Monday, July 27, 2020

I 36 — CZAS WYSTAWIĆ RACHUNEK PRZESZŁOŚCI

        Siedziała na kuchennym blacie, wpatrzona w ekran swojego telefonu. Przejechała palcem po hartowanym szkle, wyłapując co to nowsze artykuły w lokalnej prasie. Nic jednak nie przykuło jej uwagi. Ten sam stek nic niepotrzebnych informacji czy wzmianek politycznych co kompletnie ją nie interesowało. Lekko zdegustowana, przeniosła się na jednej z portali internetowych, gdzie była zalogowana. Przeglądając kolejne wpisy, nic nie wzbudziło jej ciekawości.
        — Czy naprawdę, nawet w Internecie musi być nudno — zirytowała się, wyłączając aplikacje.
        Słyszała gwar rozmów i pojedynczych śmiechów dobiegających z salonu. Pomimo obecności zespołu ona, usadowiła się wygodnie w kuchni. Nie chciała im przeszkadzać, gdy omawiali sprawy związane z najnowszym krążkiem, zapewniając, że nie chce poznać żadnych szczegółów do dnia premiery. Zaszyła się w jasnym pomieszczeniu, uznając, że zrobi jakieś smakołyki. Nie próbowali jej powstrzymywać, gdyż dobrze wiedzieli jak, jej zależy, na ich muzyce i braku przedwczesnych utworzonych dem. Szanowali jej zdanie, bo jeśli uważała, że to sprawia, że czeka się na album z większą ekscytacją. Zaciągnęła się subtelnym aromatem złocistych wypieków, które od dziesięciu minut spoczywały w piekarniku. Zniechęcona do dalszych przemierzać odmętów stron internetowych, włączyła program muzyczny. Krótkie poszukiwania interesującej ją list utworu nie poszły na marne, gdy natrafiła na utwory, które zapisała na początku lata, gdy zatęskniła za dawnymi dźwiękami dobrego rocka. Pierwsze nudy Wind of Change zespołu Scorpions wypełniło pomieszczenie. Nudząc cicho pod nosem, odłożyła telefon na jasny blat, wpatrując się w zawieszony na ścianie domowy kalendarz, przedstawiający mało imponujący widok zachodzącego słońca nad wierzchołkiem górskim, szczerze wolała wpatrywać za znikające słońce nad horyzontem, czując pod stopami złocisty piasek kalifornijskiej plaży.
        Cichy odgłos kroków wyrwał ją z zamyślenia. Poderwała głowę, dostrzegając w przejściu znajomą sylwetkę jednego z muzyków. Próbowała skryć uśmiech, który wypełzł na jej usta, gdy wpatrzyła się w jego znajome ciemne spojrzenie. Śledziła dokładnie każdy jego ruch, gdy wolnym krokiem zmierzał w jej kierunku, miała wrażenie, że nie był w stanie oderwać od niej spojrzenia swoich połyskujących w świetle popołudniowego słońca oczów. Nie była świadoma, gdy zacisnęła dłonie na krawędzi blatu, jakby bała się, że upadnie pod wpływem tak intensywnego wzroku. Kącik jej ust drgnął jeszcze bardziej w górę, gdy stanął naprzeciw niej. Słowa w tej chwili były zbędne. Przyjemna atmosfera, która między nimi się unosiła, przerwana była jedynie głosem Klausa Meine’a wyśpiewującego jeden ze swoich najbardziej znanych numerów.
        Widziała kątem oka, jak podparł dłonie nieznacznie blisko jej bioder, wodzona spojrzeniem, uniosła powoli głowę, by móc mieć okazje zatonąć w blasku tych oczu, które tak uwielbiała.
        — Czego pan tu szuka? — zapytała przytłumionym głosem, opierając dłonie na jego barkach.
        — Wydaje mi, się znalazłem, to co poszukiwałem, a raczej ją — odpowiedział głębokim głosem, wprawiając ją w osłupienie.
