Monday, July 27, 2020

I 29 — CZAS ZAPOMNIEĆ O DZIECIŃSTWIE

        Stawiała ostrożnie kroki, by zejść powoli po oświetlonych diodowymi lampkami jasnymi stopniami willi. Stukając placem o brodę, wpatrywała się w ekran tabletu, nie dostrzegając stojącego w przejściu do kuchni mężczyzny, z kubkiem parującej jeszcze herbaty. Przyglądał się jej uważnie, gdy przystanęła na środku salonu, nieświadomie odwróciła się do niego plecami, a on mógł zobaczyć w oddali odcień jasnego błękitu, oraz rażącej bieli portalu społecznościowego. Odniósł wrażenie, że pochłonięta sprawdzaniem wpisów swoich znajomych, nie docierały do niej żadne bodźce z zewnątrz.
        Uśmiechnął się pod nosem, odstawiając ciemne naczynie na barek. Przeczuwał, że jego przyjaciółka ponownie się na niego zezłości za chęć zrobienia jej kolejnej milej niespodzianki, jednak nie mógł się oprzeć pokusie, gdy stała w błogiej niewiedzy jego obecności w salonie, wpatrzona w elektroniczny gadżet.
        Wolnym krokiem pokonał dzielącą ich odległość, uważając, by nie narobić żadnego hałasu. Nie musiał się jednak trudzić, bo nastolatka ignorowała wszystko, co się wokół niej działo. Delikatnie położył dłonie na jej szczupłej talii. Drgnęła przestraszona, o niemal tablet wypadł z jej dłoni. Chwycił lecące w dół urządzenie, ochraniające je przed upadkiem. Nie odsunęła się, gdy oparł brodę na jej ramieniu.
        — Nie strasz mnie tak więcej! — uskarżyła się, odkładając zabawkę elektroniczną na stolik.
        Odwróciła się w jego ramionach, by móc spojrzeć w głąb jego brązowych oczu, kącik jego ust uniósł się ku górze, a ona wyczuła w nim nutkę żartownisia, którym uwielbiał być.
        — Mówiłem ci, to jest silniejsze ode mnie — odparł wymijająco.
        Czuł jak, delikatnie układa, swoje drobne dłonie na jego klatce piersiowej. Przygotowany był na odrzucenie z jej strony, że odsunie się od niego, jednak wciąż trwała w jego uścisku jakby wcale jej nie przeszkadzała ta poufałość. Mógł dostrzec, że już dawno przestała jej przeszkadzać bliskość, która ich dzieliła, jakby wyzbyła się natręctwa nawet, wtedy gdy musiała poddać komuś dłoń. Przy nim czuła się zrelaksowana i nie czuła skrępowana jego obecnością.
        — Nie żartuj sobie ze mnie! Przyznaj, uwielbiasz to robić — powiedziała, dźgając go delikatnie w pierś.
        Zmieszał się nieco na jej słowa, jednak nie wypuścił ją z ramion, a on mógł zobaczyć jak cień radości, skrywa się za jej błękitnymi tęczówkami, tuszowała swój wybuch śmiechu, przybierając poważny wyraz twarzy.
        — A jeśli moja odpowiedź będzie twierdząca, w takim razie co zrobisz? — zaintrygowany, spojrzał w głąb jej jasnych tęczówek, starając się z nich cokolwiek odczytać, jednak nie widział w nich niczego poza tuszowaną radością, która skrupulatnie skrywała.
        — Wiem, że ona brzmi, tak jak sądzę — odparła zduszonym głosem, wtulając swój chłodny policzek w jego obojczyk, otuliła ją delikatna woń jego perfum.
        Przymknęła powieki, rozkoszując się tym przyjemnym uczuciem, który ogarnął jej ciało, było jej zbyt dobrze by się od niego odsunąć. Czy było to możliwe, że niemal przez te niecałe dwa miesiące, które ze sobą spędzili, mogła poczuć jeszcze silniejszą więź? Traktowała go jako wiernego przyjaciela, ale z czasem coś w jej spostrzeganiu się zmieniało, zaczęła zauważać cechy, na które nie powinna zwracać uwagi. Było to zbyt pociągające, by z tego po prostu zrezygnować. Czy było normalne, że czasami tęskniła za jego dotykiem, nawet zwykłym uściskiem, ale jednak chciała do niego podejść i zwyczajniej się przytulić? Racjonalna część jej odrzucała myśli o zagłębieniu się w słodyczy pocałunku, by ponownie poznać smak jego ust, zapomnieć o otaczającym ich świecie, by choć na moment poczuć się tak szczęśliwą i pożądaną jak wtedy wieczorem po wernisażu prac. Tłumiła narastające w niej pragnienia, by zachować odrobinę rozsądnego myślenia, który uparcie podpowiadał jej by zapomniała o jakimkolwiek miłosnym uniesieniu, by zdusiła w sobie, to co rodzi się w jej sercu, zwalczyła wszystko, co związane było z miłością i oddaniem drugiej osobie. Wciąż powtarzał jej, że robi to dla jej własnego dobra, by ponownie nie poczuła się rozgoryczona czy w jakiś sposób upokorzona tylko dlatego, że się poddała uczuciu i nie zawalczyła o sobie. Nie miała jednak serca z kamienia, gdyby tak było, nie odczuwałaby przyjemności z każdej chwili w jego obecności. Ignorowała, by przyjemny dreszcz podniecenia, które otulają jej ciało, gdy może choć na moment poczuć jego dotyk. Serce nie rwało, by się w każdej chwili, gdy tylko go widzi. Jednak musiała być silną osobą, nie chciała popełnić błędów, które przyczyniły się do rozpadu jej poprzednich związków, tylko dlatego, że zaufała każdemu z nich zbyt wcześniej, nie poznała ich na tyle, by zbudować ich wspólną relację na solidnym fundamencie, który nie osunie się po skarpie wprost do przepaści bez dna. 
        W nim jednak było coś innego, coś niepowtarzalnego, co sprawiało, że nie miała uprzedzeń, które czuła przy swoich poprzednich znajomościach, nie miała pojęcia, co w nim było takiego, ale sprawiał, że czuła, że może nie sprawić jej przykrości, a wręcz przeciwnie da jej to, czego jej najbardziej jej brakowało.
        Poddała się, gdy dotykowi, delikatnie głaskała ją po plecach, stłumiła narastający w jej piersi pomruk zadowolenia, który chciał za wszelką cenę opuścić jej lekko rozchylone usta.
        — Co zamierzasz teraz zrobić? — jego głos wyrwał jej z głębi swojego umysłu, boleśnie sprowadzając na ziemie.
        Osunęła się od niego, marszcząc delikatnie czoło, nie rozumiejąc do końca jego słów, jednak im dłużej na niego patrzyła, zaczęła pojmować, co chodzi po jego umyśle. Zaśmiała się cicho, zdejmując jego dłonie, które wygodnie spoczywały na jej bokach. Chwyciła porzuconego na szklanym blacie tablet, rozsiadając się wygodnie na kanapie, ułożyła stopy na stoliku, ponowie odblokowując urządzenie.
        — Rozmawiałam przed chwilą z Chesterem — zaczęła, gdy poczuła, że jedna z poduch obok niej ugina się pod czyimś ciężarem. Nawet nie musiała ponosić spojrzenia, by wiedzieć, że to Michael usiadł obok niej.
        — Co u niego? — zagadnął.
        — Jak to w trasie, próby, koncert, spotkania z fanami — podniosła na niego wzrok, odpisując na wiadomość przyjaciółki — Sam jednak dobrze to wiesz.
        — Kiedy wraca?
    — Mówił, że za jakieś dwa tygodnie, podobno niektóre występy im się przesunęły.
        — W sam raz na twoje urodziny.
        Zupełnie zapomniała, o swoich osiemnastych urodzinach. Wcześniej wyczekiwała tego dnia z ogromną niecierpliwością, chcąc jak najszybciej wynieść się z sierocińca, nie obchodziło ją jakie lokum znajdzie, jej jedynym celem było wyniesienia się, z którego miejsca się bała. Teraz gdy w jej życiu nastąpiła zmiana, której tak bardzo pragnęła, nie przykładała wagi do swojego święta. Nigdy jakoś specjalnie go nie celebrowała, nawet jej opiekunowie nie poszczycili się, by złożyć jej zwykłe życzenia, z wiekiem po prostu do tego przywykła, że nie ma nikogo, kto mógłby złożyć jej te głupie formułki. Przeżywała to święto w samotności, gdy była dzieckiem, marzyła o hucznej zabawie, sempertynach zwisających z sufitu, kolorowych balonach rozrzuconych na ziemi czy zawieszonej piniacie, którą mogła, by zbić. Widziała jak każda jej koleżanka z klasy, przeżywa takie zabawy zorganizowane przez ich rodziców, potem mogły opowiadać rozemocjonowane, jak dobrze się bawiły. Ona za każdym razem stała w kącie przysłuchując się temu z bólem serca i łzami w oczach. Jednak każdy kolejny rok, uczył ją, by być na to obojętnym, bo nigdy nie przeżyje takiej zabawy. Potem jako nastolatka dobrze pamięta jak dziewczęta, zapraszały swoje przyjaciółki na imprezę, a ona pozostała na to bierna.
        — Planujesz coś na osiemnastkę?
        Poderwała głowę, słysząc jego cichy głos, wyłapała jego ciemne oczy, by móc dostrzec w nich wyraźne zainteresowanie. Wzruszyła jedynie ramionami, odwracając spojrzenie.
        — Nie zamierzam nic robić — odparła obojętnie — Nie obchodzę urodzin!
        — W tej chwili żartujesz? — słyszała jego lekko podniesiony głos, w którym wyczuła zdenerwowanie.
        Czuła jak zaciska palce na jej brodzie i zmusza, by na niego spojrzała. Uciekała spojrzenie, jednak on był nieustępliwy, powtarzał sobie, że to jest jej kolejny dowcip, bo nie mógł uwierzyć, że zdołała zapomnieć o tym jednym wyjątkowym dniu w roku.
        — Nie, Mike, to nie jest żart — mówiła stanowczym głosem — Od dziecka nie obchodzę tego głupiego święta, bo po co? Wyjaśnisz mi, dlaczego miałabym się starać, skoro nikt nawet głupich życzeń mi nie złoży. Nie ma dla mnie to znaczenia, to dzień jak każdy w roku niczym się nie wyróżnia, jedynie tym, że dodaje mi lat — mruknęła z obojętnością w głosie.
        Siedział wbity w fotel, nie wiedząc co powiedzieć. Widział, że czuła, się głupio mówiąc, że nie zamierza obchodzić jednych z najważniejszych urodzin w życiu. Musieli zmienić jej nastawienie co do świętowanie ważnych dni w roku, bo jej obojętność staje się dołująca. Nie winił jej o ten stan rzeczy. Nie była to jej wina, że nikt nie pokazał jej, że można się cieszyć z drobiazgów.
        — Nawet nie próbuj namawiać Chestera, by coś zorganizować — dodała sucho, wyrywając się z jego uścisku. Podniosła się z kanapy, wolnym krokiem wspinając się po stopnia apartamentu — Ja nie chce urodzin! — odwróciła się przez ramię, a on dostrzegł w jej jasnym spojrzeniu smutek, mieszający się z bólem. 
        Pozostał sam z mętlikiem w głowie. Może ta dziewczyna stąpała twardo po ziemi i nie poddawała się głupim zrządzeniom losu, jednak nie chciał jej pozwolić by lata, w których żyła bez czyjegoś wsparcia odbiły się na jej do tego stopnia, że będzie to odczuwać aż do końca swoich dni.
        Podniósł się z kanapy, rozglądając się uważnie za zgubionym w pokoju dziennym telefonie. Odnalazł go leżącego na skraju kominka. Chwycił go w dłonie, odblokowując ekran, na którym wyświetlało się kilkanaście powiadomień z różnych portali społecznościowych. Nie odczytał ich, pozostawiając je na później. Wybrał numer brata Julii, oczekując na połączenie. Miał nadzieje, że odbierze i będzie mógł z nim pomówić. Gdy rozbrzmiał piąty sygnał, miał przerwać połączenie, po drugiej stronie rozbrzmiał głos Benningtona:
        — Cześć Mike
        — Hey, masz czas by pogadać?
        Słyszał odgłos rozmów po drugiej stronie oraz niewyraźne krzyki obsługi technicznej. Powinien uszanować zdanie nastolatki, jednak tym razem musiał złamać obietnice, której tak naprawdę nie złożył.
        — Mam, ale za dwadzieścia minut muszę spadać na koncert — wyjaśnił, a odgłosy po jego stronie słaby, jakby oddalał się od małego zamieszania panującego za kulisami.
        — Nie zajmie mi to zbyt wiele czasu.
        Siedząc przy kuchennym barku, wpatrywał się w zgaszony ekran smartfona. Po rozmowie z Chesterem miał coraz więcej przekonać, co do swojego postanowienia, a jego przyjaciel tylko potwierdził jego słowa. Musiał jednak czekać na jego powrót, bo w głównej mierze to on chciał wyjaśnić, co zmierzał zrobić. Westchnął cicho, odkładając urządzenie na jasny blat.
        Wspinając się po stopniach domu, chciał wyciągnąć nastolatkę z sypialni. Spędziła już i tak cały dzień nad pracą nad swoimi rysunkami i dokończeniem zadań szkolnym. Nie zamierzał pozwolić, by to nieporozumienie zepsuło im wieczór. Dotarł pod znane drzwi, zastukał cicho, czekając na zaproszenie, które po chwili otrzymał. Pokonał opór drzwi, wchodząc do lekko oświetlonej sypialni. Rozwieszone światełka nad łóżkiem oraz szafką, na której stały kolekcje płyt, oraz wiele tomów powieści, rozjaśniły się fioletową poświatą, który ostatnio często osiemnastolatka ustawiała jako kolor dominujący. Rozejrzał się uważnie, szukając spojrzeniem szatynki. Wtedy w jego oczy rzucił mu się w oczy odwrócone do drzwi obrotowe krzesło, cicha melodia wypełniała cały pokój, a on nie mógł dostrzec, co robi jego przyjaciółka. Podszedł cicho do niej, by stanąć przed nią twarzą w twarz. Siedziała skulona na skórzanym siedzeniu, tępym wzrokiem spoglądała na oświetlony delikatnym światłem ogród. Gdy wyłapał jej spojrzenie, nie dostrzegł w nich złości czy frustracji a jedynie pustkę. Brakowało w jej błękitnych oczach błysku, który zawsze jej towarzyszył.
        — Uważasz, że to jest rozwiązanie? — spytał, zagłuszając dźwięk strun szarpanej gitary — Julio potrafię zrozumieć twoje rozgoryczenie, ale czy naprawdę musisz żyć przeszłością, czy za każdym razem, gdy cię poprosimy, byś się z czegoś cieszyła. Musisz rozpamiętywać każdą złą chwilę? Na dłuższą chwilę to nie jest rozwiązanie, bo nadejdzie taki dzień, że pogubisz we własnym życiu. Będzie próbowała odnaleźć początek tych namnażających się problemów, a go nie odnajdziesz — mówił spokojnie, czuł jej palące spojrzenie na sobie, jednak pozostał pewny swoich słów — Popełnienie błędów jest rzeczą ludzką, jednak najważniejsze jest sobie wybaczyć. Musisz w końcu odnaleźć zagubioną cześć siebie, która ci umyka.
        — Ale… — chciała mu przerwać, jednak on nie pozwolił jej dojść do słowa.
        — Nie możesz wciąż spoglądać za siebie, porażki czy błędy do których przyczynili się inni w twojej przeszłości, nie mogą się odbijać na teraźniejszości — wyprostował się, po czym podszedł do toaletki, gdzie chwycił małe zwierciadło, które porzucone było na jasnym blacie, po czym ponownie uklęknął przed nią — Spójrz w lusterko — polecił.
