Sunday, July 26, 2020

I 20 — SĄDZISZ ŻE MNIE ZMIENISZ? MYLISZ SIĘ!

        Oparła dłoń na jasnym drewnie ławki, przysłuchując się nauczycielowi angielskiego, którzy przechadzał się po klasie, przerzucając plik kartek, które trzymał w skoroszycie, uniósł wzrok, kontynuując swoją wypowiedź na temat miłości Romeo i Julii. Pomimo że profesor dał im czas na zapoznanie się z lekturą, ona jednak czytała tę powieść pod koniec letnich wakacji, przez co mogła poświęcić swoją uwagę zaległością z matematyki. Przedmiot sprawiał jej nie małe kłopoty, a chcąc zdobyć dobre wyniki na egzaminach końcowych, musiała się przyłożyć do nauk ścisłych. Jak zażartował Dave, gdy pewnego dnia pomagał jej przy twierdzeniach sinusów i cosinusów była dobrym humanistom, lecz słabiej szły jej obliczenia pól czy podsumowanie, w jakiej prędkości dotrze punkt A do B. 
        Dziwiła się, że przyjaciel miał do niej tyle anielską cierpliwości i starał się jej wytłumaczyć wszystkie warunki, działania i obliczenia. Cierpliwość nie było w jej naturze, jeśli siedziała długo nad pracą domową, nie mogąc nic zapisać. Irytowała ją ta bezczynność, a im bardziej siedziała, nie mogąc nic wymyślić, do końca wieczoru chodziła naburmuszona, nawet jedna błahostka mogła doprowadzić ją do gniewu. 
        Należała do osób opanowanych jednak gdy tyczyło się to matematyczki czy fizyki jej maska łagodności znikała. Nie znosiła w sobie tej cechy, im dłużej starała się to zwalczyć, tym bardziej jej złość wzrastała. Nie mogła spoglądać wtedy na zeszyty ani książki, przyprawiały ją o wybuch nagłej furii. 
        Pewnego wieczoru po kolejnej nieudanej próbie odrobienia pracy domowej Chester, który miał już dosyć wrzasków osiemnastolatki, zadzwonił niemal z błagalną prośbą do Farrella, by pomógł licealistce popracować nad materiałem. Wiedział, że mężczyzna był dobrym matematykiem, wiec był pewien, że mu pomoże. 
        — Odegramy sztukę w naszym szkolnym teatrze — wyrwała się z zadumy, śledząc uważnie każdy krok profesora. 
        Stanął przy biurku, odkładając czarny skoroszyt, przewertował materiały pomocnicze, na których się spierał i wyjął drugą purpurową podkładkę z wieloma kartkami. 
        — Każdemu przydziela rolę, którą będzie musiał się nauczyć — mówił, siadając wygodnie na ciemnym krześle, jego spojrzenie spoczęło na liście uczniów, do których dobrał rolę — Seleno będziesz Pani Capuleti — oznajmił. 
        Nauczyciel rozdzielał innym uczniom role, pomijając odtwórców głównych postaci, miała wrażenie, że robi to specjalnie by przedłużyć czas oczekiwania, a co jeszcze bardziej ją wprawiało w zaciekawienie, był fakt, że jej przyjaciółki wiedział, co mają grać, a ona była nadal nieświadoma tekstu, który miała się nauczyć. Westchnęła znudzona, gdy prawie przedostatnia postać wylądowała w dłoniach April  klasowej gwiazdeczki. 
        — Rolę Julii, otrzyma o ironia losu Julia — podniosła wzrok, słysząc swoje imię, spojrzała zdumiona na nauczyciela. 
        — Mówi pan poważnie? — odebrała od niego swój egzemplarz powieści spięty w formie scenariusza teatralnego, on jedynie skinął lekko głową, z lekkim uśmiechem na twarz. 
        — Nadajesz się do tej roli — zapewnił mężczyzna. 
