Monday, July 27, 2020

I 24 — POTRZEBUJE CIĘ

        Oparła się o pobliską ścianę, podpierając stopę na jasnej kolumnie, skrzyżowała dłonie na piersi, spoglądając spod lekko przymrużonych powiek na stojącą u jej boku brunetkę, która z pasją i ogromnym przejęciem opowiadała coś swojemu chłopakowi Brandonowi. Wodząc wzrokiem, wyłapała jego pełne desperacji spojrzenie, grymas niezadowolenia przebiegł przez jego opaloną twarz, bezgłośnie poruszał ustami, by go uwolniła od jego nieprzewidywalnej sympatii. 
        Nie jednokrotnie udowodniła mu, że gdy chodzi o jej zamiłowanie do projektowania oraz przenoszenia swoich kreacji z białych kartek zeszytu była bardzo humorzasta. Nigdy nikt nie mógł przewidzieć jej zachowania czy w jaki sposób się zareaguje na drobnostki, które mogą ją rozproszyć. Selena była zbyt porywcza, choć nie akceptowała w sobie tej wady, gdy wokół niej bliscy czy znajomi próbowali ją świadomości, że czasami działa zbyt irracjonalnie, ona nie przyjmowała prób przemówienia jej do rozsądku. 
        Jednak uwielbiali jej żywiołowy charakter, który czasami był nieprzewidywalny. Osiemnastolatka była osobą, którą potrafiła jednocześnie wszystkich do siebie zbliżyć, chociaż mogli mieć odmianę poglądy czy zadanie, w towarzystwie tej dziewczyny zapominało się o swoich zdaniach i cieszyli się życiem. 
        — Cześć — przerwała kontakt wzrokowy z chłopakiem najlepszej koleżanki, odwracając głowę, by napotkać zmierzających w ich stronę Alex wraz z Aaronem, który w pośpiechu ubierał na siebie bluzę szkolnej reprezentacji futbolowej. 
        Blondynka podniosła wzrok na swoją najbliższą przyjaciółkę, która tłumaczyła coś Bernettowi. 
        — Selena w swoim żywiole — zaśmiała się, chwytając ciemną torbę, która podała wcześniej swojemu partnerowi. 
        Spoglądała jak, całuje go na pożegnanie, gdy rozgrywający biegł za swoimi kolegami z drużyny, krzycząc, by na niego zaczekali. Poczuła ukłucie w sercu. Wokół niej kwitła miłość, jej znajome żyją w szczęśliwych związkach od końca gimnazjum, a on musiała uporać się z dwoma nieudanymi zawodami miłosnymi. Winiła się za paskudny dobór partnerów życiowych. Clark był chłopakiem, który z czasem zaczął ją traktować jak przysłowiową służkę, mogła zapomnieć o romantycznych wieczorach, spędzonych w kinie lub w parku. Uczucia były w tym związku niczym rozrzucone na podłodze śmieci, rozdeptane na drobny pył. Czy mogła nazywać go swoją sympatią, gdy z czasem zaczął podnośnic na nią rękę? Układ partnerski, a nie związek przyświecało tej toksycznej znajomości. Zdołała się zmanipulować, grać według jego zasad, jej zdanie nie miało znaczenia. Liczył się on i to, to co on uważał, było najważniejsze. Żałosne, jednak musiała postawić się przed oczywistą prawdą, żyła w jakimś dziwnym układnie gdzie głos miał jedynie samiec alfa. Skrzywiła się nieznacznie na te wspomnienia, pomimo trzech lat rozłąki widziała twarz Kenta w swoich najgorszych koszmarach. Dostrzegła ten jego obleśny pełen kpiny uśmieszek, który często widywała, gdy spotykali się u niego w domu, by pobyć w samotności. Nie wspominała tej relacji miło, raczej pragnęła ją wymazać ze swojego umysłu, odgonić je byle dalej od niej. Zakopać pod gruzowiskiem niechcianych wspomnień. 
