Saturday, September 26, 2020

II 26 — MŁODE WILKI

        — Gdzie ja to zostawiłam — mruczała do siebie.
        Rzuciła niedbale za siebie trzymaną przez siebie bluzeczkę. Siedziała pośrodku rozrzuconych wokół siebie upranych ubrań, które czekały na nią od rana, by się nimi zajęła, a ona z namiętnością przeszukiwała małą stertę wielokolorowych ciuchów, próbując doszukać się swojego kombinezonu. Nawet nie spoglądała na zegarek, bo miała tę świadomość, że jest już spóźniona na spotkanie, a po stroju nie było śladu, praktycznie całą garderobę wywróciła do góry nogami, próbując odnaleźć to jeden ciuch. Warknęła cicho, gdy w jej dłonie wpadła koronkowa bielizna, rzuciła ją za siebie z niesmakiem malującym się w jej jasnych oczach.
        Trafiła już powoli nadzieje, że uda się jej go znaleźć, chciała już sobie odpuścić i ubrań się w swój ulubiony komplet skórzany, gdy dostrzegła pod jedną z par dopasowanych spodni, czarno — biały kołnierzyk. Sięgnęła po niego, wyjmując spod stosu barwnej zawartości garderoby. Uniosła się bez trudu, stając na prostych nogach, kostium zwisał z jej nóg, aż po jasne wykończenie paneli podłogowych. Położyła go na pobliskiej pufie, przedostając się przez mały tor przeszkód, spojrzała przez ramię na rozrzucone ubranie, obiecując sobie, że gdy wróci zajmie. Nie znosiła niepotrzebnego nie porządku, a patrząc na to, co narobiła w garderobie, aż ją ściskało. Uwielbiała mieć wszystko na swoim miejscu, pomimo że mieszkała sama, zawsze starła się dbać o mieszkanie, by wyglądało schludnie i nie było dostrzegalne, że dom zamieszkuje trójka futrzaków, co czasami było naprawdę trudne.
        Jej nowi pupile szybko odnaleźli się w nowym miejscu, już pierwszego dnia chętniej zwiedzili resztę jej mieszkania, ku zaskoczeniu jej i Michaela. Spodziewała się, że kotka będzie potrzebować znacznie więcej czasu na zaadoptowanie się nowych okoliczności, jednak po drobnych pieszczotach, chętniej dotrzymała towarzystwa bratu, który zaczął zaznajamiać się z maltańczykiem. Co ją niebywale ucieszyło to, że jej zwierzaki w tak pozytywny sposób przyjęły swoje towarzystwo i niezwykle się polubiły.
        Nie mogła jednak ukryć tego, że jej również przypadło niezwykle do gustu towarzystwo Cindy i Waltera już nie jednokrotnie zdarzało się, że maluchy sypiały wraz z nią, gdy Mike nie zostawał u niej na noc. Często, gdy się budziła znajdywała kotkę, śpiącą opartą o jej głowę i jej brata rozłożonego między jej nogami. Junka, która również uwielbiała się przy niej wylegiwać, często leżała na drugiej poduszce wtulając pyszczek do pobliskiej poduszki. Mogła śmiało powiedzieć, że nie była tutaj samotna nawet w momentach, gdy nie spotykała się z ukochanym te futrzakidawały jej tyle radości, że nie wyobrażała sobie życia bez tej małej zgrai rozrabiaków.
        Chwyciła skraj swojej koszuli nocnej, którą miała na sobie, przeciągając ją przez głowę. Zdecydowanie dziś miała naprawdę udane popołudnie. Po powrocie z pracy podjechała do pobliskiego marketu, gdy zauważyła, że potrzebowała dokupić kilka produktów spożywczych i wcale nie było to wymówka, by zaopatrzyła się w kilka produktów do pieczenia ciastek i mufinek. Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś sobie upiekła jakieś łakocie, więc wykorzystała fakt, że wypuścili ją dziś z sierocińca wcześniej i wykorzystała to zrobienia, jak i tych smacznych smakołyków, a także obiadu na kolejne dni. Pomimo że nie znosiła gotowania i przebywania w kuchni, dłużej niż pięć minut nie chciała wciąż jeść śmieciowego jedzenia. Nawet gdy czuła się okropnie zmęczona po ciężkim dniu, wolała posiedzieć tę kilka minut dłużej w kuchni i przygotować coś treściwego, nawet jeśli na zegarze już dawno wybiła północ. 
