Monday, July 27, 2020

II 17 — PREFFER BEACH — PART 2

        — Wiem, że już tego nie zmienię, by cofnąć czas i zmienić jej przebieg, jednak ostatnio długo się zastanawiałabym zgromadzić teczkę i złożyć dokumenty na ASP. Nie jestem pewna czy dobrze robię.
        — Czemu uważasz, że do jest zły pomysł? Doskonale pamiętam tę dziewczynę, której pomagałem opanować techniki malowania i która wyrażała ogrom chęci, by zgłosić się na jakiś renomowaną uczelnię. Gdzie ona się podziała co? — spytał, spoglądając na nią z lekko przymrużonymi oczami.
        — Boi się, że zawiedzie — przyznała w końcu.
    — Mówi się, że bez ryzyka nie ma zabawy skarbie, uważam, że powinnaś się zgłosić. Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierał nie zależnie od okoliczności.
Nie była w stanie mu podziękować, gdy przed ich stolikiem stanęła podstarzała kelnerka z tacą wypełnioną aromatycznym śniadaniem, a o brzeg wysokich szklanek wypełnioną zmrożoną napojem odbijały się kostki zmrożonej wody. Postawiła przed nimi smacznie wyglądające naleśniki oblane sporą ilością syropu oraz pokrojonymi kawałkami owoców, oddaliła się, życząc smacznego, gdy zesunęła szklanki z tacy.
        Spędzając śniadanie w miłej atmosferze, zapominając o wcześniejszej rozmowie i poruszenie tematu, który dla Julii był nieco drażliwy, wciąż słuchali jak, barmanka krzyczy na swojego męża, który stał w kuchni, ten znudzony odpowiadał jej zdawkowymi zdaniami, byli nie jednokrotnie rozbawieni, gdy do ich uszu dotarły narzekania kobiety. Nastolatka nagle wpadła w napad cichego śmiechu, gdy widziała kątem oka minę kelnerki, która patrzyła na młodą zakochaną parę i ich czułości względem siebie, wypaliła nagle do nieco siwego mężczyzny, który stanął na progu kuchennych drzwi w białym fartuchu kucharskim.
        — James bierz przykład z młodych, tak powinneś się zachowywać! — skarżyła się, co jeszcze bardziej wprawiło ją w dobry nastrój, nie uszło uwadze, że jej ukochany był również rozbawiony dyskusją małżeństwa.
        — Kochanie nie uważasz, że jesteśmy na to ciut za starzy — spokój i cierpliwość otaczała właściciela lokalu, mogli rzecz, że był już znudzony zmarudzeniami swojej żony.
        — Gdybym wiedziała, że będziesz tak oschły na starość, to nigdy bym się nie zgodziła na ślub — furknęła obruszona pani Merry, zatrzaskując za sobą drzwi od zaplecza.
        Zaśmiała się z postawy starszej damy, chwyciła skraj szklanki, przykładając ja do ust. Upiła jego ostatni dość spory łyk, ostawiając ostrożnie szkło na drewniany blat, patrzyła z zadowoleniem na Michaela, który skupił swoją uwagę na ekranie telefonu, wystukując szybką wiadomość do managera zespołu. Uwielbiała, spoglądając na jego nieco skupioną twarz, zawsze wtedy wydawało się jej, że jest w nim coś ujmującego i niepowtarzalnego. Nie była w stanie powiedzieć, co ją w tym zachwyca, jednak miała słabość do niego nawet, wtedy gdy nawet nie wiedział o jej istnieniu. Godzinami mogła wpatrywać się w jego zamyślone oczy i nigdy by ją to nie nudziło.
        — Wiem, że lubisz się mi przyglądać, ale pora już jechać, bo czeka nas pięć godzin drogi — oznajmił, wyrywając ją nagle z nostalgii, w którą wpadła.
        Jęknęła niezadowolona, była zdegustowana, jednak poszła w jego ślady, wydostając się z miękkiej sofy. Przyjęła jego pomocną dłoń, gdy znalazła się na skraju siedzenia, pomagając jej wstać. Widziała jak kelnerka, stanęła za blatem, a po grymasie jej niezadowolenia pozostał jedynie słaby uśmiech.
        Sięgała już po portfel, by zapłacić, jednak Mike ją ubiegł. Nie zamierzała jednak tego tak zostawić. Nie znosiła być od kogoś zależna finansowo i pomimo że zawsze ich relacje opierały się na wzajemnych partnerstwie, nie chciała być prana za osobę, którą nie stać nawet na zwykłe posiłek. Poprosiła go, by tym razem to ona mogła uregulować dług, widziała, że nie był zbytnio tym zachwycony, lecz już jej nie zatrzymywał. Odnalazła w torebce swoją kartę kredytową, co wydało się jej trochę dziwne, bo była wręcz przekonana, że jej tam nie chowała, a powinna mieć swoje miejsce w małych kieszonkach portfela. Przyłożyła plastikową tekturkę do czytnika, na szczęście kwota nie zmuszała jej do wprowadzenia pinu. Skryła ją ponownie we wnętrzu kopertówki, odbierając rachunek.
        Żegnając właścicielkę, słyszała gromkie śmiechy przydrożnych mężczyzn, który prawili rozmowę o niedawnych meczu ulubionej drużyny fudubollowej, a jej uszu dobiegł dość wesoły komentarz jednego z nich. Wsunęła torebkę na ramię, podchodząc do oddalonego o kilka kroków Michaela, wciąż była mu w niesmak po jej prośbie, jednak wiedziała, że zdoła go udobruchać. Pozwoliła sobie przejść pierwszą przez uchylone drzwi, stanęła na zalany jasnym słońcem podjeździe, nie musiała czekać długo na swojego partnera, który zjawił się niemal natychmiast, obejmując ją w czułym uścisku. Uchwyciła słoneczne okulary, które zwisały z jej koszuli, wsuwając je na nos. Może uwielbiała kalifornie, jednak jej oczy czasami omawiały, gdy musiała patrzeć bez ochrony na tak palącym słońcu. Może miała chwile, gdy nie była zmuszona tak często ich miewać przy sobie, jak na początku jej pobytu w mieście aniołów to teraz oprawki z ciemnymi szkłami stały się dla niej codziennością. Przechodząc wyznaczonym w soczystej zielni traw chodnikiem, stanęli przed stojącym na uboczu samochodzie.
