Saturday, July 15, 2023

III 34 — TA HISTORIA MIAŁA BYĆ NASZĄ BAJKĄ OKAZAŁO SIĘ KOSZMAREM

    Ta historia miała mieć inne zakończenie!
    Powtarzał sobie to wciąż, z każdą chwilą gdy ból rozdzierał jego serce jeszcze mocniej, gdy patrzył na brzeg kamienistej plaży, gdy widział roztrzaskujące się o kamienne klify nadmorskie fale. Słyszał ich szum, wsłuchiwał się w każdy odgłos rozbijających się kropelek o kamienne wybrzeże. Nie starał się oszukiwać sam siebie, nawet nie kryć tego, że jego życie było w ruinie. Nie miało to najmniejszego sensu. Wiedział, że stał się jedynie przegrywem, który zaprzepaścił taką szansę. Miał przy sobie cudowną wręcz kobietę, nie mógł wymarzyć sobie lepszej dziewczyny. Jednak przez własne ślepe zapatrzenie, utracił ją. Mógł wręcz wychwalać, ją jak bardzo była cudowna wspaniała. Inteligenta i bystra, która swoją zaradnością w przeciągu ostatnich lat osiągnęła więcej, niż mogła sobie wymarzyć. Nie pragnęła pomocy, lecz chciała sama zadbać o swoją przyszłość, owszem, chociaż zdarzało się jej prosić o pomoc, jednak starała się liczyć na siebie. A między nimi mimo ich konfliktu potrafiła przyznać się do błędów, chociaż nie było dla niego łatwe powiedzieć, że to on spieprzył i powiedzieć ze tak to on zawinił, Julia nie była wyjątkiem. Pomimo że nie raz z jej winy coś się stało to po paru godzinach, wypierania w końcu przyznawała się do błędów i przepraszała, była niezwykle zaradna pomimo dość wymagających studiów, pracowała, i spełniała swoje pasje i nie zapomniała o najbliższych, mimo nie raz napiętego harmonogramu potrafiła znaleźć czas dla wszystkich i co ważne jego samego. Wręcz poczuł uścisk w sercu, na myśl jak bardzo w ostatnich tygodniach namieszał w ich wspólnym życiu. Odruchowo wręcz sięgnął po telefon, gdy tylko ujrzał ją w swoich własnych objęciach na blokadzie, jego ciałem wstrząsnął kolejny, napadł płaczu, gdy przesunął palcem, odblokowując go. Zdawał się, jakby nie wiedział, co robił, jednak podświadomie wiedział, czego poszukuje, w końcu na stronie odnalazł filmik i ponownie go włączył. Mimo że oglądanie wciąż tego wypadku przyprawiało go o szybsze bicie serca, gdy musiał patrzeć wręcz w strachu, jak jego ukochana wypada z trasy, nieświadome jakby chciał przyjrzeć się temu wypadkowi, cofnął znacznie wcześniej, przez załzawione oczy patrzył, z uwagą na jazdę Julii i dopiero wtedy gdy zobaczył drugi motocykl, wjeżdżający jej bezczelnie w drogę zrozumiał bardziej jakim był skończonym kretynem, nie wierząc jej, wręcz pragnąć, wcisnąć swoją wersję zdarzeń, których nie było, tylko on je stworzył, teraz gdy patrzył jak kamery, wręcz idealnie ujęły moment zderzenia, usłyszał głos Julii jakby stała tuż obok:
    — Andrea wymusiła wypadek… — jej głos wręcz krzyczał w jego głosie.
    Patrzył na nagranie, jak skręca maszynę w bok, by uniknąć czołowego zderzenia. Utrata Julii uświadomiła mu, co ona chciała mu cały czas powiedzieć, przetłumaczyć, teraz już nie chciał i nawet nie próbował dopisywać sobie czegoś, co nie było, nie tworzyć innej rzeczywistości, patrzył na wręcz suche fakty, które przed nim spoczywały. Nagranie z tamtych zawodów, od których wszystko się zaczęło. Jego wręcz paranoja na punkcie bezpieczeństwa Julii. Przyznał to teraz sam przed sobą, lecz było już za późno. Był gnojkiem, był pieprzonym egoistą, który nie słuchał tłumaczeń byłej… byłej narzeczonej, lecz trwał, wytrwale stał przy swoim.
    Mógł teraz tylko zadawać sobie pytanie co on najlepszego narobił. Czemu nie ratował związku gdy miał jeszcze szansę, czemu zaczął rozumieć wszystko gdy stracił ją. W chwili gdy Julia go porzuciła, pozostawiając go z ogromnymi wyrzutami sumienia oraz pytaniami, na które już nie zdoła poznać odpowiedzi.
    Julia chciała tylko mu przestawić, swoją wersję zdarzeń chciała, by zrozumiał, a on zachował się jak pieprzony złamas, wręcz zaczął jej zabraniać, jeździć, co się z nim stało. Kiedyś szanował to, że jeździła i chociaż wiedział, że wypadek może się zdarzyć, ufał Julii, wiedział, że nic głupiego nie zrobi i tym razem też to zrobiła. Ona jedynie chciała nie dopuścić do karambolu, pomimo że zrobiła to odruchowo w przestrachu, mógł tylko domyśleć się, co wtedy myślała, czy mogła się bać, czy miała świadomość, z jakim ryzykiem się liczy na pewno, tak było, jednak jej tylko zależało, by nie wpaść na motor rywalki i ją, bo konsekwencje wtedy były dużo bardziej poważne gdyby im obojgu się coś stało i znając charaktery takich dziewcząt, z jakimi mierzyła się Julia w postaci jej rywalki na motocyklach, nie odpuściłaby łatwo jego ukochanej i ciągnęła się po sądach. Julia wybrała gorsze zło, ze świadomością, że albo przepłaci tym życie, albo poważnymi obrażeniami. Skończyło się jedynie na stoczeniach i złamanym nadgarstku i chwili strachu a on spanikował, jakby ona faktycznie leżała przez tygodnie w szpitalu, ją przetrzymali jedynie do chwili zrobienia wszystkich badań i nałożenia jej gipsu. Mógł wtedy rozsądnie pomyśleć, a nie teraz gdy stracił najważniejszą osobę w swoim życiu.
    Skrył twarz w swoich dłoniach, nie miało dla niego znaczenia, gdzie wypadł jego telefon, to przestało mieć znaczenie gdy zaniósł się większym płaczem, który wręcz mógł rozerwać serce, lecz on był sam jedynie ocean, był świadkiem jego łez. Siedział na osobieniu wiedząc, że nikt, go tutaj nie znajdzie. Przymknął wręcz swoje oczy gdy wspomnieniami:

    — Julio… — zaczął poważnie, lekko zmuszając ją, by odwróciła się w jego stronę.
    Słysząc tak poważny głos ukochanego, spojrzała na niego zaintrygowana, jednak widząc, że patrzy na nią ze spokojem i opanowaniem poczuła nieświadomie ulgę, że nie ma o co się martwić.
    — To jest dla mnie bardzo ważne — przyznał, stając z nią twarzą w twarz.
    Wyjął z jej dłoni kubek z ciepłą nadal czekoladą, mimowolnie zsuwając, z jej ramion puchowy koc ponownie stanął przed nią, a ona patrzyła nadal na niego zdumiona i wręcz zaskoczona, bo nie rozumiała, zupełnie co się dzieje.
    — Mike, ale…
    Poczuła, jak lekko przykłada swój palec do jej ust, mimowolnie ją uciszając. Zamrugała lekko zaskoczona, gdy odsunął dłoń z jej ust.
    — Daj mi coś powiedzieć — odezwał się cichym głosem, jednak usłyszała, w jego tonacji jak lekko się chwieje jakby ze strachu i obawy — Oboje pamiętamy, w jakiś okolicznościach się poznaliśmy wzajemnie, oboje zmagaliśmy się z problemami ty ze swoją przeszłością ja konsekwencjami po nie udanym związku i małżeństwie, który zakończyło się na sali sądowej i nie było dla mnie wtedy nic bardziej druzgoczącego i pomimo że miałem obok siebie cudownych przyjaciół, którzy starali się ze wszystkich sił mi pomóc, to jednak to dzięki tobie jestem tu gdzie, jestem. Nie podałem się, wręcz twoja obecność twoje nieświadome wsparcie psychiczne pozwoliło mi znowu cieszyć się życiem jednak największym szczęściem, jakim mógłby być to wtedy gdy wreszcie przyznałaś, że darzysz mnie uczuciami zupełnie, jak ja to wyznałem ci przed paroma tygodniami. I nikt tak jak ty nie był dla mnie ważny w życiu i mogę gadać te farmazony jednak potworze i będę mówić to, dzięki tobie żyje i pragnę to robić dalej, bo kochasz mnie takiego, jakim jestem z wadami i zaletami i akceptujesz moje wyjazdy, pomimo że zapewne nie jest ci łatwo — patrzył, jak mimowolnie uśmiecha się w bardzo uroczy sposób, nawet nie dał jej dojść do słowa, bo kontynuował — Julio nikt tak jak ty nie jest dla mnie ważny i chciałem cię o coś spytać.
    Zamarła w jednej chwili, czuła jak jej serce kołacze w jej piersi, a jej myśli galopowały jak szalone, a przez jej umysł przetoczyła się jedna myśl, która tak starała się wyprzeć. Myśląc tylko o jednym.
    Nie on chyba nie chce…!
    Jednak kolejne sekundy, w których dostrzegła kątem oka, jak wyjmuje z wnętrza bluzy aksamitne bordowe pudełeczko, zadrżała z chwilą gdy ukląkł przed nią na jedno kolano, otwierając je, by mogła dostrzec wewnątrz przepiękną obrączkę z białego złota, który ozdabiał wręcz ujmująco piękny bladoniebieski diament otulony delikatnymi szafirami. Zdumiona przyłożyła delikatnie dłonie do ust zaskoczona tym, co się wokół niej dzieje.
    — Czy uczynisz mnie większym szczęściarzem i uczynisz mnie ten niezwykły zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