        Pragnęła miłości, jak każda nastolatka marzyła o chłopaku, który się w niej zauroczy. Pokocha ją jako tą jedyną, dla której będzie w stanie zrobić wszystko, a ich stosunki opierały się na czysto przyjacielskich stosunkach, nie byłby dla niej udręka, z której pragnęła się wydostać. Marzyła o wieczorach nad wodą, czując na swojej twarzy chłodną bryzę ciemnej toni jeziora, leżąc na kocu w bezpiecznych ramionach ukochanego. Usiąść na łóżku pod osłoną nocy wymieniając z nim kolejne wiadomości, nie miała, by nic przeciwko, gdyby były przesłodzone toną czułych słówek, czy kolejnych wyznać miłości. Detale, które ubarwiły ich związek. Chciała kochać i być kochaną. Myślała, że znajdzie te uczucia przy Justinie. Owszem, ich związek opierał się na wzajemnym partnerstwie, ale co było jej po tej zażyłości, jeśli chłopak zachował się jak ostatni tchórz, zostawiając ją. Nie zawalczył o nią. Nie okazał się księciem na białym koniu. 
        Mogła się jednak tego spodziewać, od najmłodszych lat nie spotkała ją nic dobrego. Całe jej życie było pełne kłamstw i tajemnic. Żyła w iluzji egzystencji, jaką stworzyli jej oni, ci, na który miało polegać i ufać im bezgranicznie. Była imitacją nastolatki wychowywanej w domu. Bo jak mogła się poczuć szczęśliwa, jeśli wokół niej grasowało tyle hien czekające na jej upadek. 
        Nie mogła jednak siebie oszukiwać, choć potrafiła to robić przed długi czas. 
        Zazdrościła im. 
        Patrzyła tęsknie na rodzące się uczucie między Emily i Nathanem oraz pełne żywego płomienia związki jej dwóch przyjaciółek. Nie miała serca z kamienia. Chciała siebie oszukiwać, ale jak zdoła dłużej kryć przed sobą, że pragnienie odwzajemnionej miłości tego, którego mogła pokochać. Czemu coraz bardziej zależało jej na pewnym mężczyźnie? Pozwoliła, by się do niej zbliżył, dała mu tę szansę, której nie dawała nikomu. Zastąpił smutek radością. Potrafił ją rozśmieszyć w momentach, gdzie nie widziała wyjścia z sytuacji. Potrafiła siedzieć i słuchać jego kojącego głosu. Kącik jej ust drgnął na wspomnienie wczorajszego wieczoru. 
        Siedzieli na miękkich poduszkach rozłożonych na puchowym dywanie w pokoju dziennym. Przygaszone światło rozjaśniało panujący na dworze noc. Mroczny płaszcz nieba rozcięła kolejna błyskawica, tworząc niesamowitą iluzję na tle granatowego niebiesko stanu. Potrafiła zachwycić, a jednocześnie wywoływała lęk, gdy grom rozdarł okolice. Oparł się o jasną kanapę, wpatrując się w pogrążoną w lekturze nastolatkę. Leżała okryta ciepłym materiałem koca u jego boku z grymasem znudzenia wymalowanym w jej błękitnym spojrzeniu. Przewróciła kolejną stronę lektury Rzeczy, które nieśli autorstwa Tima O'Briana, wręcz wyrywając strony z tomu powieści. 
        — Czemu lektury szkole, muszą być tak nudne — marudziła, nie mogąc skupić wzroku na czytanym tekście, jej powieki same opadały w dół, czytając kolejne rozdziały o losach Kompani Alfa. 
        — Od Romeo i Julii, nie można było cię oderwać — przypomniał jej, gdy do jego umysły napłynęły wspomnienia z ostatnich dni wakacji. Nastolatka przewracała kolejne strony powieści romantycznej, chcąc ponownie poznać losy dwojga małoletnich kochanków. 
        — Było to co innego! — oburzyła się, wkładając zakładkę między karty tomu. 
        Muzyk roześmiał się cicho, gdy w okolicy ponownie rozbrzmiała potężny grzmot. Podniosła na niego piorunujące spojrzenie, co jeszcze bardziej rozbawiło mężczyznę. Opanował po chwili napad radości. Sięgnął po trzymaną przez nią lekturę, wyjmując ją z jej dłoni. 
        — Ja ci poczytam — chwycił za zakładkę, która wyznaczała ostatni przeczytany przez nią akapit. 
        — Nie jestem dzieckiem! Umiem czytać! 
