Saturday, September 26, 2020

II 26 — MŁODE WILKI

        — Gdzie ja to zostawiłam — mruczała do siebie.
        Rzuciła niedbale za siebie trzymaną przez siebie bluzeczkę. Siedziała pośrodku rozrzuconych wokół siebie upranych ubrań, które czekały na nią od rana, by się nimi zajęła, a ona z namiętnością przeszukiwała małą stertę wielokolorowych ciuchów, próbując doszukać się swojego kombinezonu. Nawet nie spoglądała na zegarek, bo miała tę świadomość, że jest już spóźniona na spotkanie, a po stroju nie było śladu, praktycznie całą garderobę wywróciła do góry nogami, próbując odnaleźć to jeden ciuch. Warknęła cicho, gdy w jej dłonie wpadła koronkowa bielizna, rzuciła ją za siebie z niesmakiem malującym się w jej jasnych oczach.
        Trafiła już powoli nadzieje, że uda się jej go znaleźć, chciała już sobie odpuścić i ubrań się w swój ulubiony komplet skórzany, gdy dostrzegła pod jedną z par dopasowanych spodni, czarno — biały kołnierzyk. Sięgnęła po niego, wyjmując spod stosu barwnej zawartości garderoby. Uniosła się bez trudu, stając na prostych nogach, kostium zwisał z jej nóg, aż po jasne wykończenie paneli podłogowych. Położyła go na pobliskiej pufie, przedostając się przez mały tor przeszkód, spojrzała przez ramię na rozrzucone ubranie, obiecując sobie, że gdy wróci zajmie. Nie znosiła niepotrzebnego nie porządku, a patrząc na to, co narobiła w garderobie, aż ją ściskało. Uwielbiała mieć wszystko na swoim miejscu, pomimo że mieszkała sama, zawsze starła się dbać o mieszkanie, by wyglądało schludnie i nie było dostrzegalne, że dom zamieszkuje trójka futrzaków, co czasami było naprawdę trudne.
        Jej nowi pupile szybko odnaleźli się w nowym miejscu, już pierwszego dnia chętniej zwiedzili resztę jej mieszkania, ku zaskoczeniu jej i Michaela. Spodziewała się, że kotka będzie potrzebować znacznie więcej czasu na zaadoptowanie się nowych okoliczności, jednak po drobnych pieszczotach, chętniej dotrzymała towarzystwa bratu, który zaczął zaznajamiać się z maltańczykiem. Co ją niebywale ucieszyło to, że jej zwierzaki w tak pozytywny sposób przyjęły swoje towarzystwo i niezwykle się polubiły.
        Nie mogła jednak ukryć tego, że jej również przypadło niezwykle do gustu towarzystwo Cindy i Waltera już nie jednokrotnie zdarzało się, że maluchy sypiały wraz z nią, gdy Mike nie zostawał u niej na noc. Często, gdy się budziła znajdywała kotkę, śpiącą opartą o jej głowę i jej brata rozłożonego między jej nogami. Junka, która również uwielbiała się przy niej wylegiwać, często leżała na drugiej poduszce wtulając pyszczek do pobliskiej poduszki. Mogła śmiało powiedzieć, że nie była tutaj samotna nawet w momentach, gdy nie spotykała się z ukochanym te futrzakidawały jej tyle radości, że nie wyobrażała sobie życia bez tej małej zgrai rozrabiaków.
        Chwyciła skraj swojej koszuli nocnej, którą miała na sobie, przeciągając ją przez głowę. Zdecydowanie dziś miała naprawdę udane popołudnie. Po powrocie z pracy podjechała do pobliskiego marketu, gdy zauważyła, że potrzebowała dokupić kilka produktów spożywczych i wcale nie było to wymówka, by zaopatrzyła się w kilka produktów do pieczenia ciastek i mufinek. Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś sobie upiekła jakieś łakocie, więc wykorzystała fakt, że wypuścili ją dziś z sierocińca wcześniej i wykorzystała to zrobienia, jak i tych smacznych smakołyków, a także obiadu na kolejne dni. Pomimo że nie znosiła gotowania i przebywania w kuchni, dłużej niż pięć minut nie chciała wciąż jeść śmieciowego jedzenia. Nawet gdy czuła się okropnie zmęczona po ciężkim dniu, wolała posiedzieć tę kilka minut dłużej w kuchni i przygotować coś treściwego, nawet jeśli na zegarze już dawno wybiła północ. 
        Weszła ostrożnie do kombinezonu, naciągając go wolno na swoje ciało. Chwytając zamek jego zamek błyskawiczny, przyciągnęła go w górę, podchodząc do toaletki. Przyjrzała się swojemu lustrzanemu odbiciu, widząc w tafli swoją lekko obaloną twarz, które pomimo lekkiej opalenizny nie miała na sobie ani grama niepotrzebnego makijażu. Podsunęła do siebie jedno z pudełek, gdzie skrywała swoje wsuwki i wszelkie dodatki do włosów. Przerzucając barwne gumki czy spinki, w końcu odnalazła ciemną prostą wsuwkę. Wiążąc włosy w wysokiego koka, patrzyła, jak opadając delikatną falą na jej ramię.
        Poprawiła kołnierzyk stroju, przeglądając się po raz ostatni w pobliskim ogromnym lustrze. Nie wyglądała wcale źle, jednak zaczęła jej doskwierać brak wylewania z siebie siódmych potów na siłowni, nie była na żadnych zajęciach już od tygodnia i nie chciała wychodzić z formy. Alice za każdego dnia, gdy miały wspólne wyjścia na jogę czy basen namawiała ją, by się rozerwała, jednak znowu skupiła się, by spędzić ostatnie chwile z Marinette i Seleną, które wkrótce wracają na studia, jednocześnie przygotowała kilka obrazów na zamówienie, musiała iść na ten cholerne ćwiczenia, bo pomimo że była aktywna fizycznie, brakowało jej tych sportów.
        Opuszczając swoją garderobę, przeszła przez próg sypialni, zerknęła na łóżko, gdzie rozłożyły się jej zwierzaki, patrzyła na ich przymknięte oczy i nieco im zazdrościła. Gdyby nie była umówiona na jazdy, zdecydowanie nie wychodziła, by z łóżka, jednym pocieszeniem było, że rozpoczął się weekend, który zamierzała spędzić na oglądaniu serialu i może zaproszenia Mike’a na randkę i możliwej imprezie z dziewczętami, chciała je zaprosić, zanim wyjadą i zorganizować typową babską noc, którą ostatnio przeżyły pod koniec swojej nauki w liceum, może i były dorosłe, jednak to im zabroni powygłupiać się czy poplotkować na temat znajomych z klasy przy dobrym winie i w piżamach.
Schodząc po stopniach apartamentu, dostrzegła oświetlony bocznymi światłami salon zawalony zabawki dla zwierząt, zdecydowanie musiała posprzątać w mieszkaniu, po dzisiejszych harcach z futrzakami o ile nie musiała się zajmować domem, gdy mieszkała z bratem, bo gosposia dbała o jego mieszkanie tym razem musiała sobie radzić sama. Schyliła się, chwytając porzucone na stole kluczyki motocyklowe, nawet nie próbowała teraz liczyć, ile miała pęków kluczyków w mieszkaniu oznaczenia, które przy nich zrobiła, okazały się niezwykle mocne, co nie raz ją uratowało.
        Wahała się, przez moment spoglądając na trzymany w swojej dłoni telefon czy rzeczywiście go zabrać. Odłożyła go po chwili z przekonaniem, że jej się nie przyda. Wychodząc z mieszkania, wsunęła klucz do zamka, przekraczając go. Jeśli sądziła, że uda się jej przejść spokojnie do garażu myliła się, gdy na korytarzu dojrzała zmierzającą ku niej starszą kobietę pomimo wieku ubrana była niezwykle gustowanie, żakiecik idealnie pasował do założonej przez nią spodni w kartkę. Z cichym jękiem rozpaczy spojrzała w jej głębokie piwne oczy.
        — Dobrze, że panią widzę — zaczęła oskarżycielskim głosem.
        — O co chodzi? Proszę się, pośpieszyć jestem umówiona — westchnęła, nie chcąc mieć zbytnio kontaktu z sąsiadką, która wiecznie utrudnia jej życie.
        — Nie życzę sobie by pani koty łaziły po klatce jak jakieś przybłędy innym razem zadzwonię do schroniska, jeśli jeszcze raz zobaczę je pod swoimi drzwiami.
        — Panno Mery, tłumaczyłam pani, że to nie moje zwierzęta ani Cindy, ani Walter nie lubią wychodzić z mieszkania, jednocześnie są jeszcze małymi kociętami i jeszcze trudność sprawia im wychodzenie po schodach, zapewne koty, o który pani mówi ,należą do pani Amandy, u mnie też się pojawiały. Proszę mi wybaczyć, ale jestem już spóźniona! 
        Ominęła ją, nawet nie spoglądając, jak jej natrętna sąsiadka zaniemówiła, wciskając guzik, słyszała jej ciche powarkiwania. Odkąd przeprowadziła się na to osiedle, ta kobieta z radością zaczęła jej uprzykrzać życie, czepiając się nawet o najmniejsze drobnostki, Alice jednak już wcześniej ja uprzedziła przed nią, pomimo ze z początku potraktowała jej uwagi pobłażliwie, dopiero po spotkaniu twarzą w twarz zrozumiała, co miała na myśli. Złośliwość tej sąsiadki nie zna granic. Z tego, co udało się jej dowiedzieć kobieta, była żoną jakieś bankiera, małżeństwo nie posiadało własnych dzieci, o ile jej mąż należał do osób o łagodnym usposobieniu, to nie mogła powiedzieć tego o jego współmałżonce. Chciała żyć z sąsiadami w zgodzie, nawet z nią jednak czasami szczerze w to wątpiła.
         Drzwi rozsunęły się przed nią, poprawiła zsuwający się z jej ramienia kask, wychodząc na tak znany podziemny parking. Idąc wolnym krokiem, wsunęła na swoje spięte włosy dopasowany do stroju kask, widziała w oddali swój motocykl zaparkowany obok samochodu. Stanęła przed ścigaczem, zapinając te cholerne uchwyty pod brodą, przekładając stopę nad siedzeniem, wsunęła do stacyjki kluczyk.
        Opalając silnik pojazdu, a jej zmysły zaatakowało ciche mruczenie dwukołowca, uśmiechnęła się delikatnie, wyprowadzając go miejsca parkingowego. Skupiona opuściła podziemny garaż, wyjeżdżając na oświetlone jasnym światłem osiedlowych lamp rondo, przejeżdżając przez niego, wyjechała na drogę prowadzące ku metalowej branie. Zatrzymała się, przy wjeździe pokazując ochraniaczowi, by ją wypuścił. Staruszek uśmiechnął się miło, po chwili oliwna krata zaczęła powoli się otwierać. Nie czekając dłużej, przejechała przez małą szparę, od razu skręcając w lewo. Nie zamierzała się tłuc przez całe miasto, by dojechać na stary stadion, zdecydowanie wolała skrót, który odnalazła przez czysty przypadek może i droga była nieco wyboista, ale jej motor wytrzymywał te nierówności.
        Mknęła przez boczne uliczki metropolii w blasku błyszczących na ciemnym niebie gwiazd. Co chwila na jej wiotką sylwetkę padły snopy ulicznych świateł. Kochała Los Angeles nocą, chociaż to miasto miała w sobie urok, to jej obraz nie był tak wspaniały, jak mogło, by się wydawać, wszystko przez bezdomnych, który koczowali na ulicach, na jej szczęście do tej pory mieszkała w dzielnicach, które na to sobie nie pozwalało, trochę przykre jednak nic nie jest wyciągnięte niczym z najpiękniejszego obrazu, każde miasto miała jakieś minuty, a taka metropolia jak miasto aniołów miała zdecydowanie. Jednak nie narzekała, cieszyła się, że przynajmniej ona miała dach na głową, zapewne w innych okolicznościach po wyjściu z domu dziecka trafiła, by pod most, gdyby nie sprzyjające ją okoliczności.
Wjechała na jedną z polnych dróg, które prowadziły na tor, nie raz jeździła na tych drużkach, z pozostałymi szlifując swoje umiejętności na nie równym podłożu, wyjeżdżając za dość gęsto zalesionej drogi, patrzyła jak w oddali wyłaniają się znajome ledowe lampy stadionu i głośny szum kółek motorów oraz wyraźny ryk silnika. Przejechała przez jedno z wielu przejść, stając na asfaltowanej drodze. Stanęła na jednej nodze, gdy przed jej nosem przemknęła dwoje monocyklów, przejechała ostatni kawałek, dostrzegając na drugim krańcu stadionu swoich znajomych. Zatrzymała się nieopodal spoglądając na rozgadanego Dragona z Owen’m i Derek’m.
        — Fire wreszcie jesteś — westchnął pierwszy z nich — Co tak długo?
        — Nie mogłam znaleźć cholernego kombinezonu — zirytowała się — Poza tym znowu mnie zaczepiła mnie ta złośliwa sąsiadka — mruknęła.
        Zgasiła maszynę, chwyciła kask, wolno zsuwając go ze swoich włosów. Zbliżyła się do chłopaków w momencie, gdy przemknęło obok niej fioletowe suzuki Eleny, stanęła przy boku Dragona, spoglądając na dwójkę ścigających się motocyklistów.
        — Która z nich zwycięża? — zagadnęła, szturchając w bok nieco nieobecnego Mike’a.
        — Ivy — odezwał się Rick, który niespodziewanie stanął za nią.
        Drgnęła lekko przestraszona, posłała mu nieco zirytowane spojrzenie, jednak bardziej skupiła się na lekko nieprzytomne spojrzenie, co ją nieco zaniepokoiło, może chłopak miał nieco denerwujący charakter, ale to z Dragonem najlepiej jej się dogadywało. Poczuła ukłucie żalu, gdy patrzył na nią nieco zbolałym uśmiechem, co jeszcze bardziej ją utwierdziło w przekonaniu, że coś nie gra.
        — Co jest Dragon? — spytała zmartwiona.
        — Nie ważne — odparł z niechęcią.
        Nie zwracając uwagi na towarzystwo znajomych, zniknął za bramą pobliskiego wejścia na tor, co dało jej do myślenia. Coś z tym chłopakiem jest nie tak. Chwyciła za ramię stojącego za nią Ricka, pociągnęła za sobą, chcąc porozmawiać na osobności, miała nadzieje, że jego straszy brat, będzie wiedzieć, co się wydarzyło i w jakiś sposób będzie mogła pomóc chłopakowi.
        — Rocky co jest z twoim bratem, jest jakiś nieswój.
        Widziała, jak chłopak wzdycha ciężko, skrywają wewnątrz jednej z kieszeni kurtki swój telefon, na którym niedawno coś odczytywał. Patrzyła, jak pokręcił delikatnie głową, zanim odpowiedział, skrzyżował dłonie na dość potężnej klacie, wpatrując się w jej intensywne oczy.
        — Zwolnili go z pracy — powiedział z niesmakiem.
        — Dlaczego? — pytała zszokowana.
     — Zarzucili mu, że wyniósł poza granice firmy jakieś ważne dokumenty odnośnie ostatniego przetargu. Miało dziś dojść do podpisania umowy między jego szefem a kontrach enem, niestety teczka z ważnymi ustaleniami przepadała i została zrzucona wina na niego, ponieważ ostatnio on trzymał te dokumenty. 
        — To jakiś absurd. Dragon by tego nie zrobił! — wściekła się.
        Młodszy z braci Scott tuż po otrzymaniu licencjatu z dziedziny robotyki złożył swoje dokumenty do firm zajmujących się nowymi technologiami, udało mu się nawet otrzymać wysokie stanowisko w placówce, co go niezwykle ucieszyło, z tego, co słyszała od dziecka, miał smykałkę tworzenia tych maszyn, pomimo że zamierzał uczęszczać na studia magisterskie, chciał nieco sobie dorobić do stypendium, nie jednokrotnie jej opowiadał o swojej pracy i widziała, że go naprawdę cieszyła i czerpał z niej przyjemność, słowa jego brata były dla niej zaskoczeniem. Owszem znała się z nim stosunkowo krótko, ale nie wierzyła, że mógłby się posunąć do fałszerstwa.
        — Julio ta sprawa jest świeża, rozpoczęto postępowanie w firmę, które ma dowieść jego winy!
