Monday, July 27, 2020

I 27 — POZWÓL MI ODKRYĆ MOJE SERCE PRZED TOBĄ

        Poruszyła się niespokojnie, gdy jej zmysły zaatakowała przejmująca cisza sali artystycznej, wodziła znudzonym wzrokiem za kobietą w podeszłym wieku. Ubraną w ohydną zielonkawą marynarkę, którą o mdłości, posiwiałe pasma włosów, spięła w wytwornego koka, a czerwona szminka na ustach miała sprawiać postrach wśród uczniów jej przedmiotu.
        Uwielbiała sztukę i wyrażenia się za pomocą kredek czy pędzli, przelewanie swoich zamysłów na kartki papieru, musiała czerpać z tego przyjemność, nie mogło sprawiać jej to irytacji i chęci rzucenia wszystkiego, co kocha. Po każdych zajęciach z profesor Amelią O'Brien miała ochotę zniszczenia wszystkich swoich prac i wyrzucenia ich na stos. Może kobieta znała się na swoim przedmiocie, ale jej podejście do nauczenia uczniów przydatnych im technik była niemal żałosne. Czego się nauczą, powtarzając na lekcjach wciąż ten sam schemat. Siadanie przy sztaludze, odwzorowywanie tego, co im pokazała, pilnując by zgadzał się każdy szczegół, gdy zdołali coś pomylić obniżała ostatecznie ocenę o pól stopnia.
        Wywoływało to u niej irytacje, bo miała dość siedzenia na niewygodnym krześle i malowania wciąż tego samego, nie miała pola do popisu. Nie mogła rozwijając swojej wyobraźni nic, miała malować ukazany przedmiot i się nie odzywać.
        Odłożyła dość głośno pędzel na deskę gdzie mieszała ze sobą barwy farb, robiąc na tyle hałasu, by zwrócić na siebie uwagę jednocześnie przerwać tę paskudną atmosferę, która panowała na tych lekcjach.
        — Proszę wrócić do malowania — furknęła nauczycielka, podnosząc wzrok, nad czytanej książki.
        Niewzruszona, skrzyżowała dłonie na piersi, mierząc ją spojrzeniem swoich jasnych oczu, zdegustowana kobieta, zamknęła powieść, odkładając ja na biurko.
        — Słyszałaś co powiedziałam. Wracaj do pracy — powtórzyła nagląco.
        — Nie — oznajmiła, wywołując w klasie niemałe zamieszanie.
        Koledzy, którzy wraz z nią uczęszczali na te zajęcia zaczęli szeptać między sobą, nie dosłyszała ich słów, jednak była przekonana, że są mówiąc coś że narobi sobie kłopotów jednak mało ją to obchodziło.
        — Słucham? — nauczycielka podniosła głos — Chyba się przesłyszałam!
        — W żadnym wypadku — odparła hardo — Nie będę wciąż malować tego samego, to nie pozowała mi się rozwinąć. Nasza kreatywność ma duży wpływ na nasze malunki, ja czuje, jednak że ją marnuje na pani zajęciach — uniosła się z krzesła, nie spuszczając wzroku z nauczycielki.
        — Co ty nie powiesz? Kim jesteś, że upominasz mnie. Jesteś jeszcze dzieckiem i nie masz pojęcia co to znaczy wyobraźnia i przelewanie jej na arkusz papieru.
        Poczuła ogarniająca ją złość. Nie pozwoli by ją tak traktowano, nieco nauczyła się przez tę miesiące, gdy miała możliwość zdobywania coraz większych umiejętności malarskich i kompletnie nie zgadzała się z jej punktem widzenia.
        — Tak pani uważa? Nie mam pojęcia o kreatywności i spojrzeniu na sztukę okiem artysty. Muszę panią wyprowadzić z błędu. Od sześciu lat maluje. Moja poprzednia nauczycielka rysunku była bardzo zadowolona widząc moje prace pozwalała mi się pobawić, stworzyć coś, co wychodziło poza ramy nauczania, wróżyła mi dobrą karierę. Poza pani zajęciami mój dobry przyjaciel udziela mi prywatnych lekcji, pokazuje mi techniki, które powinnam uczyć się na zajęciach szkolnych czy studiach artystycznych. Ja nie wiem co znaczy sztuka! — wściekła się — Jeśli pani uważa, że nauczy nas czegoś każąc malować wciąż martwą naturą to się pani profesor myli — poderwała z ziemi swoją torbę szkolną — Nie mam zamiaru uczestniczyć w tych lekcjach. Nie chce się tutaj marnować — oświadczyła niemal lodowatym głosem. 
        Przeszła dumnym krokiem przez sale, zatrzymała się, gdy trzymała dłoń na klamce. Spojrzała na oburzoną kobietę z ponad ramienia, po czym oznajmiła na forum całej klasy.
        — Do widzenia pani profesor.
        O'Brien nawet nie mrugnęła okiem, gdy jej uczennica opuściła salę. Nie znosiła nie posłuszeństwa, nie znała zbyt dobrze młodej Bennington, ale do tej pory nie stanowiła problemów a nastolatka nie była konfliktowa, tym razem stało się co zupełnie innego. Po raz pierwszy na jej zajęciach ktoś śmiał się jej przeciwstawić i wyrazić swoja opinie. Nauczyła wszystkich swoich wychowanków dość surową ręką. Nie znosiła, gdy ktoś jej przeciwstawił. To było niecodzienne. Skarciła poszeptujących uczniów, obiecując sobie, że porozmawia z wychowawcą tej smarkuli. 
        Wydostała się z murów szkolnych, przysiadła na jednej z trybun boiska futbolowego przyglądając się treningowy szkolnej reprezentacji. Odnalazła spojrzeniem znaną twarz Williama skrytą za czerwonym kaskiem, widziała malujący się na jego ustach uśmiech. Przeprosił swoich kolegów, podbiegając do trenera jakby chcąc go poprosić o kilka minut przerwy. Mężczyzna skinął z aprobatą głową, zadowolony przebiegającym treningiem, słyszała jak oznajmia dziesięć minut przerwy, a lekko zmęczeni piłkarze opadli na murawę boiska.
        Pokonując po dwa stopnie dużymi susami, znalazł się przy niej w mniej niż minutę. Stanął przed nią w biało—czerwonym kostiumie szkolnej drużyny, duża liczba dwadzieścia cztery ozdabiała jego plecy. Na prawej pierwsi przyszyte było logo liceum, nie miał on bardziej znaczących ornamentów. Nie były one potrzebne.
        — Cześć a ty nie zajęciach? — zagadnął ją lekko zdyszany.
