Sunday, July 26, 2020

I 16 — UFNOŚĆ BYŁA MOJĄ ZGUBĄ, DZIŚ JEST MOJĄ PODPORĄ

        — Nie — pisnęła, czując chłodny wręcz lodowaty strumień wody spływające po jej twarzy — Chester! — jej głos rozdarł się głuchym echem po mieszkaniu. 
        Zerwała się gwałtownie, odnajdując spojrzeniem zgiętego w pół Benningtona śmiejącego się w najlepsze. Rozbawione spojrzenie jego brązowych tęczówek wyrażało satysfakcje z osiągniętego celu. Dzisiejsza pobudka stawała się powoli ich małą tradycją, jednak w dużym stopniu młody muzyk doprowadzał do szału swoją siostrę, nieprzejęty jej gniewem zachęcony coraz częściej wyrywał ją z sennych marzeń, by potem móc w ferworze walki uciekać przed licealistką. 
        — Pięć do zera dla mnie — śmiał się, gdy dziewczyna ocierała twarz z nadmiaru wody — Jutro zarobię kolejny punkt — dodał jeszcze bardziej rozradowany. 
        — Ja ci zaraz pokaże zabawę — zerwała się raptownie z ciepłej pościeli. 
        Ogarnięta chęcią zemsty nie dostrzegła, gdy jasne prześcieradło zaplątało się między jej udami. Z łoskotem upadając na ziemie. Wiązka złośliwych epitetów umknęło z jej ust, a po jej ciele rozniósł się nieprzyjemny ból. 
        — Robisz to celowo — jęknęła cicho, wydostając się z jasnego materiału. Przyjęła pomocną dłoń mężczyzny, który zwinnym ruchem postawił ją na nogach. 
        — Możliwe — odparł, krzyżując dłonie na piersiach. 
        — Zapłacisz mi za to — groziła z niebezpiecznym błyskiem w oku. 
        Zerknęła przez ramię, by móc dostrzec godzinę wyświetloną na elektronicznym zegarku. Niebieskie cyfry wskazywały kilka minut po siódmej rano. Westchnęła cicho, gdy dotarło do niej, że dziś rozpoczyna swój ostatni rok nauki w szkole średniej. Nie odczuwała jednak strachu czy niepokoju, było to dla niej obce. Chodź była przekonana, że powinna odczuwać stres związany z nową szkołą, wyzbyła się tych negatywnych przeczuć po ostatniej rozmowie z Chesterem. 
        — Odegram się — mruknęła gniewnie, odwracają się ponownie do rozbawionego Benningtona. 
        — Będę tego wyczekiwał — rzucił przez ramię, gdy opuszczał sypialnie swojej siostry. 
        — Zrób mi kawę — krzyknęła za nim, gdy zniknął w ciemnym progu drzwi. 
        Słysząc padające z jego ust śmiech i słowa zapewnienia. Stanęła w progu dość obszernej szafy, próbując odnaleźć co ją ciekawiło. Nie lubiła się stroić jak większość dziewczyn, lecz miała upodobania nieco eleganckich strojów z domieszką sportowych rzeczy, w których często chodziła po domu. Wielokrotnie słyszała od brata, że gdyby mogła przesiedziała, by cały dzień w dresach i luźnych podkoszulkach. Pośpiesznie chwyciła wypatrzony komplet ubrań i znudzona stanęła w przestronnej jasnej łazience. 
        Szybki prysznic nieco orzeźwił jej zmysły po dość upalnej nocy. Stanęła przed lustrem, zapinając ostatnie guziki czarno-bordowej koszuli, ciemny podkoszulek sprytnie skryła za jasnym materiałem, by nie odsłaniała swojego ciała. Zdjęła jasne gumki z dwóch warkoczy, które wczoraj zaplotła pewna faktu, że nie będzie mieć czasu, by polokować swoje nieco jasne kosmyki włosów. Przyjrzała się uważnie w krzywym zwierciadle lustra. Uśmiechnęła się zadowolona, zakładając niesforny kosmyk za ucho z upiętych na bok loków, jasne pasemka włosów otulały jej policzki. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy wróciła wieczorem do domu. Jasne ocień brązu, na który się zdecydowała, zaskoczyła jej starszego brata. Była to spontaniczna decyzja, której nie żałowała. Nigdy wcześniej nie pozwoliła sobie na zmianę, odcienia, jednak jej nagła chęć lekkiej zmiany w wyglądzie pozytywnie ją zadowoliła. Nie uważała, że zmiana koloru na dwa odzienie bledsze od jej naturalnej barwy wywoła u niej nieco poczucia radości. W jakimś stopniu czuła, że coś się zmieniło. Rozbawiła ją szczególnie reakcja Chestera, gdy tylko ją zobaczył: 
    
        — Następnym razem przefarbujesz się na blond — zażartował, gdy tylko ją zobaczył w nieco odmienionej fryzurze. 
