Saturday, July 29, 2023

III 38 — TO KONIEC NASZEJ BAJKI

    — Jak to jest, że ja studentka z najlepszą frekwencją znowu opuszczam zajęcie — spytała rozbawiona.
    Zerknęła mimochodem na Michaela, który w skupieniu wpatrywał się w drogę przed sobą. Dopiero co wrócili z parodniowej podróży do Hiszpanii, a właściwie na jedną z wysp archipelagu gdzie on sam posiadał dom. Mimo że oboje wybrali się na ten wyjazd gdy ich grafiki mogły wręcz pękać w szwach, jak to jej ukochany stwierdził, istotniejsze dla niego było ratowania swojego związku niż pracę nad płytą, która praktycznie była ukończona parę dni, go nie zbawi, a prac kończących dopilnuje reszta zespołu. Angażował się i owszem, ale to dla niego było normalne, lubił być przy wszystkim i po części wszystko nadzorować, jednak teraz była dla niego ważna Julia i to, że musiał ją odzyskać.
    — Znając twoje możliwości i tak to prędko nadrobisz — skomentował, skręcając na jednych z wielu świateł — Pracowitości i ambicji nie można ci odmówić.
    — Wspomniałabym o tobie to samo i nie możesz się ze mną kłócić, bo taka jest prawda — uprzedziła go, zanim zdołał, chociaż dojść do słowa — Nie możesz sobie wciąż ujmować na swoich umiejętnościach czy talencie, który nie wątpliwie posiadasz. Wiem — powiedziała ostrożnie, lekko unosząc dłonie do góry — Nie jest to łatwe docenić samego siebie, z resztą coś o tym wiem, jednak uważasz, że powinien bardziej wierzyć w siebie. Osób takich jak ty wszechstronne utalentowanych z niewątpliwym słuchem muzycznym i zmysłem artystycznym trzeba długo szukać, twoja wrodzona skromność nie pozwala ci jednak docenić sam siebie, ale czasami warto jednak powiedzieć, że jest w czymś, jest się dobry. Umówmy się gdyby nie twój upór i pracowitość nie wiadomo czy w ogóle wasz zespół istniał, nie ujmuje żadnemu z chłopaków, bo są bardzo utalentowani, a wspólnie tworzycie coś niezapomnianego. Jednak widać, że ci zależy na tym zespole na pracy nad kolejnymi krążkami czy muzyką. Ja to widzę ile pracy, poświęcasz i serca w ten zespół jak cała reszta. Jesteście znakomici, przechodząc do sedna mojej wypowiedzi. Uwierz czasami w siebie kotku, bo jesteś chwalony nie bez powodu.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, jednak on pogrążył się w swoich rozmyślaniach. Tak Julia miała racje i temu nie przeczył. Skromność sprawiała, że nie potrafił uwierzyć w siebie, jednak zawsze uważał, że są bardziej utalentowani artyści od niego. Kochał muzykę od dziecka i robił, co uwielbiał, jednak czy warto było tak się nim zachwalać. Julia ogromnie go ceniła, co niezwykle było ujmujące i cenne dla niego jednak zwyczajnie nie potrafił tak bardzo wierzyć w siebie jak wciąż mówi. Nie jest kimś niezwykłym. Robi to co kocha i to mu w zupełności wystarczy.
    Dobrze pamiętam pierwsze lekcje, z Julią jej też było ciężko w siebie uwierzyć, jednak obecnie gdy patrzył na nią z perspektywy czasu i to jak bardzo rozwinęła się przez ostatni czas i samym fakcie, że utrzymywała się jedynie, z samego malowania widać jak bardzo uwielbiała malować. Tak potrafiła powiedzieć, że maluje całkiem dobrze, jednak była na tyle asertywną osobą, że umiała przyjąć konstruktywną krytykę wyciągnąć wnioski i dostosować zmiany w swoich pracach czy też stylu. Julia poszła bardziej w styl realistyczny, chciała pójść w hiperealisyczny styl, jednak potrzebowała czasu do tego, znacznie więcej niż obecnie przeznacza na malowanie, uznała ze jak skończy studia może skupi się na tym. Póki co zleceń jej nie brakowało, tak jak klientów co było naprawdę niezwykłe. Nie potrzebowała wielkiej pomocy, by samej osiągnąć sukces. Jedyne co potrzebowała to upór w dążeniu do celu i samozaparcie. Taką motywacją dla niej do dalszego samorozwoju był fakt, że sam pomógł jej podszkolić się w rysunku, uwierzyła bardziej w siebie, a to jak założyła stronę i zaczęła sprzedawać obrazy może po małych cenach każdy, dowiedział się po czasie, wręcz zrobiła wszystkim dość zaskakującą niespodziankę, jednak szanowali, że chciała sama się rozwinąć.
    W końcu skręcił w ulice, na której mieszkał, kiedyś i ona zamieszkała, z nim teraz nie wiedział, czy zdecyduje się wrócić, nie rozmawiali jeszcze o tym, jednak liczył podświadomie, że się zgodzi. Wjechał na podjazd swojego domu, mimowolnie spojrzał na wejście i niemal nie zdębiał gdy zobaczył, że ma gościa, Nieproszonego gościa, co niezwykle go zirytowało. Już z daleka poznał sylwetkę tej osoby, a gdy ona sama odwróciła się w kierunku jego samochodu, nie miał już wobec tego, złudzeń kto to był. Niemal z trudem powstrzymał się, by nie zadrżeć ze zdenerwowania. Kątem oka spojrzał na Julie, która sprawdzała coś na telefonie i nie była świadoma, że ktoś stoi pod drzwiami, jednak gdy tylko podniesie, spojrzenie zobaczy.
    Niemal z trudem powstrzymał drżenie ciała, gdy przez jego umysł przetoczyły się wspomnienia tej piekielnej nocy, którą z nią spędził.
    Musiał ją wywalić!
    W pośpiechu wyszedł z auta gdy zauważył, że Julia nadal jest zapatrzona w swój telefon, nawet nie zwróciła uwagi, że wyszedł. Szybkim krokiem podszedł do swojej byłej żony wręcz, z sykiem zwrócił się do niej:
    — Co tu robisz!?
    — Jak to co? — spytała zaskoczona, albo ona udawała, albo faktycznie była zdziwiona.
    On jednak stawiał na pierwszą opcję. Za bardzo poznał Taylor, by jej wierzyć w dobre intencje. Wręcz zaczął mierzyć ją nienawistnym spojrzeniem, gdy ona stała przed nim jak ta nastolatka, jaką poznał, niezakłamaną dziewczynę, która miała ogrom empatii jednak na przestrzeni lat, a zwłaszcza pieniędzy zmienił się zupełnie.
    — Przyszłam cię, odwiedzić przecież jesteś…
    — Nie jesteśmy razem! — niemal z trudem powstrzymał się od krzyku, Julia go nie usłyszała — Nic między nami nie ma.
    — Jak to nie? — pytała zdumiona.
    — Przepraszam, czy ja wam nie przeszkadzam.
    Zamarł na moment w bezruchu, słysząc za sobą głos swojej ukochanej. Wolno odwrócił się w jej kierunku, a jego serce niemal drżało z przerażenia. Z uwagą spojrzał na jej twarz bojąc się tego co może zobaczyć. Jednak ona wpatrywała się jedynie w nich bez żadnych negatywnych emocji, jednak popatrzyła na kobietę naprzeciwko niej, widział, jak marszczy brwi w zdumieniu, po czym zwróciła się do niego.
    — Kotku kto to jest?
    — Kotku!? — Taylor uniosła znacząco głos — Mike kochanie możesz mi wyjaśnić, dlaczego ta małolata tak się nazywa.
    Przeżyła szok, wręcz w ogromnym zaskoczeniu popatrzyła na kobietę. Ona myślała przez moment, że się przesłyszała. Wraca do domu z ukochanym, na progu widzi jakąś kobietę, z którą ewidentnie kłóci się Michael i co w tym wszystkim najgorsze, to fakt, że nazywa go tak pieszczotliwe.
    — Dobra chyba czegoś tutaj nie rozumiem — powiedział, wybudzając się z lekkiego oszołomienia — Michael kto to jest? — spytała, podkreślając każde słowa.
    Zapadła chwila dość niezręcznej chwili, w której popatrzyła się na ukochanego, który był ewidentnie zmieszany tą całą sytuacją, zaczęła odnosić wrażenie, że on coś ukrywa. Patrzyła na niego, a on wciąż milczał, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
    — Mike! — powiedziała nieco poirytowana — Możesz mi tą panią przedstawić.
    — Jaką panią!? — oburzyła się kobieta — Jestem Taylor Shi…
    — Smith nie zapędzaj się! — warknął wręcz — Nie nosiłaś nigdy mojego nazwiska i nie masz prawa go używać!
    Wtedy wszystko dla niej stało się jasne. Stała twarzą w twarz z byłą żoną swojego partnera, jednak nie potrafiła oprzeć się pokusie, że coś jest nie tak.
    — Mike może nie nosiłam twojego nazwiska, ale nigdy nie przestałam, cię kocha. A ostatni raz.
    — Stop! — niemal krzyknęła, nie pozwalając nawet dokończyć zdania byłej Mike’owi, jednak sam wydźwięk zaczął jej coś mówić.
    Miała naprawdę najgorsze obawy, jeśli okaże się to prawdą, w jednej chwili wydarzenia ostatnich dni, przeprosiny, wszystkie te ckliwe słowa, które od niego usłyszała, przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie.
    — Mike czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć!?
    Cisza.
    Dopiero po chwili znowu do głosu doszła Taylor, która odpowiedziała za Michela:
    — Ja ci powiem, co się stało. Spaliśmy ze sobą.
    — Co!?
    — Julio to nie tak jak myślisz!?
    Pomimo szoku, jakie słowa byłej Mike’a na nią wywarły, jedna rzecz, a raczej zdanie, zaczęło być bardzo niepokojące.
    — Przyznaj się! Zdradziłeś mnie.
    — Nie!
    — Tak.
    Zgubiła w jednej chwili, słysząc dwie różne sprzeczne informacje i nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jeśli jeden i drugi mówią co innego, to prawda zawsze leży pośrodku.
    — Julio ja z nią nie spałem!
    — Mike skarbie nie warto tego ukrywać.
    — Dobra Taylor, możesz mi powiedzieć dokładnie kiedy rzekomo ze sobą spaliście.
    — Cztery tygodnie temu.
    Była tylko jedna możliwość, by dowiedzieć się słusznej prawdy. Przepchnęła się obok nich, zabierając wcześniej od Michaela klucze do mieszkania. Otworzyła drzwi i przez ramię zwróciła się do byłych małżonków.
    — Zaraz się przekonamy, kto mówi prawdę.
    Wiedziała doskonale o monitoringu domowym. Mike go miał zainstalowanego w praktycznie całym domu prócz sypialni oraz łazienek, lecz jednak do czegoś doszło, mogło się tez dziać na korytarzu i kamery mogły to ująć. W bardzo niezręcznej ciszy całą trójką przeszli do gabinetu, gdzie ona sama usiadła przed biurkiem i odpaliła komputer, kątem oka widziała jak kobieta zerka na jej partnera a on sam wydawał się być nieco podenerwowany.
    Po chwili poszukiwań w końcu odnalazła materiał z dnia, o którym wspomniała Taylor, lecz po chwili usłyszała jej głos:
    — Znajdź godzinę jedenastą w nocy — powiedziała z lekkością.
    Przesunęła materiał filmowy do omawianej godziny i przyjrzała się kamerą z różnych widoków na dom, wtedy w oczy rzucił się widok z korytarza i popatrzyła tam, widok, jaki tam zastała, niemal przekroczył wszelkie granice. Myślała, że Taylor tylko zmyśla, udaje, próbując w coś wpakować Mike’a, jednak nagranie istotnie pokazało ich bardzo namiętną grę wstępną. Trudno jej było na to patrzeć jednak gdy widziała, jak wręcz niemal rozbiera ją w salonie, odwróciła się na krześle. Jej twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji, bo w tej chwili nawet nie wiedziała, co czuje i zwróciła się bezpośrednio do Michaela.
    — Chcesz mi to wyjaśnić koteczku? — spytała z trudem, siląc się na uprzejmy ton.
    — To nie było tak, ja niczego nie pamiętam! To pewnie…
    — Michael — wręcz wydarła się na niego, z całej siły uderzyła pięścią w blat biurka — Możesz przestać mnie okłamywać i mieć na tyle jaj i powiedzieć prawdę! Jak dobrze sobie przypominam, byłam wtedy, jeszcze twoją narzeczoną co ewidentnie daje mi do zrozumienia, że mnie bezczelnie zdradziłeś gdy ja starałam się ratować, nasz związek ty ruchałeś inną!
    Poderwała się z siedzenia i podchodząc do niego na bardzo bliską odległość.
    — Mniej na tyle pieprzonej godności i się do tego przyznaj.
    — Ja niczego nie pam… — jednak niedane było mu dokończyć, gdy poczuł, jak w jednej chwili jego policzki wręcz zapiekły.
    Odruchowo chwycił się za zraniony policzek i dopiero teraz uzmysłowił sobie, że ponownie oberwał od Julii na jego nieszczęście, wszystko zaczęło iść w zupełnie innym kierunku, niż tego oczekiwał.
    — Naprawdę z nią nie spałem — próbował się bronić.
    — A kto wypchał jej jęzor do gardła!? — spytała ostro — Widzę, że szybko się pocieszyłeś. Nawet nie czekałeś aż, cię zostawię, by boleść do innej, ale teraz nie musisz się martwić.
    — O czym ty mówisz?
    Ona jednak nie odpowiedziała. Sięgnęła do zapięcia naszyjnika, który Michael jej zwrócił podczas ich wspólnego wypadku na Majorce i zdjęła go ponownie w przeciągu miesiąca. Wręcz rzuciła w niego wisiorkiem, który miał oznaczać jego miłość, łańcuszek jednak upadł pod jego nogi, a on patrzył na nią pełen bólu i wręcz błagania.
    — Zrób sobie z nim, co zechcesz, mi nie jest już potrzebny — powiedziała, machając dłonią — Wiesz co, żałuje tego, że dałam ci szansę. Nie byłeś jej wart. To koniec.
    — Julio błagam… nie…
    — Zmarnowałeś jedyną szansę, jaką ci dałam Shinoda.
    Bez dalszych wyjaśnień, minęła go nawet nie zwracając uwagi na Taylor, opuściła dom, mimo jego krzyków i próśb by została i dała mu to wyjaśnić, dla niej był to koniec.
    Koniec ich wspólnej bajki!