        — Nie — mruknęła gniewnie, gdy chłopak usiadł obok niej — O'Brien mnie wkurzyła, jak długo można powielać ten sam schemat. To kompletna nuda — oparła dłonie na kolanach, z mętnym wzrokiem spoglądając na innych członków grupy futbolowej.
        — Wiesz nie znam się na sztuce, ale wydaje mi się, że na tym polega, by odwzorować co się widzie.
        Miała ochotę się na niego powydzierać, za tak płytkie podejście do malarstwa, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język. Powinna zrozumieć osoby, którzy nie mają pojęcia o artyzmie.
        — Nie Will, może to się sprawdza dla początkujących, ale ja jestem w grupie zaawansowanej. Co mi po tym większym poziomie skoro niczego się nie uczę — mówiła wściekle.
        — Uspokój się, nie chciałem cię zdenerwować.
        — Ja powinnam przepraszać, nie potrzebnie się emocjonuje — powiedziała nieco skruszona.
        Delikatnie skinął głową, rozumiejąc jej frustracje i brak niezrozumienia z jego strony. Odchrząknął po chwili:
        — Może wybierzesz się ze mną na kawę, za dwadzieścia minut kończę trening, wyjaśnisz mi nieco więcej i opowiesz co się stało.
        Podniosła na niego wzrok, gdy dotarły do niej słowa chłopaka. Nie był to wcale tak głupi pomysł, jak sądziła. Czemu miała się nie zgodzić, skoro lekcje już dawno się skończyły a teraz siedzieli w murach szkolnych ze względu na swojego dodatkowe zajęcia, na które musieli się zapisać, było to obowiązkowe, a ona no cóż, wybrała jako przedmiot dodatkowy sztukę, z której miała ochotę zrezygnować. Jednak widziała, że nie znajdzie sobie miejsca na innych kółkach zainteresować. Za sportem nie przepadała, nie była również ogromną miłośniczką literatury, lubiła raz na jakiś czas zagłębić się w przygodę jakieś bohatera literackiego, ale nie analizowała ich znaczenia. Była to jedno z zajęć, które lubiła robić podczas chłodnych wieczorów czy ulewnych dni. Została jej tylko sztuka.
        Skinęła delikatnie głową, na znak zgody. Ucieszony chłopak poderwał się z ciemnego siedzenia, oznajmiając, żeby na niego zaczekała. Podbiegł ponownie na murawę, oznajmiając stojącemu z boku mężczyźnie, że mogą ponownie zacząć rozgrywkę.
        Przyglądała się im uważnie, gdy ćwiczyli kolejne podania i chodź nie przepadała za aktywnością sportową, lubiła oglądać meczę futbolowe wraz ze swoim bratem, który ją tym zaciekawił i miała jakieś pojęcia o tej dyscyplinie.
        Z niecierpliwością czekała na pojawienie się Wilsona, który pobiegł się przebrać do szatni. Wrócił po chwili w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela, z którym rozmawiał o strategii i zbliżającym się meczu z reprezentacją z Phoenix. Gdy dobiegła ją nazwa drużyny, z którą mieli się zmierzyć, czuła jak żołądek wiąże jej się w supeł. Była to grupa z jej dawnego liceum, nie wspominała ich dobrze, bo ich kapitan oraz jego dziewczyna jedna z tych cholernych cheerleaderek, która uważała się za ta najważniejszą lubi się nad nią znęcać. Pozostawiała bierna na ich zaczepki czy złośliwości, jednak oni uparcie chcieli osiągnąć cel skompromitowania jej na forum całej szkoły, co niestety im się nie udało. Śmieszył ją fakt, że w każdej szkole, liderzy piłki oraz dziewczyny, które miały ich dopingować zawsze byli w związku. Niby nic nadzwyczajnego, jednak było to dla niej nieco zabawne.
        Pożegnał się z kumplem, wytrącając ją z zamyślenia.
        Podeszli do pobliskiej kawiarni, która była wręcz okupowana przez nastolatków z tej szkoły, gdy rano podeszli pod jakiś napój kofeinowy. Weszli do restauracji, znajdując sobie jakiś stolik z boku pomieszczenia. Zajęła miejsce naprzeciw okna, spoglądając na przechadzających się ludzi na brukowanych chodnikach miasta. Nie musieli długo czekać na kelnerkę, która pojawiła się przy nich zaledwie chwile później. Przyjrzała się jej twarzy i poznała w niej Sarę, dziewczynę, która uczyła się w tej samej klasie.
        — Cześć, co wam podać? — zagadnęła, posyłając im firmowy uśmiech. 
        Chłopak pozwolił jej wybrać pierwszą, przejrzała listę propozycji lokalu zadrukowaną w urocze menu, jednak nie dostrzegła nic co ją zaciekawiło.
        — Poproszę o mochę — złożyła na pól kartę, gdy dziewczyna skrupulatnie zapisywała zamówienie.
        — Dla mnie jedynie Latte Macchiato — oznajmił, nawet nie otwierając zdobionego menu.
        Zgrabnym krokiem, odeszła od nich, by pójść do baru, by barista mógł przygotować ich napoje. Spuściła z niej wzrok, gdy zniknęła za drewnianym blatem, dopiero wtedy zwróciła się ponownie do towarzyszącego jej chłopaka.
        — Więc o co poszło tak naprawdę? — zagadnął ją, coraz ciekawszy sprzeczki słownej między jego koleżanką a profesor Amelią.
        — Różny punkt widzenia — wyjaśniła, ignorując przychodzącą na jej telefon wiadomość tekstową — Uważa, że nauczymy się czegokolwiek, jeśli wciąż będzie malować sztuczne owoce w misce, żałosne — mruknęła, gdy wróciła ich koleżanka z ich napojami.
        Postawiła je przed nimi, z życzliwym uśmiechem, życząc im smacznego, po czym oddaliła się do nowo przybyłych klientów lokalu. Chwyciła brązową substancje w przezroczystej szklance, upijając łyk nieco czekoladowego napoju. Uwielbiała w ostatnim czasie tę odmianę kofeiny, od chwili, gdy spróbowała jej od Emily stała się małą fanką kawy połączonej z czekoladą. Jednak wciąż uważała, że najlepszą mieszkankę kofeiny robił Chester. Czasami bywał irytujący jako to starszy brat już nie raz doświadczyła z nim sprzeczki gdy ich poglądy się różniły czy też, gdy budził ją rano zimnym prysznicem jednak zazwyczaj byli ze sobą zgodni. Mogła posunąć się śmiało to stwierdzenia, że dzięki niemu jego życie nabrało kolorów.
