Monday, July 27, 2020

I 30 — LŚNIĄCA SUKNIA NA BAL

        — Czy to jest aż tak pilne? — westchnęła marudnie nastolatka, gdy została wyrwana dość brutalnie ze swojego snu.
        Zacisnęła dłoń w pieść, czując na swoim przegubie mocny uścisk dłoni Williama. Pragnęła ponownie wrócić do swoich słodkich marzeń, w których tkwiła, zapominając o drażniącym jej umysł kacu. Przeszył ją na wskroś dość mocny ból, który siał spustoszenie w jej głowie. Nie rozumiała tak gwałtownego zachowania Wilsona, który rozdrażniony nalegał by się obudziła, bo chciał z nią poważnie pomówić, zanim wróci do domu.
        Niechętnie wyrwała się z objęć Mike’a, który nawet nie spostrzegł jej nieobecności i wciąż spał w najlepsze oparty o jasną kanapę. Niestety ona nie miała takiej możliwości odsypiania swojej imprezy urodzinowej przez w tej chwili natrętnego kolegę, który wręcz ją wepchnął na zewnątrz by pomówić w spokoju, chociaż nie było to konieczne, ponieważ wszyscy wciąż smacznie śnili, pogrążeni w swojej krainie marzeń i było by wręcz niemożliwe by usłyszeli treść ich rozmowy.
        — Tak — furknął chłopak.
        Puścił jej dłoń, wolno zwracając się ku niej twarzą. Usiadła zmęczona na pobliskim leżaku, podpierając brodę o dłoń, tłumiąc narastające ziewniecie, zakryła usta dłonią by nie pokazać przed kolegą jak jest wycieńczona, ze znudzeniem wyczekując jego dalszej wypowiedzi, jednak minuty mijały, a nastolatek wciąż milczał, wpatrując się w nią swoim intensywnym spojrzeniem.
        — O co chodzi? Czemu mi się tak przyglądasz? — zniecierpliwiła się.
        Ułożyła dłoń na kolanie, podnosząc na niego spojrzenie jasnych tęczówek, dostrzegła jak porusza się niespokojnie, jakby się zmieszał, nie wiedząc od czego ma rozpocząć czy w ogóle jest gotowy do podjęcia tego tematu. Czul czasami jakby ta dziewczyna mogła go prześledzić i zajrzeć w głąb jego duszy, która pozostała przed nią otworem, a ona mogła, by czytać ją jak księgę. Obawiał się czasami spoglądać w głąb jej oczu, to było zarazem zachwycające, ale przyprawiało go o dreszcz niepokoju.
        — Nie wiem od czego zaczął — mruknął drapiąc się lekko speszony po głowie.
        — William, jest godzina ósma rano, nad ranem skończyła się impreza, ja marzę tylko by iść do łóżka. Do rzeczy! — nagliła.
        Poderwała się z siedzenia, robiąc krok do przodu, zbliżając się ku przestraszonemu siedemnastolatkowi.
        — Jeśli nie masz nic ciekawego do dodania, to po prostu pozwól mi już pójść — dodała zniecierpliwiona.
        Spoglądała przez dłuższą chwilę na bruneta, widziała jak otwiera usta by po chwili je przymknąć, z ust nie wydobyło się żadne słowo, a ona poczuła się już tym zmęczona, że nie zdołał jej wyjaśnić co tkwi głęboko w jego umyśle. Westchnęła cicho zawiedziona nieco postawą chłopaka, zwiesiła lekko głowę po czym odwróciła się na pięcie, gotowa wrócić do swojej sypialni, jednak nagle powstrzymał ją mocny uścisk na nadgarstku. Odwróciła się przez ramię, by dostrzec wpatrzone w nią zielone oczy.
        — Czemu on?
        Zmarszczyła czoło w zamyśleniu, gdy dobiegł do niej jego pytanie. Wolno odwróciła się do niego, czując zaciskające się na jej dłoni jego zgrabne palce, uniosła głowę, by dostrzec dziwny błysk w jego jasnym spojrzeniu, coś, czego się nie spodziewała zobaczył.
        — Co masz na myśli? — zapytała, czując suchość w ustach. 
        Rozluźnił uścisk na jej dłoni, pozwalając normalnie się poruszyć, jednak dziewczyna stała osłupiała, wpatrzona w niego, a jej pytanie zawisło nad ich głowami, niczym dym na polu bitwy. Napięta atmosfera była wyczuwalna między dwojgiem dobrych przyjaciół, była to ich pierwsza chwila tak niezręcznej sytuacji. Ona wciąż nie była świadoma, że znajomość z Shinodą poróżni jej relacje z Wilson’m.
        — Dlaczego jego wybrałaś? Czemu to jego kochasz?
        Roześmiała się szczerze, uważając to za naprawdę dobry dowcip. Nie potrafiła powstrzymać chichotu, którego cisnął się na jej malinowe usta, czuła wciąż delikatny posmak alkoholu, który wolno uciekał z jej ciała, jednak to, co mogła odczuć najbardziej to intensywność namiętnych ust Shinody. Opanowała swój glos, po chwili, spoglądając, w którego Williama wyraz twarzy nie świadczył by opowiedział jej jakiś śmieszny żart. Powaga aż biła z jego oczu.
        — Nie uważasz, że on cię wykorzysta i zostawi — skrzyżował dłonie na piersi, lustrując ją spojrzeniem swoich szmaragdowych tęczówek.
        — William mówisz to poważnie? Twierdzisz, że ja go kocham — nie dowierzała.
        Skinął nieznacznie głową, jakby tylko chcąc ją utwierdzić w swoim przekonaniu. Zaniemówiła, nie wiedziała co powiedzieć. Pomimo że uważała jego słowa za dość zabawne, teraz już nie miała obiekcji co do jego słów. Czy on naprawdę uważa, że mogła, by kogoś pokochać? Nie odczuwała nawet zwykłego zauroczenia, jej serce nie drżało w specyficzny sposób na myśl o młodym mężczyźnie, owszem tęskniła za jego dotykiem czy chęcią ponownego zbliżenia do niego, gdy mogła go bezkarnie przytulić i wiedzieć, że nie będzie miał nic przeciwko. Potrzebowała czyjeś bliskości. Lata życia w samotności, gdy nie miała nawet jednej przyjaciółki, której mogłaby się wyżalić, pozostawiły za sobą nieprzyjemny posmak przeszłości, z której pragnęła się uwolnić. Dziś miała to wszystko, na czym jej najbardziej zależało. Spokój i poczucie bezpieczeństwa, tego czego została pozbawiona.