        — Idę z nim pogadać, jakoś trudno mi w to uwierzyć.
        Słyszała jego pomruk zgody, odwróciła się przez ramię, podążając za przyjacielem, wychodząc za stadion, ujrzała go stojącego opartego o pobliskie drzewo, jego mina nie wskazywała nic dobrego, z obojętności przerodziło się w gniew. Niemal biegiem pokonała dzielącą ich odległość, stanęła przed nim, mierząc go spojrzeniem swoich jasnych oczu.
        — Miałeś nie palić! — mruknęła wściekle.
        Chwyciła zaciśnięte między palcami chłopaka papierosa, wyrzucając na kamienie, przydeptała go butem, gasząc niedopałek.
        — Gadałam z moim bratem — burknął.
        — Tak, a czego się spodziewałeś, że ci odpuszczę. Może znam cię krótko, ale nie zamierzam przechodzić obojętnie wokół twoich problemów. Wyjaśnisz mi, o co chodziło z tym przetargiem?
        — Długa historia Fire nie jest to odpowiednia chwila na takie rozmowy, przyszedłem tutaj się rozluźnić i nie myśleć o tym, co się wydarzyło.
        Jego dalsze słowa zostały nagle przerwane, a do jej zmysłów przedarł się głośny ryk silnika. Z cichym westchnieniem spojrzała za siebie, rozpoznając to charakterystyczny dźwięk maszyny, jak mogła się mylić co do właściciela tego dwukołowca. Niemal przed jej stopami zatrzymała się czerwony maska harleya, a ona nawet nie musiała spoglądać na siedzącego za motorem mężczyznę, by wiedzieć kto przed nią stoi.
        — Kogo my tu mamy — zacmokał, obdarzając ją niepochlebnym spojrzeniem — Moja ulubiona koleżanka.
        — A sądziłam, że będzie to miły wieczór, gdy nie będę musiała spoglądać na twój krzywą mordę — warknęła wściekle.
        Oparła dłonie na swoim biuście, nie miała chęci patrzenia na tego chłopaka, nie znosiła jego zarozumialstwa i tej cholernej pychy, którą się oznaczał, doprowadzał ją niemal do furii, gdy musiała się z nim widzieć.
        — Grzeczniej laska, bo zaraz ukrócę ci ten parszywy język.
        Prychnęła z politowaniem, słysząc jego uwagę.
        — Umówmy się Tobias, jeśli kogoś chcesz tu nazwać egoistą, to lepiej zerknij na siebie. Jesteś skurwielem gorszym od mojego byłego, nie wybacz, oboje jesteście tak samo żałości.
        Malująca się na jego twarzy wściekłość jeszcze bardziej wprawiła ją w dobry nastrój. Może porównując, swojego rywala ze swoim byłym lekko przesadziła, bo Kent był znacznie gorszy, jednak miała dość, jego ciągłych uwag na swój temat wciąż podburzał jej autorytet i dobre imię co tu nie mówić o jeździe na motorze, z czego jawnie szydził.
        — Widzę cię za dwie minuty na torze z tym twoim żałosnym Kawasaki.
        — Chętnie podniosę tę rękawicę, jednak uprzedzam, znowu będziesz lizać beton!
        Bawiło ją zachowanie Tobiasa, gdy za każdym razem wyzywał ją na pojedynek, pragnęła się śmiać w głos, gdy starał się ja zmierzyć na torze. Od chwili ich konfliktu stała jeszcze bardziej zawzięta, by doskonalić swoje umiejętności tylko po to, by pokazać mu, że pomimo że zaczęła od niedawna, jeździć nie jest wcale taka słaba, jak na nią spoglądał, co mu się wyraźnie nie podobało.
        Patrzyła z pobłażliwym uśmieszkiem, jak jego karoseria znika za bramami stadionu, a ona z mogła tylko spojrzeć na stojącego przy niej Dragona, który pomimo problemów nie mógł powstrzymać lekkiego rozbawienia na swoich lekko otwartych ustach. Nie odezwali się do siebie słowem, gdy przeszli po nieco zniszczonym bruku wiodącym na tor dawnych wyścigów samochodowych. Wychylając się za ścianki, dostrzegła grupkę motocyklistów żywo ze sobą rozmawiających, nie umknął jej spojrzeniu Tobias, który oparty o kierownice swojego motoru patrzył wyczekująco w wejście nad trybunami.
        Pozostawiając Dragona przy już dawno wywarzonych drzwiach na torowisko, wyjęła z wnętrza jednej z kieszeni swoje kluczyki. Widząc ja przechodzącą obok nich znajomy spojrzeli na Foxa, po czym zerknęli na nią, gdy wsiadała na swój motor, odpalając silnik jednośladu. Widzieli, co się szykuje i wcale ich to nie zdumiało, gdy ich znajoma zatrzymała się przed Tobiasem, zakładając swój kask.
        — Dwa okrążenia wokół stadionu, kto przegra, raz na zawsze wylatuje z grupy.
        — Tobias to nie jest uczciwe! — zagrzmiał Owen, który w grupie był najrozsądniejszy.
        Stanął pomiędzy dwojgiem motocyklistów, spoglądając to na jednego to na drugiego, chcąc, nieco załagodzić konflikt jednak z ich oczu ciskały gromu. Miała już dość ciągłego rządzenia się tego mężczyzny i miała ogromną chęć skopać mu tyłek. 
        — Nikt ze stąd nie wyleci, o ile nie złamiecie ktoś zasad, więc przestań z tymi durnymi porachunkami! — zaczął krzyczeć — Fire dołączyła do nas, tak jak każdy nie zamierzam jej ani ciebie stąd wywalać, czy się zrozumieliśmy? Jeśli dalej będziesz doprowadzać do dalszych konfliktów, rzeczywiście doprowadzę tego, by się tutaj nie pokazywał.
        — Owen stajesz, po jest stronie, bo znalazła sobie takich tych dwóch frajerów jak Dragon i Rocky, omotała ich, więc chętnie ją wciągnęli do naszej grupy. To zwykła szmata! — wrzasnął.
        Zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy, słysząc kolejną obelgę, może i wcześniej tylko podkopywał i żywnie śmiał się z jej umiejętności, czy jazdy to do tej pory nigdy nie posunął się aż do takich obelg. Mimowolnie poczuła skurcz w sercu, mogla znosić wiele przekleństw jednak zawsze sprawiał jej ból takie wyzwiska, które wprost porównywały ja do pań lekkich obyczajów. Z godnością powstrzymała cisnące się do jej oczu łzy.
        Nawet słowem się nie odezwała, wykręciła maszynę. Nie zważając na nikogo, odjechała z piskiem opon. Przejechała przez bramę, którą wjechała, pomknęła na kamienistą drogę, nawet nie słysząc nawoływań Dragona i Dereka. Jechała z zawrotną prędkością, nie spoglądając za siebie, zwolniła w momencie, gdy wjechała na asfaltowaną drogę. Pomimo że kpiła ze zdenerwowania, wolała uniknąć wypadku spowodowane przez nadmiar złych emocji, chciała jeszcze pożyć a jakiś złamas i jego kąśliwe uwagi nie doprowadzą by umyślnie lub nie się zabiła.
Nie wiedziała, dokąd miała pojechać, nie chciała jeszcze wracać do domu, a nagła potrzeba wygadania się była ogromna, skręciła w jedną z uliczek, prowadzących do jej osiedla domków gdzie wcześniej mieszkała. Przedzierając się przez ulice, dotarła w końcu na podjazd domu swojego brata. Zaparkowała pojazd, wyłączając silnik, jednak z niego nie wsiadła. Przez moment wahała się, czy dobrze robi, jest w końcu środek nocy i zapewne starszy Bennington już dawno śpi, westchnęła cicho, przekładając nogę nad siedzeniem. Wyjęła ze stacyjki kluczyki, pomimo jakie wątpliwości nią targały, musiała z kimś pogadać, a wolała oszczędzić większych zmartwień Michaelowi, który wciąż nie mógł dostrzec pozytywów w jej zamiłowaniu do motorów. Nie sprzeczała się z nim, już o to jednak unikali tego tematu. Jej brat miał zupełnie inne zdanie, sam był zafascynowany sportami ekstremalnymi, więc bardzo ją wspierał przy jej nowej pasji.
        Stanęła przy drzwiach, dzwoniąc do drzwi, czekała aż jej otworzy. Długo nie musiała czekać, gdy po drugiej stornie usłyszała ciche kroki a po chwili szczęk otwierającego się zamka w drzwiach. Widziała, jak ciemno skrzydło otwiera się i stanął w nich zaspany mężczyzna.
        — Młoda co tu robisz, wiesz, która jest godzina? — pytał, gdy bez zaproszenia weszła do środka.
        — Wiem — warknęła wściekle — Dochodzi trzecia w nocy!
        Przeszła przez lekko rozświetlony korytarz, światła w całym domu były przygaszone, zeszła po dwustopniowym podwyższeniu w pokoju dziennym, podeszła do kanapy i z niemrawą miną opadła na nią.
        — Co chcesz do picia? — spytał bez ogródek.
        Spodziewał się, że ta rozmowa będzie należeć do bardzo długich, nie często widywał Julie w takim stanie, raczej był to pierwszy raz, gdy pojawiła się u niego w środku nocny, niemal kpiąc ze złości i zdenerwowania, co jednak przykuło jego uwagę to kombinezon, który miała na sobie. Owszem wiedział, że dość często jeździła w nocy na tor i nie powinno być to dla niego zdziwieniem. Jednak jak dobrze pamiętał, nie wracała z tych wypadów, wcześniej niż nad ranem.
        — Najlepiej coś mocnego — odparła wciąż podniesionym głosem.
        Starła się opanować, jednak miała wrażenie, że całe jej ciało dygocze, z furii, która ją ogarnęła. Nie szczędziła przekleństwo na swojego rywala, który zachował się jak ostatni skończony gbur i prostak.
        — Młoda co jest? — spytał, wręczając w jej dłonie szklankę wypełnioną brunatnym napojem. 
        Uchwyciła między palce zdobione szkło wypełnione do połowy whisky, przyłożyła ją do ust i niemal duszkiem wypiła całą jego zawartość. Nawet się nie skrzywila, gdy poczuła nieprzyjemne pieczenie w krtani. Wiedziała, że teraz czeka ją noc u brata jednak to było mało istotne musiała odreagować. Odstawiła na stolik szklankę, opierając dłonie na kolanach.
        — Tobias mnie wkurwia — mruknęła w końcu.
        — O co tym razem się posprzeczaliście? — pytał.
        Ponownie wypełnił jej szklankę brunatną substancją. Wiedział o jej konflikcie z tym chłopakiem od samego początku. Julia podczas jednej z ich rozmów wygadała mu się na temat sporów z Fox’m. Mówiła, że woli by Mike nie wiedział o jej zainteresowaniu wyścigami, jednak w ciągu ostatnich dni dowiedział się, że przyjaciel poznał sekret jego siostry, więc już nie miało sensu przed nim to ukrywać.
        — O co pytasz? Zachował się jak ostatni skurwysyn. Mogę wszystko zrozumieć, podważać moje umiejętności, ale to była już lekka przesada, by wyzywać mnie od prostytutek — niemal wrzasnęła, lecz w porę się opamiętała przypominając sobie o obecności Aniki w domu.
        — Nikt z tym nic nie zrobił?
        — Szczerze nie mam pojęcia — odparła, chwytając szkło — Pojechałam od razu po jego obelgach. Miałam dość wysłuchiwania, jaka to jestem zła, że wpasowałam się do ich grupy.
        — Chyba mi nie powiesz, że zrezygnujesz.
        Patrzyła, jak opiera się o krawędź stoliku, krzyżując dłonie na torsie. Ponownie przyłożyła do lekko warg szklankę, przechyliła ją, wlewając do swojego gardła, jej niemal jej całą zawartość.
        — Nawet nie zamierzam! — odstawiła ostrożnie ponownie szkło na ciemny blat, podniosła się z siedzenia, spoglądając na brata — Wrócę na tor i pokaże mu, co to znaczy ze mną zadzierać.
        — Nie próbuj się nigdzie wybierać — ostrzegł ją, zanim mogła się nawet ruszyć — Zostajesz dzisiaj u mnie na noc, nie wypuszczę cię po alkoholu na motor. Zapomnij.
        Spojrzała na niego, jednak nie zamierzała się z nim wspierać, sama nie miała zamiaru wracać i zacząć prowadzić w stanie upicia. Była rozsądną osobą i wiedziała, kiedy może wsiąść ponownie na dwukołowiec.
        — Twoja sypialnia nadal jest wolna. W garderobie zostawiłaś jakieś szorty, podkoszulek ci sam pożyczę.
        — Dzięki braciszku. Na ciebie to zawsze mogę liczyć — uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
        — Po to tu jestem młoda — odparł spokojnie.
        Podążyła za nim na nim, gdy wspinał się na wyższe piętro jej dawnego domu, weszła na korytarz, który przywiódł na myśl jej wiele wspomnień z chwil, gdy jeszcze tu mieszkała. Wspólne porachunki z Chester’m wygłupy z dziewczynami, cały jej szkolny okres, gdy brat za każdym razem musiał ja budzić, gdy nie chciała wstawać. Mimo że zaledwie od niemal trzech miesięcy mieszkała sama, czasami tęskniła za tymi radosnymi chwilami.
        Wchodząc w progi swojego dawnego pokoju, poczuła jak jej serce, wypełnia się momentami wielu trosk, radości czy szczęścia, które przeżyła w tych czterech ścianach, nie ukrywała, uwielbiała to miejsce, jak nic innego, ta sypialnia kiedyś była jej królestwem, teraz jest tylko ostoją wspomnień sprzed paru miesięcy. Nie zdążyła pomyśleć, gdy w drzwiach pojawił się wokalista, niosąc jeden ze swoich złożonych w pół podkoszulków.
        — Trzymaj się, nie muszę ci mówić, gdzie jest łazienka — powiedział z delikatnym uśmiech.
        Rozbawiona pokręciła jedynie przeczącą głową, widząc jednak jak piosenkarz, wychodzi, zatrzymała go.
        — Chester mogę mieć jeszcze jedną prośbę? — zapytała.
        — Nie musisz pytać.
        — Możesz napisać do Mike’a, by nie przychodził do mnie rano i nie dzwonił — widząc jego nieco zdumione spojrzenie, pośpieszyła z wyjaśnieniami — Zostawiłam telefon w mieszkaniu, sądziłam, że mi się nie przyda i wrócę z wyścigów normalnie.
        — Pewnie.
    Nawet nie zdążyła mu podziękować, szybko opuścił pokój, jedyne, o czym marząc to o spokojnym śnie. Westchnęła cicho, przechodząc przez niemal pusty pokój, uchylając drzwi garderoby, dostrzegła swoją torbę, którą zostawiła tutaj podczas ostatnich świąt, gdy uznała, że woli zostać u brata i przenocować. Otwierając ją, wyszla za lekko uchylonych drzwi układając ją na krawędzi łóżka. Rozsunęła ją do końca, dostrzegając w środku swoją kosmetyczkę oraz z paroma ubraniami. Nie miała ochoty na tak późną kąpiel. Ponownie wcisnęła kosmetyczkę do środka uznając, że umyje się rano.
Sięgnęła do zapięcia kombinezonu, rozsunęła zamek błyskawiczny, zsuwając materiał kostiumu ze swoich opalonych ramion, pozostając jedynie w bieliźnie. Złożyła ubranie w równą kostkę, o ile było to możliwe, wsadziła go ciemnej torby, chwyciła porzucony na leżance podkoszulek brata, naciągnęła go powoli na siebie, pomimo że należała do osób dość wysokich, jego ubrania zawsze były na nią za duże, dlatego często wpuszczała jego koszulki w szorty, by ukryć niepotrzebny materiał. Odnalazła w głębi plecaka wygodne materiałowe spodenki, zakładając je, uchwyciła czarne ramiączko, zsuwając torbę z łóżka. Odkładając ją na materiał szelągu wsunęła się pod chłodny materiał narzutki, czuła jak rozmowa z bratem znacznie ją uspokoiła po dość burzliwej wymianie zdań między nią a Fox’m i nie żałowała, że zdecydowała się do niego przyjechać. W momencie, gdy przyłożyła głowę do poduszki król snów zabrał ją do jej własnej krainy. 


