Sunday, July 26, 2020

I 10 — CHCE ZAZNAĆ SZCZĘŚCIA LETNICH IGRASZEK

            — Julio, wiem, że lubisz leniuchować, ale pora już wstać — z trudem otworzyła lekko załzawione oczy, Chester stał nieopodal, z założonymi rękoma na piesiach.
        — Nie mam ochoty – marudziła, zachrypniętym głosem. 
        Miała trudności z mówieniem, jakby coś uwięzło jej w krtani, nie pozwalając wypowiedzieć żadnego słowa. Skryła twarz w puchu poduszek, tłumiąc narastający kaszel.
        — Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? — zapytał, podejmując kolejną próbę, nakłonienia nastolatki do wstania z łóżka.
        — Dochodzi południe — wychrypiała słabym głosem, gdy jej powieki powoli się przymknęły.
        — Dobrze się czujesz? — zmartwiony głos mężczyzna ogłuszył jej zmysły, powodując w jej umyśle chaos, jakby wybuchnął w niej ładunek wybuchowy. Głośniejsze dźwięki były powodem jej cierpień i huku, który zaistniał w jej głowie.
        — Okropnie — uskarżyła się, nie mogąc powstrzymać napadu duszącego kaszlu.
        Poczuła jak materac obok niej, ugina się, ciepła ręka brata zmusiła ją, by odwróciła się na plecy, z niechęcią uczyniła jego prośbę, dotyk jego chłodnej dłoni wywołał u niej nieprzyjemny dreszcz.
        — Jesteś rozpalona — mruknął ciszej, czując pod opuszkami palców wyraźnie podwyższoną temperaturę, jaka ogarnęła nastolatkę. Odpowiedziała coś cicho, nie potrafił jednak dosłyszeć jej słów, gdyż ponownie odwróciła się na brzuch, zakrywając się ciepłym kocem.
        — Ja dziś stąd nie wychodzę — usłyszał jej nieco stłumione słowa.
        Westchnął cicho, widząc nie najlepszy stan zdrowia siostry. Podniósł się z materaca, musiał pomóc jej zbić gorączkę, nie był pewien, co mogło ją złapać, jednak mógł domyślić się to infekcja gardła, nie mówiła zbyt dobrze, utrudniało, jej coś mówię. Zszedł po schodach, kierując się do kuchni. Odszukał w szafce termometr i lekki przeciwbólowe, słysząc dźwięk gotującej się wody. Zalał ciemną herbatę wodę, odrobinę miodu pitnego znalazło się w parującym napoju. Wiedział dobrze, że Julia nie znosi, żadnych dodatków do ciepłej esencji herbaty, jednak dziś pozwolił sobie dodać odrobinę słodkiej substancji. Chwycił ciemny kubek i wcześniej przygotowane lekarstwa, wracając do pokoju licealistki.
        — Śpisz? — przerwał ciszę, która unosiła się w sypialni.
        — Nie — usłyszał jej niewyraźną odpowiedź — Chętnie jednak bym zasnęła — dodała, odwracając się do niego, odebrała od niego kubek, z ciepłą cieszą, upiła łyk napoju, pozwalając zmierzyć sobie temperaturę.
        — Duża?
        — Niestety tak — odpowiedział, przyglądając się liczbą na termometrze — Trzydzieści dziewięć stopniu — wyjaśnił, spoglądając na nią zmartwiony — Zadzwonię po znajomą lekarkę, nie chcę byś w takim stanie, jeździła po szpitalach — dodał, wyciągając telefon, wybrał numer doktor, opuszczając pokój.
        Odłożyła kubek na szafkę, ponownie odpadając na ciepłą pościel. Chwyciła koc leżący nieopodal, zakrywając się po same ramiona. Nie miała nawet siły, by cokolwiek zrobić, jedyne, o czym marzyłaby zagłębić się w krainie marzeń i nie powracać z niej, dopóki nie poczuje się lepiej. Stłumiła w puchu małej poduszki narastający po raz kolejny atak kaszlu, a samotne łzy opuściły jej jasne spojrzenie. Wytarła słone krople łez, przymykając ociężałe powieki. Słyszała rozmowę Benningtona, rozmawiającego na korytarzu. Nie przysłuchiwała się jego słowom, nie ciekawiło ją tok przebiegająca rozmowa przez muzyka i jego znajomą. Mruknęła niezadowolona, gdy usłyszała dźwięk powiadomienia telefonu, z niechęcią sięgnęła po jasny telefon, odczytując treść wiadomości tekstowej. 

