Monday, July 27, 2020

I 33 — TA PIOSENKA ZAPROWADZI PROSTO DO DOMU

    
            Unosząca się w tle swobodna muzyka, otulała pogrążony w pół mroku salon. Otulając płaszczem stworzonym z namiętności, subtelna woń pożądania wprawiało ich w cudowny rodzaj nieświadomej pasji, która ich złączyła. Spokojne dźwięki popowej piosenki The Face w wykonaniu braci Ryana i Dana, wprawiała, że ich ciała wręcz błagały o bliskość, spragnieni dotyków, szeptów czy czułych gestów. Świadomi o swoich czynach dali się ponieść chwili, gdy, ich zmysły oraz zdrowy rozsądek przyćmiła luna specyficznego pragnienia, który tlił się ich piersi.
        Mówi się, że tango jest tańcem złożonym z namiętności mieszający się ze słodyczą i zmysłowością ciał kochanków, który wirując w rytm argentyńskich kroków. Zachowywał w sobie subtelną nutkę erotyzmu. Pożądanie, które otaczała dwójkę zgodnych sobie ciał. Pobudzał najgłębszy rodzaj uniesień, na który mogli sobie pozwolić.
        Słyszała, jakby za mglą, swój przyśpieszony oddech, nie próbowała, nawet nie starała się, opanować swojego drącego z emocji ciała. Miała teraz złudną nadzieję, że jej zmysły nie współpracują z jej kończynami. Było to jednocześnie tak błogie uczucie pożądani, a zarazem obłudnej nadziei, że jej wewnątrz pragnienia mogą stać się żywą ilustracją namalowane na białej kartce papieru, która pod wpływem dobrej ręki artysty nabrała, by konturów by mógł potem wypełnić ją cieniem swoich emocji. Mogła jedynie przelać na kartki rysunek złożony z pożądania. 
        Pomimo świadomości swoich prawdziwych uczuć do muzyka, starała się za wszelką cenę, zapomnieć o tkwiącej w jej piersi chęci zbliżenia, poznania go, jednak w innym aspekcie niż tylko wiernego przyjaciela. Czuła, że i tym razem musi zapomnieć, wymazać z pamięci pragnienie oraz uczucia, którymi z czasem obdarowała młodego mężczyznę. Czy świadomość, że był dla niej kimś ważniejszym niż tylko kolegom, z którym mogła porozmawiać na dowolny temat, ją przytłaczała? W pewien sposób bała się oddać mu swoje serce. Lęk przed jego utratą nie pozwalał jej zaznać prawdziwego szczęścia, jednak z drugiej strony to było silniejsze od niej, w każdej chwili, gdy był przy niej, pragnęła zatonąć w blasku jego ciemnego spojrzenia, które tak uwielbiała. Posmakować ponownie słodkiej słodyczy jego pełnych ust, nie chcąc wymazać z pamięci, że muszą w każdej chwili zapomnieć o tym, że pragnęli każdej chwili, by ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Jednak to było silniejsze od nich i dobrze oboje wiedzieli, że nie zdołają zabić swoich uczuć. Nie umieli tego zrobić, a zarazem tego nie chcieli.
        Jak urzeczona, spoglądała w jego pełne uczucia spojrzenie koloru ciemnej czekolady. Uwielbiała wpatrywać się w ten jasny blask, który rozjaśnił się w jego oczach. Kusząca posmak jego gorących ust, przywiódł ją, o której rozkosz tak bardzo pragnęła. Wręcz uwielbiała tę pasję, która była im tak bardzo znana, gdy łączyła ich słodycz namiętności.
        Czuła jak woń napojów wyskokowych, przyprawia ją o ból głowy. Obraz coraz bardziej się zamazywał, a ona nie zdawała sobie sprawy, jak alkohol przejmuje nad nią całkowitą kontrolę. Świat zawirował przed jej oczami, a oddech uwiązł w gardle. Niepewnie zrobiła krok w tył, odsuwając się do górującego nad nią Michaela, pijacki uśmiech zaczął błąkać się na jej lekko spierzchniętych ustach, z trudem skrywała śmiech, który wodził ją za pierś. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaką zafundowała sobie mieszankę wyskokową, jednak niczego nie żałowała. Nie umiała o tym zapomnieć. 
