Monday, July 27, 2020

I 31 — MAGIĄ ŚWIĄT JEST MIŁOŚĆ BLISKICH

            Z biegiem kolejnych dni coraz bliżej wyczuwalny był duch świąt Bożego Narodzenia. Mieszańcy przygotowywali się na ten szczególny dzień w roku. Wielokolorowe lampiony rozwieszone były na ramach altan ogrodowych, wieńce świąteczne ozdabiało coraz więcej drewnianych skrzydeł domów, a kolorowe lampki rozwieszone były po całym domu, mieszające się z przyozdobionymi girlandami. Nadawało to swój urok, gdy wspólnie wraz z rodziną będą, mogli ubrać świąteczne drzewko, które stanie na honorowym miejscu w pokoju dziennym.
        W powietrzu była wyczuwalna magia świąt, która nie ominęła żadnego z domu. Zachęcając, by cieszyć się zbliżającymi dniami wolnymi, które mieszkańcy spędzają na wspólnych wakacjach z rodziną, jedynie nieliczni zdobyli się na celebrowanie tych, że dni w tradycyjnych sposób.
        Nie mogli się jednak oderwać od szarej rzeczywistości. Uczniowie trzecich klas liceum spędzali większość swojego czasu nad książkami, ucząc się do kolejnych egzaminów, które zbierały się nad ich głowami, a nauczyciele nie dawali im spokoju. Nawet w ostatni dni zadając wiele referatów czy wypracowań, nad którymi pochylali się do późnych godzin nocnych, by tylko nie zdobyć złej oceny.
        Julia Bennington nie należała do wyjątków, gdy powracała do mieszkania, przysiadała do ogromnej masy zadań domowych, czasami zdarzyło się, że kończyła ostatnie zadania przed czwartą lub piątą rano, nawet próby nakłonienia jej do odpoczynku przez starszego brata, nie zdołały ją oderwać od szkolnej rzeczywistości.
        Wokalista nie mógł ukryć zdziwienia, gdy wszedł do salonu, w którym zastał swoją młodszą siostrą, przysypiającą na kanapie, a pod jej brodę spoczywał podręcznik od biologii, z którego do tej pory wykuwała na pamięć potrzebne jej regułki na zbliżający się sprawdzian. Westchnął głęboko, odstawiając zakupy na blat stolika. Znał jej ambicje i chęć zdobycia jak najlepszych ocen na testach maturalnych, jednak to była już lekka przesada. Nastolatka od prawie dwóch tygodni nie robiła nic więcej, niż siedziała zamknięta w pokoju nad szkolnymi książkami. Mało sypiała, jeśli w ogóle udało jej się zasnąć, budziła się po paru godzinach kompletnie niewyspana, robiąc sobie kolejne kofeinowe drinki. Cienie pod oczami, które tak skrupulatnie próbowała ukryć, pod dość mocnym makijażem nie zamaskowała jej nie najlepszego stanu.
        — Młoda proszę cię, idź do łóżka i się prześpij — prosił, kucając obok jasnego mebla, na którym leżała.
        Junka poruszyła się na jej plecach, przewracając się na plecy, od momentu, w którym podarował osiemnastolatce psa, nie mogła się z nią rozstać, była bardziej związana z nią niż z Aniką, często widział, maltańczyk śpi na jej łóżku, co wyglądało naprawdę uroczo.
        — Nie! — starała się krzyknąć, jednak jej wołanie stłumić narastające ziewniecie — Mam jutro egzamin. Muszę się uczyć — z trudem uniosła się na łokciach, przyciągając do siebie książkę.
        — Raczej zaraz mi się wykończysz — odparł tonem, który nie tolerował sprzeciwu.
        Wyjął z jej dłoni zadrukowaną książkę, chwycił porzuconą zakładkę, wkładając ją między strony tomu, zamykając ją. Odłożył tom na szklany blat stolika, ponownie spoglądając na lekko stłumioną nastolatkę.
        — Spać! — nakazał, pomimo jej wyraźnych protestów.
