Saturday, October 31, 2020

II 28 — MEDIALNY SZUM

        Otulona ciszą styczniowego poranka, wdychała subtelny woń wanilii, która wypełniła jej sypialni. Uśmiechnęła się rozmarzona, przywodząc na wspomnienia wydarzenia poprzedniej nocy, czuła jak jej blade policzki nabierają ciemnego odcienia, a ona nie mogła skryć drzemiącej jej radości, przebłysk upojnych chwil majaczyły w jej umyśle. Westchnęła cicho, nie mając nawet ochoty, się podnosił, była to ostatnią rzeczą, jaką by chciała tej niedzielnego przedpołudnia, było jej zbyt dobrze by przerwać jej relaks. Zasłużonego odpoczynku, bo pracowitym tygodniu.
        Wciąż nie mogła uwierzyć, jak jej życie się poukładało, zaczynając od zakupu mieszkania, które spełniało jej kryteria, gdzie mogla czuć się swobodnie i bezpiecznie z nadzieją, że przyszłość przyniesie jej tylko dobre chwili, jednak nie była taką naiwną osobą, która mocną stąpała po ziemi i dobrze wiedziała, że półki jeden chłopak nie wyląduje za kratami więziennego muru, nie będzie mogła w pełni powiedzieć, że czuje się wolna. Skłamałaby, gdy powiedziała, że na każdym kroku nie czuje się zaniepokojona o utratę własnej egzystencji, bo wprowadziłaby w błąd, odczuwała w jakimś stopniu, czuła się bezpieczna, jednak wiedziała, że to się wkrótce skończył.
         Westchnęła cicho rozczarowana samą sobą, nie miała już o tym rozmyślać, jednak wciąż to robi. Jednak często dopadły ją te myśli, gdy jej umysł nie był zajęty jakimiś pilniejszymi sprawami czy choćby głupotami. Dlatego żyła teraz w pewnym stopniu w pośpiechu nakładając na swoje barki tak wiele obowiązków. Wiedziała, że wtedy będzie skupiona na wykonania zadania, a nie gnębienie samej siebie. Camila odradzała jej takiego posunięcia, gdy wspominała, jej co robi, by się z tym mierzyła i owszem robiła to, lecz nie chciała zwariować i psycholog dobrze o tym wiedziała.
        Mogła powiedzieć, że po tych tygodniach spędzonych na sesjach 
terapeutycznych w jakimś stopniu czuje się pozbawiona jakieś ciężaru. Głazu, który ją przytwierdzał, do położyła, jakby się go pozbyła raz na zawsze. Wiedziała jak walczyć ze swoimi napadami lękowymi, a przede wszystkim znała powód ich się pojawienia, teraz mogła to w sobie zwalczyć, pokonując te pieprzone demony. 
Przylgnęła ufnie do ciała śpiącego u jej boku Michaela, który nawet nie śmiał się odwrócić, śnił spokojny snem, jakby otaczający świat go nie obchodził. Patrzyła z delikatnym uśmiechem, jak odwraca się na bok, przygarniając ją jeszcze bliżej swojego ciała, co jeszcze bardziej ją rozczuliło. Nie miała serca ani ochoty go budził, wyglądał na zbyt spokojnego podczas snu, był zupełnie jak ona, lubił w wolne dni, treściwie odpocząć zbierając siły na kolejne wyzwania następnego tygodnia, jednak u niej było to znacznie gorsze. Próbowała walczyć z tym leniwym duszkiem wewnątrz swojego ciała, jednak im bardziej próbowała go zwalczyć, on uparciej się jej trzymał. Pozostanie chyba to w jej naturze. O ile nikt się na nią nie skarży i nie zawala spotkań, mogła z tym żyć.
        Uniosła się na dłoniach, przytrzymując przy swoim ciele skrawek satynowej pościeli. Rozejrzała się z uwagą, próbując odnaleźć swoją narzutkę. Dostrzegła ją porzuconą na podłodze. Schyliła się po nią, chwytając jej krawędź, podsunęła ją do siebie, pospieszenie nasuwając na swoje nagie ramiona. Odrzuciła ostrożnie na bok kołdrę, wydostając się z objęć ukochanego, który wciąż pogrążony był w swojej własnej krainie fantazji.
        Uniosła się, zakrywając się szczelniej materiałem szlafroku, skutecznie się pod nim kryjąc. Wiążąc kokardkę na swoim boku, wolnym krokiem opuściła sypialnie z nadzieją, że nie zdoła nikogo zbudzić. Pomimo wczesnej pory, która panowała, wolała uniknąć rozgoszczonych kotów, które wręcz nie znosiły, jak się je budzi, zupełnie jak jej psia przyjaciółka, o ile Mike ze spokojem przyjmował jej pobudki, nie mogła powiedzieć tego o swoich czworonogach.
        Schodząc ostrożnie po jasnych stopniach apartamentu, przystanęła przy ich końcu, spoglądając na trójkę zwierzęcych kolegów, którzy rozłożeni na kanapie spali przytuleni do siebie, nie mogła powstrzymać zachwytu, gdy na to spoglądała. Przyglądała im się przez dłuższą chwile, po czym przeszła przez salon wspinając się po stopniach pokoju dziennego. Chwyciła jeszcze w pośpiechu porzucony telefon na stoliku. Weszła do kuchni, podchodząc do jednego z blatów. Zerknęła ukradkiem na pojemnik z wodą w ekspresie miała nadzieje, że nie będzie musiała go wypełniać. Zadowoliła ją ilość wody, po czym wcisnęła jeden z przycisków, włączając urządzenie.
        Nie mając nic ciekawszego do roboty, oparła się o krawędź blatu, jednym ruchem odblokowując ekran smarthona. Zaniemówiła, gdy dostrzegła ilość nieodebranych powiadomień z portali społecznościowych, owszem była przyzwyczajona, że jest osobą publiczną jednak nigdy nie miała tak ogromnej ilości, jaką widziała tego poranka. Czuła się coraz bardziej zaniepokojona, gdy przejechała palcem po ekranie odczytując wiele oznaczeń siebie na Twietterze i MySpace. Coś tu wyraźnie nie grało. Nie była aż tak bardzo wymieniana, owszem robili to jednak przeważnie jej przyjaciele lub randomowe osoby, a tutaj widziała również kont jakichś gazet plotkarskich.
        Lekko zaniepokojona weszła do jednego z tych twettów i oniemiała, gdy dostrzegła również oznaczonego Mike’a w tych wiadomościach. Prześledziła spojrzeniem tekst, który wprawił ją w osłupienie. Było tam parę pytań co do jej związku z muzykiem.
        — Co tu się dzieje? — nieomal krzyknęła, gdy to ujrzała.
        Wyszła na główną stronę, śledząc kolejne wpisy. Widziała tam mnóstwo pytań, komentarzy tych pochlebnych i ją oczerniających, jednak najbardziej skupiła się uwaga, na którego muzyku wzywali do wyjaśnień. Nic z tego nie rozumiała. Zamknęła aplikacje, zamiast wejść do elektronicznej gazety ona wybrała numer swojego brata, z nadzieją, że on widział, co się dzieje i jej wyjaśni, dlaczego wraz z Shinodą jest proszona o zabranie głosu w sprawie jakiegoś artykułu.
        Przyłożyła telefon do ucha, z niecierpliwością oczekując na połączenie. Słyszała drugi dźwięk połączenia, mamrotając cicho by odebrał przyjęła z ulgą jego głos po drugiej stronie aparatu.
        — Chester wiesz, co się dzieje? Mam zawalony cały telefon powiadomieniami.
        Nawet się nie przywitała, była cholernie zdenerwowana tym niecodziennym wydarzeniem, dobiegł ją jego ciężkie westchnięcie, zanim odpowiedział.
        — Wejść na stronę Rolling Stone!
        Nie zadając niezbędnych pytań, sięgnęła po porzucony na braku telefon ukochanego. Odblokowała go, po krótkich poszukiwaniach, odnalazła interesującą ją stronę. Stanęła osłupiała, gdy spojrzała na nagłówek artykułu, jej dłoń drżała ze zdenerwowania, gdy prześledziła w pośpiechu felieton jednego z dziennikarzy.
        — Co!? — wrzasnęła.
        — Od rana świat tym żyje — starał się być spokojny, jednak wyczuła po jego tonie, że sam jej potwornie wkurzony — W wiadomościach niemal cały czas o tym mówią. Przed momentem rozmawiałem z Adamem. Mówi, że na konto zespołów wciąż spływają pytania, czy komentarze. Stara się to zatrzymać, jednak nie daje sobie z tym rady.
        — To jest jakieś kłamstwo! — mówiła wzburzona.
        — Wiem młoda, ale musisz zrozumieć, to jest pożywka dla gazet plotkarskich, kto się nie zaciekawi takim smakowitym kąskiem i to tego, jak wspomnieli potwierdzoną wiadomością.
        Przeklęła głośno, nie mogąc powstrzymać kolejnych złośliwych epitetów, które popłynęły przez jej lekko zaciśnięte usta, spoglądając na wielki tytuł „Spał z małoletnią. Prawda o muzyku formacji Linkin Park”. Zacisnęła mocniej palce na jasnej obudowie komórki swojego partnera, nie mogąc wciąż uwierzyć, że to się dzieje.
        — Braciszku będę kończyć, muszę to pokazać Mike’owi.
        — Powodzenia.
        Nawet się nie uśmiechnęła, bo tak naprawdę ostaniom rzeczą jakby by chciała to się cieszyć. Zakończyła połączenie, odrzucając na jasny blat telefon, ówcześnie wyłączając wciąż nagrzewające się urządzenie. Niemal biegiem pokonała dzielącą ją odległość od swojej sypialni, nie zważając na fakt, że wszyscy domownicy śpią, dopadła drzwi pokoju, wchodząc z impetem do środka. Wdrapała się na łóżko, nawet nie przykuwając uwagi, jak jej satynowa narzutka delikatnie się uniosła.
        — Mike — chwyciła go za ramię — Mike skarbie, obudź się — potrząsnęła delikatnie jego ramieniem, starając się go sprowadzić na ziemię, jednak nic nie skutkowało, zdesperowana wrzasnęła — Shinoda pobudka!
        Patrzyła, jak zerwał się przestraszony, widziała jego rozbiegany wzrok, gdy szukał sprawcy tak nagłej pobudki, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na niej, miał się już odezwać, jednak ona wcisnęła mu w dłoń komórkę z odpalony wciąż wywiadem.
        — Kurwa co? To jest jakiś nieśmieszny żart? — popatrzył na nią z nadzieją.
        Pokręciła przecząco głową, utwierdzając go jedynie w przekonaniu, że wciąż nie śni jakiegoś koszmaru, to działo się naprawdę. Tajemnica, którą tak skrycie utrzymywali przez tak wiele miesięcy, wyszła na światło dziennego. Gorzej tego, ten artykuł jawnie go znieważ i oczerniał o przestępstwo seksualne. Nie mogła powiedzieć, że oboje do tego doprowadzili, bo naprawdę wtedy to już byłaby kpina. Chronili siebie jak tylko potrafili, by nikt nie dowiedział się o ich związku, a tymczasem ktoś podsunął brukowca znakomity kąsek, w którym mężczyzna został tak brutalnie oskarżony, o której rzecz się nie dopuścił.
        — Posłuchaj, rozmawiałam z Chester’m, w dzienniku już o nas mówili.
        — Kto mógł się do tego dopuścić, by coś takiego wysłać? — pytał, śledząc z uwagą dalszą część felietonu.
        Niemal nie upadła na miękkie materac, gdy przywiodła w pamięci jedno ze zdarzeń, które mogło teraz wpakować ich w tak problemy, tylko jedno imienia wciąż boleśnie odbijało się w jej umyśle, niemal utwierdzając ją w swoich domysłach, kto mógłby być na tyle wyrachowany, by doprowadzić do takiego skandalu.
        — Clark — odezwała się cicho.
        — Myślisz, że to on?
        Spojrzała na niego nieustępliwie, a błękit jej oczu przykrył nagle sztorm na otwartym morzu, cień, który był przed momentem tak jasny, teraz z każdą sekundą przybierał na swojej barwie.
        — Mike mówiłam ci, że jest on zdolny do wszystkiego, tylko po to, by osiągnąć swój cel? Nie zląkłeś się jego głupich gróźb oraz stanąłeś w mojej obronie, to wiedział, że nie załatwi cię w taki sposób. Znalazł inny, dowiedział się, kim jesteś i jak jesteś postrzegany w mieście i artykuł gotowy.