✰✰✰

    I takim sposobem dobrnęliśmy do końca tego tomu. Co z kolejną częścią? Pojawi się, jednak we wrześniu. Sierpień będzie  miesiącem odpoczynku a we wrześniu zaczynamy nowy tom już czwarty.
    Więcej informacji w trakcie.
    






III 37 — CZY UDA SIĘ POUKŁADAĆ ZŁAMANE SERCE

    Chyba była idiotką.
    To słowa, które od dłuższego czasu utknęły boleśnie w jej głowie, tłukły się po jej umyślę z każdą cholerną chwilą gdy spoglądała na siedzenie pasażera obok, wręcz czuła paskudną gulę w gardle, nie szczędziła na siebie przekleństw, uważając się za skończoną kretynkę skoro po tym co się wydarzyło, zgodziła się na ten absurdalny pomysł.
    Przecież nawet pakując się, miała, wątpliwości, już wyciągała ubrania z zamiarem wycofania się z tego, to dlaczego po chwilowym namyślę, wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do torby i zdecydowała się wyjechać. Tym bardziej miała jechać z kimś, do którego czuła ogromną nienawiść a teraz jak nigdy nic siedziała, tuż obok niego. Jednak nie mogła oszukiwać siebie, wręcz oboje wyczuwali napięcie między nimi, atmosfera gęstniała z każdą godziną podróży, niemal można było wziąć ostry sztylet i zacząć powietrze nożem, które wręcz przesycone było od niezręczności.
    Po co w ogóle to zrobiła?
    Przecież przed dwoma tygodniami zamknęła ten rozdział w swoim życiu, to dlaczego ponownie do niego wracać. Właściwie czego ona chciała? Mogła sobie zadawać mnóstwo pytań, jednak nie była teraz w stanie odpowiedzieć na żadne z nich i wydawało się to tak trudne. Miała nie wracać, do czego co było. Nie chciała wspominać ostatnich tygodni, które upłynęły jej bardziej pod znakiem, ciągłego zdenerwowania i chęci by to on wreszcie pojął, co robi z ich związkiem. Ona robiła wszystko by ratować upadającą relacje gdy on podkopywał ją jeszcze niższą ją.
    Co właściwie z nią było nie tak?
    Przecież Clarkiem nie poszłaby na żadne ustępstwa. Zerwała z nim, bojąc się o własne życie, nie chciała dłuższej być kontrolowana przez jakiegoś gnojka, mimo że dzierżyła na swoich barkach wiele jego tajemnic, sam fakt, że za swoje nielegalną plantację marihuany powinien siedzieć, nie wspomni również o tym, że na jego rękach jest krew nie winnej ofiary a jej rodzina do dnia dzisiejszego nie wie kto pozbawił ich córki życia, nikt prócz oprawcy oraz jej samych. Dobrze strach Michaela nie mogła porównywać do obsesji Kenta, jednak nie zamierzała się z tym kryć, że zaczęła się obawiać, tego co w akcie desperacji jeszcze zrobi. Czy chociaż w drobny sposób się go lękała? Trudno było jej odpowiedzieć, lecz nie potrafiła nadal odpowiedź sobie na jedno kluczowe pytanie, które ją dręczyło.
    Dlaczego on to robił?
    Czy naprawdę musiało dojść do takiej chwili gdy musiała go zostawić, by w końcu przejrzał na oczy? Pomimo tego jak się zachowywał, jakim wręcz był bucem względem niej to nadal go kochała, wciąż darzy go ogromnym uczuciem. Trudno jest porzucić miłość do mężczyzny, który był jej tak bliski, byli ze sobą przez ostatnie lata i był to jeden z najtrwalszych związków, jakie przeżyła. Jednak los najwyraźniej chciał inaczej.
    Czy mogła to nazwać próbą wystawienia ich relacji na próbę?
    Jeśli tak, to oboje oblali ten egzamin z kretesem i tak nie tylko Michael był temu winny, ale również ona. Nie była krystalicznie czysta, jednak wszystko musiało popsuć przez małe nieporozumienie i wszystko przez jej pasje do szybkiej jazdy. Tak uwielbiała wyścigi i nie potrafiła z nich zrezygnować, była to jej pasja i po części terapia gdy prędkość jazdy pozwalała jej zapomnieć o wszystkim, co złe. Może to wydawać się dziwne jednak czuła wtedy ten powiew wolności, gdy jej umysł nie trapiły żadne pytanie, wątpliwości czy zmartwienia. Wtedy liczyło się jedynie droga przed nią i pęd kół oraz subtelne mruczenie silnika. Nic wtedy nie potrzebowała, by być szczęśliwa. Miała to co kochała w zasięgu swoich rąk i nóg. I naprawdę nie rozumiała, dlaczego Mike chciał jej to odebrać. Ona traktowała motory, tak on podchodził do muzyki, nie tylko jako forma wyrażania siebie i tworzenia kolejnych utworów, ale pasja, w której się spełniał. Nigdy by nie potrafiła mu tego zabrać, bo wiedziała, jak to jest dla niego istotne, ale czemu chciał zabrać jej to, co kochała?
    Wiele pytań nękał jej umysł tylko jedna osoba była w stanie na nie odpowiedzieć:
    Zgodziła się wyjechać, ale czy miała nadzieje na uratowanie ich relacji? Gdyby miała być szczera to nie. Uważała, że już dawno minął czas, gdzie była jakakolwiek szansa, by naprawić, Mike obudził się za późno, by to zrozumieć, to po co w takim razie pojechała? Szczerze chyba dlatego by porozmawiali, ale nie potrafiła nawet ujrzeć jakichś przesłanek, by cokolwiek się zmieniło.
    Oni to już przeszłość!
    Odruchowo popatrzyła na siedzącego u jej boku mężczyzny, nie dało się ukryć, jak odwraca od niej spojrzenie swoich ciemnych oczu, nie musiała się domyślać, by wiedzieć, że na nią spoglądać, jednak gdy zerknęła, nieco w dół dostrzegła, jak zabiera rękę, jak miał zamiar jej dotknąć.
    — Mike nie spoufalaj się — rzuciła ostro.
    Obserwowała go, z uwagą jak niemal kurczy się na siedzeniu obok, może i była nieco wobec niego opryskliwa, ale nie potrafiła inaczej, w obecnej chwili w jego obecności jedynie czuła irytacji, ostatnie co chciała, to by się bardziej z nią spoufalał. Są pewne granice przyzwoitości.
    — Zgodziłam się na wyjazd, ale nie wyraziłam zgody na dotyk! — wręcz syknęła.
    Rzadkim widokiem było, obserwowanie go, można było teraz, odnieś wrażenie, że był zagubionym chłopcem, który poszukuje ciepła i dotyku, jednak nie. Ona nie dała się na to naprać, chociaż nie mogła zaprzeczyć temu, że nie tęsknił za jej czułościami, jednak w obecnej chwili ich relacji nie było.
    Nie byli już nawet parą a co mówić o narzeczeństwie.
    — Wybacz — mruknął nie wyraźnie pod nosem.
    — Zaczynam żałować, że dałam się namówić na ten wyjazd — rzuciła bardziej do siebie niż do niego.
    Jej słowa jednak nie uszły jego uwadze, odruchowo zwrócił się do niej, wręcz czuła jego spojrzenie na sobie, gdy wpatrywał się w nią swoimi ciemnymi oczami, spojrzeniem tak przepełnionym smutkiem i żal, wobec samego siebie. Stracił na początku tygodnia kompletnie nadzieje, że chociaż będzie mieć szansę ją odzyskać. Cały czar prysł w chwili gdy ona wręcz wściekła wpadła do studia i rzuciła mu biletem w twarz.
    Czuł, jak wtedy łamało mu się serce, ostatni cień nadziei sprawiał, że nie do końca się załamał, jednak gdy zobaczył, wręcz jak jej oczy płonął ze złości, zrozumiał, że sytuacja, w której oboje się znaleźli, jest bez wyjścia. Nie było szans, by mieć, chociaż namiastkę nadziei, by uratować ten cholerny związek, jej wyraźną odmową wręcz sprawiła, że pragnął się poddać, jednak jedynie pomoc przyjaciela sprawiała, że dał radę jeszcze walczyć. I o ironio, Chester powinien wręcz mu trzasnąć w mordę za to co zrobił, lecz tego nie zrobił, mimo że on sam skrzywdził jego siostrę, sam dobrze pamiętał nie jedną sytuację gdy widział wzburzonego przyjaciela ciskającego wręcz gromy na swojego ojca, gdy po kolejnej rozmowie telefonicznej wręcz chciał zmusić syna, by porzucił, jak to nazywał, bękarta wręcz miał Julie za nikogo. Jednak za każdym razem wokalista odmawiał, wręcz nie spędził ojcu gorzki słów prawdy czy wyzwisk pod jego adresem. Odkąd sobie przypomina relacje jego przyjaciela, z ojcem nie były zbyt dobre, jednak pogorszyły się gdy Sara wyjawiła synowi prawdę o młodszej, prawdzie wtedy konflikt się bardziej zaostrzył, jednak najgorzej było gdy w grę weszło spotkanie Johna i Julii, które nie było zbyt uczuciowe wręcz naładowane wspólną nienawiścią i niechęcią obojga ich do samych siebie.
    Ale on, zamiast stanąć po któreś ze stron, w ich konflikcie nie zrobił tego. Sam fakt, że praktycznie nikt się nie wtrącał w ich sprzeczki, uznając, że to ich sprawa i muszą to razem rozwiązać, sprawiało, że to cenił. Pomimo wszystko wolał wyjaśnić sobie nieporozumienia z Julią na osobności, a nie angażować innych osób, jednak gdy ona go zostawiła, cóż mógł jedynie mu podziękować, że wręcz go zmotywował do działania, by mógł odzyskać Julie. Ale czy zdoła to zrobić. Tego nie wiedział.
    Podróż była naprawdę długa i niezwykle wyczerpująca. Lecieli już ponad trzynaście godzin i było to uciążliwe. Mimo że chętnie podróżował po świecie czasami długie podróże bywały okropnie wyczerpujące a jeśli doda do tego koncertu, występy czy wywiady, to zupełnie wycieńcza, ale nic bardziej nie sprawiało mu szczęścia niż koncertowanie, widzenie tłumu fanów pod sceną, słuchać ich aplauzem jak wraz z nim czy Chester śpiewali z nimi, ta energia z publiczności było nagrodą za trudy podróżowania. Nawet jeśli podróżowali biznes klasą, to jednak spędzenie parunastu godzin w lecącym samochodzie męczyło.
    W końcu zaczęli się zniżać do lądowania na jednej z wysp blisko hiszpańskich wybrzeży. Po praktycznie dwudziestu minut piloci zatrzymali maszynę przy jednym z wejść do ogromnej hali. Wkrótce jednak mogli już swobodnie wychodzić, jednak oboje uznali, że wolą zaczekać, aż tłum się przerzedzi i wyjść na końcu. Po paru minutach gdy praktycznie ostatnia osoba już zebrała się przy wyjściu, zebrali swoje małe torby i udali się do wyjścia.
    Z chwilą gdy weszli na płytę lotniska, poczuli powiew upalnego słońca, lecz powietrze do złudzenia przypominało im to kalifornijskie, wręcz temperatury powyżej dwudziestu paru stopni nie robiły na nich wrażenia, dla przeciętnego mieszkańca jednego ze słonecznego stanu gdy było poniżej tej temperatury, było już zimno.
    Wychodząc z lotniska, ciągnęli za sobą walizki, które ze sobą zabrali, przystanęli na uboczu, a ona mimowolnie rozejrzała się po otaczających ich zabudowania. Może była w Europie zaledwie drugi raz, jednak ujmujący dla niej był styl, który był utrzymywany przez lata, zachowały się budynki, z dawnych wieków, mogła powiedzieć, że Ameryka była barwna, jednak to na starym kontynencie była taka różnorodność, tak wiele można było zwiedzać czy to zabytków historycznych za dawnych epok. Wręcz mogła chodzić i zwiedzać i inspirować się krajobrazem, fasadą budynków w różnych stylach architektonicznych. W Stanach mogła powiedzieć, że przyroda oraz wiele parków narodowych posiadały niezwykłą przyrodę i również tutaj w starym świecie, jednak to tutaj mogła obserwować budowle z dawnych wieków nawet pierwszego czy drugiego wieku bardzo wczesnych czasów istnienia ludzkości.
