Wednesday, July 22, 2020

I 01 — ZAPISANA KARTKA W PAMIĘTNIKU ŻYCIU


        Nasunęła mocniej kaptur swojej ciemnej bluzy na głowę. Czuła na sobie niemal przeszywający ją na wskroś spojrzenie, wzrok który zdawał się przemknąć do jej umysłu, by ujrzeć mroczne sekrety które kryły za sobą spojrzenie wręcz ujmującego blado niebieskiego spojrzenia, odcień barwy który złudzeniem przypominał najczystsze brzegi oceanicznych wód. Uciekała przed wzrokiem, wyrazem spojrzenia w którym mogła ujrzeć pogardę gdy przymykała niczym duch przez ulice Phoenix, lecz mogła dojrzeć także i te które pragnęły współczuć biednej dziewczynie ukrywającej się pod zimową bluzą z nadrukiem przypadkowych słów na jej piersi. Zamek błyskawiczny dzielił jedynie te namalowany na materiale tekst. Czy miało dla niej znaczenie, jak postrzegają ją przechodnie który mijając ją oglądali się za siebie by ujrzeć gnającą w pośpiesznym krokiem dziewczynę po lekko zniszczonym chodniku. 
        Nie!     
        Znacznie ich opinii na jej temat było dla niej niczym. Wiedziała co myślą o takich nastolatkach jak ona. Uboga dziewczyna, kręcąca się nieopodal jednej z mroczniejszych ulic miasta, ubrana w nieco podarte spodnie i narzuconą na ramiona bluzę która wręcz przeczyła pogodzie która panowała od wielu dni. Upał, niemal szkwał nawiedził mieszkańców miasta przysparzając tylko kłopotów, dało się kochać prażące słońce przecież to miasto z tego słynęło lecz wysokie temperatury sprawiały że ludzie kryli się w cieniach budynków czy drzew chcąc umknąć przed zdradzieckim słońcem, lecz nie ona. Szła dalej pewna swojego celu nie bacząc że trącała mijających ludzi który pełni oburzenia wykrzykiwali za nią kolejne bluźnierstwa. 
        Dziewczyna z biednej dzielnicy, chodząca w starych łachmanach, z trudem zdobywa pieniądze na swoje własne przyjemności. To nie był jej wybór. Wychowywana od dziecka, w starym sierocińcu, zbierała rzeczy po starszych dziewczętach, które już dawno wyrosły ze swoich ubrań.
            Nie prosiła o czyjeś zainteresowanie, a tym bardziej objaw litości. Nie chciała być osobą w centrum uwagi. Żyła szarym życiem niczym gryzoń domowy. Czyjeś kłamliwe zaciekawienie nie wprowadzi zbyt wiele do jej życia. Ukrywała się w cieniu. Nie chciała być wyróżniana!
        Nie miało to dla niej znaczenia.
        Skryła dłonie głębiej w kieszeniach ciemnej bluzy, pomimo panującego na dworze upału ona nosiła na swoich ramionach duży czarny materiał z kapturem, który mógł zakrywać jej blizny. Rany, które nie pokrywały jej jasnej karnacja. Skrywało to sercu!
        Zraniona nastolatka, która żyje z piętnem tajemnic i zniszczonych od nadmiaru wspomnień i emocji duszy.
        Rozejrzała się uważnie, przechodzą przez jedną z małą bezpiecznych ulic. Zadawała sobie pytania, czemu wybrała tę drogę, by wrócić do domu, sama do końca nie wiedziała czemu tak postąpiła.
        Zaledwie dwa lata temu nie bała się tu przychodzić, lecz teraz to miejsce wywoływało u niej lęk i niepokój. Wyda się to absurdalne, prawda? Jednak była zupełnie inaczej. Kilka lata temu obracała się w tym towarzystwie upadłych ludzi, dla których prawo się nie liczyło. Żyli obecnym dniem, jakby nie miał nastąpić kolejny poranek. Wymazała ze swojej przeszłości osoby, które kiedyś mogła nazwać kolegami.
