Sunday, July 26, 2020

I 09 — PRAGNĘ POZNAĆ LUDZI KTÓRYM ZAUFAŁAM

        Siedziała w lekkim zgarbieniu, z uwagą przyglądając się szkicowi, który powstawał pod jej ręką. Głębokie odmęt ciszy zapanował w mieszkaniu, przerywane jedynie odgłosem śpiewających ptaków, sprawiał wrażenie, że harmonia która ja ogarnęła burzyła się, jednak nie sprawiało to jej dyskomfortu czy nieprzyjemności. Czerpała radość z malowania gdy otaczała ją subtelna muzyka matki natury. Odwróciła notes, by móc ubarwić ciemny ocienień brązu. Spojrzenie pełne ciepła. Podniosła się wyżej by dostrzec czy dobrze dobrała cień oczu mężczyzny. Kącik jej ust delikatnie drgnął w górę, widząc efekt swojej dwugodzinnej pracy. Dużo ostatnio myślała nad słowami Mike'a. Wspominając ich rozmowę, w której odważył się wyznać jej prawdę o jego nieudanym związku i bólu po utracie nienarodzonego dziecka. Nie potrafiła zrozumieć okrucieństwa jego byłej małżonki. Nie wyobrażała sobie, jak w jednej chwili jego życie legło w gruzach, wielokrotne zdrady kobiety musiały na trwale wyryć się w jego umyśle, lecz rozrywający ból, jaki odczuwałby po stracie swojego pierworodnego był równie druzgocący. 
        Wielokrotnie słyszała, że nie poczujemy cierpienia drugiej osoby, gdy sami nie przeżyjemy podobnego wstrząsu psychicznego. Mogła jedynie domyślić się, jak wielki chaos panuje w jego umyśle po rozbitym małżeństwie, torturach psychicznych i utracie nowego życia. Starała się go zrozumieć i pozwolić mu oderwać myśli od przeszłości. 
        Pragnęła, by poczuł się szczęśliwy i wolny od widma Taylor nad swoim umysłem. Dorysowała ostatnią linię ust. Odłożyła ciemny ołówek na stolik, rzucając okiem na portret ciemnowłosego mężczyzny jego charakterystyczne azjatyckie rysy twarzy, dodawały mu uroku, a rysunek nabrał większych barw, gdy w tle można było dostrzec piękno malowniczego pejzażu jednego z miast które odwiedził. Przyznać musiała, że autoportret Shinody malowany z pamięci wyszedł jej również dobrze, gdyby rysowała, wzorując się na jakimś zdjęciu. Podniosła wzrok, gdy usłyszała otwierające się drzwi mieszkania. Chester wrócił do studia, jednak co ją zdumiało, nie był sam. Słyszała odgłos rozmów niosący się z przedpokoju.
        — Nie mam pojęcia, gdzie on mógłby być — gdy dobiegł do niej podniesiony głos Delsona, zrozumiała, że wokalista nie był sam, zapewne towarzyszyli mu koledzy z kapeli.
        — Jego telefon milczy, jedźmy do niego! 
        Uniosła spojrzenie w chwili gdy piątka mężczyzn stanęła na progu pokoju dziennych. Mówiąc jeden przez drugiego, nie potrafiła pojąć o czym tak żywo dyskutują. Spojrzała w ciemne spojrzenie oczu swojego brata, w których dostrzegła wiele niepokoju, zmartwienie otulała jego i tak bladą już twarz. Rzadko widywała go w takim stanie, co ją trapiło. Była świadoma nienajlepszego samopoczucia Michaela, co przedkładało się na jego przyjaciół, którzy starali się wymyślić sposób, by oderwać jego myśli od nieudanego związku z byłą partnerką, bezskutecznie. 
        — Co się stało? — zapytała. 
        Podniosła się z klęczek, odsuwając na bok kolorowe ołówki rozrzucone na maleńkim stoliku. Przeszła obok niego, wolnym krokiem podchodząc do muzyków. Stanęła obok Brada, który wyglądał na najbardziej poirytowanego. 
        — Nie mamy od rana kontaktu z Mike’m — westchnął Robert, opadając na skraj kanapy — Obawiamy się, że coś mu się stało — dodał, po głębokiej ciszy która wypełniła pomieszczenie. 
        Spojrzała na nich z nieukrywanym przerażeniem. Pomimo, tak krótkiej znajomości, przywiązała się do muzyka, można powiedzieć, że w jej sytuacji trąciło to o absurd by w tak krótkim czasie, związać się emocjonalnie, jednak ona czuła specyficzną wież która łączy łają z Shinodą, coś czego nigdy w życiu nie doświadczyła, co sprawiało, że zaczęła pojmować sens znaczenia zaufanie. 