        — Ale… 
        Wyprostował się, chwytając ją za ramiona, ciągnąc do góry. Zawiedziona nastolatka brakiem argumentów czy słów sprzeciwu chwyciła suczkę, która rozłożyła się na jednej z poduszek, gdy tylko została zrzucona dość brutalnie ze swojej właścicielki. Pomrukując cicho o jego arogancji, wspięła się, po jasnych stopniach wili.
        Wrócił do kuchni, gdzie zostawił szare reklamówki z produktami spożywczymi. Zagłębiony w swoich rozmyślaniach, chował rzeczy do szafek, rozmyślając jak wiele, wydarzyło się w jego życiu od chwili, gdy w jego domu pojawiła się nastolatka. Czy żałował w tej chwili swojej decyzji? Z całą świadomością mógł bez ogródek odpowiedzieć, że gdy miał po raz kolejny wybierać, czy ją odnaleźć, czy pozostawić tę sprawę tak jak była, gdy ich matka wyjawiła mu prawdę. Wiedział, że ponownie zrobiłby wszystko, żeby ją odzyskać.
        W ich życiu zaszła ogromna zmiana, jednak choć nie przygotowani na nią, poddali temu razem, stawili czoło wszystkim przeciwnością. Wiele jeszcze tajemnic było do okrycia, on praktycznie nie wiedział nic o jej przeszłości. Słysząc z opowieści opiekunów czy dyrektorki ośrodka, że Julia była osobą raczej cichą, jednak potrafiła zajść za skórę. Nieco porywczy charakter dziewczyny objawiał się w momentach, gdy nie była z czegoś zadowolona czy czuła się obrażona. Czytając opinie jej poprzednich nauczycieli, dziwiło go, że dopuściła się kilkakrotnie do bójek na terenie szkoły, co wydawało mu się totalnym absurdem, jednak mógł się tego spodziewać. Ich mama też była osobą łagodną, zrównoważona i opanowaną, lecz gdy sytuacja do takich należała, potrafiła powiedzieć czy pokazać co myśli o danej osobie. Od razu mógł spostrzec, że jego siostra wdała się w matkę, była do niej bardzo podoba, jak i z charakteru tak i z wyglądu. Sara należała do kobiet urodziwych, nawet gdy nie była już taka młoda, potrafiła o siebie zadbać, starając się, by jej wygląd był nienaganny. Julia pomimo swojego dość luźnego stylu ubioru potrafiła zachować gracje i elegancje. Choć rzadko wybierała koszulki z kołnierzykami czy dopasowane spodnie, czy marynarki, nawet wtedy wyglądała naprawdę ślicznie i wiedział, że w przyszłości będzie naprawdę piękną kobietą. Pozwala jednak sobie teraz na nieco szaleństwa, które zostało jej zabrane.
        Nagły dźwięk rozchodzącej się cichej melodii po mieszkaniu wybudził go z nagłego zamyślenia. Odłożył nóż na drewnianą deskę, na której spoczywało kilka warzyw. Nieco się zdumiało niespodziewana wizyta. Nie oczekiwał dziś nikogo, jego przyjaciółka dzisiaj pracowała a chłopacy byli w rozjazdach po kraju. W mieście pozostał jedynie z Dave’m.
Odkluczył drzwi, pokonując ich opór, nie chciał, by ktoś obudził śpiącą nastolatkę:
        — To ty — mruknął jedynie.
        Na progu drzwi stał lekko zgarbiony Dave. Wpuścił go do środka, z lekkim trzaskiem zamykając ciemne skrzydło.
        — Spodziewałeś się kogoś innego? — zapytał lekko zdziwiony — Pisałem ci, że przyjdę — wyjaśnił, podążając jego krokiem.
        — Zupełnie zapomniałem.
        Farrell rozsiadł się przy kuchennym barku, prosząc gospodarza o kubek gorącej kawy. Ich rozmowa toczyła się spokojnym torem, do chwili, gdy mężczyzna wyjął z wnętrza kieszeni plik zadrukowanych kartek, kładąc je na jasnym blacie.