        — Blond by do mnie nie pasował — mruknęła upijając łyk czarnej herbaty — Również nie chce robić się na ciebie — dodała z rozbawieniem, czując przeszywający wzrok Chestera na sobie. 
        — Uważasz, że źle wyglądałem? 
        — Ne powiedziałam tego — odłożyła kubek na blat stolika, ponosząc wzrok napotykając jego ciemne tęczówki. 
        — Bardziej bawią mnie stwierdzenia fanów — widząc jego pytające spojrzenie, pośpieszyła z wyjaśnieniami — Wiele osób twierdzi, że blond to twój naturalny kolor nie brąz. 
        — Dziewczyno, po jakich ty portalach chodzisz, że takie teorię wyczytujesz — zdumiony spojrzał na nią znad ciemnych oprawek okularów. 
        — Szaleje się po stronach internetowych — zaśmiała się cicho — Tyle się pomysłów fanów naczytałam, czasami również w opowieściach o zespole — przywołując w pamięci historie, którą oznaczała na portalu literackim. Zachichotała cicho, przypominając sobie treść jednej z nich — Bennoda jest wszechobecna.      
        — Co? — młody muzyk obdarzył ja zaskoczonym spojrzeniem, o niemal krztusząc się ostatnim łykiem ciepłego napoju. 
        Spojrzała z niedowierzaniem na rozchichotaną nastolatkę, która starała się stłumić śmiech, jednak nie potrafiła być na tyle dyskretna. Śmiech rozniósł się po salonie, z trudem powstrzymała narastające w kącikach łzy rozbawienia. Starła pojedynczą łezkę, nie mogąc tłumić radości, gdy twarz Chestera pobielała z wrażenia, kontrastując z jasnym obiciem kanapy. 
        — Zaczynam się bać — stwierdził wolno, odstawiając kubek na blat drewnianego stolika — Julio możesz mi wyjaśnić o co chodzi? 
        — Dobrze, ale nie wiń mnie za straty moralne — odparła, wsunęła włosy w niechlujnego koka, próbując wytłumaczyć bratu nowe pojęcia. 
        — Bennoda innymi słowami można odczytać jako związek heteroseksualny między tobą a Mike’m. 
        — Czekaj co!? — zaskoczony zerwał się z fotela — Czyli, że ja i on… — słowa uwięzły mu w gardle, spoglądnął na osiemnastolatkę, która niewzruszona dokończyła jego wypowiedź. 
        — Tak — błęnta jej wypowiedzi była jednoznaczna. 
        — Powiedz mi tylko, że tego nie czytałaś? — obdarzył ją błagalnym spojrzeniem. 
        — Nie miałam odwagi, poza tym mnie to nie ciekawiło, ale nie ukrywam też mnie to zaskoczyło — wyjaśniła spokojnie, chwytając puste naczynia, ruszając do kuchni — Fani potrafią wiele domysłów wysuwać — dopowiedziała kryjąc we wnętrzu zmywarki brudne naczynia — Trafiłam na różne opowiadania, ale najbardziej wprawiło mnie w osłupienie takie typu historie. 
        — Poważnie, żeby pisać o rzekomym związku między mną a Shinodą — zdumiony usiadł na barowym krześle. 
        — Nie widziałeś różnych przeróbek w Internecie? 
        — Młoda dawkuj mi zaskoczenia — skarcił ją, słysząc kolejny potok słów oraz teorii, jakie odnalazła w zakamarkach sieci. 
        — Najlepiej, jeśli ci to pokaże — wyjęła telefon z kieszeni bejsbolówki, przysiadając na drugim krześle. Wpisała frazę, która ją ciekawiła, odnajdując grafiki, które natychmiast pokazała Benningtonowi. Spoglądała jak przygląda się osłupiały w kolejne fotmontarze, skryła radość, która cisnęła się na jej usta. We wczesnych latach zdumiewały ją te fotografie jak również fantazja widzów zespołu spływając kartki papieru by potem przenieś ja na posta który potem został odczytywany przez wielu czytelników, teraz podchodziła do tego z dystansem, a pewne rzeczy zaczęły ją czasami bawić. 
        — Chyba nie mam pytań na ten temat — odłożył smartfona na jasny blat, spoglądając na twarz licealistki, wywołując kolejny napad radości u młodej dziewczyny. 