    — Zamówiłem taksówkę.
    Niespodziewanie głos Michaela wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego nieco nieobecnym spojrzeniem, jednak szybko otrząsnęła się, wracając do teraźniejszości. Mijający ich ludzie nawet nie zwracali na nich uwagę, jednak zbędne zainteresowanie na razie nie było im konieczne.
    — Właściwie gdzie my jedziemy? — spytała zaintrygowana.
    Zerknęła na Michaela, który starał się unikać jej spojrzenia, jak tylko jednak nie mógł dłużej tego robić.
    — Na zachodnią część wyspy — odpowiedział nieco ciszej — Wiem, że to nie stały ląd, że to nie Hiszpania…
    — Ale Majorka to część kraju, nie przesadzaj i tak pewnie już za hotel zapłaciłeś. Zbyt dobrze cię znam.
    Nie uszło jej uwadze, że kącik jego ust delikatnie uniósł się ku górze. Miała dziwne przeczucie, że on coś wymyślił. Zbyt dobrze go poznała przez ostatnie lata, by nie rozpoznać jego miny gdy coś knuje. Nawet nie wiedziała, jak sama się uśmiechnęła lekko i ze swobodą zagadnęła do niego. Co wręcz zaskoczyło wręcz i jego, gdy wręcz poderwał na nią spojrzenie z chwilą gdy się odezwała:
    — Dobrze myślę? — spytała, lekko przekrzywiając głowę i patrząc na niego.
    — No… — zaczął, lecz urwał.
    Nie musiała się domyślać, by wiedzieć, że on coś ukrywa, gdy jego milczenie wręcz się przedłużyło, jednak nie naciskała na niego, by mówił, czekała, aż sam powie.
    — Nie do końca — przyznał z westchnieniem — Pamiętasz, że mam trzy domy w spadku po zmarłej ciotce?
    Przytaknęła.
    — Zaprosiłem cię już do dwóch, a tutaj na Majorce — powiedział, mimowolnie się rozglądając — Jest ostatni dom.
    Zamilkła, bo co mogła więcej powiedzieć na ten temat. Co najbardziej w nim ceniła to fakt, że nie odnosił się ze swoim bogactwem, owszem wydanie płyt, sprzedawanie towaru sygnaturowane zespołem, czy branie udziału w innych projektach daje mu dość duży zastrzyk gotówki, jednak odnosiła wrażenie, że była jedną osobą, która wiedziała o jego majątku po ciotce. Nie ukrywała, jednak jedno ją intrygowało i chociaż nie była osobą wścibską czy dociekliwą, jednak musiała mu zadać to pytanie.
    — Mike, możesz nie odpowiadać na to pytanie, jednak czy ktoś prócz mnie wie, że odziedziczyłeś fortunę i te domy, o których wspomniałeś?
    Pytanie wydawało się tak mało inwazyjne. Nie chciała również go w żaden sposób urazić. Szanowała jego prywatność, nieważne czy byli, czy są sobą, ceniła jego przestrzeń osobistą i fakt, że mógł mieć tajemnice przed nią. Mówi się, że pary nie powinny mieć przed sobą żadnych sekretów, ona tak do tego nie podchodziła, uważała, że każdy zasługuje, by trzymać pewne rzeczy w sekrecie i nie jest w tym absolutnie nic złego. Ona również nie była dziewczyną, którą wiecznie kontrolowała Mike’a i on sam tego nie robił z nią. Dawali sobie tę swobodę w związku, bo mieli zaufanie względem drugiej osoby, co niezwykle ceniła, będąc jeszcze, z nim.
    — Nie — przyznał ze szczerością — Nawet ona moja była o tym nie wiedziała. Chyba by kompletnie odjechała, jakby dowiedziała się, że od praktycznie osiemnastki jestem milionerem. Jednak jak już kiedyś ci wspomniałem, wolałem zachować te pieniądze na czarną godzinę. Te pieniądze nadal mam, nie ruszyłem, z tego nic. Wolałem zacząć od zera niż korzystać ze spadku po ciotce, bo bardziej cenie wartość zarobionego pieniądza. Wiem, jak ciężko pracować na każdego centa czy dolara. Więc nie prócz ciebie, nikt o tym nie wie, nawet mój ojciec, który był bratem mojej ciotki.
    — Czy…
    — Na razie nie planuje. Obecnie musimy się na nowo, poznać bym im zaufał na nowo. Czy powiem, nie wiem…
    Ich rozmowa jednak została przerwana przez samochód podjeżdżający na krawężnik, jak się okazało była to ich taryfa. Pomimo jej oczywistych protestów Michael, odebrał od niej walizki i wsadził do bagażnika, a jaj wręcz kazał usiąść.
    Chwile potem jechali uliczkami Majorki, a ona wręcz przytuliła się do drzwi, podziwiając piękno gotyckich budynków, które mijali, pięknej natury i jak na kwiecień była wyjątkowa ciepło, nie było upalnie, jednak czuć było te promienie słońca, które ogrzewały jej twarz. Nie mogła się wręcz napatrzeć na uroki malowniczej wyspy, co ruszy próbowała odnaleźć wśród turystów, przynajmniej tubylców. Zawsze miała słabość do Hiszpanii, ich kultury, a rodowici Hiszpanie bardzo przyciągali jej spojrzenie. Nie mogła nic na to poradzić. Odkąd pierwszy raz usłyszała ten język gdy miała okazje czytać o tym kraju, zakochała się w tym miejscu. Gdyby nie mieszkała w Stanach, na pewno przyjechała, by tutaj było tutaj zachwycająco i coraz bardziej była przekonana, że rozsądnie myślała o wyjeździe po ukończeniu semestru właśnie tutaj, może nie konkretnie na Majorkę, ale do pięknej Hiszpanii.
    Nawet nie zwróciła uwagi, gdy dojechali pod piękny dom wręcz nad samym brzegiem oceanu. Wysiadając, spojrzała na dom, stojący przed nią, urokliwy mieszkanie zbudowany śródziemnomorskim wystroju dodawało niezwykłego uroku. Odebrała od byłego narzeczonego walizkę, chociaż niechętnie ją oddał, w ciszy podeszli na werandę. Czekając, cierpliwie jak otworzy, rozejrzała się po okolicy, piasek, ocean, palmy, czego tak naprawdę chcieć więcej, to był wręcz idealne miejsce. Od pewnego czasu marzyłaby w przyszłości mieć taki mały domek nad brzegiem oceanu, co dzień móc przechadzać się po złocistym piasku, wsłuchując się w szum oceanu, to ją uspokajało i niezwykle relaksowało.
    — Zapraszam.
    Jak zawsze zaprosił ją, by weszła jako pierwsza. Nie było już to dla niej zaskoczeniem ani tym bardziej nie wprawiało w zdziwienie. Gdy weszła do małego korytarzu, w oczy rzuciło się jej u boku schody, wiodący na górne piętro, a gdy przeszła parę kroków dalej, zobaczyła przepiękny salon połączony z kuchnią. Ogrom okien przepuszczał popołudniowe słońce. Wystrój był utrzymany w nowoczesnym klimacie jednak, z widocznymi elementami nadmorskiego klimatu co dodawało niezwykłego uroku. Pośrodku aneksu kuchennego stała wyspa. Jasne szafki układały się w literę, a pośrodku niej znajdował się blat, jasne szafki idealnie dopełniały się z blatami z kości słoniowej. Jednak było widać tu nieco pustki, nie było kwiatów, było to, jednak zrozumiałe rzadko kto tu przyjeżdżał.
    Wieczorem, siedziała nad brzegiem oceanu, tuż nie daleko domu gdzie się zatrzymali, patrzyła na słońce, które powoli zaczęło się chylić ku upadkowi, a ona sama siedziała, ubrana jedynie w stój kąpielowy. Zanurzyła stopy w ciepłym piasku, opierając ramiona na zgiętych kolanach. Mogła, by tak siedzieć godzinami i ten widok wcale się jej nie znudził.
    — Julio…? — usłyszała nad sobą głos Michaela.
    Poderwała na niego spojrzenie, gdy on stał nieco spięty, jego wręcz poważny wyraz twarzy wręcz zaczął jej podpowiadać, do czego zmierza i chociaż przez ostatnie godziny starała się unikać jej jak i jego jak ognia, nie mogła dłuższej uciekać przecież, musiała stawić temu wreszcie, czoła po to tu przyjechali prawda, by wyjaśnić wszystko, co stało się w ostatnim czasie między nimi i być może chociaż ona nie wierzyła, lecz on tak uratować ten związek.
    — Usiąść — poprosiła na moment, spoglądając na zachodzące słońce.
    Przez chwile pogrążyli się w błogiej ciszy jedynie szum oceanu oraz dźwięki matki natury zakłócały ten spokój, jednak im to nie przeszkadzało gdy siedzieli oboje razem ramię w ramię, patrząc na urokliwe widoki przed sobą.
    — Mike chce wiedzieć jedno — zaczęła w końcu tą trudna dla nich obojga rozmowę — Czemu, dlaczego chciałeś zabronić mi jeździć? Zależy mi na szczerej prawdzie.
    Nie odpowiedział od razu, czego mogła się spodziewać, lecz po chwili usłyszała jego lekko drący oddech:
    — Nie kłamałem, bałem się o ciebie i nie chciałem cię stracić. Spanikowałem, że cię stracę.
    — I to dało ci prawo mówić mi co mam robić? — spytała z wyrzutem.
    — Wiem, nie powinnam tego robić, byłem kretynem, ale nie zmienię przeszłości. Mogę cię jedynie szczerze przeprosić tym razem bez oszust bez tajnych planów, tak byłem kretynem. Po tym jak mnie zostawiłaś gdy wróciłem do domu, obejrzałem jeszcze raz to nagranie. Miałaś racje, a ja uroiłem sobie… — urwał, na moment nie będąc w stanie dalej mówić — Julio wiem, że straciłaś do mnie zaufanie, ale chce powiedzieć ci, że szczerze wszystkie żałuje. Nie tylko to, że chciałem cię zmusić do przerwania jazdy, ale także że cię oszukałem, okłamałem, okradłem za to wszystko, co ci zrobiłem — wręcz zobaczyła jak po jego policzku popłynęła łza.
    — I co myślisz, że to pomoże, że ci wybaczę i wrócę do ciebie? — spytała zbyt ostro — Owszem też cię okłamałam i oszukałam, czego żałuje i przepraszam, ale czy naprawdę ja i ty, my, czy to naprawdę ma dalej sens? Nie zrozum mnie źle, nadal cię kocham jednak czy ta sytuacja nie powinna nam obojgu uświadomić, że najwyraźniej nie jesteśmy sobie pisani.
    — Nie ufasz mi? Julio każdy popełnia błędy ja robię ich mnóstwo, ty również, nie chce się wybielić, wiem, że zniszczyłem wszystko, ale chce to naprawić, będę tego cholernie żałować, że doprowadziłem do takiej sytuacji, jednak chce byś mi, nam dała drugą szansę.
    Zamilkła, pogrążając się w swoich rozmyślaniach. Po części miał on racje, oboje zawinili w tej sytuacji. Małe nieporozumienie sprawiło, że go zostawiła, jednak czuła się, wtedy jak zabiera jej poczucie wolności, do czego nie mogła pozwolić teraz gdy o tym wszystkim myśli, tak prawo się bać. Szczerze nie wiedziała, co o tym myśleć, czy powinna dać mu kolejną szansę, czy rzeczywiście ona tego chce. Nie ukrywała, nadal za nim tęskniła i brakowało jej jego, nie przestała go kochać, jednak zaczęło ją dręczyć pytanie czy to ma w ogóle sens. Nie wiedziała, co zrobić. Po chwili jednak namysłu spojrzała na niego, jego oczy wyrażały nadzieje i strach, obawiał się, że go odrzuci, jednak miał tliła się w nim nadzieje, że odzyska ukochaną dziewczynę.
    — Mogę tego pożałować albo i nie ale dobrze… ten ostatni raz. Kolejnej szansy nie dostaniesz! — podkreśliła.
    Niemal w następnej chwili rzucił się na nią, szczęśliwi nie musiała, długo czekać aż poczuła jego zmysłowe usta w dość namiętnym i bardzo stęsknionym pocałunku.
    Lecz nie wiedzieli, że ich szczęście potrwa zaledwie do końca wyjazdu.


✰✰✰


O godzinie osiemnastej pojawi się kolejny i ostatni rozdział tego tomu. 