        Dawni przyjaciele stali się dla niej wrogami.
        Czy mogła jednak nazwać ich prawdziwymi przyjaciółmi? Byłaby w błędzie, gdyby posunęła się do tego stwierdzenia. Nie mogła nazwać tego nawet koleżeństwem, był to układ na wzór przyjaźni. Czy można to tak określić? Sama nie wiedziała, miała jednak świadomość, że oni czekają na jej upadek, by tylko do nich wróciła, ta myśl sprawiała, że pragnęła jak najszybciej wyjechać z tego miasta. 
        Dostrzegła młodą dziewczynę, która wsiadała do czarnej terenówki, po chwili samochód odjechał z piskiem opon. Obrzydliwe! Ulica była doskonałym miejscem dla młodych żądnych szybkich pieniędzy nastolatek, które były gotowe oddać się za mniejsze lub większe wynagrodzenie. Gardziła nimi. Nie rozumiała jak można, sprzedać swoje ciało za kilka dolarów wypłaty. Na samą myśl przez jej kręgosłup przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Drgnęła przestraszona, słysząc nagły stukot szklanych butelek. Rozejrzała się uważnie, dostrzegając pod jedną ze ścian kamienicy mężczyznę pochylonego nad trzymaną w drżącej dłoni butelce bordowej substancji. Mamrotała pod nosem w amoku alkoholowym, upił kolejny haust goryczy. Nic nadzwyczajnego, kolejny pijaczyna, który stracił swoje lokum.
         — Co cię tu sprowadza? — odwróciła się zlękniona, bojąc się najgorszego.
        Zobaczyła go. Stał opierając się nonszalancko o podrapany tynk kamienicy. Czapka z daszkiem zakrywała mu oczy, pojedyncze kosmyki czarnych włosów wystawały pod jasnego materiału. Zaśmiała się drwiąco, słysząc ponownie ten nieprzyjemny głos.
            — Raczej nie twój interes!
        — Jeśli poszukujesz czegoś ciekawego, mogę ci załatwić za niską ceną. Powołam się na naszą długoletnią znajomość — uniósł delikatnie głowę, by puścić do niej oczko.
        — Mówiłam ci. Skończyłam z tym! — warknęła poirytowana, odwróciła się na pięcie by odejść szybkim krokiem.
        — Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać — usłyszała jego krzyk, zanim jego głos, umilknął w oddali.
        Dlaczego, gdy zaczęła się zadawać z tym chłopakiem, nie dostrzegła, że sprowadza ją na złą ścieżkę? Przez dwa lata krążyła na przestrzeni wielu dróg, szukając swojej własnej ścieżki. Prowadził ją po ulicach, które spychały ją na samo dno czeluści swojej duszy. Odpowiedz, była nader prosta. Była zaślepiona jego pięknymi słowami, by zobaczyć jego prawdziwe oblicze. Przez rok błądziła w głębokim kraterze swojego serca, szukając powrotu, chciała odnaleźć drogę, która pomoże jej się wyrwać z tego całego syfu. Wtedy sądziła, że sobie pomaga. Myliła się! Szkodziła sobie coraz bardziej. On sprawiał, że nie mogła się uwolnić, był powodem, który spychał w czeluści mroku. Znalazła jednak na tyle siły, by się postawić i wziąć sprawy w swoje ręce. Pierwszym krokiem było zerwanie tej toksycznej znajomości i znalezienia pomocy. Odnalazła tego czego, potrzebowała najbardziej.
        Ucieczki.
        Uwolnienia, od wszystkiego.