        — Ona, ma grać Julie — szyderczy śmiech rozniósł się po klasie — Będzie to kompletna klapa — zacisnęła pięści w dłoń, spoglądając w stronę królowej ich klasy. 
        Czuła jak paznokcie wpijają się w jej skórę, jej knykcie aż pobielały ze złości, gdy wyłapała twarz blondynki. Zadarła swój niczym u jakieś paryskiej modelki nosek, spod byka patrząc na swoją największą rywalkę. 
        — Nikt cię nie pytał o zdanie April — wycedziła, przez zaciśnięte zęby — Nadaje się do tej roli dużo lepiej od ciebie. Nie potrzebujemy sztucznego robienia hałasu i trzepotami rzęsami do publiczności czy kręcenia sztucznymi pośladkami — w klasie rozbrzmiał gwar stłumionych śmiechów. Cień rozbawienia nawet pojawił się na ustach pana Smitha, jednak on chrząknął, by stłumić pomruk radości. 
        Twarz blondynki zrobiła się jaśniejsza gdy dotarły do niej słowa nowej koleżanki z klasy, nikt jej się nie sprzeciwiał, byli jej posłuszni. W garści trzymała władzę w tej klasie i w pewnym stopniu w szkole, jednak on momentu pojawienia się młodej Bennington jej idealne życie legło w gruzach, niczym domek z kart. Próbowała wszystkich sposób by sprawić jej ból i upokorzyć na oczach całej szkoły, ale ona jakby była odporna, mało tego, jej plany obracała przeciw niej samej, przez co ona kilkakrotnie stała się pośmiewiskiem swojej klasy. Ironia, że najpopularniejsza dziewczyna w szkole jest dyskryminowana przez osiemnastolatkę, która doszła do nich zaledwie parę tygodni temu. Pragnęła władcy, jak każdy, była jedną z osób z elity szkoły, a teraz powoli traciła cały swój szacunek przez tę nastolatkę, która jedynie co robiła, to się broniła przed jej atakami, czasami by, rozbawić swoich kolegów wycinała jej drobne żarty. Musiała to zmienić, nie mogła stracić swoich przywilejów. Jedyna sytuacja zapadła jej długo w pamięci, gdy wraz ze swoimi koleżaneczkami, jeśli mogła je tak nazwać, siedziały w toalecie szkolnej jak zawsze, poprawiając sobie makijaż do momentu, gdy Bennington stanęła na progu. Zaczęło się od kpin i wyzwisk w jej kierunku i małego szantażu by nigdy się tutaj nie pojawiała, bo to była „ich toaleta”, jakie było jej zdziwienie, gdy ona nic sobie z tego nie zrobiła, a gdy jej „przyjaciółeczki” miały ją wyrzucić, bez problemów je odepchnęła. W złości chwyciła jej kosmetyczkę najlepszą, jaką miała i wrzuciła do śmieci z zabawnym stwierdzeniem „Czas klasowej diwy zniknął”, gdy to mówiła, do pomieszczenia wbiegły jej drogie koleżanki które, gdy zobaczyły jak próbuje uratować swoje cenne rzeczy, wybuchnęły śmiechem przybijając sobie żółwiki. Musiała odzyskać, bo tym twarz, bo nawet Selena, która pomimo swojej popularności była jej ofiarą, a wtedy rozbawiona przez swoją nową znajomą, patrzyła na jej porażkę. 
            — Nie masz prawa się do mnie tak odzywać — wyrwała się z głębi umysłu, odsunęła gwałtownie krzesło od siebie, wskazując na nią swoim tipsem — Wiesz, kim jest mój ojciec. 
        — Szczerze nic mnie to nie obchodzi — odpowiedziała, wzruszając ramionami  Jesteś bardzo zabawna, kiedy się złościsz — dodała z przekąsem, a klasa już nie mogła powstrzymać wybuchu radości, a pomieszczenie wypełnił zbiorowy śmiech. 