        Widział jak, jej ręce delikatnie drążą, gdy chwyciła lekko zdobioną rączkę krzywego zwierciadła, niepewnie spojrzała na swoje odbicie.
        — Kogo w nim widzisz?
        Pytanie, które zawisło nad jej głową, sprawiło, że po jej umyśle zaczęło szaleć wiele myśli. Co w sobie widzi? Dostrzegła zupełnie inną dziewczynę. Nie widziała w swoich błękitnych oczach nękającego ją wciąż strachu i niepokoju, piętno przeszłości, które dawało, jej się wyznaki, jakby znikło pod płaszczem wielu radości. Odzyskała brata, rodzinę, którą uważała za zaginioną, miała wspaniałych przyjaciół, którzy pomimo ich krótkiej znajomości są gotowi pójść za nią w ogień oraz przybranych braci, których kochała niemal jak własną rodzinę. Czego chcieć więcej od życia? Miała wszystko, na czym jej zależało, spokój i świadomość, że nie przywita następnego poranka z niepokojem tlącym się w jej piersi, a jednym jej zmartwieniem pozostała niechęć do wczesnego wstawania. Zmieniło się tak wiele w zaledwie sześciu miesięcy. Miała sobie to odebrać, martwiąc się przeszłością, która ją wciąż nachodziła. Miała plany na przyszłość, które zamierzała realizować. Studia, które wcześniej wydawały się jej odległym pragnieniem powoli stawały u niej na wyciągnięcie ręki. Czego jeszcze pragnęła? Jedyne, o czym teraz prosiła to spełniona miłość. Zapracowała na swój odmienny charakter, osobowość, którą zagubiła, powróciła do niej, by sprawić, by jej dobre cechy wysunęły się na przód, a wszystko, co negatywne pozostawić za sobą. 
        — Prawdziwą siebie — wyszeptała, po chwili rozterek.
        — Widzisz — delikatny uśmiech na jego ustach, wprawił w ją w małe zakłopotanie, że w tak gwałtowny sposób zareagowała nad tak niepozorną rzecz — Wystarczyło zaledwie pół roku, byś stała się prawdziwą sobą, bez maski gdzie udajesz, jak się czujesz, czy też twój wyraz jest pozbawiony uczuć. To, co wydarzyło się kiedyś, nie może wciąż kierować twoim życiem — powiedział z lekkim uśmiechem — A teraz chodź, zrobimy coś na kolacje, bo umieram z głodu!
Podniósł się ponownie, zrobił krok w przód, jednak poczuł uścisk na nadgarstku, poczuł szarpnięcie, odwrócił się zaskoczony, napotykając jasną barwę oceanu oczu, które tak uwielbiał.
        — Dziękuje — wyszeptała.
        — Nie dziękuj mi, podziękuj sobie.
        Ujął jej dłoń w ciepłym uścisku, szybkim krokiem opuścił skąpanym w jasnym świetle sypialnie, ciągnąc za sobą lekko oszołomioną nastolatkę, jednak długo nie pozostała w tym stanie, gdy o niemal nie upadła na jednym ze stopni pod wpływem tak gwałtownych kroku Michaela. Uchronił ją jednak szybko przed bliskim spotkaniem z podłogą, gdy objął ją w talii i już spokojne zszedł na dół ku rozbawieniu licealistki.
        — Dobra to dziś na to stawiamy? — zapytał, gdy Julia wśliznęła się na blat aneksu kuchennego, a jej stopy swobodnie opadały na ciemne szafki.
        — Szczerze? Nie mam bladego pojęcia — mruknęła, przeglądając Internet w poszukiwaniu czegoś smacznego, lecz po długiej chwili nie dostrzegła nic interesującego — Robimy croissanty — stwierdziła nagle, nie mając ochoty wymyślać zmyślnych potraw.
        Zeskakując z aneksu kuchennego, zniknęła za skrytą za lodówką spiżarnią. Przeszukiwała półki w poszukiwaniu ciasta francuskiego, lecz nie mogła go nigdzie dostrzec. Była jednak pewna, że w ostatnim czasie nie robiła żadnych kruchych ciastek i powinno pozostać jeszcze jedno opakowanie. W końcu odnalazła je na ostatniej z półek, z drobnymi trudnościami do sięgnęła ciasta.
        — Ostatnio jestem zafascynowana kuchnią francuską — wyłoniła się ze swojego ukrycia, gdy zaatakował ją głos przyjaciela.
        Wzruszyła jedynie ramionami, rozkładając na stolnicy surowy placek ciasta. Podczas przygotowywanie przysmaku, które uwielbiają pochłaniać Francuzi. Nie obyło się jednak bez przepychanek czy typowej bitwy z mąką w roli głównej. Gdy rogaliki nabierały koloru w piekarniku, na środku kuchni stanęły dwa urocze bałwany.
        Przewrócił się niespokojnie na drugi bok, próbując na nowo przywołać do siebie króla snów. Wszystkie jednak jego starania poszły na marne, gdy coś skutecznie nie pozwalało mu zmrużyć oka. Niepokojące go uczucie tłukło się w jego piersi, nie pozwalając wrócić do sennych marzeń. Westchnął lekko zrezygnowany. Odrzucił ciemne, przecierając na bok, kładąc bose stopy na zimnych panelach pokoju, ukrył twarz w dłoniach, nie wiedząc co się z nim dzieje. Niepokój nie towarzyszył mu zbyt często, więc czuł lekkie obawy, których nie mógł ignorować. Jednak wciąż nie mógł powiedzieć, co wywoływało u niego ten stan.
        Drgnął przestraszony, gdy przez rok nocy rozdarł głośny huk, poderwał się z miękkiego materaca. Wybiegł z sypialni, modląc się w duchu, by odnalazł nastolatkę spokojnie śpiącą we własnym łóżku. Gdy dostrzegł uchylone drzwi pokoju, zatrzymał się na moment, wpadł do środka, próbując odnaleźć siedemnastolatkę, jednak jej nigdzie jej nie mógł zobaczyć. Wyszedł na korytarz, nie zwracając uwagi na zgaszone światła w przedpokoju, zeskoczył na dół, nawołując licealistkę, jednak ona była jakby głucha na jego słowa.
        W końcu ją zobaczył, stała przy jednej z szafek kuchennych, a co jeszcze bardziej go zaniepokoiło to ostrze połyskujące w świetle zapalonej lampki w salonie. Zaciskała palce na czarnej rękojeści noża, nie mógł jednak dostrzec spojrzenia jej błękitnych oczu, nie mógł zobaczyć strachu, który otulał jej serce, powoli roznosi się po jej ciele, niszcząc ją coraz bardziej. Zacisnęła mocniej dłonie na osłonie ostrza, gdy jej umysł zaatakowała ją panika, a obraz zaczął się rozmywać, pozwalając, by ogarnął ją mrok i każdy zły omen, który tkwił w jej podświadomości, atakując ją coraz brutalnie. Tłumiła narastający w jej piesi krzyk przerażenia, gdy jej niezwykle bujna wyobraźnia, podsuwała obrazy sączącej się krwi, którego widoku bała się najbardziej.
        — Julio — jakby z oddali dobiegł ją cichy głos Shinody — Proszę cię, nie ruszaj się — starał się, by jego głos był spokojny, by nie doprowadzić nastolatki do większego obłędu, wolnym krokiem zbliżał się do niej, chcąc zabrać z jej dłoni ostre narzędzie, jednak jego plany nieco się pokrzyżowały, gdy zobaczył, jak robi krok do tyłu, jeszcze bardziej wzmacniając uścisk na czarnym ostrzu.
        — Bo co? Co zamierzasz mi zrobić? — mówiła ostrym głosem — Wiesz co, nic gorszego i tak mnie, nie spotka — warknęła, wciąż nieświadoma swoich czynów.
— Nie myślisz racjonalnie. Proszę, oddaj mi nóż.
        Jednak ona wciąż tkwiła w gorzkiej słodyczy swoich koszmarów, które powoli zdobywały nad nią przewagę. Jakby śniła wciąż na jawie. Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji, były pustą przestrzenią, a tlące się jeszcze uczucia lęku zniknął, jakby nigdy nie miał się pojawić.
        — Julio proszę — ponownie podjął próbę zrobienia kilku kroków w jej stronę. 
        Nie cofnęła się, nie wykonała żadnego ruchu, wpatrywała się w niego, z niepokojącą pustką w błękitnym spojrzeniu.
        — Nie! — krzyknęła spanikowana.
        Wykorzystując jej chwilą nieuwagi, znalazł się przy jej boku, wyjął z jej zaciśniętej dłoni ostre narzędzie, odrzucając je na siebie, nie przejmował się tym, gdzie jest, najważniejsze było dla niego, by Julia nie robiła niczego głupiego. Nie wybaczył, by sobie, gdyby nie mógł w porę zareagować i uchronić ją przed skrzywdzeniem siebie.
        — Spójrz na mnie — polecił. 
        Widział jak, powoli jej świadomość powraca, czuł jak, jej ciało drży, jednak po jej bladych policzkach nie spłynęła ani kropla słonej wody. Pełna obaw, podniosła wzrok, by wyłapać spojrzenie jego ciemnych tęczówek, obawiała się w nich dostrzec rozczarowanie czy złość, czuła to za każdym razem, gdy nie dawała sobie rady z własnym umysłem i pozwalało się mu kontrolować, dawała się pchnąć o obleśne łapy swoich demonów, tego, czego najbardziej się obawiała. Próbowała z tym walczyć, jednak bywały dni, kiedy to było silniejsze od niej i po prostu się podawała, bo nie miała siły walczyć z tym, co ją dręczyło.
        W następnej chwili miała wrażenie, jak gród osuwa się jej spod stóp, osunęła się na kolana, czując jak, jej ramiona drżą wciąż z emocji. Poczuła ramiona Michaela, które zacisnęły się mocniej na jej talii, jakby się obawiał, że zaraz upadnie, chciał ją uchronić przed zgubą swoich działań.
        — Nie rób mi tego więcej — wyszeptał, wprost do jej ucha, gdy ona ufnie wtuliła się w jego ramiona, kryjąc twarz w jego obojczyku.
        Dopiero teraz czuła jak po jej policzkach spływają wolno łzy, które wcześniej ukryte głęboko w niej dały o sobie znać. Każdy kolejny napad wykańczał ją coraz bardziej, a ona nie wiedziała jak z nimi sobie poradzić, nie miała pojęcia gdzie znaleźć rozwiązanie tego, co tak bardzo ją męczy. Uważała wcześniej, że wszystko te stany lękowe wywołuje strach, który był jej nierozłącznym przyjacielem, jednak zbiegiem ostatnich miesięcy on odszedł w zapomnieniem. Co mogło się przyczynić do jego słabego stanu? Nie potrafiła tego wyjaśnić.
        Nie była pewna kiedy, znalazła się w swojej sypialni, ułożona na miękkiej pościeli, czuła pod głową puch wielu poduszek, w których uwielbiała się zatopić. Jak przez mgłę zobaczyła jak Mike, usiadł na krawędzi materaca, spoglądając na nią zatroskanym wzrokiem. Znała zbyt dobrze wyraz jego oczu za każdym razem, gdy zdołał ją zatrzymać przez zrobieniem sobie krzywdy w przypływie paniki i ogarniającego ją strachu, to ją uspokajało i pozwalało się wyciszyć.
        Widziała jak, przez mgłę jak mężczyzna ponosi się z łóżka, z zamiarem powrotu do siebie. Zacisnęła dłoń na jego przegubie, spojrzał przez ramię, by dostrzec jej błagające niemal spojrzenie.
        — Zostań — mruknęła cicho, czuł delikatne szarpanie, jakby prosiła, by położył się tuż obok niej.
        Spoglądał jeszcze przez dłuższą chwilę w jej morskie oczy, po czym ułożył się na wygodnych poduszkach, pozwalając dziewczynie, by mogła wtulić się niego, pragnąć, zapomnieć o niedawnym zdarzeniu. Objął ją w talii, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. 
        Jeśli uważała do tej pory, że dni, w których Chester po raz kolejny wpadł na genialny pomysł budzenia jej poprzez wylanie na nią dosłownego wiadra lodowatej wody, były najgorszymi pobudkami w jej życiu. Musiała mu zwrócić honor. Uznając, że jego próby ściągnięcia jej z łóżka nie podziałały na nią tak pobudzająco, jak ten jeden telefon, po którym miała ochotę zniszczyć osobę, która się do niej dobijała o siódmej nad ranem.
        Powinna powiedzieć, że poranek zapowiadał się wręcz wspaniale. Blask jaśniejącego nad horyzontem nieba wdzierał się przez przymknięta zasłony jej sypialni, ogrzewając swym blaskiem jej przymknięte powieki. Poruszyła się niespokojnie, czując nieprzyjemne ciepło na twarzy, przylgnęła mocniej do śpiącego u jej boku Michaela, który nieświadomie przez sen wzmocnił uścisk na jej talii, przysuwając jeszcze bliżej swojego ciała. Śniła, by dalej, gdyby nie dźwięk roznoszącego się po jej pokoju rytmicznej melodii, która uparcie wywiercała jej dziurę w mózgu, swoim natrętnym nawoływaniem. Odgłos tłumiącego jęku rozniósł się echem po jasnych ścianach. Otworzyła ociężałe powieki, próbując zlokalizować źródło dręczącej jej muzyki. Odnalazła dłonią telefon, który wibrował na jej szafce nocnej, rozjaśniając ekran, na którym wyświetlał się nieznajomy numer. Zmarszczyła brwi, widząc ciąg nieznanych jej liczb, które widziała po raz pierwszy w życiu. Nie przypominała sobie, by podawała swój kontakt komuś nieporządnemu. Dobiegł do jej uszu cichy pomruk niezadowolenia, a ona kątem oka spojrzała na wciąż przytulonego do niej mężczyzna. Przesunęła placem zieloną słuchawkę, przykładając komórkę do ucha:
        — Słucham, kto mówi? — starała się opanować drżący w jej piersi strach, bo swoich wcześniejszych przeżyciach była gotowa na dosłownie wszystko.
        Była pełna niepokoju, gdy usłyszała po drugiej stronie jakież zduszone dźwięki, których nie potrafiła rozróżnić czy rozpoznać. Wszystko mieszało się w całość, jednak gdy dobiegł ją głos, który przyprawiał ją o frustracji, zaczęła żałować, że nie wyrzuciła telefonu za okno.
        — Nie poznajesz mnie księżniczko — dźwięk głosu klasowego casanowy Adriena Agreste, przyprawił ją o wściekłość.
        — Agreste! Skąd masz mój numer? — niemal wrzasnęła, czym obudziła śniącego wciąż Shinoda.
        Podniósł się na łokciach, by utkwić spojrzenie pełne zaskoczenia, na siedzącej przy niej nastolatce, jej twarz wyraźne pobladła, gdy rozmawiała z chłopakiem, który upatrzył sobie ją na następną ofiarę, by tylko zaciągnąć ją do łóżka na namiętną noc, by potem porzucić ją jak nie istniejącą rzecz.
        — Ma się sposoby kochanie — mówił uwodzicielskim głosem.
        Frustracja przerodziła się w złość, gdy po raz kolejny słuchała przymilającego się do niej chłopaka. Zdenerwowana wyrwała się z objąć przyjaciela. Zerwała się z miękkiej pościeli. Chłodny wiatr, który wpadł przez otwarte okno balkonowe, przytrafił ją o zimny dreszcz. Chwyciła narzutkę leżącą na szelągu, wciąż przyłożoną komórką do ucha, zarzuciła delikatny materiał na swoje odsłonięte ramiona.
        — Czego chcesz? — warknęła do słuchawki, przechodząc niespokojnie po sypialni.
