Monday, July 27, 2020

I 28 — BĘDZIESZ TYM KTÓRY WSKAŻE MI DROGĘ W CIEMNOŚCI

        — Obiecuje, wyrzucę kiedyś ten telefon, a zwłaszcza ten przeklęty budzik! — marudziła, próbując dłonią znaleźć grającego od pięciu minut smartfona.
        Odnalazła go w końcu, leżał w porozrzucanej pościeli w nogach wielkiego łóżka, przerzuciła się na brzuch, odblokowując ekran, po czym przejechała palcem, by wyłączyć ten denerwujący dzwonek. Ogromną chęć miałaby rzucić go pobliską ścianę, jednak z całych sił się przed tym powstrzymała. Wczesne wstawanie od niemal zawsze było jej problemem, jej natura nocnego marka wcale nie ułatwiała sprawy. Uwielbiała przesiadywać do późnych godzin nocnych, nawet w tygodniu szkolnym. Siedząc nad rysunkami lub jakimiś projektami orientowała się, że zegarki wskazywały drugą, lub w skrajnych wypadkach trzecią w nocy, a ona z przerażeniem uświadamiała sobie, że ma zaledwie kilka godzin zdrowego snu. Czasami zdarzało się, że zaglądał do niej brat, by zobaczyć, czemu wciąż u niej się świeci, widział ją pochłoniętą nad kolejnym obrazem lub tłumaczeniu tekstu w zależności co robiła w tamtym momencie. Wyganiał ją nie raz do spania, twierdząc, że jutro jak sama się nie obudzi, zabuduje jej zimny prysznic. Kwitowała to stwierdzeniem, że i tak to robi, więc nie widzi różnicy.
        Wygrzebała się pod zaplątanej narzutki oraz koca, odrzucając komórkę na materac, a sama sięgnęła po ciemną satynę, nakrywając odkryte ramiona. Wiążąc wstążkę która otulała jej talie, zeszła ostrożnie pod jasnych stopniach, podchodząc do drzwi. Szarpnęła za jasne drewno, wychodząc na skąpany w blasku porannego słońca korytarz. Blask jasnego światła odbijał się na jasnych panelach podłogowych. Czuła pijące od nich ciepło, a to lubiła najbardziej. Bosymi stopami weszła do otwartej łazienki, podchodząc do umywalki. Spojrzała w swoje lustrzane odbicie, dostrzegała w niej zaspaną, lecz szczęśliwą nastolatkę. Nie widziała już imitacji przestraszonej dziewczyny, bojącej się zawalczyć o następne jutro, lecz gotową do boju siedemnastolatkę, której strach stał się elementem zbędnym.
        Przemyła twarz wodę, by po chwili wyjąć swoją szczoteczkę do zębów. Gdy odłożyła ją po chwili, przemyła usta z piany, próbując odnaleźć lokówkę, którą zostawiła w górnej szafce. Podrapała się w zamyśleniu po głowie, gdy nie dostrzegła urządzenia na swoim miejscu. Nie było to możliwe, by ktoś ją używał, była jedyną dziewczyną mieszkającą w tym domu. Nie możliwe by ją pamięć zawiodła, w końcu wyszła z pomieszczenia, mając nadzieje, że zostawiła ją na swojej toaletce. Gdy miała wejść do swojej sypialni, na korytarzu pojawił się Mike, który zapinał ostatnie guziki koszuli, zwrócił na nią uwagę, gdy dobiegł go jej cichy śmiech, dostrzegając rozgardiasz na jego głowie.
        — Wyglądasz jakby, cię wrona czesała — rzuciła kąśliwą uwagą, próbując ukryć wypływającą na jej usta radość.
        Podniósł na nią lekko nieobecne spojrzenie, a błysk w jego ciemnym spojrzeniu miał przybrać nieco groźny ton, jednak on sprawił jeszcze większy uśmiech na ustach nastolatki.
        — Bardzo zabawne młoda — furknął obrażony, poprawiając rękawy koszuli.
        — A gdzie twoje słynne „spójrz lepiej w lustro” — przedrzeźniała go.