        Sięgnęła po książkę, krzycząc, by zwrócił jej swoją własność, jednak on wykorzystał jej chwilą nieuwagę. Odłożył tomik na szklany blat stolika, złapał ją w talii, gdy próbowała dosięgnąć do czytanej lektury. Posadził ją sobie na kolanach, wykorzystał jej nieuwagę, gdy próbowała poprawić przekrzywioną bluzeczkę, która osunęła się z jej zgrabnym brzuchu, przejechał opuszkami palców, bo jej bokach. Widział, jak ukrywa cisnący się na jej ustach śmiech. Przesunął swoje palce po jej pasie, tworząc na niej okręgi. Zagryzła policzek od środka, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Chwyciła go za nadgarstki, starając się powstrzymać przed kolejnymi ruchami, jednak był nieustępliwy, bawiąc się w rysowanie kształtów na jej brzuchu, czekał na to aż ulegnie, jednak dalej miała spierała się swoją silną wolą. 
        — Puść mnie! — starała się, by jej głos był opanowany, jednak on drżał, gdy czuła przyjemne łaskotanie. 
        — Nie! 
        — Mike proszę — pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku, ostatkami silnej woli, ukrywała jaką przyjemność jej to sprawia. Spojrzała na niego urzeczonym wzrokiem, jednak to nie zdołało go przekonać, by ją puść. 
        — Myślisz, że mnie ten wzrok przekona — śmiał się, wodząc dłonią po jej plecach. 
        Nie umiała dłużej powstrzymać narastające w jej piersi śmiechu, pochyliła się, kryjąc twarz w jego obojczyku, a cichy śmiech przedarł się przez jej zaciśnięte wargi. Uśmiech pełen satysfakcji rozjaśnił jego usta. 
        — Wygrałeś — wyszeptał cicho, otulając jej policzek ciepłym oddechem. 
        Odsunęła się od niego powoli, ułożyła swoje dłonie na jego nadgarstkach, powstrzymując go przed kolejnymi łaskotkami. 
        — Zagrałeś nieuczciwe Shinoda! — zbeształa go — Wybrałeś metoda, która mogła mnie pogrążyć w ciągu kilku sekund. Uważasz to za sprawiedliwe? — burzyła się, czując jego chłodne dłonie na swojej talii. 
        Nie przychodziło jej na myśl, by wyrwać się z tego mocnego, ale czułego uścisku, to dziwne, ale było jej przyjemnie w ramionach muzyka. Wzbranianie się przed dotykiem. W tej chwili nie wiedziała, co to znaczy. Nigdy nie czuła się tak rozluźniona, a zarazem tak bardzo szczęśliwa w objęciach poprzednich swoich chłopaków. Przez myśl jej przeszło, że chętniej by tak spędzała czas, szybko jednak odgoniła tę myśli. Nie mogła ulec swoim wewnętrznym pragnieniom tylko przed jedną nieistotną przepychankę. Angażowanie się w coś, co nie miało przyszłości. Mike był dla niej jak brat, nigdy by nie pomyślała, było to absurdalne, by mogła go postrzegać, jak osobę, z którą mogło ją połączyć namiętność. To nie było możliwe! 
        — Przyznaj, jednak że był to skuteczny sposób — powiedział, zaciskając opuszki palców na skrawku jej bluzki, którą poprawił nieświadomej temu nastolatce. 
        Nie był mężczyzną, który wykorzystuje, nadarzając się sytuacje dla własnych korzyści. Czy mógłby nadwyrężyć ich znajomość, dla tak przyziemnych spraw, jak spędzenie nocy z dziewczyną, która z każdym dniem staje się mu coraz bliższa? Nie zamierzał tego robić. Zaufała mu, nie chciał jej tracić dla tak trywialnego zachowania. Chciał ją bliżej poznać. Pragnął, by zaufała mu bezgranicznie. Nie znał jej przeszłości, nie wiedział o jej problemach z młodzieńczych lat, które tak skrycie w sobie dusiła. Znał jedynie dziewczynę, którą poznał w połowie czerwca. Nieśmiało nastolatkę z bagażem problemów i strapień, które z biegiem kolejnych tygodni powoli odchodziły w zapomnienia. Kryła w sobie tajemnice którą pragnął rozwiązać jednak był cierpliwy, czekał na tę odpowiednią chwilę gdzie będzie zdolna mu o wszystkim powiedzieć. 