✰✰✰

Co do tytułu tego rozdziału, nie będę ukrywać był inspirowany piosenką Mlode Wilki od Verby. Taki rozdzial lużny. Tobias vs: Julia kto wygra starcie.

Tym razem postarałam sie za wczas i już we wtorek poprawilam rozdział.

Saturday, September 19, 2020

II 25 — BŁĘKITNE OCZKA KOCURKA


        Nigdy nie chodziło z nią w parze poranne wstawanie. Nie znosiła zrywać się bladym świtem. Nigdy nie witała poranka z radością, gdyby powiedziała czy ktoś zobaczył wtedy nawet lekki uśmiech, musiała, by skłamać, nie potrafiła się wtedy radować, powtarzała sobie wciąż, skąd tu czerpać radość skoro jedynym jej pragnieniem było zakopać się pod puch ciepłej kołdry i ponownie zatonąć w subtelnych ramionach pana wszelkich snów. Ostatnią rzeczną, jaką by wtedy chciała to wyrywać się ze swojej własnej krainy pragnień, jednak jak mogła się zachować w chwilach jak te, gdy o świcie nowego dnia wracała do mieszkania po całej nocy zabaw na żwirowej drodze pod miastem.
        Podjęła dość spontanicznie decyzje o wypadzie na tor. Siedziała wtedy kompletnie znudzona po dość ciężkim dniu w pracy, oglądając jakieś durne telenowele puszczone w telewizji, od samego oglądania tego łańcuszka miłosnego poczuła się zmęczona, jej pupil zdecydowanie postanowił nie umilać jej towarzystwa, gdy jej mała przyjaciółka wyłożyła się na łóżku w sypialni, pragnąc jedynie spać. Ostatnią deską ratunku dla umilenia tego wieczora mogła, by być wizyta jej chłopaka, ale ten wyjechał dwa dni temu razem z resztą grupy na koncert i pozostała sama w mieście, przyjaciele byli zajęci swoimi sprawami więc pełna spontaniczności przebrała się pośpiesznie, chwytając kluczyki od motoru, pojechała nieco pod szlifować swoje umiejętności z nadzieją, że znajdzie kogoś na torze i wcale się nie zawiodła, gdy dostrzegła motocykle Eleny oraz Dragona stojące na uboczu. Noc zdecydowanie należała do nich, gdy ścigali się po oświetlonych drogach dawnego stadionu widowiskowego, co chwile zakładali się, kto zwycięży w następnej jeździe, zafascynowana małymi porachunkami z Mike’m nie dostrzegła pojawiającego się Owena i Foxa.
        Tobias był jednym z tych motocyklistów, którzy wyróżniali się na tle pozostałych, od razu nie zapałali do siebie sympatią. Mężczyzna miał niezwykle wysokie mniemanie na swój temat, nie jednokrotnie w ich krótkiej znajomości musiała się z nim ostro spierać, gdy jego wysokiego ego nie mogło pojąć jak to taka kruchliwa dziewczyna jak ona zdecydowało się wsiąść za kierownice ścigacza niemal w twarz pluł jadem i głośno oznajmiał, że powinna się zajmować domem i dziećmi niemal spychając do rangi kury domowej niż robienie męskich rzeczy. Dobrze pamiętała tą ich rozmowę, gdyby nie szybka interwencja Ricka skończyło, by się gorzej niż tylko jego podbitym okiem. Rywalizowali i kłócili się na każdym kroku, przez co w ich grupie można było poczuć napięcie, gdy tylko oboje byli zmuszeni ze sobą przebywać.
        Uwielbiała towarzystwo osób z podobnymi zamiłowaniami, jednak nie znosiła puszczenie się i jawnej zniewagi. Wzdychając cicho, przełożyła nogę przez skórzane siedzenie, a opinająca jej ciało skóra nieznacznie się skrzywiła. Wsunęła do kieszeni kurtki kluczyki z zawieszką, zdejmując wolno ze swoich upiętych włosów swój jasny kask. Chętniej spędziła, by więcej czasu na torze jednak jej dzisiejsze plany jej kompletnie na to nie pozwalały. Nie przejęła się zbytnio zmęczeniem, które ogarniało jej ciało po nieprzespanej nocy, już wiele zdarzyło się takich momentów w jej życiu, że musiała normalnie funkcjonować bez należytego odpoczynku.
        Oparła się o jedną ze ścian windy, podpierając nogę na jego metalowej konstrukcji, była kompletnie wykończona, lecz w jakiś sposób zadowolona, gdy gnała na ostatnie piętro apartamentowca. Może to był posmak jakieś formy zadowolenia czy satysfakcji, gdy przypomniała sobie zaskoczoną minę swojego rywala z zaledwie sprzed godziny, gdy niemal zmusiła go, gdyż pod sobą beton. Patrzyła w pełni z siebie dumna, jak chłopak ponosi pierwszą klęskę i to z jej rąk, gdy pełna determinacji dotarła na metę, patrząc jak jej przeciwnik, wyjeżdża na ostaniom prostą. Uśmiechnęła się chytrze, gdy dobiegł do niej tak znajomy dźwięk oznajmiający, że jest na odpowiednim piętrze. Przeszła przez próg, stając w jasno oświetlonym korytarzu, idąc nieco zawiłym korytarzem, w końcu dostrzegła w oddali swoje drzwi, jednak co ją zdumiało o pobliską ścianę, stał oparty Michael. Nie spodziewała się go tak wcześniej, mieli wrócić dopiero następnego poranka.
        — Mike co tu robisz? — pytała zaskoczona, zatrzymując się nieopodal ciemnego skrzydeł drzwi — Mieliście być dopiero jutro — mówiła.
        Sięgnęła do jednej z kieszeni, gdzie pamiętała, pozostawiła swoje kluczy z nadzieją, że je tam odnajdzie w końcu, natknęła się na zimną obręcz, z której zwisała miniaturka czarnego Kawasaki Ninja. Pociągnęła za nią, wyjmując ją ze środka. Nie spuszczała spojrzenie ze swojego chłopaka, który uśmiechnął się jedynie
        — Stacja odwołała w ostatniej chwili dzisiejszy wywiad, przez co mogliśmy wrócić wcześniej — wyjaśnił.
        Skinęła delikatnie głową, wsuwając klucz do zamka. Przekręciła go, słysząc, jak blokada znika. Nacisnęła na klamkę, pokonując opór drzwi, gestem dłoni zaprosiła go do środka, jednak on odczekał moment, aż sama przeszła przez próg. Z cichym jękiem westchnienia opadła na pobliską szafkę, ujęła między palce zamek błyskawiczny swoich wysokich szpilek. Nie zbyt często praktycznie w ogóle nie jeździła w takich butach, lecz jej wczorajszy pośpiech sprawił, że nie mogła odnaleźć swoich butów do jazdy, chwyciła pierwsze lepsze wygodne buty. Zrzuciła je ze stóp, z wyraźną ulgą na twarzy.
        — Gdzie byłaś? — słyszała padające pytanie z ust jej wybranka.
        Zaśmiała się cicho, jego ciekawość czasami ją bawiła, jednak dobrze go rozumiała był zaciekawiony, tym gdzie jego dziewczyna się chodzi w tak obcisłym i nieco wyzywającym stroju, jednak doskonale wiedziała, że podoba mu się w takim wydaniu, już nie raz jej to powiedział.
        — Byłam pojeździć — odparła spokojnie.
        — Świtem? — zdumiał się.
        Znal jej nieco leniwą naturę i nie do końca wierzył, żeby zerwała się tak wcześnie, było to wręcz niemożliwe. Julie trzeba było wręcz zdejmować z łóżka, gdy zbytnio się uparła, żeby nie wstać. Podążył jej krokiem, widział, jak skrywa się za ścianką kuchenną, z uwagą śledząc każdy jej ruch, zdecydowanie uwielbiał ją w takim wydaniu.
        Stanął przy wejściu, opierając się o jedną z szafek, przyglądając się, jak wlewa do pojemnika świeżą wodę. Założyła go za ekspresem, niemal w tym samym momencie go włączając.
        — Dobra, bo widzę, że mi nie odpuścisz — westchnęła zrezygnowana, czując jego palący wzrok na sobie.
        Wyjmując słoiczek z kawą, oparła dłonie na aneksie kuchennym, trzymając między palcami małą łyżeczkę. Odwróciła się przez ramię, spoglądając na niego stojącego nieopodal z pytającą miną.
        — Byłam na torze, od trzech miesięcy się ścigam — powiedziała, ponownie skupiając się na wsypywaniu granulek kawy do urządzenia.
        — Słucham?
        Słyszała jego zdumiony głos, którego tak bardzo się spodziewała. Wiedziała, że dla jej bliskich będzie to nie małe zaskoczenie, że zdecydowała się na tak niebezpieczny sport, jednak ona go kochała, uwielbiała ten skok adrenaliny, jaki daje jej szybka jazda. Motor dawał jej wolność, nic nieprzerwane poczucie uwolnienia od wszelkich trosk dnia codziennego, wtedy wiedziała, że po prostu żyje, mogąc czuć zapach spalanej benzyny i głośny pisk opon to ją uspakajało. Lubiła wszelkie sposoby odreagowanie, które podnosiły, napięcie dlatego w młodości chodziła na forty i jeździła po ramach na desce, chociaż to nie było nic wielkiego, wtedy uważała, że to wszystko, na co ja stać, dopiero teraz wiedziała, co znaczy żyć pełną piersią.
        — Julia czyś ty zwariowała! Ścigasz się, czy ty już nie ryzykujesz życia!? — słyszała jego podniesiony głos.
        — Mike! — krzyknęła nagle.
        Odwróciła się raptownie, pozostawiając za sobą nie do końca zapięte naczynie z kawą oraz wyciągnięte dwa kubki na jasnym blacie.
        — Ryzykuje utratą życia każdego dnia, gdy Clark jest na wolności, prędzej on mnie zabije, niż ja doprowadzę do wypadku! — krzyknęła rozzłoszczona.
        Nie znosiła się z nim kłócić czy jakkolwiek sprzeczać, potrafiła zrozumieć jego troskę, jednak naprawdę liczyła się z ryzykiem, jakie daje ten sport, miała pełną świadomość, do czego może ją doprowadzić jej zamiłowanie, jednak jeśli miała być szczera, bardziej obawiała tego, że zginie z rąk swojego byłego chłopaka, który był zdolny do morderstwa, niż ona wyląduje na jakimś słupie, bo straci panowanie nad maszyną.
        — Jestem rozsądną osobą Michael, Dragon uprzedził mnie, że nawet gdy kontrolują, wszelkie wyścigi można doprowadzić do wypadku. Zgodziłam się na to, jestem świadoma wszelkich konsekwencji, nie musisz mnie pouczać i tak moje życie jest pod znakiem zapytania do momentu, gdy ten skurwiel ponownie o sobie nie da znać — mówiła głośniej, niż by tego oczekiwała — Więc proszę, przynajmniej ty mnie oszczędź tych moralizatorskich wywodów. Zginę albo nie, mówi się trudno, na wszystko jestem przygotowana.
        W milczeniu odwróciła się ponownie, a on stał oszołomiony, nie wiedząc co powiedzieć. Nie sądził, że Julia była gotowa na wszystko nawet na nieoczekiwaną śmierć. Niespodziewanie poczuł się winien tej ich małej przepychanki, miał świadomość jak jej życie jej pokręcone i sama świadomie naraża się na spotkanie z niebezpiecznie byłym chłopakiem, który mógł ją skrzywdzić, już to udowodnił, że do wszelkiego jest zdolny. Rozumiał jej obawy, jednak nie chciał jej tracić, w żaden inny sposób. Kochał ją zbyt mocno by pozwolić jej odejść. Nie chciał jej utracić.
        Pokonał dzielącą ich odległość, stanął za nią, obejmując ją w czułym uścisku. Wyczuł, jak sztywnieje pod wpływem jego dotyku, lecz nawet się nie odwróciła, zalewając świeżo zaparzoną kawę mleczną pianką.
        — Przepraszam — wyszeptał cicho, opierając brodę na jej ramieniu.
        Nie odezwała się do niego ani słowem, wlewając do jednego z naczyń syrop karmelowy, jednak nie umknęło jego uwadze rozciągający się na jej ustach nieznaczny uśmiech.
        — Julio zrozum, ja nie chce cię tracić. Kocham cię i ostatnią rzeczą, jaką bym, chciał to patrzeć to, jak umierasz.
        — Mike posłuchaj, nie jestem dziewczyną, która ma życie usłane z samych róż. Nigdy się nie próbowałam się skarżyć, że mi jest źle, zawsze chciała być ostoją spokoju, jednak to czasami bywa trudne, gdy boisz się każdego szmeru. Wpadłam kiedyś w związek, który teraz może doprowadzić mnie do zguby, chce korzystać z życia, półki jeszcze mogę.
        — Nie mów tak!
        Ostrożnie odwrócił ją w swoich ramionach, ujął twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzała na niego.
        — Powtarzałem ci, to wielokrotnie powiem to i teraz, przeżyjesz, a ten skurwiel zapłaci za wszystko, co ci zrobił.