        Mężczyzna jedynie westchnął cicho, machnął na nią ręką, znikając za skrzydłem ciemnej łazienki. Wciąż rozbawiona, wbiegła do pokoju, podchodząc do toaletki, przeszukując szuflady z kosmetykami czy innymi produktami do makijażu, w końcu odnalazła wiedzione urządzenie w ostatniej wysuwanej szafce. Wyjęła ją, odwiązując zaplatany na rączce kapel. Pozostawiła urządzenie na jasnym drewnie, by nieco się nagrzało, zanim weźmie się za fryzurę. Chwytając po drodze smartfona, weszła do garderoby, odnajdując jakiś ciekawy komplet ubrań. Zdjęła koszulę nocną, w której uwielbiała sypiać, chwytając lekko potargane z jasnego materiału jeansowe spodnie, odnalazła ulubioną koszulę w czerwono—czarną kratę, zapinając guziki przydługiej bluzy, odnalazła czarne tenisówki oraz czarny melonik.
        Opuściła pomieszczenie, by po chwili zająć się fryzurą. Nie miała ochoty dziś się malować, nie lubiła się zbytnio upiększać. Wiele osób jej powtarzało, że nawet gdy robi ten kreski pod oczami, znacznie ją to postarza, ale ona i tak nie wyglądała, że za chwile skończy zaledwie osiemnaście lat, tych, których spotykała i jej nie znali, wciąż pytali o jej wiek, bo wyglądała na znacznie starszą. Westchnęła, kończąc upinać swoje ciemne loki, po czym włożyła ostrożnie kapelusz na głowę. Przejrzała się po raz ostatni w lustrze, oceniając swój wygląd. Mogła powiedzieć, że prezentowała się całkiem znośnie jak na nią.
        Wybiegła z pokoju, chwytając po drodze torbę z książkami i zeszytami, przeskakując po dwa stopnia, stanęła w pokoju dziennym, gdy stanęła u szczytu schodów, u jej stóp pojawiła się Anika, a tuż za nią Jay. Haski syberyjski coraz bardziej rósł i nie mogła powiedzieć, że jest już szczeniakiem. Przywitała się z czworonogami, drapiąc każdego za uchem. Upewniając się, że została jej jakaś godzina do zajęć. 
        Siedziała przy kuchennym barku, zajadając się tostami z dżemem, gdy w przejściu pojawił się Shinoda. Zerknęła na niego kątem oka, a do jej umysłu napłynęły wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Nie mogła przestać o tym rozmyślać, a jej serce zadrżało, jakby chciał na upór, przypomnieć jej co odczuwała, gdy mogła dotknąć tych namiętnych ust, wciąż czuła ich słodycz, zacisnęła mocniej dłoń na szklance soku pomarańczowego, gdy widziała, jak spogląda na nią, spuściła wzrok, gdy uświadomiła sobie, że wciąż na niego spogląda. Wyda jej się to nie poprawne, by przyglądać się komuś nie mając żadnych intencji rozmowy. Przyłożyła szklankę do ust, starając się nie wzbudzić jego podejrzeć, jednak muzyk jakby zdawał sobie sprawę, co zaprząta umysł nastolatki. Sam nie był w lepszej sytuacji, gdy wciąż rozmyślał o ich wieczornym pocałunku. Sądził, że nic nie poczuje do nastoletniej dziewczyny, jednak coś w nim drgnęło, nie potrafił tego wyjaśnić, ale jego uczucia względem niej były coraz silniejsze i tego nie chciał ukrywać, nie mógł jednak jej powiedzieć prawdy. Widział, że Julia nie była przekonana do potencjalnego zauroczenia, a co tu myśleć o związku, czasami wpadała mu absurdalna myśl, że jest na tyle dobrą aktorką, że nie potrafi jej rozszyfrować i jej pragnień. Była zagadką, którą nikt nie potrafił odgadnąć, wisiała nad nią aura tajemniczości. Umysł wciąż skrywał w sobie wiele dla nich nieznanego, tak bardzo pragnął ją poznać. Coraz silniej odczuwał chęci, by dowiedzieć się czegoś więcej o jej przeszłości. Wiedziała, jednak że ona mu na to nie pozwoli. Nie da się oswoić z ciężarem swojego dawnego życia.
        Mógł posunąć się do stwierdzenia, że mogła mieć miłe wspomnienia z tamtego okresu, ale byłby głupcem, gdy tak uważał. Dobrze znali jej reakcje, gdy chcieli ją zapytać coś z jej przeszłości z Phoenix, ona natychmiastowo zmieniła temat lub odwracała wzrok, tuszując swoje prawie uczucia.
