Sunday, July 26, 2020

I 23 — NAJGORSZY WRÓG A ODDANY PRZYJACIEL

        Wtulony w przyjemnie ciepły puch jasnej poduszki, z rozmarzeniem chciał ponownie powrócić do krainy wiecznych snów, z której brutalnie został wybudzona. Padające snop jasnego światła otulał skąpaną w ciszy sypialni nastoletniej uczennicy szkoły średniej. Starał się odwrócić na drugi bok, by uciec od natrętnego światła, jednak coś mu nie pozwalało się odwrócić. Uchylił powieki z trudem, przyzwyczaił się do oślepiającego go słońca. Spojrzał po błękitnych ścianach pokoju, widząc na nich kilka swoich prac. Świadomość zaczęła powracać, gdy zrozumiał, że nie był u siebie. Zaatakowały go wspomnienia wczesnego poranka, gdy towarzyszył Julii, bez większego zainteresowania przeglądając forum czy prowadząc luźną dyskusję z nastolatką. Musiał przyznać, że nic nie sprawiało mu takiej radości jak każda spotkanie czy rozmowa z młodą dziewczyną. Dzieliły ich prawie dziesięć lat różnicy, ale to nie miało znaczenia, gdy potrafili zrozumieć się w wielu omawianych tematach czy po prostu lubili ze sobą żartować. Przy nikim innym nie czuł się tak swobodnie, jak w obecności młodej Bennington.
        Związek jego Taylor może z początku należał do udanych i na pozór szczęśliwych. Znajomi zazdrościli im tak szczerej i oddanej relacji po tylu latach znajomości. Sceptycznie byli nastawieni do ich małżeństwach, gdy oznajmili im że zamierzają się pobrać, jednak z czasem dostrzegli, że nie słusznie mówili, że może im się nie udać, gdy wiedzieli szczęście dwojga zakochanych młodych ludzi. Wydawało się, że ślub tylko wzmocni ich głębokie uczucie, jakie kłamstwo. W tym jednym wyjątkowy dzień stał się zarazem kartą przetargową do późniejszego życia pełnego intryg i tajemnic. Jednak wtedy tego nie dostrzegał. Nie widział drugiej twarzy swojej narzeczonej, którą poślubił pewnego kwietniowego popołudnia. Podpisał z nią umowę, kontrakt, który opierał się na jednostronnym kłamstwie i ciągłych zdradach. Co za ironia losu, gdy utwierdzili znajomych w przekonaniu znakomitego małżeństwa, jego była żona, wyciągnęła na stół swoje talie kart, rozpoczynając swoją własną rozgrywkę, w której potem nie potrafił się wyswobodzić.
        Westchnął przeciągle, odganiając niechciane myśli. Z niesmakiem wracał do chwil związku ze Smith. Musiał o niej zapomnieć. Był to skończony rozdział, który dobiegł już końca. Rozpoczął nowe życie z czystą kartą w księdze, która sam spisywał. Uważając, by nie popełnić drugi raz poprzednich błędów. Pozostawił jedynie ten bagaż ze swojego dawnego życia, wór z uczynkami, które nie powinien powielać.
        Spojrzał w dół, gdy poczuł drobne dłonie nastolatki, które objęły go w pasie. Uśmiechnął się na ten widok, gdy licealistka nieświadomie przylgnęła do jego boku, jakby podświadomie czując bliskość drugiej osoby. Byłoby to cudowne uczucie, gdyby nie fakt, że jego przyjaciółka nawet będąc świadomą, wzbrania się przed dotykiem. Owszem może wczorajszego wieczoru pozwoliła sobie, na tak wręcz intymną bliskość, jednak wolał oszczędzić jej zmartwień. Nie chciał wywoływać niezręcznych scen czy rozmów, które woleli, by unikać. Przypominając sobie, właśnie tą chwile.
