Monday, July 27, 2020

I 32 — TANGO NIE ZAPOMNIANYCH WRAŻEŃ

        Oglądała nie jednokrotnie bożenarodzeniowe filmy, w których widziała szczęśliwą rodzinę wspólnie ubierającą choinkę, przygotowującą wspólnie smakowite posiłki czy wspaniałe wypieki, aż mogła wyczuć tę magiczną atmosferę tej wyjątkowej nocy poprzez ekran telewizora. Co wtedy czuła? Jako dziecko, w jej małym serduszku wyczuwalny był żal i smutek, że nie była w stanie tego doświadczyć, gdy zaczęła dojrzewać, wszystkie tamte święta przeżywała z obojętnością na twarz i pustką, która roznosiła się boleśnie po jej duszy. Nie trudziła się, by pomagać młodszym dzieciakom w przystrojeniu choinki, miała dosyć kolorowych ozdób czy migających światełek, które aż iskrzyły się na drzewku. Mogła powiedzieć, że nie obchodziło ja nic prócz wiecznych ucieczek na skraj miasta i choć na moment uwolnienie się od szarej rzeczywistości uciekając w świat, który stworzyła. Wytworzyła w swoim umyśle. Nie czuła tej magicznej atmosfery, nie potrafiła tego przyjąć do świadomości. Gdy przychodził czas kolacji wigilijnej, zamykała się w pokoju i nawet po nagleniach dyrektorki nie schodziła do stołówki. Zatrzaskiwała drzwi z hukiem, krzycząc, by zostawili ją w spokoju. Co roku ten sam schemat, który wciąż się powtarzał, z czasem opiekunowi przestali ją nakłaniać do spędzenia z nimi i innymi wychowankami wieczoru i pozwoli pozostać w pokoju.
        Dobrze słyszała, jakie krążą plotki na jej temat, odnosiła czasami wrażenie, że się jej boją, ci, którzy pojawili się po raz pierwszy, nie znając jej wybuchowej osobowości, starało się z nią zakumulować czy w inny sposób spoufalić, jednak inni uczniowie szybko wybijali im to z głowy, mówiąc, by nawet nie próbowali do niej pochodzić. W pewnym okresie nazywali ją Buntowniczką, bo nie zamierzała słuchać nikogo, nawet Amelii Smith. Przysporzyła wtedy nie jednych kłopotów swoich wychowawcom i starszej kobiecie.
        Jeśli miała być szczera, niczego wtedy nie żałowała. To był jej sposób na odreagować namnażających się kłopotów, których miała dosyć. Pragnęła się uwolnić jednak z marnym skutkiem.
        — Pomożesz mi? — głośne wołanie z salonu wyrwało ją z zadumy.
        Westchnęła cicho, odkładając zdobienia, którymi się bawiła, upiększając pierniczki. Poprawiła przekrzywiającą się na jej głowie czapkę Świętego Mikołaja, wchodząc do salonu. Zastała tam niemałe zamieszanie. Kilka pudeł z ozdobami rozłożone było na jasnych panelach, pojedyncze łańcuchy opadły po ich bokach. Wieniec, który miał zostać przywieszony na frontowe drzwi, leżał na kanapie, z poplątanymi lampkami, które zostały do niego przymocowane. Pośrodku tego rozgardiaszu stał Chester w charakterystycznym czerwonym swetrze z nadrukiem renifera. Gdy zobaczyła go rano w tym wydaniu, nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Jej radość szybko uleciała, gdy wcisnął w jej dłonie taką samą bluzę oraz jeden z elementów stroju Mikołaja. Protestowała, jednak jej skargi nie robiły na nim wrażenia, upierał się, że to ich mała tradycja. Wzruszyła ramionami na samo wspomnienie, po czym skupiła wzrok na mężczyźnie, który splątany w czarne kable próbował odnaleźć ich początek, spoglądając na kolorowe światełka na swoich dłoniach.
        Westchnęła cicho, pokonując mały tor przeszkód, dotarła do niego, chwytając z jego szyi poplątane nici ze światełkami. Osunęła od siebie, pobliskie pudło, klękając na jasnym puchowym dywanie.
        — Straszna plątanina — mruknęła, gdy starała się znaleźć pierwsze światełka, które rozpoczynałby kabelki utworzony w przysłowiowy węzeł. 
        — Zawsze tak jest, układasz normalnie, następny rok — rozłożył bezradnie ręce.
        Cichy dźwięk kolęd i pastorałek unosił się w powietrzu, puszczone przez ogromne głośniki kina domowego. Czasami można było usłyszeć podśpiewującego pana domu do kolejnych utworów świątecznych.
        — Mam — krzyknęła nagle, unosząc do góry prawą dłoń, w której trzymała wejście do gniazdka.
        Wyplątała się z gąszczu kabli, wciskając bratu w ręce początek ich łańcucha, po krótkiej chwili rozplątali kolorowe światełka, które miały zawisnąć na ustawionym z boku drzewku, które aż zachęcało, by przyozdobić w piękne mieniące się światła, wiszące bombki czy oplatające go kolorowe łańcuchy. A na jej czubku założyć wielką gwiazdę betlejemską. 
        — Wybacz, że pytam, ale jak chłopacy spędzają święta? — zagadnęła, wieszając na jednej z gałęzi błyszczącą bańkę.