        Wyrwała się z głębi wspomnień, słysząc ponaglenia młodego mężczyzny by zeszła na dół, bo zaliczy pierwszy dzień ze spóźnieniem. Odrzuciła pomysł z makijażem, wsunęła jedynie niebieską spinkę w kaskadę jej brązowych włosów, ruszając do pokoju. Chwyciła torbę z potrzebnymi zeszytami i książkami, nie zapominając o telefonie i okularach, które w ostatnim czasie stały się jej rutyną. Zbiegła do salonu, zastając przy stopniach wili Chestera z jasnym kubkiem termicznym wypełnionym gorącym aromatyzującym napojem. 

— Drugi Shinoda — stwierdził, przyglądając się jej jasnej koszuli, potargane spodnie, które na sobie nosiła dopełniały stroju — Młoda ja wiem, że kochasz Mike’a, no ale żeby jeszcze się ubierać jak on — skinął głową, niespodziewanie poczuł ostry ból przeszywający go na wskroś — To bolało! — uskarżył się, rozmasowując obolałe miejsce — Chciałem cię podwiesić do szkoły a tak mi się odpłacasz – marudził obrażony. 
        — Mogłeś mnie do Mike’a nie porównywać – mruknęła mu cichym nieco groźnie do ucha — Pojadę na desce skoro nie chcesz mnie zawieść — wzruszyła ramionami, odbierając kubek z parującym napojem. 
        Przewiesiła torbę przez ramię kryjąc naczynie w torbie. Zabrała z szafy jasne niebieskie tenisówki, wsuwając je na stopy. Chwyciła deskę przybraną wieloma kolorami, lubiła jeździć na desce jednak nie robiła tego często, bywały jednak dni, gdy chwytała za cztery kółka i ruszała w miasto by zażyć dawki młodości, którą utraciła w Phoenix. 
        Ostatni tydzień często spędzała na mieście jeżdżąc po drogach metropolii lub kryjąc się na plaży, by wsłuchać się w muzykę oceanu i śpiew nadlatujących mew. Wyłączała telefon, by móc pobyć w samotności i zapomnieć o czekającą ją roku szkolnym. Wykorzystać ostatnie dni lata, jakie pozostały nie myśląc o kłopotach oddać się symfonii wielkiego miasta lub ukryć się w zakamarkach przyrody gdzie nikt nie mógł jej odnaleźć. 
        — Poczekaj młoda, zawiozę cię — zawołał Chester, odwróciła się dostrzegając nad ramieniem jak chwyta klucze od auta. 
        Wdali się w cichą dyskusję, wpisała numer alarmowy wili, dochodząc do białego kabrioletu, stojący na podjeździe. Pomimo że od jakiegoś czasu na podwórku stały dwa samochody ona nie była chętna siadania za kółko, pomimo że plastikowa tekturka spoczywała w jej ciemnym portfelu, nie czuła się na tyle pewna, by ruszyć w drogę. Jej słowa zdumiały Hahna, gdy wspomniała, że od momentu zdania egzaminu nie wsiadła w fotelu kierowcy, rozumieli jej obawy, z drugiej często słyszała ich rady by przestala się obawiać drogi i wypróbowała swoje umiejętności, jednak ona nie była pewna samej siebie, wykorzystywała przywileje jazdy na deskorolce lub wsiadała do metra. Musiała jednak przełamać obawę i coraz częściej jeździć po asfaltowej drodze. 
        Oparła się na wygodnych skurzanych fotelach pozwalając się podnieść pierwszym nutą zespołu Stone Temple Pilots utwór Wonderful rozniósł się w basowych głośnikach kabrioletu. Dobrze wiedziała jakim ogromnym fanem grupy Scotta Weilanda jest Chester, więc nie dziwił ją fakt, pełnej dyskografii umieszczonej w schowku samochodu. Fakt, że muzycy formacji nie koncertowali od kilku lat, nie pojawił się żaden wywiad, tym bardziej nie nagrali żadnego krążka to nie zrażało młodego mężczyzny by wciąż pozostać w gronie słuchaczy tej grupy. 
        Dotarli pod nowoczesny budynek szkoły, z westchnieniem spojrzała na nowe liceum a pierwsze obawy zaczęły nią targać. 
        — Denerwujesz się? — wiedziona głosem odwróciła napotykając ciepłe spojrzenie Chestera, uśmiechnął się pokrzepiająco. 
        — Trochę — przyznała otwarcie, nie mając śmiałości zatajać swoich obaw. 
        — Pamiętaj co ci powiedziałem, poradzisz sobie — zapewnił ją, ściskając ją delikatnie — W końcu jesteś moją siostrą i nie jednokrotnie mi uwodniłaś, że nie warto z tobą zadzierać — zaśmiał się, odsuwając ją wolno od siebie, kącik jej ust drgnął do góry co niezmiernie ucieszyło szatyna — Zmykaj za pięć minut zaczynasz lekcje — kątem oka spojrzał na zegarek, pośpieszając dziewczynę. 
