Sunday, July 26, 2020

I 08 — POZWÓL MI POKAZAĆ CZYM JEST ZAUFANIE

        Spojrzała na swoje odbicie w tafli przezroczystego lustra, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który opadł na lekko opalone policzek. Uśmiechnięta się nieznacznie, dostrzegając w odbiciu zupełnie odmienioną nastolatkę. Dostrzegła w sobie zmianę i nie spoglądała na wygląd, ale o jej samopoczucie, które w przeciągu ostatnich wydarzeń w jej życiu nieco bardziej się polepszyło. Spostrzeżenia jej brata były słuszne, gdy mówił jej, że pragnął częściej widzieć uśmiech na jej ustach. Radości gościła nie tylko w jej oczach, ale i sercu. Obawiała się przeprowadzki do nowego miasta, ale to była rzecz naturalna, jej obawy były bardziej w stosunku do Chestera, nie znała go, czuła względem niego swego rodzaju obawy przez odrzuceniem, przez jej myśli niejednokrotnie przebiegła wizja, że powtórzy się jej koszmar z Domu Dziecka, jednak nie dał, jej odrzuć. Niczego czego mogłaby się bać. Strach, który odczuwała, był bezpodstawny i niepoprawny, ale przez mężczyznę zrozumiały. Spędziła z nim wiele czasu, w którym mogli nadrobić utracone lata swojej młodości, dużo rozmawiali, opowiadając o swojej przeszłości, ona jednak nie potrafiła się otworzyć przed nim dostatecznie i wyjawić tajemnic, które gnębiły jej obolałe serce. Nie odczuwała jednak nacisku z jego strony, był cierpliwym słuchaczem i wiedziała, że będzie czekał na nią, aż sama nie będzie gotowa by wyjawić sekrety swojej młodości. 
        Czerpali wiele przyjemności z zabawy, zdarzały się momenty, że podczas rozmowy zaczynali się droczyć, biegali potem po całym domu, niemal jak małe dzieci próbując wyrównać rachunki niedawnych sprzeczek. Traktowali to, jak zabawę i nie odczuwali gniewu do siebie za niedawne przepychanki słowne. 
        Obawy, jakie targały jej sercem, podczas jej pierwszego poznania przyjaciół Chestera, były słuszne, lecz szybko zniknęły, gdy poznała ich nieco bliżej, mogła porozmawiać, nie czując skrępowania, w ich towarzystwie była szczęśliwa. Zrozumiała, że nagrania wideo nie ukazują całej prawdy. Owszem nie było w nich zakłamania, nie udawali kogoś innego niż byli w rzeczywistości. Nie pokazywały ich w aspekcie prywatnym. Odkryła w nich równie nieco pogodnych mężczyzn, którzy lubili robić sobie kawały, ale potrafili, zachowali powagę. Wygłupiali się jedynie w otoczeniu bliskich ich osób lub znajomych. Spędzili ze sobą wiele czasu, poznając się nieco bardziej, jednak wiele chwil spędziła w obecności Michaela, który był ich częstym gościem. Odniosła wrażenie, że przy jej boku zapomina o tkwiących w jego życiu problemach, czy kłopotach, w jakiś sposób mógł o nich zapomnieć, na czas spotkania nie myśląc o nieprzyjemnej przeszłości i dramatycznych chwilach w jego życiu. 
        Założyła opadający kosmyk nieco pokręconych loków za ucho. Chwyciła telefon leżący na szafce i wolnym krokiem ruszyła do pokoju. Nie miała ochoty spędzać kolejnego dnia w domu. Chciała wykorzystać nieobecność młodego mężczyzny i spędzić ten dzień na mieście. Promienie jasnego słońca przedarły się przez ogromne szyby, rzucając swój blask na jasne panele pokoju. Do miasta wróciły, ponownie upalne dni a mieszkańcy skutecznie wykorzystywali ten fakt, spędzając dni na plaży, odpoczywając lub kąpiąc się w ciepłym oceanie. Sięgnęła po jasną jeansową kurtkę, zakładając ją na ramiona, nieoczekiwanie po mieszkaniu rozniósł się dźwięk cichej melodii. Zaskoczona spojrzała na zegarek, podświetlane cyfry wskazywały kilka minut po ósmej. Nie spodziewała się dziś żadnych gości, tym bardziej zdumiało ją niespodziewana wizyta. Odłożyła torebkę na komodę, wychodząc z pokoju, zeszła po jasnych schodach próbując, zrozumieć kto mógł ją odwiedzić. Wszelkie pytanie zostały rozwiane, gdy otworzyła drzwi, a na progu dostrzegła wysokiego bruneta, uśmiechnął się ciepło, dostrzegając jej jasne spojrzenie. 
        — Cześć Mike, co tu robisz? — przepuściła go w drzwiach, pozwalając wejść do środka.
        — Właściwie przyszedłem z pewną propozycją — wyjaśnił spokojnie, gdy usiedli w salonie, upił łyk soku który podała mu znajoma, spoglądając na niego — Mieszkasz już kilka tygodni w Los Angeles, a pewnie jeszcze nie poznałaś miasta.