        Nie zauważyła, kiedy znalazła się pod bramą jednej z kamienic. Pchnęła mocno drzwi, które zakrzywiały. Nie należały do najnowszych. Wystawione przez wiele lat na działanie różnych temperatur i warunków pogodowych poddały się rdzewieniu. Weszła na małe podwórko. Niewielka piaskownica zbita z kilku desek stała pośrodku placyku. Pod ścianą budynku stały dwie ławki, na jednej z nich siedziało dwoje chłopców, którzy zawiedzie, o czym dyskutowali. Przeszła niezauważona obok nich, wchodząc do ciasnej klatki schodowej. Przyśpieszyła kroku, mając jeden cel. Znaleźć się w zaciszu swojej sypialni.
        Nieoczekiwanie wpadła na kogoś z dużym impetem:
        — Uważaj na siebie — przyjazny głos dotarł do jej zmysłów, nikt w tak uprzejmy sposób się tutaj nie zwracał.
        Nie skupiła uwagi. Rzuciła szybkie „przepraszam” i pognała do swojego pokoju. Zatrzasnęła z hukiem drewniane drzwi. Chwyciła za gryf gitary opartej o jedno bezgłowie łóżka, wspięła się na parapet, układając instrument na kolanach. Zahaczyła o struny, a ciche melodia wypełniły pomieszczenie, a z jej ust popłynął pierwszy wers piosenki.
        Człowiek posiada wiele twarzy, każdego poranka zakłada niewidzialną maskę tuszując swoje prawdziwe oblicze. Skrywamy się pod emocjami obojętności, smutku, radości czy szczęścia. Od nas zależy jaką posturę nałożymy danego poranka. Czy będziemy szczęśliwy, czy smutni? Bywają jednak osoby, które nie wyrażają uczuć czy emocji, one kryją to w zakamarkach własnych serc. Nie mówią co ich boli, niepokoi, frustruje, raduje czy uszczęśliwia. Okazują tylko słowami co odczuwają, lub traktują siebie jak nieme lalki ich mimika twarzy nigdy nic nie mówi. Druga część pokazuje otwarcie cała swoją empatię lub jej brak.
        Charakter czy osobowość jest ciężka do odgadnięcia, po pewnym czasie jednak wiemy, jaką ktoś potrafi być, inni są powierzchowni, nawet długie miesiące spędzone razem nie pokażą nawet ułamka jego duszy.
        Ona była jedną z tych osób.
        Była powściągliwa, nie lubiła wyrażać to co czaiło się w jej duszy. Gdy dochodziło do kłótni czy sprzeczek starała się być neutralna, przeczekać rozwiązanie konfliktu, bywały jednak sytuacji, w których nie mogła siedzieć cicho i musiała zawalczyć o swoje zdanie, wolała jednak takich chwil unikać. Była nieufną osobą, przez co trudno zawierała znajomości, od najmłodszych lat. Bała się ludzi. Obawiała się komuś zaufać. Nie zniosła, by kolejnego zranienia, przez co nie miała wielu znajomych, była samotniczką i dobrze się z tym czuła.
        W wolnych chwilach lubiła rysować lub grać to ją uspokajało i dawało siły.
        Muzyka była czymś wyjątkowym w jej życiu, artyzm był nierozłącznym elementem jej egzystencji. Sztuka była czymś, co jej pomagało wyrazić uczucia, przelać myśli na papier, wiele już szkiców znalazło się w jej notesie który, był już zapełniony wieloma rysunkami, które wyrażały jej pragnienia i stany emocjonalne. Było to dla niej oderwaniem od rzeczywistości, odskocznia od życia, z którego pragnęła uciec. Choć na moment przestać śnić ten koszmar, w którym się znalazła.
        Życie nigdy nie było dla niej łaskawe. Nie było piękną szczęśliwe kończącą się bajką z słyną sentencją i żyli długo i szczęśliwe. Wszystko zaczęło się, gdy była jeszcze maleńka. Miała zaledwie kilka dni, gdy porzucono ją na progu drzwi tego domu dziecka. Zawinięta w ciepły kocyk z małą karteczką, na której była krótka wiadomość:

Ma na imię Julia Bennington.