        — Wszyscy z wyjątkiem Mike’a jadą do swoich rodzin — wyjaśnił, wyjmując kolejną ozdobę z pudełka.
        Zamarła przez chwile, słysząc jego wypowiedzi. Nie rozmawiała do tej pory z zespołem o ich rodzinach, czasami coś wspomnieli na ich temat, jednak nie zagłębiła się w to, nie była wścibska, by dopytywać o wszystko. Zaskoczyło ją to, że Michael nie zamierza spędzać tych dni w rodzinnej atmosferze. Nie chciała wysuwać domysłów czy jakiś niesprawdzonych teorii, ale poczuła ukłucie żalu. Intrygowało ją jedno pytanie, zanim jednak mogła się ugryźć w język, słowa opuściły jej usta:
        — Zostaje sam w Los Angeles? — wyczuwalna nutka smutku czaiła się w jej głosie.
        Słyszała, ciche westchniecie wokalisty, po chwili wyłonił się za iglastej choinki z poważnym wyrazem twarzy, który nie wskazywał na nic dobrego. Spojrzała na niego lekko niepewnie, nie wiedząc, czego może się spodziewać.
        — Odkąd go poznałem, nie mówił nic na temat swoich krewnych. Nawet Brad, który zna go najdłużej, nie mógł powiedzieć, co wydarzyło się, że jego zażyłość z rodziną tak nagle została przerwana. Nic nie wiemy na temat jego rodziców czy rodzeństwa, ukrywa przed nami prawdę — zaczął wyjaśniać — Pamiętam, że każde święta, gdy był jeszcze z Taylor, spędzał u niej, albo robili wspólną kolację. Nie wiem nic więcej — dodał, jeszcze ciszej.
        — Rozumiem, w takim razie... — urwała, nie widząc czy dokończyć myśl, która nagle wpadła do jej głowy, jednak Chester wyczuł jej moment zachowania.
        — Zaprosiłem go do nas — rzucił, posyłając jej delikatny uśmiech.
        Udekorowanie choinki po pierwszych trudnościach nie sprawiły im potem większych problemów. Wciąż można było usłyszeć przekrzykującego się rodzeństwo, czy ich głośne śmiechy. Utwory, które nadawały klimatu ich przygotowaniom. Sprawiały, że jutrzejszy dzień zbliżał się nieubłaganie szybko. Nie spoglądali na zegary, kiedy kolejne godziny upłynęły podczas przystrajania domów. Julia w końcu zagoniła brata do kuchni, by pomógł, jej dokończyć, dekorować aromatyczne ciastka, gdy ona mogła swobodnie dokończyć ciasta, które wcześniej przygotowała. Wielką pomocą okazał się Mike, który wpadł do nich pod wieczór. Widząc, w jakim stanie jest kuchnia, chciał umknąć, jednak nastolatka wybłagała go o pomoc, ku rozbawieniu wokalisty oraz jej zaskoczeniu zgodził się niemal od razu.
        — Mogliście do mnie napisać, to wcześniej bym przyszedł — powiedział, gdy osiemnastolatka włożyła blachę do piekarnika z przygotowanym ciastem do pieczenia. 
        — Nie byłeś przypadkiem zajęty? — dobiegło go ciche pytanie.
        Zerknął na licealistkę, która ustawiając program na kuchenne elektrycznej, odwróciła się w ich kierunku, po czym wytarła dłonie o jasny materiał ręcznika kuchennego. Odrzuciła go na blat.
        — Nie specjalnie — mruknął, chwytając piernikową gwiazdkę.
        Spojrzała na ekran piekarnika, gdzie wyznaczona była godzina pieczenia, westchnęła cicho, wślizgując się na jeden ze stołków barowych, dostrzegając już spory ubytek ciastek, które wylądowały w szklanym dużym słoiku.
        — Znając twoją naturę, to nad czymś pracowałeś — odezwał się piosenkarz, znudzonym głosem.
        — Nie robiłem tego — odparł w pośpiechu — Odpuszczam z pracą na święta — mruknął.
        Nagle dobiegł ich cichy śmiech, spojrzeli na rozbawioną nastolatkę, która z trudem utrzymywała się na krześle.
        — Co cię tak bawi młoda? — starszy muzyk szturchnął ją w bok, sprawiając, że z jej ust popłynęła kolejna fala radości.
        Wtedy w jego oczy rzucił się telefon, który przed momentem przeglądała. Otwarty jeden z portali społecznościowych wyświetlał zdjęcie jakieś blondynki z dziwną miną. Kosmyki włosów latały wokół jej twarzy, burzą idealną fryzurę.
        — Kim jest ta dziewczyna? — ciekawość, która w nim zatliła od razu, kazała mu się dowiedzieć o przeglądaną przez siostrę fotografię.
        — April Crystal — wyjaśnił Shinoda, spoglądając przelotnie na pamiątkowe zdjęcie — Największa rywalka Julii — dodał, takim tonem jakby to było najbardziej naturalne.
        — Pięknie skompromitowała się sama, ja nie musiałam maczać w tych palców — powiedziała poprzez śmiech licealistka.
        — Nigdy nie mówiłaś, dlaczego tak siebie nie lubicie — zainteresował się mężczyzna.