        Ona się bała.
        Lękała się swoich demonów.
        Cierpliwość teraz będzie koniecznością, by nie zrazić do siebie młodej Bennington, a zarazem dać jej szansę poczuć się na tyle komfortowo by mogła zrzucić z siebie ten ogromny głaz, który dźwiga.
        Widział w niej silną i niezależną młodą kobietę, którą się stawała. Jeśli miałby zarzucić tej rodzinie brak hartu ducha, musiał Mierzyc się z policzkiem wymierzonym w jego stronę. Dobrze znał przeszłość Chestera i jaką drogę przeszedł, by znaleźć się, tutaj gdzie jest, nigdy się nie poddał, nie ustąpił, nie dał się temu, co go niszczyło. Zwyciężył i był z niego dumny, że pomimo takiego bałaganu w swoim życiu. Zdecydował się stworzyć dom dla swojej młodszej siostry, chodź się nie znali dali sobie tę szansę a teraz tworzą zgrany duet. Małe konflikty czy sprzeczki nie stanowią problemu, bo potrafią zrównoważyć swoje zdanie.
        — Zjesz coś? — Julia wyrwała go z głębi umysłu.
        Spojrzał na dziewczynę, która upiła ostatnie łyk napoju owocowego, po czym wrzuciła brudne naczynia do zmywarki. Podniosła się, wyjmując z szafki swój ulubiony kubek termiczny, by przygotować sobie odrobinę kofeiny do szkoły.
        — Na blacie są tosty i sok — wyjaśniła spokojnie, wsypując zmielona ziarna kawowca, do naczynia zasypując granulki brązowym cukrem.
        Zapadła chwila cisza, przerywana jedynie głosem spikera wydobywającego się z głośnika radiowego umieszczonym na jednej z półek. Licealistka oparła się o blat kuchenny, czekając, aż czajnik elektryczny się wyłączy. Utkwiła wzrok w wazonie tulipanów, które postawiła wczoraj na barku. Kwiaty rozłożyły swoje płatki, gdy dostały odrobinę wody, maleńkie pomarańczowe kulki pływały wokół łodyżek, dodając uroku wiązance.
        — Jesteś na mnie zła? — spojrzała zszokowana na Michaela, który przyglądał się jej uważanie.
        Nie spodziewała się takiego pytanie, czy była zła? Odpowiedź była niemal banalna. Czemu miała odczuwać złość na jego pocałunek, które nie ukrywała, sama pragnęła. Naprawę uważa ją za tak bardzo strachliwą? Może miała momenty w swoim życiu, w którym naprawdę się bała, jednak one minęły. Teraz żyła pełnią życia, nie spoglądając za siebie, tylko idąc naprzód.
        — Mike skąd ci to przyszło do głowy? — zapytała poważnie.
        — Nie wiem — wzruszył lekko ramionami — Nie odezwałaś się do mnie od momentu, kiedy się pojawiłem, myślałem… — mruknął zakłopotany.
        Delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz, nie zwracając uwagi na zagotowaną wodę, zbliżyła się do niego, stanęła naprzeciw.
        — Dlaczego miałabym być na ciebie wściekła, wyjaśnisz mi? — spytała, nie potrafiąc kryć uśmiechu, który wciąż rozjaśnił się na jej twarzy — Mike, gdyby rzeczywiście coś bym takiego odczuwała, uderzyłabym cię przy próbie pocałowania mnie, ale nie zrobiłam tego a dlaczego — zamilkła, delikatnie się pochylając, widziała w jego oczach, jak napięcie znika, a on poczuł wyraźną ulgę — Bo mi się to podobało — mogła być jak inne dziewczyny, które nie mówią prawdy o swoich uczuciach, gdy boją się, że chłopak ich marzeń je odrzuci, ale ona do nich nie należała. Jeśli chodziło o uczucia, starała się być sobą i nie zatajać prawdy przed sobą czy innymi jednak z tym drugim było bardziej skomplikowana sprawa, czasami strach przejmował nad nią kontrole i nie pozwalał powiedzieć tego, co myśli. 
        Nim się muzyk zorientował, pocałowała go szybko w policzek, po czym wróciłaby zalać sobie kawę wodą. Nie chciała się spóźnić do szkoły. Wlała swój ulubiony syrop klonowy, zamykając wieczko kubka. Chwyciła porzuconą na krześle torbę, pożegnała się z przyjacielem, wychodząc z mieszkania.