Jeśli twoje zgoda wciąż jest ważna, co do lekcji rysunku, czy moglibyśmy się dziś spotkać? 
Mike 


Moja decyzja się nie zmieniła, wciąż chce żebyś pokazał mi w tym tkwi problem w moich pracach. Niestety dziś, nie mogę się z tobą spotkać. 
Julia 

        Wystukała treść wiadomości, odrzucając telefon na drugą poduszkę, gdy do pokoju wszedł Chester z informacjami od znajomej lekarki.
        — Annie będzie za godzinę, jeśli chcesz to prześpij się zanim przyjedzie — wyjaśnił, widząc jej mętne spojrzenie.
        — Dobrze — odpowiedziała, słysząc cichy dźwięk melodii. Sięgnęła po urządzenie, odczytując wiadomość Michaela. 

Czy coś się stało? 
Mike 

Nie czuje się dziś na siłach. Wybacz Mike, spotkajmy się innym razem. 
Julia 


         Miałaś spać, a nie umawiać się na randki  zaśmiał się szatyn, obserwując poczynania siostry.
         W tej chwili nie mam ochoty się z nikim spotykać  wyjaśniła jedynie  Mike chciał dziś przyjechać, bo prosiłam go by mi pokazał, jakie błędy mi się przydarzają przy tworzeniu rysunków.
         Wspomniał mi coś o tych lekcjach  przysiadł na skraju łóżka, przypominając sobie ostatnią rozmowę z przyjacielem.
         Myślał, że uda nam się dziś zacząć tę zajęcia, niestety plany muszę zmienić.
        Sygnał przychodzącego powiadomienia, wybudził ją z lekkiej zadumy, chwyciła telefon odczytując treść kolejnej wiadomości. 

Zmartwiły mnie twoje słowa. Powiedz mi szczerze, co ci dolega? 
Mike 

Chciałabym to wiedzieć, czuje się bardzo źle od rana. Musiałam złapać mnie jakaś infekcja. 
Julia 

