Saturday, July 22, 2023

III 36 — BILET DO RAJU

    Tydzień. Tyle czasu upłynęło od jej ostatniego spotkania z Michaelem, te kilka dni nie były jeszcze w stanie zabliźnić rozdrapanych ran, które nadal były świeże i mocno nadal krwawiły. Czerwona ciecz dalej wpływała z ran, które powstały po nie dawnej zrujnowanej miłości, wciąż czuła pustkę. Wydawać się to mogło dziwne, jednak nic nie czuła, kompletnie. Nic nie odczuwała, mimo ostatnich dni i mimo że z rana dalej siąkła krew, że wspomnienia nadal były żywe, nadal wciąż raniły boleśnie jej umysł w chwilach gdy nie była niczym zajęta, gdy nie myślała o istotniejszych sprawach. Starała się przez ostatnie dni, wyprzeć ze swojego umysłu świadomość o rozczarowaniu, goryczy po nie udanym związku, rozrywającego ją wręcz bólu w miejscu, gdzie powinno być serce. Chciała zapomnieć, lecz było to naprawdę trudne, nie było łatwe wymazać praktycznie trzyletni związek, wymazać te wszystkie szczęśliwe chwile, które spędzili ze sobą. Po części nadal go kochała, mimo że ją zranił, wciąż coś do niego czuła i chociaż z całych sił starała się, stłamście w sobie, to uczucie nie potrafiła. Nie umiała, nie mogła. Nadal żywiła wobec niego uczucia i wiedziała, że będzie potrzebowała tygodni jak nie miesięcy, by uporać się z tym uczuciem, jednak wierzyła, że jej się uda, że da radę, jednak potrzebowała czasu, na razie nie dopuszczała do siebie nawet myśli, że faktycznie do tego doprowadziła, że rzuciła faceta, z którym była przez ostatnie miesiące, wręcz lata, z którym planowała wziąć ślub. I tak może to być dziwne, jednak tak było.
    Może też wydawać się zaskakujące, że powinna przez ostatnie dni, siedzieć w mieszkaniu i płakać, jednak dorosłe życie nie pozwala nam na to, zwłaszcza że miała na głowie utrzymywanie dalej domu, opiekę nad trójką swoich futrzastych przyjaciół, pracę czy studia. Nie mogła sobie na to pozwolić, ale czy faktycznie by tego chciała? Z jednej perspektywy marzyłaby się położyć, zawinąć w kulkę na łóżku i rozpaczać jednak czy jej łzy, rozpacz były tego warte? Czy naprawdę powinna ronić łzy nad związkiem, który najwyraźniej musiał upaść? Może faktycznie okrutny los tak chciał, by do pewnego czasu zapewnić jej spokój, wręcz jak na nią idealne życie, gdzie nie musiała się zbytnio martwić, jedynymi jej strapieniami były kolokwia, sesje na studiach, czy to, czy uda się j jej na czas zrobić obraz dla klienta i go wysłać i co ważne, czy zamawiający będzie zadowolony z ostatecznego efektu. Mogła powiedzieć, że dla niej to obecne życie było istną sielanką. Była przyczajona, że życie było dla niej brutalne, nigdy nie miała łatwo, wręcz wciąż miała pod górkę, ale przez ostatnie praktycznie trzy lata, mogła żyć spokojnie, mając cudownych przyjaciół, faceta, który był jej ideałem. Wręcz nie mogła narzekać na to, że nie brakowało jej atrakcji w swoim życiu, jednak ktoś, kto kierował jej marną egzystencją, postanowił okrutnie zaśmiać się jej w twarz i wręcz śmiejąc się w iście szaleńczy sposób, pisać jej inną drogę, którą musiała podążyć. Ponownie musiał doprowadzić do tego, by rozczarowała się tak pięknym uczuciem, jakim jest miłość do drugiej osoby, zmuszając ją do tego, by musiała leczyć złamane serce, łatać rany po nieudanym związku. Wręcz była pomiatana przez okrutnego pana jej marnej egzystencji. To on pisał jej dalsze losy, z którymi musiała się godzić i je akceptować, ale trudno było zrozumieć, dlaczego po tylu latach znowu musiała mierzyć się, z niepowodzeniami jakby w młodzieńczych latach nie musiała wręcz przeżyć istnego piekła, jednak najwyraźniej musiała. Wręcz czuć ten sztylet, który zostaje jej wbity między łopatki, odbierając jej dech w piersi, by upadła na podłogę na granicy życia i śmierci. Jednak doświadczenia w ubiegłym życiu nauczyły jej jednego i to bardzo ważne, że zawsze życie da jej mocno po twarzy, boleśnie sprowadzając ją do szarej rzeczywistości, gdzie musiała radzić sobie z kolejnymi nie powiedzeniami. Okrutnie sprowadzał ją na ziemie. Nie pozwalając jej być zbyt długo szczęśliwą.
