Monday, July 27, 2020

I 35 — POWIEDZ ŻE MI UFASZ PRZYJACIÓŁKO

    
            Zwykła dyskusja przerodziła się w sprzeczkę, gdy rodzeństwo Benningtnów opuszczało mury kalifornijskiego liceum. Usilne nalegania mężczyzny, który próbował przekonać swoją siostrę do wizyty w szpitalu, co rusz spełzały na niczym, gdy jej zawziętość dała o sobie znać. Wręcz go błagała, by nie zawodził ją na ostry dyżur, gdyż nie dzieje się z nią nic poważnego nie odczuwała nawet mdłości, po krótkim spotkaniu z asfaltem, gdy jej przeciwniczka odepchnęła ją z całej siły, powodując jej upadek. Zrezygnowany muzyk zaprowadził ją do samochodu, nadal uważając, że powinien spojrzeć na jej rany czy potłuczoną głowę lekarze. Jednak Julia była zbyt uparta.
        W milczeniu dotarli do mieszkania, nie miała odwagi się odezwać przez całą drogę do brata. Nawet nie wiedziała jak rozpocząć ten temat. Co właściwie miała mu powiedzieć? Przeprosiny były na nic zdatne, bo właściwie nie było jej przykro za całą tę sytuację. April już od dłuższego czasu sobie na to zasługiwała. Owszem mogła to rozwiązać, nie używając do tego pięści, ale każdy straciłby cierpliwość, gdyby od niespełna dwóch tygodni był obrażany na oczach całej szkoły. Chciała to zakończyć, jednak wiedziała, że spokojna rozmowa z tą dziewczyną nie sprawi, że nagle wszystkie niepochlebne słowa umilkną na jej temat. Spojrzała mętnym wzrokiem na mijane po drodze budynki oraz przechadzających się po ulicach metropolii mieszkańców czy turystów, który mieli własne problemy na głowie.
        — Przypominasz mnie samego — odezwał się nagle Chester, przerywając panującą między nimi ciszę.
        Uniosła zaskoczona wzrok, dostrzegając jego przelotne spojrzenie, po czym ponownie skupił się na drodze, gdy światła przybrały barwę jasnej zieleni. Skręcił na następnym skrzyżowani, wjeżdżając na ulice bogatych domków. Wielkie palmy rosły po obu stronach jezdni, osłaniając przez górującym na niebie słońcem spacerujących po nich sąsiadów. Czasami podczas swoich wędrówek po osiedlu, nie mogła nie zauważyć, mniej czy bardziej znanych gwiazd telewizji, czy światowej muzyki rozrywkowej, nie zabrakło też tutaj wschodzących gwiazd Hollywoodu. Wszyscy stwierdzili, że jest szczęściarą, że mieszka w towarzystwie znanych osobistości, dla niej nie miało to zbytnio znaczenia.
        — Co masz na myśli? — spytała.
        Zaparkował na podjeździe, który wyłożony był ciemnymi płytkami. Chwyciła pasek torby, ciągnąc ją do siebie, gdy została niedbale rzucona na tylnym siedzeniu. Zamknęła z lekkim trzaskiem drzwi samochodu, w momencie, gdy Chester pojawił się tuż obok niej.
        — Też mam na koncie bójkę w szkole — oznajmił.
        — Żartujesz? — spytała z niedowierzaniem.
        Mężczyzna jedynie roześmiał się cicho, przepuszczając ją przed drewniane skrzydło domu, chłodny wietrzyk otulił ich twarze, gdy weszli do skąpanego w przedpołudniowym słońcu korytarzu.
        — A czego się spodziewałaś? Nie byłem aniołkiem — odparł.
        Odrzucił pęk kluczy na szafkę, potoczyły się po komodzie, niemal z niej upadając. Uśmiechnął się jedynie, wzruszając delikatnie ramionami. Przysiadła na skraju niskiej szafki, ściągając z nóg ciemne obcasy.
        — Wiem, że święty nie byłeś, ale nic o tym nie mówiłeś — mruknęła cicho.
        Odrzuciła parę wygodnych szpilek w kąt, pomimo że nie wyglądały na buty w których, można było swobodnie chodzić przez cały dzień bez martwienia się, że odczucie wieczorem skutki noszenia długich obcasów, uwielbiała je nosić. Mruknęła nieprzyjemnie, gdy poczuła jak krew, ponownie spływa po jej poranionej twarzy. Zupełnie zapomniała, że wciąż nie ma opatrzonych ran. Mruknęła nieprzyjemnie, gdy poczuła metaliczny posmak krwi. Zadrapania czy siniaki dały o sobie znać. Wcześniejszy szok sprawił, że nie odczuwała przechodzącego przez jej ciało bólu. 