        Ufała Michaelowi, przez ostatnie tygodnie był przy niej obecny niemal każdego dnia, poznała go na tyle, by nie drzeć z niepokoju przy każdym spotkaniu, może i początkowo darzyła go sympatią i lubiła z nim przebywać to wyjazd Chestera jeszcze bardziej zbliżył ich do siebie.
Ale czy go kochała?
        Wcześniej by odpowiedziała bez protestów, że nie, ale teraz, pomimo że wciąż wmawia sobie, że jest tylko przyjacielem i nie jest w stanie nikogo pokochać. Wypierała się własnych uczuć, ale musiała to robić. Nie zniosła, by kolejnej złamanej miłości. Nie mogła go pokochać, nie chciała lub po prostu nie potrafiła wpuścić go do swojego serca.
        — Tak — jego odpowiedz wyrwała ja z głębi swoich rozmyślań — Nie znasz takich osób? — słyszała jak się unosi, a ona usłyszała w jego barwie głosu zdenerwowanie — Rozkocha cię w sobie, potem wykorzysta i rzuci jak nie istotną rzecz — próbował jej tłumaczyć, jakby sugerował by mu nie ufała.
        Widziała jak otwiera usta by mówić dalej, jednak jego twarz nagle zastygła, a cień strachu przebiegł przez jego nagle pobladłą twarz. Zerknęła na niego lekko zdziwiona, a ona nie mogła nie zauważyć, że wpatrują się w jakiś punkt za nią. Niepewnie spojrzała przez ramię, a jej oczom ukazał się stojący w wejściu Michael. Dostrzegła grymas w jego ciemnym niezadowolenia w jego ciemnym spojrzeniu. Zbyt dobrze jednak go znałaby nie wiedzieć, że czymś jest porządnie zdrenowany, zawsze starał się ukryć powody swojej frustracji, a ona była już na tyle wyczulona, że potrafiła powiedzieć, kiedy nie jest ani trochę zadowolony, chociaż nie pokazuje. 
        — Chyba w czymś przeszkodziłem — oparł chłodno, a ona niemal się wzdrygnęła.
        Nikt nie słyszała, żeby był aż tak bardzo oziębły nawet wtedy jak nie miał dobrego dnia, starał się zażartować nawet z samego siebie, by się rozluźnić. Jednak dziś dobiegł do jej uszu nieznana barwa jego głosu. Czuła jak po jej ciele przechodzi dreszcz zdenerwowania. Obawiała się, że mógł o niej źle pomyśleć, jednak było to niesłuszne.
        — Williamie lepiej posłuchaj mojej rady — odezwał się, wolno podchodząc do dwójki nastolatków — Mieszanie z błotem ludzi, którzy są ci obcy, nie jest rozsądne, jeśli uważasz, że takim sposobem możesz coś osiągnąć czy zdobyć swoją sympatię, ta droga zaprowadzi cię donikąd. Kłamstwa i oszustwa wydają się szybszą drogę, ale jaki mają koszt. Czy będziesz zdolny unieść potem konsekwencje?
        Stał wbity w ziemie, nie mając śmiałości się odezwać, mógł tylko dostrzec jak Shinoda, spogląda na towarzyszą im dziewczynę, a kącik jego ust nieznacznie się uniósł. Pożegnał go dość stanowczym głosem, w którym nie dosłyszał żadnych negatywnych czy pozytywnych uczuć, po czym zwrócił się do lekko otłumionej nastolatki. Krew zawrzała w jego żyłach, gdy widział jak całuje ją w policzek na pożegnanie, wręczając do jej dłoni złożony liścik. Wszystkie jego gest czy słowa sprawiły, że miał jeszcze większą ochotę zdobyć tę dziewczynę, ona na niego nie zasługuje! Poirytowany zwrócił się do milczącej nastolatki, która odprowadzała przyjaciela wzrokiem.
        — Uważa, że wyrabiam sobie o nim opinie, teraz pokazał, jaki jest dojrzały — zakpił.
        Nie potrafił powstrzymać słów, które wypływały spod jego warg. Nie kontrolował ich, nie był świadom, że wypowiada je na głos. Twarz nastolatki poczerwieniała ze złości. To był szczyt absurdu, taka zniewaga, ona sama poczuła się nią urażona, nie chciała myśleć co by się stało gdyby Mike pozostał tu dłużej i słyszał wypowiedzieć futbolisty.
        — Will mam tego dosyć! — krzyknęła nagle — Wyjdź, zanim stracę resztki cierpliwości! Nie znasz naszych relacji a śmiesz nas oceniać po głupim wyzwaniu które dała nam Selena w tej durnej grze — złość ogarnęło jej ciało.
        Ścisnęła mocniej dłonie, knykcie jej palców aż pobielały, gdy wpijała w swoją skórę ozdobione paznokcie. Nie mogła już tego słuchać, nie zmierzała patrzeć bezczynie jak ktoś snuje i wysuwa wnioski o jej znajomości w zespołem tak naprawdę widząc ich zachowanie przez kilka godzin.
        — Dobra — sprężystym krokiem ruszył do drzwi, jednak zanim wyszedł, odwrócił się do niej, a ją dobiegły jego ostatnie słowa — Nie skończyłem z tobą!
        Warknęła poirytowana, nie mając nawet siły na niego krzyczeć. Opadła bezwładnie na pobliskie siedzenie kryjąc twarz w dłoniach. Czuła jak drży ze zdenerwowania, próbowała opanować swoje emocje, jednak wspomnienia wymiany słownej sprzed dosłownie kilku sekund wytrąciły ja z równowagi.
        — Młoda dobrze się czujesz? — dobiegł ją spokojny głos Chestera.
        Nie podniosła głowy, nie miała siły, słyszała jedynie słów spazmatycznych oddech, który próbował wydostać się przez przymknięte dłonie. Odsunęła dłonie od lekko już pobladłych policzków, widziała go, kucającego przed nią, na dłoniach trzymał małą białą kulkę. Zmarszczyła brwi skupiając wzrok na jego rękach, a bardziej na tym, co na nich było. Dwoje małych ślepków wyłoniło się spod jasnych włosów, wpatrując się w nią z nadzieją oraz miłością, ciche szczekanie otuliło jej skołatane myśli.