        — Do zobaczenia — otworzyła drzwi, opuszczając pojazd. 
        — Deskorolka — przypomniał jej, podając jej zapomniany przez nią skateboard. 
        Rzuciła szybkie podziękowania, przewieszając torbę przez ramię. Wolnym krokiem ruszyła do przedszkolnych drzwi, dostrzegając po drodze wielu uczniów rozmawiających w małych grupkach. Dziewczyny uwieszone na szyjach swoich chłopaków szczebiotały coś cicho do ucha. Odwróciła wzrok, przekraczając próg nowego liceum. Chłodne powietrze uderzyło jej twarz, gdy weszła w tłum nastolatków, próbując odnaleźć drogę do swojej szafki. 
        — Pomóc ci? — dziewczęcy głos zaatakował jej zmysły. 
        Odwróciła się, zobaczyła wysoką brunetkę w jasnej kremowej sukience, jej fiołkowe oczy przyglądały jej się z zainteresowaniem. Trzymając w ramionach stos książek uśmiechała się przyjaźnie. 
        — Jesteś nowa prawda? — zagadnęła ją, pragnąć, zrobić na niej dobre wrażenie, ale również zaoferowaną pomoc. Nie mogła nie zauważyć, że była lekko zagubiona wśród nowych murów szkoły, z trudnością starając się odnaleźć korytarz gdzie z własnym numerem szafki. 
        — Tak, to mówi pierwszy dzień — odpowiedziała cicho, poprawiając deskę, która zsuwała się z jej barków. 
        — Powiedz mi, jaki masz numer szafki? — spojrzała na kartkę z niezbędnymi informacjami, odnajdując numer skrytki. 
        — Dwadzieścia pięć — przeczytała. 
        — Obok mnie — ożywiła się brunetka — Chodź — chwyciła ją mocno za przegub przeciskając się przez małe zbiorowisko osób. 
        Dotarły do oświetlonego sufitowymi lampami korytarza. Brak słonecznego świata zmusiło by blask światła został włączony. Stanęły przez szarą skrytką słysząc zapewnienia nowo poznanej dziewczyny że już dotarła. Wpisując kod, ucieszyła się, że nie musi już dźwigać torby z zeszytami. Skrywając deskę w ciemnym wnętrzu usłyszała kolejne pytanie nastolatki. 
        — Jeździsz na skateboardzie? 
        — Czasami, jak mam na to ochotę — odparła wzruszając ramionami, chwytając folder oraz kubek ze świeżo gorącą kawą. 
        — Mój chłopak świetnie jeździ — wdała się w dyskusje, a Julia musiała przyznać, że dziewczyna uwielbia być w centrum uwagi i co bardzo ją rozbawiło była niezwykle ciekawska, chętnie przyszła do niej pomagając odnaleźć się w nowym otoczeniu, za co była jej wdzięczna — Może się z nim zmierzysz? 
        — Nie jestem taka dobra — wyjaśniła szybko — Czasami lubię przejechać się po mieście, mistrzynią jazdy nie jestem — odparła, podskoczyła gwałtownie, gdy rozbrzmiał dźwięk wzywając uczniów na pierwszą lekcje w tym roku. 
        — Jakie masz pierwsze zajęcia? 
        — Angielski z Adamem Smithem — spojrzała w terminarz, nie mogąc zapamiętać całego planu zajęć. 
        — Jesteś na ostatnim roku. Masz te same zajęcia jak ja — ucieszyła się osiemnastolatka, truchtem zmierzając do klasy — Smith jest super nauczycielem, nie musisz się go obawiać. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy czy po prostu porozmawiać nie potraktuje cię z góry, zawsze będzie służyć dobrą radą — tłumaczyła przechodząc po jasnym korytarzu, nie zauważyła, gdy dotarła po drzwi sali lekcyjnych. 
        Koleżanka pchnęła białe drewno, wchodząc do wypełnionej uczniami pokoju. Siedzieli wygodnie przy swoich ławkach, wsłuchując się w słowa mężczyzny, który krążył między biurkami uczniów po raz pierwszy sprawdzając listę obecności. Podniósł spojrzenie znad ciemnym oprawek, wsunął je na nos, gdy je wzrok napotkał dwie licealistki. 
        — Adams Selena? — czytając nazwisko, utkwił swoje ciemne spojrzenie w posturze osiemnastolatki.
        — Obecna — odezwała się koleżanka stojąca u jej boku, uniosła spojrzenie, słysząc imię szczupłej brunetki. 
        — Wybacz — mruknęła cicho, niemal niesłyszalnym głosem. 