        Weszła ostrożnie do kombinezonu, naciągając go wolno na swoje ciało. Chwytając zamek jego zamek błyskawiczny, przyciągnęła go w górę, podchodząc do toaletki. Przyjrzała się swojemu lustrzanemu odbiciu, widząc w tafli swoją lekko obaloną twarz, które pomimo lekkiej opalenizny nie miała na sobie ani grama niepotrzebnego makijażu. Podsunęła do siebie jedno z pudełek, gdzie skrywała swoje wsuwki i wszelkie dodatki do włosów. Przerzucając barwne gumki czy spinki, w końcu odnalazła ciemną prostą wsuwkę. Wiążąc włosy w wysokiego koka, patrzyła, jak opadając delikatną falą na jej ramię.
        Poprawiła kołnierzyk stroju, przeglądając się po raz ostatni w pobliskim ogromnym lustrze. Nie wyglądała wcale źle, jednak zaczęła jej doskwierać brak wylewania z siebie siódmych potów na siłowni, nie była na żadnych zajęciach już od tygodnia i nie chciała wychodzić z formy. Alice za każdego dnia, gdy miały wspólne wyjścia na jogę czy basen namawiała ją, by się rozerwała, jednak znowu skupiła się, by spędzić ostatnie chwile z Marinette i Seleną, które wkrótce wracają na studia, jednocześnie przygotowała kilka obrazów na zamówienie, musiała iść na ten cholerne ćwiczenia, bo pomimo że była aktywna fizycznie, brakowało jej tych sportów.
        Opuszczając swoją garderobę, przeszła przez próg sypialni, zerknęła na łóżko, gdzie rozłożyły się jej zwierzaki, patrzyła na ich przymknięte oczy i nieco im zazdrościła. Gdyby nie była umówiona na jazdy, zdecydowanie nie wychodziła, by z łóżka, jednym pocieszeniem było, że rozpoczął się weekend, który zamierzała spędzić na oglądaniu serialu i może zaproszenia Mike’a na randkę i możliwej imprezie z dziewczętami, chciała je zaprosić, zanim wyjadą i zorganizować typową babską noc, którą ostatnio przeżyły pod koniec swojej nauki w liceum, może i były dorosłe, jednak to im zabroni powygłupiać się czy poplotkować na temat znajomych z klasy przy dobrym winie i w piżamach.
Schodząc po stopniach apartamentu, dostrzegła oświetlony bocznymi światłami salon zawalony zabawki dla zwierząt, zdecydowanie musiała posprzątać w mieszkaniu, po dzisiejszych harcach z futrzakami o ile nie musiała się zajmować domem, gdy mieszkała z bratem, bo gosposia dbała o jego mieszkanie tym razem musiała sobie radzić sama. Schyliła się, chwytając porzucone na stole kluczyki motocyklowe, nawet nie próbowała teraz liczyć, ile miała pęków kluczyków w mieszkaniu oznaczenia, które przy nich zrobiła, okazały się niezwykle mocne, co nie raz ją uratowało.
        Wahała się, przez moment spoglądając na trzymany w swojej dłoni telefon czy rzeczywiście go zabrać. Odłożyła go po chwili z przekonaniem, że jej się nie przyda. Wychodząc z mieszkania, wsunęła klucz do zamka, przekraczając go. Jeśli sądziła, że uda się jej przejść spokojnie do garażu myliła się, gdy na korytarzu dojrzała zmierzającą ku niej starszą kobietę pomimo wieku ubrana była niezwykle gustowanie, żakiecik idealnie pasował do założonej przez nią spodni w kartkę. Z cichym jękiem rozpaczy spojrzała w jej głębokie piwne oczy.
        — Dobrze, że panią widzę — zaczęła oskarżycielskim głosem.
        — O co chodzi? Proszę się, pośpieszyć jestem umówiona — westchnęła, nie chcąc mieć zbytnio kontaktu z sąsiadką, która wiecznie utrudnia jej życie.
        — Nie życzę sobie by pani koty łaziły po klatce jak jakieś przybłędy innym razem zadzwonię do schroniska, jeśli jeszcze raz zobaczę je pod swoimi drzwiami.