        — Słyszałem, że niektórzy się skarżyli, na jej zajęcia, jednak do tej pory nikt nie „powiedział swojego zdania” na jej lekcjach — powiedział podkreślając cudzysłów manualnym ostatnie wypowiedziane przez siebie słowa.
        — Musiał nastąpić ten dzień — odezwała się — Wiesz nie mówiłabym źle gdybym się czegoś nauczyła, ale nie pokazała nam do tej pory nic interesującego, chociaż od początku roku minęły już prawie trzy miesiące — Zauważyłam, że wszyscy spostrzegają mnie za mało konfliktową i dziewczynkę, która się nie odezwie, bo się boi. To nonsens. Nie w końcu potraktują mnie poważnie.
        — Wiesz Julio, jesteś nowa w szkole, nie robiłaś z początku żadnego zamieszanie — widział jak jego koleżanka wywróciła oczami na jego stwierdzenie, jakby chciała mu powiedzieć, że nie stanowiła problemów w dość sarkastyczny sposób — Wiem, że toczyć wojnę z April od początku września, jednak nauczycieli nie bardzo interesuje to, czy między uczniami trwają nieporozumienia, czy nie. Dopóki nie zagrażają samym sobie oraz innym uczniom nie mają powodu podjąć interwencji. Mówisz co ci się nie podoba a to słuszne rozwiązanie, przecież nie będziesz milczeć, gdy ktoś cię obraża, albo się nie potraficie porozumieć.
        Przez umysł nastolatki przeszła myśl jej życia w Arizonie i w jaki sposób zachowała się w szkole. Wtedy, nawet jeśli miała inny punkt widzenia, nie odezwała się słowem, nie chciała mieszać się w żadne konflikty co czasami było nie łatwe i kilkukrotnie wylądowała na dywaniku u dyrektora placówki. Mówi się, że cicha woda brzegi rwie, a ona była idealną metaforą tego mądrą powiedzenia.
        — Może — mruknęła przeciągle, siorbiąc kolejny łyk gorącego napoju.
        Zapadła chwila niezręcznej ciszy, a chłopak zagryzł nerwowo wargę. Od kilku dni nosił się z zamiarem zaproszenia na randkę starszej licealistki, jednak zawsze coś mu wypadało, albo się peszył. Zazwyczaj był stanowczy i bezpośredni, jednak tym razem coś się z nim działo, czuł się onieśmielony w towarzystwie osiemnastolatki. Nie miało to dla niego znaczenia, że był wiekiem młodszy od niej o cały rok, wiek nigdy nie miał dla niego szczególnego znaczenia, ale coś go nękało, gdy nawet pomyślał, by zapytać o plany na zbliżający się weekend.
Zebrał się w sobie, podejmując decyzje, że w końcu ją zapyta. Odchrząknął, po czym odłożył kubek ze swoją kawą na drewniany blat stolika.
        — Julio?
        — Tak — przeniosła na niego spojrzenie swoich błękitnego spojrzenia, które tak wielu chłopców oczarowało w ich liceum.
        Dziewczyna stała się popularna wśród płci przeciwnej, nie jednej chłopak marzył, by zabrać ją na romantyczną kolacje, żyjąc z nadzieją, że zdobędzie jej serce. Widział dobrze, jak ostatni amant jej urody został odesłany z kwitkiem, speszył się jeszcze bardziej a jego pewność siebie znikła tak szybko jak się pojawiła. Musiał jednak zapytać, co w ostatnim czasie spędzało mu sen z powiek.
        — Czy zgodzisz się pójść w sobotę ze mną do kina?
        — Czy to propozycja randki? — odstawiła do połowy upity kubek z aromatyczną kawą.
        Poruszył się niespokojnie, jednak opanował drący głos, który dudnił mu w piersi.
        — Tak.
        Zamilkła, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Zawsze traktowała Williama jak dobrego znajomego i sądziła, że ich relacje są czyste koleżeńskie, nie miał na celu umówienia się na spotkanie przeznaczone dla zakochanych par. Chciała, by traktował ją jak dobrą znajomą, z którą mógłby porozmawiać ewentualnie bliską przyjaciółkę, lecz teraz gdy słyszała jego prośbę zaczęła się przekonywać że chłopacy zaczynają się z nią umawiać tylko by namówić ją na randkę. Czy było to aż tak dziwne, że nie szukała adoratorów, nie interesowali ją młodzi chłopacy z jej liceum? Próbowała oszukiwać samą siebie, że nie szuka miłości, jednak prawda była zupełnie inna. Ktoś inny omotał jej umysł, widziała w nim przyjaciela, lecz jej serce zaczynało się wyrywać do niego.
Potrząsnęła lekko głową odganiając natrętne myśli.
        Podniosła się z krzesła, wyciągając z portfela banknot dziesięciodolarowy, rzucając na stolik.
        — Will przykro mi, mam inne plany na ten dzień — mówiła spokojnie, starając się opanować wzbierając w niej frustracje — Wybacz, ale nie jestem zainteresowana.
        Bez słowa opuściła lokal, pozostawiając również napiwek dla swojej koleżanki. Zatrzasnęła za sobą drzwi z lekkim hukiem, wychodząc na zalany w południowym słońcu chodnik. Przepchnęła się przez dość sporą grupkę ludzi czatując przy jednym ze słupów z ogłoszeniami idąc w swoim znanym kierunku. 
        Chłodne fale oceanu odbijały się o jej gołe stopy, a ona spoglądała na zachodzące za horyzontem słońce. Złociste pasma ostatniego światła odbijały się w spokojnej toni oceanu. Uwielbiała spoglądać na taki zachód, było w nim coś wyjątkowego i zachwycającego, coś, czego nie mogła opisać. Czuła ziarenka piasku między palcami i kolejne strumienie wody, które co rusz wdzierały się na plaże.
        Zaczerpnęła powietrza głęboko w płuca, napawając się ostatnim widokiem ognistej kuli.
        — Odmówiłaś? — słyszała jego głos za sobą, nie oderwała wzroku od zachwycającego ją widoku.
        — Tak, nie miałam innego wyjścia — odparła ściszonym głosem — Nie czuje nic do niego — spuściła wzrok, spoglądając na swoje stopy pod taflą krystalicznej wody.
        Wpatrywał się w nią, stojąc nieopodal, widział jak jej ciało drży ze zdenerwowania. Nie rzadko mówiła o sferze uczuciowej, raczej była temu przeciwna, gdy starał się czegoś dowiedzieć, zawsze nalegała by nie zadawał jej więcej pytań które miał wrażenie były dla niej nie wygodne. Dzisiejszy wieczór jednak był inny. Gdy nie wróciła na czas do domu wcale nie był zdziwiony, zrozumiał, że wypadła gdzieś ze znajomymi co ostatnio często robiła, jednak po godzinie otrzymał od niej telefon z informacją gdzie jest i niemal błaganiem by do niej przyszedł. Pękło w niej coś, że powiedziała mu o nie udanej próbie zaproszenia jej na randkę przez kolegę.
