Sunday, July 26, 2020

I 19 — ZYSKAŁAM PRZYJACIÓŁ KTÓRYCH UTRACIŁAM

        Opadła na kanapę zanurzając chłodne policzki w puchu kremowych poduszki. Ciepły materiał otulał jej zmęczone powieki, pragnąc zabrać ją do krainy bez zmartwień czy problemów. Gdzie nie istnieje pojęcie pracy domowych, zrzędliwych nauczyciel, którzy podczas każdej wolnej chwili przypominali im o zbliżających się egzaminach, nakłaniając ich na spędzania wolnego czasu nad książkami i zapisanymi notatkami, co stawało się męczące. Od początku roku minęły zaledwie trzy tygodnie, a ona chętnie chciała, by miała na sobą test kończący, który miał sprawdzić, jaką nabyła wiedzę przez trzy lata nauki w liceum. Natrętni uczniowie tworzących przysłowiową elitę szkoły, ozuwając się samozwańczymi władcami szkolnych ławek. Jakże to było żałosne. Podział, który wciąż trwał między uczniami szkół średnich, był jednym z czynników, które zniechęcały do spędzaniu kilku godzin w murach placówki edukacyjnej. One jednak nie pozwoliła sobie należeć do żadnej z utworzonych grup. Pozostawała poza prawem szkolnych reguł, a jeśli ktoś pragnął ją sklasyfikować na danym miejscu, nie zamierzała siedzieć cicho. Nie chciała się do kogoś upodabniać, by tylko zaimponować rówieśnikom, ale nie miała najmniejszej ochoty, spoglądać jak ktoś niszczy jej dobre imię. Pomimo rywalizacji, która panowała w liceum, nikt o tym głośno nie wspomni, bo podniosą się głosy, że tak naprawdę nikt ze sobą nie walczy. 
        Pozostawała bierna na wydarzenia które miały miejsce, tak jak w Phoenix chciała być na uboczu, będąc obserwatorem, który wolał pozostać niezauważony. Choć jej przyjaciele prosili, by bardziej zagazowała się w życie szkolne. Nie była chętna do kolejnej sprzeczki między nią a April. Skrzywiła się na samo wspomnienie demonicznej królowej  cheerleaderek która pragnąc ją upokorzyć, trafiła w złym momencie. Może wcześniej by pozwoliła by, sobie słuchać jak wyśmiewa ją, oskarżając o kompletnie nieistotne rzeczy, jednak nie w chwili, gdy zyskała utraconą pewność siebie, a dzięki wielu przydatnym radom wyostrzył jej się język, nie była już myszką, która chce skryć się w dziurze gdy jest ofiarą szkolnej królowej.
        Nie teraz!
        Otuliła ramionami pobliską materiałową poduszkę, który służyła bardziej w celach dekoracyjnych. Przymknęła powieki zanurzając się w bezkresny świat marzeń, gdy przedarł się do niej natarczywy głos i chodź niechętnie, otworzyła przymknięte powieki, czując rozkoszny wiatr, który owiewał jej zmęczone policzki. Mruknęła z frustracją, z chęcią pragnąć, powrócić do świata, z którego została brutalnie wykopana.
        — Nie miałem pojęcia, że szkoła potrafi tak wykończyć — roześmiany głos starszego mężczyzny rozbudził ją z błogiego stanu. 
        — Chester! — warknęła, zaciskając mocniej dłonie w pięści. 
        Oparł się wygodnie o pobliski stolik, niewzruszony spojrzeniem swojej młodszej siostry, w jej spojrzeniu dostrzec można było gromy. Ocień błękitu, zastąpiła barwa ciemnej purpury, przejmujący barwę sztormu na pełnym morzu. Uśmiechnął się pobłażliwie, odstawiając zdobioną szklankę z pomarańczową substancją na stolik, krzyżując dłonie na ramionach 
        — Liceum to obóz przetrwania. 
        Podniosła się impulsywnie, upadając na miękki puchowy dywan. Odwróciła głowę, zauważając w przejściu do salonu, uśmiechniętego Shinodę. Stał oparty o ciemną framugę imitującą poszerzone drzwi, wbił spojrzenie swoich ciemnych tęczówek w jej sylwetkę. Mruknęła poirytowana, przyglądając się obu artystom, nawet nie starając się ją pocieszyć. 
        — Kolejny przeciw mnie — stęknęła cicho z bólu, unosząc się na łokciach — Idę do siebie — oznajmiła smętnie. 
        Chwyciła robione ramiączko szkolnego plecaka, zarzucając go przez ramiona, słyszała postukiwanie długopisów o okładki zeszytów. Stłumiła ziewnięcie, sunąc wolnym krokiem na pięto apartamentu. Marząc o miękkim materacu łóżka i chęci odespania kilkugodzinnej nauki, powlokła się po jasnych stopniach, w oddali słysząc wesołe śmiechy wokalistów.
        Pchnęła drzwi sypialni, odrzuciła plecak na obrotowy fotel. Skórzane siedzenie     zakręciło się pod wpływem nagłego ruchu, o niemal zrzucając z biurka podłączonego laptopa. Wdrapała się podwójnym stopniu, rzucając się w ciepłą pościel. Zamknęła oczy, a głos natury oraz śpiew ptaków, mieszający się z gwarem dróżek metropolii, stawał się odległy, nie mogła już nic poczuć poza chłodem satyny i ramionami króla snów, zabierający ją do swojej krainy. 
        — Pobudka moja artystko — miała nadzieje, że gdy zdoła udać, że nie usłyszała tego przyjaznego głosu, zdoła powrócić w świat, gdzie stąpała po ciepłym piasku. 
        Ziarenka złocistego piasku łaskotały jej stopy, a wiatr targał błękitem jej sukienki. Przyozdobione w biały kwiat róży kaskada jej ciemnych włosów powiewały pod wpływem morskiej bryzy. Rozejrzała się, słysząc szmer czyjś kroków. Wiedziona ciekawością, przyjrzała się zarysom postaci, która śmiało powiedzieć, że kroczący ku niej. Mężczyzna był znajomej postury. Nie potrafiła, jednak przypomnieć skąd go kojarzy. Spojrzała ponownie na wschodzące słońce nad taflą nieco wzburzonego oceanu. 
        Pomruk zadowolenia opuścił jej wargi, czując subtelny dotyk dłoni, które wolno zaciskały się na jej talii. Mężczyzna wtulił policzek promieniami jasnego słońca, który przybrał nieco żywszego koloru. Otulił zmarzniętą twarz w jej obojczyku, czując zapach delikatnych perfum oraz morza, które wdychał. Zacisnęła palce na jego dłoni, dostrzegła wtedy połyskujący bladoniebieski kamień, który przyozdabiał srebrom obrączkę, spoczywając na jej serdecznym palcu. 
        — Odwróć się — dotarła do niej prośba. 
        Chcąc przekonać się, z kim rozmawiała, wolno odwracała się w jego stronę. Gdy miała ujrzeć z kim, dzieliła ten piękne marzenie senne, została brutalnie sprowadzona do rzeczywistości. 
        — Mike, mógłbyś, chociaż ty być miły i mnie nie budzić — wykrzyczała, gdy wyczuła dłoń muzyka. Zacisnął palce na jej barku z brutalnością, wydobywając ją z omenów sennych. 
        — Młoda, ja od dwudziestu minut próbuje cię obudzić — uskarżył się, podnosząc się z jasnej pościeli. 
        Zakryła twarz pobliską poduszką, dusząc w puchu, ciągnąc się wiązkę epitetów słownych. Zacisnęła usta w wąską linię, starając się opanować kołatające emocje. 