        — Ty! Przychodzisz do naszej szkoły… 
        — Zabieram ci stanowisko królowej – mruknęła teatralnie, udając ziewnięcie, już nie raz słyszała to zdanie z jej ust, jak i wypowiedziane przez jej przyjaciółki w prześmiewczy sposób — Niczego ci nie odbieram — zwróciła na nią spojrzenie — Nie zamierzam siedzieć cicho, widząc, jak traktujesz innych i mnie przy okazji. Może w poprzednim liceum bym ci na to pozwoliła, ale nie tutaj. Nie będziesz mnie traktować jak śmiecia, bo uważasz się za wielką panią szkoły, a tak naprawdę jesteś na równi z nami. Niczym się nie wyróżniasz. Litości tytuł kapitanki cheerleaderek nie daje ci jakiś specjalnych przywilejów. No błagam czy to jest wojsko, czy szkoła? Nieświadoma rywalizacja między uczniami to jakby iść na żołnierkę. 
        — Dobrze Julio wystarczy tego — upomniał ją wychowawca, chodź czające się w jego spojrzeniu nutka rozbawienia, była dla niej mile widzenia. Wreszcie nie otrzymuje kar za to, że sprzeciwiła się popularsowi. 
        — Dziękuje panie profesorze — ukłoniła się ku uciesze reszty klasy i opadła na swoje krzesło. 
        Gdyby ją teraz mógł zobaczyć Chester, napawała, by go duma, z małomównej dziewczyny stała się zaradną o siebie nastolatkom, która wyciąga pazurki, gdy ktoś plunie w jej twarz. Nie zamierzała się przyglądać bezczynie, jak ktoś depta jej dobre imię, w sumie sprawiło jej to małą satysfakcję, gdy mogła dopiec swojej rywalce, wiedząc, że ma po swojej stronie kolegów z ich rocznika. Mieli dosyć jej rządzenia się i chcieli, by to się skończyło, jednak nikt nie miał odwagi tego zrobić, dopiero Julia, gdy April podstępnie podłożyła jej nogę, biorąc ją za swoją kolejną ofiarę, nie pozwoliła sobie na to, wręcz przeciwnie w odwecie wylała na nią dość przypadkowo, puszkę Coca—Coli na jej uniform gimnastyczki. Niczego nie żałowała. Tylko dlatego, że broniła się przed atakami apoplektycznej dziewczyny, zyskiwała coraz większy rozgłos, co niezmiernie ja irytowało, bo wolała pozostać w cieniu. 
        Rozbrzmiewający dzwonek na przerwę wygonił wszystkich uczniów z klasy anglistyki. Osiemnastolatka mozolnie wepchnęła swoje książki i zeszyty do torby z nadrukiem Linkin Park i wybiegła z klasy. Przy drzwiach stał, już jej osobisty ochroniarz jak to żartobliwy sposób określił Will. 
        — Widzę, że akcja zniszczyć April trwa — zaśmiał się, gdy spacerowali po szkolnych korytarzach. 
        Od momentu spotkania na boisku ich relacje stały się cieplejsze. Poznali się coraz bardziej i ku zaskoczeniu Julii, chłopak nie okazał się nadętym w sobie futbolistom, był miłym i troskliwym towarzyszem. Piłka go nie ciekawiła, jednak robił to, by zaspokoić potrzeby ojca o niespełnionych ambicjach. Czasami zastanawiała się czemu dzieci, wykonują plany swoich rodziców, którym coś się nie udało i kierują swoje pociechy na ten temat, jeśli nawet ich to nie interesuje. 
