Saturday, September 19, 2020

II 25 — BŁĘKITNE OCZKA KOCURKA


        Nigdy nie chodziło z nią w parze poranne wstawanie. Nie znosiła zrywać się bladym świtem. Nigdy nie witała poranka z radością, gdyby powiedziała czy ktoś zobaczył wtedy nawet lekki uśmiech, musiała, by skłamać, nie potrafiła się wtedy radować, powtarzała sobie wciąż, skąd tu czerpać radość skoro jedynym jej pragnieniem było zakopać się pod puch ciepłej kołdry i ponownie zatonąć w subtelnych ramionach pana wszelkich snów. Ostatnią rzeczną, jaką by wtedy chciała to wyrywać się ze swojej własnej krainy pragnień, jednak jak mogła się zachować w chwilach jak te, gdy o świcie nowego dnia wracała do mieszkania po całej nocy zabaw na żwirowej drodze pod miastem.
        Podjęła dość spontanicznie decyzje o wypadzie na tor. Siedziała wtedy kompletnie znudzona po dość ciężkim dniu w pracy, oglądając jakieś durne telenowele puszczone w telewizji, od samego oglądania tego łańcuszka miłosnego poczuła się zmęczona, jej pupil zdecydowanie postanowił nie umilać jej towarzystwa, gdy jej mała przyjaciółka wyłożyła się na łóżku w sypialni, pragnąc jedynie spać. Ostatnią deską ratunku dla umilenia tego wieczora mogła, by być wizyta jej chłopaka, ale ten wyjechał dwa dni temu razem z resztą grupy na koncert i pozostała sama w mieście, przyjaciele byli zajęci swoimi sprawami więc pełna spontaniczności przebrała się pośpiesznie, chwytając kluczyki od motoru, pojechała nieco pod szlifować swoje umiejętności z nadzieją, że znajdzie kogoś na torze i wcale się nie zawiodła, gdy dostrzegła motocykle Eleny oraz Dragona stojące na uboczu. Noc zdecydowanie należała do nich, gdy ścigali się po oświetlonych drogach dawnego stadionu widowiskowego, co chwile zakładali się, kto zwycięży w następnej jeździe, zafascynowana małymi porachunkami z Mike’m nie dostrzegła pojawiającego się Owena i Foxa.
        Tobias był jednym z tych motocyklistów, którzy wyróżniali się na tle pozostałych, od razu nie zapałali do siebie sympatią. Mężczyzna miał niezwykle wysokie mniemanie na swój temat, nie jednokrotnie w ich krótkiej znajomości musiała się z nim ostro spierać, gdy jego wysokiego ego nie mogło pojąć jak to taka kruchliwa dziewczyna jak ona zdecydowało się wsiąść za kierownice ścigacza niemal w twarz pluł jadem i głośno oznajmiał, że powinna się zajmować domem i dziećmi niemal spychając do rangi kury domowej niż robienie męskich rzeczy. Dobrze pamiętała tą ich rozmowę, gdyby nie szybka interwencja Ricka skończyło, by się gorzej niż tylko jego podbitym okiem. Rywalizowali i kłócili się na każdym kroku, przez co w ich grupie można było poczuć napięcie, gdy tylko oboje byli zmuszeni ze sobą przebywać.
        Uwielbiała towarzystwo osób z podobnymi zamiłowaniami, jednak nie znosiła puszczenie się i jawnej zniewagi. Wzdychając cicho, przełożyła nogę przez skórzane siedzenie, a opinająca jej ciało skóra nieznacznie się skrzywiła. Wsunęła do kieszeni kurtki kluczyki z zawieszką, zdejmując wolno ze swoich upiętych włosów swój jasny kask. Chętniej spędziła, by więcej czasu na torze jednak jej dzisiejsze plany jej kompletnie na to nie pozwalały. Nie przejęła się zbytnio zmęczeniem, które ogarniało jej ciało po nieprzespanej nocy, już wiele zdarzyło się takich momentów w jej życiu, że musiała normalnie funkcjonować bez należytego odpoczynku.
        Oparła się o jedną ze ścian windy, podpierając nogę na jego metalowej konstrukcji, była kompletnie wykończona, lecz w jakiś sposób zadowolona, gdy gnała na ostatnie piętro apartamentowca. Może to był posmak jakieś formy zadowolenia czy satysfakcji, gdy przypomniała sobie zaskoczoną minę swojego rywala z zaledwie sprzed godziny, gdy niemal zmusiła go, gdyż pod sobą beton. Patrzyła w pełni z siebie dumna, jak chłopak ponosi pierwszą klęskę i to z jej rąk, gdy pełna determinacji dotarła na metę, patrząc jak jej przeciwnik, wyjeżdża na ostaniom prostą. Uśmiechnęła się chytrze, gdy dobiegł do niej tak znajomy dźwięk oznajmiający, że jest na odpowiednim piętrze. Przeszła przez próg, stając w jasno oświetlonym korytarzu, idąc nieco zawiłym korytarzem, w końcu dostrzegła w oddali swoje drzwi, jednak co ją zdumiało o pobliską ścianę, stał oparty Michael. Nie spodziewała się go tak wcześniej, mieli wrócić dopiero następnego poranka.