        Nie była w stanie dłużej utrzymać się na nieco wysokich szpilkach, które zaczęły kłuć jej stopy, chęć pozbycia się niewygodnego obuwia była ogromna. Schyliła się, by odpiąć ciemne zasuwki z sandałków, straciła kontrole nad swoim ciałem. Z cichym śmiechem, którego nie potrafiła już ukryć, upadła na miękki dywan.
        Wtedy dostrzegła, pochylającego się nad nią bruneta, który spoglądał na nią z lekkim rozbawieniem. Nie potrafił ukryć cisnącego się na jego usta wyrazu radości, gdy dostrzegł jej niefortunny wypadek.
        — Widzisz, co ze mną robisz — powiedziała nieco oskarżycielskim tonem.
        Podniosła się na łokciach, mierząc go spojrzeniem swoich błękitnych oczu. Wstrzymała oddech, gdy zbliżyła się na niebezpieczną odległość do jego nieco pobladłej twarzy.
        — Aż tak na ciebie działam? — spytał, gdy ich twarze dzielił zaledwie centymetr.
        Podparł się na ramionach, które ułożył obok jej ramion, a ona ponownie zatonęła w blasku jego hipnotyzującego spojrzenia.
        Zagryzła policzek od środka, gdy sens jego słów ugodził jej zmysły. Co miała mu odpowiedzieć, że kochała każdą chwilę spędzoną z nim. Uwielbiała każdy sposób, w jakim ją całuje. Miała wrażenie, że ją uzależniał od siebie. Ale czy jest to możliwe, by wpaść w nałóg spowodowany brakiem obecności drugiej osoby? Wydawało się jej to niedorzeczne. Jednak im bardziej pozwalał jej zakosztować odrobinę czułości tej charakterystycznej woni namiętności oraz miłości, przekonywała się, że pragnęła większej bliskości. Była przerażona swoimi uczuciami, którymi zaczęła darzyć Mike’a, jednocześnie tak bardzo tego potrzebowała. Stabilizacji i świadomości, że mogła stworzyć szczęśliwy związek. Jednak nękały ją myśli czy aby i on czuł to, co ona? Był zdolny pokochać dziewczynę pełną tajemnic? Nastolatkę, która zaledwie parę tygodniu temu ukończyła osiemnasty rok życia. Wiele niewiadomych kryło się w jej życiu, na które pragnęła poznać odpowiedzi, a jednocześnie chciała żyć w błogiej nieświadomości.
        — Mike… — wyszeptała, z trudem łapiąc oddech.

        — Julio!
        Poderwała się z ławki, spanikowana rozejrzała się za źródłem hałasu. Zlękniona spojrzała w oczy Adama Smitha, który uderzył książką o blat jej jasnego biurka, przywołując ją ponownie do rzeczywistości. Zmierzył ją spojrzeniem swoich jasnych tęczówek, poprawiając nieco przekrzywione czarne oprawki okularów, które sunęły się z jego nosa.
        — Możesz mi powiedzieć, o czym mówiłem przed chwilą?
        Nastolatka zamarła, ukradkiem spoglądając w stronę przyjaciółki, która nawet nie zwróciła na nią uwagi, pochylona nad swoimi zapiskami na kartkach papieru zakreślała coś jaskrawych zielonym markerem, tkwiącym w czarnej obudowie.
        Podniosła wzrok pełen niepewności na nieco rozzłoszczonego profesora. Starała się domyślić, o czym mówił mężczyzna, jednak była zbytnio pochłonięta w swoich wspomnieniach, by móc udzielić odpowiedzi. Zająknęła się, próbując coś powiedzieć, pedagog westchnął zrezygnowany, przerzucając kartkę swojego notatnika na kolejną stronę, po czym powiedział z rezygnacją: 
        — Tym razem ci daruje, proszę, jednak skup się na lekcji — polecił.