        — Dlaczego? — wolno odwróciła się ku niemu — Dlaczego spoglądają na mnie jak na dziewczynę, którą zaproszą na jedną randkę i zaciągnął mnie do łóżka na szybkie numerek. Wyglądam na tak płytką osobę, która pragnie szybkiego seksu w zamian za czyjeś zainteresowanie — zacisnęła usta w wąską linie gdy do jej umysłu wróciło pewne wspomnienie.
        Stała skryta za otwartymi drzwiczkami swojej szafki. W oddali słyszała barwę męskich głosów, które nie znała zbyt dobrze, jednak nie mogła przestać słuchać wymienianych przez nich słów, gdy planowali jak zaciągnąć tę nową na imprezę u Cindy i jak to określili „zdobyć zaliczenie”.
        Nie wrzucała wszystkich do jednego worka, jednak odczuwała nieodparte wrażenie, że chłopacy z jej szkoły spoglądają na nią jak na świeże mięsko armatnie wzdrygnęła się na same pojęcie tych słów.
        Liczyła na romantyczny wieczór w towarzystwie chłopaka, na którym jej zależało, jednak nie chciałaby postrzegana jako nastolatka, która zdoła się zniewolić po jednym spotkaniu. Nie była aż tak bardzo trywialna, by dawać się pierwszemu lepszemu.
        Miała już dosyć tych pokątnych umów między chłopakami jej liceum, może nie każdy tego chciał i rzeczywiście był w niej zauroczony, ale ona nie chciała być oblegana przez nich, słysząc kolejne prośby o spotkanie sam na sam. Nie chciała takiej popularności, brzydziła się nią, lecz nic nie mogła zrobić, by ich zniechęcić. Zawsze była naturalna, nawet nie upiększała się z wyglądu, czasami nawet ubierając za duży podkoszulek brata do szkoły nie sprawił że jej amatorzy czuli się obrzydzeni jej dość luźnym ubiorem który preferowała. Przeważnie ubrana w zwykłe spodnie jasnawe czy zwyczajny podkoszulek ze skurzaną kurtką ewentualnie bluzą na ramionach, miała wrażenie ze zdobywa coraz więcej amatorów jej wdzięków.
        — Nie zamierzam ich tłumaczyć, bo nie znam ich a zarazem nie pojmuje ich rozumienia, sam byłem młody i miałem również głupie pomysły w ich wieku, jednak nigdy bym nie pomyślał o tak absurdalnych pomysłach, by przekonać dziewczynę, by się ze mną kochała. Matka za młodu wpoiła mi szacunek do dziewczyn i kobiet. Nie wiem z jakiś rodzin pochodzą ci pomysłodawcy, jednak jeśli nie szanują swoich znajomych ze szkoły, nie mają tego uczucia również dla swoich matek — mówił, a cień uśmiechu skradł się w jej kącikach ust — Julio to powinien być twój wybór, jeśli zdecydujesz się na taki krok. Podejmujesz sama decyzje spoglądając również na zdanie swojego przyszłego chłopaka z którym zdecydujesz się spędzić te chwile. Nie powinnaś działaś pod presją czasu. Wiem, że utrzymuje się moda wśród młodzieży, by zaliczyć kogoś w ostatnim klasie liceum, gdy nie mieli jeszcze za sobą tego pierwszego razu, ale co po tym skoro robi się to na pokaz a nie sprawia to przyjemności. Julio zapamiętaj nie wymuszaj nic na sobie ani nie poddawaj się presji otoczenia.
        Rozmyślała nad jego słowami i musiała mu przyznać racje.
        — Potrafię zrozumieć wszystko, ale nie zakłady o mnie. Czuje się jak prostytutka, a nie dziewczyna, która ma swoje pragnienia — spuściła wzrok, by utkwić w je ze złocistym piasku.
        Poraziły go jej ostatnie słowa, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Poznał ją na tyle, że mógł powiedzieć, że tak obrzydliwe słowa czy sugestie o paniach lekkiego obyczaju sprawiają jej psychiczny ból. Nie znał bardziej powodów jej strachu, jednak nie zamierzał na nią naciskać. Każdy się czegoś lenka, ona czuła się zastraszona, gdy poruszało się życie seksualne, milkła nagle i nie śmiała się odezwać. Stawała się wycofana. Zastanawiało go jej zachowanie, czasami podpytał o to Chester jednak on również nie wiele wiedział. Nie podejrzewał jednak, że on ma swoje domysły, z którymi nie chciał się dzielić. Czekał na odpowiednią chwile by poruszyć ten temat z siostrą. 
        Delikatnie ujął jej policzek, zwracając twarz ku sobie, przejechał delikatnie po jej gładkiej skórze.
        — Nigdy tak o sobie nie myśl! — powiedział stanowczo — Nie możesz się czuć źle przez kogoś kto tak naprawdę cię nie zna i ocenia cię po cholernym wyglądy, świat się wokół tego nie kręci, a coraz bardziej mam wrażenie, że liczy się tylko pozycja i to jak ktoś wygląda. — mruknął z rozszaleniem — Julio jesteś wyjątkową i bardzo utalentowaną artystką, skradłaś mi serce, gdy tylko zacząłem cię poznawać — delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz — Pozwoliłaś mi zapomnieć o nie udanym związku. W pewien sposób mnie uratowałaś, bo ponownie dzięki tobie mam szanse na zwyczajne życie — nagle jej cichy śmiech rozdarł powietrze — Tak wiem, zespół i jego popularność — odparł z rozbawieniem — Jednak to nie ma znaczenia, bo tak naprawdę odnalazłem wspaniałą przyjaciółkę, której ufam bezgranicznie.
        Spoglądała na niego w osłupieniu, nie wiedząc co powiedzieć. Nie miała pojęcia, że znaczy dla niej aż tak wiele, miała świadomość, że w jakiś bliżej nieokreślony sposób zależy mu na niej, jednak do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Nie miała tej świadomości, że w pewien sposób pomogła mu wydostać się z dołka psychicznego. Pamiętała tego przygnębiającego człowieka, który próbował zatuszować swój smutek pod maską uśmiechu, jednak z biegiem tygodni jej radość nie była wymuszona, ale szczera i z serca.
        Zmienili się oboje.