        Z trudem opanowała cisnący się na jej usta wybuch radości po czym spojrzała na Michaela. Nie zdradzała im zbytnio wielu faktów ze swojego szkolnego życia a szczególności z jej nie porozumieniami z kolegami, unikała tego tematu, bo uważała, że nie jest on na tyle interesujący, by o nim rozmawiać. Uważała, że pewne sprawy szkolne lepiej nie przynosić do domu, to jej znacznie ułatwiało życie, bo nie chciała ich martwić młodzieżowymi sprawami.
— Elita Mike, mówi ci to coś? Wszystko zaczęło się po specjalnie ją popchnęłam. Nie chce być nie miła, ale to ja wylądowałam na podłodze, a nie ona — dodała z obojętnością w głosie — Nie zamierzam siedzieć cicho, jak ktoś zamierza mi utrudniać życia, nie będę kozłem ofiarnym ludzi, których ego jest większe niż Empire State Building — ton jej głosu nieznacznie się uniósł — Może w poprzednim liceum dałabym sobie dmuchać prosto w twarz, ale teraz nie zamierzam siedzieć cicho. Poza tym, kim oni są? Nie wyróżniają się niczym innym spoza innych uczniów. To, że ich rodzice pracują na poważnych stanowiskach i zarabiają dużo pieniędzy przez co jest ich stać na drogie rzeczy i luksusowy dom, to ma sprawiać, że mają się wywyższać. Nie można chodzić po laurach, ja nawet teraz czasami głupio się czuje, jeśli mam świadomość, że nie zarabiam na siebie, chce być normalną dziewczyną, której woda sodowa nie uderzyła do głowy — wyjaśniła. 
        Muzycy spojrzeli po sobie, by potem zerknąć na nieco rozemocjonowaną nastolatkę. Poprzednie życie sprawiło, że ma w życiu kilka ważnych reguł, a przede wszystkim nie utraciła dobrego serca. Ciężką pracą zawsze dojdzie się do sukcesu. Ona robiła wszystko by jej malunki były jeszcze lepsze, mówiła, że w przyszłości chciała, by czerpać z tego satysfakcje, ale również zdołać się utrzymać, jednak jej nieśmiałość co do pokazywania swoich prac szerszej publiczności oddalają ją od tego marzenia. Potrzebowała pewności siebie, którą zyskała w murach szkolnych, przeciwstawiając się swoim rywalom.
        Siedzieli późnym wieczorem rozłożeni na wygodnych poduszkach jasnej kanapy, blask jaśniejącej choinki otulał ich zmęczone, ale zadowolone twarze. Julia wyłożyła się na miękkich materacu, opierając swoje nogi na kolanach swojego brata, który wyraźnie nic sobie z tego nie robił, szczęśliwa Junka leżała na jej brzuchu, bawiąc się palcami jej dłoni. Shinoda wyszedł kilka minut temu, twierdząc, że potrzebuje odpocząć. Tlący się w kominku ogień, sprawił, że suczka golder retriwera rozłożyła się na kocyku przez buchającymi płomieniami, w które wpatrywała się jak zahipnotyzowana, podpierając swoją głowę na przednich łapach. Nic nie mogło przerwać im tego wieczoru, wyczuwalny był spokój i atmosfera jutrzejszych świąt. Mały stosik prezentów rozłożony był pod drzewkiem, spod które jutro będę wyjęte i pozbawione kolorowych papierów.
        — Opowiesz mi jak spędzaliście święta w domu dziecka? — nagłe pytanie wyrwało ją z lekkiej zadumy.
        Spojrzała spod przymrużonych powiek, na spoglądającego na nią z zaciekawieniem brata, który trzymał w dłoniach kubek z gorącym kakao, który wcześniej przygotowała. Starała się ukryć nutkę smutku, która zagościła w jej sercu, nie wspomniała tamtych chwil miło, co miała mu powiedzieć? Prawdę, że nigdy nie obchodziła świąt, bo wolała się kłócić z wychowawcami, którzy starali się ją namówić do wspólnej kolacji. Czy ponownie posunąć się do kłamstwa? On nie zasługuje na to by go oszukiwała. Spuściła wzrok, bojąc się mu spojrzeć w oczy, gdy jej serce niemiłosiernie tłukło się w jej piersi i sama nie rozumiała czemu tak się dzieje. Nie była świadoma, gdy po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, ginąc w jej czerwonej bluzeczce, a potem kolejna i następna.
        Wszystkie te przygotowania i atmosfera, która tutaj panowały skutecznie odpychały od niej smętne przemyślenia, którymi żywiła się każdego roku w ten wyjątkowy czas. Zapomniała przez moment co ją przygnębia, co sprawia jej podskórny ból, by ponieść się tej chwili. Nie chciała dłużej cierpieć poprzez swoją przeszłość, ale nie potrafiła się od niej oderwać, nie umiała z nią zerwać.
        — Przepraszam — wyszeptała, z trudem opanowując wciąż drący głos.
        — Nie masz za co przepraszać — mówił stanowczym, lecz delikatnym głosem — Mogłem się domyślić, że nie będziesz chciała o tym mówić — głaszcząc ją lekko po plecach.