        — Otrzymaliście jakiś telefon z informacją, może jest w domu? — zasugerowała, co sprawiło, że mężczyźni jedynie skinęli głowami. 
        Chester odchrząknął, spoglądając na nią z pod lekko przymrużonych powiek: 
        — Maleńka byłem u niego rano — wyjaśnił — Byłem przekonany, że skoro nie otwiera drzwi musi być w studiu, jednak gdy dotarłem do wytwórni nie zastałem go. Myśleliśmy że utknął na mieście w korkach, jednak nie pojawił się w pracy. 
        — Telefon ma poza zasięgiem, nie chce podchodzić do tego sceptycznie, ale nie chce by to się zakończyło jak dwa lata temu — dodał już zaniepokojony. 
        Smutek zagościł w jego oczach, na wspomnienie sytuacji, gdy kilka dni po oświadczeniu sądu rodzinnego o rozwiązanie małżeństwa między Shinodą a Smith, zastał go kompletnie wycieńczonego w swoim apartamencie. Wszyscy byli tego świadomi, że pomimo kłamstw jakimi karmiła go Talyor, gdy nie miał tej okrutnej świadomości prawdziwej twarzy swojej żony, on nadal szczerze ją kochał. Był człowiekiem uczuciowym i nie mógł skłamać twierdząc że nie obchodzi go los związku który okazał się wielkim nieporozumieniem. Próbował to naprawić, starając się spotykać z kobietami które mógł dzielić reszte swojego życia, ale wszystkie były płytkie, bardzo trywialne, można posunąć się do stwierdzenia, że pragnęły jedynie sławy, większej poznawalności o, co on nie dbał, nie zależało mu. Robił muzykę najlepiej jak umiał, miedzy czasie zdobywając większe uznanie szerszej publiczności. Wszystko co czynił robił z zamiłowanie nie dla uznania, czego nie potrafiły zrozumieć jego byłe partnerki. 
        Przychodzę tutaj by pobyć w samotności, odpocząć od męczącego dnia lub by poukładać swoje myśli — przypomniała sobie ten wieczór gdy spędziła go z Michael’m, na kamienistej plaży z dala od centrum plaż Santa Monica, było to jego miejsce wyniszczenia, spokoju, o którym nikt nie wiedział. Nikt z wyjątkiem jej!
        — Wiem, gdzie on jest — wypaliła nagle. 
        Czuła ich spojrzenia na sobie, poruszyła się niespokojnie, jednak szybko stłamsiła w sobie nękające ją poczucie zmieszanie. Ponownie jednak przybrała swoją minę, poważnej nastolatki, która nie okazywała zbyt wielu uczuć. 
        — Jak to wiesz!? 
        — Zaufajcie mi. Pójdę z nim porozmawiać, poczekajcie tutaj. 
        Nie pozostało im nic prócz obdarzeniem osiemnastolatki zaufaniem, z nadzieją, że odnajdzie ich zaginionego kolegę, który nie odezwał się do nich od wczesnych porannych godzin. Nie mieli do niego pretensji o jego zachowanie, bo rozumieli, jak ciężko jest mu pogodzić się po rozstaniu ze Smith. Pragnęli jednak mieć świadomość, że jest bezpieczny i wolny od wszelkiego rodzaju destrukcyjnych myśli.
        Przyspieszyła kroku, gdy stanęła na korytrzu, ubierając w pośpiechu jasne tenisówki. Wiedziała, że na plaże nie jest długa droga, jednak zaniepokoiły ją słowa przyjaciół. Wybiegła z mieszkania, wychodząc na zalany w wieczornym świetle podjazd. Ciche skrzypienie furtki, sprawiało wrażenie, że stanęła na brukowanym chodniku, pragnąc jak najszybciej znaleźć się na plaży. 
        Gdy w oddali zobaczyła złocisty piasek, pognała nad brzeg oceanu pacyficznego. Pokonała dzieląca ją odległość od zacisznego kamiennego klifu, który Michael tak ukochał. Wspięła się po zboczu. Nie musiała długo iść, by dostrzec jego majaczącą sylwetkę w oddali. Zwolniła, manewrując między skałami, by w końcu stanąć przy jego boku. Nie musiał ponosić wzroku, by wiedzieć, że to ciemnowłosa licealistka stoi tuż za nim:
        — Wiedziałem, że mnie tutaj znajdziesz — powiedział, nie odrywając spojrzenia od zburzonego morza.