        — Jak to co? — udawany ton zaskoczenia odbijał się po jej umyśle, mamrotała kolejne wyzwiska w kierunku blondyna, czekała aż powie jej, czego od niej żąda — Chciałbym zobaczyć się bez koszulki, a najlepiej bez ubrań — jej twarz jeszcze bardziej zbladła, gdy przysłonięta chęć mordu, zastąpiła panika. 
        — Ty... ty zadzwoniłeś tylko po to, by po raz kolejny mnie podrywać — wrzasnęła, a wściekłość rozniosła się po jej ciele, niczym która trucizna wolno niszczyła każdy zakamarek duszy.
        — Skarbie, nie bądź taka uparta wiem, że to chcesz — oczami wyobraźni widziała, słodycz jego uśmiechu, cisnąca się na jego usta.
        Widząc to strapiony muzyk, znalazł się tuż obok niej. Zanim cokolwiek zdążył zrobić, jej ton głosu jeszcze bardziej się uniósł.
        — Ty się lepiej w szkole dziś nie pokazuj! — krzyczała do telefonu — Pożałujesz tego telefonu Adrien, ja ci to obiecuje! — powstrzymała się z całych sił przez cisnącymi się na jej usta wyzwiskami.
        Musiała zachować spokój i zimną krew, bo ten chłopak tylko czekał na moment, aż straci cierpliwość, jakby celową chciał doprowadzić ją do momentu załamania, by sama go zaczęła błagać, jednak zaczął, pogrywa z niewłaściwą osobą. Uważała jego próby filitu za nieszkodliwe, ale teraz miała coraz więcej obaw co do kolejnych jego posunięć. Jeśli udało mu się zdobyć jej numer kontaktowy, to co będzie kolejnym jego punktem na liście zdobycia najbardziej niedostępnej nastolatki w szkole?
        Pragnął wojny, to dostanie taką bitwę, której nie zapomni. Nie zamierzała się z nim grać w jego głupie gierki, a tym bardziej działać według jego zasad, teraz wprowadza do ich rywalizacji swoje własne reguły i ona przejmuje teraz kontrole.
Irytowała się na samą myśl, że oprócz samozwańczej blondynki, która wzięła sobie za cel uprzykrzanie jej życia i rujnowanie jej reputacji wśród kolegów ze szkoły, teraz będzie miała na pieńku z łamaczem dziewczęcych serc.
        Myślała, że ten ostatni rok szkoły, przeżyje bez większych afer czy kłótni, jak w poprzednim liceum, jednak się myliła. Zastanawiała się, czym pokarał ją los, że musiała znosić znajomych, którzy czasami zachowali się jak dzieci.
        Odrzuciła połączenie, nie była świadoma, co robi dalej, gdy uniosła telefon, jakby podświadomość kazała jej go roztrzaskać o pobliską ścianę. Poczuła jednak mocny uścisk na nadgarstku. Wodząc spojrzeniem, napotkała ciemną barwę oczu młodego mężczyzny, który powstrzymał ją przed uszkodzeniem swoich jasnych ścian, a co za tym idzie, rozwaleniem telefonu, z którego zapewne zostały, by części.
        — Zniszczę go! — wściekała się — On mnie pomięta — zbiegła z podwyższenia, wychodząc z pokoju, pozostawiając ogłupiałego muzyka na środku sypialni z małym mętlikiem w głowie.
        Westchnął cicho, po czym poszedł w ślady siostry przyjaciela, gdy stanął na oświetlonym jasnym słońcem korytarzu, dobiegł go szum wody, zagłuszając przy tym opuszczające z ust nastolatki potok przekleństw. Nie wiedział zbyt wiele o natręcie, który dręczył Julie, znał jego nazwisko, mając świadomość, że to klasowy podrywacz, który od pewnego czasu przyczepił się młodej Bennington. Skutecznie chcąc dokończyć swój plan, który był dla niego niewiadomy. Dziewczyna za każdym razem, gdy pytał, co takiego chciał, od niej ten blondyn prosiła, by nie dociekał prawdy i żył w błogiej niewiedzy. Jednak znając nieco naturę tego nastolatka, mógł domyślić się, co tak bardzo irytowało szatynkę, która aż kipiała ze złości za każdym razem, gdy miała nieprzyjemność się z nim widzieć a co gorsze spotkać. 
        Orzeźwiający prysznic nieco ostudził jej negatywne emocje, jednak nie na tyle, by zrezygnować z planu kontynuowania swojej zemsty. Rosunęła szklane drzwiczki prysznica, chwytając zawieszony na haczyku puchowy ręcznik. Owinęła go wokół swojego nagiego ciała, zbliżyła się do wbudowanego w ścianę lustra, przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu, nie było śladu po jasnym błękicie oceanu, zastąpił ciemny granat nocny, nie bywała często w takim stanie, jednak za każdym razem, gdy widziała, zastygłą chęć krzywdy w blasku swoich jasnych oczu sprawiała wrażenie, że nic nie jest jej w stanie przeszkodzić jej przed osiągnięciem celu. Chwyciła suszarkę leżącą na jednej z półek, by zamaszystym ruchem podłączyć ją do prądu. Wysuszyła szybko swoje długie włosy, które spięła w niedbałego koka, wróciła do sypialni, chcąc jak najszybciej wyszykować do szkoły. Usiadła przy toaletce, nie chętnie robiła makijaż, jednak musiała zakryć skutki źle przespanej nocy, którą nie wspomniała dobrze. Miała już dosyć nasilających się ataków, z czasem zauważyła, że bywały one coraz częstsze, co zaczęło ją niepokoić. Jednak nie mogła dłużej o tym rozmyślać, wysunęła czarną gumkę, a na jej ramiona spłynęły długie brązowe włosy, które delikatnie rozczesała i zaplotła w długi warkocz, który opuściła na ramię.
        Wyjęła z wnętrza dużej szafy elegancką koszulkę, których nie zakładała zbyt często. Bluzeczka z odcieniu mlecznej kawy, której krój kończył czarny kołnierzyk przy szyi, idealnie do niej pasował, chwyciła czarne spodnie zawieszone na pobliskim wieszaku, w pośpiechu nałożyła na siebie cichy, przy okazji szukając szpilek, które ukrywała we wnętrzu garderoby. Spojrzała przelotnie na zegarek, gdy wrzuciła potrzebne jej rzeczy do torby, zaczynała lekcje za dokładnie trzydzieści minut. Wybiegła z pokoju, chwytając po drodze przenośną ładowarkę do telefonu, stukot jej obcasów poniósł się echem po ścianach apartamentu, gdy zbiegła po jasnych stopniach, zderzając się w przejściu z Michael’m. Czuła od niego subtelny zapach morza i mięty co wręcz ubóstwiała, jednak nie zagłębiła się w swoje marzenia, które bardzo ją kusiły, by do niego zbliżyła i przytulić. Nie mogła jednak o tym dłużej rozmyślać, choć tak bardzo tego pragnęła. Pożegnała się z przyjacielem, wybiegając z domu, nie zamierzając zjeść nawet porządnego śniadania. 
        Nawet nie wiedziała, kiedy dotarła do murów liceum. Miała nadzieje odnaleźć pewną dziewczynę, która w tej chwili była jej niezwykle potrzebna. Przemierzając szkolne korytarze, uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy zobaczyła w oddali koleżankę z klasy o czarnych jak smoła włosach z granatowymi odblaskami. Siedziała na jednej z ławek, pochylona nad swoim szkicownikiem.
        — Szukałam cię — rzekła na wstępie, gdy zobaczyła jak licealistka, podnosi na nią swoje jej przenikliwie fiołkowe oczy, które były niesamowicie rzadko spotykane, jednak za każdym razem potrafiły zdumiewać.
        — O co chodzi? — zapytała, wsuwając ołówek między jasne kartki papieru, po czym zamknęła zeszyt przyozdobiony jej własnym literą imienia, wokół którego roztaczał się kwiatowy motyw.
        — Chodzi o tego kretyna Agreste — wyjaśnia na wstępie. 
        Twarz osiemnastolatki nabrała czerwieni i to jej powodem nie były rumieńce a wściekłość, która rozniosła się po jej ciele. Zrzuciła ze swoich kolan ukochany zeszyt, z projektami, po czym podniosła się gwałtownie z ławki, podchodząc niebezpiecznie blisko niej, Julia miała wrażenie, że zaraz ją uderzy, dobrze znała sytuacje tej dziewczyny i była świadoma, że zaraz stanie się jej krzywda. Słysząc nazwisko swojego byłego przyjaciela, a zarazem chłopaka, do którego w latach gimnazjalnych czuła coś więcej niż relacje czysto koleżeńskie, była przekonana, że jej młodzieńcze zauroczenie skończy się katastrofą, bo bała się przyznać chłopakowi o swoich uczuciach, gdy zebrała się na odwagę, by móc mu powiedzieć, jak naprawdę jest, dla niej waży, odrzucił ją na oczach całej szkoły, wystawiając ją na pośmiewisko. Nie miała wtedy nikogo, nawet przyjaciółki, by się jej zwierzyć, myślała jedynie jak przetrwać te ostatnie miesiące szkoły, jednak jej zbawieniem okazał się wyjazd rodziców do Stanów Zjednoczonych, przez co zmieniła gimnazjum oraz zerwała wszelkie kontakty z dawnym życiem. Los jednak postanowił ją pokarać, gdy na początku liceum zobaczyła w murach szkolnych chłopaka, od którego musiała uciec na koniec świata. Przeklinała wtedy swój nieszczęsny los, że pozwoliła się mu tak omotać i była skazana na towarzystwo blondyna, z którym musiała dzielić szkolne ławki.
        — Jeśli chodzi o niego, to mało mnie to obchodzi — odparła z kpiną.
        — Chcesz się na nim zemścić? — zagadnęła cicho.
        — Pytasz mnie poważnie o takie rzeczy, zrobię wszystko, by chodź, przez chwile poczuł co ja — delikatny uśmiech pełen satysfakcji rozjaśnił twarze obu licealistek.
        Spędzili resztę wolnego czasu na obmyślanie planu zemsty, który na celu miał skompromitowanie chłopaka oraz zniszczenia jego zapału do zdobywania kolejnych dziewcząt, które uległy, by jego czarowi, pozwalając zaciągnąć się do jego mieszkania, by mogły spędzić z nim namiętną noc, po czym pozostały, by ze złamanym sercem, które chłopak skutecznie by podeptał.
        Kilka minut przed dzwonkiem odnalazła swoich przyjaciół, siedzących przed klasą anglistki, rozmawiających zawzięcie o jakieś nieistotnych rzeczach, włączyła się do rozmowy, nie dostrzegając zbliżającego się w jej stronę Agreste’a. Czający się w kącikach jego ust uśmiech rozjaśnił się jeszcze bardziej, niezauważony zbliżył się do niej, uważając, by jej znajomi nie zdradzili jej sekretu, że stoi tuż za nią. Zaszedł ją o tyłu, delikatnie objął ją w pasie, przysuwając ją bliżej swojego torsu. Drgnęła przestraszona, odwracając się przez ramię, napotykając jasne spojrzenie wręcz kocich oczu swojego rywala. Zacisnęła usta w wąską linię, pragnąc wyrwać się z jego ramion, jednak on był silniejszy od niej, trzymał ją w mocnym uścisku, widział wstręt w jej jasnym spojrzeniu, które natychmiast przyciemniały.
        — Puść mnie! — warknęła wściekle, gdy jego dłonie mocniej zacisnęły się na jej brzuchu.
        — Nie traktuje się tak swojego księcia… — mruknął jej lekko ochrypłym głosem do ucha.
        — Zaraz ci pokaże, jak traktuje rycerzy na białym koniu — odezwała się nieco przesłodzonym tonem.
        Odwróciła się w jego ramionach, delikatny uśmiech ozdobił jej twarz, zbliżyła się niezauważona do chłopaka, z satysfakcją spoglądała, jak przymyka oczy, gotowy ją pocałować, jednak nie przewidział kolejnego ruchu dziewczyny, który był na tyle spontaniczny, że nie był zdolny go zatrzymać. Wykorzystując swoją pozycję, zgięła kolano, po czym uniosła go, uderzając blondyna w dość intymne miejsce. Dobiegł ją cichy syk bólu, uwolniła się z jego objęć i przyglądała się z zadowoleniem, jak chłopak zatacza się to tyłu, trzymając się za obolałe miejsce. Wyglądało to niezwykle komicznie, gdy oparł się o pobliską ścianę, trzymając się za podbrzusze. 
        — Gratuluje! Żałuje, że ja go tak nie załatwiłam — odwróciła spojrzenie, napotykając niebieskie spojrzenie koleżanki z klasy, z którą rozmawiała przed paroma minutami.
        — Masz jeszcze szansę — odezwała się, przybijając dziewczynie żółwika.
        Znajomi nastolatki otoczyli obie licealistki, nie mogąc powstrzymać wybuchu radości, który cisnął się im na usta, po chwili korytarz wypełniła ich radość, gdy przyglądali się kulejącemu chłopakowi. Szczególne zadowolenie wykazały dziewczyny, które kiedyś stały się jego ofiarami, a teraz leczyły swoje złamane serca. Zaczęły pokładać nadzieje w młodej Bennington, że się mu przeciwstawiła i nie dała się omotać jego uroki, a co jeszcze bardziej wprawiło ich w zadowolenie to kompromitacja młodego Agreste’a na oczach większości klasy.
        Julia wydostała się z małego tłumu, który powstał wokół niej, zbliżyła się bezszelestnie do osiemnastolatka. Chwyciła go za ramię, zmuszając, by na nią spojrzał.
        — Posłuchaj mnie kochany, dawał ci ostrzeżenie na imprezie u twojego kuzyna. Nie posłuchałeś mnie, mogłam być złośliwa i nie dać ci tej cholernej drugiej szansy, którą ode mnie teraz dostaniesz. Pozwalam ci dokonać wyboru. Zostawisz mnie i inne dziewczyny albo pozbawię cię godności na oczach całej szkoły. Skarbie to twój wybór — dokończyła, a jej usta uniosły się w geście tryumfu.
        — Suka — wysyczał, przez zaciśnięte zęby.
        Miała tego dosyć, chwyciła go mocniej za przód koszuli, nie kontrolowała swoich kolejnych ruchów, gdy jej pieść, znalazła się na jego nosie. Nikt nie będzie jej obrażać, już wystarczająco w życiu się nasłuchała wyzwisk skierowanych pod jej adresem. Miała ich już dosyć! Wypuściła materiał jego koszuli z zaciśniętej ręki, a blondyn zatoczył się do tyłu, trzymając za krwawiący nos.
        — Straciłeś swoją szansę — wrzasnęła.
        — Jeszcze będziesz moja!
        Jednak zanim mogło doprowadzić do gorszej sytuacji, tubalny głos nauczyciela rozniósł się po szkolnym korytarzu, przerywając wszelkie spory czy kłótnie. Dopingujący do tej pory ją uczniowie natychmiast zamilkli, gdy profesor szedł pewnym krokiem. Zatrzymał się, spoglądając na małe zbiegowisko i kulejącego przy ścianie ucznia i doprowadzoną do czerwoności nastolatkę, której wyraz twarzy mógł w tej chwili zabić. Podparła dłonie o boki, spoglądając spod przymrużonych powiek na swojego rywala, sugerując mu, by siedział cicho, bo inaczej bardziej ją popamięta. Nie była świadoma, że chłopak nie zamierza grać uczniowie.
        — Co tu się dzieje? — zagrzmiał, przywołując uczniów do porządków.
        Obserwowała uważnie jak na twarzy chłopaka, pojawi się uśmiech pełen fałszywości, a dziwne iskierki rozjaśniają jego szmaragdowe oczy, to nie wróżyło nic dobrego, co gorsza to ona stanie się prowokatorką tej całej awantury, a nie pobity młodzieniec. Przygryzła nerwowo policzek od środka, przeklinając w duchu swoją porywczą naturę i że zdołała się tak łatwo sprowokować.