        Czerpała przyjemność z tego, że robiła, to co kochała i nikt nie był temu przeciwny, a wręcz przeciwnie brat wspierał ją pod każdym względem. Poparcie, jakie jej zapewniał, było niesamowicie budujące, że wreszcie mogła, się rozwijając i czerpać ogromną radość z rysowania czy nauki hiszpańskiego, które nie zaniedbuje. Odeszła jednak ze szkoły językowej, gdy nauczyciele stwierdzili, że nie mają ją czego uczyć, a nad wymową może popracować w domu. Zajęcia z Mike’m w ostatnim czasie poszły na dalszy plan, bo jak i ona tak i mężczyzna byli zajęci swoimi sprawami, jednak obiecał jej, że podczas wyjazdu Chestera nadrobią wiele materiału, który chciała poznać. Dziwne chciała zapisać się na studia malarskie, a przerabia te lekcje z Shinodą. Uważał jednak, że im lepiej pozna im więcej technik, będzie jej lepiej obeznać się na wykładach. 
        — Ja jej wcale nie niszczę — odparła, wzruszając ramionami.
        Otworzyła swoją szafkę, wrzucając do niego podręczniki, które były jej zbędne na kolejnych zajęciach. 
        — Wasza klasa uważa inaczej, aż ci kibicują, byś ją pokonała. 
        Spojrzała na niego, nie do końca rozumiejąc jego słowa. Wyciągnęła książkę od biologii, włączyła ją do wnętrza szkolnego plecaka, wyjęła zakupione przez siebie wcześniej picie, otwierając je jednym pstryknięciem. 
        — Chodzi ci o to — mruknęła, zatrzaskując z hukiem metalowe drzwiczki — Wiesz, co bardziej mnie to bawi, niż uszczęśliwia. Ja tego nie chce. Jedynie co robię to bronie się przed April, ale jak mogłam być wcześniej ślepa, każdy medal ma dwie strony. Niesie to za sobą konsekwencje, których szczerze nie chce — wyjaśniła, siadając na podłodze przed salą z następnymi zajęciami. Upiła łyk już nieco ciepłej coli i spojrzała w górę na Wilsona — Wiesz, gdybyście poznali mnie w innym liceum, zastanawialibyście się, gdzie podziela się ta zadziorna Julia. Byłam wtedy zupełnie inną osobą, jaką jestem teraz. 
        — Nie mogę w to uwierzyć — odparł, przysiadając na miejscu tuż obok niej — Nie możliwe, że taka byłaś — uznał to za nie śmieszny żart z jej strony, lecz im dłużej na nią spoglądał, docierało do niego, że nastolatka wcale go nie oszukuje.
        Musiała nawet przed samą sobą mówić, że się zmieniła. Wszystkie wydarzenia z jej życia wywarły na nią ogromny wpływ nie tylko psychiczny, ale po części fizyczny. Obciążony umysł przez problemy teraz mógł odpocząć, zapomnieć o jej własnych demonach czy koszmarach, z którymi bała się zmierzyć, teraz czuła komfort psychiczny. Mogła wciąć głęboki oddech i się nie zakrztusić, co do jej stanu zdrowia. Wcześniej była niejadkiem, mało jadała, przez pewien czas praktycznie w ogóle, a teraz lubiła sobie coś podjeść, jednak nie robiła tego nadmiernie, nawet jeśli to robiła, nie martwiła się tym, że utyje, jak nigdy cieszyła, że ma dobrą przemianę materii. 
        — Młoda gdzie jesteś? — westchnęła zrezygnowana, gdy po raz kolejny zostało jej przerwane urocze popołudnie. 
        Siedziała w głębi ogórku, skryta w cieniu wielu drzew, które nie przepuszczały ostrych promieni słonecznych, jedynie pojedyncze snopy światła odbijały się o soczystą zieleń trawy. Leżała na przymocowanym do dwóch pieni drzew hamaku z kubkiem zimnej lemoniady i zbożowymi ciasteczkami oraz tabletem, na którym leciał kolejny odcinek serialu Sabrina — Nastoletnia Czarownica, który w ostatnim czasie aż pochłaniała. Odłożyła książki na rzecz sitcomu połączonego z fantastyką. Zatrzymała odcinek, była już w drugim sezonie tego serialu, ale oczywiście jej braciszek musiał jej przerwać chwile wytchnienia po szkolnej rzeczywistości. Chciała wykorzystać fakt braku zadań domowych i nadrobienia kolejnych przygód Sabriny. 