        — Czułam, że będę mogła cię tutaj odnaleźć. 
        Usiadła na jednym z kamieni, zanurzając stopy w szczelinie między dwoma głazami, wyłapała jego mętne spojrzenie, poczuła ukłucie w sercu, widząc jego smutek. Nie lubiła widzieć bólu, który ogarniał jej najbliższych, śmiało mogła powiedzieć, że nie traktowała już Shinody jak znajomego jednak wież, która się między nimi wytworzyła była znacznie silniejsza.
        — Zadręczasz się tym.
        — Wiem, nie potrafię inaczej — odezwał się przyciszonym głosem.
        — Dobrze, wiem, że nie jest to łatwe, zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością, ale jeśli pozwolisz, by wspomnienia powracały, nie zdołasz zrobić kroku w przód.
        — Skąd możesz o tym wiedzieć!? — gwałtownie odwrócił się w jej stronę, mierząc ją chłodnym spojrzeniem — Nigdy nie zrozumiesz, jak człowiek może się czuć podle! — otępiała spojrzała w jego puste spojrzenie, pojedyncza kropla spłynęła po jej ciepłym policzku. Czuła bolesne ukłucie w sercu, jakby sztylet wpito w jej poranioną duszę. Wiedziała dobrze, że słowa mają dużą moc, jednak nie pragnęła czuć się niepoprawnie. Chciała wymazać z pamięci momentu upadku i jej własnej porażki, gdy czuła kolejna otwierającą się ranę na jej wspomnieniach.
        — Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć — wyczula skruchę w jego barwie głosu. 
        Nie miała do niego żalu, wiedziała jak, w tej chwili czuje się zagubiony. Jak w takich momentach człowiek potrzebuje czyjegoś wsparcia, pomocnej dłoni którą mógłby pochwycić, by pomóc mu nie utonąć. Ona nie miała okazji poznać tego uczucia, starała się zawsze wyjść z twarzą ze swoich porażek. Pragnęła mu pomóc, wyciągnąć z bałaganu, w który wpadł. Cierpienie przyjaciela było okropnym widokiem, chciała przywrócić mu kolory życia.
        — Ludzie nieświadomie zadają sobie ból, ranią się, sprawiają, że ich serca krwawią, pozwalając, by demony zastąpiły ich dobre wspomnienia, przyćmić ich radość życia by omamy senne stały się rzeczywistością — przypomniała sobie momenty jej batalii, która toczyła przez tak wiele lat swojego życia — W głównej mierze to zależy od nas samych czy pozwolimy się uratować, czy zniszczyć — kontynuowała, kątem oka dostrzegając jego spojrzenie, wyłapała jego ciemne tęczówki, mówiąc dalej — Daj sobie tę szansę Michaelu, pozwól sobie zobaczyć dobro, którego nie potrafisz ujrzeć.
        — Uważasz, że może to się udać?
        — Nigdy nie wiadomo, jakie będę konsekwencje naszych podjętych prób, jednak pozwól otworzyć swoje serce na osoby, które pragną twojego szczęścia. Miej odwagę, o której mówisz w swoich piosenkach — czuła jego ramiona, które wolno zacisnęły się na jej talii, przesunął ją do siebie, mogła wtulić się w jego obojczyk, delikatny zapach jego perfum uderzył jej nozdrza, otulił jej kark ciepłym oddechem. Mogła zrozumieć jego postępowanie i wcale nie czuła się zdegustowana jego czynem, wręcz przeciwnie miała świadomość, że to pierwszy krok by mógł spojrzeć na swoją przyszłość w innych barwach. Czerń i biel zastąpić jasnymi kolorami otaczającego go świata.
        — Podejmuj walkę, którą wyznaczył ci los — szepnęła cicho, słowa które często sobie powtarzała, sprawiały one, że śmielej patrzyła na otaczający ją życie.
        — Dziękuje za twoją obecność — odsunął się od niej, by spojrzeć w głąb jej oczu.
        — Jedynie czego chce to móc zobaczyć twój szczery uśmiech, nie pragnie nic w zamian oprócz świadomości, że następny dzień, który będziesz musiał pokonać, zrobisz to z radością w oczach.
        — Mogę ci to obiecać — cień szczęścia zagościł w jego ciemnym spojrzeniu.
        — Cieszę się, że pomimo że znamy się tak krótko, pozwoliłeś mi zaufać, dajesz nadzieje, której ci brakuje.