        Wrócili do swoich dawnych osobowości tej, która została im skradziona.
        — Do tej pory bałam się ufać. Obawiałam się z kimkolwiek zaprzyjaźnić, bo… — westchnęła, po czym kontynuowała — Nie wiem jak określić, dlaczego tak się czułam, jednak w jakiś sposób pozwoliłam się otworzyć i cholernie wam za to dziękuje. Nie zyskałam jednego brata, a sześciu — ich cichy śmiech potoczył się po skalistym wybrzeżu nieopodal.
        — Zrobiło się dość ckliwo — odezwał się, odsuwając się lekko od niej.
        — Chrzanić to! — powiedziała z rozbawieniem.
        Usiedli na piasku, a pierwsze konstelacje gwiezdne rozjaśniły ponurą noc.             Wypatrując psiej gwiazdy, poczuła nagle ciepłe ramiona na swojej talii, ufnie przylgnęła do niego. Delikatnie pocierał jej zmarznięte ramiona, przymknęła oczy pod wpływem jego dotyku.
        — Mam pytanie — odezwał się po chwili przyjemnej ciszy.
        Podniosła na niego wzrok, a on jedynie posłała jej uspokajający uśmiech.
        — W sobotę odbywa się wernisaż moich prac. Zgodzisz się pójść ze mną?
        — Jako przyjaciółka? — zapytała ostrożnie, jednak z rozbawieniem w glosie.
        — Tak.
        Skinęła lekko głową na znak zgody, a on jeszcze mocniej ją objął, gdy ona wiedziona przez unoszącą się nad nimi atmosferę wtuliła policzek w jego obojczyk.
        Zapaliła przy toaletce światełko, gdy widziała w oddali umykające słońce. Przyjrzała się sobie uważnie by ocenić efekt swojej pracy, z którego ostatecznie była zadowolona. Poprawiła opadające na jej ramiona włosy, które nieco upięła z tyłu w delikatnymi praktycznie niewidocznymi gumkami, tworzył prostą, ale elegancką fryzurę. Odłożyła na jasny blat, swoją ulubioną pomadkę do ust, nie miała ona jakieś żywego koloru, dobrany odcień pasował idealnie do jej lekko różowych ust. Sięgnęła po ciemną spinkę, samotnie porzuconą na białym drewnie. Wsunęła ją w kaskadę swoich ciemnych loków, które ponownie odzyskały swój naturalny odcień. Poprawiając odstający nieco kołnierzyk białej koszuli, podniosła się z wygodnego krzesła, rozglądając się za marynarką, którą porzuciła na leżance.
        Odbywał się dziś wernisaż prac jej przyjaciela, a jako dobra znajoma, która się zgodziła mu towarzyszyć nie chciała wyglądać źle. Nie wybierała zmyślnych strojów, jednak postawiła na luźny, lecz elegancki dobór ubrań. Jasne jeansowy opinały jej szczupłe nogi, a na stopy założyła granatowe baleriny ze złotymi ornamentami. Chwyciła kurtkę oraz małą kopertówkę, które leżały porzucone w na niebieskich fotelach sako, upewniła się, że wszystko zabrała, po czym wyszła z pokoju, pozostawiając zaświeconą szafeczkę z kosmetykami, oraz niebieskie światełka, które ostatnio zdobyła na jakieś wyprzedaży rozwieszając je nad ramą łóżka. 
        Stawiając ostrożne kroki, zeszła po oświetlonych stopniach wili, rozglądając się za Michael’m. Stał oparty o kanapę, wpatrzony w ekran telefonu. Podniósł wzrok, gdy dobiegły go kroki z górnego korytarza. Zmierzył ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu, a kącik jego ust delikatnie uniósł się ku górze. Schował smartfona do kieszeni spodni, pokonując dzielącą ich odległość.
        — Ślicznie wyglądasz — obdarował ją kolejnym komplementem w przeciągu ostatnich tygodni.
        Wcześniej uważała, by pochlebstwa za zbędny element jej egzystencji, gdyby ktoś obdarował ją słowami uznania zapewne stwierdziła, by że jest to wymierzony policzek w jej stronę i ktoś celowo chce się z niej naśmiewać, jednak te momenty minęły, tamci ludzie odeszli, zostawiała za sobą niewygodną przeszłość, tworzyła nową książkę z osobami, na których jej zależało, a oni nie byli jedynie ludźmi obdarzonymi wielkim egoizmem, z brakiem empatii w sercu.
        Poznawała na nowo smak życia.
        — Dziękuje — odparła pośpiesznie, odłożyła na moment torebkę, wkładając na ramiona garsonkę, która nieco przypominała elegancką kurtkę — Czyli nie wyglądam tragicznie jak po przejściu huraganu — zażartowała, wywołując u mężczyzny napadu cichego śmiechu.
        — Zapewniam cię, że nie widziałem bardziej uroczej dziewczyny od ciebie — odezwał się, przepuszczając ją w drzwiach.
        W jednej chwili nie wiedziała co odpowiedzieć na jego słowa, podniosła na niego spojrzenie, by zatonąć w blasku jego ciemnego spojrzenia. Trwali w błogiej ciszy, nie mogąc oderwać od siebie spojrzenia, jakby zastrzygli w jednej chwili, czas zwolnił, dostrzegając rodzące się w nich miłosne uczucie. Pozwalając im dać chwile wytchnienia, coraz bardziej pragnąć by los wyznaczył im wspólną drużkę. Starania były jednak na marne, życie nie jest łatwe, a oni nie byli świadomi, że wkrótce będą zmuszeni zmierzyć się z demonem, który zapragnie ich zniszczyć, spalić nić porozumienia, która się między nimi wytworzyła.
        Spuściła wzrok, utkwiła go w dłoniach zaciskające się na granatowej torebce, otrząsnęła się z zadumy, w którą wpadła. Shinoda nie pozostał jej dłużny, chwycił ją pod ramię i poprowadził w stronę stojącego na pojeździe samochodu. Wsiedli do pojazdu, po chwili wyjechali na drzemiące życiem ulice miasta, by włączyć się do ruchu drogowego. Puszczona w tle cicha muzyka napadała nastojem, gdy przedzierali się przez kolejne zatłoczone ulice metropolii, próbując dostać się do galerii, w której odbywała się wystawa prac.
        Długie czterdzieści minut, które spędzili w ciągłych korkach, okazało się zbawieniem, gdy w oddali dostrzegli pół przeszklony budynek, rozświetlony od środka wieloma światłami. Parking zapełniony był od pojazdów, zwiedzających czy kilku krytyków sztuki którzy przybyli na wernisaż.