        — Tak — odparła na tyle spokojnie by mówić normalnie — Co ty trzymasz? — zaciekawiła się.
        — Mówiłem ci, że mój prezent czeka na ciebie w domu — powiedział, podając jej zwierzaka. 
        Mogła mu się teraz spokojnie przyjrzeć, był to maleńki piesek rasy maltańczyk. Miał głęboko żółte tęczówki, tak intensywne, że niemal przechodziły w czyste złoto. Piesek wyglądał na kilku tygodniowego szczeniaka. Był naprawdę uroczy.
        — Poznaj Junkę — oznajmił, posyłając jej delikatny uśmiech.
        — Naprawdę Chester? Jak? — dopytywała, wpatrując się w czworonoga, który nieco ją wąchał — Wczorajsze atrakcje, impreza i pies. Nie sądzisz, że to za dużo? — spojrzała w głąb jego oczu — Nie myśl, że się nie cieszę, bo były to jedne z moich najlepszych urodzin, ale nie za dużo trochę wydajesz?
        Bennington westchnął jedynie głową, kręcąc głową z depropatą. Ilekroć powtarzał siostrze by nie przejmowała się sprawami pieniężnymi to on musiała do nich powracać. Wydawało mu się to z jednej strony drażniące, ale z drugiej mógł ją zrozumieć. Przez większość swojego życia, nawet nie mogła uzbierać pieniędzy na coś porządnego, a potem dostała wiele dobroci, na które wcześniej nie było ją stać.
        — Powtarzać będę ci to do skutku. Nie masz się przejmować sprawami finansowymi. Za sprawy wydatków czy opłat ja odpowiadam. Dobrze wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, ty mi lepiej ukończ teraz szkołę i nie idź w ślady starszego brata, który olał studia.
        Roześmiali się na jego ostatnie stwierdzenie, po czym wrócili do mieszkania, pozostawiając tam lekki bałagan. Szybko pozbyli się skutków wczorajszej imprezy, a Julia z zaciekawieniem spojrzała na mały stos prezentów, które rano dostarczyła obsługa lokalu gdzie odbywała się impreza. Wypuściła powietrze z płuc, wkładając wiązanki kwiatów do kilku wazonów, rozstawiając je po domu.
        Usiadła w salonie na miękkim dywanie, ze swoją małą przyjaciółką na kolanach. Anika usadowiła się wygodnie obok jej stóp, spoglądając jak jej pani chwyta pierwszą zaklejoną w kolorowy papier paczkę. Odnalazła spojrzeniem, liścik przyczepiony do czarnej kokardy. Wtedy przypomniała sobie o kartce, którą przed swoim wyjściem podarował jej Michael. Wygrzebała ją z wnętrza kieszeni swoich sportowych spodni. Jej brat zniknął w kuchni twierdząc, że zrobi coś do jedzenia, bo oboje padali z głodu. Pozwolił jej rozpakować podarunki od przyjaciół. Rozłożyła białą kartkę papieru, widziała jego charakterystyczny styl pisowni. Czytając treść wiadomości, na jej ustach pojawił się lekki uśmiech:

Żywię nadzieje, że wczorajszy pocałunek ci się podobał.
Jeśli go nie pamiętasz, chętnie to powtórzę.
    
        Stłumiła narastający śmiech. Oczywiście jak mogła o nim zapomnieć, może i w jej żyłach krążyło wiele procentów, nie zdołała, by zapomnieć o najbardziej uroczym momencie wczorajszej nocy. Po jej ciele rozniósł się dreszcz podniecenia, gdy wolno schowała skrawek papieru do wnętrza bluzy, którą miała na sobie. On sprawiał, że coraz bardziej czuła do niego to specyficzne przyciąganie, to które odczuwała jedynie w związku z Justin’m. Odnosiła wrażenie, że robi wszystko by zdobyć skrawek jej serca i to nie z myślą o zwykłej przyjacielskich stosunkach. Nie była jednak świadoma, że on już w pewien sposób ukradł część jej duszy i bezpowrotne przywłaszczył do siebie.
        Odczytała adresata tego prezentu, widząc, że to od Emily. Rozerwała papier spod którego chwile później wyleciały trzy książki oraz coś na kształt albumu. Przejrzała okładki nowel, widząc znanych sobie autorów, których chętnie czytała. Przekartkowała jedną z książek, czytając jeden czy dwa akapity, czując już zaciekawienie tymi historiami. Odłożyła je na bok, uważając na swoją małą koleżankę, która drzemała na jej biodrach. Sięgnęła po ostatni z tom, otwierając go. Spojrzała przyklejone do niego fotografię jej najbliższych przyjaciół, przewróciła na kolejną stronę, by zobaczyć zdjęcie swoje i Seleny, zrobione podczas ich wodnych igraszek w wodzie. Pamiętała dobrze ten dzień, gdy wybrali się na plaże, by nieco ochłonąć po ciężkim dniu w szkole, mieli wtedy naprawdę dużo zabawy oraz śmiechu. Przeglądając album, natrafiła na ostatnią pustą stronę, na której zapisanym ładnym pismem był tekst:

Zapełnij ją naszymi wspomnieniami. 

        Przeglądając kolejne podarunki, trafiała na płyty swoich ulubionych wykonawców czy drobne słodkości, czy upominki. Koszyk słodkości, który otrzymała od Roba z jej ulubionymi perfumami był chyba najbardziej okazalszym podarunkiem. Zdziwił ją nieco podarunek od Seleny, nie była to zwyczajna rzecz zakupiona w sklepie, a ręcznie zrobiona skurzana kurtka z ćwiekami przy kołnierzyku i rękawach. Dziewczyna posiadała naprawdę wielki talent, nie mogła tego ukryć, gdy wyjęła ubranie z wnętrza torby. 
        W końcu wyciągnęła prezent od Shinody. Nie było to za wielkie pudełko raczej takie, w której można było ukryć, jakąś biżuterie. Posunęła kolorowy papier a czerwona karteczka zleciała na śpiącego maltańczyka. Szybko uchwyciła liścik, widząc jak suczka porusza się niespokojnie przez sen. Odwróciła ją, by spojrzeć na zapisany wiadomość:

Życzenia są ważne, ale bardziej docenia się osobę niż zwykłe słowa.
Mam nadzieje, że ten prosty prezent ci się spodoba.
Żałuje, że nie mogę go ci osobiście założyć.