        — Zaufanie jest fundamentem późniejszej zażyłości — uśmiechnął się nieznacznie na jej słowa.
        — Wróćmy lepiej, chłopaki się o ciebie zamartwiają — powiedziała w końcu, prostując, wyciągając do niego dłoń, którą szybko pochwycił. 
        Przeszli przez gąszcz ściśniętych ze sobą skał, by dotrzeć na brzeg skamieniałej plaży. Siedemnastolatka schodząc, niefortunnie postawiła stop między skałami, gdyby nie szybka reakcja Michaela, poczułaby bolesny upadek na ciepłe ziarenka złocistego piasku. Złapał ją w swoje ramiona, ratując przed osunięciem się z nierównego podłoża.
        — Dziękuje — wyszeptała, zaciskając dłonie na jego piersi.
        — Drobiazg, nie pozwoliłbym, żebyś upadła — bezpiecznie pomógł jej zejść. 
        Wracając w stronę, wili Benningtona, rozmawiali przyciszonymi głosami lekko wstrząśnięci po ostatnich wydarzeniach. Dotarli do mieszkania przyjaciela, w wejściu usłyszeli, podniesione głosy zespołu wyraźnie, o czym żywo rozmawiali, nie mogła usłyszeć, treści ich słów jednak wyraźnie usłyszała padające imię Shinody z ich ust. Wolnym krokiem weszli do środka, piątka muzyków podniosła wzrok, gdy dostrzegli Julie w towarzystwie przyjaciela.
        — Mike, gdzie byłeś? Czemu nie odbierałeś telefonu? — pięcioro mężczyzn naskoczyło na kolegę, dostrzegła w jego oczach prośbę, którą wyraźnie do niej kierował, pragnęła mu pomóc, jednak nie mogła za niego odpowiedzieć. 
        Wiedziała i tak, że chłopacy zrozumieją jego zachowanie. Przebaczanie nawet drobnych rzeczy buduje silną i trwałą znajomość na wiele lat, są chwile nieoczekiwanego zwątpienia w znajomość, lecz gdy wiąże ich głęboka więź, zawsze wyjadą z takich momentów wygrani.
        — Uspokójcie się — odezwała się nastolatka, zwracając się do artystów — Krzyk nie jest najlepszą metodą na wyjaśnienie porozumieć. Mike wam wytłumaczy, czemu go nie było, ale proszę, byście spokojnie usiedli i wznowili swoją rozmowę — dodała, spoglądając na nich, widziała ich zgodę, mogła śmiało odejść, by im nie przeszkadzać.
        — Dokąd idziesz? — odwróciła, gdy dotarł do niej głos brata.
        — Macie sobie wiele do powiedzenia, lepiej bym zostawiła was samym — odpowiedziała, posyłając szatynowi ciepły uśmiech.
        Zanim mógł cokolwiek powiedzieć, wspięła się po jasnych stopniach, pokonała drogę do pokoju. Delikatny zapach białych róż otulił jej zmysły, gdy przekroczyła próg sypialni. Uwielbiała zapach świeżo ściętych kwiatów. Przezroczysty wazon z delikatnymi detalami stał na maleńkim stoliku, drobne kryształowe kulki pływały między łodyżkami roślinek, co dodawało niesamowitego uroku. W powietrzu unosił się jeszcze nikły zapach świeczek waniliowych, które podpaliła dziś rano, teraz pozostały wygaszone, by pozostawić po sobie cudowny zapach lasek wanilii. Sięgnęła po tableta oraz słuchawki leżące na biurku wychodząc na balkon. Usiadła na leżaku wyścielany niebieską narzutą, spoglądając na skąpany w blasku popołudniowego słońca ogród. Odwróciła spojrzenie od donic wypełnionych wieloma kwiatami. Podłączyła słuchawki do odtwarzacza by po chwili rozbrzmiały jej dobrze znane nuty Prayer of the Refugee. 
        Przymknęła oczy, wsłuchując się w charakterystyczną głos Mcilrath, lubiła jego pełną energii barwę głosu, w tekstach jego gruby zawsze odnajdywała wiele przesłań i powiązań politycznych czy ekonomicznych, które poruszał w swoich utworach, wiele razy słuchając jego piosenek, przyznawała mu prawdę w jego słowach. Muzyka powinna mieć wiele przesłać, słuchać, starać się powinien dotrzeć do zakamarków swojego umysłu i poznać samego siebie, jej się to udało, poprzez utworu swoich ulubionych wykonawców.