        Miała wrażenie, że oddech uwięzi w jej krtani, gdy z roztargnieniem wpatrywała się w niego. Czuła jak ujmuje delikatnie jej podbródek, wodząc opuszkami palców po jej lekko zziębniętym policzku. Nie była w stanie powiedzieć, czemu zaczęła tak bardzo emocjonalnie podchodzić do każdego jego gestu, czy czuć to palące uczucie w piersi za każdym razem, gdy była pozbawiona jego czułości, rozrywało to jej niemal serce, gdy tęskniła za każdą wspólną chwilą. Popadała jednak w skrajności, gdy dochodziło do nich, pragnęła, by to szybko się zakończyło. Nie miała pojęcia, co było powodem tak bardzo sobie skrajnych uczuć, czy był to strach, który nie pozwalał jej się przywiązać, który chciał ją uchronić przed rozczarowaniem spowodowanym kolejnym nieudanym związkiem, czy poczuciem przywiązania, który z każdym dniem coraz bardziej ją uzależniał. Czy popadała w radość w każdej chwili, gdy tylko zdołała o nim pomyśleć, na jej ustach pojawił się cień radości, który tak bardzo pragnęła skryć przed innymi, by nie poznali, że w jej sercu tliło się już znacznie silniejsze uczucie do młodego muzyka? Odczuwała zupełnie coś innego, niż w swoich poprzednich związkach jakiś niezrozumiały rodzaj emocji, było to tak zniewalające, a zarazem charakterystyczna woń, którą pragnęła odczuwać każdego dnia z potężną siłą. 
        Miłość potrafi mieć różne twarze, potrafi unieść na anielskich skrzydłach niemal pod niebo, innym razem sprawić bolesne zetkniecie z ostrym gruntem. Jednak wszyscy jesteśmy naiwni, poddajemy się temu irracjonalnemu uczuciu, pozwalając się zawiść na manowce, lub wznieść ponad swoje wyżyny. Jednak w każdej sytuacji musimy liczyć się z bolesnymi konsekwencjami, które musimy udźwignąć na swoich barkach.
        Czy była zdolna ponownie spotkać się z tymi wszystkimi uczuciami? Zniszczyć obietnice, która sobie dała? Mówi się, że zakochany człowiek nie myśli racjonalnie, może to po części prawda, jednak każdy ryzykuje swoje własne serca, by choć na moment poczuć się kochanym.
        — Czemu akurat ja? — zanim zdała sobie sprawę proch wypowiedzianych przez nią słów, zawisł w powietrzu.
        Wciąż rozmyślała, czemu jest dla niego taka ważna, nie miała nic szczególnego, co mogła mu zaoferować. Cenili swoją wzajemną przyjaźń, ale czemu jego słowa, które usłyszał od niego w święta, nie dawały jej spokoju do dzisiaj. Nie widziała w sobie nic szczególnego, była zwyczajną nastolatką, z ciężarem swojej przeszłości, który dzielnie nosiła. Nie miała zaszczytów, nie miała zbyt dobrych związków, co mogła mu dać? Czasami zastanawiała się, co mogła mu ofiarować, jednak nic nie przychodziło jej na myśl.
        Widziała rozciągający się na jego ustach czuły uśmiech, co kompletnie wytrąciło ją z równowagi. Przyłożył delikatnie dłoń do jej policzka, przyjemne poczucie ciepła rozniosło się po jej ciele, sprawiając, że jej oczy wolno opadły w dół, jednak wciąż spoglądała na jego promienną twarz.
        — Znasz doskonale odpowiedź na to pytanie — odezwał się zniszczonym tonem.
        — Przecież… nie mam nic do zaoferowania — powiedziała z po wątpieniem.
        Pomruk jego cichego westchnienia wypełnił jej zmysły, zanim się ponownie odezwał, zwrócił jej twarz ku sobie.
        — Udowodniłaś nie tylko nam, ale przede wszystkim sobie, że jesteś w stanie osiągnąć wiele, spójrz na swoje życie, jak w przeciągu zaledwie kilku miesięcy się odmieniło. Gdy cię poznałem, nie chciałaś się nawet odzywać, siłą trzeba było z ciebie cokolwiek wyciągać — zachichotała, przewodząc w pamięci tamte dni — Dzisiaj jesteś niezależną młodą kobietą, której czasami lepiej nie wchodzić w drogę, jeśli nie chce się oberwać. Uważasz, że nic się nie zmieniło?
        — No tak… ale…
        Nie była jednak w stanie dokończyć swojej wypowiedzi, gdy poczuła, niemal odrzucając syfonie, która otuliła jej ciało. Jak ona tego nie lubiła. Mruknęła cicho stłumionym głosem, przeklinając w duchu, że musiała znowu się dać ponownie magii chwili.
Westchnęła głęboko, gdy przylgnęła do niego bliżej, wtulając policzek w jego obojczyk. Uniosła spojrzenie, gdy w przejściu do kuchni pojawił się Chester, już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak widząc co dzieje się w środku, machnął jedynie ręką, wracając do salonu, pozostawiając ich samym.
