Sunday, July 26, 2020

I 17 — PRZESZŁOŚĆ NASZA MIAŁA BARWY BIELI I CZERNI

        Nikły cień sączący się z maleńkiej lampki oświetlał pogrążony w mroku gabinet. Zabarwione wieloma płótnami prace, które dumnie zawisły na jasnych ścianach, ozdabiały skąpo urządzony pokój. Porozrzucane po jasnej podłodze gazety pożółkły przez lata skryte na zakurzonym strychu, by móc teraz posłużyć artyście jako swego rodzaju wykładzina, uniemożliwiając ubarwienie dębowych paneli. Pojedyncza komoda skryła się w ciasnym rogu, kryjąc w swoim wnętrzu wiele potrzebnych narzędzi malarskich czy płót. Wiele szkicowników porozrzucane były na ciemnym blacie jedynego biurka, otwarte strony bloków ukazywały szkic dziewczęcej twarzy, która wydawała się znajoma dla sercu mężczyzny. Ołówki niedbale rozłożone między zeszytami uświadczyła w przekonaniu, że zaledwie kilka chwil wcześniej były skrzętnie używane, pozwalając tworzyć kolejny ciemno–biały rysunek. Spokojną woń ciszy przerywało jedynie ciche pochrapywanie na małej sofie, gdzie nie mogło już sięgnąć blask małej żarówki. Ciemnowłosy mężczyzna leżał wygodnie na ciemnej kanapie, hałas który zakłócą tę harmonijną chwilę, nie pozwalał mu, się wybudzić z miejsca, gdzie lubił przebywać. Husky, który dostrzegł, że jego pan zagłębił się w krainie wiecznych snów, znalazł sobie wygodne miejsce przy jego barku, zamknął swoje niebieskie ślepka, by po chwili wylądować w świecie, gdzie dryfował już młody muzyk.
        Wyświetlacz ciemnego telefonu rozświetlił się jasnym blaskiem, odbijając się o ciemny sufit. Fotografia przyjaciela ukazywała identyfikator dzwoniącego. Wibrujące urządzenie nie pozwalało na przerwę w skontaktowaniu się z Michaelem. Wokalista mruknął coś cicho przez sen, wtulając policzek w miękką kanapę. Sygnał sekretarki uniósł się w powietrzu, a po chwili rozbrzmiał głos znajomego:
        — Cześć Mike, proszę oddzwoń do mnie, gdy tylko to odsłuchasz — drażliwe pikanie zakończyło połączenie. Wskazówka zegarka zatrzymała się punkt ósma, gdy sygnał ucichł.
        Przewrócił się, niespokojnie zaciskając, dłonie w pieść, gdy wiedziony omenami oddychał niespokojnie. Szczeniak przebudzony niepokojem zwrócił swoją oczka na spiętą twarz swojego ukochanego pana. Przekręcił główką, by po chwili, zobaczyć jak Michael zaciska mocniej palce na ciemnej poduszce kanapy, ciche słowa uciekały z jego ust, by zaginąć w ciemnym materiale. Pochylił się nad muzykiem, by móc go polizać po policzku, by móc wybudzić z koszmaru, który wodził jego sercem. Ponowił swój czyn, widząc jak powieki mężczyzny, podnoszą się w górę.
        — Dziękuje Jay — mruknął cicho, łaskotając psiaka za uchem.
        Sięgnął po telefon, zabierając go z ciemnego blatu biurka. Odblokował ekran, a powiadomienia nieodebranej rozmowy przecinał zdjęcie. Wybrał numer przyjaciela, przykładając słuchawkę do ucha. Nie odczekał długo, gdy przyjazny głos Chestera, rozniósł się po drugiej stornie.
        — Witam pana, wreszcie zdecydowałeś się odebrać — odczuł wrażenie, że przyjaciel niezbyt jest zadowolony faktem, że nie zastał go podczas pierwszej próby połączenia się z nim.