Saturday, July 22, 2023

III 36 — BILET DO RAJU

    Tydzień. Tyle czasu upłynęło od jej ostatniego spotkania z Michaelem, te kilka dni nie były jeszcze w stanie zabliźnić rozdrapanych ran, które nadal były świeże i mocno nadal krwawiły. Czerwona ciecz dalej wpływała z ran, które powstały po nie dawnej zrujnowanej miłości, wciąż czuła pustkę. Wydawać się to mogło dziwne, jednak nic nie czuła, kompletnie. Nic nie odczuwała, mimo ostatnich dni i mimo że z rana dalej siąkła krew, że wspomnienia nadal były żywe, nadal wciąż raniły boleśnie jej umysł w chwilach gdy nie była niczym zajęta, gdy nie myślała o istotniejszych sprawach. Starała się przez ostatnie dni, wyprzeć ze swojego umysłu świadomość o rozczarowaniu, goryczy po nie udanym związku, rozrywającego ją wręcz bólu w miejscu, gdzie powinno być serce. Chciała zapomnieć, lecz było to naprawdę trudne, nie było łatwe wymazać praktycznie trzyletni związek, wymazać te wszystkie szczęśliwe chwile, które spędzili ze sobą. Po części nadal go kochała, mimo że ją zranił, wciąż coś do niego czuła i chociaż z całych sił starała się, stłamście w sobie, to uczucie nie potrafiła. Nie umiała, nie mogła. Nadal żywiła wobec niego uczucia i wiedziała, że będzie potrzebowała tygodni jak nie miesięcy, by uporać się z tym uczuciem, jednak wierzyła, że jej się uda, że da radę, jednak potrzebowała czasu, na razie nie dopuszczała do siebie nawet myśli, że faktycznie do tego doprowadziła, że rzuciła faceta, z którym była przez ostatnie miesiące, wręcz lata, z którym planowała wziąć ślub. I tak może to być dziwne, jednak tak było.
    Może też wydawać się zaskakujące, że powinna przez ostatnie dni, siedzieć w mieszkaniu i płakać, jednak dorosłe życie nie pozwala nam na to, zwłaszcza że miała na głowie utrzymywanie dalej domu, opiekę nad trójką swoich futrzastych przyjaciół, pracę czy studia. Nie mogła sobie na to pozwolić, ale czy faktycznie by tego chciała? Z jednej perspektywy marzyłaby się położyć, zawinąć w kulkę na łóżku i rozpaczać jednak czy jej łzy, rozpacz były tego warte? Czy naprawdę powinna ronić łzy nad związkiem, który najwyraźniej musiał upaść? Może faktycznie okrutny los tak chciał, by do pewnego czasu zapewnić jej spokój, wręcz jak na nią idealne życie, gdzie nie musiała się zbytnio martwić, jedynymi jej strapieniami były kolokwia, sesje na studiach, czy to, czy uda się j jej na czas zrobić obraz dla klienta i go wysłać i co ważne, czy zamawiający będzie zadowolony z ostatecznego efektu. Mogła powiedzieć, że dla niej to obecne życie było istną sielanką. Była przyczajona, że życie było dla niej brutalne, nigdy nie miała łatwo, wręcz wciąż miała pod górkę, ale przez ostatnie praktycznie trzy lata, mogła żyć spokojnie, mając cudownych przyjaciół, faceta, który był jej ideałem. Wręcz nie mogła narzekać na to, że nie brakowało jej atrakcji w swoim życiu, jednak ktoś, kto kierował jej marną egzystencją, postanowił okrutnie zaśmiać się jej w twarz i wręcz śmiejąc się w iście szaleńczy sposób, pisać jej inną drogę, którą musiała podążyć. Ponownie musiał doprowadzić do tego, by rozczarowała się tak pięknym uczuciem, jakim jest miłość do drugiej osoby, zmuszając ją do tego, by musiała leczyć złamane serce, łatać rany po nieudanym związku. Wręcz była pomiatana przez okrutnego pana jej marnej egzystencji. To on pisał jej dalsze losy, z którymi musiała się godzić i je akceptować, ale trudno było zrozumieć, dlaczego po tylu latach znowu musiała mierzyć się, z niepowodzeniami jakby w młodzieńczych latach nie musiała wręcz przeżyć istnego piekła, jednak najwyraźniej musiała. Wręcz czuć ten sztylet, który zostaje jej wbity między łopatki, odbierając jej dech w piersi, by upadła na podłogę na granicy życia i śmierci. Jednak doświadczenia w ubiegłym życiu nauczyły jej jednego i to bardzo ważne, że zawsze życie da jej mocno po twarzy, boleśnie sprowadzając ją do szarej rzeczywistości, gdzie musiała radzić sobie z kolejnymi nie powiedzeniami. Okrutnie sprowadzał ją na ziemie. Nie pozwalając jej być zbyt długo szczęśliwą.
    Pomiatał ją.
    Pławił się wręcz, tym jak ją niszczy, by potem patrzeć za kulis z niezwykle wrednym uśmiechem, jak wręcz z trudem podnosi się z kolan. Przecież zawsze to robiła prawda. Odnajdywała w sobie chęci, by dalej brnąć przed siebie. Mimo że bolało i nie jednokrotnie cierpiała to, jednak potrafiła zacisnąć zęby i brnąć dalej. Miała motywacje, by dalej egzystować, przeżywać to co szykuje dla niej okrutny pan jej losu. Nie jednokrotnie przecież była na dniach, a jednak się podnosiła i tym razem również najwyraźniej tego oczekiwał od niej. Niszczył jej życie tylko po to, by ponownie zmusić ją, by podniosła się z klęczek, dała życiu po twarzy i robiła swoje. Jednak pomimo że wydaje się, że ma chęci do walki, teraz jedynie egzystowała, tak nie chciała toczyć boju, jedynie przetrwać. Pomimo że naprawdę było ciężko i mentalnie nie miała sił, by brnąć dalej, to jednak wręcz była przekonana, że w końcu znajdzie powód i chęci, by cieszyć się, z życia na razie nie szukała tego, nadal przeżywając to jak bardzo, musiała się w miłości rozczarować.
    Może uczucie zakochania się, miłowanie drugiej osoby nie jest dla niej. Próbowała przecież kilkukrotnie i za każdym razem, coś niszczyło jej szczęście. Najpierw jej niezwykle toksyczny pierwszy chłopak, który okazał się pieprzonym złamasem, który obecnie czyha na jej śmierć, potem tchórz Black, a teraz niepróżny złamas Shinoda. A może to faceci ją nie uszczęśliwiają, zaczęła się teraz zastanawiać czy nie lepiej by było jej w związku z kobietą. Może i wtedy nie została zraniona. Lecz nie chciała nawet myśleć o potencjalnej nowej miłości, nadal iskrzyło się w niej uczucie wobec Michaela, które musiała umrzeć śmiercią naturalną, by zaczęła myśleć o potencjalnie nowej znajomości, miłośnej a może nawet nie o niej, przecież są związki przyjacielskie, lecz z korzyściami. Przecież ostatnio pragnęła na nowo zgłębić jej erotyczność, chciała eksperymentować, bawić się, testować sama siebie, na co będzie zdolna zrobić w łóżku. Wszystko potrzebowała jednak czasu, a jej rany po nie dawno zakończonym związku wciąż były świeże. Musiała uporać się z tym, by zacząć zupełnie od zera. A nie zrobi tego, póki ostatecznie nie będzie widywała się ze swoim byłym narzeczonym, niestety na jej nieszczęście pozostawiła w jego domu wszelkie ubrania i rzeczy, które musiała, przewieś powrotem do siebie i ostatecznie zerwać z nim jakikolwiek kontakt.
    Była tak pogrążona w swoich głęboki rozmyśleniach, że nawet nie dostrzegła chwili, gdy po raz drugi zjechała na dolne piętro. Potrząsnęła lekko, po czym ponownie wcisnęła guzik z najwyższym piętrem. Winda znowu ruszyła, a ona już skupiła się na rzeczywistości. Po paru sekundach znalazła się na korytarzu wiodącym do jej mieszkania. Idąc oświetlonym codziennym światłem korytarzem, w końcu dotarła pod swój mały dom, jednak dopiero wtedy w oczy rzuciła się jej koperta, która leżała na wycieraczce butów.
    Zmarszczyła brwi w zdziwieniu, bo nie spodziewała się takiej niespodzianki. Listonosz zostawiał korespondencje w skrzynkach na dole, w lubi apartament owca. Ukucnęła powoli, uważając, by zakupy jej nie wypadły, które powoli zaczęły jej ciążyć i chwytając między dwoje palców list, podniosła się, wręcz wysunęła na przód kartę, którą przyłożyła do zamka. Nacisnęła na klamkę łokciem i weszła do środka i gdyby nie szybka jej reakcja wszystkie produkty spożywcze wylądowały na podłodze i niektóre potłukły, by się i nie pozostało z nich zupełnie nic prócz mokrej plamy. Junka wręcz leżała na dywaniku przed drzwiami nie potrzebowała się domyślać, że maleńka na nią czekała. Rankiem nie wyszła z nią na spacer, bo niestety zaspała i wręcz pędem leciała na zajęcia już sobie wyrzucała ze tydzień temu odpuściła sobie dwa dni. Skręciła się lekko w stronę maltańczyka, mówiąc, z ogromną dozą miłości do małego pieska:
    — Zostawię tylko zakupy i już pójdziemy maleńka — rzekła do niej.
    Po czym prędkim krokiem podążyła w stronę kuchni, nie wiele musiała czekać, aż mały maltańczyk podreptał za nią w pyszczku, trzymając smycz i ona miała własne potrzeby i musiała o nią zadbać. Zostawiając siatki na blacie, od razu przykucnęła, przy niej wyjmując, z jej pyszczka smycz, którą przypięła do jej obroży. Gdy przechodząc obok salonu przelotnie, zerknęła tam, widząc, oba kociaki drzemiące na kanapie.
    Wróciła ze spaceru ze swoją małą przyjaciółką dopiero ponad pół godziny, później obiecując jej wieczorny długi spacer, jednak musiała rozpakować rzeczy, jakie miała w siatce, a niektóre potrzebowały trafić do lodówki. Wypuszczając małą ze smyczy, odrzuciła ją na półkę i niemal od razu powędrowała do wnęki, gdzie kryła się kuchnia. Niemal w ciszy zaczęła zajmować się zakupami. Chowając wszystko w parę minut, nie kupowała zbyt dużo, bo nie lubiła marnować jedzenia poza tym mieszkała sama a takie nieco większe zakupy robiła gdy wróciła do mieszkania. Pomimo że naprawdę nie miała nastroju, starała się jakoś funkcjonować i przeżyć ten dzień, lecz starała się za wszelką cenę nie wracać wspomnieniami do wydarzeń z poprzedniego tygodnia.
    Robiąc sobie mrożoną kawę, ponownie zwróciła uwagę na kopertę, którą zrzuciła niedbale na blat, ujęła ją i odwróciła, przyglądając się, jej szukając nadawcę, jednak nikogo nie znalazła, wydawała się ona pusta, jedyne co było napisane to w prawym dolnym rogu na tyle jej imię i nazwisko. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co to może być. Jednak chwyciła dzbanek z zaparzoną kawą i wlała do wnętrza kubka z lodem i mlekiem, mieszając szklaną słomką, zawartość chwyciła chłodną szklankę oraz kopertę i podążyła do salonu.
    Siadając na kanapie, odłożyła szkło, niemal w tej samej chwili na jej kolana wskoczył Walter ku niezadowoleniu Cindy oraz Junki i przywłaszczył sobie jej kolana do leżenia. Podrapała go lekko za uchem, na co kociak zaczął głośniej mruczeć, lecz po chwili zwróciła uwagę na kopertę. Zastanawiała się, co to może być i kto zostawił na wycieraczce list bez nadawcy jedynie z jej imieniem i nazwiskiem. Zaintrygowana, rozdarła ją i zajrzała do środka, w wewnątrz ujrzała, charakterystyczną kartę lotniczą.
    — Co to jest? — spytała zdumiona, a jednocześnie zdziwiona.
    Wysunęła na swoją dłoń zawartość koperty prócz biletu lotniczego, który pochwyciła, wysunęła się zgięta w pół kartka czystego białego papieru, która upadła na kotka spoczywającego na jej kolanach. Słysząc, jak zaczyna, syczeć niezadowolony, zabrała szybko papier z niego i przyjrzała się wydrukowi lotu.
    Wyjazd był na jej nazwisko, prześledziła spojrzeniem go i zobaczyła, że data jest wyuczona pod koniec tego tygodnia. Wręcz dostrzegła, że nie był to bilet w klasie ekonomicznej, ale w biznes klasie i oczywiście zawierał numer fotela i co ją nawet nie zaskoczyło było one przy oknie.
    — Kto to wysłał.
    Wtedy zerknęła na trzymaną przez siebie zgiętą kartkę, która mogłaby dać jej odpowiedź na dręczące ją pytanie, odłożyła na wezgłowie kanapy wydruk biletu lotniczego, a ona sama otworzyła list, który nie był zbyt długi, jednak od razu rozpoznawała znajome pismo jej byłego narzeczonego:

Wiem, że nie jestem ideałem i nigdy nim nie będę nie będę ukrywać spieprzyłem po całości, zrozumiałem to zbyt późno, jednak wiem, że może być dla nas jeszcze nadzieja. Jeśli nadal zależy ci na nas, na naszym związku, jeśli nadal mnie kochasz, proszę, jedź ze mną do Hiszpanii. Porozmawiajmy na neutralnym gruncie. Będę na ciebie czekał wieczorem po południu na lotnisku w LAX jeśli się nie pojawisz, zrozumiem twoją decyzję i ją uszanuje, ale jeśli nadal chociaż trochę darzysz mnie uczuciem, proszę, daj mi to wszystko wyjaśnić, naprawić co zepsułem.
Twój Mike’a.