        Historia jej życia zaczęła się ponad siedemnaście lat temu. Została przygarnięta jak wiele podobnych dzieci. Przez pierwsze lata swojego życia poznawała otaczający ją świat, lecz z małą różnicą. Nie było przy niej osób, które powinny uczyć ją mówić, czy chodzi ci, którzy pokazaliby jej świat, w którym żyje. Wszystko pokazali im zupełnie obce osoby. Polegała na nich, bo nikogo innego nie miała. Popełniła błąd, lecz wtedy nie zdawała sobie z tego sprawę jak jej zaufanie zostanie wystawione na próbę charakteru. Jako dziecko nie pojmowała jednak wielu rzeczy, wierzyła ślepo tym którzy ją wychowywali. Nie wiedziała do końca, dlaczego nagle całe jej ufność zostanie wystawione na wielką próbę. Nie rozumiała gdzie popełniła błąd by zostać tak potraktowanym. Skrzywdzona od najmłodszych lat, została podana wielkiemu cierpieniu. Bitwa nie była łatwa, mogła śmiało powiedzieć, że nikt nie powinien doświadczyć takiego bólu. Jednak wtedy tego nie rozumiała.
        Zaczęła pojmować ten fakt, gdy wkroczyła wiek, w którym każda nastolatka zaczyna się buntować przeciwko wszystkiemu co nie jest skierowane nie po jej myśli czy oczekiwaniach. Miała świadomość, że wyrządzono jej krzywdę. Była tak tym przerażona, że nie potrafiła sobie z tym poradzić. Starała się od tego uciec. Czy była się w stanie przeciwstawić? Z jednej strony chciała, z drugiej była przestraszona na samą myśl. Kto by uwierzył dziewczynie, która sprawiała tak wiele kłopotów? — jak wiele osób to powtarzało.
        Milczała i kryła prawdę w głębi swojej duszy. Nikt nie mógł poznać jej prawdziwego oblicza, nie mogli dowiedzieć się o tym, co ją dręczy i niepokoi. Nie chciała złudnej nadzieję, że ktoś ją zrozumie i pomoże, już na to nie liczyła. Musiała poradzić sobie sama tym samym pokonać swoje demony.
        Wiele dróg starała się obrać, by znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania i wątpliwości. Pierwsze co naszło jej na myśl, by odnaleźć swoich bliskich. Tych, którzy byli z nią powiązani. Nie oczekiwała, że nagle odnajdzie matkę czy ojca, a tym bardziej rodzeństwo, które mogła mieć. Chciała poznać o sobie całą prawdę. Skąd się wzięła? Po co tu została zesłana? I co najważniejsze, Dlaczego ją zostawiono? Skutki były jednak marne. Nie odnalazła nic prócz owej kartki, która była wraz z nią. Szukała przez wiele miesięcy swojej rodziny. Na nic się jednak nie natknęła. Zrozumiała w końcu, że jej rodzina najwyraźniej nie chce jej znać co niezwykle ją zabolało. Brała pod uwagę jakiś wypadek, ale coś jej mówiło, że oni wciąż żyją. Po kilku miesiącach poszukiwań zwiedzona marnymi efektami przestała się starać szukać papierów lub dokumentów, które mogły naprowadzić ją na jakiś ślad. Zrozumiała, że, jej rodzina najważniej ją opuściła i w życiu musiała poradzić sobie sama.
        Wszystkie te wydarzenia skumulowały się w niej, odrzucenia przez rodzinę, zniszczona i zraniona przez tych, których nazywała opiekunami, nie zrozumiała dla rówieśników czy dorosłych, jakich napotykała, każdy by na jej miejscu porzucił wszelką nadzieję, ją jednak coś uparcie trzymało tutaj na ziemi i pozwalała odejść, nie mogła jednak powiedzieć, że nie przeszła przez ten okres spokojnie.