        — Jak? — przerwała mu nagle — Nie mam na niego dowodów. Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło. Wniosłam przeciwko niemu oskarżenia i po prostu się z tego wymigał i nawet twoje zeznania nie pomogły, uniknie sprawiedliwości i dalej będzie doprowadzać mnie do szaleństwa i niszczyć moje życia, gdy zrobi kolejna dziewczyna, trafi jego ofiarą, to jest błędne koło z którego nie można wyjśc.
        — Skarbie po prostu mi zaufaj, to się niedługo skończy!
        Westchnęła nieco zrezygnowana, przylgnęła do niego, ufanie się w niego wtulając. Mówi się, że nadzieja jest matką głupich, jednak nie potrafiła dać temu wiary, znała Clarka zbyt dobrze by uwierzyć, że w końcu się go pozbędzie, walczyła z nim od przeszło pięciu lat, już dwukrotnie niemal doprowadził do jej śmierci, czemu miałaby się łudzić, że to wszystko się tak zmieni. Cieszyła się życiem teraz, bo nie wiedziała, co ją czeka jutro.
        Oderwała się niechętnie od niego, ponownie odwracając się do aneksu kuchennego. Chwyciła między palce dwa wypełnione aromatyczną kawą kubki i podążyła do salonu, zeszła po stopniach wiodących w dół, wtedy rzuciła się w jej oczy stolik zawalony kilkoma dokumentami, oraz otwarty laptop. Pracowała wczoraj nad tłumaczeniem, nie chciała przesiadywać w gabinecie dlatego przyniosła wszelkie najpotebniejsze rzeczy do pokoju dziennego. Odstawiła ostrożnie naczynia na wolny fragment stolika i w pośpiechu zaczęła zbierać wszelkie rozrzucone kartki, skryła je w rozłożonym skoroszycie, zamykając laptopa.
        — Rozgość się, pójdę się tylko odświeżyć — rzuciła do ukochanego.
        Wspinając się po stopniach apartamentu, usłyszała nagle jego głos, zatrzymała się w pół schodów, spoglądając na niego z góry, uważając na trzymane w ramionach tłumaczenia i elektroniczne urządzenie.
        — Planujesz przygarnąć jakiegoś kota? — zapytał widząc drapakach nieopodal zabawek Junki. 
        — Jakbyś zgadł, za godzinę jestem umówiona u hodowcy, chce zaadoptować jakieś futrzaka, by mała miała się z kim bawić, gdy jest sama w domu — wytłumaczyła, poprawiając zjeżdżający z jej ramion laptopa — Daj mi piętnaście minut, muszę zmienić tę niewygodną skórę.
        — Nie przebierałbym jej na twoim miejscu — mruknął do niej.
        Kręcąc z politowaniem głową, słysząc jego komplement, pokonała ostatnie stopnie apartamentu. Stając na ozdobionym kilkoma zdjęciami korytarzu, weszła, do pchnęła pobliskie drzwi, za którymi krył się jej gabinet, gdy zobaczyła tak duże biuro, spożytkowała go lepiej, tworząc jednej z części swoje małe studio malarskie, nie chciała, by pędzle czy kredki walały się jej po całym domu, dlatego zrobiła dla nich osobne miejsce. Podeszła do dość dużego dębowego biurka ostrożnie odkładając komputer i zapełnioną zapiskami teczkę dokumentów.
Nie przejęła się zbytnio układaniem na miejsce wszystkiego, przeszła przez korytarz, wchodząc do swojej sypialni. Nie spoglądała nawet tęsknym wzrokiem na łóżko, bo wiedziała, że aż ją woła, obeszła go, wchodząc do garderoby. Chwyciła jakieś przypadkowe ubranie, niezbyt przykuwając uwagę do nich, jednym celem byłoby, były wygodne. Wróciła ponownie do pokoju, a w jej oczy rzucił się połyskujący tablet, który oznajmiał o nowych powiadomieniach. Machnęła na niego, zbywając rękom, zamykając za sobą z lekkim trzaskiem drzwi łazienki.
        Zdejmując z siebie niewygodne ciuchy, rzuciła je do kosza skrytego pod zlewem, mrucząc coś na temat zrobienia wreszcie prania, weszła pod prysznic, z przykrością żegnając możliwość wzięcia kąpieli w ogromnej wannie. Od chwil, gdy zamieszkała w tym apartamencie wykorzystywała wszelkie dobrodziejstwa możliwości, hydromasażu jak ona to uwielbiała przesiadywać wieczorem w mieniącej się kolorami wannie, wsłuchując się w puszczony przez jeden z głośników repertuar, czasami zdarzyły się chwile, gdy Junka, która niemal jej dreptała po nogach, siadywała na pobliskiej półce i patrzyła na swoją panią, rozmawiając z nią, w swoim psim języku o dziwo suczka od szczeniaka nie bała się wody, chętnie lubiła się w niej bawić, w przeciwieństwie do towarzyszki Chestera, która wręcz uciekała, gdy jej brat zdecydował się ją umyć, ganiali ją po całym domu tylko po to, by zaciągnąć ją do kąpieli. Za każdym razem obiecywała bratu, że nigdy więcej mu nie będzie pomagać, jednak tak nigdy się nie stało.
        Oparła się o pobliską ściankę, czując, jak woda spływa z jej ciała, czując jak szaleństwa dzisiejszej nocy, spływając wraz z małymi kropelkami wody. Jeśli miała powiedzieć czy czegoś żałuje, to mogła śmiało powiedzieć, że tego, że bardziej nie utarła nosa Fox’owi. Z satysfakcją patrzyła, by na jego kolejną klęskę. Nie pozwoliła sobie na dłuższe przemyślenia. Opuściła prysznic po dość długiej chwili, otulając swoje ciało miękkim puchowym ręcznikiem. Stanęła przed lustrem jednak nie na długo, gdy w jednej z pobliskich szafek zaczęła szukać suszarki do włosów, z cichym westchnieniem nie dostrzegła jej na żadnej z półek, zniesmaczona opuściła łazienkę, o niemal nie wpadając na Mike’a, spojrzała na niego zdumiona, a ten jedynie uśmiechnął się niewinnie.
        — Czego tu szukasz kocie? — spytała zaczepnie.
        Zanim cokolwiek zrobić czy pójść znaleźć pożądane przez siebie urządzenie, czuła jego dłoń na swoim boku, gdy mocniej ją zacisnął, stanowczym ruchem przywiódł ją do siebie, nieomal zwisający z jej biustu ręcznik nie upadł na jasną podłogę.
        — Nie mam na to czasu kochanie — uprzedziła go, gdy widziała jak, pochyla się ku niej — Jestem umówiona, nie pamiętasz?
        — Jeden raz — prosił
        — Nie, żadnego buziaka, wiem, jak to się skończy — ostrzegła go.
        Wydostała się z jego objęć, nie pozwalając mu nawet na odrobinę czułości, pomknęła do swojej szafy, gdzie miała nadzieje znaleźć elektroniczne urządzenie, nie myliła się, gdy zobaczyła je leżącą na toaletce. Przysiadła na jasnym krześle, chwytając ją w dłonie. Nie miała ochotę dziś na żadne fryzury, włączyła suszarkę w momencie, gdy na progu drzwi pojawił się Michael, widziała go w tafli krzywego zwierciadła, jak przygląda się jej w skupieniu.
        — Czemu mi się tak przyglądasz? — spytała, przeczesując włosy szczotką.
        — Podziewam najpiękniejszą kobietę świata — odparł z delikatnym uśmiechem.
        Zaśmiała się cicho, rozczesując do końca splątane włosy, nudząc cichą melodię, osuszyła do końca zmoczone włosy, odkładając na jasny blat stolika wyłączone urządzenie, jej uwagę przykul Michael, który wciąż przyglądał się z błąkającym się na jego ustach uśmiechem.
        — Kotek naprawdę nie masz innego zajęcia, niż przyglądać się jak robię makijaż? — odezwała się, wyjmując z szufladki swój podkład oraz dopasowany do jej odcienia skóry puder.
        — Wiesz jakie to pasjonujące zajęcie — odparł ze śmiechem.
        — Mam dla ciebie propozycje.
        Odwróciła się na pufie, delikatnie nalewając na dłoń odrobinkę płynnego pudru. Przyłożyła palec lekko go rozprowadzając po dłoni, by potem mogła swobodnie nałożyć.
        — W narożnej szafce schowałam moje kubki termiczne, wiem, że i tak nie zdążę jej wypić, przelej mi ją do niego — poprosiła
        Przykładając kosmetyk do twarzy delikatnie wdarła o w twarz, chcąc zakryć cienie po nieprzespanej nocy oraz maleńkie niedoskonałości skórne. Pomimo że nie miała problemów z trądzikiem, jednak jej skóra nie była taka gładka, zwłaszcza gdy zbliżały się jej kobiece dni. Odwróciła się ponownie do zwierciadła, gdy dostrzegła znikającego za ścianą mężczyznę, który westchnął cicho, lecz bez trudu poszedł spełnić prośbę dziewczyny. Umalowała się w pośpiechu, nie chcąc tracić zbytnio czasu, wróciła do łazienki, nasuwając na siebie przyniesione przez siebie ubrania. Opuściła po chwili sypialnie, z torebką której skryła portfel oraz telefon. Schodząc po stopniach słyszała ciche poszczekiwanie Junki, która zdołała się obudzić ze snu. Dostrzegła ją stojącą nieopodal porzuconego na kanapie tableta, gdy zaczęła się bawić z jej partnerem.
        — Widzę, że miałeś się czymś zająć — powiedziała ze śmiechem, sięgając po swój czerwony termiczny kubek.
        — Przynajmniej twój pies jest bardziej nastawiony pozytywnie o poranku — wyjaśnił.
        — Daj spokój, Jay nie jest taki zły, on tylko chce rano z tobą pobiegać.
        — Tylko czemu mnie musi gryz, próbuje go tego oduczyć a ten swoje.
        — Idziesz ze mną? 
        Skinął głową w pełni uradowany jej propozycją, chwycił drugi z naczyń, chwytając kluczyki od samochodu. Zamykając za sobą drzwi mieszkania, dobiegł ją znajomy głos na korytarzu.
        — Julia zaczekaj!
        Odwróciła się przez ramię, dostrzegając podążająca ku nim Alice, ubraną w jasną garsonkę, jej chlubne upięcie włosów zdawało się nie przejmować niespodziewanym ruchem, przystanęli, jednak niemal po kilku sekundach znalazła się u jej boku.
        — Cześć skarbie — ucałowała ją w oba policzki, wtedy dostrzegając towarzyszącego jej muzyka — Hey Mike, szybko wróciliście — zauważyła.
        — Tak się złożyło Alice.
        Nie zliczyła jak często, widywała się z tą młodą kobietę, nie mówiła tu tylko o ich espadach na basen czy jogę, czy nawet siłowanie, raczej odkąd coraz częściej zaczęła się widywać, z jej bratem nie było dnia, gdyby jej nie wiedziała w jego towarzystwie. Nie miała temu nic przeciw, miała nadzieję, że i Chesterowi uda się stworzyć trwały związek tak jak jej i to nie miało nic wspólnego, z tym że im kibicuje, bo nie chciała przegrać tych trzystu dolarów z Rob’m. Pragnęła jego szczęścia, a widząc, że ich znajomość coraz bardziej się układa, uważała, że to może się udać i będą tworzyć szczęśliwą parę.
— Do pracy? — zagadnęła ją Adkins, gdy stali w windzie, która z zawrotną prędkością zmierzała w dół.
— Nie na szczęście mam dziś wolne, dzieciaki pojechały na jakiś obóz za miasto i mnie nie potrzebowali — wyjaśniła.
Pomimo że bardzo długo szukała tej pracy, niemal połowę grudnia spędziła na chodzeniu po wielu rozmowach klasyfikacyjnych, gdy traciła już nadzieje, odezwała się jedna z kobiet z poprzednich spotkań, gdzie w swojej desperacji złożyła dokumenty do pobliskiego sierocińca, że tam znajdzie prace jako pomoc kuchenna, jednak dyrektorka zaproponowała jej stanowisko asystentki opiekunek, przystała niemal od razu na tę ofertę, bo była już tak zmęczona marnymi poszukiwaniami, że obiecała, że weźmie wszystko, byle tylko starczało jej pieniędzy na utrzymanie się i owszem może stawka nie była wysoka, to po obliczeniach wiedziała, że będzie w stanie się utrzymać i dokonań zwykłych opłat, jednak na jakieś inne szaleństwa nie mogła sobie z pensji pozwolić, musiała się pocieszyć pieniędzmi zgromadzonymi z malowania prac na zamówienie czy tłumaczeń.
        — Jadę po kota, wspominałam ci o tym — rzekła do sąsiadki, gdy wysiedli z tego małego pomieszczenia.
        — Faktycznie, wpadnę po pracy, żeby zobaczyć te kruszynę, pójdę już, bo mam ważną konferencję z kontrahentami — wyjaśniła — Cześć wam! — krzyknęła, gdy oddała się do swojego auta.
        Pożegnali się z nią, a sama wyjęła z wnętrza torebki kluczyki samochodowe. Udało się jej kupić używany pojazd. Nie potrzebowała zbyt wiele, bo zazwyczaj jeździła motocyklem, jednak nie chciała przepuścić takiej oferty, tuż po powrocie z Sydney, Brad wspomniał, że jego kolega chce sprzedać samochód w dobrym stanie, gdy dopytała się o wszystko, co ją interesowało i po zapewnieniach mężczyzny, że nadaje się do jazdy skontaktowała się z właścicielem.