        — Wiesz to dość zabawna sytuacja — dostrzegając jego pytające spojrzenie, pośpieszyła z wyjaśnieniami — Wybierałam się właśnie na miasto, planowałam kupić jakiś przewodnik i odwiedzić kilka miejsc.
        — Rozumiem — skinął lekko głowę. Nie zamierzał się jej narzucać — W takim razie przyjdę innym razem.
        — Zaczekaj — chwyciła go za nadgarstek, zaciskając dłoń, nie pozwalając mu odejść — Może pokażesz mi miasto, mieszkasz tu dłużej ode mnie, przydałby mi się przewodnik — kącik jej ust delikatnie uniósł się do góry, pozwalając by muzyk, zapomniał o swoich obawach.
        — Jesteś tego pewna? — opadł na miejsce i spojrzał z lekkim niepokojem w jej oczy.
        — Oczywiście — zapewniła go, posyłając mu pokrzepiający uśmiech — Wiesz, jestem osobą, która nieco gubi się w nowym otoczeniu… — lekki uśmiech nieco złagodniał, spuściła spojrzenie, nie lubiła przyznawać się do swoich małych porażek.
        — Nie masz cię czym martwić, pomogę ci — pełna nadziei spojrzała na ciemnowłosego — Znam kilka ciekawych miejsc, które są poza szlakami turystycznymi, jeśli chcesz, mógłbym ci je pokazać.
        — Chętnie. 
        — Dobrze, radzę, być wzięła wygodne buty – zaśmiała się na jego słowa, wspinając się po schodach.
        — Zapamiętam — odkrzyknęła, znikając mu z oczu.
        Musiał przyznać otwarcie przed sobą, że coraz bardziej ją lubił. W obecności tej niepozornej osiemnastolatki wreszcie mógł zapomnieć o niepokojących chwilach życia, kłopoty, które coraz bardziej nie pozwalały mu spokojnie usiąść i pomyśleć, przy niej zdołam na moment poczuć się wolnym człowiek bez trosk otaczającego go świata, niesłusznych oskarżeń czy niepokojących coraz bardziej go listów lub telefonów. Nie miał pojęcia jak poukładać sobie trudne ścieżki życiowe, jedyne co czuł to chaos w swoim umyśle, ale na czas spotkań z licealistką troski jakby uciekały, przestawały istnieć. Cichy tupot stóp wyrwał go z głębokiej zadumy, podniósł spojrzenie, napotykając czyste niczym ocean spojrzenie szatynki.
        — Możemy już iść? — podniósł się ze sofy, nie pozwalając sobie na ukazanie targających go sprzecznych emocji.
        — Tak — opuścili mieszkanie, przystanęli na chodniku, a Julia spojrzała na muzyka, który wyraźnie rozmyślał, do jakiego miejsca mógłby ją zabrać, po chwili namysłu ruszył drogą, zmierzając w stronę gór Lee.
        — Dokąd idziemy? — zagadnęła go, wyjmując z torebki okulary przeciwsłoneczne.
        — W tej chwili nie będę ani trochę oryginalny — zaczął swoje opowieść, spoglądając na nią kotem oka – Zabieram cię do Hollywood Sign.
        — Synonim przemysłu filmowego.
        — Dokładnie. 
        — Chyba nie ma osoby, która nie znałaby tego słynnego napisu, ale zobaczenie go na własne oczy jest niecodziennym wydarzeniem.
        — Gdy zwiedzasz Los Angeles, to jest podstawą na punkcie budowli do zwiedzenia.
        — Wraz z aleją sław — spojrzeli po sobie, wybuchając cichym śmiech.
        — Muszę ci przyznać racje Julio.
        Po długich minutach drogi dotarli w końcu na południowe zbocze gór, gdzie od prawie osiemdziesięciu pięciu lat stał słynny napis Hollywood, przyciągał wielu turystów z całego świata, ale również kraju, niestety pomimo świetnej renomy, zdarzały się tu akty wandalizmu, ale również życie brodwayowej aktorki Peg Entwistle zostało brutalnie przerwane. Julia słuchała z uwagą opowieści Michaela, który przybliżył jej nieco historie brytyjskiej aktorki. Millicent była początkującą aktorką, która nie zagrała w wielu filmach, jednak jej twarz można, było zobaczyć w filmie „Trzynaście Kobiet”, nic nie wskazywało, by ta młoda kobieta, miała problemy z alkoholem. Według opowieści, dwudziestoczteroletnia Brytyjka skoczyła z litery H, jej zwłoki znalazła przypadkowa kobieta, która wędrowała, poniżej napisu natknęła się na torebkę, w której znalazła list pożegnalny a poniżej w wąwozie ciało Entwistle. Okrutna śmierć, która przerwało życie tej młodej dziewczyny. Wzdrygnęła się przestraszona, uświadamiając sobie, jaka była młoda, nie potrafiła sobie tego wyobrazić. 