    List może i był krótki i zawierał jedynie prośbę o krótki wyjazd i rozmowę, jednak nie dało się nie zauważyć, że musiał mu ta krótka wiadomość przysporzyć wielu łez podczas jego pisania. Widziała nie kiedy wręcz rozmazane słowa, co wręcz wprost dawało znaki, że płakał, pisząc to jednak, co ona w tej chwili poczuła, smutek żal? Chęć spotkania? Wręcz przeciwnie! Wściekłość okiełznała jej zmysły wręcz czysta furia gdy wpatrywała się dłużej w ten list, z trudem hamowała się przed bluzgami pod jego adresem.
    — Po tym wszystkim chcesz jeszcze drugiej szansy gnido! — powiedziała wściekle do siebie.
    Zacisnęła mimowolnie palce na papierze, który trzymała, miętoląc list, który kartkę z wiadomością, którą przed momentem czytała. On naprawdę jeszcze wierzy, wręcz ma nadzieje, że uratuje związek, który nie istnieje? Czy on jest poważny i przemyślał to na tyle rozsądnie by wysłać do niej takie listy? Wręcz popadało to w komizm, że po tym wszystkim, po jakie słowach padły, on jeszcze pragnie ratować związek, który po części zniszczył swoją ignorancją i egoizmem. Co za skończony złamas, który chce jeszcze rozmawiać po tym gdy ją zawiódł, jak pragnął zyskać nad nią kontrole dla własnego poklasku, by wreszcie mu ustąpiła i przyznała mu racje gdy faktycznie jej nie miał.
    Żałosne niezwykle żenujące zachowanie.
    Jednak ona miała zupełnie inne plan wobec tego „wyjazdu na zgodę”. Nawet nie zamierzała tam jechać i się godzić z nim i nie chciała, widzieć tych biletów na uczy. Tak mogła je podrzeć i wyrzucić, jednak pragnęła mu uświadomić bolesną prawdę, że nie uratuje ich związku i dobitnie mu powiedzieć, że sobie nie życzy tego, by wysyłał jej takie propozycje.
    Ostrożnie zdjęła Waltera ze swoich kolan, który zapadł w lekką drzemkę. Nie był zbyt zadowolony, że pani się ruszyła. Lecz ona zbytnio się nie przejęła. Chwyciła w pośpiechu wydruk biletu lotniczego i złożyła go w pół i skryła w kieszeni swoich jeansowych spodenek. Opuszczając mieszkanie, w pośpiechu zamknęła drzwi, przykładając kartę, by wręcz podbiec do windy, która powoli się zamykała. Złapała ją wręcz w ostatniej chwili, przytrzymała metalowe wieku, wręcz wpadając do środka i nacisnęła guzik z numerem parkingu podziemnego, na który po paru sekundach wychodziła.
    Wręcz pędziła drogami zatłoczonego miasta, wyklinając po drodze kierowców, którzy się wręcz nie śpieszyli. Była poirytowana i niezwykle sfrustrowana i wściekła, gdy udało jej się przedrzeć przez ulice miasta, by dostrzec pod budynek wytwórni. Jechała, tutaj na czuja nie myślała, że zespół może jeszcze być w pracy, ale mogła się jeszcze zdziwić. Trzasnęła drzwiami, wychodząc, z samochodu, blokując ją niemal pędem, podążyła do wejścia wytwórni muzycznej.
    Pokonanie dzielącej jej drogi do studia gdzie urzędował zespół, zajęło jej o połowę mniej czasu niż wcześniej jednak gdy pchnęła ciężkie drzwi studia nagraniowego, wchodząc do raczej pustego studia pełnego instrumentów, wpadła w końcu do głównego pomieszczenia. Nawet nie musząc się rozglądać, wiedziała, że jest cały zespół. Bądź co bądź kończą pracę wręcz szlify do płyty, która ma wyjść w czerwcu, więc często spędzają tutaj czas nie tylko na do pracowania ostatnich szczegółów, ale próbach przed zbliżająca się trasą.
    — Julio co ty tu robisz?
    Rob jako pierwszy zauważył jej obecność, lecz ona ani słowem się nie odezwała, wyjmując już w windzie bilet lotniczy bez słowa podeszła do Shinody i niemal trzaskając go w twarz, rzuciła w niego zadrukowanym papierkiem. Od razu niemal popatrzył na nią i mimo że się nie przyglądało było widać po nim, że mocno przeżywa ich rozstanie.
    — Nie mam najmniejszej ochoty godzić się z takim złamasem jak ty — wysyczała mu prosto w twarz — Powiedziałam ci już tydzień temu — dodała, bardziej stanowczo — To koniec! — krzyknęła, mu niemal w twarz — Pogódź się z tym wreszcie Shinoda!
    Nie zwróciła uwagę na wręcz zaskoczone twarze chłopaków, który ponownie musieli być świadkami sprzeczki między swoimi przyjaciółmi. Trudno było patrzeć jak dwoje kiedyś do szaleństwa w sobie zakochanych ludzi, teraz wręcz nie potrafią się dogadać. Jednak co wydawało się najbardziej przytłaczające w tej sytuacji to, że Julia pałała ogromną wściekłością do swojego byłego narzeczonego. Sami przez ostatnie dni widzieli nie najlepszy stan Mike’a, to jak Julia go porzuciła, wpłynął w bardzo destrukcyjny sposób na niego. Nic nie pozostało z tego żartownisia, śmieszka, jednak to zrozumiałe, porzuciła go kobieta, którą naprawdę kocha i mimo że spieprzył po całości sprawę, było widać po nim, że żałuje tego, jakim był dupkiem względem niej przez ostatnie tygodnie. Ale czy w ogóle będą w stanie to uratować, wydawało się, że nie.
    — Julio, proszę… to tylko jeden wyjazd — wręcz powiedział żałośnie, tylko ona jednak mogła zobaczyć, jak w kącikach jego oczu zaczynają zbierać się łzy — Nie chce…
    — Shinoda gdy ja chciałam rozmawiać i ratować ten związek ty byłeś wobec mnie kompletnym dupkiem, więc teraz nie licz, że zgodzę się na spotkanie z tobą wręcz wyjazd do zasranej Hiszpanii, bo ty masz taki niepróżny kaprys. Zakończyłam między nami związek, w przeciągu paru dni zabiorę swoje rzeczy — podkreśliła ostatnie słowa.
    On jednak spuścił z niej spojrzenie, nie potrafił patrzeć w piękne oczy, wręcz nie chciał, by widziała jak po jego policzku, zaczęła spływać pojedyncza łza. Chociaż rozmowa z Chester podniosłą go na duchu i dała jakiś cień nadziei, by zaryzykować i spróbować się z nią pogodzić, jej ostatnie słowa przekreślił cały jego trud. Przestał już wierzyć w cuda, bo one nigdy się nie spełniają.
    — Ale spotka…
    — Shinoda! — wręcz wrzasnęła — To koniec!
    Odwróciła się wręcz wzburzona na pięcie i nawet nie żegnając się, z resztą opuściła studio, nie słyszała ostatnich słów byłego narzeczonego, który zwrócił się do przyjaciela, który siedział tuż obok.
    — Mówiłem ci, że to się nie uda — powiedział wprost do Chestera, który niemal w tej samej chwili wstał.
    — Pogadam z nią, nie wycofuj jeszcze tego wyjazdu.
    Zupełnie jak przed momentem starszy Bennington podążył za siostrą, którą musiał złapać. Wręcz biegiem dopadł ją przy windzie, do której miała zamiar wejść.
    — Zaczekaj młoda! — krzyknął za nią.
    Patrzył, jak dziewczyna odwraca się w jego kierunku, zdziwiona w ostatniej chwili wycofała nogę, którą o mało nie zmiażdżyła zamykająca się winda i zwróciła się do biegnącego ku niej brata.
    — O co chodzi? — spytała, patrząc w ciemne oczy starszego brata.
    — Czy naprawdę tak chcesz to zakończyć?
    — O czym ty mówisz?
    Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na niego lekko zaskoczona i zdumiona jego słowami. Zupełnie nie wiedziała czego się po nich spodziewać, jednak pożałowała, że zapytała gdy padła z jego ust odpowiedz.    
    — Kończyć tak ten związek z mi…
    — Chester — weszła mu niespodziewanie w słowo — Wiem ze to twój kumpel, że chcesz mu pomóc. Nawet się na ciebie nie gniewam, że nie stoisz po żadnej ze stron mojej czy jego, bo oboje jesteśmy dla ciebie ważni, jednak zrozum. Pragnęłam ratować ten związek, jednak upór Michaela zdecydowanie nie pomagał w tym. Miał szansę rankiem, zanim go zostawiłam pójść po rozum do głowy, lecz tego nie zrobił. Powiedz mi, co mnie trzyma przy nim?
    — Przestało ci już zależeć. Naprawdę go już nie kochasz? — spytał zaskoczony.
    — Chester dobrze wiesz, że nadal darzę go uczuciem. Nie jest łatwe się odkochać, ale ja nie widzę przyszłości dla nas, naszego związku. W ogóle, do czego zmierzasz tą rozmową?
    Przez moment zapadło między nimi dość niezręczna cisza, lecz po chwili odezwał się Bennington mówiąc:
    — Poleć z nim do tej Hiszpanii, spotkaj się z nim i porozmawiajcie ze sobą. Naprawdę nie szkoda ci tracić prawie trzyletniego związku. Tak jego zachowanie nie zamierzam usprawiedliwiać, ale czy nie ważne jest dawać szansę ludziom, którzy żałują tego co zrobili.
    — Ale…
    — Wiem Julio, boisz się tego co było z Clarkiem, jednak znam go dłuższej, niż ty może się pogubił i targały nim emocje, jednak widać, że cholernie wini siebie za to co ci zrobił. I nie jest facetem, który by miał nawet, choć odrobinę takiej chore ambicje jak twój były. On się bał, że ciebie straci, co sama przyznałaś, że miał do tego prawo.
    Mimowolnie przytaknęła mu:
    — Dlatego leć z nim, porozmawiajcie. Już nieważne czy wrócicie razem, czy osobno, ale pojedz z nim i wyjaśnijcie sobie to. 
    — Nie wiem.
    Słowa brata sprawiły, że zaczęła czuć wątpliwości co do wszystkiego, co się stało, zanim jednak odeszła popatrzyła na niego po raz ostatni.
    — Zastanowię się…
    Odeszła z głową pełną myśli.
    Może jest jeszcze cień nadziei.