        Otworzyła wieczko pudełko wyścielone granatowym materiały. Spojrzała na leżącą na poduszce bransoletkę. Nie spodziewała się aż takiego podarunku. Uchwyciła ją delikatnie w dłonie, przyglądając się delikatnym diamentom rozłożonych wokół połyskującej srebrem łańcuszkiem. Światło załamywało się na delikatnych kamieniach, odbijając od siebie blask kolorów tęczy. Podskoczyła przestraszona, gdy dobiegł ją ciche pogwizdywanie. Zerknęła za siebie, by napotkać spojrzenie swojego brata.
        — Nie sądziłem, że ją weźmie — przyznał po chwili, klękając obok niej, spoglądając na trzymaną przez nastolatkę biżuterię.
        — Jest piękna — zachwyciła się.
        — Podjął słuszną decyzję — powiedział cicho — Choć na obiad, zaraz rozkujesz resztę.
        Zaczekał aż osiemnastolatka spokojnie zdejmie drzemiącą na jej nogach przyjaciółkę, po czym wyciągnął do niej dłonie, pomagając jej się podnieść. Grymas bólu przybiegł przez jej twarz, gdy dopiero teraz odczuła skutki siedzenia na jednej nodze. Kulejąc powędrowała do kuchni gdzie czekał na nią smaczny obiad.
        — Możecie mi wyjaśnić, jakim cudem moje nazwisko jest na tej głupiej liście? — rzuciła na stolik papier, dopiero co zerwany z tablicy ogłoszeń, gdzie czytała informacje o zbliżającym się balu.
        Znajomi spojrzeli zaskoczeni po sobie, przerywając swoją dyskusję. Marinette, która przysiadła się do nich, chwyciła porzucony skrawek papieru, spoglądając na listę wybranych przez uczniów kandydatów na króla i królową zimowego balu. Dostrzegła tam trzy nazwiska dziewcząt, które miały startować, April Crystal, Nina Night oraz Julia Bennington. Było to małe zaskoczenie, zazwyczaj uczniowie wybierali niezłomną trójkę nastolatek, które uważały się za królowe szkoły, zdumiało ją nazwisko nowej uczennicy. Jednak miała swoje przeczucie, że uczniowie mieli już dosyć ciągłego rządzenia się tych dziewcząt i zdołali wścisnąć młodą artystkę nad jedną z Księżniczek. Dobrze słyszała toczące się rozmowę między rówieśnikami i młodszymi uczniami, że mają dosyć tego ciągłego wygrywania kapitanki cheerleaderek, chcieli czegoś nowego, zapewne dlatego wpisali nazwisko nastolatki na listę.
        — Julio, nic o tym nie wiemy — odezwała się Alex, unosząc dłonie w geście obronnym.
        — Wiemy, że byś na to nie patrzyła przychylnie i wyrażałaś złe opinie na temat jak to określiłaś „tandetnych władców na jeden wieczór” więc cię nawet nie próbowałyśmy wciągać — dodała brunetka, popijając swoją colę.
        Odłożyła puszkę na blat stolika i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która spoglądała na nich lekko nie ufnie, przyglądała się im przez dłuższą chwile, po czym uśmiechnęła się lekko, najwyraźniej wierząc w ich słowa. Przyszła przez ławkę, siadając między granatowłosą a Nathan’m. 
        — Pewnie ktoś z innych uczniów cię zapisał — odezwała się paryżanka.
        — Nie powiem, jestem tym zdziwiona. Powiedzcie mi, ale szczerze czym sobie zasługuje? Ja nawet popularna nie jestem — mruknęła, a oni wyczuli w jej głosie lekki niezadowolenie i to nie z powodu tego, że zaczęła być sławna, ale raczej, że nie żyje spokojnie jak w swoim poprzednim liceum bez takich rzeczy jak zastanowienie się czemu inni uczniowie zaczęli ją lubić i woleli ją na miejscu Crystal.
        — No właśnie.
        Zastygła w bezruchu, słysząc ten jadowity głos. Zbyt dobrze go znała, by pomylić go z kimś innym. Odwróciła się, by napotkać rozwścieczone spojrzenie szkolnej królowej. Stała w towarzystwie swoich lekko ogłupiałych przyjaciółek, które skrzyżowały dłonie na piersi, podobnie jak ich koleżaneczka, starając się wyglądać groźnie, jednak coś im nie wyszło, bo wyglądały raczej jak upiory wyjęte z jakiegoś horroru.
        — Czego tu szukasz? To nie twój stolik! — warknęła Julia, ponosząc się z drewnianego siedzenia.
        — Mamy do porozmawianie, tandeciarko!
        — Proszę, słucham — jej ton głosu nieznacznie się uniósł, gdy podparła dłonie o biodra.
        Wcale nie była zaskoczona kolejnymi wyzwiskami skierowanymi pod jej adresem, to było tak typowe dla blondynki. Nie potrafiła rozmawiać z nią inaczej, lecz ciągle ciskać w nią falą wyzwisk.
        — Kto ci dał prawo zapisania się do tego konkursu? To ja zostanę królową! — zmierzyła ją ostrym spojrzeniem, zbliżając się niebezpiecznie blisko niej.
        — Bierz to sobie w cholerę, ja wcale tego nie chce! Rozumiesz? Nie chce! — powtórzyła, po czym wyprostowała się, zaplątała dłonie na klatce piersiowej — W domu mam lepszy diadem od tej plastikowej podróbki korony — zakpiła.
        — Jak możesz — furknęła obruszona jego pogardliwym podejściem do najważniejszego tytułu w szkole — Jesteś beznadziejna!
        — Kiedyś już to słyszałam — mruknęła znudzonym głosem, ziewając teatralnie — April odpuść sobie, ze mną nie wygrasz.
        — Nie ma mowy!
        Odwróciła się na swoim wysokim obcasie, po czym odeszła w towarzystwie swoich koleżanek, słyszała ostatnie wyzwiska kierowane pod jej adresem. Westchnęła cicho, siadając ponownie przy stoliku. Czuła ciepłą dłoń Marinette na swoim ramieniu. Spojrzała w jej jasne oczy, posyłając jej lekki uśmiech.
        — Dziewczyny jest misja! — oznajmiła Selena, gdy wraz z Julią, Alex, Emily oraz Marinette siedziały w jej sypialni.