        Odsunął delikatnie jej dłonie od swojego nagiego torsu, odrzucając narzutę, którą byli okryci. Okrył jej ramiona ciepłym kocem, nie miał serca jej budzić. Dobrze wiedział, że Julia jest typem leniucha, który nie znosi wcześniej wstawać, jeśli nie jest to konieczne. Czy to było normalne, że pomimo tak krótkiej znajomości poznał nieco zwyczaje, czy upodobania osiemnastolatki? Nie były dla niego obce niektóre przyzwyczajenia. Zespół śmiał się, że ich relacje nie są już czysto przyjacielskie, a przeradzając się w coś zupełnie trwalszego, coś na kształt uczucia pożądania czy wspólnej sympatii. Jednak było to zakłamanie, nie potrafiłby spojrzeć na nią pod innym kątem niż tylko przyjaciółki. Chyba tak było, powtarzał sobie, lecz sam nie był przekonany czy rzeczywiście Julia jest tylko dobrą znajomą i czy sugestie jego przyjaciół są poprawne. Nie skłamie, gdy stwierdzi, że jeśli miałby porównać licealistkę ze swoim byłą żoną, to w wielu względach widział pozytywy u szatynki, czego nie dostrzegał, będąc w związku małżeńskim z Taylor. Był jedną wielką huśtawką emocji i galopujących uczuć.
        Opuścił jej sypialnie, wracając do tymczasowego pokoju. Wygrzebał z szafy jakieś przypadkowe spodenki czy zwykły podkoszulek. Nie miał ochoty na strojenie się, poza tym nie planował dziś iść do studia, a tym bardziej się z kim spotykać. Ostatni tydzień upłynął mu pod znakiem ciągłych spotkań czy nagrywaniu partii do kolejnych dem, czy utworów. Potrzebował chociaż jednego dnia odpoczynku.     Wciągając przez głową ciemny t shirt, szedł jasno oświetlonym korytarzem.                 Zarzucił materiał na ramiona, schodząc po stopniach willi do salonu.
        Dwoje czworonogów usadowiło się wygodnie na jasnej kanapie, nadal smacznie śpiąc. Uśmiechnął się na ten widok, chociaż nie zapowiadało się na dobrą znajomość między dwójką ulubionych pupilów, nie tolerancja suczki jednak z czasem minęła. Wszedł do kuchni, opierając się o aneks kuchenny, wcześniej włączając ekspert do kawy. Zapowiadał się kolejny ciepły dzień, jednak każdy z mieszkańców martwił się zbliżającym się do miasta huraganem. Pomimo że często takie anomalie zdarzają się południowym krańcu kraju, a najbardziej wtedy cierpiały stany florydzkie w tym roku jednak i mieszkańcy słonecznej Kalifornii drżeli na samą myśl, że w końcu zjawisko dojdzie do ich miasta. Meteorolodzy ostrzegali, że może wtargnąć na wybrzeże będzie można ją oszacować w drugiej skali Saffira–Simpsona. 
        Włączył stojące na pobliskiej półce radio, w momencie, gdy spiker oznajmiał najnowsze wiadomości o zbliżającym się cyklonie do wybrzeży.
        — Według prognoz meteorologów huragan Irco zbliża się do wybrzeży Kalifornii z ogromną siłą… — słuchając słów mężczyzny, przygotował dla siebie gorącej kofeiny, by nieco się rozbudzić, bo nieprzespanej nocy. Upił łyk napoju, gdy padła kolejna informacja, że huragan może dotrzeć do miasta za jakieś siedem dni.
        — Byłam przekonana, że jednak nie dotrze do lądu — podniósł spojrzenie na stojącą w przejściu nastolatkę.