        — Julia mnie zaatakowała — poskarżył się Adrien.
        — Czy to prawda? — jego surowy ton przeszył ją na wskroś. Poruszyła się niespokojnie pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, jednak starała się być opanowana, nie chciała, by jej oczy wyrażały jakiekolwiek obawy czy niepokój, który tkwił w jej sercu. 
        — Kłamstwo! — oburzyła się, gdy profesor skupił na nim swój wzrok — Dotykał mnie wbrew mojej woli, ja się tylko broniłam!
        Nauczyciel westchnął cicho, otworzył drzwi pracowni, nakazując wejść uczniom do środka. Przeszedł przez klasę, odkładając dziennik na swoje biurko, poprawił przekrzywione okulary na nasadzie nosowej, po czym oparł ręce na ciemnym blacie.
        — Julia, Adrien do mnie — nakazał, gdy trzecioklasiści zajęli swoje miejsca.
        Niechętnie odłożyła torbę na swoje krzesło, podeszła do wychowawcy, który mierzył ich spojrzeniem swoich ciemnych tęczówek.
        — Nie będę tolerować takiego zachowanie względem moich uczniów. Macie natychmiast iść do pani dyrektor i to wyjaśnić — wzdrygnęła się na jego ostry ton głosu.
        Spojrzała na blondyna, który posłał jej pełen satysfakcji uśmiech, po czym jak gdyby nigdy nic, przeszedł między ławkami, wychodząc z klasy. Niechętnie zmierzyła jego krokami, czując jak złość, jeszcze bardziej w niej buzuje. Sądziła, że poranek był najgorszy, jednak to początek zajęć okazał się koszmarny.
        Zatrzasnęła drzwi apartamentu z impetem, niemal zerwała z ramienia swoją torbę szkolną, rzucając ją niedbale w kąt, nie obchodziło jej nic prócz niedawnej rozmowy z dyrektorką liceum. Pedagog nie była ani trochę zadowoloną sprzeczką między dwojgiem młodych wychowanków, próbowała dociec prawy, kto rozpoczął konflikt, jednak Adrien nie zachował się nawet wtedy nieuczciwe, kłamiąc jej w żywe oczy, oskarżając ją, że jest sprawcą całego tego zamieszanie, na nic były jej próby obrony, gdy tłumaczyła przez dobre dwie godziny, że jest tylko ofiarą tego prowokatora, a uderzyła go, bo chłopak nie ma pojęcia, co to znaczy przestrzeń osobista. Od ich pierwszego spotkania chłopak nie wywołał u niej żadnych pozytywnych uczuć, a bardziej wstręt, który z czasem przerodził się w złość.
        — Co się stało? — podniosła wzrok, słysząc cichy głos Shinody.
        Wodząc za nim wzrokiem, dostrzegła go stojącego w kuchni opartego o aneks kuchenny, wciąż miał na sobie swoją ulubioną skurzaną kurtkę. Zapewne nie dawno wrócił do domu, zaniepokoił go stan nastolatki. Stanęła na środku pomieszczenia, z delikatnymi wypiekami na policzkach, włosy, które wcześniej splątała w warkocza, teraz żyły własnym życiem, a po dawnej fryzurze nie było śladu. Zacisnęła dłonie w pięść, knykcie niebezpiecznie pobielały. Miał nie odparte wrażenie, że zaraz coś zniszczy, albo rzuci się na niego z pięściami. Nie widział do tej pory Julii tak bardzo rozgoszczonej, nawet jeśli się wkurzała, to jej stan nie był tak gwałtowny, jak teraz.
        — Nic! — warknęła wściekle.
        Podeszła do lodówki i gwałtownie otworzyła drzwi, wyjmując zmorzoną lemoniadę. Dociągnęła szklanki stojącej na górnej szafce, chciała ją chwycić, jednak dłonie, które wciąż trzęsły się jej ze zdenerwowania, nie mogły utrzymać jej między palcami. Wyśliznęła się między jej dłońmi, upadając na blat, krusząc jeden z brzegów, po czym upadł na jasną podłogę.
        — Cholera — wrzasnęła, gdy odłamek szkła drasnął jej rękę.
        Szkarłatna ciecz popłynęła po jej nadgarstku, upadając, ginąc w materiale brązowej bluzeczki. Mężczyzna obserwował tę całą sytuację z delikatnym westchnieniem. Od wejścia dziewczyny do domu wiedział, że coś musiało się wydarzyć w szkole, nie co dzień wracała tak bardzo podenerwowana. Podszedł do niej, uważając na rozbite szkło, chwycił ją za ramiona i posadził ją na krześle barowym, podając jej chusteczkę, którą przyłożyła do zranionej dłoni, kazał jej poczekać, a sam opuścił kuchni. Wrócił chwile później, trzymając w dłoniach apteczkę pierwszej pomocy. 
        — Więc powiesz mi, co się takiego stało? — zagadnął po raz kolejny, chcąc dowiedzieć się prawdy.
        Przyłożył gazę, nasączą wodę utlenioną do jej dłoni. Syknęła cicho z bólu, odruchowo pragnęła zabrać dłoń, lecz wzmocnił uścisk na jej nadgarstku, nie pozwalając jej się wyrwać. 
        — Już nic mówiłam nic! — mruknęła zdenerwowana.
        — Gdyby się nic nie wydarzyło, nie miałabyś na miejscu ochoty zrobić krzywdy pierwszej napotkanej osobie, albo roztrzaskać coś o pobliską ścianę — wyjaśnił, delikatnie odsuwając lekko zakrwawiony materiał, upewniając się, czy może przyłożyć ochrony plaster, jednak dostrzegając, że szkarłatna ciecz wciąż spływa po jej dłoni, ponownie przyłożył materiał ze substancją regenerującą. 
        Nastolatka westchnęła cicho, gdy jej emocje powoli opadały, a ona zdołał myśleć już na tyle racjonalnie, że mogła wysunąć wnioski z dzisiejszego spotkania z Agreste’em, jednak na samą myśl blondyn warknęła wściekle, a kolejny potok bluźnierstw opuścił jej usta. Michael uniósł brew, słuchając jej złośliwych epitetów, czekając na jej wyjaśnienia.
        — Wrobił mnie! Przez niego będę zostawać po lekcjach przez najbliższy tydzień, bo to odpowiednia kara za sprowokowanie do bójki — wyrecytowała słowa Jennifer Stone.
            — Co? Wyjaśnij mi to na spokojnie.
        Przymknęła oczy, próbując opanować emocje, uchyliła powieki, gdy poczuła delikatny materiał bandażu, którą owinął się wokół jej dłoni. Obserwowała uważnie każdy jego ruch, gdy przyłożył materiał z maścią łagodzącą, po czym otulił jej dłoń opatrunek.
        — Wszystko zaczęło się od porannego telefonu, pamiętasz — delikatnie skinął głową, opadając na krzesło tuż obok niej, gdy odłożył apteczkę na bok — Chciała, coś zrobić by przestał mnie nachodzić. Spotkałam się w szkole z dziewczyną, która chodziła kiedyś z nim do gimnazjum w Paryżu. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o nim, co mogę zrobić, by jakoś go odsunąć od siebie i żeby przestał być takim dupkiem względem innych dziewczyn. Słyszałam, że zanim przeniósł się do Stanów, mieszkał we Francji. Rozmawiałam kiedyś z Marinette która wspominała, że gdy była młodsza, chodziła do klasy z pewnym blondynem, wydawał się jej naprawdę fajny, jednak sława i bogactwo zrobiło z niego szkolnego króla. Historia jest nieistotna. Chciałam także, wtajemnicz ją w plan, by utrzeć nosa temu zarozumialcowi. Nasz konflikt zaczął się, gdy spotkałam się ze znajomymi, podszedł do mnie nie zauważony, a to, że nie życzyłam sobie, by mnie dotykał, mało go to obeszło.
        — Chyba rozumiem, co było dalej — przerwał jej opowieść.
        — Wkurzyłam się na niego. Przyznaje, mogłam go uderzać zupełnie gdzie indziej, ale mi się nawinął — odparła z delikatnym rumieńcem na twarz, co było tylko potwierdzeniem jego domysłów, jak bardzo zabolała ta konfrontacja chłopaka — Od słowa do słowa zaczęliśmy się wyzwać. Mogłam odejść, jednak nie wytrzymał jak znowu, została wyzwana od prostytutek — grymas niezadowolenia przebiegł przez jej twarz — Zakończyło się to gdy pojawił się nasz opiekun grupy, wysłał nas do gabinetu dyrekcji, oczywiście Agreste nie byłby sobą, gdyby nie odsunął od siebie podejrzeć i takim sposobem wylądowałam z karą, za której sprzeczkę nie rozpoczęłam a ten blondyn, nawet nie dostał ponaglenia. To się nazywa uczciwy osąd — dokończyła swoją historię.
        — Co na to twoi koledzy? — zapytał spokojnie, po chwili namysłu — Dyrektorka nie zapytała ich, co widzieli? 
        — Nie. Stwierdziła, że ich wyjaśnienia nie są konieczne i chciała to rozwiązać między naszą dwójką.
        — Kompletnie tego nie rozumiem — przyznał.
Spotkał się po raz pierwszy z czymś takim, skoro na korytarzu było kilku uczniów w tym znajomi dziewczyny, powinni to do końca wyjaśnić, a osądy pozostawić na później. Nikt jednak nie pojmuje prawa szkolnego, to było naprawdę zaskakujące.
        — Widzisz, teraz ja będę musiał odpracować swoją i jego karę — rozejrzał się w poszukiwaniu głosu nastolatki. Dostrzegł ją klęczącą na podłodze wśród odłamków zbitej szklanki.
        — Nie zamarzasz się bronić?
        — Próbowałam Mike, nic nie zdziałam — wrzuciła resztki naczynia do śmietnika, chowając zmiotkę na szufladzie pod zlewem — Następnym razem to mnie popamięta, nie dam się tak wygryźć — oznajmiła, opuszczając pomieszczenia.
        Słyszał odgłos jej kroków, odbijających się o ściany pokoju dziennego, spoglądał na nią, do momentu aż nie zniknęła na jasnych schodach apartamentu, westchnął cicho, zdejmując z ramion czarny materiał kurtki.
        Odnalazł w torbie podróżnej pęk kluczy porzuconych w jednej z pobocznych kieszonek. Wyciągnął wygrawerowane metale, zawieszone na małej obręczy. Przekręcił pasujący klucz w zamku, po chwili cichy szczęk puszczanych zawiasów odbił się w jego uszach. Otworzył szerzej drzwi, zabierając z podjazdu dwie zapakowane walizki, wciągając je do przedpokoju. Ostrożnie zamknął drewniane skrzydło, uważając, by nie narobić zbędnego hałasu. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy otoczyła go delikatne światło sączące się z diod zamontowanych w suficie. Położył niedbale plecak na swoje torby, podrapał się w zamyśleniu po głowie, gdy dobiegł go jakiś cichy dźwięk z głębi domu. Odrzucił niedbale buty w kąt, próbując zrozumieć, co się dzieje, był przekonany, że jego siostra, jak i przyjaciel już dawno śpią. Podążył za źródłem hałasu, gdy stanął na progu salonu, dostrzegł rozświetlony ekran telewizora, który wyświetlał jakiś horror. Rozejrzał się uważnie, próbując odnaleźć dwójkę domowników. Długo nie musiał się trudzić, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na jasnej kanapie, skąpanej jedynie w blasku delikatnej poświaty wydobywającej się z lampki stojącej na pobliskiej komodzie.
        Widok, jaki tam zastał, sprawił, że na jego zmęczonej twarzy, pojawił się delikatny uśmiech. Mike leżał na miękkich poduszkach rozłożonych na białej kanapie, na podłokietniku porzucony ciepły materiał koca, okrywał jedynie stopy dwójki śpiących przyjaciół. Podparł prawą stopę na jasnym materiale sofy, przez co zgiął ją w kolanie. Obejmował w czułym uścisku śpiącą na nim nastolatkę, która nieświadomie, wtuliła się w jego pierś. Zaskoczył go nieco widok swojej siostry w tak znaczącej bliskości z muzykiem. Dobrze wiedział, że, pomimo że tolerowała, gdy ją czasami obejmował, miewała chwile, gdy nie pozwalała się do siebie zbliżać, a czająca się w kącikach jej oczu niepewność sprawiała, że była nieco nieśmiała. Jednak teraz mógł wyraźnie dostrzec, że będąc w objęciach młodego mężczyzny, czuła się po zrelaksowana, a uśmiech błądzący na jej malinowych ustach uniósł się delikatnie, gdy wietrzona przez sen skryła twarz w jego obojczyku.
        Nie miał siły się na tym zastanawiać, zapewne ich relacja przez te dwa miesiące znacznie się polepszyła, a więź, która ich połączyła, stała się nieco silniejsza. Uważając, by ich nie obudzić, chwycił porzuconego na stoliku pilota, wyłączając wciąż grające urządzenie. Zerknął na dwójkę czworonogów, którzy w najlepsze spali rozłożeni przed kominkiem, w którym dogasał ogień. Wspinając się po oświetlonych schodach na górne piętro, wchodząc do swojej sypialni, padł zmęczony na łóżko, nie mając nawet ochoty brać prysznica. Morfeusz skutecznie mu to uniemożliwił, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki, zabrał go w swoje objęcia. 
        Mruknął cicho, gdy poczuł łaskotające go promienie jaśniejącego nad horyzontem słońca, oświetlając jego zaspaną twarz. Pragnąc przewrócić się na drugi bok, chcąc odgonić od siebie natrętne słońce, nie mógł tego zrobić, gdy poczuł słodki ciężar na swoim torsie. Uchylił delikatnie powieki, próbując odgonić od siebie resztki snu. Spojrzał w dół, by dostrzec śpiącą na nim nastolatkę, nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, gdy skryła ją kaskada brązowych włosów, czuł jednak jej ciepły oddech na swoim karku, uśmiechnął lekko, gdy przebiegł przez jego ciało przyjemny dreszcz taką bliskością. Delikatnie odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki.
        Przywołał w pamięci wczorajszy wieczór, gdy zdołał namówić osiemnastolatkę do wspólnej nocy horrorów, co było całkowicie złym posunięciem z jego strony nawet po jej zapewnieniach, że nie znosi takich filmów, jednak musiał postawić na swoje. Nie mógł jednak ukryć tego, że spodobało mu się zakończenie wczorajszej nocy, gdy przestraszona licealistka siedziała przytulona do niego, przez większość filmu nie mogąc znieść drastycznych scen zawartych w adaptacji filmowej.
        — Widzę, że doskonale się bawiliście bez ze mnie — rozejrzał się nieco przestraszony, próbując odnaleźć osobę, która wyrwała go z lekkiej zadumy.
        Wodząc wzrokiem, spojrzał w kierunku schodów, gdzie na ostatnim stopniu stał lekko uśmiechnięty Bennington. Opierał się o balustradę, ze skrzyżowanymi dłońmi na torsie. Zszedł ostrożnie z ostatniego stopnia, podszedł do szklanego stolika, opierając się delikatnie na nim. Powstrzymał się przed gwałtownym ruchem, gdy chciał przywitać długo niewidzianego kolegi z zespołu, jednak nie mógł obudzić wciąż śpiącej na nim Julii. Dobrze wiedział, że nastolatka uwielbia dużej pospać w wolne dni, co oznaczało, że nie budziła się wcześniej niż przed dziesiątą rano.
        — Chętnie bym się z tobą przywitał, ale nie chce jej obudzić — mruknął, spoglądając mimowolnie na licealistkę.