        Nigdy nie sądziła, że ta podróż wyda się dla niej tak bardzo nużąca, może nie przywykła do tak długich godzin siedzenia w samochodzie czy nie lubiła takich długich podróży, lecz świadomość zaczęła powoli z niej odpływać w połowie podróży. Chciała pozostać świadoma, jednak pan wszelkich snów miał wobec niej inne plany. Zasnąć w połowie jazdy nie należało do jej planów, jednak skapitulowała nawet po ogromnej dawce kofeiny. Nie była świadoma, kiedy przekroczyli granice uroczego miasteczka Big Sur, który słynąc z zachwycających widoków mórz, wodospadów czy żywych pomników natury. Plaża Pfeiffer Beach przyciągała rzesze turystów, którzy spędzali w podróży wiele godzin, by ujrzeć ten niesamowity widok klifów, wielu ludzi pragnęło znaleźć się, by podziwiać ten przepiękne dzieło matki natury.
        Podjęcie decyzji o miejscu ich wypoczynku, nie była dla niego łatwa, wahał się przez długi czas, by nie zdecydować się na odludne miejsce w pasie górskich szczytów pozwalając zjednoczyć się z przyrodę, z dala od zgiełku miasta, by mogli uciec od swoich własnych problemów i zobowiązań. Wiedział, że Julia potrzebuje tego odizolowania i ucieczki od kłopotów, które namnożyły się w jej życiu przez ostatnie miesiące, a szczególności odpoczęcia od destrukcyjnego byłego chłopaka. Pomimo że do tego się mu nie przyznała, ukradkiem słyszał jej rozmowę z Adrien’m, gdzie mówiła mu o wizycie u swojej terapeutki, która sugerowała jej, by na kilka dni znalazła się poza miastem, by mogła wreszcie złapać oddech. Wciąż jednak dla niego było zaskakujące jak niegdyś dwoje szkolnych wrogów, zawarło wspólny pakt, by ośmieszyć szkolnych plotkarzy, jednocześnie niszcząc jedną zakłamaną przyjaźń. Zdawało się, że po ich drobnej walce z byłym kolegom jego dziewczyny i jej odwieczną rywalką nic ich nie połączy, a jednak stali się sobie bliscy. Może sprawiało jej trudność do przyznania się, że Agreste sprawił, że uświadomiła sobie wiele rzeczy, gdy przechodziła najgorsze tygodnie swojego życia. Wyciągnął do niej pomocną dłoń, którą przyjęła tylko jemu i Anthony’emu zdołała wtedy zaufać, czy powinnien czuć do niej żal? Nigdy o tym nie myślał w taki sposób. Julia była dość specyficzną osobą, ponieważ wolała nie obciążać ich gronem swoich problemów, zwierzanie było dla niej ostatecznością, dlatego wolała wybrać kogoś z grona jej znajomych, który mógłby skopać jej przysłowiowo tyłek, by nie popadała w skraj swojej otchłani melancholii. Nigdy nie zapomni jej z tego okresu. Wszyscy uważają, że objawy przygnębiają, ujawniają się nadmiernym przebywaniem w zamkniętym pomieszczeniu, wypłakiwaniem się przez długie godziny w łóżku, czy brak kontaktu z tą osobą, Julia, pomimo że miewała takie momenty, nie potrafiła siedzieć w jednym miejscu. Często znikała na całe dnie, nawet noce, nie chciała im mówić za wiele, jednak byli świadomi, że jeździ na obrzeża miasta, zaszywając się w starych opustoszałych fortach. Spędzała długie godziny na dyskusjach z Adrien’m nawet o głupotach, jednak to była jej forma uwolnienia się, ucieczki od przytłaczającej ją rzeczywistości, dopiero po pewnym czasie przyznała się, że gdy przebywała w samotności, popadała w paranoje, obawiała się wtedy spojrzeć za siebie, dlatego jej ratunkiem były jakieś opuszczone i zniszczone przed laty magazyny czy fabryki gdzie mogła się wyszaleć, choć przygnębienie ją dołowała, wtedy tego tak nie odczuwała. Może powiedzieć, że wychodziła na przekór temu, co ją niszczyło. Wolała działać niż iść wstecz. 
        Przypomniał sobie jedną z jej historii, gdy jej apodyktyczny chłopak ponownie wytknął błąd, do którego się nie przyczyniła, a winowajcą był on sam, wyzywał ją od ladacznic, nie szczędził jej kalumnii oraz szyderstw co już wtedy nie było dla niej dziwne. Nie zdumiało ją, nawet gdy posunął się, by ja uderzyć, myślała wtedy, że na tym poprzestanie, jednak się pomyliła, wtedy po raz pierwszy pozwolił sobie ją pobić, niemal do nieprzytomności wrzeszcząc, by go przeprosiła. Zamilkła, milczała i czekała cierpliwie, gdy jego szał furii zniknie. Sądziła, że jej koszmar się na tym skończy, jednak los okazał się dla niej okrutny, gdy przekroczyła próg sierocińca, natknęła się na rozwścieczonego wychowance, który nie był zachwycony jej dość późnym powrotem do domu dziecka. Nie opierała się, gdy zaciągnął ją do pokoju opiekunów, a za zamkniętymi drzwiami niemal zmusił ją do współżycia. Coś w niej pękło, nie dała mu szans, by się nawet do niej zbliżył, w strachu szukała drogi ucieczki. Jedyną, którą była w stanie odnaleźć to przez uchylone drzwi na drugim piętrze starej kamienicy. Wymknęła się tamtego wieczoru, znikając w jednym ze swoich ulubionych miejsc, jednak jej wyskok z okna kosztował ją jej zdrowiem. Zaszyła się w opuszczonych kamienicach w odległym części Phoenix, o którym wiedział jedynie z Tonym. Nie zjawiła się następnego dnia, co nakierowała Browna, by ją odnaleźć w ich ulubionym miejscu. Znalazł ją pobitą, przestraszoną i z opuchniętą kostką. Nie musiał pytać, by zrozumiał, co się stało. Nie zdradził jej tajemnicy i nie powiedział, gdzie jest, do momentu, gdy policja nie zaczęła jej szukać. Powróciła do sierocińca, jednak od tamtych chwil stała się zgorzkniałą dziewczyną, wiecznie złą nastolatkom, przed którą umykały młodsze roczniki dzieciaków, jedynie dla nielicznych była wciąż miła. Od tamtego zdarzenia mówiono o niej Buntowniczka. Przydomek, z którym zaczęła się obywać, by na końcu go polubić.
Wypatrzył w oddali szosę, przy której piętrzyły się ogromne palmy, które dumnie wskazywały jedyną drogę do nabrzeżnej posiadłości, która stała się jego celem.         Włączając kierunkowskaz, dobiegł go cichy pomruk, kątem oka dostrzegł grymas na twarzy dziewiętnastolatki, która nie miała zbyt dużo miejsca nawet, by zmienić pozycje, jednak widział, jak wolno otwiera oczy.
