Saturday, July 29, 2023

III 37 — CZY UDA SIĘ POUKŁADAĆ ZŁAMANE SERCE

    Chyba była idiotką.
    To słowa, które od dłuższego czasu utknęły boleśnie w jej głowie, tłukły się po jej umyślę z każdą cholerną chwilą gdy spoglądała na siedzenie pasażera obok, wręcz czuła paskudną gulę w gardle, nie szczędziła na siebie przekleństw, uważając się za skończoną kretynkę skoro po tym co się wydarzyło, zgodziła się na ten absurdalny pomysł.
    Przecież nawet pakując się, miała, wątpliwości, już wyciągała ubrania z zamiarem wycofania się z tego, to dlaczego po chwilowym namyślę, wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do torby i zdecydowała się wyjechać. Tym bardziej miała jechać z kimś, do którego czuła ogromną nienawiść a teraz jak nigdy nic siedziała, tuż obok niego. Jednak nie mogła oszukiwać siebie, wręcz oboje wyczuwali napięcie między nimi, atmosfera gęstniała z każdą godziną podróży, niemal można było wziąć ostry sztylet i zacząć powietrze nożem, które wręcz przesycone było od niezręczności.
    Po co w ogóle to zrobiła?
    Przecież przed dwoma tygodniami zamknęła ten rozdział w swoim życiu, to dlaczego ponownie do niego wracać. Właściwie czego ona chciała? Mogła sobie zadawać mnóstwo pytań, jednak nie była teraz w stanie odpowiedzieć na żadne z nich i wydawało się to tak trudne. Miała nie wracać, do czego co było. Nie chciała wspominać ostatnich tygodni, które upłynęły jej bardziej pod znakiem, ciągłego zdenerwowania i chęci by to on wreszcie pojął, co robi z ich związkiem. Ona robiła wszystko by ratować upadającą relacje gdy on podkopywał ją jeszcze niższą ją.
    Co właściwie z nią było nie tak?
    Przecież Clarkiem nie poszłaby na żadne ustępstwa. Zerwała z nim, bojąc się o własne życie, nie chciała dłuższej być kontrolowana przez jakiegoś gnojka, mimo że dzierżyła na swoich barkach wiele jego tajemnic, sam fakt, że za swoje nielegalną plantację marihuany powinien siedzieć, nie wspomni również o tym, że na jego rękach jest krew nie winnej ofiary a jej rodzina do dnia dzisiejszego nie wie kto pozbawił ich córki życia, nikt prócz oprawcy oraz jej samych. Dobrze strach Michaela nie mogła porównywać do obsesji Kenta, jednak nie zamierzała się z tym kryć, że zaczęła się obawiać, tego co w akcie desperacji jeszcze zrobi. Czy chociaż w drobny sposób się go lękała? Trudno było jej odpowiedzieć, lecz nie potrafiła nadal odpowiedź sobie na jedno kluczowe pytanie, które ją dręczyło.
    Dlaczego on to robił?
    Czy naprawdę musiało dojść do takiej chwili gdy musiała go zostawić, by w końcu przejrzał na oczy? Pomimo tego jak się zachowywał, jakim wręcz był bucem względem niej to nadal go kochała, wciąż darzy go ogromnym uczuciem. Trudno jest porzucić miłość do mężczyzny, który był jej tak bliski, byli ze sobą przez ostatnie lata i był to jeden z najtrwalszych związków, jakie przeżyła. Jednak los najwyraźniej chciał inaczej.
    Czy mogła to nazwać próbą wystawienia ich relacji na próbę?