        — Wybacz Chester, jestem zmęczony — mruknął ociężale, przecierając zaspaną twarz dłońmi. Stłumił ziewnięcie, by nie pozwolić sobie pokazać, że ostatnie noce nie spędził w łóżku, lecz ponownie uciekł w prace, by ociągnąć myśli od zaniepokojeń jego duszy.
        — Stary, co się dzieje? — zlękniony jego słowami, złagodniał. 
        Wiedział dobrze, że Michaela miewa chwile niespodziewanej zmiany nastrój, a tym bardziej obawiał się tego po dość spontanicznym i męczącym rozpadnie jego w związku z byłą partnerką. 
        — Mike znowu pracujesz? Kiedy ostatnio spałeś? —nalegał na wyjaśnienia.
        — Mało istotne — odparł, podnosząc się z kanapy.
        — Michael! — zlękniony ostrego tonu Benningtona, wypuścił powietrze z płuc, opowiadając. 
        — Cztery dni temu.
        — Mike!
        — Nie krzycz — mówił niemal z błaganiem, schodząc po stopniach na niższe piętro wilii.
        — Czy ty nas w końcu wysłuchasz? Prosiłem cię, byś nie nadwyrężał swojego zdrowia. Pamiętasz, co się ostatnio stało, gdy zbagatelizowałeś moje słowa i uciekłeś w prace nad albumem? —oparł dłonie na blacie aneksu kuchennego, przymykając oczy, przywodząc w pamięci wspomnienie owej nocy.
        — Chester nie potrafię inaczej! — starał się, by jego głos brzmiał pewnie, jednak zawiódł samego siebie w tej ważnej chwili.
        — Doskonale oboje wiemy, że umiesz.
        Przysiadł na stołku barowym, oparł dłonie na jasnym blacie, zmęczonym wzrokiem, spoglądając na zaświecony diody po szafkami kuchennymi.
        — Mike opanuj się. Nie chce się odwiedzać w szpitalu, bo padłeś z wyczerpania — mówił spokojnie.
        — Postaram się — sapnął z trudem, unosząc powieki.
        — Posłuchaj mojej rady, Mike jesteś moim przyjacielem i zależy mi, żebyś dobrze się czuł — odezwał się.
        Niespodziewanie do uszu Michaela dobiegł rumor z drugiej strony. Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, co wydarzyło. 
        — Chazz co się u ciebie dzieje?
        — Nic specjalnego — odparł, tłumiąc narastający śmiech — Młoda siedzi w kuchni i coś piecze. Zaraz pójdę sprawdzić, co tam się stało, bo aż sam się zaniepokoiłem — tłumaczył, podnosząc się z fotela — Idź spać i proszę cię, nie twórz dziś nic nowego — upomniał go, wchodząc do jasnego salonu.
        — Dobrze.
        — Mam jeszcze jedną sprawę Mike, zanim się rozłączysz! Spotkajmy się jutro wieczorem w tym klubie co zawsze. 
        — Chcesz o czymś porozmawiać — pochwycił jego słowa.
        — Tak, ale to nie rozmowa na telefon — wyjaśnił szybko.
        — Będę na ciebie czekał.
        — Do zobaczenia
        — Cześć.
        Odłożył telefon na szafkę, zsuwając się z wysokiego krzesła. Mruknął cicho pod nosem, nie miał żalu do Chestera. Wzdrygnął niespokojnie na wspomnienie wieczoru, o którym dyskutował z przyjacielem. Ociągnął myśli od niewygodnych momentów, chwycił chłodny sok ukryty w zakamarkach lodówki, wypełniając szkło pomarańczową substancją. Upił łyk, ostawiając ją na stolik w salonie, opadł na miękką sofę, chwytając magazyn muzyczny spoczywający na jasnej komodzie, zagłębiając się w lekturze. 