      — W samą porę piękna — uśmiechnął się, gdy poprawiła nieznacznie wymykające się spod jej długiego warkocza kosmyki brązowych włosów — Właśnie dojechaliśmy — oznajmił.
            Zatrzymał samochodu na podjeździe pięknej małej wilii, która wciąż zdawała się błyszczeć blaskiem nowości, pnące się rośliny po jednej ze ścian zdawały się nie usychać, a wręcz odnajdywały się na tych ciemnych ścianach posiadłości. Barwne wiązanki kwiatów w zawieszonych nad przejściem donicach nie traciły swojego blasku, regularnie przycinane oraz podlewane przez wynajętego ogrodnika, który zajmował się pięknym ogrodem za domem, willa sprawiała, wrażenie jakby zamieszkiwana tutaj rodzina niezwykle ceniła sobie ten zakątek, jednak prawda była inna, od wielu lat nie było tutaj nikogo. Shinoda był jedynym posiadaczek kluczy do tej małej posiadłości, jednak nie bywał tutaj od chwil zaręczyn z Talyor. Była narzeczona, nie należała do osób, które lubiły podróżować, wręcz tego nie znosiła, ograniczała się do wyjazdów do domu rodzinnego, nigdy nie chciała z nim podróżować. Nie korzystała nawet z propozycji udziału w trasie koncertowej, gdy mogli zabrać ze sobą swoje partnerki, nie naciskał na nią, gdy się nie godziła, zrozumiał dopiero po dwóch latach małżeństwa, czemu tego nie robiła. W Los Angeles miała całe swoje życie i rozliczny krąg kochanków, których sobie nie szczędziła po jego wyjeździe. Westchnął cicho, odbiegając myślami od tych niewygodnych wspomnień.
        — Gdzie jesteśmy? — pytała zaciekawiona.
        Zgrabnie opuściła pojazd, przyjmując jego pomocną dłoń. Stanęła na lekko niepewnym nogach, jednak po chwili zdołała utrzymać równowagę, a ona pozwoliła sobie rozejrzeć się po skrytym za ogromnym płotem obszarze mieszkanie.
        — Jesteśmy w małej miejscowości Big Sur — oznajmił.
        Wtedy jej spojrzenie zatrzymało się na ogromnej nowoczesnej wilii, od której aż piła aura przepychu oraz wielu kosztów włożonych w jej budowę. Co najbardziej przykuło jej uwagę to klomby barwnych kwiatów, które ciągnęły się wzdłuż chodników, które prowadziły mieszkańców na tył posiadłości. Zachęciły ją jednak widok ogromnych róż, które wręcz uwielbiały, dumnie rosnące rośliny aż zachęcałyby przyglądać się ich listkom. Widziała wiele kolorów, począwszy od pięknej barwy fioletu, kończąc na czystej tkaninie bieli. Musiała przyznać, że ktoś miał większe zamiłowanie do tych roślin od niej, podeszła do jednego z krzewów, na których rosły piękne turkusowe bąki kwiatów. Ukucnęła przed nimi, wpatrując się w ich szlachetny cień, nigdy w życiu nie widziała takie koloru kwiatów. Powstrzymała się przed chęcią zerwania jednego z nich. Nie wiedziała, nadal gdzie są, do kogo należy ten uroczy dom, wolała nie nadwyrężać zaufania gospodarzy, jednak zanim zdążyła pomyśleć, mogła patrzeć jak jedna z nich, została nagle urwana, nie mogła nawet zaprotestować, gdy patrzyła z uwagą na swojego ukochanego, który wsunął kwiat w jej upięte włosy. Patrzyła na niego nieco zmieszana, jednak on jedynie ucałował ją w policzek, nie dając jej szans, by zaprotestowała.
        — Pasuje idealnie do odcienia twoich oczu.
        Nie potrafiła być obojętna na jego komplement, uśmiechnęła się ciepło, wolno się prostując.
        — Ale co z właścicielami domu? — spytała ostrożnie.
        — Sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko — odezwał się mimochodem.
        Zmarszczyła brwi w skupieniu, jednak jej ciekawskie spojrzenie nie sprawiło, że uniknął ciekawskie pytanie, które, pomimo że nie opuściły jej ust, to czaiło się w jej błękitnych oczach.
        — Przyznaj się, ile zapłaciłeś za pobyt?
        — Nic.
        — Nie rozumiem.
        — Skarbie, ten dom należy do mnie — wyjaśnił spokojnie — Odziedziczyłem go w spadku po zmarłej ciotce.
        — Wybacz za moje wścibstwo, ale skąd ją było stać na taki dom? — zagadnęła.
        Pomimo że z natury nie należała do ciekawskich ludzi, była zaintrygowana, w jaki sposób tej kobiecie udało się zdobyć pieniądze na tak wspaniałą posiadłość.
        — Ciotka już w młodzieńczych latach zdobyła uznanie wśród elity pisarzy naszego kraju. Powieści przez nią pisane szybko znajdowały się na szczycie list bestselerów i nie schodziły z nich przez tygodnie. Umiała zaciekawić czytelnika swoją twórczością, przyniosło jej to dość dużo pieniędzy i mogła pozwolić sobie na zakup dwóch pierwszych domów. Pewne okoliczności sprawiły, że pragnęła ulokować swoje oszczędności na krajowym rynku finansów. Rodzina próbowała ją przekonać, by tego nie robiła, by nie traciła zysków które uzyskała, jednak ona zaryzykowało. Wpuszczone oszczędności życia zwróciły się jej pięciokrotnie, pod koniec swojego dość krótkiego życia zgromadziła na swoim kącie miliardowy majątek oraz wiele posiadłości rozrzuconych w kraju, oraz parę lokacji poza Stanami Zjednoczonymi. Nie oczekiwałem, że zapisze coś na mnie, byłem zdumiony, gdy została odczytana jej ostania wola, gdzie przekazała mi trzy swoje wille oraz kilkumilionowy spadek. Dla niej to były grosze dla mnie trochę za duże zaskoczenie. W swoich ostatnich słowach, które kierowała do nas, napisała, bym realizował swoje marzenia, nie odpuszczał muzyki tak łatwo, bo może i pewnego dnia osiągnę sukces. Nie zrozum mnie źle, ciotka w pewnym okresie wniosła wiele do mojego życia, dzięki niej jestem, tutaj gdzie jestem. Jestem jej wdzięczny za wiarę we mnie jednak odeszła zbyt młodo. Miała wiele jeszcze przed sobą, jednak choroba z nią wygrała, jednak odeszła szczęśliwa mając przy sobie osoby, które ją kochały.