        Wsiadając do pojazdu rzuciła torebkę na tylne siedzenie, pomimo trzydrzwiowego układu nie stanowiło to dla niej trudności, wyjmując ówcześnie telefon. Odblokowała go odnajdując nawigacje. Wpisała podążany przez siebie adres, ustawiając telefon na zamontowanym uchwycie.
        — To będzie długa droga — odezwała się, gdy wyjechali za bramę.
        — Pora, gdy wszyscy, wyjeżdżając to pracy.
        — Nie dobijaj mnie skarbie — mruknęła cicho.
        Nie musiała czekać aż pojazd wypełniły pierwsze nuty Gangsta's Paradise. Długo musiała się przekonywać do wykonawców muzyki rap, owszem może wcześniej coś tam słuchała, jednak nie mogła się określić nawet jako słuchaczka skoro jedynym zespolem, jaki słuchała była formacja stworzona przez Shinodę, to on zaczął ją nakłaniać ją by zaczęła słuchać innych wykonawców takiej muzyki, teraz była ogromną fanką Eminema, choć to był wykonawca, którego sama zaczęła słuchać już planowała, by pojechać na zbliżający się koncert, chociaż artysta pracował nad kolejnym albumem wiedziała, że zrobi wszystko by być na jego występie.
        Przedzierając się przez uliczny zgiełk dotarli na jedno z osiedli domków jednorodzinnych gdzie prowadziła ją nawigacja, rozejrzała się z uwagą szukając poddanego przez właścicielkę numeru posiadłości, w końcu ją ujrzała niemal pod koniec ulicy. Podjechała tam stając na uboczu. Wyjmując kluczyki ze stacyjki spojrzała jak jej ukochany chwyta porzuconą na tylnym siedzeniu jej kopertówkę, uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, wsuwając kluczyki i telefon do środka. Opuściła pojazd ówcześnie go zamykając. Przeszli przez chodnik, ogród był niezwykle zadbany, piętrzące się przy wejściu palmy ozdobione były zwisającymi z nich lampkami, klomby kwiatów były niezwykle zadbany. Mieszkanie nie wyróżniało się na tle pozostałych domków. Stanęła przy drzwiach, naciskając dzwonek do drzwi. Odczekali chwile aż po drugiej stronie nie dobiegły ich ciche kroki, po chwili stała przed nimi kobieta, widziała przez delikatny materiał sukienki jej dobrze zarysowany brzuszek. Przyjrzała się jej z uwagą, spiety w niedbały blond włosy otulały jej nieco zarumienioną twarz, nie zauważyła jednak zbytniego makijażu, pomimo tego wyglądała na osobę niezwykle zadbaną i dbającą o swoją urodę.
        — Z kim mam przyjemnosć? — zapytała uprzejmie.
        — Pani Elisa Nort?
        — Tak — odparła spokojnie.
        — Nazywam się Julia Bennington, byłyśmy na dziś umówione w sprawie adopcji.
        Widziała jak na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech po lekkim zdumieniu, gestem dłoni zaprosiła ich do wewnątrz. Przeszła przez próg, należycie się z nią witając. Już w przejściu dobiegło do niej pomiaukiwanie kilku kociąt, co nie uszło jej uwadze.
        — Zapraszam za mną.
        Podążyli za właścicielką, która poprowadziła ich przez wąski korytarz, aż znaleźli się w przytulnym salonie, co pierwsze przykuwało wzrok to grupka małych kotów brytyjskich bawiących się na rozłożonych kocach na jasnej podłodze. Starsza kotka spoglądała na swoje młode czujnym wzrokiem, leżała na oparciu ciemnej kanapy, przyglądając się swoimi błękitnym oczami po swoich dzieciach.
        — Młode są pochodzą z ostatniego miodu, ich ojciec jest rodowitym kotem brytyjskim zupełnie jak ich matka — zaczęła opowiadać, a ona w skupieniu słuchała jej słów, ukradkiem spoglądając na jedną z kotek wylegującą się na kanapie.
        Mała była bardzo jasna jej futerko było niemal białe, oczka zdawały się błyszczeć najczystszym błękitem nieba co niezwykle ją ujęło, spoglądała na swoje rodzeństwo, gdy nagle wpadł na nią jej braciszek, jego czarna sierść kontrastowała na tle mebli, jednak co przykuło jej uwagę to jego zielone głębokie oczy, były naprawdę śliczne, rzadko widywała taką glebie oczu, jedyną osoba, która miała tak intensywny kolor oczu był Adrien jego oczy wyglądały niemal, jak tego malucha.
        — Wszystkie badania oraz szczepienia są już dokonane i zapisane w ich książeczkach — ponownie skupiła się na Elisie która kończyła opowiadać — Widząc po pani spojrzeniu już pani dokonała wyboru.
        — To jest widoczne? — zdumiała się. 
        — Tak — odparła podchodząc do dwójki kociętom, chwyciła kotkę na ręce ku niezadowoleniu jej braciszka — Nazywa się Cindy jest jedną z moich ulubionych kotek — mówiła głaszcząc ją palcem pod pyszczkiem.
        — Śliczna jest — zachwyciła się.
        — Chce pani ją potrzymać?
        Skinęła delikatnie głową, kobieta podała jej ostrożnie kotkę, która spojrzała podejrzliwie na dziewczynę jakby się obawiała, że ją skrzywdzi, jednak ona uśmiechnęła się ciepło, delikatnie przejeżdżając swoimi palcami po jej główce co ją uspokoiło. Zamiałaczała cicho, zadowolona, wtulając łepek w jej dłoń. Niespodziewanie poczuła mocne szarpnięcie w nogawce. Spojrzała w dół, dostrzegając tego samego kota, któremu się przed momentem przyglądała, uklękła przy nim wciąż trzymając małą na rękach.
        — A ten rozrabiaka jak się wabi? — zagadnęła.
        Nie wiedziała co zrobić, chociaż planowała zabrać ze sobą tylko jednego kota, nie mogła się oprzeć temu maluchowi, który zadowolony z małych pieszczot zamruczał przeciągle, zamykając swoje zielone oczka.
        — Mówi pani o nim, to Walter, jest z Cindy praktycznie nierozłączny — odparła właścicielka — Jednak jest bardziej żywiołowy i bardziej energiczny, jego siostra by bardziej przesiedziała, by całe dnie na kanapie.
        Nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał spokojna muzyka telefonu domowego, Elisa spojrzała przez ramię.
        — Przepraszam państwa muszę odebrać, spodziewam się telefonu od lekarza — powiedziała.
        Skinęli delikatnie głowami, kobieta opuściła pomieszczenie w momencie, gdy Mike ukucnął przy niej patrząc jak głaszcze jednego z kotów.
        — Którego zabierasz?
        — Trudna decyzja skarbie, najchętniej zabrałbym tę dwójkę — odparł, gdy Cindy ostrożnie zeskoczyła z jej ramion.
        — Jeśli jesteś pewna, że będziesz w stanie się nimi zająć i utrzymać zabrałbym je widać, że się już w nich zakochałaś.
        — Bardziej kocham cię — skradła mu delikatny pocałunek.
        Wyprostowała się w chwili, gdy do salonu wróciła kobieta, a na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, pokonała dzielącą ich odległość i spojrzała na nich:
        — Podjęła pani decyzje? — zapytała.
        — Tak. Zabieram Waltera i Cindy.
        — Znakomicie.
        Była to jej spontaniczna decyzja, którą podjęła i miała nadzieje, że nie będzie jej żałować. Dokonały wszelkich formalności, gdy przekazała jej wszelkie dokumenty, które mówiły, z jakiej hodowli pochodząc czy książeczki zdrowia tych maluchów. Ucieszyła się, gdy mogła je od razu ze sobą zabrać.
Droga powrotna okazała się krótsza niż się spodziewała, gdy nie musieli przeciskając się przez korki a maluchy zniosły podróż dość spokojnie. Zaparkowali na podziemnym parkingu, tym razem Mike’owi dała poprowadzić, gdyż sama chciała mieć oko na te kocięta. Wysiedli z pojazdu, w momencie, gdy Cindy zaczęła głośno miauczeć. Wyraźnie się przestraszyła, próbowała ja uspokoić jednak zwierzę za bardzo się rozżaliło, jej brat nawet się nie poruszył, gdy leżał w rogu klatki spoglądając przez kratkę wyraźnie zaciekawiony nowym otoczeniem.
        — Piękna pójdę kupić jakieś śniadanie a ty pokaż tym maluchom ich nowy dom.
        — Jesteś kochany — mruknęła, gdy pocałował ją krótko a sam wrócił do    pojazdu.
        Przeszła przez garaż wsiadając do otwartej windy wciskając guzik z ostatnim piętrem budynku. Sekundy trwały niemal jak minuty, gdy kotka w końcu znudzona uspokoiła się co przyjęła z zadowoleniem a ona spokojnie wyszła na korytarz na swoim piętrze. Odnalazła w torebkę klucze do mieszkania. Przekręciła zamek odblokowując je, gdy tylko pchnęła drzwi w przejściu stała Junka, która zaszczekała radośnie, co sprawiło, że Cindy ponownie się przestraszyła.
        — Junka spokojnie, zaraz dostaniesz jeść, najpierw poznasz swoich nowych przyjaciół — rzekła do psa.
        Widziała jak przekrzywia delikatnie łepek, po czym spokojnie poszła za nią, gdy zeszła z podwyższenia, ustawiając transporter na środku salonu. Zdjęła bluzę, rzucając ją na kanapę, po czym ostrożnie otworzyła klatkę. Chwyciła na kolana czającego się maltańczyka, nie chciała, by pies jeszcze bardziej przestraszył nowych lokatorów. Patrzyła jak Walter wychyla główkę za klatki rozglądając się z ciekawością po nowym pomieszczeniu, dostrzegła jak Junka unosi spojrzenie spoglądając na nią, podrapała ją pod pyszczkiem, uśmiechając się zachęcająco do Cindy, jej brat już zdążył wyjść i zaczął zwiedzać swoje nowe terytorium. Kotka w końcu się przełamała i wychyliła przednie łapy, opuszczając transport. Z ostrożnością zaczęła spacerować wokół niej, a ona usiadła wygodnie po turecku, pozwalając Junce wydostać się z jej objęć, jednak przysiadła tuż obok jej stóp na tylnych łapach spoglądając z rozwagą na nowych lokatorów.
        — Teraz będą się z tobą bawić — odezwała się do psa, który zerknął na nią — Będziesz się musiała dzielić zabawkami — dodała.
        Zaszczekała radośnie merdając ogonkiem. Junka była bardzo towarzyska i miała nadzieje, że polubi się z jej nowymi przyjaciółmi i nie będzie między jej zwierzakami dochodzić do starć. Nie zdawała sobie sprawę z upływającego czasu, gdy usłyszała jak drzwi otwierają się. Spodziewała się kto to może być tylko jej brat i Mike wchodzą do niej bez pukania więc nie była zdumiona jak za barierką dostrzegła swojego ukochanego z tekturową paczką w dłoni.
        — I jak zwiedzanie? — zagadnął, gdy przysiadł obok niej na podłodze spoglądając jak Walter próbuje wdrapać się na półkę z płytami, jednak poniósł klęskę, niezadowolony odszedł z wysoko uniesionym ogonem.
        — Jak widzisz dobrze, nawet Cindy chętniej zaczęła się przechadzać — wskazała na kotkę, która próbowała wdrapać się na niski parapet.
        Odebrała od niego jedną z kanapę, przyjemny zapach kanapki z kurczakiem uderzył jej nozdrza. Uwielbiała czasami kupować te zapiekane bagietki z pobliskiego sklepu, gdy kompletnie nie miała ochoty czegokolwiek ugotować, robiła to jedynie w chwilach, gdy się śpieszyła lub nie miała ochoty iść do sklepu.
        Patrzyli jak Walter niepewnie zbliża się do leżącej przy nich suczki, która z uwagą mu się przyglądała. Podniosła się w momencie, gdy kotek trącił ją łapką, szczeknęła na niego jednak ten nawet się nie przestraszył, patrzyła zdumiona jak wdali się w swoją małą zabawkę. Zerknęła na siedzącego przy niej ukochanego z zaskoczeniem na twarzy.
        — Nie spodziewałam się, że polubią się tak szybko — odezwała się, gdy Cindy zaczęła wdrapywać się na jej kolana.
        — Pierwsze koty za płoty — zaśmiał się Shinoda.
        Cały poranek spędzili na spoglądaniu na kocięta, który zaczęły adoptować się z nowym miejscem, Mike wyszedł tylko na pół godziny, gdyż musiał wrócić po Jaya, którego na czas wyjazdu zostawił u sąsiadki. Wrócił z nim nie chcąc zostawiać go samego w domu.