        — Sama widzisz pomimo tak dobrej rozpoznawalności, nie wiele osób wie o tej ciemnej stronie. Słynny znak przyciąga wielu turystów, jednak nie wielu wie, że wydarzyła się ta zbrodnia, nawet mieszkańcy hrabstwa albo nie pamiętają tej historii, albo nie chcą o niej wiedzieć — mówił, gdy schodzili po zboczu.
        — Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić, odebrała sobie życie w okrutny sposób — mruknęła lekko przerażona.
        — Dobrze, lepiej nie będę ci mówił o podobnych rzeczach, bo widzę, że to nie jest dla ciebie przyjemne, a nie chce, byś się smuciła — posłał jej pokrzepiający uśmiech.
        — Dziękuje.
        Wrócili na swój wyznaczony szlak wycieczki. Następnym punktem ich wędrówki była Aleja Sław, chodnik mieszczący się według Hollywood Boulevard, przechodząc przez Vine Street, widzieli wiele turystów, którzy robili sobie zdjęcia przy gwiazdach swoich ulubieńców, ona jednak nie odczuwała chęci, by mieć pamiątkę z tego miejsca, wydawało się to dla niej nieco nużące.
        — Mogłabym, wiedzieć czemu ty nie masz tu gwiazdy? — zażartowała, gdy przechodzili ulicą, spojrzała na Shinode, który roześmiał się na jej słowa — Nie mam jak zrobić sobie zdjęcia — dodała z wyrzutem, obdarzając go gniewnym spojrzeniem, jednak delikatny uśmiech, który pojawił się na jej ustach zespół podniosłą atmosferę.
        — Nie sądzę, że kiedyś się tego doczekam — odpowiedział równie rozbawiony — Musiałbym sobie na to zasłużyć, ale zwykłych muzyków nie nagradzają. Nie zależy mi na tym — dodał, wzruszając delikatnie ramionami.
        — W tej chwili sobie ze mnie żartujesz prawda? — spojrzała na niego, poruszył się niespokojnie pod ostrzałem jej oczu.
        — Nie śmiałbym tego zrobić.
        — Muszę nie zgodzić się z twoimi słowami, bo zasługujesz na wiele dobrego.
        — Co masz na myśli i skąd masz taką wiedzę?
        — Wiesz, że znam cię nie tylko jako artystę, ale również muzyka — zbliżyli się do jeden z ławek, usiedli w cieniu wielkiego budynku, by zaczerpnąć nieco powietrza na dalszą drogę — Słucham waszych piosenek. Znam Linkin Park — dokończyła, wyjaśniając swoje wcześniejsze słowa. 
        — Dlaczego nic nie powiedziałaś? — spojrzał na nią zaskoczony, a jednocześnie zdumiony. Nie przeszkadzało mu, że Julia zna twórczość ich kapeli, jednak słowa pełne podziwu zdumiały go, nie sądził, że mogli być dla kogoś tak wielkim autorytet. Owszem spotykał się z wieloma fanami, wiedział wraz z pozostałymi, jak muzyka działa na ich wiernych słuchaczy, jednak nigdy by nie pomyślał, że młodsza siostra jego przyjaciela mogła ich podziewać i pomimo spotkania z ulubieńcami nie dała po sobie poznać, że ich rozpoznała jedynie cierpliwie, czekała na to, jak Chester przedstawił ją jego kolegą.
        — Nie ma się czym chwalić Mike — jej odpowiedź wyrwała go z lekkiej zadumy — Może jestem waszą fanką, znam waszą twórczość i was jako muzyków, ale dla mnie jesteście normalnymi ludzi, którzy pognali za swoimi marzeniami i wam się udało spędzić pragnienia z młodości. Jesteś wraz z chłopakami dla mnie ogromnym autorytetem, ponieważ również tak ja wam to się udało, pragnę spełnić swoje skryte marzenia.
        — Opowiesz mi coś o nich?
        — Może innym razem — odpowiedziała, dostrzegając grupkę młodych ludzi, który wędrowali chodnikiem po Walk of Fame.
        — Jeśli tak uważasz, uszanuje twoją decyzję — podniósł się z dość wygodnej ławki i spojrzał na osiemnastolatkę, która ruszyła jego śladem. 
        Mike spełnił swoją obietnicę, zaprowadził ją do wiele znanych jej miejsc, ale również nie złamał swojej słowa o pokazaniu kilku ciekawych miejsc, o których nie wiele osób wiedziało. Pochłonięci zwiedzaniem metropolii i długimi godzinami rozmów, nie zwrócili uwagi na nieodebrane połączenia w swoich telefonach. Pomimo protestów nastolatki, muzyk zabrał ją na obiad do restauracji, gdy zgłodnieli po wielu godzinach spaceru ulicami. Pod koniec dnia kończyli swoją wycieczkę, wstąpili do małej kawiarni, gdzie według Shinody podają jedne z lepszych lodów w mieście. Gdy zamówili po słodkim chłodnym deserze, Julia do końca była przekonana jego słowami, jednak po spróbowaniu odrobiny łakoci, musiała przyznać mu racje, miseczka zimnych waniliowych lodów z dodatkami świeżych owoców była jedna z lepszych jakie jadła. Czuła się jednak głupio ze świadomością, że muzyk nie pozwolił jej zapłacić za swoje przyjemności, tłumaczył jej, że to drobiazg i jak to żartobliwie określi, nie zbiednieje od tego, jednak poczucie winny ją dręczyło. Gdy po raz kolejny wróciła, do tej rozmowy i swoich wątpliwości, nie pozwolił jej nic powiedzieć, zapewniając ją, że był to dla niego przyjemność i mały drobiazg. 