        — Panno Mery, tłumaczyłam pani, że to nie moje zwierzęta ani Cindy, ani Walter nie lubią wychodzić z mieszkania, jednocześnie są jeszcze małymi kociętami i jeszcze trudność sprawia im wychodzenie po schodach, zapewne koty, o który pani mówi ,należą do pani Amandy, u mnie też się pojawiały. Proszę mi wybaczyć, ale jestem już spóźniona! 
        Ominęła ją, nawet nie spoglądając, jak jej natrętna sąsiadka zaniemówiła, wciskając guzik, słyszała jej ciche powarkiwania. Odkąd przeprowadziła się na to osiedle, ta kobieta z radością zaczęła jej uprzykrzać życie, czepiając się nawet o najmniejsze drobnostki, Alice jednak już wcześniej ja uprzedziła przed nią, pomimo ze z początku potraktowała jej uwagi pobłażliwie, dopiero po spotkaniu twarzą w twarz zrozumiała, co miała na myśli. Złośliwość tej sąsiadki nie zna granic. Z tego, co udało się jej dowiedzieć kobieta, była żoną jakieś bankiera, małżeństwo nie posiadało własnych dzieci, o ile jej mąż należał do osób o łagodnym usposobieniu, to nie mogła powiedzieć tego o jego współmałżonce. Chciała żyć z sąsiadami w zgodzie, nawet z nią jednak czasami szczerze w to wątpiła.
         Drzwi rozsunęły się przed nią, poprawiła zsuwający się z jej ramienia kask, wychodząc na tak znany podziemny parking. Idąc wolnym krokiem, wsunęła na swoje spięte włosy dopasowany do stroju kask, widziała w oddali swój motocykl zaparkowany obok samochodu. Stanęła przed ścigaczem, zapinając te cholerne uchwyty pod brodą, przekładając stopę nad siedzeniem, wsunęła do stacyjki kluczyk.
        Opalając silnik pojazdu, a jej zmysły zaatakowało ciche mruczenie dwukołowca, uśmiechnęła się delikatnie, wyprowadzając go miejsca parkingowego. Skupiona opuściła podziemny garaż, wyjeżdżając na oświetlone jasnym światłem osiedlowych lamp rondo, przejeżdżając przez niego, wyjechała na drogę prowadzące ku metalowej branie. Zatrzymała się, przy wjeździe pokazując ochraniaczowi, by ją wypuścił. Staruszek uśmiechnął się miło, po chwili oliwna krata zaczęła powoli się otwierać. Nie czekając dłużej, przejechała przez małą szparę, od razu skręcając w lewo. Nie zamierzała się tłuc przez całe miasto, by dojechać na stary stadion, zdecydowanie wolała skrót, który odnalazła przez czysty przypadek może i droga była nieco wyboista, ale jej motor wytrzymywał te nierówności.
        Mknęła przez boczne uliczki metropolii w blasku błyszczących na ciemnym niebie gwiazd. Co chwila na jej wiotką sylwetkę padły snopy ulicznych świateł. Kochała Los Angeles nocą, chociaż to miasto miała w sobie urok, to jej obraz nie był tak wspaniały, jak mogło, by się wydawać, wszystko przez bezdomnych, który koczowali na ulicach, na jej szczęście do tej pory mieszkała w dzielnicach, które na to sobie nie pozwalało, trochę przykre jednak nic nie jest wyciągnięte niczym z najpiękniejszego obrazu, każde miasto miała jakieś minuty, a taka metropolia jak miasto aniołów miała zdecydowanie. Jednak nie narzekała, cieszyła się, że przynajmniej ona miała dach na głową, zapewne w innych okolicznościach po wyjściu z domu dziecka trafiła, by pod most, gdyby nie sprzyjające ją okoliczności.
Wjechała na jedną z polnych dróg, które prowadziły na tor, nie raz jeździła na tych drużkach, z pozostałymi szlifując swoje umiejętności na nie równym podłożu, wyjeżdżając za dość gęsto zalesionej drogi, patrzyła jak w oddali wyłaniają się znajome ledowe lampy stadionu i głośny szum kółek motorów oraz wyraźny ryk silnika. Przejechała przez jedno z wielu przejść, stając na asfaltowanej drodze. Stanęła na jednej nodze, gdy przed jej nosem przemknęła dwoje monocyklów, przejechała ostatni kawałek, dostrzegając na drugim krańcu stadionu swoich znajomych. Zatrzymała się nieopodal spoglądając na rozgadanego Dragona z Owen’m i Derek’m.