        — Przyniosłem ci te bilety — oznajmił spokojnie, podsuwając omawiane przedmioty w jego stronę — Mówiłeś Julii o koncercie? — upił łyk nieco chłodnej brązowej substancji.
        Wokalista spojrzał na niego spod lekko przymrużonych powiek.
        — Nie. Przez ostatni czas widuje ją przelotnie rankiem, kiedy wybiera się do szkoły, po zajęciach ciężko mi ją gdziekolwiek wyciągnąć. Wciąż zakuwa do egzaminów — odparł z lekkim westchnieniem, okładając kubek z parującym napojem na jasny aneks kuchenny.
        — Wyjaśnij mi, czy my też mieliśmy taki zapieprz w szkole w ostatniej klasie? Z roku na rok robią, coraz ciężę egzaminy. 
        — Potrafię wszystko zrozumieć, również jej ambicje. Od chwili, gdy Mike zaczął jej pomagać w rysunkach, coraz bardziej myśli, by iść na ASP. Jednak nawet przed świętami mogliby im trochę odpuścić — odparł, chowając bilety do jednej z szuflad.
        — Nie jestem tym zdziwiony — westchnął Dave — Widać po niej, że jest bardzo zaparta w sobie, dokładnie tak jak ty. Oboje jak na coś się uprzecie, nie odpuszczacie.
        Po kuchni rozniósł się ich cichy śmiech, niespodziewanie dobiegł
        — Miło słyszeć wasze pogaduszki na mój temat.
        Podniósł wzrok, gdy dobiegł go cichy głos siostry, która stanęła w przejściu do kuchni w nieco potarganymi włosami. Swoją ciemną bluzeczkę zastąpiła, jednym z jego podkoszulków, a wygodne szorty opinały jej długie nogi. Pomimo krótkiej drzemki wciąż wyglądała okropnie, przynajmniej nabrała nieco sił na kolejne godziny, które miała spędzić nad notatkami czy podręcznikami z biologii, czy pisanie następnego wypracowania z angielskiego. Tłumiła narastające ziewnięcie, podchodząc do blatu, by włączyć ekspres do kawy. Wskoczył na jasny blat, pozwalając koszulce swobodnie opaść. Mimo że ją związała wciąż była na nią za duża, jednak jak twierdziła, czuła się w niej lepiej. Nie raz dostrzegał, brak jakiegoś T-shirtu nie musiał nawet jej pytać, by wiedzieć, że znowu mu podebrała jego ubrania. Przestał już na to zwracać uwagi, śmiał się jedynie, że przy najbliższej okazji kupi jej kilka męskich koszulek.
        — Witam David. Widzę, że jako jedyny ocalałeś z zespołu — zaśmiała się, podstawiając pod jedną z dysz swój ulubiony kubek.
        Dobiegł ją oburzony głos brata, na co jedynie roześmiała się cicho, włączając urządzenie, spod którego po chwili wypełnił jasny kubek aromantycznym napojem. Odnalazła jednej z szafek syrop, które często dodawała do kawy.
        — Ostałem się — mruknął z rozbawieniem.
        — Właściwie gdzie pojechał Mike’a? Nie chciał mi niczego powiedzieć, a reszta wiem, że krąży po kraju — zagadnęła, przysiadając na wolnym krześle, stawiając kubek na blat barku.
        Nagle jej zmysły zaatakował wybuch radości, odwróciła wzrok, spoglądając rozbawionego Chestera, który z trudem utrzymywał powagę, roześmiał się jeszcze bardziej, czując intensywne spojrzenie siostry na sobie.
        — Co cię tak bawi?
        Czekała zniecierpliwiona aż jej brat się uspokoi, po czym nadal z nutką rozbawienia odparł:
        — Mike tobie nic nie powiedział? To zaskakujące — wyjaśnił, popadając w jeszcze większą radość.
        Westchnęła z miną męczennika. Chwyciła w dłonie kubek z gorącym naparem, schodząc z wysokiego krzesła, dotykając bosymi stopami chłodnych płytek. Posłała David’owi zdegustowane spojrzenie, machając na starszego Benningtona ręką, wracając do swojej ukochanych książek, który zaczęła już nie znosić. Musiała jednak zacisnąć zęby, zostało jeszcze kilka egzaminów przed przerwą świąteczną, potem odpocznie od ciągłego zakuwania.