        Zeszła po jasnych stopniach apartamentu niemal nie potykając się o własne nogi. Przyłożyła dłoń do ust, skrywając ziewniecie, które chciała uciekło z jej ust. Zacisnęła wstążkę swojego szlafroka na swojej talii, tworząc z niej kokardę mętnym krokiem przeszła przez salon. Subtelny aromat kofeiny wypełnił jej nozdrza, uśmiechnęła się zmęczona, gdy dotarł do niej zapach napoju bogów. Opadła na krzesło barowe, podpierając dłoń na jasnym blacie. 
        — Trzymaj — uniosła głowę, gdy dotarł do niej głos brata.
        Mężczyzna stanął przed nią z kubkiem parującej brązowej cieczy, która wypełniła po brzegi ścianki ciemnego kubka.
        — Przyda ci się po tej nocy.
        Podziękowała skinieniem głowy, upiła dość duży łyk napoju kofeinowego, przyjemny posmak rozniósł się po jej ciele. Dzisiejsza noc nie należała do spokojny, boleśnie to odczuła na swojej skórze. Nie mogła odrzucić wrażenie, że przez ostatnie dni w jej życiu coś zaczyna się zmieniać i to wcale nie na lepsze. W ostatnim czasie zaczęła odbierać coraz dziwniejsze telefonu, co zaczynało ją niepokoić, za każdym razem, gdy widziała ciąg dziewięciu cyfr wyświetlonych na ekranie, z ogromną dozą niepewności przesuwała zieloną słuchawkę, by odebrać kolejne niezrozumiałe połączenie. Nikt po drugiej stronie się nawet nie odezwał, nawet nie słyszała głupiego oddechu tej osoby, były to głuche telefony bez pokrycia. 
        Początkowo zaczęło ją to irytować, po paru sekundach odrzucała numer, jednak przeciągający się stan, wywołał u niej niepokój. Starania to ukrywała przed bliskimi. Nie mogła sobie pozwolić na to by oni odkryli, że ktoś ją zaczyna dręczyć. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że coraz częściej dostawała ataków lękowych, co najbardziej doświadczała nocami, które stawały się dla niej koszmarem. Ciągle się budziła sparaliżowana strachem czy krzykiem pełnym przerażenia. Chester zawsze starał się przy niej, przez co i on zaczął odczuwać skutki kilkudniowych nieprzespanych nocy. Nie miała mu serca mówić o tych niepokojących telefonach, gdy głośno zastanawiał się o przyczynach pogarszającego się jej stanu. Ona wciąż milczała, ukrywała fakt o swoim niepokoju przed nim, choć obiecała mu, że będzie mu mówić, gdy coś w jej życiu się wydarzy co będzie miało skutek związany z atakami paniki. Pluła sobie w twarz, że musiała tak go potraktować, jednak nie widziała innego wyjścia.
        Smętnym wzrokiem wpatrzyła się w ciemną substancję, słuchając radia, które cicho pogrywało ustawione na jednej z półek. Ześliznęła się po cichu ze stołka, uciekając do salonu, nawet nie mając ochoty na śniadanie. Postawiła kubek na szklanym blacie, po czym zakopała się pod jednym z kocy, który znalazła w komodzie, nie mając ochoty nigdzie wychodzić.
        — Nawet mnie nie denerwuj złotko — odezwał się chłopak, wchodzący do opustoszałej hali, odgłos ich kroków odbijał się po ogromnych ścianach budowli, a echo ich głosów łączyły się z ich głosami.
        — Zadałam ci proste pytanie — zniecierpliwiła się, mierząc go spojrzeniem.
        — Nie! — zagrzmiał stanowczym głosem.
        Dotarli pod jedną z pary drzwi, które pchnął, stęknęły cicho pod wpływem ruchu, wpuszczając ich do zalanego ciemnością pomieszczenia. Słońce próbowała przedostać przez małe okienko, lecz nadmiar kurzu i utworzone przez pająki pajęczyn skutecznie go tego pozbawiało. Z trudem odnalazł włącznik na ceglanych ścianach, z której zszedł już tynk, jedynie pojedyncze malunki wykonane przez ulicznych artystów ozdabiało te ściany.
        — Obiecałeś mi! Chcesz złamać swoje słowo? — stanęła przed na wpół złamanym stołem, uderzając pięścią o podarte drewno. Mebel stęknął cicho pod wpływem gwałtownego ruchu.
        — Mówiłem ci — odwrócił się w jej kierunku z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy — Nie podejmę tego ryzyka. Zwariowałaś do reszty młoda! 
        — Nie nazywaj mnie tak! — warknęła, splatając dłonie na piersiach.
        Wyprostowała się, by utkwić spojrzenie w jego oczach.
        — Więc przestań mnie nakłaniać do tego — mruknął, odwracając się do niej plecami.