Saturday, July 15, 2023

III 34 — TA HISTORIA MIAŁA BYĆ NASZĄ BAJKĄ OKAZAŁO SIĘ KOSZMAREM

    Ta historia miała mieć inne zakończenie!
    Powtarzał sobie to wciąż, z każdą chwilą gdy ból rozdzierał jego serce jeszcze mocniej, gdy patrzył na brzeg kamienistej plaży, gdy widział roztrzaskujące się o kamienne klify nadmorskie fale. Słyszał ich szum, wsłuchiwał się w każdy odgłos rozbijających się kropelek o kamienne wybrzeże. Nie starał się oszukiwać sam siebie, nawet nie kryć tego, że jego życie było w ruinie. Nie miało to najmniejszego sensu. Wiedział, że stał się jedynie przegrywem, który zaprzepaścił taką szansę. Miał przy sobie cudowną wręcz kobietę, nie mógł wymarzyć sobie lepszej dziewczyny. Jednak przez własne ślepe zapatrzenie, utracił ją. Mógł wręcz wychwalać, ją jak bardzo była cudowna wspaniała. Inteligenta i bystra, która swoją zaradnością w przeciągu ostatnich lat osiągnęła więcej, niż mogła sobie wymarzyć. Nie pragnęła pomocy, lecz chciała sama zadbać o swoją przyszłość, owszem, chociaż zdarzało się jej prosić o pomoc, jednak starała się liczyć na siebie. A między nimi mimo ich konfliktu potrafiła przyznać się do błędów, chociaż nie było dla niego łatwe powiedzieć, że to on spieprzył i powiedzieć ze tak to on zawinił, Julia nie była wyjątkiem. Pomimo że nie raz z jej winy coś się stało to po paru godzinach, wypierania w końcu przyznawała się do błędów i przepraszała, była niezwykle zaradna pomimo dość wymagających studiów, pracowała, i spełniała swoje pasje i nie zapomniała o najbliższych, mimo nie raz napiętego harmonogramu potrafiła znaleźć czas dla wszystkich i co ważne jego samego. Wręcz poczuł uścisk w sercu, na myśl jak bardzo w ostatnich tygodniach namieszał w ich wspólnym życiu. Odruchowo wręcz sięgnął po telefon, gdy tylko ujrzał ją w swoich własnych objęciach na blokadzie, jego ciałem wstrząsnął kolejny, napadł płaczu, gdy przesunął palcem, odblokowując go. Zdawał się, jakby nie wiedział, co robił, jednak podświadomie wiedział, czego poszukuje, w końcu na stronie odnalazł filmik i ponownie go włączył. Mimo że oglądanie wciąż tego wypadku przyprawiało go o szybsze bicie serca, gdy musiał patrzeć wręcz w strachu, jak jego ukochana wypada z trasy, nieświadome jakby chciał przyjrzeć się temu wypadkowi, cofnął znacznie wcześniej, przez załzawione oczy patrzył, z uwagą na jazdę Julii i dopiero wtedy gdy zobaczył drugi motocykl, wjeżdżający jej bezczelnie w drogę zrozumiał bardziej jakim był skończonym kretynem, nie wierząc jej, wręcz pragnąć, wcisnąć swoją wersję zdarzeń, których nie było, tylko on je stworzył, teraz gdy patrzył jak kamery, wręcz idealnie ujęły moment zderzenia, usłyszał głos Julii jakby stała tuż obok:
    — Andrea wymusiła wypadek… — jej głos wręcz krzyczał w jego głosie.
    Patrzył na nagranie, jak skręca maszynę w bok, by uniknąć czołowego zderzenia. Utrata Julii uświadomiła mu, co ona chciała mu cały czas powiedzieć, przetłumaczyć, teraz już nie chciał i nawet nie próbował dopisywać sobie czegoś, co nie było, nie tworzyć innej rzeczywistości, patrzył na wręcz suche fakty, które przed nim spoczywały. Nagranie z tamtych zawodów, od których wszystko się zaczęło. Jego wręcz paranoja na punkcie bezpieczeństwa Julii. Przyznał to teraz sam przed sobą, lecz było już za późno. Był gnojkiem, był pieprzonym egoistą, który nie słuchał tłumaczeń byłej… byłej narzeczonej, lecz trwał, wytrwale stał przy swoim.
    Mógł teraz tylko zadawać sobie pytanie co on najlepszego narobił. Czemu nie ratował związku gdy miał jeszcze szansę, czemu zaczął rozumieć wszystko gdy stracił ją. W chwili gdy Julia go porzuciła, pozostawiając go z ogromnymi wyrzutami sumienia oraz pytaniami, na które już nie zdoła poznać odpowiedzi.
    Julia chciała tylko mu przestawić, swoją wersję zdarzeń chciała, by zrozumiał, a on zachował się jak pieprzony złamas, wręcz zaczął jej zabraniać, jeździć, co się z nim stało. Kiedyś szanował to, że jeździła i chociaż wiedział, że wypadek może się zdarzyć, ufał Julii, wiedział, że nic głupiego nie zrobi i tym razem też to zrobiła. Ona jedynie chciała nie dopuścić do karambolu, pomimo że zrobiła to odruchowo w przestrachu, mógł tylko domyśleć się, co wtedy myślała, czy mogła się bać, czy miała świadomość, z jakim ryzykiem się liczy na pewno, tak było, jednak jej tylko zależało, by nie wpaść na motor rywalki i ją, bo konsekwencje wtedy były dużo bardziej poważne gdyby im obojgu się coś stało i znając charaktery takich dziewcząt, z jakimi mierzyła się Julia w postaci jej rywalki na motocyklach, nie odpuściłaby łatwo jego ukochanej i ciągnęła się po sądach. Julia wybrała gorsze zło, ze świadomością, że albo przepłaci tym życie, albo poważnymi obrażeniami. Skończyło się jedynie na stoczeniach i złamanym nadgarstku i chwili strachu a on spanikował, jakby ona faktycznie leżała przez tygodnie w szpitalu, ją przetrzymali jedynie do chwili zrobienia wszystkich badań i nałożenia jej gipsu. Mógł wtedy rozsądnie pomyśleć, a nie teraz gdy stracił najważniejszą osobę w swoim życiu.
    Skrył twarz w swoich dłoniach, nie miało dla niego znaczenia, gdzie wypadł jego telefon, to przestało mieć znaczenie gdy zaniósł się większym płaczem, który wręcz mógł rozerwać serce, lecz on był sam jedynie ocean, był świadkiem jego łez. Siedział na osobieniu wiedząc, że nikt, go tutaj nie znajdzie. Przymknął wręcz swoje oczy gdy wspomnieniami:

    — Julio… — zaczął poważnie, lekko zmuszając ją, by odwróciła się w jego stronę.
    Słysząc tak poważny głos ukochanego, spojrzała na niego zaintrygowana, jednak widząc, że patrzy na nią ze spokojem i opanowaniem poczuła nieświadomie ulgę, że nie ma o co się martwić.
    — To jest dla mnie bardzo ważne — przyznał, stając z nią twarzą w twarz.
    Wyjął z jej dłoni kubek z ciepłą nadal czekoladą, mimowolnie zsuwając, z jej ramion puchowy koc ponownie stanął przed nią, a ona patrzyła nadal na niego zdumiona i wręcz zaskoczona, bo nie rozumiała, zupełnie co się dzieje.
    — Mike, ale…
    Poczuła, jak lekko przykłada swój palec do jej ust, mimowolnie ją uciszając. Zamrugała lekko zaskoczona, gdy odsunął dłoń z jej ust.
    — Daj mi coś powiedzieć — odezwał się cichym głosem, jednak usłyszała, w jego tonacji jak lekko się chwieje jakby ze strachu i obawy — Oboje pamiętamy, w jakiś okolicznościach się poznaliśmy wzajemnie, oboje zmagaliśmy się z problemami ty ze swoją przeszłością ja konsekwencjami po nie udanym związku i małżeństwie, który zakończyło się na sali sądowej i nie było dla mnie wtedy nic bardziej druzgoczącego i pomimo że miałem obok siebie cudownych przyjaciół, którzy starali się ze wszystkich sił mi pomóc, to jednak to dzięki tobie jestem tu gdzie, jestem. Nie podałem się, wręcz twoja obecność twoje nieświadome wsparcie psychiczne pozwoliło mi znowu cieszyć się życiem jednak największym szczęściem, jakim mógłby być to wtedy gdy wreszcie przyznałaś, że darzysz mnie uczuciami zupełnie, jak ja to wyznałem ci przed paroma tygodniami. I nikt tak jak ty nie był dla mnie ważny w życiu i mogę gadać te farmazony jednak potworze i będę mówić to, dzięki tobie żyje i pragnę to robić dalej, bo kochasz mnie takiego, jakim jestem z wadami i zaletami i akceptujesz moje wyjazdy, pomimo że zapewne nie jest ci łatwo — patrzył, jak mimowolnie uśmiecha się w bardzo uroczy sposób, nawet nie dał jej dojść do słowa, bo kontynuował — Julio nikt tak jak ty nie jest dla mnie ważny i chciałem cię o coś spytać.
    Zamarła w jednej chwili, czuła jak jej serce kołacze w jej piersi, a jej myśli galopowały jak szalone, a przez jej umysł przetoczyła się jedna myśl, która tak starała się wyprzeć. Myśląc tylko o jednym.
    Nie on chyba nie chce…!
    Jednak kolejne sekundy, w których dostrzegła kątem oka, jak wyjmuje z wnętrza bluzy aksamitne bordowe pudełeczko, zadrżała z chwilą gdy ukląkł przed nią na jedno kolano, otwierając je, by mogła dostrzec wewnątrz przepiękną obrączkę z białego złota, który ozdabiał wręcz ujmująco piękny bladoniebieski diament otulony delikatnymi szafirami. Zdumiona przyłożyła delikatnie dłonie do ust zaskoczona tym, co się wokół niej dzieje.
    — Czy uczynisz mnie większym szczęściarzem i uczynisz mnie ten niezwykły zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

    Zapłakał jeszcze mocniej gdy wspomnienia zaręczyn zaczęły go wręcz prześladować, miał wyraźnie jakby zaledwie wczoraj włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy, a nie zrobił to parę miesięcy temu, teraz otworzył dłoń, w której nadal trzymał jej biżuterie. Tą, którą nosiła jeszcze do niedawna, ona teraz trzymał je przy sobie. Łzy skapywały po jego policzku gdy błysk słońca odbił się w pięknym błękitnym diamencie jej pierścionka. Jakim był głupcem, że pozwolił jej odejść. Jakim był kretynem, nie słuchając jej.
    Miał szansę jeszcze to naprawić, przecież Julia dawała mu szansę, jednak on był zbXyt honorowy i zbyt obsesyjnie nastawiony na jej bezpieczeństwo był, odpuścić teraz musiał liczyć się, z konsekwencjami tych zdarzeń.
    Jednak uparcie jedna myśl próbowała przedostać się do jego umysłu, starał się wyprzeć to ze swoich zmysłów, nie dopuścić jej do siebie. Walczył, by, pokonać wspomnienie, które tak zaczęło go nawiedzać. Chciał raz na zawsze zapomnieć tej jednym wieczorze o tej nocy przeklętym poranniku:

    Obudził go wręcz rozrywający na wskroś, wręcz piekielny ból głowy. Nie chciał wstawać nie miał nawet takiej ochoty gdy wręcz przeszywający ból go obezwładnił. Nawet się nie ruszył, leżał wtulony w ciepły puch poduszki. Z trudem mógł sobie przypomnieć, co się wczoraj stało. Obraz mu się zamazywał. Z trudem wręcz wytężył umysł, próbując przywołać we wspomnieniach, co robił, zanim całkowicie stracił przytomność. Pamiętał bar, do którego często chodził, lecz potem wszystko zlewało się w jedną czarną dziurę, kompletna pustka, której za nic nie mógł wypełnić jakimiś obrazami.
    Mógł jedynie domyślać się, że musiał dużo wypić, skoro zupełnie nic nie pamięta prócz ten okrutny ból. Miał wrażenie, że zaraz mu czaszkę wręcz rozsadzi, każdy odgłos był dla niego jak uruchomienie cholernej piły automatycznej i wierconej tuż obok jego ucha, wręcz jęknął z rozpaczą. Obiecywał sobie, że nie będzie tak dużo pić, a się uchlał jak przed paroma laty gdy był jeszcze młody i dość często chodził na imprezy. No dobrze mógł się napić, ale nie aż tak schlać by nic nie móc sobie przypomnieć zeszłego wieczoru.
    Nieświadomie pomyślał, że Julia nie będzie zadowolona z jego stanu, pewnie już stała nad nim z niezbyt zadowoloną miną, pytając, jak się bawił to wręcz z takim ironicznym uśmiechem, wręcz kpiącym uśmieszkiem zbyt dobrze ją znał, pomimo że potrafiła nie raz mu nieźle dogryzać, zawsze starała się pomóc.
    Czuł wręcz czyjaś obecność obok siebie i odruchowo odwrócił się, by móc się do niej przytulić. Jednak czuł się jakoś dziwnie jednak zbagatelizował to czując dotyk kobiecej dłoni gdy mimowolnie zaczęła przesuwać palcami dłońmi pomiędzy jego włosami, wręcz je mierzwiąc, bawiąc się nimi, odruchowo zamruczał.
    — I jak się spało kochanie?
    Potrzebował dość dłuższej chwili, by jego szare komórki się obudziły, a on uzmysłowił sobie, że to wcale nie był głos jego ukochanej Julii, to był równie znajome, lecz bardzo znienawidzony przez niego głos. Wręcz z niepokojem i strachem otworzył oczy, by móc spojrzeć w zielone oczy swojej byłej… byłej żony.
    Wręcz z krzykiem wyrwał się, z jej objęć niemal spadając na podłogę, popatrzył na nią bardzo rozgniewany, dopiero wtedy zrozumiał, że jest zupełnie nagi, a gdy przyjrzał się jego byłej, ona również nie miała na sobie nic, prócz z trudem opanował, panikę próbując sobie wmówić, że to tylko jego wyobraźnia.
    — Taylor! Co tu robisz!? — spytał, z wyrzutem się podnosząc.
    Starał się być opanowany, bo okazywanie słabości przy niej już nie zamierzał. Patrzył na nią, jakby przez moment nie zdawał sobie sprawy, że stoi przed nią, nie ubierając nawet bokserek na sobie, na co dawał idealny widok na odsłoniętą męskość.
    — Nic nie pamiętasz? — wydawała się być zaskoczona i naprawdę zdumiona.
    — Nie pogrywaj ze mną, tylko gadaj, co tu robisz! — wściekł się.
    Patrzył jak kobieta, wręcz na czworaka podchodzi do niego łóżku, patrzył, jak odruchowo sięga do góry, nie musiał wiele się zastanawiać, by domyślić się, o co jej chodzi, wręcz umknął przed jej wyciągniętą dłonią w ostatniej chwili. Widział, wręcz zawód w jej oczach co wydawało się mu bardzo podejrzane.
    — Gadaj! — niemal krzyczał.
    — Nic nie pamiętasz? — spytała z niewinnością w głosie — Kochaliśmy się.
    — Co…!? Chyba sobie żartujesz!?
    Zaczął wręcz spanikowany, szukać swojej bielizny jakiejkolwiek w końcu odnalazł spodnie, które szybko założył.
    — Nie — usłyszał za sobą jego głos — Spaliśmy ze sobą, uprawialiśmy seks, jak wolisz to nazwać, po prostu spędziliśmy ten noc razem i było nam wyjątkowo dobrze
    Oblał go niemal zimny dreszcz gdy do jego zaspanych zmysłów przedarła się okrutna, wręcz myśl. Chociaż starał się wyprzeć tej myśli, fakty wydawały się być przeciwko niemu gdy widział część ubrań, ich ciuchów rozrzuconych po całej sypialni. Nie co dzień jego była, żona śpi nago, w jego sypialni, jednak najgorsze jednak miało przyjść. Gdy w tej samej chwili uświadomił sobie bolesną myśl.
    Zdradził Julie!
    Ta myśl wręcz go sparaliżowała, jak mógł w ogóle to zrobić. Dobrze nie było między nimi za ciekawie, ale nigdy nie dopuścił się pójścia z inną do łóżka tym bardziej z eks żoną gdy był szczęśliwe zaręczony z ukochaną dziewczyną. Zaczął niemal w nerwowy sposób, chodził po całej sypialni, nawet nie zwracał uwagi na kobietę, która nadal siedziała w łóżku, starał się za wszelką cenę wymyślić wszystko by zbyć byłą i nie dopuścić do tego by Julia odkryła, że był jej niewierny.
    — Słuchaj…
    Odwrócił się do Taylor, która popatrzyła na niego wręcz maślanymi oczkami, jednak już dawno ten urok przestał na niego działać.
    — Powiem to raz, masz siedzieć cicho. Masz trzymać pieprzoną mordę na kłódkę — powiedział dość obelżywie, chociaż nie lubił się zwracać w tak chamski sposób do kobiet, co do niej nie miał skrupułów.
    — Mike, ale było nam dóbr…
    — Smith chyba jasno się wyraziłem, masz trzymać gębę, na kłódkę. Nikt nie może dowiedzieć się, co między nami zaszło!