        Szukając sposobu, który pozwoliłby jej ujarzmić natłok myśli i złych wspomnieć posunęła się do jednego z gorszych sposobów, jakie mogła znaleźć. Wpadła w towarzystwo upadłych ludzi na skraju swojego życia. Przez jakiś czas czuła się dobrze pochłonięta głębiami dymu narkotykowego, nie rzucała się w alkohol, tylko dzięki używkom czuła, że jej myśli odchodzą od niej. Jednak błogość nie trwała długo, gdy wszystko ułatwiło z niej wspomnienia powracały z jeszcze bardziej podwójną siłą. Uciekała od tego wciąż w narkotyki, lecz zaczęła się butować co nie podobało się wielu osobom a tym bardziej wychowawcom który mieli nad nią pieczę. Rozwścieczeni za jej ciągle ucieczki, wzywali policje by ją odnaleźli, kilkakrotnie im się udawała, na jej szczęście nie była pod wpływem środków odurzających. Wiedziała, że nie może wpaść i zniszczyć sobie życia. Gdy brała robiła to w miejscach lub sytuacjach, w których nikt nie mógł jej znaleźć. Za swoje „ucieczki” dostawała niezwykle mocno kary. Ucierpiała wtedy nie tylko fizycznie, lecz wtedy psychika była na skraju wytrzymałości. Nie jadła, nie piła, nie wychodziła z pokoju przez wiele dni. Jedyne co jej towarzyszyły to łzy upokorzenia i frustracji, traciła całą nadzieję na dalszą walkę. Pragnęła wolności, nie chciała już nic czuć ani bólu, ani smutku. Chciała przestać oddychać. Gdy za każdym razem, kiedy była na skraju życia i śmierci, pomagano jej wrócić do żywych. Przeklinała wtedy wszystko i wszystkie nawet tych, którzy jej pomogli. Gdy sugerowali jej delikatnie, że ktoś może jej pomoc, ona nie chciała o tym słyszeć. Krzyczała, że nikt jej nie zrozumie, nie pomogą jej i nawet nie próbują, bo ona sama tego nie chciała.
        Podczas jednego z pobytów w szpitalu. W sali, w której leżała, poznała Lucy — była to dziewczyna po wypadku samochodowym. Na początku zagadywała do niej pytała, co jej się stało, jednak ona nawet ją traktowała jako swojego największego wroga. Nie rozumiała, że ktoś może mieć na tyle dobre serce i pomóc, wtedy świat był dla niej zły. Jednak coś się zmieniło, jej życie trochę się odmieniło. Pewnego dnia trzynastoletnia blondynka siedziała słuchając płyty jednej ze swoich ulubionej formacji, dobrze pamięta utwór, który tak bardzo zapadł jej w pamięci. Pokochała jego brzmienie. Zapytała swoją sąsiadkę o utwór z początku była zaskoczona jej nagłą zmianą, lecz uprzejmie opowiedziała jej na pytanie i powiedziała kilka ciekawych faktów o zespole, który tak pokochała. Nagle znalazła kogoś z kim mogła normalnie porozmawiać. Przez resztę pobytu dyskutowały jeszcze wiele razy, ich drogi jednak zostały rozdzielone. Musiały wracać, od tamtego dnia nie miała z nią kontaktu. Nie szukała jej, ale była jej wdzięczna, że dzięki niej poznała tak bardzo wspaniały zespól. Zagłębiając się w ich twórczość w piosenkach odnalazła sens życia. Teksty, które miały przesłanie, głębsze znaczenie, które pokazywały jak ma żyć. Stały się jej nadzieją, paliwem i wiarą w ciężkich chwilach. Wyda się to dziwne, ale kapela Chestera Benningtona pomogła jej zrozumieć samą siebie i swoje postępowanie. Śmiało mogła powiedzieć, że pozwolili jej zerwać z tym co ją męczyło. Dużym wpływem było dla niej śmierć.