        Zabawa w ich szkole zbliżała się wielkimi krokami, a one nawet nie miały co na siebie założyć, nie zamierzała je puszczaj w sukienkach które miały w szafach. Tematyka balu, nie pozwalała ubrać dziewczyną krótkich sukienek jednak wymagały od nich niemal książęcych strojów. Miała już plan, a one miały jej w tym pomóc.
        — Zakupy? — dobiegł do niej przestraszony głos Aleksnadry — Nie! Nawet o tym nie myśl! Nie idę z tobą do centrum handlowego! — oświadczyła poważnym tonem.
        Zbyt dobrze ją poznała, by wiedzieć, co kryło się za jej pierwszą wypowiedzią. Znała porywcze zapędy przyjaciółki, gdy chodziło o kupowanie ciuchów nie znała granic, biegając od sklepu do sklepu, z torbami wypełnionymi przeróżnymi strojami, obuwiem czy biżuterią. Była z nią kilkakrotnie na takim maratonie po każdym z nim obiecywała sobie, że nie pozwoli sobie wyciągnąć ja na zakupy.
        — Czyli tylko po to nas ściągałaś? — odezwała się Bennington, wpatrzona w ekran swojego telefonu, leżąc na brzuchu Dupain—Cheng, która rozłożyła się wygodnie na jej poduszkach. 
        Wystukała ostanie słowa wiadomości, wciskając zielony przycisk, uśmiechnęła się lekko czytając przychodzącą wiadomość.
        — Młoda skup się, a nie flirtuj przez telefon z Mike’m — powiedziała nieco wkurzona, widząc jak jej koleżanka ponownie wystukuje coś na elektronicznej klawiaturze.
        Poderwała się gwałtownie, gdy dobiegł do niej sens jej słów, rzucając niedbale I’Phone na jasną pościel. Zmierzyła ją spojrzeniem swoich błękitnych oczu, niemal wywiercając jej dziurę w głowie.
        — Wcale z nim nie pisze! — oburzyła się.
        — Jasne, a jestem Jennifer Lopez — odparła, a jej usta wykrzywiły się w sarkastycznym uśmiechu.
        Dobiegł ją jej cichy pomruk niezadowolenia, dobrze wiedząc, że jednak przyjaciółka nieco ją poznała, by nabrać się na jej sztuczki. Ułożyła się ponownie na brzuchu atramentowej dziewczyny, odnajdując zagubiony na prześcieradle telefon, słysząc dźwięk przychodzącego powiadomienia.
        — Dobra, jutro idziemy na miasto, musimy kupić jakieś sukienki i buty. Za tydzień jest bal! — zachwycała się brunetka.
        Zbiorowy jęk koleżanek dobiegł do jej uszu, a ona roześmiała się w głos. Wiedziała, że koleżanki nie będą wcale zachwycone spędzeniem kilku godzin w centrum handlowym, jednak ona miała już swój plan, który postanowiła wcielić w życie przy ich następnym spotkaniu. 

           Dzień balu nastąpił szybciej niż uczniowie mogli pomyśleć. Nastąpił ten wyjątkowy wieczór, który mieli spędzić na wspólnej zabawie, pogaduszkach czy szaleństwach na deskach parkietu. Wciąż na korytarzach szkolnych można było słyszeć jak chłopacy zapraszają swoje dziewczyny lub dobre znajome na wspólną imprezę. Wielu jednak uczniów zostało bez pary, więc postanowili spędzić ten wieczór w towarzystwie przyjaciół. Jednymi z tych osób była Dupain—Cheng, która nie została przez nikogo zaproszona oraz Julia, która pomimo kilku zaproszeń w tym od młodego Agreste’a czy ku jej zaskoczeniu Williama nie zgodziła się pójść z żadnym z nich na potańcówkę przez co francuska była jej wdzięczna, jak twierdziła nie pozostanie w ich gronie jedyna samotna. Ona nie przyjęła tych propozycji na wzgląd ich ostatnich stosunków. Zauważyła, że Adrien coraz mniej do niej podchodzi czy śle jakiś dwuznaczne propozycje, nie dało się nie dostrzec, że chłopak w pewnej chwili zaczął gasnąć. Klasowy casanowa, który zazwyczaj na przerwać chodził i flirtował z kolejnymi dziewczętami siedział osamotniony w jakimś kącie nie odzywając się nawet do swoich kumpli.
        Przydarzyła się jej taka sytuacja, wracała z biblioteki wraz z Marinette, z którą dyskutowały o najnowszym projekcie, które miały razem zrobić. Obmawiały jego szczegóły, umawiając się przy okazji po szkole, by wspólnie wykonać zadanie. Wtedy spostrzegły jego wychodził ze szkoły a blask słońca rzucił się na jego blade i zaschnięte od płaczu policzki, co było naprawdę dziwne w jego przypadku. Wymieniły się z koleżanką znaczącymi spojrzeniami. Zastanawiały się potem przez dłuższą chwilę co się stało ze szkolnym podrywaczem i łamaczem damskich serc.
        — Przestaniesz się wiercić — ponagliła ją Selena, gdy stała przed ogromnym lustrem w jej sypialni, przeglądając się krzywym zwierciadle, wpatrując się w swoje odbicie widziała jak przyjaciółka wolno zasuwa jej sukienkę.
        Kreacje, która miała na sobie była uszyta z dość prostego kroju, czerń otulała jej jasną cerę, co ze sobą nieco kontrastowało. Obojczyk otulał ciemna koronka, która ciągnęła się przez całą długość rąk. Nie postawiła jak reszta dziewczyn na suknie ciągnące się do ziemi, jednak kończąca się przed kolanem, tren sukienki był nieco dłuższy przez co sprawiał wrażenie, że można ją ubrać nie tylko na jakieś specjalne bale, ale zwykłe zabawy. Wsunęła na stopy zwykłe czarne obcasy, co jeszcze bardziej ją wydłużyło jej zgrabne nogi.
        — Przepraszam — mruknęła cicho, poprawiając splątane włosy, które opadły jej na ramię.
        — Skończyłam — westchnęła cicho. 
        Odwróciła się delikatnie w stronę dziewczyn, które były już ubrane i wymalowane. Wyglądały naprawdę pięknie, a ich sukienki idealnie do nich pasowały. Nie spędziły by wtedy prawie całego dnia słuchając ciągłych narzekać Adams by jak to określiła „nie wyglądać tragicznie”. Nie sądziła, że wypuściła, by ich z domu, gdyby nie wyglądały jak sobie to życzyła. Jednak musiały przyznać jedno ona i Marinette znały się na modzie i tym, co w trawie piszczy z nowości. Potrafiły doradzić na równi z Katline.