        — Dobrze — odpowiedziała skruszona, pochylając się nad swoim zeszytem.
        Słyszała odgłos kroków pana Smitha, który zmierzał po klasie, opowiadając o życiorysie autora ich ostatniej lektury. Znudzona podparła dłoń na drewnianym blacie, wpatrując się w swoje notatki z początku lekcji.
        Minęło kilka dni od zakończenia przerwy świątecznej, a ona nie potrafiła skupić myśli na niczym innym, niż tamtym wieczorze, który spędziła z Michael’m. Rozpamiętywała każdą chwilę, którą z nim przebyła, każdy gest, uczucie czy słowa, które zostały wtedy wypowiedziane. Wydawało jej się wciąż to pięknym snem, z którego nie mogła się obudzić, a jednak z każdym dniem musiała przekonywać siebie, że to rzeczywistość. Chodź, spędzała z nim każdą wolną chwilę, a doznać namiętności mogła poznać już wcześniej. Jednak tego pamiętnego wieczora w Boże Narodzenie, miała wrażenie, że było coś wyjątkowego, co nie potrafiła, określi na jeden sposób.
        Ona nie potrafiła tego opisać!
        Wiedziała co wtedy czuła, jakie pragnienia rządziły jej biednym sercem, jednak wciąż nie odważyła się przyznać przed sama sobą, że jej uczucia do Michaela nie były tylko głupim zauroczeniem, jak początkowo uważała. Jednak czym o wiele silniejszym oraz trwalszym. Powtarzała sobie wciąż, że nie podda się miłości, nie zdoła się wodzić za nos temu zdradzieckiemu uczuciowi. Nie złamie danej sobie obietnicy. Wszystko jednak szło w niewłaściwym kierunku. Walczyła z tym, jednak siła miłości była od niej silniejsza. To nie miało się tak zakończyć. Nie mogła przecież pokochać swojego przyjaciela.
        Z jękiem frustracji opadła na blat ławki, gdy dobiegło do jej uszu głośne zamieszanie spowodowane dzwonkiem na dużą przerwę, który wręcz wzywał uczniów, by spędzili tę niecałą godzinę na rozmowach ze znajomymi czy pałaszowania drugiego śniadania na szkolnej stołówce. Ona siedziała wciąż na tym niewygodnym krzesełku, nie dostrzegła przyjaciółek, które rozsiadły się na biurku, które podczas lekcji zajmowała Selena. Usta brunetki wykrzywiły się w jasnym i pełnym satysfakcji uśmiechu. Francuska opierała się o jej ramię, podpierając brodę na ręce.
        — Czyli i ciebie dopadła strzała Amora — zachichotała granatowłosa, widząc stan swojej dobrej znajomej.
        — Mari to nie jest śmieszne!
        Dobiegł ich jej cichy pomruk niezadowolenia, westchnęła przeciągle, podnosząc się z biurka, opierając się na ciemnym oparciu krzesła.
        — Kto to jest? — ciekawska natura młodej Adams, kazała poznać sekret swojej najlepszej przyjaciółki.
        — A czy ja powiedziałam, że jestem w kimś zakochana? — oburzyła się, krzyżując dłonie na piersi.
        Dobrze jednak wiedziała, że nie zdoła dłużej ukrywać swojej miłości, zbyt dobrze poznała swoje znajome przez te parę miesięcy, by mieć jakieś złudne nadzieje, że jej odpuszczą i nie będę dopytywać się o tajemniczego chłopaka, który zawładną sercem młodej panny Bennington. Już od momentu jej urodzin projektantka oświadczała, że między nią a Shinodą już dawno przestało wiązać tylko przyjaźń. Wtedy jednak jej nie słuchała, wciąż utwierdzona w przekonaniu, że musi się mylić i jej serce jedynie ogłupiało. Lecz teraz musiała się przyznać do swojego błędnego spojrzenia lub po prostu zniszczyć tę maskę, którą utworzyła, gdy tylko zrozumiała, że jej uczucia do Michaela zaczynają wykraczać poza ich dawne relacje. 