Przyjechać do ciebie? 
Mike 

Nie, nie jest to konieczne. Chester już się mną zaopiekował. 
Julia 



Dobrze, napisz do mnie jeśli poczujesz się lepiej. 
Mike 

        Odłożyła telefon na szafkę, chwyciła kubek z parującą nadal cieczą i dopijając jej ostatnie łyki. Rozejrzała się, po sypialni, lekko zaskoczona brakiem obecności młodego mężczyzny w pokoju. Musiał opuścić sypialnie, gdy ona rozmawiała z Shinodą. Wzruszyła ramionami, zanurzając się ponownie w ciepłej pościeli. Objęcia Morfeusza szybko zabrały ją do krainy wiecznego szczęścia, marzeń, które mogły spełnić się jedynie w swoim wyimaginowanym świecie snu, gdzie nie ma granic, a demony, które targają twoją zranioną duszą mogą odejść w zapomnienie.
        Jęknęła słabo, gdy została nagle wybudzana, z pięknego sennej mary, w którą wpadła.
        — Chester, daj mi spać — mruknęła zachrypniętym głosem, gdy dostrzegła nad sobą twarz młodego muzyka. 
        — Przykro mi, że cię budzę, ale lekarka przyszła — jej spojrzenie powędrowało, na kobietę stojącą przy jasnej komodzie, jasne pasma włosów upięła w wysokiego koka, jasny ocień szarych tęczówek przyglądał jej się z uwagę, biła od niej troska i chęć pomocy. Śmiało mogła powiedzieć, że dorównywała wiekiem Benningtonowie, była zaledwie dwa lata starsza od piosenkarza. Nie miała na sobie typowego uniformu lekarskiego. Jasny żakiet idealnie komponował się w krój ciemnych spodni, buty na delikatnym obcasie wydawały się idealnym połączeniem do długich godzin spędzonych w drodze do domów pacjentów.
        — Dobrze, już wstaję — uniosła się na poduszkach, poprawiając niesforne kosmyki włosów, które opadły jej na twarz.
        — Zostawię was same — wolnym krokiem ruszył do wyjścia, odwrócił się zatrzymując spojrzenie na jasnowłosej — Annie chcesz coś do picia?
        — Nie rób sobie kłopotów — wyjaśniła doktor, spoglądając na niego — Za pół godziny mam kolejną wizytę, więc długo mi nie zajmie badanie — dodała, wyciągając stetoskop.
        Wolnym krokiem opuścił sypialnie nastolatki, słysząc rozmowę swojej znajomej z licealistką. Zszedł do jasnego salonu, usiadł na jednej z kanap, spojrzał na swoją publikę, która wbiegała do pomieszczenia, uratowana zabawą na świerzym powietrzu, podbiegła do niego zadowolona, merdając ogonem, podrapał ją za uchem, uszczęśliwiając bardziej swojego psa. Martwił go stan Julii, jeszcze wczoraj dobrze bawiła się w basenie wraz Brad’m. Nie mógł nie zauważyć zmiany, która w niej zaszła, w przeciągu tych kilku tygodni, które spędziła w ich obecności. Przypominając sobie tę nieśmiałą i zagubioną nastolatkę, jaką poznał, widział w niej ogromną zmianę, którą przeszła, znacznie się zmieniła. Widywał często uśmiech na jej ustach, z czego nie wątpliwie się cieszył, smutek zastąpiła radość. Nadszarpana samoocena i poczucie niższości, którą jej wpojono przez tak wiele lat samotności, powoli się odbudowywała. Niczym jak kolejne cegiełki stawiane na nowym fundamencie. Zaczęła nowe życie, w inny miejscu w otoczeniu osób, które pragnął jedynie jej szczęścia i sukcesów, które z drobną pomocą na pewno osiągnie. Nastolatkę, którą spotkał w Phoenix jakby już nie istniała, przeszła ogromną zmianę osobowości. Młodość, którą musiała kryć w głębi swojego serca, opuściła ją, mogła wreszcie poczuć się zwykłą osiemnastolatką, z planami na przyszłość, marzeniami, które pragnie osiągnąć. Był pewien, że pomoże jej spełnić ambicje, które nosiła w głębi swojego umysłu. Wcześniejsze lata musiała radzić sobie samotnie, rozwijać swoje zainteresowania, nikt nie pragnął dostrzec drzemiącej w niej umiejętności i pomóc jej rozwinąć, pokierować by poszła w odpowiednim kierunku. Postanowił sobie, że pomoże Julii rozwinąć skrzydła, nie chciał by pocięto jej skrzydła. Miała możliwości kształcenia, czy otwarte drogi do innych pragnień życiowych. Zawsze wierzył w swoje marzenia, uważał, że jeśli się czegoś pragnie, osiągniesz swój cel w życiu, tę szansę chciał podarować swojej młodszej siostrze, nie stłamsi jej zapału, który w niej odżył. Podaruje jej to, czego brakowało jej przez tak wiele lat, życia w sierocińcu. Podniósł głowę, gdy usłyszał stukot obcasów. Anna podeszła do niego zapisując ostatnią słowa na małej karteczce. 
        — Co jej dolega? — zapytał, czując spojrzenie oczu koleżanki na sobie.