        — Tu nie chodzi o to, że nie chce o tym rozmawiać — odsunęła się nieznacznie od niego, jednak wciąż tkwiła w jego uścisku — Co mam ci powiedzieć, że unikałam świąt, nawet, wtedy gdy dyrektorka prosiła mnie bym przyszła z nimi zjeść wspólnie kolacje. Nie potrafiłam z nimi przebywać. Miałam na jeden cholerny wieczór zapomnieć co to znaczy upokorzenie i ból, by połamać się opłatkiem. Wolałam grać zimną sukę, której nic nie obchodzi — westchnęła cicho, opierając głowę na jego ramieniu. 
        Nie pytał o nic więcej, nie chciał by jeszcze bardziej czuła się skrępowana. Musiał pozostać cierpliwy, skoro pragnął poznać jej przeszłość. Ona nie była jeszcze na to gotowa by zmierzyć się z przeszłością i dać im szansę jej wysłuchać. Wiedział, że będzie to trudna droga, jednak czego nie robi się dla siostry.
        Następny dzień przywitał ich ponurą aurą, nad miastem zawitały burzowe chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego. Mieszkańcy z niepokojem spoglądali w niebo, jakby obawiali się, że zaraz sypnie puszystym ściegiem co było wręcz niedorzeczne. Deszcz siepał po dachach domu, wystukując swoją znaną melodię, zniesmaczeni Kalifornijczycy dominującą pogodę poczęli ostatnie przygotowania do świąt. Wiele rodzin wybrało się już wcześniej na wspólne wakacje, czy wyjechało do swoich rodzin, ci którzy pozostali, postanowili cieszyć się świętami spędzonymi w przyjemnej atmosferze relaksu.
        Schodziła wolno po przyozdobionych giralondom i mieniącymi się światełkami, jasnych stopniach, a jej zmysły zaatakowała subtelna nuta świątecznych kolęd. Oparła się o balustradę spoglądając na ubrane drzewko stojące w kącie salonu. Musiała przyznać, że nigdy nie wyobrażała sobie takich świąt, przeciągniętymi ludzką miłością czy ciepłem domu rodzinnego. Czy mogła tak powiedzieć? Nie była tego pewna, jednak wiedziała, że odnalazła swoje miejsce na ziemi.
        Zeszła po ostatnich stopniach, przechodząc do salonu, skradła z talerzyka mały ciastko piernikowe, wgryzając się w kęs aromatycznego wypieku, rozejrzała się wokół siebie, próbując odnaleźć swojego brata. Wzruszyła delikatnie ramionami, gdy nie dostrzegła go na niższym parterze domu, zapewne jeszcze siedzi w sypialni. Chwyciła rękawice, by móc wyjąć piekący się posiłek, jednak nie zdołała tego zrobić, gdy po całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Westchnęła cicho, ściągnęła miękki materiał ze swoich rąk, odrzucając go na blat, ówcześnie wyłączając grzejącą się kuchenkę elektryczną.
        Stukot jej obcasów unosił się echem po ścianach korytarzu, gdy przekręciła klucz w zamku, wpuszczając do środka gościa. Uśmiechnęła się lekko widząc na progu przyjaciela, z lekko niezadowoloną miną, gdy wszedł do środka, składając czarny parasol.
        — Cholerna pogoda — mruknął cicho — Witam panią gospodarz — skradł jej drobny pocałunek w policzek — Piękna jak zawsze — dodał nieco ciszej, jakby w obawie jakby ktoś mógł go usłyszeć.
        — Przez grzeczność nie zaprzeczę — zaśmiała się cicho.
        Przeszli do salonu, do którego wpadło dwoje czworonogów, które od razu podbiegły przywitać nowo przybyłego gościa. Wykorzystując chwile jego nie uwagi, wymknęła się do kuchni, gdzie ostatecznie mogła wyjąć upieczonego kurczaka, który czekał od kilku minut w zamknięciu.
        Nie robili nic specjalnego, wraz z Chester’m uznała, że wolą spędzić czas razem niż męczyć się nad przygotowaniem świąt, skoro są tylko we troje. Wczesnym rankiem, gdy oboje siedzieli w jej sypialni jej brat otrzymał zaproszenia od ojca który prosił by przyjechał do niego jutro, od razu można było wyczuć w tonie jego wypowiedzi sugestie by jej nie zabierał ze sobą. Wiedziała, że i tak by tam nie poszła, nie mogłaby, spokojnie patrzeć jak ojciec, który się jej wyparł zajmuje się z czułością swoją najdroższą córką którą miał z nową parterkom. 
        Długo przekonywała wokalistę by nie rezygnował z tej propozycji, nie zamierzała ingerować w jego zażyłość z ojcem, pomimo ich napiętych stosunków przez to, że syn Johna zdecydował się zaopiekować się swoją porzuconą siostrą były dość napięte, ale jakieś sposób one były utrzymane. Stwierdziła od razu, że woli spędzić te kilka godzin sama. Dla niej tej człowiek przestał istnieć po ich ostatnim spotkaniu w parku. Nie miała ochoty już go nigdy spotkać.
        — Tutaj się skryłaś — odwróciła się, gdy zdejmowała szklane naczynie.