        — Coś mi się jednak tutaj nie podoba. Jeśli dobrze zrozumiałem z tego artykułu, wspominają, że spotykałeś się z tobą, gdy miałaś piętnaście lat, jednak ja wtedy byłem jeszcze w związku z Talyor.
        — Skarbie pomyśl, to jest wspaniała pożywka dla gazet. Mogę snuć podejrzenia, że teraz dopiszą sobie informacje do braku wzmianki o powodzie waszego rozwodu i uznają, że ty ją zdradziłeś ze mną.
        Nawet nie śmiała go upomnieć, gdy po pomieszczeniu rozniosły się jego głośne przekleństwa, nie była zdumiona jego zachowaniem, ona sama przyjęła w podobnym sposób, o ile w jakimś stopniu zdołała się opanować, to wciąż kipiała od złości, teraz jednak bardziej jej frustracje była skierowana na intrygi jej byłego. Nie musiała zgadywać, by wiedzieć, że to Kent dopuścił się tego cholernego plagiatu, tylko po to by się poddała i poszła do niego, z przeprosinami tym samym wylewając wiadro pomyj na muzyka. Wiedziała, że jest zdolny do wszystkiego, lecz to była już przesada. Jej nienawiść do niego wzrosła jeszcze bardziej.
        Pogrążona w swoim chaotycznych rozmyślaniach nie dosłyszała cichego dźwięku powiadomienia, który dobiegł z komórki jej ukochanego. Patrzyła, jak odczytuje wiadomość, zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał jej treści. Wtedy wręczył w jej dłonie swojego smarthona a ona mogla dostrzec ciąg cholernie znajomych cyfr, które ukazywały się w numer osoby, z którą miała nadzieje, nigdy nie ujrzy, jednak co najbardziej ją przeraziło to krótki liścik elektroniczny. Z lękiem uniosła głową, spoglądając w oczy swojego ukochanego.
        — Mike — jej głos zadrżał z niepokoju — To on!
        — Jesteś pewna? — pytał.
        — Poznam ten numer na końcu świata, nie mogę go pomylić z nikim innym.
        Nie mogła jednak dokończyć, gdy po mieszkaniu rozniósł się głośniejsza melodia dzwonka do drzwi, odwróciła głowę w stronę wyjścia z sypialni. Nie spodziewała się dziś żadnych gości a tym bardziej o tak wczesnej porze.
Odrzuciła na ciemną pościel białego iphona, po czym wydostała się z narzutki, którą była splątana, przechodząc bosymi stopami po chłodnych parkiecie, pognała szybko do drzwi, gdy usłyszała poszczekiwanie Junki z salonu. Wspinając się na podwyższenie podeszła do ciemnych skrzydeł. Przekręciła jeden z zamków, uchylając drzwi. Spojrzała oniemiała na stojących w progu funkcjonariuszy policji.
        — W czym mogę pomóc? — zapytała z drżącym w piersi sercem.
        Miała coraz więcej obaw oraz wątpliwości, które nią targały, przecież nie zrobiła nic niezgodne z prawem, to dlaczego na progu jej drzwi stoi dwóch komisarzy policji z uniesionymi w dłoniach odznakami.
        — Jestem komisarz Nort, a to aspirantka Brownder — patrzyła, jak mężczyzna zamyka dokumenty — Poszukujemy Michaela Shinody, jeśli dobrze się udało nam dowiedzieć, przebywa u pani.
        — Tak to prawda, ale o co chodzi?
        — Proszę po niego pójść — słyszała niemal naglący głos policjantki.
        Bez słowa przeszła przez korytarz, zeszła do salonu gdzie maltańczyk bawił się w najlepsze jedną ze swoich piłeczek. Czuła jak jej nogi z każdym krokiem odmawiają posłuszeństwa, jakby nie wiedziały jak chodzić, a umysł wypełnia się wieloma pytaniami, czy domysłami a przede wszystkim nękało ją przeświadczenie, że dzisiejszy poranek nie zakończy się spokojnie.
        — Mike — zawołała z wejścia.
        Pchnęła drzwi sypialni, o niemal nie zderzając się z ukochanym. Zlustrowała go spojrzeniem swoich jasnych tęczówek, widziała, jak naciąga na siebie swoją ulubioną koszulę. Widziała jego zdumione spojrzenie na sobie, gdy dostrzegł przerażenie na jej twarzy.
        — Skarbie czy coś nie tak? — zapytał zatroskany.
        — Jest gorzej, niż mogliśmy przewidzieć — mówiła ze ściśniętym gardłem —         Policja czeka na dole, chcą cię koniecznie widzieć.
        — Zaraz to wszystko wyjaśnimy, choć.
        Objął ją ramieniem, schodząc po stopniach, widziała przemykającą obok jej stóp Cindy, która zapewne biegła do jej sypialni, by tam odpocząć od hałaśliwego brata i psiej przyjaciółki. Widziała stojących przy barierce funkcjonariuszy sprawiedliwości, który stali wyprostowani, z założonymi za plecami rękami.
        — Pan Michael Shinoda? — odezwał się komisarz.
        — Tak, czy coś się stało? — zapytał, przystając nieopodal pary policjantów.
        — Jest pan aresztowany, pod zarzutem współżycia z nieletnią poniżej piętnastego roku życia — oznajmiła aspirantka.
        — To jest jakaś pomyłka — wtrąciła się dziewczyna, robiąc krok do przodu — Czy mogłabym wiedzieć, kto to zgłosił przestępstwo?
        — Nie możemy poddać takiej informacji. Richard zabieraj go! — ponagliła kolegę.
        Widziała, jak mężczyzna wyjmował za pasa kajdanki. Mogła się jedynie przyglądać, jak na jej oczach zakuwając jej ukochanego w kajdanki i niemal siłą wyprowadzają z mieszkania. Stała, wpatrując się w przymknięte drzwi, przez moment nie mogło do niej dotrzeć, co się właśnie stało, jednak zamiast wpadając w rozpacz czy gniew, ona wiedziała, że musi zrobić wszystko by wyciągnąć go z tego syfu, w który wpakował go jej były chłopak.
        Odwróciła się przez ramię, niemal biegiem szła do skrytej za ścianką kuchni, gdzie porzuciła swój telefon. Ujęła go między palce, bez zastanownia go odblokowując, weszła w pośpiechu w listę kontaktów, wybierając interesujący ją numer. Przyłożyła telefon do ucha, przechodząc ponownie przez pokój dzienny. Wspinając się po schodach, dobiegł do niej wciąż zaniepokojony głos brata:
        — Chester zabieraj się! Potrzebuje cię! Przyjeżdżaj na posterunek policji — mówiła pośpiesznie.
        Wchodząc do swojej sypialni, dostrzegła kotkę, która rozradowana ułożyła się na oparciu szelągu, przeciągnęła się i przymknęła swoje niebieskie ślepka. Nawet ją nie obchodziło co się wokół niej dzieje i tego jej zazdrościła. Nie tracąc trzeźwości umysłu, pokonałą opór ciemnego skrzydła, wpadając niemal jak burza do swojej garderoby.
        — Co się stało? — pytał zaskoczony.
        — Aresztowali Mike’a — wytłumaczyła zdawkowo — Postawili mu zarzuty, muszę go z tego uwolnić.
        — Jak to go zatrzymali? — słyszała jego podniesiony głos po drugiej stronie. 
        — Kurwa Chester oni myślą, że spał ze mną, gdy miałam czternaście lat. Musimy to rozplątać, zanim te hieny się o tym dowiedzą! Rozumiesz tego powagę sytuacji!
        W następnej chwili słyszała tylko długi sygnał po drugiej stronie, co oznaczało, że zakończył rozmowę i była wręcz przekonana, że się tym przejął zawsze był blisko z Shinodą i nie trzeba było powtarzać dwukrotnie, by jednej pomógł drugiemu, zawsze robili wszystko by wykręcić siebie z problemów, czy szamba, w które wpadli.
        Wsuwając przez głowę jakąś koszulę, nawet nie przejęła się, by dopiąć ostatnie guziki, wiązała niemal w biegu włosy w niedbałego kucyka. Nie miała teraz najmniejszego czasu dbania o swój wygląd, bo było to teraz najmniej istotne. Odnalazła klucze od samochodu i mieszkanie, nawet nie trudząc się zabierać telefonu, teraz nie miały one znaczenia. Musiała jak najszybciej pojawić się na policji i odkręcić to, co ten skurwysyn zrobił.
Gnając przez korytarz, trąciła ramieniem jakąś sąsiadkę, która furknęła na nią obrażona, nie trudziła się z jej przeprosinami, wbiegła do zamykającej się już windy, stając twarzą w twarz z Alice.
        — Julia? Co się dzieje? Czemu była u ciebie policja i o co chodzi z tym artykułem? — pytała koleżanka wyraźnie zmartwiona.
        — Alice nie mogę teraz gadać.
        Winda stanęła na podziemnym parkingu, a ona niemal wybiegła z maleńkiego pomieszczenia, odwróciła się jedynie przez ramię, krzycząc do ogłupiałej nieco koleżanki.
        — To są kłamstwa, nie wierz w to!
        Wyjeżdżając z garażu, ucieszyła się, że nie było żadnych aut na podjeździe, jeszcze jej tego brakowałoby, musiała czekać, aż jej sąsiedzi łaskawie zdecydują się wjechać czy też odwrotnie opuścić osiedle. Przejechała przez otwierającą się bramę, wyjeżdżając na jedną z bocznych dróg. Jechała z zawrotną szybkością, łamiąc po drodze wszelkie zakazy czy nakazy, na jej szczęście budynek znajdował się stosunkowo blisko, więc nawet nie musiała wjeżdżać na autostradę.
        Z piskiem opon zajechała pod posterunek policji, zajmując jedno z wolnych miejsc. Opuściła pojazd, w momencie, gdy na podjeździe dostrzegła czarnego kabioleta swojego brata, zamknęła pojazd, odczekała moment na piosenkarza, który znalazł się przy niej niemal kilka sekund później.
        — Młoda co jest grane? — pytał.
        — Rano pojawiła się u mnie policja, zatrzymali Mike’a pod zarzutem spania z nieletnią poniżej piętnastu lat. Pytałam, kto wniósł oskarżenie, jednak nikt nie udzielił mi informacji — wyjaśniła.
        Przechodząc przez próg budynku, dostrzegli wąski hol umalowany w ciemnych odcieniach zieleni, barwy, która niemal przybierała na wymioty, ściany zapełnione były tablicami informacyjnymi, czy innymi niepotrzebnymi plakatami jednak oni nie skupiali się zbytnio na szczegółach, szli do przed siebie, mając jeden cel. Rozwiązać łańcuch dzisiejszych zdarzeń.
Chociaż wiedziała, że ostatni czas był za spokojny i miała wiele obaw i pytań, kiedy jej były da, o sobie znać to niezbyt się tym przejmowała dopiero teraz zrozumiała, że popełniła fatalny błąd, ignorując wszelkie przesłanki, których tak naprawdę nie było. Wydarzyło się to tak nieoczekiwanie, że nikt nie mógł tego przewidzieć.
        Dostrzegła w oddali policjantkę, która ją dziś nawiedziła, chwyciła brata za przed ramię i pociągnęła w stronę kobiety, która rozmawiała ze swoją koleżanką.
        — Może mi pani powiedzieć, co tu się dzieje i dlaczego aresztowaliście mojego chłopaka? — zagrzmiała.
        Widziała, jak kobieta odwraca się ku niej, trzymając w dłoni jakąś teczkę, nie spoglądała na nią, skupiła spojrzenie na policjantkę, która ze stoickim spokojem, odpowiedziała.
        — Proszę się uspokoić — upomniała ją — Pani partner został aresztowany, bo na posterunek wpłynął wniosek o popełnieniu przestępstwa. Naszym obowiązkiem jest to wyjaśnić.
        — Chciałabym, wiedzieć kto wniósł skargę — zażądała.
        — Nie mogę udzielić takich informacji, jednak proszę za mną. Musi pani złożyć zeznania w sprawie. Jest pani kluczowym światkiem — oznajmiła.
        Podążyła za aspirantką, która poprowadziła ją do jednego z pobocznych gabinetów. Zaprosiła gestem dłoni do środka i nakazała usiąść. Niechętnie przysiadła na skraju niewygodnego krzesełka wpatrując się w funkcjonariuszkę. 