        — Robimy zdjęcie! — oznajmiła Alex, wyciągając we wnętrza różowej kopertówki telefon. Odcień torebki idealnie dopasowany był do kreacji, którą miała na sobie.
        Ustawiły się wszystkie do zdjęcia, stając przed ogromnym lustrem w pokoju przyjaciółki. Gdy udało im się wychwycić najbardziej satysfakcjonujące ich zdjęcie, które im się najbardziej podobało, Withe przesłała je na telefonu dziewcząt by mogły je zachować lub wstawić na portal społecznościowym.
        Wahała się przez moment, gdy spoglądała na otwartą aplikację MySpace. Nie przepadała za tym, żeby wrzucać zdjęcie ze wszystkich wydarzeń życia, bardzo rzadko wrzucała tam swoje fotografię, ale mimo wszystko miała sporą liczbę obserwujących. Westchnęła po czym opublikowała post z małym podpisem. Długo nie musiała czekać na pierwsze komentarze, które się posypały. W końcu natrafiła na jednej z bardzo charakterystyczna nazwą.

Minou — Jak zawsze piękna, przyćmisz cały bal księżniczko.

        Z całych sił starała się nie wybuchnąć śmiechem, gdy to czytała. Dziewczyny wyraźnie zauważyły jej delikatną radość, gdyż już po chwili, nie miała przed sobą swojej komórki, którą trzymała jej porywcza przyjaciółka, przyglądając się słowom uznania, które do tej pory czytała.
        — Kto to jest ten cały Minou? — zdziwiła się, z trudem przychodziło jej czytanie francuskiego słowa — Masz adoratora — zaśmiała się, jednak ona machnęła na jej słowa ręką, bo dobrze wiedziała kto kryje się za tym kontem. Nie zamierzała nikomu o tym mówić.
        — Nie znam tego kogoś — skłamała.
        Czuła ich przeszywające spojrzenia na sobie. Wpatrywały się w nią, jakby chciał odczytać, wyłapać jakąś wzmiankę, poszlakę, która pozwoli im dowiedzieć się kim jest ten uroczy adorator, jednak ich wysiłki spełzły na niczym, gdy Julia nawet się nie poruszyły.
        Nagle po sypialnie projektantki rozniosło się ciche pukanie, zaprosiła gościa do środka a w lekko uchylonych drzwiach stała mama osiemnastolatki, która oznajmiła, że chłopacy już po nie przyszli. Chwytając swoje torebki, wybiegły z sypialni. Marinette oraz Julia, zeszły spokojnym krokiem, dobrze wiedziały, że przyjaciółki chcą się pokazać swoim chłopakom i bardziej czule się z nimi przywitać, zanim wyruszą na zabawę. Skinęły na pożegnanie głową państwu Adams, opuszczając rodzinny dom koleżanki.
        Dotarli do szkoły dwadzieścia minut później, podstawioną pod mieszkanie limuzyną, którą wynajęli dla nich rodzice Alex. Ojciec dziewczyny był właścicielem salonu samochodowego jednym z najbardziej obleganym w całym mieście. Ona jednak zbytnio nie interesowała się pracą taty, bo nie miała w ogóle pociągu do motoryzacji.
        Przechodzili przyozdobionym balonami korytarzem, wielobarwne senpertyny zwisały z boku ścian, łącząc się z połyskującymi wstążkami. Jasne płytki otulały rzucone niedbale ozdoby, tworząc sztuczny nie ład, który jedynie dodawał lepszego wystroju wnętrzu.
        Zalał ich blask jaśniejącej lampy, która przymocowana do sufitowej konstrukcji, rzuciła swój blask na wchodzących do Sali uczniów czy członków grona pedagogicznego. Wymieniła się spojrzeniami z Marinette, kiedy ich przyjaciele, zeszli po schodach, na których ułożony był czerwony dywan. Westchnęła cicho, gdy koleżanka chwyciła ją pod ramię i wolno zeszły przyozdobionymi stopniami sali gimnastycznej.
        Rozejrzały się po skąpanej w świetle kolorowych neonów, scena przystrojona była niebiesko—białymi balonami czy ozdobami imitującymi zimę, stworzone płatki śniegów otulały mosiężne zasłony, które zostały rozwieszone po ścianach hali, by dodać temu miejscu nieco elegancji. Sprzed DJ’ski stał nieco ukryty we wnętrzu estrady oświetlony pojedynczą lampą, którą rzucała na niego błękitną poświatę, przy krawędzi drewnianej konstrukcji zostały ustawione stojaki z mikrofonami by gdy nadejdzie czas dyrektorka mogła ogłosić królewską parę tego balu. Pod jedną ze ścian ustawione były stoliki, na których zostały położone niebiesko—biały obrusy, białe lilie włożono w szklane wazony, w których odbijał się blask palących się świec. Krzesła nie zostały szczególnie ozdobione. Parkiet był gotowy zachęcając uczniów na wstąpienie na deski parkietu by szaleć w rytm skocznej muzyki. Nie musieli czekać długo na rozpoczęcie zabawy, gdy na chłopak stojącą za konsolą muzyczną puścił pierwszy przebój, a pierwsze pary, ruszyły do tańca. Dwojga przyjaciółek nie pozostały w tyle i chodź nie miały swoich partnerów do tańca, szalały na środku parkietu, sprawiając, że niektórzy musieli przed nimi umykać. Bawiły się doskonale niemal jak na urodzinach młodszej z nich. 
        Odnalazły jakiś wolny, gdy poczuły pierwsze skurcze łydek, które aż prosiły o odpoczynek, chwyciły po drodze coś zimnego do picia, siedząc w głębi sali, szukały spojrzeniem swoich przyjaciół, który wirowali do następnej piosenki. Marinette zamyśliła się, ciągle nurtowało ją jedno pytanie, na które tak bardzo pragnęła znać odpowiedź.
        — Mogę cię o coś zapytać? — siedząc przy niej nastolatkę.
        Skinęła lekko głową, upijając łyk swojego napoju, skupiając na niej spojrzenie swoich błękitnych tęczówek.
        — Dlaczego nie przyjęłaś żadnej propozycji pójść na bal. Dostałaś tak wiele zaproszeń a każdą odrzuciłaś — mówiła z lekkim zaciekawieniem w głosie — Ma to coś wspólnego z nim? — dorzuciła, przypominając sobie pewnego muzyka, z którym często ją widziała podczas jej imprezy urodzinowej.
