Sunday, July 26, 2020

I 07 — W PRZYJAŻNI SKRYTY JEST ANIOŁ

        Rozsiadła się wygodnie na miękkiej sofie, skórzany faktura była, miła w dotyka, zachęcała, by usiąść, zagłębiając się we wspomnienia swojego umysłu, odpocząć po stresującym dniu w pracy, czy codziennej gonitwie po korytarzach szkolnych. Przyciągnęła do siebie ciepły koc, leżący na oparciu kanapy, okrywając ramiona ciepłym materiałem. Zmrużonymi oczami i spojrzała na krople deszczu upadające na ziemie. Smugi kropel barwiły okna, słyszał ich ciężkie odgłosy upadające o parapety i dachy budynków. Wydawałoby się to dziwne, ale lubiła spoglądać na ciężkie chmury, które wypuszczały na ziemie kolejne krople wody. Oparła delikatnie głowę, o zagłówek kanapy z westchnieniem spuszczając wzrok z pochmurnej pogody. Deszczowych dni, tak jak dziś, nie zdarzają się często w mieście aniołów. Mieszkańcy przyzwyczajeni do ciepłych wręcz upalnych dni, w ponurą aurę, kryli się pod dachami swoich domostw, by nie wystawiać się na ziąb. Tubylcy kochali słoneczne dni, które były niemal codziennością. Nie przywykli do oliwnych chmur w tak upalne miesiące.
        Westchnęła cicho, gdy odgłos potężnego huku rozdarł powietrze, kolejna burza nawiedziła metropolie w ciągu ostatnich dni. 
        Ze znużeniem przyglądała się wbiegającej do salonu Anike, która wypuszczona ze smyczy przez Chestera, podbiegła do niej i wskoczyła na kanapę. 
        — Anika złaś z kanapy! — podniosła spojrzenie na mężczyznę, który wkroczył do salonu. Ściągnął z siebie przemoczoną kurtkę, wieszając ją na oparciu krzesła — Nie znoszę takiej pogody — marudził, zabierając z kuchni szklankę soku — Nie mówili, nic, że będzie padać, a do tego burza, co za specjaliści pracują w tej metrologii — roześmiała się wesoło, słuchając narzekań brata, opadł na kanapę, słysząc jej rozbawiony glos, spojrzał na nią, jego usta delikatnie uniosły się ku górze. 
        — Co cię tak bawi młoda? — zagadnął, szturchając ją lekko w bok. 
        — Nic — uśmiechnęła się szerzej — Minęły zaledwie dwa dni, od pogorszenia się pogody, a narzekasz, jakby był tydzień – dodała z lekkim śmiechem. 
        — Nie ciebie dopadła ulewa w trakcie spaceru z psem. 
        — Prawda, ale nie mogę sobie znaleźć zajęcia, gdy ciebie nie ma — odparła z kwaśną miną. 
        Od momentu przyjazdu do Los Angeles, straciła kontakt ze swoimi znajomymi, nie potrafiła jednak określić tego, jak miano prawdziwej przyjaźni. Nie spotykała się z nimi zbyt często, śmiało mogła powiedzieć, że nie przywiązali się do siebie, a ich przyjaźń nie była trwała. Wolny czas, który miała, wolała spędzić na kursach, usiąść w zaciszu pokoju i rysować kolejny obraz. Nie potrafiła powiedzieć jasno czy to prawdziwa znajomość. Spotykali się zaledwie kilka razy w miesiącu, rozmawiając na zdawkowe tematy, unikając rozmów na poważne tematy, czy wyjawić problemy, jakie ich targały. Śmiało mogła powiedzieć, że nie potrafiła im ufać, co mogło wydawać się absurdalne, jednak prawda była bolesna. Nie darzyła ich swoim zaufaniem. Czuła uraz do ludzi, nie odczuwała w ich zachowaniu przejawu troski czy zainteresowania, było to dla niej obce uczucie, od która zdarzenia zachwiała jej wiarę w ludzkość. Zmieniło się coś, czego nie potrafiła określić. Zaczynała ufać, nie było to proste, ale zaczęła darzyć szacunkiem Benningtona. Czuła się coraz śmielej w jego obecności, nie odczuwała krepującej ciszy i niezręcznych sytuacji. Nie mówiła mu o wielu rzeczach ze strachu przed odrzuceniem, jednak mężczyzna nie pozwalał jej tego odczuć. Starał się jej podarować, to czego jej brakowało, przez tak wiele lat. Wreszcie mogła odczuć spokój, mieć świadomość, że jest bezpieczna, nikt nie pojawi się nocą w jej pokoju, nie czuła już zagrożenia. Zrozumiała co znaczy azyl. Spokojny i ciche miejsce z dala od demonów przeszłości, bez niepokoju, strachu czy bólu. Odnalazła swoje schronienie. 