        — Ile spałam? — wymruczała.
        Michael usiadł wygodnie w ciemnym skórzanym fotelu, chwytając leżący nieopodal tablet swojej przyjaciółki, odczytując wyświetloną godzinę na ekranie urządzenia. 
        — Dwie godziny — wyjaśnił, przyglądając się z lekką radością grafice wyświetlonej na blokadzie ekranu. 
        Wyswobodziła się z miękkiej pościeli, rozglądając się po sypialni, nawet nie mając pojęcia, czego poszukuje. Zwróciła się ponownie do rapera, gdy on ponownie przemówił: 
        — Chester chciałby z nami porozmawiać i kazał cię obudzić — wyjaśnił, odkładając urządzenie z logo nadgryzionego jabłuszka na ciemny blat. 
        — Nie mógł sam tego zrobić? 
        — Stwierdził, że nie chce ponownie oberwać i wysłał mnie, bo miał pewność, że mi nic nie zrobisz — posłał jej lekki uśmiech, pokiwała głową z politowaniem. 
        — Skąd miał pewność?— zauważyła, schodząc po drewnianych stopniach. 
        Brunet spojrzał na nią, a wyraz jego pytających tęczówek nieco ją rozbawił, gdy dostrzegła czające się w niej płomyki niepokoju. Roześmiała się cicho, podchodząc do blatu biurka. Otworzyła szufladę, przez chwile poszukując coś w jej mrocznym wnętrzu. Wyłapała bordowy futerał, chwyciła go w dłonie, wyjmując folder, w którym znajdowało się kilka szkiców. 
        — Nie miał jej — odparł, przyglądając się poczynaniom nastolatki — Chyba stawiał na pewność, że nie potrafiłabyś mnie skrzywdzić nawet w zabawie. 
        — Jaki szlachetny ten mój braciszek — zaśmiała się, przeszukując pliki rysunków, starając się odnaleźć malunek, który miała oddać młodemu muzykowi.
Obiecała Mike’owi w ostatnim tygodniu sierpnia, że odda mu porzucony rysunek, ale przez nawał pracy domowej oraz poznanie nowych przyjaciół, nie mogła znaleźć chwili, by spotkać się, z nim na osobności oddając mu jego własność. Odczytała w końcu podpis w rogu kartki z synonimem M_Shinoda. Wyjęła ją z folii, podając zaskoczonemu przyjacielowi. 
        — Wybacz, że dopiero dziś ci go oddaje, ale nie miałam jak wcześniej się z tobą spotkać — wyjaśniła, odrzucając folder na mahoniowy blat biurka. 
        Shinoda spoglądnął na rysunek, jakby chcąc się upewnić czy rzeczywiście należał do niego, uniósł spojrzenie, gdy poznał zagubiony rysunek. Uniósł głowę, odnajdując, spokojną tonę morskich głębi oczy swojej koleżanki. 
        — Nie gniewam się — zapewnił – Lepiej schodźmy na dół, bo obawiam się, co twój kochany braciszek wymyśli. 
        — Zmienię się w jakieś krótsze ubrania i przyjdę. 
        Obdarzył ją lekkim skinięciem głowy, wstając, szybkim krokiem opuścił jej sypialnie.
        Nie zauważyła, że na stoliku leży jej paczka z poranka, która pozostawiła samotnię stojącą w pokoju dziennym. Odnalazła w dużej ilości podkoszulek biały top z nadrukiem czarnego serca, chwytając ułożone na brzegu ciemne jeansowe spodenki, przebrała się w komplet nowo wybranych ubrań, nie kwapiła się o wybierania dodatków czy stosownego obuwia, bo nie miało to kompletnie znaczenia, skoro nie zamierzała nigdzie wychodzić. Zdjęła ciemną gumkę z uplecionego wczesnym rankiem warkocza, gdzie pojedyncze kosmyki włosów wyswobodziły się z mocnego uścisku. Lekko falowane włosy obadały na jej odsłonięte ramiona. Zerknęła na zegarek, wiszący na jeden ze ścian sypialni dostrzegając wypijająca godzinę piątą po południu. Miała nadzieje, że szybko zdołają pomówić o zbliżających się wydarzeniach, by mogła wziąć się za znienawidzoną przez wszystkich uczniów pracę domową. Zeskoczyła z dwóch stopni, doskakując do torby leżącej na miękkiej sofie, która pozwalała być też leżanką. Maleńkie kuleczki zawarte w środku pufy dostosowały się do każdej pozycji, przez co z przyjemnością, siadywała wieczorami, oglądając swoje ulubiony serial na ekranie tableta. Odnalazła we wnętrzu poszukiwany przez nią telefon, dostrzegając sporo nowych powiadomień. Zblokowała ekran, kryjąc ją we wnętrzu kieszeni, zbiegła po ostatnich drewnianych stopniach, stojąc we wszechstronnym pokoju dziennym. Rozejrzała się z uwagą, próbując odnaleźć zaginionych wokalistów zespołu muzycznego. Z zamiarem poszukania ich na zewnątrz ruszyła do otwartych drzwi tarasowych, lecz w tej samej chwili Chester i Michael przeszli przez szklane skrzydło, rozgadani jak nigdy dotychczas. 
        Przeskoczyła przez oparcie kanapy, zapadając się w puchu miękkich materacy oraz poduszek. 
        — Gdzie zespół? — zdumiona nieobecnością pozostałej grupy muzyków, zwróciła się bezpośrednio do brata. 
        — Chłopaków nie będzie. 
        — Słucham? 
        — Pisałem ci wiadomość — wyjaśnił wokalista — Nie czytałaś jej? — spytał lekko zdziwiony, opierając się oparcie pobliskiego fotela. 
        — Nie. 
        — Znowu im coś wypadło, przez co odwołali dzisiejsze spotkanie. Jedynie on — wskazał skinieniem głowy na stojącego w salonie wokalistę, który mruknął coś cicho pod nosem na znak oburzenia — Mógł przyjechać — wyjaśnił cierpliwie, podnosząc brodę, by móc wypalając wzrok swojej siostry — W sumie dobrze się składa — bezpośrednio zwrócił się do ich obojga — Musimy, o czym porozmawiać. 
        — Chodzi o twój projekt? — Mike zbliżył się do rodzeństwa, a jego pytające mina, powiedziała jej, że wiedział znacznie wcześniej o zespole frontmana 
        —Tak. 
        — Należą mi się wyjaśnienia — oskarżycielsko spojrzała na brata, który jedynie wzruszył ramionami, odpowiadając. 
        — Co ja ci mam mówić? 
        — Pomyślmy — mruknęła, stukając palcem o brodę — Może z racji twojego pobocznego zespołu, o którym mi nic nie wspomniałeś — przypomniała mu, przez co wywołała u niego wybuch radości. 
        — Dobrze już ci mówię — rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli, nie przejmując się, że jego najbliższy kolega już dawno znalazł sobie wygodne miejsce i tylko czekał na rozwój dalszych wypadków. 
        Przyszła pora by wyjawić tak skrywany przed siostrą tajemnice. Może nie było to tak poważna czy miało ogromny wpływ na jej życie, lecz po rozmowie z Benningtonem gdzie wspomniał mu o lękach nastolatki, on sam czuł obawy odnośnie zbliżającego się wyjazdu. Rozumiał jego strach, gdy zwierzał mu się, że nie chce pozostawiać nastolatki bez opieki. Wierzył, że Julia doskonale sobie poradzi bez niego, ale bardziej niepokoiły go ataki, które miewała. Bywały one tak spontaniczne, że nawet ona nie wie, kiedy obudzi się, bojąc się samej siebie, a to bardziej go frustrowało, że gdy pozostawi ją bez jego pomocy, w szale paniki zrobi sobie coś poważnego, a tego wolał uniknąć. 