        — Fire wreszcie jesteś — westchnął pierwszy z nich — Co tak długo?
        — Nie mogłam znaleźć cholernego kombinezonu — zirytowała się — Poza tym znowu mnie zaczepiła mnie ta złośliwa sąsiadka — mruknęła.
        Zgasiła maszynę, chwyciła kask, wolno zsuwając go ze swoich włosów. Zbliżyła się do chłopaków w momencie, gdy przemknęło obok niej fioletowe suzuki Eleny, stanęła przy boku Dragona, spoglądając na dwójkę ścigających się motocyklistów.
        — Która z nich zwycięża? — zagadnęła, szturchając w bok nieco nieobecnego Mike’a.
        — Ivy — odezwał się Rick, który niespodziewanie stanął za nią.
        Drgnęła lekko przestraszona, posłała mu nieco zirytowane spojrzenie, jednak bardziej skupiła się na lekko nieprzytomne spojrzenie, co ją nieco zaniepokoiło, może chłopak miał nieco denerwujący charakter, ale to z Dragonem najlepiej jej się dogadywało. Poczuła ukłucie żalu, gdy patrzył na nią nieco zbolałym uśmiechem, co jeszcze bardziej ją utwierdziło w przekonaniu, że coś nie gra.
        — Co jest Dragon? — spytała zmartwiona.
        — Nie ważne — odparł z niechęcią.
        Nie zwracając uwagi na towarzystwo znajomych, zniknął za bramą pobliskiego wejścia na tor, co dało jej do myślenia. Coś z tym chłopakiem jest nie tak. Chwyciła za ramię stojącego za nią Ricka, pociągnęła za sobą, chcąc porozmawiać na osobności, miała nadzieje, że jego straszy brat, będzie wiedzieć, co się wydarzyło i w jakiś sposób będzie mogła pomóc chłopakowi.
        — Rocky co jest z twoim bratem, jest jakiś nieswój.
        Widziała, jak chłopak wzdycha ciężko, skrywają wewnątrz jednej z kieszeni kurtki swój telefon, na którym niedawno coś odczytywał. Patrzyła, jak pokręcił delikatnie głową, zanim odpowiedział, skrzyżował dłonie na dość potężnej klacie, wpatrując się w jej intensywne oczy.
        — Zwolnili go z pracy — powiedział z niesmakiem.
        — Dlaczego? — pytała zszokowana.
     — Zarzucili mu, że wyniósł poza granice firmy jakieś ważne dokumenty odnośnie ostatniego przetargu. Miało dziś dojść do podpisania umowy między jego szefem a kontrach enem, niestety teczka z ważnymi ustaleniami przepadała i została zrzucona wina na niego, ponieważ ostatnio on trzymał te dokumenty. 
        — To jakiś absurd. Dragon by tego nie zrobił! — wściekła się.
        Młodszy z braci Scott tuż po otrzymaniu licencjatu z dziedziny robotyki złożył swoje dokumenty do firm zajmujących się nowymi technologiami, udało mu się nawet otrzymać wysokie stanowisko w placówce, co go niezwykle ucieszyło, z tego, co słyszała od dziecka, miał smykałkę tworzenia tych maszyn, pomimo że zamierzał uczęszczać na studia magisterskie, chciał nieco sobie dorobić do stypendium, nie jednokrotnie jej opowiadał o swojej pracy i widziała, że go naprawdę cieszyła i czerpał z niej przyjemność, słowa jego brata były dla niej zaskoczeniem. Owszem znała się z nim stosunkowo krótko, ale nie wierzyła, że mógłby się posunąć do fałszerstwa.
        — Julio ta sprawa jest świeża, rozpoczęto postępowanie w firmę, które ma dowieść jego winy!
        — Idę z nim pogadać, jakoś trudno mi w to uwierzyć.
