Sunday, July 26, 2020

I 06 — NOWY POCZĄTEK, NOWA NADZIEJA


    Ułożyła się wygodnie na miękkim kocu w cieniu wielkiego dębu, skrywając się przed promieniami porannego słońca. Podparła dłonie o brodę, przyglądając się Anice, która próbowała dogonić wiewiórkę, która sprytnie uciekła do swojej dziupli w korze drzewa. Obserwowała pupilkę Chestera, która wyraźnie zniechęcona brakiem zainteresowania do zabawy przez leśne zwierzaki, podreptała do niej i ułożyła się na zielonej trawie, kącik jej ust delikatnie drgnął w górę, gdy poczuła pod palcami miękką sierść czworonogo. Odsunęła dłoń, gdy pies ułożył głowę, przymykając swoje złote ślepka. Chwyciła swój notes leżący nieopodal, zapełniony wieloma rysunkami czy szkicami. Nigdy nie była gotowa, by stworzyć coś zupełnie nowego, jakby bała się malować pełnometrażowych obrazy. Odkąd pamiętała, wolała usiąść w zaciszu jakiegoś pokoju, chwycić w dłonie zeszyt, który służył jej za szkicownik by mogła przelewać swoje wyobrażenia na jasny papier. Forma ilustracji w pewnym stopniu oddawała jej duszę, w ten sposób chciała wyrazić co czuła, czy w jaki sposób jej dusza była zraniona, czy odczuwała szczęścia, to była forma jej osobistego pamiętnika, zawarta w rysunkach wykreowanych przez siebie bohaterów. Nikt nie miał pojęcia o tym notatniku w ciemnoniebieskiej oprawie, gdzie skrywała swoje odczucia do otaczającego ją świata. Wiedziała, że jej malunki nie są idealne, lecz była gotowa się uczyć nowych sposobów wyrażające jej artystycznej duszy. 
        Pochłonięta swoją nową pracą, nie dostrzegła swojego brata, który wrócił przez momentem do mieszkania. Mężczyzna zdziwiony brakiem nastolatki w domu wyszedł na ogród skąpany w blasku jasnego słonecznego blasku. Nastolatka leżała na miękkim materiale pochylona nad ciemnym zeszytem, w dłoni trzymała ołówek, a pod jej ręką powstałam kolejny obrazek. Wolnym krokiem zbliżył się do niej, przysiadł na jasnym kocu, osiemnastolatka tak zaaferowana swoim malunkiem, nie zauważyła jego obecności. 
        Twarz ciemnowłosego wilka skrywał w sobie wiele tajemnic, a zarazem niepokój oraz strachu. Nie potrafił zrozumieć jak interpretować ten obraz, czuł, że ma on głębsze przesłanie. Wiele lat temu nauczył się, że nie tylko muzyka interpretować na wiele sposób, ale również sztukę, wiele razy widywał Michaela pochłoniętego nad kolejnym projektem obrazu, którym wyrażał w pewien stopniu jego skryte odczucia. Rozmawiał z nim już wielokrotnie, przyjaciel zawsze mówił, że malowanie obrazów pozwala mu wejść w głąb swojej duszy i poznać ją dogłębnie. Od tego czasu bardziej go rozumiał pod względem jego dość niezrozumiałych szkiców. 
        — Nie mówiłaś nic, że rysujesz? 
        — Nie lubię się tym chwalić — odparła, nie odrywając wzroku od rysunków — To nic szczególnego. Maluje w wolnych chwilach i gdy czas mi na to pozwoli — uniosła się na łokciach, skrzyżowała nogi i spojrzała na brata. 
        — Mogę je zobaczyć? — skinął na notatnik. 
        — Oczywiście — pochwyciła notes, oddając go w ręce Benningtona. 
        Muzyk przerzucił kilka stron zeszytu, przyglądając się rysunków swojej siostry, musiał przyznać, że posiadała talent, jej obrazki pomimo drobnych błędów były bardzo imponujące, dużą role ogrywały portrety różnych osobowości wykreowanych przez nią lub stworzone na podstawie zdjęć, gwiazd jakich podziwiała, odnalazł tu nie tylko portret Davida jego wieloletniego przyjaciela, ale również artystów, jakich sam znał, lub miał przyjemność poznać oraz fragment ich twórczości. Jego uwagę przykuł jeden z portretów, odwrócił notatnik, dostrzegając łudzące podobiznę jego najlepszego przyjaciela, pod nim zawarta była data szósty grudnia dwa tysiące czwartego roku, dzień jej trzynastych urodzin. 