        — Silne zapalenie krtani bez antybiotyku się nie obędzie — podała mu błękitną karteczkę z zapisaną receptą na lekarstwa — Musi dużo odpoczywać i pić wiele płynów. Niech bierze lekarstwa przez dwa tygodnie, do tego czasu powinna wyzdrowieć, jeśli jej nie puści do czasu zakończeniu antybiotyku, zadzwoń do mnie sprawdzę jej stan i wtedy zastanowię się, czy nie podać ją hospitalizacji — wyjaśniła, zamykając swoją ciemną teczkę.
        — Dobrze, dziękuje Ann.
        — To moja praca. Muszę już jechać. Mam kolejnego pacjenta — ruszyli do wyjścia, zatrzymali się przy drzwiach — Do zobaczenia Chester — uścisnęła mu dłoń, opuszczając mieszkanie.
        Wrócił do salonu, kątem oka dostrzegł suczkę, która wbiegała po schodach na wyższe piętro domu, biegnąc do pokoju siedemnastolatki. Przeczytał listę zapisanych lekarstw, nie miał tych probiotyków w domu, wiedział, że nie obędzie się do wyjazdu do sklepu i apteki. Westchnął cicho, zmierzając do pokoju Julii. Otworzył cicho drzwi, wchodząc do środka, uśmiechnął się lekko na widok, jaki zastał, Anika ułożyła się wygodnie obok swojej pani, pozwalając jej, wtulić się w miękką sierść golden retrivera.
        — Młoda jak się czujesz?
        — Bywało lepiej — usłyszał jej padającą odpowiedź nawet się nie podniosła.
        — Muszę jechać do apteki po leki, chcesz coś ze sklepu? — spytał, widząc jak podnosi się na jego słowa.
        — Mam ochotę na ciastka czekoladowe — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, skryła ponownie twarz w poduszce, gdy napadł ją kolejny atak niespodziewanego kaszlu.
        — Dobrze kupię ci smakołyki.
        — Dziękuje — nie mogła odgadnąć, uczuć jakie ogarnęły jej brata, usłyszała jedynie po cichu dźwięk zamykanych drzwi, wyczuła jak Anika delikatnie kładzie głowę obok niej, podniosła spojrzenie, napotykając jasne spojrzenie złotych ślepek zwierzaka. Pogłaskała jej miękką sierść.
        — Zostałyśmy same — zwróciła się do pieska, który cicho zaszczekał.   
        Odwróciła się na plecy, ze znużeniem przyglądając się jasnemu sufitowi, nie miała pomysłu czym mogła się zająć. Wszystkie zajęcia wydawały jej się męczące nawet rysowanie malunków było dla niej trudnością. Często nie chorowała, nawet jeśli złapała ją jakaś infekcja, nie mogła wylegiwać się w ciepłej pościeli, tylko wykonywać codzienne czynności, teraz mogła z czystym sumieniem oddać się pokusie leniuchowania, bez widma krzyków opiekunów, którzy zaganiali ją do pracy, gdy czuła się naprawdę źle, z czasem przyzwyczaiła się do takiego traktowania i nie miała o to żalu. Teraz mogła spokojnie leżeć pod puchowym kocem, wierna towarzyszka jej brata czuwała przy niej w chorobie, mogła oddać się chęcią obejrzenia filmów, na które nie miała zbyt wielu czasu. Okryła się ciepłym materiałem, pochodząc do ciemnego dębowego biurka, chwyciła tablet i wróciła do łóżka. Odblokowała urządzenie, dostrzegając dobrze znaną sobie tapetę, uśmiechnęła się na samo wspomnienie momentu, kiedy zrobiono to zdjęcie. Fotografia była dość zabawna, chodź na początku plany na nią były kompletnie odmienne niż wyszły w ostateczności. Chester stał za nią obejmując ją czule, nad ramieniem wokalisty stał Michael z głupkowatą miną, uśmiechy pozostałych chłopaków również nie były stanowcze, lecz pełne humoru i wesołości. Spędzali ten dzień na plaży wygłupiając się, grając w koszykówkę czy rozmawiając w blasku słońca. Częste spotkania z muzykami, pozwoliły jej, by poznać ich nieco bliżej, tym samym mając okazje poznać wiele ciekawych historii z ich młodości, tras koncertowy czy nagrań w studiu. Opowiedzieli jej wiele ciekawych anegdot. Wiele mówili jej co działo się za kulisami gdy kamery były wyłączone i nie śledziła ich ruchów. Kochali tę momenty, które mogli podzielić się ze swoimi fanami jednak wiele bardziej zabawnych żartów zdarzało się im poza nagraniami. Wróciła ze swojego świata wspomnień, przeglądając listę ciekawych filmów, nie miała wygórowanych oczekiwać co do filmu, jaki chciała obejrzeć. Postawiła dziś na produkcje Michaela Bay’a mówiącą o wysoko rozwiniętej rasy robotów, którzy przybyli na ziemie w calu odnalezienia kostki, która pomogłaby uratować ich świat. Nigdy nie była fanką filmu akcji jednak produkcja wydawała się jej dosyć ciekawa, kiedy rozpoczęły się pierwsze minuty ekranizacji filmowej, po całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, spojrzała na suczkę która leżała obok niej, chwyciła szlafrok, pomimo że miała na sobie piżamę było jej nieco chłodno, okryła się ciepłym materiałem zakładając kaptur na głowę. Wyszła z pokoju, zmierzając do drzwi wejściowych. 

