Sunday, July 26, 2020

I 14 — POZWÓL MI CHOCIAŻ NA MOMENT O SŁAWIE

        Przewróciła się z niechęcią na bok, tłumiąc narastający jęk w puchu bordowej poduszki. Odgłos kroków i ciche skrzypienie drzwi, wybudziło ją z głębokiego snu. Powstrzymała krzyk frustracji, który cisnął się na jej usta, gdy poczuła chłodną dłoń brata na swoim ramieniu i jego nawoływanie naglące by się zbudziła. 
        — Chester, zlituj się i daj mi spać! — marudziła, nie mając ochoty spojrzeć w jego ciemne tęczówki. 
        — Wybacz, że cię budzę, ale mam sprawę. 
        — Powiedz lepiej która jest godzina bym mogła się na ciebie wkurzyć — odparła z niechęcią, przewracając się na plecy, napotykając jego zaspane spojrzenie. Nad jego ramieniem dostrzegła ciemną noc, miliony konstelacji rozświetliło ciemną łunę niebios. 
        Srebrzysty blask księżyca wpadł przez otwarte okno, powiew chłodnego wiatru pozwalał poczuć nieco chłodu, bo gorących dnia w mieście aniołów. Fale upałów nawiedziły metropolie, nie dając mieszkańcom wytchnienia. Chłodny wiatr otulił jej nagie ramiona. Cielista koszulka nocna utrzymana na delikatnych ramiączkach otulało jej ciało. Czuła przyjemny chłód sierpniowej nocy, pozwolił jej na spokojny sen w objęciach króla snów. Dostrzegła, że trzymał na barkach swoją ulubioną skurzaną kurtkę, ciemne okulary, które często ze sobą nosił zawiesił na białej koszulce. 
        — Dochodzi druga w nocy — odpowiedział z lekką obawą, widząc jej rozszerzające się powieki. 
        — Czyś ty zgupiał — zakrył jej usta dłonią nie pozwalając jej dalej mówić, hamując potok gorzki słów cisnących się jej na usta. 
        — Pozwolę ci dalej spać, ale chce ci tylko powiedzieć, że nie będzie mnie przez dwa dni — wyjaśnił widząc jej zaciekawione spojrzenie. 
        — Dlaczego? — dopytała, nieco zmartwiona jego słowami, a zarazem ciekawością, która w niej tkwiła. Nie wspomniał jej przy ich wczorajszej rozmowie, że zamierza wyjechać. 
        — Adam załatwił nam koncert w Waszyngtonie wraz z wywiadem jednej w tamtejszych telewizji. Musimy jechać do stolicy, bo przepadnie nam ten występ — odpowiedział przysiadając na skraju materaca. 
        — Znam twoją pracę — wyjaśniła, domyślając się co go trapi — Poradzę sobie. Jedź, wiem, że kochasz śpiewać. Daj z siebie wszystko – dodała pośpiesznie, widząc czający się na jego ustach uśmiech. 
        — Będziesz mogła nas zobaczyć. 
        — Co masz na myśli? 
        — Stacja MTV ma transmitować festiwal, na którym gramy. Mam nadzieje, że będziesz oglądać — spojrzał na nią spod lekko przymrużonych powiek. 
        — Oczywiście, że będę. Kopnęłabym cię na szczęście, ale po co, skoro tyle już koncertów masz za sobą – słyszała jego radosny uśmiech. 
        — Nie przeginaj młoda! — przybrał nieco groźniejszy ton, jednak szczęście, które czaiło się w jego oczach nieco zepsuło poważną atmosferę którą pragną utrzymać. 
        — Wcale się nie boje. Wynoś się! Chce spać — pokręcił rozbawiony głową, życząc siostrze dobrej nocy. 
        Zanim opuścił jej pokój, zerknął na nią. Zagłębiła się w stosie poduszek i nakrywając się jasnym kocem wiedziona przez króla snów do jego krainy. Opuścił szybkim krokiem mieszkanie, chwytając między czasie torbę z rzeczami osobistymi. Zakluczył drzwi, zmierzając do autobusu stojącym na podjeździe. Przywitał się z Ryanem, który obdarzył go ciepłym uśmiechem, odpalając silnik pojazdu. Stłumił ziewnięcie, odrzucając czarną torbę w kąt autobusu. Jego uwagę przykuł Mike siedzący na pobliskiej kanapie z nogami ułożonymi na niskim stoliku. Widział pod jego oczami głebokie cienie. Opadł bezwładnie na kanapę, rzucając telefon na ciemny materiał sofy. 
        — Cześć — przywitał go Shinoda, tłumiąc narastający ziew. 
        — Hey. Gdzie chłopacy? — spytał, zainteresowany brakiem pozostałej części grupy  Śpią — mruknął, wskazując na część sypialnianą. 
        — Czemu ty nie prześpisz się tych paru godzin? 
        — Wiesz, z trudem przychodzi mi zasnąć, gdy ktoś wyrwie mnie ze snu — wyjaśnił posępnie, krzyżując dłonie na piersiach. 