        — Mike co tu robisz? — pytała zaskoczona, zatrzymując się nieopodal ciemnego skrzydeł drzwi — Mieliście być dopiero jutro — mówiła.
        Sięgnęła do jednej z kieszeni, gdzie pamiętała, pozostawiła swoje kluczy z nadzieją, że je tam odnajdzie w końcu, natknęła się na zimną obręcz, z której zwisała miniaturka czarnego Kawasaki Ninja. Pociągnęła za nią, wyjmując ją ze środka. Nie spuszczała spojrzenie ze swojego chłopaka, który uśmiechnął się jedynie
        — Stacja odwołała w ostatniej chwili dzisiejszy wywiad, przez co mogliśmy wrócić wcześniej — wyjaśnił.
        Skinęła delikatnie głową, wsuwając klucz do zamka. Przekręciła go, słysząc, jak blokada znika. Nacisnęła na klamkę, pokonując opór drzwi, gestem dłoni zaprosiła go do środka, jednak on odczekał moment, aż sama przeszła przez próg. Z cichym jękiem westchnienia opadła na pobliską szafkę, ujęła między palce zamek błyskawiczny swoich wysokich szpilek. Nie zbyt często praktycznie w ogóle nie jeździła w takich butach, lecz jej wczorajszy pośpiech sprawił, że nie mogła odnaleźć swoich butów do jazdy, chwyciła pierwsze lepsze wygodne buty. Zrzuciła je ze stóp, z wyraźną ulgą na twarzy.
        — Gdzie byłaś? — słyszała padające pytanie z ust jej wybranka.
        Zaśmiała się cicho, jego ciekawość czasami ją bawiła, jednak dobrze go rozumiała był zaciekawiony, tym gdzie jego dziewczyna się chodzi w tak obcisłym i nieco wyzywającym stroju, jednak doskonale wiedziała, że podoba mu się w takim wydaniu, już nie raz jej to powiedział.
        — Byłam pojeździć — odparła spokojnie.
        — Świtem? — zdumiał się.
        Znal jej nieco leniwą naturę i nie do końca wierzył, żeby zerwała się tak wcześnie, było to wręcz niemożliwe. Julie trzeba było wręcz zdejmować z łóżka, gdy zbytnio się uparła, żeby nie wstać. Podążył jej krokiem, widział, jak skrywa się za ścianką kuchenną, z uwagą śledząc każdy jej ruch, zdecydowanie uwielbiał ją w takim wydaniu.
        Stanął przy wejściu, opierając się o jedną z szafek, przyglądając się, jak wlewa do pojemnika świeżą wodę. Założyła go za ekspresem, niemal w tym samym momencie go włączając.
        — Dobra, bo widzę, że mi nie odpuścisz — westchnęła zrezygnowana, czując jego palący wzrok na sobie.
        Wyjmując słoiczek z kawą, oparła dłonie na aneksie kuchennym, trzymając między palcami małą łyżeczkę. Odwróciła się przez ramię, spoglądając na niego stojącego nieopodal z pytającą miną.
        — Byłam na torze, od trzech miesięcy się ścigam — powiedziała, ponownie skupiając się na wsypywaniu granulek kawy do urządzenia.
        — Słucham?
        Słyszała jego zdumiony głos, którego tak bardzo się spodziewała. Wiedziała, że dla jej bliskich będzie to nie małe zaskoczenie, że zdecydowała się na tak niebezpieczny sport, jednak ona go kochała, uwielbiała ten skok adrenaliny, jaki daje jej szybka jazda. Motor dawał jej wolność, nic nieprzerwane poczucie uwolnienia od wszelkich trosk dnia codziennego, wtedy wiedziała, że po prostu żyje, mogąc czuć zapach spalanej benzyny i głośny pisk opon to ją uspakajało. Lubiła wszelkie sposoby odreagowanie, które podnosiły, napięcie dlatego w młodości chodziła na forty i jeździła po ramach na desce, chociaż to nie było nic wielkiego, wtedy uważała, że to wszystko, na co ja stać, dopiero teraz wiedziała, co znaczy żyć pełną piersią.
        — Julia czyś ty zwariowała! Ścigasz się, czy ty już nie ryzykujesz życia!? — słyszała jego podniesiony głos.
        — Mike! — krzyknęła nagle.
        Odwróciła się raptownie, pozostawiając za sobą nie do końca zapięte naczynie z kawą oraz wyciągnięte dwa kubki na jasnym blacie.
        — Ryzykuje utratą życia każdego dnia, gdy Clark jest na wolności, prędzej on mnie zabije, niż ja doprowadzę do wypadku! — krzyknęła rozzłoszczona.
        Nie znosiła się z nim kłócić czy jakkolwiek sprzeczać, potrafiła zrozumieć jego troskę, jednak naprawdę liczyła się z ryzykiem, jakie daje ten sport, miała pełną świadomość, do czego może ją doprowadzić jej zamiłowanie, jednak jeśli miała być szczera, bardziej obawiała tego, że zginie z rąk swojego byłego chłopaka, który był zdolny do morderstwa, niż ona wyląduje na jakimś słupie, bo straci panowanie nad maszyną.