        — Cztery lata temu wraz z kilkoma członkami zespołu Julien—K zacząłem pracować nad solowym albumem, który nie miał być podpisany sygnaturą Linkin Park — skupiła się na jego słowach, nieco przypominając sobie artykuł, gdzie wokalista wypowiadał się o jakimś projekcie, jednak nie chciał zdradzić zbyt wiele — Zawsze jednak coś mi wypadałoby dokończyć nagranie. Jeśli nie problemy osobiste, to rozpoczynaliśmy z chłopakami pracę nad Minutes to Midnight, zawsze brakowało mi czasu na swoje utworu — mruknął z lekkim żalem w głosie — Usiedliśmy w studiu i wraz z chłopakami dokończyłem ten krążek, który tak długo odkładaliśmy — kontynuował swój monolog, ciesząc się, że ani Julia a tym bardziej Mike nie odezwali się słowem, pozwalając mu dalej mówić — Ryan chciał jeszcze odczekać rok z premierą, ale uznałem, że to najwyższa pora, by nie trzymać singli jedynie w programie muzycznym i by ujrzało to światło dzienne. Ukończyliśmy go pod koniec sierpnia, album słuchało jedynie kilkoro zaufanych ludzi. 
        — Wybacz, że ci przerwę — uniosła delikatnie dłoń, a on jedynie skinął, lekko pozwalając jej mówić, tym zwróciła się do milczącego wciąż Shinody — Słuchałeś albumu? 
        — Tak — odparł, ówcześnie wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Benningtonem — Pozwoli mi go przesłuchać, zanim zmiksowali utwory, ale to raczej nie powinno być problemem. 
        — Chciałam jedynie się upewnić co do moich przekonań. 
        Kątem oka dostrzegła jak Chester, wyjmuje coś z jednej z szuflad, przeniosła na niego wzrok, napotykając pudełko z czarno-białą okładką, którą jej wręczył. Przyjrzała się drobnym szczegółom albumowi muzycznemu. Nazwa wydrukowana na jasnym tle układały się dokładnie w te same słowa, które widniały na klipie muzycznym, który oglądała dzisiejszego poranka. 
        — Należy do ciebie — powiedział, gdy poczuł jej przeszywające spojrzenie na sobie. 
        — Nie poczekać do premiery? — spytała. 
        — Poznałaś i tak jeden singiel, więc to była kwestia czasu gdym dam ci krążek —wyjaśnił spokojnie. 
        Odłożyła płytę na stolik, jednak wciąż odnosiła wrażenie, że coś go męczy, ale nie chce poruszyć tego tematu. Podejrzewała co go tak martwi, ona również czuła lęk przed jego odjazdem i nie miała pojęcia jak zachować się w tej sytuacji. Najbardziej obawiała się tych chwil, które nawiedziły ją wczesnym rankiem. Nie chciała zostawać wtedy sama, chodź uparcie trzymała się myśli, że zdoła sobie poradzić bez niego przy swoim boku. Prawda była jednak okrutniejsza i dużo gorsza, którą nie potrafiła przyswoić. 
        — Chester — odezwał się cicho Michael, przerywając chwilę pełną napięcia i niezręcznej cichy, która nawiedziła salon. Zawisła niczym proch nad ich głowami, by w końcu opaść. 
        — Julio — wyłapał jej zaskoczone spojrzenie, gdy poraziła ją jego stanowcza barwa głosu — Nie wiem, od czego mam mówić, bo jest to dość kłopotliwe i dla mnie a szczególności dla ciebie. 
        — Co masz na myśli? 
        — Wspomniałem ci, że wyjeżdżam. 
        — Tak, ale co to ma do rzeczy? — chodź wiedziała, jaki strach kryje się w jej sercu, nie pozwoliła sobie tego okazać. Zlękniona spojrzała ukradkiem w stronę rapera, Chester wyłapał jej spojrzenie pełne niepewności, odezwał się, by nie chcąc trzymać ją dłużej w krępującej ja momencie. 
        — Julio, Mike wie o twoich atakach, więc możesz śmiało o tym mówić — widział, jak podnosi się wzbudzona z wygodnej sofy, ubiegł ją i położył dłoń na jej ramieniu, zmuszając, by ponownie usadowiła się wygodnie na miękkich poduszkach. 
        — Jak to możliwie, że o tym się dowiedział. Obiecałeś mi, że im nie powiesz! — niebezpieczny błysk rozjaśnił jej jasne tęczówki, które nabrały intensywniejszego koloru. 
        — Posłuchaj, nie miałem wyboru — mówił spokojnie, lecz nadmiar emocji wciąż sprawiały ją w osłupienie. 
        Dygotała na samą myśl, że ktoś oprócz Chestera wie o tym, czego najbardziej się boi. Z ogromnym oporem spojrzała na twarz Michaela, który usiadł przy jej boku, chciał się odezwać, jednak nie pozwoliła mu się odezwać. 
        — Ufałam ci. Przyrzekałeś, że nikomu o tym nie wspomnisz — mówiła, drąży głosem. 
        — Julio proszę, pozwól mu to wytłumaczyć, potem będziesz się wściekać — nie mógł dłużej siedzieć cicho, rozumiał, że jest przestraszona, nie chcąc ujawniać tak dla siebie ważnego aspektu, której na samą myśl, ze strachem spoglądała za swoje ramie, by ponownie jej ataki nie powróciły. 
        — Pamiętam złożoną ci obietnice — zaczął cicho, ujmując jej dłoń — Nie miałem innego wyjścia Julio. Pod koniec września wyjeżdżam w dwu miesięczną trasę. Nie chce, byś została z tymi napadami samotnie, dlatego poprosiłem Michaela o pomoc. Pokładam w nim ogromną zaufanie i pragnę jedynie, byś czuła się dobrze. Jeśli w ten sposób uchronię cię, przed nie uniknionym to wołałem złamać dane ci słowo i wspomnieć mu o tym, co cię męczy. 
        — Jak zamierzacie to zrobić? Chester dobrze wiesz, że nie jestem w stanie powiedzieć ci, kiedy to się wydarzy, nie zadzwonię do Mike’a, prosząc o pomoc. 
        — Wiem maleńka, dlatego długo się wahałem, zanim mu o tym powiedziałem — westchnął, rozluźniając uścisk na jej przegubie, podnosząc się ociężale z wygodnych poduch, niepewnym krokiem przechadzając się po ciemnym dywanie rozłożonym na parkiecie. 
        Przyglądała się niespokojnemu mężczyźnie, który wędrował po salonie. Czuła rozżalenie, że Bennington wspomniał komuś o ich wspólnej tajemnicy, lecz teraz gdy emocje i gniew, który nią owładnął, opadły, zaczęła rozumieć, co dwójka przyjaciół pragnie zrobić. Nikt wcześniej nie przejmował się jej stanem, dopóki nie poznała tych wspaniałych muzyków, którzy pokładali nie tylko nadzieje w ich wspólnej drodze, ale również zrobili dla niej to, czego nikt wcześniej, nawet nie śmiał pomyśleć. Byli dla niej ważni, nie zbywali płytki odczepkami, by tylko sobie poszła i pozwoliła dalej robić swoje zadania. Uczyni z niej swoją przyjaciółkę, która teraz ma problem, który wspólnie rozwiązywali. Może czuła się oszukana przez starszego brata, gdy usłyszała, że odważył się powiedzieć o jej stanach lękowych najbliższemu przyjacielowi, ale dobrze wiedział, że ona sobie nie poradzi i potrzebuje wsparcia Shinody w tym okresie. Poznała jednak na tyle młodego rapera, że nie bała się, że stanie się coś nieoczekiwanego, co może ją zaboleć. Owszem znali się stosunkowo krótko, ale jeśli chciała wybrać kogoś, kto miałby przy niej pozostać, to bez wahania chwyciła, by pomocną dłoń bruneta. 