        — Powinnieś odpocząć wieczorem czeka nas występ i chce żebyś był wypoczęty — martwił go stan przyjaciela. Chodź zaszła w nim ogromna zmiana w której starał się zapomnieć o nieudanym związku z Taylor, miewał chwile zwątpień. Jednak przywrócona nadzieja, pozwała mu nie rozmyślać na jej temat. Słusznie zauważył że ogromny postęp nastąpił odkąd spotkał się z Julią, która nieświadomie pozwoliła wrócić dawnemu Michaelowi. 
        — Rozumiem twoją troskę Chester, ale nie mam ochoty — odpowiedział mimowolnie — Wolę żebyś ty przespał te pół nocy – dodał, spoglądając na najbliższego przyjaciela. 
        — Nie zostawię cię samego, skoro nie masz ochoty spać co powiesz byśmy w coś zagrali? — podniósł się z wygodnego mebla, podchodząc do telewizora i konsoli skrytej na jednej z półek. Odnalazł w głębi szuflady płyty której poszukiwał. Spojrzał na przeźroczystą okładkę, czytając napis Medal of Honor. Pomachał pudelkiem w której tkwił dysk CD. 
        — Co powiesz na to? — spytał, widział jego rozszerzające się powieki, gdy dostrzegł okładkę gry. 
        — Miałem przyczynić się do twojej klęski — dodał ze śmiechem, malujący się na jego bladej skórze. 
        — Czyżby Shinoda? Sądzę, że to ja muszę się na tobie odegrać — dodał, rzucając mu jeden z czarnych dżojstików które złapał ruchem dłoni. Nie przejmując się panującym mrokiem za oknem spojrzeli na ekran telewizora w rogu pokoju, sterując swoimi postaciami. Wokalista, widząc ruch który umożliwił mu wygranie rozgrywki, zaszedł postać którą kontrolował Michael i kilkoma zręcznym strzałami człowiek leżał u jego stóp przyczyniając się do jego zwycięstwa. 
        — Mówiłeś coś o wygranej? — obdarzył przyjaciela radosnym uśmiechem, gdy ten z niesmakiem spoglądał na migający czerwony napis. 
        — Wykorzystałeś chwile mojej nieuwagi! — zauważył słusznie, spoglądając w jego ciemne tęczówki. 
        — Oczywiście, niezawodna taktyka — odparł rozbawiony, klęską młodszego mężczyzny. 
        — Co powiesz na rewanż? 
        — Chętnie znowu cię zniszczę — zaśmiał się z satysfakcją, pozwalając Mike’owi wybrać planszę na której mieli się zmierzyć. Mruknął zadowolony widząc jak raper wybiera jedną ze swoich ulubionych misji. 
        — Cześć chłopaki — szatyn odwrócił wzrok, spoglądając na Roba, który usiadł w wolnym fotelu. 
        — Obudziliśmy cię? — zapytał, ponownie skupiając się na grze. 
        — Nie — wyjaśnił, zakładając okulary na nos — Nie spałem — dodał pośpiesznie, przyglądając się zmaganiom wokalistom którzy mieli się w wojennej grze. 
        — Wyrównujecie rachunki z poprzedniej trasy? — spytał żywnie zainteresowany, przypominając sobie rudny w których fontann i lider mierzyli się w grze, jednak ostatni dzień w trasie nie pozwolił im wyrównać sporów w elektronicznej rozgrywce. 
        — Spike poniósł klęskę już na samym początku — odparł Chester, w ostatnim chwili dostrzegając jednego z żołnierzy przeciwnika. 
        — Prosiłem żebyście przestali mówić do mnie w ten sposób — zirytował się, zabijając żołnierza czającego się w rogu zrujnowanego pomieszczenia — Nie mam już szesnastu lat byście na mnie tak wołali — mruknął zmęczonym głosem. Nie lubił jak przyjaciele używali jego dawnym pseudonimów które wymyślono za czasów licealnych. Byli już dorosłymi mężczyznami i nie wypadało by mówiono do niego Spike czy The Glue które pod koniec liceum stały się dla niego męczące — Wygrałem! — dodał ucieszony, odkładając kontroler na miejsce — Jesteśmy kwita Chazz — dodał do przyjaciela, podnosząc się z wygodnej kanapy, podchodząc do maleńkiej kuchni. 
        — Rob zagrasz? — słyszał padające pytanie z jego ust. 
        Wyjął z szafki pudełko otwierając wieczko pod którym skrył nieco łakoci. Wrócił do przyjaciół siadając na wolnym fotelu, układając przyniesione ze sobą zbożowe ciastka na stoliku. Bennington wiedziony słodkim aromatem, spojrzał na przyjaciela. Dostrzegł na stoliku często widziane w domu łakocie które lubiła robić jego siostra, spojrzał na Michaela. Widząc jego pytające spojrzenie powiedział: 
        — Czy to nie ten ciastka na które Julia dała ci przepis? 
        — Dokładnie te — odpowiedział smakując kolejny łakoć — Nie powiem, ale posmakowały mi gdy byłem u was ostatnim razem — odparł. 
        — Młoda często je robi — powiedział, kradnąc jedno z okrągłych ciastek z jasnego talerzyka — Wspomniała że pomieszała kiedyś na kuchni kilka przypadkowych składników do ciasta. Kucharki wkurzyły się na nią, chciały ją wyrzucić ze zmiany, ale pozwoliły jej dokończyć to ciasto, gdy zaparła się że wie co robi. Podobno im posmakowały więc zostawiła przepis i co jakiś czas robiły je na deser. 