        — Najlepsze zostawiłem na sam koniec — powiedział, gdy wolnym krokiem, bez żadnego pośpiechu szli w stronę plaży na Santa Monica. Gdy jej stopy zetknęły się ze złocistym piaskiem, ściągnęła jasne tenisówki, pozwalając sobie chodzić gołymi stopami po ciepłym ziarenkach. Gdy spacerowali wzdłuż morza, a fale ciepłej wody nieco otulały ich stopy, nieoczekiwanie mężczyzna odezwał się:
        — Uwielbiam to miejsce — zaczął nieco rozmarzonym głosem, gdy szli wzdłuż plaży, a ciepła woda otulała ich stopy — Mógłbym spędzić tutaj wiele godzin i wcale nie czułbym się znudzony.
        Julia spojrzała na niego zdumiona, dostrzegając jej spojrzenie, zaśmiał się dodając:
        — Nie tylko dziewczyny lubią zachody słońca na plaży.
        — Nie to miałam na myśli — odparła — Jestem tylko zaskoczona, bo nie wyglądasz na takiego mężczyznę, który lubi widoki wyciągnięte żywnie z jakieś romansu.
        — To prawda — zaśmiał się brunet — Jednak od zawsze szum oceanu działał na mnie uspokajająco — niespodziewanie chwycił ją za przegub, przyśpieszył kroku.
        — Dokąd idziesz? — dotrzymała mu kroku.
        — Pokaże ci pewne miejsce — wyjaśnił jedynie, nie pytała go o więcej tylko pozwoliła się prowadzić przez już opustoszałą plaże. W końcu dostrzegła w małej odległości kamienne klify, które rozciągały się wzdłuż morza, miejsce było nieco oddalone od głównej plaży przez co nie można było zobaczyć wielu mieszkańców czy turystów przechadzających się na brzegu oceanu. Gdy dotarli do skał, na polecenie Michaela włożyła buty, a on pomógł jej wspiąć się na kamienne klify, przeszli kawałek gdzie można było usłyszeć fale rozbijające się o kamienie. Przysiedli na jednym z kamieni i spojrzeli na odbijającą się w tafli niespokojnego oceanu złocistą tarczę zachodzącego słońca. Ciepłe pomarańczowe promienie powoli chowały się za horyzontem, pozwalając by noc powoli spowiła miasto swoją purpurową łuną. 
        — Ślicznie tutaj — mruknęła przyciszonym głosem, zachwycona niesamowitym widokiem tego urokliwego miejsca.
        — Czułem, że może to miejsce ci się spodobać — odezwał się po dłużej chwili ciszy — Nikt nie wie o tym miejscu, przychodzę tutaj często by pomyśleć lub pobyć w samotności.
        — Nie sądziłam, że takie miejsce można spotkać w mieście.
        — Spędziłem wiele nocy podczas spacerowania po mieście, natrafiłem na to miejsce, gdy musiałem odpocząć po ciężkim dniu w studiu a nie miałem ochoty wracać do domu — skrzywił się na samo wspomnienie wydarzeń z tego wieczoru. Nie chciał zbyt wiele mówić Julii co było powodem, że odnalazł to zakątek pewnego wieczoru. Nie chciał by poczuła się do niego uprzedzona, czy w jakiś sposób przestała się z nim spotykać. Wspomnienia tamtych chwil wciąż zadręczały jego umysł, ale starał się wymazać tamte momenty z pamięci. Przymknął powieki a jego umysł jakby chciał znów się z nim pobawił dostrzegł oczami wyobraźni fałszywą ołude w oczach, drwiący uśmiech ust pełne nienawiści do niego.
        — Mike czy wszystko dobrze? — otworzył oczy czując delikatny dotyk na ramieniu.
        Podniósł spojrzenie napotykając jasne spojrzenie jej oczy przepełnione smutkiem mieszających się ze zmartwieniem.
        — Tak dobrze — odsunął od siebie natłok nieprzyjemnych myśli skupiając uwagę na swojej towarzyszkę.
        — Jeśli będziesz chciała tu przychodzić możesz przyjść tu w każdym momencie, tylko mam jedną prośbę.
        — Oczywiście.
        — Zachowaj w tajemnicy te zakątek, proszę być nikomu o nim nie mówiła.
        — Możesz być spokojny, nikt się o nim nie dowie — zapewniła, posyłając mu radosny uśmiech.
        Spędzili tutaj jeszcze kilku minut napawając się widokiem znikającego już słońca. Gwiazdy rozjaśniło niebo, gdy wracali nieco opustoszałymi uliczkami. Po długich minutach drogi stanęli na ganku mieszkania Benningtona.