✰✰✰



        Rozdział nieco krótszy.
        Jestem ciekawa jak go odbierzecie i czy spodziewaliscie się takiego zwrotu akcji. Jak myślicie Julce uda się wyciągnąć Mike'a z kłopotów?
        Mam do was jedną sprawuszkę. Czy bylibyście zainteresowani bym wstawiła wam przed moimi notkami, króciutki fragmnet nastepnego rozdzialu? Takie jednoakapitowe? 
        Widzimy się za tydzień a ja idę kończyć scenę którą maltretuje od początku tygodnia. 

Wednesday, October 28, 2020

II 27 — POWIEW LICEALNYCH CZASÓW — PART 2

        Schodząc po stopniach, patrzyła jak czworonóg, wesoło spieszy się na dwór, co niezwykle ją rozbawiło. Stanęła w końcu na partnerze nawet bez zadyszki, chodzenie na siłownie zdecydowanie jej się przydaje. Przeszła przez tylne drzwi, gdzie wychodziły się na baseny, widziała rozłożonych na leżakach sąsiadów, dzieciaki bawiły się w wodzie, a matki nie spuszczały z nich czujnego spojrzenie. Skinęła kilku sąsiadom na powitanie, idąc na dalszy teren osiedla. Jednak zanim mogła przejść obok kąpieliska, w oddali ujrzała biegnącą do niej Alice.
        — Cześć Julio — przywitała się wreszcie, gdy stanęły w psim parku.
         Zdjęła niechciany sznureczek z szyi i pozwalała jej pomknąć w dalszą część, by mogla się wyszaleć, przez tę dziesięć minut i mogły swobodnie wrócić do mieszkania bez ponownego wychodzenia. Upiła łyk gorącej substancji, gdy po jej ciele rozniosło się przyjemne ciepło. Tego jej brakowało.
        — Byłaś na torze? — zagadnęła ją koleżanka, gdy dostrzegła, że wciąż ma na sobie strój z wyścigów.
        — Przez dwie godziny — odparła, biorąc kolejny haust substancji — Wkurzyłam się i pojechałam do Chestera.
        — Nie będę wnikać.
        Wtedy rzuciło się w oczy ubiór kobiety, która wciąż miała na sobie dość skąpy strój kąpielowy, w którym do tej pory zwojowała baseny, założone we włosach okulary opadały jej teraz na nosie. Zwykłe japonki otulały jej stopy. Jednak co najbardziej rzucało się w jej oczy to niemal brązowa opalenizna, która eksponowała jej kobiece krągłości, naprawdę się dziwiła, że tak urodziwa dziewczyna nie znalazła sobie jeszcze faceta, niczego jej nie brakowała, była panią własnego sukcesu z luksusowym apartamentem z dala od centrum miasta. Miała jednak ogromną nadzieję, że coś zadzieje się między nią, a jej bratem bardzo na to liczyła i nie na wzgląd na zakład z Rob’m.
        — Jeśli mowa o twoim bracie. Jesteśmy na dziś umówieni — wyznała z delikatnym uśmiechem.
        — Poważnie — ucieszyła się szczerze — A to skubaniec mi nic nie powiedział. Pierwsza randka?
        — Jeśli mowa o wypadzie do kina i kolacje to chyba tak.
        — Gratuluje, mam nadzieje, że wam się uda, widać, że pasujecie do ciebie.         Jesteście tak samo porywczy, czasami nietaktowni — schyliła się, umykając przed jej uderzeniem, śmiejąc się cicho — Nie bij! Już mnie wystarczy, że oberwałam od Chestera — mówiła przez śmiech.
Nagle atak na nią ustał, a Alice spojrzała na nią zdumiona, dopiero wtedy dostrzegła pod jej włosami guza, który powoli stawał się coraz ciemniejszy. Nie dało się ukryć, że była tym zaniepokojona, jednak szybko pośpieszyła z wyjaśnieniami.
        — To był wypadek, zderzyliśmy się w drzwiach.
        — Nie strasz mnie na drugi raz, bo nie chce wiązać się z damski bokserem.
        Słysząc słowa przyjaciółki, z jej ust wydobył się głośny śmiech. Mogła powiedzieć wszystko o swoim bracie, jednak nigdy by nie posunęła się do stwierdzenia, że byłby w stanie uderzyć jakąkolwiek kobietę. Szanował je i to było widać.
        — Mogę cię zapewnić, że jemu nie jest po drodze z tym. Pomimo że jest żywiołowy, nigdy nie dopuścił się, by nawet podnieść na mnie głos — wyjaśniła, po czym dodała — Krzyczy to on jedynie na scenie, lub studiu podczas nagrań więc spokojnie możesz go usidlić i zostać moją szwagierką.
        W następnej chwili umykała przed goniącą ją kobietą. Ganiały się po całym wybiegu dla zwierząt, niczym nastolatki co nie było dalekie od prawdy. Pomimo że, Julia już mieszkała sama, wciąż mieściła się w tej kategorii. Opadły na ławkę w momencie, gdy podbiegła do nich Junka, która już załatwiła swoją potrzebę. Zapięła smycz, po chwili jedna z zabranych przez nią siateczek wylądowała w koszu. Idąc z Adkins ponownie w stronę bloku gawędziły wesoło na temat jej dzisiejszej imprezy, rozdzieliły się, kiedy architekta postanowiła zostać dłużej na basenie, a ona wróciła do mieszkania, by się nieco ogarnąć. 
        Weszła do mieszkania, wypuszczając Junkę wolno, przechodząc przez salon, pozostawiała wciąż wypełniony gorącą kawą naczynie na stolik. Rozbudziła na moment porzucony na stoliku tableta widząc masę powiadomień, nie chciała wspomnieć, o co działo się jej telefonie. Jednak teraz wolała zająć się sobą. Wbiegła na górę, niemal z hukiem wpadając do swojej sypialni. Przeskoczyła łóżko, które pomimo jej wczorajszego pośpiechu wciąż było schludne, dopadła drzwi garderoby.
        Niemal nie krzyknęła, gdy zobaczyła, co tam zrobiła. Na podłodze istniało niemal tornado utworzone z czystych ubrań, nie wspominając, że niektóre półki z ciuchami były rozrzucone.
        — To zajmie mi przynajmniej rok! — jęknęła sfrustrowana.
        Z rozpaczą wymalowaną na twarzy, sięgnęła po pobliskie spodnie, które w paru miejscach były przetarte jakiś jasny podkoszulek i koszulkę, która niemal wyglądała jak kurtka jeansowa. Gdy tylko dostała swój komplet wybranej przez siebie odzieży oraz bielizny wyszła z tamtą niczym z ruchem światła.
        Zniknęła za drzwiami łazienki w momencie, gdy do sypialni weszła Junka. Słyszała jej poszczekiwanie tuż pod drzwiami, wpuściła ją do środka, co chętnie wykorzystała, od razu wdrapała się na swoją ulubioną półkę. Stanęła przed lustrem, rozsuwając swój kombinezon. W pośpiechu wyplątała się z niego, wrzucając go do kosza. Zdejmując bieliznę, widziała w tafli lustra odbijającego się suczkę, która szczeknęła głośno, jakby chciała jej powiedzieć, by się pośpieszyła.
        — Czemu ostatnio żyje w pośpiechu — mruknęła do Junki, która ponownie wydała ostrzegawcze dźwięki — Spokojnie już idę, zdecydowanie Mike nie wywiera na mnie takiej presji jak ty!
        Weszła do kabiny, uruchamiając wodę, z lekkim uśmiechem pozwoliła spływać swobodnie kroplą po swoim ciele, a ona czuła jak trudy ostatniej nocy, opuszczają ją, a ona ponownie poczuła się niezwykle zrelaksowana. Nucąc utwór My Reason utwór, który należał do grupy jej przyjaciół, zanim w ich szeregach nie pojawił się Chester. Przez moment zupełnie zapomniała, że miała tę przyjemność kilkukrotnie widzieć się z poprzednikiem swojego brata, pomimo że go szanowała, uważała jak zresztą wszyscy, że straszy Bennington był znakomitym wokalistą grupy rockowej. Nie przeczytała, że Mark nie miał głosu, bo miał i to cholernie jednak nie byłaby sobie wyobrazić nieoczekiwanej zmiany piosenkarzy jej ukochanego zespołu.
        Rozsunęła drzwiczki prysznica, chwytając zawieszony nieopodal ręcznik, szybko otuliła nim swoje nagie ciało, wychodząc spod cieknącą na nią wody. Zakręciła ją, po czym stanęła na małym dywaniku przed umywalką. Oparła dłonie na blacie, jednak nie na długo mogła tak pozostać, gdy Junka ponownie dała o sobie znać.
        — Naprawdę zdecydowanie Mike’a od ciebie od wciąż na mnie nie krzyczy — powiedziała nieco rozbawiona do suczki, która delikatnie przekręciła łepek w bok, spoglądając na nią z błyskiem w swoich ciemnych oczkach.
        Jeśli miała być szczera, to nigdy nie słyszała, by Shinoda na nią podniósł głos, nawet podczas ich sprzeczek czy kłótni zawsze ich awantury wydawały się spokojne, jeśli mogła to tak określić. Nie wiedziała, czy to, że miał świadomość, że nie lubiła, gdy ktoś na nią krzyczał, czy po prostu taki był. Wolała się w to nie wgłębiać i pozostać takie rzeczy, jakie są. Ubrała się pośpiesznie, wciąż trzymając ręcznik na głowie. W sumie nie musiała suszyć włosów, bo tak naprawdę nigdzie nie wychodziła. Opuściła pomieszczenie, nasuwając na swoje ramiona koszulkę, spojrzała z niesmakiem na uchylone drzwi garderoby. Musiała się tym zająć, jednak najpierw musiała nieco posprzątać pokój dzienny, który był mniej zagracony.
        Wróciła na dolne piętro apartamentu, chwytając rozrzucone po całym pokoju zwierzęce zabawki, w momencie, gdy wrzucała jakąś gumową zabawkę do skrzyni nieopodal okna, usłyszała dzwonek swojego telefonu. Westchnęła ciężko, podchodząc do komody, na której porzuciła swojego smarthona. Wparowała się w zdumieniu na inicjały dzwoniącej osoby i nie mogła wyjść z szoku. Owszem mama Adriena poprosiła ją o swój numer w razie konieczności lub jak to określiła, gdy będzie znudzona kłóceniem się z trzema swoimi facetami i zapragnęła, by po obgadywać ich, że zadzwoni, jednak do tej pory nie otrzymała od niej telefonu, więc się lekko zdumiała widząc jej zdjęcie na wyświetlaczu. Bez namysłu, odebrała, przykładając słuchawkę do ucha.
        — Witam pani Emilo — przywitała się miło, przysiadając na skraju kanapy.
        — Julio ile razy mówiłam ci, żebyś mi nie mówiła per pani, czuje się wtedy staro, jesteś zupełnie jak moja synowa, tylko że ona się już przełamuje.
        Zaśmiała się dyskretnie na słowa swojej rozmówczyni. Emilie Agreste należała do kobiet, które wciąż nie pogodziły się z utratą tak wielu lat młodości, owszem ich nie żałował, jednak nie znosiła, jak ktoś zwracał się do niej formą grzecznościową, więc od razu poprosiła dziewczęta, by mówiły do niej po imieniu.
        — Mogę w czymś pomóc?
        — Wiem, słyszałam od Marinette, że macie dziś babski wieczór. Tak dla ciebie słońce sprawę.
        — W takim razie słucham.
        Chwyciła leżącego nieopodal Ipada, jednym ruchem odblokowując go. Przejechała palcem po ekranie, przewijając kolejne karty, próbując odnaleźć swój elektroniczny kalendarzyk, gdzie wszystko miała zapisane. Owszem mogła prowadzić podobny w papierowej wersji, jednak bardziej spodobała się ta wersja. Widząc, poszukującą aplikację weszła w nią, spoglądając na swój plan. Nie był tak bardzo rozbudowany, jak w poprzednim miesiącu co niebywale ją ucieszyło. 