        Wodziła wzrokiem za piosenkarzem, którzy spacerował, poszukując rozwiązania, który wydawał się prosty, a wcale nie należał do takich sytuacji.
Ponownie spojrzała w ciepłą głąb oczy swoje najbliższego kolegi, a ten jedynie posłał jej słaby uśmiech, odwzajemniła ten mały czuły gest, ponownie odwracając się do brata. 
        — Chester przestań krążyć, bo mi samej robi się nie dobrze! — skarciła go, chodź, nie było zabawnie, usłyszała cień jego radości, który czaił się na jego ustach. 
        Stał pośrodku pokoju, krzyżując ramiona. 
        — Próbuje cię wybronić, a ty mnie upominasz — burknął posępnie. 
        — Wam może się ten pomysł nie spodobać — przemówił Mike, gdy rodzeństwo zaprzestało swojej dyskusji, która była nie na miejscu. 
        Wahał się, wspomniał o tym pomyśle Chesterowi, gdy rozmawiał z nim przed momentem, to dość irracjonalny pomysł zważając na fakt znajomości z Julią, którą znał zaledwie trzy miesiące i będzie to ogromny krok. Jednak czy miał wybór? Nie wiedział jeszcze żadnych stanów lękowych u młodej Bennington i nie miał pojęcia, jak poważnie to wygląda. Mógł jedynie sobie to wyobrazić, słuchając rozmów swoich przyjaciół, których zachowanie wskazywało, że rzeczywiście to tak wpływa na życie nastolatki. 
        Czy rzeczywiście dobrze postępuje? 
        Nie miał wyboru, musiał powiedzieć, im co chodzi po jego umyśle. Obawiał się ich reakcji, a niepokoiło go najbardziej zachowanie starszego mężczyzny, gdy dowie się o jego zamiarach. 
        Westchnął cicho, po czym przemówił: 
        — Przeniosę się na ta te miesiące do Julii, inaczej nie zdołał jej pomóc w trakcie nagłych ataków — zacisnął usta, przygryzając delikatnie policzek. Ostre spojrzenie jego zespołowego przyjaciela przeszyło go niczym regent, jednak uparcie siedział, wpatrując się w zaszokowaną twarz młodej dziewczyny. Uniósł głowę, wyłapując jego oczy, nie był pewny, co kłębi się w jego umyśle, stał niczym wmurowany w ziemie, analizując każde jego słowo. 
        Czy miał wybór? 
        Zataić to, że kiedykolwiek odważył się wypowiedzieć te sugestię czy czekać jak na skazanie aż przyjaciel poprosi siostrę, by wyszła, nie mogła widzieć, co się tu wydarzyć.
        Nic jednak takiego się nie wydarzyło. Usta Chestera uniosły się nieznacznie w górę, jednak chciał to skryć pod maską powagi. Usilnie starając się być, stanowczym zwrócił się do osiemnastolatki, która nawet się nie poruszyła, wpatrując się oniemiała w jego twarz. 
        — Julio co na ten temat uważasz? 
        Otrząsnęła się z szoku, podnosząc wzrok na starszego brata. 
        — Wybór należy do ciebie — rzekła, ponownie spoglądając na Michaela, widział czający się w jej kącikach ust uśmiech, gdy jasne światło rozjaśniło jej błękit oceanu spojrzenie. 
        — Również to twój wybór młoda — skrzyżował dłonie na torsie, przymrużając oczy — Odpowiedz, ale szczerze! — nalegał. 
        — Dobrze — westchnęła cicho, zanim powiedziała — Zgadzam się. 
        Oboje zerknęli na wokalistę, który wciąż nie powiedział co myśli na temat podjętego przez nią zdania. 
        — Jeśli młoda uważa, że to dobry pomysł, ja również nie widzę zastrzeżeń — oswobodził ich z niepewnej cichy — Ufam ci Mike! 
        — Nie zawiodę cię Chester — podszedł do niego, kładąc dłoń na ramieniu. 
        Siedziała na bordowym plastikowym krześle nad otwartym stadionie szkolnej reprezentacji futbolowej, oglądając rozgrywający się mecz między gospodarzami a szkolną reprezentacją z Karoliny Południowej. Oparła brodę o dłonie, spoglądając jak rozgrywający lwów, ponownie traci piłkę i krzyk zadowolenia kibiców przeciwnej drużyny, gdy zdobyli kolejną bramkę dla swojej grupy. Nie była zbyt wielką fanką sportu, jednak lubiła przyglądać się rozgrywką, które toczyły się w amerykańską piłkę. Uważała, że jest znacznie lepszy od europejskiej piłki nożnej. Jednak gusta każdy ma inne i nie należy wpływać na zdanie innych. Przegryzając kolejną porcje prażonej kukurydzy, dzieląc swoją porcję z Alex oraz Seleną mruknęła niezadowolona, gdy ponowne ich reprezentacja straciła piłkę. 
        — Przegrywają — usłyszała pomruk niezadowolenia w hałasie, gorzkie słowa Evansa nieco stłumiły ich wspólną chęć do kibicowania. 
        — Nie da się nie zauważyć — wtórowała mu Adams, upijając łyk mrożonej coli. 
        — Alex co się dzieje z Aaron’m zawsze był w dobrej kondycji? —blondynka spojrzała na siedzącej kilka krzeseł dalej przyjaciół, wzruszyła ramionami, sama nie rozumiała, czemu drużyna jej ukochanemu odnosi kolejne starty. 
        Przygryzła nerwowo usta, przyglądał się kolejnemu podaniu, które przejęła drużyna Lewisa. Rozgrywający biegł, podał kolejną piłkę, jednak ponownie została przejęta przez napastnika przeciwnej grupy. Uderzyła z irytacją o pobliskie siedzenie, nawet nie przejmując się powarkiwaniami siedzącego na nim ucznia. Rzuciła szybkie przeprosiny i ponownie zwróciła wzrok na stadion szkolny. Byli na ostatecznej pozycji i to znaczną liczbą punktów. Jeśli chcieli, nadrobić stracone bramki musieliby strzelić gole do końca meczu. Nie zapowiadało się, jednak że rzeczywiście tak się wydarzy. 
        — Zawsze tak grali? — zaciekawiła się Julia, spoglądając na siedzącego sąsiada. 
        — Nie — wymamrotała Selena, połykając zdrowy kęs, niezdrowego jedzenia — Byli dobrzy, nawet świetni. W poprzednim semestrze załapali się na finały stanowe. Coś się musiało wydarzyć, że dziś grają jak ostatnie patałachy — stwierdziła z goryczą. 
        Opadła bezwładnie na plastikowym krzesełku, zastawiając się czemu dala się namówić przyjaciołom, by obejrzeć mecz, rezygnując ze wspólnego spaceru z David’m. Znudzona ciągłą porażką szkolnej drużyny, wyciągnęła telefon, wystukała szybko wiadomość do przyjaciela. 

