Wednesday, October 28, 2020

II 27 — POWIEW LICEALNYCH CZASÓW — PART 2

        Schodząc po stopniach, patrzyła jak czworonóg, wesoło spieszy się na dwór, co niezwykle ją rozbawiło. Stanęła w końcu na partnerze nawet bez zadyszki, chodzenie na siłownie zdecydowanie jej się przydaje. Przeszła przez tylne drzwi, gdzie wychodziły się na baseny, widziała rozłożonych na leżakach sąsiadów, dzieciaki bawiły się w wodzie, a matki nie spuszczały z nich czujnego spojrzenie. Skinęła kilku sąsiadom na powitanie, idąc na dalszy teren osiedla. Jednak zanim mogła przejść obok kąpieliska, w oddali ujrzała biegnącą do niej Alice.
        — Cześć Julio — przywitała się wreszcie, gdy stanęły w psim parku.
         Zdjęła niechciany sznureczek z szyi i pozwalała jej pomknąć w dalszą część, by mogla się wyszaleć, przez tę dziesięć minut i mogły swobodnie wrócić do mieszkania bez ponownego wychodzenia. Upiła łyk gorącej substancji, gdy po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło. Tego jej brakowało.
        — Byłaś na torze? — zagadnęła ją koleżanka, gdy dostrzegła, że wciąż ma na sobie strój z wyścigów.
        — Przez dwie godziny — odparła, biorąc kolejny haust substancji — Wkurzyłam się i pojechałam do Chestera.
        — Nie będę wnikać.
        Wtedy rzuciło się w oczy ubiór kobiety, która wciąż miała na sobie dość skąpy strój kąpielowy, w którym do tej pory zwojowała baseny, założone we włosach okulary opadały jej teraz na nosie. Zwykłe japonki otulały jej stopy. Jednak co najbardziej rzucało się w jej oczy to niemal brązowa opalenizna, która eksponowała jej kobiece krągłości, naprawdę się dziwiła, że tak urodziwa dziewczyna nie znalazła sobie jeszcze faceta, niczego jej nie brakowała, była panią własnego sukcesu z luksusowym apartamentem z dala od centrum miasta. Miała jednak ogromną nadzieję, że coś zadzieje się między nią, a jej bratem bardzo na to liczyła i nie na wzgląd na zakład z Rob’m.
        — Jeśli mowa o twoim bracie. Jesteśmy na dziś umówieni — wyznała z delikatnym uśmiechem.
        — Poważnie — ucieszyła się szczerze — A to skubaniec mi nic nie powiedział. Pierwsza randka?
        — Jeśli mowa o wypadzie do kina i kolacje to chyba tak.
        — Gratuluje, mam nadzieje, że wam się uda, widać, że pasujecie do ciebie.         Jesteście tak samo porywczy, czasami nietaktowni — schyliła się, umykając przed jej uderzeniem, śmiejąc się cicho — Nie bij! Już mnie wystarczy, że oberwałam od Chestera — mówiła przez śmiech.
Nagle atak na nią ustał, a Alice spojrzała na nią zdumiona, dopiero wtedy dostrzegła pod jej włosami guza, który powoli stawał się coraz ciemniejszy. Nie dało się ukryć, że była tym zaniepokojona, jednak szybko pośpieszyła z wyjaśnieniami.
        — To był wypadek, zderzyliśmy się w drzwiach.
        — Nie strasz mnie na drugi raz, bo nie chce wiązać się z damski bokserem.
        Słysząc słowa przyjaciółki, z jej ust wydobył się głośny śmiech. Mogła powiedzieć wszystko o swoim bracie, jednak nigdy by nie posunęła się do stwierdzenia, że byłby w stanie uderzyć jakąkolwiek kobietę. Szanował je i to było widać.
        — Mogę cię zapewnić, że jemu nie jest po drodze z tym. Pomimo że jest żywiołowy, nigdy nie dopuścił się, by nawet podnieść na mnie głos — wyjaśniła, po czym dodała — Krzyczy to on jedynie na scenie, lub studiu podczas nagrań więc spokojnie możesz go usidlić i zostać moją szwagierką.
        W następnej chwili umykała przed goniącą ją kobietą. Ganiały się po całym wybiegu dla zwierząt, niczym nastolatki co nie było dalekie od prawdy. Pomimo że, Julia już mieszkała sama, wciąż mieściła się w tej kategorii. Opadły na ławkę w momencie, gdy podbiegła do nich Junka, która już załatwiła swoją potrzebę. Zapięła smycz, po chwili jedna z zabranych przez nią siateczek wylądowała w koszu. Idąc z Adkins ponownie w stronę bloku gawędziły wesoło na temat jej dzisiejszej imprezy, rozdzieliły się, kiedy architekta postanowiła zostać dłużej na basenie, a ona wróciła do mieszkania, by się nieco ogarnąć. 
