Sunday, October 25, 2020

II 27 — POWIEW LICEALNYCH CZASÓW — PART 1

    
        Wtuliła swój lekko zarumieniony od chłodu styczniowego poranka policzek w puch pobliskiej poduszki. Zacisnęła mocniej palce na krawędzi narzutki, którą się okryła, nasuwając ją sobie jeszcze bardziej na siebie, chcąc przywieść na myśl spokojny sen, jednak pomimo szczerych chęci niedane było jej wypocząć, gdy do jej zaspanej podświadomi przedarł się subtelny śpiew słowika, który z gracją przysiadł na pobliskiej gałęzi wnoszącej się ku górze palmy.
        Zmarszczyła brwi, unosząc się delikatnie. Nie przypominała sobie by w jej mieszkaniu, było słychać głos matki natury, tak naprawdę nie słyszała nic. Wciąż pochłonięta w błogiej nieświadomości przewróciła się na plecy, jednak jej nierozwaga za dużo ją kosztowała, gdy nie dojrzała jak przez sen, przesunęła się na krawędź materaca, nagły spowodował, że z głośnym jękiem bólu wylądowała na drewnianym parkiecie, kompletnie się rozbudzając.
        Rozejrzała się roztropnie po skrytej w cieniu domu swojej dawnej sypialni, przez moment nie miała pojęcia, czemu się tutaj znajduje, siedząc na chłodnej podłodze, próbując sobie przypomnień wydarzenia z poprzedniej nocy. Jedyne co mogła sobie przypomnieć to głośny huk silnika odbijający się w jej umyśle i ciemna droga, którą mknęła. Nie wybiła wczoraj zbyt wiele, by niespodziewanie nie mogła przywieść na wspomnienia zdarzenia poprzedniej nocy, miała chwilą lukę w pamięci. Czuła się nieco zaniepokojona i wciąż pytała się jakim cudem znalazła się w mieszkaniu swojego brata.
        Nie mogła mieć problemów z pamięcią, bo było to wręcz niemożliwe. Owszem miała chwilą amnezje po wypadku, jednak po ciężkim tygodni walki z własnym umysłem one wszystkie wróciły, może i wczesne wstawanie było dla niej męczące, ale nie na tyle by nie wiedzieć gdzie się znajduje. Jedna myśl nie dawała jej jednak spokoju, gdy boleśnie odbijała się w jej głowie, raczej było to imię. Nazwisko, które przyprawiało ją o istny szał. Po chwili namysłu wróciła do wydarzeń które miały miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej.
        Między nią a Tobias’m doszło do kolejnej przepychanki słownej, tym razem jednak nie skończyło się na wspólnej rywalizacji na betonowej drodze toru wyścigowego, a gorzkim słowami, które popłynęły z ust młodego mężczyznę. Przymknęła oczy, zaciskając mocniej dłoń w pięść aż knykcie jej palcach niebezpiecznie pobielały ze wściekłości, była frustracji uderzyła dłonią o podłodze, gdy przed jej oczami stanął obraz pogardliwego spojrzenia młodzieńca i usta, które wykrzywiały się, wypowiadając słowa, które ją tak zabolała. Przeważnie była osobą opanowaną, śmiało mogła powiedzieć, kiedy ostatnim razem uległa presji swoich uczuć i to nie był dzień, tydzień czy miesiąc temu. Aparycja, jaką posiadała, sprawiała, że nikt nie mógł dostrzec, jak pewne rzeczy sprawiają jej cierpienie, była znakomita w ukrywaniu swoich uczuć i wątpliwości nawet, wtedy gdy zmusiła się, by opowiedzieć, swoją historię życia, która mogła zwalić niejednego z nóg, a ona nie uroniła nawet łzy, nie załkała, siedziała z dumnie uniesioną głową i opowiadała przyjaciołom opowieść, której miała nadzieje, nikt nie pozna poza Anthonym.