        — Możesz wytłumaczyć swoje spóźnienie? — niewzruszona jego karcącym wzrokiem, odnalazła drogę do biurka, które dzieliła z przyjaciółką, układając na nim ciemny skoroszyt, po czym zwróciła się do trzydziestolatka. 
        — Przepraszam panie profesorze, ale pomagałam nowej znajomej — wyjaśniła ruchem dłoni wskazując na stojącą wciąż na progu młodą Bennington — Jest pierwszy dzień w szkole i się zgubiła. Miałam jej nie pomóc? 
        — To miłe z twojej strony Seleno, a teraz usiąść — nakazał, a jego głos nieco złagodniał. 
        Odwrócił się ponownie w stronę wyjścia z klasy, lustrując ją spojrzeniem swoich ciemnych tęczówek. Poruszyła się niespokojnie pod wpływem jego natarczywego spojrzenia, nie miała jednak śmiało się odezwać tym samym zwrócić uwagi. 
        — Julia Bennington? — skinęła lekko głową, a po klasie przeszedł szmer rozmów. 
        — Cisza! — zagrzmiał surowy głos nauczyciela — Proszę usiąść na wolnym miejscu — nakazał Julii, która jedynie skinęła lekko głową odnajdują spojrzeniem wolną ławkę na tyle sali, zaledwie biurko dalej siedziała nowo poznana dziewczyna ze swoją przyjaciółką. Rozsiadła się w niebieskim krześle, rzucając na blat biurka spięty skoroszyt oraz książkę, która mieli przerabiać. 
        — Prosiłbym byście pomogli zapoznać się panie Bennington ze szkołą i wprowadzili ją w regulamin obowiązujący na korytarzach szkolnych oraz salach lekcyjnych — polecił, spacerując po jasnych panelach, otwierając po raz kolejny listę obecności, odczytując kolejne nazwiska uczniów. 
        Z racji rozpoczęcia zajęć nauczyciel po krótkim wprowadzeniu w plan nauczania na tegoroczny semestr pozwolił uczniom zająć się swoimi obowiązkami, jednak przestrzegł, żeby nie zachowywali się znacznie głośniej. Rozmowy były nikłe, praktycznie wcale nie było ich słychać, osiemnastolatkowie chwycili gazety, lub książek, które nie zdążyli zapoznać się podczas letnich wakacji pogrążyli się w lekturze. Julia wykorzystując potencjał dwóch wolnych godzin wyjęła swój ulubiony szkicownik który często ze sobą zabierała otwierając notes na stronie z niedokończonym szkicem aktorki. 
        Wyzwanie, które podjęła się w tym szkicu było dość ciekawe miała wypełnić rysunek sami kropkami, wybrała mniejszy format papieru by zobaczyć jak jej pójdzie w tym wyzwaniu gdyż chciała w podobnej metodzie wykonać większy obrazek. Nie był jednak to koniec jej sprawności w malunkach zachęciła do zabawy Michaela i Josepha, którzy posiadający wiedze o sztuce sprawdzili swoje umiejętności w tej metodzie. Nie mierzyli się na czas, jednak na ostateczny wygląd rysunku, Shinoda i Hahn, którzy pierwszy raz słyszeli o takich malunkach, pragnęli sprawdzić swoje umiejętności. Tym sposobem mieć równe szanse, ona, pomimo że słyszała o tej technice nie zdołała się nią zabawić. Chęć wspólnej rywalizacji z doświadczonymi bardziej od nią artystami było ekscytujące i była ciekawa efektu końcowego. Pochłonięta obrazkiem nie dobiegł ją sygnał kończący pierwsze zajęcia, nie zwróciła uwagi jak wszyscy koledzy opuścili sale pozostawiając ją z czwórką znajomych. Obdarzyli się ciekawskimi spojrzeniami rozkładając się obok nowej znajomej. 
        — Świetnie rysujesz — uniosła głowę, znad kartki wypełnionej w większości kartką papieru, napotykając ciepłe spojrzenie brunetki. 
        — Dziękuje — odparła, chowając cienkopis do futerału wypełnionego wieloma kolorowymi długopisami, składając go w rulonik. 
        — Mogę spojrzeć — dopytywała, zauważając inne malunki w ciemnym zeszycie. 
        — Musisz być tak upierdliwa? — pochwyciła lekko zdenerwowana blondynka siadając na blacie biurka. 
        — Alex, skarbie nic nie poradzę, że zaciekawiły mnie jej malunki. 
        — To nie sympatyczne nawet się nie przedstawiłaś — skarciła przyjaciółkę. 
        Siedemnastolatka zachichotała cicho, słysząc wymianę zdań między dziewczętami. Wydawało jej się, że ich znajomość ciągnie się już od wielu lat, bo słowa jasnowłosej nie zrobiły na nowej koleżance zupełnie żadnego wrażenia. 