— Prosiła pani o mały zestaw chorobowy — zaśmiała się cicho, spoglądając na wysokiego bruneta, w jego ciemnym wyrazie oczu czaiły się pogodne iskierki, pomachał torbą, nie mogła dostrzec co trzymał w środku, tekturowa siatka była na tyle zamknięta, by nie mogła zobaczyć jej wnętrza.
        — Cześć Mike, prosiłam byś nie przyjeżdżał — zaprosiła go do środka, wchodząc do wnętrza kuchni — Złapiesz ode mnie infekcje i skończysz w łóżku jak ja — mówiła cichym głosem otulając się bardziej ciepłym szlafrokiem.
        — Choroby mnie tak łatwo nie biorą — wyjaśnił, stawiając torbę na blacie.
        — Uważałam tak samo, widzisz jak się to dla mnie skończyło — mruknęła poprzez kolejny atak kaszlu.
        — Właściwie co ci dolega? — zainteresował się wyciągając jakieś pudełko.
        — Zapalenie krtani, nie powcinam tak dużo mówi — nie mogła sobie pozwolić mówić zbyt głośno, nie chciała wywoływać u siebie kolejnego napadu duszności.
        — Poważnie cię złapało, idź do siebie, zaraz coś ci przyniosę.
        — Naprawdę nie musiałeś tego robić!
        — Julio to naprawdę nic wielkiego, tłumaczyłem ci, że nie musisz się tym przejmować — odezwał się stanowczo — Jesteś moją przyjaciółką, chce żebyś się lepiej poczuła — dodał, spoglądając jej w lekko zmęczone oczy.
        — Dobrze, idę po koc i zaraz wracam — zeszła ze stołka barowego, na którym siedziała, obserwował ją przez moment, wypakował przyniesione przez siebie rzeczy, często mu to pomagało, podczas gdy leżał w domu chory. Długo nie musiał na nią czekać, zeszła po chwili otulona ciepłym kocem, a przy jej nodze dumnie szła Anika, szczerząc swojej właścicielki, pomimo tak krótkiego czasu, suczka przywiązała się do nastolatki, bywały dni, kiedy nie była chętna na spacery z Chesterem, wolała wyjść z szatynką jak młody mężczyzna żartował, że Julia odbiera mu jemu towarzyszkę. Podał jej jeden z kubków wypełniony ciepłym aromatycznym kakao. Usiadła na skraju kanapy otulając się ciepłym materiałem, upijając łyk słodkiej substancji.
        — Mam jeszcze film do obejrzenia. Oglądałaś może Transformersa? — spytał, wracając z pudełkiem w dłoni.
        — Nie, właściwie miałam oglądać, zanim nie przyszedłeś — uśmiechnęła się ciepło do muzyka, który włożył płytę do odtwarzacza. Sięgnęła po pilota, włączając film.
        — Gdzie twój kochany braciszek? — zapytał nagle, siadając przy jej boku.
        — Pojechał do sklepu — wyjaśniła, pozwalając sobie nieco pogłośnić nagrany film. Michael skinął lekko głowę opierając się o bezgłowie sofy, przeniósł spojrzenia na ekran telewizora, gdy rozpoczęły się pierwsze minuty produkcji, nie obejrzeli długo ekranizacji kinowej, cichy dźwięk otwierających się drzwi wejściowych wybudził ich ze spokojnej atmosfery, która unosiła się w powietrzu. 
        — Widzę, że jesteś pod dobrą opieką — spojrzała na brata, który posłał jej ciepły uśmiech, witając się z przyjacielem.
        — Lepszej sobie nie mogłam wyobrazić — powiedziała z lekko zachrypniętym gardłem.
        — Oszczędzaj głos młoda, nie chce byś wylądowała w szpitalu z gorszymi objawami — przytaknęła mu, obserwując jak znika w kuchni odkładając torbę z zakupami na kuchenny aneks.
        — Pomóc ci? — młodszy mężczyzna zwrócił się do szatyna, który powoli zaczął, rozpakować zakupione produkty.
        — Jeśli chcesz to możesz.
        — Zostawiasz mnie samą? — spytała z lekko zawiedziona, zaśmiał się na jej niezbyt zadowoloną minę, odpowiadając.
        — Pomogę Chesterowi i dokończymy film.
        — Co właściwie oglądacie? — zainteresowanie, które czaiła się w ciemnym spojrzeniu muzyka było zaraźliwe, zaciekawiony adaptacją filmową, jaką oglądała jego siostra wraz z przyjacielem była ogromnie duża.
        — Trochę klimatów science fiction, pamiętasz Transfomersa?
        — Jakbym o tym mógł zapomnieć, od czasu premiery go nie obejrzałem.
        — Będziesz miał okazję, by ponownie ich zobaczyć — odpowiedział, wchodząc do salonu.
        — Ile miałam na was czekać? — spytała lekko rozdrażniona, przyjaciele spojrzeli po sobie, posyłając sobie uśmiechy.
        — Wiesz co stary. Ona mi przypomina ciebie jak się rozchorujesz — Shinoda podjął temat, przysiadając na jasnym meblu — Ty również jest tak samo niecierpliwy.
        — Wydaje ci się coś — odpowiedział z lekkim śmiechem.
        — Spytaj chłopaków, potwierdzą moje sło… — Julia brutalnie przerwała mu sęk wypowiedzi, wcinając się w słowo przyjaciela, nie lubiła tego robić, jednak teraz była bardziej drażliwa i nie chciała dłużej czekać na projekcję filmową.
        — Gaduły czy możemy wrócić do filmu?
        — Tak.
        — Dziękuje — nie przykładając już uwagi do ich spojrzeń, chwyciła pilota ponownie odtwarzając film. 