        — Czemu nie rysowałaś? — wyrwana z głębi swoich wspomnień, zerknęła na ciemnowłosego. 
        — Nie mogę nigdzie znaleźć swojego notatnika – mruknęła z lekką precesją w głosie — Szukałam go wszędzie po całym mieszkaniu, przeszukałam pokój. Zapadł się pod ziemie — powiedziała smętnie — Nie widziałeś go przypadkiem? 
        Chester roześmiał się na jej słowa, sięgnął do jednej z szuflad w komodzie. Odnalazł mały zeszyt, który poszukiwał i pomachał przed oczami szatynki. 
        — Takiego notesu? 
        — Tak — wyciągnęła z jego dłoni swój pamiętnik, rzucając z brata gniewnym spojrzeniem — Gdzie był? 
        — W studiu. 
        — Słucham? — zdumiała się na jego słowa. 
        — Mówiłem, był w pokoju nagrań. 
        — Jak on się tam znalazł? — pytanie padło z jej ust, nie kierowała go do muzyka jednak w przestrzeń, zastanawiając się jak dziennik, znalazł się w pokoju Chestera. 
       — Sam chciałbym to wiedzieć — odparł, sięgając po pilota — Znam cię i wiem, że nie rozstajesz się z tym dziennikiem, więc zdziwił mnie jego widok w studiu — cicha muzyka wypełniła salon — Pewnie Anika go tam przytargała — suczka podniosła łepek, gdy usłyszała swoje imię, popatrzyła na rodzeństwo i ponownie opadła na dywan, brakiem zainteresowania przez właścicieli. 
        — Ważne, że się znalazł i nic mu nie jest — dodała, przeglądając kolejne strony z rysunkami, nie dostrzegła jednak żadnych zadrapań czy uszkodzeń. 
        Odnalazła na końcu wolną kartkę papieru wyrwaną z bloku, sięgnęła po nią, zaskoczona jej widokiem. Otworzyła ją. Był to niedokończony portret przez nią szkic przed kilku tygodniami. Przypomniała sobie moment wyrwania arkusza z malunkiem, zirytowana brakiem koncepcji na jego dalsze tworzenie. Postanowiła sobie tamtego dnia, że wyrzuci ten szkaradny malunek, jednak im dłużej się mu przyglądała czuła, że jest w stanie go dokończyć, z chęcią by przystąpiła do jego kontynuowania, jednak nie miała chęci, by dziś coś tworzyć. Zgięła go w pół i skrywała w kieszonce na końcowych stronach zeszytu. Piosenkarz uważnie śledził jej poczynania, wymalowane znużenie w jej błękitnym spojrzeniu. Nie widywał jej często w takim stanie. Siedziała okryta ciepłym materiałem, ciemny zeszyt wylądował na stoliku brakiem chęci do tworzenia małych dzień sztuki. Wiedział, że czuje się nieco samotna, spędziła już w Los Angeles trzy tygodnie i jedyną osobą, z którą mogła, rozmawiać był on. Brakowało jej towarzystwa. Nie mówiła jednak tego wprost, ale czuł, że potrzebuje się do kogoś odezwać. Nie namawiał ją, by spotkała kogoś na ulicy, by się z nim zaprzyjaźniła, była to niepoprawne myślenie. Julia była dość nieufną osobą, bała się, że ktoś ją zawiedzie, więc wolny czas spędzała w mieszkaniu. Rozumiał jej obawy, ale nie potrafił patrzeć na jej smutek i brakiem zainteresowania od innych. Pragnął, by kogoś zapoznała, ale wiedziała, że może nie odczuwać strachu przy tych osobach. Przywołał w pamięci dzisiejszą rozmowę z przyjaciółmi:
    
    — Sądzisz, że to dobry pomysł? — zmartwiona twarz Michaela pojawiała się przed kamerką — Chester, nie zrozum mnie źle, ale ona się jeszcze boi, nie sądzę, by to był najlepsza opcja, by nas poznawała. 
        — Mike, wiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale nie potrafię patrzeć dłużej, na to, jak się męczy. Nie powie mi tego w oczy, ale widzę, że brakuje jej towarzystwa. Wkrótce wrócę do studia i zdarzą się dni, że nie będzie mnie cały dzień poza domem, nie chce, by zostawała sama, a tylko do Aniki będzie mogła się odezwać. Wiem, że wam mogę zaufać i będzie ona przy was bezpieczna. 
        — Ale czy ona nam da kredyt zaufania? — odezwał się brunet z burzą loków na głowie.
        — Wiem, że Mike nie patrzy na to optymistycznie, ale uważam, że to dobra myśl. W końcu zależy ci na jej dobru. 
        — Joe nie do końca zrozumiałeś, co chciałem powiedzieć — odezwał się śmielej brunet.