        Stała ubrana w zwiewną koszulę nocną, narzuciła na siebie jedynie satynowy szlafrok, jej wcześniej rozpuszczone włosy upięte były w warkocz, który opadał na jej prawe ramię. Widział malującą się na jej twarzy strach i niepokój słuchając słów dziennikarza. Odniósł wrażenie, że osiemnastolatka się boi. Obawia się zbliżającego zjawiska. Jednak nie był tym wcale zdziwiony. Naturalny był strach, jeśli chodzi o silne wiatry czy ulewne deszcze, które mogły sprawić wiele zniszczeń. Byłby głupcem, gdyby uważał, że dziewczyna nie czuła przed tym strachu. Julia należała do osób o silnym charakterze jednak jak każdy człowiek czuła przed czymś respekt i to była jedna z tych rzeczy. Odstawił kubek na blat i zerknął na nią ze smutnym uśmiechem.
        — Nie pozostanie nam nic innego jak się na to przygotować — odparł, gdy nastolatka usiadła na barowym krześle.
        — Marne pocieszenie — mruknęła, podpierając brodę na dłoni.
        Westchnął cicho, podstawiając biały kubek z nadrukiem pod ekspert. Nie mógł liczyć na inną reakcję, w końcu niesie to ze sobą poważne zagrożenie. Nigdy dotąd Los Angeles nie nawiedził huragan mierzony w trzeciej skali. Ześliznęła się ze stołka, podchodząc do niego, widział strapienie na jej zmęczonej twarzy. Odebrała od niego kubek z gorącym napojem, upijać dość spory łyk. 
        — Słyszałaś, co się dzieje? — siedziała na miejscu pasażera, gdy zmierzali do jednego z większych sklepów, bo potrzebne im rzeczy. Rozmawiała na wideo czacie z bratem, który miał chwile wolnego przed zbliżającą się próbą.
        — Tak dobiegły do mnie te informacje — przyznał wokalista, rozsiadając się w jednym z foteli.
        Zatrzymali się na czerwonym świetle, Mike siedzący za kierowcą spostrzegł kilka osób chodzącymi z ulotkami. Mężczyzna wręczył kartkę kierowcy przed jego samochodem, po czym zwrócił się do niego. Wręczył mu zapisaną komputerowym pismem kartkę papieru. Zerknął przelotnie na zapisany tekst, było to ostrzeżenie przez zbliżającym się cyklonem i prośbą i wydrukiem najpotrzebniejszych rzeczy podczas huraganu. Oddał dziewczynie kartkę, którą przyjęła, śledząc spojrzeniem wyszczególnione punkty i wzmianki o ewentualnej ewakuacji, która nie była przymusowa. Przeczytała ostatni podpunkt, gdzie wypisane były wszystkie potrzebne produkty, czy rzeczy stwierdzając, że kilka z pozycji mogła wykreślić, bo mieli te rzeczy w domu.
        — Wybacz młoda, że mnie nie ma z tobą — skupiła wzrok ponownie na ekranie telefonu.
        — Nie mam powodu się gniewać, przecież nie mogłeś przewidzieć, że pojawi się huragan w momencie wyruszenia w trasę — powiedziała, składając w pół kartkę i chowając ją do torebki — Poza tym nie jestem sama — dodała, już trochę mniej zestresowana.
        Spojrzała ukradkiem w stronę Shinody, który posłał jej delikatny uśmiech, ponownie skupiając się na drodze. Wcześniej miała za złe bratu, że wpadł na pomysł obecności Mike’a podczas jego wyjazdu, jednak teraz gdy do miasta zbliżało się to niebezpieczne zjawisko, pocieszał ją fakt, że miała kogoś przy sobie i będzie mogła spędzić z nim te parę dni, gdy nawiedzi ich huragan. Bała, by się zostać sama, może niestraszne były jej zwyczajne burze jedna to było zupełnie coś innego, bardziej niebezpiecznego, obawiała się tego, że może im się coś stać. Jednak Chester zapewnił ją, że dom jest przygotowany na takie sytuacje więc jedno zmartwienie mniej.
        — Przyznaj, że jednak to był dobry pomysł.
        Wywróciła oczami, słysząc jego sugestie, dostrzegła jak Mike, z deprobatą kiwa jedynie głową, wjeżdżając na parkiet pobliskiego marketu.