        — Tutaj jestem  zawołała. 
        Mężczyzna zjawił się przy niej dosłownie chwile później ubrany w zwykłe czarne spodenki i jasny podkoszulek. Spojrzał na nią pytająco, gdy ona wierciła go spojrzeniem swoich jasnych tęczówek. 
        — Możesz mi wyjaśnić czemu przerywasz mi tak uroczy dzień. Ja przez ciebie nie skończę oglądać tego serialu — jęknęła sfrustrowana. 
        Muzyk roześmiał się na jej słowa, dopiero wtedy dojrzał w dłoni dziewczyny urządzenie z odpalonym filmikiem. 
        — Nie unoś się młoda, jadę do sklepu, myślałem, że ze mną pojedziesz. 
        — Nie ma opcji, jestem w środku sezonu — pomachała jasnym IPad’m. 
        Niespodziewanie przypomniała sobie coś, pogrzebała w kieszeni swoich materiałowych spodenek, wyjmując z niej kartkę. Zapisane miała tam składniki na ciasto, które chciała robić, miała nie wykorzystać okazji, że jej brat udawał się do marketu. Miała sama po nie jechać, jednak serial ją tak pochłonął, że nie mogła się oderwać. 
        — Możesz mi kupić te składniki — wręczyła mu świstek papieru. 
        Odebrał od niej listę produktów i prześledził ją wzrokiem: 
        — Miód, mąka, olej. Przyprawa do piernika — podniósł wzrok na dziewczynę — Dobrze się czujesz? 
        — Wyśmienicie, dlaczego pytasz. 
        — Święta są za trzy miesiące! 
        — Wiem Chazz, ale pierniki mi się nie udają i chce spróbować jeszcze raz — wyjaśniła, upijając łyk lemoniady. 
        — Dobrze, coś jeszcze? 
        — Lody waniliowe — odparła bez zastanowienia — Możesz mi powiedzieć, gdzie się zmyło ostatnie pudełko? Chciałam sobie zrobić shaeka, ale ich nie zastałam. 
        — Miałaś inne smaki — zaczął się bronić. 
        — Dobrze wiesz, że uwielbiam waniliowe smakołyki. 
        — Wziąłem je — przyznał w końcu po długim oczekiwaniu. 
        Skinęła głową ze zrozumieniem, odmachała Chesterowi, gdy ten się z nią żegnał, ponownie wracając do swojego maratonu serialowego. 
        — Długo zamierzam mi się tak przyglądać czy powiesz mi, co się dzieje? — podniósł spojrzenie, odkładając pióro, poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa, obdarzając nastolatkę pytającym spojrzeniem. 
        — Musiało się coś wydarzyć – mruknęła, nieco rozgniewanym głosem, krzyżując ręce na piersiach — Nie mogę sobie posiedzieć i popatrzeć co robisz? 
        — Mała dobrze cię znam —westchnął, ściągając szkła w kwadratowych oprawie, odkładając na maleńką półkę, na której znajdowało się wiele drobiazgów — Od kilku minut siedzisz w milczeniu, wpatrujesz się we mnie, jakbyś miała ochotę kogoś skrzywdzić. Milczysz za każdym razem, kiedy nie masz ochoty mówić, bo masz nie najlepszy humor, więc powiedz co, cię tak wzburzyło — dodał stanowczym głosem, opierając się o biurko, uważnie obserwując zniecierpliwioną nastolatkę. 
        — Nic — upierała się licealistka. 
        — Chyba rozumiem, co masz na myśli — czuł jej czyste błękitne spojrzenie na sobie, nie przejął się jej groźną miną i kontynuował — Uważasz, że jestem na tyle stary, że nie zrozumiem problemów nastolatków. 