        — Dziękuje za ten dzień — odezwała się nieco śmielej przerywając przyjemną dla ucha cisze która zapanowała.
        — Drobiazg, zawsze służę pomocną — posłał jej ciepły uśmiech.
Kątem oka dostrzegła poruszającą się firankę, dostrzegając swojego brata, który przyglądał się od dłuższej chwili podniosła spojrzenie, uśmiechając się lekko.
        — Będę mieć przechlapane — mruknęła rozbawiona.
        — Nie masz się czego obawiać, wyjaśnię mu wszystko jak go jutro spotkam w studiu — podążył niezauważalnie za wzrokiem siedemnastolatki.
        — Jestem wdzięczna, że poświęciłeś swój czas mi, chodź mogłeś zrobić zupełnie co innego
        — Wolałem wyrwać się z czterech ścian, nie mogłem dłużej siedzieć i myśleć, bo to mnie już męczy, przy okazji mogłem cię bliżej poznać — zaśmiała się cicho, rozbawiona jego słowami.
        — Dziękuje jeszcze raz za twoje towarzystwo.
        — Nie musisz mi dziękować Julio już ci mówiłem że to była przyjemność spędzić dzień w twoim towarzystwie — delikatnie położył dłoń na jej ramieniu.
        — Dobrze. Lepiej już pójdę.
        — Pozdrów Chestera
        — Okey. Do zobaczenia.
        — Zobaczymy się jutro?
        — Nawet się nie rozstaliśmy a ty już kolejne spotkanie proponujesz? — zaśmiała się cicho na jego słowami.
        — Tak.
        — Nie masz przypadkiem pracy? 
        — Nie.
        — Wiesz co wolałabym nie mieć całego składu zespołu na głowie a zwłaszcza mojego brata bo odciągam cię od muzyki.
        — Mamy chwilową przerwę w nagraniach, nie musisz się ich obawiać.
        — Dobrze skoro tak uważasz. Lepiej już wracam. Cześć.
        — Do zobaczenia Julio.
        Przystanęła na ganku obserwując znikającego z jej oczu muzyka. Wróciła do mieszkania, ściągnęła buty i wolnym krokiem ruszyła do salonu. Chester odpoczywał po dość pracowitym dniu w studiu. Gdy usłyszał jej kroki, podniósł na nią spojrzenie uśmiechając się ciepło.
        — Cześć młoda.
        — Hey — odpadła bez sił na wolną kanapę zanurzając twarz w ciepłych poduszkach.
        — Kiepsko wyglądasz — jego stłumiony głos dotarł do niej w oddali — Czemu nie odbierałaś telefonu?
        — Nie słyszałam, że ktoś dzwoni — odpowiedziała szczerze — Byłam zajęta zwiedzaniem miasta — uniosła się na łokciach, siadając na skraju kanapy, oparła głowę na oparciu sofy przymykając zmęczone oczy. Nie odczuwała wcześniej zmęczenia całodziennym spacerem uliczkami Los Angeles, jednak teraz czuła zmęczone powieki, które powoli jej się zamykały. 
        Słyszała jak głos jej brata niknie w oddali a ona dryfuje do krainy wiecznych marzeń. 
        Rozsiadła się wygodnie w obrotowym krześle, rozglądając się uważnie po jasnych kremowych ścianach studia nagraniowego. Widywała go często w filmach. Nie zmieniło się tutaj zbyt wiele od momentu ostatniej publikacji filmu, jaki mogła zobaczyć na portalu internetowym. Sprzęt do nagrań oraz wielu instrumentów miało swoje wyznaczone miejsce w tym pomieszczenie, nawet nie mając śmiałości znaleźć się w innym miejscu. Abstrakcyjne obrazy zdobiły ściany pokoju, dodając nieco surowemu wnętrzu przytulności. Zatrzymała spojrzenie na ciemnym fortepianie stojący w rogu pomieszczenia. Uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie pierwsze lekcje gry na tym instrumencie, gdy nieudolnie nie mogła złapać odpowiedniej nuty, by odpowiednio ją wybrzmieć, jednak pan Silencio zachował wiele spokoju i powtarzał, że nigdy nie powinna uczyć się nic na siłę, by maleńkimi kroczkami doszła do perfekcji. Rady Hiszpana głęboko utkwiły w jej umyśle, gdy usiadła po raz kolejny do klawiszy, nie czuła zdenerwowania. Pamiętała, że przymknęła oczy, pozwalając by muzyka, sama ją prowadziła, mężczyzna nie posiadał się z dumy, gdy zagrała po raz pierwszy jeden z najtrudniejszych utwór do wykonania dla początkujących pianistów. Podczas końca lekcji pozwolił jej zagrać wybrany przez siebie utwór, wybór nie był trudny, bo od momentu, kiedy zasiadła na krzesełku pianisty pragnęła zagrać utwór wykonawców, których bardzo podziwiała. Popełniła wtedy parę błędów, jednak nauczyciel wskazał jej mylące ją nuty, następnym razem utwór zabrzmiał, jakby zagrała go osoba, która stworzyła ten singiel. W ostatnich tygodniach rzadko siadywała za instrument i grała, porzuciła na pewien czas muzykę, do której żywiła równie głębokie uczucie. Zamiłowanie do pianina i gitary były niczym jak jej artystyczna dusza, ostatnio często siadywała z notatnikiem, by naszkicować kolejny obraz, który widziała oczami wyobraźni, by przekazać go na jasne kartki papieru. Odwróciła się wyrwana z głębi umysłu przez otwierające się drzwi. Spojrzała na Michaela, który wkroczył do studia, niósł w ramionach czarną teczkę i kilka szkicowników. Przysiadł na ciemnej kanapie, układając szkice na maleńkim stoliku.