        — Kochana czy mogłabym zamówić u ciebie obraz, niezwykle spodobały mi się twoje ostatnie prace i jestem skłonna zapłacić tyle samo może nawet więcej, ale proszę, byś się zgodziła.
        — Nie stanowi to dla mnie to problemu. Proszę jedynie powiedzieć mi, w jakiej tematyce ma być utrzymany i na jakim formacie.
        — Słyszałam, że malujesz portrety czy to prawda?
        — Tak, w małych formach, ale to robię.
        — Byłabyś w stanie zrobić to na większym płótnie.
        Zastanawiała się przez moment nad odpowiedzią, owszem może rysowała twarze na formacie bloku technicznego, jednak nigdy nie zrobiła tego na większym rozmiarze, jednak w sumie to byłoby ciekawe wyzwanie. Lubiła się sprawdzać. Myślała przez chwile, na tym w końcu uznała, że chętnie tego dokona.
        — Oczywiście — wyprostowała się nieco, spoglądając na Waltera, który wskoczył na szafkę.
        Bez głośnie nakazała mu zejść, a kot przeszedł przez szafkę, podchodząc do parapetu. Jednym susem wskoczył na niego, układając się wygodnie na nim. Westchnęła praktycznie nie słyszalnie. Zdecydowanie musiała go tego oduczyć, by jej nie harcował po meblach, o ile jego siostra tego nie robiła, to on wręcz czerpał z tego radość, gdy go zganiała z aneksu kuchennego. Wiedziała, że taką mają naturę, jednak była pewna, że pewne zachowanie może je jeszcze oduczyć.
        — Chciałabym, być jeden z obrazów przedstawiał moich dwóch synów, drugi pragnę mieć rodziny. Czy potrzebujesz nas do tego?
        — Nie, nie jestem malarką renesansu, by mieć modeli przed sobą — zażartowała — Proszę wykonać jak najlepszej jakości zdjęcia na jakimś jednolitym tle, jeśli pani preferuje, by był w tle, jakiś krajobraz to proszę od razu to uwzględnić, lub wysłać podobną fotografię z interesującym miejscem a ja wszystko odpowiednio połączę.
        — Jesteś bardziej kompetentna od malarzy, z którymi do tej pory rozmawiałam, a jesteś tak młoda. Chętnie powiem o tobie moim przyjaciółką. Już raz dopytywały mnie, kto namalował ten obraz, Marilyn Monroe, są niby zachwycone tak samo, jak ja.
        — Schlebia mi to — uśmiechnęła się nieco, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
        Opanowała się, jednak po chwili wracając na ziemie. Włączyła klawiaturę dotykową, w dopiero co uruchomionym notatniku zapisując kilka potrzebnych jej informacji. Ponownie wróciła do rozmowy z mamą przyjaciela.
        — Adrien ma mojego emaila więc proszę z niego skorzystać — tłumaczyła dalej — Proszę mi powiedzieć na, kiedy mam je przygotować.
        — Najlepiej na szybciej — rzuciła wesoło kobieta.
        Była wyraźnie uszczęśliwiona, że w końcu znalazła godną osobę, która mogła naszkicować portrety rodzinę. O ile znała kilku malarzy, to ci nie do końca widzieli jej wizje, miała nadzieje, że przyjaciółka jej syna spełni je oczekiwania i zdecydowanie będzie mogła odebrać szybciej obrazy niż za jakiś rok.
        — Dobrze, nie mam tak pilnych prac, więc jeśli nawet do wieczora przysłałaby mi pani wszystkie wytyczne, to mogłabym już pod koniec następnego tygodnia je dostarczyć.
        — Dziewczyno jesteś wielka! — ucieszyła się blondynka — Adrien wołaj, ojca i brata jedziemy do fotografa. Nie ma żadnego, ale bo każe Julii i Marinette się tobą zająć. Tak rozmawiam z twoją przyjaciółką.
        Zakryła usta dłonią, tłumiąc narastający w piersi śmiech, po słowach Emilie mogła wnioskować, z jej młodszy syn przebywa nieopodal niej. Nigdy nie słyszała od Adriena żadnych skarg na mamę, pomimo że czasami nie rozumiał jej wyskoków, kochał ją nad życie i co najbardziej się bał, że ją kiedyś straci. Czuła mimowolny skurcz, pragnęła takich relacji ze swoją mamą, jednak los był dla niej okrutny i postanowił z niej okrutnie zadrwić.
        — O wynagrodzeniu porozmawiamy przy odbiorze — rzekła na odchodne żona projektanta.
        Pożegnała się z nią, odkładając telefon na stolik. Oparła się o kanapę chwytając między palce tableta ze wciąż otwartym kalendarzem zdarzeń. Zapisała krótkie informacje na jednej z dat w przyszłym tygodniu, po czym otworzyła na nowo notatnik, dodając kilka ważnych słów. Zapisała wszystko, upewniając się, że o niczym nie zapomniała. Jeszcze jej tego brakowało. Zablokowała urządzenie, jednak go nie odłożyła, chwyciła kubek, który stał na brzegu stolika, z rozpaczą kierując się na drugie piętro.
        Armagedon to jedno słowo nasuwało na myśl, gdy widziała przed swoimi oczami panujący w szafie bałagan. Zawsze lubiła wszystko odkładać na miejsce, nie znosiła pozostawiania czegoś w kompletnie innym miejscu, niż jest temu przeznaczone. Była zorganizowana i dbała o porządek, ale ostatnie dni były dla niej niezwykle zabiegane, przez co nie była w stanie usiąść na spokojnie i zająć się ubranymi ciuchami, które teraz leżały rozrzucone na fotelach pośrodku garderoby. Zapowiadała się długa przeprawa przez to małe pobojowisko, poligon stworzony z jej własnych ubrań, ciuchami, z którymi musiała się uporać, nim przyjadą dziewczyny. 
        Zatrzymała się na moment w progu drzwi, spoglądając z przerażeniem na panujący przed nią chaos:
        — Za jakie grzechy mnie to spotkało — wyjęczała żałośnie, wchodząc w głąb ogromnej szafy.
        Ulgę, jaką odczuła, gdy odłożyła ostatnią przez siebie złożoną koszulkę, na jedną z półek był wręcz nie do opisania. Lubiła dbać o porządek w mieszkaniu jednak bywały dni, gdy wręcz z niechęcią sprzątała nawet parę naczyń po śniadaniu, dziś przedarcie się przez nią przez stertę koszulek, spodni czy sukienek było wyzwaniem niczym porządkowanie szafy, gdy pragnęła pozbyć się rzeczy, których już nie nosiła i zwyczajnie oddać te, które mogły jeszcze komuś posuszyć czy wyrzucić te, które kompletnie do niczego się nie nadawały. Szczęśliwa i zadowolona, rzuciła po raz ostatni okiem na posprzątaną i uporządkowaną szafę, trud się opłacił wszystko, wyglądało niczym jak z żurnala.
        Przerzuciła przez ramię nieco wilgotny ręcznik, którym ówcześnie miała spięte włosy, które nieco jeszcze wilgotne upięła w długi warkocz. Nim opuściła garderobę, chwyciła pozostawiony na parapecie kubek. Nim zeszła na dół pozostawiła w łazience mokrą tkaninę na wieszak. Idąc przez lekko oświetlony korytarz, dźwięk nagłego powiadomienia przywołał ją do rzeczywistości, gdy zamyślona szła ku schodom wiodących na niże piętro mieszkania. Wyjęła z wnętrze chwile wcześniej dzwoniący telefon, zerkając na okienko z rozmową grupową, którą prowadziła z dziewczynami. Miała niecałą godzinę, by przygotować drobny poczęstunek do ich przyjścia. Stanęła w salonie, spoglądając z lekkim uśmiechem na trójkę swoich zwierzęcych przyjaciół, którzy zdecydowali się tego popołudnia przejąć jej kanapę na własność, zagarniając dla siebie skrawek szarego wygodnego siedzenia. Walter i Cindy od chwili, gdy zdecydowała się na adopcje tych małych kociaków były jej szczęściem, zadomowili się, a ona pokochała ich zupełnie jak jej małą białą kulkę, którą zajmowała się od paru lat. Czasami, gdy spędzała przeraźliwe nudne wieczory przy książkach i notatkach, wystarczyła jej obecność tych zwierzaków, gdy nie miała przy sobie ukochanego, ich towarzystwo jej w zupełności wystarczało, a same kociaki zdołały szybko przekonać się do swojej większej towarzyszki i jak na razie żyły w zgodzie nie darły ze sobą przysłowiowej wojny. Zależało jej by to Junka miała towarzystwo, gdy jej nie ma i spoglądając z perspektywy ostatnich tygodni, podjęła najrozsądniejszą decyzję, jakom mogła, zabierając również i tego czarnego kiciusia ze sobą.
        Nudząc coś cicho pod nosem, melodie, która płynęła jej w słuchawkach, wspięła się na podwyższenie, żaden z futrzaków nawet nie zareagował na jej obecność, a ona sama mogła wszystko spokojnie przygotować, zapowiadała się długa noc ubarwiona plotkami, słodkościami, alkoholem a przede wszystkim wspólnie spędzonymi chwilami, ale również wspomnień. Soboty, które za czasów liceum spędzały wszystkie razem na wspólnych nocach czy wypadach do klubu, pragnęła, by wróciły na moment do tamtych czasów półki znowu nie zostaną rozdzielone na kolejne miesiące a Marinette oraz Selena wrócą na uczelnie. Nic nie zastąpi spotkać w rzeczywistości nawet rozmowy przez Internet. Teraz gdy były dorosłe, miały własne sprawy i zobowiązania cennymi dla nich chwilami były te, które mogły być ponownie w piątkę i cieszyć się własnym towarzystwem. Pomimo dzielących ich kilometrów wież całej gruby była zbyt silna, by zerwać ze sobą znajomość, a nawet jeśli jedna próbowała, by się wyłamać, pozostałe prędko by zareagowały i nie pozwoliły, by odejść. Kochała je, uwielbiała, dopiero tutaj w Los Angeles odnalazła godne zaufania przyjaciółki, z którymi trzyma się po dziś dzień.
Dekorując ostatnie babeczki, które tak naprawdę leżały od wczoraj pozostawione w lodówce, zdołała je zrobić, półki nie zadzwonił do niej Dragon z informacją o treningu, nie była w stanie ich udekorować, a teraz stała lekko pochylona z rękawem cukierniczym w dłoni, za którym można było ujrzeć wielobarwny krem, drgnęła lekko wystraszona, przeklinając głośno, gdy dekoracyjna słodkość spłynęła na jej dłoń nie na czekoladową ciastko, które miała właśnie dekorować. Ostawiła folie, wyjmując jedną dłonią słuchawki z uszu, szybkim krokiem pognała do ciemnych drzwi, by je otworzyć wciąż mając ubrudzoną rękę w barwnym kremie. Przekręciła wolno klucz w zamku, by po chwili otworzyć przed nieoczekiwanym gościem drzwi. Jakie było dla niej zaskoczenie, gdy na progu ujrzała znajomą jej grupkę dziewcząt, z którymi była umówiona, każda z nich ubrana w zwiewną sukienkę z torbami sportowymi na ramionach, prezentami i butelką wina w dłoni.
        — Nie byłyśmy umówione przypadkiem za godzinę? — spytała na wstępie, wpuszczając je do środka.
        — Owszem byłyśmy — rzuciła w przestrzeń blondynka — Ale nasza cudowna Selena zgarnęła nas o godzinkę za wcześnie, uznając, że im wcześniej to, tym dłużej się pobawimy — dopowiedziała pisarka.
        — Sel, skarbie przypominam ci, że umawiałyśmy się na babską noc — rzekła Marinette, zdejmując ze swoich stóp wysokie pantofelki — Sama pani gospodarz nie jest gotowa.
        — Pomożemy jej!
        Popatrzyła z lekką obawą na kolejne butelki ich ukochanego wina, przypominając sobie, że w lodówce mroziła kolejne kilka butelek, co nie umknęło uwadze reszty dziewcząt.