        Przebudził się kolejnego poranka, gdy drażniący dźwięk domofonu rozniósł się po mieszkaniu. Jęknął cicho z bólu, rozglądając się uważnie, spostrzegł, że zasnął w salonie. Wyprostował się, zaciskając usta w wąską linię, gdy przebieg go nieprzyjemny dreszcze. Nie świadomy, kiedy zagłębił się w krainie snów. Otarł zmęczoną twarz, wolnym krokiem podchodząc do drzwi frontowych. Przekręcił klucz, otwierając ciemne skrzydło.
        — Wreszcie — powiedział stojący na progu mężczyznę.
        — Cześć Mark — przepuścił go w drzwiach, prowadząc go po jasno oświetlonym korytarzu.
        — Kiepsko wyglądasz — zauważył, gdy obdarzył go dość karcącym spojrzeniem.
        — Dopiero wstałem — wyjaśnił, układając na przeszkolonym stoliku kubek ze świeżo zaparzoną kawą. Przysiadł u boku, szkolnego kolegi biorąc łyk ciemnego napoju.
        Dostrzegł jak Mark, przyjmuje skinienie, chwytając jasny kubek z ciepłą kofeinę. Upił nieco ciemnej substancji, układając naczynie na udach, przyglądając się z uwagą młodszemu mężczyźnie. Nie widywał często Shinody w tak okropnym stanie. Spotykali się czasami, ale wtedy nie ukazywał zmęczenia czy żadnych oznak znużenia. Ostatnie rozmowy skupiały się głównie na projekcie, nad którym podjęli współprace. Dobrze wiedział, że artysta był profesjonalistą i wszystko, czego się podjął, musiało być dopracowane do ostatniego szczegółu. Lata rozłąki nieco ich poróżniły i zapomniał o nawykach młodszego wówczas licealisty, z którym założył grupę muzyczną. Westchnął cicho, gdy usłyszał, żeby się rozgościł i zaczekałby mógł się przebrać. Pognał do sypialni, pozostawiając go samotnie siedzącego w pokoju dziennym, upił kolejny łyk kawy, rozglądając się po oświetlonym blaskiem porannego słońca ścianach. Jego uwagę przykuło jedno zdjęć stojące na komodzie między fotografami jego znajomych oraz bliskich, którzy byli drodze sercu Michaela. Fotografia ukazywała rozradowanego muzyka, który pełen radości spoglądał na drobną szatynkę, która pozwoliła się objąć w czułym uścisku, jasne niczym fale oceanu spojrzenie, wodziło za osobą stojącą za obiektywem aparatu. Zmarszczył czoło, gdy ze skupieniem próbował przywołać w pamięci moment spotkania z tą młodą kobietą. Przeczucie, że ją spotkał uwięzło, w jego umyśle, nie pozwalając dać sobie spokoju. Starał się ożywić w pamięci obraz nastolatki. Jednak nie przyniosło nic skutku jego rozmyślenia. Uniósł spojrzenie, gdy dobiegł go cichy głos rapera:
        — Mike mogę zadać ci pytanie? — spojrzał przenikliwie na młodego mężczyzny, które skinął lekko głową, wyczekując jego dalszych słów — Mam nieodparte wrażenie, że spotkałem tę dziewczynę — wskazał dłonią na ramkę ze zdjęciem jego w objęciach siostry swojego przyjaciela.
        — Pamiętasz imprezę u Chestera, kilka tygodni wcześniej — począł wyjaśniać, trzymając w dłoni swój niedokończony napój.
        — Owszem — przyznał.
        — Dziewczyna, o którą pytasz to Julia jego młodsza siostra — oczy Wakefield rozjaśniły się blaskiem, gdy w jego umysł zaatakowało wieczór gdzie spotkał przestraszoną licealistkę. 
        Zlękniona jego obecnością na początku imprezy trzymała się przy boku starszego brata, obawiając się nowo poznanej osoby. Moment niepewności mijał, gdy w ich żyłach zaczął krążyć pierwsze promile alkoholu, a ona dała się porwać w wir tanecznych kroków, które jej oferował. Rozbawiony wcześniejszymi jej uprzedzeniami co do niepewności swoich umiejętnościach w tańcach towarzyskich, pozwoliła sobie z nim walcowanie w salonie Benningtona.