        Nie chciała brać dziś deskorolki, postawiła na poranny spacer przez park.
        Dotarła do liceum jakieś dziesięć minut później. Wchodząc przez otwarte drzwi budynku, usłyszała dźwięk powiadomienia. Z drobnymi problemami wyjęła smartfona z torby, przekonana, że to jedna z jej koleżanek do niej napisała, czy już przyszła do szkoły, jednak to była wiadomość od Chestera. Uśmiechnęła się lekko, widząc, że się odezwał. Nie rozmawiała z nim od dwóch dni i nieco się za nim stęskniła. Odczuwała pustkę, gdy nie miała go przy sobie, a on koncertował na drugim krańcu kraju, jednak znała jego pracę i z czym się ona wiąże. Odczytała jego wiadomość, nawet nie zwracając uwagi na jakieś dziwne zamieszanie, które panowało na korytarzach, gdy wolnym krokiem zmierzała do swojej szafki. Odpisała na jego wiadomość, docierając do swojej skrytki szkolnej, gdzie stały jej przyjaciółki. Kliknęła zielony przycisk, poprawiając zsuwając się z ramion torbę.
        — Z kim tak piszesz? — zagadnęła ją brunetka, opierając się o swoją szafkę, wpatrując się w jej odblokowany ekran.
        — Twoja ciekawość wcale mnie nie dziwi — odparła, otwierając metalowe drzwiczki — Z bratem — wyjaśniła krótko, kładąc kubek na jednej z pólek, gdy wrzucała torbę do środka, przy okazji wyjmując potrzebne podręczniki na pierwsze zajęcia.
        — Długo jest już w trasie? — zaciekawiła się Alex.
        Widziała na twarzy Emily malujące się zdziwienie. Ona wciąż była nieświadoma o jej pokrewieństwie z Chesterem, jednak to tej pory nie była zmuszona, by mówić o swojej rodzinie. Jej słodką tajemnice znały jedynie Aleksandra i Selena. Westchnęła cicho, zatrzaskując skrytkę.
        — Półtora miesiąca, ma wrócić na początku grudnia.
        — Tęsknisz za nim?
        Przeciskając się przez uczniów szkoły, zmierzały do pod odpowiednią klasę.
        — Trochę — przyznała po chwili, gdy oparła się o ścianę naprzeciw sali biologiczne — Może potrafi wkurwić jak to starsi bracia, ale nie wiem co bym bez niego zrobiła — dodała, odganiając ponure myśli, które uparcie chciały nawiedzić jej umysł.
        Wdały się w luźną rozmowę, a jej uwagę przykul przechodzący nieopodal Will. Od czasu jego niefortunnego zaproszenia ją na randkę nie rozmawiali ze sobą zbytnio, wymieniali się jedynie sporadycznymi przywitywaniami na tym ich rozmowa się kończyła. Ona nie mogła się oprzeć wrażeniu, że chłopak od jakiegoś czasu uważnie jej się przygląda, jakby mając nadzieje, że zmieni zdanie i przyjdzie do niego prosząc by ponowili swoją prośbę. Jednak ona była nie ustępliwa, nie zamierzała dawać komuś nadziei skoro nie odczuwała żadnego silnego uczucia niż tylko przyjaźń. Zauważyła, że chłopacy w jej wieku kompletnie ją nie interesowali lub roczników młodsi. Wybierając swoich parterów sercowych oni byli zawsze o dwa czy trzy lata starsi od niej. Mogło być to niepokojące jednak dla niej nie stanowiło to problemu. Gdy zaczęła spotykać się z Clark’m ona miała zaledwie czternaście lat a on był przed osiemnastymi urodzinami, jej chłopak miał dokładnie dwadzieścia lat, gdy ona zaczynała swój szesnasty rok życia. Dla normalnych rodziców byłoby do niepomyślenia że ich nastoletnia córka umawia się ze studentem drugiego roku, jednak ona nie miała rodziny a w sierocińcu nie bardzo ich obchodziło czy się z kimś spotyka, czy nie. Widziała jak chłopak wymija jej, zmierzając w swoim kierunku z przyjacielem u boku, który coś do niego mówił. Westchnęła głęboko.