        Widział jak na usta wokalisty, skrada się złośliwy uśmieszek, co oznaczało tylko jedno, wpadł mu kolejny pomysł na rozbudzenie smacznie śpiącej siostry. Skinął głową, by zrezygnował z tego planu, jednak było już za późno, gdy do jej jeszcze nieco zaspanej podświadomości dotarł tak znany mu krzyk.
        — Pobudka!
        Zlękniona dziewczyna pisnęła cicho, zrywając się gwałtownie ze snu, powodując, że zerwała się za szybko, w geście rozpaczy chwyciła delikatnie materiał koszulki Michaela, starając się nie upaść na twarzą na podłogę, zacisnął mocniej dłonie na jej talii, powstrzymując przed upadnięciem z kanapy.
        — Mike błagam, czemu musisz mnie wyrywać ze snu w tak drastyczny sposób. Miałam tak piękny sen — rozmarzyła się — Sobota jest, a ty, zamiast spać to wolisz się wydzierać — marudziła, wciąż nie dostrzegając rozbawionego piosenkarza, który z całych sił powstrzymywał się, by nie zdradzić swojej obecności, o której nastolatka nie była świadoma.
        — Gdybym nawet próbował, ja nie potrafię tak krzyczeć — odparł spokojnie.
        — Uważaj, bo ci uwierzę, nie ma nikogo w domu oprócz nas — oświadczyła poważnym tonem.
        — Jesteś pewna? — odezwał się wokalista. 
        Wyraz jej twarzy zastygł w bezruchu, niepewnie odwróciła się przez ramię, wciąż tkwiąc w słodkiej ołudzie nie wiedzy. Spoglądała przez dłuższą chwilę na brata, niczym zobaczyła osobę nie z tego świata. Była przekonana, że pojawi się za jakieś dwa dni, jak jej wspomniał w ostatniej rozmowie. Dłużej jednak nie rozmyślała nad tym. Wydostała się z objęć Shinody, pokonała dzielącą ich odległość i wpadła w jego ramiona.
        Musiała przyznać, że się za nim stęskniła, brakowało jej go przez dwa miesiące, wcześniej tego tak nie odczuwała jednak gdy mogła wreszcie go zobaczyć bez dzielących ich odległości, mając tylko możliwość rozmowy przez wideo, odczuła jego długą nieobecność. Wcześniejsze lata życia w samotności, bez żadnych krewnych wcale ją nie martwiła, jednak od momentu, kiedy w jej życiu pojawił się Chester, coś się zmieniło. Zagubiona cząstka jej duszy, którą utraciła w momencie, gdy straciła rodzinę, wróciła ponownie. Wiele mu zawdzięczała, a przede wszystkim zyskała nadzieje i wiarę, która pogrzebała żywcem.
        — Kiedy wróciłeś? — spytała, delikatnie się od niego odsuwając, by móc na niego spojrzeć.
        — Wczoraj wieczorem — odpowiedział spokojnie — Widzę, że tutaj ciekawsze rzeczy się działy — dodał, wpatrując się w nieco zakłopotanego przyjaciela, który za wszelką cenę starał się tego nie ukazywać. Zerknął na siostrę, która jedynie westchnęła głęboko, nie mając chęci komentowania jego zaczepki słownej, domyślała się, co wokaliście chodzi po głowie, jednak nie zamierzała się mu tłumaczyć, bo tak naprawdę nie miała z czego.
        — Co się wydarzyło z ostatnim występem? — zagadnęła, siadając przy kuchennym barku, poprawiła warkocz, który osunął się jej z ramienia, spoglądając na stojącego w przejściu brata.
        — Odwołali go z przyczyn technicznych — wyjaśnił Bennington — Stadion, na którym mieliśmy grać, miał drobne problemy z nagłośnieniem. Próbowali to naprawić to na szybko, ale zamiast polepszyć sytuacje, bardziej ją pogorszyli — skrzywił się nieznacznie na samo wspomnienie sprzeczki z pracownikami hali, którzy upierali się, że zdołają poprawić usterkę przez zaplanowanym występem.
        Występ kończący trasę okazał, by się klapą, gdyby nie dokonali ostatniej próby zespołu, co ukazało niedociągnięcia właścicieli i szybkim montaż zatrudnieni ego na szybko akustyka. Czekający przez halą fani nie byli zawiedzeni nagłym odwołaniem koncertu, na który tak wyczekiwali. Wiedział, że ich zawiedli, jednak nie byli zadowoleni z kolejnych propozycji, która padłaby, zatuszować problemy techniczne, z którymi musieli się uporać.
        Ostatni miesiąc roku przywitał mieszkańców słonecznego Los Angeles chłodną aurą która zawisła nad miastem. Chłodny deszcz miotał koronami drzew, upadając o ciemne dachówki kalifornijskich drapaczy chmur, wystukując cichą melodię na parapetach mieszkań rodzinnych. Ulice opustoszały jeszcze bardziej, gdy zmoczeni obywatele umykali pod zadaszenia sklepów, czy kryjąc się w swoich mieszkaniach. Spragnieni ponownie ujrzenia na czystym płótnie nieba jaśniejącego słońca, wyglądali przez ogromne szyby swoich mieszkań, jednak nadzieja na poprawienie pogody nie następowała, a pogoda zaczęła się udzielać sfrustrowanym osobą, które były zmuszone przeczekać tę pogodę w zaciszu swojego domu.
        W powietrzu unosił się specyficzna woń zbliżających się coraz większymi krokami Świąt Bożego Narodzenia, przygotowując wszystkich mieszkańców na ten wyjątkowy dzień w roku, gdy Syn Boże został poczęty w ubogiej stajence. Wyczuwalna była radość wśród młodszych mieszkańców Kalifornii oraz całej kuli ziemskie, gdy uratowane mogły otrzymać podarunki od sędziwego staruszka w czerwono—białym fraku, siedzący na saniach ciągnących przez stado reniferów, śląc do niego listy. 
        Zarazem był to wyjątkowy dzień dla pewnej licealistki, która ostatni dni spędziła, żyjąc w niewiedzy, że od dłuższego czasu przyjaciele oraz starszy brat planują jej niezapominane urodziny, które miała spędzić wśród bliskich, oraz dobrej zabawy, która szykowała się na ten jeden wyjątkowy wieczór w roku. Choć nie czuła potrzeby organizacji swojego święta, które w ostatnich latach kojarzyło jej się jedynie z samotnością oraz smutkiem, który gościł w jej sercu. Nie wiedziała, że swoje osiemnaste urodziny zapamięta do końca życia.
        Przewróciła się na drugi bok, pragnąc ponownie wtulić się w puch jednego z rozrzuconych jaśków, jednak do jej świadomości dotarł cichy szelest folii, a jej nozdrza wypełnił subtelny zapach kwiatów.
        Uniosła delikatnie powieki, a jej oczom ukazał się białe płatki róż, podniosła się na łokciach, rozglądając się nieco niezrozumiałym spojrzeniem po sypialni, szukając osoby, która mogła pozostawić na jej łóżku zdobiony wiązankę. Uśmiechnęła się delikatnie, napotykając tak znane jej spojrzenie brązowych tęczówek starszego brata.
        — Wszystkiego Najlepszego maleńka.
        Nie spodziewała się takiej miłej pobudki, liczyła na to, że nie ściągnie jej z łóżka w dość gwałtowny sposób, ale zwykłe proste życzenia sprawiały, że w jej sercu zawitał długo niewidziane szczęście w ten wyjątkowy dzień. Kącik jej ust drgnął do góry, gdy chwyciła bukiecik biały róż, zauważyła wplecione w wiązankę pojedyncze kwiaty kremowych lilie.
        — Dziękuje, ale to nie było konieczne — odparła cicho.
        Pomimo początkowej radości, wróciły do niej wspomnienia jej poprzednich nieudanych urodzin, wtedy gdy żywiła jeszcze nadzieje, że jednak coś się zdarzy, miała nadzieje, że ktoś powie jej coś miłego, jednak rozczarowanie, które czuła z każdym rokiem, utwierdzało ją tylko w przekonaniu, że nie jest dla nikogo ważna. Ból, który roznosił spustoszenie po jej sercu, czuła go coraz bardziej, gdy zegary wskazywały kilka minut po dwunastej w nocy następnego dnia. W młodzieńczych latach jednak przyzwyczaiła się już do tego i nawet nie miała tej głupiej nadziei.
        — Julio to są twoje urodziny. To jest twoje święto, więc liczy się tu twoje szczęście — delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, zmuszając, by spojrzała mu w oczy — Wieczorem będziesz mi wdzięczna, że nie pozwolę ci tego dnia spędzić w osamotnieniu.
        — Co ty planujesz? — spojrzała na niego podejrzliwie, gdy dziwny błysk rozjaśnił się w jego spojrzeniu.
        Chester podniósł się z miękkiego materaca, a delikatny uśmiech skradł się na jego usta. Wydawało się jej, że posiadał w sobie nieco tajemniczości. Sekretów, których wręcz nie znosiła. Otworzyła usta gotowa by o cokolwiek powiedzieć, jednak muzyk ją ubiegł:
        — Dowiesz się dokładnie o osiemnastej, a teraz wstawaj — ponaglił ją — Dziewczyny nie będą na ciebie wiecznie czekać — dodał.
        Wydostała się z plątaniny pościeli i poduszek, układając kwiaty na nocnym stoliku, odwróciła się gwałtownie do niego, spoglądając w jego rozbawione tęczówki.
        — Chwila, o kim ty mówisz? — zdumiała się.
        — Chyba o nas zapomniałaś.
        Wolnym krokiem zeszła z podniesienia, dostrzegając wyłaniającą się za jasnego skrzydła twarz osiemnastoletniej brunetki. Otworzyła szerzej drzwi, ukazując trójkę jej najlepszych przyjaciółek. Przyjrzały się im dokładnie, każda z nich miała założoną dokładnie tę samą sukienkę w odcieniu ciemnego błękitu. Gorset wyszyty był z koronkowego materiału, który dłużył się do nadgarstków, tworząc nieco prześwitujące kwiatowe rękawy, dół był nieco rozłożysty uszyty z dwóch warstw tiulu, dobrane do tego czarne szpilki idealnie eksponowały ich szczupłe nogi. Mogła powiedzieć, że nie różnią się niczym, oprócz odcieniu koloru włosów jednak każda z nich postawiła na dopasowany do ich cery makijaż oraz fryzurę. Wyglądały niemal jak trojaczki. 
        — Co wy tu robicie? — zagadnęła, nakładając na siebie narzutkę, przyglądając się każdej z dziewczyn.
        — My — odparła obojętnym głosem Selena, rozsiadając się na jej krześle obrotowym — Zabieramy cię do salonu piękności.
        — No nie nawet o tym nie myślcie! — oburzyła się, słysząc ich propozycje.
        Nie znosiła takich miejsc, nie była typową dziewczyną, która spędza kilka godzin na zabiegach kosmetycznych, by jeszcze bardziej się upiększyć, to nie było dla niej. Nie pasowało to do jej wizerunku, ona wręcz uwielbiała chodzić w spodniach i Łużnych koszulkach, czasami nawet się nie kwapiąc, by zrobić lekki makijaż. 
        — Nie masz wyboru skarbie — odparła Emily, znajdując swoje miejsce na jednym z worków sako — Karnet nie może się zmarnować — dodała, wymieniając spojrzenia z pozostałymi dziewczynami.
        Nie mogła nie zauważyć, że spoglądając dyskretnie w stronę Chestera, który stał w wejściu do jej sypialni, opierając się o framugę drzwi z delikatnym uśmiechem na ustach.
        — Czyj to był pomysł? Przyznawać się! — ton jej głosu uniósł się nieznacznie, co jeszcze bardziej rozbawiło jej znajome oraz brata.
        — Twojego brata.
        Podparła dłonie na biodrach, spoglądając na rozweselonego muzyka, który wzruszył jedynie ramionami, starając się przybrać najbardziej naturalny wyraz twarzy.
        — Mogłam się tego po tobie spodziewać, jeśli chciałeś mnie z domu wyrzucić, to trzeba było od razu mówić, a nie nasyłać na mnie moje koleżanki by mnie specjalnie wyciągnęły — mówiła, jednak z każdym wypowiedzianym słowem w jej głosie czaiło się rozbawienie, którego nie mogła ukryć.
        — Nie miałem takiego zamiaru młoda — odparł ze śmiechem — Ubieraj się, bo nie będzie mi cały dzień w łóżku leżeć.
        — A jeśli tak chce spędzić urodziny — odparła oburzona, krzyżując dłonie na piersi.
        — To zadzwonię do Mike’a i poproszę, żeby cię przyjechał i wyciągnął z łóżka. Zauważyłem, że ma on na ciebie skuteczne sposoby — mrugnął do nie, poruszając sugestywnie brwiami.
        Spuściła wzrok, czując na sobie przenikliwe spojrzenia trójki nastolatek, które przyglądały się tej wymianie zdań z niemałym zaskoczeniem i choć od kilku dni, rozmawiały z Chesterem, który prosił je, by zaprosiły znajomych jego siostry na imprezę, nie były bardziej wtajemniczone w plan wokalisty. Nie miały pojęcia, że oprócz nich na zabawie pojawi się jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów świata.
        — Nawet nie próbuj! — ostrzegła go — Nie dopisuj tego, czego nie ma! — krzyknęła za nim, gdy zniknął za drzwiami jej pokoju.
        — Jasne widziałem, że nic nie ma, jak wróciłem z trasy.
        Dobiegł ją jeszcze jego wołanie. Opadła lekko zmieszana na drewniane schodki, wzdychając cicho. Od chwili, gdy zobaczył ją i Shinodę śpiących razem, wciąż rzuca w jej kierunku jakieś kąśliwe uwagi czy tekst z podtekstem który ma jednoznaczny wydźwięk. Nie raz toczyła się między nimi zażarta dyskusja, kiedy oboje chcieli postawić na swoim. Musiała jednak przyznać, że nawet tych przepychanek słownych jej brakowało podczas jego nieobecności i nie obchodziło ją to, że mogła ją przegrać, cieszyła się, że w końcu ma go znowu przy sobie. 
        Poruszyła się niespokojnie, czując palący wzrok przyjaciółek na sobie. Niepewnie uniosła głowę do góry, spoglądając w jasne spojrzenie swojej nadpobudliwej przyjaciółki, która już otwierała usta, by wypytać ją o pikantniejsze szczegóły, jak mogła się domyślić reakcji łączącej ją z tym mężczyzną, którego jeszcze nie miała okazji poznać.
        — Co to za Mike? — zaciekawiła się Adams, śledząc ją spojrzeniem, gdy zniknęła za drzwiami garderoby.
        — Nikt ważny — usłyszała w odpowiedzi — Dobry znajomy Chestera.
        Licealistki spojrzały po sobie znacząco, w umyśle każdej z nich pojawiła się pewna myśl, podejrzenie, które skradło się do ich umysłów, gdy zauważyły na jednej z szafeczek nocnych oprawione w ramkę zdjęcie ich przyjaciółki w objęciach pewnego przystojnego bruneta. Alex wspięła się na podwyższenie, chwytając fotografię, przyglądając się jej uważnie. Miała nieodparte wrażenie, że zna skądś tego mężczyznę, jednak nie potrafiła wyjaśnić czemu jego twarzy, wydaje jej się dziwnie znajoma.
        — Chwila czy to nie jest Shinoda? — czuła na ramieniu ciepłą dłoń Emily, która stanęła tuż za nią, wpatrując się w oprawione wspomnienie na kartce papieru.
        Wyłapała spojrzenie koleżanki, a kącik jej ust uniósł się ku górze, gdy usłyszała jej sugestię.
        — Ona z nim? — Selena zjawiła się u ich boku, wyrywając z ich rąk fotografię. 