        — Rzeczywiście — zaśmiał się szczerze, zwracając do Shinody — Młoda dama, która odmówiła ci potem kolejnych piosenek
        Echo ich śmiechów rozniosło się po jasnych ścianach pokoju, przywodząc na myśl wspomnienie położone przez managera. 
        — Ktoś mnie ubiegłby ją zmęczyć w tańcu — odparł z rozbawieniem, wspinając się po schodach na górne piętro domu.
        — Świetnie się w nią wirowało — odparł z przekąsem, posyłając mu złośliwy uśmieszek.
        — Doskonale o tym wiem. 
        Przysiadł na swoim ulubionym fotel, odwrócił się, by skupić się na włączonym programie, który nieszumienie towarzyszył mu od początku jego pasji z tworzeniem ścieżek muzycznych.
        — Mogę cię o coś zapytać? — nagle głos Marka wyrwał go ze swoich rozmyślań. Odwrócił się w skórzanym krześle, skupiając wzrok na jego lekko obalonej twarzy.
        — Pewnie.
        — Dość osobiste pytanie, ale czy ty i Taylor jesteś razem? — zacisnął dłonie w mocnym uścisku, a jego knykcie pobielały. 
        Przymknął powieki na samo wspomnienie imienia swojej byłej żony. Oddech uwięzi mu w gardle, gdy starał się opanować tłumiący się wrzask. Otworzył oczy czując się nieco niekomfortowo pod wpływem ciekawskiej barwy spojrzenia jego kolegi.
        — Nie — odparł dość chłodno — Nie łączy mnie z nią nic prócz dokumentów rozwodowych — mruknął cichym głosem.
        — Byliście dobraną parą — zauważył Wakefield, przypominając sobie początki związku młodych ludzi, który nie roztropnie podjęli decyzje o zawarciu związku małżeńskiego nie poznając się na tyle by przekonać się co zgotują im kolejne lata wspólnego życia. Obrączka, która z nią dzielił już dawno uleciała w powietrze. Pomimo że trzymał do pewnego czasu jej zdjęcie. Symbol, który ich złączył, już dawno wylądował w śmieciach.
        — Nie mogłem pozwolić by dalej mnie oszukiwała i wodziła za nos.
        — Co masz na myśli? — chwycił oparcie drugiego krzesała, przysuwając go do siebie.
        — Zdradzała mnie — mówił cichym głosem, starszy mężczyzna poruszył się niespokojnie słysząc niemal jadowity ton przyjaciela — Nie poruszajmy tego tematu. Długo nie mogłem się po tym pozbierać i nie lubię poruszać jej wspomnieć.
        — Dobrze — skinął lekko głową, nie mając odwagi zadać kolejnych pytań. Uszanował jego prośbę i nie dociekał dalszych informacji odnośnie do młodej kobiety.
        Skupił uwagę na ekranie, na którym wyświetlały się kolejne fragmenty utworu, nad którym pracowali. Nie robili tego z jakieś okazji, pragnęli za stary czasy zrobić coś wspólnie i niekoniecznie wypuszczenia tego do sieci. Wsłuchał się wypowiedź ciemnowłosego, który opowiadał mu, jakie poczynił zmiany w ich kompozycji.
        — Dobra możesz zaczynać — słuchając jego poleceń, gdy po długiej rozmowie stał za statywem mikrofonu jak za dawnych szkolnych lat.