        Nie chciała go tracić, pomimo że ich stosunki były napięte zależało jej na ich przyjaźni, a on wyraźnie nie rozumiał, że nie chciała być jego sympatią a jedynie dobrą znajomą. Musiała go później złapać i wyjaśnić wszystko.
Oderwała się od swoich myśli, gdy rozbrzmiał dzwonek na lekcje. 
        — Nie wierzę — poderwała się znad swojego telefonu, gdy rozmawiała na grupie z chłopakami. Rozejrzała się spanikowana, jakby bojąc się, że ktoś zauważy, że rozmawia na gruncie prywatnym z członkami zespołu Linkin Park, jednak gdy zobaczyła Selene wpatrzoną w swój telefon, która się czymś ekscytowała, zdecydowanie jej ulżyło. Wyszła z czatu, po czym zablokowała ekran.
        — Co się znowu stało? — zainteresowała się, chwytając zmrożoną puszkę coli, ze swojej tacki z jedzeniem.
        Podsunęła jej pod nos otwartą stronę szkoły z ogłoszeniem.

WIELKI KSIĄŻĘCY BAL ZIMOWY!

        Chwyciła od dziewczyny telefon, śledząc wzrokiem poniższy tekst:

Piętnastego grudnia w naszej placówce odbędzie się coroczny bal zimowy, na którym wyłonimy króla i królową tegorocznej zimy. Prosimy o zgłaszanie kandydatów na księżniczki i książąt zimy. Zabawa rozpocznie się dokładnie o dwudziestej wieczorem, a gdy wybije północ ogłosimy zwycięzców tegorocznej zabawy.

Zapraszamy.
Samorząd uczniowski.

        Oddała przyjaciółce jej własność. Nie poruszała ją znacząco ta informacja, szczerze nie była wcale zdziwiona. W jej poprzedniej szkole również urządzano huczne bale i wyłowiono spośród uczniów parę królewską. Zauważyła jednak, że jej znajome są bardzo poruszone wiadomością o zbliżającym się balu. Ona jak gdyby nigdy nic wróciła do swojej sałatki, nawet nie wdając się w dyskusje na temat potencjalnych sukienek na zabawę.
        Ona sama nie wiedziała, czy pójdzie. Dziewczyny miały ku temu wiele powodów. Chciały po raz ostatni potańczyć na szkolnej zabawie wraz ze swoimi chłopakami albo przyjaciółmi, śmiejąc się z tych, którzy zgłosili się do konkursu o tytuł króla i królowej. Słyszała jak Adams ekscytuje się że będzie mogła się wykazać i uszyć piękne kreacje na bal. Pociągały ją klimaty sukienek oraz długi sukien z trenem. Podobno od końca gimnazjum bardzo lubiła projektować takie stroje, a z czasem zaczęła je szyć. Nie mogła jednak zobaczyć jej prac, bo nie miała ku temu sposobności. Nie była jeszcze w mieszkaniu młodej Adams. Brunetka nie raz ją zapraszała do siebie, ale za każdym razem odmawiała, bo miała coś do załatwienia.
        — Julia a ty, w co się ubierzesz? — zagadnęła jedna z przyjaciółek a jej dłoń zastygła z widelcem skierowanym do ust.
        Odłożyła sztuciec na talerzyk, spoglądając na wpatrujące się w nią dziewczęta. Poruszyła się nieco niespokojnie pod wypływem ich spojrzeń, odchrząknęła po chwili:
        — Nie wiem, czy pójdę.
        — No nie żartuj — oburzyła się brunetka, mocno gestykulując.
        — Nie! Nie mam nawet po co iść.
        Koleżanki wymieniły się znaczącymi spojrzeniami, jakby rozumiejąc jej frustracje.
        — Daj spokój. Potańczysz, pobawisz się. Chrzanić, że nie masz chłopaka.
        Bez przekonania patrzyła jak mina Seleny nagle się zmienia jakby wpadła na jakiś swój genialny pomysł, a ona obawiała się, że dotyczy jej osoby. Zagryzła policzek od środka, gdy jej przyjaciółka pisnęła głośno.
        — Mam! Pójdziesz z Will’m.
        — Co!? — poderwała się gwałtownie, zerkając na ciemnowłosą — No nie! Ja się nie zgadzam! — obruszyła się, krzyżując dłonie na piersi.
        — Wiesz, ty nie masz nikogo, on nie dawno się z laską rozstał. Niemal para idealna — wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniami z koleżankami.