        Rozsiadła się na miękkich poduchach rozłożonych na kanapie, porywając ze stolika podręcznik od biologii. Przekartkowała na odpowiednią stronę, odnajdując zagadnienie, na którym zakończyła naukę przed swoją krótką drzemką. Wyjęła spod książki swój skoroszyt i długopis, chcąc zanotować co najważniejsze informacje. Słyszała odgłos rozmów dwóch muzyków, jednak nie skupiła na nich uwagi. Siedziała pogrążona w ciszy, przerywana co jakiś czas poszczekiwaniem dwojga czworonogów, którym zachciało się ganiać siebie po całym domu oraz śmiech dobiegającym za ściany. 
        Wpisując słowa jakieś formułki, siedziała przy stoliku, kątem oka zauważyła wchodzącego do salonu Chestera. W dłoniach trzymał zadrukowane kartki. Nie mogła jednak bliżej powiedzieć co na nich było, gdy jej wzrok był skupiony na robieniu własnych notatek.
        — Mam coś dla ciebie — oznajmił, wyrywając ją ze swoich rozmyślań.
        Odłożyła marker, którym zaznaczała ważne słowa, chwyciła naczynie z nieco ostudzoną kofeiną, spoglądając na mężczyznę. Przyjrzała się trzymanym przez niego podłużnym kartkom, gdzie dostrzegła kilka zapisanych formułek oraz bliżej nieokreśloną fotografię. Chwyciła je w dłonie, spuszczając wzrok na bilety. Nie mogła uwierzyć, że właśnie miała możliwość otrzymania wstępu na koncert swoich przyjaciół.
        Nie minęła chwila, a radość ogarnęło jej ciało, z piskiem radości rzuciła mu się na szyje. Zachowanie jej teraz graniczyło z regułami dobrego wychowania czy swojej powściągliwej ogłady, można było ją porównać do wielu fanek, które aż za bardzo szaleją za zespołem, jednak nie mogła opanować swojej ekscytacji, zawsze marzyła, by dostać się na ich występ. Nigdy nie miała ku temu okazji, a teraz ściskała kilka wejściówek na ich najbliższy koncert świąteczny.
        — Dziękuje — wyszeptała mu cicho do ucha, czując, jak obejmuje ją w pasie.
        — Drobiazg, przecież obiecaliśmy ci nasz koncert — odparł, delikatnie odsuwając ją od siebie — Wpuszczanie cię na próby, było słusznym rozwiązaniem.         Zanim jednak zaczniesz się sprzeciwiać, potraktuj to, jak prezent na gwiazdkę.
        Roześmiała się cicho, przytulając go ponownie.
        Wieczorem siedziała wygodnie na worku sako, rozłożonym w swojej sypialni. Junka leżała wygodnie na jej brzuchu, zmęczona ich wcześniejszą zabawą, a ona wystukiwała wiadomość do przyjaciół, z zapytaniem kto z nich wypierze się na koncert chłopaków. Nie musiała, długo czekać na odpowiedz, Alex i Marinette zgodziły się niemal od razu, twierdząc, że chętnie się wybiorą. Brakowało jej jeszcze jednej osoby, chłopacy nie byli przekonani, jedynie Nathan wykazał w sobie chęci do pobawienia się na występie grupy muzycznej.
        Ostatni dzień w szkolnej rzeczywistości stał się zarazem upragnionym dniem odpoczynku dla wielu uczniów, mogli teraz spędzić czas na przygotowaniu do świąt i spędzaniu tego czasu z rodziną bez widma pracy domowej nad swoją głowom.