        Słyszała jego pomruk zgody, odwróciła się przez ramię, podążając za przyjacielem, wychodząc za stadion, ujrzała go stojącego opartego o pobliskie drzewo, jego mina nie wskazywała nic dobrego, z obojętności przerodziło się w gniew. Niemal biegiem pokonała dzielącą ich odległość, stanęła przed nim, mierząc go spojrzeniem swoich jasnych oczu.
        — Miałeś nie palić! — mruknęła wściekle.
        Chwyciła zaciśnięte między palcami chłopaka papierosa, wyrzucając na kamienie, przydeptała go butem, gasząc niedopałek.
        — Gadałam z moim bratem — burknął.
        — Tak, a czego się spodziewałeś, że ci odpuszczę. Może znam cię krótko, ale nie zamierzam przechodzić obojętnie wokół twoich problemów. Wyjaśnisz mi, o co chodziło z tym przetargiem?
        — Długa historia Fire nie jest to odpowiednia chwila na takie rozmowy, przyszedłem tutaj się rozluźnić i nie myśleć o tym, co się wydarzyło.
        Jego dalsze słowa zostały nagle przerwane, a do jej zmysłów przedarł się głośny ryk silnika. Z cichym westchnieniem spojrzała za siebie, rozpoznając to charakterystyczny dźwięk maszyny, jak mogła się mylić co do właściciela tego dwukołowca. Niemal przed jej stopami zatrzymała się czerwony maska harleya, a ona nawet nie musiała spoglądać na siedzącego za motorem mężczyznę, by wiedzieć kto przed nią stoi.
        — Kogo my tu mamy — zacmokał, obdarzając ją niepochlebnym spojrzeniem — Moja ulubiona koleżanka.
        — A sądziłam, że będzie to miły wieczór, gdy nie będę musiała spoglądać na twój krzywą mordę — warknęła wściekle.
        Oparła dłonie na swoim biuście, nie miała chęci patrzenia na tego chłopaka, nie znosiła jego zarozumialstwa i tej cholernej pychy, którą się oznaczał, doprowadzał ją niemal do furii, gdy musiała się z nim widzieć.
        — Grzeczniej laska, bo zaraz ukrócę ci ten parszywy język.
        Prychnęła z politowaniem, słysząc jego uwagę.
        — Umówmy się Tobias, jeśli kogoś chcesz tu nazwać egoistą, to lepiej zerknij na siebie. Jesteś skurwielem gorszym od mojego byłego, nie wybacz, oboje jesteście tak samo żałości.
        Malująca się na jego twarzy wściekłość jeszcze bardziej wprawiła ją w dobry nastrój. Może porównując, swojego rywala ze swoim byłym lekko przesadziła, bo Kent był znacznie gorszy, jednak miała dość, jego ciągłych uwag na swój temat wciąż podburzał jej autorytet i dobre imię co tu nie mówić o jeździe na motorze, z czego jawnie szydził.
        — Widzę cię za dwie minuty na torze z tym twoim żałosnym Kawasaki.
        — Chętnie podniosę tę rękawicę, jednak uprzedzam, znowu będziesz lizać beton!
        Bawiło ją zachowanie Tobiasa, gdy za każdym razem wyzywał ją na pojedynek, pragnęła się śmiać w głos, gdy starał się ja zmierzyć na torze. Od chwili ich konfliktu stała jeszcze bardziej zawzięta, by doskonalić swoje umiejętności tylko po to, by pokazać mu, że pomimo że zaczęła od niedawna, jeździć nie jest wcale taka słaba, jak na nią spoglądał, co mu się wyraźnie nie podobało.
        Patrzyła z pobłażliwym uśmieszkiem, jak jego karoseria znika za bramami stadionu, a ona z mogła tylko spojrzeć na stojącego przy niej Dragona, który pomimo problemów nie mógł powstrzymać lekkiego rozbawienia na swoich lekko otwartych ustach. Nie odezwali się do siebie słowem, gdy przeszli po nieco zniszczonym bruku wiodącym na tor dawnych wyścigów samochodowych. Wychylając się za ścianki, dostrzegła grupkę motocyklistów żywo ze sobą rozmawiających, nie umknął jej spojrzeniu Tobias, który oparty o kierownice swojego motoru patrzył wyczekująco w wejście nad trybunami.