        — Julia gotuje? — zdumiony jego słowami, podniósł spojrzenie, zaintrygowany słowami wokalisty. 
        — Jak ma na to ochotę to coś zrobi, przeważnie robi coś z kuchni hiszpańskiej bo jest wielką fanką tych smaków — wyjaśnił spokojnie, nalewając do jasnego kubka świeżo zaparzonej kawy — Mogę jednak powiedzieć, że stara się unikać kuchni jak tylko może — dodał z lekkim rozbawieniem, przywołując we wspomnieniach próby nakłonienia osiemnastolatki to wspólnego gotowania. 
        — Czemu tak mówisz? 
        — Powiedzmy sobie szczerze. Julia i kucharka to dwa różne słowa w żaden sposób do siebie nie pasujące — odpowiedział, czując spojrzenie kolegów na sobie — Zdarzały się sytuacje gdy zostanie zmuszona to coś zrobi, ale głównie to jej dobra wola jeśli zdecyduje się zrobić obiad. 
        — Czyli przejąłeś obowiązki kucharza — Mike roześmiał się cicho, rozsiadając się wygodnie na miękkiej sofie. 
        — W sumie nie robi mi to różnicy. Dobrze wiesz że na śmieciowym jedzeniu długo nie dasz rady funkcjonować — widział jak delikatnie skinął głową na znak zrozumienia — Więc trzeba coś umieć sobie przyrządzić – odparł niemal obojętnie, kątem oka dostrzegając najnowsze wiadomości telewizyjne. 
        — Muszę się z tobą zgodzić — Robert poparł przyjaciela. 
        — Nie chce również żeby Julia spędzała czas na obowiązkach domowych, jest młoda, jeszcze się w życiu napracuje. Chodź nie ukrywam że czasami sama lubi pomagać — dodał, wzruszając ramionami. 
        — Sądziłem, że lubi leniuchować i malować obrazy — zażartował Michael, spoglądając na przyjaciela. 
        — Owszem, tutaj się z tobą zgodzę, ale pomimo faktu że lubi dłużej spać. Woli zająć się czymś kreatywnym lub iść na zajęcia do szkoły językowej — pośpieszył z wyjaśnieniami. 
        — Ciekawiło mnie odkąd poznałem Julie — wiedziony głosem Delsona podniósł wzrok, napotykając jego ciemne tęczówki, przetarł zmęczone powieki, gdy odgłos rozmów wybudził go z drzemki. Nie miał jednak powodu być złym, czasie tras zdarzały się wiele takich nocy gdy jeden z nich towarzyszył koledzy gdy nie mógł zmrużyć oczu, by móc udać się do krainy wiecznych snów. Odebrał od Roberta kubek z parującą kawą a aromat gorącego napoju otulił jego zmysły. Upił łyk napoju, obdarzając wokalistę ciepłym spojrzeniem — Jak długo się uczyła hiszpańskiego, zanim cię poznała? 
        — Wspomniała mi podczas jednej z rozmów że gdy zaczęła uczęszczać do gimnazjum, w podstawie programowej był to język obowiązkowy który musieli opanować. Po ukończeniu szkoły, odnalazła darmowy kurs który pozwolił się jej dalej kształcić w tym kierunku — czuł jak brunet opiera się o fotel na którym siedział, mówiąc dalej — W liceum jednak wywierali bardziej nacisk na japoński. Mówiła że mogła zrezygnować z tych zajęć na rzecz swojego ulubionego języka, jednak dała sobie szanse, po kilku miesiącach opuściła zajęcia, nie widząc efektów swojej nauki. 
        — Mówiła że gubiła się w podstawowych znakach Kenji — rzucił Michael pytająco, uśmiechnął się lekko gdy dostrzegł że kolega potwierdza jego sugestię. 
        — Owszem poprosiła nauczyciela by mógł ją przenieś na hiszpański. Zgodził się chociaż niechętnie bo widział w niej potencjał — odpowiedział, jednak jego niezadowolona mina świadczyła że słowa wychowawcy nastolatki nie były trafne w żaden sposób i popierał nastolatkę. Nie uważał tak gdyby jego siostra na jego prośbę nie pokazała mu jak naprawdę posługuje się tym językiem. Musiał przyznać jej rację co do jej rezygnacji — Nie powiem jednak czy słusznie to widział, bo Julia naprawdę nie radzi sobie z tym językiem — wyjaśnił. 
        — Owszem poprosiła nauczyciela, by mógł ją przenieś na hiszpański. Zgodził się, chociaż niechętnie, bo widział w niej potencjał — odpowiedział, jednak jego niezadowolona świadczyła, że słowa wychowawcy nastolatki nie były trafne i popiera osiemnastolatkę. Nie uważał tak, gdyby jego siostra na jego prośbę nie pokazała mu, jak naprawdę posługuje się tym językiem. Musiał przyznać jej rację co do jej rezygnacji — Nie powiem jednak czy słusznie to widział, bo Julia naprawdę nie radzi sobie z tym językiem — wyjaśnił widząc pytające miny Roba, Mike’a i Brada. 