        Przyjrzał się tekstowi zapisanym na złożonej w pół kartce, w małych głośnikach rozbrzmiały nuty utworu, przymknął oczy pozwalając by muzyka go wypełniła. Czemu zrezygnował w tak młodym wieku ze śpiewania, opuszczając swoich przyjaciół? Zadawał sobie to pytanie tuż po opuszczeniu Xero. Nie chodziło to na wzgląd, że nie czerpał przyjemności z prowadzeniu wokalu w zespole, jednak smuciły go kolejne porażki, które odnosiła dopiero co początkująca grupa rockowa. Początki bywają trudne, wiele osób zraża fakt nieudanych chwil i rezygnują na sam początek drogi walki o swoje marzenia, on należał do grona tych osób. Męczył go ciągłe uwagi przedstawicieli wytwórni płytowych, którzy uważali, że nie poradzą sobie na takiej wielkiej scenie muzycznej, szanse na podbicie świata ich kompozycjami były nikłe. Dotknęły go dogłębnie te uwagi co zaczęło tworzyć jego niechęć do tworzenia nowych piosenek i coraz mniej chciał chwytać w dłoń mikrofon i udzielać swojego głosu w wersetach utworów. Długo rozmyślał na ten temat, zanim podjął ostateczną decyzje którą przedstawił później przyjaciołom. Widział, że nie byli zachwyceni jego odejściem jednak to ich nie zraziło i dalej brnęli w ten świat chcąc wydać swoją muzykę. Znaleźnie nowego wokalisty na jego miejsce nie było łatwe, był obecny przy Michaelu, gdy jego zespół próbował wyłonić nowego piosenkarza. Odejście od nich nie oznaczało dla niego zerwaniem znajomości z gronem dwudziestolatków. 
        Pamiętał dzień, gdy został zaproszony na wieczór przez Shinodę i przedstawił mu Benningtona jako nowego frontmana zespołu. Musiał przyznać, że umiejętności wokalne chłopaka wywarły u niego ogromny respekt. Radził sobie znacznie lepiej z pewnymi partami od niego. Potrzebowali takiej osoby, by móc wzrosnąć a ich piosenki w końcu nabrały tej energii, której brakowało. Nie miał do nich żadnych pretensji o zastąpienia jego miejsca nowym wokalistą, bo sam podjął postanowienie, którego musiał przyznać otwarcie nie żałował. Chester sprawdził się doskonale i z uśmiechem patrzył jak grupa licealistów, a potem studentów college odnoszą pierwsze sukcesy na miarę krajową, a następnie światową.
         Jak uważasz?  Mike uniósł głowę, gdy oparł dłonie na jego krześle, gdy ostatnie nuty piosenki uciekły.
        — Dobrze, ale nieco dodałbym więcej gitary — wyjawił swoje obiekcie.
        — Słuszna uwaga — dopowiedział muzyk — Zajmę się tym następnym razem, bo za niedługo wychodzę — przeniósł wzrok na zegarek stojący na podwyższeni nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Spędzili tak długi czas w zamknięciu, że nie spostrzegł, gdy wskazówki niebezpiecznie wskazywały godzinę osiemnastą.
        — Zasiedzieliśmy się nieco dłuższej Adelaide nie będzie zachwycona że tak późno wracam — mruknął cicho, opuszczając domowe studio nagraniowe — Obiecałem jej, że wrócę przed czwartą — wytłumaczył, gdy znajomy obdarzył go zaciekawionym spojrzeniem.
        — Wieczny kawaler się ustatkował — zażartował Michael, przyjmując dość bolesne szturchnięcie w żebra.
        — Cicho bądź Shinoda! — skarcił go, wkładając ciemne buty — Nie masz zobowiązać małżeńskich to teraz masz wolną rękę. Możesz wyrywać bez skrupułów dziewczyny.
        — Mark w tej chwili nie jestem chętny na żaden związek!
        — Bo ktoś inny zawrócił ci w głowie — rzucił obojętnym głosem, przywodząc na myśl osiemnastoletniej przyjaciółce.
        — Nawet o tym nie myśl! — ostrzegł, jednak delikatny uśmiech wykwitł na jego ustach.
        — Do zobaczenia
        — Cześć — pożegnał się, zamykając za sobą ciemne drewniane drzwi.