Dave następnym razem proszę cię powstrzymaj mnie, jak ci powiem że nie chce z tobą wyjść. 
Julia 

Przygrywają? 
Dave 

I to okropnie 
Julia 

Mogłaś sobie spędzić czas z tobą na mieście, 
A tutaj muszę siedzieć i czekać do końca meczu 
Julia 

Wybierzemy się następnym razem młoda 
Dave 

Powinnaś bardziej w nich wierzyć 
Dave 

Tak nie wygrają tej rozgrywki więc sceptycyzm mój jest uzasadniony 
Julia 

        Odczytała ostatnią wiadomość tekstową, słysząc gong kończący pierwszą połowę rozgrywki między gospodarzami a drużyną z Charlotte. Rozglądając się, dostrzegła swoich rówieśników oraz uczniów z młodszych roczników którzy zawiedzeni porażką ich kolegów, wdali się w dyskusje ze swoimi znajomymi, widziała po ich twarzach, że liczą na znaczenie więcej, niż pokazali to futboliście w pierwszej części. 
        Westchnęła cicho, chwytając ramię szkolnej torby, przewieszając sobie przez bark, szturchając łokciem siedzącą wygodnie młodą Withe. 
        — Alex ja już pójdę — rzuciła do przyjaciółce, podnosząc się z niskiego siedzenia, niewzruszona jego zdziwionym spojrzeniem, przecisnęła się między kilkoma osobami, gdy Selena ją zatrzymała. 
        — Czemu już odchodzisz? — dobiegło jej pytanie. 
        — Nie widzę sensu, by tu dalej siedzieć. Umówiłam się na mieście z przyjacielem — odrzekła, skrywając komórkę we wnętrzu jeden z kieszeni. 
        — Dobrze — jej mina nieco złagodniała, a na oliwkowej skórze dostrzegła cień szczęścia, skłoniła się w odpowiedzi i zanim zrobiła kolejny krok, dobiegło jej wołanie — Napisze ci, jak się skończyło! 
        Szybkim krokiem zbiegła po metalowych stopniach stadionu, zanurzając się w jednym z wyjść. Brukowane cegły w odcieniu szarości prowadziły do jednego z otwartych skrzydeł. Przystanęła, zagłębiając się w odmętach swoje szkolnego plecaka, próbując odnaleźć ciemne słuchawki, bez których w ostatnim czasie nie opuszcza mieszkania. Wyłapała cienkie kapeli na dnie, ciemnej torby. Pochwyciła je między opuszkami palców, wyjmując z wnętrza. Nudząc cicho utwór, gdy rozbrzmiewał w umyśle, przeszła przez soczystą zieleń trawy, gdy dostrzegła w pobliżu jedną z pobocznych bram liceum. 
        Raptownie poczuła jak, grunt ucieka spod jej stóp, a oczy zaszły ją czernią. Gdy sądziła, że upadnie boleśnie na niewygodną ziemię, czyjeś zwinę dłonie, otulają ją w bezpiecznym uścisku, chroniąc przed wypadkiem. Słuchawki wypadły jej z uszu, upadając na męskie dłonie. Podniosła wzrok, napotykając intensywną zieleń, odniosła wrażenie, że zetknęła się z wyrazem oczu Davida, lecz było to absurdalnie niemożliwe. Wyrwała się nerwowo z jego objęć, odchodząc, jak tylko mogła od ciemnowłosego futbolisty, który wpatrywał się w nią, jakby nagle zobaczył kogoś z kim, spotkał się po wielu latach milczenia. Była to chwila jedna z tych, którą wręcz nie znosiła, gdy czuła dotyk, kogoś innego wprawiając ją w osłupienie. 
        — Przepraszam — wyjąkał, gdy cień strachu przebiegł przez twarz osiemnastolatki — Nie chciałam cię przestraszyć! — zaczął się tłumaczyć. 
        — Patrz, jak chodzisz — warknęła, poprawiając pomięte ubrania, nawet nie obdarzając chłopaka przyjaznym spojrzeniem. 
        — Mówiłem, że mi przykro. 
        Uniosła głowę, spotykając się ponownie z jego jasną odcieniem zieleni. Stał ubrany w czerwono–biały kombinezon reprezentacji szkolnej drużyny. Nie mogła nie zauważyć, że pod ręką trzyma biały kas. Ułożone niemal do perfekcji czarne niczym smoła włosy, teraz były w nieładzie, a przydługie końcówki opadało swobodnie na prawą powiekę. Nie mogła orzesz, jakiej jest budowy, bo górna część stroju uniemożliwiało dostrzec sylwetkę chłopaka, gdy koszula wypchana była ochraniaczami niezbędnymi do tej rozgrywki. 
        — Sprawy nie było — wymamrotała, poprawiając kapelki, które teraz spływały z jej karku. 
        — Wybacz, że na ciebie wpadłem, ale się śpieszyłem! 
        — Nie dziwie się, jeśli chcecie wygrać ten mecz, to lepiej biegnij na stadion — stwierdziła markotnie. 
        — Wychodzisz? — spytał zaskoczony, gdy chciała opuścić stadion. 
        — Tak, nie mam ochoty patrzeć na to jak przepuszczacie kolejne mistrzostwo — skwitowała, krzyżując dłonie na piersi, obdarzając go karcącym spojrzeniem. 
        — Dzięki za motywacje… 
        — Julia. 
    — Miło cię poznać — podał jej dłoń, niechętnie ją uścisnęła — Will — przedstawił się z uroczym uśmiechem.
        — Wisisz mi kawę za poturbowanie — rzekła, gdy odchodziła. 
        — Dobrze, podrzucę ci ją podczas lunchu — roześmiała się słysząc jego słowa. 
        — Trzymam cię za słowo! 
        Śpiewając ostatnie słowa utworu One Step Closer z debiutanckiej płyty swoich przyjaciół przeszła przez salon rozsiadając się wygodnie na miękkich poduchach. Odrzuciła na drewniany blat telefon ze wciąż podpiętymi słuchawkami, ułożyła stopy na stoliku czując ostatnie na swojej skórze ostatnie snopy jasnego światła które wpadały przez ogromne okna pokoju dziennego. Przymknęła powieki rozkoszując się chłodnym powiewem wiatru unoszącym się w powietrzu. 