        Odciągnęła myśli, uruchamiając aplikacje, znane niebieskie tło wypełniło ekran. Nie bywała częstym gościem na tej platformie, jednak wchodziła tutaj jedynie, wtedy gdy nie potrafiła znaleźć sobie zajęcia, czasami dołączała się do rozmowy między fanami Linkin Park. Osobiście jednak zespól, nie posiadał konta, na tym portalu. Wcale nie była zdziwiona, bo serwis nie był jeszcze tak dobrze znany, a ona trafiła na niego przez przypadek, przeglądając forum muzyczne, czytelnik wspomniał o tym portalu, zachęcając do otworzeniu konta. Początkowo sceptycznie była do tego nastawiona, przekonała się po kilku tygodniach, otwierając swój profil. Przeglądając się rozmową między osobami, uśmiechnęła się pod nosem. Zaledwie kilka tygodni temu nie miała pojęcia, że będzie mieć okazje poznać ten zespół, teraz śmiało mogła powiedzieć, że zbliżyli się do siebie a w szczególności z Chesterem. Pragnęli nadrobić utracone lata swojej rozłąki, przez co rozmawiali długimi godzinami. Śmiało mogła powiedzieć, że z wyglądu są podobni do ich matki, jednak charaktery były zupełnie odmianę. On był bardziej impulsywny, zdarzały się momenty, że zdołam zrobić pewną rzecz, zanim ją przemyślał, jednak w poważnych sytuacjach zachowywał opanowanie i spokój. Ona starała się być spokojna, nie lubiła nagłych działań, wolała wszystko dokładnie przeanalizować, zanim mogła tego dokonać, jej brat był bardziej energiczny, lubił się zabawić, chciał czasami poczuć adrenalinę w żyłach, ona pragnęła usiąść w zaciszu pokoju chwycić szkicownik i malować. Chociaż byli zupełnie od siebie różni potrafili znaleźć wiele tematów, które ciekawiło ich obojga, znaleźć zajęcia, które mogli robić wspólnie. Pewna cecha charakteru bardzo ich upodobniała do siebie. Potrafili zachować upór w swoich postanowieniach, nie potrafili odpuścić, dopóki nie dokończą swojego zadania. Czuła, że gdyby doszło do nich do sprzeczki, ich kłótnia nie byłaby za ciekawa, nie myślała jednak o tym, cieszyła się każdą chwilą spędzoną z rodziną.
        Niespodziewanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, zablokowała urządzenie, wyciągając słuchawki z uszu, podniosła wzrok, napotykając zielone tęczówki Davida.
        — Wyjaśniliście sobie wszystko? — zagadnęła go, gdy przysiadł na drugim krześle.
        — Tak, tylko wciąż mam nieodparte wrażenie, że coś go męczy — odpowiedział w lekkiej zadumie.
        — Dave nie będzie mu łatwo zapomnieć o latach związku z Taylor, darzył ją ogromnym uczuciem, wcale nie jest łatwe, by z dnia na dzień zapomnieć o miłości, może nieudanej jednak zawsze coś ich wiązało — odłożyła urządzenie na stolik, spoglądając mu w oczu.
        — Rozumiem to doskonale Julio, jednak pragnę zobaczyć go, gdy wejdzie do studia bez pustki w oczach i wymuszonym uśmiechu.
        — Dajcie mu kilka dni. Wiem, że ten stan ciągnie się od dwóch lat, jednak te parę dni powoli mu wszystko poukładać na nowo.
        — Jedna rzecz mnie zastanawia — powiedział nagle.
        — Jaka? — odwróciła się w jego kierunku z pytającym spojrzeniem.
        — Próbowaliśmy mu pomóc od rozwodu ze Smith, staraliśmy się go rozumieć, nakłonić go do szczerej rozmowy, pojawiłaś się ty i dwa tygodnie, które spędzić przy twoim boku pozwoliło m się otworzyć przed tobą.
        — Ostatnio rozmyślałam nad tym i nie wiem, czy moje spostrzeżenia są słuszne, jednak sądzę, że są wspomnienia, o których bał się wam powiedzieć, po prostu się tego wstydził.
        — Znamy się niemal od liceum i nam nie ufa?
        — Nie w tym rzecz Dave, chodzi o to, że pewne chwile wydają się tak bardzo przygnębiające, że boisz się powiedzieć znajomemu, którego znasz wiele lat, obawiasz się jego odrzucenia.
        — To absurd.