        — Ile kupiłaś?
        Jedno pytanie wystarczyło, by wszystkie spojrzały mimowolnie na nią, uśmiechnęła się z lekką niewinnością, przypominając sobie zakupywane rankiem butelki czerwonego trunku, które zapewne już się schłodziło.
        — Kilka… — odparła lekko zakłopotana — Szykuje się podobny scenariusz, który przeżyłyśmy u Marinette.
        Wolno ruszyła w stronę kuchni, chcąc pozbyć się kremu ze swojej dłoni, nie musiała nawet dziewczętom mówić, by poszły za nią, ruszyły za nią niemal w tej samej chwili, pozostawiając torby i zdjęte buty przy zejściu do salonu.
        — Ile wtedy poszło? — zagadnęła paryżanka, gdy wszystkie schowały przyniesione przez siebie wino do lodówki. 
        Wszystkie zamarły w jednej chwili. Tak naprawdę żadna z nich nie była pewna, jak dużo wypiły na tej pamiętnej imprezie, którą urządziły w mieszkańcu rodziców młodej studentki, tak naprawdę nie mogły sobie wiele przypomnieć, każda straciła kontakt z rzeczywistością, wszystkie wtedy padły jedna po drugiej, tak naprawdę, mimo że minęło dwa lata od tamtej słynnej zabawy, a w jej umyśle pojawiały się tylko urywki tamtego babskiego wieczoru, który skończył się potężnym kacem, który leczyły przez cały kolejny dzień.
        — Czekajcie, czy to nie była ta zabawa, gdy Selena zadzwoniła po striptizera, który miał zatańczyć dla naszej drogiej Julii — mruknęła z zamyśleniu Emily, spoglądając na resztę dziewcząt.
        — Tak, ale musiałyśmy go odwoływać, bo ta się zbyt upiła, by kontaktować, a co dopiero podziwiać, jak jakiś przystojniak się przed nią rozbiera.
        Zmarła z chwilą, gdy dotarły do niej słowa jednej z przyjaciółek, o niemal nie wypuściła z dłoni talerza z ciastkami, które zamierzała zanieść do pokoju dziennego, odwróciła się przez ramię, spoglądając na koleżanki, Alex i Emily rozsiadły się wygodnie na blacie, podczas gdy Selena odkorkowywała schłodzone ówcześnie wino a Marinette chwyciła naszykowane miski z chipsami podążając za Bennington, która w jednej chwili zatrzymała się w pół kroku, odwracając się przez ramię.
        — Wy po niego zadzwoniłyście!?
        — No tak — przyznała z uśmiechem Selong — Facet był niesamowicie zawiedziony, gdy zobaczył, że nie może się rozebrać przed taką pięknością jak ty. Starałyśmy się ciebie ocucić, jednak zaczęłaś bredzić jakieś głupoty i wiedziałyśmy, że nasz plan poległ w gruzach, bo dosłownie minutę później zasnęłaś przewieszona przez szeląg w pokoju Marinette.
        — Brakowało mi tego do szczęścia, bym jakiś facet się przede mną rozbierał — skwitowała — A co gorsze ja rozbierałabym jego — dorzuciła, po chwili, gdy wróciła ponownie do siedzących wciąż w kuchni dziewcząt.
        — Wyobrażacie sobie jej minę następnego dnia, gdyby się dowiedziała, że dobrze się bawiła na tej imprezie — śmiała się Selena, gdy zdołała upić pierwszy łyk alkoholu — Nie martw się słoneczko — rzekła, podchodząc do przyjaciółki, delikatnie obejmując ją ramieniem — Gdyby dziś zachciało, ci się na małą zabawę dzwonimy po twojego Mike’a — dodała.
        — Chyba zgubiłaś! — wykrzyknęła z lekkim wyrzutem, po czym lekko odwróciła się do niej, grożąc palcem — Mike ma nigdy się o tym nie dowiedzieć! — ostrzegła.
        Zrzuciła z siebie ramię koleżanki, chwytając ostatnie półmiski z przygotowanymi wcześniej przekąskami i ruszyła do salonu.
        — Nie powiesz mi, że nie macie dobrej zabawy?
        Przygryzła delikatnie policzek od środka, gdy poczuła delikatny rumieniec na swoich policzkach. Selena może była brutalnie szczera i czasami była zbyt nie taktowana, ale przecież nie mogła jej zaprzeczyć, przy żadnym z poprzednich swoich chłopaków nie miała tak satysfakcjonującego życia erotycznego. Nie mogła złego słowa powiedzieć o ich strefie intymnej, bo tak naprawdę skłamała, by gdyby powiedziała, że nie jest z niego zadowolona. Mike był nie tylko niezwykłym przyjacielem, cudownym chłopakiem, ale również cholernie pożądliwym kochankiem, ten mężczyzna wiedział jak sprawić rozkosz swojej partnerce i sprawić by w łóżku im się nie nudziło. Czasami wystarczyła zwykła przepychanka słowna, by skończyli na wspólnych igraszkach. Przymknęła na moment oczy, z trudem powstrzymując, by jej policzki nie zabarwiły szkarłat.
        — Jesteś niemożliwa Selena — mruknęła, uchylając swoje powieki, gdy ówcześnie odstawiła ostatnie smakołyki w szklanych miskach na niski stolik — Może zmienimy temat — mruknęła lekko żałosnym głosem, nie chcąc ponownie wracać do tego temat.
        Pomimo że w jakiś stopniu była otwartą i bardzo wygadaną osobą były rzeczy, o których nie lubiła dyskutować a tym bardziej mówić o nich, zwłaszcza tematy łóżkowe wolała pozostawiać dla siebie i swojego partnera.
        Niesamowitym ratunkiem okazała się dla niej Marinette, która zaczęła zaganiać resztę dziewczyn po torby, by mogły przebrać się w wygodne piżamy. Westchnęła z ulgą, lekko opuszczając ramiona, spoglądając z nieukrywaną wdzięcznością na paryżankę, która posłała jej tylko lekki uśmiech.
        Niemal po dwóch godzinach, gdy słońce wolno chyliło się ku upadkowi, a miasto spowiło piękno zachodzącego słońca, a grupka przyjaciółek z liceum kończyły drugą butelkę wina, a Julia zmiażdżyła swoją najbliższą przyjaciółkę w jej ukochanej grze, wieczór dla tej zgranej paczki koleżanek zdawał się dopiero zaczynać.
        — Wygrałam! — krzyknęła szczęśliwa Julia, gdy pierwsza przekroczyła metę swoim wypasionym samochodem, przyczyniając się do spektakularnej klaski towarzyszącej jej brunetki, która patrzyła w ekran końcowy wyścigów z niedowierzaniem. 
        — Jak ona to robi? — pytała zaskoczona Alex, wpatrując się w ekran telewizora — Laska jak to możliwe ograłaś każdą z nas.
        — Ma się ten dar — odparła z niewinnością w głosie — Nie jesteście jedyne. Chester założył się o pięćset dolców, przegrał dwukrotnie i musi mi oddać tysiąc dolców. Brad niepotrzebnie się zakładał, bo teraz wisi przysługę, a Mike cóż skończył bez ubrań — powiedziała niezwykle zadowolona, z siebie nim zdążyła ugryźć się w język.
        — Rozebrałaś go, grając w grę!? — śmiała się Adams.
        — Żeby to nie jeden raz — mruknęła pod nosem, nawet nie starając się mówić cicho, była wręcz przekona, że dziewczyny dosłyszą jej słowa — Więcej się nie dowiecie! — zastrzegła.
        — Dobra mam propozycje — rzuciła nagle Selena — Urządzamy pokaz mody!
        — Niech zgadnę, chcesz dobrać się do mojej garderoby?
        Uśmiech projektantki wystarczył jej zupełności za jej odpowiedź, nawet nie próbowała protestować świadoma, że jej krzyki na nic się zdają gdy, po chwili została pociągnięta przez przyjaciółkę na górne piętro. Słyszała, jak krzyczy do dziewczyn, by wzięły alkohol i poszły za nią. Pomimo że ich zachowanie mijało się daleko, z tym że od kilku miesięcy były dorosłe i powinny być bardziej poważne, to ta jedna noc była okrzesaną odrobiną młodzieńczej zabawy. Niemal biegiem weszła do sypialni, przechodząc przez łóżka. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy koleżanka wypuściła jej dłoń z uścisku, a ona boleśnie zetknęła się dość boleśnie z materacem. Z zawziętą miną oparła brodę na podpartych dłoniach, spoglądając z niesmakiem na znajomą, która już buszowała w jej szafie, po chwili poczuła jak materiał pod nią się ugina a kątem oka widziała opadając obok niej Marinette, która wręczyła jej do ręki jej szkło wypełnione do połowy alkoholem.
        — Dziewczyny zobaczcie, co znalazłam.
        Niemal zachłysnęła się śliną, gdy uniosła wzrok, spoglądając na to, co trzyma jej porywcza przyjaciółka, na szczęście przed momentem odłożyła kieliszek swój i granatowłosej na szafkę nocną, by nie wylać jej zawartością z jej drugiego bok leżała Alex, Emily rozłożyła się na podkoszulkach, układając nogi na pośladkach blondynki.
        Wpatrywała się w osłupieniu w swoją bieliznę i nie mogła wyjść z szoku, do czego posunęła się jej przyjaciółka. Nie mogła jednak powiedzieć, że ten komplecik był grzeczny, był to jedna z bielizn, które kupił jej Mike’a i zdecydowanie nikt prócz niego nie miał jej dojrzeć. Skryła twarz w jasnej satynie pościeli, czując jak jej policzki, płoną z zażenowania.
            — Julio skarbie to zawstydzania się w naszej paczce jej Marinette.
        Przeklęła głośno w momencie, gdy jej przyjaciółka oburzyła się na znajomą. Nawet nie próbowała się podnosić.
        — Selena uprzejmie ci radze odłóż to na miejsce! — ostrzegła ją.
        — Daj spokój młoda, przecież to nic strasznego.
        W następnej chwili zerwała się z siedzenia i pognała za przyjaciółką, która skryła się wewnątrz garderoby. Dopadła ją w momencie, gdy jedno z pudełek ze sklepu Victorii Secret nie upadło na twarz brunetki, która bez trudu odczytała nazwę.
        — Nie mówiłaś, że się ubierasz w takich sklepach — odezwała się, gdy podniosła się z ziemi, chwytając pudełeczko z bielizną.
        — Bo się nie ubieram! — odparła chłodno.
        — To skąd… — widziała, jak na jej ustach pojawia się chytry uśmieszek — Mike ci pomagał wybierać.
        — Żądam adwokata za naruszenie mojej prywatności!
        Nagły hałas zwabił do pomieszczenia resztę dziewczyn, patrzyły z lekkim zainteresowaniem i uśmiechem na sprzeczkę między przyjaciółkami, a przez ich umysły przebrnęła jedna myśl. One nigdy się nie zmienią.
        — Myślisz, że mi Brandon nie kupił bielizny czy nawet Adrien Marinette.
        Zanim zdołała zawstydzić resztę znajomych, chwyciła ją za ramię, ciągnąc ponownie na dolne piętro.
        — Idziemy oglądać film! — zarzuciła surowym głosem, który nie tolerował sprzeciwu.
        Ponownie rozłożyły się w salonie, a na brzuch paryżanki wskoczył Walter Cindy, która uwielbiała towarzystwo swojej pani, zepchnęła Junkę z jej kolan, która obrażona usiadła na kolanach Seleny. Po krótkiej walce, o tytuł filmu, zgodnie wybrały film z serii „Niezgodna”. Pochłonięte wydarzeniami filmowymi piły kolejne kieliszki smacznego alkoholu nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu, cieszyły się swoją obecnością, zanim ponownie nie stracą na kolejne pół roku swoich dwóch koleżanek.