        Osiemnastolatka powoli wracała do zdrowia, dni mijały jej w atmosferze spędzania długich godzin w łóżku, temperatura znacznie spadła, były dni, kiedy łapały ją silne dreszcze jednak leki przeciwbólowe szybko pozwalały zwalczyć migrenę. Trudności z mówieniem stawały się coraz bardziej odległe, mogła już swobodnie rozmawiać bez obawy kolejnego ataku kaszlu, jednak noce wciąż były dla niej męczące, gdyż wszystkie objawy nasilały się w godzinach wieczornych. Zdarzały się momenty, że doprowadzała swojego brata do białej gorączki, bo nie potrafiła się na cokolwiek zdecydować, któregoś dnia Chester stwierdził, że jest kapryśna niczym małe dziecko, nie odezwała się do niego do końca dnia. Wiedziała, że jest niezdecydowana i nawet najdrobniejsza rzecz ją drażniła, lecz Bennington starał się być dla niej wyrozumiały, starając się otoczy ją najlepszą opieką.
        — Proszę cię tylko nie zacznij krzyczeć — mówił spokojnym głosem, dostrzegając wzburzenie malujące się w błękitnym spojrzeniu nastolatki, zacisnęła usta w wąską linię, starając się nie wypowiedzieć żadnego negatywnego słowa. Z trudem przychodziło jej powstrzymanie słów, które cisnęły jej się na usta.
        Zawisła między nimi gęsta ciecz jakby mgła unosząca się po deszczowej nocy, Chester z uwagą przyglądał się siostrze, gdy oddychała niespokojnie, był przekonany, że to tylko kwestia paru chwil, gdy jej złość wybuchnie lub zniknie w czeluści niechcianych wspomnień. Przez myśl przeszło mu, że tym razem nie zdoła jej uspokoić, gdy błękitne oczy dziewczyny przymknęły się delikatnie.
        — Ja ci zaraz dam spokój, to mnie popamiętasz! — potok jej słów został zagłuszony, mężczyzna odwrócił się czując czyjąś obecność, uśmiechnął się blado do Brada stojącego za jego ramieniem.
        — O co tym razem się wkurzyła?
        — Sam bym chciał to wiedzieć, ona jest drażliwa od kilku dni, możesz nic nie robić i ją to wzburzyć — odpowiedział przyglądając się nastolatce która chodziła niespokojnie po salonie, a gorzkie słowa zawisły w powietrzu.
        — Julio proszę cię uspokój się — zbliżył się do siedemnastolatki, podejmując kolejną próbę uspokojenia jej nadszarganych emocji.
        — Nie Bennington ja ci powiem jedno… — nie pozwolił jej dłużej mówić.
        — Zadzwonię po Mike’a dobrze wiesz jak się to ostatnio skończyło.
        — Jemu też mam wiele do powiedzenia, nie boje się go!
        — Ostatnio też tak mówiłaś, potem skończyło się to zupełnie inaczej.
        — To kretyn!
        — Chyba muszę sobie z tobą na osobności porozmawiać — odwrócił się nieoczekiwanie, słysząc głos Michaela, który niespodzianie pojawił się w ich mieszkaniu.
        — Nic nie możesz mi zrobić!
        — Julio uspokój się nikt nie ma tu niczego złego na myśli — Delson przystanął przy boku wokalisty, spoglądając przyjaciółce prosto w oczy.
        — O co się tak wkurzała?
        — Gdybym wiedział, to bym wam powiedział — westchnął zrezygnowany Chester.
        — Julio dosyć tego — Michael stanowczo podszedł do niej kładąc dłonie na jej ramionach.
        — Nie — chciała strącić jego dłoń, nie pozwolił jej na to, wzmocnił uścisk na jej nadgarstku, prowadząc ją do drugiego pokoju.
        — Sądziłem, że to ja jestem największym marudą podczas choroby, moja siostra jest jeszcze bardziej nieznośna — mruknął zmęczonym głosem, opadając na kanapę.
        — Musisz ją zrozumieć — gitarzysta usiadł w fotelu, spoglądając na piosenkarza.
        — Brad, ja ją rozumiem, ale nie potrafię ci powiedzieć, dlaczego się tak zdenerwowała. Julia jest bardzo spokojną osobą, jak ją coś poważnie zdenerwuje z trudem udaje mi się ją uspokoić. Poznałeś ją już na tyle, że wiesz ulega rzadko presji otoczenia, przez tę chorobę jest stała się bardziej drażliwa na drobnostki, nie mam o to do niej żalu, nawet bym nie śmiał, zależy mi jedynie, by poczuła się swobodnie, by to, co ją niepokoi odeszło w zapomnienie — tłumaczył cicho.
        — Potrafię zrozumieć twoje obiekcje Chester, kochasz ją i zależy ci na jej szczęściu.
        — Nie wiem, dlaczego dziś w tak agresywnie reagowała na nas, nie potrafię tego wyjaśnić.
        — Ma nie najlepsze dni — uniósł głowę, słysząc przyjazny głos rapera — Nawet mi się jej nie udało uspokoić.
        — Co robi? — spytał, wyraźnie zlękniony szatyn.
        — Zasnęła chwile temu — wyjaśnił, dołączając do przyjaciół.
        — Chyba jestem w stanie zrozumieć w czym tkwi problem jej dzisiejszego zachowania — muzyk uśmiechnął się lekko. 