        Schyliła się, by wyjąć we wnętrza torby chusteczkę, jednak od razu tego pożałowała, gdy poczuła bolesne ukłucie między oczami, ból niemal ją sparaliżował. Niepewnie dotknęła nosa, gdy poczuła jak po jej ustach, spływa metaliczna szkarłatna ciecz. Przeklęła cicho, próbując się podnieść, dopiero wtedy Chester dostrzegł co się z nią dzieje. Z nosa sączyła się nieprzyjemna substancja, która powoli płynęła po lekko rozchylonych wargach nastolatki. Brakowało im jeszcze złamanego nosa. Westchnął cicho, podchodząc do niej, pomagając się podnieść z niskiej szafki. Nakazał jej delikatnie odchylić głowę do tyłu, chwycił ją za ramię, prowadząc do salonu, uważając, by po drodze na coś nie wpadła, ani nie wylądowała na ziemi.
        — Załatwiłaś się młoda — powiedział z westchnieniem, przekraczając próg pokoju dziennego.
        Przymknęła oczy, całkowicie ufając starszemu muzykowi. Przyłożyła jasny materiał do krwawiącego miejsca. Chusteczka szybko przybrała barwę dojrzałego wina. Nie mogła jednak tego dostrzec. Usiadła wolno na kanapie z pomocą brata, który natychmiast kazał jej się położyć.
        — Co jej się stało?
        Znała ten głos zbyt dobrze by pomylić go z kimś innym. Zdziwiła ją lekko jego obecność, owszem słyszała, że przez ostatni tydzień starszy Bennington pracuje nad jakąś piosenką, jednak nic jej nie chciał wspomnieć na jej temat. Mogła się jedynie domyślić, że Mike w końcu będzie mu pomagał. Ponownie podjął się produkcji ich kolejnej płyty, co kompletnie ją nie zaskakiwało.
Czuła jak materac obok niej lekko się ugina, a ona wyczuła czyjąś obecność, jednak nie mogła powiedzieć kto przy niej siedzi.
        — Pobiła się — odparł Chester, nasączając gazik płynem.
        Syknęła cicho z bólu, gdy poczuła wilgotny materiał przy swoich zakrwawionych policzkach, uchyliła powieki, by zobaczyć siedzącego obok niej brata, który delikatnie zmywał nieco już zaschniętą krew z jej poranionej twarzy.
        — Wiem, że boli, ale musisz wytrzymać — powiedział łagodnie, widząc jej ostre spojrzenie.
        — Jak to znowu się wdała w bijatykę? — odezwał się Mike.
        Widziała go, jak stanął za przyjacielem, wpatrując się w nią zmartwiony. Znał jej porywczy temperament i musiał przyznać, że czasami ciężko jej było zapanować nad swoim nieco wybuchowym charakterem, spowodowane przez ogromne emocje czy pokłady frustracji, czy wściekłości jednak takie zdarzenia były naprawdę rzadkie i mógł je policzyć na placach jednej dłoni, ile razy wdawała się w tak ostre konflikty. Była zupełnie jak Chester, nie pozwalała się obrażać, byli nawet gotowi do pojedynku, oboje byli do siebie bardzo podobni w tym znaczeniu.
        — Normalnie — mruknęła stłumionym głosem licealistka, gdy wokalista delikatnie wsunął do jej nosa tampony, które miały wchłonąć nadmiar szkaradnej substancji — Od słowa do słowa, poszło do rękoczynów — mówiła. 
        Skrzywiła się nieznacznie, gdy poczuła ten nieprzyjemny materiał, który nie pozwalał jej oddychać przez nasadę nosową. Podniosła się na łokciach, wpatrując się lekko zdegustowana na brata.
        — Naprawdę muszę to nosić — wskazała na dwa zawiniątka.
        — Chcesz dalej wyglądać jak upiór? Nie dyskutuj! Zaraz ci przyniosę na to opuchnięte oko.
        Zanim mogła go powstrzymać, zniknął w kuchni. Słyszała jedynie odgłosy otwieranych czy zamykanych szafek. Westchnęła cicho, gdy Shinoda przysiadł na skraju kanapy. Zapadła chwila ciszy, jednak nie była ona w żaden sposób nieprzyjemna. Z ciężkim sercem czekała na jego kolejne pytanie. Mogła się jedynie domyślić, że jest ciekawy przyczyn niedawnego zdarzenia, lecz czy była gotowa mu o wszystkim powiedzieć. W jakimś stopniu nieświadomie on został w to wszystko wmieszany, nie była pewna co robić. Zagryzała lekko zdrenowana policzek od środka, wpatrując się w jego ciemne spojrzenie.
        — O co poszło?
        Jęknęła przeciągle w duchu, pomimo że spodziewała się tego pytania, miała wielką nadzieję, że ominie ją ten temat, jednak niestety się myliła. Mike zawsze odnajdzie sposób by wyciągnąć z niej prawdy. W tej chwili jednak nie chciała, by dowiedział się o plotkach, które rozeszły się po jej szkole. Nie poradziła sobie z nimi do tej pory, poza tym to nie wypadałoby go męczyć tak nieistotnymi rzeczami.