        — Dobrze radzi sobie z hiszpańskim — zauważył gitarzysta, przypominając sobie jedną z jego rozmów z licealistką. Długie lata nauki w żaden sposób nie poszły na zmarnowanie, biegłość dziewczyny we władaniem jednym z jej ulubionych języków sprawiły, że mogła dobrze porozumieć się z rdzennymi mieszkańcami Hiszpanii, chodź forma, w jakiej mówiła sprawiała jej trudności – Akcent ma wciąż słaby — dodał. 
        — Wciąż nad nim pracuje — wyjaśnił Chester — Zapisała się głównie na zajęcia, by opanować barwą, ale również nieco poprawić biegłość posługiwaniu się rozszerzonymi czasami. Czasami umiejętnie wykorzystuje ten język. 
        — To znaczy? 
        — Zdarzają się momenty podczas naszych przepychanek słownych, często używa hiszpańskiego, gdy się zdenerwuje. 
        — Rozumiesz co do ciebie mówi? 
        — Nie koniecznie. Muszę jej kazać mówić po angielsku, bo inaczej się nie zrozumiemy — odpowiedział spokojnie, upijając ostatni łyk nieco chłodnego brązowego napoju. 
        — Zaskakujące, że wy się kłócicie — zaśmiał się Rob, nie przypominając sobie chwil, o których mówił ich przyjaciel. Uważał, że Julia i Chester dobrze się rozumieją a do awantur dochodzi między nimi praktycznie w ogóle, jednak miny Brada i Mike’a uświadczyły go, że nie wie zbyt wiele na ten temat. 
        — On i młoda jak zaczną się na siebie wydzierać to słychać ich w sąsiedztwie — mruknął posępnie Shinoda. 
        — Naprawdę? — piosenkarz jedynie skinął potwierdzająco głową — Sądziłem, że się dogadujecie. 
        — Nie zaprzeczę, jednak jak każde rodzeństwo lubimy się posprzeczać o błahostki. Julia jest cierpliwą osobą, jednak lepiej nie wytrącać ją z równowagi — pośpieszył, widząc zaintrygowane spojrzenie Bourdona. 
        — Wolę nie wdawać się po raz kolejny w nią w rozmowy jak będzie tak wkurzona! — zastrzegł Mike, podchodząc do aneksu kuchennego. 
        — Wybacz stary — powiedział nieco skruszonym głosem. 
        — Ma charakterek jak ty — oparł się o blat, wodząc wzrokiem po twarzach muzyków. 
        — Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy — brunet zajął miejsce wieloletniego przyjaciela i utkwił w spojrzenie w Benningtonie — Nie myślała o zdobyciu certyfikatu na tłumacza, gdy ukończy osiemnasty rok życia? 
        — Szczerze? 
        — Tak. 
        — Nie rozmawiałem z nią na ten temat, więc nie jestem w stanie ci odpowiedzieć czy rzeczywiście pójdzie w tym kierunku. Jeśli będzie chciała to zrobić to pewnie zapisze się na testy, ale na razie nie widzę chęci z jest strony by iść na jakiekolwiek kursy. Owszem poszła na kurs prawa jazdy, bo zawsze chciała prowadzić, jednak do zdawania egzaminów lepiej jej nie zmuszać — mówił szatyn, wcześniej byłby zaskoczony jak dużo wie na temat siostry i jak dobrze poznał jej zachowanie, teraz wydawało się to naturalne. Długie godziny spędzone czasu z młodą Bennington, pozwoliły mu nieco ją poznać i w jakiś sposób zrozumieć jej zachowanie. Owszem nie znal o niej prawdy z poprzednich lat, która wydawała się dla niej męczące. Nie chętnie chciała o tym rozmawiać, jednak po kilku próbach nakłonienia jej do rozmowy i wyznać, zrozumiał, że musi pozostawić to w sposób, jaki jest i tylko czas pokaże jak potoczy się ich losy, czy zdecyduje się mu opowiedzieć o swojej przeszłości. Musiał być cierpliwy i nie wywierać na niej presji. 
        — Nie lubi się uczyć? 
        — Nie powiedziałbym tego w taki sposób. Owszem nie lubi siedzieć długo nad książkami, lecz nie lubi pisać testów. Prymuską raczej nie jest, ale stara się mieć dobre oceny — zdobywając informacje na temat siostry i potencjalnej adopcji musiał dowiedzieć się o jej wynikach w nauce. Pomimo że jej wyniki nie były najwyższe a wahały się między dobrymi a średnimi ocenami, nauczyciele nie skarżyli się na nią w żaden sposób, jedyne uwagi, jakie pisali dotyczyły sprzeczek a w najgorszym wypadku bójek z innym uczniem, przez co musieli wzywać jej opiekunów, gdy została przyłapana na bijatyce. Zauważył również skargi dotyczące jej nieuwagi na lekcjach, gdy zaczęła coś rysować i nie skupiała uwagi na zajęciach, na których uczęszczała. Nikt by nie podejrzewał, że Julia pomimo swojej opanowania potrafi być zadziorna i postawić na swoich i postara się wymyślić kąśliwą uwagę, by zaripostować osobie, jaką ją obraża. Cechy wspólne, które ich łączyły, były widoczne podczas ich sprzeczek czy kłótni. Wyrwał się z odmętów swoich wspomnień przyłączając się do rozmowy kolegów.