        — Uspokój się, rozumiemy wszyscy twoje obawy Mike, ale skoro Chestera uważa, że Julia jest na to gotowa, to należy uszanować jego prośbę. 
        — Skoro tak uważacie, zrozumiem waszą decyzję, ale miejcie świadomość, że może to być dla niej szok i może poczuć się osaczona — słowa rapera przerwały rozmowę między członkami konferencji wideo — Wybaczcie, ale się rozłączam, muszę załatwić kilka spraw — nim ktokolwiek, mógł go powstrzymać, jego twarz zniknęła z kamerki. 
        — Chyba lepiej jak, do niego pojadę — odezwał się do tej pory milczący David — Nie wierzę, że ma coś do załatwienia. Chester daj znać czy dzisiejsze spotkanie będzie aktualne — po chwili jak Michael opuścił ich rozmowę. 
        — Martwię się o niego — odezwał się Brad — Nie wygląda najlepiej. 
        — Przeszłość się ponownie o niego upomniała — słowa Roberta spowodowały potok myśli i strachu o życie przyjaciela — Zniszczyła go, jej piętno odbiło się na jego psychice. Boje się o niego – dodał, nie kryjąc swojego strachu. 
        — Wiem, o czym mówisz. Odwiedziłem go ostatnim razem, był w krytycznym stanie — smutek w jego głosie był wyczuwalny, żal, że nie miał już pomysł jak przywrócić Michaelowi radość z życia — Nie wiem co mam robić — dodał bezradnie. 
        — Musimy go odciąć od przeszłości. 
        — Nie chce sobie na to pozwolić! 
        — Upomina się wciąż o niego. 
        — Zniszczę ją, gdy tylko się zjawi, nie obchodzi mnie wyrok czy konsekwencje ona nam go zabrała. 
        — Chester nie działaj impulsywnie. Nie chcesz, by Julia cię straciła. 
        — Wiem, ale nie pozwolę się mu poddać. 
        — Dobrze cię rozumiemy, nie dopuścimy do tego, a teraz idź już, bo słyszę, że siostra cię szuka. 
        — Do zobaczenia, dam wam znać o dzisiejszym spotkaniu. 

        Nie wiedział, czy dobrze postępuje, miał wiele obaw, a słowa najbliższego przyjaciela tylko zmogły jego strach, spojrzał jednak na tę sprawę z innego punktu widzenia i uznał, że to pora, by coś zmienić w jej życiu. 
        — Julio, chciałbym cię o coś zapytać – zaskoczona siedemnastolatka spojrzała na brata, jej jasne spojrzenie przeszyło go na wskroś, czując jej intensywność. 
        — Mów — uśmiechnęła się ciepło. 
        — Chciałem zaprosić kilku przyjaciół. 
        — Nie musisz mnie pytać o takie rzeczy – radość na jej ustach był, coraz częsta, z czego był niesamowicie dumny, że osiemnastolatka nie chodziła przygnębiona, potrafiła się uśmiechnąć i czerpać radość i satysfakcję z drobnych rzeczy. 
        — Chce, żebyś ich poznała. 
        — Czy to dobry pomysł? — nagle jej policzki pobladły, niepokój zagościł w jej spojrzeniu, czego starała się uniknąć. 
        — Sądzę, że doskonały, na pewno ich polubisz. 
        — Nie to miałam na myśli Chester — zatrzymała się, by zaczerpnąć powietrza — Nie chcę ingerować miedzy ciebie a twoich znajomych. 
        — Uważam, jednak że to dobra myśl. Oni pragną cię poznać — zapewnił ją, widząc brak przekonania z jej strony. 
        Sięgnął po fotografię leżąca na komodzie. Zdjęcie oprawione w jasną ramkę. Podał jej zdjęcie szóstki muzyków. Odebrała od niego przedmiot i spojrzała na grube mężczyzn, wytatuowany szatyn obejmował ramionami kucającego bruneta, czworga pozostałych stało za nimi z rozradowanymi minami. Nie widziała nigdy tego zdjęcia, jednak od razu zrozumiała, że było to jedno z ich prywatnych fotografii. Kącik jej ust delikatnie drgnął do góry, gdy zobaczyła Koreańczyka zawieszonego na szyi wysokiego bruneta. Wyglądali na szczęśliwy, jakby troski otaczającego świata ich nie dotyczyły. Nie była przekonana do jego słów, nie chciała jednak sprawiać mu przykrości. Pragnęła również poznać tych rozradowanych mężczyzn, którzy byli częścią życia jej brata. 
        — Zaproś ich — odezwała się po dłuższej chwili, oddając mu pamiątką w postaci zdjęcia. 
            — Pragniesz tego? 
        — Tak, sądzę — odpowiedziała, z nutką niepewności w głosie — Pozwól, że ich poznam. 