        Siedziała na wygodnym worku sako, czuła przyjemne kuleczek, które mogły dostosować się do pozycji, w której było ci wygodnie siedzieć, pogrążona w lekturze Romeo i Julii autorstwa Williama Szekspira jednej z obowiązkowych książek w tegorocznym roku szkolnym. Wakacje nie trwają wiecznie, powoli zbliżał się początek roku szkolnego, a ona zagłębiła się w listę obowiązkowych powieści literackich, by mieć nieco więcej czasu na naukę, starając się, nie skupiając uwagi, na przeczytanych tomach powieści. Objawy ostatniej choroby poszły już w zapomnienie, jakby jej nie było. Czuła opieka brata pomogła jej szybko dość do siebie, chodź, była zdumiona, że Chester zdołał wytrzymać jej napady złości, w żaden sposób nie był na nią wzburzony, zapewnił ją, że wolał, by nie trzymała w sobie gniewu w głębi swojego umysłu, bo nie jest to rozwiązaniem, wręcz przeciwnie, jedynie by sobie zaszkodziła. Przewróciła stronę, czytając kolejne akapity dramatu angielskiego pisarza. Uwielbiała tę powieści, chodź, nie przepadała za książkami, które zostają im zalecone przez nauczycieli, jednak opowieść o dwóch zwaśnionych rodzinach, które połączyła śmierć ich własnych dzieci wiedzione przez miłość, które ogarnęła ich serca, była dla niej bardzo interesująca. Historia młodego młodzieńca Montecchi oraz córki państwa Capuletich stała się wzorcem romantycznych kochanków, który poświęci swoje życie, by złączyć się w słodkim objęciach miłości. Nieoczekiwany hałas wybudził ją ze świata własnych pragnień miłosnych, podskoczyła przestraszona, a tom powieści wypadł jej z rąk.
        — Mike mógłbyś się na drugi raz odezwać — spytała, napotykając rozbawione oczy przyjaciela, podniosła książkę, odstawiając ją na stolik.
        — Wybacz maleńka, ale byłaś tak spokojna, że nie chciałem cię wyciągać z głębi swojego umysłu — zaśmiał się jedynie, układając brązową torbę na biurku.
        — Co masz w tej torbie? — zaciekawiła się zawartością ciemnego opakowanie, przyniesionego przez Shinodę.
        — Nie pamiętasz?
        — O czym? — zdumiała się, delikatnie marszcząc czoło, starając się zrozumieć jego słowa, jednak nie potrafiła przywołać w pamięci wspomnień, o których miałaby pamiętać.
        — Zapomniałaś — stwierdził z westchnieniem — Umawialiśmy się dziś na pierwszą lekcję — kącik jego ust delikatnie uniósł się do góry, kiedy zobaczył zdumienie na twarzy ciemnowłosej.
        — Wybacz, kompletnie mi to wyleciało z głowy.
        — Może się to przytrafić każdemu Julio — odparł niewzruszony, wyciągając z wnętrza ciemny notes, podając dziewczynie. — Skoro myślisz o rysunku na poważnie, musisz mieć kilka przydanych rzeczy, bez których nie ruszymy dalej, chcesz tworzyć bardziej profesjonalne rysunki, więc musisz porzucić zeszyt i zwyczajny ołówek, bo wiele rzeczy ci umyka — mówił spokojnie, wyjmując z torby kolejne bloki, farby czy kredki, w końcu dotarł do tego, czego tak poszukiwał, komplet ołówków o różnej miękkości i twardości.
        — Znowu wydałeś pieniędzy.
        — Julio już się tłumaczyłem, byś zapomniała o sprawach finansowych, jeśli jesteś tak bardzo tego ciekawa, już rozliczyłeś się z Chesterem, więc nie masz się czym przejmować.
        — On wiedział o tym? 
        — Tak, stwierdził bym ja się tym zajął, bo się bardziej na tym znam, kwestia pieniędzy mieliśmy się dogadać – wyjaśnił, wyjmując ostatni blok z wnętrza torby  Dobrze skoro jedno mam wyjaśnione, możemy zabrać się za lekcje?  zapytał spokojnie.
        — Oczywiście — skinęła lekko głową, spoglądając na niego.
        — Malowałaś kiedyś akwarelami? — zapytał, gdy usiedli na miękki pufach, podał jeden z bloków i komplet farb, o których wspomniał.