        — Sprawy szkolne — pośpieszyła z wyjaśnieniem.
        Starała się to mówić takim głosem, jakby chciała przekonać samą siebie, że rzeczywiście to prawa, co było naprawdę absurdalne. Nie chciała mu się przyznawać do tego, że uznali ją w szkole za dziewczynę, która rozbiła jego małżeństwa, co jest największą kpiną, na jaką mogli wpaść.
        — Roznieśli na jej temat plotkę w szkole — słyszała padającą odpowiedź z ust szatyna.
        Powiodła za nim wzrokiem, gdy stanął w przejściu do kuchni, trzymając w dłoni, przezroczystą folię wypełnioną zmrożonymi granulkami wody. Usiadł na skraju jasnej kanapy, pochylając się nad nią. Ostrożnie przyłożył woreczek do zaczerwienionego i lekko opuchniętej powieki, która poprzez pozostał na niej czerwony ślad paznokci tej dziewczyny. Wzdrygnęła się, gdy poczuła nieprzyjemne dreszcz biegnący wzdłuż jej twarzy, wykrzywiła się nieznacznie, gdy otępiały ból sprawił, że miała wrażenie, że jej w umyśle rozsadza się potężna bomba atomowa. Zacisnęła mocniej wargi, starając się zignorować to nieprzyjemne uczucie.
        — Nie pierwsza i nie ostatnia — mruknęła skwarzonym głosem.
        — Zamierzasz na to pozwalać? Młoda to nie są tylko plotki dotyczące, że źle się ubierasz, tylko…
        Ostatnie słowa brata ją nieco poruszyły, uniosła się gwałtownie, lekko podenerwowana, od razu tego pożałowała, gdy nieprzyjemny ból rozniósł się po jej głowie. Nie przejęta tym, odwróciła w stronę mężczyzny.
        — Według ciebie, co mam zrobić? Uważaj mnie, że rozbiłam małżeństwo, mało tego spałam z facetem którego poznałam zaledwie kilka miesięcy temu, a oni ciągną nasz związek od dwóch lat — powiedziała wzburzona, zapominając o obecności Michaela w pokoju — Powiesz mi jak mam się czuć, ze znamieniem młodej kochanki Shinody…— nagle zapadła głucha cisza w pokoju, gdy coś ją powstrzymała przed dalszym monologiem. 

Pełna niepokoju, odwróciła się w stronę Michaela, zdając sobie sprawę, że zdradziła na głos treść tych plotek przy osobie, której nie chciała, by znała powodu jej konfliktu na szkolnych korytarzach.
Wpatrywał się w nią, w osłupieniu. Cień złości przebiegł przez jego twarz, zrozumiała, że nie jest zadowolony z najnowszych wieści. Jednak nie miała jak tego odkręcić, mogła skłamać czy zataić przed nim prawdę, jednak i tak by poznał przyczyny jej ostatniej sprzeczki. Zapewne postarałby się wyciągnąć jakieś informacje od przyjaciela.
— Przepraszam — wymamrotała cicho, odwracając od niego wzrok.
Zapadła głucha cisza, w której nikt nie miał odwagi się odezwać, spuściła głowę, a woreczek ze zmrożoną wodę upadł na jej obandażowane dłonie, z których wcześniej ciekła szkarłatna krew, ostre paznokcie jej rywalki dał o sobie znać, tworząc na jej ciele kilka bruzd. Wyklinała w myślach Crystal za stan, do której ją doprowadziła. Sama nie była jej dłużna, jednak jej ostre tipsy dość ostro ją poraniły. Nigdy by nie pomyślała, że taki tandetny produkt kosmetyczny może sprawić tyle cierpienia.
Obserwowała jak zawiniątko z lodem, znika z jej dłoni, wszystko, co potem się wydarzyło, działo się jak w zwolnionym tempie. Widziała dłoń Michaela, który zmusił ją, by ponownie położyła się na oparciu kanapy, na której skraju siedział piosenkarz, ponownie przykładając okład do jej opuchniętego oka.
— Od kiedy to trwa? — zapytał jedynie, przysuwając się tak, by mogła go swobodnie widzieć.
Westchnęła ciężko, w jego glosie nie wyczuła żadnego żalu czy też wściekłości, która miała, by być bezpośrednio skierowana w jej osobę, zachowywał spokój i opanowanie, które go cechowało. Czy poczuła się znacznie lepiej ze świadomością, że on nie sprawi jej przykrości, spowodowanej kłamstwami na temat ich „związku”, które dudni w murach kalifornijskiej szkoły średniej? Mogła powiedzieć, że pomimo że odczuwała swego rodzaju napięcie, miała szczerą nadzieję, że jej nie będzie ją o to obwiać.