        W przejściu do pomieszczenia stał Mike. Przyjrzała mu się uważnie. Ubrany jak zawsze w elegancką czerwono—białą koszulę w kratę i dopasowane czarne spodnie. Przygryzła od środka policzek, widząc go w tym wydaniu. Odczuwała do niego coraz silniejszy pociąg, którego nie potrafiła ignorować. Za każdym razem, kiedy jej serce wyrywało się do niego, chciała to stłamsić, stłuc uczucie w zarodku. Czasami nie mogła znieść myśli, które wałęsały się po jej umyśle, gdy wspomnienia skutecznie posuwały jej obrazy przystojnego muzyka. Chciała dotrzymać sobie znanej obietnicy, ale im dłużej z nim bywała, czy odczuwała cholerną pasję z każdego jego dotyku, czy pragnąc tęsknie kolejnego pocałunku, które uwielbiała rozpamiętywać, jej słowa przyrzeczenia oddalały się od niej w gęstą mgłę. Co jednak jej w tej chwili przeszkadzało? Czy ta niepewność, czy rzeczywiście go kocha, czy możliwy strach przed pojawieniem się tego, który może zniszczyć jej miłość? Wszystko wydawało się tak realne, a zarazem odległe.
        — Dziwnie się czuje, jak tak na mnie spoglądasz — odezwał się głębokim głosem.
        Subtelność jego wypowiedzi sprawiła, że z trudem odrzucała w swoim umyśle kolejne wizje potencjalnego posmakowania łączącej ich namiętności. Zdusiła w sobie jęk frustracji, gwałtownie wsuwając widelec w pieczony smakołyk, by sprawdzić, czy jest już gotowy. Nałożyła ponownie przykrywkę stwierdzając że potrzebuje jeszcze chwili, gdy jej palce sunęły po elektronicznej tarczy, lekko wzdrygnęła się czując ciepły dotyk dłoni, które wolno sunęły po jej talii. Wstrzymała dech, gdy poczuła jak ktoś delikatnie odsuwa jej długie włosy na bok, by mogła ujrzeć ciemną barwę spojrzenia Michaela, który oparł brodę na jej ramieniu, a kącik jego ust uniósł się nieszczanie, gdy otulił jej obojczyk ciepłym oddechem.
        — A pan czego tu szuka — wyszeptała, błagając w myślach, by jej brat ich nie przyłapać.
        Nie chodziło o to, że się wstydziła, ale wolała uniknąć kłopotliwych sugestii czy niekończonych się dogrywkami słownych, którymi uwielbiał ją częstować. Nudziło ją powtarzanie, że to relacje czysto koleżeńskie, a nie partnerskie jak uważał starszy muzyk.
        — Trochę się za tobą stęskniłem — mówił, a jego głos był nieco przytłumiony.
        — Przecież widzieliśmy się wczoraj — zauważyła.
        — Nie w tym sensie — odparł, odwracając ją w swoich ramionach — Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do twojego towarzystwa, by teraz tak po prostu zrezygnować — mówił, a ją przesył dreszcz pożądania.
        Jej samej też go brakowało, nie potrafiła tego przyznać przed samą sobą, ale polubiła jego dość bliskie towarzystwo. Nie tylko w zwykłych momentach, gdy siedzieli oboje w kuchni przygotowując się na kolejny dzień, który ona miała spędzić w szkole, a on uciec w tworzenie muzyki. Brakowało im samych siebie, tych chwil, których mogli być tylko we dwoje bez świadomości obecności swoich znajomych czy przyjaciół. 
        — Czy odnalazłeś tą, którą szukałeś? — zaciekawiła się, gdy pozwoli się jej wtulić w siebie, a ona znowu poczuła się tak jak trzy tygodnie temu, gdy leżała w jego objęciach po dość hucznej zabawie z okazji jej urodzin.
        — Stoi tuż przede mną — wyszeptał jej cicho do ucha.
        Stanęła niczym sparaliżowana nie oczekiwała aż tak szczerej odpowiedzi, jednak bardziej wprawiło ją w osłupienie fakt, że osobą, której tak wytrwale on poszukiwał stała się przyjaciółka którą poznał zaledwie pół roku wcześniej. Jednak im dłużej nad tym myślała, utwierdzała się w przekonaniu, że może jej zażyłość z Michael’m od początku była kierowana na coś innego niż przyjaźń, jednak nie chciała tego przed sobą przyznać. Oboje przeszli trudne momenty. Ona dała mu coś co odebrała mu jego była partnerka, zaufanie. Pozwolił jej poznać ponownie smak tłumiącej przed nią namiętności, miała wrażenie, że z czasem dostrzegła w nim nie tylko kolegę, na którym mogła zawsze polegać, lecz sugestywnie wypełniał jej szary pozbawionych kolorów świat uczuciowy. Jakby dobrze wiedział jak do niej dotrzeć i sprawić by jej serce oszalało z miłości. Zacisnęła dłonie na jego koszuli, gdy z trudem odsuwała od rozmyślania, które kołatały się w jej umyśle od chwili, gdy wpuściła go do mieszkania.
        — Czemu mi tak na tobie tak zależy — nie była świadoma, że słowa popłynęły z jej ust.
        Nie miała czasu, by rozmyślać na temat błędu, który popełniła, pomimo że robiła to nieświadomie, czy zawierzała zachować się jak tchórz i poprosić by o tym zapomniał? Wydawało się to niedorzeczne, bo była świadoma, że nie spełni jej prośby. Jej wyznanie było jednak szczere, które od wielu tygodni kłębiło się w jej umyśle.