        — Jestem rozsądną osobą Michael, Dragon uprzedził mnie, że nawet gdy kontrolują, wszelkie wyścigi można doprowadzić do wypadku. Zgodziłam się na to, jestem świadoma wszelkich konsekwencji, nie musisz mnie pouczać i tak moje życie jest pod znakiem zapytania do momentu, gdy ten skurwiel ponownie o sobie nie da znać — mówiła głośniej, niż by tego oczekiwała — Więc proszę, przynajmniej ty mnie oszczędź tych moralizatorskich wywodów. Zginę albo nie, mówi się trudno, na wszystko jestem przygotowana.
        W milczeniu odwróciła się ponownie, a on stał oszołomiony, nie wiedząc co powiedzieć. Nie sądził, że Julia była gotowa na wszystko nawet na nieoczekiwaną śmierć. Niespodziewanie poczuł się winien tej ich małej przepychanki, miał świadomość jak jej życie jej pokręcone i sama świadomie naraża się na spotkanie z niebezpiecznie byłym chłopakiem, który mógł ją skrzywdzić, już to udowodnił, że do wszelkiego jest zdolny. Rozumiał jej obawy, jednak nie chciał jej tracić, w żaden inny sposób. Kochał ją zbyt mocno by pozwolić jej odejść. Nie chciał jej utracić.
        Pokonał dzielącą ich odległość, stanął za nią, obejmując ją w czułym uścisku. Wyczuł, jak sztywnieje pod wpływem jego dotyku, lecz nawet się nie odwróciła, zalewając świeżo zaparzoną kawę mleczną pianką.
        — Przepraszam — wyszeptał cicho, opierając brodę na jej ramieniu.
        Nie odezwała się do niego ani słowem, wlewając do jednego z naczyń syrop karmelowy, jednak nie umknęło jego uwadze rozciągający się na jej ustach nieznaczny uśmiech.
        — Julio zrozum, ja nie chce cię tracić. Kocham cię i ostatnią rzeczą, jaką bym, chciał to patrzeć to, jak umierasz.
        — Mike posłuchaj, nie jestem dziewczyną, która ma życie usłane z samych róż. Nigdy się nie próbowałam się skarżyć, że mi jest źle, zawsze chciała być ostoją spokoju, jednak to czasami bywa trudne, gdy boisz się każdego szmeru. Wpadłam kiedyś w związek, który teraz może doprowadzić mnie do zguby, chce korzystać z życia, półki jeszcze mogę.
        — Nie mów tak!
        Ostrożnie odwrócił ją w swoich ramionach, ujął twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzała na niego.
        — Powtarzałem ci, to wielokrotnie powiem to i teraz, przeżyjesz, a ten skurwiel zapłaci za wszystko, co ci zrobił.
        — Jak? — przerwała mu nagle — Nie mam na niego dowodów. Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło. Wniosłam przeciwko niemu oskarżenia i po prostu się z tego wymigał i nawet twoje zeznania nie pomogły, uniknie sprawiedliwości i dalej będzie doprowadzać mnie do szaleństwa i niszczyć moje życia, gdy zrobi kolejna dziewczyna, trafi jego ofiarą, to jest błędne koło z którego nie można wyjśc.
        — Skarbie po prostu mi zaufaj, to się niedługo skończy!
        Westchnęła nieco zrezygnowana, przylgnęła do niego, ufanie się w niego wtulając. Mówi się, że nadzieja jest matką głupich, jednak nie potrafiła dać temu wiary, znała Clarka zbyt dobrze by uwierzyć, że w końcu się go pozbędzie, walczyła z nim od przeszło pięciu lat, już dwukrotnie niemal doprowadził do jej śmierci, czemu miałaby się łudzić, że to wszystko się tak zmieni. Cieszyła się życiem teraz, bo nie wiedziała, co ją czeka jutro.
        Oderwała się niechętnie od niego, ponownie odwracając się do aneksu kuchennego. Chwyciła między palce dwa wypełnione aromatyczną kawą kubki i podążyła do salonu, zeszła po stopniach wiodących w dół, wtedy rzuciła się w jej oczy stolik zawalony kilkoma dokumentami, oraz otwarty laptop. Pracowała wczoraj nad tłumaczeniem, nie chciała przesiadywać w gabinecie dlatego przyniosła wszelkie najpotebniejsze rzeczy do pokoju dziennego. Odstawiła ostrożnie naczynia na wolny fragment stolika i w pośpiechu zaczęła zbierać wszelkie rozrzucone kartki, skryła je w rozłożonym skoroszycie, zamykając laptopa.
        — Rozgość się, pójdę się tylko odświeżyć — rzuciła do ukochanego.
        Wspinając się po stopniach apartamentu, usłyszała nagle jego głos, zatrzymała się w pół schodów, spoglądając na niego z góry, uważając na trzymane w ramionach tłumaczenia i elektroniczne urządzenie.
        — Planujesz przygarnąć jakiegoś kota? — zapytał widząc drapakach nieopodal zabawek Junki. 
        — Jakbyś zgadł, za godzinę jestem umówiona u hodowcy, chce zaadoptować jakieś futrzaka, by mała miała się z kim bawić, gdy jest sama w domu — wytłumaczyła, poprawiając zjeżdżający z jej ramion laptopa — Daj mi piętnaście minut, muszę zmienić tę niewygodną skórę.