        — Skarbie, od kilku dni chodzić wiecznie zamyślona, fruwasz w swoim własnym świecie — podjęła temat Selena — Nie potrafisz się skupić nawet na drobnostkach. Gubisz koncentracje złotko, a teraz to — wskazała na jej skoroszyt z notatkami.
        Nie rozumiała do końca jej ostatnich słów, spuściła wzrok, a jej oczom ukazał się głupi rysunek serca, zamieszony na jednej ze stron zeszytu. Przerażona, wytargała stronę, gniotąc ją w kulkę, stwierdzając, że nigdy tego nie robiła. Podniosła się z siedzenia, podchodząc do kosza, wyrzucając do niego, niepotrzebny śmieć.
        — Ja go nie kocham — starała się, by jej głos był pewny siebie, jednak zawiódł ją, gdy najbardziej tego potrzebowała, gdy zadrżał w kilku miejscach.
        Nie starała się przekonać do tego swoich najbliższych koleżanek, lecz samą siebie. Zaczęła powoli zawodzić samą siebie, starała się odnaleźć zawsze rozsądne rozwiązania w zaistniałej sytuacji, lecz teraz nie potrafiła nawet nic wymyślić.
        — Właśnie masz syndrom wyparcie — spoglądała na zmierzającą w jej kierunku brunetkę, na jej ustach błąkał się wciąż ten radosny uśmiech — W tej chwili okłamujesz samą siebie.
        Czuła jak nogi się pod nią uginając, upadła na kolana na środku sali anglistyki. Skryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął nagły szloch, które nawet nie potrafiła powstrzymać. Nie płakała z powodu prawdy, którą sobie uświadomiła. Nagły lęk wstrząsnął jej ciałem, gdy przypomniała sobie, że poprzednio też tak się zaczęło. Zakochana bez pamięci w chłopaku, który był dla niej wszystkim. Związek, który zaczął rozkwitać oraz gdy zaczęli pielęgnować związek, jaki ich połączył. Wszystko jednak zaczęło się psuć, gdy w jej życiu pojawił się młodzieniec, który zrujnował jej wizje miłości i prawdziwego szczęścia. 
Nie chciała, by to się powtórzyła. Nie zniosła, by zawodu, który wydawał się jej nieunikniony. Myśl o straceniu Michaela przyprawiała ją o mdłości. Zależało jej na nim jak na nikim innym. Dlatego nie pozwalała wkroczyć temu słodkiemu uczuciu miłości do swojego serca. Jednak teraz gdy ono owładnęło jej sercem, nie miała pojęcia co zrobić.
        Przyłożyła załzawiony policzek do obojczyka swojej przyjaciółka, która ukucnęła przed nią, obejmując ją w pełnym troski uścisku. Sączące się z jej jasnego spojrzenie kropelki słonej wody, ginęły w jasnej bluzeczce ciemnowłosej.
        — Co ja mam zrobić dziewczyny? — zapytała szeptem, gdy zdołał się uspokoić.
        Przyjęła drobną pachnącą chusteczkę z dłoni blondynki, która przysiadła na zimnych płytkach, wyjmując z wnętrza torby szkolnej kolorową paczuszkę. Delikatny makijaż, który zrobiła rankiem, spłynął wraz z łzami, które potoczyły się po jej policzkach, teraz pozostawiając na miękkim materiale ciemne smugi tuszu do rzęs.
        — Kochasz go prawda? — pytanie Emily brzmiało niemal jak stwierdzenia którego wszystkie były pewne.