        — Nie ma mowy Selena wybij sobie z głowy swatanie mnie z nim — spojrzała gniewnie na przyjaciółkę.
        — Ale dlaczego? — spytała lekko zasmuconym głosem.
        — Bo William nie jest w moim typie! — oparła, zrywając się z krzesła.
        Chwyciła leżący na stoliku skoroszyt oraz podręcznik od matematyki, odwróciła się na pięcie odchodząc w stronę wyjścia. Wiedziała, że postawia je z mętlikiem w głowie. One wciąż nie wiedziały o sytuacji sprzed paru tygodni, gdy chłopak zaprosił ją do kina, a ona mu odmówiła.
        Ten związek i tak by nie wyszedł, dobrze o tym wiedziała. 
        Podkuliła nogi pod piersi, siedząc na swoim obrotowym krześle. Położyła na udach swój szkicownik, kończąc szkic obrazka, który zaczęła dziś w szkole. Anika leżała na swoim posłaniu pod drzwiami balkonowymi, wpatrując się w swoją właścicielkę. Zauważyła, że suczka czasami przygląda jej się badawczo jakby chciała dowiedzieć się czy grozi coś jej ulubienicy. Od momentu jej pierwszego ataku paniki, pies zaczął być wyczulony na tym punkcie, nie ustanie jej pilnowała nie chcąc by stała się jej krzywda. Zdarzyło się, że nie raz musiała budzić swojego pana by jej pomógł, była wdzięczna, że nawet Anika była wtedy przy niej.
        Dorysowała ostatnie linie, przysunęła się do ciemnego biurka, odsunęła na bok wyłączonego laptopa, układając szkicownik na dębowym blacie. Schyliła się, otwierając jedną z szuflad wyjmując swoje ulubione kredki oraz ołówki, by zając się nadawaniem barw swojej pracy. Wyjęła z opakowania kredkę w ciemnych barwach granatu, chcąc zając się włosami postaci, pochyliła się nad kartką, gdy dobiegło ją znana melodia jej telefonu. Westchnęła cicho, odpychając się od biurka podjeżdżając pod szklany stolik. Chwyciła dzwoniącego smartfona, przykładając do ucha.
        — Słucham? — wróciła ponownie do biurka spoglądając na rozpoczętą prace.
        — Idziesz na imprezę? — słyszała po drugiej stronie głos Aarona — Felix organizuje spotkanie nad basenem.
        — Chyba nie do Agreste’a — mruknęła lekko niezadowolona.
        Na samą myśl o tym nazwisku czuła irytacje, nie dość, że wciąż musiała się użerać z głupimi zaczepkami Adriena to jeszcze miała tą nieprzyjemność poznać jego kuzyna Felix’a. Uważała ich za podrywaczy i ciągłych chłopaków o nie spełnionych fantazjach seksualnych. Znosiła jakoś blondyna w swojej klasie, ale jego młodszy kuzyn był od niego dużo gorszy. Z tego, co słyszała to wyrywa dziewczyna na każdej imprezie po czym zaciąga je do pokoju, reszty nie musiała kończyć.
        — Powiedz jej, że jak nie przyjdzie to ja do niej pójdę i ją siłą wyciągnę — w oddali słyszała wołanie jego dziewczyny.
        — No nie i kolejna przeciwko mnie — westchnęła na myśl, że blondynka wdaje się w ich wspólną przyjaciółkę.
        Słyszała odgłosy jakby szamotaniny po drugiej stronie po chwili słuchawkę przejęła jej dobra znajoma.
        — Julia nie denerwuj mnie nawet, idziesz z nami, bo Selena nie da ci żyć.
        — Czy my musimy zaliczyć każdą zabawę jak jest organizowana — westchnęła, opierając się na ciemnym fotelu, wypuszczając z dłoni jeden z ołówków, którymi rysowała.
        — Jesteśmy młodzi, potem przyjdą studia.
        — Kolejne imprezy — mruknęła.
        — Cicho — skarciła ją — Potem pójdziemy do pracy, rodzina, dzieci i dom. Młoda trzeba się wyszaleć w tym życiu — ekscytowała się.
        — Dobra. Będę do godziny — skapitulowała.
        Nie miała ochoty się z nimi wykłócać, bo i tak wiedziała, że przegra ich małą potyczkę słowną. Marudząc coś, że nie pozwolą jej znowu skończyć swojego malunku, pozostawiła wszystko na biurku, by móc się przygotować.