        Pozostawiając Dragona przy już dawno wywarzonych drzwiach na torowisko, wyjęła z wnętrza jednej z kieszeni swoje kluczyki. Widząc ja przechodzącą obok nich znajomy spojrzeli na Foxa, po czym zerknęli na nią, gdy wsiadała na swój motor, odpalając silnik jednośladu. Widzieli, co się szykuje i wcale ich to nie zdumiało, gdy ich znajoma zatrzymała się przed Tobiasem, zakładając swój kask.
        — Dwa okrążenia wokół stadionu, kto przegra, raz na zawsze wylatuje z grupy.
        — Tobias to nie jest uczciwe! — zagrzmiał Owen, który w grupie był najrozsądniejszy.
        Stanął pomiędzy dwojgiem motocyklistów, spoglądając to na jednego to na drugiego, chcąc, nieco załagodzić konflikt jednak z ich oczu ciskały gromu. Miała już dość ciągłego rządzenia się tego mężczyzny i miała ogromną chęć skopać mu tyłek. 
        — Nikt ze stąd nie wyleci, o ile nie złamiecie ktoś zasad, więc przestań z tymi durnymi porachunkami! — zaczął krzyczeć — Fire dołączyła do nas, tak jak każdy nie zamierzam jej ani ciebie stąd wywalać, czy się zrozumieliśmy? Jeśli dalej będziesz doprowadzać do dalszych konfliktów, rzeczywiście doprowadzę tego, by się tutaj nie pokazywał.
        — Owen stajesz, po jest stronie, bo znalazła sobie takich tych dwóch frajerów jak Dragon i Rocky, omotała ich, więc chętnie ją wciągnęli do naszej grupy. To zwykła szmata! — wrzasnął.
        Zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy, słysząc kolejną obelgę, może i wcześniej tylko podkopywał i żywnie śmiał się z jej umiejętności, czy jazdy to do tej pory nigdy nie posunął się aż do takich obelg. Mimowolnie poczuła skurcz w sercu, mogla znosić wiele przekleństw jednak zawsze sprawiał jej ból takie wyzwiska, które wprost porównywały ja do pań lekkich obyczajów. Z godnością powstrzymała cisnące się do jej oczu łzy.
        Nawet słowem się nie odezwała, wykręciła maszynę. Nie zważając na nikogo, odjechała z piskiem opon. Przejechała przez bramę, którą wjechała, pomknęła na kamienistą drogę, nawet nie słysząc nawoływań Dragona i Dereka. Jechała z zawrotną prędkością, nie spoglądając za siebie, zwolniła w momencie, gdy wjechała na asfaltowaną drogę. Pomimo że kpiła ze zdenerwowania, wolała uniknąć wypadku spowodowane przez nadmiar złych emocji, chciała jeszcze pożyć a jakiś złamas i jego kąśliwe uwagi nie doprowadzą by umyślnie lub nie się zabiła.
Nie wiedziała, dokąd miała pojechać, nie chciała jeszcze wracać do domu, a nagła potrzeba wygadania się była ogromna, skręciła w jedną z uliczek, prowadzących do jej osiedla domków gdzie wcześniej mieszkała. Przedzierając się przez ulice, dotarła w końcu na podjazd domu swojego brata. Zaparkowała pojazd, wyłączając silnik, jednak z niego nie wsiadła. Przez moment wahała się, czy dobrze robi, jest w końcu środek nocy i zapewne starszy Bennington już dawno śpi, westchnęła cicho, przekładając nogę nad siedzeniem. Wyjęła ze stacyjki kluczyki, pomimo jakie wątpliwości nią targały, musiała z kimś pogadać, a wolała oszczędzić większych zmartwień Michaelowi, który wciąż nie mógł dostrzec pozytywów w jej zamiłowaniu do motorów. Nie sprzeczała się z nim, już o to jednak unikali tego tematu. Jej brat miał zupełnie inne zdanie, sam był zafascynowany sportami ekstremalnymi, więc bardzo ją wspierał przy jej nowej pasji.
        Stanęła przy drzwiach, dzwoniąc do drzwi, czekała aż jej otworzy. Długo nie musiała czekać, gdy po drugiej stornie usłyszała ciche kroki a po chwili szczęk otwierającego się zamka w drzwiach. Widziała, jak ciemno skrzydło otwiera się i stanął w nich zaspany mężczyzna.