        Siedział wieczorem w zatłoczonym lokalu, spoglądając ze znużeniem jak młody kelner przygotowuje kolejne kolorowe drinki, dostrzegł, że nieco gubił się w napojach, nie dawał jednak oznak, że zaczynał prace od zaledwie kilku dni. Chwycił przygotowanego kolorowy napój z domieszką alkoholu, upijając łyk kolorowego substancji. Wyciągnął telefon, by upewnić się, która jest godzina. Dwadzieścia minut, które spędził w barze oczekując pojawienia Benningtona, jednak nie mógł go dostrzec co go zaczynało powoli martwić. Chester nie miał w zwyczaju się spóźniać, chodź mogło być to zaskoczeniem piosenkarz lubił być punktualny na jakichkolwiek spotkaniach towarzyskich czy biznesowych. Wypuścił ciche westchnienie, wystukując wiadomość do przyjaciela, jednak zatrzymała go dłoń kolegi. Podniósł wzrok, by napotkać ciepłe uśmiech szatyna i jego przeprosiny.
        — Wybacz, musiałem po drodze wpaść do Brada, bo młoda zostawiła u niego samochód — wyjaśnił, siadając na wolnym krześle barowym.
        — Przecież macie dwa auta – zasugerował Michael, gdy przywołał do siebie kelnera.
        — Zostawiłem mercedesa w warsztacie, bo ostatnio miał pewne problemy przy hamowaniu — wyjaśnił, podając młodemu chłopakowi swoje zamówienie.
        Zagłębili się w rozmowie o nie istotnych sprawach, gdy pracownik lokalu przyniósł Benningtonowi jego napój, przenieśli się do stoliku w rogu ciemnego pokoju oświetlony jedynie diodami spływającymi, bo suficie, by znaleźć swoje miejsce, na parkiecie obdarzając tańczące pary swoim blaskiem. Żyrandole zawieszone na ścianach dodawały nieco orzeźwienia w tym ponurym miejscu.
        — Nie rozmawiałeś z nią na ten temat? — zdumiał się Shinoda, gdy muzyka nieco ucichły a on słucham wyjaśnień wokalisty.
        — Nie było okazji jej o tym powiedzieć — upił łyk napoju, zwracając się ponownie do bruneta. 
        — W końcu będziesz musiał z nią poruszyć ten temat, wybacz, że się wtrącam, ale wytężasz za trzy tygodnie a Julia nawet nie wie, że wydajesz swoją solową płytę.
        — Właśnie to mnie martwi.
        — Co masz na myśli? — z uwagą przyjrzał się jego zmartwionej twarzy.         Westchnął cicho, opierając dłonie na stoliku. 
        — Nie mówiłem o tym nikomu, bo młoda nie chce by ktokolwiek o tym wiedział, ale — uniósł podbródek zwracając się do Michaela zanim mógł usłyszeć słowa protestu od drugiego mężczyzny — Julia miewa stany lękowe. Bywają dni, gdy miewa ataki paniki i potrzebuje kogoś przy swoim boku.
        — Wygląda to poważenie? — zmartwiły go jego wyznanie.
        Nie miał śmiałość nawet cokolwiek powiedzieć. Szokujące słowa przyjaciela nieco go zasmuciły. Nie podejrzewał, że młoda Bennington tak bardzo cierpi.
        — Niestety tak — odpowiedział z westchnieniem — Wiele razy prosiłem ja by pozwoliła bym zapisał ją na terapię, ale ona stanowczo się temu sprzeciwia. Mniewa chwile, w którym potrzebuje mojej pomocy, bo nie może sobie poradzić, dlatego gnębi mnie ten wyjazd. Nie martwi mnie fakt, że może sobie nie poradzić, bo dobrze wiem, że świetnie sobie poradzi bez ze mnie. Bardziej niepokoi mnie, że będzie miała kolejny atak a mnie nie będzie przy niej by ją ochronić.
        — Nie chcesz ją martwić, że zostawisz ją na dwa miesiące bez twojej opieki — spytał Michael.
        — Owszem Mike — przyznał szczerze — Nie chce jej w takim momencie porzucić, bo wiem, że wtedy ktoś musi być przy niej. Nie chce odwoływać trasy, ale nie wiem co zrobić z Julią.