        — Mecz się już skończył? 
        — Nie — rzuciła jakby od niechcenia — To była jakaś porażka, a nie rozgrywka. 
        — Wiem, że nie jesteś wiernym widzem rozgrywek sportowych, ale nie chciał im kibicować do końca. Może w drugiej połowie się odegrać straty z pierwszej części — wyczuła jak materac obok niej ugina się pod czyimś ciężarem. 
        Uniosła się na rękach, otwierając oczy: 
        — Uwierz mi Chester. Gdybyś widział jak grają to również podchodziłbyś do tego tak sceptycznie jak ja — mruknęła rozgniewana brakiem jej postawy kibica. 
        Nie zamierzała ukrywać, że dzisiejsze spotkanie na boisku wcale jej się nie podobało. Wolała by spędzić to popołudnie na wygłupach z Farrell’m jednak zdoła się zaciągnąć na rozgrywkę futbolową przez swoich przyjaciół. 
        — Młoda uśmiechnij się to tylko mecz szkolnej reprezentacji a masz minę jakby stało się coś poważnego — rzucił w jej kierunku małą poduszkę, którą zgrabnie pochwyciła, a kącik jej ust niebezpiecznie powędrował w górę, gdy wpadł jej dość interesujący pomysł do głowy. Chester widząc jej żartobliwą uśmiech i błysk, który otulił jej błękitne spojrzenie, poderwał się z kanapy, bezpiecznie wspinając się po schodach. 
        — Sam mnie do tego namówiłeś! — krzyknęła ochoczo, pokonując dzielące ją przeszkody, nie miała jednak tyle szczęścia, gdy jej noga niebezpiecznie zaplątała się w leżący na podłodze dywan, zdoła jednak utrzymać równowagę i wybiegła po jasnych stopniach, by móc dokonać swoich porachunków ze starszym Benningtonem.
        Czasami zastanawiała się jak wokalista znosi ciągłe sprzeczki z nią i wyrównywanie przez siebie rachunków, które w większym stopniu kończyły się wspólną zabawą. Podpytywała go to wiele razy, za każdym razem jednak udzielał tej samej odpowiedzi Wcale mi to nie przeszkadza, nie można wiecznie być poważnym i stanowczym człowiekiem, zabawa również jest w ludzkiej naturze. Podejrzewała również fakt, że pomimo ich dorosłego wieku, chcieli oboje w głębi serca wyszaleć się za dziecinnych czasów oraz okresu młodości, które została im odebrana. 
        — Sądzisz, że to dobry pomysł? — spojrzała na Michaela, gdy wygodnie usadowiła się na drewnianych panelach jego pracowni malarskiej. 
        Wykorzystała moment, że Shinoda został tego poranka samotnie w domu, przyszła do niego, by spędzić z nim czas bez obecności reszty kapeli. Ostatnie tygodnie, które spędziła w murach szkolnych nie pozwalały jej na regularne spotkania towarzystwie, ale również fakt, że wiele czasu spędzała z grupką jej nowych znajomych. Młoda Selena Adams zawsze potrafiła przekonać ją by poszła z nimi na miasto pomimo swojego braku chęci. Groźby, którymi kierowała się młoda projektantkach bawiły ją gdy zarzucała że nie chce z nimi być bo woli zupełnie inne osoby od jej przyjaciół. Co brzmiało naprawdę śmiesznie i nie jednokrotnie zwracała jej na to uwagę by przestała tak mówić. Jednak ogromną część czasu spędzała na zadaniach domowych, które z każdym dniem przybywało znacznie więcej, a ona nie potrafiła momentami, za który ma skoroszyt chwycić. 
        Gdy Mike zadzwonił do niej tego poranka prosząc by do niego przyszła z chęcią porzuciła wszystkie obowiązku szkolne i przybiegła ignorując zaczepki swojego brata, nie zapomni żartobliwego stwierdzenia Chester, że biegnie do niego jak do męża. Zignorowała jego złośliwą uwagę, uwielbiał się z nią droczyć co do jej zażyłości z młodym raperem. Nie była mu wcale dłużna i nie zamierzała pozostawiać go w tej satysfakcji. 
        — Nigdy tego nie próbowałam i wątpię, czy może mi się udać — mruknęła, spoglądając niepewnie na pędzel w jej dłoni. 
        — Mówiłem ci byś próbowała wszystkiego, nie masz wyboru. Jeśli dostaniesz się na studia plastyczne to będzie to codziennością byś malowała obraz o danej tematyce. Boi się rozumiem, ale musisz przestać odczuwać niepokój, gdy masz namalować coś większego niż format papieru, który nie przekracza bloku technicznego. Julio, nie tylko dlatego pomagam ci w malowania, ale chce pokazać ci, że warto być kreatywnym nie tylko przy tworzeniu prac, ale również mieszczanie technik, ale zanim to zaczniesz musisz przekonać się do pełnych malunków na płótnie — tłumaczył, głaszcząc Jay, który leżał wygodnie u jego stóp. 
        Szczeniak z biegiem tygodni rozwijał się poprawienie, nie mając żadnych komplikacji po wypadku, który miał miejsce zaledwie miesiąc temu. Husky od momentu pojawienia się w życiu muzyka przerwał ciszę, która zapanowała w czterech ścianach wilii. Martwe mury teraz nie były jedynie kolorowymi ścianami gdzie Michael mógł się skryć po ciężkim dniu. Cieszył się, że pies obdarzył go zaufaniem, stając się jego bliskim towarzyszem. 
        — Nadal uważam, że to nie najlepszy pomysł — upierała się, odkładając kijek z brązowym włókien na jedną z ubrudzonych gazet. 