        Słyszała jak delikatnie wzdycha, odłożyła plastikowy kubeczek na drewniany blat, odwróciła wzrok, a ona nie mogła nie zauważyć, jak głęboko zastanawia się nad jej słowami. Dobrze pamiętała każdego chłopaka, który podchodził do niej, prosząc by mu towarzyszyła na balu, ale każdego odsyłała z kwitkiem, nie życząc sobie by następnym razem tym ją niepokoili. Było to dziwne, że jedna z popularniejszych dziewczyn odrzucała propozycje nawet nastolatka, do którego większość dziewczyn wzdycha i śle jakieś słodkie gadki by zwrócił na nie uwagę, a ona przechodziła obok niego z obojętnym wyrazem twarzy, jak również podchodziła bardzo nerwowo do tego, że została w szkole jedną ze sławniejszych osób, bo tak naprawdę tego nie pragnęła. Wolała się trzymać swojej zgranej gróbki przyjaciół i nie wdawać się w żadne konflikty. Niestety co w jej przypadku było nieuniknione.
        — Miałam pójść na bal z kimś kto mi się nie podoba i będę czuć się skrępowana w jego towarzystwie — potok słów nastoletniej Julii wyrwał ją z zamyślenia — Wolę spędzić ten czas z tobą niż użerać się z jakimś chłopakiem — delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz — Co do Mike? On nawet nie wiedział o tym balu do dziś — wyjaśniła spokojnie.
        — Powiedz, czujesz coś do niego?
        Poderwała głowę, słysząc jej słowa. Nie wiedziała co powiedzieć, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie potrafiła ująć w słowa to o czym myśli. Znała Marinette może z jakieś dwa miesiące z czego jedynie ostatnie tygodnie zbliżyły je do siebie, była z nią szczera, była świetnym obserwatorem. Wystarczył jej zupełnie jeden wieczór by zobaczyć jak jej znajomej zależy na młodym mężczyźnie. Niegdyś ona pokochała Adriena od pierwszego wejrzenia, ale jej znajomość z blondynem, została zaprzepaszczona, gdy Agreste całkowicie się zmienił. Pragnęła by powrócił ten chłopak którego poznała, miły, spokojny uczynny a przede wszystkim by przestał traktować kobiety przedmiotowo. Pomimo wszystkich złości żywił nadzieje, że jej dawny przyjaciel się zmieni. Odnajdzie swoją zagubioną cząstkę duszy i pozwoli się poznać na nowo.
        — Nie — odpowiedziała lekko niepewnie.
        Kącik jej ust nieznacznie się uniósł, gdy słyszała niepewność w jej, nie chciała już dłużej drążyć tego tematu i pozostawiać przyjaciółkę w dość skrępowanej sytuacji.
        Niespodziewanie przed ich stolikiem zjawił się młody Agreste’a. Chłopak, pomimo że próbował zatuszować oznaki swojej małej niedyspozycji, dostrzec można było, że blask jego zielonych niemal kocich oczu przygasł, cera wyrażnie pobladła a uśmiech kobieciarza zniknął zastąpił niewyraźny pomruk radości.
        — Marinette mogę cię prosić?
        Widziała jej nieco zaskoczony wyraz twarzy, lekko spanikowana spojrzała na nią jakby szukała pomocy, ona jednak wyruszyła jedynie ramionami, nie wiedząc co jej doradzić. Nie chciała mieszać się w ich sprawy, a jej stosunki z blondynem wcale by jej nie pomogły podjęcia słusznej decyzji.
        — O co chodzi? — zapytała chłodno.
        — Chce porozmawiać — oznajmił krótko.
        — Idź! — ponagliła ją, widząc jego niemal błagalny wzrok — Chyba czas byście szczerze pomówili — dodała. 
        Chwyciła swoją kopertówkę, wsunęła stopy do butów, zapinając je na rzemyki po czym, podniosła się z krzesła odchodząc od dwójki paryżan pozostawiając ich samych. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, przechadzała się po sportowej hali próbując odnaleźć przyjaciół, gdy zawiedziona swoim poszukiwaniami, usiadła w jakimś kącie sali, wyciągając telefon. Odblokowała urządzenie wchodząc w prywatny czat z jednym z muzyków. Wysłała mu szybką wiadomość, spoglądając na dobrze bawiących się uczniów. Westchnęła cicho, może i cieszyła się z tej zabawy, jednak pragnęła by ktoś inny przy niej był. Spuściła wzrok, gdy dobiegł do niej dźwięk powiadomienia, odczytała wiadomość, po chwili na nią odpisując.
        Dochodziła dwudziesta trzecia, na elektronicznych zegarach, a ona wirowała z jakimś kolegą z równoległej klasy na parkiecie. Musiała przyznać, że chłopak był wyśmienitym tancerzem, co rusz tworzył nowe pozy, a ona z trudem nad nim nadarzała. Miała wrażenie, że uczył się profesjonalnie tanecznych kroków, bo figury czasami były naprawdę zmyślne. Pozostała godzina do ogłoszenia królowej i króla balu a ona wcale nie była ciekawa zwycięscy. Próbowała się wypisać z tej listy, jednak wcale się jej nie udało, bo jak jej powiedziano jedynie uczniowie mogą sprawić że przegra, na co się nie zapowiadało. Gdy wyznaczona godzina minęła, stanęli przed sceną, na którą wyszła Jennifer Stone trzymając w dłoniach kopertę z wynikami głosowania uczniów. Przedarła się przez tłum uczniów stojąc obok swoich przyjaciół. Od chwili, gdy Adrien porwał Marinette nie widziała nigdzie granatowłosej, zdziwiło ją, że stoi u boku chłopaka z lekkim uśmiechem na ustach. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu, chciała ją dopytać o to, jednak przerwał jej głos dyrektorki.
        — Wynikiem głosowania uczniów królową tegorocznego balu zostaje… — wolno wyjęła z wnętrza koperty złożoną na pół kartkę, przyglądając jej się uważnie zobaczyła lekkie zdziwienie malujące się w jej oczach — Julia Bennington.