        — Od dwóch tygodni — odpowiedziała zgodnie z prawdę — Przepraszam, nie chciałam, być się o tym dowiedział — dodała skruszona.
        — Nie Julio.
        Zamarła słysząc jego poważny ton, pełna niepokoju zerknęła na niego, widząc jej przestraszoną miną, ujął delikatnie jej dłoń, zaciskając swoje długie palce na jej nadgarstku, co nieznacznie ją uspokoiło. Nie pozwoliła, jednak pokazać jak bardzo była przestraszona. Tak bardzo nie lubiła okazywać swoich oznak słabości czuła się wtedy naprawdę podle, gdy ktoś widział ją w złym humorze w skrajnych wypadkach, płaczącą co było u niej naprawdę nieczęste. Uważała, że łzy są jednym z powodów naszego upadku i jeśli pozwolimy im płynąć po naszych policzkach, ukażemy wtedy że łatwo jest nas zniszczyć, a tego bała się najbardziej. Zgrywała silną osobę, z maską jak siebie określała „zimnej suki”, by nie pozwolić im jej skopać psychicznie. Nie mogła ponownie do tego dopuścić. Nie w momencie, gdy jej życie w jakimś stopniu się ustabilizowało.
        — Nie chce, byś się winiła i wyrażała skruchę za coś, za co tak naprawdę nie miałaś wpływu — ciepły głos muzyka, wyrwał ją ze swoich rozstargnień — Oboje wiemy co nas łączy. Znamy prawdę, której oni nigdy nie poznają. Liceum do trudny czas, jednak zawsze znajdzie się z czegoś wyjście, nawet z takiej sytuacji — nie rozumiała do końca, co ma na myśli. 
        Zmarszczyła brwi w zadumie, co nie uszło uwadze Michaela, któremu kącik ust delikatnie uniósł się ku górze.
        — Chcesz zniszczyć te plotki, jednocześnie nie wyjawiając naszego sekretu?
        — Oczywiście — odpowiedziała dość niepewnie, wciąż rozmyślając nad jego słowami.
        — Lubisz się wykazywać kreatywnością prawda? Zrób coś, co zainteresuje ich bardziej niż romans gwiazdy rocka. Znam twoje umiejętności, więc liczę na to, że szybko coś obmyślisz.
        Ostanie jego słowa dały jej do myślenia. Miał racje. Ostatnimi czasy za bardzo skupiła uwagę, by przestano o niej mówić, przez moment nie zastanowiła się, że może zrobić coś innego. Miała już taką sytuację, wykorzystała swoje umiejętności, wystawiając wpis Crystal na pośmiewisko. Czemu zauważyła to dopiero teraz? Pluła sobie w twarz, że pozwoliła sobie na okazanie słabości. Miała tyle asów w rękawie, że z pewnością uczniowie zainteresowali, by się czymś innym, zapominając o ostatniej akcji April Crystal z drobną pomocą Willa Wilsona.
        Zapominając o spoczywającym na jej oku kompresie z lodem, zerwała się gwałtownie, a chłód woreczka, upadł na jej nogi. Przytuliła go mocno, z zadowoleniem wymalowanym na twarzy, a w jej głowie zrodził się plan zemsty, który miał pogrążyć jednocześnie jej byłego przyjaciela, jak i królowe szkolnej elity.
        — Uwielbiam cię — wyszeptała mu cicho do ucha.
        Podniosła się na lekko chwiejnych nogach z materaca, jednak natychmiast tego pożałowała, gdy zakręciło się w głowie, a ona straciła grunt pod nogami. Chwyciła się za skronie, próbując zignorować pulsujący ból.
        — Młoda kładź się! — słyszała jakby za mgłą stłumiony głos brata.
        Niechętnie posłuchała jego rady, gdy zatoczyła się niebezpiecznie do tyłu. Usiadła na skraju miękkich poduch, powstrzymując się wciąż za obolałą głowę, poczuła ciepłą dłoń brata, który ponownie zmusił ją, by się położyła.
        Wieczorem czuła się znacznie lepiej, zawroty głowy nie były już tak dokuczliwe, jak późnym południem, lecz opuchlizna pod okiem pomimo zimnych okładów wciąż nie łagodniała, zmrożone kostki lodu uśmierzyły jedynie piekące uczucie w okolicy powiek, wcale jej to nie zadowalało. Od chwili ostatniej rozmowy z Mike’m w jej głowie rodził się plan jak zniszczyć plotki sprawić nieprzyjemności dwójce spiskowców, tak by nie obyło się to kosztem osób trzecich, a zarazem jej samej. Może nie zależało jej na popularności w szkole, ale nie chciała, by do końca roku oskarżano ją, o coś, do czego się nie przyczyniła. Skupiając się na programie graficznym, gdzie tworzyła coś, co miało skompromitować swojego byłego przyjaciela, miała nieco utrudnioną sprawę, gdyż zakryte oko kompresem i mała przestrzeń do ruchu ręką trochę ją de koncertowała. Wykorzystała nabyte wcześniej informacje o wczesnej znajomości tej dwójki, sprytnie chciała to wykorzystać. Uśmiechnęła się niemal w drwiący sposób, gdy dokończyła swojego dzieła.