    Jeśli tak, to oboje oblali ten egzamin z kretesem i tak nie tylko Michael był temu winny, ale również ona. Nie była krystalicznie czysta, jednak wszystko musiało popsuć przez małe nieporozumienie i wszystko przez jej pasje do szybkiej jazdy. Tak uwielbiała wyścigi i nie potrafiła z nich zrezygnować, była to jej pasja i po części terapia gdy prędkość jazdy pozwalała jej zapomnieć o wszystkim, co złe. Może to wydawać się dziwne jednak czuła wtedy ten powiew wolności, gdy jej umysł nie trapiły żadne pytanie, wątpliwości czy zmartwienia. Wtedy liczyło się jedynie droga przed nią i pęd kół oraz subtelne mruczenie silnika. Nic wtedy nie potrzebowała, by być szczęśliwa. Miała to co kochała w zasięgu swoich rąk i nóg. I naprawdę nie rozumiała, dlaczego Mike chciał jej to odebrać. Ona traktowała motory, tak on podchodził do muzyki, nie tylko jako forma wyrażania siebie i tworzenia kolejnych utworów, ale pasja, w której się spełniał. Nigdy by nie potrafiła mu tego zabrać, bo wiedziała, jak to jest dla niego istotne, ale czemu chciał zabrać jej to, co kochała?
    Wiele pytań nękał jej umysł tylko jedna osoba była w stanie na nie odpowiedzieć:
    Zgodziła się wyjechać, ale czy miała nadzieje na uratowanie ich relacji? Gdyby miała być szczera to nie. Uważała, że już dawno minął czas, gdzie była jakakolwiek szansa, by naprawić, Mike obudził się za późno, by to zrozumieć, to po co w takim razie pojechała? Szczerze chyba dlatego by porozmawiali, ale nie potrafiła nawet ujrzeć jakichś przesłanek, by cokolwiek się zmieniło.
    Oni to już przeszłość!
    Odruchowo popatrzyła na siedzącego u jej boku mężczyzny, nie dało się ukryć, jak odwraca od niej spojrzenie swoich ciemnych oczu, nie musiała się domyślać, by wiedzieć, że na nią spoglądać, jednak gdy zerknęła, nieco w dół dostrzegła, jak zabiera rękę, jak miał zamiar jej dotknąć.
    — Mike nie spoufalaj się — rzuciła ostro.
    Obserwowała go, z uwagą jak niemal kurczy się na siedzeniu obok, może i była nieco wobec niego opryskliwa, ale nie potrafiła inaczej, w obecnej chwili w jego obecności jedynie czuła irytacji, ostatnie co chciała, to by się bardziej z nią spoufalał. Są pewne granice przyzwoitości.
    — Zgodziłam się na wyjazd, ale nie wyraziłam zgody na dotyk! — wręcz syknęła.
    Rzadkim widokiem było, obserwowanie go, można było teraz, odnieś wrażenie, że był zagubionym chłopcem, który poszukuje ciepła i dotyku, jednak nie. Ona nie dała się na to naprać, chociaż nie mogła zaprzeczyć temu, że nie tęsknił za jej czułościami, jednak w obecnej chwili ich relacji nie było.
    Nie byli już nawet parą a co mówić o narzeczeństwie.
    — Wybacz — mruknął nie wyraźnie pod nosem.
    — Zaczynam żałować, że dałam się namówić na ten wyjazd — rzuciła bardziej do siebie niż do niego.
    Jej słowa jednak nie uszły jego uwadze, odruchowo zwrócił się do niej, wręcz czuła jego spojrzenie na sobie, gdy wpatrywał się w nią swoimi ciemnymi oczami, spojrzeniem tak przepełnionym smutkiem i żal, wobec samego siebie. Stracił na początku tygodnia kompletnie nadzieje, że chociaż będzie mieć szansę ją odzyskać. Cały czar prysł w chwili gdy ona wręcz wściekła wpadła do studia i rzuciła mu biletem w twarz.
    Czuł, jak wtedy łamało mu się serce, ostatni cień nadziei sprawiał, że nie do końca się załamał, jednak gdy zobaczył, wręcz jak jej oczy płonął ze złości, zrozumiał, że sytuacja, w której oboje się znaleźli, jest bez wyjścia. Nie było szans, by mieć, chociaż namiastkę nadziei, by uratować ten cholerny związek, jej wyraźną odmową wręcz sprawiła, że pragnął się poddać, jednak jedynie pomoc przyjaciela sprawiała, że dał radę jeszcze walczyć. I o ironio, Chester powinien wręcz mu trzasnąć w mordę za to co zrobił, lecz tego nie zrobił, mimo że on sam skrzywdził jego siostrę, sam dobrze pamiętał nie jedną sytuację gdy widział wzburzonego przyjaciela ciskającego wręcz gromy na swojego ojca, gdy po kolejnej rozmowie telefonicznej wręcz chciał zmusić syna, by porzucił, jak to nazywał, bękarta wręcz miał Julie za nikogo. Jednak za każdym razem wokalista odmawiał, wręcz nie spędził ojcu gorzki słów prawdy czy wyzwisk pod jego adresem. Odkąd sobie przypomina relacje jego przyjaciela, z ojcem nie były zbyt dobre, jednak pogorszyły się gdy Sara wyjawiła synowi prawdę o młodszej, prawdzie wtedy konflikt się bardziej zaostrzył, jednak najgorzej było gdy w grę weszło spotkanie Johna i Julii, które nie było zbyt uczuciowe wręcz naładowane wspólną nienawiścią i niechęcią obojga ich do samych siebie.