        Pochylił się, by spojrzeć do jednej z półek. Odsłonił folię, gdzie skrywało się wiele dokumentów czy gazetek, jednak on uparcie przeszukiwał szufladę dalej, z zawziętością wymalowaną na twarzy.
        — Co to ma to rzeczy?
        Przeklął cicho, gdy dobiegł do niego ten irytujący głos:
        — Chcesz wpaść w kłopoty? Policja już cię szuka!
        Nie spodziewała się jednak takiej reakcji, jakiej by oczekiwał, cichy śmiech rozdarł jedno z pomieszczeń opustoszałej fabryki, a on w duchu modlił się by nikt nie przechodził obok. Wszyscy w okolicy wiedzą, że jest to opustoszałe miejsce przez producenta, który przeniósł się na drugi koniec miasta ze swoim interesem. Budynek ponoć należał do rozbiórki jednak od dwóch lat stoi na tym samym miejscu, dając schronienie nastolatkom z okolicy.
        — Przymknij się, chyba nie chcesz by nas usłyszeli…
        — Powiedziałaś mu?
        Poderwała głowę, gdyż do tej pory wpatrywała się mętnie w swoje drugie śniadanie. Wiodła spojrzeniem za przyjaciółką, która usadowiła się wygodnie naprzeciw niej, pochłaniając już drugą porcję frytek. Zaśmiała się cicho, widząc jak pałaszuje złociste ziemniaki, ku karcącemu spojrzeniu blondynki, która wpiła widelec w pokrojonego pomidora, zajadając się sałatą domowej roboty.
        — O czym ty mówisz? — odezwała się wyciągnięta z roztargnienia.
        Selena westchnęła cicho, odkładając kolejną porcję swojego niezdrowego jedzenia, wymieniła się znaczącymi spojrzeniami z Aleksandrą, po czym ponownie spojrzała na nią.
        — Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? — westchnęła.
        Julia kompletnie nic nie rozumiała ze słów wypowiedzianych przez najlepszą koleżankę, popadała w coraz większe niezrozumienie całej tej sytuacji, co naprawdę zaczęło ją denerwować.
        — Nie rozumiem, o co ci chodzi Selena?
        Koleżanka westchnęła cicho, zanim powiedziała:
        — O ciebie i Mike’a — zniżyła głos, by tylko ona była w stanie ją usłyszeć.
        — Zwariowałaś!? — jej głos uniósł się nieznacznie — Nic mnie z nim nie łączy! — powiedziała, wracając do swojej dawnej formy, wyparcia.
        — Jasne — odparła z przekąsem — Masz ponownie syndrom wyparcia kochana, kochasz go i dobrze o tym wiesz.
        Mruknęła cicho coś pod nosem, po czym wlepiła w trzymaną przez siebie puszkę schłodzonego napoju.
        Szła wolnym krokiem po brukowanych drużkach swojego ulubionego parku. Słońce leniwie unosiło się na niebiesko stanie, ogrzewając swym blaskiem przechadzających się po metropolii ogromnego miasta, zmęczonych mieszkańców, którzy z ogromną chęcią powracali do swoich domów po męczącym dniu w pracy, nastolatkowie wydostali się z objęć szkolnej placówki edukacyjnej zażywając kąpieli słonecznej ciesząc się dniem bez dręczących ich nauczycieli czy kolejnych zadawanych prac domowych.
        Odmówiła kolejnego spotkania ze znajomymi, który próbowali ją nakłonić do pójścia do ich kawiarni, na aromatyczną kawę. Nie była zbytnio chętna do tego pomysłu, więc wykręciła się szybko, twierdząc, że musi wracać do domu, bo chce się przespać, co nie było do końca kłamstwem. Ostatnie dni coraz bardziej ją niepokoiły, powtarzające się wiecznie głuche telefony, namnażające się wiadomości tekstowe z nieznanego numeru i jeszcze to dziwne przeczucie, że ktoś ją śledzi. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że za każdym razem, kiedy wracała pieszo do mieszkania, ktoś obserwował ją za pobliskiego drzewa. Z jednej strony było to tak przerażające uczucie, że nie była w stanie myśleć o niczym innym, świadomość, że ktoś czai się za pobliskim zakrętem wprowadzał ją w coraz większy obłęd. Miała wrażenie, że popada w coraz większą paranoję, która powoli zaczęła ją niszczyć. Powinna to zignorować, ale nie potrafiła, to było silniejsze od niej.
        — Szukanie ciebie nie było łatwe, ale cóż zawsze cię odnajdę kochanie.a 

No comments:

Post a Comment