        Wpatrywała się w uśmiechniętą parę, jednak po chwili zdjęcie zniknęło jej sprzed oczu, a ona poderwała głowę, napotykając jasne spojrzenie oczu Julii.
        — Nie ładnie podglądać — mruknęła, odkładając zdjęcie na ciemny blat, skrywając fotografię.
        — Ty go znasz?
        Osiemnastolatka westchnęła cicho, wiedząc, że nie uniknie wyjaśnień i nie zdoła już ich okłamać i tak by się to wcześniej czy później wydało, że ma kontakt z resztą kapeli. Nie miało to sensu ukrywać.
        — Tak — odparła z westchnieniem.
        — I nic nam nie powiedziałaś! — oburzyła się młoda projektantka, śledząc wzrokiem, wychodząc z sypialni przyjaciółkę.
Zatrzymała się w pół kroku, odwróciła się przez ramię, by móc na nie zerknąć.
        — Nie mówiłam wam z tych samych powód, z których nie zdradziłam wam mojego pokrewieństwa z Chester’m — odparła, wychodząc.
        Nastolatki rozsiadły się na wygodnych fotelach, wdając się w cichą rozmowę na temat ostatnich wydarzeń. Młoda Shelong przyjęła ze spokojem rodzinę pokrewieństwo jej najbliższej znajomej z muzykiem formacji rockowej. Nie była wielką fankom tej gruby, słyszała o nich kilkakrotnie, jednak nie przykładała uwagi tak bardzo emocjonalnej kim jest brat Julii. Nie zamierzała go oceniać po jednym spotkaniu, nie było to w jej naturze.
        — Myślicie, że coś ich łączy? — zainteresowała się Selena, przechadzając się po sypialni swojej najlepszej koleżanki.
        — Chodzi ci o Julie i Mike’a?
        — Tak. 
        — Nie wiem Sel, tak naprawdę nigdy go nie spotkaliśmy i nie wiemy, jakie łączą ich stosunki, więc trudno tak powiedzieć, oceniając wszystko po jednej fotografii — odparła obojętnie Alex, wystukując na ekranie telefonu kolejną wiadomość do swojego chłopaka.
        — A jeśli? — upierała się.
        Podniosła wzrok znad ekranu telefonu, by móc zerknąć nadpobudliwą brunetkę, która uwielbiała tworzyć przeróżne, która uwielbiała się doszukiwać pewnych relacji czy zachować po dość krótkim czasie obcowania z tą rzeczą. Czasami się śmiały, że powinna w przyszłości wybrać się do szkoły policyjnej, by mogła sprawdzić się jako pani detektyw, jednak ona uparcie szła w kierunku tworzenia nowych trendów mody oraz pozowania przed ekranem aparatu.
        — Selena nie drąż tematu, ostatnio Julia ci mówiła, że nie interesują ją związki — odparła Emily, a w jej tonie głosu można było wyczuć niezadowolenie.
        — Mogła tak powiedzieć, by nie jest zainteresowana chłopakami z naszej klasy, a tak naprawdę potajemnie spotyka się z nim.
        — Jasne i zapewne obiecał mi pierścionek zaręczynowy i gromadkę dzieci — odwróciła się, słysząc nieco rozbawiony głos osiemnastolatki — Seleno mogę cię zapewnić, że moje stosunki z Michael’m są czysto przyjacielskie.
        Adams pragnęła kontynuować te rozmowę, jednak zanim się odezwała, dwójka przyjaciółek chwyciły je pod ramiona, ciągnąc na niższe piętro apartamentu. Julia chwyciła pośpiesznie wiązankę kwiatów. Zbiegły po schodach, a w całym domu odbił się stukot ich pantofelków.
        — A nic takiego nie wspomniał?
        Kącik jej ust drgnął do góry, gdy Selena nie wzruszona, dalej chciała poznać jej bliższe stosunki z Shinodą. Z jednej strony zaczęło ją to powoli irytować, wiedziała, że czasami bywa zbytnio nachalna w swoich działaniach, by tylko poznać prawdę, lecz z drugiej strony wprawiało ją to w rozbawienie, gdy przypomniała sobie pewien listopadowy wieczór oraz gorące usta mężczyzny, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz podniecenia. Nie potrafiła ukryć radości, która czaiła się w jej sercu, gdy pamiętała dokładnie każdy drobny gest, każdą subtelną pieszczotę oraz namiętny pocałunek, który ich wtedy połączył. Nie zamierzała nikomu zdradzać, co się wtedy wydarzyło. Wolała, by pozostało to między nią a Mike’m.
        — Nie, jedyne co od niego słyszę to, że mnie lubi.
      — Nawet bardziej niż bardzo — odezwał się piosenkarz, który niespodziewanie stanął za nią.
        Odwróciła się na pięcie, spoglądając w intensywne brązowe oczy swojego brata, dostrzegła w blasku jaśniejącego słońca tańce w jego oczach iskierki rozbawienia.
        — Braciszku twoje sugestie nie są trafne — odparła nieco zgryźliwe — Nawet nie kończ! — ostrzegła go, widząc, że ponownie chce powrócić do wspomnień sprzed kilku dni.
        Zjedli śniadanie w przyjaznej atmosferze. Nie dało się nie zauważyć, że między Chesterem a Seleną wywiązała się nić porozumienia. Oboje byli tak samo zwariowani i pełni humoru, przez co szybko złapali ze sobą kontakt, Aleksandra wciąż była nieco nieśmiała obecnością muzyka, starała skupić się na rozmowie z jubilatką oraz przyjaciółkom, która czuła się swobodnie i wciąż znajdywała tematy, do plotkowania głównie ze szkolnych korytarzy liceum. 
        Dotarły do jednego z popularniejszych salonów piękności niecałe trzydzieści minut później. Dziewczyny przekonały jubilatkę, by zrezygnowała z jakiekolwiek transportu i by przeszły się na nogach, nie mogła nie zauważyć, jak na tym im zależało, jednak nie dopytywała o szczegóły, dała się namówić na poranny spacer, gdy weszły w progi salonu, zaatakował ich subtelny zapach lawendy i świeczek kwiatowych.
        Zbliżyły się do lady, za którym stała miło uśmiechająca się młoda kobieta. Mogła powiedzieć, że była to zapewne studentka, która dorabia sobie na boku na czesne, przywitała ich uprzejmie. Upewniając się o ich nazwiska oraz zapisanej wizyty, zaprosiła ich do garderoby, gdzie mogły przebrać się długie szlafroki w jasnym odcieniu karmelu, na prawej piersi wszyte zostało logo firmy. Czując delikatny materiał na swoim nieco odsłoniętym ciele, przyprawił ją o przyjemny dreszcz.
        Niespodziewanie poczuła zaciskające się na jej nadgarstku dłoń jednej z przyjaciółek, która pociągnęła ją w stronę gabinetu masażu. Przekroczyła niepewnie próg pokoju, obawiając się tego zabiegu, rozejrzała się niepewnie po lekko zasłoniętym pokoju, delikatny aromat olejków różanych oraz zapach wanilii wydobywających się z rozpalonych świec, dodawał miejscu intymności oraz subtelności.
        Wtedy jej spojrzenie zatrzymało się na stojącej nieopodal kobiecie ubranej w identyczny fartuch, którym powitała ich młoda dziewczyna. Widziała jak delikatnie, skinęła głową, zapraszając je do środka. Poprosiła ich, by zdjęły nakrycie, by mogły pozostać jedynie w skąpej bieliźnie, drzwi po chwili uchyliły się, wpuszczając asystentki, które miały pomagać doświadczonej już masażystce, a jednocześnie pozwalać by młode dziewczyny poduczyły się nieco zawodu.
        — Proszę się niczym nie przejmować i rozluźnić — poleciła starsza masażystka, gdy ułożyła się wygodnie na brzuchu.
        Przymykając delikatnie powieki, gdy poczuła przyjemny woń olejku na swoich nagich plecach. Zadowolona poddała się przyjemnemu masażowi, z każdym ruchem kobiety miała wrażenie, że jej mięśnie się rozluźniają, a stres, o którym nie miała pojęcia, znika z jej ciała, jak za dotknięciem czarodziejskiej ręki. Można było powiedzieć, że tego jej brakowało, spokojnego dnia w towarzystwie koleżanek bez nerwowych konfliktów w szkole, ciężkich zadań domowych czy sprzeczek z królową szkoły.
        Zagłębiona w swoich rozmyślaniach, nie dobiegły do niej cicha dyskusja dziewcząt, które zagadywały do pań, które się nimi zajmowały, plotkując czy wyrażały słowa zadowolenia z tego zabiegu.
        — Julia odleciała — słyszała śmiech Alex, gdy została wyrwana z letargu.
        — Z pewnością wyobraża sobie kogoś innego na miejscu tej milej pani — odparła rozbawiona brunetka — Pewnego przystojniaka, o brązowych oczach.
        — Sel zaczynam się obawiać twoich kolejnych domysłów — odezwała się ściszonym głosem, przekręcając delikatnie głowę, by choć na moment spojrzeć na dziewczęta.
        — Mogę cię o coś zapytać, ale odpowiedz mi zgodnie z prawdą — poczuła lekko obawę na jej prośbę, zaczynała się bać tego, że może ją w końcu zapytać, o to, czego tak bardzo się nie chce nikomu powiedzieć.
Westchnęła cicho, po czym odparła:
        — Słucham?
        — Całowałaś się z nim? 
        Zamilkła na moment, gdy dobiegła do niej treść pytania, chodź się tego, spodziewała, zaniemówiła i nie wiedziała jak wybrnąć z tej sytuacji. Obiecała, że odpowie jej zgodnie z prawdę, jednak nie chciała im wspominać o ich pocałunku. Mogła równocześnie skłamać i nieco nadszarpnąć ich znajomość co się jej nie uśmiechało. Nie chciała ich tracić, przywiązała się do tej grupy i nie chciała tracić z nimi kontaktów. Stali się dla niej prawdziwymi przyjaciółmi.
        — Tak — odpowiedziała cicho, wpatrując się w jasną podłogę gabinetu, czując się nieco zawstydzona, swoją odpowiedzią.
        — Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi — odparła lekko zszokowana po chwili głębokiej ciszy.
        Selena była osobą, którą nie było można łatwo zaskoczyć, jednak słowa Julii wywarły na nią wrażenie, chodź pomimo swojej wścibskiej natury i niedorzecznych czasami pomysłów nie sądziła, że rzeczywiście jedna z jej dość szalonych myśli może stać się realną. 
        — Czyli można cię zaskoczyć — zaśmiała się w odpowiedzi — Na więcej pytań ci nie odpowiem — zastrzegła.
        Opuściły gabinet masażu zaledwie po dwudziestu minutach, relaksujący masaż nieco pomógł im się odprężyć, przed kolejnymi czekającymi ich zabiegami. Julia wiedziała, że ten dzień pomimo swoich początkowych niechęci zapowiada się naprawdę doskonale. Przedpołudnie spędzone z dziewczynami w salonie piękności oraz na drobnych łakociach był dla niej wystarczającym prezentem, jednak czuła, że to nie koniec jej atrakcji.
        — Teraz czeka cię kolejna niespodzianka — oznajmiła Alex, wręczając jej biały kwiat tulipana, do którego przywiązana została karteczka.
        Chwyciła między palce listek przywiązany do roślinki, spoglądając pytająco na przyjaciółki, które jedynie nakazały jej przeczytać notatkę, po czym się pożegnały, twierdząc, że muszą wracać, gdyż rodzice prosili ich o pilne spotkanie. Wydawało się jej trochę podejrzane, bo nie słyszała dźwięki powiadomienia czy nawet żadna z nich nie odebrała żadnego telefonu od matek. Wzruszyła jedynie ramionami, gdy zniknęły za zakrętem. Delikatnie pociągnęła za wstążkę, uwalniając karteczkę, rozłożyła ją, czytając wiadomość: 

Spotkajmy się w miejscu, w którym kopciuszek zrzucił swoje podarte ubrania.
W którym podartą sukienkę wymieniła na piękną balową suknię. 

        Spoglądała w zamyśleniu w krótką wiadomość, zastanawiając się, o co może chodzić. Zagadka, która wydawała się tak prosta, a zarazem nie potrafiła odczytać jej treści. Wróciła wspomnieniami do dnia, w którym po raz pierwszy spotkała Katline, gdy dziewczyna po namowach swojego wieloletniego przyjaciela, odmieniła całkowicie jej styl ubioru. Nie wiedziała czemu, ale miała dziwne przeczucie, że chodzi właśnie o to centrum handlowe. Ruszyła wolnym krokiem na spotkanie z adresatem listu, miała nadzieje, że to nie jest żart. Ufała dziewczyną i miała nadzieje, że nie wyprowadzą ją w pole.
        Dotarła do centrum jakieś dwadzieścia minut później, weszła do chłodnej hali, rozkoszując się delikatnym powiewem, gdy na dworze znowu powróciły gorące temperatury po kilku dniach ulewy. Rozejrzała się uważnie, z nadzieją, że odnajdzie tajemniczą osobę tego liściku, jakby miała nadzieje, że sama się ujawni, przed nią co wydawało się jej naprawdę absurdalne. Uwielbiała rozwiązywać zagadki czy tajemnice, jednak to wydawało jej się dziwnie podejrzane i czuła lekki niepokój. Umysł nawiedzały wciąż dość czarne scenariusze, które starała się odepchnąć na bocznych tor. 
        Nagle dobiegł ją znajomy krzyk. Odwróciła się na pięcie, dostrzegając, biegnąc w jej stronę Katline. Sukienka, którą miała na sobie, powiewała przy każdej jej ruchu, jednak sprawiała, że nie odsłaniała za wiele, stukot jej obcasów ginął w wielkiej hali, wokół której wielokolorowe bilbordy markowych sklepów rozświetlały się neonowym blaskiem, zachęcając, by wejść do środka.
        — Wreszcie jesteś — oznajmiła kobieta, gdy złożyła na jej policzku delikatny pocałunek — Mamy trochę do roboty więc choć — chwyciła ostrożnie jej dłoń, po czym pobiegła do jednego z markowych butików.
        Zatrzymała się gwałtownie, gdy stanęły przez luksusowo wyposażonym sklepem, odcienie bieli mieszały się z kremowymi ozdobami, nie było tu za wiele wieszaków, jednak dostrzegła na środku podest oraz ogromne lustro, w którym klienci mogli się poprzeglądać.
        — Kate co my tu robimy? — zapytała.
        Młoda kobieta odwróciła się do niej, a na jej ustach gościł delikatny uśmiech.
        — Podobno są dziś twoje urodziny — przytknęła — Mam polecenie sprawić, być była dziś królową balu — zaśmiała się, przypominając sobie słowa swojego wieloletniego kolegi.
        — Nie!
        — Nie przyjmuje sprzeciwu kochana, poza tym, kto ci doradzi bardziej niż stylistka gwiazd — zaśmiała się.
        Nie miała do tej pory pojęcia, czym zawodowo zajmuje się Katline, choć czasami się z nią spotkała, nigdy jej nie mówiła, gdzie pracuje, ale również ona sama nie dopytywała o ten szczegół. Znajomość jej i Flings była czysto koleżeńska, nie uważała ją za jakaś dobrą przyjaciółkę jednak dziewczynę, z którą od czasu do czasu może porozmawiać.
        — Więc z kim współpracujesz, jeśli można zapytać — zagadnęła, gdy stanęła na podwyższeniu, pozwalając kobiecie dobrać odpowiednią sukienkę.
        — Głównie ubieram muzyków, czasami twojego brata i jego kumpli — powiedziała z lekkim rozbawieniem — Nie będę dłużej chodzić jak dzieciaki — roześmiały się, przypominając sobie dwudziestoparolatków z okładki debiutanckiego albumu — Kojarzysz Jareda Leto?