        — Jedyny pomysł, który ci się udał — stwierdziła, wychodząc z pojazdu, zarzucając torebkę na ramię. Zaśmiała się, gdy słyszała jego oburzony ton głosu, jednak nie miała czasu się z nim sprzeczać. Pożegnała się, wrzucając smartfona do wnętrza kopertówki. 
        Niebo okryło wiele ciężkich mosiężnych chmur, z których po chwili leciał siarczysty deszcz, zaparkowali samochód w opustoszałym garażu, gdy dobiegły ich pierwsze grzmoty. Pogoda najwyraźniej przygotowywała mieszkańców na zbliżający się cyklonu, który brnął do nich, nie zbaczając ze swojego toru. Z ostatnich informacji meteorolodzy obawiają się, że huragan może pojawić się nawet za pięć dni. Podjęli słuszną decyzje, wybierając się do centrum tuż po śniadaniu.
        — Uwielbiam kalifornie, ale za huragany jej nie znoszę — stwierdziła nastolatka, kładąc na blat jedną z wielu tekturowych siatek wypełnionymi produktami spożywczymi.
        — Istnieją plusy i minusy życia w takiej strefie klimatycznej — dopowiedział muzyk, wracając do samochodu po resztę zakupów.
        — Od rana masz wysublimowane poczucie humoru — zawołała za nim lekko ironicznie, wyjmując opakowania z suchym prowiantem.
        — Wybacz, że nie mam ochoty na „Shinoda żartownisia” — mężczyzna zjawił się z kolejnymi dwoma siatkami.
        Wyłoniła się za ukrytej za lodówką spiżarni, układając na półkach zakupioną żywność. Spojrzała na niego z niesmakiem, jednak nie przejął się jej spojrzeniem. Nagle rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia. Cicha melodia wytraciła ich z rozmowy, gdy dobiegł ich odgłos wibrującego telefonu nastolatki porzuconego na blacie kuchennym. Chwyciła telefon, na którym wyświetlało się zdjęcie Aleksnadry. Nasunęła palec na zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha:
        — Cześć Julio — przywitała się, a ona była pewna, że lekko się uśmiecha — Jesteś zajęta?
        — Tak trochę, ale mogę z tobą porozmawiać — oświadczyła, widząc jak mężczyzna, kryje na półkach butelki z pitną wodą — Tylko zmienię tryb — odsunęła telefon, włączyła głośnik, na malej klawiaturze, by odłożyć białego IPhone’a na barek — Jestem — oznajmiła.
        — Słyszałaś najnowsze informacje?
        — Tak, bardzo mnie pocieszają — mruknęła, wyjmując ostatnią paczkę z kruchym jedzeniem —Jestem ciekawa co ze szkołą.
        — Ponoć mają ją zamknąć dzień przed zapowiedzianym huraganem — wytłumaczyła przyjaciółka — Odkąd mieszkam w Los Angeles, nigdy się to nie zdarzyło.
        Wypuściła cicho powietrze z płuc, wlewając do elektronicznego czajnika świeżej wody. Słuchając wyjaśnień najlepszej koleżanki, gdy wspominała, że dotychczasowo nie spotkała się z takim nagłym zjawiskiem w mieście aniołów, w progu drzwi zjawił się Mike, który skinieniem głową, gdy ruchem dłoni wskazała, że przygotowuje ciepłą herbatę.
        — Będzie to nasz pierwszy przeżyty huragan — stwierdziła lekko rozbawiona, gdy mężczyzna przysiadł na kuchennym barku, zagłębiając się w swój telefon.