        Chester stał oparty o framugę drzwi, z delikatnym uśmiechem przyglądał się zaistniałem scenie rozgrywającej się w kuchni. Może tego nie ukazywał, ale widział, jak między tymi dwojgiem młodych ludzi rodzi się miłość. Odrzucali myśl o wzajemnym uczuciu, jednak było to wyczuwalne w powietrzu, gdy byli tuż obok siebie. Deklarowali się, że nie chcą się angażować w żadne związki, jednak tygodnie, które spędzili razem, pozwoliła im się poznać i dać sobie szansę. Miał dziwne przeczucie, że przejrzą na oczy i dostrzegą, że miłość, którą szukają jest tuż obok nich. Każdy by pomyślał, że powinien zaprzestać siostrze znajomości ze starszym mężczyzną, gdy tylko zobaczy, że zaczyna do niego czuć cos więcej niż przyjaźń, jednak czy byłby zdolny odebrać im miłość i siebie samych. Mike potrzebował partnerki takiej jak młodsza Bennington, uczuciowej, spokojnej jednak z małym pazurkiem, który pozwoli jej się bronić. Potrzebował by dokopał się do wnętrza jego serca. Odgruzować to, co zamknął po nieudanym związku ze Smith. Oparcie, które było mu w tej chwili najbardziej potrzebne. Ona zyskała mężczyznę, który potrafi o nią zadbać, by mogła poczuć się spokojna i bezpieczna w czyiś ramionach zapominając o swoich smutkach. Być przy niej nawet w chwilach własnych zwątpień czy cierpień. By miała tę świadomość, że ktoś naprawdę ją kocha.
        — Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale zaraz kurczak się spali.
        Przestraszona para odskoczyła od siebie, roześmiał się cicho widząc ich zmieszane miny. Roześmiał się cicho widząc ich gwałtowną reakcje, przemknęło mi się przez myśl, że zachowują się jak dzieci przyłapane przez rodziców na jakimś gorącym uczynku, jakby to, że są dorosłymi ludźmi przestało mieć znaczenia. 
        — Idźcie do salonu, zaraz przyjdę — wygonił wciąż nieco przestraszonych przyjaciół, wyjmując z piekarnika pieczącego się kurcze.
        — Chester błagam cię nie strasz mnie tak — furknęła nastolatka, ciągnąc za sobą muzyka.
        — Siostra, to moja wina, że się w nim zabujałaś — roześmiał się widząc piorunujący wzrok dziewczyny.
        Westchnęła ociężale, znikając za progiem pomieszczenia, mamrotała coś o wścibskości męskiego ego. Uwielbiał się z nią drażnić, jednak bardziej sprawiało mu to przyjemność, gdy ona odpyskowała mu jakąś kąśliwą uwagą. To się nazywa relacje między ludzkie.
        Po znakomitej kolacji rozsiedli się na kanapach, nie mając ochoty nawet sprawdzić swoich podarunków. Piosenkarz przeskakiwał znużony przez kolejne kanały telewizyjne szukając czy jest coś ciekawego do obejrzenia, jednak żadna z komedii nie przyciągnęła jego uwagi.
        — Zostaw! — krzyknęła nagle Julia, o niemal nie wypuszczając z ręki pilota.
        Spojrzał na ekran, gdzie dostrzegł początkowe sceny komedii rodzinnej z lat dziewięćdziesiątych. Scena ukazywała biegającą po domu rodzinę, która w pośpiechu pakowała się na wyjazd świąteczny.
        — Naprawdę Kevina nie oglądałaś? — zdziwił się, kątem oka spoglądając na wpatrzoną w ekran matrycy telewizora nastolatkę.
        — Siedź cicho i podłość, jak nie chcesz oglądać to zrób kakao — skutecznie go zbeształa.
        Westchnął cicho, podnosząc się z kanapy. On również chętnie oglądał ten film, jednak wolała się bardziej siostrze nie narażać. Wrócił po chwili z trzema kubkami z gorącą substancją, a on dostrzegł, że nastolatka ułożyła się wygodnie na kolanach Mike’a, który nieświadomie bawił się kosmykami jej włosów.
Pozostawił naczynia na niskim stoliku, chwytając z talerzyka piernik, spoglądając na kolejna akcje, która rozgrywała się w produkcji filmowej. Nie obyło się bez ciągłych komentarzy czy śmiechów. Mimo że każdy z nich znał film wyreżyserowany przez Chrisa Columbusa oglądali go z zapartym tchem jak w momencie gdy widzieli go po raz pierwszy.
        Zegary wskazywały kilka minut po dziesiątej, gdy rozpakowali podarunki, które spoczywały pod ozdobionym drzewku. Drobne rzeczy, jednak każdemu sprawiły ogromną przyjemność. Siedzieli jeszcze długo, decydując się na wypicie             Julia musiała przyznać, że pomimo tak skromnych świąt nie wyobrażała sobie ich lepszych niż teraz, gdyż nie mogła nawet śnić o czymś więcej. Spędzenie go w towarzystwie brata i najlepszego przyjaciele było wszystkim czego pragnęła. Po raz pierwszy czuła się szczęśliwa, gdy na niebie spadła pierwsza gwiazdka, która rozpoczynała te znakomite święta.