       
         Usiadła na skraju małego oczka wodnego, chłodna bryza płaszczyzny wodnej otulała jej skąpaną w promieniach słonecznych twarz. Snopy jasnego światła odbijały się o wzburzoną taflę jeziora. Chwyciła swoje ulubione okulary, leżące nieopodal zakładając na nos.
        Kaczka usiadła na wodzie, wzburzając jej odmęty, gdy zaczęła pływać swoją ulubioną trasą. Anika leżące tuż obok niej zaszczekała, widząc pływające zwierzę, ucieszona faktem, że staw zasiedliła kolejne dwunożne zwierza, chciała już pobiec, by poganiać zwierzęta, jednak uścisk na obroży powstrzymał ją przed dalszą gonitwą. Julia dobrze wiedziała, że pies nie radzi sobie zbyt dobrze w wodzie, wolała uniknąć jej temperamentowi do bieganiny w chłodną toń jeziora. Nie chciała, by stała się jej krzywda.
        — Anika nie wolno! — skarciła psa, który podkulił ogon — Nie umiesz pływać, nie chce, byś się utopiła — dodała pośpiesznie, głaszcząc ją za uszami, co wystarczyło ją pocieszyć. Suczka rzuciła się na nią, liżąc po twarzy — Ja też cię kocham — zaśmiała się, gdy ułożyła łepek na jej kolanach, spoglądając na staw i stadko kaczek pływające po wodzie.
        Wykorzystała nieobecność swojego brata, zabierając jego towarzyszkę na długi spacer po jej ulubionym parku, ona sama niechętnie chciała spędzać kolejnego dnia w domu. Korzystając z dnia, w którym nie brała udział w kursie językowym, postanowiła poleniuchować na łonie natury. Ułożyła się wygodnie na miękkim kocu, który ze sobą zabrała, spoglądając na przechadzających się ludzi. Jej uwagę przykuła dziewczynka w splątanych w dwa warkoczyki blond włosy, która siedziała na jednej z huśtawek, rozmawiając z wysoką szatynką. Energiczna pięciolatka mówiła coś mamie, spoglądając w jej kierunku. Uśmiechnęła się na sam widok. Przypomniały jej się dziecińce marzenia o posiadaniu rodziny, ciepłego i bezpiecznego domu, który zawsze jest ostoją w ciężkich dniach. Wyobrażała sobie zabawę na podwórku z bratem lub siostrą, z którymi pomimo kłótni mogła się dogadać. Jednak zrozumiała, że marzenia czasami nasz zawodzą, a ona boleśnie zetknęła się z prawdą niespełna kilka lat później, gdy zorientowała, że została porzucona i nikt tak naprawdę jej nie kochał. Stłumiła narastający płacz. Nie lubiła powracać do tych wspomnień, wywoływały u niej smutek, które nie pragnęła odczuwać. Życie w bidulu nigdy nie było łatwe i chodź, jej życie zmieniło się, obrazy tamtych dni pozostaną w jej umyśle, pozostawiając spustoszenie. Jednak chwile zwątpień jak ta zdarzały się rzadkością, a ona pozwoliła żyć sobie dniami szczęśliwymi, odgonić od siebie koszmary senne, które ją niszczyły.
        — Mogę ją pogłaskać — uniosła głowę, słysząc padające pytanie. Napotkała spojrzenie małej dziewczynki, ciepłe zielone oczka spoglądały na suczkę, która leżała na jej udach pozwalając sobie, by nastolatka nieświadomie głaskała ja po miękkiej sierści. Jej nieśmiały uśmiech nieco ją peszył jednak oczy pełne radości, spoglądały na zwierzaka. Nie była pewna jak postąpić, jednak nie chciała odbierać radości dziecku.
        — Oczywiście — odparła z pogodnym uśmiechem, zabierając dłoń, ku niezadowoleniu suczki, której wyraźnie spodobała się zaistniała sytuacja. 
        Sześciolatka usiadła na skraju miękkiego koca, delikatnie głaszcząc sierść golden retriwera. Widząc jej radość, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Drobny gest a sprawił ogromną przyjemność dziecku. Anika również nie wydawała się niezadowolona z tego powodu, nie dało się ukryć, że lubiła być rozpieszczana, kochała, gdy okazywano jej czułość. Sama potrafiła odpłacić swoją bezinteresowną miłością. Suczka była niezwykle uczuciowa na jej punkcie, potrafiła wyczuć, gdy pod osłoną nocy obawiała się zasnąć, gdy po raz kolejny niewygodne wspomnienia nawiedzały jej umysł, przychodziła do niej, przytulając się do niej. Czytała wiele opinii, że psy wyczuwają złe samopoczucie swoich właścicieli, ale również ich rozwinięte zmysły potrafią odkryć wczesne stadiów groźnych chorób, podchodziła do tego sceptycznie jednak gdy Anika zjawiła się w jej życiu i zrozumiała, że opinie właścicieli czworonożnych przyjaciel są słuszne, musiała przyznać im rację. 