        Od momentu, kiedy Julia założyła mu konto na portalu społecznościowym, był jego częstym gościem. W tak krótkim czasie zdobył wielu obserwujących, prześcigając swoją młodszą koleżankę w odsłonie swojej witryny. Nie była tym wcale zdziwiona ani zdumiona. Wielu fanów ucieszyło się, gdy zauważyli konto jedno z ich ulubieńców, byli ciekawi co się u niego dzieje czy zajmuje się czymś interesującym, jednak poza kilkoma postami, które do tej pory wstawił, nie udzielał się zbytnio znacznie. Często jednak lubił czytać rozmowy pod swoimi wpisami, jedynie raz dołączył do rozmowy, gdy Julii zebrało się na żarty i wypisywała jakieś głupoty pod jego wypowiedzią. Dołączył do niej, traktując jak zwykłą fankę. Byłoby to podejrzane, gdyby zaczęli swobodną rozmowę jak gdyby nigdy nic. Ostrożni musieli być nawet w internecie, co czasami utrudniało im życie. Jednak musieli coś poświęcić dla dobra sprawy.
        — Cholera — mruknęła Withe.
        — Co się stało? — spytała zdziwiona, podając przyjacielowi kubek z gorącym aromatycznym napojem.
        Podziękował skinieniem głowy, wracając do przeglądanie dalszych wpisów. Ponownie przyłożyła telefon do ucha, ówczesnej wracając na normalną rozmowę. Przeszła do salonu, rozsiadając się na jasnej kanapie. Jay, który rozłożył się na jednej z poduch, wskoczył przednimi łapkami na jej nogi, domagając się pieszczoty. Anika drzemała tego popołudnia przed nie rozpalonym kominkiem. Podrapała za uchem husky’ego, który wyraźnie zadowolony domagał się o więcej.
        — Widziałaś, co wstawiała April na MySpace?
        — Nie — odparła zdumiona.
        — Lepiej, żebyś na to spojrzała. 
        Nie miała pojęcia, o czym mówi przyjaciółka, jednak z pewnością nie wróżyło niczego dobrego, jeśli była to mowa o kapitance szkolnej drużyny cheerleader. Blondynka od kilku tygodni prowadzi z nią wojnę o pozycje w klasie a tym bardziej w szkolnej elicie. Julia coraz częściej zostawała zauważana przez szkolnego gwiazdki, gdy imponowała im ciągłym walkami z rówieśniczkom czy tym jaka była nieugięta na szkolnych korytarzach, gdy niechcący wpadały na siebie w przejściu. Crystal często dokuczała uczniom, gdy ona wpadła w drzwiach na jakiegoś ucznia, wręcz kazała się przepraszać, nawet nie zważając na to, że z jej winny powstał wypadek. Przestraszony dzieciak robił, co mu kazała. Gdy próbowała tego numeru z Julią, coś jej nie wyszło.
        Poprawiła osuwające się z jej ramion książki, szybkim krokiem zmierzając do klasy, nie miała zbyt wiele czasu, by tam dotrzeć. Gdy znalazła się pod salą języka hiszpańskiego, sięgała już do klamki, chcą ją otworzyć, gdy jasne drzwi otworzyły się z hukiem, powalając ją na ziemię. Chwyciła się za skroń, czując pulsujący ból głowy, po spotkaniu z jasnym drewnem.
        — Widzisz, co zrobiłaś Bennington — mruknęła w duchu, słysząc przepełniony kpiną ton swojej największej rywalki — Długo będziesz tu siedzieć? Doczekam się przeprosin — warczała.
        Zerwała się gwałtownie, gdy dobiegły ją słowa dziewczyny. Był to dla niej szczyt bezczelności. Ona była ofiarą tego wypadku, wcale go nie prowokując, a to jej rywalka domaga się przeprosin. To był kpina i jakiś nie śmieszny żart.
        — Za co mam cię przepraszać? Za parszywą gębę czy to, że to ja stoję z guzem na środku korytarza — porozrzucane książki leżały u jej stóp, jednak nie miało to teraz takiego istotnego znaczenia — Czy mam żałować twojej głupoty Crystal! — podniosła głos, czując, wzbierając w niej złość.