    Ale on, zamiast stanąć po któreś ze stron, w ich konflikcie nie zrobił tego. Sam fakt, że praktycznie nikt się nie wtrącał w ich sprzeczki, uznając, że to ich sprawa i muszą to razem rozwiązać, sprawiało, że to cenił. Pomimo wszystko wolał wyjaśnić sobie nieporozumienia z Julią na osobności, a nie angażować innych osób, jednak gdy ona go zostawiła, cóż mógł jedynie mu podziękować, że wręcz go zmotywował do działania, by mógł odzyskać Julie. Ale czy zdoła to zrobić. Tego nie wiedział.
    Podróż była naprawdę długa i niezwykle wyczerpująca. Lecieli już ponad trzynaście godzin i było to uciążliwe. Mimo że chętnie podróżował po świecie czasami długie podróże bywały okropnie wyczerpujące a jeśli doda do tego koncertu, występy czy wywiady, to zupełnie wycieńcza, ale nic bardziej nie sprawiało mu szczęścia niż koncertowanie, widzenie tłumu fanów pod sceną, słuchać ich aplauzem jak wraz z nim czy Chester śpiewali z nimi, ta energia z publiczności było nagrodą za trudy podróżowania. Nawet jeśli podróżowali biznes klasą, to jednak spędzenie parunastu godzin w lecącym samochodzie męczyło.
    W końcu zaczęli się zniżać do lądowania na jednej z wysp blisko hiszpańskich wybrzeży. Po praktycznie dwudziestu minut piloci zatrzymali maszynę przy jednym z wejść do ogromnej hali. Wkrótce jednak mogli już swobodnie wychodzić, jednak oboje uznali, że wolą zaczekać, aż tłum się przerzedzi i wyjść na końcu. Po paru minutach gdy praktycznie ostatnia osoba już zebrała się przy wyjściu, zebrali swoje małe torby i udali się do wyjścia.
    Z chwilą gdy weszli na płytę lotniska, poczuli powiew upalnego słońca, lecz powietrze do złudzenia przypominało im to kalifornijskie, wręcz temperatury powyżej dwudziestu paru stopni nie robiły na nich wrażenia, dla przeciętnego mieszkańca jednego ze słonecznego stanu gdy było poniżej tej temperatury, było już zimno.
    Wychodząc z lotniska, ciągnęli za sobą walizki, które ze sobą zabrali, przystanęli na uboczu, a ona mimowolnie rozejrzała się po otaczających ich zabudowania. Może była w Europie zaledwie drugi raz, jednak ujmujący dla niej był styl, który był utrzymywany przez lata, zachowały się budynki, z dawnych wieków, mogła powiedzieć, że Ameryka była barwna, jednak to na starym kontynencie była taka różnorodność, tak wiele można było zwiedzać czy to zabytków historycznych za dawnych epok. Wręcz mogła chodzić i zwiedzać i inspirować się krajobrazem, fasadą budynków w różnych stylach architektonicznych. W Stanach mogła powiedzieć, że przyroda oraz wiele parków narodowych posiadały niezwykłą przyrodę i również tutaj w starym świecie, jednak to tutaj mogła obserwować budowle z dawnych wieków nawet pierwszego czy drugiego wieku bardzo wczesnych czasów istnienia ludzkości.
    — Zamówiłem taksówkę.