        Nikt nie poznał prawdziwej historii jego rodziny, można powiedzieć, że opowieść o Mice, była zaledwie garstkom, pyłem na wietrze i wspomnień o jego krewnych. Nie odważył się do tej pory powiedzieć, że gdyby nie jego zmarła ciotka w zaledwie piętnastym roku życia wylądowałby w sierocińcu. Stroił od tego, by ktoś poznał prawdę, która mu towarzyszyła od wielu lat, nie potrafił tego ujawnić nawet przez swoją byłą żoną. Nie mówił, że nie było mu z tym łatwo, jednak były sprawy, które na razie pozostawiał dla siebie. Trzymał się na dystans od swoich krewnych po pewnym zdarzeniu, które zatarło tak dobrze udane rodzinne więzy.
        — Przykro mi — słyszał jej cichy głos.
        — Nic się nie stało, ciocia lubiła często tutaj przebywać, był to jej azyl w ostatnich miesiącach jej życia, przeniosła się na to wybrzeże, gdy tylko dowiedziała się o nowotworze. Pochłonęła się pracy nad ogrodem, była ogromną miłośniczkom róż, co mogłaś zauważyć, od jej śmierci zatrudniony przez nią ogrodnik, a potem przez mnie dba o ten zakątek. Nie chciałem, by jej ostatnia praca poszła w zapomnienie i umarła to były jej ukochane kwiaty, uwielbiała je bardziej od ciebie — zaśmiał się cicho, widząc jej spojrzenie — Na tyle jest ich znacznie więcej.
        Oczy zabłysnęły je na wspomnienie ogromnej ilości swoich ukochanych roślinek. Musiała przyznać, że nie przepadała za kwiatami, jednak te piękne płatki róż miały coś w sobie co ją zachwycało. Mogła przesiedzieć godzinami w domowym ogrodzie, wśród tych pięknych klombów wpatrując się w nie. Kochała je, dlatego każdy był świadomy, że gdy będą chcieli kupić jej jakieś kwiaty to tylko róże.
        — Chodź, chce ci pokazać resztę domu.
        Chwyciła ukradkowo jego dłoń, pozwalając splątać ich palce ze sobą. Szła spokojnym krokiem, patrząc jak jedna z wielu palm, rzuca swój cień na ciemną elewacje domu, zalewając swym cieniem przeszklone ściany posiadłości. Zwróciła uwagę, gdy usłyszała szczek otwieranych zabezpieczeń, a ona skupiła swoje spojrzenie na Mike’u, który otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do środka. 
        Stanęła w przedszkolnym przejściu, które dzięki wielkim okiennicom przedpokój zyskiwał optycznie więcej miejsca. Ogromne donice ze sztucznymi kwiatami stały przy luce gdzie schody zbiegały w dół, zapewne prowadząc do piwniczki, wypełnioną wieloma rodzajami drogich win, które właścicielką zgromadziła poprzez wiele podróży do malowniczej Florencji. Diody zamontowane w sufitach rzucały swój blask na parkiet. Ciemna komoda stała przy ścianie, eksponując zawieszony nad nią obraz, który jeszcze bardziej zyskiwał w świetle małych lampek sufitowych. Zeszła po pół stopniu stając we wszechstronnym pomieszczeniu, podzielonym na strefę wypoczynku oraz nowoczesną kuchnię, jednak najbardziej co rzucało się w oczy to ogromna dwuskrzydłowa kanapa, na której rogach rozrzucone były pasujące do odcienia ciemnego brązu poduchy. Stojący między nimi stolik utworzony z ciemnego kamienia i szkła dźwigał na sobie pusty wazon, który czekał, aż wypełni się nim piękną wiązanką kwiatów. Dopasowany dywan aż zachęcałby się na nim położyć. Wydłużone elektryczne palenisko ciągło się wzdłuż chropowatej ściany, zawieszony nad nią ogromny telewizor zdawał się tak maleńki, rzucone na nią światła dodawały znakomity kontrast. Nie liczyła miejsc przy dużym stole, który ciągnął się wzdłuż nowoczesnej kuchni. Światło wpadła przez ogromne szklane tafle, sprawiały, że to wnętrze ożywało. Jednak najbardziej zachwycający był widok na bezkresne morze oraz ogromny ogród wypełniony kwiatami.
        — Zapraszam do sypialni.
        Drgnęła, gdy usłyszała przy sobie subtelny głos Mike’a, nawet nie zorientowała się, gdy zniknął na moment, by po chwili wrócił z obiema walizkami, które zwiesił sobie na ramieniu. Objął ją ramieniem, prowadząc na ciemne schody skryte w rogu salonu. Wspinając się po stopniach apartamentu, patrzyła na kamienne ściany, które ją otaczały, wydawały się, że willa pomimo tak ogromnej dozy ścian stworzonych z jednego materiału powinna być surowa jednak drewniane parkiety czy meble dodawały przytulności tym wnętrzną.
        Stanęła na końcu dość długiego korytarza, który prowadził do pokoi oraz łazienek, jednak on poprowadził ją do najbardziej oddalonych drzwi. Nie dając możliwości przyjrzeć się wystrojowi. Nacisnęła ciemną zdobioną klamkę, pokonując opór ciemnego skrzydła, weszła do małego przedsionka, od razu dało się zauważyć, że sypialnie utrzymana została w odcieniach szarości. Przeszła kilka kroków, wchodząc do głównej części, stanęła w pół przedszkolnym pomieszczeniu, ogromne ściany z dwóch stron wyłożone były szybami, z początku myślała, że i trzeci mur również taki jest, jednak to było ogromne lustro, które skrywało za sobą przestrzeń szafy, co rzucało się w oczy to ogromne łóżko, które aż się prosiłoby się położyć i zanurzyć w objęciach króla snów. Stojąca zupełnie jak u niej w pokoju leżanka przy ogromnym łożu wyłożona była białą miękką tekturą, w rogu leżały porzucone jaśki.
        — Jak się podoba?
        — Jest pięknie! — zachwyciła się.
        Zbliżyła się do jednego z okien, wpatrując się wzburzone oceaniczne fale, był tu lepszy widok niż z dolnego piętra. Patrzyła, zachwycona nie zdając sobie sprawy z obecności swojego ukochanego, który dyskretnie podszedł do niej.