        Skinęła lekko głową, dobrze znała tę grupę muzyczną, lubiła posłuchać ich singli, mieli dość ciekawe brzmienie. Bardzo przypadł jej do gustu ich ostatni krążek, A Beautiful Lie choć od premiery, minęły cztery lata, uważała, że jest to jedna z lepszych płyt tego zespołu. — Ubierasz go?
        — Tak — po krótkim zastanowieniu wręczyła w jej dłonie dobraną kreacje.
        Sukienka miała intensywny różowy kolor, uszyta z prostego nieco lśniącego materiału, który otulała kwiatowa koronka, na barkach uszyty był jedynie z przezroczystego materiału, ukazując gorset, który utrzymywał się na biuście. Nie miała ona w sobie szczególnych zdobień, jedynie otulała ją wstążka. Dobrała do nich parę pasujących szpilek z nieco w jaśniejszym odcieniu róży, który delikatnie połyskiwał. Zeszła z podestu, udając się do ukrytej we wnętrzu sklepu garderoby, by mogła zmienić strój. Ściągnęła z siebie ciemne spodnie i jasną bluzeczkę, stanęła przed lustrem w dość skąpej bieliźnie z wykończeniem koronkowym. Posunęła zameczek sukienki, nakładając ją ostrożnie na siebie, uważając, by nic nie uszkodzić. Z małymi trudnościami zasunęła kreacje, nie chcąc rozplątać dość bogatego warkocza, w którym została wpleciona pojedyncza kokarda. Przysiadła na skraju ławki obitej miękkim materiałem, zakładając na stopy wybrane buty. Przejrzała się w lustrze, oceniając swój wygląd. Nie przepadała za tak dziewczęcymi kolorami, ale musiała przyznać przez że wyglądała w niej całkiem dobrze. Fryzura, na którą się zgodziła, idealnie współgrała z jej stylizacją. Opuściła przymierzalnie, by móc pokazać się przyjaciółce brata. Wyszła na butik, odnajdując spojrzeniem kobietę, która opierała się o ladę kasy, niepewnym krokiem zbliżyła się do niej, Kate dostrzegając jej obecność, przerwała rozmowę z ekspedientką i skinieniem głowy, nakazała jej, by ponownie weszła na podest. 
        Styliska przyglądała się jej z lekkim grymasem niezadowolenia, jakby z czegoś nie była zachwycona. Postukując palcem o brodę, w skupieniu próbowała znaleźć odpowiedni drobiazg, który upiększył, by strój osiemnastolatki.
        — Wiem! — krzyknęła w pewnej chwili.
        Podbiegła ponownie do koleżanki stojącej za przeszkloną kasą, prosząc, by podała jej diadem w kwiatowych motywem. Chwyciła między dłonie ozdobę, po czym wróciła do swojej klientki, nakazując jej zejść na dół, po czym delikatnie wsunęła w jej upięte włosy tiarę. Zrobiła krok do tyłu, by spojrzeć ostatecznie na wygląd nastolatki a uśmiech zadowolenia pojawił się na jej ustach.
        — Jest doskonale — oznajmiła, zachwycona ze swojej dzisiejszej pracy.
        — Dziękuje Kate, to naprawdę miłe, ale…
        — Koszty nie grają roli, już się tym ktoś zajął — ubiegła jej słowa sprzeciwu, po czym ponownie zwróciła się do znajomej, która wręczyła jej identyczny kwiat tulipanu, jaki otrzymała od przyjaciółek — Zanim wyjdziesz, kazano mi to ci przekazać — wręczyła jej roślinkę z przywiązaną jak wtedy karteczką.
        Opuściła sklep po ówczesnym pożegnaniu kobiety, po czym przysiadła na jednym z foteli, odwiązując czerwoną kokardę z wiadomością, układając kwiaty na fotelu. Otworzyła kolorowy papier, śledząc wzrokiem treść wiadomości:

Czekam na ciebie w miejscu, gdzie słońce chyli się ku upadkowi, niebo roztacza miliony konstelacji gwiezdnych, gdy upadła nadzieja zastąpiła wiara.

        Forma niemal identyczna jak przy poprzedniej karteczka, znowu zagadkowa, którą musiała rozgryźć, jednak tym razem nie musiała długo myśleć, o jakie miejsce może chodzić w głębi duszy czuła, że to właśnie tam spotka nadawace tego krótkiego liściku. Podniosła się z ciemnego fotela, chwytając dwoje kwiatów, po czym opuściła centrum, zmierzając w stronę plaży na Santa Monica.
        Niestety spacer okazał się dłuższy, niż myślała, gdyż od centrum do wspomnianej w liście plaży musiała iść jakieś czterdzieści minut, westchnęła cicho, po czym ruszyła brukowanym chodnikiem, nudząc cicho melodie pod nosem. Żałowała, że zostawiała telefon w domu, przez co mogła teraz spokojnie posłuchać muzyki w czasie wędrówki, by czas jej się tak nie dłużył.
        Gdy poczuła pod stopami złocisty piasek roznoszący się po znanej mieszkańcom i wielu turystom plaży, wodziła wzrokiem za osobą, która miała tu nią czekać. Zbliżyła się do morza, przystanęła, czując chłodną bryzę oceanu. Fale odbijały się o skaliste wybrzeże, zabierając złote ziarenka za sobą w głąb ciemnej toni.
        Rozkoszując się tym pięknym widokiem morza, nie dostrzegła zbliżającego się w jej stronę mężczyzny, który w dłoni trzymał ten sam kwiat tulipanu, który ściskała w zaciśniętych dłoniach. Niezauważony zbliżył się do niej, otulił ją ramionami w pasie, uniósł delikatnie kwiat ku niej, upewniając się, że widzi przywiązaną no niej karteczkę. Niepewnie odwiązała wstążkę z roślinki, otworzyła ją, by zobaczyć jedyną zapisana charakterystycznym pismem treść liściku.

Odwróć się. 

        Dwa krótkie słowa, które wywołały u niej niepokój, a zarazem zaciekawienie, kto skrywa się tuż za nią. Znała jednak zbyt dobrze tę charakterystyczną woń delikatnych męskich perfum oraz subtelnego zapachu mięty. Kącik jej ust uniósł się nieznacznie, zapewne w normalnych okolicznościach uciekała, by przed osobą, która obejmowała ją w czułym uścisku, jednak ona zbyt dobrze znała dotyk dłoni młodego mężczyzny.
        Odwróciła się w jego ramionach, napotykając tak dobrze znaną jej barwę ciemnych oczu Michaela, na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Nie dostrzegła, gdy ujął delikatnie jej podbródek, czuła jego ciepły oddech na swoich policzkach, rozchyliła delikatnie usta, by móc coś powiedzieć, jednak nie zdołała wypowiedzieć żadnego słowa, gdy ponownie poczuła jego zmysłowe wargi na swoich ustach. Subtelna woń mięty, gdy złożył na jej ustach pocałunek.
        Nie mogła się jednak nacieszyć tą subtelną pieszczotą, gdy wolno osunął ją od siebie, dostrzegając w jej oczach nieco zawodu, kryła czające się w jej sercu pragnienie by chodż na moment przedłużyć te dość intymną chwile.
        — Wszystkiego Najlepszego Julio — mówił cicho, delikatnie głaszcząc jej policzek.
        — Co tu robisz? — glos jej zadrżał, wciąż otumaniona ostatnią bliskością.
        Wtedy w jej oczy rzucił się materiał zawieszony na jego prawej ręce. Biała chusta wyróżniała się na tle ciemnej koszuli, którą miał na sobie.
        — Musiałem podarować ci mój pierwszy prezent, zanim zabiorę cię w pewne miejsce — wyjaśnił, chwytając halkę, która do tej chwili spoczywała na jego nadgarstku.
        — Chyba nie chcesz mnie porwać? — zaśmiała się cicho.
        — W żadnym wypadku — odparł ze spokojem — Jednak tym razem musisz mi zaufać bezgranicznie i nie dopytywać o szczegóły.
        Spojrzała na niego dosyć niepewnie, a jej spojrzenie zatrzymało się dłużej na jasnym materiale, była pełna obaw, co takiego zamierza zrobić, jednak strach, który tlił się w jej sercu gasnął. Nie miała powodu mu nie ufać, była przekonana, że jej nie skrzywdzi. Nie potrafiła zrozumieć swoich poprzednich rozterek, które były zupełnie bezpodstawne. Uniosła spojrzenie, by spojrzeć w głąb jego ciemnych oczu. Była bardzo ciekawa, o czym jej wspominał, jednak znowu pojawiło się zwątpienie, westchnęła cicho, odpowiadając cichym głosem:
        — Nie mam powodu, by ci nie ufać.
        — Pozwolisz? — uniósł nieznacznie dłonie, w których rozwinął jasny materiał szalika, a ona lekko skinęła głową.
        Obserwowała uważnie każdy jego nawet najdrobniejszy ruch, gdy zbliżył chustkę do jej oczu, nie spodziewała się, że jasny materiał będzie na tyle skutecznie hamować wszelkie obrazy, nawet jaśniejące słońce nad horyzontem, było dla niej w tej chwili obce. Zacisnęła mocniej dłonie, gdy nagły niepokój ogarnął jej wiotkie ciało, czuła jak wpija sobie paznokcie w skórę.
        Niespodziewanie poczuła, jak delikatnie rozluźnia jej uścisk, pozwalając, by zacisnęła palce na jego nadgarstku, jakby kurczowo pragnęła poczuć czyjąś bliskość. Ogarniający ją mrok sprawiał, że serce w jej piersi zabiło szybciej z nerwów, choć nie miało ku temu powodów.
        — Nie musisz się bać — jego subtelny głos otulił jej zmysły. 
        Nie odezwała się, pozwoliła się poprowadzić, w nieznane jej miejsce, słyszała oddalający się szum morza, pędzące pojazdy po asfaltowej jezdni boleśnie odbijały się w jej umyśle. Stłumiony dźwięk przejeżdżających aut skutecznie nie pozwalał jej dosłyszeć czegokolwiek, by zrozumieć, gdzie mogą iść. 
        Uścisnęła mocniej dłoń Michaela, była zarazem zaciekawiona, a jednocześnie czuła się lekko zestresowana. Od momentu rozstania z przyjaciółkami i tego dziwnego liściku zauważyła, że dzieje się coś niepokojącego, coś sprytnie przed nią ukrywali i choć miała swoje domysły, wciąż nie była pewna swojej sugestii.
        Czas coraz bardziej jej się dłużył, czuła jak co jakiś czas zmierzają inną uliczką czy chodnikiem, słyszała wokół siebie gwar miasta czy przechadzających się wokół nich ludzi, którzy ze sobą dyskutowali, czy rozmawiali przez telefon, to stawało się naprawdę irytujące.
        Zatrzymali się nagle, a ona poczuła jak muzyk, staje przed nią, jednak nie była pewna, co robi.
        — Proszę cię, byś zamknęła oczy, gdy tylko odwiąże ci przepaskę — polecił, a ona miała coraz więcej pytań.
        Skinęła delikatnie głową, nawet nie śmiejąc zadać tak nurtującego ją pytania. Poddała się, gdy czuła jak materiał ustępuje z jej oczu, a ona nawet nie uchyliła powiek. Uniosła dłonie, gdy poczuła jak wsunięta w jej splątane włosy, tiara opada jej na czoło, jednak z trudem mogła, ułożył diadem, nie widząc swojego odbicia w tafli krzywego zwierciadła.
        — Zaczekaj.
        Słyszała czające się w jego głosie rozbawienie. Spuściła zrezygnowana dłonie, jednak długo nie musiała oczekiwać, gdy poczuła, jego zwinę palce, w kosmykach swoich brązowych loków, a osuwająca się tiara, ponownie znalazła swoje miejsce w ułożonej fryzurze.
        — Doskonale — dobiegł ją głos pełen zachwytu — A teraz pozwól — chwycił ją ponownie za ramię, ciągnąć w nieznanym kierunku, lecz po chwili rozbrzmiał zgrzyt otwierających się drzwi, a do jej uszu dotarła głośna melodia puszczona zapewne przez ogromne głośniki.
        — Mike gdzie my jesteśmy? — nie mogła już znieść tej niepewności, dźwięk znanej piosenki sprawił, że nie zdołała już utrzymać drzemiących w jej piersi wątpliwości.
        — Wkrótce się przekonasz — odpowiedział z nutką tajemniczości.
        Nie miała innego wyjścia jak dalej polegać na nim, słyszała jak, wchodząc w głąb lokalu, a muzyka cichnie. Stawiała niepewne kroki, gdy wspinali się po metalowych stopniach, a ona z trudem odnalazła szklaną barierkę, za która w geście ostatniej rozpaczy się uchwyciła. Nie była świadoma, jak długo jeszcze idą, miała wrażenie, jakby minęło kilka minut, tak naprawdę wskazówka zegarów nie ruszyła się na kolejną linijkę.
        — Jesteśmy na miejscu, otwórz oczy.
        Niepewnie uchyliła jedną powiekę, a jej zmysły zostały ogłuszone przez zbiorowe wołanie. Otworzyła szerzej oczy, gdy rozbrzmiały tak dobrze wszystkim znane życzenia a okazji urodzin. Spojrzała oniemiała na swoich znajomych. Stali uśmiechnięci z podarunkami w dłoniach, a ona nie mogła zauważyć kilku ozdób zawieszonych nad oświetloną jasnymi diodami klubu lożą, kieliszki z szampanem ustawione były na jednym ze stolików, oraz kilkoma przekąskami. Ona jednak skupiła wzrok, na znajomych twarzach.
        Obserwowała swojego brata, który zbliżył się do niej, z ogromnym uśmiechem na ustach. Widziała za jego ramieniem, swoich bliskich przyjaciół oraz kilku znajomych z klasy, w tym Marinette, z którą w ostatnim czasie bardzo się zakolegowała. William stał za jej ramieniem, a dziwny błysk w jego oczach sprawił, że choć na jego ustach, błądził uśmiech, był dziwnie przygaszony. Zauważyła również Marka Wakefielda w towarzystwie uroczej szatynki, Katline uwiesiła się na ramieniu Brada, który zdawał się nie przejmować stojącą u jego boku kobietą. Byli tutaj wszyscy, na kim jej zależało, nawet zespół, z którym wcześniej starała się nie pokazywać publicznie, by zdołać utrzymać ich wspólny sekret w tajemnicy. Nie martwili się dziś tym, liczyła się jedynie dobra zabawa. 
        — Teraz mogę ci oficjalnie złożyć życzenia — oznajmił wokalista, obejmując ją ramieniem — Jednak wiem, że za nimi nie przepadasz, więc oszczędzę ci mojej gadki — roześmiała się na jego słowa — Nie zamierzam jednak ich powstrzymać — wskazał na zgromadzone towarzystwo.
        W następnej chwili została zaatakowana przez swoje najbliższe przyjaciółki, zanim jednak otoczyły ją w mocnym uścisku, usłyszała jeszcze ostatnie słowa Chestera.
        — Mój prezent czeka na ciebie w domu.
        Nie zdążyła go dopytać, co miał na myśli. Spodziewała się, że i tak zorganizować tę całą imprezę, więc nawet się nie liczyła, że może coś jeszcze jej podarować. Nigdy nie miała żadnych urodzin, a tym bardziej jakiegokolwiek przyjęcia, nawet nie liczyła, że swoje osiemnaste urodziny spędzić na jakieś hucznej zabawie, liczyła, że będzie to spokojny dzień, nawet po wizycie w salonie piękności czy w butiku u Katline. Odsunęła jednak te myśli na bok, nie miała powodu do smutku nawet, teraz gdy została zorganizowana dla niej impreza z okazji osiemnastych urodzin.