        Weszła do mieszkania, wypuszczając Junkę wolno, przechodząc przez salon, pozostawiała wciąż wypełniony gorącą kawą naczynie na stolik. Rozbudziła na moment porzucony na stoliku tableta widząc masę powiadomień, nie chciała wspomnieć, o co działo się jej telefonie. Jednak teraz wolała zająć się sobą. Wbiegła na górę, niemal z hukiem wpadając do swojej sypialni. Przeskoczyła łóżko, które pomimo jej wczorajszego pośpiechu wciąż było schludne, dopadła drzwi garderoby.
        Niemal nie krzyknęła, gdy zobaczyła, co tam zrobiła. Na podłodze istniało niemal tornado utworzone z czystych ubrań, nie wspominając, że niektóre półki z ciuchami były rozrzucone.
        — To zajmie mi przynajmniej rok! — jęknęła sfrustrowana.
        Z rozpaczą wymalowaną na twarzy, sięgnęła po pobliskie spodnie, które w paru miejscach były przetarte jakiś jasny podkoszulek i koszulkę, która niemal wyglądała jak kurtka jeansowa. Gdy tylko dostała swój komplet wybranej przez siebie odzieży oraz bielizny wyszła z tamtą niczym z ruchem światła.
        Zniknęła za drzwiami łazienki w momencie, gdy do sypialni weszła Junka. Słyszała jej poszczekiwanie tuż pod drzwiami, wpuściła ją do środka, co chętnie wykorzystała, od razu wdrapała się na swoją ulubioną półkę. Stanęła przed lustrem, rozsuwając swój kombinezon. W pośpiechu wyplątała się z niego, wrzucając go do kosza. Zdejmując bieliznę, widziała w tafli lustra odbijającego się suczkę, która szczeknęła głośno, jakby chciała jej powiedzieć, by się pośpieszyła.
        — Czemu ostatnio żyje w pośpiechu — mruknęła do Junki, która ponownie wydała ostrzegawcze dźwięki — Spokojnie już idę, zdecydowanie Mike nie wywiera na mnie takiej presji jak ty!
        Weszła do kabiny, uruchamiając wodę, z lekkim uśmiechem pozwoliła spływać swobodnie kroplą po swoim ciele, a ona czuła jak trudy ostatniej nocy, opuszczają ją, a ona ponownie poczuła się niezwykle zrelaksowana. Nucąc utwór My Reason utwór, który należał do grupy jej przyjaciół, zanim w ich szeregach nie pojawił się Chester. Przez moment zupełnie zapomniała, że miała tę przyjemność kilkukrotnie widzieć się z poprzednikiem swojego brata, pomimo że go szanowała, uważała jak zresztą wszyscy, że straszy Bennington był znakomitym wokalistą grupy rockowej. Nie przeczytała, że Mark nie miał głosu, bo miał i to cholernie jednak nie byłaby sobie wyobrazić nieoczekiwanej zmiany piosenkarzy jej ukochanego zespołu.
        Rozsunęła drzwiczki prysznica, chwytając zawieszony nieopodal ręcznik, szybko otuliła nim swoje nagie ciało, wychodząc spod cieknącą na nią wody. Zakręciła ją, po czym stanęła na małym dywaniku przed umywalką. Oparła dłonie na blacie, jednak nie na długo mogła tak pozostać, gdy Junka ponownie dała o sobie znać.
        — Naprawdę zdecydowanie Mike’a od ciebie od wciąż na mnie nie krzyczy — powiedziała nieco rozbawiona do suczki, która delikatnie przekręciła łepek w bok, spoglądając na nią z błyskiem w swoich ciemnych oczkach.
        Jeśli miała być szczera, to nigdy nie słyszała, by Shinoda na nią podniósł głos, nawet podczas ich sprzeczek czy kłótni zawsze ich awantury wydawały się spokojne, jeśli mogła to tak określić. Nie wiedziała, czy to, że miał świadomość, że nie lubiła, gdy ktoś na nią krzyczał, czy po prostu taki był. Wolała się w to nie wgłębiać i pozostać takie rzeczy, jakie są. Ubrała się pośpiesznie, wciąż trzymając ręcznik na głowie. W sumie nie musiała suszyć włosów, bo tak naprawdę nigdzie nie wychodziła. Opuściła pomieszczenie, nasuwając na swoje ramiona koszulkę, spojrzała z niesmakiem na uchylone drzwi garderoby. Musiała się tym zająć, jednak najpierw musiała nieco posprzątać pokój dzienny, który był mniej zagracony.