        — Nie musisz się przejmować, one często tak dyskutują — odezwał się szatyn w bluzie bejsbolowej z logo ich szkoły średniej przybrany w barwach czerwieni i purpurowego — Aaron jestem — przedstawił, wyciągając do niej dłoń. Z dystansem pochwyciła ją, lekko potrząsając. 
        — Julia — odpowiedział cicho, zamykając szkicownik. 
        — Wybacz, nie zdążyłam ci się wcześniej przedstawić — odezwała się ta sama dziewczyna, która zdołała pomóc jej dotrzeć do klasy — Mów mi Selena, a piękna blondynka obok ciebie to Aleksandra 
        — Wystarczy Alex — przerwała osiemnastolatka. 
        — A ja jestem Nathan — dokończył drugi chłopak, posyłając jej szczery uśmiech. 
        — Widzę, że kochasz szkicować. Zapisałaś się na zajęcia artystyczne? — spytała Adams, bawiąc się czarną wsuwką. 
        — Oczywiście, chociaż przyjaciel uważa, że ich nie potrzebuje. 
        — Jest głupi skoro tak twierdzi. Nauczycielka jest nawet fajna, ale jest wymagająca i dostrzeże każdy zły detal. Ma sprawne oko i zdarzało się, że oblała kilku uczniów, bo źle wykonali obraz — stwierdziła Aleksandra. 
        — Nie mów tak! — syknęła cicho, nie mogąc znieść, że w taki sposób ma wspomnieć o Michaelu. 
        — Dobrze — uniosła dłonie w geście obronnym — Jednak uważaj na Evans, może wydaje się na początku miła, ale jest ostra — mruknęła wspominając nauczycielkę sztuki. 
        Mruknęła niezadowolona, przypominając sobie zajęcia, która sprawiały uczniom wiele problemów. Staruszka nie przepadała, gdy ktoś interpretuje rzecz martwą na swój obraz, kazała trzymać się ściśle reguł, które sobie wyznaczyła. Współczuła nowej znajomej, gdy dotrze na jej zajęciach, bo mogła dostrzec po jej szkicach, że uwielbia się bawić kolorami, technikami czy stylami malarskimi i mogło być jej trudno podczas zajęć artystycznych. 
        — Julio mogę cię prosić cię na słówko. 
        Wiedziona głosem wychowawcy spojrzała na barczystego opiekuna klasy, zgodziła się odstawiając już praktycznie pusty kubek z kawą na blat biurka. Cieszyła się, że Chester zdołał jej przygotować aromatyczną substancję, wiedząc jak nie znosi porannego wstawania, wręczył jej naczynie pełne napoju bogów z delikatnym aromatem karmelu które wręcz kochała. 
        — O co chodzi? — spytała, gdy stanęli na uboczu z dała od zgiełku który panował. 
        — Mam nadzieje, że dobrze się czujesz? — zaciekawił się. 
        — Oczywiście panie profesorze. 
        — Chciałem cię jedynie prosić, że gdyby inni uczniowie naprzykrzali się tobie i w jakiś sposób nalegali na wyjaśnienia twojego pochodzenia nie wahaj się mi o tym powiedzieć — tłumaczył spokojnie — Wiem, jacy nastolatkowe potrafią być męczący, więc nie bój się o tym mówić, bo cenimy sobie twoje bezpieczeństwo. Twój brat wspomniał, że woli zachować w tajemnicy wasze stosunki rodzinne i poczynimy wszystko byś mogła spokojnie się tu uczuć 
        — Dobrze, dziękuje za te słowa. 
        — Możesz odejść, jeśli nie masz pytań — pożegnała się z nauczycielem odchodząc do klasy gdzie pozostawiła nowych znajomych. 
        — Musisz dać mi przepis na tą kawę — usłyszała po wejściu. 
        Zaśmiała się cicho, dostrzegając swój ciemny kubek w dłoniach Seleny, która upiła ostatnie łyki napoju. 
        — Zwyczajna napój, nie różni się niczym innym od pozostałych — odparła, jednak musiała przyznać, że Bennington robi jeden z najlepszych napojów, jakie piła. Słodki aromat, który tańczył z ziarnami kawy był wyczuwalny z każdym łykiem. 
        — Nie — rzuciła stanowczo dziewczyna — Nigdy nie piłam tak dobrego napoju — mruknęła przymykając delikatnie oczy pod wpływem ciepłego aromatu substancji. 
        — Źródło tkwi codziennie świeżo zmielonych ziarnach kawowca i odrobiną syropu karmelowego — zdradzając przepis na jej ulubiony napój przysiadła ponownie na swoim miejscu. 