        Stała oniemiała, a głośny aplauz oraz krzyki ogłuszył jej zmysły. Nie sądziła, że to się zdarzy, ona tego nie chciała, a została wybrana. To było niedorzeczne. Czuła jak Selena wypycha ją na scenę. Wspięła się na podwyższenie, podchodząc do kobiety, która trzymała w dłoniach tiarę, którą miała jej przekazać. Gdy wsunęła w jej włosy plastikową koronę pozwoliła jej coś powiedzieć czy podziękować, jednak ona jedynie wyjęła sztuczny diadem z włosów, chwytając mikrofon.
        — Powinnam wam dziękować za to, że na mnie głosowaliście, jednak nie rozumiem waszej decyzji. Czym sobie zasłużyłam na to? Dla mnie nie ma to wartości — uniosła w dłoni koronę — Nie patrzę przychylnie na konkursy tego typu. Przyszłam tutaj by pobawić się z przyjaciółmi, a nie dla jakieś tandetnej korony — po czym zwróciła do pedagog — Dziękuje pani dyrektor za wszystko, ale ja jej nie przyjmę — ponownie wręczyła na jej dłonie ozdobę, po czym zeszła ze sceny.
        Zbliżyła się do lekko zdziwionych przyjaciół, którym posłała delikatny uśmiech.
        — No co? Dobrze wiecie, że nie ma to dla mnie znaczenia — odparła spokojnie.
        Słuchała uważnie jak dyrektorka wyczytuje nazwisko April która wręcz pobiegła na scenę uszczęśliwiona. Młoda Bennington szturchnęła stojącą z boku brunetka, która zwróciła na nią swoją uwagę.
        — Teraz będzie się tym chwalić — mruknęła jak nowa królowa odbiera koronę.
        — Czuje również że nie da o sobie zapomnieć. Szykuj się na kolejne uderzenie — mruknęła w odpowiedzi.
        Skupiła wzrok na scenie, słuchając kto wyczytywany jest do roli władcy. Po Sali przeszedł pomruk zdziwienia, gdy został nim Adrien, jednak chłopak zaskoczył wszystkich tak jak swoja poprzedniczka zrezygnował z korony i przy całej szkole przeprosił wszystkie pokrzywdzone przez niego dziewczyny, a szczególne słowa skierował do Marinette. To było naprawdę dziwne i zaskakujące. Nie mogli o tym dłużej myśleć, gdy na parkiecie pojawiła się królewska para, która okazała się najsłynniejszą parą w liceum.
        Julia nie chcąc tego widzieć, opuściła mury liceum, by nieco odetchnąć, nie zamierzała jeszcze wracać, ale nie chciała patrzeć na puszczą się wiecznie parę. Usiadła na pobliskiej ławce wdychając zapach grudniowej nocy, przebiegł ją dreszcz, gdy poczuła chłodny wiatr. Wpatrzona w rozgwieżdżone niebo nie dostrzegła przyglądającemu się jej od dłuższej chwili chłopakowi, który wciąż o niej rozmyślał. Wracając do szkoły, nie mogła oprzeć się pokusie ze ktoś na nią spogląda, jednak nie mogła o tym rozmyślać. Wróciła na deski parkietu, by się nieco pobawić przed wyznaczoną godziną zakończenia. Zaciągnęła na parkiet osamotnionego Nathana, który ochoczo zgodził się z nią potańczyć. Przetańczyli kilka tańców dopółki nie zjawiła się Emily która od razu porwała swojego chłopaka w swoje objęcia.
        Impreza dobiegła końca, opuszczając mury liceum, podśpiewując jakiś utwór, który wpadł jej w ucho, trzymała w dłoni swoje obcasy, który miała dosyć po kilku godzinach harców na parkiecie. Pożegnała się z przyjaciółmi, którzy szli w zupełnie przeciwnym kierunku. Westchnęła cicho, gdy widziała jak się oddalają a ona mogła wrócić do domu. Chodź droga nie była wcale długa, trochę się obawiała wracać przez park o czwartej nad ranem.
        Wtedy go spostrzegła, a serce podeszło jej do gardła. Już sama nie wiedziała, czy to ze strachu, czy wszechogarniającej radości.
        Stał oparty nonszalancko o swój czerwony kabriolet. Spoglądał na nią spod przyciemnionych okularów, które nadawały mu tajemniczości, jednak ona zbyt dobrze go znała, by go pomylić z kimś innym. Jego ramiona otulała skurzana kurtka, która skutecznie chroniła go przed chłodnym powiewem, noce z czasem stawały się nieco zimniejsze jednak nadal nie traciły na temperaturze. Uważając, by się nie skaleczyć podeszła do niego bosymi stopami, chwytając mocniej osuwające się z jej dłoni szpilki.
        — A pan do kogo? — zagadnęła cicho — Szuka pan kogoś? — kącik jej ust uniósł się ku górze, gdy wiedziała jak zsuwa z nosa swoje ciemne oprawki.
        — Tak, pewnej dziewczyny z trzeciej klasy — odparł, podchwycając jej słowa, grając dalej tę samą scenę — Nie widziała jej pani? Urocza szatynka o niebieskich oczach.
        — Wydaje mi się, że nie.
        Nie potrafiła dłużej utrzymać powagi, gdy czuła jego dłoń, gdy wolno objął ją w talii przysuwając do siebie, roześmiała się cicho, skrywając twarz w jego obojczyku. Przymknęła oczy, gdy poczuła ciepły materiał na swoich osłoniętych ramionach, zaciągnęła się tym subtelnym zapachem jego perfum, które delikatnie łaskotały jej nozdrza.
        — Co tu robisz? — spytała cicho, osuwając się lekko od jego torsu.
        — Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci wrócić o tej godzinie samej do domu? — odparł poważnym głosem.
        — Chciało ci się wstawać tylko po to? — zdumiała się, wyłapując spojrzenie jego ciemnych oczu.
        — Kto powiedział ze spałem — odparł obruszony.
        — Pracowałeś? — westchnęła ociężale — Mike nie masz dosyć? Pracujesz dzień i noc, to w końcu źle się skończy — powiedziała poważnym tonem.
        — Nie musisz się martwić, a teraz chodź — poprowadził ją w stronę drzwi pasażera po czym otworzył przed nią drzwi, pozwalając wejść.
        Nie byli świadomi, że ktoś ich obserwuje skryty za pobliskim drzewem. Uderzył pięścią o koronę, gdy dobiegł do jego uszu pomruk silnika, a pojazd tuż po chwili zniknął tuż za zakrętem. 



No comments:

Post a Comment