        Wróciła na dolne piętro apartamentu, chwytając rozrzucone po całym pokoju zwierzęce zabawki, w momencie, gdy wrzucała jakąś gumową zabawkę do skrzyni nieopodal okna, usłyszała dzwonek swojego telefonu. Westchnęła ciężko, podchodząc do komody, na której porzuciła swojego smarthona. Wparowała się w zdumieniu na inicjały dzwoniącej osoby i nie mogła wyjść z szoku. Owszem mama Adriena poprosiła ją o swój numer w razie konieczności lub jak to określiła, gdy będzie znudzona kłóceniem się z trzema swoimi facetami i zapragnęła, by po obgadywać ich, że zadzwoni, jednak do tej pory nie otrzymała od niej telefonu, więc się lekko zdumiała widząc jej zdjęcie na wyświetlaczu. Bez namysłu, odebrała, przykładając słuchawkę do ucha.
        — Witam pani Emilo — przywitała się miło, przysiadając na skraju kanapy.
        — Julio ile razy mówiłam ci, żebyś mi nie mówiła per pani, czuje się wtedy staro, jesteś zupełnie jak moja synowa, tylko że ona się już przełamuje.
        Zaśmiała się dyskretnie na słowa swojej rozmówczyni. Emilie Agreste należała do kobiet, które wciąż nie pogodziły się z utratą tak wielu lat młodości, owszem ich nie żałował, jednak nie znosiła, jak ktoś zwracał się do niej formą grzecznościową, więc od razu poprosiła dziewczęta, by mówiły do niej po imieniu.
        — Mogę w czymś pomóc?
        — Wiem, słyszałam od Marinette, że macie dziś babski wieczór. Tak dla ciebie słońce sprawę.
        — W takim razie słucham.
        Chwyciła leżącego nieopodal Ipada, jednym ruchem odblokowując go. Przejechała palcem po ekranie, przewijając kolejne karty, próbując odnaleźć swój elektroniczny kalendarzyk, gdzie wszystko miała zapisane. Owszem mogła prowadzić podobny w papierowej wersji, jednak bardziej spodobała się ta wersja. Widząc, poszukującą aplikację weszła w nią, spoglądając na swój plan. Nie był tak bardzo rozbudowany, jak w poprzednim miesiącu co niebywale ją ucieszyło. 
        — Kochana czy mogłabym zamówić u ciebie obraz, niezwykle spodobały mi się twoje ostatnie prace i jestem skłonna zapłacić tyle samo może nawet więcej, ale proszę, byś się zgodziła.
        — Nie stanowi to dla mnie to problemu. Proszę jedynie powiedzieć mi, w jakiej tematyce ma być utrzymany i na jakim formacie.
        — Słyszałam, że malujesz portrety czy to prawda?
        — Tak, w małych formach, ale to robię.
        — Byłabyś w stanie zrobić to na większym płótnie.
        Zastanawiała się przez moment nad odpowiedzią, owszem może rysowała twarze na formacie bloku technicznego, jednak nigdy nie zrobiła tego na większym rozmiarze, jednak w sumie to byłoby ciekawe wyzwanie. Lubiła się sprawdzać. Myślała przez chwile, na tym w końcu uznała, że chętnie tego dokona.
        — Oczywiście — wyprostowała się nieco, spoglądając na Waltera, który wskoczył na szafkę.
        Bez głośnie nakazała mu zejść, a kot przeszedł przez szafkę, podchodząc do parapetu. Jednym susem wskoczył na niego, układając się wygodnie na nim. Westchnęła praktycznie nie słyszalnie. Zdecydowanie musiała go tego oduczyć, by jej nie harcował po meblach, o ile jego siostra tego nie robiła, to on wręcz czerpał z tego radość, gdy go zganiała z aneksu kuchennego. Wiedziała, że taką mają naturę, jednak była pewna, że pewne zachowanie może je jeszcze oduczyć.
        — Chciałabym, być jeden z obrazów przedstawiał moich dwóch synów, drugi pragnę mieć rodziny. Czy potrzebujesz nas do tego?
        — Nie, nie jestem malarką renesansu, by mieć modeli przed sobą — zażartowała — Proszę wykonać jak najlepszej jakości zdjęcia na jakimś jednolitym tle, jeśli pani preferuje, by był w tle, jakiś krajobraz to proszę od razu to uwzględnić, lub wysłać podobną fotografię z interesującym miejscem a ja wszystko odpowiednio połączę.