        Obudziła się w dzień Bożego Narodzenia z lekkim bólem głowy i delikatnym uśmiechem na ustach. Wygrzebała telefon spod poduszki, na którym przychodziły wciąż powiadomienia od przyjaciół z życzeniami świątecznymi oraz zdjęciami, które robili wraz ze swoją rodziną. Wyglądali naprawdę pięknie. Otuliła się miękkim materiałem swojego ulubionego satynowego szlafroka, wychodząc na korytarz. Schowała telefon do kieszeni, zbiegając po schodach do salonu, w którym o dziwo było zaskakująco cicho. 
        Zajadając śniadanie, do kuchni przydreptała Junka a tuż za nią Anika, które natychmiast podeszły do napełnionych psią karmom misek, zajadając w najlepsze. Dokończyła posiłek, wrzucając brudne naczynia do zmywarki. Nie mając nic ciekawego do roboty, wciąż w piżamie rzuciła się na kanapę włączając telewizje.
        — Planujesz cały dzień przesiedzieć w koszuli nocnej?
        — Nie wykluczam takiej opcji — odparła, spoglądając na schodzącego po schodach apartamentu brata — Nie mam nic ciekawego do roboty — dodała obserwując jak znika za progiem kuchni.
        — Zaproś Mike’a jak mnie nie będzie. On też siedzi sam to przynajmniej się ponudzicie razem.
        — Jak nigdy masz doskonały pomysł braciszku — wykrzyczała nagle, chwytając porzucony na poduchach telefon.
        Odblokowała ekran, po czym odnalazła prywatną rozmowę z Shinodą, który o dziwo aktywny. Wstukała szybką wiadomość z zapytaniem, czy nie zgodziłby się do niej przyjść, gdy dopytał czy jej brat będzie od razu pośpieszyła z wyjaśnieniami.
        — Chyba wiem, dlaczego tak bardzo tego chcesz — dobiegł ją jego cichy śmiech — Chcesz być z nim sam na sam.
        — Przymknij się! — starała się by jej głos był poważny, jednak z trudem mogła opanować skradający się na jej policzki delikatny rumieniec.
        Czas przedpołudniowy spędzili na rozmowach czy wspólnych wygłupach, ze swoimi czworonożnymi przyjaciółmi. Gdy zegary wskazywały kilka minut po szesnastej Chester stwierdził że pójdzie się przygotować. Ona sama też postanowiła nie witać swojego gościa w piżmie, z która przez cały dzień się nie rozstawała. Wygrzebała z wnętrza garderoby sukienkę uszytą z lekkiego materiału, który z dołu utworzył się w sznureczki końcach złotymi wykończeniami, krój był prosty, nie raził niczym w oczy. Wsparta na delikatnych ramiączkach kreacja idealnie pasowała do lekko pokręconych włosów, nad którymi męczyła się dobre pół godziny. Wsuwając na nadgarstek złoto—niebieską bransoletkę, wysunęła spod toaletki pozłacane obcasy, które włożyła na stopy. Opuściła sypialnie, przechodząc przez korytarz, by po chwili znaleźć się na parterze. Zobaczyła swojego brata stojącego w przedpokoju, który wolno wsunął czarną kurtkę na swoje ramiona.
        — Znakomicie wyglądasz siostrzyczko — pochwalił ją, delikatnie nachylając się nad nią.
        Pocałował ją w policzek, po czym chwycił porzucone kluczyki i telefon z komody.
        — Dziękuje.
        — Ja znikam, jak nie wrócę na noc, to pojechałem do Kate — oznajmił jedynie, otwierając drzwi o niemal wywracając stojacego w nim przyjaciela — Cześć stary! Bawcie się dobrze! — krzyknął.
        Roześmiała się cicho, gdy słyszała kolejną nic nie znaczą sugestie z ust swojego brata. Podniosła wzrok, na wchodzącego do środka mężczyznę, który wyraźnie też wyczuł aluzje znajomego.
        — Czy on sądzi, że my… — spojrzał na rozweseloną nastolatkę, która jedynie skinęła głową nie potrafią powstrzymać kolejnego wybuchu radości.
        — Tak — odparła po chwili, nadal nieco rozbawiona całą sytuacją. 
        Wtedy w jej oczy rzuciła się trzymana przez niego bordowa torba. Zaprosiła go do środka, przyjmując od niego podarunek. Czuła, że zapowiada się naprawdę znakomity wieczór.
        Odpoczywając w salonie, nie byli świadomi, gdy na dworze zaczęło się ściemniać, a pozostawiona wiadomość na telefonie licealistki nie została odczytana, gdy piła kolejny kieliszek wyśmienitego czerwonego wina, a tle unosiła się delikatna muzyka puszczona przez głośniki wieży stereo. Alkohol zaczął szumieć im w głowach, gdy nawet nie wiedzieli z czego się śmieją.
        Alkohol niebezpiecznie krążył w jej żyłach, świadomość przyćmiewał swąd napojów wyskokowych, ruchy stawały się coraz śmielsze. Przeklinała swoją uległą naturę tuż po spożyciu większej ilości wina, stawała się bardziej rozluźniona reguły, które nią rządziły w jakiś sposób odsuwała na bok. Było to z jednej strony tak rozkoszne uczucie, z drugiej wpędzało ją w jakiś stopniu w zaniepokojenie. Obawiała się popełnił błędy których żałowała. Jednak żyje się tylko raz, jeśli nie zakosztuje życia w młodzieńczych latach, co jej pozostanie, gdy będzie musiała myśleć o swojej przyszłości i możliwie o rodzinie, której nie była pewna czy zdoła ją założyć.