        — Jak ma na imię? — spojrzała na dziewczynkę, która uradowana przyglądała się jej z ciekawością wymalowaną na twarzy. 
        — Wabi się Anika — widząc jak pies, przymyka oczy, zrozumiała, że to czas jej południowej drzemki i musiała wracać do mieszkania. 
        — To pani piesek? 
        — Anika należy do mojego brata, jednak ja również się nią opiekuje — wyjaśniła, wkładając butelkę wody do ciemnej torby. 
        — Jest śliczna — zachwyciła się. 
        — Dziękuje 
        — Lucy, tutaj jesteś — wiedziona kobiecym głosem, spojrzała na ciemnowłosą, która stanęła za córką. Zdenerwowanie ustąpiło uldze, które odbijały się w jej jasnym spojrzeniu — Wszędzie cię szukałam — dodała, podnosząc córkę z soczystej zielonej trawy — Prosiłam cię tyle razy, żebyś się nie oddalała bez mojej wiedzy  skarciła ją, a dziewczynka jedynie wtuliła się w jej ramiona, szepcząc ciche słowa przeprosin  Przepraszam za córkę — zwróciła się do licealistki, która złożyła koc w równą kostkę  Jest bardzo energiczna i wszystko ją interesuje. 
        — Jak każde dziecko, chce poznać świat. 
        — Naprawdę panią przepraszam. Lucy uwielbia psy, bardzo chce byśmy z mężem, kupili jej publika, jednak nie możemy sobie na to pozwolić — wyjaśniła. 
        — Potrafię panią zrozumieć. Anika jest bardzo przyjaźnie nastawiona do dzieci, więc nie zrobiła małej krzywdy. 
        — Wierzę, jednak alergia Anthony’ego, nie pozwala nam na posiadania psa. 
        — Rozumiem panią doskonale, mój przyjaciel również jest alergikiem i potrafię zrozumieć państwa obiekcie — powiedziała spokojnym głosem, chowając koc do wnętrza torebki. 
        — Jeszcze raz przepraszam za Lucy — powiedziała nieco pogodnym głosem. 
        — Będzie pani jeszcze tu z Aniką? — dziewczynka, widząc jak mama, chce się oddalić, zagadnęła osiemnastolatkę. 
        — Skarbie nie wypada kogoś niepokoić. 
        — Mamusiu, ale to śliczny piesek. 
        — Wiem, jednak nie wolno się narzucać — upomniała rodzicielka.
        — Ale… — nie usłyszała potoku dalszych słów, gdy kobieta oddaliła się z córką trzymając ją w ramionach. Zarzuciła torbę na ramiona, chwytając smycz, wolnym krokiem ruszając w stronę jednej z bardziej ruchliwych ulic. 
        Westchnęła cicho, czując napływ pojedynczych kropel wody. Zamrugała szybko odganiając ponure wspomnienia. Czasami przychodziło jej na myśl wiele pytań. Czy gdyby John okazał odrobinę ojcowskiego serca pozwalając zatrzymać żonie nowo narodzoną córkę? Dziecięce marzenie o posiadaniu rodzinny były odległe, stały się jedynie czym nie osiągalnym, gdy zrozumiała, że tak naprawdę była niechciana, bolał ją fakt, że została porzucona tylko dlatego, że ojciec okazał się był wobec niej oziębły. O czym myślał, gdy kazał ją porzucić? Pytanie, które wciąż ją niepokoiło, nie odważyła się z nikim o tym rozmawiać i wyjawić wątpliwości, które wciąż nią targają. Wzburzył ją fakt, że ona została wychowana u obcych ludzi bez poczucia bezpieczeństwa i opieki. John w tej chwili opiekował się nową córką pokochał ją gdy założył rodzinę z nową partnerką. Czym zawiniła, że ją odrzucił? Zaakceptował każde swoje dziecko ją pobawił rodzinnej miłości. Co zrobiła, by zasłużyć sobie na taki los? Wyrwana z głębi umysłu, sięgnęła po wibrujący telefon w kieszeni. Nie spoglądała na numer dzwoniącego, przełożyła słuchawkę do ucha, starając się przybrać maskę niewzruszonej licealistki, która zapomniała o krzywdach, jakie jej wyrządzono: 
        — Cześć Julio — rozradowany głos Delsona, rozbrzmiał po drugiej stronie. 
        Przełknęła ciężko ślinę, starając się mówić opanowany głosem. 
        — Hey Brad — jej obolały ton nieco ją zasmucił, wiedziała, że przyjaciel zrozumie, że coś jest nie w początku. Nie pomyliła się, gdy usłyszała padające pytanie z jego ust: 
        — Czy wszystko dobrze? 
        — Tak — odpowiedziała szybko, przybierając wesołą minę. 
        — Nie jestem do tego przekonany — mówił posępnie — Nawet przez telefon słyszę, że coś ukrywasz. 
        — Nie chce cię zasmucać swoimi problemami. Gracie koncert za dwie godziny, nie chce byś o mnie myślał. 
        — Maleńka starasz się mnie okłamać i zwieść, przekonując do swoich racji. Im dłużej będziesz zaprzeczać tym bardziej będziesz żle się z tym czuć, a ja nie zamierzam ukrywać, że się martwię o ciebie. 