        — Nigdy nie widziałam cię takiej odważnej — pochwalił, ona posłała mu niepewny uśmiech. 
        Wyciągnął telefon z wnętrza kieszeni, odblokował ekran, dostrzegając nieodebrane połączenie. Wybrał jego numer, przykładając słuchawkę do ucha, po chwili słyszał dźwięk oczekującego połączenia, nie czekał długo na odpowiedź, gdy rozbrzmiał głos Dave po drugiej stronie. 
        — Cześć Phoenix. 
        — Hey Chester. 
        — Wybacz, że nie odebrałem telefonu, dopiero teraz dostrzegłem, że dzwoniłeś — podniósł się z niechęcią z kanapy, ruszając w stronę kuchni. Nie chciał, by Julia słyszała jego zmartwienie, wolał jej tego oszczędzić, bo miała w swoim krótkim życiu zbyt wiele problemów, słysząc jego niepewny głos, na pewno by dopytywała powodu jego roztere 
        — Wracam od Michaela. 
        — Co u niego? 
        Milczenie z jego strony było wyraźną odpowiedzią na jego pytanie. Nie spodziewał się, że może coś się zmieni, miał nadzieje, że stan bruneta jest nieco lepszy. 
        — Wciąż jest w nie najlepszym stanie, martwię się, że jeśli jego stan nie polepszy się, może stać się tragedia. 
        — Nawet tak nie mów! — jego nieco podniesiony głos zwabił do pomieszczenia nieco zmartwioną nastolatkę. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, dziewczyna przez chwile spoglądała na niego podejrzliwie, zrezygnowana oddaliła się do salonu. 
        — Musimy coś z tym zrobić Chester. On się nam wykończy. 
        — Wiem, ale nie mam już pomysłów — powiedział z rezygnacją. 
        — Może to trochę irracjonalny pomysł i wyda ci się dość niepoprawny, ale może niech on pozna Julie. 
        — Co!? 
        — Wiem, wydaje ci się to dość absurdalne, ale może to pomoże. 
        — Nie wiem, czy to dobry pomysł Dave.
        — Nie musisz się godzić na moją myśl, sam już nie wiem jak mu pomóc — westchnął cicho, zatrzymując się na czerwonym świetle, był to lekko niebezpieczne, rozmawiając przez telefon, prowadząc pojazd jednak wielkim ułatwieniem, była słuchawka pozwalająca swobodnie rozmawiać podczas prowadzenia. 
        — Spotkamy się i przemyślimy to, jednak w innej sprawie do ciebie dzwonie — odparł dłonie na kuchennej szafce, spoglądając na siarczysty deszcz, który bębnił o szyby — Julia zgodziła się was poznać. Czy mógłbyś przyjechać za jakąś godzinę? 
        — Oczywiście. Będę punktualnie. 
        — Dziękuje. Dzwonie do reszty. 
        — Powiem Joe o spotkaniu, bo jadę do niego. 
        — Dobrze. Do zobaczenia. 
        — Cześć — przymknął powieki i westchnął cicho. 
        Martwił go pogłębiający się niepokój o Michaela, starał się odnaleźć rozwiązanie jego namnażających się problemów, nie mógł jednak nic zrobić, dopóki nie pozwoli sobie pomóc podnieść się z ziemi, przyjąć pomocną dłoń, która pomogłaby mu wyjść z tego bagna. Z westchnieniem wybrał numer Shinody i przyłożył słuchawkę do ucha. Czekam zniecierpliwiony, a strach omiótł jego serce, gdy usłyszał piąty sygnał oczekiwania na telefon, po długich niepewnych minutach usłyszał jego zmęczony i lekko zaspany głos. 
        — Chester daj mi spać! — zaśmiał się lekko, słysząc jego rozżalone słowa. 
        Wszyscy dobrze go znali, wiedzieli jak, bardzo jest rozdrażniony, gdy niespodziewanie się go wybudza ze spokojnego snu. 
        — Wybacz, stary, że ci przerwałem tak piękny sen. 
        — Dobry sen? Ja ci pokaże, świetny sen jak tylko się spotkamy! — marudził gniewnym głosem. 
        — Uspokój się, dam ci spać dalej, ale za godzinę widzę cię u siebie. 
        — Czemu chcesz mnie widzieć? Mogę wiedzieć dlaczego? — skrył twarz w puchu poduszek, z chęcią powracając do krainy wiecznych marzeń. 
        — Chodzi o Julie. 
        — Zdecydowała się poznać tę bandę wariatów? 
        — Przypominam ci, że sam do nich należy. 
        — Dobra przyjdę, ale teraz idę się zdrzemnąć — nim zdążył zareagować, rozłączył się, odrzucając telefon na drugi brzeg łóżka. 