        — Wcale tego nie powiedziałam! — oburzyła się, była gotowa mówić, lecz Chester powstrzymał ją ruchem dłoni. 
        — Julio sam byłem w twoim wieku, wiem, co to znaczy nowa szkoła i zmiana otoczenia. Nie jest łatwo się zaaklimatyzować i pomimo że zdobędziesz jakąś grupkę znajomych, czujesz się wyobcowana, bo ich lata znajomości pozwalają się dobrze porozumieć, ty jesteś nowa i starasz się wpasować w ich grupę. W skrajnych przypadkach rozpuszczają po szkole niepochlebną plotkę na twój temat, a ty nie wiesz jak ją zniszczyć, by przestano o tobie myśleć w sposób, jaki usłyszeli w kłamstwa rozpuszczonych po szkole. Wyjaśnij mi w takim razie, w czym tkwi twój problem — spojrzała na niego zdumiona, słowami, które padły z jego ust. Nigdy nie uważała Benningtona, za której osobę mogła, by nie ufać, ale niepotrzebnie chciała go martwić problemami osiemnastolatków. Jego trafne, sugestię uświadomiły, że nie ma czego się bać i jej szkolne kłopoty nie zawsze musi utrzymywać w sekrecie, jednak minione lata skrytości utwierdziły ją w przekonaniu, że plotki na szkolnych korytarzach nie należy przenosić do domu, a tym bardziej rozmawiać o nich z najbliższymi. 
        — Nie ma to znaczenia — mruknęła, unikając jego ciepłego spojrzenia. 
        — Julio Bennington, nie kłam mi w żywe oczy! 
        — Nie śmiałabym zataić przed tobą nie prawdy — odparła stanowczo, starając się uniknąć kłopotliwej sytuacji. 
        — W tej chwili to robisz — odparł słusznie. 
        — Nie uniknę tej rozmowy — spojrzała na niego z lekką nadzieją w oczach, jednak jego gest, którą ją obdarował, świadczył o jej głębokim zawziętości i była świadoma, że nie uniknie z nim rozmowy i wyjawieniu co ją tak męczy. 
        — Rozwiązaniem nie jest męczenie, się z tym, co trapi twoje serce. Potrafię rozumieć, że osoby skryte i zamknięte w sobie, ale one również potrzebują się wygadać — przysiadł na skórzanej czarnej kanapie, przyglądając się nastolatce, która wolnym krokiem spacerowała po gabinecie — Więc co się wydarzyło? — podjął po raz kolejny temat, gdy Julia usiadła u jego boku z cichym westchnieniem. 
        — Pewna dziewczyna rozpuściła plotkę w szkole o moim rzekomy związku z jej byłym chłopakiem, teraz wszyscy uważają, że rozwaliłam ich związek. 
        — Powiedz jedno czy dziewczyna należy do gruby, która uważa się za popularsów? — podniosła na niego spojrzenie, zdziwiona jego trafnym pytaniem. 
        — Owszem należy — mruknęła w odpowiedzi, przypominając sobie niegrzeczną rozmowę z wysoką blondynką — Rozmawiałam z nią, by przestalać rozpuszczać te kłamstwa po szkole, ale znasz dziewczyny, są zawistne, jeśli chodzi o byłych facetów — podjęła rozmowę, przechadzając się po pokoju. 
        — Spotykasz się z tym chłopakiem? 
        — Dobrze wiesz, że nie! — podniosła głos, zatrzymując się i spoglądając na młodego mężczyznę — Nie w głowie mi teraz romanse — dodała pośpiesznie — Poza tym William to nie mój typ faceta — dokończyła niemal z szeptem. 
        — Wolisz mężczyzn takich jak Mike — zaśmiał się, czując jej ostre spojrzenie na sobie. 
        — Co masz na myśli? —zatrzymała się, obdarzając go zaciekawionym spojrzeniem. 