                                                        ✰✰✰

        Rozdział pojawia się w środku tygodnia, tylko dlatego, że zrobiłam dila z pewną osobą. 
        Przyznam się tak, chyba dzięki tej osobie tak naprawdę wróciłam, powróciły mi chęci do pisania, chce ponownie publikować. Wiem, że ona będzie to czytać więc z mojej strony gorąco pozdrawiam, z resztą pewnie zaraz pójdę jej podpisywać bo ją od rana zostawiłam bez odpowiedzi. 
        Kolejny rozdzial w sobotę.
        Oj będzie ciekawie.
        Do zobaczenia 

    

Sunday, October 25, 2020

II 27 — POWIEW LICEALNYCH CZASÓW — PART 1

    
        Wtuliła swój lekko zarumieniony od chłodu styczniowego poranka policzek w puch pobliskiej poduszki. Zacisnęła mocniej palce na krawędzi narzutki, którą się okryła, nasuwając ją sobie jeszcze bardziej na siebie, chcąc przywieść na myśl spokojny sen, jednak pomimo szczerych chęci niedane było jej wypocząć, gdy do jej zaspanej podświadomi przedarł się subtelny śpiew słowika, który z gracją przysiadł na pobliskiej gałęzi wnoszącej się ku górze palmy.
        Zmarszczyła brwi, unosząc się delikatnie. Nie przypominała sobie by w jej mieszkaniu, było słychać głos matki natury, tak naprawdę nie słyszała nic. Wciąż pochłonięta w błogiej nieświadomości przewróciła się na plecy, jednak jej nierozwaga za dużo ją kosztowała, gdy nie dojrzała jak przez sen, przesunęła się na krawędź materaca, nagły spowodował, że z głośnym jękiem bólu wylądowała na drewnianym parkiecie, kompletnie się rozbudzając.
        Rozejrzała się roztropnie po skrytej w cieniu domu swojej dawnej sypialni, przez moment nie miała pojęcia, czemu się tutaj znajduje, siedząc na chłodnej podłodze, próbując sobie przypomnień wydarzenia z poprzedniej nocy. Jedyne co mogła sobie przypomnieć to głośny huk silnika odbijający się w jej umyśle i ciemna droga, którą mknęła. Nie wybiła wczoraj zbyt wiele, by niespodziewanie nie mogła przywieść na wspomnienia zdarzenia poprzedniej nocy, miała chwilą lukę w pamięci. Czuła się nieco zaniepokojona i wciąż pytała się jakim cudem znalazła się w mieszkaniu swojego brata.
        Nie mogła mieć problemów z pamięcią, bo było to wręcz niemożliwe. Owszem miała chwilą amnezje po wypadku, jednak po ciężkim tygodni walki z własnym umysłem one wszystkie wróciły, może i wczesne wstawanie było dla niej męczące, ale nie na tyle by nie wiedzieć gdzie się znajduje. Jedna myśl nie dawała jej jednak spokoju, gdy boleśnie odbijała się w jej głowie, raczej było to imię. Nazwisko, które przyprawiało ją o istny szał. Po chwili namysłu wróciła do wydarzeń które miały miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej.
        Między nią a Tobias’m doszło do kolejnej przepychanki słownej, tym razem jednak nie skończyło się na wspólnej rywalizacji na betonowej drodze toru wyścigowego, a gorzkim słowami, które popłynęły z ust młodego mężczyznę. Przymknęła oczy, zaciskając mocniej dłoń w pięść aż knykcie jej palcach niebezpiecznie pobielały ze wściekłości, była frustracji uderzyła dłonią o podłodze, gdy przed jej oczami stanął obraz pogardliwego spojrzenia młodzieńca i usta, które wykrzywiały się, wypowiadając słowa, które ją tak zabolała. Przeważnie była osobą opanowaną, śmiało mogła powiedzieć, kiedy ostatnim razem uległa presji swoich uczuć i to nie był dzień, tydzień czy miesiąc temu. Aparycja, jaką posiadała, sprawiała, że nikt nie mógł dostrzec, jak pewne rzeczy sprawiają jej cierpienie, była znakomita w ukrywaniu swoich uczuć i wątpliwości nawet, wtedy gdy zmusiła się, by opowiedzieć, swoją historię życia, która mogła zwalić niejednego z nóg, a ona nie uroniła nawet łzy, nie załkała, siedziała z dumnie uniesioną głową i opowiadała przyjaciołom opowieść, której miała nadzieje, nikt nie pozna poza Anthonym.
        Można było powiedzieć wiele złych rzeczy, przyzwała się otwarcie, do strachu przed demonem swojej przyszłości nie ukrywała, że trapi ją czy następnego dnia nie zaciągnie ją w jakieś mało widoczne miejsce z dala od gapiów i w okrutny sposób odbierze jej życie, ale każdy wiedział, że nigdy nie powie, że czuje się źle. Będzie kryć się z tym, co ją niepokoi do momentu aż sama nie zdecyduje się tego wyjawić, jednak zdarzały się momenty jak wczoraj, że wprost powiedziała bratu, co sprawiło, że przyjechała do niego w środku nocy bez żadnego uprzedzenia. Wiedziała, że Chesterowi może ufać jak nikomu innemu. Nigdy jej nie zawiódł nawet w momentach, gdy poprosiła go, by nic nie mówił, ich znajomych zachował milczenie. Może był okropnie wygadany zupełnie jak ona, ale potrafił dochować jej sekretów. Mogła śmiało z takiego brata, zawsze pragnęła mieć. Zabawnego z poczuciem humoru, który nie oszczędził sobie strojenia z niej żartów, gdy mu się odpłacała, nawet się obrażał. Potrzebowała w nim zrozumienia, gdy nie chciała, mówić nie naciskał, a przede wszystkim to o czym pragnęła przez całe życie. Troski! Nie zliczyła, ile razy siedział przy niej, po nocnym ataku paniki i starał się ją pocieszyć i po tych miesiącach z nim spędzonych mogła śmiało to powiedzieć. Nie żałowała, że z nim pojechała. 
        Westchnęła cicho, podnosząc się z ziemi. Rozmasowując obolałe pośladki, sięgnęła po porzuconą na szelągu torbę, wyjmując z niej ciemną kosmetyczkę, mrucząc pod nosem coś na temat, jaka była głupia, że nie zauważyła, jak spada, zeszła po stopniach pokoju, W momencie, gdy chciała otworzyć drzwi, one wleciały wprost na nią, zwalając ją z nóg.
        — Poważnie, już mi wystarczy wypadków jak na jeden dzień — rzuciła w przestrzeń.
        Syknęła cicho z bólu, przykładając dłoń do czoła, gdzie czuła pod opuszkami palców wyraźnego guzka, który się kształtował. Uniosła głowę, spoglądając z ukosa na osobę, która w tak brutalny sposób się z nią zderzyła, niemal jęknęła z irytacji, gdy zobaczyła pochylonego nad nią wokalistę z zatroskanym wyrazem twarzy.
        — Młoda nic ci nie jest? — spytał zmartwiony.
        Niespodziewanie z jej gardła wydobył się cichy radosny śmiech, patrzyła jak brat, spogląda na nią zdezorientowanym spojrzeniem, co jeszcze bardziej wprawiło ją w dobry nastrój. Śmiejąc się wciąż głośno, ułożyła dłoń na jego wyciągniętej ręce, a on zwinnym ruchem podniósł ją z puchowego dywanu.
        — Zaczynam się martwić, że uderzyłeś cię zbyt mocno — odezwał się nagle, a ona wpadła w jeszcze większą głupawkę niż przed momentem.
        — Poczekaj — wykrztusiła poprzez śmiech — Zaraz ci powiem — dodała, opierając dłonie na kolanach.
        Zabrała jej chwila, by mogła swobodnie mówić, jednak gdy ponownie przypominała sobie zdarzenie sprzed prawie roku, nie umiała się opanować. Stała przed zdezorientowanym mężczyzną, z trudem utrzymując się na równych nogach. Był coraz bardziej zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, jednak gdy ponownie się odezwał, by ją upomnieć, ona zdołała opanować targającą ją wesołość ze wciąż z błąkającym się na jej malinowych ustach uśmiechem.
        — Pamiętasz, jak wyjechałeś w trasę a Los Angeles, zaatakował huragan? — pytała, czując, jak ponownie ma ochotę wybuchnąć śmiechem.
        — Tak, ale co to ma do rzeczy?
        — Ma i to wiele — wyjaśniła ze spokojem.
        Schodząc po stopniach apartamentu, stanęli w ogromnym salonie dziennym. Chester, który niemal ją zmusił, by za nim poszła, by mógł zająć się jej obitym czołem, nie słucham protestów, że musi iść do łazienki, po krótkiej sprzeczce nakazał jej usiąść na kanapie, a sam zniknął za ścianką kuchenną, wrócił po momencie, trzymając w dłoniach woreczek z lodem oraz ściereczką kuchenną. Zawinął zmrożony lód w tkaninie i delikatnie przyłożył jej do głowy, chłodny dreszcz przebiegł przez jej ciało, gdy spotkała się ze zmrożonymi granulkami wody bitnej, odchyliła się do tyłu, opierając głowę na oparciu kanapy.
        — Więc co ma huragan to twojego czoła? — zapytał w końcu, chcąc, dowiedzieć się co tak rozbawiło nastolatkę.
        — Dokładnie w nocy przed uderzeniem cyklonu, nie mogłam zasnąć. Mike był w podobnej sytuacji co moja. Byłam znudzona do tego stopnia, że chciałam do niego iść i sprawdzić, czy śpi, gdy miałam wychodzić, wszedł w sposób identyczny, co ty przed momentem.
        — Idealne wyczucie czasu.
        Jego ostatnie słowa sprawiły, że ponownie jej ciałem wstrząsnął wesoła radość, na co Chester jedynie pokręcił zrezygnowany głową, mrucząc, coś na temat z kim się zadaje. Patrzyła, jak znika w sąsiednim pomieszczeniu, a ona usłyszała dźwięk otwieranych i zamykanych szafek i ciche postkiwanie garnków.
        — Młoda zostajesz na śniadaniu — wychylił się za jednej z szafek.
        Jednak jego pytanie brzmiało bardziej od rozkaz, skinęła delikatnie głową, bo jedynie na to było ją stać, gdy wciąż trzymała na głowie zmorzony lód. Niespodziewanie poczuła, jak poduszka obok niej ugina się i doskonale wiedziała, że to nie piosenkarz, który szykował posiłek. Przytrzymując woreczek ze zmrożoną wodę, uniosła ją, spojrzała w jasne ślepka swojej ulubionej suczki golden retrivera, gdy tylko dostrzegła jej spojrzenie, zaszczekała radośnie na jej widok. 
        — Cześć mała, stęskniłaś się za mną? — przeczesała jej sierść palcami, gdy         Anika wtuliła swoją głowę w jej dłoń — Również mi ciebie brakuje — mówiła dalej, gdy widziała, jak pies układa się na jej udach.
        Nie spoglądała na umykający czas na zegarku, spędzając miłe chwile ze swoją dawną pupilką, przez co nie dostrzegła, jak na stole pojawił się talerz z górą kanapek oraz jej ukochana czarna herbata bez żadnych dodatków z wyjątkiem dwóch kostek cukru. Chester zbyt dobrze znał jej preferencje smakowe, by się pomylić. Zwinęła szmatkę bardziej, odkładając ją na stolik, porwała jedną z barwnych kanapek, wgryzając się w nią. Zupełnie zapomniała o wczorajszym zdarzeniu, które przysporzyło jej nieco zmartwień, pomimo że nie była pewna czy powróci na grupki motocyklistów po tej zniewadze, wiedziała, że jeśli spotka Foxa drugim razem nie podaruje mu tego. Nie wiedziała, jednak że gdy powróci do mieszkania, będzie oczekiwał ją niespodziewany gość.
        — Zamierz zapisać się na studia? — podjął temat piosenkarz, gdy uchwyciła między palce kubek, na którym wygrawerowane było jej własne imię.