        — Jesteś bardziej kompetentna od malarzy, z którymi do tej pory rozmawiałam, a jesteś tak młoda. Chętnie powiem o tobie moim przyjaciółką. Już raz dopytywały mnie, kto namalował ten obraz, Marilyn Monroe, są niby zachwycone tak samo, jak ja.
        — Schlebia mi to — uśmiechnęła się nieco, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
        Opanowała się, jednak po chwili wracając na ziemie. Włączyła klawiaturę dotykową, w dopiero co uruchomionym notatniku zapisując kilka potrzebnych jej informacji. Ponownie wróciła do rozmowy z mamą przyjaciela.
        — Adrien ma mojego emaila więc proszę z niego skorzystać — tłumaczyła dalej — Proszę mi powiedzieć na, kiedy mam je przygotować.
        — Najlepiej na szybciej — rzuciła wesoło kobieta.
        Była wyraźnie uszczęśliwiona, że w końcu znalazła godną osobę, która mogła naszkicować portrety rodzinę. O ile znała kilku malarzy, to ci nie do końca widzieli jej wizje, miała nadzieje, że przyjaciółka jej syna spełni je oczekiwania i zdecydowanie będzie mogła odebrać szybciej obrazy niż za jakiś rok.
        — Dobrze, nie mam tak pilnych prac, więc jeśli nawet do wieczora przysłałaby mi pani wszystkie wytyczne, to mogłabym już pod koniec następnego tygodnia je dostarczyć.
        — Dziewczyno jesteś wielka! — ucieszyła się blondynka — Adrien wołaj, ojca i brata jedziemy do fotografa. Nie ma żadnego, ale bo każe Julii i Marinette się tobą zająć. Tak rozmawiam z twoją przyjaciółką.
        Zakryła usta dłonią, tłumiąc narastający w piersi śmiech, po słowach Emilie mogła wnioskować, z jej młodszy syn przebywa nieopodal niej. Nigdy nie słyszała od Adriena żadnych skarg na mamę, pomimo że czasami nie rozumiał jej wyskoków, kochał ją nad życie i co najbardziej się bał, że ją kiedyś straci. Czuła mimowolny skurcz, pragnęła takich relacji ze swoją mamą, jednak los był dla niej okrutny i postanowił z niej okrutnie zadrwić.
        — O wynagrodzeniu porozmawiamy przy odbiorze — rzekła na odchodne żona projektanta.
        Pożegnała się z nią, odkładając telefon na stolik. Oparła się o kanapę chwytając między palce tableta ze wciąż otwartym kalendarzem zdarzeń. Zapisała krótkie informacje na jednej z dat w przyszłym tygodniu, po czym otworzyła na nowo notatnik, dodając kilka ważnych słów. Zapisała wszystko, upewniając się, że o niczym nie zapomniała. Jeszcze jej tego brakowało. Zablokowała urządzenie, jednak go nie odłożyła, chwyciła kubek, który stał na brzegu stolika, z rozpaczą kierując się na drugie piętro.
        Armagedon to jedno słowo nasuwało na myśl, gdy widziała przed swoimi oczami panujący w szafie bałagan. Zawsze lubiła wszystko odkładać na miejsce, nie znosiła pozostawiania czegoś w kompletnie innym miejscu, niż jest temu przeznaczone. Była zorganizowana i dbała o porządek, ale ostatnie dni były dla niej niezwykle zabiegane, przez co nie była w stanie usiąść na spokojnie i zająć się ubranymi ciuchami, które teraz leżały rozrzucone na fotelach pośrodku garderoby. Zapowiadała się długa przeprawa przez to małe pobojowisko, poligon stworzony z jej własnych ubrań, ciuchami, z którymi musiała się uporać, nim przyjadą dziewczyny. 
        Zatrzymała się na moment w progu drzwi, spoglądając z przerażeniem na panujący przed nią chaos:
        — Za jakie grzechy mnie to spotkało — wyjęczała żałośnie, wchodząc w głąb ogromnej szafy.
        Ulgę, jaką odczuła, gdy odłożyła ostatnią przez siebie złożoną koszulkę, na jedną z półek był wręcz nie do opisania. Lubiła dbać o porządek w mieszkaniu jednak bywały dni, gdy wręcz z niechęcią sprzątała nawet parę naczyń po śniadaniu, dziś przedarcie się przez nią przez stertę koszulek, spodni czy sukienek było wyzwaniem niczym porządkowanie szafy, gdy pragnęła pozbyć się rzeczy, których już nie nosiła i zwyczajnie oddać te, które mogły jeszcze komuś posuszyć czy wyrzucić te, które kompletnie do niczego się nie nadawały. Szczęśliwa i zadowolona, rzuciła po raz ostatni okiem na posprzątaną i uporządkowaną szafę, trud się opłacił wszystko, wyglądało niczym jak z żurnala.