        — Przepraszam Brad, ale nie chce o tym rozmawiać! 
        — Nie ufasz mi? — zatrzymała się, gdy sens jego słów ugodził jej serce. 
        — Nie to miałam na myśli — westchnęła cicho, przechodząc na drugi kraniec ulicy — Wydaje się to proste w twoim mniemaniu, ale uwierz dla mnie to trudne. 
        — Julio, mogę się domyślić co tak bardzo cię męczy ale zrozum, na niczym mi tak bardzo nie zależy byś czuła się swobodnie w naszym towarzystwie — odgłos zamykanych drzwi potoczył się po drugiej stronie — Stałaś się dla mnie bliską osobą, pokochałem cię jak młodszą siostrę, której mi brakowało. Gdy dorastałem z trójką braci, czasami tęskniłem za dziewczęcego towarzystwa. Wydawać się mogło dziwne, ale nawet chłopacy mają siebie dość i pragnął pogadać z kim płci przeciwnej i to nie zawsze chodzi o zaloty czy romanse — roześmiała się cicho na jego słowa  Pokochałem cię jak siostrę, której nie miałem. Zależy mi na tobie równie mocno, jak Chesterowi czy reszcie chłopaków. Uważasz, że teraz pozwolilibyśmy ci odejść. Przywiązaliśmy się do ciebie, pomimo że znamy się stosunkowo nie długo. 
        — Doceniam wasze starania i zagazowanie. Pozwaliście mi odkryć co znaczy spokój i bezpieczeństwo. Dobrze wiecie, że znałam was już dużo wcześniej, ale od momentu, kiedy mogłam z wami porozmawiać poczułam że mam oparcie. W jakimś stopniu wiem, że nie jestem sama — nigdy nie wyznała nikomu tak szczerych słów. Obecność zespołu oraz ich nastawienie i stosunki, jakie ich połączyły dało jej szanse poznania tej szóstki mężczyzn których powdziewa wiele osób na świecie. 
        — Opowiesz co się wydarzyło? — ponaglił swoje pytanie, gdy weszła w progi chłodnego mieszkania, uwalniając suczkę ze smyczy. Anika uciekła w stronę salonu, pozostawiając ją samotnię stojącą w cieniu korytarza. 
        — Nie jest to rozmowa na telefon — wyjaśniła, opanowanym głosem, zdejmując swoje ulubione conversy, odrzucając je w bok, Wolnym krokiem weszła do wszechstronnej kuchni, opadając na krzesło barowe. Upał doskwierał mieszkańcom Los Angeles od wielu dni nie dając chwili wytchnienia. Noce przy otwartych oknach stały się codziennością a chłód który opanował mieszkania pozwalał skryć się w ich wnętrzach przed zdradzieckim słońcem. 
        — Nie chce naciskać, ale porozmawiasz ze mną, gdy wrócimy? — zawziętość tych muzyków nie raz ją zaskakiwała. Musiała przyznać, że nie tylko wokalista potrafił postawić na swoje, z czasem odkryła, że i członkowie grupy równie tak, jak on dążą do wyznaczonych sobie celów uparcie trzymając się swoich postanowień. 
        — Oczywiście — zgodziła się wiedząc że Delson nie pozwoli jej zapomnieć o tej dyskusji. 
        Czy było to dziwne, że zespół powoli burzył mury, jakim się odgradzała i pozwalała sobie pomóc? Wcześniej wydawałoby się to dla niej niepoprawne jednak jej życie się odmieniło. Znikała jej dawna natura skrytości, nieufności i agresji, jaka się w niej czaiła, zaczynała czuć, że jest sobą, Nie imitacją zagubionej nastolatki z sierocińca, lecz pogodnej osiemnastolatki z ambicjami i marzeniami o studiach plastycznych. Obawiała się odrzucenia podania i chodź czekał ją ostatni rok szkoły średniej w jej sercu tkwił strach że nie dostanie się na wymarzone studia. Martwił ją trzecia klasa liceum, bo duży wpływ mają ostateczne oceny na przyjęcie na dobrą uczelnię. Chęci studiowania rysunku mogły się bardziej, bo szczerej opinii Michaela, wiedziała, że nie może polegać jedynie na jednej osobie, ale jego słowa uznania wiele dla niej znaczyły. Ceniła sobie jego rady i czas, jaki jej poświęcał by mogła szkolić i rozwijać swoje umiejętności. Odłożyła telefon po pożegnaniu z Bradford’m chwytając szklankę zimnej lemoniady. Musiała jednak przyznać, że czas w towarzystwie zespołu nie biegł jej niespodziewanie szybko, wydawało jej się jak gdyby były długie ale nie czuła się nimi zmęczona a wręcz przeciwnie. W głębi serca nie chciała by wakacje się kończyły, lecz trwały dłużej. Nie chciała by te dwa tygodnie przemijały i musiała wracać do ławek szkolnych i poranków wstawiania o wczesnej porze. Muzycy dobrze wiedzieli jakim koszmarem jest dla niej wczesne wstawianie a w szczególności skutki takich poranków nie jednokrotnie doświadczył Chester, jednak potrafił znaleźć sposób by ją uspokoić. 