    Niespodziewanie głos Michaela wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego nieco nieobecnym spojrzeniem, jednak szybko otrząsnęła się, wracając do teraźniejszości. Mijający ich ludzie nawet nie zwracali na nich uwagę, jednak zbędne zainteresowanie na razie nie było im konieczne.
    — Właściwie gdzie my jedziemy? — spytała zaintrygowana.
    Zerknęła na Michaela, który starał się unikać jej spojrzenia, jak tylko jednak nie mógł dłużej tego robić.
    — Na zachodnią część wyspy — odpowiedział nieco ciszej — Wiem, że to nie stały ląd, że to nie Hiszpania…
    — Ale Majorka to część kraju, nie przesadzaj i tak pewnie już za hotel zapłaciłeś. Zbyt dobrze cię znam.
    Nie uszło jej uwadze, że kącik jego ust delikatnie uniósł się ku górze. Miała dziwne przeczucie, że on coś wymyślił. Zbyt dobrze go poznała przez ostatnie lata, by nie rozpoznać jego miny gdy coś knuje. Nawet nie wiedziała, jak sama się uśmiechnęła lekko i ze swobodą zagadnęła do niego. Co wręcz zaskoczyło wręcz i jego, gdy wręcz poderwał na nią spojrzenie z chwilą gdy się odezwała:
    — Dobrze myślę? — spytała, lekko przekrzywiając głowę i patrząc na niego.
    — No… — zaczął, lecz urwał.
    Nie musiała się domyślać, by wiedzieć, że on coś ukrywa, gdy jego milczenie wręcz się przedłużyło, jednak nie naciskała na niego, by mówił, czekała, aż sam powie.
    — Nie do końca — przyznał z westchnieniem — Pamiętasz, że mam trzy domy w spadku po zmarłej ciotce?
    Przytaknęła.
    — Zaprosiłem cię już do dwóch, a tutaj na Majorce — powiedział, mimowolnie się rozglądając — Jest ostatni dom.
    Zamilkła, bo co mogła więcej powiedzieć na ten temat. Co najbardziej w nim ceniła to fakt, że nie odnosił się ze swoim bogactwem, owszem wydanie płyt, sprzedawanie towaru sygnaturowane zespołem, czy branie udziału w innych projektach daje mu dość duży zastrzyk gotówki, jednak odnosiła wrażenie, że była jedną osobą, która wiedziała o jego majątku po ciotce. Nie ukrywała, jednak jedno ją intrygowało i chociaż nie była osobą wścibską czy dociekliwą, jednak musiała mu zadać to pytanie.
    — Mike, możesz nie odpowiadać na to pytanie, jednak czy ktoś prócz mnie wie, że odziedziczyłeś fortunę i te domy, o których wspomniałeś?
    Pytanie wydawało się tak mało inwazyjne. Nie chciała również go w żaden sposób urazić. Szanowała jego prywatność, nieważne czy byli, czy są sobą, ceniła jego przestrzeń osobistą i fakt, że mógł mieć tajemnice przed nią. Mówi się, że pary nie powinny mieć przed sobą żadnych sekretów, ona tak do tego nie podchodziła, uważała, że każdy zasługuje, by trzymać pewne rzeczy w sekrecie i nie jest w tym absolutnie nic złego. Ona również nie była dziewczyną, którą wiecznie kontrolowała Mike’a i on sam tego nie robił z nią. Dawali sobie tę swobodę w związku, bo mieli zaufanie względem drugiej osoby, co niezwykle ceniła, będąc jeszcze, z nim.
    — Nie — przyznał ze szczerością — Nawet ona moja była o tym nie wiedziała. Chyba by kompletnie odjechała, jakby dowiedziała się, że od praktycznie osiemnastki jestem milionerem. Jednak jak już kiedyś ci wspomniałem, wolałem zachować te pieniądze na czarną godzinę. Te pieniądze nadal mam, nie ruszyłem, z tego nic. Wolałem zacząć od zera niż korzystać ze spadku po ciotce, bo bardziej cenie wartość zarobionego pieniądza. Wiem, jak ciężko pracować na każdego centa czy dolara. Więc nie prócz ciebie, nikt o tym nie wie, nawet mój ojciec, który był bratem mojej ciotki.