        — Naprawdę Julio? Pytanie i prosta odpowiedź — podniósł się z wygodnego mebla, zbliżając się do niej — Nie uważasz, chyba że Michael nie jest przystojny? 
        — Nigdy tego nie powiedział, ale nie łączy mnie z nim żadne stosunki na pograniczu chłopak, dziewczyna. 
        — Czasami wasze zachowanie, wątpi w słuszność tych słów — odparł obojętnym tonem. 
        — To znaczy? 
        — Mała muszę ci to tłumaczyć? 
        — Nie jestem przekonana, co chcesz przez to powiedzieć — odparła, krzyżując ramiona na piersi. 
        — Uważasz Mike za przyjaciela — widział, jak skinęła głową, a on pozwolił sobie mówić dalej — Jednak obserwując, wasze stosunki zauważyłem, że jesteście bardzo blisko. Nie zliczę ile razy, gdy wraz z chłopakami oglądaliśmy jakiś film, ty lgniesz do niego. Nie ma takiego dnia, byście się spotkali czy rozmawiali przez telefon. Pozwoliłaś mu się do siebie zbliżyć jak nikomu dotychczas. Widzę, że zdarzają ci się momenty, gdy uciekasz przed dotykiem. 
        — Nigdy nie mówiłam, że nie darzę cię zaufaniem — przerwała jego wypowiedź, nieco oburzona jego słowami wątpliwości w stosunku do niej. 
        — Pozwól mi dokończyć. Nie znałem cię wcześniej, ale widzę, jak się otworzyłaś, boisz się czasami, ale to normalne, ale w obecności Michaela, zapominasz o miodnych latach i chcesz mi powiedzieć, że nie żywisz do niego głębszego uczucia — zauważył, obserwując jej oniemiałą minę. 
        — Owszem traktuje Mike’a jako bliskiego przyjaciela, ale co to ma do rzeczy — odezwała się po dość długiej chwili milczenia — Nie chce wiązać się z nikim na stałe! 
        — Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie planujesz w przyszłości kogoś pokochać? – zdumiony jej słowami, przyglądał jej się uważnie. 
        — Nie wiem — mruknęła posępnie — Szczerze wątpię w cały ten sens romantycznych bredni — opadła na pobliski fotel i ze znużeniem spojrzała na wysokie okna, promienie jasnego słońca wkradły się do gabinetu, oświetlając ich swym blaskiem. 
        — Julia, którą znam, nie powiedziałaby tak. 
        — Ta dziewczyna nie wierzy w miłość — odparła kwaśno. Czuła spojrzenie Chestera na sobie, domyśliła się, że wywołała u niego wiele wątpliwości, ale co mogła powiedzieć, skoro nie wierzyła w całą idea romantycznych uniesień i pierwszej miłości. 
        — Nie sądziłem, że coś takiego od ciebie usłyszę — powiedział niemal oszołomiony po długich minutach niezręcznej ciszy. 
        — Nie poznałeś mnie jeszcze na tyle — odpowiedziała cicho. 
        — Naprawdę sądzisz, że miłość jest tak okropna, zdarzają się upadki i niespełnione uniesienia, ale czy to ma sens, by przestać w to wierzyć? 
        — Chester nie uważałbym tego, gdyby moje dwa poprzednie związki skończyły się po kilku miesiącach znajomości. 
        — Ale… 
        — Posłuchaj mnie uważnie, miałam zaledwie piętnaście lat, gdy się po raz pierwszy zauroczyłam. Chłopak, w którym się zakochałam, odwzajemnił moje uczucia, ale nasz związek przemienił w tyranie. Zerwałam z nim! Nie dał za wygraną. Zniszczył mojego kolejnego chłopaka, a ja sobie obiecałam, że nigdy się nie zakocham! Nie chce, przechodzi przez to samo drugi raz i nawet jeśli uważasz, że mogłabym się kiedyś zakochać, to możesz od razu skreślić z listy przyszłego szwagra — jej chłodny głos przebił go na wskroś. Nie zdążył ją powstrzymać, gdy w pośpiechu uciekła z gabinetu, dopiero po minucie wyrwał się z otępienia i pobiegł za nią. Znalazł ją w sypialni, usiadła na parapecie, przykładając do piersi jedną z poduszek. 