        Z dozą zachłanności, przesunął dłonie po delikatnej tkaninie jej bluzeczki, która otulała jej opalone ramiona, chwycił skrawek jasnego tiulu kołnierzyka, suwając narzutkę z jej ciała, nie protestowała, gdy tkanina znalazła się na jasnym meblu leżanki. Odwróciła się ostrożnie w jego objęciach, oparła dłonie klacie, nagły chłód przebieg przez jej ciało, gdy poczuła pod lekko uniesioną koszulkom jego chłodne palce, które podążyły swoją znaną drogą. Uwielbiała spoglądać w dość intensywne spojrzenie, jednak tym razem było w nich coś, co sprawiło, że czuła coraz większą namiętnością, która się unosiła. Nie mogła jednak ulec jednemu ze swoich pragnień, które wydawało się dla niej tak trywialne, a jednocześnie tak zachęcające, poskromienie drzemiącej w jej piersi żądzy nie należała do zbytnio łatwych, ba nawet trudnych wszystko byłoby znakomicie, gdy nie jego oczu, które niemal paliły w niej ostatnie bariery obrony, którą zdołała wypracować. Nie wiedziała jak długo będzie w stanie się opierać, jak była przekonana, że jeśli nie przerwie tego, zanim się zacznie, będzie źle, jednak nie umiała się od niego oderwać. Pożądliwość jego oczu była dla niej wystarczającym dowodem, nad czym tak intensywnie myśli. W jej umyśle toczyła się wojna, dosłownie batalia czy ulec temu jego czarowi, czy odsunąć od siebie pokusę. Nawet się nie zastanawiała, nad swoją decyzję. Nie myślenie o konsekwencjach było najrozsądniejszą rzeczą jednak jak o tym nie rozmyślać, gdy stał przed nią z tym niby niewinnym uśmiechem, który błąkał się na jego usta. Wargach, które chciała całować bez ustanku, nawet nie myśląc, czy będzie żałować, jeśli sprawy zajdą za daleko.
        Nie wytrzymała, nie czekała nawet na jego ruch, uchwyciła skraj jego koszuli, przyciągając do swojego lekko drącego ciał. Uchwyciła jego usta, czując delikatną woń mięty, tak bardzo dla niego charakterystycznej, posmak palącej się w nich intymności zawsze był mile widziany. Ceniła sobie każdą chwilę, gdy mogli pozostać sami, nawet w tych chwilach, gdy ich uczucia były zaledwie zalążkiem tego, w co miało przerodzić się w przyszłości. Kochała te momenty, gdy siadywała na kuchennym blacie, a on niby niechcący opierał się o nie, wpatrując się w nią z tą dozą uczuć. Jednak gdy teraz na to patrzyła, mogła rzecz, że już wtedy te niewinne zagrywki nie należały do ich normalności, ale nie mogli nic zrobić, bo wciąż tkwili w tej cholernej przyjaźni. Jęknęła sfrustrowana, gdy ponowie bez większych trudności przejął nad ich pocałunkiem dominacje, było to jednocześnie tak cholernie irytujące, jednak z drugiej strony pragnęła tego więcej. Nie pozostała mu winna, skryła w sobie cichy śmiech, gdy patrzyła, jak nagle traci równowagę, nie dała mu nawet możliwości, by ją utrzymał, nie trudziła się zbytnio by kazać mu usiąść na stojącą za nim leżanką, to stała nad nim górą z zadowoleniem palącym się na jej policzkach. Zanim jednak zdołała pomyśleć o swoim tryumfie, kolana się pod nią ugięły, a ona patrzyła lekko zdezorientowana na rozradowaną twarz swojego partnera, który usadził sobie ją na udach, nawet nie myśląc ją wypuszczać.
        — Mieliśmy się rozpakować — odezwała się po chwili, gdy zdołała się uwolnić.
        Słyszała swój lekko urywany oddech, jednak nie przejęła się tym zbytnio, ponownie jej dłonie odnalazły miejsce na jego obojczyku, pozwalając sobie wsunąć koniuszki palców w jego nieco przydługie włosy. Uśmiechnęła się czule, gdy widziała grymas na jego ustach.
        — Wolisz się zając walizkami niż spędzić czas ze mną? — pytał lekko oburzony.
        — Nie chciałam, być to tak odebrał, ale nie uważasz przystojniaku, że są teraz bardziej priorytetowe rzeczy.
        Nie potrafiła się mu jednak przyznać, że wszystko to było jedynie wątłym pretekstem, by nie pozwolić sobie porwać chwili. Momentowi zapomnienia, którego tak pragnęła. Była świadoma, że posiadałam ogromny dar perswazji, często go wykorzystywał, gdy nie jej wytrwałość sprawiała, że nie umiała zmienić swojego zdania. Umiał całkowicie zmienić jej decyzje w ciągu kilku minut, z czego nie była zachwycona, znalazł idealny sposób by, ulec i nie musiał nawet wykorzystywać swojego uroku, by skapitulowała. Uczyła się być obojętna, oziębła na jego czuła słów, ale czy była w stanie oprzeć się pokusie jego gry słownej. Zagryzała wargi do czerwoności, gdy po raz kolejny z nią wygrywał, a ona mogła jedynie, bezradnie się przyglądając, jak osiąga swój zamierzony cel.
        — Uważasz, że jest teraz coś ważniejszego od ciebie?
        Schlebiało jej to, jednak w jakiś sposób czuła się onieśmielona. Może nie była przeciwna komplementom, jednak wciąż nie mogła się do tego przyzwyczaić, skłamałaby, gdyby powiedziała, że jest to dla niej nowość, jednak wciąż czuła się nieco skrępowana, gdy słuchała tak pochlebnych uwag. Nie uważała się za osobą zbytnio się wyróżniającą w tłumie innych nastolatkom i owszem może przeżyła więcej, jednak ona wciąż twierdziła, że jest dziewczyną, którą zaledwie kilka miesięcy temu chodziła z przyjaciółmi po szkolnych korytarzach, prowadząc zażarty spór ze swoją koleżanką z klasy czy po prostu osobą, której chciała się wybawić. Pomimo że dostrzegała w sobie dojrzałość, o której mogli zapomnieć jej rówieśnicy, ona patrzyła z aprobatą, że wystarczył jej rok by przyszła diametralną zmianę w swoim zachowaniu, a także wyglądzie. Wcześniej nie odważyła, by się ubierać na siebie, choćby spódniczki do kolan teraz często sięgała po krótkie szorty, czy sukienki jednak wciąż zachowywała umiar. Bluzeczki z dekoltem czy tiulowe narzutki, w których ostatnio gustowała, pewnie wylądowałby by w koszu, gdy tylko by je zobaczyła w swojej szafie. Nie mogła powiedzieć, że fizycznie nie przeszła żadnej zmiany, bo było to wiarołomne kłamstwo, jej zawsze wyblakła cera często nabierała swojej czekoladowego odcieniu nawet w chwilach, gdy nie decydowała się opalać. Zaleta noszenia krótkich ubrań. W młodzieńczych latach zapewne nie zdecydowała się na zrobienia sobie tatuażu, a teraz coraz częściej myślała, by na jej ciele pojawił się kolejny wizerunek, jednak dawała sobie czas. Zachwycały ją te małe arcydzieła na ciele, lecz nie chciała przesadzać. Była przeciwieństwem samej siebie i nie tylko ją to zadowalało.