W końcu mogli, odespać szkolny stres co skutecznie wykorzystała Julia, wywieszając na drzwiach swojej sypialni tabliczkę z napisem „NIE PRZESZKADZAĆ” co niezmiernie rozbawiło Chestera, gdy tylko zobaczył nadrukowaną kartkę. Nie był jednak tym zdziwiony, osiemnastolatka od kilku dni chodziła niczym trup wyjęty z jakiegoś horroru. Radość, jaką okazała po powrocie do domu w ostatni dzień szkoły ogłuszył jego wrażliwy zmysł słuchu. Nigdy nie widział, by aż tak bardzo okazywała swoje odczucia, niż w tamto popołudnie można było zaliczyć do wyjątków. 
        Obudziła się kolejnego dnia, przed południem, był to jednocześnie dzień występu zespołu. Tym razem postawili na kameralny występ w klubie, rezygnując z ogromnego stadionu, przez co było znacznie mniej wejściówek czy losów na prywatne spotkanie z zespołem. Ona, pomimo że nie potrzebowała tego, bo miała członków zespołu na co dzień, stwierdziła, że jeśli otrzymała wejście VIP, trzeba to wykorzystać, nie często zdarza się taka okazja. Wzięła szybki odświeżający prysznic, przebierając się w wyprane wcześniej ubrania. Narzucając na ciemny podkoszulek z nadrukiem ostatniej okładki płyty, bluzę na wzór bejsoblówki, która z tylu placów oraz na prawej piersi wygrawerowane miała logo zespołu, nie pamiętała, dokładnie gdzie ją kupiła, praktycznie o niej zapomniała. Wygrzebała ją z odmętów swojej szafy, na ten wieczór. Dobrała do tego pasujące jeansowe spodnie oraz zwykłe trampki, stwierdziła, że dobrze wygląda. Zaplotła włosy w długiego warkocza, wiążąc ją czarną gumką, wróciła do sypialni po telefon i bilety. Nie trudziła się nad wzięciem czegokolwiek innego, bo nie było jej to potrzebne. Wyjęła jedynie z szafki album Minutes to Midnight, by zachować się nieco jak fanka idąca na spotkanie z idolami, opuściła mieszkanie, wsiadając do samochodu. 
        Zaparkowała na zapełnionym już samochodami lokalem, dostrzegając w oddali autobus turystyczny zespołu, kontaktując się z przyjaciółmi, podeszła do malej kolejki, która zgromadziła się pod klubem. Długo nie czekała na kolegów, którzy zjawili się pięć minut później, chwytając swoje kopie biletów. Wdali się w pogawędkę na temat występu, jednak utrzymywali wciąż pozory zwykłych widzów, którzy nie znają osobiście członków grupy, co stawało się trudne dla Julii. Ciężko jej było udawać zwykłą fanką, jednak to była spłata za jej milczenie. Cieszyła się z tego, ale z drugiej strony było to potwornie uciążliwe. Wkrótce do ich rozmowy dołączyło parę osób, jak dobrze udało jej się wsłuchać, byli po raz drugi na ich występie jednak po raz pierwszy udało im się wylosować wejściowe na spotkanie z członkami grupy przed ich koncertem.
        Nadeszła godzina wpuszczania do środka, pokazując jednemu z ochroniarzy wejściówkę, przyjęła bransoletkę, która założyła sobie na dłoń, a identyfikator członka LPU wisiał na jej szyi. Do klubu była zapisana już od ponad dwóch lat, jednak nigdy nie zdarzyło się jej wykorzystać niektórych z przywilejów. Idąc za jednym z barczystych mężczyzn, którzy prowadzili ich za kulisy, dotarli do wyznaczonej sali, ustawili się pod ścianami, czekając na przyjście zespołu.
        Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a ona co jakiś czas spoglądała zaniepokojona na zegarek na swoim przegubie. Niby widywała się z chłopakami niemal, codziennie jednak wydarzenia takie jak to zawsze wprawiało jej w pewien stopniu w ekscytacje, którą starała się opanować. Dobrze pamiętała, jaką czuła radość, gdy Mike zabrał ją na osobiste spotkanie z Rise Against, nie potrafiła opanować drzemiącej w jej piersi euforii, ale również zdenerwowania, który teraz był jej obcy.