        — Znakomity — mruknęła rozweselona, przejechała delikatnie językiem po ustach, czując ostatni posmak napoju. 
        Roześmiała się cicho, gdy dobiegł ją dźwięk powiadomienia. Wyjęła telefon z wnętrza kieszeni, odblokowując ekran tapety gdzie ukazało jej się zdjęcie roześmianego Chestera nad jej ramieniem. Uwielbiała spoglądać na to zdjęcie, bo wywołała u niej ogromne szczęście. Odczytała treść wiadomości. 

Jak się miewa moja maturzystka? 
Chester 

Dobrze mój drogi braciszku. 
Julia 

Mojej znajomej zasmakowała twoja kawa. Będziesz musiała mi ją robić każdego poranka. 
Julia 

        Przeczytała w pośpiechu jego odpowiedź, gdy rozpoczęła się kolejne zajęcia. Nauczyciel lekko spóźniony wkroczył do sali z kubkiem gorącej herbaty: 

Czyżbyś znalazła smakosza kawy większego od ciebie? 
Chester

        Wepchnęła urządzenie do torebki, ponownie zwracając się do swojego rysunku, który powoli dobiegł końca. Liczyła na to, że dzisiejszego poranka go ukończy. 
        Zajęcia minęły jej w pogodnej atmosferze i pomimo swoich obaw nikt nie był dla niej napastliwy i nagląco prosił o wyjawieni sekretu, który dzierżyła. Była świadoma, że może to się zmienić, jednak liczyła, że nie nastąpi to znacznie szybko. Opuściła budynek szkolny, żegnając się z grupką kolegów, rzucając na asfaltowaną drogą deskę, założyła torbę na ramię, która nie ciążyła jej jak poprzednio, gdyż wielu książek i zeszytów pozbyła się zostawiając w głębi szafki szkolnej. Wjechała do swojego ulubionego parku, przystając na krańcu jednego z chodników próbując odnaleźć w głębi torebki swoje ulubione okulary przeciwsłoneczne. 
        — Gdzie one są — marudziła cicho pod nosem, zaglądając do wnętrza jasnego plecaka. 
        Wyczuła pod opuszkami palców opakowanie, w których je trzymała, a kącik jej ust uniósł się do góry. Wyjęła je z wnętrza pudełka zakładając je na nos, ruszając w dalszą drogę. Przechadzający się mieszkańcy metropolii kryli się pod cieniami drzew odpoczywając po ciężkim dniu, dostrzegła wielu uczniów wracających z zajęć szkolnych śmigających na rolkach czy deskach zmierzając do domu na ciepły posiłek by móc porozmawiać z rodzicami czy odrobić zajęcia szkolne, który praktycznie nie było. Odwróciła się, rozglądając po dobrze znanym parku, nie zauważając nic co mogło przyciągnąć jej uwagę na dłużej. Niechętnie ruszyła w stronę mieszkania. 
        Dotarła po chwili pod wille zręcznym ruchem chwytając kolorowy skateboard, odkluczając mieszkanie. Zatrzasnęła drzwi odkładając rzeczy na bok by po chwili zostać powitana przez szczekająca radośnie na jej widok Anikę. Przywitała się z psem, delikatnie drapiąc ją za uchem za co kochała swoich właścicieli. Stłumiła ziewnięcie, lekko zmęczona przechodząc do kuchni. Odnalazła krótką notatkę na jasnym blacie, uchwyciła papier w dłonie czytając słowa Chestera: 

Obiad czeka w piekarniku, wystarczy byś sobie odgrzała. 
Nie musisz wychodzić z Aniką. Wrócę wieczorem. 
Miłego popołudnia 
Chester 

        Odłożyła wiadomość na miejsce. Wiedziała, że mogą napisać do siebie informacje elektroniczną to woli nie zabiegać tak w technologie. Krótkie notatki, które nie wiele znaczyły zawsze były mile widziane, a to bardzo sobie ceniła. Włączyła ponownie piekarnik by po kuchni rozniósł się przyjemny zapach lazani, aromat pieczonego dania sprowadził golden retriwera do pomieszczenie. Zaśmiała się cicho widząc jak pies merda ogonem. Pogłaskała ją po głowie, czując jak miękka sierść zaplątuje się miedzy jej palcami. Słysząc sygnał cichego pykanie wyjęła przeźroczyste naczynie na aneks kuchenny. Syknęła cicho, gdy poczuła nieprzyjemny gorące roznoszące się po jej twarzy, gdy uchyliła wieczko. Wyjęła talerz z wnętrza szafki nakładając sobie niewielką porcję aromatycznej potrawy, chwyciła z lodówki gazowany napój, ruszając do jadalni. 