 Świadomość, że było się świadkiem czyjegoś odejścia powinno zniszczyć ją doszczętnie, jednak u niej wywołał wstrząs, który pozwolił jej zerwać z dragami. Widziała jak na jej oczach umiera dziewczyna, która wzięła za dużą dawkę marihuany. Nigdy nie przeżyła takie szoku jak wtedy. Zrozumiała, że jeśli szybko nie rzuci tego, co ją wyniszcza od środka, będzie za późno, by ją uratować. Niesamowite jak splot wielu wydarzeń może mieć wpływ na dalsze nasze życie i od nasz zależy jaką drogą pójdziemy.
        Westchnęła cicho, wspomnień z jej życie nie były dla niej łatwe. Pogodziła się jednak z nimi, wiedziała, że nie można wymazać swojej pamięci i musiała nauczyć się z nimi żyć.
        Nagle jej uwagę przykuła para młodych ludzi, którzy spacerowali brukowanym chodnikiem, wiedziała, jak chłopak coś cicho szeptał, do ucha swojej partnerki, dostrzegła jej delikatny uśmiech. Wyglądali na zakochany i naprawdę szczęśliwych. Miłość to kolejny synonim, które miał kojarzyć się z radości wywoływał u niej niezbyt dobre chwile. W związki, w które nie skończyły się zbyt dobrze. Pierwsze chwile miłosnych uniesień, zauroczeń, ona była również jedną z ofiar tego uczucia. Nieszczęśliwe zauroczenie doprowadziło ją zbyt daleko, tego, czego nazywamy miłością. Padła ofiarą swojego własnego chłopaka.
        Wydaje się, że początki ich związku były naprawdę dobre, liczyła na, że to zauroczenie przerodzi się w coś silniejszego z jego strony. W jakim błędzie żyła. On nie wiedział lub nie rozumiał, na czym polega, wzajemna troska, oddanie czy uczucie. Jak wielu przed nim chciał ją zniszczyć. Żyła przez kilka miesięcy w błędnym kole. Miała nadzieje, że się zmieni, zrozumie, że ją krzywdzi. Niestety on widział w niej tylko dziewczynę, która będzie na każde jego skinie, nic sprzeciwi mu się, nie powie, żeby przestał. Będzie siedzieć cicho i go słuchać. Znowu wpadła w błędne koło z którego nie potrafiła się uwolnić. Kłótnia, która podzieliła ich poglądy i jego czyn zmienił całkowicie spojrzenie na ich związek, sądziła, że ma kontrole nad swoim życiem i nie podda się jednak nie była na tyle silna. Pozwoliła sobie by ktoś ponownie przyjął and nią kontrole. Był jej lalkarzem a ona pacynką, która jest poruszona na sznurkach człowieka nad nią.
        Miała jednak dość takiego traktowania, spędziła wiele godzin zastanawiając się nad swoim życiem, chciała zobaczyć gdzie źle poszła.
        Podjęła decyzję, która niezbyt podobała się jej sympatii. Była jednak nieugięta. Rzuciła to co ją niszczyło. Nigdy nie widziała go tak bardzo rozwścieczonego, bała się o swoje życie, lecz była nieustępliwa. Gniew Kenta miał wkrótce się ujawnić niszcząc ją bezpowrotnie, lecz dzięki pewnemu chłopkowi, który wracał z lekcji sztuk walki zaniepokojony jej krzykami o pomoc, odciągnął od niej pijanego i naćpanego chłopaka. Otrzymała pomoc, której nigdy się nie spodziewała. Od słowa do słowa ich rozmowa była bardziej interesująca. Przez kolejne dni widywali się w tym samym parku, rozmawiali długimi godzinami. Z biegiem tygodnie ich uczucie przerodziło się w coś silniejszego. Black był miłym chłopakiem o spokojnej osobowości, nigdy nie zadawał zbędnych pytań, gdy widział ze nie chce mówić, nie pytał był przy niej. Nawet gdy oboje siedzieli pogrążeni w kompletnej ciszy, jej to wystarczało.