    Pomiatał ją.
    Pławił się wręcz, tym jak ją niszczy, by potem patrzeć za kulis z niezwykle wrednym uśmiechem, jak wręcz z trudem podnosi się z kolan. Przecież zawsze to robiła prawda. Odnajdywała w sobie chęci, by dalej brnąć przed siebie. Mimo że bolało i nie jednokrotnie cierpiała to, jednak potrafiła zacisnąć zęby i brnąć dalej. Miała motywacje, by dalej egzystować, przeżywać to co szykuje dla niej okrutny pan jej losu. Nie jednokrotnie przecież była na dniach, a jednak się podnosiła i tym razem również najwyraźniej tego oczekiwał od niej. Niszczył jej życie tylko po to, by ponownie zmusić ją, by podniosła się z klęczek, dała życiu po twarzy i robiła swoje. Jednak pomimo że wydaje się, że ma chęci do walki, teraz jedynie egzystowała, tak nie chciała toczyć boju, jedynie przetrwać. Pomimo że naprawdę było ciężko i mentalnie nie miała sił, by brnąć dalej, to jednak wręcz była przekonana, że w końcu znajdzie powód i chęci, by cieszyć się, z życia na razie nie szukała tego, nadal przeżywając to jak bardzo, musiała się w miłości rozczarować.
    Może uczucie zakochania się, miłowanie drugiej osoby nie jest dla niej. Próbowała przecież kilkukrotnie i za każdym razem, coś niszczyło jej szczęście. Najpierw jej niezwykle toksyczny pierwszy chłopak, który okazał się pieprzonym złamasem, który obecnie czyha na jej śmierć, potem tchórz Black, a teraz niepróżny złamas Shinoda. A może to faceci ją nie uszczęśliwiają, zaczęła się teraz zastanawiać czy nie lepiej by było jej w związku z kobietą. Może i wtedy nie została zraniona. Lecz nie chciała nawet myśleć o potencjalnej nowej miłości, nadal iskrzyło się w niej uczucie wobec Michaela, które musiała umrzeć śmiercią naturalną, by zaczęła myśleć o potencjalnie nowej znajomości, miłośnej a może nawet nie o niej, przecież są związki przyjacielskie, lecz z korzyściami. Przecież ostatnio pragnęła na nowo zgłębić jej erotyczność, chciała eksperymentować, bawić się, testować sama siebie, na co będzie zdolna zrobić w łóżku. Wszystko potrzebowała jednak czasu, a jej rany po nie dawno zakończonym związku wciąż były świeże. Musiała uporać się z tym, by zacząć zupełnie od zera. A nie zrobi tego, póki ostatecznie nie będzie widywała się ze swoim byłym narzeczonym, niestety na jej nieszczęście pozostawiła w jego domu wszelkie ubrania i rzeczy, które musiała, przewieś powrotem do siebie i ostatecznie zerwać z nim jakikolwiek kontakt.
    Była tak pogrążona w swoich głęboki rozmyśleniach, że nawet nie dostrzegła chwili, gdy po raz drugi zjechała na dolne piętro. Potrząsnęła lekko, po czym ponownie wcisnęła guzik z najwyższym piętrem. Winda znowu ruszyła, a ona już skupiła się na rzeczywistości. Po paru sekundach znalazła się na korytarzu wiodącym do jej mieszkania. Idąc oświetlonym codziennym światłem korytarzem, w końcu dotarła pod swój mały dom, jednak dopiero wtedy w oczy rzuciła się jej koperta, która leżała na wycieraczce butów.
    Zmarszczyła brwi w zdziwieniu, bo nie spodziewała się takiej niespodzianki. Listonosz zostawiał korespondencje w skrzynkach na dole, w lubi apartament owca. Ukucnęła powoli, uważając, by zakupy jej nie wypadły, które powoli zaczęły jej ciążyć i chwytając między dwoje palców list, podniosła się, wręcz wysunęła na przód kartę, którą przyłożyła do zamka. Nacisnęła na klamkę łokciem i weszła do środka i gdyby nie szybka jej reakcja wszystkie produkty spożywcze wylądowały na podłodze i niektóre potłukły, by się i nie pozostało z nich zupełnie nic prócz mokrej plamy. Junka wręcz leżała na dywaniku przed drzwiami nie potrzebowała się domyślać, że maleńka na nią czekała. Rankiem nie wyszła z nią na spacer, bo niestety zaspała i wręcz pędem leciała na zajęcia już sobie wyrzucała ze tydzień temu odpuściła sobie dwa dni. Skręciła się lekko w stronę maltańczyka, mówiąc, z ogromną dozą miłości do małego pieska:
    — Zostawię tylko zakupy i już pójdziemy maleńka — rzekła do niej.
    Po czym prędkim krokiem podążyła w stronę kuchni, nie wiele musiała czekać, aż mały maltańczyk podreptał za nią w pyszczku, trzymając smycz i ona miała własne potrzeby i musiała o nią zadbać. Zostawiając siatki na blacie, od razu przykucnęła, przy niej wyjmując, z jej pyszczka smycz, którą przypięła do jej obroży. Gdy przechodząc obok salonu przelotnie, zerknęła tam, widząc, oba kociaki drzemiące na kanapie.
    Wróciła ze spaceru ze swoją małą przyjaciółką dopiero ponad pół godziny, później obiecując jej wieczorny długi spacer, jednak musiała rozpakować rzeczy, jakie miała w siatce, a niektóre potrzebowały trafić do lodówki. Wypuszczając małą ze smyczy, odrzuciła ją na półkę i niemal od razu powędrowała do wnęki, gdzie kryła się kuchnia. Niemal w ciszy zaczęła zajmować się zakupami. Chowając wszystko w parę minut, nie kupowała zbyt dużo, bo nie lubiła marnować jedzenia poza tym mieszkała sama a takie nieco większe zakupy robiła gdy wróciła do mieszkania. Pomimo że naprawdę nie miała nastroju, starała się jakoś funkcjonować i przeżyć ten dzień, lecz starała się za wszelką cenę nie wracać wspomnieniami do wydarzeń z poprzedniego tygodnia.
    Robiąc sobie mrożoną kawę, ponownie zwróciła uwagę na kopertę, którą zrzuciła niedbale na blat, ujęła ją i odwróciła, przyglądając się, jej szukając nadawcę, jednak nikogo nie znalazła, wydawała się ona pusta, jedyne co było napisane to w prawym dolnym rogu na tyle jej imię i nazwisko. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co to może być. Jednak chwyciła dzbanek z zaparzoną kawą i wlała do wnętrza kubka z lodem i mlekiem, mieszając szklaną słomką, zawartość chwyciła chłodną szklankę oraz kopertę i podążyła do salonu.
    Siadając na kanapie, odłożyła szkło, niemal w tej samej chwili na jej kolana wskoczył Walter ku niezadowoleniu Cindy oraz Junki i przywłaszczył sobie jej kolana do leżenia. Podrapała go lekko za uchem, na co kociak zaczął głośniej mruczeć, lecz po chwili zwróciła uwagę na kopertę. Zastanawiała się, co to może być i kto zostawił na wycieraczce list bez nadawcy jedynie z jej imieniem i nazwiskiem. Zaintrygowana, rozdarła ją i zajrzała do środka, w wewnątrz ujrzała, charakterystyczną kartę lotniczą.
    — Co to jest? — spytała zdumiona, a jednocześnie zdziwiona.
    Wysunęła na swoją dłoń zawartość koperty prócz biletu lotniczego, który pochwyciła, wysunęła się zgięta w pół kartka czystego białego papieru, która upadła na kotka spoczywającego na jej kolanach. Słysząc, jak zaczyna, syczeć niezadowolony, zabrała szybko papier z niego i przyjrzała się wydrukowi lotu.
    Wyjazd był na jej nazwisko, prześledziła spojrzeniem go i zobaczyła, że data jest wyuczona pod koniec tego tygodnia. Wręcz dostrzegła, że nie był to bilet w klasie ekonomicznej, ale w biznes klasie i oczywiście zawierał numer fotela i co ją nawet nie zaskoczyło było one przy oknie.
    — Kto to wysłał.
    Wtedy zerknęła na trzymaną przez siebie zgiętą kartkę, która mogłaby dać jej odpowiedź na dręczące ją pytanie, odłożyła na wezgłowie kanapy wydruk biletu lotniczego, a ona sama otworzyła list, który nie był zbyt długi, jednak od razu rozpoznawała znajome pismo jej byłego narzeczonego:

Wiem, że nie jestem ideałem i nigdy nim nie będę nie będę ukrywać spieprzyłem po całości, zrozumiałem to zbyt późno, jednak wiem, że może być dla nas jeszcze nadzieja. Jeśli nadal zależy ci na nas, na naszym związku, jeśli nadal mnie kochasz, proszę, jedź ze mną do Hiszpanii. Porozmawiajmy na neutralnym gruncie. Będę na ciebie czekał wieczorem po południu na lotnisku w LAX jeśli się nie pojawisz, zrozumiem twoją decyzję i ją uszanuje, ale jeśli nadal chociaż trochę darzysz mnie uczuciem, proszę, daj mi to wszystko wyjaśnić, naprawić co zepsułem.
Twój Mike’a.

    List może i był krótki i zawierał jedynie prośbę o krótki wyjazd i rozmowę, jednak nie dało się nie zauważyć, że musiał mu ta krótka wiadomość przysporzyć wielu łez podczas jego pisania. Widziała nie kiedy wręcz rozmazane słowa, co wręcz wprost dawało znaki, że płakał, pisząc to jednak, co ona w tej chwili poczuła, smutek żal? Chęć spotkania? Wręcz przeciwnie! Wściekłość okiełznała jej zmysły wręcz czysta furia gdy wpatrywała się dłużej w ten list, z trudem hamowała się przed bluzgami pod jego adresem.
    — Po tym wszystkim chcesz jeszcze drugiej szansy gnido! — powiedziała wściekle do siebie.
    Zacisnęła mimowolnie palce na papierze, który trzymała, miętoląc list, który kartkę z wiadomością, którą przed momentem czytała. On naprawdę jeszcze wierzy, wręcz ma nadzieje, że uratuje związek, który nie istnieje? Czy on jest poważny i przemyślał to na tyle rozsądnie by wysłać do niej takie listy? Wręcz popadało to w komizm, że po tym wszystkim, po jakie słowach padły, on jeszcze pragnie ratować związek, który po części zniszczył swoją ignorancją i egoizmem. Co za skończony złamas, który chce jeszcze rozmawiać po tym gdy ją zawiódł, jak pragnął zyskać nad nią kontrole dla własnego poklasku, by wreszcie mu ustąpiła i przyznała mu racje gdy faktycznie jej nie miał.
    Żałosne niezwykle żenujące zachowanie.
    Jednak ona miała zupełnie inne plan wobec tego „wyjazdu na zgodę”. Nawet nie zamierzała tam jechać i się godzić z nim i nie chciała, widzieć tych biletów na uczy. Tak mogła je podrzeć i wyrzucić, jednak pragnęła mu uświadomić bolesną prawdę, że nie uratuje ich związku i dobitnie mu powiedzieć, że sobie nie życzy tego, by wysyłał jej takie propozycje.
    Ostrożnie zdjęła Waltera ze swoich kolan, który zapadł w lekką drzemkę. Nie był zbyt zadowolony, że pani się ruszyła. Lecz ona zbytnio się nie przejęła. Chwyciła w pośpiechu wydruk biletu lotniczego i złożyła go w pół i skryła w kieszeni swoich jeansowych spodenek. Opuszczając mieszkanie, w pośpiechu zamknęła drzwi, przykładając kartę, by wręcz podbiec do windy, która powoli się zamykała. Złapała ją wręcz w ostatniej chwili, przytrzymała metalowe wieku, wręcz wpadając do środka i nacisnęła guzik z numerem parkingu podziemnego, na który po paru sekundach wychodziła.
    Wręcz pędziła drogami zatłoczonego miasta, wyklinając po drodze kierowców, którzy się wręcz nie śpieszyli. Była poirytowana i niezwykle sfrustrowana i wściekła, gdy udało jej się przedrzeć przez ulice miasta, by dostrzec pod budynek wytwórni. Jechała, tutaj na czuja nie myślała, że zespół może jeszcze być w pracy, ale mogła się jeszcze zdziwić. Trzasnęła drzwiami, wychodząc, z samochodu, blokując ją niemal pędem, podążyła do wejścia wytwórni muzycznej.
    Pokonanie dzielącej jej drogi do studia gdzie urzędował zespół, zajęło jej o połowę mniej czasu niż wcześniej jednak gdy pchnęła ciężkie drzwi studia nagraniowego, wchodząc do raczej pustego studia pełnego instrumentów, wpadła w końcu do głównego pomieszczenia. Nawet nie musząc się rozglądać, wiedziała, że jest cały zespół. Bądź co bądź kończą pracę wręcz szlify do płyty, która ma wyjść w czerwcu, więc często spędzają tutaj czas nie tylko na do pracowania ostatnich szczegółów, ale próbach przed zbliżająca się trasą.
    — Julio co ty tu robisz?
    Rob jako pierwszy zauważył jej obecność, lecz ona ani słowem się nie odezwała, wyjmując już w windzie bilet lotniczy bez słowa podeszła do Shinody i niemal trzaskając go w twarz, rzuciła w niego zadrukowanym papierkiem. Od razu niemal popatrzył na nią i mimo że się nie przyglądało było widać po nim, że mocno przeżywa ich rozstanie.
    — Nie mam najmniejszej ochoty godzić się z takim złamasem jak ty — wysyczała mu prosto w twarz — Powiedziałam ci już tydzień temu — dodała, bardziej stanowczo — To koniec! — krzyknęła, mu niemal w twarz — Pogódź się z tym wreszcie Shinoda!
    Nie zwróciła uwagę na wręcz zaskoczone twarze chłopaków, który ponownie musieli być świadkami sprzeczki między swoimi przyjaciółmi. Trudno było patrzeć jak dwoje kiedyś do szaleństwa w sobie zakochanych ludzi, teraz wręcz nie potrafią się dogadać. Jednak co wydawało się najbardziej przytłaczające w tej sytuacji to, że Julia pałała ogromną wściekłością do swojego byłego narzeczonego. Sami przez ostatnie dni widzieli nie najlepszy stan Mike’a, to jak Julia go porzuciła, wpłynął w bardzo destrukcyjny sposób na niego. Nic nie pozostało z tego żartownisia, śmieszka, jednak to zrozumiałe, porzuciła go kobieta, którą naprawdę kocha i mimo że spieprzył po całości sprawę, było widać po nim, że żałuje tego, jakim był dupkiem względem niej przez ostatnie tygodnie. Ale czy w ogóle będą w stanie to uratować, wydawało się, że nie.
    — Julio, proszę… to tylko jeden wyjazd — wręcz powiedział żałośnie, tylko ona jednak mogła zobaczyć, jak w kącikach jego oczu zaczynają zbierać się łzy — Nie chce…
    — Shinoda gdy ja chciałam rozmawiać i ratować ten związek ty byłeś wobec mnie kompletnym dupkiem, więc teraz nie licz, że zgodzę się na spotkanie z tobą wręcz wyjazd do zasranej Hiszpanii, bo ty masz taki niepróżny kaprys. Zakończyłam między nami związek, w przeciągu paru dni zabiorę swoje rzeczy — podkreśliła ostatnie słowa.
    On jednak spuścił z niej spojrzenie, nie potrafił patrzeć w piękne oczy, wręcz nie chciał, by widziała jak po jego policzku, zaczęła spływać pojedyncza łza. Chociaż rozmowa z Chester podniosłą go na duchu i dała jakiś cień nadziei, by zaryzykować i spróbować się z nią pogodzić, jej ostatnie słowa przekreślił cały jego trud. Przestał już wierzyć w cuda, bo one nigdy się nie spełniają.
    — Ale spotka…
    — Shinoda! — wręcz wrzasnęła — To koniec!
    Odwróciła się wręcz wzburzona na pięcie i nawet nie żegnając się, z resztą opuściła studio, nie słyszała ostatnich słów byłego narzeczonego, który zwrócił się do przyjaciela, który siedział tuż obok.
    — Mówiłem ci, że to się nie uda — powiedział wprost do Chestera, który niemal w tej samej chwili wstał.
    — Pogadam z nią, nie wycofuj jeszcze tego wyjazdu.
    Zupełnie jak przed momentem starszy Bennington podążył za siostrą, którą musiał złapać. Wręcz biegiem dopadł ją przy windzie, do której miała zamiar wejść.
    — Zaczekaj młoda! — krzyknął za nią.
    Patrzył, jak dziewczyna odwraca się w jego kierunku, zdziwiona w ostatniej chwili wycofała nogę, którą o mało nie zmiażdżyła zamykająca się winda i zwróciła się do biegnącego ku niej brata.
    — O co chodzi? — spytała, patrząc w ciemne oczy starszego brata.
    — Czy naprawdę tak chcesz to zakończyć?
    — O czym ty mówisz?
    Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na niego lekko zaskoczona i zdumiona jego słowami. Zupełnie nie wiedziała czego się po nich spodziewać, jednak pożałowała, że zapytała gdy padła z jego ust odpowiedz.    
    — Kończyć tak ten związek z mi…
    — Chester — weszła mu niespodziewanie w słowo — Wiem ze to twój kumpel, że chcesz mu pomóc. Nawet się na ciebie nie gniewam, że nie stoisz po żadnej ze stron mojej czy jego, bo oboje jesteśmy dla ciebie ważni, jednak zrozum. Pragnęłam ratować ten związek, jednak upór Michaela zdecydowanie nie pomagał w tym. Miał szansę rankiem, zanim go zostawiłam pójść po rozum do głowy, lecz tego nie zrobił. Powiedz mi, co mnie trzyma przy nim?
    — Przestało ci już zależeć. Naprawdę go już nie kochasz? — spytał zaskoczony.
    — Chester dobrze wiesz, że nadal darzę go uczuciem. Nie jest łatwe się odkochać, ale ja nie widzę przyszłości dla nas, naszego związku. W ogóle, do czego zmierzasz tą rozmową?
    Przez moment zapadło między nimi dość niezręczna cisza, lecz po chwili odezwał się Bennington mówiąc:
    — Poleć z nim do tej Hiszpanii, spotkaj się z nim i porozmawiajcie ze sobą. Naprawdę nie szkoda ci tracić prawie trzyletniego związku. Tak jego zachowanie nie zamierzam usprawiedliwiać, ale czy nie ważne jest dawać szansę ludziom, którzy żałują tego co zrobili.
    — Ale…
    — Wiem Julio, boisz się tego co było z Clarkiem, jednak znam go dłuższej, niż ty może się pogubił i targały nim emocje, jednak widać, że cholernie wini siebie za to co ci zrobił. I nie jest facetem, który by miał nawet, choć odrobinę takiej chore ambicje jak twój były. On się bał, że ciebie straci, co sama przyznałaś, że miał do tego prawo.
    Mimowolnie przytaknęła mu:
    — Dlatego leć z nim, porozmawiajcie. Już nieważne czy wrócicie razem, czy osobno, ale pojedz z nim i wyjaśnijcie sobie to. 
    — Nie wiem.
    Słowa brata sprawiły, że zaczęła czuć wątpliwości co do wszystkiego, co się stało, zanim jednak odeszła popatrzyła na niego po raz ostatni.
    — Zastanowię się…
    Odeszła z głową pełną myśli.
    Może jest jeszcze cień nadziei.

No comments:

Post a Comment