        Podniósł spojrzenie, gdy usłyszał kroki, uśmiechnął się, gdy dostrzegł Julie. 
        — Kto tak krzyczał? — zapytała, zdumiona hałasem dobiegającym z kuchni. 
        — Mike'a lepiej nie budzisz, jak nie masz coś ważnego do powiedzenia! — odparł z lekkim rozbawieniem. 
        — On podnosił głos!? Sądziłam, że to ty w tym zespole się wydzierasz — roześmiał się na jej słowa. Z niedowierzeniem pokręciła głową i wróciła do salonu. Zadzwonił do resztę gruby, wszyscy zapewnili, że pojawią się na czas. 
        Godzina do wyznaczonego spotkania minęła niespodziewanie szybko. Spojrzała z lękiem na zegarek, który odmierzył wyznaczoną umówioną godzinę. Obawiała się tej rozmowy, starała się być dobrej myśli. Podzieliła się swoimi wątpliwościami z Chesterem, zapewnił ją jednak, że nie ma obawy do strachu. Nawet jeśli będzie, chciała przerwać tę rozmowę, nie będą mieć o to do niej żalu. Nieoczekiwanie po mieszkaniu rozniósł się cichy dźwięk dzwonka do drzwi. Rodzeństwo spojrzało po sobie, wolnym krokiem ruszyli przez korytarz. 
        — Gotowa? — skinęła lekko głową. 
        Mężczyzna nacisnął klamkę wpuszczając przybyłego gościa. Na progu drzwi stał wysoki brunet w lekko przemoczonej kurtce. Ściągnął kaptur bluzy, pozwalając przyjrzeć się, mu uważnie. Od razu śmiało mogła powiedzieć, że wyglądał równie tak dobrze, jak na zdjęciach, jakie widywała w sieci. Przydługie kosmyki włosów zaczesał do tyłu co dodawało mu uroku, dostrzegła jego ciemne tęczówki, które przyglądały jej się z ciekawością. Kilkudniowy zarost dodawał mu uroku i odejmował mu lat. Postawił dziś na luźniejszy ubiór, koszule w kratę zastąpił luźny podkoszulek, na ramiona zarzucił bluzę z kapturem, ciemne jeansowe spodnie były idealnie doprane do ciemnej bluzki. Kącik jej ust delikatnie uniósł się ku górze, czego nie potrafiła ukryć. Nie uszło to uwadze Michaela, który posłał jej lekki uśmiech. 
        — Cześć wam — przywitał się, wchodząc do ciepłego pomieszczenia — Zimno — mruknął, ściągając skórzaną kurtkę. 
        Wyrwana ze swoich myśli przyśpieszyła kroku, by dogonić muzyków znikających w salonie. 
        — Julio to mój najlepszy przyjaciel Michael — muzyk wciągnął do niej dłoń, uścisnęła ją, dostrzegła w jego spojrzeniu cień radości, który przyćmiło jego przygnębione oblicze. 
        — Możesz do mnie mówić Mike — posłał jej pogodny uśmiech, kącik jej ust drgnął do góry, gdy dostrzegła jego cień radości, który często widywała go na fotografiach, jego ciemne spojrzenie wyrażało wiele entuzjazmu i pogody ducha. 
        — Dobrze — zaśmiała się nieco nerwowo, lekki niepokój ogarnął jej serce, lecz nie dlatego, że miała przyjemność poznać swojego ulubionego muzyka, lecz dlatego, że bała się jego reakcji, co pomyśli na jej temat. 
        — Mike napijesz się czegoś? — Chester przerwał niezręczną ciszę, zwracając się do przyjaciela. 
        — Kawy. 
        — Julio mam, ci coś przynieś? 
        — Nie, dziękuje — odparła, kręcąc delikatnie głową. 
        Przysiadła na skraju sofy, nie spuszczając spojrzenia z ciemnowłosego. 
        — Cieszę się, że mogę cię w końcu poznać - Shinoda podjął temat, by zabawić ją rozmowę, widział lekki strach w jej błękitnych tęczówkach, które przykuły jego uwagę, zdawały się mieć moc, która każe zagłębić się w tych czystych jak bryza oceanu spojrzeniu. 
        Od razu mógł dostrzec, że siedemnastolatka jest łudząco podobna do swojego brata, ten sam ocień włosów, które upięła we francuski kuc, jasny odzień skóry nabrał nieco żywszego koloru. Błękitna zwiewna sukienka otuliła jej ciało, potrzymana na dwóch delikatnych ramiączkach, delikatny naszyjnik zwisał na jej piersi, na stopy założyła jedynie sandały na delikatnym obcasie. Gdyby nie kilka rozmów z Chesterem na jej temat nie powiedziałby, że ta młoda dziewczyna w grudniu osiągnie pełnoletniość, zdawała się starsza, lecz nie trafiła młodzieńczej urody, jedynie dodawało jej do subtelności i łagodności. 