        — Nieźle siostra — pochwalił ją Chester.
        Uniosła spojrzenie, dostrzegając go. Opierał się o kanapę, przyglądając się z uznaniem zdjęciu na zamieszczone na ekranie urządzenia. Nad jego ramieniem pojawiła się twarz Mike’a który, spoglądał na nią z zadowoleniem. Dobrze pamiętał ostatnią akcję, która rozegrała się między dwójką znienawidzonych licealistek. Dziewczęca zawiść potrafi być czasami okrutna, jeśli zderzają się ze sobą dość silne charaktery. 
        — Sami mnie do tego doprowadzili — powiedziała nie wzruszona, ponownie skupiając się na pliku, na którym pracowała.
        Zapisała go, po czym na ekranie startowym pojawiała się ikonka utworzonego zdjęcia. Weszła w swój profil na MySpace, by umieścić tam przerobioną fotografię. Krótka chwila, która minęła po zamieszczeniu posta, pomieszczenie wypełnił dźwięk przychodzących powiadomień, których nastolatka z początku nie odczytała.
        — Teraz się zacznie dziać — zaśmiała się cicho.

        Poprawiła się na wygodnym ciemnym krześle, pochyliła się nad początkowym szkicem nowego rysunku, postukując ołówkiem o brodę, w skupieniu zastanawiając się, czy mogła, by coś zmienić. Czy było coś, co w jakiś sposób ją nie zadowoliło, lub popsuć koncept jej obrazu? Zamyśliła się na moment, nie zwracała uwagi na umykający czas za ogromnymi oknami apartamentu. Junka od godziny smacznie spała na swoim posłaniu, pochrapując co jakiś czas. Przynajmniej ona się dobrze bawiła. Nagle dźwięk skocznej melodii wyrwał ją z letargu. Podskoczyła przestraszona, wypuszczając ołówek spod między palców, smuga szarego granitu ubrudziło nieco zaczęty malunek. Ciche przekleństwo potoczyło się echem po ścianach jej sypialni. Warknęła zezłoszczona, próbując odnaleźć zagubiony telefon, jednocześnie zmyć plamę z pomalowanej kartki, jednak jej starania poszły na zmarnowanie, gdy pogorszyła, bardziej sprawę niż sobie pomogła. Sfrustrowana zmięła kartkę, rzucając ją w kąt, dopiero wtedy zwróciła uwagę na wciąż dzwoniący telefon.
        Zerknęła na wyświetlaczy, by dowiedzieć się, kto jej przeszkadza. Zdjęcie jej najbliższej przyjaciółki wyjaśniło wszystko.
        — Selena, ja cię zabije! — powiedziała na wstępie, gdy przyłożyła telefon do ucha.
        — Ale co jak takiego zrobiła — zagadnęła nastolatka, próbując udawać przestraszoną, jednak wyczuwalne w jej głosie rozbawienie dało o sobie znać.
        — Musiałam przez ciebie wyrzucić szkic, który dopiero co zaczęłam — wyrzuciła z siebie.
        Obróciła się, by spojrzeć na oświetlony zimnym światłem fioletu pokój, zawieszone lampki, dodawały niesamowitego nastroju. Uwielbiała wieczorami tutaj przesiadywać z dobrą książką w dłoni czy nowymi odcinkami serialu. Był to jej czas, by się odprężyć po mączącym dniu. Podkuliła nogi, stawiając na skórzanej fakturze mebla, otulając ją swoimi ramionami, zapatrzyła się w jeden z obrazów zawieszonych na ścianie.
        — Nie narzekaj — powiedziała z entuzjazmem przyjaciółka.
        — Co chciałaś? — spytała bez ogródek, opierając się na miękkim fotelu.
        — Idziemy do klubu!
        — Nie — jęknęła przeciągle.