        — Mogłam, bym wiedzieć, co to jest? — spytała, zaintrygowana trzymanymi przez muzyka zeszytami.
        — Oczywiście — chwycił jasny dziennik, lezący na dnie, otwierając go. Ukazała się strona z rysunkiem oka, co ją lekko zdumiało — To są moje stare rysunki — wyjaśnił, dostrzegając jej pytające spojrzenie —Malowałem je podczas ostatniej trasy — kontynuował swoje wyjaśnienia. 
        — Znajdujesz na to, czas podczas koncertów? — nie potrafiła ukryć zaskoczenia, jasne płomyki zagościły w jej spojrzeniu.
        — Czasami, bywa to trudne, ale są momentu, gdy siedzę znudzony w samolocie, chwytam za szkicownik i maluje.
        — Nie jest to nieco problematyczne podczas lotu?
        — Wcześniej owszem było, ale od momentu, gdy musimy podróżować z naszym sprzętem mamy zarezerwowane prywatne loty, gdzie podróż jest nieco bardziej przyjemna — wyjaśnił swoje spostrzeżenia, podniósł wzrok, napotykając jej pełne zaintrygowania błękitne tęczówki.
        — Chcesz je zobaczyć? — zapytał, niespodziewanie pokiwała gwałtownie głowa, z wyraźnym sprzeciwem.
        — Nie! Nie należę do osób wścibskich.
        — Wcale tak nie pomyślałem — podał jej notes, który trzymał w dłoniach, z niepewnością przyjęła go — Wiem, jakie to ważne, by szukać odpowiednich wzorów w sztuce czy ilustracji. Wiem, że nie jestem najlepszą osobą do tego, ale widzę, że jest ciekawa poznania nowych horyzontów. Móc się rozwijać, próbować nowych rzeczy.
        — Nie uważam jednak, że twoje malunki są złe. Mówiłam ci o tym, że podziwiam cię o wielu miesięcy, nie słusznie uważasz, że nie jesteś dobrym przykładem, bo prawda jest inna. Owszem, może czasami twoje rysunki wydają mi się nieco niezrozumiałe, ale każdy malarz czy grafik ma inny sposób spojrzenia na sztukę. Biorę z ciebie przykład, bo gdy chciałam zrezygnować z malowania, twoje obrazy pomogły mi na nowo wzbudzić w sobie chęć do tworzenia — wyłapała jego pełne zdumienie ciemne tęczówki, lekki uśmiech rozjaśnił jego usta.
        — Cieszę się, że w ten sposób o tym mówisz — powiedział pełen uznania, dla jej słów podziwu.
         Niestety, ja nie jestem taka dobra jak ty – odezwała się po chwilach ciszy, która ogarnęła pokój.
        — Nie bądź dla siebie taka krytyczna — odezwał się, przerywając jej potok słów — Rozmawiałem z Chesterem o twoich rysunkach, opowiedział mi wiele dobrych rzeczy od twoich malunkach i z jego słów wynika, że radzisz sobie całkiem dobrze.
        — Powiedział, tak by nie sprawić mi przykrości.
        — Nie możesz wciąż spoglądać na swoje umiejętności, tak negatywnie.
        — Moje zdolności nie są tak bardzo rozwinięte, maluje jedynie dla siebie i w tym czuje się najlepiej.
        — Zabrałaś notatnik ze sobą? — zapytał nieoczekiwanie, nie pozwalając jej dokończyć, mówić.
        — Tak.
        — Mogę go zobaczyć? Obiecuje, że spojrzę na nie jako profesjonalista. Przekonamy się, jak wiele talentu posiadasz. 
        Osiemnastolatka zerknęła na niego, nie do końca przekona czy rzeczywiście miała śmiałość pokazać Mike’owi swoje rysunki, on zapewnił ją, jednak nie zamierzał jej krytykować, nie miał śmiałości powiedzieć, że jej rysunki są doskonałe pod każdym elementem. Chciał jej jedynie powiedzieć, to czego od tak wielu lat pragnęła, wskazać to, nad czym mogła popracować, by jej malunki były coraz lepsze. Westchnęła cicho, sięgając do torebki, wyciągnęła z wnętrza dobrze znany jej zeszyt w ciemnej oprawie. Podniosła się, by usiąść na skraju sofy, podała mu notatnik, obserwowała jak, przegląda kolejne rysunki, strach ogarnął jej sercem, gdyż obawia, ale się usłyszeć jego opinie, chociaż zgodziła się na jego prośbę, w głębi duszy czuła nasilające się oczekiwanie. Podniósł wzrok po kilku minutach, które wydawały się dla niej godzinami spędzonymi na wyczekiwaniu.