✰✰✰


Delikatne sprostowanie: 

Tworząc wątek z Cindy i Walterem pisałam całe zdarzenie rok temu dokładnie rok temu, przez co nie miałam pojęcia, że zdarzy się taka sytuacja, że wybuchnie pandemia, nas zamkną a co za tym idzie Mike zdecyduje się na stremowanie i tak delikatnie uchyli prywatnego rąbka tajemnicy. Gdzieś wyczytałam w Internetach z parę lat temu, że jest alergikiem co potwierdził i wydarzenia rozgrywające się w Rebel w studiu właśnie skłoniły mnie by i w opowiadaniu był alergikiem jednak zdradził też, że jest uczulony na kocią sierść więc proszę nie krzyczcie na mnie jeśli jesteście świadomi, że Mike jest uczulony na kocią sierść a w tym opowiadaniu zamiesiłam, że Julia przygarnęła dwójkę kotów. Zwyczajnie po prostu tego nie wiedziałam i po prostu potraktujcie to z przymrużeniem oka. 

Dobra przyznaj się nie było dość długo rozdziałów: ale muszę przyznać, że ostatnio weekendy mam wciąż zajęte. Uwierzcie mi nie mam zwyczajnie czasu, by usiąść i poprawić rozdział albo jestem na tyle wykończona, że nie mam siły nawet myśleć. Postanawiam się poprawić i obiecuje, że będę starać się być na punktualna. 

Kurde za tydzień będę wam wstawiała rozdział w dzień publikacji Miraculous. Oh czuje, że będę wtedy nieźle podjadana.

Aha i jeszcze jedno: Mike nie rządzi w tym związku to Julia w tym związku jest górą więc nie krzyczcie, że ten na nią się zezłościł, bo zazwyczaj to ona jest górą w tym związku no może poza łózkiem, bo tam jest na odwrót. 

Życzę miłego wieczorku.