        Głośny okrzyk radości i gorący aplauz wyrwał ją z zamyślenia, gdy uświadomiła sobie, że w wejściu pojawił się uśmiechnięty Brad, tuż za nim do pomieszczenia wszedł Rob z Chester’m, za nimi szedł Dave, który mówił coś do lekko nieobecnemu Joe. Nie dostrzegła jednak Shinody, który powinien się pojawić. Miała szczęście, że znajdowała się blisko ich wyjścia, gdy zobaczyła zbliżającego się do niej brata, jak gdyby nigdy nic podała mu album do podpisu, posłał jej lekki uśmiech. Niezauważalnie chwyciła go za łokieć, przybliżając do siebie.
        — Gdzie jest Mike? — pytała szeptem, by nikt nie zorientował się o ich bliskiej poufałości.
        Posłał jej znaczące spojrzenie, składając swój autograf, słyszała padające z jego ust cichą odpowiedź:
        — Zaraz przyjdzie. Jim go zatrzymał.
        Widziała kątem oka, jak odchodzi, do innych fanów, a ona zerknęła na Joe, który zjawił się przed nią, odbierając od niej krążek muzyczny, by po chwili wcisnął w jej dłonie białą okładkę z podpisem, z lekkim uśmiechem. Wtedy jej uwagę przykuł muzyk, który wbiegł do pomieszczenia, mówiąc jakieś przeprosiny, fani jednak nie zwrócili na to uwagi, zajęci rozmowami z członkami grupy.
        Czekała cierpliwie na resztę swoich przyjaciół, którzy robili to, co poprzednicy, wymieniając się z nią spojrzeniami czy uśmiechami. Gdy podszedł do niej Mike, od razu wdawała się w nim rozmowę, jak poprzednie z Rob’m, który teraz podpisywał koszulkę podekscytowanej Alex. Dobrze wiedziała, że dziewczyna marzyła o bycia na ich koncercie czy choćby o autografie i pomimo że wcześniej już się spotkali, nie wypadało jej o to zapytać.
        Spotkanie w końcu dobiegło końca, a oni dotarli pod scenę, która skrywały nieoświetlone lampy zwisające z żelaznej konstrukcji. Przedostała się pod barierkę, z trudem znosząc napierających na nią ludzi. Nie skarżyła się. Dobrze widziała jaki ścisk panuje na takich koncertach.
        Gdy na zegarze wybiła godzina ósma, całe pomieszczenie rozbrzmiała znana przejściówka z najnowszej płyty zespołu. Wake zostało powitane okrzykami pełnymi zadowolenia, gdy słyszeli w tle znane im gitary Brada Delsona. Rozpoczynający utwór Given Up. Występ rozpoczął się na dobre, gdy na scenie pojawili się wokaliści grupy. Synonim dobrej zabawy przyświecał jej od chwili rozpoczęcia spotkania z chłopakami. Czekały ją dwie godziny niezapominanych wrażeń, tak ostatnio jej brat stwierdził, słusznie robili, nie wpuszczając jej na ich próby, nie chcieli jej psuć zabawy i chodź, słyszała wiele ich występów, znalezienie się tutaj na żywo było czymś niesamowitym pomimo jej zażyłych stosunków z zespołem. Śpiewając refren No More Sorrow, objęła ramieniem stojącą obok niej Alex, która wykorzystała wolną chwilę na zrobienie sobie pamiątkowego zdjęcia, który zamierzała wrzucić na swój portal społecznościowy. 
        Byli w połowie występu, gdy rozbrzmiały dobrze jej znane nuty Numb, utworu, dzięki któremu jej życie w jakimś stopniu się odmieniło. Ten utwór był jej synonimem życia i paskudnej wcześniej egzystencji, dawał jej natchnienia na spotkanie z nieuniknionym przeznaczeniem, czy zmierzeniem się z czymś, czego się potwornie bała. Tekst piosenki znała na pamięć, więc nie stanowiło dla niej trudności śpiewanie na równi z bratem. Obserwowała go, jak zeskakuje z platformy, podchodząc bliżej widowni. Zdziwiło ją lekko jego zachowanie, gdy stanął przed nią, wiedziała dobrze, że wraz z Mike’m schodzili do widowni podczas wykonywania In the End, by zaśpiewać wraz z nimi, ale nie robili tego podczas tego utworu. Nie zastanawiała się, nad tym tylko dała się ponieść żywej energii koncertu, uśmiechnięta śpiewała wraz z nim drugi refren piosenki. Uścisnął dłonie stojącym nieopodal fanom, odchodząc nieco dalej, gdy rozpoczął się drugi refren singla.
        Podczas In the End tak jak zawsze piosenkarze zeszli do widowni, ochroniarze od razu rzucili się za nimi by, ich ubezpieczać, gdy stanęli na metalowych barierkach, gdy mogli mieć lepszy kontakt z fanami. Tłumiła narastający śmiech, gdy Shinoda stanął nieopodal jej i jej znajomych posyłając jej delikatny uśmiech, jednak nie dała sobie niczego po sobie poznać.
Koncert powoli dobiegał końca, a widownia zaczęła skandować o więcej, zespół spojrzał jedynie, po sobie wiedząc, że nie potrafią odmówić zagranych dwóch czy trzech utworów zagranych dodatkowo.
        What I’ve Dane otwierał bis koncertu utwór, który wielu kojarzyło również na ścieżce dźwiękowej do filmu o transformerach. Nie była fankom takich filmów, ale spodobała się adaptacja Michaela Baya o maszynach pozaziemskich, które ukrywały się za zwykłymi ziemskimi pojazdami.
        Gdy światła przygasły oznaczał jedynie koniec występu i smutny powrót do domu po tak dobrym występie, który dał zespół. Opuściła klub z przyjaciółmi, z którymi dzieląc się wrażeniami z występu, stanęli na uboczu, by spokojnie porozmawiać.
        Odczekała chwile, gdy pożegnała się ze znajomymi, podeszła do samochodu, opierając się o maskę, wysyłając wiadomość do swojego brata, pytając, czy ma na niego zaczekać. Nie czekała długo na odpowiedź która przyszła po kilku sekundach, Chester poprosił ja by przyszła za kulisy, pokazując wcześniej wejściówkę, a pracownicy ochrony ja wpuszczą. Wolnym krokiem ruszyła na zaplecze, stosując się do instrukcji brata. Idąc wąskim korytarzem, spotkała Jima — głównego technika zespołu, którego miała okazje już poznać. Polecił jej, by poszła za nim, kierując ją do garderoby zespołu. Zastukał w przymknięte drzwi, po chwili usłyszeli zaproszenie do wejścia.
        — Wreszcie jesteś! — oznajmił Bennington, który pojawił się nagle znikąd oczywiście już pozbawiony podkoszulka.
        — Wybacz, musiałam się pożegnać ze znajomymi — odparła, wzruszając ramionami.
        — Podobał się czy poleciało amatorszczyzną? — zagadnął ją, gdy rozsiadła się na jednej z kanap.
        — Nigdy bym wam nie zarzuciła braku profesjonalizmu — wyjaśniła z lekko udawanym oburzeniem — Uważasz, że sądzę, że aż tak słabo gracie braciszku, nie znasz mnie w takim razie — dodała, krzyżując dłonie na piersiach.
        — Ale chociaż trochę się podobało?
        Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje ją za kark, a ona poczuła ten charakterystyczny zapach miętych oraz morza, który kojarzył się jedynie z jedną osobą.
        — Mike przestań mi siostrę podrywać, tylko się pośpiesz. Za pół godziny się zwijamy! — ponaglił go przyjaciel.
        — Wcale jej nie podrywam — powiedział nieco wkurzonym głosem — Prawda słońce? — dodał, mrugając do niej porozumiewawczo. 
        — Nie zauważyłam tego skarbie — odparła z gracją, zakładając nogę na nogę.
        Stłumiła napad chichotu, gdy muzyk osunął się od niej. Śledziła go spojrzeniem, gdy wychodził z pomieszczenia. Dobiegło ją ciche westchnienie starszego mężczyzny, który stwierdził, że idzie się ubrać, odprowadzony głośnym śmiechem swojej siostry. 







No comments:

Post a Comment