        Mruknęła cicho, gdy spojrzała na zegarek. Wskazówki wyznaczały południe a ona nie miała ochoty cokolwiek robić. Chęć przygotowania meksykańskiej potrawy nosiła się za nią od kilku dni. Chwyciła tablet leżący na blacie, przeglądając strony z kuchnią meksykańską. Odnalazła przepis, jaki ją ciekawił przyglądając się składnikom które były jej potrzebne. Cieszyła się, jednak że wczoraj poszła na większe zakupy wraz z Chesterem więc mogła spokojnie przygotować nieco ostrzejszy posiłek. 
    
        Siedziała wieczorem w przyciemnionym salonie, skąpe światło lampki otulał mrok, pozwalając się wyciszyć. Odgłos miasta przerywał jedynie ten harmonijny spokój, w którym tkwiła. Odnalazła program, jaki ją ciekawił, pogłaśniając odbiornik telewizyjny. Godzina rozpoczęcia koncertu zespołu płynął nieubłagalnie a ona wyczekiwała z niecierpliwością aż telewizja rozpocznie transmisje występu przyjaciół. Gdy wybiła godzina dziewiąta dobrze znane nuty rozpoczynające One Step Closer rozbrzmiały na stadionie. Oko kamery spojrzała na dobrze bawiącą się publiczność a ona z zazdrością przyglądała się grupie młodych ludzi skandujących nazwę zespołu. Chciała się znaleźć na ich miejscu, wejść w tłum nastolatków i dorosłych, którzy pokochali kapele Linkin Park i bawić się wraz z nimi do utworów, które nosili w sercu. Śpiewać wraz z bratem ballady, które uwielbiała, jednak wiedziała, że nie może mieć wszystkiego. Cieszyła się, że noszą radość do muzyki i przekazują ją swoim fanom. Nudząc słowa utworu No More Sorrow, chwyciła miskę chrupek którą ze sobą przyniosła. Chodź lubiła zdrowe jedzenie i dobrą kuchnię, lubiła czasami chwycić niezdrowe jedzenie. Nie robiła tego rzadko, jednak tylko wtedy gdy miała na to chęci. Godzinę później koncert zakończył się a ona pozwoliła by program z ulubionymi utworami w tym miesiącu leciała w tle. Chwyciła telefon wybierając numer Dave’a, gdy Chester nie odpowiedział na jej wiadomości. Lekko zawiedzioną porażką skontaktowania się z zespołem nie liczyła, że Pheonix podniesie telefon, jednak spotkała się z miłym zaskoczeniem, gdy usłyszała jego zmęczony, ale nieco rozbawiony głos po drugiej stronie. 
        — Myślałam ze się do was nie dzwonie — powiedziała, słyszała jego rozbawiony głos. 
        — Jeśli masz na myśli twojego brata, to nie jest w stanie odebrać — odpowiedział pogodnie. 
        — Dlaczego? 
        — Jakby to powiedzieć — urwał by dobrać słowa które chciał jej przekazać jednocześnie przyglądając się wokaliście który leżał nieruchomo na ciemnym dywanie bez chęci by wstać — Jest wykończony i nie ma siły wstać z podłogi. 
        — Co on wyprawiał? — spytała nieco zaniepokojona jego stanem. 
        — Dzisiejszy koncert go wykończył. On i Mike nie spali tej nocy. Mieliśmy intensywny dzień w mieście. Po tak długiej przerwie od ostatniej trasy nieco opadli z formy — wyjaśnił przyglądając się wokalistom — Nie rzadko im się to zdarza jak teraz, że ledwie się trzymają na nogach — dodał, gdy poczuł spojrzenie Benningtona na sobie. 
        — Powiedz młodej, że później do niej oddzwonię — mruknął posępnie, przewracają się na plecy. Skinął lekko głową, przyglądając się Michaelowi, który siedział z zamkniętymi oczami opierając się o ramię Delsona. 
        — Słyszałaś? — zagadnął ją. 
        — Tak, przekaż mu, żeby odpoczął. Chciałam się tylko upewnić, że wszystko jest dobrze. 
        — Rozumiem Julio — odpowiedział cicho – Jak podobał ci się koncert? Mam nadzieje, że oglądałaś. 
        — Tak, obejrzałam transmisję. Przyznać się muszę, że wolałabym być tam z wami niż tutaj w Los Angeles. 
        — Zabierzemy cię następnym razem i pobawisz się na podczas naszego występu. 
        — Skąd wiesz, że nie byłam was już nie obejrzałam na żywo — uniosła pytająco brew 
        — Dobra wróżka mi powiedziała, że chciałabyś uczestniczyć — odparł mrugając do piosenkarza. 
        — Dobra wróżka? — powtórzyła — Wydaje mi się, że ten dobry czarodziej to facet starszy ode mnie o dziesięć lat i nosi takie samo nazwisko co ja — roześmiał się na jej słowa. 
        Rozmawiali jeszcze chwile, zanim pojawił się Jim prosząc ich by wracali do autobusu bo mają kilka godzin podroży przez sobą, by wrócić do domu. 





No comments:

Post a Comment