        — Chester wiele dobrego mi o tobie mówił — mówił pogodnie, lecz starał się nie być nachalny, nie chciał, by poczuła do niego urazę po pierwszym spotkaniu. 
        — Dziękuje — odezwała się nieco śmielej — Nie ukrywam, że też wiele o tobie słyszałam z jego opowieści. 
        — Miło to słyszeć — zapanowała niezręczna cisza, a ona nie miała pojęcia jak ją przerwać, po swoim rozmówcy również widziała, że nie wie jak przełamać pierwsze lody i zabawić ją rozmową. 
        Im dłużej przyglądała się mężczyźnie, zaczęła rozumieć, że coś go trapi, jednak stara się tego nie pokazywać, zakopać we wnętrzu swojego umysłu by nie przedostało się do jego podświadomości. Starał się prawidłowo odegrać swoją rolę, zastąpić niepokój, maską radości, nie był jednak utalentowanym aktorem. Ona jednak tego nie potrzebowała, widziała w jego spojrzeniu ból, który ustąpiła fałszywa radość. Dobrze wiedziała jak ciężko ludziom skryć demony wewnątrz siebie i nie była wcale zdumiona, że Michael robi wszystko by nie pokazać po sobie zwątpienia w świat. Niezręczną cisze przerwał Chester, który zjawił się z dwoma kubkami kawy oraz szklanką soku pomarańczowego. 
        Niespodziewanie rozbrzmiał dzwonek do drzwi, przeprosił ich, odchodząc do drzwi, by wpuścił przybyłych muzyków. 
        — Chciałbym ci podziękować — zaczęła niepewnie Julia, przenosząc wzrok na Michaela, który popijał kawę. 
        — Za co? — zdumiał się, odkładając kubek na stolik. 
        — Za twoje obrazy, są naprawdę wspaniałe — wyjaśniła, dostrzegła w jego oczach jasne iskierki szczęście. 
        — Chester powiedział ci, że są mojego autorstwa? — zapytał, chcąc utwierdzić się w swoim przekonaniu. 
        — Tak. Wcześniej jednak też miałam przyjemność zobaczyć kilka twoich prac i były kilkukrotnie moją inspiracją. 
        — Lubisz sztukę? — ożywił się, słysząc słowa uznania z ust licealistki. 
    — Oczywiście — odparła pogodnie – Kilka miesięcy temu znalazłam twoje obrazy na stronach internetowych i naprawdę żywię wielki szacunek do tych malunków. 
        — Dziękuje, miło słyszeć takie pochlebne słowa — zaśmiał się lekko. 
        — Wybaczcie, że przerywam wam tak wesołą rozmowę, ale ktoś pragnie cię poznać — spojrzeli w kierunku głosu ich przyjaciela, zobaczyli za jego ramieniem czworo pogodnie uśmiechniętych mężczyzn — Będziecie mieli jeszcze okazje porozmawiać — podniosła się, podchodząc do brata — Julio pozwól, że przedstawię cię naszą owieczkę Brada — zaśmiała się, słysząc słowa Chestera, czuł wzburzone spojrzenie kolegi na sobie, lecz nie przejął się jego gniewem — Dave inaczej Phoenix — wskazał na rudowłosego muzyka, stojącego przy boku Delsona — Ten, który ukrywa się za ramieniem Brada to Joe – spojrzała na Koreańczyka skrytego w cieniu. 
        — Mr. Hahn — odezwała się nieśmiało z lekkim uśmiechem. 
        — Już cię lubię — odezwał się Joseph, przeciskając się przez przyjaciół, by lepiej poznać nową znajomą. 
        — A mnie jak zawsze na koniec wcisnąłeś — odezwał się ostatni, zanim piosenkarz, mógł się odezwać, jednak nie wyczuł żalu w jego brawie głosu. 
        — Miło cię poznać. Mów mi Rob — perkusista uścisnął mocniej jej dłoń, co przyjęła z lękiem, nie pozwoliła jednak sobie na zdjęcie maski, którą przybrała. 
        — Nie osaczaj dziewczyny — zauważył do tej pory milczący Dave, dając, kuśtyka w bok Bourdonowi, posyłając towarzyszce ciepły uśmiech. 
        — Wcale nie jestem nachalny — oburzył się, zajmując miejsce obok Julii, która przysiadła na kanapie, na której Shinoda dobijał już ciemny napój. 
        — Może zapytamy o jej zdanie — słysząc wymianę rozmów między muzykami roześmiała się cicho, co nie uszło ich uwadze. 
        — Przy okazji może dostaniesz po tej ładnej budzi — dodał szatyn, spoglądając w stronę rozbawionej siostry. 