        — Jak uważasz? — spytała w końcu po długiej chwili dość nieprzyjemnej dla niej ciszy.
        — Sądzę, że masz zadatki na świetnego malarza, owszem popełniasz kilka błędów, ale je można wyeliminować. Twoje malunki są inspirujące i przyciągające. Mam wytrwałe oko i dostrzegasz wiele szczegółów, co nielicznym się zdarza, dokładnie chce odzwierciedlić każdy detal, by uczynić obrazek bardziej realistycznym, jestem pod ogromnym uznaniem. Twoje szkice są na poziomie uniwersyteckim. Śmiało możesz wiązać z tym przyszłość, bo jeśli zdecydujesz się poświęcić swoje dalsze kształcenie w kierunku sztuk piękny, łatwo uzyskasz potem uznanie w tych kręgach.
        — Mam wrażenie, że mówisz tak tylko dlatego, że znasz mnie i nie chcesz, bym poczuła się urażona…
        — Julio, powtarzałem ci wcześniej, że nie spoglądam na malunki pod znakiem znajomości tylko umiejętności, które niewątpliwie posiadasz — nie pozwolił jej dokończyć swojego zdania. Sięgnął po ciemny szkicownik, przewertował na stronę, którą poszukiwał, równocześnie pokazując jej własny rysunek, który narysowała dzień wcześniej oraz łudząco podobny szkic dziewczyny, którą malował jakiś czas temu podczas trasy, wskazując na podobieństwo między obrazkami.
        — Uważasz, że nie posiadasz talentu? Muszę cię wyprowadzić z błędu. Spójrz na swój szkic, potem zerknij na to, co ci pokazałem. Posiadasz wiele umiejętności, wykorzystaj możliwości, jakie obdarował cię los, nie możesz tego popsuć — cierpliwie jej tłumaczył, widział jej lekko, niepewne spojrzenie co utwierdziło go w przekonaniu, że postępuje właściwie drogą, by móc ją przekonać to swojego stanowiska — Jeśli będziesz tego pragnęła, mogę ci wyjaśnić nad czym, musisz popracować i przyłożyć większą uwagę. Decyzja jednak ostatecznie należy do ciebie, ale posłuchaj mnie i daj sobie szanse jako ci dano — zakończył swój monolog, pozwalając jej przemyśleć jego słowa. Obserwował ją uważnie, gdy analizowała kolejna słowa jego wypowiedzi, zastanawiając się jaką drogę miała wybrać. Widział, jak podnosi wzrok, jasny uśmiech rozjaśnił jej zaniepokojone oblicze, lęk ustąpił miejsca uczucia, coś na wzór zaufania czego się nie mógł spodziewać. 
        — Jeśli uważasz, że mam szanse i możliwości, pragnę je wykorzystać. Spędziłam wiele lat na rozwijaniu umiejętności i skoro uważasz, że może mi się udać, chciałabym, żebyś mi pomógł — odezwała się z lekkim uśmiechem na ustach.
        — Jest szansa, że zgodzisz się na te lekcje?
        — Oczywiście, że tak — odparła pośpiesznie, podnosząc się z kanapy. Dotrzymała mu kroku, kiedy opuszczali domowe studio nagrań, zeszli po ciemnych schodach do obszernego salonu, niespodziewanie Julia zatrzymała się, a jej spojrzenie powędrowało na ramkę ze zdjęciem zawieszonej na ścianie.
        — Mogłabym cię o coś zapytać? — brunet odwrócił się w jej stronę, śledząc jej wzrok zatrzymać się na fotografii. Zdjęcie, które tak wiele mu przypominało o szczęśliwych chwilach, jednocześnie było powodem jego frustracji i zmęczenia. Wiele emocji kotłowało się w jego umyśle, gdy widział tę drobną brunetkę przy swoim boku, kobieta, która uczyniła jego życie koszmarem.
        — Oczywiście.
        — Gdzie twoja żona? Wybacz za moją śmiałość, ale od momentu, kiedy się spotkaliśmy, nic o niej nie mówisz. Zauważyłam, że spędzasz wiele czasu w naszej obecności, niechętnie potem wracasz do mieszkania — pytanie, które w ostatnich tygodniach nawiedziły, jej umysł, mogła śmiało je wypowiedzieć. Spędziła z nim ponad dwa tygodnie, często, gdy wracał do swojego domu, widziała w jego spojrzeniu niechęć, której nie potrafił ukryć. Przypomniała sobie moment ich pierwszego spotkanie, jego spojrzenie pełne bólu, udawany uśmiech zastąpił serce wypełnione goryczą. Nie rozumiała jego postępowania, ale przez te dni znajomości nie miała śmiałości, by go o to zapytać. Dzisiejsze popołudnie spędzone w jego towarzystwie pozwoliło jej, na której odwagę jej brakowało i zapytać o jego życie uczuciowe. Wydawało jej się to niepoprawne, jednak dręczące ją myśli nie pozwalały spokojnie pozostawić tego bez odzewu.