        Można było powiedzieć wiele złych rzeczy, przyzwała się otwarcie, do strachu przed demonem swojej przyszłości nie ukrywała, że trapi ją czy następnego dnia nie zaciągnie ją w jakieś mało widoczne miejsce z dala od gapiów i w okrutny sposób odbierze jej życie, ale każdy wiedział, że nigdy nie powie, że czuje się źle. Będzie kryć się z tym, co ją niepokoi do momentu aż sama nie zdecyduje się tego wyjawić, jednak zdarzały się momenty jak wczoraj, że wprost powiedziała bratu, co sprawiło, że przyjechała do niego w środku nocy bez żadnego uprzedzenia. Wiedziała, że Chesterowi może ufać jak nikomu innemu. Nigdy jej nie zawiódł nawet w momentach, gdy poprosiła go, by nic nie mówił, ich znajomych zachował milczenie. Może był okropnie wygadany zupełnie jak ona, ale potrafił dochować jej sekretów. Mogła śmiało z takiego brata, zawsze pragnęła mieć. Zabawnego z poczuciem humoru, który nie oszczędził sobie strojenia z niej żartów, gdy mu się odpłacała, nawet się obrażał. Potrzebowała w nim zrozumienia, gdy nie chciała, mówić nie naciskał, a przede wszystkim to o czym pragnęła przez całe życie. Troski! Nie zliczyła, ile razy siedział przy niej, po nocnym ataku paniki i starał się ją pocieszyć i po tych miesiącach z nim spędzonych mogła śmiało to powiedzieć. Nie żałowała, że z nim pojechała. 
        Westchnęła cicho, podnosząc się z ziemi. Rozmasowując obolałe pośladki, sięgnęła po porzuconą na szelągu torbę, wyjmując z niej ciemną kosmetyczkę, mrucząc pod nosem coś na temat, jaka była głupia, że nie zauważyła, jak spada, zeszła po stopniach pokoju, W momencie, gdy chciała otworzyć drzwi, one wleciały wprost na nią, zwalając ją z nóg.
        — Poważnie, już mi wystarczy wypadków jak na jeden dzień — rzuciła w przestrzeń.
        Syknęła cicho z bólu, przykładając dłoń do czoła, gdzie czuła pod opuszkami palców wyraźnego guzka, który się kształtował. Uniosła głowę, spoglądając z ukosa na osobę, która w tak brutalny sposób się z nią zderzyła, niemal jęknęła z irytacji, gdy zobaczyła pochylonego nad nią wokalistę z zatroskanym wyrazem twarzy.
        — Młoda nic ci nie jest? — spytał zmartwiony.
        Niespodziewanie z jej gardła wydobył się cichy radosny śmiech, patrzyła jak brat, spogląda na nią zdezorientowanym spojrzeniem, co jeszcze bardziej wprawiło ją w dobry nastrój. Śmiejąc się wciąż głośno, ułożyła dłoń na jego wyciągniętej ręce, a on zwinnym ruchem podniósł ją z puchowego dywanu.
        — Zaczynam się martwić, że uderzyłeś cię zbyt mocno — odezwał się nagle, a ona wpadła w jeszcze większą głupawkę niż przed momentem.
        — Poczekaj — wykrztusiła poprzez śmiech — Zaraz ci powiem — dodała, opierając dłonie na kolanach.
        Zabrała jej chwila, by mogła swobodnie mówić, jednak gdy ponownie przypominała sobie zdarzenie sprzed prawie roku, nie umiała się opanować. Stała przed zdezorientowanym mężczyzną, z trudem utrzymując się na równych nogach. Był coraz bardziej zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, jednak gdy ponownie się odezwał, by ją upomnieć, ona zdołała opanować targającą ją wesołość ze wciąż z błąkającym się na jej malinowych ustach uśmiechem.
        — Pamiętasz, jak wyjechałeś w trasę a Los Angeles, zaatakował huragan? — pytała, czując, jak ponownie ma ochotę wybuchnąć śmiechem.
        — Tak, ale co to ma do rzeczy?
        — Ma i to wiele — wyjaśniła ze spokojem.
        Schodząc po stopniach apartamentu, stanęli w ogromnym salonie dziennym. Chester, który niemal ją zmusił, by za nim poszła, by mógł zająć się jej obitym czołem, nie słucham protestów, że musi iść do łazienki, po krótkiej sprzeczce nakazał jej usiąść na kanapie, a sam zniknął za ścianką kuchenną, wrócił po momencie, trzymając w dłoniach woreczek z lodem oraz ściereczką kuchenną. Zawinął zmrożony lód w tkaninie i delikatnie przyłożył jej do głowy, chłodny dreszcz przebiegł przez jej ciało, gdy spotkała się ze zmrożonymi granulkami wody bitnej, odchyliła się do tyłu, opierając głowę na oparciu kanapy.
        — Więc co ma huragan to twojego czoła? — zapytał w końcu, chcąc, dowiedzieć się co tak rozbawiło nastolatkę.
        — Dokładnie w nocy przed uderzeniem cyklonu, nie mogłam zasnąć. Mike był w podobnej sytuacji co moja. Byłam znudzona do tego stopnia, że chciałam do niego iść i sprawdzić, czy śpi, gdy miałam wychodzić, wszedł w sposób identyczny, co ty przed momentem.
        — Idealne wyczucie czasu.
        Jego ostatnie słowa sprawiły, że ponownie jej ciałem wstrząsnął wesoła radość, na co Chester jedynie pokręcił zrezygnowany głową, mrucząc, coś na temat z kim się zadaje. Patrzyła, jak znika w sąsiednim pomieszczeniu, a ona usłyszała dźwięk otwieranych i zamykanych szafek i ciche postkiwanie garnków.
        — Młoda zostajesz na śniadaniu — wychylił się za jednej z szafek.
        Jednak jego pytanie brzmiało bardziej od rozkaz, skinęła delikatnie głową, bo jedynie na to było ją stać, gdy wciąż trzymała na głowie zmorzony lód. Niespodziewanie poczuła, jak poduszka obok niej ugina się i doskonale wiedziała, że to nie piosenkarz, który szykował posiłek. Przytrzymując woreczek ze zmrożoną wodę, uniosła ją, spojrzała w jasne ślepka swojej ulubionej suczki golden retrivera, gdy tylko dostrzegła jej spojrzenie, zaszczekała radośnie na jej widok. 
        — Cześć mała, stęskniłaś się za mną? — przeczesała jej sierść palcami, gdy         Anika wtuliła swoją głowę w jej dłoń — Również mi ciebie brakuje — mówiła dalej, gdy widziała, jak pies układa się na jej udach.
        Nie spoglądała na umykający czas na zegarku, spędzając miłe chwile ze swoją dawną pupilką, przez co nie dostrzegła, jak na stole pojawił się talerz z górą kanapek oraz jej ukochana czarna herbata bez żadnych dodatków z wyjątkiem dwóch kostek cukru. Chester zbyt dobrze znał jej preferencje smakowe, by się pomylić. Zwinęła szmatkę bardziej, odkładając ją na stolik, porwała jedną z barwnych kanapek, wgryzając się w nią. Zupełnie zapomniała o wczorajszym zdarzeniu, które przysporzyło jej nieco zmartwień, pomimo że nie była pewna czy powróci na grupki motocyklistów po tej zniewadze, wiedziała, że jeśli spotka Foxa drugim razem nie podaruje mu tego. Nie wiedziała, jednak że gdy powróci do mieszkania, będzie oczekiwał ją niespodziewany gość.
        — Zamierz zapisać się na studia? — podjął temat piosenkarz, gdy uchwyciła między palce kubek, na którym wygrawerowane było jej własne imię.
        Upiła łyk ciemnego napoju, rozkoszując się tym specyficznym smakiem. Wszyscy wokół niej odradzali pić tak mocnej herbaty, jednak ona nie robiła sobie nic z tych uwag, gdy proponowali jej jakieś dodatki do tej ciemnej substancji. Ona kochała taki napar z odrobinką słodkości, na szczęście jedynie Marinette dotrzymała jej towarzystwa w piciu tak mocnej esencji herbacianej. Francuska często podczas szkicowania zaparzała sobie cały dzbanek i wypiła go, zanim zaczęła prawidłowy szkic. Nie jednokrotnie jej marudziła, że musi przerywać pracę, by iść zrobić sobie ich ukochaną ciemną herbatę.
        — Tak — odparła, odkładając naczynie na krawędź blatu — Nie przepuszczę tym razem tej szansy, chociaż zapisy są za trzy miesiące, już teraz będę składać papiery czy rysunki, które będą mi potrzebne.
        — Mówiłaś o tym Mike’owi?
        Dobrze wiedział, że przyjaciel pomimo zażyłych stosunków miłosnych z jego siostrą był dla młodej kobiety niczym prawa ręka. Zawsze ją wspierał przy wyborach czy wręcz ją popychał, by szła na uczelnie, która najbardziej jej się podoba. Przez pewien czas miała trudność z podjęciem decyzjach, na który uniwersytet się dostać jednak w końcu zdecydowała się składać dokumenty, gdzie studiowali poprzednio dwójka jego najlepszych kolegów.
        Nie był zdziwiony podjętymi przez nią działaniami, gdy wspominała, że chce dostać się do Pasadena Art College Of Design. Placówka była jedną z najlepszych szkół artystycznych w mieście nie jeśli w kraju, to tam wielu młodych artystów próbowała się dostać. Żywił ogrom nadziei, że Julia spełni swoje marzenia o wymarzonych studiach. Było po niej widać, że wie, co robi i do czego zmierza, a ta uczelnia mogła jeszcze bardziej zaistnieć jej w kręgu malarskim tego miasta.
        Nie ukrywał, że był z niej ogromnie dumny, gdy z powodzeniem zakończyła wernisaż swoich autorskich prac, sprzedając parę obrazów dość wpływowym osobą. Owszem może i miała drobną pomoc Michaela przy organizacji całego przedsięwzięcia, jednak goście, którzy się zjawili nie byli przez nikogo zaproszeni. Kobieta od razu zaznaczyła, że nie chce by ktokolwiek używał swoich kontaktów by ją rozpromować, uszanowali jej prośbę i nawet nie próbowali w to ingerować, jednak sama doszła do takiego sukcesu wystawy, jej prace przyciągały spojrzenie, miała w sobie talent oraz nabyte umiejętności zdały się, jedynie był tłem w tym momencie. Pracowała wytrwale by osiągnąć, zdobyć pierwszą bramkę dla siebie i był to dla niej ogromny pokłon.
        — Tak, wie od listopada, że zamierzam iść na studia — jej głos wyrwał go z zamyślenia — Powiesz mi, czemu byłam tak głupia i tego nie zrobiłam w poprzednim roku, mogłabym w październiku zaczynać drugi rok, a tutaj będę dopiero zaczynać.
        — Nikt nie negował twoje decyzji młoda, to ty ją podjęłaś, bo przestraszyłaś się tego złamasa — mruknął z kwaśną miną. 
        Obiecał sobie, że gdy dorwie tego chłopaka, nie będzie dla niego miły. Historia Julii nim wstrząsnęła, po nie spodziewał się, że tak niepozorna dziewczyna, jak ona przeszłą taki dramat życiowy. Wiedział, że nie tylko on pałał chęcią zemsty do tego chłopaka, Mike i reszta zespołu chcieli porywać mu wszystkie kończyny i potraktować w sposób, jaki zrobił to z ich przyjaciółką, by zdychał w męczarniach, jednak Julia uprzedziła ich, by nie robili nic pochopnie, nie powstrzymywała ich, bo nie miała na to siły, kazała jednak być im ostrożna. Jednak co go frustrowało to, że nie wiedział, jak wygląda facet, który niszył jej młodzieńcze życie, jedyną osobą, która go widziała był Shinoda, jednak on milczał, gdy pytał, jak wyglądał. Pomimo całych zdarzeń był rozsądny i nie chciał doprowadzić do mordobicia już i tak obwiniał się, że nie zdołał jej obronić. Nikt nie chciał rozlewu krwi, jednak ten chłopak zasłużył sobie na najgorszą karę.
        Widział, jak zaciska mocniej usta, gdy dopiła ostatnie łyki napoju, ten temat był dla niej wciąż drażliwy. Westchnęła ciężko, nawet się nie odezwała, zabrała naczynia, przeszła przez salon, wchodząc do kuchni. Skryła brudne naczynia w zmywarce, zamykając ją. Roztargniona spojrzała na zegarek na kuchennym radiu, która wskazywała kilka minut przed dziesiątą rano. Przeklęła siarczyście, gdy przypomniała sobie, że na siedemnastą była umówiona z dziewczynami, na ich babski wieczór a w jej mieszkaniu panował istny chaos i potrzebowała dokupić jakieś przekąski i ich ulubione wino. Spodziewała się, jednak że, dziewczyny przyniosą jakiś trunek, gdy Selena podczas ich ostatniej rozmowy na grupie video wspomniała, że będzie to noc połączona z parapetówką, której jeszcze nawet nie zrobiła, jednak musiała zrobić wyjątek dla swojej dwójki przyjaciółek, które miały wyjechać za dwa dni.
        Wróciła do pokoju dziennego w momencie, gdy Chester zmierzał ku niej:
        — Wybacz braciszku, ale nie zostanę na kawę — uprzedziła jego pytanie —         Umówiłam się dziś z dziewczynami na babski wieczór, a nie chce mówić, jak moje mieszkanie wygląda.
        — Doskonale rozumiem, leć — ponaglił ją.
        Pocałowała go szybko w policzek, przeszła pośpiesznie obok niego wchodząc na podwyższenia, pognała po stopniach apartamentu, przeskakując niemal po dwa stopnie. Wpadła do swojego dawnego mieszkania, chwytając porzuconą kosmetyczkę w progu drzwi. Nie miała czasu na prysznic, musiała odczekać, aż wróci do domu. Porwała torbę, z której wyjęła swój kombinezon motocyklowy. Owszem może miała inne ciuchy, ale sukienka, którą miała na dnie, nie nadawała się zupełnie do takiego pojazdu. Zdejmując szorty, wcisnęła je niedbale do plecaka, co spotkało również podkoszulek, który miała na sobie. Nasunęła na ramiona jasną skórę, chwytając zamek błyskawiczny, przysunęła go niemal do szyi, kryjąc swój koronkowy biustonosz pod spodem.
        Zamykając torbę, zarzuciła ją sobie na ramię, wychodząc pędem z pokoju. Gdy tylko przeszła przez próg pokoju, do jej nozdrzy dobiegł subtelny zapach aromatycznej kawy, co jeszcze bardziej wzbudziło jej chęci, by zakosztować tego napoju bogów, jednak opanowała się, tłumacząc, że musi ogarnąć mieszkanie i pójść na zakupy.
        Gdy zbiegała po ostatnich stopniach, niemal nie potknęła się o krawędź jednego z nich, jednak szybko złapała równowagę. Pożegnała się z bratem, upierając po drodze swój kask. Stając przy motocyklu, przez moment zastanawiała się gdzie jechać, może i nie zabrała portfela, zaintrygowana wyjęła z jednej z kieszeni saszetkę, gdzie trzymała dokumenty pojazdu i prawo jazdy. Zajrzała do środka z nadzieją, że znajdzie tam jakieś pieniądze i ku jej ucieszy, dostrzegła dwieście dolarów, co niezwykle ją uratowało, więc mogła swobodnie udać się na zakupy. Otworzyła bagażnik, wsuwając do środka torbę ze swoimi rzeczami, układając ją, tak by reszta rzeczy mogła się zmieścić, zamykając siedzenie, wyjęła z wnętrza stroju kluczyki. Wsunęła je do stacyjki, przekładając nogę nad siedzeniem, zapaliła silnik, zgrabnie wykręcając się na podjeździe. Wyjechała z podwórka, wjeżdżając na mało ruchliwą drogę. 
        Mknąć przez kolejne drogi, dotarła w końcu do jednego z pobliskich marketów, jakie znała. Zaparkowała na jednym z wielu wolnych miejsc, zdejmując kask, wsunęła go do bagażnika. Nie chciała go ze sobą brać, tylko by jej przeszkadzał. Przechodząc powoli zapełniającym się parkingów, widziała w oddali wielki napis „Walmart”, nawet nie przystanęła przed wejściem. Weszła do chłodnej hali, chwytając jeden z koszyków, widziała na sobie lekko zdumione spojrzenia, jednak wcale nie się dziwiła, ludziom skoro szła w kombinezonie motocyklowym. Jednak ona nie zważając na, to pomknęła przez siebie, szukając wzrokiem działu z alkoholami lub jakimiś przekąsami. W końcu dostrzegła stoisko z winami, co niebywale ją ucieszyło, skręciła w bok, wchodząc w alejkę z trunkami. Przystanęła w końcu w połowie, spoglądając na swoje ulubione czerwone wino, wiedziała, że większość dziewczyn też je lubi raczej miały podobny gust co do takich alkoholi. Schyliła się, chwytając dwie pierwsze butelki Carlo Rossi, przyjrzała się fioletowej oblamówce. Odkąd Marinette przyniosła na jedną z ich spotkać, to słodkie wino wszystkim od razu zasmakowała, chociaż była faworytką półsłodkiego, jednak zasmakowało w słodszym procentowym alkoholu. Wsunęła ostrożnie do koszyka butelki, po czym sięgnęła po dwa kolejne. Wyprostowała się, nie zważając na stojącego przy niej mężczyznę, zniknęła na głównym korytarzu, pomknęła pośpiesznie do działu z jakimi słodkościami czy słotnymi przekąskami. Dobrze wiedziała, że wzrastał im apetyt po wypiciu kilku lampek wina. Ostatnim razem skończyło się to nocnym zamawianiem pizzy, gdy szaleli w domu państwa Dupain—Cheng. Marinette, która miała mieć oko na całe towarzystwo poległa z nich najwcześniej, gdy alkohol w nią uderzył, a ona niemal siłą musiała ją ściągać z antresoli, gdy paryżanka uznała, że chce z niej zwisnąć. Wyperswadowanie jej tego pomysłu z głowy zajęło jej dobrą chwilę, a reszta dziewczyn wpadła w ten samym czasie na genialny pomysł, by zakupić jedzenie przez Internet. Nie zdążyła ich powstrzymać i skończyło się na tym, że gdy pewien chłopak przywiózł ich zamówienie, gospodyni spotkania zaczęła jawnie go podrywać. Jako że była najmniej upita, szybko ją odciągnęła, by nie zrobiła jakieś głupoty, przez co musiała zerwać ze swoim chłopakiem. Do tej pory ani córka piekarzy, ani tym bardziej ona nie wspomniały Adrienowi o tym incydencie, gdy granatowłosa zdołała sobie przypomnieć następnego dnia co robiła wybłagała je wszystkie by nic nie mówili Agreste’owi. Wciąż milczały z koleżankami a Marinette powoli zapominała o tym całym zdarzeniu. Kochała blondyna i widać było, że zależy jej na związku z synem projektanta mody.
        Przystanęła obok jakiś kruchych ciastek, przez moment zastanawiając się co wziąć, jednak po chwili w jej koszyku było kilka siateczek wypełnionych smakołykami, chwyciła jeszcze dwie paczki jakichś czekoladek oraz kilka paczek chipsów i zmierzyła ku kasie. Gdy stała pary ladzie a kasjerka zaczęła przesuwać produkty po ladzie, spojrzała na klientkę z delikatnym uśmiechem.
        — Chłopak czy babski wieczór? — zagadnęła wesoło.
        — Spotkanie z przyjaciółkami — odparła grzecznie.
        Wsunęła paczkę z jakimiś ciastkami do reklamówki, chwyciła jedno z win, ostrożnie je wkładając, ułożenie wszystko tak by nic się nie zbiło czy stukało, nie zajęło jej dużo czasu, w momencie, gdy wyciągała dokumenty dziewczyna, siedząca za kasą oznajmiła:
        — Sto dwadzieścia dolarów.
        Wręczając dwa banknoty, odczekała chwile aż kobieta, wręczy jej resztę. Podziękowała jej kryjąc, resztki między dokumentami i skryła jej głęboko w kieszeni. Chwyciła na ramię papierową torbę i spokojnym krokiem zniknęła za pobliskimi drzwiami sklepowymi. Bez trudności odnalazła swój motocykl, otworzyła wolno siedzenie, wsuwając do środka reklamówkę z zakupami, przymknęła bagażnik. Wsiadła na siedzenie w momencie, gdy na drugim miejscu zaparkowała czarna terenówka i wyskoczyło z niej kilku młodych chłopaków. Nie wyglądali na starszych od niej raczej na młodszych i wcale nie mieli po osiemnaście lat. Zapaliła silnik w momencie, gdy do jej uszu dotarł głos jednego z nich.
        — Patrzcie jaka laska ma tyłek.
        W jednej chwili miała ochotę im przywalić, dobrze wiedziała, że mówią o nich, spoglądała ukradkowo na nich w lusterku i widziała ich głodne spojrzenia na sobie.
        — Która?
        — Przed nami — zirytował się jeden z nich.
        — Ty panienko dasz mi swój numer — zawołał drugi z nich.
        Zanim ruszyła, odwróciła się przez ramię, nawet nie ściągając kasku, który zdążyła sobie założyć.
        — Jedyne co ci mogę podarować to siniak na twojej mordzie gówniarzu — warknęła i z piskiem opon odjechała od nich. 
        Miała serdecznie dość takich chłopaków, którzy spoglądając na nią jedynie jak na obiekt seksualny, była tymi uwagami zirytowana do granic możliwości. Jeśli sądziła, że z urodą przychodzą same plusy, to się myliła, gdy wciąż musiała się uganiać od takich natrętów. Z każdym takim argumentem przekonywała się co do związku z Mike’m. Pomimo że dzieliła ich dziewięcioletnia różnica wieków, nigdy od niego nie usłyszała żadne sprośnego komentarza. Owszem jej chłopak był osobą wychowaną w szacunku do kobiet, co najbardziej w nim ceniła to, że nigdy nawet nie próbował ją w taki sposób podrywać. Uwiódł ją na swój sposób i to jej się cholernie podobało. Nie był nachalny, a zawirował jej w głowie swoją aparycją i niebywałe poczuciem humoru. Kochała go i coraz bardziej się przekonywała, że on był jej przeznaczony, gdy każdego dnia zakochiwała się w nim na nowo, a jej miłość coraz bardziej do niego rosła.
        Wjechała z jednej z pobocznych uliczek na autostradę, kierując się do swojego mieszkania. O dziwo miasto nie było w ogóle zakorkowane, co zdarzało się bardzo rzadko, przedarła się przez wyuczone kilometry, aż dotarła do zjazdu, który prowadził ja bezpośrednio na jej osiedle. Jadąc bocznymi drogami, w końcu dostrzegła oliwną bramę. Nie musiała nawet czekać na otworzenia, gdy drzwi przed momentem zostały otwarte.
        Przejechała przez ustawione po bokach drogi dwóch apartament owcach, widząc w niedalekiej bliskości swój blok. Przejeżdżając przez ogromny wjazd, poczuła duchotę spowodowaną zapełnionym pojazdami garażem. Nie była zdumiona, że praktycznie wszystkie miejsca były zajęte, była sobota i ludzie spędzali ten czas w swoich mieszkaniach lub odpoczywali nad basenem. Ona niestety nie będzie miała tej przyjemność, bo czeka ją sprzątanie i przygotowanie przekąsek na zabawę z dziewczynami.
Zaparkowała obok swojego samochodu, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Zanim jednak odeszła, otworzyła skórzane siedzenie, wyjmując torbę, przerzuciła ją sobie przez ramię, tak by jej nie przeszkadzała, ujęła ostrożnie siatkę z zakupami. Z zadowoleniem przyjęła otwarte drzwi małej kabiny, weszła pośpiesznie, gdy widziała, jak wolno się zamykają. Wcisnęła guzik z ostatnim numerem, wolno poprawiając reklamówkę z zakupami.
        Stanęła po chwili na korytarzu wiodącym do jej mieszkania, gdy wyszła za zakrętu, niemal nie oniemiała, gdy dostrzegła, kto stoi obok drzwi. Wyjęła z trudem klucze od mieszkania, pokonując dzielącą ja odległość od mężczyzny, który wyraźnie na nią czekał.
        — Dragon co tu robisz? — zdziwiła się, układając zapakowane produkty na podłodze.
        — Fire ty żyjesz! — ucieszył się.
        Widziała wyraźną ulgę na jego twarzy. Wsunęła klucz do zamka, spoglądając lekko zdumiona na przyjaciela.
        — Dlaczego miałabym nie żyć? — pytała, wciąż nie rozumiejąc jego wcześniejszych słów.
        Odblokowała ciemne drzwi, sięgnęła po reklamówkę, łokciem naciskając na klamkę. Weszła do środka, czuła za sobą podążającego za nią Mike’a, który z lekkim trzaskiem zamknął drzwi od mieszkanie. Szedł za koleżanką, która zniknęła w kuchni, odstawiając na blat siatkę z przekąskami i winami.
        — Wyjechałaś wczoraj niemal z prędkością światła, obawiałem się, że coś sobie zrobiłaś — wyznał.
        — Nie jestem głupia Mike — odezwała się.
        Poczuła się nieco dziwnie, gdy zwracała się tak do kolegi, może odkąd się z nim poznała, wolała go jego pseudonimem, nawet nie wiedziała, jak określić jak się czuła, teraz gdy mówiła do niego po imieniu. Często zwracała się tak do Shinody więc była do niego przyzwyczajona, owszem wiedziała, że wielu chłopaków nosi takie imię, jednak był jakiś niesmak.
        — Dzwoniliśmy do ciebie po kilka razy, nie zliczę, ile wiadomości napisaliśmy.
        — Nocowałam u brata i zostawiałam przed przyjazdem do was telefon w salonie i może dlatego nie mogliście się skontaktować — odparła spokojnie.
        Chwyciła pojemnik na wodę, podsuwając go pod kran. Uruchomiła wodę, zalewając odpowiednią ilość, by zaparzyć swój ukochany napój. Sięgnęła po reklamówkę, wolno wypakowując wszystkie produkty, odczekując, aż ekspres się zagrzeje.
        — W ogóle, po co przyszedłeś? — zapytała, kryjąc wina w lodówce.
        — Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Równocześnie mam dla ciebie informacje.
        — Co wylatuje z grupy? — mruknęła posępnie, gdy skryła, ostatnie butelki zamykając za sobą drzwi zamrażalki — Jak tak to fajnie było was poznać — dodała sarkastycznie.
        — Nie, to nie ty zostałaś wyrzucona!
        — To znaczy? 
        Nie była kompletnie zainteresowana słowami przyjaciela, o ile nie miała do nich żalu, bo nie byli sprawcami tej całej sytuacji, wolała się w to nie angażować, zbytnio już raz to zrobiła i została okrutnie wyśmiana.
            — Owen z Derek’m się wściekli, niemal z hukiem wywalili Tobiasa z grupy.
        — I co ja mam z tym wspólnego?
        Chwyciła między ramiona reklamówkę, podchodząc do jednego ze skrzydeł aneksu, kucnęła, układając ją na podłogę, otwierając szufladę gdzie często, wkładała jakieś słodkości lub dobrodziejstwa.
        — Nadal nic nie rozumiesz! Tobias złamał jedną z podstawowych zasad naszego wspólnego współżycia, jeśli mogę się tak wyrazić. Zabronione jest obrażanie współzawodników w tak okrutny sposób. Wiesz, co jest naszym priorytetem, on już dawno sobie grabił u Owena, chciał mu dać szansę, ale ta akcja z tobą utwierdziła go w przekonaniu, że przestał do nas pasować.
        — Może jest w tym ziarenko prawdy, może wkręciłam się, bo poznałam cię i Rocky’ego.
        — Fire czyś ty zwariowała. Ivy doszła do nas przed tygodniem, jej nawet nie śmiał, obrazić bardziej się zalecał do niej, chwalił jej umiejętności, pomimo że na motocyklu jeździ zaledwie od tygodnia. Gdy ty nie patrzyłaś, jawnie chwalił, że ona jest lepsza od ciebie, jednak muszę to powiedzieć, masz większy staż, pomimo że siedzisz na ścigaczu od trzech miesięcy, dajesz sobie rady lepiej od nas wszystkich, gdy zaczynaliśmy.
        — Dragon nie chce być nie miła, ale czas na ciebie.
        Wyprostowała się, spoglądając uważnie na przyjaciela, który stał, wpatrując się z nią w jakąś dziwną nadzieją.
        — Wrócisz do nas?
        — Pomyśle, jednak teraz proszę, potrzebuje chwili dla siebie — wytłumaczyła.
        Nie znosiła wypraszać ludzi, pomimo że nie miała do Dragona, żadnych pretensji chciała zając się mieszkaniem i wspólnym wieczorem z dziewczynami. Musiała jeszcze wyprowadzić swoją suczkę na spacer, która dreptała koło jej nogi, wyraźnie chcąc wyjść załatwić swoją potrzebę.
Patrzyła jak chłopak, opuszcza mieszkanie a ona z cichym westchnięciem, ponownie się schyliła, spoglądając na psinkę.
        — Mogę sobie tylko kawę zrobić, od razu pójdziemy na plac? — zapytała Junki.
        Suczka szczeknęła raz, jakby dawała jej zgodę, patrzyła, jak pognała w odnalezieniu swojej smyczy. Odwróciła się przez ramię, przystając przed włączonym urządzenie. Sięgając do jednej z szafek, wyjęła swój ulubiony kubek termiczny, który postawiła pod dysze. Naciskając guzik, patrzyła, jak naczynie wypełnia brązowa ciemna substancja, wyłączyła ją w momencie, gdy skończyła przygotowywać piankę, wlała ją do środka, odnajdując na blacie syrop karmelowy. Wlała go do środka, zakręcając pojemnik wtedy do kuchni przybiegła Junka a za nią szła wyraźnie znudzona Cindy, która głośno miauknęła i podeszła do misek ze suchą karmą.
        Chwyciła pasek trzymany w pyszczku maltańczyka, wolno zapinając go na obroży. Sięgnęła jedynie po kubek oraz dwie małe siateczki, które wsunęła sobie do kieszeni i opuściła mieszkanie, ówcześnie je zamykając.

                                                            ✰✰✰


        Wracam po dość długiej nieobecności, wiem nie było mnie ponad miesiąc i pewnie dalej bym nie wracała gdyby mnie pewna osoba nie zmotywowała do dokończenia tego rozdziału, bo chciała zobaczyc co dalej się zadzieje. Zmotywowałam się i dopisałam scenę która mi zalegała i rozdział wlatuje. 
        Moja wena jest tak kapryśna ostatnio że mam jej dość, równocześnie sama jestem ostatnio bardzo zajęta więc nie mam zbyt wiele czasu. Na razie wracamy do reguralnego publikowania. Kolejne rozdziały bedą bardzo interesujące i ubogacone w akcje więc się szykujcie.
        Rozdział ze specjalną dedykacją dla tej która od wczoraj mnie dręczy bym dokończyła ten rozdział. Kolejna część? Standardowo sobotoa 14:00. Widzimy się za tydzień!

No comments:

Post a Comment