        Michael zaparkował na jednym z wolnych miejsc w pobliżu wejścia, zgasił silnik, opuszczając pojazd. Zbliżył się do swojej towarzyszki, która nie zdołała jeszcze opuścić samochodu. Mężczyzna, jak na dżentelmena przystało pomógł wyjść Julii z samochodu. Posłałam jej czarujący uśmiech, który potrafił w każdej chwili sprawić radość w jej sercu.
        — Mogę panią prosić?
        Podał jej przedramię, przyglądała mu się uważnie przez moment, na marne próbując się czegoś doszukać, jedyne co widziała to błysk radości w jego hipnotyzujących tęczówkach, błąkająca się na jego ustach radość sprawiała jej, że sama miała ochotę cały czas się uśmiechać.
        Przeszli po ciemnych płytkach, pojedyncze lampy zamontowane w chodniku oświetlało im drogę do przeszklonej galerii. Wolnym krokiem szli przez opustoszałe korytarze budynku, słyszała w oddali gwar rozmów z pobliskiej sali. Weszli do oświetlonego pomieszczenia, gdzie dostrzegła dość sporą grupkę osób, rozprawiających ze znajomymi, przyglądając się kolejnym pracom, które zawisły na ścianie. Wmontowane w tynk lampy oświetlały kolejne grafity czy malunki ozdobione w ramy.
        — Powiesz mi jak znalazłeś czas, na przygotowanie tej całej wystawy — zagadnęła go, gdy stanęli pod jednym ze zdobionych murów.
        — Mówiłem ci, że mamy ostatnio mało pracy w studiu więc zająłem się malowaniem. Chodziłem do domu, gdy ty byłaś w szkole i coś naskrobałem — odparł, wzruszając ramionami — Większość jednak tych obrazów powstała we wcześniejszych latach i nie zdołałem ich pokazać na wcześniejszych wernisażach.
        — Zaskakujesz mnie — przyznała szczerze — Czy jest coś o czym nie wiem? — powiedziała zadziornie, lecz w duchu podziwiała jego zaradność i w jaki sposób dawał sobie zorganizować czas by podzielić go na wszystkie swoje prace czy zainteresowanie, nie tracąc przy tym czasu na zwykłe spotkanie z przyjaciółmi.
        — Może to, że w planach miałem zaproszenie cię na randkę — odparł żartobliwie, czuł jej przeszywający wzrok na sobie, jednak roześmiała się, gdy uznała to za żart.
        Kątem oka widział zmierzającego w ich kierunku mężczyznę z lekką siwizną na bokach, ubrany w zwyczajny garnitur i białą koszulkę, której ostatnie dwa guziki rozpiął, by dać wytchnienia po całodziennym noszeniu krawatu.
        — Witaj Mike — posłał mu przyjazny uśmiech, a on oderwał wzrok od swojej przyjaciółki, która uznała, że woli iść pozwiedzać i nieco się pozachwycać jego talentem. Odprowadził ją wzrokiem, aż nie zniknęła za jedną z grupek dam w średnim wieku.
        — Dzień dobry panie Richards. Jak samopoczucie? — zagadnął mężczyznę, który był mu bardzo bliski. 
        Jonathan Richards był pasjonatem sztuki współczesnej, na co dzień prowadził wydawnictwo. Z chęcią promowali nowych pisarzy, mając nadzieje, że ich kariera pisarska znacznie się rozwinąć. Mężczyzna stawiał na młode talenty, jednak nie negował artystów którzy stali na szczycie list, sądził, że młodzi autorzy są przyszłością kraju, mają w sobie wiele pomysłowości, barwne historie, którą mogą przełożyć na kartki papieru, wprowadzając do wszechobecnej monotonii spojrzenie młodzieńczym okiem na otaczających ich świat. Nie mogą wciąż polegać na pisarzach, którzy mają już lata swojej kariery za sobą, a niektórzy tworzą od lat wiele podobnych historii co zaczyna z czasem nudzić czytelnika. Książka ma sprawiać przyjemność, gdy przewracać kolejne strony księgi poznając losy bohaterów czy bohaterki. Ma sprawiać przyjemność nie nużyć. Prywatnie był miłośnikiem dzieł malarzy, a szczególności interesują go dzieła zaczerpnięte z ulicy. Może wprawiać to w osłupienie, jednak w pomalowanych przez młodych artystów ścianach jest coś w sobie inspirującego, co potrafi przyciągnąć oko to tych malunków. Pamiętał dobrze pierwszą wystawę prac młodego artysty, spędzał wolny dzień wraz ze swoją małżonką, odwiedzili jedną ze swoich ulubionych galerii gdzie właśnie odbywał się wernisaż. Spoglądając na obrazy muzyka zaciekawił go jego styl i dość surrealistyczne podejście do sztuki. Od tamtego momentu przychodził na każdą wystawę prac Shinody, poznając bliżej młodego artystę.
        Znudzona spacerowaniem wśród rozwieszonych obrazów oraz grupkami rozgadanych ludzi, wyszukała spojrzeniem Michaela, który dyskutował z mężczyzną, który go zaczepił podczas ich małej rozmowy. Znała zbyt dobrze prace rapera, od czasu, gdy udziela jej prywatnych lekcji rysunku pokazał jej wiele swoich projektów i nieco poznała jego styl. Również dlatego, że wiele z tych obrazów widziała u niego wcześniej, gdy siedzieli w jego gabinecie gdzie przechowywał wszystkie swoje malunki. Nie zwróciła wcześniej na nie uwagi czy też nie dopytywała się o nie jednak kątem oka spoglądała na parę z nich będąc godną podziwu dla jego talentu. Wyminęła pewną młodą kobietę, podchodząc do dyskutujących mężczyzn. Stanęła spokojnie przy boku przyjaciela, nie mając śmiałości przerywać im rozmowy, wtedy wzrok Jonathana powędrował na jej drobną sylwetkę.
        — Nigdy pani tutaj nie widziałem — odezwał się, wyciągając do niej dłoń — Jonathan Richards — przedstawił się.
        Niepewnie ścisnęła jego dłoń, a po jej ciele przebiegł nieprzyjemny chłód. Wciąż miała trudności z poznawaniem nowych, próbował zwalczyć w sobie tę nieśmiałość czasami bywało to trudne jednak powtarzała sobie wciąż że niczego nie można mieć i potrzebuje więcej czasu. O ile ze swoimi znajomymi nie sprawiło jej to trudności to przed ludźmi starszymi od siebie miała znacznie większy kłopot.
        — Julia Bennington — przedstawiła się, robiąc jeden krok do tyłu, stając skryta nieco za ramieniem Michaela.
        — Zawstydziłem panią — przybrał nieco poważniejszy ton, gdy widział oddalającą się nieco partnerkę Shinody — Proszę mi wybaczyć.
        Spuściła spojrzenie z przenikliwych oczu pana Richards’a, czując rumieńce, które oblało jej blade policzki. Wodząc wzrokiem po jasnych płytkach sali, dostrzegła jak Mike odnajduje jej dłoń, zacisnął szczupłe palce na jej nadgarstku, chcąc ją wesprzeć i w jakiś sposób podnieść na duchu. Znał dobrze tę nieśmiałą osiemnastolatkę, która spędzała z nim czas, spowodował, że stała się śmielsza, nie uciekała przy każdej możliwej okazji, nie unikała już kłopotliwych sytuacji, była sobą, jednak poznawanie nowych osobistości było dla niej trudne niczym obdarzenia swojego wroga zaufaniem.
        — Nic nie szkodzi — wymamrotała szeptem, czując swego rodzaju ulgę, ze świadomością, że ma przy sobie Michaela.
        Shinoda zszedł z tematu, by nieco rozluźnić napiętą atmosferę, nie chciał sprawiać im jeszcze więcej nie porozumień, w końcu ich rozmowa zeszła na umiejętności malarskie licealistki, która wciąż żyła w przekonaniu, że jej prace są marne, wręcz brzydkie ku zaprzeczeniom przyjaciół, a także jej prywatnego nauczyciela rysunku.
        — Długo pani maluje? — spytał Jonathan, przechadzając się z nimi po oświetlonym pomieszczeniu.
        — Można powiedzieć, że od sześciu lat — odparła spokojnym tonem, nie wypuszczając z uścisku dłoni muzyka.
        Nie miało to dla niej znaczenia czy ktoś weźmie ich za parę, czy młodych kochanków. Nie obchodziło jej to, dopóki miała świadomość, że Shinoda wciąż przy niej jest i może na niego liczyć, wszystko inne przestawiało mieć ogrom znaczenia.
        — Jestem ciekawy pani prac, zapewne są bardzo interesujące.
        — Nie koniecznie panie Richards.
        — Muszę się z tobą nie zgodzić — wtrącił się do tej milczący muzyk, czuł jej piorunujące spojrzenie na sobie, uniósł w górę kącik ust — Imponujesz mi swoimi umiejętnościami a wiedz, że to nie mały komplement.
        Wpatrywała się w niego, rozdarta między rzucenia się na niego z pięściami, ogromną chęć jednak miała go chwycić w ramiona i mocno przytulić. Słyszała już wiele słów uznania z jego ust, nie zależnie od sytuacji w jakieś się znalazła. Miała wrażenie jakby chciał ponownie zbudować jej tę pewność siebie która została głęboko zakopana, uśpiona w najciemniejszym miejscu swojego umysłu. Nie przywykła jednak do tego by wciąż słuchać jak ktoś ją chwali. Wrodzona skromność zawsze dawała o sobie znać. 
        — Znam twoje prace Julio, wkładasz w nie dużo pracy, starasz się być profesjonalistką w tym, co tworzyć, a to przydatna zaleta. Cenni się takie osoby, które wiedzą czego chcą nie tylko w sztuce ale także innych dziedzinach gdzie ogromny wpływ ma kreatywność.
        — Mam nadzieje, że wkrótce będę mógł podziwiać pani obrazy — starszy człowiek, uśmiechnął się pokrzepiająco, a ona nie miała pojęcia co ze sobą zrobić.
        Nie przywykła do takich pochlebstw i zwyczajnie czuła się głupia, słuchając kolejnych wyzwań Shinody i w jaki sposób spostrzega jej sztukę. Nigdy nie myślała by jej prace znalazły się na murach jakieś galerii podziwianą przez wielu. Wyznawała, że jej malunki pozostaną zamknięte w teczce po czym schowane na dnie szafy by nikt inny ich nie mógł dostrzec. W jej życiu jednak pojawił się Mike, który dostrzegł w niej potęcjał i pomaga jej być coraz lepszą, za co była mu ogromnie wdzięczna.
        Nie każdego było stać na takie poświęcenia, powiedzenia jej kilku miłych słów, zawsze była krytykowana, podcinano jej skrzydła by tylko upadała przy każdym ruchu. On zobaczył w niej te osobę, którą zawsze chciała być, lecz zbyt bardzo się bała. Kogo się bała? Raczej kogo?
Obawiała się samej siebie.
        — Nie chce ich wystawiać — wyznała po chwili zadumy — Tworzę dla siebie, może się tak stać, że jutro je zostawię i porzucone marzenia o studiach malarskich.
        Poruszyła się niespokojnie pod wpływem zdziwionego spojrzenia Michaela.
Nikomu nie mówiła, że chce aplikować na studia artystyczne. Było jej to małym marzeniem, chodź wciąż uważała swój talent za mało imponujący, od momentu, gdy jej prace zaczęły nabierać kolorów czy kształtów, chciała udać się na uczelnie i kształcić się w tym kierunku. Nie robiła sobie jednak nadziei, nie miała możliwości wcześniej również perspektyw, by złożyć dokumenty na uniwersytet. Jak każda nastolatka marzyłaby pójść na studia, chciała się rozwinąć i udowodnić wszystkim nie dwojarkom, że dziewczyna z sierocińca nie zawsze musi trafić do więzienia mając na swoim koncie wiele wykroczeń.
        Wystawa dobiegła końca, gdy cyfry na elektronicznych zegarkach ułożyły się w godzinę dwudziestą trzecią, a czas otwarcie galerii sztuki już się skończył.
        Wrócili do mieszkania, luźna atmosfera, która towarzyszyła im podczas powrotu przez już opustoszałe ulice Los Angeles, utrzymał się do chwili, gdy przekroczyli próg apartamentu. Śmiejąc się z kolejnego dowcipu Michaela, potykając się dotarła do salonu. Oparła się na jasnym materiale sofy, wciąż zaciskając dłonie na granatowej kopertówce. Podtrzymując dłoń na jednym kolanie, łapała z trudem kolejne hausty powietrza. Widziała niczym w zwolnionym tempie, Michaela, który wysunął z jej dłoni torebkę, rzucając ją niedbale na miękkie poduchy.
        Podniosła na niego lekko zamglone spojrzenie, widziała błąkający się uśmiech na jego pełnych ustach, unosiła wzrok, by napotkać ciemną barwę jego oczu. Wydawało jej się w nich coś pociągającego i niezwykle czarującego, wstrzymała oddech, gdy on niebezpiecznie uwięził w jej krtani. Czuła jak jej ciało nagle zesztywniało, co wydawało jej się naprawdę dziwne.