        Schodząc po oświetlonych stopniach, ubrała na ramiona kurtkę jeansową, wyjmując spod ubrania swoje pofalowane włosy. Kolejny piątek i następna zabawa. Musiała stwierdzić, że od momentu, gdy jej brata nie było w domu, ciągle zaliczała wciąż imprezy w mieszkaniach znajomych. Mike śmiał się, że w piątkowe wieczory może zapomnieć o wyciągnięciu jej na jakąś potańcówkę. Obiecywała mu za każdym razem, że pójdzie z nim następnym razem którego oczywiście nie było. Wsuwając na nogi swoje ulubione zabudowane szpilki, usłyszała szczęk otwieranych drzwi, gdy siedziała na komodzie, wkładając drugiego buta a na progu stanął lekko zgarbiony Shinody. Gdy dostrzegł ją w sukience oraz imprezowym makijażu westchnął jedynie, kiwając z deprotpatą głową.
        — Przysięgam następnym razem wyrzucę ci telefon przez okno, żeby w chodź jeden piątek miał cię tylko dla siebie — uśmiechnęła się na jego dość samolubne słowa.
        — Kolejnym razem to ja go wyrzucę go do basenu i zrobię dla ciebie wtedy wszystko — obiecała, wychodząc.
        — Trzymam cię za słowo — krzyknął za nią, zanim nie zniknęła za lekko otwartą bramą. 
        Uwielbiała relacje, które panowały między nimi, mogli być względem siebie bezpośredni nawet zahaczając o dość spouwałe aluzje jednak nigdy nie gubili w nich dobrego smaku, oraz zawsze traktowali siebie z szacunkiem.
        Dotarła w końcu pod jeden z domów rodzinnych gdzie na werandzie dostrzegła rozwieszone światełka, a muzyka dudniła już na podwórzu. Weszła przez otwarte drzwi wejściowe przeciskając się przed dość sporą grupkę uczniów którzy stali w przedpokoju. Wiedziona dźwiękami rozbrzmiewającej muzyki dotarła do salonu, gdzie zastała dobrze bawiących się kolegów z jej rocznika, ale również rok młodszego. Próbowała wzrokiem odnaleźć swoich znajomych, jednak nigdzie nie widziała znajomych twarzy. Podeszła do stolika, który zastawiony był przekąskami i napojami, chwyciła kubek nalewając sobie zmorzonej coli. Nie miała ochoty dziś na zakrapianą procentami zabawę. Wydostała się na zewnątrz z plastikowym kubkiem w dłoni, wychodząc na oświetlony lampionami ogród. Przystanęła z boku upijając łyk chłodnej substancji przyglądając się bawiącym się w najlepsze znajomym.
        — Myślałem, że się już nie pojawisz — ten głos mogła poznać na końcu świata.
        Nagle poczuła dwoje ramion oplatającej ją w talii, skrzywiła się na ten dotyk, który niemal ją palił. Nie znosiła jak ktoś obejmują w tak poufały sposób a zwłaszcza osoba której nie znała lub nie szczerze nie lubiła. Odłożyła napój na drewniany stolik odwracając się na piecie spoglądając w szmaragdowe oczy Adriena. Chwyciła jego dłonie ze swojej talii, odsuwając go od siebie.
        — Zabierz tę rękę z dala ode mnie! — warknęła.
        Obserwowała z niepokojem jak lekko pijany chłopak chce się do niej zbliżyć, wiedziała, że jeśli będzie taka konieczność, na pewno mu przyłoży, bo nie zamierzała się z nim cackać.
        — Nie zgrywaj tak niedostępnej piękna — mruknął uwodzicielskim głosem, wolnym krokiem wciąż się do niej niebezpiecznie zbliżając.
        — Mówiłam ci coś Agreste! — uchwyciła jego nadgarstek w mocnym uścisku, gdy ten próbował dotknąć ją w dość intymnym miejscu. Zacisnęła dłoń w pięść, gdy jej złość jeszcze bardziej wzrosła, gdy uzmysłowiła sobie, że to nie był najlepszy pomysł, by zgadzać się na tę zabawę — Jeszcze raz spróbujesz mnie tknąć, a urządzę nie tylko recital, ale koncert — po czym zamachnęła się uderzając go prosto w nos.