        — Nie jesteś tego pewna? — jego głos wyrwał ją z głębi swojego umysłu.
        Westchnęła z rezygnacją w głosie, była rozczarowana samą sobą, miała idealną okazję, na którą oczekiwała od wielu dni a teraz gdy mogła wreszcie pobyć z nim na osobności, jej własny rozum był temu przeciwny, sprowadzając ją to takiej normalności ze skryciem ciuchów w garderobie, naprawdę nie umiała w tak prosty sposób zniszczyć moment, który wydawał się tak bliski. Gorycz wypełniła jej serce, gdy patrzyła w jego oczy, mimo że nie widziała w nich rozczarowania czy innego zwątpienia, ona sama tak się czuła. Przymknęła delikatnie swojej błękitne oczy, ufnie wtulając policzek w jego obojczyk, wciąż wyczuwała subtelny zapach jego perfum, ta charakterystyczna woń nadmorskich fal, które uderzyły jej nozdrza. Kącik jej ust uniósł się ku górze, gdy jej zmysły nagle zostały ukojone.
        — Nigdy nie sądziłam, że to powiem — odezwała się, a w jej barwie głosu wyczuwalne było rozbawienie — Czy chcesz mnie w tym momencie obrazić? — pytała.
        Osunęła się lekko z jego ramion, chcąc spojrzeć w te przepełnione uczuciami oczy barwy ciemnej czekolady, zaśmiała się cicho, widząc błysk niezrozumienia, co jeszcze bardziej wprawiło ją w rozbawieniem, ujęła delikatnie jego twarz w swoje dłonie. 
        — Niczego nie byłam tak pewna, jak tego, że chce spędzić z tobą te chwile, jednak muszę się sprowadzić do rzeczywistości. Musimy się tym zająć, sądzę, że nawet nie mamy nic do jedzenia, więc trzeba się wybrać do sklepu.
        Ucałowała go po raz ostatni, choć widziała, że nie jest tym zachwycony, musiał przyznać jej racje. Ostrożnie zeszła z jego kolan, poprawiła nieco bluzeczkę, która osunęła się na jej ramionach, jednak sama nie wiedziała, czemu to robiła, skoro planowała się przebrać w coś wygodniejszego. Stanęła na równych nogach, rozglądając się roztargniona za porzuconymi na podłodze torbami, dostrzegła je stojące w rogu sypialni. Żwawym krokiem zbliżyła się do nich, pochyliła się delikatnie, sięgając po swoją małą walizkę, była świadoma, że jej ukochany przygląda się jej, jednak chwile, gdy czuła się przy nim nieco niezręcznie, już dawno minęły, jego uwagę jednak przykuło coś błękitnego przechodzącego w fiolet, gdy widział jak skrawek jej koszulki, nieznacznie się unosi.
        — Zaczekaj mała — zerwał się z miękkiego siedzenia.
Odwróciła się przez ramię, mierząc go spojrzeniem swoich błękitnych tęczówek, jednak zbytnio go to nie obeszło. Położył dłoń na jej ramieniu, zmuszając by ponownie, spojrzała na pobliską ścianę, jednak ona była zbyt zaintrygowana jego poczynaniami, gdy nagły chłód otulił jej plecy. Z drobnymi trudnościami śledziła jego palce, które zacisnęły się na skrawku jasnej tkaniny, podciągając ją nieco wyżej, wtedy mógł się bardziej przyjrzeć rysunkowi, który początkowo sądzi, że jest to jego omyłkom, mylił się, gdy spoglądał na dość charakterystyczny tatuaż smoka na plecach swojej ukochanej.
        — Kiedy go wykonałaś?
        Patrzyła, zadowolona jak bardzo jej chłopak jest zainteresowany tym, że pozwoliła sobie na ten malunek, owszem wiedział o jej zamiłowaniu to takiej formy artyzmu, jednak nigdy nie ujawniała, że chciałabym posiadać na swoim ciele tak barwną ilustrację, choć od czasu utworzenia minęło kilka tygodni, a ona już przywykła do tego, że na jej lędźwiach znajdowała się mały smok, teraz nieco żałowała, że nie zdecydowała się go bardziej rozszerzyć, uważała, jednak że przemyśli bardziej koncepcje oraz rozmiar kolejnego tatuażu. Nie zamierzała poprzestać na jednym, teraz gdy była świadoma, jaki proces się w to wkłada i mając świadomość o uczucia nie komfortu podczas zabiegu, widziała, że będzie podchodzić następnym razem ze spokojem, gdy pozwoli sobie na kolejny małe arcydzieło.
        — Pamiętasz, kiedy ostatnio Chester mówił wam, że znowu był w salonie? — patrzyła, jak delikatnie skinął głową — Zrobiłam go dokładnie tego samego dnia — oznajmiła. Uklękła przed swoim pakunkiem, otwierając zamek błyskawiczny, unosiła głowę, by zapytać, co miał na myśli, jednak mogła, tylko wiedzieć jak drzwi się za nim zamykają. Westchnęła cicho, ponownie powracając do przeszukiwania ciuchów, mrucząc pod nosem, gdzie mogła zostawić ten strój. W końcu odnalazła pożądany przez nią komplet ubrań, niestety w jej oczy rzuciła się pewna dość odważna jak na nią bielizna. Nie była pewna, co ją podkusiłoby ją zabrać, co miała na myśli czy było to pod wpływem chwili. Chwyciła leżącą na pobliskiej kupce ubrań sukienkę, okrywając koszulę, jeszcze jej brakowało, by Mike ją zobaczył, wtedy nie dość, że by wpadła, nakierowując go, że myślała o tej nocy już od jakiego czasu, to spaliłaby się ze wstydu, gdyby ją ujrzał. Przykryła ponownie wieczko walizki, zabierając ówcześnie kosmetyczkę wypełnionymi jej ulubionymi produktami. Znalezienie łazienki wcale nie było trudne, tkwiące we wnętrzu przedsionka uchylone dębowe drzwi ukazywały skrawek ogromnej wanny. Pchnęła je wolno, wchodząc do przytulnej łazienki, barwy czerni i brązu mieszały się ze sobą, starając się dorównać kroku wykończeniu tej małej posiadłości. Odcień ciemnego dębu utrzymana w mieszkaniu mogła konkurować jedynie z górską posiadłością zbudowaną z silnych belek, który mogły powstrzymać ogromne konstrukcje apartamentu.