        — Nie chciałem, żebyś w ten sposób o tym myślała — odezwał się przyciszonym głosem — Nie winie cię o to — odparła, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy — Ja nie chce znowu czuć się winna, że kogoś skrzywdzę tylko dlatego, że się zakocham. Boje się krzywdy i pretensji mojego przyszłego faceta, bo ktoś chce go zniszczyć tylko dlatego, że pozwoliłam sobie na umawianiem się z nim, a ten sukinsyn zrobi wszystko, bym nie czuła się szczęśliwa z partnerem, którym kocham — odparła z łamiącym się głosem. 
        — Dlatego tak się przed tym wzbraniasz — dodał cichym głosem, siadając naprzeciwko niej, chcąc wyłapać jej spojrzenie, nie pozwoliła sobie na kontakt wzrokowy. 
        — Tak. 
        — Julio wiem, że jesteś silna i poradzisz sobie. 
        — Nie, ja nie chce w swoim życiu miłości! 
        — Co zrobisz, jeśli komuś oddasz część swojego serca. Nie możesz złamać swojego serca tylko dlatego, że ten facet nie może pogodzić się z faktem, że od niego odeszłaś. 
        — Nie zakocham się już nigdy więcej! — odparła chłodno, obdarzając go swoim spojrzeniem od krótkiej chwili. 
        — To nie jest słuszne Julio. 
        — Chester, odpuść, wiem, co robię — dostrzegła jego karące spojrzenie, jednak nie miała go na uwadze. 
        — Maleńka rozumiem twoje wątpliwości, ale wypierając się własnych uczuć, pójdziesz złą drogą — ponownie chciał sprowadzić ją na dobrą drogę, chodź wiedział, że nie będzie to łatwe. Przekonana do swoich racji przez tak wiele lat, była nieugięta w swoich postawieniach. 
        — Już nie raz kroczyłam złą ścieką, gdy pójdę kolejna, nie poczuje po raz kolejny upadającego serca pod moimi stopami — mruknęła ze smutkiem, chodź, była świadoma słów, jakie wypowiada i jak długo walczyła, by wesprzeć się jednego z ludzkich odczuć, czuła sprawiający jej rozrywający ból w klatce piersiowej, jak wypowiadała kolejne słowa. Jednak fakt, że wokalista nie dostrzegł jej rozchwianych emocji, ucieszył ją dobra maska, którą przybrała —Nie podejmuj tego tematu ponowie — powiedziała groźnie. 
        — Jesteś do tego przekonana? — spytała z po wątpieniem z lekkim z westchnieniem, podnosząc na nią spojrzenie swoich brązowych tęczówek. 
        — Tak! — powiedziała stanowczo, odkładając jaśka na bok. 
        — To twoja opinia, ale wspomnisz kiedyś moje słowa. Wypieranie się miłości boli bardziej niżej jej utrata — podniósł się z parapetu, nie spuszczając z niej spojrzenia — Co do plotek, jestem pewien, że sobie z nimi poradzisz. Jesteś silną, inteligentną i niezależną dziewczyną. Jestem przekonany, że wymyślisz kąśliwą uwagę co to tych kłamstw i to ty wyjdziesz z tej całej sytuacji z twarzą, a tamta dziewczyna się skompromituje — dokończył swoją myśl. 
        — Naprawdę tak uważasz? 
        — Jesteś moją siostrą, znam cię i wiem, że sobie poradzisz z tą laską. Nikt w naszej rodzinie nie pozwala sobie na upadki. Nie pozwolisz sobie, by niszczono twoje dobre imię i na pewno zrobisz coś, by to wszystkim uświadomić. 

No comments:

Post a Comment