        Chwyciła między palce cienką szyjkę kieliszka, w którym o ścianki naczynia odbijał się krwistoczerwony napój. Przyłożyła lekko zdobione szkło do ust, a subtelny aromat czerwonego wina rozniósł się po jej gardle, pozostawiając za sobą posmak wiśni i etanolu. Woń, która wprawiały ludzie w błogi stan, świadomość, z której nie chcieli się wyrwać. Lekko mętnym wzrokiem, wpatrywała się w bordowy napój, który sączyła, wodziła spojrzeniem, gdy dostrzegła, że zdobione szkło umyka z jej lekko drących dłoni. Uniosła wzrok, napotykając głębie brązowych oczu, wydawało się jej, że ich intensywność przybrała na sile, miała wrażenie jakby tonęła w morzu tego pożądliwego uczucie, którym ją obdarzył. Cichy na poprzek kieliszka ogłuszył nieco jej zmysły. Nuty popowej grupy Mad Manoush wygrywał jeden ze swoich utworów Night Tango, który rozrywał panując wokół nich cisze.
        Ujął jej dłonie z delikatnym uścisku, z łatwością unosząc ją na nogach, sznureczki halki sukienki jakby grały z powietrzem w tą samą grę. Porwał ją w wir tańca, obracając ją delikatnie a sukno jej kreacje współgrało wraz z nią. Zatonęła w subtelności ciszy i rozbrzmiewających szarpania strun gitary, która wręcz melodyjne wgrywała się w ciche pogrywanie szarpanych skrzypek.
        — Nawet mnie do tańca nie zaprosiłem — odezwała się przytłumionym głosem, czując, delikatny zapach jego perfum, ginące w toni wypitego alkoholu.
Z trudem utrzymała skupienie, wpatrując się w blask jego nieco jaśniejących oczu, odczuwała niemal elektryczność, która zatliła się wokół ich ciał. Dała się ponieść chwili, czując jego dłoń, która otuliła ją w pasie, splotła ich dłonie, gdy widziała spod lekko przymrużonych oczu, gdy delikatny uśmiech tańczył na jego ustach, a jej serce wypełniło się jakimś dziwnym uczuciem, jakby kazało jej się przygotować na nie wiadome. Słuszność podpowiedzi jej ciała była dla niej zbawieniem, gdy prowadził ją w takt płynących nut spokojnej melodii, a jej zmysły wyostrzyły się, gdy przywiodła w pamięci kolejne kroki argentyńskiego tanga. Znała zbyt dobrze ruch ciał, który niemal ociekał namiętnością i erotyką, która wręcz była przytłaczająca, jednak czy jej to przeszkadzało? Kochała ten taniec, może wydawać się dziwne, że po dwóch latach braku partnera, z którym mogła wdać się w tak miłosnego tańca powinna zapomnieć jak jej ciało powinno się poruszać, jednak przypomniała sobie ostatnie słowa pewnej kobiety, która poczęła ją uczyć tego tańca „Tango jest niczym wodzącym za nos pożądaniem obojgu partnerów. Kroki są wam pisane, jeśli wasze dusze lgną do siebie. Jest kwintesencją palących się w sercach uczuć”. Słyszała swój nieco przyśpieszony oddech, gdy otuliła jego policzki swoimi rękami. Niemal stykali się czołami, miała wrażenie, że wstrzymała dech, gdy czuła poprzez delikatny materiał sukienki jego dłoń, która wolno zacisnęła się na jej biodrze. Chwila, która miała trwać kilka sekund dla niej przerodziły się w nieskończone minuty które ulatywały na zawieszonym na ścianie zegarze.
        — Może teraz pozowali mi się zaprosić — jego ciepły oddech otulił jej policzki, a ona z trudem powstrzymała cisnący się na jej usta uśmiech, który przyprawił go niemal o zatrzymanie pracy serca.
        Z trudem otrząsnęła się z lekkiego szoku, odsuwając się nieznacznie od górującego nad nią mężczyzny, niemal z płyn ościom baletnicy, przechodząc do następnej pozycji, która i tak zmuszała ich do bliskiego kontaktu. Zaskoczyło ją, że w tak znakomity sposób miał opanowany ten taniec, nie podejrzewała go o to by argentyńskie tany miłosnych zawirowań.
        Z rozczarowaniem przyjęła fakt, że utwór powoli dobiegał końca, oboje czuli, że ich ciała ze sobą współpracują jakby od lat czekali na tę drugą osobę. Byli zgodnością, która jest rzadko spotykana w tych tanecznych krokach i nie chodziło tu o zamiłowanie i czerpanie satysfakcji z uczęszczania w konkursach tanecznych, jednak to, co łączy namiętnych kochanków po zmroku, ociekło to namiętnością i pożądaniem. Gdy ostatnie dźwięki Night Tango rozbrzmiały w tle, jej partner wykorzystał chwile jej nie uwagi, zatapiając się ponownie w jej zmysłowych ustach, smakując delikatną woń wiśni i czekolady.
        Była to jedna chwila, gdy złączyła ich namiętność. 



No comments:

Post a Comment