        — Nie sprzeczali się kilka dni więc to jest naturalne że sobie dogryzają — wyjaśnił cicho Mike widząc lekko pytające spojrzenie szatynki skierowane na pozostałych członków zespołu.
        — Mam się bać? — spojrzała w jego kierunku, ten jedynie pokiwał przecząco głową. 
        — Nie ma powodu. 
        — Powiedz nam jednak coś o sobie — zagnał, gdy ostatnie rozmowy ucichły. 
        — Chazz mówił nieco o tobie, ale pragniemy cię bardziej poznać — podjął temat Brad 
        — Nie jestem tego taka pewna — obawiała się im nieco więcej o sobie opowiedzieć, nie znała ich za dużo, jedynie z plakatów, starała się zepchnąć swoje obawy na dalszy plan, jednak one wciąż wypełniały jej obolałe serce. 
        — Musi być coś co cię interesuje, ciekawi czy lubisz robić — upierał się Delson spoglądając na nią swoimi ciemnymi tęczówkami. 
        — Wiele rzeczy mnie ciekawi, ale czy to temat na rozmowy? 
        Chester z uwagą obserwował zachowanie siostry, obawiał się, że może w każdym momencie nieoczekiwanie przerwał rozmowę i skryć się w pokoju, jednak starał się o tym nie myśleć. Spoglądał jak Mike przekonują ją by opowiedziała nieco więcej o sobie, wyraźnie jego słowa poskutkowały, bo niepewnie zaczęła opowiadać o swoich zamiłowaniach. 
        — Dwa lata temu uczyłam się japońskiego, zrezygnowałam jednak po kilku lekcjach. 
        — Czemu odpuściłaś? 
        — Nauka przychodziła mi z trudem, myliłam się w podstawowy znakach Kenji. 
        — Język japoński jest łatwy do opanowania i wcale nie jestem zdziwiony, że opuściłaś lekcje — mówił Shinoda – Sam miałem z nim problemy, więc potrafię cię zrozumieć. 
        — Wolę hiszpański — odezwała się po chwili. 
        — Uczysz się? 
        — Tak, od kilku lat, jestem na zaawansowanych poziomie jednak po przeprowadzce musiałam opuścić kurs. 
        — Czemu nie mówiłaś, że chcesz się zapisać do szkoły językowej? 
        — Nie chciałam, żeby... 
        — Tłumaczyłem ci to, pieniądze to żaden problem. Jutro pojedziemy do pobliskiej szkoły i cię zapisze. Ma świetną renomę. 
        — Ale... 
        — Julio chcesz się rozwijać ja to rozumiem i ci w tym pomogę. Skoro tak dobrze mówisz nie warto tego marnować, tak jak nie należy byś rezygnowała z rysunku — wątpliwości Julii były słuszne, ale całkowicie niepotrzebne. 
        Obiecał sobie, że niczego jej nie zabraknie i zrobi wszystko by czuła się szczęśliwa, jeśli chciała się rozwijać chciał jej to bardziej ułatwić. Potrzebowała czasu i potrafił to zrozumieć, ale nie chciał by rezygnowała z tego co kocha, bo wstydzi się mu o tym powiedzieć. 
        — Malujesz? — słowa wypowiedziane przez piosenkarza wyraźnie ożywiły Mike'a, który spojrzał na swoją rozmówczynię ucieszony faktem, że nie tylko sztuka ją interesuje a sama tworzy małe malunki. 
        — Tak, ale tylko szkicuje. 
        — Widziałem jej rysunki i są naprawdę świetne — słowa pochlebstwa popłynęły z ust szatyna. 
        — Koniecznie będziesz musiała mi je kiedyś pokazać. 
        — Wolałabym ich nie pokazywać. 
        — Nie naciskam na ciebie w żaden sposób, jeśli będziesz chciała to chętnie je zobaczę. Wiem, jakie to ważne by, docenić czyjeś staranie więc z chęcią je ujrzę. 
        — Dobrze, ale nie dziś — słysząc słowa pełne komplementów od muzyka nie potrafiła wyjść z oszołomienia, w głębi duszy liczyła na czyjeś profesjonalne oko by jej doradzono, by, wyznaczyć błędy, nad czym ma popracować, a teraz mogła na to liczyć o artysty, którego szczerze podziwiała. 
        Rozmowa ich ciągnęła się a Julia czuła się coraz mniej skrępowana w ich obecności, śmielej z nimi rozmawiała, mogła śmiało powiedzieć, że w jakiś stopniu wywiązuje się między nimi nić porozumienia. Muzycy opuścili im mieszkanie kilku godzin później. 
        — Jak wrażenia? — zapytał szatyn, gdy siedzieli w jadalni. 
        — Całkiem fajni — odparła szczerze popijając łyk ciemnej herbaty. 
        — Polubili cię. 
        — Skąd to wiesz? — podniosła na niego wzrok a on pośpieszył z wyjaśnieniami. 
        — Widziałem to, Dave zazwyczaj siedzi cicho jak ktoś mu się nie spodoba. Brad to gaduła, więc on rozmawiać może godzinami i mu się to nie nudzi — zaśmiali się cicho — A Mike zaczął się uśmiechać — wciąż przed oczami widział radosny wyraz jego oczu, w żaden sposób nie skłamany, gdy rozmawiał z jego siostrą co go niezmiernie cieszyło. 
        — Coś się z nim dzieje? 
        — Nie chce cię tym martwić maleńka, przyjdzie czas to może powie ci sam co się dzieje ale najpierw musi cię poznać. Ostatnio nie jest zbyt ufny — skinęła głowę. 
        Nie drążyła tematu samopoczucia jego przyjaciela, nie była osobą ciekawską i sama nie chciała być nachalna. Dokończyli w spokojnej atmosferze kolacje. Julia zmęczona przeżyciami z całego dnia poszła wcześniej spać. 
        Pozostał sam, schował naczynia do zmywarki i spojrzał na zegarek. Dochodziła północ, chwycił jedynie telefon z kuchennego aneksu i wspiął się po jasnych schodach na górę. Zanim wszedł do swojej sypialni, chciał zajrzeć do siostry czy już spokojnie śpi. Otworzył cicho drzwi wchodząc do jej sypialni, panował tu nieskazitelny porządek, wszystko było na swoim miejscu. Poznał nieco Julie i wiedział, że nie lubi wokół siebie niepotrzebnego nieporządku, lubiła jak wszystko miało swoje miejsce. Widząc, że nastolatka śpi głębokim snem chciał już wyjść jednak coś kazało mu się zatrzymać. Zaniepokojony odwrócił się do niej. Krzyk pełen bólu rozdarł panującą ciszę. Szybkim krokiem podszedł do niego, Usiadł na skraju materaca. Cierpienie otuliło jej twarz, widział jak pełna rozpaczy zaciska mocnej powieki a słone krople łzy uciekły z jej zamkniętych oczu, uchwyciła materiał koca w piąstki. Walczyła, stawiała batalie ze swoimi koszmarami. Nie mógł patrzeć jak kolejne demony przejmują nad nią kontrole, nie chciał by cierpiała. Delikatnie położył dłoń na jej ramio 
        — Julio, Julio obudź się — jego prośby nie dawały jednak skutku — Julio zbudź się — delikatnie potrząsnął jej ramieniem, co wystraszyło nastolatkę, jednak otworzyła zlęknione oczy, stłumiła narastający krzyk w piersi, gdy dostrzegła wokół siebie okrutne macki, które niebezpiecznie się zbliżały czuł ich dotyk na sobie. Jak przez mgłę widziała twarz Chestera, który coś do niej mówił, jednak bała się mówić, bała się poruszać bała się oddychać. 
        — Julio spójrz na mnie — usłyszała wyraźnie głos mężczyzny. 
        — Nie chce — mruknęła cichym głosem, jej słowa były praktycznie niesłyszalne. 
        — Proszę cię odezwij się! 
        Upadające łzy na jej policzki był jak cios wymierzony w jej serce. Nie chciała by ktokolwiek widział jej ból, nie chciała pokazać słabości. Nie potrafiła inaczej strach ogarną jej wiotkie ciało. 
        — Zabierz je ode mnie — z niepokojem spoglądała na to co ją otacza, jak oddalają się i zbliżają się w jej kierunku, kpiąc sobie z niej, szydząc z jej umysłu, śmiały się jej prosto w twarz niszcząc namiastkę dobra która w niej była, nie wiedziała co ma robić czuła się przez nich niszczona. 
        Poczuła nagle dotyk i silne ramiona, które ją otoczyły. Do jej podświadomości docierał wyraźnie głos brata, który niemal jak ojciec chce uspokoić swoje dziecko jego łagodny głos pozwolił powrócić do żywych. Widziała okalające się demony, gdy przyłożyła policzek do jego piersi, przymknęła powieki, gdy widma odalliły się w ciemną otchłań. Bała się takich nocy, były one nierozerwalną częścią jej, zawsze w takie dni pragnęła czyjeś bliskości by ktoś ją przytulił, nie pytał co się stało, jedynie z nią pozostał i pozwolił zapaść w niespokojny sen, objęła go w pasie nie chcąc by wypuścił ją z bezpiecznego uścisku. Nie musiała nic mówić, by dać do mu do zrozumienia, że pragnie by przy niej pozostał tej nocy. Ułożył ją na miękkim materacu okrywając ciepłym kocem, nie pozwalając jej by kolejne widma nawiedziły jej umysł. 

No comments:

Post a Comment