        Nie pozwoli sobie pluć w twarz. Nie tym razem.
        Dziewczyna warknęła jednak była nie ustępliwa, nie zamierzała pozostać jej dłużna. Mierzyły się nienawistnym spojrzeniem. Było to ich druga konfrontacja w ciągu jednego dnia. Nauczyciele nawet nie wiedzieli o trwającym zajadle konflikcie między dwójką uczennic. Żyli w słodkiej nie wiedzy i woleli, by tak pozostało.
        — April ma racje, to ty na nią wpadłaś — odezwała się jedna z jej przyjaciółek.
        Julia miała ochotę uderzyć się w twarz, słysząc zapewnienia brunetki z obwitym biustem. To, co robi z ludzi popularność i zbytnie uwielbienie samych siebie. Z drugiej strony miała, ochotę się roześmiał nad brakiem ich inteligencji. Klony blondynki powiedzą wszystko by tylko postawić po stronie ich najlepszej przyjaciółki. Mdliło ją na samą wspomnienie takiej znajomości raczej jego braku, bo nie mogła tego nazwać zdrowymi relacjami między najlepszymi koleżankami.
        — Kolejna, która zamiast w drodze po mózg poszła, bo sztuczne piersi — furknęła, pochylając się, by zebrać swoje rzeczy z płytek.
        — Coś ty powiedziała!? — oburzyła się ciemnowłosa.
        Widziała po niej, że miała ochotę ją uderzyć, już się zamachnęła jednak nastolatka, wykorzystała jej nie uwagę, chwyciła ją za ramię, wykręcając ją do tyłu, przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia i cierpienia jednak z jej ust nie wydobył się żaden zduszony jęk.
        — Nawet nie próbuj —ostrzegła ją, szperając jej cicho do ucha.
        Odepchnęła ją jak wstępnego owada, oczepując swoje dłonie jakby na nich coś paskudnego, bo czym zwróciła się do blondynki.
        — Nie próbuj ze mną tych numerów April, bo to twoja twarz wyląduje ziemi. Nie będę następnym razem miła — powiedziała już głośniej, by jej wierne koleżanki ją usłyszały — Przeprosić mogę was jedynie, wtedy gdy pokażecie mi, że macie choć trochę swojej inteligencji a szczerze nie widzę na to przyszłości — posłała im przesłodzony uśmiech, wyminęła je, celowo szturchając po drodze ramię milczącej do tej pory dziewczyny.
        Sprzeczki między nią a Crystal były coraz częstsze, jednak z każdej wychodziło z twarzą, pogrążając coraz bardziej samozwańczą blondynkę. Mów się, że ktoś musi wygrać, by ktoś mógł przegrać, ona coraz częściej była na zwycięskiej pozycji, niszcząc wspaniałą reputacje szkolnej piękności.
        — Podaj mi tableta — zwróciła się do Shinody który siedział w fotelu, oglądając coś w telewizji.
        — Co mówiłaś? — usłyszała zdziwioną Alex.
        — Nie zwracałam się, do ciebie — wytłumaczyła, gdy trzymała w dłoniach jasne urządzenie. Położyła słuchawkę na ramieniu, odblokowując ekran, by dostać się na portal, o którym mówiła znajoma. Weszła na konto April Crystal i zerknęła na ostatni wpis, jaki udzieliła.
        — Zniszczę ją — warknęła, czytając ostatni wpis, prześledziła wzrokiem komentarze. 

Selena — Crystal jesteś martwa! Nawet się w szkole nie pokazuj!
W odpowiedzi April — Co zabolała prawda?
Nathan — Uważasz, że to jest uczciwe, to się mylisz, to podpada pod kodeks karny.
Alex — Chyba chcesz wojny. Co nie dobrze ci na szczycie? Zniszczymy cię!
W odpowiedzi April — Wy mnie, nie rozśmieszaj mnie.