    — Czy…
    — Na razie nie planuje. Obecnie musimy się na nowo, poznać bym im zaufał na nowo. Czy powiem, nie wiem…
    Ich rozmowa jednak została przerwana przez samochód podjeżdżający na krawężnik, jak się okazało była to ich taryfa. Pomimo jej oczywistych protestów Michael, odebrał od niej walizki i wsadził do bagażnika, a jaj wręcz kazał usiąść.
    Chwile potem jechali uliczkami Majorki, a ona wręcz przytuliła się do drzwi, podziwiając piękno gotyckich budynków, które mijali, pięknej natury i jak na kwiecień była wyjątkowa ciepło, nie było upalnie, jednak czuć było te promienie słońca, które ogrzewały jej twarz. Nie mogła się wręcz napatrzeć na uroki malowniczej wyspy, co ruszy próbowała odnaleźć wśród turystów, przynajmniej tubylców. Zawsze miała słabość do Hiszpanii, ich kultury, a rodowici Hiszpanie bardzo przyciągali jej spojrzenie. Nie mogła nic na to poradzić. Odkąd pierwszy raz usłyszała ten język gdy miała okazje czytać o tym kraju, zakochała się w tym miejscu. Gdyby nie mieszkała w Stanach, na pewno przyjechała, by tutaj było tutaj zachwycająco i coraz bardziej była przekonana, że rozsądnie myślała o wyjeździe po ukończeniu semestru właśnie tutaj, może nie konkretnie na Majorkę, ale do pięknej Hiszpanii.
    Nawet nie zwróciła uwagi, gdy dojechali pod piękny dom wręcz nad samym brzegiem oceanu. Wysiadając, spojrzała na dom, stojący przed nią, urokliwy mieszkanie zbudowany śródziemnomorskim wystroju dodawało niezwykłego uroku. Odebrała od byłego narzeczonego walizkę, chociaż niechętnie ją oddał, w ciszy podeszli na werandę. Czekając, cierpliwie jak otworzy, rozejrzała się po okolicy, piasek, ocean, palmy, czego tak naprawdę chcieć więcej, to był wręcz idealne miejsce. Od pewnego czasu marzyłaby w przyszłości mieć taki mały domek nad brzegiem oceanu, co dzień móc przechadzać się po złocistym piasku, wsłuchując się w szum oceanu, to ją uspokajało i niezwykle relaksowało.
    — Zapraszam.
    Jak zawsze zaprosił ją, by weszła jako pierwsza. Nie było już to dla niej zaskoczeniem ani tym bardziej nie wprawiało w zdziwienie. Gdy weszła do małego korytarzu, w oczy rzuciło się jej u boku schody, wiodący na górne piętro, a gdy przeszła parę kroków dalej, zobaczyła przepiękny salon połączony z kuchnią. Ogrom okien przepuszczał popołudniowe słońce. Wystrój był utrzymany w nowoczesnym klimacie jednak, z widocznymi elementami nadmorskiego klimatu co dodawało niezwykłego uroku. Pośrodku aneksu kuchennego stała wyspa. Jasne szafki układały się w literę, a pośrodku niej znajdował się blat, jasne szafki idealnie dopełniały się z blatami z kości słoniowej. Jednak było widać tu nieco pustki, nie było kwiatów, było to, jednak zrozumiałe rzadko kto tu przyjeżdżał.
    Wieczorem, siedziała nad brzegiem oceanu, tuż nie daleko domu gdzie się zatrzymali, patrzyła na słońce, które powoli zaczęło się chylić ku upadkowi, a ona sama siedziała, ubrana jedynie w stój kąpielowy. Zanurzyła stopy w ciepłym piasku, opierając ramiona na zgiętych kolanach. Mogła, by tak siedzieć godzinami i ten widok wcale się jej nie znudził.
    — Julio…? — usłyszała nad sobą głos Michaela.
    Poderwała na niego spojrzenie, gdy on stał nieco spięty, jego wręcz poważny wyraz twarzy wręcz zaczął jej podpowiadać, do czego zmierza i chociaż przez ostatnie godziny starała się unikać jej jak i jego jak ognia, nie mogła dłuższej uciekać przecież, musiała stawić temu wreszcie, czoła po to tu przyjechali prawda, by wyjaśnić wszystko, co stało się w ostatnim czasie między nimi i być może chociaż ona nie wierzyła, lecz on tak uratować ten związek.
    — Usiąść — poprosiła na moment, spoglądając na zachodzące słońce.
    Przez chwile pogrążyli się w błogiej ciszy jedynie szum oceanu oraz dźwięki matki natury zakłócały ten spokój, jednak im to nie przeszkadzało gdy siedzieli oboje razem ramię w ramię, patrząc na urokliwe widoki przed sobą.
    — Mike chce wiedzieć jedno — zaczęła w końcu tą trudna dla nich obojga rozmowę — Czemu, dlaczego chciałeś zabronić mi jeździć? Zależy mi na szczerej prawdzie.
    Nie odpowiedział od razu, czego mogła się spodziewać, lecz po chwili usłyszała jego lekko drący oddech:
    — Nie kłamałem, bałem się o ciebie i nie chciałem cię stracić. Spanikowałem, że cię stracę.
    — I to dało ci prawo mówić mi co mam robić? — spytała z wyrzutem.
    — Wiem, nie powinnam tego robić, byłem kretynem, ale nie zmienię przeszłości. Mogę cię jedynie szczerze przeprosić tym razem bez oszust bez tajnych planów, tak byłem kretynem. Po tym jak mnie zostawiłaś gdy wróciłem do domu, obejrzałem jeszcze raz to nagranie. Miałaś racje, a ja uroiłem sobie… — urwał, na moment nie będąc w stanie dalej mówić — Julio wiem, że straciłaś do mnie zaufanie, ale chce powiedzieć ci, że szczerze wszystkie żałuje. Nie tylko to, że chciałem cię zmusić do przerwania jazdy, ale także że cię oszukałem, okłamałem, okradłem za to wszystko, co ci zrobiłem — wręcz zobaczyła jak po jego policzku popłynęła łza.
    — I co myślisz, że to pomoże, że ci wybaczę i wrócę do ciebie? — spytała zbyt ostro — Owszem też cię okłamałam i oszukałam, czego żałuje i przepraszam, ale czy naprawdę ja i ty, my, czy to naprawdę ma dalej sens? Nie zrozum mnie źle, nadal cię kocham jednak czy ta sytuacja nie powinna nam obojgu uświadomić, że najwyraźniej nie jesteśmy sobie pisani.
    — Nie ufasz mi? Julio każdy popełnia błędy ja robię ich mnóstwo, ty również, nie chce się wybielić, wiem, że zniszczyłem wszystko, ale chce to naprawić, będę tego cholernie żałować, że doprowadziłem do takiej sytuacji, jednak chce byś mi, nam dała drugą szansę.
    Zamilkła, pogrążając się w swoich rozmyślaniach. Po części miał on racje, oboje zawinili w tej sytuacji. Małe nieporozumienie sprawiło, że go zostawiła, jednak czuła się, wtedy jak zabiera jej poczucie wolności, do czego nie mogła pozwolić teraz gdy o tym wszystkim myśli, tak prawo się bać. Szczerze nie wiedziała, co o tym myśleć, czy powinna dać mu kolejną szansę, czy rzeczywiście ona tego chce. Nie ukrywała, nadal za nim tęskniła i brakowało jej jego, nie przestała go kochać, jednak zaczęło ją dręczyć pytanie czy to ma w ogóle sens. Nie wiedziała, co zrobić. Po chwili jednak namysłu spojrzała na niego, jego oczy wyrażały nadzieje i strach, obawiał się, że go odrzuci, jednak miał tliła się w nim nadzieje, że odzyska ukochaną dziewczynę.
    — Mogę tego pożałować albo i nie ale dobrze… ten ostatni raz. Kolejnej szansy nie dostaniesz! — podkreśliła.
    Niemal w następnej chwili rzucił się na nią, szczęśliwi nie musiała, długo czekać aż poczuła jego zmysłowe usta w dość namiętnym i bardzo stęsknionym pocałunku.
    Lecz nie wiedzieli, że ich szczęście potrwa zaledwie do końca wyjazdu.


✰✰✰


O godzinie osiemnastej pojawi się kolejny i ostatni rozdział tego tomu. 





No comments:

Post a Comment