        — Zdarzyło mi się, ale mam niezbyt dobre wspomnienia z tym typem malunku.
        — Pomogę ci na nowo zachęcić do tej techniki, bo każda, jaką można stosować, ma niewątpliwy potencjał i można wykorzystać je na równych sposoby.
        — Wątpię w to, ale jeśli uważasz, że tak można.
        — Przygotowałem już wcześniej rysunek do tego malunku, postaraj się go namalować, jak tylko potrafisz, możesz używać cieni rozjaśniaczy czy czegokolwiek zapragniesz, ale musi ten szkic być wykonany tą metodą — podał jej kartkę z rysunkiem, pokazywał od młodych ludzi na skraju skarby w cieniu głębokiego oceanu.
        Spędzili kolejnego godziny na rozmowie, malując obrazek, który pokazał jej Shinoda, słuchała jego opowieści ze studiów plastycznych, przybliżył jej nieco powodu odejścia Joe z uczelni, czego nie ujawnił publicznie, owszem dokonał tego, bo chciał skupić się na efektach wizualnych w produkcjach filmowych, lecz do nie był jedyny powód, dlaczego opuścił kierunek studiów, który bardzo go ciekawił. Gdy wypełniła kolorami szkic, pokazując efekt swojej pracy koledze.
        — Świetnie sobie poradziłaś, widać, że ta technika sprawia ci nieco więcej trudności, ponieważ długo jej nie używałaś, jednak jestem pozytywnie zaskoczony ostateczny efektem, musisz częściej malować akwarelami, dociągnięcia można zminimalizować, a z czasem one zniknął — powiedział, przyglądając się z uwagą pracy.
        — Dziękuje miło to słyszeć.
        — Myślałaś już o studiach? — zapytał nagle, gdy schodząc na parter.
        — Trochę tak, ale na razie chce skupić się na egzaminach kończących — odpowiedziała, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.
        — Uważam, że powinnaś złożyć papiery do szkoły artystycznej, masz ogromną szansę się dostać na jakąś lepszą uczelnię — upił łyk zimnego soku.
        — W sumie to myślałam o tym kierunku, ale też myślałam o anglistyce, ale traktuje to jako drugą opcję, jeśli pierwsza niekoniecznie mi się uda – ostawiła szklankę na blat, siadając na jednym ze stołków barowych.
        — Pokładam w tobie wiele nadziei Julio, gdy zobaczyłem twoje rysunki, po raz pierwszy wiedziałem, że masz ogromny talent — oparł się o aneks kuchenny, przyglądając się dziewczynie.
        — Dziękuje, masz jakąś propozycje co do uczelni?
        — Nie chce wpływać na twoją decyzję, powinnaś przejrzeć broszury uczelni, która cię interesują i sama podjąć decyzję gdzie pragniesz się uczyć.
        — Chciałabym na razie skupić się na dobrze zakończeniu tego roku, potem będę skupiać się na dalszej nauce — skinął głową na znak zrozumienia.
        — Widzę, że już po lekcji — Chester zjawił się w kuchni, a przy nim szła zadowolona Anika, suczka wyraźnie zgłodniała przez wieczorne bieganie, podbiegła do miseczki zajadając swoją ulubioną karmę.
        — Tak, ja już będę się zbierać, muszę jeszcze popracować nad kilkoma nagraniami.
        — Tylko znowu nie zarywaj nocki — uprzedził go kolega, zanim opuścił pomieszczenia.
        — Postaram się — odkrzyknął z przedpokoju, po chwili usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi.
        — Jaki nauczycielem jest Mike? — zainteresował się, siadając naprzeciw siostry.
        — Gdyby w szkole byliby tacy nauczyciele, to by się tam chętniej chodziło — roześmiał się na jej słowa, ale po chwili spoważniał — Jest bardzo cierpliwy, potrafi wytłumaczyć błędy w taki sposób, że ci tego nie wylicza, a tłumaczy gdzie popełniasz błąd, jest opanowany, choć ja parę razy, już traciłam cierpliwość, ale on potrafi uspokoić.
        — Zupełnie jak podczas naszych nagrań.
        — Teraz nie dziwie się czemu on jest producentem waszych płyt — Chester uśmiechnął się na jej słowa, przyznając jej racje. 

No comments:

Post a Comment