        Przerzuciła przez ramię nieco wilgotny ręcznik, którym ówcześnie miała spięte włosy, które nieco jeszcze wilgotne upięła w długi warkocz. Nim opuściła garderobę, chwyciła pozostawiony na parapecie kubek. Nim zeszła na dół pozostawiła w łazience mokrą tkaninę na wieszak. Idąc przez lekko oświetlony korytarz, dźwięk nagłego powiadomienia przywołał ją do rzeczywistości, gdy zamyślona szła ku schodom wiodących na niże piętro mieszkania. Wyjęła z wnętrze chwile wcześniej dzwoniący telefon, zerkając na okienko z rozmową grupową, którą prowadziła z dziewczynami. Miała niecałą godzinę, by przygotować drobny poczęstunek do ich przyjścia. Stanęła w salonie, spoglądając z lekkim uśmiechem na trójkę swoich zwierzęcych przyjaciół, którzy zdecydowali się tego popołudnia przejąć jej kanapę na własność, zagarniając dla siebie skrawek szarego wygodnego siedzenia. Walter i Cindy od chwili, gdy zdecydowała się na adopcje tych małych kociaków były jej szczęściem, zadomowili się, a ona pokochała ich zupełnie jak jej małą białą kulkę, którą zajmowała się od paru lat. Czasami, gdy spędzała przeraźliwe nudne wieczory przy książkach i notatkach, wystarczyła jej obecność tych zwierzaków, gdy nie miała przy sobie ukochanego, ich towarzystwo jej w zupełności wystarczało, a same kociaki zdołały szybko przekonać się do swojej większej towarzyszki i jak na razie żyły w zgodzie nie darły ze sobą przysłowiowej wojny. Zależało jej by to Junka miała towarzystwo, gdy jej nie ma i spoglądając z perspektywy ostatnich tygodni, podjęła najrozsądniejszą decyzję, jakom mogła, zabierając również i tego czarnego kiciusia ze sobą.
        Nudząc coś cicho pod nosem, melodie, która płynęła jej w słuchawkach, wspięła się na podwyższenie, żaden z futrzaków nawet nie zareagował na jej obecność, a ona sama mogła wszystko spokojnie przygotować, zapowiadała się długa noc ubarwiona plotkami, słodkościami, alkoholem a przede wszystkim wspólnie spędzonymi chwilami, ale również wspomnień. Soboty, które za czasów liceum spędzały wszystkie razem na wspólnych nocach czy wypadach do klubu, pragnęła, by wróciły na moment do tamtych czasów półki znowu nie zostaną rozdzielone na kolejne miesiące a Marinette oraz Selena wrócą na uczelnie. Nic nie zastąpi spotkać w rzeczywistości nawet rozmowy przez Internet. Teraz gdy były dorosłe, miały własne sprawy i zobowiązania cennymi dla nich chwilami były te, które mogły być ponownie w piątkę i cieszyć się własnym towarzystwem. Pomimo dzielących ich kilometrów wież całej gruby była zbyt silna, by zerwać ze sobą znajomość, a nawet jeśli jedna próbowała, by się wyłamać, pozostałe prędko by zareagowały i nie pozwoliły, by odejść. Kochała je, uwielbiała, dopiero tutaj w Los Angeles odnalazła godne zaufania przyjaciółki, z którymi trzyma się po dziś dzień.
Dekorując ostatnie babeczki, które tak naprawdę leżały od wczoraj pozostawione w lodówce, zdołała je zrobić, półki nie zadzwonił do niej Dragon z informacją o treningu, nie była w stanie ich udekorować, a teraz stała lekko pochylona z rękawem cukierniczym w dłoni, za którym można było ujrzeć wielobarwny krem, drgnęła lekko wystraszona, przeklinając głośno, gdy dekoracyjna słodkość spłynęła na jej dłoń nie na czekoladową ciastko, które miała właśnie dekorować. Ostawiła folie, wyjmując jedną dłonią słuchawki z uszu, szybkim krokiem pognała do ciemnych drzwi, by je otworzyć wciąż mając ubrudzoną rękę w barwnym kremie. Przekręciła wolno klucz w zamku, by po chwili otworzyć przed nieoczekiwanym gościem drzwi. Jakie było dla niej zaskoczenie, gdy na progu ujrzała znajomą jej grupkę dziewcząt, z którymi była umówiona, każda z nich ubrana w zwiewną sukienkę z torbami sportowymi na ramionach, prezentami i butelką wina w dłoni.