        Upiła łyk ciemnego napoju, rozkoszując się tym specyficznym smakiem. Wszyscy wokół niej odradzali pić tak mocnej herbaty, jednak ona nie robiła sobie nic z tych uwag, gdy proponowali jej jakieś dodatki do tej ciemnej substancji. Ona kochała taki napar z odrobinką słodkości, na szczęście jedynie Marinette dotrzymała jej towarzystwa w piciu tak mocnej esencji herbacianej. Francuska często podczas szkicowania zaparzała sobie cały dzbanek i wypiła go, zanim zaczęła prawidłowy szkic. Nie jednokrotnie jej marudziła, że musi przerywać pracę, by iść zrobić sobie ich ukochaną ciemną herbatę.
        — Tak — odparła, odkładając naczynie na krawędź blatu — Nie przepuszczę tym razem tej szansy, chociaż zapisy są za trzy miesiące, już teraz będę składać papiery czy rysunki, które będą mi potrzebne.
        — Mówiłaś o tym Mike’owi?
        Dobrze wiedział, że przyjaciel pomimo zażyłych stosunków miłosnych z jego siostrą był dla młodej kobiety niczym prawa ręka. Zawsze ją wspierał przy wyborach czy wręcz ją popychał, by szła na uczelnie, która najbardziej jej się podoba. Przez pewien czas miała trudność z podjęciem decyzjach, na który uniwersytet się dostać jednak w końcu zdecydowała się składać dokumenty, gdzie studiowali poprzednio dwójka jego najlepszych kolegów.
        Nie był zdziwiony podjętymi przez nią działaniami, gdy wspominała, że chce dostać się do Pasadena Art College Of Design. Placówka była jedną z najlepszych szkół artystycznych w mieście nie jeśli w kraju, to tam wielu młodych artystów próbowała się dostać. Żywił ogrom nadziei, że Julia spełni swoje marzenia o wymarzonych studiach. Było po niej widać, że wie, co robi i do czego zmierza, a ta uczelnia mogła jeszcze bardziej zaistnieć jej w kręgu malarskim tego miasta.
        Nie ukrywał, że był z niej ogromnie dumny, gdy z powodzeniem zakończyła wernisaż swoich autorskich prac, sprzedając parę obrazów dość wpływowym osobą. Owszem może i miała drobną pomoc Michaela przy organizacji całego przedsięwzięcia, jednak goście, którzy się zjawili nie byli przez nikogo zaproszeni. Kobieta od razu zaznaczyła, że nie chce by ktokolwiek używał swoich kontaktów by ją rozpromować, uszanowali jej prośbę i nawet nie próbowali w to ingerować, jednak sama doszła do takiego sukcesu wystawy, jej prace przyciągały spojrzenie, miała w sobie talent oraz nabyte umiejętności zdały się, jedynie był tłem w tym momencie. Pracowała wytrwale by osiągnąć, zdobyć pierwszą bramkę dla siebie i był to dla niej ogromny pokłon.
        — Tak, wie od listopada, że zamierzam iść na studia — jej głos wyrwał go z zamyślenia — Powiesz mi, czemu byłam tak głupia i tego nie zrobiłam w poprzednim roku, mogłabym w październiku zaczynać drugi rok, a tutaj będę dopiero zaczynać.
        — Nikt nie negował twoje decyzji młoda, to ty ją podjęłaś, bo przestraszyłaś się tego złamasa — mruknął z kwaśną miną. 
        Obiecał sobie, że gdy dorwie tego chłopaka, nie będzie dla niego miły. Historia Julii nim wstrząsnęła, po nie spodziewał się, że tak niepozorna dziewczyna, jak ona przeszłą taki dramat życiowy. Wiedział, że nie tylko on pałał chęcią zemsty do tego chłopaka, Mike i reszta zespołu chcieli porywać mu wszystkie kończyny i potraktować w sposób, jaki zrobił to z ich przyjaciółką, by zdychał w męczarniach, jednak Julia uprzedziła ich, by nie robili nic pochopnie, nie powstrzymywała ich, bo nie miała na to siły, kazała jednak być im ostrożna. Jednak co go frustrowało to, że nie wiedział, jak wygląda facet, który niszył jej młodzieńcze życie, jedyną osobą, która go widziała był Shinoda, jednak on milczał, gdy pytał, jak wyglądał. Pomimo całych zdarzeń był rozsądny i nie chciał doprowadzić do mordobicia już i tak obwiniał się, że nie zdołał jej obronić. Nikt nie chciał rozlewu krwi, jednak ten chłopak zasłużył sobie na najgorszą karę.
        Widział, jak zaciska mocniej usta, gdy dopiła ostatnie łyki napoju, ten temat był dla niej wciąż drażliwy. Westchnęła ciężko, nawet się nie odezwała, zabrała naczynia, przeszła przez salon, wchodząc do kuchni. Skryła brudne naczynia w zmywarce, zamykając ją. Roztargniona spojrzała na zegarek na kuchennym radiu, która wskazywała kilka minut przed dziesiątą rano. Przeklęła siarczyście, gdy przypomniała sobie, że na siedemnastą była umówiona z dziewczynami, na ich babski wieczór a w jej mieszkaniu panował istny chaos i potrzebowała dokupić jakieś przekąski i ich ulubione wino. Spodziewała się, jednak że, dziewczyny przyniosą jakiś trunek, gdy Selena podczas ich ostatniej rozmowy na grupie video wspomniała, że będzie to noc połączona z parapetówką, której jeszcze nawet nie zrobiła, jednak musiała zrobić wyjątek dla swojej dwójki przyjaciółek, które miały wyjechać za dwa dni.
        Wróciła do pokoju dziennego w momencie, gdy Chester zmierzał ku niej:
        — Wybacz braciszku, ale nie zostanę na kawę — uprzedziła jego pytanie —         Umówiłam się dziś z dziewczynami na babski wieczór, a nie chce mówić, jak moje mieszkanie wygląda.
        — Doskonale rozumiem, leć — ponaglił ją.
        Pocałowała go szybko w policzek, przeszła pośpiesznie obok niego wchodząc na podwyższenia, pognała po stopniach apartamentu, przeskakując niemal po dwa stopnie. Wpadła do swojego dawnego mieszkania, chwytając porzuconą kosmetyczkę w progu drzwi. Nie miała czasu na prysznic, musiała odczekać, aż wróci do domu. Porwała torbę, z której wyjęła swój kombinezon motocyklowy. Owszem może miała inne ciuchy, ale sukienka, którą miała na dnie, nie nadawała się zupełnie do takiego pojazdu. Zdejmując szorty, wcisnęła je niedbale do plecaka, co spotkało również podkoszulek, który miała na sobie. Nasunęła na ramiona jasną skórę, chwytając zamek błyskawiczny, przysunęła go niemal do szyi, kryjąc swój koronkowy biustonosz pod spodem.
        Zamykając torbę, zarzuciła ją sobie na ramię, wychodząc pędem z pokoju. Gdy tylko przeszła przez próg pokoju, do jej nozdrzy dobiegł subtelny zapach aromatycznej kawy, co jeszcze bardziej wzbudziło jej chęci, by zakosztować tego napoju bogów, jednak opanowała się, tłumacząc, że musi ogarnąć mieszkanie i pójść na zakupy.
        Gdy zbiegała po ostatnich stopniach, niemal nie potknęła się o krawędź jednego z nich, jednak szybko złapała równowagę. Pożegnała się z bratem, upierając po drodze swój kask. Stając przy motocyklu, przez moment zastanawiała się gdzie jechać, może i nie zabrała portfela, zaintrygowana wyjęła z jednej z kieszeni saszetkę, gdzie trzymała dokumenty pojazdu i prawo jazdy. Zajrzała do środka z nadzieją, że znajdzie tam jakieś pieniądze i ku jej ucieszy, dostrzegła dwieście dolarów, co niezwykle ją uratowało, więc mogła swobodnie udać się na zakupy. Otworzyła bagażnik, wsuwając do środka torbę ze swoimi rzeczami, układając ją, tak by reszta rzeczy mogła się zmieścić, zamykając siedzenie, wyjęła z wnętrza stroju kluczyki. Wsunęła je do stacyjki, przekładając nogę nad siedzeniem, zapaliła silnik, zgrabnie wykręcając się na podjeździe. Wyjechała z podwórka, wjeżdżając na mało ruchliwą drogę. 
        Mknąć przez kolejne drogi, dotarła w końcu do jednego z pobliskich marketów, jakie znała. Zaparkowała na jednym z wielu wolnych miejsc, zdejmując kask, wsunęła go do bagażnika. Nie chciała go ze sobą brać, tylko by jej przeszkadzał. Przechodząc powoli zapełniającym się parkingów, widziała w oddali wielki napis „Walmart”, nawet nie przystanęła przed wejściem. Weszła do chłodnej hali, chwytając jeden z koszyków, widziała na sobie lekko zdumione spojrzenia, jednak wcale nie się dziwiła, ludziom skoro szła w kombinezonie motocyklowym. Jednak ona nie zważając na, to pomknęła przez siebie, szukając wzrokiem działu z alkoholami lub jakimiś przekąsami. W końcu dostrzegła stoisko z winami, co niebywale ją ucieszyło, skręciła w bok, wchodząc w alejkę z trunkami. Przystanęła w końcu w połowie, spoglądając na swoje ulubione czerwone wino, wiedziała, że większość dziewczyn też je lubi raczej miały podobny gust co do takich alkoholi. Schyliła się, chwytając dwie pierwsze butelki Carlo Rossi, przyjrzała się fioletowej oblamówce. Odkąd Marinette przyniosła na jedną z ich spotkać, to słodkie wino wszystkim od razu zasmakowała, chociaż była faworytką półsłodkiego, jednak zasmakowało w słodszym procentowym alkoholu. Wsunęła ostrożnie do koszyka butelki, po czym sięgnęła po dwa kolejne. Wyprostowała się, nie zważając na stojącego przy niej mężczyznę, zniknęła na głównym korytarzu, pomknęła pośpiesznie do działu z jakimi słodkościami czy słotnymi przekąskami. Dobrze wiedziała, że wzrastał im apetyt po wypiciu kilku lampek wina. Ostatnim razem skończyło się to nocnym zamawianiem pizzy, gdy szaleli w domu państwa Dupain—Cheng. Marinette, która miała mieć oko na całe towarzystwo poległa z nich najwcześniej, gdy alkohol w nią uderzył, a ona niemal siłą musiała ją ściągać z antresoli, gdy paryżanka uznała, że chce z niej zwisnąć. Wyperswadowanie jej tego pomysłu z głowy zajęło jej dobrą chwilę, a reszta dziewczyn wpadła w ten samym czasie na genialny pomysł, by zakupić jedzenie przez Internet. Nie zdążyła ich powstrzymać i skończyło się na tym, że gdy pewien chłopak przywiózł ich zamówienie, gospodyni spotkania zaczęła jawnie go podrywać. Jako że była najmniej upita, szybko ją odciągnęła, by nie zrobiła jakieś głupoty, przez co musiała zerwać ze swoim chłopakiem. Do tej pory ani córka piekarzy, ani tym bardziej ona nie wspomniały Adrienowi o tym incydencie, gdy granatowłosa zdołała sobie przypomnieć następnego dnia co robiła wybłagała je wszystkie by nic nie mówili Agreste’owi. Wciąż milczały z koleżankami a Marinette powoli zapominała o tym całym zdarzeniu. Kochała blondyna i widać było, że zależy jej na związku z synem projektanta mody.
        Przystanęła obok jakiś kruchych ciastek, przez moment zastanawiając się co wziąć, jednak po chwili w jej koszyku było kilka siateczek wypełnionych smakołykami, chwyciła jeszcze dwie paczki jakichś czekoladek oraz kilka paczek chipsów i zmierzyła ku kasie. Gdy stała pary ladzie a kasjerka zaczęła przesuwać produkty po ladzie, spojrzała na klientkę z delikatnym uśmiechem.