        Nie miała ostatnio zbytnio ochoty do spędzania czasu na zabawach w klubie. Jednak zbyt dobrze znała Selene, by myśleć, że tak łatwo sobie odpuści. Kochała robić wszystko by w końcu nakłonić swoich znajomych do potańcówki w jakimś modnym klubie czy miejscówce dla młodzieży, jak to twierdziła, są zbyt młodzi by tracić czas na zmartwienia. Musiała jej przyznać racje, dzięki znajomości z nią zaczęła czerpać z życia garściami. Może i jej wcześniejsze lata buntu obfitowały w ucieczki z sierocińca na jakieś spotkania na obrzeżach miasta, jednak teraz mogła się bawić bez świadomości, że ktoś będzie ja ścigał i kazał wracać do „domu”, co uważała za pogardę, bo nie traktowała tamtego miejsca w ten sposób. Dopiero teraz mogła powiedzieć, że ma do kogo i czego wracać. Nie musiała się martwić o to, że ktoś naśle na nią policje, mogła swobodnie iść do klubu i po prostu się zabawić. Niesamowicie dobrze życie jej się układało, czasami myślała, że jest zbyt pięknie, by to było jej prawdziwe życie. Jednak nie zamierzała się nad tym głowić, żyła chwilą jak to wielu powtarzało. 
        — Tak — skarciła ją — Zbieraj ten piękny tyłeczek i idziemy się pobawić. Alex wydawała swoją pierwszą powieść, trzeba to oblać!
        — I nic mi na ten temat nie powiedziała! — oburzyła się, ponosząc z krzesła.
        Nie miała jednak żalu do przyjaciół, dlaczego miała, by mieć. Zapewne powiedziała, by jej o tym przy najbliższej okazji. To całkowicie ją zachęciło do spędzenia tego wieczoru w towarzystwie znajomych. Każdy liczył, że koledzy osiągną sukces w czymś, co ich interesowały, dążyli do tego nie ostatnie, a jeśli ich przyjaciółce udał się taki mały krok do przyszłej kariery pisarki, musiała jej pogratulować.
        — Przed chwilą się dowiedziałam. Musimy to oblać! — ucieszyła się.
        — Dobra, daj mi dwadzieścia minut.
        Odrzuciła połączenie, rzucając niedbale telefon na ciemny blat biurka, pognała do garderoby, przeszukując wieszaki w poszukiwaniu ciekawego stroju. W oczy rzuciła jej się sukienka z motywem galaksy, którą ostatnio kupiła na zakupach z Marinette. Chwyciła ją w dłonie oraz dopasowane do nich czarne szpili, wybiegła z pokoju, by się przygotować. 
        Opuszczała łazienkę szybkim krokiem, nie przyglądała się uważnie czy jest ktoś obecny na korytarzu, do momentu, gdy z dość mocnym impetem wpadła w znajome ramiona. Podniosła wzrok, napotykając rozbawione spojrzenie brązowych tęczówek.
        — A moja siostrzyczka gdzie się wybiera? — zagadnął, pomagając jej się wyprostować.
        — Idę z dziewczynami do klubu — oznajmiła wesoło — Musimy oblać sukces Alex — wyminęła go, po chwili wróciła na korytarz, trzymając w dłoniach kopertówkę oraz swój telefon, który wsunęła do otwartej torebki.
        — Baw się dobrze, tylko nie wracaj na czworaka.
        Roześmiała się na jego słowa, odkrzykując, że postara się wrócić o własnych nogach. Wyszła z mieszkania, zmierzając na umówione miejsce spotkania. Długie minuty, które spędziła na energicznym spacerze, szybką umknęły, a ona stanęła przy ich ulubionej ławce, gdzie często przesiadywali po szkole. W oddali widziała roześmiane dziewczyny, które machały do niej. Zbliżyła się do nich, były tam wszystkie Selena ubrana w swoją ulubiona czerwoną sukienkę, na którą założyła zwykłą marynarkę. Alex wybrała na dość luźniejszy styl i postawiła na wygodne spodnie z dobraną do tego kremową bluzeczką, na stopy założyła zwykle trampki. Emily wybrała kombinezon składający się ze spodenek i pasującego topu, najbardziej zaskoczył ją ubiór Marinette. Dziewczyna miała na sobie, czarną sukienkę, która w talii była przepasana wstążka, na której końcu była zielona kocia łapka. Wyglądała znakomicie w czerni.
        Siedząc w klubie, który był jej dobrze znany. Od czasu, gdy przyjaciele i brat urządzili jej tu zabawę, często tutaj przychodziła ze znajomymi, można powiedzieć, że byli regularnymi gośćmi klubu „Tańca Ciemności”, dość oryginalny pomysł na nazwanie lokalu. Sącząc kolejnego tego wieczoru drinka, rozmawiała o czymś z Marinette. Postawiły dziś na dziewczęcy wieczór, bez obecności męskiej części ich grupy. Śmiała sądzić, że nawet nie wiedzieli, że ich dziewczyny i przyjaciółki bawią się w najlepsze na deskach parkietu, a nie siedząc w piątkowy wieczór w domu, jak to stwierdziły na ostatniej lekcji spytane o plany na wieczór. Roześmiała się cicho z żartu granatowlosej, gdy przed ich stolikiem stanął kelner z nową porcją kolorowych drinków. Posłała uśmiech nieco podbitej francusce, co nie uszło jej uwadze, jednak dziewczyna zdawała się tego nie zauważać, pochłonięta opowiadaniem z zapartym tchem jak to na ostatnim spotkaniu z Adrieniem wrzuciła chłopaka do basenu, jakby to była bardzo fascynująca opowieść. 