    Wręcz poczuł odruchy wymiotne względem samego siebie. Zrobił coś tak odrażającego i ohydnego swojej już byłej narzeczonej i pomimo że nie dowiedziała się prawdy, jednak czuł wobec siebie odrazę i wstręt. Dał się zmanipulować jak jakiś dzieciak, poddać się urokowi swojej byłej żonie i wylądować z nią w łóżku jak tak w ogóle mógł! Był gnojem, był pieprzonym złamasem, który w jednej chwili stracił wszystko, na co pracował przez ostatnie lata.
    Niemal w tej samej chwili w apartamencie młodej studentki sztuk pięknych przez ogromne okna pokoju dziennego, wpadły ostatnie promienie wieczornego słońca. Mały dom pogrążony był w zupełnej ciszy, wręcz nic nie było przerwać panującego wokół głuchego echa, jedyne co było słychać to spokojny oddech śpiącej na kanapie młodej dziewczyny. Znużona zdarzeniami dzisiejszego poranka, nawet nie była świadoma gdy przysnęła. Sen regenerował prawda? Może to było jej potrzebne również po zarwanej nocy, którą spędziła na torze. Jej organizm wręcz błagał o odpoczynek, a nadmiar emocji sprawiło, że poddała się i zanurzyła się w swoim spokojnym świecie i o ironio zdawać się mogło, że po tak dość traumatycznych chwilach gdy zerwała długoletni związek, nie powinna śnić spokojnie, lecz ona to robiła. Nie przyśnił się jej żaden zły sen, a ona w spokoju mogła wypocząć. Lecz niestety nie mogła dłużej pospać, gdy promyki zachodzącego słońca zaczęły oświetlać jej twarz. Niechętnie zaczęła powracać do teraźniejszości, pragnęła nadal śnić i nie przywodzić w pamięci zdarzeń ostatnich godzin. Jednak zachodząca kula światła nie dawała jej spokoju, wręcz mruknęła niezadowolona gdy narzuciła na swoją głowę koc z nadzieją, że pomoże jej to się uchronić, przez zdradzieckim światłem jednak na nie wiele się to zdało. Niechętnie odrzuciła na bok narzutkę, którą starała się okryć, spuszczając nogi na dywan, przetarła zmęczoną twarz dłońmi, między palcami dostrzegła na stoliku złożoną kartkę w pół. Opuściła ramiona, lecz sięgnęła ręką po papier i otworzyła go, tam ujrzała krótki liścik z dość charakterystycznym pismem Chestera:

Alice jest w swoim mieszkaniu gdybyś czegoś potrzebowała, musiałem gdzieś pojechać, postaram się wrócić jak najszybciej.
Nie martw się, o zwierzaki są pod opieką Brada i Ines.

    Kącik jej ust drgnął, nieznacznie do góry widząc tę krótką wiadomość, po części sprawiła jej poczucie swego rodzaju spokoju. Mogła wiele mówić na swojego starszego brata, mogła się wściekać nie raz wkurzać, jednak nie mogła mu w żaden sposób ująć tego, że nie troszczył się o nią. Od chwil gdy ją zabrał z bidula, mogła śmiało powiedzieć, że pragnął zrobić wszystko, by poczuła się przez niego kochana, poczuła, że faktycznie ma rodzinę, może i nie mieli poza sobą jako rodzina nikogo, bo wręcz i on nie uznawał ich przyrodniej siostry, a z ojcem praktycznie nie gadał już od ponad roku, a jeśli już to wiecznie się ze sobą żarli głównie o nią, mamę czy to, co zrobił ich rodzinie John. Chester nie był w stanie zaakceptować tłumaczeń tego złamasa, dlaczego kazał pozbyć się jej, uznał, że jest skończonym złamasem, który zwyczajnie zrobił to dla swojej pieprzonej wygody, bo nie chciał zajmować się małym dzieckiem, jednak najbardziej oberwało się na tym jej. Przeszłości nie zmieni, jednak świadomość, że miała na kogo liczyć, że miała brata, który zrobi dla niej wszystko, sprawiało, że przeszłość i wyparcie się jej ich ojca nie miało dla niej kompletnie znaczenia.
    Odłożyła kawałek papieru, wzdychając cicho. Rozejrzała się po salonie, praktycznie pustym pokoju, którym nie było nic poza meblami i sprzętem RTV żadnych pamiątek, zdjęć czy jej prywatnych rzeczy, wszystko zostawiła już u swojego byłego narzeczonego. Teraz ponownie musiała spakować się i wrócić tutaj, odebrać własne rzeczy od niego, nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusje jednak nadal boli to jak bezczelnie ją potraktował. Chciała, jedynie by zrozumiał, lecz jego upór wcale nie pomagał, mimowolnie powróciła wspomnieniami do ich szczęśliwych chwil i chociaż nie chciała wspomnienia, wróciły.

    Widziała, jak drzwi ostrożnie się otwierają, a ona przeklęła w myślach, że zapomniała ich zamknął, jednak zanim mogła, to zrobi na progu, stanął jej ukochany, a uśmiech, który skradł się na jego usta nie go opuścić, gdy patrzył na nią spod przymrużonych oczu, a ona miała jedynie na sobie dość skąpy biustonosz oraz dopasowane do jej ciała ciemne jeansy. — Wejście to ty masz znakomite — stwierdziła z przekąsem, gdy zauważyła, że nie jest w stanie oderwać od niej oczu.
    — Nie zaprzeczę, jednak raczej to twoja lekkomyślność sprawiła, że nie zamknęłaś za sobą drzwi.
    — Nawet gdyby kto mógłby mnie podglądać, ty? — zaśmiała się, opierając na krawędzi umywalki — I tak już widziałeś mnie nago — dodała, ponownie skupiając twarz na odbiciu w tafli krzywego zwierciadła.
    — Przyznaj czy kiedykolwiek czułaś się zmieszana w mojej obecności, siedząc w stroju kąpielowym na początku naszej znajomości? — zagadnął, podchodząc do niej wolno.
    Przylgnął do niej, czując ciepło jej ciała, splótł dłonie na jej zgrabnym brzuchu, patrząc z uwagą, jak przeszukuje zakamarki swojej kosmetyczki. Dojrzała w jej mroku płyn, który poszukiwała, wyjęła go, a on rzucił okiem na napis na nalepce.
    — Źle to ująłeś, raczej byłam nieco zdegustowana, bo nie znosiłam wtedy swojego ciała, nie akceptowałam samej siebie, więc nawet jeśli doszło, by do jakichś nieporozumień to ja bym się o to winiła, nikogo bym o nic nie posądzała, jednak teraz rozumiem wiele rzeczy, na które wtedy byłam ślepa albo zbyt głupia.
    Nasączyła wacik płynem do demakijażu, pomimo że nie nałożyła go zbyt dużo, chciała w jakiś sposób zakryć cienie po dość krótkiej nocy, wykorzystała pewne pomysły swoich przyjaciółek, które nieco więcej jej doradziły, mogła bez trudu się malować niezwykle delikatnie, nawet gdy jej twarz była kompletnie nie do życia. Przyłożyła gazik do jednej z powiek, przecierając ją, by nieco zmyć bladoróżowy cień do powiek. Nie gustowała w takich kolorach, jednak postawiła dziś nieco zaszaleć i nieco przyodziać się w dziewczęce barwy, w który gustowała Marinette. Wydawało się, że pomimo że z pozoru były do siebie podobne pod względem zachowania, jednak kompletnie inaczej odbierały modę, ona lubiła ciemne kolory czasami wykończone skórą, oraz lekki, ale nieco drapieżny makijaż, jej przyjaciółka była jej przeciwieństwem często ubierała się w kwieciste wzory, co ją lekko przestraszało, malując się w żywsze odcienie różu, jednak ona musiała stwierdzić, że do paryżanki bardzo pasowała czerwień, jednak nie często mogła ją w niej ujrzeć.
    — Nawet mi tego nie mów, zawsze byłaś piękna, tylko tego nie widziałaś — delikatnie oparł głowę na jej barku.
    — Zapewne w koszulkach mojego brata i szortach wyglądałam naprawdę seksownie — powiedziała z przekąsem — Blask i szyk z paryskiego wybiegu mody.
    Uwielbiał ją za to poczucie humoru i teraz po tylu miesiącach, że wrócił jej dystans do samej siebie, jeszcze rok temu unikałaby żartów z własnej urody, raczej by tego unikała, urażając, że to jest ostateczność, by wygłupiać się i stroić sobie dowcipy z samej siebie, teraz była tą dziewczyną, którą pokochali, otwartą, zabawną i zdystansowaną do siebie nastolatkom, która skradła jego serce.
    — Nie oszukujmy się, nie jestem modelkom z pierwszych gazet Vogue’a, raczej mi do nich daleko — mówiła, gdy ostatecznie zdjęła kreski ze swoich powiek — Nawet im nie dorównuje.
    — Przeciwnie kochanie, to one nie dorastają ci do pięt — przerwał jej w pół słowa — One są skupione na swojej urodzie, oraz wyglądzie. Nie pokazałby by się publicznie bez makijażu czy w nieodpowiednich ubraniach a ty nie przykuwasz do tego tak wielkiej wagi, bo ważniejsze są dla ciebie inne priorytety. Kocham młodą i ambitną dziewczynę, którą się stałaś na przestrzeni tego roku.
    — Mówiłam ci, że cię kocham.
    Okręciła się w jego ramionach, chwytając między dłońmi skrawek ciemnego materiału koszuli, przesunęła palcami po zapięciu materiału, zatrzymała się na jednym z guziczków, uwalniając go z uchwytu, poczęła ten ruch przy następnym spięciu, unosząc delikatnie głowę, gdy koniuszki jej palców bawiły się z następnym kółkiem przyszytym do materiału. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy tkanina została do połowy rozsunięta, ukazując jego dobrze zbudowaną pierś. Nie poczęła swoich kolejnych ruchów, nawet nie zamierzała. Odsłoniła jedynie lekko skrawek jego koszuli, unosząc wzrok. Napotkała barwę ciemnej woni czekolady, które z intensywnością wpatrywał się w niecne zagrywki, jednak nic się nie odezwał.
    — Możesz mi powiedzieć, czemu nie chodzisz ubrany w ten sposób?

    Teraz gdy wspominała tamte chwili, one wydawały się jej tak nie realne, obce jakby to nie należało do niej, jednak prawda była inna, to było jej życie, jej dawne wspomnienia dawnego życia, gdy jej związek z Mike wręcz rozkwitał, teraz pozostało z niego nic prócz złamanego serca. I nie mogła powiedzieć, że nie starała się, by ten związek nie upadł, nie tylko przez ubiegłe tygodnie, lecz wspominała o wszystkich ich wspólnych przeżyciach. Miała świadomość, że nie była ideałem, że miała własne wady, ale starała się, chciała być lepsza, pragnęła wciąż pielęgnować między nimi uczucie, jednak coś musiało się popsuć, całe ich szczęście okrutny los musiał przerwać. Pomimo złożyć deklaracji o niezakochaniu się zrobiła to z nadzieją, że tym razem może się uda, jednak tak nie było, co ją wręcz dobijało.
    Czuła jak ponownie po jej policzkach kapią łzy gdy rozglądała się po salonie, a do jej umysłu powróciło kolejne wspomnienie.