        — Uparta jak Chester — burknął oschle, gdy rozbrzmiał jej wesoły śmiech. — Nie śmiej się! — skarcił ją. 
        — Wiem, że to nasza rodzina cecha, ale… — nie dokończyła, gdy po gabinecie rozniosła się cicha melodia sygnału połączenia. Sięgnęła po smartfona odczytując inicjały dzwoniącego: Selena Adams westchnęła ciężko, czując, że kolejna wizyta u Shinody zostanie jej brutalnie przerwana. 
        — Julia! 
        — Słucham Sel? — odniosła wrażenie, że za chwile dowie się co jej nowa przyjaciółka wymyśliła. 
        — Przebierz się w wygodne ciuchy, które można wybrudzić i przyjeżdżaj na Santa Anita Avenue — mówiła to niemal rozkazem, wyłapała zdesperowane spojrzenie Mike’a, ona sama nie chciała nigdzie pójść, ale czuła, że nie zdoła przekonać jej by spędzili ten czas bez jej obecności. 
        — Jestem zajęta. 
        — Przestań mówić głupoty i przyjeżdżaj! 
        — Selena nie wiem, czy rozsądny pomysł — mówiła, wymieniając spojrzenie z Shinodą — Jestem u przyjaciela, nie widziałam się z nim od dwóch tygodni, możecie pójść bez ze mnie? 
        — Julio, nawet nie myśl, że ci odpuszczę! — z trudem wytrzymał jej niemal krzykliwy głos — Festiwal taki jak ten jest raz do roku, więc bądź tak miła, przyjeżdżaj do nas, bo czekamy na ciebie od pół godziny — zanim mogła pozostawić osiemnastolatce jakąś linie obrony, zakończyła połączenie. 
        — Muszę iść — oznajmiła, podnosząc się z chłodnych desek. 
        — Nie wymigasz się? — spytał lekko zawiedziony. 
        — Nie znasz Seleny, czasami bywa dużo gorsza od mojego brata — odparła, chowając do białego smartfona do ciemnych materiałowych spodenek. 
        — Mieliśmy okazje pogadać od dwóch tygodni, ale chyba nam nie jest nam to dane — mówił posępnie, lecz na jego ustach czaił się cień uśmiechu. 
        — Obiecuje, że następnym razem wyłączę ten cholerny telefon — roześmiał się na jej stwierdzenie, odprowadzając ją do drzwi. 
        — Do zobaczenia młoda, przekaż swoim znajomym, że oni mi cię kradną. 
        Z rozbawieniem, pożegnała się z mężczyzną, zakładając ochronę okulary na oczy i ruszyła pod maleńką górkę. Dotarła po drzwi wilii Benningtona zaledwie parę minut później. 
        — Wróciłaś tak szybko? — usłyszą zdumiony głos Chestera. 
        — Niestety, przyszłam po kluczyki do auta. Selena wyciągnęła mnie na jakiś festiwal nawet nie mam pojęcia o co chodzi. 
        — Gdzie on się odbywa? — wokalista pojawił się w przedpokoju, spoglądając na nią pytająco. 
        — Santa Anita Avenue — podała mu nazwę ulicy a on podniósł brwi jakby sobie o czymś przypomniał. 
        — Coroczny festiwal kolorów. Nawet fajna zabawa, zupełnie zapomniałem, kiedy się odbywa — mruknął drapiąc się w zamyśleniu po głowie — Chętnie bym się przeszedł — przyznał. 
        — Przypominam, ci że nie możemy się razem pokazywać publicznie!
        — Wiem — odrzekł — Dobra zgarnę Mike’a po drodze i chyba się przejadę. 
        — Zrobicie sensacje! 
        — Byłem w poprzednim tygodniu z chłopakami i poza kilkoma osobami nikt nas nie poznał. Dobra spadaj jakby co to znajdę cię po festiwalu. 
        Bawiąc się kluczykami samochodowymi opuściła mieszkanie, wsiadając do jednego z aut. Wpisała adres w elektroniczną mapę i po chwili usłyszała jak drażniący kobiecy głos nakazuje jej skręcił w następną ulice. Po długich minutach dotarła pod wskazany adres, z trudem udało jej się zaparkować. Gdy odnalazła wolne miejsce wystukała wiadomość do przyjaciółki z pytaniem gdzie na nią czekają. Nie musiała długo czekać na jej instrukcje, po małych utrudnieniach dotarła do stojących na uboczu przyjaciół, witając się z nimi. 
        — Selena mam ci skopać tyłek! 
        — Czemu? — zdumiona brunetka, odsunęła się z ramion Brandona.
        — Bo kradniesz mnie mojemu przyjacielowi.
        — Przekaż temu zazdrośnikowi, że on ma cię na co dzień a ja raz na jakiś czas.
        — Raczej na odwrót — zauważyła słusznie Alex, przerywając rozmowę z Emily.
        Bruneta puściła jej uwagę mimo uszu i ponagliła ich by ruszyli się do już pełnym bramek czekających na zapieczętowanie uczestników festiwalu.
Julia odebrała od mundurowego mężczyzna kilka kolorowych woreczków, wyłapała w tłumie swoich bliskich i podbiegła do nich. Od wejścia uderzył ich zapach festiwalu. Swąd unoszącego się dymu znad palenisk z hot-dogami czy hamburgerami dotarł do nozdrzy wszystkich, którzy przechodzili obok zaparkowanych budek z niezdrowym jedzeniem. Beczki z piwem stały w wielu miejscach, które okazały się strategiczne dla ludzi, którzy chcieli rozkoszować wieloma procentami. Jednak ona nie mogła sobie na to pozwolić, gdyż nie chciała zarobić mandatu za jazdę pod wpływem procentów i dopiero, teraz gdy nie dawno odebrała swoje prawo jazdo. Poczuła nagle wibrujący telefon, wyciągnęła smartfona z logo nadgryzionego jabłuszka widząc na podświetlonym ekranie nową wiadomość ze zdjęciem Chestera. Odczytała szybko krótką teść wiadomości elektronicznej. 