        — Wcześniej bym powiedziała, że nie, ale teraz — zrezygnowana, spojrzała na siedzące przy niej koleżanki — Zmieniło się coś, zaczęłam postrzegać nasze relacje w sposób, w który wcześniej bym się wypierała. Ale ten związek i tak nie miałby racji bytu!
        Podniosła się na nogi, ku zaskoczeniu dziewczyn, przeszła kilka kroków tylko po to, by wpatrzyć się w obraz dobrze bawiących się licealistów na soczystym trawniku tuż za budynkiem szkoły. Przymknęła oczy, po chwili czuła, delikatną dłoń na swoim ramieniu. Odwrócono ja w drugą stronę, a ona dopiero wtedy uchyliła powiekę, dostrzegając przed sobą twarz blondynki.
        — Dlaczego? 
        — On jest dużo starszy ode mnie! Mam się wiązać z facetem przed trzydziestką.
        Widziała jak, dziewczęta wymieniają znaczącymi spojrzeniami, jakby potwierdziła tą jedną sugestią ich przypuszczenia co do mężczyzny, w którym zakochała się ich najlepsza przyjaciółka. Niespodziewanie usłyszała cichy śmiech, rozejrzała się lekko rozkojarzona, by utkwić pełne zdumienia spojrzenie na lekko przygarbionej Selenie, która śmiała się do rozpuku.
        — Skarbie, czyli to tylko wiek Mike’a jest, dla ciebie przeszkodzą? — odezwała się po chwili ciszy Adams
        — Skąd wiesz, że to on? — spytała zdumiona.
        Rozbawiona brunetka dopiero po chwili zdołała się uspokoić, starała się przybrać ponownie poważny wyraz twarzy, jednak błąkający się na jej ustach uśmiech skutecznie jej na to nie pozwalał.
        — Nie jestem głupia — odparła z lekkością w głosie — Widziałam was zaledwie raz, jednak nie dało się nie zauważyć, jak na siebie działacie. Wasze zachowanie było naturalne, jednak było w nim coś specyficznego, co tylko wy rozumieliście. Nie jestem do końca w stanie powiedzieć o waszych relacjach z mojej perspektywy, bo mogłam was oglądać tylko na twoich urodzinach. Julio, daj sobie szansę. Widzę jak, czasami spoglądasz z zazdrością, na mnie lub dziewczyny, gdy jesteśmy z chłopakami, to widać, że ty też pragniesz tego samego. Skarbie każdy ma prawo do kochania, nawet ty. Nie stawiaj sobie przeszkód pod nogi. Jeśli masz szansę na prawdziwą miłość, pozwól jej rozgościć się w swoim sercu — zakończyła swój monolog.
        — A jeśli on mnie nie kocha — powiedziała cichym głosem.
        Owładnęła ją fala wątpliwości, wiedziała, że nie ma się niczym niepokoić, jednak strach ponownie dał o sobie znać. W momencie, którym chciała zacząć od nowa.
        — On nigdy nie będzie ci obcy.
        Nie była świadoma, jak prawdziwe są słowa blondynki.
        Spacerowała przez swój ulubiony park. Szła żwirową dróżką, trzymając w zaciśniętej dłoni ciemną smycz, która przyczepiona była do obroży Aniki, która kroczyła dumnym krokiem przed siebie, machając radośnie ogonem. Wiedziała, że wkrótce będzie wybierać się na takie spacery ze swoją małą przyjaciółką. Szczeniak był jeszcze za mały na tak długie wypady na dwór, z opinii weterynarzy będzie mogła ją zabierać na dwór dopiero za jakieś dwa miesiące. Westchnęła cicho, gdy odczepiła ciemny sznurek z szyi golden retriwera. Obserwowała suczkę, która pozbawiona kontroli pobiegła ochoczo przed siebie, jednak wciąż mogła mieć ją na oku. Usiadła na skraju ławki, na której rozsiadła się kobieta w podeszłym wieku. Siwe włosy opadały na jej ramiona skryte za jasnym kapeluszem. Pudrowa garsonka otulała jej ciało, kryjąc pod sobą dopasowaną sukienkę. Kobieta pomimo nieco sędziwego wieku wyglądała na zadbaną i pełną elegancji. Sandałki na delikatnym obcasie dopełniały stroju damy, która nudziła cichą melodię pod nosem, wypatrując swojej wnuczki, która bawiła się na pobliskim placu zabaw.