        — Rozumiem twoje wzburzenie, jednak czasami nawet mężczyźni muszą się wygadać jakieś kobiecie. Mężczyźni są niezwykle dumni, jeśli chodzi o uczucia, obawiają się reakcji swoich kumpli pomimo swojej długoletniej znajomości — widziała jak, skinął głową na znak zrozumienia, zmarszczył czoło w zamyśleniu.
        — Chyba masz racje Julio — przyznał po chwili zadumy.
        — Szukam was po całym domu — unieśli głowy, słysząc znajomy głos Bourdona, który niezauważalnie wkroczył do jej sypialni, zaoferowani rozmową nie usłyszeli pukania Roberta.
        — Co się stało?
        — Chodźcie na dół, chłopacy przygotowali film i przekąski. 
        Osiemnastolatka zaśmiała się cicho, podnosząc się z wygodnego krzesełka.
Zeszli po jasnych stopniach do salonu. Zobaczyła, że wszystko zostało przygotowane do seansu filmowego. Nastolatka zajęła miejsce na łokietniku fotela, na którym siedział wokalista.
        — Co oglądamy? — zaciekawiła się, odbierając od Roba szklankę z zimną lemoniadą.
        — Postawiłem dziś na katastroficzny wieczór. Mam nadzieje, że lubisz? 
        Joe pomachał jej opakowaniem płyty, którą schował do odtwarzacza. Chwyciła je, czytając wielki napis na papierze za przezroczystą folią „Pojutrze".
        — Znam ten film — oznajmiła, a muzycy spojrzeli na nią — Nie oglądaliście go? — spytała, dostrzegając ich wzrok na sobie.
        — Nie mieliśmy okazji go zobaczyć — odparł szczerze Mike, odpowiadając za swoich kolegów.
        — Chętnie jednak zobaczę go po raz kolejny, lubię tę akcję filmu — podkuliła nogi, by wygodnie usiąść na fotelu, opierając się o ramię Benningtona.
        — Proszę cię, jednak nie mów, co będzie się działo.
        — Nie mam tego w zwyczaju. Sami się przekonacie jak, potoczy się cały film. Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz go obejrzałam, nieco mnie przeraził, ale z czasem strach miną. Sądzę, że u was nie sprawi on jakichś leków – wyjaśniła, upijając łyk napoju.
        — Oglądamy. Jestem ciekaw tego filmu, z twoich opowieści wynika, że zapowiada się niezłe kino. — piosenkarz chwycił pilota ze stolika, włączając film.
        — Jak wrażenia? — zapytała licealista, dwie godziny później, gdy leciały napisy kończące produkcje.
        — Ciekawy nie powiem i bardzo realistyczny — przyznał bez ogródek Brad.
        — Zawsze uważałam, że w każdym filmie jest ziarenko prawdy, mnie ten film zaciekawił, ponieważ nie wiemy, co przyniesie przyszłość, jakie konsekwencje będą mieć nasze działania podjęte teraz. Zawczasu trzeba, strać się chronić środowisko.
        — Dobrze to ujęłaś, dlatego tak bardzo staramy się nakłonić ludzi, by nie szanowali otaczających ich świat, mamy tylko jedną planetę i trzeba się o nią troszczyć.
        — Jednak są osoby, które nie potrafią tego zrozumieć — powiedziała nagle, poprawiając się na siedzeniu.
        — Nie możemy odpowiadać za wszystkich Julio, ci, którzy pragną zmiany, muszą nakłaniać do zmiany stanowiska, jednak w dużym stopniu to oni muszą zmienić podejście, inaczej nic nie zdziałają — odparł brunet z burzą loków na głowie.
        — To prawda — mruknęła.
        — Dobrze, nie poruszajmy tego tematu. Obejrzymy coś jeszcze?
        — Chętnie.
        — Mam propozycje — zaczęła Julia, siadając na jasnym dywanie przed pólkom z płytami, sięgnęła dłonią w głąb szuflady, gdy jej dłonie spotkały się z zimnym blaskiem, chwyciła go, czytając tytuł filmu, by upewnić się, że tego poszukiwała.
        — Oglądaliście kiedyś „Wulkan" z 1997 roku?
        — Mówi mi coś ten tytuł — odezwał się raper, podchodząc do niej, by przyjrzeć się okładce — Ekranizacja nie mówił o tym, że nieoczekiwanie w Los Angeles pojawił się wulkan, z którym trzeba było walczyć?
        — Dokładnie o tym — odpowiedziała, pokazując mu pudełko.
        — Z waszych opowieści wynika, że to ciekawy film. Otwórzcie go! — zachęcił ich perkusista, spoglądając na dwójkę siedzącą na jasnym materiale przed kominkiem.