        — Mówię ci, że to jest dobry pomysł — mruknęła cicho, przewracając się na bok, gdy usłyszała rozmowy, które toczyły się w przedpokoju. 
        Jęknęła cicho, chcąc powrócić ponownie do krainy senny marzeń, Anika śpiąca w jej nogach również nie była zadowolona z przerwaniem spokojnej popołudniowej drzemki. Zaszczekała rozdrażniona, dopóki Julia nie przygarnęła ją do siebie, co natychmiast uspokoiło suczkę. 
        — Własny pies przeciwko mnie — nie zwrócił uwagi, gdy w salonie stanął Bennington w obecności Delsona, ponownie przymykając powieki. 
        — Ona by ciągle spała — słyszała jego rozdrażniony ton — Kogoś mi ona przypomina. 
        — Nie patrz tak na mnie! — bronił się gitarzysta — Nie jest to moją winą. 
        — Nie śpię konfidencje — mruknęła cicho, nawet nie mając chęci spojrzeć na muzyków. 
        — Nie jestem donosicielem młoda żmijo — odparł zgryźliwe, w następnej chwili umykał przed lecącą w jego stronę poduszką. 
        Zerwała się z kanapy chwytając kolejnego jaśka pognała w pogoń za bratem, który zniknął na jasnych stopniach rezydencji. 
        — Cześć Brad — krzyknęła w pośpiechu witając roześmianego bruneta. 
        — Pomóc ci? — zawołał słysząc wrzaski wokalisty na górnym piętrze i bojowe okrzyki jego siostry. 
        — Poradzę sobie — usłyszał padającą jej odpowiedź. 
        Mężczyzna przysiadł na jednym z foteli, wyczekując zakończenia się sporu między rodzeństwem Benningtonów. Zdarzały się między nimi awantury, które kończyły się w podobny sposób jak dziś, nawet jeśli byli obecni członkowie grupy nie chętnie palili się do pomocy piosenkarzowi bo z chęcią patrzyli jak wyrównuje swoje porachunki z młodą dziewczyną. Stała się to dla nich zabawa, w której lubili uczestniczyć. 
        — Julia! — poderwał się gwałtownie, słysząc huk z górnego piętra domu. Wybiegł po schodach, wiedziony głosami zwrócił się do jednej z łazienek. 
        Stanął w progu oniemiały, przetarł oczy ze zdumienia dostrzegając niecodzienną sytuację. Starszy mężczyzna stał przemoczony od stóp do głów, wilgotne ubranie przylegało szczelnie do jego ciała, z oklapłych włosów spływały krople wody. Z trudem powstrzymał napad śmiechu dostrzegając w dłoniach nastolatki słuchawkę prysznicową jej ułożona fryzura została zniszczona przez nadmiar wody, jednak z jej odzieży nie skapywały strumienie strugi kropel wody. 
        — Mówiłam, że się odegram! Nauczka za te wszystkie deszczowe poranki — mówiła z satysfakcją. 
        — Nie musiałam wylewać na mnie całej wody — mruknął rozzłoszczony, ściągając ciemny podkoszulek, ukazując wiele kolorystycznych tatuaży, które zdobiły jego ciało. 
        — Dobrze wiesz jak nie znosiłam jak mnie oblewałeś, to teraz poczuj jak to jest — wypowiedziała ciche słowa, zdejmując spinki z przemoczonych kosmyków włosów, które pomimo swojej jaśniejszej barwy stały się nieco ciemniejsze pod wpływem przemoczonych kocówek brązowej kaskady włosów. 
        — Nie lubię cię — marudził, odbierając od niej ręcznik. 
        — Boje się, że wasze sprzeczki mogą się skończyć w szpitalu — odezwał się Delson, gdy nastolatka przeszła obok niego susząc włosy jasnym materiałem. 
        — Raczej do tego nie dojdzie — odkrzyknęła z przedpokoju. 
        — Naprawdę musicie sobie dokuczać — zwrócił się do piosenkarza, który pozbył się przemoczonych ubrań, pozostając jedynie w bieliźnie. 
        — Nawet jeśli tego byśmy nie robili, to przechodzi samo z siebie — wyjaśnił skrupulatnie — Możemy nic nie robić, a możemy do taki spraw doprowadzić. 
        Muzyk westchnął cicho, wracając do salonu pozwalając by przyjaciele mogli się przebrać i wysuszyć z malej za tarczki słownej, która skończyła się w łazience. Przysiadł na sofie, na której wciąż smacznie spała Anika nieprzejętą walką między właścicielami. Przeczesał jej sierść, delikatnie uśmiechając się na jej widok. 

No comments:

Post a Comment