        Przyjaciele złożyli jej mnóstwo życzeń, wręczając jej prezenty czy bukiety kwiatów. W całym swoim życiu nie otrzymała tak wiele podarunków, jak teraz, nawet ich nie liczyła, bo zgubiła się przy pakunku ozdobionym w czerwony papier, który wręczył jej Nathan.
        Zabawa rozpoczęła się jakieś pół godziny później po pierwszym toaście wypitym za zdrowie jubilatki, została porwana na parkiet przez swojego brata, który zażyczył sobie pierwszy taniec. Szaleli na parkiecie do skocznej muzyki a snopy kolorowych światełek zawieszonych pod żelazną konstrukcją dachu, oświetlała ich ciała w skocznych rytmach. Gdy pierwszy utwór dobiegł końca. Była niemal pewna, że dziś szybko nie zejdzie z parkietu, gdy Brad, wyrwał ją z objęć wokalisty, prowadząc ją na środek podświetlonego żywymi kolorami parkietu, ku oburzeniu starszego mężczyzny, że on nie skończył z nią tańczyć. Zaśmiała się, słysząc odpowiedź gitarzysty. Nie była pewna, jak długo podrygiwała w tanecznych krokach wraz z Delson’m. Gdy rozbrzmiały dobrze jej znane nudy Roadside grupy Rise Against, znalazła się w objęciach Roba, z którym przetańczyła kolejnych parę tańców. Nie mogła nie zauważyć, że piosenki puszczane przez DJ są skrupulatnie wybrane z jej play listy muzycznej, którą ustawiła sobie na jednym z portali społecznościowych, jednak nie zabrało w nich, nieznanych jej nieco tanecznych utworów, które dawały większą swobodne podczas tańca.
        — Ja nóg nie czuje! — uskarżyła się, gdy usiadła przy stoliku, przy którym siedziały Emily i Marinette, a od rozpoczęcia urodzin minęła zaledwie godzina — Oni nie mają żadnego wyczucia — mruknęła, chwytając kolorowego drinka z parasolką z tacki, którą wcześniej przyniósł młody kelner.
        Dziewczyny zaśmiały się cicho, sącząc swoje kolorowe alkohole. Pomimo początkowej niezręczności między zespołem a jej znajomymi, która się wytworzyła, teraz gdy alkohol powoli zaczął szumieć w ich żyłach, wyczuć można było luźniejszą atmosferę, na co dowodem był nieco szalony taniec Seleny ze starszym Bennington’m, Nathan i Aaron od niespełna dwudziestu minut siedzieli przy barze raz z Dave’m i Joe, żywo, o czym dyskutując.
        — To zaledwie początek imprezy kochana — zaśmiała się Emily, wnosząc do góry szkło z kolorowym drinkiem — Za twoje zdrowie nasza buntowniczko — oznajmiła, gdy rozniósł się w loży postukiwania szklanek z kolorowymi parasolkami. 
        — Wcale się nie buntuje! — sprzeciwiła się, gdy poczuła rozchodzące się po jej gardle lekko smak alkoholu, które kuł ją przez moment po gardle, by pozostawić po sobie słodycz małych grzeszków.
        — Tak, ale ustawiasz wszystkich po kątach — odezwała się przyjaciółka, napominając do jej ostatniej sprzeczki z Adrienem oraz April, która nie skończyła się zbyt spokojnie.
        Wzruszyła jedynie ramionami, kątem oka widząc zbliżającego się w ich kierunku Shinodę. Stanął przed ich stolikiem z lekkim uśmiechem na ustach, skupiając swoją uwagę na rozbawionej jubilatce
        — Dasz się porwać do tańca?
        Podniosła na niego spojrzenie swoich jasnego spojrzenia, kącik jej ust uniósł się delikatnie do góry, nie miała jeszcze z nim okazji dziś potańczyć. Odstawiła zdobione szkło na przedszkolny blat stolika, posyłając dziewczyną przepraszający uśmiech, podniosła się z miękkiej kanapy, chwyciła go za dłoń, pozwalając poprowadzić się na rozświetlony parkiet.
        — Niby ich nic nie łączy — upierała się Selena, gdy stanęła przed lożą, mijając po drodze dwójkę przyjaciół.
        — Nie odpuścisz Sel — westchnęła Ring, upijając kolejny łyk koktajlu — Gdzie zgubiłaś brata naszej jubilatki? — zaciekawiła się.
        — Szczerze nie wiem — odparła, wzruszając ramionami.
        Impreza trwała w najlepsze, gdy zegary elektronicznych zegarów w telefonach wskazywały dwudziestą drugą, towarzystwo wciąż dobrze się bawiło, tańcząc czy wznosząc toasty, czy wymyślając przy tym zmyślne życzenia, czasami jednak również wyzwania, które kazali robić solenizantce. Nastolatka czasami się opierała przed szalonymi pomysłami przyjaciół, jednak z każdym kolejnym wypitym drinkiem, nie buntowała się i zgadzała się na wszystko, co jej mówili. Była całkowicie rozlużniona, gdy procenty niebezpiecznie szumiały w jej umyśle. Zdarzyło się również, że jej najlepsze koleżanki wypchnęły ją na parkiet podczas jednej z wolnych piosenek, wraz z Mike’m. Początkowo posprzeczała się z przyjaciółkami o ich sugestie, jednak nie mogła odmówić przyjacielowi, który zdołał ją przekonać i sam porwał ją w wir tańca.
        Dochodziła północ, kiedy pierwsze osoby zaczęły się wykruszać, twierdząc, że nie chcą zasnąć w klubie, w którym trwała impreza, pożegnali się z dziewczyną, życząc jej dobrej zabawy, wrócili na chwiejnych nogach do swoich mieszkań.
        — Może przeniesiemy imprezę do nas — odezwał się po dwóch godzinach Chester, gdy pozostali w towarzystwie zespołu, całej grupki przyjaciół jubilatki oraz Willa i Marinette.
        — W sumie, niegłupi pomysł — odparła cicho Julia, opierając głowę na ramieniu Michaela — Nie chce mi się już siedzieć w klubie — zaskakujące było to, że zdołała jeszcze myśleć po tak wielu wypitych drinkach.
        Nie musiała jednak zastanawiać się nad transportem, gdy jej brat oświadczył, że poprosił kolegę, by po nich wpadł, gdy tylko da znać, że wychodząc. Wrócili do mieszkania jakieś pół godziny później, rozsiadając się w salonie z kolejnymi kolorowymi drinkami, które zdołali sobie przygotować.
        — Zagrajmy w prawdę czy wyzwanie — rzuciła nagle Selena, opierając się o jednej z foteli. 
        Upiła łyk coli z domieszką procentów, a kostki lodów postukiwały o ścianki naczynia. Spojrzała po znajomych, którzy przystali na jej propozycje. Siedzieli po chwili w kółku na środku salonu, a między nimi znajdowała się opróżniona butelka po jakimś winie. Adams nakazała od razu poddać szklane naczynie Julii, która miała kręcić pierwsza jako dzisiejsza solenizantka. Gdy szyjka zatrzymała się na Aaronie, chłopak znudzony poprosił o pytania. Z małymi trudnościami odnalazła pytanie, które natychmiast zadała chłopakowi. Wahał się przez moment nad odpowiedzią, jednak zadowoliła ją jego wypowiedź.
        Wymyślając kolejne czy to zabawniejsze pytania, czy wyzwania, mieli dość dużo śmiechu oraz zabawy która trwała już od godziny, gdy butelka znalazła się w rękach Seleny, zakręciła ją, spoglądając jak, zatrzymuje się, na jednym z muzyków. Kącik jej ust drgnął do góry, czego on nie był świadomy, gdy nawet niepytany poprosił o wyzwanie. Zaśmiała się nieco perfidnie, wodząc wzrokiem na Julie, która siedziała lekko pochylona, a jej fryzura już nie była tak idealna, jak na początku imprezy, pojedyncze kosmyki włosów łaskotały jej lekko zarumienione od alkoholu policzki. Diadem został już dawno zapominany, gdy tylko wrócili do mieszkania, wyjęła go z włosów, pozostawiając go na jednej z komód. Buty zostały natychmiast zdjęte, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, uwalniając swoje obolałe stopy z wysokich butów, chodząc bosymi stopniami po zimnych panelach pokoi. 
        — Pocałuj naszą solenizantkę — oświadczyła, a osiemnastolatka nagle poderwała się, spoglądając w lekkim osłupieniu na swoją najlepszą koleżankę.
        Nie zamierzała się sprzeczać, bo nie miała na to siły, a wiedziała, że przegra ich mały spór, gdy była pod wpływem alkoholu. Z trudem wygrywała batalię słowną z Seleną, gdy w jej organizmie nie szalał nadmiar procentów. Westchnęła głęboko, widząc jak Mike, spogląda zaskoczony na brunetkę. Wiedział jedno młoda Selena Adams, wpadnie na nie jeden szalony pomysł, jednak nie mógł się sprzeciwić, była to gra, która nie miała większego znaczenia. Musiał ukryć cisnący się na jego usta uśmiech, gdy tylko usłyszał treść jej wyzwania.
        — Selena mogłaś wymyślić coś innego — mruknęła jubilatka z miną, która wyrażała niezadowolenie.
        Nie chodziło tutaj o to, że zadanie, które miał wykonać Mike, jej się nie podobało, lecz nie chciała pokazywać tego po sobie, że między nimi doszło do czegoś więcej niż relacji czysto przyjacielskiej.
        — Nie ma mowy skarbie — powiedziała z nie ukrywaną radością w głosie, jakby tylko czekała na tę chwilę, aż będzie mogła wylosować albo ją, albo Shinodę by tylko mogła któremuś z nich zadać właśnie to wyzwanie, jednak każda kolejna rozegrana ją wcale nie zniechęcała, gdy nie mogła trafić na tę dwójkę.
        Przymknęła na moment oczy, wzdychając cicho. Uchyliła powieki z lekko skwaszoną miną, zbliżyła się do przyjaciela. Przyrzekając, że nie pozwoli sobie nigdy więcej grać w prawdę czy wyzwanie w obecności porywczej przyjaciółki, ale również zespołu. Czuła jak jego dłonie delikatnie sunął po jej talii, zacisnął palce na jej bokach dla większego komfortu, posadził ją sobie na kolanach. Nie sprzeciwiła się temu, mogła sobie jedynie wyobrazić zdumione miny przyjaciół czy grające w ich oczach iskierki zaskoczenia. 
        Wodził delikatnie opuszkami dłoni po jej brodzie, by zmusić ją do spojrzenia w głąb jego ciemnych tęczówek. Woń mieszających się perfum z oparami alkoholu uderzyły jej nozdrza, miała wrażenie, że jeszcze bardziej chce ją ogłupić, starała się myśleć racjonalnie, jednak nie potrafiła skleić żadnej myśli, ze świadomością, że musi pocałować go na oczach najbliższych przyjaciół i brata. Przebiegł przez jej ciało nieprzyjemny dreszcz na samą myśl, jednak w tej chwili to się nie liczyło. Wpatrzona w intensywny odcień jego oczu, jak przez mgłę dobiegł do niej jego cichy szept.
        — Nie rób takiej miny — jego subtelny głos, wyrwał ją z chaotycznych myśli, a ona poczuła jak cicho, mówi jej do ucha — Pomyślą, że naprawdę źle całuje — oboje starali się stłumić narastający śmiech, gdy spojrzeli sobie w oczy.
        Znali oboje jednak inną prawdę, którą chcieli ukryć tylko dla siebie, jednak niedane im tego zrobić na dłuższą chwilę. Mogli zagrać jak profesjonalni aktorzy, udając swój pierwszy pocałunek, ale czy to miało znaczenie?
        Uchwycił jej usta w swoje rozgrzane wargi, czuł ponownie słodycz jej malinowych ust, mieszających się z gorzkim posmakiem alkoholu. Intensywność stała się jeszcze silniejsza niż za pierwszym razem, gdy wodzeni przez alkoholowe używki byli nieco śmielsi. Przejechała dłońmi po jego nieco odsłoniętym karku, wplotła swoje dłonie w jego nieco przydługie kosmyki włosów, nieznacznie za nie pociągając, dobiegł ją cichy pomruk zadowolenia. Kącik jej ust uniósł się nieznacznie do góry, gdy usłyszała ten przyjemny jęk rozkoszy. Miała nadzieje, że tylko ona zdołała to dosłyszeć. W tej chwili miała wrażenie, jakby świat przestał wokół nich istnieć, pozostali we dwoje, jakby nie siedzieli w gronie swoich przyjaciół, którzy przyglądali się im z niemałym zaskoczeniem. Z trudem oderwała się od jego gorących ust, a delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz.
        Nie była świadoma, jak za jej plecami William przyglądał się im, a blask w jego zielonych oczach wyraźnie pobladł, czuł palącą w sercu uczucie zazdrości, która rozniosła się po jego ciele. Zacisnął mocniej dłonie w pięść, powstrzymując się z całych sił przed rzuceniem się na starszego mężczyzny, by zadać mu tak dotkliwy ból, gdyż nie chciał, by ktokolwiek inny niż on dotykał osiemnastolatki. Kochał ją i pragnął, zrobić wszystko by go zauważyła, jednak ona była obca na jego uczucie, miał wrażenie, jakby była zadowolona z tego obrotu spraw, nie będąc świadomą, że muzyk, tylko pobawi się jej uczuciami i ją zostawi, a odrzuca szansę na prawdziwą miłość. Gotował się ze złości, gdy widział błąkający się na jej ustach uśmiech pełen zachwytu, co go jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że idzie niewłaściwą drogą. W jednej chwili pragnął, zrobić wszystko by zwróciła na niego uwagę i by zobaczyła, że on naprawdę ją kocha, a nie jak ta gwiazdka rocka. Nie słyszał, pytania Marinette, która zaniepokojona jego stanem chciała dowiedzieć, w czym tkwi problem. Zignorował dziewczynę o atramentowych włosach, obmyślając swój plan. 
        Julia nie widziała zaskoczonego wyrazu twarzy swojego brata, który spoglądał na nią w lekkim osłupieniu, gdyby nie reakcja Katline, która siedziała obok niego, szturchnęła go lekko w żebra, przywołując go do świata żywych, pytając, czy wszystko gra. Opowiedział jej zdawkowo, po czym otrząsnął się z zaskoczenia. 
        Wiedział dobrze, że relacje jego siostry i przyjaciela stały się nieco silniejsze, jednak gdy pytał, czy działo się coś ciekawego. Mówili, że nic wartego mówienia. Czy było to możliwe, że podczas jego wyjazdu między nimi doszło do czegoś więcej, że nawet teraz Julia się nie broniła przed tym pocałunkiem? Pamiętał, że przed rozpoczęciem trasy nie był w tak zażyłych stosunkach. Oderwał się od swoich myśli, gdy szyjka butelki zatrzymała się na nim, a on poprosił o wyzwanie od przyjaciela.
        Zabawa trwała kolejne minuty, a wszyscy jakby zapomnieli o niedawnym wyzwaniu Seleny, wszyscy z wyjątkiem milczącego fudbolisty, który nie mógł znieść myśli, że jego ukochana całowała się z kimś innym. Godzinę później Marinette i Alex poległy na polu bitwy, zasypiając na podłodze salonu Benningtonów, gdy zmęczenie otuliły ich zmysły. 
        Jubilatka zasnęła tuż po nich, znajdując sobie wygodniejsze miejsce niż niewygodna podłoga, układając się na biodrach Mike'a, który nawet się temu nie sprzeciwił, tylko pozwoli sobie ją przytulić, gdy czuł na sobie palący wzrok jednego z imprezowiczów. Słońce wychyliło się ku horyzontowi, gdy Brad i Joe polegli przy ostatniej rundce alkoholu, zasypiając przy stoliku. 





No comments:

Post a Comment