        Pozwoliła Michaelowi włączyć film, po chwili mogli zobaczyć pierwsze ujęcia rozpoczynającego się obrazu filmowego. Spędzili kolejne godziny, oglądając starania śmiałków, którzy podjęli walkę z nieokiełznanym żywiołem. Po dwu godzinnej projekcji zespół postanowił wrócić do swoich mieszkań, pomagając wcześniej rodzeństwu uporządkować lekki bałagan, który zagościł w pokoju dziennym ku wczesnym zapowiedzią, że nie muszę tego robić.
        Licealistka weszła do swojej sypialni, wchodząc na balkon, zabierając z niego tableta, którego wcześniej zostawiła, odłożyła go na biurko, chwyciła przypadkową bluzkę oraz krótkie spodenki z garderoby, marzyła o długiej ciepłej kąpieli. Zamknęła drzwi do łazienki, słyszała śpiew Chestera, który szukał swojego telefonu po całym mieszkaniu.
        — Młoda nie widziałaś go gdzieś?! — usłyszała jego podniesiony ton głosu.
        — Nie — odkrzyknęła, związując włosy w niedbałą kitkę.
        Weszła do ciepłej kąpiel, biała piana otuliła jej ciało, a przyjemny zapach olejków do kąpieli uniósł się w powietrzu. Oparła głowę o wezgłowie wanny, przymykając oczu, rozkoszując się miłym aromatem olejków aromatyzujących. Nie spoglądała na zegarek, by zobaczyć, która jest godzina, było jej tu niezwykle przyjemnie, lekko przygaszone światło i kilka zapalonych świeczek dodawały nastroju. Wyszła po długich minutach kąpieli. Rozczesała włosy, uplatając je, w dwa warkocze, pomimo faktu, że mogła uzyskać loki za pomocą lokówki, lubiła czasami robić to w naturalny sposób. Nałożyła na siebie przyniesione wcześniej ubrania i wyszła z łazienki, weszła do pokoju, kiedy usłyszała dźwięk powiadomienia. Chwyciła telefon leżący na łóżku i odczytała wiadomość: 

Dziękuje za dzisiejszą rozmowę. 
Będę pamiętał o twoich słowach.
Śpij dobrze.
Mike 

Uśmiechnęła się lekko, odpisując mu na wiadomość. Odłożyła telefon, układając się wygodnie na ciepłym materacu, chwyciła koc, który leżał u stóp, nakrywając ramiona. Przymknęła oczu a Morfeusz po chwili, zabrał ją w swoje objęcia. 

        Następnego poranka rodzeństwo Bennington siedziało na tarasie skąpanym w blasku porannego słońca. Zapach świeżych kwiatów unosił się w powietrzu, harmonię miasta przerywał śpiew ptaków i szum drzew. W oddali słychać było szczekanie psów, Anika jednak nie przyłączyła się do swoich kompanów. Leżała przy nogach Julii spoglądając na otaczający ją świat. Nastolatka zaoferowana przygodą bohaterów literackich nie dostrzegła spojrzenia brata, który od dłużej chwili uważniej jej się przyglądał. Odłożył na stolik notatnik, w którym zapisywał drobnym drukiem pomysł na kolejny utwór. Nie zdążył pomyśleć, gdyż po całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk spokojnej melodii. Odłożył ołówek, podnosząc się z wiklinowego krzesła. Pokonał odległość dzielącą go od drzwi, suczka pognała za nim, radośnie merdając ogonem. Otworzył drzwi, napotykając piątkę swoich przyjaciół, wszyscy ubrani w letnie stroje z torbami na ramionach.
        — Hey Chazz możemy?
        — Pewnie — przepuścił ich w drzwiach, prowadząc do salonu.
        — Gdzie masz siostrę?
        — Tutaj jestem. 
        Nastolatka zaoferowana nagłym hałasem, wyrwała się z ciekawej przygody, którą czytała, by dowiedzieć się, co się stało.
        — Wybieramy się na plaże. Chcecie jechać z nami? — spytał Joe, poprawiając zsuwające się ramiączko plecaka z jego ramion.
        — Pewnie.
        — Julio?
        — Chętnie.
        — Zaczekamy na was, a wy się przygotujcie — posłuchała ich rady, ruszając do pokoju. 
        Weszła do sypialni, zabierając z garderoby, małą torbę wkładając potrzebne jej rzeczy. Przebrała się w pośpiechu w błękitny strój kąpielowy, kryjąc go pod kremową sukienkę na delikatnych ramiączkach. Zanim wyszła, chwyciła parę ciemnym okularów, zakładając je w splątane w delikatne loki włosy. Gdy znalazła się w salonie, zobaczyła piątkę mężczyzn, którzy rozsiedli się wygodnie na kanapach, wyczekując powrotu rodzeństwa.