        — Nie przebierałbym jej na twoim miejscu — mruknął do niej.
        Kręcąc z politowaniem głową, słysząc jego komplement, pokonała ostatnie stopnie apartamentu. Stając na ozdobionym kilkoma zdjęciami korytarzu, weszła, do pchnęła pobliskie drzwi, za którymi krył się jej gabinet, gdy zobaczyła tak duże biuro, spożytkowała go lepiej, tworząc jednej z części swoje małe studio malarskie, nie chciała, by pędzle czy kredki walały się jej po całym domu, dlatego zrobiła dla nich osobne miejsce. Podeszła do dość dużego dębowego biurka ostrożnie odkładając komputer i zapełnioną zapiskami teczkę dokumentów.
Nie przejęła się zbytnio układaniem na miejsce wszystkiego, przeszła przez korytarz, wchodząc do swojej sypialni. Nie spoglądała nawet tęsknym wzrokiem na łóżko, bo wiedziała, że aż ją woła, obeszła go, wchodząc do garderoby. Chwyciła jakieś przypadkowe ubranie, niezbyt przykuwając uwagę do nich, jednym celem byłoby, były wygodne. Wróciła ponownie do pokoju, a w jej oczy rzucił się połyskujący tablet, który oznajmiał o nowych powiadomieniach. Machnęła na niego, zbywając rękom, zamykając za sobą z lekkim trzaskiem drzwi łazienki.
        Zdejmując z siebie niewygodne ciuchy, rzuciła je do kosza skrytego pod zlewem, mrucząc coś na temat zrobienia wreszcie prania, weszła pod prysznic, z przykrością żegnając możliwość wzięcia kąpieli w ogromnej wannie. Od chwil, gdy zamieszkała w tym apartamencie wykorzystywała wszelkie dobrodziejstwa możliwości, hydromasażu jak ona to uwielbiała przesiadywać wieczorem w mieniącej się kolorami wannie, wsłuchując się w puszczony przez jeden z głośników repertuar, czasami zdarzyły się chwile, gdy Junka, która niemal jej dreptała po nogach, siadywała na pobliskiej półce i patrzyła na swoją panią, rozmawiając z nią, w swoim psim języku o dziwo suczka od szczeniaka nie bała się wody, chętnie lubiła się w niej bawić, w przeciwieństwie do towarzyszki Chestera, która wręcz uciekała, gdy jej brat zdecydował się ją umyć, ganiali ją po całym domu tylko po to, by zaciągnąć ją do kąpieli. Za każdym razem obiecywała bratu, że nigdy więcej mu nie będzie pomagać, jednak tak nigdy się nie stało.
        Oparła się o pobliską ściankę, czując, jak woda spływa z jej ciała, czując jak szaleństwa dzisiejszej nocy, spływając wraz z małymi kropelkami wody. Jeśli miała powiedzieć czy czegoś żałuje, to mogła śmiało powiedzieć, że tego, że bardziej nie utarła nosa Fox’owi. Z satysfakcją patrzyła, by na jego kolejną klęskę. Nie pozwoliła sobie na dłuższe przemyślenia. Opuściła prysznic po dość długiej chwili, otulając swoje ciało miękkim puchowym ręcznikiem. Stanęła przed lustrem jednak nie na długo, gdy w jednej z pobliskich szafek zaczęła szukać suszarki do włosów, z cichym westchnieniem nie dostrzegła jej na żadnej z półek, zniesmaczona opuściła łazienkę, o niemal nie wpadając na Mike’a, spojrzała na niego zdumiona, a ten jedynie uśmiechnął się niewinnie.
        — Czego tu szukasz kocie? — spytała zaczepnie.
        Zanim cokolwiek zrobić czy pójść znaleźć pożądane przez siebie urządzenie, czuła jego dłoń na swoim boku, gdy mocniej ją zacisnął, stanowczym ruchem przywiódł ją do siebie, nieomal zwisający z jej biustu ręcznik nie upadł na jasną podłogę.
        — Nie mam na to czasu kochanie — uprzedziła go, gdy widziała jak, pochyla się ku niej — Jestem umówiona, nie pamiętasz?
        — Jeden raz — prosił
        — Nie, żadnego buziaka, wiem, jak to się skończy — ostrzegła go.
        Wydostała się z jego objęć, nie pozwalając mu nawet na odrobinę czułości, pomknęła do swojej szafy, gdzie miała nadzieje znaleźć elektroniczne urządzenie, nie myliła się, gdy zobaczyła je leżącą na toaletce. Przysiadła na jasnym krześle, chwytając ją w dłonie. Nie miała ochotę dziś na żadne fryzury, włączyła suszarkę w momencie, gdy na progu drzwi pojawił się Michael, widziała go w tafli krzywego zwierciadła, jak przygląda się jej w skupieniu.
        — Czemu mi się tak przyglądasz? — spytała, przeczesując włosy szczotką.
        — Podziewam najpiękniejszą kobietę świata — odparł z delikatnym uśmiechem.
        Zaśmiała się cicho, rozczesując do końca splątane włosy, nudząc cichą melodię, osuszyła do końca zmoczone włosy, odkładając na jasny blat stolika wyłączone urządzenie, jej uwagę przykul Michael, który wciąż przyglądał się z błąkającym się na jego ustach uśmiechem.