        — Nie będę z nią tak pogrywać—mruknęła do przyjaciółki, czuła zdziwione spojrzenie Michaela na sobie, jednak nie zwróciła na to uwagi. Wiedziała, że będzie chciał wiedzieć, co się stało, jednak teraz ważniejsze było zniszczenie tej plastikowej lalki.

Julia — Crystal miałaś ostatnie ostrzeżenia, które ci dałam teraz koniec z moim dobrym sercem! Rozpoczęłaś bitwę, ale zapamiętaj, to ja wygram wojnę. Sprawię, że będziesz najbardziej znienawidzoną osobą w historii szkoły. Ze mną się nie zdziera zdziro.

    Odpowiedź przyszła nader szybko co ją zdumiało, włączyła ponownie aplikacje, czytając komentarz swojej rywali.

W odpowiedzi April — Jesteś bardzo zabawna Bennington. Wszyscy mnie kochają w szkole. Znienawidzą mnie, śmiechu warta jest, twoja wypowiedz, to raczej ciebie nie będą dobrze wspominać.
W odpowiedzi Nicolas — Raczej nienawidzą podróbki lalki Barbie.
W odpowiedzi April — Coś ty powiedział!
W odpowiedzi Elena — Prawdę mówi ty skończona imitacjo tony botoksu i sztucznych piersi.

        Nie czytała kolejnych wypowiedzi, które były podzielone, jedni prosili, żeby tego nie robiła, inni dopingowali w zbliżającej się batalii z początkującą aktorkom. Jak sama się określała, jednak prawda była taka, że wystąpiła w małym spocie reklamowy, który po tygodniu został zdjęty z telewizji. Chełbia się tym, że dostała jednorazowy angaż, naiwnie czekała na kolejne zaproszenie na casting jednak z marnym skutkiem, bo jej telefon milczał, a producenci ponoć byli zniesmaczeni występem młodej dziewczyny. Przyjęli ją ze względu pozycji jej ojca. Kasa potrafi zrobić wszystko.
        — Lepiej, żeby jutro jej nie było w liceum. Jak nigdy mam ochotę ja zaciągnąć w ciemną uliczkę i sprać na kwaśne jabłko — wściekłość, która w niej buzowała, podsuwała jej zmyśle palny w zemście na swojej rywalce.
        Zaskoczony mężczyzna usiadł obok niej, spoglądając na jej zaczerwienioną od złości twarz. Wyświetlacz rozświetlał się, co kilka sekund informując o kolejnych powiadomieniach ze strony, jednak nie chciała ich na razie czytać.
        — Lepiej coś zrób.
        — Nie będę odpowiadać na tak prymitywny wpis. Mam znacznie lepszy pomysł. Ona mnie popamięta! — pożegnała się z koleżanką, odrzucając telefon na stolik, na jej udach wciąż spoczywał biały IPada.
        Westchnęła głęboko, ukrywając twarz w dłoniach, potrzebowała ochłonąć po tym, co wstawiała jej koleżanka na swoim profilu. Chciała stłamsić licealistkę, która zaczęła się jej stawiać, wymyślając tak podrzędny pomysł. Ironia myślała, że to ją zniechęci, jednak nie wiedziała, że zadarła z dziewczynom, która nie pozwoli siebie oczernić.
        Od dzisiaj Julia Bennington i April Crystal stały na przeciwległych polach bitwy ze swoją własną armią czy poplecznikami. Pociski zostały wyciągnięte ze składu a broń przygotowana na bój.
        — Co się stało? — dobiegło ją zmartwiony głos Michaela.
        Czuła jak kładzie dłoń na jej ramieniu. Odsunęła drżące dłonie z twarzy, wpatrując się w kominek. Zwróciła się ku niemu, był zmartwiony ostatnim wybuchem jej złości. Odblokowała ekran, po czym przejechała palcem do początku wpisu i wstawionej fotografii, pokazując przyjacielowi. Wiedziała, że jej nie odpuści i będzie nalegał, dopóki nie dowie się prawdy, sam był także młody, dobrze wiedział z czym, wiąż się kłopoty nastolatków.