        Stanęła przed ogromnym lustrem, w której tafli odbijały się wiszące nieopodal lampki, które miały oświetlić całe pomieszczenie, jednak nie mogły konkurować z diodami wbudowanymi w sufit, które rzucały blaskiem ciepłego światła, dając niesamowite złudzenie, gdy ich poblask odbijał się o chropowate mury. Ułożyła na dość niskiej półce wybrane ubrania, marząc o odświeżającym prysznicu. Patrzyła nieco zdegustowana na uciekające pasma włosów z jej upiętego warkocza, miała nadzieje, że utrzyma się jej ta fryzura do wieczora, gdy nałożyła na nie więcej probiotyku, który miał sprawić by kosmyki włosów, nie żyły własnym życiem, teraz gdy na to patrzyła, widziała, że czeka ją ponownie plątanie włosów. Wyjęła z nich gumkę, która je utrzymywała, powoli rozplątując splatane pasma. Pozwoliła im swobodnie opaść, wsuwając wsuwkę do jednej z kieszonek przegródki z drobiazgami. Uchwyciła między palce delikatny materiał swojej bluzki, wolno zdejmując ją przez głowę.
        Widziała, jak drzwi ostrożnie się otwierają, a ona przeklęła w myślach, że zapomniała ich zamknął, jednak zanim mogła, to zrobi na progu, stanął jej ukochany, a uśmiech, który skradł się na jego usta nie go opuścić, gdy patrzył na nią spod przymrużonych oczu, a ona miała jedynie na sobie dość skąpy biustonosz oraz dopasowane do jej ciała ciemne jeansy.
        — Wejście to ty masz znakomite — stwierdziła z przekąsem, gdy zauważyła, że nie jest w stanie oderwać od niej oczu.
        — Nie zaprzeczę, jednak raczej to twoja lekkomyślność sprawiła, że nie zamknęłaś za sobą drzwi.
        — Nawet gdyby kto mógłby mnie podglądać, ty? — zaśmiała się, opierając na krawędzi umywalki — I tak już widziałeś mnie nago — dodała, ponownie skupiając twarz na odbiciu w tafli krzywego zwierciadła.
        — Przyznaj czy kiedykolwiek czułaś się zmieszana w mojej obecności, siedząc w stroju kąpielowym na początku naszej znajomości? — zagadnął, podchodząc do niej wolno.
        Przylgnął do niej, czując ciepło jej ciała, splótł dłonie na jej zgrabnym brzuchu, patrząc z uwagą, jak przeszukuje zakamarki swojej kosmetyczki. Dojrzała w jej mroku płyn, który poszukiwała, wyjęła go, a on rzucił okiem na napis na nalepce.
        — Źle to ująłeś, raczej byłam nieco zdegustowana, bo nie znosiłam wtedy swojego ciała, nie akceptowałam samej siebie, więc nawet jeśli doszło, by do jakichś nieporozumień to ja bym się o to winiła, nikogo bym o nic nie posądzała, jednak teraz rozumiem wiele rzeczy, na które wtedy byłam ślepa albo zbyt głupia.
        Nasączyła wacik płynem do demakijażu, pomimo że nie nałożyła go zbyt dużo, chciała w jakiś sposób zakryć cienie po dość krótkiej nocy, wykorzystała pewne pomysły swoich przyjaciółek, które nieco więcej jej doradziły, mogła bez trudu się malować niezwykle delikatnie, nawet gdy jej twarz była kompletnie nie do życia. Przyłożyła gazik do jednej z powiek, przecierając ją, by nieco zmyć bladoróżowy cień do powiek. Nie gustowała w takich kolorach, jednak postawiła dziś nieco zaszaleć i nieco przyodziać się w dziewczęce barwy, w który gustowała Marinette. Wydawało się, że pomimo że z pozoru były do siebie podobne pod względem zachowania, jednak kompletnie inaczej odbierały modę, ona lubiła ciemne kolory czasami wykończone skórą, oraz lekki, ale nieco drapieżny makijaż, jej przyjaciółka była jej przeciwieństwem często ubierała się w kwieciste wzory, co ją lekko przestraszało, malując się w żywsze odcienie różu, jednak ona musiała stwierdzić, że do paryżanki bardzo pasowała czerwień, jednak nie często mogła ją w niej ujrzeć.
        — Nawet mi tego nie mów, zawsze byłaś piękna, tylko tego nie widziałaś — delikatnie oparł głowę na jej barku.
        — Zapewne w koszulkach mojego brata i szortach wyglądałam naprawdę seksownie — powiedziała z przekąsem — Blask i szyk z paryskiego wybiegu mody.
        Uwielbiał ją za to poczucie humoru i teraz po tylu miesiącach, że wrócił jej dystans do samej siebie, jeszcze rok temu unikałaby żartów z własnej urody, raczej by tego unikała, urażając, że to jest ostateczność, by wygłupiać i stroić sobie dowcipy z samej siebie, teraz była tą dziewczyną, którą pokochali, otwartą, zabawną i zdystansowaną do siebie nastolatkom, która skradła jego serce.
        — Nie oszukujmy się, nie jestem modelkom z pierwszych gazet Vogue’a, raczej mi do nich daleko — mówiła, gdy ostatecznie zdjęła kreski ze swoich powiek — Nawet im nie dorównuje.
        — Przeciwnie kochanie, to one nie dorastają ci do pięt — przerwał jej w pół słowa — One są skupione na swojej urodzie, oraz wyglądzie. Nie pokazałby by się publicznie bez makijażu czy w nieodpowiednich ubraniach a ty nie przykuwasz do tego tak wielkiej wagi, bo ważniejsze są dla ciebie inne priorytety. Kocham młodą i ambitną dziewczynę, którą się stałaś na przestrzeni tego roku.
        — Mówiłam ci, że cię kocham.