        — Kotek naprawdę nie masz innego zajęcia, niż przyglądać się jak robię makijaż? — odezwała się, wyjmując z szufladki swój podkład oraz dopasowany do jej odcienia skóry puder.
        — Wiesz jakie to pasjonujące zajęcie — odparł ze śmiechem.
        — Mam dla ciebie propozycje.
        Odwróciła się na pufie, delikatnie nalewając na dłoń odrobinkę płynnego pudru. Przyłożyła palec lekko go rozprowadzając po dłoni, by potem mogła swobodnie nałożyć.
        — W narożnej szafce schowałam moje kubki termiczne, wiem, że i tak nie zdążę jej wypić, przelej mi ją do niego — poprosiła
        Przykładając kosmetyk do twarzy delikatnie wdarła o w twarz, chcąc zakryć cienie po nieprzespanej nocy oraz maleńkie niedoskonałości skórne. Pomimo że nie miała problemów z trądzikiem, jednak jej skóra nie była taka gładka, zwłaszcza gdy zbliżały się jej kobiece dni. Odwróciła się ponownie do zwierciadła, gdy dostrzegła znikającego za ścianą mężczyznę, który westchnął cicho, lecz bez trudu poszedł spełnić prośbę dziewczyny. Umalowała się w pośpiechu, nie chcąc tracić zbytnio czasu, wróciła do łazienki, nasuwając na siebie przyniesione przez siebie ubrania. Opuściła po chwili sypialnie, z torebką której skryła portfel oraz telefon. Schodząc po stopniach słyszała ciche poszczekiwanie Junki, która zdołała się obudzić ze snu. Dostrzegła ją stojącą nieopodal porzuconego na kanapie tableta, gdy zaczęła się bawić z jej partnerem.
        — Widzę, że miałeś się czymś zająć — powiedziała ze śmiechem, sięgając po swój czerwony termiczny kubek.
        — Przynajmniej twój pies jest bardziej nastawiony pozytywnie o poranku — wyjaśnił.
        — Daj spokój, Jay nie jest taki zły, on tylko chce rano z tobą pobiegać.
        — Tylko czemu mnie musi gryz, próbuje go tego oduczyć a ten swoje.
        — Idziesz ze mną? 
        Skinął głową w pełni uradowany jej propozycją, chwycił drugi z naczyń, chwytając kluczyki od samochodu. Zamykając za sobą drzwi mieszkania, dobiegł ją znajomy głos na korytarzu.
        — Julia zaczekaj!
        Odwróciła się przez ramię, dostrzegając podążająca ku nim Alice, ubraną w jasną garsonkę, jej chlubne upięcie włosów zdawało się nie przejmować niespodziewanym ruchem, przystanęli, jednak niemal po kilku sekundach znalazła się u jej boku.
        — Cześć skarbie — ucałowała ją w oba policzki, wtedy dostrzegając towarzyszącego jej muzyka — Hey Mike, szybko wróciliście — zauważyła.
        — Tak się złożyło Alice.
        Nie zliczyła jak często, widywała się z tą młodą kobietę, nie mówiła tu tylko o ich espadach na basen czy jogę, czy nawet siłowanie, raczej odkąd coraz częściej zaczęła się widywać, z jej bratem nie było dnia, gdyby jej nie wiedziała w jego towarzystwie. Nie miała temu nic przeciw, miała nadzieję, że i Chesterowi uda się stworzyć trwały związek tak jak jej i to nie miało nic wspólnego, z tym że im kibicuje, bo nie chciała przegrać tych trzystu dolarów z Rob’m. Pragnęła jego szczęścia, a widząc, że ich znajomość coraz bardziej się układa, uważała, że to może się udać i będą tworzyć szczęśliwą parę.
— Do pracy? — zagadnęła ją Adkins, gdy stali w windzie, która z zawrotną prędkością zmierzała w dół.
— Nie na szczęście mam dziś wolne, dzieciaki pojechały na jakiś obóz za miasto i mnie nie potrzebowali — wyjaśniła.
Pomimo że bardzo długo szukała tej pracy, niemal połowę grudnia spędziła na chodzeniu po wielu rozmowach klasyfikacyjnych, gdy traciła już nadzieje, odezwała się jedna z kobiet z poprzednich spotkań, gdzie w swojej desperacji złożyła dokumenty do pobliskiego sierocińca, że tam znajdzie prace jako pomoc kuchenna, jednak dyrektorka zaproponowała jej stanowisko asystentki opiekunek, przystała niemal od razu na tę ofertę, bo była już tak zmęczona marnymi poszukiwaniami, że obiecała, że weźmie wszystko, byle tylko starczało jej pieniędzy na utrzymanie się i owszem może stawka nie była wysoka, to po obliczeniach wiedziała, że będzie w stanie się utrzymać i dokonań zwykłych opłat, jednak na jakieś inne szaleństwa nie mogła sobie z pensji pozwolić, musiała się pocieszyć pieniędzmi zgromadzonymi z malowania prac na zamówienie czy tłumaczeń.
        — Jadę po kota, wspominałam ci o tym — rzekła do sąsiadki, gdy wysiedli z tego małego pomieszczenia.
        — Faktycznie, wpadnę po pracy, żeby zobaczyć te kruszynę, pójdę już, bo mam ważną konferencję z kontrahentami — wyjaśniła — Cześć wam! — krzyknęła, gdy oddała się do swojego auta.
        Pożegnali się z nią, a sama wyjęła z wnętrza torebki kluczyki samochodowe. Udało się jej kupić używany pojazd. Nie potrzebowała zbyt wiele, bo zazwyczaj jeździła motocyklem, jednak nie chciała przepuścić takiej oferty, tuż po powrocie z Sydney, Brad wspomniał, że jego kolega chce sprzedać samochód w dobrym stanie, gdy dopytała się o wszystko, co ją interesowało i po zapewnieniach mężczyzny, że nadaje się do jazdy skontaktowała się z właścicielem.
        Wsiadając do pojazdu rzuciła torebkę na tylne siedzenie, pomimo trzydrzwiowego układu nie stanowiło to dla niej trudności, wyjmując ówcześnie telefon. Odblokowała go odnajdując nawigacje. Wpisała podążany przez siebie adres, ustawiając telefon na zamontowanym uchwycie.
        — To będzie długa droga — odezwała się, gdy wyjechali za bramę.
        — Pora, gdy wszyscy, wyjeżdżając to pracy.
        — Nie dobijaj mnie skarbie — mruknęła cicho.
        Nie musiała czekać aż pojazd wypełniły pierwsze nuty Gangsta's Paradise. Długo musiała się przekonywać do wykonawców muzyki rap, owszem może wcześniej coś tam słuchała, jednak nie mogła się określić nawet jako słuchaczka skoro jedynym zespolem, jaki słuchała była formacja stworzona przez Shinodę, to on zaczął ją nakłaniać ją by zaczęła słuchać innych wykonawców takiej muzyki, teraz była ogromną fanką Eminema, choć to był wykonawca, którego sama zaczęła słuchać już planowała, by pojechać na zbliżający się koncert, chociaż artysta pracował nad kolejnym albumem wiedziała, że zrobi wszystko by być na jego występie.
        Przedzierając się przez uliczny zgiełk dotarli na jedno z osiedli domków jednorodzinnych gdzie prowadziła ją nawigacja, rozejrzała się z uwagą szukając poddanego przez właścicielkę numeru posiadłości, w końcu ją ujrzała niemal pod koniec ulicy. Podjechała tam stając na uboczu. Wyjmując kluczyki ze stacyjki spojrzała jak jej ukochany chwyta porzuconą na tylnym siedzeniu jej kopertówkę, uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, wsuwając kluczyki i telefon do środka. Opuściła pojazd ówcześnie go zamykając. Przeszli przez chodnik, ogród był niezwykle zadbany, piętrzące się przy wejściu palmy ozdobione były zwisającymi z nich lampkami, klomby kwiatów były niezwykle zadbany. Mieszkanie nie wyróżniało się na tle pozostałych domków. Stanęła przy drzwiach, naciskając dzwonek do drzwi. Odczekali chwile aż po drugiej stronie nie dobiegły ich ciche kroki, po chwili stała przed nimi kobieta, widziała przez delikatny materiał sukienki jej dobrze zarysowany brzuszek. Przyjrzała się jej z uwagą, spiety w niedbały blond włosy otulały jej nieco zarumienioną twarz, nie zauważyła jednak zbytniego makijażu, pomimo tego wyglądała na osobę niezwykle zadbaną i dbającą o swoją urodę.
        — Z kim mam przyjemnosć? — zapytała uprzejmie.
        — Pani Elisa Nort?
        — Tak — odparła spokojnie.
        — Nazywam się Julia Bennington, byłyśmy na dziś umówione w sprawie adopcji.
        Widziała jak na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech po lekkim zdumieniu, gestem dłoni zaprosiła ich do wewnątrz. Przeszła przez próg, należycie się z nią witając. Już w przejściu dobiegło do niej pomiaukiwanie kilku kociąt, co nie uszło jej uwadze.
        — Zapraszam za mną.
        Podążyli za właścicielką, która poprowadziła ich przez wąski korytarz, aż znaleźli się w przytulnym salonie, co pierwsze przykuwało wzrok to grupka małych kotów brytyjskich bawiących się na rozłożonych kocach na jasnej podłodze. Starsza kotka spoglądała na swoje młode czujnym wzrokiem, leżała na oparciu ciemnej kanapy, przyglądając się swoimi błękitnym oczami po swoich dzieciach.
        — Młode są pochodzą z ostatniego miodu, ich ojciec jest rodowitym kotem brytyjskim zupełnie jak ich matka — zaczęła opowiadać, a ona w skupieniu słuchała jej słów, ukradkiem spoglądając na jedną z kotek wylegującą się na kanapie.
        Mała była bardzo jasna jej futerko było niemal białe, oczka zdawały się błyszczeć najczystszym błękitem nieba co niezwykle ją ujęło, spoglądała na swoje rodzeństwo, gdy nagle wpadł na nią jej braciszek, jego czarna sierść kontrastowała na tle mebli, jednak co przykuło jej uwagę to jego zielone głębokie oczy, były naprawdę śliczne, rzadko widywała taką glebie oczu, jedyną osoba, która miała tak intensywny kolor oczu był Adrien jego oczy wyglądały niemal, jak tego malucha.