        — Nie byłyśmy umówione przypadkiem za godzinę? — spytała na wstępie, wpuszczając je do środka.
        — Owszem byłyśmy — rzuciła w przestrzeń blondynka — Ale nasza cudowna Selena zgarnęła nas o godzinkę za wcześnie, uznając, że im wcześniej to, tym dłużej się pobawimy — dopowiedziała pisarka.
        — Sel, skarbie przypominam ci, że umawiałyśmy się na babską noc — rzekła Marinette, zdejmując ze swoich stóp wysokie pantofelki — Sama pani gospodarz nie jest gotowa.
        — Pomożemy jej!
        Popatrzyła z lekką obawą na kolejne butelki ich ukochanego wina, przypominając sobie, że w lodówce mroziła kolejne kilka butelek, co nie umknęło uwadze reszty dziewcząt.
        — Ile kupiłaś?
        Jedno pytanie wystarczyło, by wszystkie spojrzały mimowolnie na nią, uśmiechnęła się z lekką niewinnością, przypominając sobie zakupywane rankiem butelki czerwonego trunku, które zapewne już się schłodziło.
        — Kilka… — odparła lekko zakłopotana — Szykuje się podobny scenariusz, który przeżyłyśmy u Marinette.
        Wolno ruszyła w stronę kuchni, chcąc pozbyć się kremu ze swojej dłoni, nie musiała nawet dziewczętom mówić, by poszły za nią, ruszyły za nią niemal w tej samej chwili, pozostawiając torby i zdjęte buty przy zejściu do salonu.
        — Ile wtedy poszło? — zagadnęła paryżanka, gdy wszystkie schowały przyniesione przez siebie wino do lodówki. 
        Wszystkie zamarły w jednej chwili. Tak naprawdę żadna z nich nie była pewna, jak dużo wypiły na tej pamiętnej imprezie, którą urządziły w mieszkańcu rodziców młodej studentki, tak naprawdę nie mogły sobie wiele przypomnieć, każda straciła kontakt z rzeczywistością, wszystkie wtedy padły jedna po drugiej, tak naprawdę, mimo że minęło dwa lata od tamtej słynnej zabawy, a w jej umyśle pojawiały się tylko urywki tamtego babskiego wieczoru, który skończył się potężnym kacem, który leczyły przez cały kolejny dzień.
        — Czekajcie, czy to nie była ta zabawa, gdy Selena zadzwoniła po striptizera, który miał zatańczyć dla naszej drogiej Julii — mruknęła z zamyśleniu Emily, spoglądając na resztę dziewcząt.
        — Tak, ale musiałyśmy go odwoływać, bo ta się zbyt upiła, by kontaktować, a co dopiero podziwiać, jak jakiś przystojniak się przed nią rozbiera.
        Zmarła z chwilą, gdy dotarły do niej słowa jednej z przyjaciółek, o niemal nie wypuściła z dłoni talerza z ciastkami, które zamierzała zanieść do pokoju dziennego, odwróciła się przez ramię, spoglądając na koleżanki, Alex i Emily rozsiadły się wygodnie na blacie, podczas gdy Selena odkorkowywała schłodzone ówcześnie wino a Marinette chwyciła naszykowane miski z chipsami podążając za Bennington, która w jednej chwili zatrzymała się w pół kroku, odwracając się przez ramię.
        — Wy po niego zadzwoniłyście!?
        — No tak — przyznała z uśmiechem Selong — Facet był niesamowicie zawiedziony, gdy zobaczył, że nie może się rozebrać przed taką pięknością jak ty. Starałyśmy się ciebie ocucić, jednak zaczęłaś bredzić jakieś głupoty i wiedziałyśmy, że nasz plan poległ w gruzach, bo dosłownie minutę później zasnęłaś przewieszona przez szeląg w pokoju Marinette.
        — Brakowało mi tego do szczęścia, bym jakiś facet się przede mną rozbierał — skwitowała — A co gorsze ja rozbierałabym jego — dorzuciła, po chwili, gdy wróciła ponownie do siedzących wciąż w kuchni dziewcząt.
        — Wyobrażacie sobie jej minę następnego dnia, gdyby się dowiedziała, że dobrze się bawiła na tej imprezie — śmiała się Selena, gdy zdołała upić pierwszy łyk alkoholu — Nie martw się słoneczko — rzekła, podchodząc do przyjaciółki, delikatnie obejmując ją ramieniem — Gdyby dziś zachciało, ci się na małą zabawę dzwonimy po twojego Mike’a — dodała.
        — Chyba zgubiłaś! — wykrzyknęła z lekkim wyrzutem, po czym lekko odwróciła się do niej, grożąc palcem — Mike ma nigdy się o tym nie dowiedzieć! — ostrzegła.
        Zrzuciła z siebie ramię koleżanki, chwytając ostatnie półmiski z przygotowanymi wcześniej przekąskami i ruszyła do salonu.
        — Nie powiesz mi, że nie macie dobrej zabawy?
        Przygryzła delikatnie policzek od środka, gdy poczuła delikatny rumieniec na swoich policzkach. Selena może była brutalnie szczera i czasami była zbyt nie taktowana, ale przecież nie mogła jej zaprzeczyć, przy żadnym z poprzednich swoich chłopaków nie miała tak satysfakcjonującego życia erotycznego. Nie mogła złego słowa powiedzieć o ich strefie intymnej, bo tak naprawdę skłamała, by gdyby powiedziała, że nie jest z niego zadowolona. Mike był nie tylko niezwykłym przyjacielem, cudownym chłopakiem, ale również cholernie pożądliwym kochankiem, ten mężczyzna wiedział jak sprawić rozkosz swojej partnerce i sprawić by w łóżku im się nie nudziło. Czasami wystarczyła zwykła przepychanka słowna, by skończyli na wspólnych igraszkach. Przymknęła na moment oczy, z trudem powstrzymując, by jej policzki nie zabarwiły szkarłat.
        — Jesteś niemożliwa Selena — mruknęła, uchylając swoje powieki, gdy ówcześnie odstawiła ostatnie smakołyki w szklanych miskach na niski stolik — Może zmienimy temat — mruknęła lekko żałosnym głosem, nie chcąc ponownie wracać do tego temat.
        Pomimo że w jakiś stopniu była otwartą i bardzo wygadaną osobą były rzeczy, o których nie lubiła dyskutować a tym bardziej mówić o nich, zwłaszcza tematy łóżkowe wolała pozostawiać dla siebie i swojego partnera.
        Niesamowitym ratunkiem okazała się dla niej Marinette, która zaczęła zaganiać resztę dziewczyn po torby, by mogły przebrać się w wygodne piżamy. Westchnęła z ulgą, lekko opuszczając ramiona, spoglądając z nieukrywaną wdzięcznością na paryżankę, która posłała jej tylko lekki uśmiech.
        Niemal po dwóch godzinach, gdy słońce wolno chyliło się ku upadkowi, a miasto spowiło piękno zachodzącego słońca, a grupka przyjaciółek z liceum kończyły drugą butelkę wina, a Julia zmiażdżyła swoją najbliższą przyjaciółkę w jej ukochanej grze, wieczór dla tej zgranej paczki koleżanek zdawał się dopiero zaczynać.
        — Wygrałam! — krzyknęła szczęśliwa Julia, gdy pierwsza przekroczyła metę swoim wypasionym samochodem, przyczyniając się do spektakularnej klaski towarzyszącej jej brunetki, która patrzyła w ekran końcowy wyścigów z niedowierzaniem. 
        — Jak ona to robi? — pytała zaskoczona Alex, wpatrując się w ekran telewizora — Laska jak to możliwe ograłaś każdą z nas.
        — Ma się ten dar — odparła z niewinnością w głosie — Nie jesteście jedyne. Chester założył się o pięćset dolców, przegrał dwukrotnie i musi mi oddać tysiąc dolców. Brad niepotrzebnie się zakładał, bo teraz wisi przysługę, a Mike cóż skończył bez ubrań — powiedziała niezwykle zadowolona, z siebie nim zdążyła ugryźć się w język.
        — Rozebrałaś go, grając w grę!? — śmiała się Adams.
        — Żeby to nie jeden raz — mruknęła pod nosem, nawet nie starając się mówić cicho, była wręcz przekona, że dziewczyny dosłyszą jej słowa — Więcej się nie dowiecie! — zastrzegła.
        — Dobra mam propozycje — rzuciła nagle Selena — Urządzamy pokaz mody!
        — Niech zgadnę, chcesz dobrać się do mojej garderoby?
        Uśmiech projektantki wystarczył jej zupełności za jej odpowiedź, nawet nie próbowała protestować świadoma, że jej krzyki na nic się zdają gdy, po chwili została pociągnięta przez przyjaciółkę na górne piętro. Słyszała, jak krzyczy do dziewczyn, by wzięły alkohol i poszły za nią. Pomimo że ich zachowanie mijało się daleko, z tym że od kilku miesięcy były dorosłe i powinny być bardziej poważne, to ta jedna noc była okrzesaną odrobiną młodzieńczej zabawy. Niemal biegiem weszła do sypialni, przechodząc przez łóżka. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy koleżanka wypuściła jej dłoń z uścisku, a ona boleśnie zetknęła się dość boleśnie z materacem. Z zawziętą miną oparła brodę na podpartych dłoniach, spoglądając z niesmakiem na znajomą, która już buszowała w jej szafie, po chwili poczuła jak materiał pod nią się ugina a kątem oka widziała opadając obok niej Marinette, która wręczyła jej do ręki jej szkło wypełnione do połowy alkoholem.
        — Dziewczyny zobaczcie, co znalazłam.
        Niemal zachłysnęła się śliną, gdy uniosła wzrok, spoglądając na to, co trzyma jej porywcza przyjaciółka, na szczęście przed momentem odłożyła kieliszek swój i granatowłosej na szafkę nocną, by nie wylać jej zawartością z jej drugiego bok leżała Alex, Emily rozłożyła się na podkoszulkach, układając nogi na pośladkach blondynki.
        Wpatrywała się w osłupieniu w swoją bieliznę i nie mogła wyjść z szoku, do czego posunęła się jej przyjaciółka. Nie mogła jednak powiedzieć, że ten komplecik był grzeczny, był to jedna z bielizn, które kupił jej Mike’a i zdecydowanie nikt prócz niego nie miał jej dojrzeć. Skryła twarz w jasnej satynie pościeli, czując jak jej policzki, płoną z zażenowania.
            — Julio skarbie to zawstydzania się w naszej paczce jej Marinette.
        Przeklęła głośno w momencie, gdy jej przyjaciółka oburzyła się na znajomą. Nawet nie próbowała się podnosić.
        — Selena uprzejmie ci radze odłóż to na miejsce! — ostrzegła ją.
        — Daj spokój młoda, przecież to nic strasznego.
        W następnej chwili zerwała się z siedzenia i pognała za przyjaciółką, która skryła się wewnątrz garderoby. Dopadła ją w momencie, gdy jedno z pudełek ze sklepu Victorii Secret nie upadło na twarz brunetki, która bez trudu odczytała nazwę.
        — Nie mówiłaś, że się ubierasz w takich sklepach — odezwała się, gdy podniosła się z ziemi, chwytając pudełeczko z bielizną.
        — Bo się nie ubieram! — odparła chłodno.
        — To skąd… — widziała, jak na jej ustach pojawia się chytry uśmieszek — Mike ci pomagał wybierać.
        — Żądam adwokata za naruszenie mojej prywatności!
        Nagły hałas zwabił do pomieszczenia resztę dziewczyn, patrzyły z lekkim zainteresowaniem i uśmiechem na sprzeczkę między przyjaciółkami, a przez ich umysły przebrnęła jedna myśl. One nigdy się nie zmienią.
        — Myślisz, że mi Brandon nie kupił bielizny czy nawet Adrien Marinette.
        Zanim zdołała zawstydzić resztę znajomych, chwyciła ją za ramię, ciągnąc ponownie na dolne piętro.
        — Idziemy oglądać film! — zarzuciła surowym głosem, który nie tolerował sprzeciwu.
        Ponownie rozłożyły się w salonie, a na brzuch paryżanki wskoczył Walter Cindy, która uwielbiała towarzystwo swojej pani, zepchnęła Junkę z jej kolan, która obrażona usiadła na kolanach Seleny. Po krótkiej walce, o tytuł filmu, zgodnie wybrały film z serii „Niezgodna”. Pochłonięte wydarzeniami filmowymi piły kolejne kieliszki smacznego alkoholu nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu, cieszyły się swoją obecnością, zanim ponownie nie stracą na kolejne pół roku swoich dwóch koleżanek.

                                                        ✰✰✰

        Rozdział pojawia się w środku tygodnia, tylko dlatego, że zrobiłam dila z pewną osobą. 
        Przyznam się tak, chyba dzięki tej osobie tak naprawdę wróciłam, powróciły mi chęci do pisania, chce ponownie publikować. Wiem, że ona będzie to czytać więc z mojej strony gorąco pozdrawiam, z resztą pewnie zaraz pójdę jej podpisywać bo ją od rana zostawiłam bez odpowiedzi. 
        Kolejny rozdzial w sobotę.
        Oj będzie ciekawie.
        Do zobaczenia 

    

No comments:

Post a Comment