        — Młoda co tu robisz, wiesz, która jest godzina? — pytał, gdy bez zaproszenia weszła do środka.
        — Wiem — warknęła wściekle — Dochodzi trzecia w nocy!
        Przeszła przez lekko rozświetlony korytarz, światła w całym domu były przygaszone, zeszła po dwustopniowym podwyższeniu w pokoju dziennym, podeszła do kanapy i z niemrawą miną opadła na nią.
        — Co chcesz do picia? — spytał bez ogródek.
        Spodziewał się, że ta rozmowa będzie należeć do bardzo długich, nie często widywał Julie w takim stanie, raczej był to pierwszy raz, gdy pojawiła się u niego w środku nocny, niemal kpiąc ze złości i zdenerwowania, co jednak przykuło jego uwagę to kombinezon, który miała na sobie. Owszem wiedział, że dość często jeździła w nocy na tor i nie powinno być to dla niego zdziwieniem. Jednak jak dobrze pamiętał, nie wracała z tych wypadów, wcześniej niż nad ranem.
        — Najlepiej coś mocnego — odparła wciąż podniesionym głosem.
        Starła się opanować, jednak miała wrażenie, że całe jej ciało dygocze, z furii, która ją ogarnęła. Nie szczędziła przekleństwo na swojego rywala, który zachował się jak ostatni skończony gbur i prostak.
        — Młoda co jest? — spytał, wręczając w jej dłonie szklankę wypełnioną brunatnym napojem. 
        Uchwyciła między palce zdobione szkło wypełnione do połowy whisky, przyłożyła ją do ust i niemal duszkiem wypiła całą jego zawartość. Nawet się nie skrzywila, gdy poczuła nieprzyjemne pieczenie w krtani. Wiedziała, że teraz czeka ją noc u brata jednak to było mało istotne musiała odreagować. Odstawiła na stolik szklankę, opierając dłonie na kolanach.
        — Tobias mnie wkurwia — mruknęła w końcu.
        — O co tym razem się posprzeczaliście? — pytał.
        Ponownie wypełnił jej szklankę brunatną substancją. Wiedział o jej konflikcie z tym chłopakiem od samego początku. Julia podczas jednej z ich rozmów wygadała mu się na temat sporów z Fox’m. Mówiła, że woli by Mike nie wiedział o jej zainteresowaniu wyścigami, jednak w ciągu ostatnich dni dowiedział się, że przyjaciel poznał sekret jego siostry, więc już nie miało sensu przed nim to ukrywać.
        — O co pytasz? Zachował się jak ostatni skurwysyn. Mogę wszystko zrozumieć, podważać moje umiejętności, ale to była już lekka przesada, by wyzywać mnie od prostytutek — niemal wrzasnęła, lecz w porę się opamiętała przypominając sobie o obecności Aniki w domu.
        — Nikt z tym nic nie zrobił?
        — Szczerze nie mam pojęcia — odparła, chwytając szkło — Pojechałam od razu po jego obelgach. Miałam dość wysłuchiwania, jaka to jestem zła, że wpasowałam się do ich grupy.
        — Chyba mi nie powiesz, że zrezygnujesz.
        Patrzyła, jak opiera się o krawędź stoliku, krzyżując dłonie na torsie. Ponownie przyłożyła do lekko warg szklankę, przechyliła ją, wlewając do swojego gardła, jej niemal jej całą zawartość.
        — Nawet nie zamierzam! — odstawiła ostrożnie ponownie szkło na ciemny blat, podniosła się z siedzenia, spoglądając na brata — Wrócę na tor i pokaże mu, co to znaczy ze mną zadzierać.
        — Nie próbuj się nigdzie wybierać — ostrzegł ją, zanim mogła się nawet ruszyć — Zostajesz dzisiaj u mnie na noc, nie wypuszczę cię po alkoholu na motor. Zapomnij.
        Spojrzała na niego, jednak nie zamierzała się z nim wspierać, sama nie miała zamiaru wracać i zacząć prowadzić w stanie upicia. Była rozsądną osobą i wiedziała, kiedy może wsiąść ponownie na dwukołowiec.