        — To śmiałe posuniecie z mojej strony — zaczął szybko Mike, gdy pierwsza myśl zawitała w jego umyśle, nawet nie pragnął je przeanalizować jak to często miewał, jednak widząc zmartwioną twarz przyjaciele — Mogę ci pomóc uchronić ją przed tymi atakami.
        — Masz na myśli spędzenie z nią czasu do późną?
        — Tak — przyznał z lekkim wahaniem w głosie, dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, jaki błąd uczynił. Przekonał cicho w myślach za swoje głupstwo. Zanim zdołał się odezwać, Bennington zabrał głos:
        — Pomysł wcale nie jest głupi, ale nie będzie to ciebie problemem?
        — Chester wiem, jak bardzo martwisz się o siostrę i chce ci pomóc, jeśli w taki sposób będę mógł ją uchronić przed zrobieniem sobie w panice krzywdy to chętnie spędzę z nią dłużej czas.
        — Muszę o tym pomyśleć — przyznał po dłużej chwili, w którym zapanowała dość niezręczna dla nich obojgu cisza.
        Opuszczając bar godzinę później Michael wciąż miał wątpliwości czy dobrze postąpił. Zawsze chętnie chciał nieś pomoc przyjacielowi jeśli w ten sposób mógł obciążyć go od zmartwienia które od kilku dni zamęczało jego umysł był gotowy to zrobić. Jednak czy podjęta spontaniczna decyzja przyniesie jakieś korzyści. Nie chciał by Chester wyjechał w trasę w obawą że zadzwoni do niego z informacją że jego siostra wylądowała na łóżku szpitalnym bo w panice która ją owładnę uczyniła swoje krzywdę w momencie gdy nie mogła opanować swoich skołatanych emocji. Zszedł do podziemnego metra ucieszony, że nie musiał czekać na pociąg. Wsiadł w ostatniej chwili do przedziału, gdy drzwi praktycznie się zatrzasnęły. Odnalazł wolne miejsce opierając czoło na chłodnej szybkie spoglądając na szare ściany podziemnego tramwaju. 
        Opuścił tak dobrze znaną mu restauracje, chowając czarny portfel głęboko do wnętrza bluzy, trzymając w dłoni teksturowy kubek z ciepłym napoju. Aromat kofeiny unosił się w powietrzu. Przechadzał się chodnikiem pijąc wolno słodki napój, widział wiele turystów zmierzający na plaże w Santa Monica, mieszkańcy miasta w pośpiechu zmierzali do swoich obowiązków, również tak jak wielu, musiał iść do pracy, jednak miał to szczęście, że nie miał nad sobą wkurzonego szefa, który poganiał go każdego poranka do swoich obowiązków. Zdarzała się jednak sytuacje, gdy musiał się mierzyć ze wzburzonym Michaelem, jednak takie chwile bywały tylko w momentach ostatniej sprawy rozwodowej z jego byłą żoną. Jednak zażyłość, która łączyła go z Shinodą była na tyle silna, że nie czuł do niego żalu, gdy pełen frustracji narzekał, że spóźnił się kilka minut na spotkanie. Mógł powiedzieć, że jego uwagi puszczali wtedy mimo uszu, bo wiedzieli jak bardzo jest zdenerwowany rozprawami sądowymi.
        Przechadzał się jedną z alejek, gdy jego uwagę przykuło czyjeś nawoływanie, spojrzał przez ramię, gdy dobiegł go znajomy głos. Lekki uśmiech rozjaśnił jego twarz, gdy zobaczył Marka w towarzystwie dziewczyny o jasnych czekoladowych włosach. Spostrzegł ich splecione dłonie co niezmiernie go zaskoczyło. Znał Wakefield jeszcze za czasów licealnych starszy chłopak zawsze był typem playboya który kochał łamać dziewczęce serca wyznając regule ze nigdy nie stworzy stałego związku z jakąkolwiek partnerką. Czy w końcu znalazł tę jedyną, która zdołała utemperować jego charakter podrywacza?