        — Chłopak czy babski wieczór? — zagadnęła wesoło.
        — Spotkanie z przyjaciółkami — odparła grzecznie.
        Wsunęła paczkę z jakimiś ciastkami do reklamówki, chwyciła jedno z win, ostrożnie je wkładając, ułożenie wszystko tak by nic się nie zbiło czy stukało, nie zajęło jej dużo czasu, w momencie, gdy wyciągała dokumenty dziewczyna, siedząca za kasą oznajmiła:
        — Sto dwadzieścia dolarów.
        Wręczając dwa banknoty, odczekała chwile aż kobieta, wręczy jej resztę. Podziękowała jej kryjąc, resztki między dokumentami i skryła jej głęboko w kieszeni. Chwyciła na ramię papierową torbę i spokojnym krokiem zniknęła za pobliskimi drzwiami sklepowymi. Bez trudności odnalazła swój motocykl, otworzyła wolno siedzenie, wsuwając do środka reklamówkę z zakupami, przymknęła bagażnik. Wsiadła na siedzenie w momencie, gdy na drugim miejscu zaparkowała czarna terenówka i wyskoczyło z niej kilku młodych chłopaków. Nie wyglądali na starszych od niej raczej na młodszych i wcale nie mieli po osiemnaście lat. Zapaliła silnik w momencie, gdy do jej uszu dotarł głos jednego z nich.
        — Patrzcie jaka laska ma tyłek.
        W jednej chwili miała ochotę im przywalić, dobrze wiedziała, że mówią o nich, spoglądała ukradkowo na nich w lusterku i widziała ich głodne spojrzenia na sobie.
        — Która?
        — Przed nami — zirytował się jeden z nich.
        — Ty panienko dasz mi swój numer — zawołał drugi z nich.
        Zanim ruszyła, odwróciła się przez ramię, nawet nie ściągając kasku, który zdążyła sobie założyć.
        — Jedyne co ci mogę podarować to siniak na twojej mordzie gówniarzu — warknęła i z piskiem opon odjechała od nich. 
        Miała serdecznie dość takich chłopaków, którzy spoglądając na nią jedynie jak na obiekt seksualny, była tymi uwagami zirytowana do granic możliwości. Jeśli sądziła, że z urodą przychodzą same plusy, to się myliła, gdy wciąż musiała się uganiać od takich natrętów. Z każdym takim argumentem przekonywała się co do związku z Mike’m. Pomimo że dzieliła ich dziewięcioletnia różnica wieków, nigdy od niego nie usłyszała żadne sprośnego komentarza. Owszem jej chłopak był osobą wychowaną w szacunku do kobiet, co najbardziej w nim ceniła to, że nigdy nawet nie próbował ją w taki sposób podrywać. Uwiódł ją na swój sposób i to jej się cholernie podobało. Nie był nachalny, a zawirował jej w głowie swoją aparycją i niebywałe poczuciem humoru. Kochała go i coraz bardziej się przekonywała, że on był jej przeznaczony, gdy każdego dnia zakochiwała się w nim na nowo, a jej miłość coraz bardziej do niego rosła.
        Wjechała z jednej z pobocznych uliczek na autostradę, kierując się do swojego mieszkania. O dziwo miasto nie było w ogóle zakorkowane, co zdarzało się bardzo rzadko, przedarła się przez wyuczone kilometry, aż dotarła do zjazdu, który prowadził ja bezpośrednio na jej osiedle. Jadąc bocznymi drogami, w końcu dostrzegła oliwną bramę. Nie musiała nawet czekać na otworzenia, gdy drzwi przed momentem zostały otwarte.
        Przejechała przez ustawione po bokach drogi dwóch apartament owcach, widząc w niedalekiej bliskości swój blok. Przejeżdżając przez ogromny wjazd, poczuła duchotę spowodowaną zapełnionym pojazdami garażem. Nie była zdumiona, że praktycznie wszystkie miejsca były zajęte, była sobota i ludzie spędzali ten czas w swoich mieszkaniach lub odpoczywali nad basenem. Ona niestety nie będzie miała tej przyjemność, bo czeka ją sprzątanie i przygotowanie przekąsek na zabawę z dziewczynami.
Zaparkowała obok swojego samochodu, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Zanim jednak odeszła, otworzyła skórzane siedzenie, wyjmując torbę, przerzuciła ją sobie przez ramię, tak by jej nie przeszkadzała, ujęła ostrożnie siatkę z zakupami. Z zadowoleniem przyjęła otwarte drzwi małej kabiny, weszła pośpiesznie, gdy widziała, jak wolno się zamykają. Wcisnęła guzik z ostatnim numerem, wolno poprawiając reklamówkę z zakupami.
        Stanęła po chwili na korytarzu wiodącym do jej mieszkania, gdy wyszła za zakrętu, niemal nie oniemiała, gdy dostrzegła, kto stoi obok drzwi. Wyjęła z trudem klucze od mieszkania, pokonując dzielącą ja odległość od mężczyzny, który wyraźnie na nią czekał.
        — Dragon co tu robisz? — zdziwiła się, układając zapakowane produkty na podłodze.
        — Fire ty żyjesz! — ucieszył się.
        Widziała wyraźną ulgę na jego twarzy. Wsunęła klucz do zamka, spoglądając lekko zdumiona na przyjaciela.
        — Dlaczego miałabym nie żyć? — pytała, wciąż nie rozumiejąc jego wcześniejszych słów.
        Odblokowała ciemne drzwi, sięgnęła po reklamówkę, łokciem naciskając na klamkę. Weszła do środka, czuła za sobą podążającego za nią Mike’a, który z lekkim trzaskiem zamknął drzwi od mieszkanie. Szedł za koleżanką, która zniknęła w kuchni, odstawiając na blat siatkę z przekąskami i winami.
        — Wyjechałaś wczoraj niemal z prędkością światła, obawiałem się, że coś sobie zrobiłaś — wyznał.
        — Nie jestem głupia Mike — odezwała się.
        Poczuła się nieco dziwnie, gdy zwracała się tak do kolegi, może odkąd się z nim poznała, wolała go jego pseudonimem, nawet nie wiedziała, jak określić jak się czuła, teraz gdy mówiła do niego po imieniu. Często zwracała się tak do Shinody więc była do niego przyzwyczajona, owszem wiedziała, że wielu chłopaków nosi takie imię, jednak był jakiś niesmak.
        — Dzwoniliśmy do ciebie po kilka razy, nie zliczę, ile wiadomości napisaliśmy.
        — Nocowałam u brata i zostawiałam przed przyjazdem do was telefon w salonie i może dlatego nie mogliście się skontaktować — odparła spokojnie.
        Chwyciła pojemnik na wodę, podsuwając go pod kran. Uruchomiła wodę, zalewając odpowiednią ilość, by zaparzyć swój ukochany napój. Sięgnęła po reklamówkę, wolno wypakowując wszystkie produkty, odczekując, aż ekspres się zagrzeje.
        — W ogóle, po co przyszedłeś? — zapytała, kryjąc wina w lodówce.
        — Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Równocześnie mam dla ciebie informacje.
        — Co wylatuje z grupy? — mruknęła posępnie, gdy skryła, ostatnie butelki zamykając za sobą drzwi zamrażalki — Jak tak to fajnie było was poznać — dodała sarkastycznie.
        — Nie, to nie ty zostałaś wyrzucona!
        — To znaczy? 
        Nie była kompletnie zainteresowana słowami przyjaciela, o ile nie miała do nich żalu, bo nie byli sprawcami tej całej sytuacji, wolała się w to nie angażować, zbytnio już raz to zrobiła i została okrutnie wyśmiana.
            — Owen z Derek’m się wściekli, niemal z hukiem wywalili Tobiasa z grupy.
        — I co ja mam z tym wspólnego?
        Chwyciła między ramiona reklamówkę, podchodząc do jednego ze skrzydeł aneksu, kucnęła, układając ją na podłogę, otwierając szufladę gdzie często, wkładała jakieś słodkości lub dobrodziejstwa.
        — Nadal nic nie rozumiesz! Tobias złamał jedną z podstawowych zasad naszego wspólnego współżycia, jeśli mogę się tak wyrazić. Zabronione jest obrażanie współzawodników w tak okrutny sposób. Wiesz, co jest naszym priorytetem, on już dawno sobie grabił u Owena, chciał mu dać szansę, ale ta akcja z tobą utwierdziła go w przekonaniu, że przestał do nas pasować.
        — Może jest w tym ziarenko prawdy, może wkręciłam się, bo poznałam cię i Rocky’ego.
        — Fire czyś ty zwariowała. Ivy doszła do nas przed tygodniem, jej nawet nie śmiał, obrazić bardziej się zalecał do niej, chwalił jej umiejętności, pomimo że na motocyklu jeździ zaledwie od tygodnia. Gdy ty nie patrzyłaś, jawnie chwalił, że ona jest lepsza od ciebie, jednak muszę to powiedzieć, masz większy staż, pomimo że siedzisz na ścigaczu od trzech miesięcy, dajesz sobie rady lepiej od nas wszystkich, gdy zaczynaliśmy.
        — Dragon nie chce być nie miła, ale czas na ciebie.
        Wyprostowała się, spoglądając uważnie na przyjaciela, który stał, wpatrując się z nią w jakąś dziwną nadzieją.
        — Wrócisz do nas?
        — Pomyśle, jednak teraz proszę, potrzebuje chwili dla siebie — wytłumaczyła.
        Nie znosiła wypraszać ludzi, pomimo że nie miała do Dragona, żadnych pretensji chciała zając się mieszkaniem i wspólnym wieczorem z dziewczynami. Musiała jeszcze wyprowadzić swoją suczkę na spacer, która dreptała koło jej nogi, wyraźnie chcąc wyjść załatwić swoją potrzebę.
Patrzyła jak chłopak, opuszcza mieszkanie a ona z cichym westchnięciem, ponownie się schyliła, spoglądając na psinkę.
        — Mogę sobie tylko kawę zrobić, od razu pójdziemy na plac? — zapytała Junki.
        Suczka szczeknęła raz, jakby dawała jej zgodę, patrzyła, jak pognała w odnalezieniu swojej smyczy. Odwróciła się przez ramię, przystając przed włączonym urządzenie. Sięgając do jednej z szafek, wyjęła swój ulubiony kubek termiczny, który postawiła pod dysze. Naciskając guzik, patrzyła, jak naczynie wypełnia brązowa ciemna substancja, wyłączyła ją w momencie, gdy skończyła przygotowywać piankę, wlała ją do środka, odnajdując na blacie syrop karmelowy. Wlała go do środka, zakręcając pojemnik wtedy do kuchni przybiegła Junka a za nią szła wyraźnie znudzona Cindy, która głośno miauknęła i podeszła do misek ze suchą karmą.
        Chwyciła pasek trzymany w pyszczku maltańczyka, wolno zapinając go na obroży. Sięgnęła jedynie po kubek oraz dwie małe siateczki, które wsunęła sobie do kieszeni i opuściła mieszkanie, ówcześnie je zamykając.

                                                            ✰✰✰


        Wracam po dość długiej nieobecności, wiem nie było mnie ponad miesiąc i pewnie dalej bym nie wracała gdyby mnie pewna osoba nie zmotywowała do dokończenia tego rozdziału, bo chciała zobaczyc co dalej się zadzieje. Zmotywowałam się i dopisałam scenę która mi zalegała i rozdział wlatuje. 
        Moja wena jest tak kapryśna ostatnio że mam jej dość, równocześnie sama jestem ostatnio bardzo zajęta więc nie mam zbyt wiele czasu. Na razie wracamy do reguralnego publikowania. Kolejne rozdziały bedą bardzo interesujące i ubogacone w akcje więc się szykujcie.
        Rozdział ze specjalną dedykacją dla tej która od wczoraj mnie dręczy bym dokończyła ten rozdział. Kolejna część? Standardowo sobotoa 14:00. Widzimy się za tydzień!