        — Naprawdę? — spytał zdumiony, przyglądając się tekstowi pod zdjęciem.
        — Tak — odparła chłodno — Laska posunęła się o krok za daleko.
        — Co zamierzasz zrobić?
        — Lepiej, żebyś o tym nie wiedział.
        Podniosła się z kanapy, przeskoczyła przez jej nagłówek, kierując się w stronę jasnych stopni.
        — Błagam cię, tylko żebyś nie weszła w konflikt z prawem, bo to Chester wyśle mnie pod ziemię.
Odwróciła się na pięcie, gdy stanęła na czwartym stopniu.
        — Nie obawiaj się, nic z tych rzeczy nie zamierzam – uśmiechnęła się do niego, po czym wbiegła na górę piętro, pozostawiając samotnie mężczyznę. 
        Wieczorem siedziała przy rozpalonym kominku, a deszcz wciąż pełnił w okna mieszkania. Przeglądając kanał z produkcjami filmowymi, nie mogła się zdecydować co by obejrzeć. Ostatnie godziny spędziła na przygotowanie kontr ataku na April, dopiero przed momentem wstawiła swoje dzieło do Internetu. Nie miała jednak przy sobie telefonu ani tym bardziej tableta, by sprawdzić, rezultaty jak zadziała jej prowokacja. Była jednak pewna, że poruszyła falę wśród uczniów liceum.
        — Mike — wołała sfrustrowana, gdy muzyk zniknął przed dziesięcioma minutami w kuchni. Miał wrócić z popcornem i czym do pica a jej zostawił wybranie filmu, jednak sama nie mogła się zdecydować.
        — Wybrałaś coś? — słyszała jego odpowiedź z kuchni.
        — Jakbym się na coś zdecydowała to bym, ci nie wołała — mruknęła.
        Muzyk zjawił się w przejściu z miską prażonej kukurydzy oraz dwoma szklankami wypełnionymi zmrożonym napojem. Postawił wszystko na stoliku, opadając na kanapę obok przyjaciółki.
        — Komedia czy dramat? — spytała, spoglądając na mężczyznę.
        — Czy mam słuszne obawy, by bać się twoich wyborów? — spojrzał na nią podejrzliwie, gdy ona latała między dwoma plikami, wyświetlonymi na ekranie telewizora jednak każdy z nich miał jakąś niezrozumiałą dla niego nazwę, paplanina przypadkowych liter.
        — Mów — niecierpliwiła się.
    — Dramat —powiedział, zakrywając się kocem, który zarzucony był na podkulone nogi nastolatki.
        Dostrzegł przebiegły uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. Włączyła pierwszy z załączników, a on w duchu przeklął. Jęknął przeciągle, widząc pierwsze ujęcia filmu.
        — Specjalnie to zrobiłaś! Mówiłem, że nie obejrzę z tobą tego. Wrobiłaś mnie — burzył się Mike, gdy nadal szły napisy początkowe, a on spoglądał na rozweseloną przyjaciółkę, która nie potrafiła dłużej ukrywać napadu chichotu.
        — Wygrałam — szczerzyła się — Brad wisi mi dwadzieścia dolców.
        — Założyłaś się z Delsonem! Z kim ja żyje — marudził.
        Chciał się podnieś i wyjść jednak poczuł mocny uścisk na nadgarstku. Upadł na kolana nastolatki pod wpływem nagłego ruchu, pochyliła się nad nim z triumfem wymalowanym w tym błękitnych oczach.
        — Zmusiłam do tego własnego brata, z tobą to była łatwizna — pocałowała go szybko w policzek, po czym zrzuciła go ze swoich bioder. Sięgnęła po miskę z przekąską, wpatrując się w początkowe sceny z Titanica. 





No comments:

Post a Comment