        Blondyn syknął cicho z bólu, zataczając się do tyłu. Widziała, że zwróciła na siebie uwagę wielu przebywających na zewnątrz kolegów. Nie widziała jak jasnowłosy upada na ziemie trzymając się wciąż za zranione miejsce.
        — Czego się patrzycie, nie macie innych spraw! — zawołała do przyglądającego się temu wszystkiemu zbiorowiska — Jeśli którykolwiek zechce się do mnie przystawiać będzie wyglądać gorzej niż on — wskazała na siedzącego na ziemi blondyna.
        Nie zwracając uwag na wymieniających się uwagami uczniów przecisnęła się między nim do wyjścia. Wiedziała, że to źle się skończy, czemu dała się namówić. Mogła spędzić ten wieczór w bardziej przyjaznym towarzystwie Michaela. Wydostała się na podjazd gdzie dostrzegła swoich znajomych.
        — Wychodzisz? — zdumiał się Nathan obejmując swoją dziewczynę ramieniem.
        Od niecałego tygodnia on i Emily oficjalnie byli razem, jednak dobrze wiedzieli, że to tylko kwestia chwili, gdy ogłoszą ich związek za legalny w świetle prawa młodzieżowego
        — Tak, pewien skurwiel zaszedł mi za skórę — odparła, nie kwapiąc się z dalszymi wyjaśnieniami.
        Nie chciała im mówić co wydarzyło się zaledwie chwile temu, po prostu tego nie chciała, ale również sądziła, że to ich nie obejdzie. Dziewczyny starały się ją jeszcze namówić by została, jednak kategorycznie odmówiła. Miała jeden cel, spędzić resztę wieczoru z Shinodą. Pożegnała się ze znajomymi, ponownie wracając tą samą drogą.
        Po dwudziestu minutach znalazła się pod drzwiami swojego domu, weszła do środka, zdejmując czarne wysokie buty, klnąc pod nosem na temat nieuszanowania jej zdania przez młodego Agreste’a. Weszła do salonu gdzie zastała Mike’a, który spojrzał na nią zaskoczony, że tak wcześniej wróciła.
        — Nigdy więcej nie idę na imprezę do tych debili! — wrzasnęła, kończąc swój pięciominutowy monolog, przekleństw i wyzwisk pod adresem kuzynów.
        Nerwowym ruchem zdjęła z ramion kurtkę jansową odrzucając ją na fotel. Opadła na kanapę obok mężczyzny, który czekał cierpliwie aż jej złość opadnie z pytaniami o jej tak gwałtowną reakcje. Wzięła głęboki wdech, by nieco się rozluźnić i pozwolić by gniew ją opuścił. Powtarzała tę czynność kilka razy, gdy zdołała opanować nerwy, odezwała się po długiej ciszy.
        — Mike bądź tak miły następnym razem gdy ci powiem, że zamierzam iść na zabawę do Agreste’a, przyłóż mi, ale tak porządnie — poleciła, spoglądając na muzyka.
        — Mogę ci powstrzymać, ale nigdy cię nie uderzę — odezwał się, jedno pytanie wciąż cisnęło mu się na usta.
        Chciał dopytać co się takiego wydarzyło, jednak czy chciał bardziej ją złościć? Była i tak porządnie zdenerwowana, jednak ciekawość, która tliła się w jego piersi była ogromna. Postanowił jednak nie dopytywać o co poszło jednak zaskoczylo go gdy nastolatka sama zaczęła mówić.
        — Jak można nie rozumieć słowa sprzeciwu. Jakim trzeba być idiotą, żeby przystawiać się do dziewczyny, która wyraźnie tego nie chce — mówiła nie będąc przy tym spokojna.
        — Przystawiał się do ciebie?
        — Jakbyś zgadł — odparła wkurzona — Co za h…
        Nie przerywał jej, gdy chciała się wyżyć na chłopaku, który nie szanował jej przestrzeni osobistej. Wyraźnie było widać, że nigdy nie zdobędzie jej zaufanie było to nie możliwe po dzisiejszym incydencje. Nie przykuł do tego uwagi, że jego przyjaciółka była zniesmaczona dotykiem kolegi.
        Nie rozumiał jeszcze wtedy, że ten jeden moment mógłby go w przyszłości doprowadzić wcześniej do prawdy niż do niej dotrze po wielu komplikacjach. 







No comments:

Post a Comment