        — Wszystkie badania oraz szczepienia są już dokonane i zapisane w ich książeczkach — ponownie skupiła się na Elisie która kończyła opowiadać — Widząc po pani spojrzeniu już pani dokonała wyboru.
        — To jest widoczne? — zdumiała się. 
        — Tak — odparła podchodząc do dwójki kociętom, chwyciła kotkę na ręce ku niezadowoleniu jej braciszka — Nazywa się Cindy jest jedną z moich ulubionych kotek — mówiła głaszcząc ją palcem pod pyszczkiem.
        — Śliczna jest — zachwyciła się.
        — Chce pani ją potrzymać?
        Skinęła delikatnie głową, kobieta podała jej ostrożnie kotkę, która spojrzała podejrzliwie na dziewczynę jakby się obawiała, że ją skrzywdzi, jednak ona uśmiechnęła się ciepło, delikatnie przejeżdżając swoimi palcami po jej główce co ją uspokoiło. Zamiałaczała cicho, zadowolona, wtulając łepek w jej dłoń. Niespodziewanie poczuła mocne szarpnięcie w nogawce. Spojrzała w dół, dostrzegając tego samego kota, któremu się przed momentem przyglądała, uklękła przy nim wciąż trzymając małą na rękach.
        — A ten rozrabiaka jak się wabi? — zagadnęła.
        Nie wiedziała co zrobić, chociaż planowała zabrać ze sobą tylko jednego kota, nie mogła się oprzeć temu maluchowi, który zadowolony z małych pieszczot zamruczał przeciągle, zamykając swoje zielone oczka.
        — Mówi pani o nim, to Walter, jest z Cindy praktycznie nierozłączny — odparła właścicielka — Jednak jest bardziej żywiołowy i bardziej energiczny, jego siostra by bardziej przesiedziała, by całe dnie na kanapie.
        Nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał spokojna muzyka telefonu domowego, Elisa spojrzała przez ramię.
        — Przepraszam państwa muszę odebrać, spodziewam się telefonu od lekarza — powiedziała.
        Skinęli delikatnie głowami, kobieta opuściła pomieszczenie w momencie, gdy Mike ukucnął przy niej patrząc jak głaszcze jednego z kotów.
        — Którego zabierasz?
        — Trudna decyzja skarbie, najchętniej zabrałbym tę dwójkę — odparł, gdy Cindy ostrożnie zeskoczyła z jej ramion.
        — Jeśli jesteś pewna, że będziesz w stanie się nimi zająć i utrzymać zabrałbym je widać, że się już w nich zakochałaś.
        — Bardziej kocham cię — skradła mu delikatny pocałunek.
        Wyprostowała się w chwili, gdy do salonu wróciła kobieta, a na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, pokonała dzielącą ich odległość i spojrzała na nich:
        — Podjęła pani decyzje? — zapytała.
        — Tak. Zabieram Waltera i Cindy.
        — Znakomicie.
        Była to jej spontaniczna decyzja, którą podjęła i miała nadzieje, że nie będzie jej żałować. Dokonały wszelkich formalności, gdy przekazała jej wszelkie dokumenty, które mówiły, z jakiej hodowli pochodząc czy książeczki zdrowia tych maluchów. Ucieszyła się, gdy mogła je od razu ze sobą zabrać.
Droga powrotna okazała się krótsza niż się spodziewała, gdy nie musieli przeciskając się przez korki a maluchy zniosły podróż dość spokojnie. Zaparkowali na podziemnym parkingu, tym razem Mike’owi dała poprowadzić, gdyż sama chciała mieć oko na te kocięta. Wysiedli z pojazdu, w momencie, gdy Cindy zaczęła głośno miauczeć. Wyraźnie się przestraszyła, próbowała ja uspokoić jednak zwierzę za bardzo się rozżaliło, jej brat nawet się nie poruszył, gdy leżał w rogu klatki spoglądając przez kratkę wyraźnie zaciekawiony nowym otoczeniem.
        — Piękna pójdę kupić jakieś śniadanie a ty pokaż tym maluchom ich nowy dom.
        — Jesteś kochany — mruknęła, gdy pocałował ją krótko a sam wrócił do    pojazdu.
        Przeszła przez garaż wsiadając do otwartej windy wciskając guzik z ostatnim piętrem budynku. Sekundy trwały niemal jak minuty, gdy kotka w końcu znudzona uspokoiła się co przyjęła z zadowoleniem a ona spokojnie wyszła na korytarz na swoim piętrze. Odnalazła w torebkę klucze do mieszkania. Przekręciła zamek odblokowując je, gdy tylko pchnęła drzwi w przejściu stała Junka, która zaszczekała radośnie, co sprawiło, że Cindy ponownie się przestraszyła.
        — Junka spokojnie, zaraz dostaniesz jeść, najpierw poznasz swoich nowych przyjaciół — rzekła do psa.