        Dawny chłopak dał o sobie znać. Zaatakował Justina nieoczekiwanie, gdy ten się niczego nie spodziewał i nawet nie miał jak się obronić. Dwa tygodnie leżał nieprzytomny pod aparaturą, lekarze z trudem uratowali jego życie. Niestety, gdy przyjechała do niego do szpitala czekała ją poważna rozmowa. Black, bojąc się o swoje życie po wielu przemyśleniach podjął decyzje, która nie była łatwa dla nich obojga. Znów pozostała sama. Jednak postanowiła wtedy jedno. Nie pozwoli na to by ktoś bliski za nią cierpiał. Zrobi wszystko, by uchroni ich przed niebezpieczeństwem i swoją przeszłością.
        Odwróciła się, gdy usłyszała szczęk otwieranych drzwi. W przejściu pojawiła się łudząco podobna dziewczyna, lecz jej rysy twarzy były ostrzejsze a cień oczu zawierał barwę ciemniejącego fioletu.
        — Co się gapisz? — rzuciła ostro, zsuwając z ramion skórzaną kurtkę.
        Chciała już coś odpowiedzieć, lecz została ubiegnięta:
        — Radzę ci szmato byś nie odzywała się nie pytana.
        — Wyzywasz mnie od najgorszych, a sama lepsza nie jesteś — zerwała się na równe nogi — Ladacznicą możesz nazwać tylko siebie — zanim mogła odpowiedzieć ruszyła do wyjścia.
        Nie chciała doprowadzić do kolejnej awantury. Między nią a Lisą dochodziło do wielu sprzeczek i nieporozumień. Dużo z tych rozmów kończyło się guzami i cięciami na skórze. Kilkakrotnie musiano je rozdzielać i nawet te sytuacje nie zmusiły ich opiekunów, by przenieś je do innych pokoi. Charaktery, jak i osobowości były tak różne, a także priorytety, które miały. Były dwoma żywiołami, które toczą zarazy bój o terytorium. Z roztargnienia wyrwało ją nagle silne uderzenie.
        Zachwiała się niebezpiecznie i gdyby nie czyjaś pomoc w postaci silnych męskich ramion, które uchroniły ją przed upadkiem. Spojrzała z wdzięcznością na młodego mężczyznę, który posłał jej ciepły uśmiech.
        — Uważaj na siebie, innym razem wpadniesz w ścianę — powiedział z rozbawieniem.
        — Dodatkowy guz więcej, nie robi mi to wielkiej różnicy — odparła zgryźliwe.
        Chciała już odejść, gdy usłyszała swoje imię:
        — Julio, zaczekaj — odwróciła się na pięcie.
        W jej kierunku zmierzała pani Smith, dyrektorka domu dziecka. Wysoka kobieta o ciemnych zielonych oczach jej ciemne loki upięte były w wysoki kok. Koszula była nieskazitelnie biała, a marynarka idealnie dopasowana. Kobieta przyśpieszyła kroku i po chwili stała obok niej i mężczyzny, który wciąż stał nieopodal.
        — O co chodzi pani dyrektor? — zwróciła się do kobiety, utracając kontakt wzrokowy z szatynem.
        — Widzę, że znalazł ją pan przede mną — zwróciła się do ciemnowłosego.
        — Można powiedzieć, że to ona na mnie wpadła — odparł lekko rozbawiony.
        — Julio jest ktoś, kto chce z tobą porozmawiać.
         — Może mi pani wytłumaczyć co przez to ma na myśli?

 ✰✰✰

Wiecie to nawet zabawne, że po czterech latach wracam na blogspota. Więcej wyjaśnień pojawi się pod drugim rozdziałem, bo tak naprawdę publikuje ten rozdział w środku nocy i zamiast spać ja siedzę i pracuje nad blogiem. Wszelkie wyjaśnienia odnośnie tego czemu skłoniłam się tutaj powrócić w kolejnym rozdziale, a na razie idę spać. 



No comments:

Post a Comment