    Zapłakał jeszcze mocniej gdy wspomnienia zaręczyn zaczęły go wręcz prześladować, miał wyraźnie jakby zaledwie wczoraj włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy, a nie zrobił to parę miesięcy temu, teraz otworzył dłoń, w której nadal trzymał jej biżuterie. Tą, którą nosiła jeszcze do niedawna, ona teraz trzymał je przy sobie. Łzy skapywały po jego policzku gdy błysk słońca odbił się w pięknym błękitnym diamencie jej pierścionka. Jakim był głupcem, że pozwolił jej odejść. Jakim był kretynem, nie słuchając jej.
    Miał szansę jeszcze to naprawić, przecież Julia dawała mu szansę, jednak on był zbXyt honorowy i zbyt obsesyjnie nastawiony na jej bezpieczeństwo był, odpuścić teraz musiał liczyć się, z konsekwencjami tych zdarzeń.
    Jednak uparcie jedna myśl próbowała przedostać się do jego umysłu, starał się wyprzeć to ze swoich zmysłów, nie dopuścić jej do siebie. Walczył, by, pokonać wspomnienie, które tak zaczęło go nawiedzać. Chciał raz na zawsze zapomnieć tej jednym wieczorze o tej nocy przeklętym poranniku:

    Obudził go wręcz rozrywający na wskroś, wręcz piekielny ból głowy. Nie chciał wstawać nie miał nawet takiej ochoty gdy wręcz przeszywający ból go obezwładnił. Nawet się nie ruszył, leżał wtulony w ciepły puch poduszki. Z trudem mógł sobie przypomnieć, co się wczoraj stało. Obraz mu się zamazywał. Z trudem wręcz wytężył umysł, próbując przywołać we wspomnieniach, co robił, zanim całkowicie stracił przytomność. Pamiętał bar, do którego często chodził, lecz potem wszystko zlewało się w jedną czarną dziurę, kompletna pustka, której za nic nie mógł wypełnić jakimiś obrazami.
    Mógł jedynie domyślać się, że musiał dużo wypić, skoro zupełnie nic nie pamięta prócz ten okrutny ból. Miał wrażenie, że zaraz mu czaszkę wręcz rozsadzi, każdy odgłos był dla niego jak uruchomienie cholernej piły automatycznej i wierconej tuż obok jego ucha, wręcz jęknął z rozpaczą. Obiecywał sobie, że nie będzie tak dużo pić, a się uchlał jak przed paroma laty gdy był jeszcze młody i dość często chodził na imprezy. No dobrze mógł się napić, ale nie aż tak schlać by nic nie móc sobie przypomnieć zeszłego wieczoru.
    Nieświadomie pomyślał, że Julia nie będzie zadowolona z jego stanu, pewnie już stała nad nim z niezbyt zadowoloną miną, pytając, jak się bawił to wręcz z takim ironicznym uśmiechem, wręcz kpiącym uśmieszkiem zbyt dobrze ją znał, pomimo że potrafiła nie raz mu nieźle dogryzać, zawsze starała się pomóc.
    Czuł wręcz czyjaś obecność obok siebie i odruchowo odwrócił się, by móc się do niej przytulić. Jednak czuł się jakoś dziwnie jednak zbagatelizował to czując dotyk kobiecej dłoni gdy mimowolnie zaczęła przesuwać palcami dłońmi pomiędzy jego włosami, wręcz je mierzwiąc, bawiąc się nimi, odruchowo zamruczał.
    — I jak się spało kochanie?
    Potrzebował dość dłuższej chwili, by jego szare komórki się obudziły, a on uzmysłowił sobie, że to wcale nie był głos jego ukochanej Julii, to był równie znajome, lecz bardzo znienawidzony przez niego głos. Wręcz z niepokojem i strachem otworzył oczy, by móc spojrzeć w zielone oczy swojej byłej… byłej żony.
    Wręcz z krzykiem wyrwał się, z jej objęć niemal spadając na podłogę, popatrzył na nią bardzo rozgniewany, dopiero wtedy zrozumiał, że jest zupełnie nagi, a gdy przyjrzał się jego byłej, ona również nie miała na sobie nic, prócz z trudem opanował, panikę próbując sobie wmówić, że to tylko jego wyobraźnia.
    — Taylor! Co tu robisz!? — spytał, z wyrzutem się podnosząc.
    Starał się być opanowany, bo okazywanie słabości przy niej już nie zamierzał. Patrzył na nią, jakby przez moment nie zdawał sobie sprawy, że stoi przed nią, nie ubierając nawet bokserek na sobie, na co dawał idealny widok na odsłoniętą męskość.
    — Nic nie pamiętasz? — wydawała się być zaskoczona i naprawdę zdumiona.
    — Nie pogrywaj ze mną, tylko gadaj, co tu robisz! — wściekł się.
    Patrzył jak kobieta, wręcz na czworaka podchodzi do niego łóżku, patrzył, jak odruchowo sięga do góry, nie musiał wiele się zastanawiać, by domyślić się, o co jej chodzi, wręcz umknął przed jej wyciągniętą dłonią w ostatniej chwili. Widział, wręcz zawód w jej oczach co wydawało się mu bardzo podejrzane.
    — Gadaj! — niemal krzyczał.
    — Nic nie pamiętasz? — spytała z niewinnością w głosie — Kochaliśmy się.
    — Co…!? Chyba sobie żartujesz!?
    Zaczął wręcz spanikowany, szukać swojej bielizny jakiejkolwiek w końcu odnalazł spodnie, które szybko założył.
    — Nie — usłyszał za sobą jego głos — Spaliśmy ze sobą, uprawialiśmy seks, jak wolisz to nazwać, po prostu spędziliśmy ten noc razem i było nam wyjątkowo dobrze
    Oblał go niemal zimny dreszcz gdy do jego zaspanych zmysłów przedarła się okrutna, wręcz myśl. Chociaż starał się wyprzeć tej myśli, fakty wydawały się być przeciwko niemu gdy widział część ubrań, ich ciuchów rozrzuconych po całej sypialni. Nie co dzień jego była, żona śpi nago, w jego sypialni, jednak najgorsze jednak miało przyjść. Gdy w tej samej chwili uświadomił sobie bolesną myśl.
    Zdradził Julie!
    Ta myśl wręcz go sparaliżowała, jak mógł w ogóle to zrobić. Dobrze nie było między nimi za ciekawie, ale nigdy nie dopuścił się pójścia z inną do łóżka tym bardziej z eks żoną gdy był szczęśliwe zaręczony z ukochaną dziewczyną. Zaczął niemal w nerwowy sposób, chodził po całej sypialni, nawet nie zwracał uwagi na kobietę, która nadal siedziała w łóżku, starał się za wszelką cenę wymyślić wszystko by zbyć byłą i nie dopuścić do tego by Julia odkryła, że był jej niewierny.
    — Słuchaj…
    Odwrócił się do Taylor, która popatrzyła na niego wręcz maślanymi oczkami, jednak już dawno ten urok przestał na niego działać.
    — Powiem to raz, masz siedzieć cicho. Masz trzymać pieprzoną mordę na kłódkę — powiedział dość obelżywie, chociaż nie lubił się zwracać w tak chamski sposób do kobiet, co do niej nie miał skrupułów.
    — Mike, ale było nam dóbr…
    — Smith chyba jasno się wyraziłem, masz trzymać gębę, na kłódkę. Nikt nie może dowiedzieć się, co między nami zaszło!

    Wręcz poczuł odruchy wymiotne względem samego siebie. Zrobił coś tak odrażającego i ohydnego swojej już byłej narzeczonej i pomimo że nie dowiedziała się prawdy, jednak czuł wobec siebie odrazę i wstręt. Dał się zmanipulować jak jakiś dzieciak, poddać się urokowi swojej byłej żonie i wylądować z nią w łóżku jak tak w ogóle mógł! Był gnojem, był pieprzonym złamasem, który w jednej chwili stracił wszystko, na co pracował przez ostatnie lata.
    Niemal w tej samej chwili w apartamencie młodej studentki sztuk pięknych przez ogromne okna pokoju dziennego, wpadły ostatnie promienie wieczornego słońca. Mały dom pogrążony był w zupełnej ciszy, wręcz nic nie było przerwać panującego wokół głuchego echa, jedyne co było słychać to spokojny oddech śpiącej na kanapie młodej dziewczyny. Znużona zdarzeniami dzisiejszego poranka, nawet nie była świadoma gdy przysnęła. Sen regenerował prawda? Może to było jej potrzebne również po zarwanej nocy, którą spędziła na torze. Jej organizm wręcz błagał o odpoczynek, a nadmiar emocji sprawiło, że poddała się i zanurzyła się w swoim spokojnym świecie i o ironio zdawać się mogło, że po tak dość traumatycznych chwilach gdy zerwała długoletni związek, nie powinna śnić spokojnie, lecz ona to robiła. Nie przyśnił się jej żaden zły sen, a ona w spokoju mogła wypocząć. Lecz niestety nie mogła dłużej pospać, gdy promyki zachodzącego słońca zaczęły oświetlać jej twarz. Niechętnie zaczęła powracać do teraźniejszości, pragnęła nadal śnić i nie przywodzić w pamięci zdarzeń ostatnich godzin. Jednak zachodząca kula światła nie dawała jej spokoju, wręcz mruknęła niezadowolona gdy narzuciła na swoją głowę koc z nadzieją, że pomoże jej to się uchronić, przez zdradzieckim światłem jednak na nie wiele się to zdało. Niechętnie odrzuciła na bok narzutkę, którą starała się okryć, spuszczając nogi na dywan, przetarła zmęczoną twarz dłońmi, między palcami dostrzegła na stoliku złożoną kartkę w pół. Opuściła ramiona, lecz sięgnęła ręką po papier i otworzyła go, tam ujrzała krótki liścik z dość charakterystycznym pismem Chestera:

Alice jest w swoim mieszkaniu gdybyś czegoś potrzebowała, musiałem gdzieś pojechać, postaram się wrócić jak najszybciej.
Nie martw się, o zwierzaki są pod opieką Brada i Ines.

    Kącik jej ust drgnął, nieznacznie do góry widząc tę krótką wiadomość, po części sprawiła jej poczucie swego rodzaju spokoju. Mogła wiele mówić na swojego starszego brata, mogła się wściekać nie raz wkurzać, jednak nie mogła mu w żaden sposób ująć tego, że nie troszczył się o nią. Od chwil gdy ją zabrał z bidula, mogła śmiało powiedzieć, że pragnął zrobić wszystko, by poczuła się przez niego kochana, poczuła, że faktycznie ma rodzinę, może i nie mieli poza sobą jako rodzina nikogo, bo wręcz i on nie uznawał ich przyrodniej siostry, a z ojcem praktycznie nie gadał już od ponad roku, a jeśli już to wiecznie się ze sobą żarli głównie o nią, mamę czy to, co zrobił ich rodzinie John. Chester nie był w stanie zaakceptować tłumaczeń tego złamasa, dlaczego kazał pozbyć się jej, uznał, że jest skończonym złamasem, który zwyczajnie zrobił to dla swojej pieprzonej wygody, bo nie chciał zajmować się małym dzieckiem, jednak najbardziej oberwało się na tym jej. Przeszłości nie zmieni, jednak świadomość, że miała na kogo liczyć, że miała brata, który zrobi dla niej wszystko, sprawiało, że przeszłość i wyparcie się jej ich ojca nie miało dla niej kompletnie znaczenia.
    Odłożyła kawałek papieru, wzdychając cicho. Rozejrzała się po salonie, praktycznie pustym pokoju, którym nie było nic poza meblami i sprzętem RTV żadnych pamiątek, zdjęć czy jej prywatnych rzeczy, wszystko zostawiła już u swojego byłego narzeczonego. Teraz ponownie musiała spakować się i wrócić tutaj, odebrać własne rzeczy od niego, nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusje jednak nadal boli to jak bezczelnie ją potraktował. Chciała, jedynie by zrozumiał, lecz jego upór wcale nie pomagał, mimowolnie powróciła wspomnieniami do ich szczęśliwych chwil i chociaż nie chciała wspomnienia, wróciły.

    Widziała, jak drzwi ostrożnie się otwierają, a ona przeklęła w myślach, że zapomniała ich zamknął, jednak zanim mogła, to zrobi na progu, stanął jej ukochany, a uśmiech, który skradł się na jego usta nie go opuścić, gdy patrzył na nią spod przymrużonych oczu, a ona miała jedynie na sobie dość skąpy biustonosz oraz dopasowane do jej ciała ciemne jeansy. — Wejście to ty masz znakomite — stwierdziła z przekąsem, gdy zauważyła, że nie jest w stanie oderwać od niej oczu.
    — Nie zaprzeczę, jednak raczej to twoja lekkomyślność sprawiła, że nie zamknęłaś za sobą drzwi.
    — Nawet gdyby kto mógłby mnie podglądać, ty? — zaśmiała się, opierając na krawędzi umywalki — I tak już widziałeś mnie nago — dodała, ponownie skupiając twarz na odbiciu w tafli krzywego zwierciadła.
    — Przyznaj czy kiedykolwiek czułaś się zmieszana w mojej obecności, siedząc w stroju kąpielowym na początku naszej znajomości? — zagadnął, podchodząc do niej wolno.
    Przylgnął do niej, czując ciepło jej ciała, splótł dłonie na jej zgrabnym brzuchu, patrząc z uwagą, jak przeszukuje zakamarki swojej kosmetyczki. Dojrzała w jej mroku płyn, który poszukiwała, wyjęła go, a on rzucił okiem na napis na nalepce.
    — Źle to ująłeś, raczej byłam nieco zdegustowana, bo nie znosiłam wtedy swojego ciała, nie akceptowałam samej siebie, więc nawet jeśli doszło, by do jakichś nieporozumień to ja bym się o to winiła, nikogo bym o nic nie posądzała, jednak teraz rozumiem wiele rzeczy, na które wtedy byłam ślepa albo zbyt głupia.
    Nasączyła wacik płynem do demakijażu, pomimo że nie nałożyła go zbyt dużo, chciała w jakiś sposób zakryć cienie po dość krótkiej nocy, wykorzystała pewne pomysły swoich przyjaciółek, które nieco więcej jej doradziły, mogła bez trudu się malować niezwykle delikatnie, nawet gdy jej twarz była kompletnie nie do życia. Przyłożyła gazik do jednej z powiek, przecierając ją, by nieco zmyć bladoróżowy cień do powiek. Nie gustowała w takich kolorach, jednak postawiła dziś nieco zaszaleć i nieco przyodziać się w dziewczęce barwy, w który gustowała Marinette. Wydawało się, że pomimo że z pozoru były do siebie podobne pod względem zachowania, jednak kompletnie inaczej odbierały modę, ona lubiła ciemne kolory czasami wykończone skórą, oraz lekki, ale nieco drapieżny makijaż, jej przyjaciółka była jej przeciwieństwem często ubierała się w kwieciste wzory, co ją lekko przestraszało, malując się w żywsze odcienie różu, jednak ona musiała stwierdzić, że do paryżanki bardzo pasowała czerwień, jednak nie często mogła ją w niej ujrzeć.
    — Nawet mi tego nie mów, zawsze byłaś piękna, tylko tego nie widziałaś — delikatnie oparł głowę na jej barku.
    — Zapewne w koszulkach mojego brata i szortach wyglądałam naprawdę seksownie — powiedziała z przekąsem — Blask i szyk z paryskiego wybiegu mody.
    Uwielbiał ją za to poczucie humoru i teraz po tylu miesiącach, że wrócił jej dystans do samej siebie, jeszcze rok temu unikałaby żartów z własnej urody, raczej by tego unikała, urażając, że to jest ostateczność, by wygłupiać się i stroić sobie dowcipy z samej siebie, teraz była tą dziewczyną, którą pokochali, otwartą, zabawną i zdystansowaną do siebie nastolatkom, która skradła jego serce.
    — Nie oszukujmy się, nie jestem modelkom z pierwszych gazet Vogue’a, raczej mi do nich daleko — mówiła, gdy ostatecznie zdjęła kreski ze swoich powiek — Nawet im nie dorównuje.
    — Przeciwnie kochanie, to one nie dorastają ci do pięt — przerwał jej w pół słowa — One są skupione na swojej urodzie, oraz wyglądzie. Nie pokazałby by się publicznie bez makijażu czy w nieodpowiednich ubraniach a ty nie przykuwasz do tego tak wielkiej wagi, bo ważniejsze są dla ciebie inne priorytety. Kocham młodą i ambitną dziewczynę, którą się stałaś na przestrzeni tego roku.
    — Mówiłam ci, że cię kocham.
    Okręciła się w jego ramionach, chwytając między dłońmi skrawek ciemnego materiału koszuli, przesunęła palcami po zapięciu materiału, zatrzymała się na jednym z guziczków, uwalniając go z uchwytu, poczęła ten ruch przy następnym spięciu, unosząc delikatnie głowę, gdy koniuszki jej palców bawiły się z następnym kółkiem przyszytym do materiału. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy tkanina została do połowy rozsunięta, ukazując jego dobrze zbudowaną pierś. Nie poczęła swoich kolejnych ruchów, nawet nie zamierzała. Odsłoniła jedynie lekko skrawek jego koszuli, unosząc wzrok. Napotkała barwę ciemnej woni czekolady, które z intensywnością wpatrywał się w niecne zagrywki, jednak nic się nie odezwał.
    — Możesz mi powiedzieć, czemu nie chodzisz ubrany w ten sposób?

    Teraz gdy wspominała tamte chwili, one wydawały się jej tak nie realne, obce jakby to nie należało do niej, jednak prawda była inna, to było jej życie, jej dawne wspomnienia dawnego życia, gdy jej związek z Mike wręcz rozkwitał, teraz pozostało z niego nic prócz złamanego serca. I nie mogła powiedzieć, że nie starała się, by ten związek nie upadł, nie tylko przez ubiegłe tygodnie, lecz wspominała o wszystkich ich wspólnych przeżyciach. Miała świadomość, że nie była ideałem, że miała własne wady, ale starała się, chciała być lepsza, pragnęła wciąż pielęgnować między nimi uczucie, jednak coś musiało się popsuć, całe ich szczęście okrutny los musiał przerwać. Pomimo złożyć deklaracji o niezakochaniu się zrobiła to z nadzieją, że tym razem może się uda, jednak tak nie było, co ją wręcz dobijało.
    Czuła jak ponownie po jej policzkach kapią łzy gdy rozglądała się po salonie, a do jej umysłu powróciło kolejne wspomnienie.



    — Jak ty to robisz? — pytał nieco podminowany.
    — Zwyczajnie kotku — odparła, napawając się swoim kolejnym zwycięstwem.
    Podniosła się lekko tylko po to, by delikatnie usiąść na jego kolanach, pełna nieukrywanego zadowolenia dobrała się do jednego z pierwszych guzików jego koszuli, wolno wysuwające je z małej dziurki.
    — Powtarzałam ci kiciu — odezwała się nieco przebiegłym głosem, pozbywając się kolejnych upięć — Ze mną nie można zadzierać przystojniaku i na co ci to było? — mruknęła, rozpinając ostatni guzik — Dwa zero kochanie dla mnie! Gramy dalej jednak szansę na odkucia masz marne! Dwie części garderoby, dwa zwycięstwa, ty potrzebujesz przynajmniej trzech rzeczy się ze mnie pozbyć — mimowolnie spojrzała na siebie, tylko na moment, by spojrzeć na swoje ubrania — Jesteś bez szans Shinoda! — uśmiechnęła się niezwykle lubieżnie, napawając się faktem, że wciąż nie zdobył żadnego punkty tym samym nie wyzbyć się z niej żadnego ubrania i tak na początku ułatwiła mu sytuacje, pozbywać się z siebie kurtki by szansę były wyrównane.
    Ostatnie zdanie sprawiło, że poczuł jakąś nieukrywaną determinacje, był świadom, że był na przegranej pozycji, wygrywała z nim dwoma punktami, wiedział, że oboje mają tyle samo ubrań na sobie, jednak ona wciąż nie była pozbawiona nawet pieprzonej bluzki! A on w tej chwili pozbawiony kurtki i koszuli, a Julia niezwykle dobrze się bawiła nie tylko własną wygraną, ale samym faktem zabawy, którą z nim podjęła. Mógł przed paroma chwilami sprawić by zapomniała o tej popieprzonej grze, jednak nie zrobił tego, jego dziewczyna zdecydowanie nie chciała mu ulec, a teraz za to płaci. Widział, jedynie jak unosi przed sobą jego koszule z chytrym uśmieszkiem.
    — To, co kochanie wypierasz kolejną trasę — stwierdziła.
    Wydawało się, jakby sytuacje się powtarzała, okoliczności były nieco inne, a on sam równie zadowolony i pełen tryumfu trzymał w dłoni jej biustonosz, to ona wściekła się, że zbyt skutecznie ją podszedł tym razem ona chełbia się swoją wygraną tylko po to, by po chwili rzucić ciuch za siebie, pozostawiając go w niesmaku, gdy ponownie opuściła jego uda. Kolejna trasa i zupełnie inny krajobraz tym razem wioskowe pola, farmy i stare domki były tłem całego wyścigu, trasa, która mogła przypieczętować jeszcze bardziej jego klęskę albo być punktem dla niego. Mógł tylko liczyć na pieprzony lud szczęścia. I tym razem wyścig przerodził się we wspólną spokojną rywalizację i może i te słowa mogły być ironiczne, jednak oni grali w całkowitym spokoju i opanowaniu, nie krzyczeli, nie śmieli nawet posunąć się do przekleństw, byli zbyt pochłonięci trasą i prowadzeniem swoich pojazdów w świadomości, jakie mogą być tego konsekwencje, że nie byli w stanie nawet komentować swoich poczynań. Lecz czy było zaskoczeniem fakt, że trasa była niezwykle łatwa dla Julii, która niemal po połowie trasy, przegoniła pojazd swojego ukochanego, o znaczną odległość i wyścig już teraz został przesądzony, nie było wręcz możliwe, by przejechał taki kawałek drogi, pokonując ją, ponownie przegrywał, a ona doskonale przyczyniła się do tej klęski, pomimo ogromnej chęci rywalizacji poczuła się znudzona, że ponownie stanie na poziomie znowu zwycięży, gdy pokonywała ostatnie kilometry, a Mike daleko w tyle. Owszem mogła wybrać inną grę i zaczęła teraz tego żałować. Czuła wściekłość, gdy patrzyła na kolejne swoje zwycięstwo, ponownie tryumfowała, wystarczyły dwa zakręty, by mogła go pokonać i mimo że właśnie tego pragnęła rozebrać go w rozgrywce video, teraz jedyne co czuła to rozgoryczenie, gdy spoglądała na własne zwycięstwo i tu już nie chodziło o fakt, pokonania go, ale oddalającą się wizje wspólnego wieczoru:
    — Pieprzyć tę grę — krzyknęła nagle poirytowana.
    Porzuciła, w róg kanapy pada, który odbił się od jej oparcia, by sam przeturlał się po szarych poduchach, zatrzymując się na ich krawędzi, zerknęła przelotnie na ukochanego, widział, jak drgnął wystraszony, jej nagłym wybuchem frustracji, powstrzymał się przed dalszą grą, choć mógł śmiało wykorzystać przewagę strategiczną, którą obecnie miał, lecz on kompletnie stracił zainteresowanie tym, co się tam ekranie telewizora jego powędrowało ku Julii, której irytacja sięgała już granic szczytu. Znał ją za dobrze by zrozumieć, co jest powodem jej nagłej wściekłości. Jej zwycięstwo, które coraz bardziej oddali wizje wspólnie spędzonych chwil, momentów uniesień, które oddalały się w zastraszających dla nich tempie. Czy dalsza rozgrywka miała w tej chwili jakiekolwiek znacznie? Utknęli w grze, jednak nie w życiu wystarczyła zaledwie kilka sekund, by mógł dojrzeć jak przed paroma minutami, Julia ponownie zakradła się na jego kolana, kompletnie przysłaniając mu widok na ekran telewizora.
    — Nie skończyliśmy grać! — oburzył się z chwilą, gdy lekko opadła na jego uda.

    Wszystko wtedy wydawało się takie prostsze. Nie skomplikowane, wtedy oboje żyli w przekonaniu, że nic nie jest w stanie ich podzielić, niestety okrutny pan ich życia postanowił inaczej. Zdecydował się zniszczyć ich wzajemnie szczęście, przez głupie nie porozumienie, lecz było już zdecydowanie za późno, by to naprawić.
    Nie był pewny kiedy udało mu się dotrzeć do domu, lecz gdy stanął na podjeździe swojego mieszkania, zapadł mrok, spodziewał się, że będzie sam, pragnął tego. Samotność była jego jedyną przyjaciółką, nie był nadal w stanie poukładać myśli i pomimo że spędził cały dzień praktycznie na plaży, z trudem hamując łzy i wyrzucając, sam sobie jak był głupcem, pozwalając się przez własne rozmysł, wymknąć się Julii. Musząc stawić czoła perspektywie bycia znowu singlem to, jednak było to cholernie trudne. Nadal wracał myślami do niej, nie chciał zapomnieć o ich szczęśliwych chwilach jednak z tyłu głowy miał tę cholerną świadomość ze już nic nigdy nie będzie takie same jak było, pozostał sam. Jego ukochana go porzuciła, a on za późno zrozumiał, jaką wyrządził jej krzywdę swoimi durnymi pomysłami.
    Wysiadając, z auta nie spodziewał się nikogo, lecz się mylił gdy popatrzył bez uczuć i emocji na swojego najbliższego kumpla, który stał, opierając się o kolumnę, przed drzwiami, niemal od razu się wyprostował gdy tylko go zobaczył.
    — Szukałem cię kilka godzin! — powiedział na przywitanie — Gdzieś ty był?
    — Jeśli przyszedłeś do mnie, by mi wyrzucać, jakim jestem chujem, że skrzywdziłem Julie, nie potrzebnie się trudziłeś — mruknął, nie okazując praktycznie żadnych emocji.
    Nie zwrócił na niego uwagi, gdy wszedł do środka, nawet go to nie obeszło, że podąża za nim, jedyne, o czym marzył to, zostanie sam i najlepiej upicie się i zapomnienie o tym przytłaczającym go smutku. Pomimo że zaledwie przed paroma godzinami jego narzeczona go zostawiła, czuł niesamowitą pustkę, bez niej, z którą nie potrafił sobie emocjonalnie poradzić. Odczuwał jej bolesny brak i nie zamierzał z tym się ukrywać.
    — Może przyszedłem ci pomóc? — odezwał się przyjaciel tuż za jego plecami.
    Odwrócił się do niego niemal od razu zaskoczony zupełnie jego sugestią. Tego się najbardziej nie spodziewał. Był wręcz święcie przekonany, że pomimo tego, że łączy ich obojga przyjaźń tym razem Chester stanie po stronie Julii, bądź co bądź byli rodzeństwem, które było sobie bardzo oddane, był wręcz święcie przekonany, że on zostanie zepchnięty na dalszy plan, wręcz będzie gnojony i wyzywany, za to co zrobił.

— To nie ma sensu — przyznał wręcz załamany, gdy usiadł na pobliskiej kanapie — Straciłem ją! — lamentował.

— Chce wiedzieć jedno — głos przyjaciel niemal przeszył jego umysł na wskroś — Nadal uważasz, że Julia to skrajnie nieodpowiedzialna dziewczyna która…

— Nie! — wręcz wykrzyknął spanikowany — Tak mieliście racje, ona miała. Byłem idiotą, skończonym kretynem, dupkiem, który umyślał sobie coś. Dopiero teraz gdy znowu zobaczyłem to nagranie, zrozumiałem, że ona jedynie ratowała się przed gorszą kolizją. Powinnam wręcz się cieszyć, że skończyło się jedynie na złamanym nadgarstku, ale moje pieprzone ego wywaliło i za bardzo spanikowałem, że ją stracę i… — urwał na moment, nie mogąc w stanie dalej mówić.

— Zacząłeś wręcz obsesyjnie dbać o jej ochronę — dodał Bennington, siadając tuż przy niej — To zrozumiałe. Nawet ja się o nią bałem, widząc ten wypadek, jednak chyba miała dziewczyna więcej szczęścia, albo ktoś u góry nad nią czuwał, by większa krzywda jej się nie stała. Oboje wiemy, że Julia uwielbia ryzyko, pragnie przesuwać granice swoich możliwości, nie tylko przez swoją spontaniczną i bardzo charyzmatyczna osobowość, ale złożyło się na to parę czynników. Dobrze wiesz jaka była kiedyś, teraz odżyła i trudno było jej wrócić do dawnej siebie, gdzie była zamknięta wręcz wycofana, pewnie czuła zagrożenie, że ktoś ją chce ograniczyć, bardziej ją dobiło, że to byłeś ty i nie chciała tracić poczucia wolności. Nikt tutaj nie jest bez winy, ale…

— Nie truć się Chester i tak jej nie odzyskam. Spieprzyłem po całości — wszedł mu nagle w słowo — Mogłem rano w końcu przyznać jej racje, ale duma mi na to nie pozwoliła. A jak zobaczyłem to zdjęcie. Nie działem rozsądnie tylko pod wpływem emocji i… poszedłem do niej, a mogłem odpuścić nie iść nie wyrządzać, jej karczemnej awantury może nadal byłaby moja.

— Przecież nie powiedziane jest, że nie możesz jej odzyskać.

Wręcz w tej samej chwili popatrzył na przyjaciela, gdy usłyszał jego słowa:

— O czym ty mówisz? Jestem na straconej pozycji, zostawiła mnie, zerwała zaręczyny.

Otworzył dłoń, na której nadal spoczywała piękna biżuteria, która jeszcze rano należała do Julii w świetle sufitowych lamp, odbijały się w pięknym diamencie pierścionka zaręczynowego.

— Zależy ci na niej prawda?

Przytaknął w milczeniu:

— Zawalcz o nią, póki nie jest za późno. Masz jeszcze szansę, ona nadal cię kocha, jeśli jakoś uda ci się ją przekonać do siebie, przeprosić ją, może wam się jeszcze uda. Kuj żelazo, póki gorące, bo potem może być za późno. Ona odkocha się, może znajdzie innego dlatego zrób teraz coś, by ją odzyskać.

Myślał przez moment nad słowami przyjaciela, po części jego słowa napełniły go otuchą i po części nadzieją. Wiedział, że schrzanił po całości, sama Julia przyznała, że nadal go kocha, jednak zostawiła go. Może Chester ma racje i powinien zrobić cokolwiek, by chociaż spróbować porozmawiać z Julią, przekonać ją do siebie, przeprosin. Chociaż nadzieja wydawała się marna, jednak była chociaż częściowa.

— Co mam zrobić, by ją odzyskać?

Ponownie zapadła między nimi dłuższa chwila ciszy, jednak po chwili odezwał się Bennington z pewnym pomysłem wręcz sugestią.

— Zabierz ją z dala od miasta, wyjedz w jakieś zaciszne miejsce, ale takie, o którym ona marzy. Zmiana wam pomoże nabrać do tej sytuacji dystansu, może jeszcze uda wam się pogodzić. Nie ma jeszcze straconej szansy.

To racja i musiał to wykorzystać.

Może jeszcze będzie dla nich szansa!

No comments:

Post a Comment