        Widziała jak przekrzywia delikatnie łepek, po czym spokojnie poszła za nią, gdy zeszła z podwyższenia, ustawiając transporter na środku salonu. Zdjęła bluzę, rzucając ją na kanapę, po czym ostrożnie otworzyła klatkę. Chwyciła na kolana czającego się maltańczyka, nie chciała, by pies jeszcze bardziej przestraszył nowych lokatorów. Patrzyła jak Walter wychyla główkę za klatki rozglądając się z ciekawością po nowym pomieszczeniu, dostrzegła jak Junka unosi spojrzenie spoglądając na nią, podrapała ją pod pyszczkiem, uśmiechając się zachęcająco do Cindy, jej brat już zdążył wyjść i zaczął zwiedzać swoje nowe terytorium. Kotka w końcu się przełamała i wychyliła przednie łapy, opuszczając transport. Z ostrożnością zaczęła spacerować wokół niej, a ona usiadła wygodnie po turecku, pozwalając Junce wydostać się z jej objęć, jednak przysiadła tuż obok jej stóp na tylnych łapach spoglądając z rozwagą na nowych lokatorów.
        — Teraz będą się z tobą bawić — odezwała się do psa, który zerknął na nią — Będziesz się musiała dzielić zabawkami — dodała.
        Zaszczekała radośnie merdając ogonkiem. Junka była bardzo towarzyska i miała nadzieje, że polubi się z jej nowymi przyjaciółmi i nie będzie między jej zwierzakami dochodzić do starć. Nie zdawała sobie sprawę z upływającego czasu, gdy usłyszała jak drzwi otwierają się. Spodziewała się kto to może być tylko jej brat i Mike wchodzą do niej bez pukania więc nie była zdumiona jak za barierką dostrzegła swojego ukochanego z tekturową paczką w dłoni.
        — I jak zwiedzanie? — zagadnął, gdy przysiadł obok niej na podłodze spoglądając jak Walter próbuje wdrapać się na półkę z płytami, jednak poniósł klęskę, niezadowolony odszedł z wysoko uniesionym ogonem.
        — Jak widzisz dobrze, nawet Cindy chętniej zaczęła się przechadzać — wskazała na kotkę, która próbowała wdrapać się na niski parapet.
        Odebrała od niego jedną z kanapę, przyjemny zapach kanapki z kurczakiem uderzył jej nozdrza. Uwielbiała czasami kupować te zapiekane bagietki z pobliskiego sklepu, gdy kompletnie nie miała ochoty czegokolwiek ugotować, robiła to jedynie w chwilach, gdy się śpieszyła lub nie miała ochoty iść do sklepu.
        Patrzyli jak Walter niepewnie zbliża się do leżącej przy nich suczki, która z uwagą mu się przyglądała. Podniosła się w momencie, gdy kotek trącił ją łapką, szczeknęła na niego jednak ten nawet się nie przestraszył, patrzyła zdumiona jak wdali się w swoją małą zabawkę. Zerknęła na siedzącego przy niej ukochanego z zaskoczeniem na twarzy.
        — Nie spodziewałam się, że polubią się tak szybko — odezwała się, gdy Cindy zaczęła wdrapywać się na jej kolana.
        — Pierwsze koty za płoty — zaśmiał się Shinoda.
        Cały poranek spędzili na spoglądaniu na kocięta, który zaczęły adoptować się z nowym miejscem, Mike wyszedł tylko na pół godziny, gdyż musiał wrócić po Jaya, którego na czas wyjazdu zostawił u sąsiadki. Wrócił z nim nie chcąc zostawiać go samego w domu.


✰✰✰


Delikatne sprostowanie: 

Tworząc wątek z Cindy i Walterem pisałam całe zdarzenie rok temu dokładnie rok temu, przez co nie miałam pojęcia, że zdarzy się taka sytuacja, że wybuchnie pandemia, nas zamkną a co za tym idzie Mike zdecyduje się na stremowanie i tak delikatnie uchyli prywatnego rąbka tajemnicy. Gdzieś wyczytałam w Internetach z parę lat temu, że jest alergikiem co potwierdził i wydarzenia rozgrywające się w Rebel w studiu właśnie skłoniły mnie by i w opowiadaniu był alergikiem jednak zdradził też, że jest uczulony na kocią sierść więc proszę nie krzyczcie na mnie jeśli jesteście świadomi, że Mike jest uczulony na kocią sierść a w tym opowiadaniu zamiesiłam, że Julia przygarnęła dwójkę kotów. Zwyczajnie po prostu tego nie wiedziałam i po prostu potraktujcie to z przymrużeniem oka. 

Dobra przyznaj się nie było dość długo rozdziałów: ale muszę przyznać, że ostatnio weekendy mam wciąż zajęte. Uwierzcie mi nie mam zwyczajnie czasu, by usiąść i poprawić rozdział albo jestem na tyle wykończona, że nie mam siły nawet myśleć. Postanawiam się poprawić i obiecuje, że będę starać się być na punktualna. 

Kurde za tydzień będę wam wstawiała rozdział w dzień publikacji Miraculous. Oh czuje, że będę wtedy nieźle podjadana.

Aha i jeszcze jedno: Mike nie rządzi w tym związku to Julia w tym związku jest górą więc nie krzyczcie, że ten na nią się zezłościł, bo zazwyczaj to ona jest górą w tym związku no może poza łózkiem, bo tam jest na odwrót. 

Życzę miłego wieczorku.

No comments:

Post a Comment