        — Cześć Brad — przywitał go, ściskając jego dłoń.
        — Witaj Mark, co tu robisz? — zaciekawił się, przykładając kubek do drugiej dłoni.
        — Jak widać spaceruje — odparł z lekkim śmiechem, po czym syknął cicho z bólu czując bolesne ukłucie w klatkę piersiową.
        — Wyjeżdżam za kilka dni w trasę z moim zespołem i Adelaide chce mieć mnie tylko dla siebie przez ten czas — odpowiedział uchylając się przed kolejnym bolesnym ciosem.
        — Ty lepiej mnie przestaw a się nie śmiej — skarciła go, karcąc go spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
        — Wybacz kochanie — mówił nieco łagodnym tonem — Brad to moja dziewczyna Adelaide Fletcher — pochwyciła wyciągniętą dłoń muzyka, ściskając ją lekko — Skarbie to Brad Delson, o którym ci opowiadałem – zwrócił się do parterki widząc jej rozradowaną minę.
        — Miło mi wreszcie cię poznać — gitarzysta uśmiechnął się na te słowa.
        — Nie sądziłem, że ktoś w końcu poskromi naszego diabła — roześmiał się szczerze przyjmując wściekłe spojrzenie starszego mężczyzny i rozbawione oczy kobiety.
        — Łatwe to nie było, ale jakoś się udało — zaciskając palce na nadgarstku Wakefielda.
        — Odpowiednia osoba na właściwym miejscu — pochwalił ją, a ona przyjęła komplement z ogromnym uśmiechem. 
        — Pozwól że zapytam co tu porabiasz — zaciekawiony Mark przysiadł na ciemnej drewnianej ławce. 
        — Szedłem do studia, pracujemy nad kolejnym krążkiem i jest dużo roboty — wyjaśnił przysiadając obok niego — Po części chcemy nieco z materiałem nadgonić bo Chester wyjeżdża na dwa miesiące i chcemy mieć nieco więcej ścieżek przygotowanych — wyjawił swoje plany. 
        Wiele wiedziało o solowym projekcie Chestera i jego długiej nieobecności więc nie obawiał się o tym mówić. Nie rozumiał jednak dlaczego Bennington do tej pory nie wspomniał o wyjeździe swojej siostry, a tym bardziej zaskakiwało go że młoda dziewczyna nie wskazywała chęci zgłębianiu tych informacji w Internecie jakby nie była ciekawa tego co się dzieje. Po części mógł ją zrozumieć że nie uczestniczy tak w życiu ich zespołu jak w poprzednie lata ponieważ wiele rzeczy o którym się dowiadywała przekazywali jej oni sami więc nie miała sensu zaglądać na fora fanowskie, ale zdumiewał ją fakt że żyła w nieświadomości wyjazdu swojego brata. 
        — Projekt solowy? — dopytywał. 
        — Tak. Wydaje wkrótce album, potem wyjeżdża na koncerty po Stanach — wytłumaczył, dopijając ciemnym napój. 
        — Chętnie posłucham — wtrąciła się Fletcher, żywnie zaciekawiona toczącą się dyskusją. 
        — Sam czekam do premiery by wysłuchać jego krążka — przyznał otwarcie. 
        Owszem wokalista pokazywał im wstępne szkice utwór, jednak wiedzieli że poczynili ogromne zmiany na albumie i był ogromnie ciekaw ostatecznych efektów jakie osiągnął ich przyjaciel. 
        — Pozdrów go od nas gdy się spotkacie — powiedział Mark gdy po krótkiej rozmowie żegnali się. Delson podniósł się z drewnianego siedzenia, odbierając ówcześnie telefon od Farrella z prośbą by przyjechał do wytwórni. 
        — Dobrze, do zobaczenia — odmachał im, przyśpieszając kroku by móc dotrzec do studia nagraniowego. 






No comments:

Post a Comment