        — Już jesteś — Brad posłał jej ciepły uśmiech, dostrzegając ją na ostatnim stopniu.
        — Brakuje jedynie Chestera — długo nie musieli na niego czekać, pojawił się zaledwie minutę później, zasuwając zamek ciemnogranatowej torby.
        Opuścili mieszkanie, pomimo że nie mieli długiej trasy do plaży, wybrali się na nią samochodem. Wiedzieli, że spędzą na brzegiem oceanu długie godziny i będę zapewne zmęczenie po powrocie do domu. Dotarli na znaną plażę w Santa Monica, odnaleźli osobliwe miejsce z dala od natłoku tubylców i turystów miejsca. Zespół wykorzystał fakt, by zanurzyć się w kąpieli, w ciepłych odmętach wody, pozostawiając Julie, którą zrezygnowała z igraszek wodnych, by móc zażyć nieco więcej kąpieli słonecznej. Wyciągnęła z wnętrza torbę olejek, którego często używała, delikatny zapach kakao uniósł się w powietrzu, gdy rozprowadzała go po swoim ciele, chroniąc się przez oparzeniami, pozwalając jednocześnie skórze nabrać ciemniejszego odcienia. Odłożyła olejek, zabierając książkę, którą rano czytała, poznając dalsze losy postaci literackich.
        Nie mogła powiedzieć jak długo, wygrzewała się w blasku kalifornijskiego słońca, zagłębiona w romantyczną powieść Rosie i Jonathan dwójka dwudziestopięciolatków, którzy musieli przebyć wiele dróg, by móc poznać radość i miłość. W głębi duszy zawsze marzyła, by przeżyć tak romantyczną historię, o których czytywała w powieściach swoich ulubionych autorów. Zamknęła tom Cień Feniksa autorstwa Juliet Mikowicz, zakładając okulary. Nieoczekiwanie poczuła jak ktoś, chwyta ją w swoje ramiona. Przestraszona nagłym działaniem rozejrzała się spanikowana, szukając osoby, która ją trzyma. Napotykając ciemne spojrzenie Mike'a, poczuła lekkość na sercu, bo wiedziała, że nie musi się niczego obawiać.
        — Mike co robisz? Postaw mnie na ziemi!
        — Nie zgadzam się piękna — zaśmiał się jedynie, dostrzegając jej twarde spojrzenia.
        Spojrzała w kierunku oceanu, nie wiedziała, dlaczego, ale zrozumiała jego postępowanie. Wzmocniła uścisk na jego szyi, gdy zetknął się z taflą ciepłej wody, nie zdążył nawet rozluźnić jej uścisku, gdyż oboje wylądowali w ciepłych odmętach morza. Wynurzyła się spod tafli wody, odgarniając z oczu mokre włosy.
        — To ty miałaś wpaść to wody, nie ja! — oburzył się brunet, obdarzając ją gniewnym spojrzeniem.
        — Nie ze mną takie numery Shinoda! — oświadczyła groźnie, rzucając się w jego kierunku, widząc jej nagły ruch, pomknął w drugą stronę, chcąc uniknąć koniecznej konfrontacji z nastolatką. 
        Ucieczka w odmętach wody nie była prosta, bo po chwili złapała go, wrzucając ponownie pod tafle morza. Nie był jej dłużej winny. Wodne igraszki i ich śmiech było słuchać w oddali. Chester, który siedział z kolegami na brzegu oceanu, spojrzał w kierunku dobrze bawiącej się pary. Uśmiechnął się lekko, widząc ich wspólną radość, którą mógł nie często zobaczyć. Wyraźnie dwoje zagubionych osób odnalazło siebie w ciemności i pozwalają sobie pomóc nawzajem, przez co ich wież stała się silniejsza i bardzo trwała, Wystarczyło zaledwie kilka tygodni, by Julia przywiązała się do Michaela, co go zdumiewało, a jednocześnie sprawiało mu to radość. Mógł śmiało powiedzieć, że Dave mógł mieć racje, proponując, by ta dwójka spotkała się ze sobą, by w jakiś sposób nieświadomie sobie pomogli. Obserwował jak Julia po raz kolejny, została zepchnięta pod wodę, jednak nie czuła potrzeby odgrywania się na swoim przyjacielu. 

No comments:

Post a Comment