Friday, September 4, 2020

II 24 — SŁYSZĘ ODGŁOS WYBUCHÓW, LECZ MOJE ZMYSŁY ATAKUJE NAMIĘTNOŚĆ

        — Jakim sposobem dałam ci się nakłonić do tego szalonego planu wyjazdu — odezwała się nieco głośniej, starając się przekrzyczeć panujący wokół nich zgiełk — Naprawdę i to w sylwestra — mówiła.
        Przedzierając się przez zatłoczoną hangar lotniska, ciągnęła za sobą małą walizkę, słyszała ciche postukiwanie kółek o jasną glazurę podłogi. Patrzyła na śpieszących się wokół nich pasażerów zbliżających się lotów, którzy nawet nie spojrzeli na dwójki młodych ludzi, którzy o poranku wylądowali na australijskiej ziemi pragnąć to tutaj przywitać zbliżający się nieubłaganie nowy rok, które miał za parę godzin przywitać mieszkańców całego świata. — Nie potrafiłaś mi odmówić skarbie — słyszała jego zmysłowy głos, który ostudził w niech chęć skrzywdzenia go.
        Wiedziała od dłuższego czasu o jego zaplanowanej wycieczce do Sydney, skutecznie wytrącając z jej dłoni wszelkie argumenty sprzeciwu, które mogła mieć w zapasie, jednak ona wtedy, pomimo że nie czuła się, jakby była postawiona pod murem, zaczęła to odczuwać coraz boleśniej. Nie sprzeczała się z nim, bo nie miała kompletnie wtedy do tego głowy, była zbyt zmęczona po ogromnych zakupach, by jeszcze zaczął wdawać się w nim w spór, czy powinni rzeczywiście spędzić ten ostatni dzień roku na drugim krańcu świata z dala od bliskich i znajomych, jednak jak wiele razy jej powtarzał, że nadejdzie czas na stateczne życie, gdy będzie pochłonięta obowiązkami domowymi czy opiekom na dziećmi ostatnią rzeczą, jaką będzie chciała to wyjeżdżać w jakieś szalone podróże na parę dni. Może w pewien sposób miała racje, była jeszcze młoda, miała całe życie przed sobą i powinna wykorzystywać fakt, że może teraz zwiedzać cały glob, zanim nie pochłonie ją odpowiedzialność za bliskich czy opiekowania się swoją rodziną. Pomimo że nie była pewna czy pragnie kogoś poślubić i postarać się z tym jedynym o dzieci, to w jakiś sposób marzyła o takiej przyszłości. Była pewna, że zrobi wszystko, by jej pociechy dorastały w szczęśliwej a przede wszystkim pełnej rodzinie.
        Jeśli teraz szalała na asfaltowej powierzchni toru wyścigowego na swoim ukochanym ścigaczu czemu w takim razie była pełna obaw przed spędzeniem dwóch dni na australickiej ziemi godząc się na propozycje swojego ukochanego, by to tutaj spędzić ostatni wieczór tego roku. Ostatnie godziny starego życia zaczynając na nowo. Szczerze nie wierzyła w te wszystkie bzdury, które dla niej były wyssane z palca. Uważała, że to owszem wyjątkowy dzień w roku, ale nie dopisywała do niego ideologi, które i tak nigdy się nie spełniały, bo to tylko od nas zależy nasz dalszy los.
        — Jesteś zbyt pewien siebie Michael — odparła z ponurą miną.
        Zacisnęła mocniej palce na jego dłoni, gdy przeszli przez tłum skupionych w małej grupce turystów. Ostatnią rzeczą, jaką by pragnęła to zgubić się w tym ogromnym hangarze. Trzymając się kurczowo jego ramienia, widziała w oddali rozchylone drzwi lotniska. Zaczerpnęła ciepłego nieco rześkiego powietrza, gdy stanęli na brukowanym chodniku a ona ukradkiem patrzyła jak Shinoda wyciąga telefon z wnętrza jednej z kieszeni kurtki. Niestety w Kalifornii ostatnio pogoda wcale nie sprzyjała, ciągłe deszcze i burzowa pogoda nudziła już przyzwyczajonych do upalny dni mieszkańców, ją również dlatego z radością przyjęła powiew ciepłego słońca na swojej bladej twarzy, tak bardzo pragnęła ponownie się opalić, jednak aura panująca nad miastem wcale temu nie sprzyjała. Uradowana wyprostowała swoją walizkę, uważając, by nie upadła, chwyciła klapy skórzanej ramoneski, którą na sobie miała, zsuwając ze swoich ramion, przełożyła ją przez ramię, ze skupieniem spoglądając na ukochanego, który żegnał się ze swoim rozmówcą.
        — Taksówka będzie za pięć minut — oznajmił, widząc jak, idzie w jej ślady.
        Brakowało im wypełnionych słońcem dni, w których mogli przesiadywać na dworze i czerpać przyjemność z przebywania nad basenem. Jak niezmiernie jej tego brakowało, owszem może miała możliwość kąpania się podczas burzowej pogody, jednak ona czerpała radość, gdy mogła się jednocześnie opalać.
        — Jestem ogromnie ciekawa, co wymyślisz w następnym roku.
        Znudzona przysiadła na skraju swojego bagażu, podpierając dłonie na kolanach. Zaczęła żałować, że nie zabrała ze sobą swoich okularów przeciwsłonecznych, czasami zdawanie się na swój instynkt nie pomaga, gdy stwierdzila, że nie będzie to jej niezbędne. Westchnęła cicho całkowicie zniesmaczona, gdy prażące promienie niemal ją raziły, zmrużyła oczy przed natrętnym światłem, wyrzucając sobie własną głupotę.
        — Myślałem o ucieczce do Hiszpanii — odparł rozbawiony.
        Uniosła spojrzenie swoich jasnych oczu, a w jej spojrzenie rzuciła się jego dłoń, na której trzymał ciemne oprawki. Spojrzała na niego, przekrzywiając delikatnie głowę, zanim jednak się odezwała, chwyciła szkła pomiędzy palce, wsuwając je sobie na nos. Od razu poczuła się znacznie lepiej, chroniąc swoje oczy przed zdradzieckimi promieniami słonecznymi.
        — Jeśli miałabym być szczera, nie byłby wcale taki głupi pomysł — odezwała się po chwili zadumy.
        Patrzyła lekko rozbawiona na jego nieco ogłupiałe spojrzenie, gdy jego propozycja zniknięcia za granicami stanów niezwykle przypadła jej do gustu i nie zamierzała tego ukryć. Nikomu nie mówiła, jednak jako dziecko marzyła, by wyrwać się z tej cholernej klatki, w którą wpadła, uciec byle dalej od fortów na obrzeżach miasta, zostawić za sobą górę problemów i trosk, którymi została obdarzona już w młody wieku. Zamieszkać nad lazurowym wybrzeżem i co dzień cieszyć widokiem pięknego błękitu oceanu, który był dla niej tak upragniony. Uwielbiała takie widoki. Woda była jej żywiołem, kochała przechadzać się wieczorami po złocistym piasku, czując te złociste ziarenka pod swoimi stopami. Nie chciała nikomu o tym mówić, ale już jako szesnastolatka niemal nie kupiła biletu do Hiszpanii, by na stałe się tam osiedlić. Co ją powstrzymało? Anthony, on był powodem, dlaczego musiała odłożyć swoje zbyt bujne wyobrażenia o mieszkaniu na pięknej wyspie, gdy brutalnie sprowadził ją do rzeczywistości. Zawsze był osobą racjonalnie, myśląc, zdarzało się, że musiał hamować jej głupie zagrywki, gdy ona tego nie umiała kontrolować. Gdyby nie jego rozwaga już kilkakrotnie wpakowała, by się w ręce funkcjonariuszy i to nie z powodu jej licznych eskapad na zniszczone forty czy magazyny, w których uwielbiała się skrywać przed wścibskimi spojrzeniami, to tam powstało wiele jej rysunków oraz burzyła swoją blokadę twórczą, gdy jeździła po ramach na starej deskorolce, którą znalazła w szopie za kamienicą, w której mieszkała. Może i deska praktycznie się rozwalała, jednak dzięki pomocy Tony’mu udało im się doprowadzić do stanu funkcjonowania, a ona mogła się wreszcie wyszaleć.
        — Propozycja zamieszkania na rajskiej wyspie ci się podoba? — zagadnął rozweselony.
        Wyciągnął rączkę swojej ciemnej walizki, spierając się na niej, roześmiała się wesoło, gdy dostrzegła jego nieco odległe spojrzenie. Doskonale wiedziała, o czym teraz tak intensywnie rozmyśla spacerująca nad brzegiem czystego błękitu para uwolniona od codziennych zmartwień. Jej również spodobała się ta perspektywa, jednak musieli powrócić na ziemię, nie mogli tego uczynić, mieli zobowiązania oraz pracę, nad którą musieli się skupić.
        — Spodziewałeś się, że odmówię kotku, zrobiłabym wszystko, żeby tam pojechać. Hiszpania mnie intryguje, cholernie chciałabym poznać tamtejszą kulturę czy sztukę, a przede wszystkim ludzi. Co mi po nauce skoro nie mam możliwości tam pojechać. To frustrujące — żaliła się. 
        — Nigdy nie mówił nigdy najdroższa — spojrzała na niego z przymrużonymi oczami, gdy wiedziała jego nieco tajemniczy uśmiech — Mówi to dziewczyna, która w wieku dziewiętnastu lat spełniła większość swoich nastoletnich marzeń.
        — Nie wszystkich — oburzyła się.
        — Właśnie, nadejdzie czas i zwiedzić Hiszpanie.
        Skrył uchwyt swojego bagażu, gdy zobaczył jak na podjazd, wjeżdża, samochód oznaczony napisem taksówki. Stanął przed ukochaną, wyciągnął ku niej rękę, popatrzyła na niego, lecz w chwili, gdy chciała się odezwać, usłyszeli głośne trapienie. Ujęła za dłoń, zaciskając mocniej swoje palce na jego przegubie. Pochylił się lekko, całując lekko zarumieniony policzek. Słyszał jej ciche mruknięcie, gdy poczuła palące ją niemal twarz. Nie znosiła tego uczucia, gdy oblewała się czerwonym rumieńcem, można powiedzieć, że wręcz tym nie znosiła, gdy czuła się zawstydzona przy nim. Należała do osób otwartych, choć z początku można było odnieść zupełne inne wrażenie, skromna, lekko zacofana, nieufna, obraz dziewczyny, którą niegdyś poznał, zupełnie mu się zatarł, gdy dostrzegł w niej pełnie niewykorzystanego potencjału skrytego przez lata uciemiężenia. Kochał dziewczynę, która teraz otwarcie się z siebie śmiała czy rzucała wciąż żartami. Wszyscy dostrzegli, że to jej żywioł, lubiła być wygadana zupełnie jak jej brat, pomimo że nie znosiła być w centrum uwagi, jej przebojowość sprawiała, że łatwo nawiązywała kontakty, jednak nielicznym osobą potrafiła całkowicie zaufać. Mógł jedynie policzyć, ilu osobom bezgranicznie ufała.
        — Kiedy to będzie — westchnęła ciężko, gdy kierowca zatrzymał się na podjeździe.
        — Nie długo skarbie — odparł, wyjmując z jej dłoni bagaż podręczny.
        Nie brali jakiś wielkich bagaży, nie miało to najmniejszego sensu, skoro wracają już dzień po sylwestrze. Szybki niespodziewany wypadł. Zostałby tu dłużej, gdyby nie miał zobowiązać, co do zbliżających się premiery najbliższego filmu Michaela Bay’a gdzie musiał popracować nad ich piosenką oraz skupić się na płycie, którą pragnęli wypuścić na światło dzienne za kilka miesięcy, jego dziewczyna również miała swoje obowiązki, gdy ostatnio podjęła pracę w jednym z domów dziecka. Pomimo że zaproponowano jej dość niską pensję, jednak wiedział, że będzie w stanie się utrzymać, co było jej potrzebne, mieszkała samotnie i nie potrzebowała wiele. Dorabianie jako tłumaczka i rysowniczka bardzo ułatwia jej życie. Był naprawdę z niej dumny, wcześniej widział nastolatkę, która w siebie nie wierzyła teraz młodą zaradną kobietę.
        Mężczyzna z pomocą Shinody szybko uporał się z walizkami, a ona bez wyrzutów sumienia, chwyciła torebkę, którą trzymała na ramionach, chwytając ją miedzy palce. Otwierając drzwi wsunęła się na tylnie siedzenie, ostrożnie je za sobą zamykając, nie musiała czekać długo, aż Mike przysiadł obok niej, a jej uwadze nie umknęło, gdy pochwycił jej dłoń, którą oparła na ciemnym obiciu fotela. Może nie okazywali sobie publicznie, zbyt wiele uczuć czasami nawet się nie trzymali za ręce, tylko spacerowali, jakby byli zwyczajnymi przyjaciółmi, wiedziała, że czasami brakuje mu takich chwil. Ona nie chciała być zbytnio nachalna, nie pragnęła zachowywać się jak koleżanki w jej wieku w związkach, może był to też wzgląd, że nie umawiała się z kolegą z klasy a nieco starszym mężczyzną. Nie przejmowała się opinią osób, które nie mają pojęcia o jej związku, bardziej było to pokierowane tym, że nie pragnęła powielać utartych schematów w związkach.
        Dobiegła ją cicha rozmowa kierowcy oraz jej partnera, gdy ten przekazywał mu adres hotelu, w którym mieli się zatrzymać, a ona wręcz oniemiała, słysząc jego nazwę. Natknęła się w Internecie przez przypadek na niego, znudzona przeczytała parę informacji i był to jeden z droższych miejsc w Sydney więc była tym bardziej zaskoczona, że się tam wybierają.
        — Piękna koszty nie grają roli — odezwał się, gdy widział jej zaskoczoną minę.
        — Wiesz kocie, mnie już chyba nic nie zaskoczy — zaśmiała się cicho.
        Nawet nie byli świadomi, gdy wyjechali na jedna z ruchliwych autostrad, która tego popołudnia była niezwykle oblegana, nie było w tym nic dziwnego, skoro wiele osób śpieszyło się czy to z pracy, lub w pośpiechu organizowali imprezy, które miały kończyć ten rok. Było to niemal zaskakujące, że praktycznie przejechali przez wyznaczony kawałek trasy bez żadnych trudności, czego nie można było powiedzieć o Los Angeles, zapewne teraz pęka w szwach. Kochali to miasto, jednak ruch był tam tragiczny.
        Nawet nie była świadoma, gdy zajechali pod ogromny budynek, który piął się ku niebu. Stworzony z ogromnych szklanej konstrukcji stał na upór smagającego nim kapryśnej pogody, jakby ogromne szyby mogły wiele przetrwać. Metalowa konstrukcja powstrzymywała cały szkielet utkany z tak czystej szklanej płyty. Widziała ogrom świateł, które oświetlały budynek, co dawało niesamowite wrażenie, obraz kończyły dwie ogromne rozbłyskujące na wiele barw fontannę stojące przy wyjściu do holu.
        Wysiadła wolno z pojazdu, stając przed wiodącym w górę stopniem, słyszała szum toczących się po ziemi kółek bagażu. Odwróciła głowę od tego zachwycającego widoku, spoglądając na swojego ukochanego, który ciągnął za sobą ich walizki, a ona dostrzegła brak obecności taksówki.
        — Mogę? — zwróciła się ku niemu.
        Wyjęła z jego dłoni swój bagaż. Nie lubiła się nim wysługiwać, nie była dziewczyną, którą by wszystkie swoje bagaże wcisnęła w dłonie swojego chłopaka, ona wręcz tego nie znosiła. Nawet własnymi zakupami wolała się zająć.         Nie czuła się wtedy dobrze, więc nawet nie próbowała go tym obciążać.
        Przeszli po okrytym jasnym dywanem wejściu stając w ogromnym lobi, od którego tłoczyło się od obsługi hotelowej czy gości, który zarezerwowali tutaj pokój. Nie rozglądała się po ogromnym pomieszczeniu, czemu miała się rozglądać bogato zdobionym ścianą czy kąciku wypoczynkowemu wciśniętym w jednym z rogów. Podążyła za Michael, który stanął przy recepcji, już załatwiając formalności, przystanęła nieopodal, czekając, aż otrzyma klucz do sypialni. Długo nie musiała czekać, gdy wrócił do niej z kartą magnetyczną, która służyła jako klucz. Widzieli zbliżającego się ku nim boja hotelowego ubranego w czarno — biały mundur na jego piersi wszyty było imię pracownika. Jednak ona nie skupiła się na tym, oddała mu swoją walizkę, gdy uprzejmie ich poprosił, że zabierze ich bagaże. Przystanęli przy jednej z wind, oczekując na pojawienie się, w końcu nieco pozłacane drzwi otworzyły się, a w nich stał młody chłopak przyodziany w podobne ubranie, które miał na sobie idący za nim boi.
        Poczuła się nagle tym wszystkim znużona, gdy niespodziewanie poczuła znajomy dotyk oraz czyjeś wyraźnie ciepło, przylgnęła mocniej do boku ukochanego, który stał przy niej, obejmując ją w kojącym uścisku. Może i przespała w samolocie, praktycznie całą podróż wciąż odczuwała chęć zażycia odrobinki odpoczynku, jednak jej marzenia o spędzeniu kilka namiętnych chwil z łóżkiem, wiedziała, jednak że dzisiaj zostanie pozbawiona tej możliwości, pomimo że nie znała jeszcze jego planów, była wręcz przekonana, że ich nie pożałuje.
        Z cichym westchnieniem opuściła to maleńkie nieco klaustrofobiczne pomieszczenie, wychodząc na oświetlony blaskiem lamp korytarz. Poczuła dłoń Michaela na swoim boku, gdy zmusił ją, by podążyła za nim. Przeszli parę kroków, by stanąć przed ciemnymi drzwiami oznaczone numerem trzysta dwadzieścia. Czuła jedynie jak jej chłopak wyjmuje z wnętrza kieszeni klucz. Patrzyła, jak przykłada tekturkę do elektronicznego zamka, po chwili drzwi uchyliły się przed nimi, a ona weszła za próg, stając w małym korytarzu. Słyszała za sobą rozmowę muzyka z pracownikiem hotelu jednak gdy tylko spojrzała za ramię, widziała oddalającego się mężczyznę, a ona dostrzegła, jak ciemne skrzydło delikatnie się zamyka.
        — Zapraszam do środka kochanie. 
        Pokręciła nieco rozbawioną głową, jednak przeszła parę kroków, stając w ogromnej sypialni. Okno rozciągało się niemal po całości ściany, z którego rozciągał się przepiękny widok na panoramę miasta, które powoli kładło się do snu, poszarzałe niebo tylko zwiastowało zbliżającą się nieubłaganie godzinę zero, jednak już teraz było słuchać wybuch rac w oddali, a niebo rozświetliły pomarańczowe iskry, które mógłby być niedostrzegane na tle zachodzącego słońca, jednak ona je widziała na wschodzącym nocnym niebie. Jednak jej uwagę najbardziej przykuło ogromne łóżko okryty wściekłą czerwienią satyny, które aż ją zachęcało, by się na nim położyła. Jednak mogła przesunąć na dalszy plan te chęci.