        — Moje małżeństwo nie istnieje — wypowiedział to z ogromnym żalem, odwrócił wzrok, by nie ukazać przez znajomą smutku, który ogarnął jego ciało.
        — Co? — słowa uwięzły jej w gardle.
        Wydawało jej się zawsze, że związek Mike’a z Taylor był niemal idealny. Gdy widywała ich razem podczas różnych gal czy rozdania statuetek muzycznych widziała w ich oczach wiele miłości. Było rzadkością spotkać tak bardzo oddane sobie małżeństwa, widziała wiele uczucia w stosunku do siebie, każdy ich gest był wypełniony emocjami do drugiej osoby, niespodziewana wiadomość o zerwaniu tej więzi było dla niej zaskoczeniem.
        — Sądziłam, że wiele was łączy — odezwała się nieśmiało, po długich minucie bojąc się spojrzeń w jego oczy.
        — Julio, wszyscy tak uważali. Nikt jednak nie znał Smith tak dobrze jak ja.
        — Co masz na myśli?
        — Usiądź, opowiem ci o wszystkim — wolnym krokiem zbliżył się do kanapy, na której przysiadł.
        — Czy na pewno tego chcesz? Nie znasz mnie długo. Nie boisz się…
        — Ufam ci.
        Zwróciła na niego spojrzenie pełne zdumienia. Zbliżyła się do niego, pozwalając zająć miejsce przy jego boku.
        — Znałem Taylor od początku szkoły średniej, wydawało mi się, że połączyło nas coś wyjątkowego — zaczął powoli swoją opowieść — Pobraliśmy się jako młodzi ludzi, uważaliśmy, że jesteśmy gotowi na stały związek i założenie rodziny, niestety czas pokazał, że myliłem się co do niej.
        — Co to znaczy?
        — Nie dojrzała do roli żony, ale również nigdy nie traktowała naszego związku poważnie — umilkł, chcąc poukładać swoje myśli —– Nasz związek zaczął się sypać rok po ślubie. Wydawało się, że nasze małżeństwo jest niemal idealne. Łudziłem się, żyłem ułudą, które mi pokazała.
        — Nie rozumiem.
        — Julio wiem, że nigdy nie byłem idealny, bo wiem, że wiele poświęcam w mojej pracy a szczególnie rodzinę, jednak starałem się, by niczego jej nie zabrakło. Wykorzystała moją naiwność i sprytnie ukartowała sobie swoją drugą twarz, pełną kłamstw, oszustw i ciągłych zdrad. 
        — Ona była do tego zdolna!? Co za… — urwała, nie pozwalając, by kolejne słowa opuściły jej usta, zdała sobie sprawę, że nie powinna wypowiadać tych słów w jego obecności, nie pragnęła go skrzywdzić.
        — Dobrze wiem, co o niej myślisz — podniosła wzrok, słysząc jego słowa —         Uwierz, myślę o niej gorzej. Jednak to niej jej zdrady zabolały mnie najbardziej — samotna łza potoczyła się, przytoczył w pamięci ich ostatnią rozmowę, kiedy ich zażyłość została bezpowrotnie zerwana.
        — Co takie zrobiła? — zapytała ostrożnie, wyrywając go z głębi swojego umysłu.
        Z trudem powstrzymał napływające do jego oczu słone krople wody. Zacisnął wargi w wąską linię, gdy widział jej uśmiech pełen kpiny, puste serce, które było niemal jak skała na ból drugiego człowieka i nieposzanowania nowego życia, które biło pod jej sercem.
        — Usunęła nasze nienarodzone dziecko — przymknął powieki, czując napływ złości na swoją byłą małżonkę. 
        Smutek ogarnął jego obolałe serce. Z bólem spojrzał na twarz szatynki. Nie miała odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Siedziała oniemiała, nie mając śmiałości powiedzieć żadnego słowa. Nie prosił o to, nikt nie poznał tajemnicy, którą dzierżył w sercu od wielu lat. Nie miał pojęcia czemu w obecności tej młodej dziewczyny, miał śmiałość powiedzieć o okrutnej przeszłości. Zwierzyć się komuś z emocji, jakie nim targały.
        Bennington ujęła jego dłoń, nie miała odwagi, by móc go przytulić. Obawiała się, w jaki sposób może zareagować. Dostrzegła w jego oczach przepełnionych cierpienie, coś na wzór zgody jakby umiejętnie odczytywał jej najgłębsze myśli. Niepewnie zbliżyła się do niego, pozwalając mu wtulić twarz w jej obojczyk. Nie odczuwała strachu, który towarzyszył jej przy bliższym kontakcie, nie chciała nawet uciekać. Siedzieli w głębokiej ciszy wtuleni w swoje ramiona. 



No comments:

Post a Comment