        Podniósł spojrzenie, napotykając jej jasne tęczówki i lekko nieśmiałych uśmiech. 
        — Powiesz mi, co się w tym dniu stało? — zapytał, widział nieco śmielszą radość, jej rozradowaną minę, podpowiedziała mu, że jest to dla niej wyjątkowy dzień. 
        — Nic szczególnego — odpowiedziała wymijająco. 
        Odwróciła wzrok, lecz nie potrafiła skryć radości, która nagle wypełniła jej serce, przypominając sobie jeden z nielicznych dni, w który nie odczuwała strachu, tamtego dnia niepokój zepchnęła na dalszy plan. 
        — Dlaczego nie chcesz powiedzieć? Widzę w twoich oczach szczęście, które rzadko mogę w nich dostrzec, uśmiechasz się na samą myśl pewnego zdarzenia. Czemu nie chcesz mi wyjawić sekretu, który skrywa twoje serce? 
        — Chester nie chce, byś pomyślał, że ci nie ufam, lecz chwile z tamtego dnia wiążą się z tobą i jak sam mogłeś dostrzec z resztą twojego zespołu, trochę jest mi głupio mówić ci o tym, bo tamtego dnia nie sądziłam, że moje nieistniejące marzenia mogą stać się prawdziwe. 
        — Poznałaś wtedy Linkin Park? 
        Ciepły uśmiech, rozjaśniający się na jej ustach, był dla niego wyraźną odpowiedzią, na wcześniejsze pytanie. 
        Miał świadomość tego, że muzyka, którą tworzył wspólnie z przyjaciółmi, pomogła wielu istnieniom ocalić życie, byli przeświadczeni w prawdzie, że dla ich wiernych słuchaczy, piosenki pomagały przetrwać trudy, przeszkody postawione na ich drodze. Zwyciężali, bo mieli podporę w ich albumach muzycznych, z czego niewątpliwie się cieszył, że w jakiś sposób ratują niewinnych ludzi przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu. 
        — Opowiesz mi, w jaki sposób nas poznałaś? — zaciekawił się, odkładając szkicownik na bok, opierając się o pień drzewa. 
        — Jesteś tego ciekaw? — zdumiała się, głaszcząc golden retriwera, który usiadł obok jej nóg, wyraźnie spragniona bliskości człowieka — Na pewno słyszałeś wiele takich historii — spojrzała na Anikę która zadowolona z jej działań, położyła łepek na jej kolanach i spoglądała na nią swoimi jasnymi oczami. 
        — Tak, ale bardzo jestem ciekaw twojej przygody z mocnym brzmieniem — te kilka dni, które z nią spędził, poznał ją nieco lepiej, odkrył jej gust muzyczny, opinie na temat spraw krajowych czy po prostu ich rozmowa zeszła na blachę tematy, które nie wnosiły zbyt wiele do ich życia. 
        Nie wiele jednak opowiadała o swoim życiu w sierocińcu, zawsze starała się go sprytnie wyminąć, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że czegoś się boi, lecz jej strach zacisnął głębokie piętno na jej psychice i nie ma odwagi wyjawić tajemnic, jakie ukrywa. Rozumiał jej postępowanie, nie chciał już na nią w tej sprawie naciskać, jeśli będzie gotowa, powie mu o wszystkim, co trapi jej obolałe od wspomnień serce. Znali się stosunkowo krótko, nie ufali jeszcze sobie w pełni, ale wywiązała się między nimi silna wież, która została przerwana już na samym początku, podczas narodzin jego siostry, nie mógł na to pozwolić, by coś znowu popsuło ich relacje, kochał Julie i był gotowy oddać za nią życie. 
        — Trafiłam wtedy do szpitala — wyrwany z głębi swoich myśli, spojrzał na szatynkę, która zaczęła swoją opowieść, zaniepokojony chciał się odezwać, gdy usłyszał jej pierwsze słowa — Wyjaśnię ci, dlaczego tam się znalazłam, ale nie dziś. Nie jestem na to gotowa — skinął głową na znak zrozumienia, pozwalając dokończyć swoją historię — Na sali, do którą mnie przeniesiono leżała Lucy, trafiła ona tam po ciężkim wypadku samochodowym. Początkowo nie byłam chętna, by z nią rozmawiać, odrzucałam wszystkie formy porozumienia. Pewnego dnia byłyśmy same w pokoju, Lucy dzień wcześnie poprosiła, rodziców by przywieźli płyty, jej ulubionej kapeli — urwała się na samo wspomnienia. Gorycz wypełniła jej serce, gdy wspomnienia szczęśliwej blondynki w ramionach ojca wypełniły jej umysł. O 
        dsunęła od siebie napływające chwile smutku, nie chcąc dopuścić do siebie myśl o Johnie i jego karygodnym zachowaniu, nigdy zaakceptuje tego, że ten mężczyzna jest jej ojcem, pomimo że w papierach już nie widnieje, w jej głowie pozostanie wizja, że on nie odczul żadnego ojcowskiego przywiązania do niej, kazał ją porzucić jak nie istniejącą rzecz, poczuła nagle ciepłą dłoń Chestera zaciskającą się na jej dłoni, choć nadal nie chętnie, chciałaby, ktoś ją dotykał, nie cofnęła jej, tylko pozwoliła sobie na kojący uścisk. 
        — Nie myśl o nim — widział pogłębiający się smutek w jej błękitnych spojrzeniu, zrozumiał, że przez jej umysł napłynęła wizja ich rodziciela. 
        — Lucy była waszą wierną fanką od najmłodszych lat — odsunęła ponure myśli, wracając do swojej opowieści — W jej rodzinie od zawsze przywiązywano wagę do dobrej muzyki, tego dnia słuchała jednej z waszych piosenek. Tekst do Numb zapadł mi bardzo w pamięć. Kolejnego dnia zapytałam ją o nazwę gruby i tytuł utworu, była lekko zaskoczona, że zdecydowałam się do niej odezwać, opowiedziała mi, co wie. Pamiętam, że spędziłyśmy cały wieczór, słuchając waszych piosenek. Pielęgniarki nie mogły zagonić nas do łóżek – zaśmiała się lekko na wspomnienie pulchnej kobiety, która groziła wezwaniem lekarza, gdy nie znajdą się pod kołdrą.
        Światła oświetlały jasne łóżko szpitalne trzynastoletniej Lucy Halell, dziewczyna, trzymając w dłoniach diskmen, podała jedną ze słuchawek swojej towarzyszce z łóżka obok. 
        — Chcesz posłuchać? — naciskając przycisk play — Piosenka nazywa się In the End — zaczęła tłumaczyć — Dla wielu fanów jest niczym jak hymn. 
        — Hymn? — podniosła wzrok, napotykając zielone tęczówki koleżanki. 
        — Tak, ten utwór wiele znaczy dla słuchaczy tego zespołu. Traktują ją jako ważny element, zrozumiesz moje słowa, gdy zapragniesz zbliżyć się do ich brzmienia — dokończyła, wiedząc jej pytające spojrzenie. 
        — Opowiesz mi coś o tej grupie? — wsłuchując się w rytm żywej muzyki i głos wokalisty rymującego kolejne zdania zwrotki dostrzegła uśmiech na ustach jasnowłosej dziewczyny. 
        — Naprawdę chcesz? — spytała żywo zainteresowana. 
        — Chętnie o nich posłucham — przyznała otwarcie. 
        Lucy podekscytowana prawdopodobnie nowym fanem muzyków, zaczęła z przejęciem opowiadać o grupie dwudziestoparolatków, którzy zaczęli podbijać rynek muzyczny. 
        — W tej chwili nie pracują nad żadnym albumem… 
        — Zwiesili działalność? 
        — Nie — zaśmiała się szczerze — Postanowili zrobić sobie krótką przerwę, z tego, co ostatnio słyszałam. Wytwórnia grozi im wyrzuceniem ze studia. Nie wiem, dokładnie, o co chodzi, wszyscy się nad tym zastanawiają, lecz zespół nie podał żadnej informacji, jedynie wiemy, że możemy oczekiwać solowej płyty ich rapera w ciągu kilku miesięcy… 
        — Dziewczynki wiecie, która jest godzina? — jej słowa zastały zagłuszone przez pielęgniarkę, która weszła do ich pokoju z pustą tacą lekarstw. 
        — Nie. 
        — Powinniście już dawno być w łóżkach! — starała się by jej głos był poważny, jednak jej usta zdobił lekki uśmiech. 
        — Ale my tylko rozmawiamy — broniła się blondynka — Nikomu nie przeszkadzamy. 
        — Dobrze, daje wam dziesięć minut, wrócę za kilka minut i macie być obie pod kołdrami i smacznie spać. Zrozumiałyśmy się? 
        — Tak — odparły zgodnie.
        — Co się potem stało? — pytanie Chestera sprowadziło ją na ziemie — Co się z nią stało? 
        — Nie mam pojęcia. Drogi moje i Lucy rozeszły się, gdy tylko opuściłam szpital. Nie chciałam jej szukać, ale jestem jej wdzięczna, że dzięki niej mogłam cię poznać — jej bladą twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Wyjątkowo mało widział ten ciepły pełen radości uśmiech.
        Zbliżał się kolejny słoneczny wieczór do miasta aniołów. Osiemnastoletnia Julia siedziała na miękkim dywanie, obserwując kolejną porażkę swojego brata podczas rewanżowej rudzie na grze na konsoli. 
        — Możesz mi wyjaśnić, jak ty to robisz? — spytał lekko zniesmaczony kolejną próbą prześcignięcia swojej młodszej siostry. 
        — Naturalnie to przychodzi — odparła, wzruszając obojętnie ramionami. 
        — Naturalnie!? Cztery porażki z rządu i ty to nazywasz „przychodzi naturalnie”!? — widząc jego rozgniewane spojrzenie, roześmiała się wesoło, przymykając delikatnie powieki. 
        — Nic na to nie poradzę, że jesteś tak w tym kiepski — wydusiła poprzez śmiech, wybuchając większym entuzjazmem, usatysfakcjonowana przegraną młodego mężczyzny. 
        — Ja jestem kiepski!? 
        — Tak. 
        — Wygrywam w tę grę niemal ze wszystkimi, a nagle ktoś jest lepszy ode mnie! Nie wierzę w to zrządzenie losu. 
        — Musisz pogodzić się z klęską Chester, jestem lepsza! — mogła dostrzec, że na jego usta ciśnie się jakaś zgryźliwa uwaga, lecz walczy sam ze sobą, by nic nie powiedzieć. 
        — Dobrze, zagramy jeszcze jeden raz, jeśli przegrasz, szykujesz kolacje — zaczął entuzjastycznie. 
        — Jeśli ty poniesiesz klęskę, ty stoisz dziś przy kuchni! 
        Wokalista przyjął jej wyzwanie, podnieśli wzrok na ekran telewizora, skupiając swoją uwagę, by jak najszybciej wyminąć przeciwnika. Minęły minuty a szala zwycięstwa, niebezpiecznie przechylała się na stronę piosenkarza, Julia nie chcąc na to pozwolić, by przegrać zakład, robiła wszystko by go wyminąć, w pewnej chwili samochód jej brata wywrócił się na drodze, co pozwoliło jej go wyprzedzić o metry, które nie mógł już nadrobić, w oddali zobaczyła, czarno-białe pasy kończące wyścig. 
        — Wygrałam! — krzyknęła radośnie, przekraczać linie mety — Szykujesz jedzenie — zwróciła się do niezbyt zachwyconego kolejną porażką brata. 
        — Naśle na ciebie Brada! — marudził, podnosząc się z miękkiego dywanu, ruszając w kierunku kuchni. 
        — Nie mieszajmy do tego osób trzeci — podążyła za nim, przysiadając na jednym ze stołków barowych — W sumie co on ma do tego, że nie umiesz grać? — spytała lekko rozbawionym głosem. 
        — Miałaś po prostu szczęście młoda, udało ci się dzisiaj, ale nie bądź pewna, że kolejny raz dam ci być lepszą. 
        — W ten sposób mi się odgrażałeś, jak drugi raz przegrałeś, musisz w końcu zrozumieć, że ze mną nie wygrasz staruszku. 
        — Staruszku!? Ja mam zaledwie dwadzieścia osiem lat, nie czuje się staro, młoda. 
        — Za dwa lata trzydziestka na karku — zaśmiała się uroczo. 
        — Mogę to samo wspomnieć o tobie, już niedługo nie będzie jedynaczki z początku. 
        — Nawet nie zwracam na to uwagi — przyznała otwarcie, obserwując jak artysta, nalewa do dwóch kubków zaparzonej herbaty — Podobno człowiek wygląda na tyle, ile się czuje — rzuciła od niechcenia. 
        — W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem — Chester, zwrócił się do niej, trzymając talerz z kolacją. 
        — Znaleźliśmy sobie temat do rozmów — zaśmiała się Julia, zabierając jedną z kanapek. 
        — To prawda, czasami jednak tak trzeba, nie można być poważnym przez całe życie. 
        — Mam podobne zdanie na ten temat.
        Odrzucił kolejne natarczywe połączenie, rzucił telefon na kanapę, przechodząc niespokojnie po dużym pokoju. Nie potrafił zrozumieć jej zachowania, męczyły go wciąż te telefony i wiele niedobranych wiadomości zaśmiecające jego skrzynkę odbiorczą. Pragnął zamknąć ten rozdział swojego życia, starając się by minione lata zażyłości z nią przeszły w niepamięć, było to trudne, gdy jej groźby coraz bardziej się nasilały z każdym dniem coraz bardziej, opadł zmęczony na jeden z foteli, słuchając po raz kolejny tego wieczoru spokojnej melodii przychodzącego połączenia. Skulił się na fotelu, przymykając oczy, starając się oczyścić umysł z całego bałaganu, jaki w nim panował. Oparł głowę na ramionach i nie zauważył jak Morfeusz, powoli zabrał go do swojej krainy, zabierając go w miejsce, gdzie nie słyszałby tych niepokojących telefonu.
Przebudził się niespodziewanie, gdy usłyszał dzwonek roznoszący się po całym mieszkaniu, otworzył zmęczone oczy, rozglądając się po mieszkaniu, za oknem dostrzegł słońce górujące na jasnym niebie. Odnalazł spojrzeniem zegarek wiszący na ścianie, było kilka minut po dziesiątej rano. Podniósł się, skrzywił się, gdy poczuł przeszywający go ból pleców, nawoływanie nasiliło się, nie przejmując się tym, jak wygląda, przeszedł do drzwi frontowych i tworzył je. Na progu stał jego najlepszy przyjaciel, wyraźnie zaniepokojony jego stanem. 
        — Nie powinneś byś w tej chwili z Julią? — odezwał się, ruszając do kuchni. 
        — Młoda jest bezpieczna w domu — wyjaśnił — Dlaczego nie odbierałeś ode mnie wczoraj telefonu? — zapytał, obserwując uważnie bruneta nalewającego soku do szklanki — Martwiłem się o ciebie. 
        — Nie masz potrzeby zawracać sobie tym głowy. 
        — Czy ty mówisz w tej chwili poważnie!? Chyba nie do końca to przemyślałeś. 
        — Przemyślałem i to wnikliwie, masz własne problemy na głowie, nie będę zwracać ci głowy moim — odparł, przysiadając na jednym z krzeseł — Nie ma to już znaczenia. 
        — O czym ty mówisz?! Mike, jesteś moim przyjacielem, wiesz, że możesz mi ufać. 
        — Wiem, ale teraz ważniejsza jest dla ciebie siostra. Zrozum, poradzę sobie z moimi kłopotami sam. 
        — Oboje dobrze wiemy, że sobie z nimi nie radzisz! Znowu tutaj była? 
        — Nie! 
        — Przestań mnie okłamywać! — uniósł się, nieco złagodniał, gdy dostrzegł jego bolesne spojrzenie — Wiesz, że wspólnie ci pomożemy, bo ona jest coraz bardziej niebezpieczna, ale musisz mówić nam całą prawdę. 
        — Chester, dziękuje za wasze chęci, ale nie chce, byście brali na swoje barki moje przeżycia… 
        — Wszyscy znamy o niej prawdę, musisz w końcu o tym zapomnieć. 
        — Nie potrafię, rozumiesz! Ona mnie niszczyła przez dwa lata naszego małżeństwa, nie mogę zapomnieć o tym, co mi zrobiła. 
        — Mike uspokój się — delikatnie położył dłoń na ramieniu kolegi — Na pewno na to nie pozwolę by ona, wkroczyła do twojego życia — dodał, patrząc mu głęboko w oczy — Zrozum, zależy nam na tobie i nie pozwolimy by ta kobieta ponownie cię zraniła. Daj mi telefon — dokończył. 
        — Po co? 
        — Daj! 
        Niechętnie podał telefon przyjacielowi, który przez chwile spoglądał na ekran, coś w nim ustawiając. 
        — Co ty robisz? 
        — To musi się skończyć! — nie do końca rozumiał jego słowa, jednak gdy wyciągnął maleńką kartę z wnętrza telefonu, zrozumiał, co chodzi, po jego głowie. 
        — Zgubiłeś!? 
        — Nie, to najwyższa pora, by to zrobić. 
        — Oszalałeś mam tam wszystkie kontakty! 
        — Wiem, że wszystkie masz zapisane w notesie, więc ich nie stracisz.     
           Pozostawił jego słowa bez cienia komentarza, tylko znudzonym wzrokiem przyglądał się jego ruchom. 
        — Idź się lepiej, przebierz i umyj, bo nie najlepiej wyglądasz, potem zabieram cię na miasto. Nie ma żadnego sprzeciwu — dodał, widząc, że chce mu się przeciwstawić. 





No comments:

Post a Comment