        — W takim razie gdzie się wybieramy? — zapytała, spoglądając na ukochanego.
        Spojrzała na niego, gdy krył ich walizki we wnętrzu ogromnej szafy jednak gdy tylko usłyszał jej pytanie, uniósł głowę, spoglądając na nią.
        — Kto powiedział, że się gdzieś wybieramy najdroższa, zostajemy tutaj — oznajmił.
        — Poważnie? — spytała z po wątpieniem — Taki był plan — roześmiał się, gdy założyła dłonie na biuście, mierząc go spojrzeniem swoich jasnych oczu.
        — Nie — odparł, podchodząc do niej — Mam propozycje nie do odrzucenia. Kieliszek dobrego wina, łóżko i spoglądanie o północy na petardy zadowolona? — spytał, wodząc dłońmi po jej bokach.
        Czuła jak zaciska swoje palce na jej pośladkach, co jeszcze bardziej ją zaczęło frustrować. Grymas niezadowolenia przemknął przez jej twarz, gdy stali tak na środku hotelowej sypialni, gdy nad miastem zapadł już zmrok. Wyraz jej oczy nie wyrażał nic dobrego.
        — Chyba mam ciekawszą pozycję kotku — odezwała się po chwili dość głębokim oraz napiętym od emocji głosem. Zanim mógł cokolwiek powiedzieć lub przewidzieć jej dalsze poczynania. Zgrabnym ruchem uwolniła się z jego uścisku, jednak nie na długo pozostał obojętny na jej dotyk, gdy niemal zmusiła go, by się odwrócił, mógł tylko wolno się wycofać, gdy widział jej tak intensywne spojrzenie, które nie zwiastowało niczego dobrego.
        Uśmiechnęła się nieco przebiegle, gdy widziała jego rozbiegane spojrzenie, dobrze wiedziała, że zastanawia się nad tym, co zamierza zrobić, jednak ona pragnęła tylko nieco zmysłowości, ubarwić tę noc namiętnością i nutką pikanterii, niemal jak pamiętnego wieczoru, gdy zdecydowała się spędzić z nim upojne chwile.
        Opadła dłoń na jego piersi, z chytrym uśmieszkiem stanęła przed nim, niemal czuła jego ciepły oddech na swoich ustach, widziała, jak się pochyla, chcąc posmakować ponownie jej ust, jednak ona pchnęła go na stojące za nim łóżku. Patrzyła, jak upada na miękką pościel, a jej uwadze nie umknął nieznaczny uśmiech czający się w kącikach jego ust. Gdy tak na niego spoglądała, zaczęła mieć podejrzenia, że to był jego plan od samego początku, jednak nie za wiele ją teraz to obchodziło, gdy wkradła się na jego kolanach, ostrożnie usadawiając się na jego udach.
        Ujęła jego twarz między dłonie, pochyliła się nieznacznie z niemal uwielbieniem, ponownie zasmakowała jego pełnych ust, posmak mięty niemal ją odrzucił, jednak to było tak przyjemne, że nawet nie śmiała odsunąć od tego namiętnego pocałunku. Wyczuła jego dłonie, które skryły się pod jej zwiewną koszulą, którą na sobie miała, czuła dotyk jego palców, gdy wodził nimi po jej nagim brzuchu, bawił się w najlepsze, wodząc dłońmi po jej biodrach, zdając sobie sprawę, jak bardzo ją to denerwuje, jednak ona jakby pozostała na to obojętna niewzruszona. Mógł patrzeć jak niemal sfrustrowana, chwyta za klapy swojej ciemnej ramoneski, pewnym siebie ruchem zasunęła ja z ramion, odrzucając za siebie. Czuł jej dłonie na swoim karku, gdy zacisnęła swoje szczupłe palce, pozbywając się ówcześnie niewygodnego ubrania, jednak nie na długo mógł nacieszyć się jej dość chłodnymi dłońmi. Jej palce wolno zaczęły spacerować w dół jego torsu, docierając to upragnionych guziczków. Oderwała się od jego ust, a jego zmysły zaatakował jej niegrzeczny ton głosu.
        — Mam je z ciebie zerwać czy odpinać po kolei — uśmiechnęła się zadziornie, gdy uwolniła jeden z maleńkich guzików z maleńkiej dziurki.
        — Wolałbym nie tracić tej koszuli — odparł zaczepnie.
        — Czyli wybieramy mniejsze zło — mówiła z lekko tajemniczym uśmiechem.
        Przymrużył oczy, zdając sobie sprawę, co miała na myśli, pragnął już zaprotestować, jednak poczuł jej zmysłowe wargi na swoich ustach i nie mógł oprzeć się tej cholernej pokusie, jednak ku jemu zaskoczeniu nie słyszał upadający na ziemie małych guzików. Julia zawsze uwielbiała robić mu na przekór. Sypiał z nią zaledwie od dwóch miesięcy, jednak mógł nieco ją poznać i mógł śmiało powiedzieć, że podobnie jak i w życiu bywała nieugięta i nieco zbyt zadziorna, ale jeśli miał być szczery, to cholernie mu się to podobało. Uwielbiał to w niej, bo nie można było powiedzieć, że ich życie intymne było po prostu nudne. Czuł, jak odpięła ostatnie zaczepki, a nagły chłód ogarnął jego ciała.
        — Mojemu koteczkowi jest zimo? — niespodziewanie usłyszał jej barwny głos, niemal słyszał jej duchowy śmiech — Jaka szkoda — widział jej nieco pobłażliwy uśmiech.
        Miała przez moment wrażenie, że jej słowa doprowadzają go niemal do szału, w jednej chwili pragnął zerwać wszystko, co miała na sobie i odpowiednio się nią zająć. Wiedziała jaka bywała kusząca a jemu to wcale nie pomagało. Nigdy nie sądził, że żadna kobieta będzie go tak pociągać, jak ona, ale w niej było coś wyjątkowego coś, co go w niej intrygowało. Byłbym głupcem, gdyby nie dostrzegał, jak bardzo jest ponętna i to go zaczęło pogrążać, czuł jej palące spojrzenie na sobie, gdy wyczuł jak jego spodnie, stają się coraz ciaśniejsze, co nie umknęło jego partnerce. Czuł, jak przejeżdża swoimi zgrabnymi palcami po widocznym zarysowaniu jego męskości w ciemnych materiale spodni.
        — Sądzę, że plany ci się zmieniły Shinoda — mówiła ze śmiechem, nawet nie myśląc kończyć swojej wesołej espady — A zaledwie chwile temu mówiłeś cos o winie i jak dobrze pamiętam, nawet nie pomyślałeś, by to zaproponować.
        — Jak ci zaraz pokaże,jaki potrafię być zasadniczy — zagrzmiał.
        Nieomal nie pisnęła, gdy zerwał z jej ramion jasnej koszuli, nie przejmował się zbytnio czymś takim jak rozpinanie. Tym razem to on zadziałam impulsywnie, niszcząc materiał jej koszulki. Widział jej karcące spojrzenie na sobie, jednak zbytnio się tym nie przejął, gdy zwinnym ruchem odwrócił ją w swoich ramionach, zmuszając do położenia się na miękkiej satynowej pościeli. Rzucił za siebie trzymaną wciąż bluzeczkę, która upadla nieopodal jej skórzanej kurtki.
        Wtedy w jego oczy rzuciła się dość znajoma bielizna, która otulało jej ciało, uśmiechnęła się nieznacznie, gdy dostrzegła jego spojrzenie utkwione w jej koronkowym biustonoszu. Jednak jakiekolwiek dalsze rozmyślania zostały jej przerwane, gdy poczuła jego cholernie kuszące usta, na swoich lekko rozchylonych wargach, jednak to była tylko zagrywka, by ją zwieść, skutecznie zmylić by nie dostrzegła, jak skrył dłoń pod jej plecami, odnajdując te małe zapięcia. Zgrabnym ruchem rozpiął te cholerne zaczepki, które już dawno nie stanowiły dla niego trudności czy stanowiły fortecy do nieprzebycia. Uchwycił jedno z zapięć, ostrożnie za nie pociągając, na jej nieszczęście nie pomyślała o założeniu tych cholernych ramiączek, przez które mógł mieć małe utrudnienie w pozbyciu się z niej niechcianej bielizny. Wyciągnął ku górze dłoń ze swoim małym trofeum, patrząc na niesmak w jej oczach i jej ciche warknięcie.
        — Piękna ze mną nigdy nie wygrasz — odezwał się, pozbywając się ze swojej ręki ciemnego materiału jej bielizny.
        — Nie grasz uczciwie — sapnęła cicho, gdy poczuła, jak zaciska swoją dłoń, na jednej z jej piersi.
        — Kto powiedział, że w seksie gra się według zasad, tutaj nigdy nie ma reguł skarbie.
        — Przestań gadać i mnie pocałuj — jęknęła żałośnie, gdy on dalej ją drażnił.
        Jej zamierzony cel nie został osiągnięty, gdy została pozbawiona jego czułego pocałunku, jednak gdy poczuła jego usta na jej jędrnym biuście, nie omieszkała mówić, że ją to nie zadowoliło, gdy obdarzył czułościami jedną z jej piersi, jęknęła cicho, gdy poczuła jak, zaciska zęby na jej brodawce i delikatnie za nią pociągając, z każdą sekundą czuła jak jej płuca odmawiają posłuszeństwa, gdy ponownie poczuła to lekkie szarpnięcie.
        — Błagam, przestań — mruknęła z lekko urywającym oddechem.
        Jednak górujący nad nią mężczyzna nawet nie myślał tego robić, gdy przyłożył swoje usta do jej drugiej piersi, ponownie zamykając ją w czeluści swoich zachłannych ust. Nagle pomieszczenie wypełnił jej cichy krzyk, jednak nie było wyczuwalne w nim żadne przerażenia, a przyjemność, gdy poczuła jeszcze mocniejszą przyjemność tego gestu. Przymknęła lekko swoje jasne spojrzenie, przykładając swoje dłonie do czoła.
        — Powtórzyłem to już wcześniej, zrobię to ponownie. Ze mną nie wygrasz piękna — mówił głębokim głosem.
        Wciąż czuła jego ciepły oddech na swoim biuście, gdy ona nieznacznie wpatrywała się z niego, gdy rozsunął zamek jej spodni, ówcześnie pozbywając cholernego guzika, z tej malej szparki. Nawet się nie zorientowała, gdy zsunął z jej nóg spodnie, jednak nie umknęło je brak jej dolnej części bielizny, nie musiała nawet rozumieć, by wiedzieć, że je chłopak zdecydowanie ułatwił sobie zdanie, już miała na niego krzyczeć, jednak nie mogła, gdy ponownie zasmakowała jego nabrzmiałych emocji ust. Przyjemność sprawiała jej spędzone z nim chwile, które mogła przeżyć, mogła temu zaprzeczyć, jednak uwielbiała się z nim kochać, mogła nawet oszukać cały świat, siebie nie umiała, gdy wpajała sobie za młodu strach przed zbliżeniem, teraz mogła tylko odczuwać cholerną przyjemność z każdego momentu, pocałunku czy uścisku.
        Nie zdołała jednak dłużej o tym rozmyślać, gdy przez jej lekko rozchylone usta przemknął cichy jęk zadowolenia, a ona wyczuła jak wsuwa w nią dwoje palców, a ona niemal nie krzyknęła z irytacji, że tak perfidnie się z nią bawi, jak ona nie znosiła, jak to robił, jednak to było tak cholernie przyjemne i za każdym razem podobało się jej to tak samo. Sapnęła cicho, gdy poczuła, jak wchodzi w nią bardziej, jeszcze bardziej potęgując to odurzające uczucie.
        — Ja przysięgam któregoś dnia mi za to zapłacić! — starała się odgrażać, jednak z każdym wypowiedzianym słowem traciła oddech.
        Jęknęła nieco głośniej, gdy poczuła jak jeszcze bardziej, potęguje jej przyjemność, wsuwając w nią jeszcze jednego palca. Z trudem uniosła się na dłoniach, jednak jej próby podniesienia się spełzły na niczym, gdy poczuła jak zalewa ją fala błogiej ekstazy, odchyliła się nieco do tyłu, niemal nie upadając na miękkie poduchy, a przez jej ściśnięte gardło wydobył się nagły krzyk:
        — Mike! 
        Spoglądała na niego, jak na jego nieco zaczerwienionych ustach pojawia się nieco przebiegły uśmiech, leżała na wskroś na miękkiej tkaninie próbując złapać normalny oddech. Patrzyła z lekkim uśmiech, gdy jednym ruchem pozbył się materiału swoich spodni. Wtedy wyraźnie mogła dostrzec już bardziej zarysowaną w jego bokserkach męskość. Zagryzła delikatnie dolną wargę, co jeszcze bardziej go pobudziło.
        — Pozbędziesz się ich czy mam ci w tym pomóc? — odezwała się nagle, gdy wciąż miał na sobie tą cholerną bielizną.
        — Cierpliwości skarbie.
        — Ja ci zaraz tę cierpliwość z głowy wybije — warknęła.
        Zahaczyła palcem o skraj jego bokserek, jednym zwinnym ruchem zsunęła je z jego bioder. Uśmiechnęła się przebiegle, gdy słyszała jego cichy pomruk niezadowolenia.
         — Zaraz nie będziesz taka krok do przodu!
         — Przestań, nie działają na mnie te groźby — powiedziała z lekkością.
        Od razu tego pożałowała, gdy niespodziewanie wsunął się do jej kobiecości, a z jej gardła wydobył się nagły wrzask, jednak tylko on wiedział, że był on przepełniony zadowoleniem oraz radością, nigdy by nie doprowadził do chwil, by czuła się nie komfortowo.
        — Więc to tak miało wyglądać? — pytała, gdy pochylił się nad nią, a ona wyczuła, jak się w niej porusza — Nie wzburzać, podejrzeć?
        — Doskonale wiesz, jak to by się skończyło.
        Musiała mu przyznać racje, wiedziała o tym bardzo dobrze, a jednak jakoś lubiła te ich pogawędki. Nie zniosła, by błogiej ciszy lubiła czuć, ale jednocześnie słyszeć jego głos, to naprawdę ją uspakajało. Jednak tym razem dała sobie szansę na odczuwanie, gdy intensywność stała się jeszcze silniejsza, gdy wsunął się w nią jeszcze bardziej.
        Zacisnęła palce na jego brakach, przysuwając go bardziej do siebie, przejechała palcami po jego nagim karku, zaplatając dłonie na jego szyi. Czuła jak opiera ramiona wokół jej boków, by nieco utrzymać równowagi, czuła jego mocniejsze pchnięcie, a ona już dawno straciła kontrole nad swoim oddechem.
        — Dlaczego ty musisz mieć zawsze racje — jęknęła, gdy poczuła jeszcze mocniej jak w nią wchodzi.
        — Nie zawsze mam racje skarbie — odparł.
        Westchnęła cicho, zanim jego usta odnalazły jej nieco spierzchnięte wargi. Może i z nią chodził na kompromisy jednak w sprawach łóżkowych nigdy jej na to pozwolić, jednak z jakichś względów wcale jej to nie przeszkadzało, a wręcz cieszyło, uwielbiała jego zasadniczość w tych namiętnych nocach, gdy mogła mu się poddać ze świadomością, że nie pożałuje tego.
        Sapnęła cicho, gdy poczuła to odurzające odczucie, które niemal ją zniewalało, gdy przyjemność powoli zaczęła wypełniać jej wnętrze, a ona nie była obojętna na jego zmysłowe ruchy. Każda sekunda była cholerną chwilą upojnej namiętności i nie pragnęła tego kończyć. Jej parter wyraźnie dostrzegł, to niespodziewanie zwolnił.
        — Czyli tak chcesz ze mną pogrywać? — słyszała jego glos.
        — Co zamierzasz? — spytała z lekkim strachem.
        Nie otrzymała odpowiedzi, mogła jedynie czuć, jak chwyta jej dłonie, przysuwając bardziej to miękkiego materaca, czuła jak zaciska palce na jej przegubach, a ona niemal nie krzyknęła, gdy mocniej się w niej poruszył. Jęknęła przeciągle, gdy to powtórzył, a ona z każdą chwilą czuła, że nie zdoła tak dłużej wytrzymać to kres jej tak cholernie namiętnych męczarni, jednak one wciąż trwały, doprowadzając ją do obłędu. Jednak nagrodą dla niej była usłyszeć jego krzyk pełen zadowolenia, uśmiechnęła się błogo, bo to było to jej z małych rzeczy, które pragnęła słyszeć każdego dnia, jednak nie zamierzała mu o tym mówić, nie bała się jego reakcji, jednak chciała zachować to dla siebie.
        Byli kompletnie nieświadomi z upływającego wokół nich czasu, który niespodzianie nagle przyśpieszczył, jeśli to w ogóle było możliwe, a zegary wskazywały parę minut przed dwunastą. Opadła zadowolona na miękkie poduszki, gdy niespodziewanie dobiegło do niej pukanie do drzwi. Uniosła się nieznacznie na dłoniach, spoglądając w stronę drzwi. Skryta pod delikatną narzutką patrzyła na Michaela, który w pośpiechu założył leżące nieopodal bokserki.
        — Pójdę otworzyć — mruknął, skradając jej delikatnego całusa.
        Patrzyła, jak znika w maleńkim korytarzu, a do jej uszu dobiegła rozmowa z przedpokoju, po chwili zobaczyła stojącego w przejściu mężczyznę z butelką szampana z dwoma kieliszkami.
        — Czyli mamy jak świętować — odparła zadowolona, gdy ułożył wszystko na maleńkim stoliku nocnym.
        Skradł się pod kołdrę, gdy po chwili poczuł dłoń młodej dziewczyny, która dyskretnie wkradła się do jego bielizny. Uchwyciła jego męskość w dłoń, poruszając nieznacznie dłonią w górę i w dół, niemal doprowadzając go do szaleństwa. Jednak niespodziewanie zacisnął palce na jej ręce, zatrzymując jej zmysłowe ruchy.
        — Skarbie zaraz północ — odezwał się cichym głosem — Potem możesz się zabawić.
        Nigdy nie spodziewał się patrzeć, jak jej oczy zabłysły na wspomnienie jego słów. Nigdy do tej pory na to sobie nie pozwalała co dzisiejszej nocy nawet po wybitych kilku lampkach czerwonego wina, jednak jeśli miał być szczery to dziewczyna, zaskakuje na każdym Razem.
        Patrzyła jak chwyta szampana a w ona coraz chętniej rozmyślała co zaraz z nim zrobi. Delikatny uśmiech czaił się w końcach jej usta. Odwróciła się jednak na brzuch, spoglądając na rozświetlone milionem światełek niebo, to był naprawdę zachwycający widok. Przyjęła szkło z szampanem od swojego partnera w momencie, gdy zegary wybiły północ, a niebo rozcięło więcej kolorów. Patrzyła, zachwycona na ten widok mając nadzieje, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego.