyśmiewał w tej chwili uczucie innego do młodej dziewczyny, a sam nie zachował się w jej stosunku całkowicie dobrze.
        — Przepraszam — mruknął, bojąc się na nią spojrzeć.
        — Dobra, nie obiecałam, że o tym zapomnę, ale wciąż mam do ciebie żal o tę karę u dyrektorki za naszą sprzeczkę.
        — Co chcesz, byś w końcu skończyła mi to wypominać? — westchnął.
        — Pudło czekoladek i dobre wino inaczej nie zostawię cię w spokoju — dodała z lekkim uśmiechem, co w przeciągu ostatnich dni nie było częstym widokiem.
        Skinął delikatnie głową, na znak zrozumienia, po czym ponownie wdali się dyskusje na temat ostatnich wydarzeń, które miały miejsce w szkole. Od chwili, gdy Will zdecydował się wyznać jej swoje uczucia, w liceum ciągła się dziwna atmosfera. W sumie nie powinna być zdziwiona, gdy futbolista oznajmił to na forum całej szkoły. Myślała, że spali się wtedy ze wstydu, ale nie utraciła swojej chłodnej rezerwy. Zachowała spokój i grzecznie powiedziała, żeby znalazł sobie kogoś innego, bo ona nigdy nie zdoła go pokochać. Ostatnia lekcja została nagle odwołana wśród maturzystów, pozwalając im wyjść wcześniej do swoich mieszkań. Ona również miała to w planach, jednak Adrien zatrzymał ją przy wejściu do szkoły, prosząc, by z nim poszła. Od tej chwili siedzieli na progu tej opuszczonej fabryki, rozmawiając na temat całego tego zdarzenia.
        Wróciła dopiero wieczorem do mieszkania, gdy blondyn otrzymał wiadomość od swojej sympatii, by do niej wpadł. Pomimo że byli na pierwszej randce wydaje się, że ich stosunki stają się jeszcze silniejsze i trwalsze. Mogła śmiało powiedzieć, że będą tworzyć uroczą parę, jeśli w ogóle Marinette zdoła mu na nowo zaufać tak jak kiedyś.
        Przysiadła na skraju drewnianego tarasu, chłodny wiatr otulił jej odkryte ramiona, słyszała rozbrzmiewającą muzykę za przeszkolonych drzwi tarasu, głośne śmiechy imprezowiczów odbijały się jej boleśnie w umyśle. Byli tacy beztroscy, nieprzejęci niczym. Mieli ku temu powód. Starała się cieszyć z nimi, jednak coś ją wciąż gnębiło, nie była w stanie przestać o tym myśleć, bała się, że w końcu nie zszyje tych kart dziennika do końca, a one upadną na podłogę, odkrywając jej fatalne samopoczucie, a wszystko przez te cholerne wspomnienia jej dawnego życia.
        Wpatrzyła się w jaśniejący pojedynczymi lampkami ogród, który mienił się subtelnym bliskie, bujne kwiaty oraz krzewy wyglądały wyciągnięte żywni z jakiegoś fantastycznego obrazka, które można odnaleźć w odmętach Internetu. Zachwycający obraz małej natury. 
        Nie zwróciła uwagi, gdy ktoś stanął za nią, poderwała głowę, gdy poczuła ciepły materiał marynatki otulający jej nieco zmarznięte dłonie. Dopiero wtedy poznała te charakterystyczne zielone spojrzenie Davida, cień uśmiechu przebiegł przez jej twarz, gdy mężczyzna przysiadł na skraju ostatniego stopnia, wpatrując się w skąpanej lekkim światłem sylwetkę. Oparła dłonie na kolanie, osuwając na kolana swoją ciemnogranatową sukienkę. Chwyciła lekko klapy marynarki, szczelniej się otulając.
        — Co się dzieje?
        Wyrwał ją z lekkiej zadumy, gdy ponownie skupiła wzrok na swoich dłoniach pokrytych ciemnymi rękawiczkami, uszyte z lekkiego materiału. Zaczynała mieć powoli dosyć tych narastających pytań, jednak przybierała dawną maskę, niewzruszonej nastolatki i dzielnie odpowiadała, że to tylko przejściowe chwile. Powoli zaczynała gubić się w swoich własnych kłamstwach. Wcześniej nie miała z tym problemów, by zataić przed kimś prawdę, teraz gdy w jej życie skradła się ta długo wyczekiwana harmonia, gdy była otoczona gronem znajomych oraz mając w końcu kogoś, na kim jej zależało, teraz gdy wiedziała, że ma rodzinę, musiała skutecznie ich odpychać od siebie, tworząc wciąż zakłamane zapewnienia, że dobrze się czuje. Męczyło ją już to, jednak musiała dalej w to brnąć, półki on nie da jej spokoju lub, co gorsza doprowadzi ją na cmentarz. Jej były był zdolny do wszystkiego. Nie zdziwiłaby się, gdyby czyhał na jej śmierć, jednak teraz upodobał sobie, by ją zastraszyć. Zaborczość leżała w jego naturze i choć gdy mu o tym mówił, wypierał się tego.
        Cierpliwość była zarazem jej ratunkiem, ale także zgubą.
        — Nic — odpowiedziała mimowolnie.
        Stało się to jej małym nawykiem, by przekonywać swoich przyjaciół do swoich kłamliwych słów. Żal jej się robiło na samą myśl, ale wolała, by tkwili w niewiedzy, niż poznali jej smutną prawdę.
        — Jesteś dziwnie milcząca od początku imprezy. Nie zamieniłaś z nami za wiele słów, umykasz przed nami. Martwię się o ciebie.
        — Dave zapewniam cię, że wszystko w porządku — delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu, spoglądając w jego ciepłe spojrzenie.
        Nieoczekiwanie poczuła silne ramiona, które znalazły swoje miejsce na jej talii, zanim mogła pomyśleć kurtka przyjaciela spadła z jej ramion, upadając na drewniane deski tarasu. Pisnęła przestraszona, gdy straciła grunt pod stopami, a ona została przez kogoś podniesiona. Rozejrzała się lekko spanikowana, szukając sprawcy całego zmieszania.
        — Michael ile razy mam ci powtarzać byś mnie nie straszył — warknęła, wpatrując się w jego jaśniejące oczy.
        Nie odpowiedział od razu, przeszedł przez bróg salonu, stawiając ją na ciemnych panelach, splotła dłonie na piersi, spoglądając na niego.
        — Ja nic nie robię — bronił się, unosząc dłonie w geście poddania.
        — Jasne — odparła z lekką sarkazmem w głosie — A teraz czego pan jubilat sobie życzy?
        — Ja nic…
        Odwróciła się, rozglądając się po zgromadzonych gościach, którzy już sporo wypili. Wyłapała w małym tłumie Annie — jedną ze znajomych ze szkoły Shinody, z którą utrzymuje jeszcze kontakt, młoda kobieta, widząc jej spojrzenie, uśmiechnęła się jedynie chytrze, po czym odeszła ze swoim kolegom po kolejnego drinka. Zanim jednak mogła się odezwać, ponownie została porwana do tańca. Nie zamierzała się jednak opierać, wirując na parkiecie wraz z przyjacielem. 





No comments:

Post a Comment