        Okręciła się w jego ramionach, chwytając między dłońmi skrawek ciemnego materiału koszuli, przesunęła palcami po zapięciu materiału, zatrzymała się na jednym z guziczków, uwalniając go z uchwytu, poczęła ten ruch przy następnym spięciu, unosząc delikatnie głowę, gdy koniuszki jej palców bawiły się z następnym kółkiem przyszytym do materiału. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy tkanina została do połowy rozsunięta, ukazując jego dobrze zbudowaną pierś. Nie poczęła swoich kolejnych ruchów, nawet nie zamierzała. Odsłoniła jedynie lekko skrawek jego koszuli, unosząc wzrok. Napotkała barwę ciemnej woni czekolady, które z intensywnością wpatrywał się w jej niecne zagrywki, jednak nic się nie odezwał.
        — Możesz mi powiedzieć, czemu nie chodzisz ubrany w ten sposób?
        Oderwanie od niego wzroku wydawało się zbyt trudne do uczynienia, nigdy nie sądziła, że pozwoli sobie na tak śmiałe ruchy, względem innych mężczyzn a zawłaszcza niego, nigdy by siebie nie posądziła o taką poufałość, jednak teraz nawet myśl o bliższej intymności nie wywoływała na jej policzkach dość soczystych rumieńców, dawała sobie szansę, by coraz bardziej zaznać więcej słodyczy namiętności, tego pragnienia, które drzemało w jej piersi. Cel wydawał się jej tak trudny, a teraz nie miała nic przeciwko, by móc być w jego obecności bez narzuconej na jej barki narzutki.
        Uśmiechnęła się czule, gdy poczuła, jak zaciska na jej pośladkach swoje palce, unosząc ja delikatnie w górę, sadzając na blacie ciemnej komody, porzucone na niej ubranie upadły na ciemne połyskujące płytki, zerknęła na nie, po czym zwróciła swoją twarz ku niemu.
        — Wydaje mi się to nieco niesprawiedliwe kotku, że siedzę tutaj nieco rozebrana, a ty wciąż się nie pozbyłeś tej diabelnej koszuli. Wiesz, uwielbiam cię w nich, ale wydaje się ona zbędna.
        — Czekam, aż sama się tym zajmiesz — mówił nieco głębokim głosem, na który dźwięk wywoływały u niej przyjemne dreszcze.
        — Nie kuś niepotrzebnie losu — skarciła go.
        Pozbycie się ostatnich zapięć materiału było dla niej tak naturalne, że nie zorientowała się, gdy koszula swobodnie zwisła na jego barkach. Nigdy nie sądziła, że taką przyjemność sprawi jej wpatrywanie się w jego umięśniony tors, gdy wcześniej jedynie nawet nie zwracała na to uwagi. Owszem nie za często widywała go bez koszuli, przeważnie porzucał ją, gdy nie byli jeszcze razem i nie mogła sobie pozwolić na taką bezpośredniość, jednak czasami dyskretnie zerkała na niego, jednak musiała się pilnować by żył w nieświadomości, że była nim zainteresowana. Karciła się w myślach za każdym razem, kiedy jej ciałem wstrząsało pragnienie pozbycia się przez nią jego ubrania. Nie wyglądałoby to poprawie, zapewne nie wiedziała, co wtedy ze sobą zrobić, by mu umknąć, teraz te jej małe grzeszki poszły w zapomnienie, gdy mogła czuć się swobodnie bez widma strachu nad głową.
        — Jeśli uważasz, że drażnienie ciebie nazywam, chęci zabrania cię do sypialni i ściągnięcie tych niepotrzebnych ciuchów sądzę, że nie jesteś omylna.
        Zagryzła nieco nerwowo policzek od środka, czując unoszącą się wokół nich pył, proch, który zawisł nad ich umysłami, otulając ich zmysły spokojną taflą uczuć, jednak było to niczym w porównaniu z palącą ich wnętrze namiętnością, rozpaliły ich uśpione pragnienia, tworząc z nich żar, któremu nie umieli sprostać. Czuła jak jej serce przyśpiesza rytm, a oddech, który i tak nie chciał z nią współpracować, stał się jeszcze płytszy. Nie znosiła tego, potrafił rozpalić w niej to cholerne pożądanie, któremu nie umiała być obca. Zadrżała, czując ten specyficzny aromat, który unosił się w powietrzu, jednak jeśli miała być szczera, to było niczym w przeciwieństwie to tkwiącego w niej głodu pożądania.
        Odchyliła się nieznacznie, spierając dłonie na ciemnym blacie umywalki, nieznacznie oddalając się od niego, próbując uciec od niego, ale jej szanse było i tak na przegranej pozycji, gdyż nie miała zbyt dużo możliwości zniknięcie, jednak jeśli miała być szczera, to raczej starała się oddalić, by uporać się z gęstą wonią pożądania, która tliła się w jego ciemnych oczach, wiedziała, że długo nie zdoła być na to obojętna, już długo ulegała, nie wiedziała, czy zdoła to zrobić ponownie, gdy zwróciła wzrok na jego usta. Zadawała sobie pytanie, co robić czy przesunąć się po tej linii ostatniej obrony ku niemu, czy iść w zaparte. Wszelkie argumenty jednak wyleciały z jej umysłu, gdy uchwycił jej podbródek między palce i stanowczym ruchem zwrócił ku sobie. Zaprotestowała, lecz skutecznie ją uciszył, gdy z pełną pasji namiętnością ponownie mógł zakosztować zakazanej słodyczy jej malinowych ust, które tak uwielbiał całować. Jakiekolwiek chęci, by go zniszczyć czy argumentów przeciwko niemu w jednej chwili przestały mieć znaczenie, gdy oddała się rozkoszy pocałunku. Wyczuła jak sunie wolno po materiale jej ciemnych spodni, które w tym momencie stały się bardziej opięte klęła w myślach samą siebie, gdy wyczuła, jak jego palce drażnią jej kobiecość, jakby przypadkowo zahaczyły się o jeden z szwów, ona wiedziała, że to jedna z jego zagrywek nawet nie była w tym omylna, pomimo że dzielił go materiał od jej rozgrzanej skóry, miała wrażenie jakby tkwiące na jej udach materiał bielizny i spodni nie stanowił trudności. Ogromnym trudem okazało się złapanie głębokiego haustu powietrza, gdy odsunął się lekko od jej lekko zaczerwienionych ust, śmiał się cicho, gry przygryzła delikatnie dolną wargę, gdy skrył dłoń wewnątrz jej lekko rozchylonych ud, patrzył zadowolony, jak walczy ze swoją własną pokusą, gdy niby niewinnie przejechał po materiale jej jeansów.
        — Nie grasz czysto — wydusiła przez zaciśnięte zęby, gdy zaczepił kciuk na zapięciu ciemnego materiału spodni.

No comments:

Post a Comment