        — Cholernie dobry — mruknęła sarkastycznie. 
        — Nie podoba mi się twój ton maleńka — mruknął łącząc dłonie na jej plecach. 
        — A mi twoje spojrzenie — skwitowała, opierając dłonie na jego torsie, odsuwając się od niego nieznacznie. Grymas niezadowolenia przebiegł przez jego twarz, na co roześmiała się cicho. Wydostała się z jego objęć, po czym zeszła z jego ud. 
        Przyciągnęła do siebie porzucony puchowy koc, kładąc się na miękkich poduszkach. Ułożyła głowę na jego kolanach, spoglądając na niego wyczekująco. Westchnął cicho, chwytając leżąco na stoliku powieść. Chwycił znacznik, który wskazywał ostatni przeczytany przez nią akapit i cichym, lecz głębokim głosem, czytał kolejne słowa. 

        — Co się tak uśmiechasz? — poczuła szturchniecie z boku, poderwała głowę napotykając spojrzenie swojej najbliższą przyjaciółki. 
        Zmierzała się, przypominając sobie, że stoi na środku korytarza w towarzystwie swoich kolegów. Szkarłat otulił jej policzki, spuściła głowę zawstydzoną, kącik jej ust unosił się ku górze, gdy wspomniała każdą chwilę spędzoną z Michael'm od chwili, gdy jej brat wyjechał w trasę. Czuła się oburzona pomysłem Chestera jednak teraz musiała przyznać, że ta sytuacja zaczęła jej się coraz bardziej podobać. Owszem spędzała czas z innymi członkami zespołu, jednak najprzyjemniejsze było, gdy mogla wrócić do mieszkania zastając w niej Shinodę, z którym łączyło ją coraz silniejsze uczucie. 
        — Czuje miłość — poderwała się na dźwięk głosu Seleny. 
        Spiorunowała wzrokiem brunetkę, która posłała jej dość dwuznaczny uśmiech. Zdegustowana pokiwała głową, w myślach wyklinając, że dała się ponieść wspomnieniom na teranie szkołę. 
        — Jak on ma na imię? 
        — W nikim nie jestem zakochana! — powiedziała stanowczo. 
        — Z pewnością, dobrze wiem jak Alex patrzyła na Aarona gdy się w nim podkochiwała, ty masz wręcz identyczne rozbiegane spojrzenie. 
        — Selena proszę cię, ja nikogo nie kocham! — chwyciła porzuconą na ziemi torbę, zarzucając sobie ją na ramie, gdy ogłuszyć ich dźwięk dzwonka na zajęcia, który w tej chwili był dla niej zbawieniem. 
        Rzuciła torbę w kąt korytarza, niedbale odrzucając kluczę do mieszkanie które upadły na jasna komodę. Ściągnęła z siebie przemoczoną kurtkę skurzaną, wieszając ją na metalowym drążku, skopała ciemne adidasy ze swoich stóp. Wyszła do otwartej kuchni gdzie zastała opierającego się o aneks kuchenny Mike'a, wtedy jej wzrok spoczął na siedzący przy braku Davidzie, który przerwał swój monolog, gdy tylko dobiegł go trzask zamykanych drzwi. 
        — Cześć młoda! 
        — Hey, wy nie w studiu? — zagadnęła, sięgając po butelkę wody. 
        Nalała przezroczystej substancji do szklanki, upajając łyk zmorzonej wody. Przysiadła na jasnym blacie, przyglądając się muzykom. 
        — Skończyliśmy dziś wcześniej — wyjaśnił basista, dopijając resztki swojej kawy. 
        — Nagraliście coś ciekawego? 
        Mężczyźni spojrzeli po sobie, wymieniając się znudzonymi spojrzeniami. Mike wzruszył ramionami, twierdząc, że nic godnego uwagi, jak twierdzi ścieżki melodii do dem nie były zbyt interesujące, by o tym wspominać. 
        — Więc jak było w szkole? — spytał Dave, gdy rozsiedli się w salonie, słuchając odgłosów szalejącej za oknami ulewy. 