        — Powiem ci, dopóki nie ma Seleny — odezwała się nagle ściszonym głosem.
        Skupiła uwagę na najlepszej koleżance, czekając na kolejny potok wypowiedzianych przez nią słów.
        — Adrien ostatnio spytał, czy chce iść z nim na randkę.
        Zakaszlnęła, gdy napój nieprzyjemnie potoczył się po jej gardle, ostawiła zdobione szkło, próbując unormować swój oddech po najnowszej wieści Marinette, która obdarzyła ją zdumionym spojrzeniem, jednak nutka rozbawienia skrywała się w kącikach jej oczu.
        — Co powiedziałaś? — wykrztusiła z trudem.
        Granatowłosa zmieszała się na moment jakby obawiała się wyjawić swoją opowiedz. Wlepiła spojrzenie w trzymanego przez siebie kolory napój.
        — No… — miała wrażenie, że specjalnie przeciąga swoją odpowiedzieć.
        — Zgodziłaś się? — nie dowierzała.
        — Tak — delikatny rumieniec pojawił się na jej policzkach.
        Zawstydzona odwróciła wzrok, jeszcze bardziej zaciskając palce na szkle. Każdy znał dawne podboje Agreste’a i stosunek jej znajomej do niego, jednak ostatnie tygodnie utwierdziły ją w przekonaniu, że między nimi zaczyna dziać się coś dziwnego, jakby zapomnieli o swoich nieporozumieniach i zaczęli zwracać się do siebie z szacunkiem. Co było naprawdę zaskakujące, Marinette przyznała się, że mu wybaczyła ostatnie lata.
        — Wiesz, wiem jak wszyscy o nim myślą, jednak każdy zasługuje na drugą szanse prawa?
        — Oczywiście, nikt przecież ci tego nie zabroni. Tu chodzi o twoje szczęście.         Jeśli czujesz, że chcesz się z nim spotykać, śmiało rob to. Przecież ci nie powiem, że masz rzucić go w cholerę przez nasze dawne konflikty — roześmiały się cicho.
        To prawda od pewnego czasu jej stosunki z Adrieniem znacznie się poprawiły, nie naskakiwała na niego przy najbliższej okazji, on nawet nie śmiał wypowiedzieć przy niej nawet złego słowa. Pomimo że nie dzielić ich wspólny konflikt czekała ich długa droga, by sobie wzajemnie zaufać. Może dzięki Marinette da temu chłopakowi szansę. Chciała tylko widzieć prawdziwą zmianę, nieudawaną.
        — W takim razie pijemy twoje zdrowie — chwyciła dopiero co przyniesione kolorowy koktajl z parasolką.
        Chwile później można było usłyszeć postukiwanie szklanek o siebie i śmiechy dwójki licealistek. Nie zdążyły upić nawet łyka, gdy do ich stolika dosiadły się Selena i Alex, które wirowały na parkiecie wśród innych tańczących na parkiecie osób.
        — Pijecie bez nas? — skarciła ich brunetka, porywając z tacki wolny napój, rozsiadają się na miękkich kanapach loży.
        — Jakbyśmy śmiały — odezwała się Julia.
        Wypiły barwne drinki, nawet nie były świadome, ile ich było, nie chciały nawet liczyć. Przyświecał im synonim dobrej zabawy, podawane wciąż przez przystojnego kelnera szklanki wypełnione ulubionymi trunkami, ubarwione kolorowymi parasolkami czy kawałkami owoców. Gdy po raz kolejny pojawił się przy nich młody chłopak, Selena zaintrygowana zaciągnęła go do ich loży, oznajmiając, że od dzisiaj jest ich prywatnym ochroniarzem, co pozostałe dziewczyny przyjęły głośnym wybuchem pijackiego śmiechu, a student, który dorabiał w klubie na czesne, stwierdził, że od teraz będą jego ulubionymi klientkami. Jak się udało im dowiedzieć, młody mężczyzna miał na imię Ian. Wdały się z nim w pogawędkę, która została im brutalnie przerwana przez zmierzającego w ich kierunku właściciela lokalu, którego mieli okazje już poznać. Zbeształ swoje pracownika, po czym oddalił się dumnym krokiem do swojego gabinetu, i tyle było im po uroczym towarzystwie. 