    — Jak ty to robisz? — pytał nieco podminowany.
    — Zwyczajnie kotku — odparła, napawając się swoim kolejnym zwycięstwem.
    Podniosła się lekko tylko po to, by delikatnie usiąść na jego kolanach, pełna nieukrywanego zadowolenia dobrała się do jednego z pierwszych guzików jego koszuli, wolno wysuwające je z małej dziurki.
    — Powtarzałam ci kiciu — odezwała się nieco przebiegłym głosem, pozbywając się kolejnych upięć — Ze mną nie można zadzierać przystojniaku i na co ci to było? — mruknęła, rozpinając ostatni guzik — Dwa zero kochanie dla mnie! Gramy dalej jednak szansę na odkucia masz marne! Dwie części garderoby, dwa zwycięstwa, ty potrzebujesz przynajmniej trzech rzeczy się ze mnie pozbyć — mimowolnie spojrzała na siebie, tylko na moment, by spojrzeć na swoje ubrania — Jesteś bez szans Shinoda! — uśmiechnęła się niezwykle lubieżnie, napawając się faktem, że wciąż nie zdobył żadnego punkty tym samym nie wyzbyć się z niej żadnego ubrania i tak na początku ułatwiła mu sytuacje, pozbywać się z siebie kurtki by szansę były wyrównane.
    Ostatnie zdanie sprawiło, że poczuł jakąś nieukrywaną determinacje, był świadom, że był na przegranej pozycji, wygrywała z nim dwoma punktami, wiedział, że oboje mają tyle samo ubrań na sobie, jednak ona wciąż nie była pozbawiona nawet pieprzonej bluzki! A on w tej chwili pozbawiony kurtki i koszuli, a Julia niezwykle dobrze się bawiła nie tylko własną wygraną, ale samym faktem zabawy, którą z nim podjęła. Mógł przed paroma chwilami sprawić by zapomniała o tej popieprzonej grze, jednak nie zrobił tego, jego dziewczyna zdecydowanie nie chciała mu ulec, a teraz za to płaci. Widział, jedynie jak unosi przed sobą jego koszule z chytrym uśmieszkiem.
    — To, co kochanie wypierasz kolejną trasę — stwierdziła.
    Wydawało się, jakby sytuacje się powtarzała, okoliczności były nieco inne, a on sam równie zadowolony i pełen tryumfu trzymał w dłoni jej biustonosz, to ona wściekła się, że zbyt skutecznie ją podszedł tym razem ona chełbia się swoją wygraną tylko po to, by po chwili rzucić ciuch za siebie, pozostawiając go w niesmaku, gdy ponownie opuściła jego uda. Kolejna trasa i zupełnie inny krajobraz tym razem wioskowe pola, farmy i stare domki były tłem całego wyścigu, trasa, która mogła przypieczętować jeszcze bardziej jego klęskę albo być punktem dla niego. Mógł tylko liczyć na pieprzony lud szczęścia. I tym razem wyścig przerodził się we wspólną spokojną rywalizację i może i te słowa mogły być ironiczne, jednak oni grali w całkowitym spokoju i opanowaniu, nie krzyczeli, nie śmieli nawet posunąć się do przekleństw, byli zbyt pochłonięci trasą i prowadzeniem swoich pojazdów w świadomości, jakie mogą być tego konsekwencje, że nie byli w stanie nawet komentować swoich poczynań. Lecz czy było zaskoczeniem fakt, że trasa była niezwykle łatwa dla Julii, która niemal po połowie trasy, przegoniła pojazd swojego ukochanego, o znaczną odległość i wyścig już teraz został przesądzony, nie było wręcz możliwe, by przejechał taki kawałek drogi, pokonując ją, ponownie przegrywał, a ona doskonale przyczyniła się do tej klęski, pomimo ogromnej chęci rywalizacji poczuła się znudzona, że ponownie stanie na poziomie znowu zwycięży, gdy pokonywała ostatnie kilometry, a Mike daleko w tyle. Owszem mogła wybrać inną grę i zaczęła teraz tego żałować. Czuła wściekłość, gdy patrzyła na kolejne swoje zwycięstwo, ponownie tryumfowała, wystarczyły dwa zakręty, by mogła go pokonać i mimo że właśnie tego pragnęła rozebrać go w rozgrywce video, teraz jedyne co czuła to rozgoryczenie, gdy spoglądała na własne zwycięstwo i tu już nie chodziło o fakt, pokonania go, ale oddalającą się wizje wspólnego wieczoru:
    — Pieprzyć tę grę — krzyknęła nagle poirytowana.
    Porzuciła, w róg kanapy pada, który odbił się od jej oparcia, by sam przeturlał się po szarych poduchach, zatrzymując się na ich krawędzi, zerknęła przelotnie na ukochanego, widział, jak drgnął wystraszony, jej nagłym wybuchem frustracji, powstrzymał się przed dalszą grą, choć mógł śmiało wykorzystać przewagę strategiczną, którą obecnie miał, lecz on kompletnie stracił zainteresowanie tym, co się tam ekranie telewizora jego powędrowało ku Julii, której irytacja sięgała już granic szczytu. Znał ją za dobrze by zrozumieć, co jest powodem jej nagłej wściekłości. Jej zwycięstwo, które coraz bardziej oddali wizje wspólnie spędzonych chwil, momentów uniesień, które oddalały się w zastraszających dla nich tempie. Czy dalsza rozgrywka miała w tej chwili jakiekolwiek znacznie? Utknęli w grze, jednak nie w życiu wystarczyła zaledwie kilka sekund, by mógł dojrzeć jak przed paroma minutami, Julia ponownie zakradła się na jego kolana, kompletnie przysłaniając mu widok na ekran telewizora.
    — Nie skończyliśmy grać! — oburzył się z chwilą, gdy lekko opadła na jego uda.

    Wszystko wtedy wydawało się takie prostsze. Nie skomplikowane, wtedy oboje żyli w przekonaniu, że nic nie jest w stanie ich podzielić, niestety okrutny pan ich życia postanowił inaczej. Zdecydował się zniszczyć ich wzajemnie szczęście, przez głupie nie porozumienie, lecz było już zdecydowanie za późno, by to naprawić.
    Nie był pewny kiedy udało mu się dotrzeć do domu, lecz gdy stanął na podjeździe swojego mieszkania, zapadł mrok, spodziewał się, że będzie sam, pragnął tego. Samotność była jego jedyną przyjaciółką, nie był nadal w stanie poukładać myśli i pomimo że spędził cały dzień praktycznie na plaży, z trudem hamując łzy i wyrzucając, sam sobie jak był głupcem, pozwalając się przez własne rozmysł, wymknąć się Julii. Musząc stawić czoła perspektywie bycia znowu singlem to, jednak było to cholernie trudne. Nadal wracał myślami do niej, nie chciał zapomnieć o ich szczęśliwych chwilach jednak z tyłu głowy miał tę cholerną świadomość ze już nic nigdy nie będzie takie same jak było, pozostał sam. Jego ukochana go porzuciła, a on za późno zrozumiał, jaką wyrządził jej krzywdę swoimi durnymi pomysłami.
    Wysiadając, z auta nie spodziewał się nikogo, lecz się mylił gdy popatrzył bez uczuć i emocji na swojego najbliższego kumpla, który stał, opierając się o kolumnę, przed drzwiami, niemal od razu się wyprostował gdy tylko go zobaczył.
    — Szukałem cię kilka godzin! — powiedział na przywitanie — Gdzieś ty był?
    — Jeśli przyszedłeś do mnie, by mi wyrzucać, jakim jestem chujem, że skrzywdziłem Julie, nie potrzebnie się trudziłeś — mruknął, nie okazując praktycznie żadnych emocji.
    Nie zwrócił na niego uwagi, gdy wszedł do środka, nawet go to nie obeszło, że podąża za nim, jedyne, o czym marzył to, zostanie sam i najlepiej upicie się i zapomnienie o tym przytłaczającym go smutku. Pomimo że zaledwie przed paroma godzinami jego narzeczona go zostawiła, czuł niesamowitą pustkę, bez niej, z którą nie potrafił sobie emocjonalnie poradzić. Odczuwał jej bolesny brak i nie zamierzał z tym się ukrywać.
    — Może przyszedłem ci pomóc? — odezwał się przyjaciel tuż za jego plecami.
    Odwrócił się do niego niemal od razu zaskoczony zupełnie jego sugestią. Tego się najbardziej nie spodziewał. Był wręcz święcie przekonany, że pomimo tego, że łączy ich obojga przyjaźń tym razem Chester stanie po stronie Julii, bądź co bądź byli rodzeństwem, które było sobie bardzo oddane, był wręcz święcie przekonany, że on zostanie zepchnięty na dalszy plan, wręcz będzie gnojony i wyzywany, za to co zrobił.

— To nie ma sensu — przyznał wręcz załamany, gdy usiadł na pobliskiej kanapie — Straciłem ją! — lamentował.

— Chce wiedzieć jedno — głos przyjaciel niemal przeszył jego umysł na wskroś — Nadal uważasz, że Julia to skrajnie nieodpowiedzialna dziewczyna która…

— Nie! — wręcz wykrzyknął spanikowany — Tak mieliście racje, ona miała. Byłem idiotą, skończonym kretynem, dupkiem, który umyślał sobie coś. Dopiero teraz gdy znowu zobaczyłem to nagranie, zrozumiałem, że ona jedynie ratowała się przed gorszą kolizją. Powinnam wręcz się cieszyć, że skończyło się jedynie na złamanym nadgarstku, ale moje pieprzone ego wywaliło i za bardzo spanikowałem, że ją stracę i… — urwał na moment, nie mogąc w stanie dalej mówić.

— Zacząłeś wręcz obsesyjnie dbać o jej ochronę — dodał Bennington, siadając tuż przy niej — To zrozumiałe. Nawet ja się o nią bałem, widząc ten wypadek, jednak chyba miała dziewczyna więcej szczęścia, albo ktoś u góry nad nią czuwał, by większa krzywda jej się nie stała. Oboje wiemy, że Julia uwielbia ryzyko, pragnie przesuwać granice swoich możliwości, nie tylko przez swoją spontaniczną i bardzo charyzmatyczna osobowość, ale złożyło się na to parę czynników. Dobrze wiesz jaka była kiedyś, teraz odżyła i trudno było jej wrócić do dawnej siebie, gdzie była zamknięta wręcz wycofana, pewnie czuła zagrożenie, że ktoś ją chce ograniczyć, bardziej ją dobiło, że to byłeś ty i nie chciała tracić poczucia wolności. Nikt tutaj nie jest bez winy, ale…

— Nie truć się Chester i tak jej nie odzyskam. Spieprzyłem po całości — wszedł mu nagle w słowo — Mogłem rano w końcu przyznać jej racje, ale duma mi na to nie pozwoliła. A jak zobaczyłem to zdjęcie. Nie działem rozsądnie tylko pod wpływem emocji i… poszedłem do niej, a mogłem odpuścić nie iść nie wyrządzać, jej karczemnej awantury może nadal byłaby moja.

— Przecież nie powiedziane jest, że nie możesz jej odzyskać.

Wręcz w tej samej chwili popatrzył na przyjaciela, gdy usłyszał jego słowa:

— O czym ty mówisz? Jestem na straconej pozycji, zostawiła mnie, zerwała zaręczyny.

Otworzył dłoń, na której nadal spoczywała piękna biżuteria, która jeszcze rano należała do Julii w świetle sufitowych lamp, odbijały się w pięknym diamencie pierścionka zaręczynowego.

— Zależy ci na niej prawda?

Przytaknął w milczeniu:

— Zawalcz o nią, póki nie jest za późno. Masz jeszcze szansę, ona nadal cię kocha, jeśli jakoś uda ci się ją przekonać do siebie, przeprosić ją, może wam się jeszcze uda. Kuj żelazo, póki gorące, bo potem może być za późno. Ona odkocha się, może znajdzie innego dlatego zrób teraz coś, by ją odzyskać.

Myślał przez moment nad słowami przyjaciela, po części jego słowa napełniły go otuchą i po części nadzieją. Wiedział, że schrzanił po całości, sama Julia przyznała, że nadal go kocha, jednak zostawiła go. Może Chester ma racje i powinien zrobić cokolwiek, by chociaż spróbować porozmawiać z Julią, przekonać ją do siebie, przeprosin. Chociaż nadzieja wydawała się marna, jednak była chociaż częściowa.

— Co mam zrobić, by ją odzyskać?

Ponownie zapadła między nimi dłuższa chwila ciszy, jednak po chwili odezwał się Bennington z pewnym pomysłem wręcz sugestią.

— Zabierz ją z dala od miasta, wyjedz w jakieś zaciszne miejsce, ale takie, o którym ona marzy. Zmiana wam pomoże nabrać do tej sytuacji dystansu, może jeszcze uda wam się pogodzić. Nie ma jeszcze straconej szansy.

To racja i musiał to wykorzystać.

Może jeszcze będzie dla nich szansa!