Wyciągnąłem Mike’a będziemy za pół godziny. 
Jeśli masz ochotę się napić piwa to śmiało. 
Spotkamy się pod koniec festiwalu pod główną sceną będę prowadzić. 
Chester 

Jak zamierzacie dojechać? 
Nie musisz się tak poświęcać braciszku. 
Jeśli się zdeklarowałeś to chętnie. 
Julia 

Przyjedziemy metrem skoro masz samochód, 
Uznałem że nie warto brać drugiego a ty i Mike możecie spokojnie się napić. 
Chester 

Dobrze. 
Będę musiała się pozbyć się reszty. 
Do zobaczenia 
Julia 
    
        — Julio chodź — niespodziewanie poczuła jak ktoś chwyta ją mocno za przegub i została pociągnięta w stronę jeden z platform. Słuchając rockowych przebojów puszczonych z ogromnych głośników rozłożonych w różnych częściach pola, miała pozwolić ludziom odprężyć i pozwolić, aby muzyka festiwalowa wprawiała ich w radosny nastrój. Usiadła przy jednym ze stolików wraz z grupą znajomych, mówiąc swoja sugestie odnoszenie piwa Nathanowi, który wraz z Brandon’m zarzekli się, że przyniosą im po kuflu zimnego piwa. 
        — Jak zamierzacie wrócić? — spytała, zaintrygowana, gdy każdy z jej przyjaciół zarzekł się, że dziś się napije. 
        — Mama obiecała, że po nas przyjedzie — wyjaśniła Alex, gdy brunet podał jej kufel z jasnym trunkiem — A ty załatwiłaś sobie transport? 
        — Nie musiałam — odparła z rozbawieniem — Moi znajomi również są tutaj i się z nimi umówiłam pod koniec — wyjaśniła. 
        — Cwaniara. 
        — Myślałam nie będę mogła skosztować odrobiny procentów ale skoro się zarzekli to mam wybór — roześmiała się, kosztując odrobinę chłodnego alkoholu. Pomimo że nie lubiła przyjmować zbyt dużo procentów, czasami zdarzały się chwile, że chętnie sięgała po butelkę czerwonego wytrawnego wina, ale mogła policzyć palcach dłoni ilokrotnie jej się to zdarzyło. 
        Śmiejąc się z dowcipu Nathana, który opowiadał jak wraz ze swoją siostrą zrobili dowcip swoim wujkom na jednym z nudnych rodzinnych spotkań upiła ostatnie łyki już lekko ciepłego napoju procentowego. Gdy nadeszła pora rzucania kolorami woreczkami, udali się pod jedną z głównych scen oczekując jak prowadzący pozwoli wyrzucić w powietrze kolorystyczną substancje. 
        W powietrzu uleciało kolorowy proszek, który opadała na stojące w tłumie osoby, czyniąc ich ubrania, jak i samych przyozdobić w odcieniami tęczy. 
        Julia z trudem odnalazła spojrzeniem stojący na dalekim uboczu Michaela i Chestera, którzy obsypani kolorową farbą przybili sobie żółwiki, zadowoleni, że mogli pobawić się na festiwalu. Czasami z trudem przychodziło im by pozostać daleko od nastolatki, bo pragnęli spędzić z nią czas również na organizowanych przez miasto zabawach, jednak sława jednak to kapryśna przyjaciółka, która daje i odbiera. Oni nie chcieli tracić bliskiej ich sercu osoby, gdy opinia publiczna dowie się o jej istnieniu, obawiali się, że może nie zdoła wytrzymać psychicznie tej presji i może odejść, największa obawa, która targała sercem Chestera.
        Nie chciał jej tracić! 
        Pokochał Julie. Jego życie nabrało kolorów, gdy zdecydował się poznać rodziną tajemnice i odnaleźć zagubioną nastolatkę. Odzyskał utracone szczęście rodzinne, a to było dla niego priorytetem. 
        Konstelacje pierwszych gwiazd rozjaśniły purpurą noc, a księżyc otulał zmęczonych ludzi swoim blaskiem. Cykady śpiewały w gąszczach trawy, koniki polne wystukiwały dodawały swoich dźwięków kadzącej się do snu naturze. Był to piękny widok, gdy mogli usiąść w zaciszu ogrodu napawając się tym widokiem.
Wdał się w dyskusje z Shinodą, gdy uczestnicy festiwalu zmierzali do wyjść. Wymieniając się ostatnimi wiadomościami tekstowymi z siostrą, która zapewniła, że już wraca. Nie mieli wyboru, gdyż nastolatka miała przy sobie kluczyki do samochodu, pozostało im czekać aż się pojawi. 
        — Jestem — oznajmiła wesoło. 
        Dostrzegli ją ubrudzoną kolorową substancją, ciało oraz ubrania przybrały kolory tęczy, która zjawia się po dość deszczowym dniu. Zadowolona zgięła wielobarwne bransoletki, które wydobywały z siebie delikatne światło, założyła sobie na przegub. Barwy czerwieni, błękitu, zieleni, fioletu, różu oraz złota mieszały się ze sobą, kilkanaście świecących ozdób na dłoń. 
        — Chcecie? — pomachała im pudełkiem otwartych glostików. 
        Pomimo ostatniej godziny przed zamknięciem zabawy udało jej się zdobyć ostatnie pudełko z większą ilością kolorowych bransoletkę. Stoiska z gadżetami były prawie wyprzedany a ona miała tą sposobność że zdoła zdobyć ostatnią sztukę tych małych ozdób. 
        — Chętnie — ożywił się raper, przyjmując od dziewczyny kilka świecidełek, które po chwili wydobywały wątle cień na jego nadgarstku. 
        — Trzymaj — rzuciła w jego stronę kartonik, wyjmując kilka kolorów, zaglądał do wnętrza gdzie pozostała jeszcze spora ilość tych błyskotek, zwracając się do dziewczyny — Będziesz je miała na kolejny festiwal — podał jej pudełko ułamując gląstiki. 
        — Było to ostatnie pudełko, chciał z mniejszą ilością, ale zostało jedynie ze sto sztuk tych bransoletek — wyjaśniła, chowając je do torby — Zawsze chciał je zdobyć — dodała z lekkim uśmiechem. 

No comments:

Post a Comment