        — Twoja sypialnia nadal jest wolna. W garderobie zostawiłaś jakieś szorty, podkoszulek ci sam pożyczę.
        — Dzięki braciszku. Na ciebie to zawsze mogę liczyć — uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
        — Po to tu jestem młoda — odparł spokojnie.
        Podążyła za nim na nim, gdy wspinał się na wyższe piętro jej dawnego domu, weszła na korytarz, który przywiódł na myśl jej wiele wspomnień z chwil, gdy jeszcze tu mieszkała. Wspólne porachunki z Chester’m wygłupy z dziewczynami, cały jej szkolny okres, gdy brat za każdym razem musiał ja budzić, gdy nie chciała wstawać. Mimo że zaledwie od niemal trzech miesięcy mieszkała sama, czasami tęskniła za tymi radosnymi chwilami.
        Wchodząc w progi swojego dawnego pokoju, poczuła jak jej serce, wypełnia się momentami wielu trosk, radości czy szczęścia, które przeżyła w tych czterech ścianach, nie ukrywała, uwielbiała to miejsce, jak nic innego, ta sypialnia kiedyś była jej królestwem, teraz jest tylko ostoją wspomnień sprzed paru miesięcy. Nie zdążyła pomyśleć, gdy w drzwiach pojawił się wokalista, niosąc jeden ze swoich złożonych w pół podkoszulków.
        — Trzymaj się, nie muszę ci mówić, gdzie jest łazienka — powiedział z delikatnym uśmiech.
        Rozbawiona pokręciła jedynie przeczącą głową, widząc jednak jak piosenkarz, wychodzi, zatrzymała go.
        — Chester mogę mieć jeszcze jedną prośbę? — zapytała.
        — Nie musisz pytać.
        — Możesz napisać do Mike’a, by nie przychodził do mnie rano i nie dzwonił — widząc jego nieco zdumione spojrzenie, pośpieszyła z wyjaśnieniami — Zostawiłam telefon w mieszkaniu, sądziłam, że mi się nie przyda i wrócę z wyścigów normalnie.
        — Pewnie.
    Nawet nie zdążyła mu podziękować, szybko opuścił pokój, jedyne, o czym marząc to o spokojnym śnie. Westchnęła cicho, przechodząc przez niemal pusty pokój, uchylając drzwi garderoby, dostrzegła swoją torbę, którą zostawiła tutaj podczas ostatnich świąt, gdy uznała, że woli zostać u brata i przenocować. Otwierając ją, wyszla za lekko uchylonych drzwi układając ją na krawędzi łóżka. Rozsunęła ją do końca, dostrzegając w środku swoją kosmetyczkę oraz z paroma ubraniami. Nie miała ochoty na tak późną kąpiel. Ponownie wcisnęła kosmetyczkę do środka uznając, że umyje się rano.
Sięgnęła do zapięcia kombinezonu, rozsunęła zamek błyskawiczny, zsuwając materiał kostiumu ze swoich opalonych ramion, pozostając jedynie w bieliźnie. Złożyła ubranie w równą kostkę, o ile było to możliwe, wsadziła go ciemnej torby, chwyciła porzucony na leżance podkoszulek brata, naciągnęła go powoli na siebie, pomimo że należała do osób dość wysokich, jego ubrania zawsze były na nią za duże, dlatego często wpuszczała jego koszulki w szorty, by ukryć niepotrzebny materiał. Odnalazła w głębi plecaka wygodne materiałowe spodenki, zakładając je, uchwyciła czarne ramiączko, zsuwając torbę z łóżka. Odkładając ją na materiał szelągu wsunęła się pod chłodny materiał narzutki, czuła jak rozmowa z bratem znacznie ją uspokoiła po dość burzliwej wymianie zdań między nią a Fox’m i nie żałowała, że zdecydowała się do niego przyjechać. W momencie, gdy przyłożyła głowę do poduszki król snów zabrał ją do jej własnej krainy. 


✰✰✰

Co do tytułu tego rozdziału, nie będę ukrywać był inspirowany piosenką Mlode Wilki od Verby. Taki rozdzial lużny. Tobias vs: Julia kto wygra starcie.

Tym razem postarałam sie za wczas i już we wtorek poprawilam rozdział.

No comments:

Post a Comment