        Opuściły klub, gdy zegary wybiły godzinę trzecią w nocy, niemal szampańska zabawa udzieliła im się, przez co weszły do pobliskiego sklepu całodobowego, zakupując jeszcze dwie butelki czerwonego wina. Dyskusja przerodziła się w długa rozmowę, gdy zastanawiały się, u której spędzić najbliższą noc. Ku niechęci wspólnie ustaliły, że pójdą do mieszkania młodej Bennington, co przyjęła z jękiem, czując, że ten wieczór będzie jeszcze ciekawszy. Wcześniejsza droga, którą mogła pokonać w zaledwie pół godziny, znacznie się dłużyła, gdyż alkohol zmywał ich racjonalne myślenie, nie raz zaliczyły spotkanie ze słupem, ulicznym nabawiając się nie jednego guza. Rozbawione w końcu stanęły na podjeździe mieszkania swojej przyjaciółka, która zaczęła mieć przekonania, że jej dom wygląda całkowicie inaczej, marudząc, wyjęła z wnętrza torebki pęk kluczy. Z małym trudem w końcu otworzyła wejściowe drzwi, a grupka dziewczyn przepychając się przez nią, wbiegły do pogrążonego w mroku pomieszczenia.
        — Wy jesteście pewne czy dobrze trafiłyśmy? — zapytała głupio Julia, spoglądając w zdumieniu na trzymane przez siebie metalową obręcz, na której dyndały, kluczę od mieszkania.
        — Wydaje mi się, że dobrze — odparła ogłupiałym głosem Marinette, opierając się o pobliską ścianę — Alarm się nie włączył, więc jesteśmy w dobrym miejscu — dodała.
        Jako jedyna z nich była jeszcze w stanie normalnie rozpoznawać otoczenia, czego nie można było powiedzieć o Alex, która kompletnie nie wiedziała coś się wokół niej dzieje. Powstrzymała się ramienia Seleny, na której usta wciąż pojawiał się głupi uśmieszek.
        — Wciąż nie mam do tego przekonania — odezwała się stłamszonym głosem.
        Pochłonięte w swojej małej dyskusji, nie dostrzegły stojącego w wejściu muzyka, który z delikatnym uśmiechem przyglądał się toczącej przed jego oczami scenie, ciekawy dalszego jego rozwoju. Oparł się o framugę imitujące wejście do salonu, z drepopatą spoglądając na siostrę, która zapierała się, że mieszka w tym apartamencie. W takim stanie jej jeszcze nigdy nie widział. Owszem zazwyczaj wypiła na imprezach, jednak była na tyle rozsądną, że wiedziała, kiedy powiedzieć nie alkoholowi, dziś lekko przesadziła. Obserwował ją, gdy zaczęła iść w jego kierunku, niestety pomyliła strony, wpadając na pobliską ścianę. Pomieszczenia rozdarło głośne przekleństwo i jęk dziewczyny, która pod wpływem uderzenia upadała na jasne płytki.
        — Kto postawił tutaj te ścianę — warknęła, rozcierając sobie czoło.
        Z trudem powstrzymywał się, by nie wybuchnąć gromkim śmiechem, gdy widział tak komiczną scenę.
        — Budowlańcy — odezwał się cichym głosem.
        Nastolatka zerwała się na równe nogi, co było zaskakujące, że utrzymała się pionowo, zważając na jej aktualny stan. Spanikowana rozejrzała się, wiedziona jego głosem, gdy napotkała go spojrzeniem, swoich pisnęła przestraszona, ukrywając się za ramieniem Marinette.
        — Mari ja mam halucynacje — powiedziała słabo.
        — Czemu? — zagadnęła przyjaciółka, jednak była tym zainteresowana.
        — Bo widzę przed sobą tego wokalistę Linkin Park — mówiła to takim tonem, jakby była przestraszonym dzieckiem, który boi się burzy.
        Chester nie wytrzymał, roześmiał się w głos, sprawiając, że speszona nastolatka, skryła się bardziej za ramieniem francuski.
        — I jeszcze się ze mnie śmieje — jęknęła.
        — Nie dramatyzuj, idziemy się napić! — powiedziała ochoczo.
        Zrobiła następny krok, jednak pożałowała tego, wpadając na pobliską szafkę. Upadła z głośnym hukiem na podłogę, cichy mruknięcie wydobyło się z jej ust. Uznała jednak po chwili, że podłoga jest na tyle wygodna i zapadła w drzemkę.
        — Młoda idziemy spać — powiedział stanowczo Chester, zbliżając się do siostry.
        — No ale…
        — Jutro ci powiem, co robisz w domu wokalisty Linkin Park — dodał, starając się nie wybuchnąć po raz kolejny wesołym śmiechem.
        Niechętnie nastolatka poddała się i pozwoliła się poprowadzić do swojej sypialni, zanim zapadła w sen, zdążyła zapytać, co będzie z jej przyjaciółkami, jednak nie otrzymała odpowiedzi, gdy Morfeusz zabrał ją w swoje objęcia.

No comments:

Post a Comment