        Oparła się o oparcie kanapy, przyglądając się spływający po szybach strużką kropel deszczu. Pogoda jakby zwiastowała zbliżający się do miasta huragan, fundowała mieszkańcom gwałtowne burze czy też bardziej ulewne popołudnie, które uwielbiali spędzać na dworze. Teraz zostali pozostać w domach, kryjąc się przez zdradziecką wodą, wychodząc tylko wtedy kiedy zostali do tego zmuszeni. Przyzwyczajeni do słonecznych dni Kalifornijczycy już z obrzydzeniem spoglądali na zbierające się nad nimi chmury, z których wciąż wpływały morza łez. 
        — Nuda, nauka, nieznośni koledzy, domysły koleżanek, czyli jednym słowem nic interesującego. 
        — Jakbym chciał powrócić do tych młodzieńczych lat — westchnął rudowłosy. 
        Poderwała się z kanapy, spoglądając na niego w osłupieniu. 
        — Nie patrz tak na mnie! — zaśmiał się — Z biegiem lat docenia się lata liceum, gdy nie byliśmy zmuszeni do podejmowania trudnych decyzji życiowych, życie wtedy miało lepszy smak. 
        — Phoenix dobrze się czujesz? — zagadnął go kolega, do tej pory niezainteresowany toczącą się rozmową. 
        — Tak, dlaczego pytasz? 
        Mike spoglądał na niego przez chwile, jakby chcąc się upewnić czy ma do czynienia ze swoim kumplem. Machnął po chwili ręką, twierdząc, że mało go to obchodzi. 

        — Gdzie go zostawiłam — mruczała, przeszukując kolejną szufladę, z nadzieją, że znajdzie w niej szkicownik w granatowej oprawie, jednak efekt był znikomy. Rzuciła na podłogę kolejny blok z kartkami, chcąc zajrzeć pod spód stosiku bloków rysowniczych, które z czasem zaczęły się powiększać, gdy Mike zaczął jej pokazywać inne techniki malarskie. 
        Pochłonięta poszukiwaniami nie dostrzegła stojącego w wejściu mężczyzny, trzymającego zeszytu w niebieskiej oprawie. Oparł się o framugę drewnianego skrzydła, tworząc z niego wachlarz. Uśmiechnął się lekko, gdy kolejny arkusz papieru znalazł się na podłodze. Wszedł niezauważony do pokoju, układając notes na stoliku. Zakradł się do niej od tyłu, przyłożył dłonie do jej oczu, zasłaniając jej widok. Poruszyła się niespokojnie w pod wpływem jego dotyku, jednak po chwili rozluźniła swoje napięte ciało. 
        — Mike tyle razy ci mówiłam, żebyś tego nie robił! — zagrzmiała, podnosząc się z ziemi. 
        — Wybacz, nie potrafiłem się powstrzymać — mruknął. 
        Mruknęła coś cicho pod nosem, ponownie wracając do przeszukiwania szafki, jednak gdy chciała sięgnąć po kolejny pusty szkicownik, zatrzymał jej dłoń w pół drogi. Zacisnął dłonie na jej nadgarstku, gdy czuł na sobie jej zdziwione spojrzenie. 
        — Co robisz? 
        — Mam coś, co należy do ciebie — oznajmił. 
        Chwycił pozostawiony na szklanym blacie zeszyt wręczając nastolatce. Spojrzała lekko zaskoczona na trzymany w dłoniach przedmiot, jednak uśmiechnęła się po chwili, podnosząc na niego wzrok. 
        — Dziękuje. 
        — Drobiazg ksi... maleńka. 
        Oderwała wzrok od kartek papieru, gdy dobiegły ją słowa Michaela. Poruszył się niespokojnie pod wpływem jej intensywnego spojrzenia. 
        — Nie patrz tak na mnie! — poskarżył. 
    — Co chciałeś powiedzieć? — spytała wyraźnie zainteresowana, rzucając na biurku zapełniony już zeszyt rysunkami. 
        — Nic! 
        — Z pewnością Michaelu, uważaj, bo ci uwierzę — zakpiła. 
        Mężczyzna westchnął głęboko, wymykając się z jej sypialnie. Słyszał jej radosny śmiech za sobą.

No comments:

Post a Comment