        Od momentu jej rozmowy z przyjaciółkami minęło kilka dni, powoli zbliżała się połowa miesiąca, a ona nie mogła wymazać ich słów ze swojego umysłu. Łapała się na tym, że coraz częściej przyznawała im racje, gdy spotykała się z Michael’m. Nie zachowywała się jak inne dziewczyny, które unikały spotkać z chłopakami, którzy im się podobają. Ona nie była do tego zdolna, napawała się każdą chwilą, którą mogła z nim spędzić, rozmawiać czy po prostu śmiać się z nie istotnych rzeczy. Wyczuwalna jednak była wokół nich dość specyficzna atmosfera, od momentu zakończenia tamtego wieczoru. Zespół szybko zauważył zmianę i próbowali dowiedzieć się, co się stało, jednak oni tylko spoglądali na siebie, nie odpowiadając na ich pytania. Nie dziwiła ich, zainteresowanie, które w nich wzbudzili, jednak oni sami nie potrafili do końca powiedzieć, co się między nimi zmieniło. Byli coraz bardziej spragnieni swojej bliskości, utrzymali jednak pozory zwykłych przyjaciół. Musieli, jednak stłamście w sobie uczucie pożądania, które budziło się przy każdym ich spotkaniu. Czuła, że powoli ją to niszczy, za każdym razem, gdy go widziała, obiecywała sobie, że powie mu prawdę, wyzna swoje uczucia.
        Tchórzyła!
        Wstydziła się swojej nagłej nieśmiałości. Od pierwszego ich spotkania nie czuła się ani trochę skrępowana jego obecnością, ale teraz coś ją peszyło i nie pozwalało stanąć przed nim i powiedzieć co dręczy jej serce i umysł.
Przecież go kochała!
        Powinna stanąć z lekko podniesiona głową i wreszcie wypowiedzieć te proste trzy słowa, które teraz wydawały się dla niej jakimś cholernie trudnym wyzwaniem.
        Dlaczego miłość jest tak trudna?
        Nie dostrzegła jak jej towarzyszka, przywołała drobną brunetkę do siebie, wołając ją. Słyszała jak staruszka, mówi coś o powrocie do domu, bo przyszła pora podwieczorku. Uszczęśliwione dziecko wdrapało się na kolana, staruszki całując ją w blady policzek.
        Drgnęła nagle przestraszona, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk łamiących się liści. Odwróciła się zaniepokojona za źródłem hałasu. Powinno jej to nie dziwić, wokół niej spacerowało wielu mieszkańców metropolii, jednak nagle poczuła palące uczucie drzemiące w jej piersi. Przywołała wspomnienie sprzed kilku lat, gdy lat, gdy czuła to dziwne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się po okolicy, jednak nie dostrzegła niczego, co mogło wzbudzić jej podejrzenia, jedyne co dostrzegła to oddalającą się posturę wysokiej postaci, która zniknęła za jedną z bram prowadzących do umajonego wieloma kwiatami parku.
        Przywołała do siebie Anikę, która przebiegła do niej po chwili bardzo uszczęśliwiona trzymając w pysku jakąś gałęzie. Wyraźnie chciała po aportować, jednak nie mogła tym razem spełnić jej prośbę. Podniosła się z ławki, chwytając porzuconą smycz na ciemnym drwienie ławki. Przypięła ją do obroży ku niezadowoleniu suczki, która zaczęła się wyrwać, gdy tylko prowadziła ją w stronę wyjścia. 



No comments:

Post a Comment