        Nigdy nie reagowała w tak emocjonalny sposób na jego bliskość, co było naprawdę zaskakujące. Delikatnie ujął jej podbródek, głaszcząc koniuszkiem palców jej chłodny policzek, zbliżył ją ku sobie. Zacisnął palce na materiale jej marynarki, unosząc ją z oparcia wygodnego mebla. Straciła za sobą gród, stała na drących nogach, nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas powstrzymuje w płucach powietrze.
        — Oddychaj, bo nie chce być mi tu mdlała — mruknął głębokim głosem, jej ciałem wstrząsnął dreszcz podniecenia.
        Czy było to możliwe by mogło to ponownie poczuć? Utracone przed laty uczucia, dawały jej szansę na poznania smaku miłości, było dla niej znikome siła pożądania, którą ją ogarnęła. Nie czuła by ona była tak silna, było to wręcz niemożliwe przy swoich poprzednich partnerach. Obce było jej tak głębokie dreszcze podniecenia, to było coś innego, czego nigdy nie doświadczyła.
        Próbowała mu odpowiedzieć, odciąć się jakąś ripostą, jednak nie potrafiła. W jednej chwili zapomniała jak się mówi, otwierała usta, by potem je zamknąć, rozbawiając przy okazji pochylonego nad nią mężczyznę.
        Przejechał nieznacznie opuszkami placów po jej zaciśniętych wargach, rozchylając je delikatnie. Nie zdołał powstrzymać drzemiącej w jego piersi żądzy, która tliła się w nim od momentu rozpoczęcia tego wieczoru. Uchwycił jej usta w swoje, napawając się słodkim smakiem jej malinowych warg. Zaskoczona dziewczyna stała przez moment w osłupieniu, jakby nie rozumiejąc co się w tej chwili dzieje, nie mogła się jednak oprzeć pokusie, odwzajemniła jego pełną namiętności, a zarazem subtelności pieszczoty. Chwyciła kołnierzyk jego koszuli jakby desperacko próbując doznać większej bliskości, wyczuła jak jego usta unosząc się delikatne w górę, jednak nie mogła o tym rozmyślać, gdy czuła jego rozgrzane wargi, które całowały ją z ogromnym uczuciem i pasją. Nie była świadoma, kiedy przejechała dłoń po jego osłoniętym karku, zapłatą palce dwóch rąk, nieznacznie przysunęła go jeszcze bliżej, miała wrażenie jakby nie istniała między nimi żadna odległość.
        Zapomniała, jakie to uczucie być przez kogoś pożądaną, odległe przeczucie, gdy czujesz spojrzenie przystojnego adoratora na sobie i nie możesz się oprzeć wrażeniu, że jego wzrok jest skierowany tylko wyłącznie na nią, jakby nie widział poza tobą nikogo innego.
        Na oślep wymacał stojącą na nią sofę, uchwycił jej biodra, delikatnie ponosząc ją do góry, sadzając na oparciu jasnego mebla. Całując jej rozgrzane od emocji usta, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że pragnął każdego dnia czuć te delikatne wargi. Poczuł jak zaciska wargi na jego ustach, jakby nie chcąc tego kończyć. Nieświadomie rozchyliła delikatnie wargi, długo nie musiała czekać by ich pocałunek stał się bardziej intensywniejszy. Walcząc miedzy czasie z pragnieniem własnego serca, które pragnęło więcej a zdrowym rozsądkiem, który stawiał wyraźnie temu przeciwny. Nie myślała w tej chwili o tym, gdy zdeterminowana walczyła o dominacje, jednak była na straconej pozycji, gdy przejął nad nią całkowitą kontrole a ona mogła jedynie poddać się jego czułemu pocałunkowi z którym nie zamierzała walczyć. 
        Odsunęła się od jego warg, lecz wciąż czuł wyraźnie jego ciepły oddech na swojej twarzy, wpatrywała się w niego, a słowa w tej chwili były zbędne. Spuściła wzrok, czując jak jej ciało drży z emocji, skryła lekko zarumienioną twarz w jego obojczyku, a on objął ją w talii, nie chcąc by ta chwila przestała istnieć.
        Zdał sobie sprawę z tego, w jakiej pozycji się znajdowali, osiemnastolatka siedząca na skraju kanapy z rozchylonymi na boki kolanami, a on stał między nimi ściskając wciąż jej lekko rozgotowane ciało w ramionach. Jego umysł uparcie podsuwał dość dwuznaczne myśli, zgonił je szybko na bok. Nie mógł do tego dopuścić. Nie był świadomy, że w głowie jego towarzyszki panuje istny huragan.
        Przymknęła oczy, czując powiew jego delikatnych perfum, które tak lubiła, choć przylgnęła do niego całym ciałem, widziała przez zaciśnięte oczy pełne pożądania brązowe spojrzenie Michaela, chciała go wymazać z pamięci, ale nie potrafiła. Wciąż czuła te intensywne usta, a przez jej umysł szalały myśli, by ponownie unieść głowę i zakosztować tych zmysłowych warg, za którymi zaczynała tęsknić. Uśmiechnęła się jak głupia, gdy natrętny głosik wołał po jej umyśle: „całowałaś się z kim kogo uważasz za idola”, „kto by pomyślał, że Mike Shinoda tak świetnie całuje” nie mogła go odgonić od siebie, gdy wykrzykiwał kolejne metafory. Jednak czy chciała to robić?
        Wreszcie po tylu latach nieustanej walki ze swoimi pragnieniami miłosnymi i chęciami o zdobycie czyjeś uwagi, miała ją, może w małym stopniu, ale to jej wystarczyło. Czy miało to znaczenie z kim ją dzieliło to również jej nie obchodziło.
Wreszcie czuła się szczęśliwa!
        Wzmocniła uścisk na jego karku, gdy ten nieznacznie się od nie osunął.
        — Zostań — wyszeptała.
        Powinna czuć się zawstydzona, uciec do siebie, jednak tego nie czuła. Napawała się jego bliskością i tym, że mogła się do niego zwyczajnie przytulić.
        Nie musiała mu tego powtarzać, chodź nie chciał tego robić to sumienie przed momentem z nim wygrało by dał nieco wytcheniania nastolatce, jednak teraz gdy sama prosiła by jej nie zostawał, przytulił ją jeszcze mocniej.
        Oboje zyskali na nowo wiarę miłość, utraconą nadzieje, która została, zepchnięte w najczarniejsze odmęty ich umysłów.







No comments:

Post a Comment