Monday, July 27, 2020

II 15 — STAŁ SIĘ ZABÓJCĄ MOJEJ HISTORII

        Siedziała na skraju schodów prowadzących na górne piętro wilii, czemu wybrała tak na pozór niewygodne miejsce do odpoczynku. Nie uważała w tym nic nadzwyczajnego, czasami z braku jakiekolwiek zajęcia przysiadywała na stopniach apartamentu, znudzona bawiąc się ze swoją małą przyjaciółką. Jednak dziś wpatrywała się bez emocji w ekran swojego telefonu, przeglądając bez większego zainteresowania jeden z portali społecznościowych, słyszała gwar dość głośnych rozmów swoich przyjaciół, nawet nie zwróciła uwagi, o czym tak zawzięcie dyskutują. Kompletnie nic nie rozumiała z ich słów, jednak sama nie przykładała do tego wagi. Jednak nie każdy z członków grupy muzycznej był zainteresowany tą żywą pogadanką. Michael, który przysiadł się do niej parę chwil temu, był wyraźnie znużony i nieco ospały, wykorzystał sytuacje, że praktycznie się nie poruszyła, opierając głowę na jej ramieniu, ukradkiem patrzyła na jego przymknięte oczy i przez moment miała wrażenie, że zasnął, jakby nie zbyt wygodna pozycja nie była dla niego zbyt wielką przeszkodą. Jednak nie była tym zdumiona. Wiele razy słyszała, z opowieści zespołu jak musieli przespać parę godzin przed koncertem w ciasnych łóżkach autobusu turystycznego czy podczas lotu na obcy kontynent więc nie byłaby zdumiona, gdyby i teraz pognał do świata pana wszelkich snów.
        Słyszała jego dość spokojny oddech i zaczęła się zastanawiać czy aby jej przepuszczenia nie są, aby prawdziwe. Przechyliła nieznacznie głowę, spoglądając na swojego ukochanego, przekonała się, że rzeczywiście już dawno stracił świadomość, zapewne śniąc o skrytych w jego umyśle pragnieniach. Nie ośmieliła się nawet poruszyć, nie chciała w tak brutalny sposób sprowadzić na ziemię.
        — Zasnął?
        Uniosła nieznacznie głowę, przyciskając kciukiem ekran blokady telefonu, ujrzała stojącego nad nią Davida, który wpatrywał się w pogrążonego w błogim śnie kolegę. Zatrzymał dłużej spojrzenie na towarzyszącej mu dziewczynie, która kącik ust uniósł się nieznacznie w górę, gdy przełożyła do drugiej dłoni swój wyciszonego smarthona. 
        — Tak — odparła cicho — Ostrzegam tym razem, nie spał przeze ze mnie — uprzedziła. 
        Czuła jego podejrzliwy wzrok na sobie, jakby nie do końca wierzył w jej słowa, uniósł w zdumieniu brwi, bo wydawało się mu to bardzo podejrzliwie, że jego przyjaciółka nie chciała się przyznać, że spędziła kolejny wieczór z Michael’m, jednak to byłoby kłamstwo. Łgarstwo, które wcale nie pokrywało się z jej wcześniejszymi planami z wieczornego wypadu. Owszem przyzwyczaili ich, że często, gdy do nich dzwonili lub pisali byli ze sobą, jednak tym razem nie widziała się z ukochanym od momentu jej debiutanckiego wernisażu, który ku jej ogólnemu zaskoczeniu został przyjęty w kręgu artystycznym, a ona mogła dojrzeć małą wzmiankę na temat wystawy swoich prac i opinii, która mówiła, że będzie znakomitą malarkom w przyszłości. Pochlebiały jej te słowa, bo usłyszeć takie komplementy z ust krytyków czy znawców prac było ogromnym wyróżnieniem, jednak nie spoczywała na laurach. Pomimo że w jakiś stopniu została doceniona, wiedziała, że stać ją, by wprowadzić w swoich pracach jeszcze większe zmiany i dojść do wymarzonej perfekcji, do której wciąż dążyła. Była bardzo ambitna i wiedziała, że stać ją na wiele i że to nie jest kres jej umiejętności, które mogła nabyć, dlatego wciąż próbowała czegoś nowego, lub coraz częściej eksperymentowała nie tylko w technikach malarskich, ale również niecodziennym połączeniom rzeczą, które nabrałyby innego znaczenia. Chociaż ostatnie dni były dla niej niezwykle pracochłonne, mogła zapomnieć na jakiś czas o regularnych spotkaniach z chłopakiem. Wiedziała, że Shinoda spędza ostatnio wiele godzin w studiu, skupił się nad pracy nad albumem oraz krążkiem dla klubowiczów, które miał zostać wkrótce wydany, więc oboje byli dość zajęci swoimi sprawami, by móc w spokoju się umawiać na kolejne spotkania.
        Skupiła się w ostatnich dniach na poszukiwaniu nowego mieszkania, może i Chester nawet nie śmiał jej wyrzucać, uznała, że potrzebują oboje prywatności. Była już osobą dorosłą i nie chciała dłużej być ciężarem dla brata, skoro mogła sam się utrzymać. Zaradność, której nabrała jeszcze za czasów mieszkania w Phoenix, pozwoliła jej tylko rozwinąć skrzydła. Bez ustanku poszukiwała swojego własnego mieszkania, chciała znaleźć lokum, które byłoby dla niej idealne, jednak zawsze było coś nie tak, albo nie była zadowolona z ceny wynajmu, czy ostatecznie apartament okazał się w fatalnym stanie. Musiała również wciąć pod uwagę możliwość trzymania zwierząt. Nie zamierzała zostawiać Junki, była z nią zbyt związana.
        Czuła się coraz bardziej sfrustrowana, gdy nie mogła odnaleźć nic, co mogło, by ją zaciekawić. Nie wiedziała, gdzie robi błąd, jednak musiała coś odnaleźć. Kończyła poszukiwania dopiero późnymi wieczorami, zamiast odpocząć po ciężkim dniu, ona leciała, by spotkać się ze znajomymi. Spędzała tam praktycznie całe noce, nie przesypiając żadnej godziny, więc od kilku dni kawa stała się jej najlepszą przyjaciółką.
        Owszem może zdarzały się wieczory, które spędzała u ukochanego i dochodziło do sytuacji, że nawet nie śmieli iść spać, spędzając wraz z sobą wiele godzin pod osłoną nocy, jednak dziś nie była powodem jego małej niedyspozycji. Nawet nie przyczyniła do tego ręki. Spędzała dziś noc poza domem z dala od swojego chłopaka czy brata, nikomu nawet nie śmiała, powiedzieć gdzie się wybierała. Nie ukrywała nic strasznego, jednak nie chciała mówić znajomym, czy bliskim o swoim małych igraszkach. Nie wiedziała jak by zaaragowali, gdyby dowiedzieli się, że pod osłoną nocy spotyka się z kumplem, który uczy ją jazdy na dwukołowcu, owszem była zapisana na kurs, o którym nikomu nie mówiła, lecz chciała jak najszybciej dojść do perfekcji jazdy na motorze, by wciął udział w organizowanych przez Dereka zawodach. Była niezwykle zdeterminowana, by być na tyle przygotowaną, aż otrzymała od niego zielone światełko na jazdę, jednak wiedziała, że bez prawa jazdy niczego nie zrobi, więc spędzała wiele godzin z instruktorem, by jak najszybciej wyrobić potrzebne jej dokumenty.
        — Miałem cię o to pytać młoda — widziała pojawiającego się za ramieniem Phoenixa brata — Nie widuje cię, całymi dniami gdzie ty się podziewasz?
        Westchnęła ciężko, rozumiała jego zachowanie zwłaszcza po jej akcji z początku wakacji, jednak zaczęły ją męczyć tę pytania. Nie skarżyła się, jednak było to już w jakiś stopniu uciążliwe, zwłaszcza że w planach miała przeprowadzkę do własnego mieszkania. Zacisnęła mocniej palce na krawędzi telefonu, gdy czuła jak wymyka się jej spod między dłoni.
        — Mówiłam ci, że szukam mieszkania — odezwała się, spoglądając na czatującego za ramieniem przyjaciela wokalistę — Nie będę siedzieć ci wiecznie na głowie — dodała, unosząc delikatnie kącik ust w górę.
        — Wcale mi nie przeszkadzasz, już ci mówiłem. Możesz, zostać ile zapragniesz — powiedział twardo.
        — Wiem, ale to nie zmienia faktu, że chce się usamodzielnić — odparła spokojnie.
        Słyszała, jak cicho wzdycha. Nie była zdziwiona jego zachowaniem, wiele razy jej mówił, że dzięki niej nie czuje się znudzony w swoim własnym domu, mając jedynie za towarzysza suczkę golden retrivera, wiele razy nawet sugerowała mu, by w końcu kogoś sobie znalazł, jak udało jej się dowiedzieć, nie spotykał się z żadną kobietą od dwóch lat. Jednak on pozostawał na to bierny, odniosła wrażenie, że nie chodziło tutaj konkretnie o poszukiwania danej damy jego serca, jednak o jego pracę. Bardziej martwiło go, że jego wybranka nie zniesie jego ciągłego przebywania w studiu podczas nagrywania płyt oraz wielomiesięcznych podróży z dala od domu. Ona, pomimo że związała się z Mike’m, była świadoma, że w końcu nadejdzie dzień, gdy wyprodukują kolejny krążek i nadejdzie czas promocji, gdzie wyjadą koncertować po całym świecie, a ona pozostanie w kraju z dala od ukochanego. Była na to przygotowana, bo wiedziała z czym, wiąże się praca artysty scenicznego, akceptowała to i nie zamierzała robić wyrzutów. Była przekona, że to najbardziej martwi jej brata, że nie znajdzie tak bardzo wyrozumiałej dziewczyny, by pogodziła związek z podróżami swojego partnerami poza kraj.
        — Zasugeruje ci po raz kolejny. Znajdź sobie dziewczynę — mówiła, spoglądając na jego twarz.
        — Ciekawe, która mnie zapragnie — odparł żartobliwe — Ani to ja ładny, ani przystojny.
        Musiała przyznać, że humor i dystans, jaki posiadał do siebie, był niezwykle zaraźliwy, niejednokrotnie tak jak on śmiała się sama z siebie, w głównej mierze to dzięki Chester’owi odzyskała do siebie szacunek i potrafiła żartować czy to ze swoich niefortunnych zdarzeń, czy po prostu podchodziła z dystansem do swojego wyglądu, uważała, że uroda przeminie, mądrość pozostanie. 
        — Zapytaj dziewczyn, które wieszają w swoich pokojach twoje zdjęcia, może ci wtedy powiedzą czy twoja buźka jest krzywa, czy piękna — zaśmiała się.
        — Ty mnie nie przerażaj dziewczyno!
        Słyszała jego konspiracyjny szept i nieco udawane przerażenie w głosie, patrzyła jak jej dyskusja z bratem, skupiła na sobie wzrok pozostałych gości, którzy szykowali się do kolejnej pogawędki Benningtonów. Co najbardziej ją zaskoczyło to, że śpiący przy niej Michael nadal śnił głębokim snem, a glosy przyjaciół nie zdołały wyrwać go z objęcia pana snów, dobrze wiedziała, że jej partner ma twardy sen, jednak nie sądziła, że nawet swobodna rozmowa nie przeszkodzi mu w odpoczynku.
        — Braciszku wiesz, sądziłam, że widzisz jak dziewczyny na koncertach, pożerając cię wzrokiem, czasami zastanawiam się, co one w tobie widzą — zażartowała, a jej usta wykrzywiły się w dość wrednym uśmieszku — Jesteś szkaradny — mówiła dalej, a jej do jej uszu dobiegły przyciszone śmiechy przyjaciół — Przystojny to w ogóle nie jesteś — wyliczała, odkładając ostrożnie telefon na jeden ze stopniu — Twarz nie rzeźbił ci Michał Anioł, czego nie mogę powiedzieć o Mike’u, zawsze uważałam go za tego przystojniejszego w waszej kapeli.
        Spojrzała ukradkiem na stojącego przed nią muzyka, który skrzyżował dłonie na torsie, zamiast złości czy frustracji, którą często widywała przy ich popychakach słownych, ona wiedziała jedynie jego pobłażliwy uśmieszek, co kompletnie ją wytrąciło z równowagi, jednak nie dała sobie tego poznać. Sądziła, że się odgryzie, jednak on patrzył na nią nie wzruszony, ukradkiem spoglądając w stronę swojego przyjaciela. Podążyła za jego spojrzeniem i ujrzała Michaela, który zdołała się obudzić. Patrzył na nią z lekkim uśmieszkiem, co sprawiło, że zaczęła marudzić pod nosem. 
        — Wkopałam się — stwierdziła nagle — Zdecydowanie czasami za dużo mówię — dodała ciszej ku rozbawieniu całego zespołu.
        Uniosła się nieznacznie na dłoniach, ponosząc z niewygodnych schodów. Chwyciła porzucony na ciemnym drewnie telefon, wsuwając sobie do kieszeni bluzy. Pewnym siebie krokiem przeszła obok Dave’a oraz Chestera, wspinając się na podest, który prowadził do kuchni. 
        — Mam rozumieć, że podkochiwałaś się już wcześniej we mnie — dobiegł ją z salonu głos ukochanego.
        — Zauroczyć się w kimś, kogo miałam nigdy nie spotkać, to naprawdę jest dziecinne zachowanie — prychnęła cicho.
        Stanęła przed blatem, chwytając czajnik elektryczny. Posuwając go pod bieżącą wodę, nalała odpowiednią ilość na gorącą herbatę i wstawiła go na grzałkę. Oparła się o aneks kuchenny, otulając się bardziej ciepłą bluzą. Słyszała szum panującej na dworze ulewy, przerywana kolejnymi grzmotami czy błyskawicami sprawiała, że chętnie wskoczyła w ciepłe ubrania, które w ostatnich dniach stały się podstawą, gdy pogoda nie była wcale sprzyjająca do spędzania czasu na dworze, a zakopanie się pod ciepły koc w kubkiem gorącego napoju. Patrzyła, jak w progu stanął Michael, jakby wyczekiwał na jakieś głębsze wyjaśnienia, co ją naprawdę rozbawiło.
        — Więc, czy kiedykolwiek wcześniej mnie kochałaś?
        Widziała, jak zbliża się ku niej, a jej kącik jej ust uniósł się w górę, gdy dobiegło ją jego pytania, siłą powstrzymywała się, by nie wybuchnąć radosnym śmiechem, bo naprawdę to pytanie wydawało się jej tak cholernie irracjonalne, że nie mogła ukrywać rozbawienia, które skrywało się za jej przymkniętymi ustami. Przyłożyła dłoń do ust, tłumiąc wybuch radości, gdy poczuła, jak jego dłonie nieznacznie przesunęły się po jej talii. Zasnął palce na jej biodrach, patrząc na nią swoim intensywnym spojrzeniem.
        Wolno odsunęła dłoń od warg, pragnąc zaczerpnąć nieco więcej powietrza, by na moment opanować drzemiący w jej piersi śmiech.
        — Uważasz, że zakochałam się w tobie jako nierozsądna nastolatka, która jedyne co miała w głowie to chodzenie na forty po szkole — mówiła, opierając dłonie na opinający jej ciało jego ramion — Kotek dobrze wiesz, jaką nieroztropną osobą wtedy byłam. Uważałam, że znalazłam tego idealnego, nawet bym nie pomyślała, by podkochiwać się w osobie, którą szanuje i podziwiam.
        — Skurwiel skończony — warknął wściekle.
        Westchnęła cicho, dobrze wiedziała jak Mike, reaguje na wzmianki o jej byłym. Ona sama nie czuła się najlepiej, gdy musiała o nim mówić, przysporzył jej tak wielu zmartwień i kłopotów, doprowadzając jej życie do pasma, porażek sprawiając, że z czasem z tym sobie nie radziła, że nie zliczy, ilekroć z niego szydziła czy nie szczędziła kalumnii na jego temat. Nagły uśmiech opuścił jej usta, co nawet nie próbowała ukrywać. Przylgnęła do niego, wtulając policzek w jego chłodny obojczyk. Pomimo że starali się unikać w swoich rozmowach tematów o ich byłych partnerach, czasami byli do tego zmuszeni. Nie znosili tej napiętej atmosfery, która między nimi panowała. Słyszała delikatny dźwięk wyłączającego się czajnika, co sprawiło, że oparła brodę na jego ramieniu, ukradkiem spoglądając na gawędzących w salonie członków kapeli. Nie umknęło jej uwadze czający się na ustach Brada uśmiech, gdy dostrzegł ich w swoich objęciach. Dyskutując pewnego razu z mężczyzną, przyznał się jej, że nigdy nie był pozytywnie nastawiony do związku jego najlepszego przyjaciela z byłą żoną, pałam do niej ogromną niechęcią, a jego szacunek Taylor mogła sobie tylko pomarzyć. Pomimo że razem z kolegą i jego byłą żoną byli paczką zgranych kumpli z licealnych, czasów nie popierał ich głębszej znajomości. Od początku uważał, że ta kobieta nie była odpowiednią kandydatkom, by związać swoje drogi z Shinodą, była osobą, którą kompletnie w nim nie współgrała, jak pod względem osobowości czy charakteru po zainteresowania, którymi mogli się dzielić. Była kompletnie nieodpowiedzialna, co przeczyło się z sumieniem muzyka. Zawsze starał się być rozsądny pomimo tego, że uwielbiam płatać figle czy zgrywać dowcipnisia potrafił trzeźwo myśleć i wyciągnąć wnioski z poważnych sytuacji. Pobrali się, będąc jeszcze nastolatkami, uważając, że są sobie pisani, niestety późniejsze wydarzenia ukazały, że ta miłość nigdy nie miała mieć racji bytu. Mógł teraz śmiało powiedzieć, że od chwil, gdy jego najbliższy znajomy związał się z młodą Bennington, był naprawdę szczęśliwy w związku, jakiego zawsze pragnął, nawet różnica dzielących ich lat nie miała znaczenia, gdy miał świadomość, że pokochał dziewczynę, która była mu równie droga, co ona jemu. Ufali sobie bezgranicznie, a to była podstawa ich znajomości. Zaufali sobie w momencie, gdy najbardziej siebie potrzebowali, nawet mając wśród sobie bliskich, oni stali się jednością już na początku ich znajomości.
        Wolno odsunęła się od jego rozgrzanego ciała, skradła delikatny pocałunek na jego ustach, widziała, że pragnął czegoś więcej, jednak ona skutecznie umknęła z jego objęć, podchodząc do jednej z szafek. Wyciągnęła z wnętrza jednej z głębokich szafek kubek, odkładając go ostrożnie na jasny blat aneksu kuchennego. Nagle dobiegł ją gromki śmiech z pobliskiego pomieszczenia, nawet nie była zaciekawiona tym, co rozbawiło tak mężczyzn. Zalewając swoją ukochaną czarną esencję, poczuła ten znajomy aromat, który wypełnił jej nozdrza. Kochała ten dość mocny, lecz subtelny aromat liści drzew, skręcone w małych torebkach.
        Odłożyła czajnik z parującą wodą, chwytając jasne naczynie wypełnione aromatycznym napojem, zdecydowanie tego potrzebowała, gdy upiła pierwszy łyk naparu, może wydawać się to dziwne, ale pomimo że uwielbiała gorące powietrze Kalifornii, lubiła czasami zasiąść w chłodny dość deszczowy dzień skryć się pod ciepłym puchowym kocem z kubkiem aromatycznego kakao, poznając losy bohaterów literackich. Westchnęła cicho z rozmarzeniem otulona ciepłem dość grubej bluzy, która zarzuciła sobie na ramiona, przepadała za chodzeniem o kilka rozmiarach za dużych ubraniach. Przestała już podkradać jakiekolwiek rzeczy z garderoby swojego brata, od pewnego czasu zaczęła zaglądać na dział męski podczas zakupów i zaczęła wypatrywać co ciekawsze koszule czy nawet bluzki, nikt raczej nie spoglądał na nią krytycznie, czy krzywymi spojrzeniami. Amerykanie należeli do ludzi, którzy niezbyt byli zainteresowani tym, jak ktoś się ubiera, nie oceniali siebie po pierwszym wrażeniu, co naprawdę sobie ceniła.
        Przeszła wolnym krokiem do salonu, stanęła na progu drzwi, spoglądając na dyskutujących muzyków, pochłonięci rozmową nie dostrzegli jej stojącą na podwyższeniu wpatrującą się w ekran ogromnego telewizora. Skupiła wzrok na nieco starszej dziennikarce, która prowadziła przegląd najnowszych zdarzeń z kraju, patrzyła jak na monitorze, wyświetla się fotografia, a ona zamarła w pół kroku. Zacisnęła mocniej palce na krawędzi naczynia, gdy przebiegła spojrzeniem po napisie w dole matrycy: „Odnaleziono nowe dowody zbrodni Evelyn Lison”, jak przez mgłę słyszała lekko zmartwiony głos Chestera:
        — Młoda wszystko dobrze? — pytał zatroskany.
        Widział jak twarz młodej kobiety nagle zbladła, błękit jej oczu zastygł w bezruchu, przybierając barwę ciemnego szafiru, nie często był u niej widywany taki odcień, jednak on nigdy nie zwiastował niczego dobrego. Otrząsnęła się z głębi swojej melancholii, odkładając naczynie z naparem na pobliską komodę.
        — Pogłośnij! — nakazała.
        Zgrabnym ruchem przeskoczyła przez oparcie miękkiej sofy, siadając pomiędzy przyjaciółmi, czuła ich niezrozumiała spojrzenia na sobie, jednak nawet nie śmieli się odezwać, gdy skupiła wzrok na materiale filmowym. Słuchała z uwagą reportera, który wgłębiał się w śmierć gimnazjalistki, której sprawa wciąż się toczyła. Funkcjonariusze policji wciąż nie mogli odnaleźć sprawcy tej okrutnej zbrodni, o której mówiło całe Phoenix, żyli w błogiej nieświadomości, kto przyczynił się do śmierci nastolatki, której życie nie różniło się niczym nadzwyczajnym, nie odbiegała od swoich rówieśników, miała wielu znajomych oraz oddanych przyjaciół, oraz kochających ją ponad wszystko rodziców, którzy byli w stanie poświęcić dla niej wszystko, a jednak okrutny los postanowił odebrać im jedyne dziecko. Mogła śmiać się w głos, gdy dobiegały do niej wzmianki o tej zbrodni, gdy dowiedziała się, że prokuratura zmieniła kwalifikacji czynu na nie umyślne spowodowanie śmierci. Ogromna chęć wyżycia się na czymś była ogromna, chciała doprowadzić się do płaczu, okrutnego bólu, by tylko zapomnieć głos spikera, który oznajmiał te wiadomości, pluła sobie w twarz za każdym razem, gdy musiała spojrzeć na siebie w lustrze, a do jej obolałego umysłu napływały wspomnienie kulejącej na zimnym betonie dziewczyny, leżącej w kałuży własnych krzywd. Nie jednokrotnie budziła się z krzykiem, gdy przed jej oczami pojawiała się zakrwawiona rękojeść noża i pełen fałszywości męski uśmiech. Naoczny widz tych zdarzeń, który mógł naprowadzić organy sprawiedliwości do prawdziwego mordercy szesnastolatki, jednak on milczał. Zamilkł w momencie, gdy serce Evelyn Lison zatrzymało się na zawsze, pozostawiając za sobą nieuchwytnego zbrodniarza i jedyną osobę, która mogła pomścić jej śmierć, wsadzając winnego za kratki. Czemu w takim razie tego nie zrobił? Odpowiedź była nader prosta! Julia Bennington żyła w przestrachu o własne życie, gdy jej najgorszy koszmar znowu zaczął ją nękać.
        — Policjantom udało się odnaleźć na miejscu zbrodni pożegnalny list zamordowanej — tłumaczył młody dziennikarz, trzymając przy swoich ustach mikrofon, wzmacniając swój głos przez elektroniczny głośnik — Został ujawniony jeden z fragmentów, który mówi, że dziewczyna dobrowolnie odebrała sobie życie.
Straciła zainteresowanie dalszym materiałem czy monologiem reportera, jego wypowiedź została nagle przerwana przez wywiad z komendantem arozinskiej policji, który w skupieniu tłumaczył postępy w śledztwie, jednak tylko ona wiedziała, że nie dokonali żadnego odkrycia, który mógł dać ukojenie rodzinie zamordowanej, by wiedzieli, że sprawca zamordowania ich córki gnije za kratkami aresztu federalnego, jednak to nie ukoi ich bólu po stracie jedynego dziecka, nigdy nie zapomną, że musieli pożegnać córkę, dziewczynę, która była jeszcze dzieckiem.
        — Mogę mu tylko pogratulować geniuszu, skurwiel pierdolony — warknęła wściekle — Osiągnął, czego pragnął — dodała mściwie.
        Opadła zrezygnowana na miękkie poduchy jasnej sofy, z cichym westchnieniem oparła twarz na zgiętym na kolanie barku, podpierając na niej głowę, z bijącym w piersi sercem wpatrzyła się w misę stojącą na pobliskim stoliku. Słodkie łakocie skryte pod barwnymi opakowaniami sprawiały, że chciało się za nie chwycić i spałaszować, jednak ona na samą myśl poczuła okrutne mdłości, torsie, które miała nadzieje, nie zaczął ją męczyć. Może i nie miała problemów z jedzeniem, pewne wspomnienia sprawiają, że nie umiała zapanować nad swoim ciałem, nie kontrolowała siebie, mogła tylko czekać, aż chwile udręk minął, a ona odzyska ponownie władzę nad sobą. Może wydawać się to dziwne, jednak nikt nie znał pewnej smutnej historii z jej krótkiego życia. Nie skarżyła się, bo nie umiała o tym mówić, równocześnie nie chciała zdradzać prawdy, która już dawno powinna ujrzeć światło dzienne, jednak coś ja powstrzymało, by zdradzić komuś wydarzenia z dnia śmierci Evelyn Lison.
        — Julio, o czym ty mówisz? — zaniepokoił się. 
        Widziała przestrach w jego oczach, gdy wpatrzyła się w niego pełnym pustki spojrzeniem, beznamiętność, która otulała jej twarz, była aż przerażająca, co wprawiło przyjaciół w lekki zakłopotanie, jednak nie śmieli się odezwać, już nie jednokrotnie przekonali się, że wyciągniecie czegoś z nastolatki, kończy się niepowodzeniem i ogromną klęską. Nigdy nie była zbytnio rozmowna na temat swojego dawnego życia, szanowali jej prywatność, jednak w pewnych sytuacjach jej milczenie wprawiało ich w małe zakłopotanie.
        — Nie ma sensu tego dłużej ukrywać — westchnęła cicho.
        Choć wcześniej tkwiła w przekonaniu, że poradzi sobie ze swoimi problemami, czy kłopotami teraz zaczęła tracić do tego wiarę. Nie była niezłomna, jak każdy człowiek posiadała w sobie słabości oraz chwile zwątpień nie zawsze podołała wyznaczonej przez los drodze, teraz coraz bardziej przekonywała się, że życie z piętnem tajemnic sprawia jej ogromny problem. Miała dosyć ciągłego wodzenia przyjaciół za nos i zmuszania ich by wierzyli w nieco kłamliwe słowa. Ilekroć okazywali jej wsparcie, ona pragnęła wydusić z siebie, choć odrobinę samozaparcia, by w końcu zdradzić, z czym się męczyła przez te wszystkie lata życia w osamotnieniu.
        — Zawsze pragnęliście, widzieć kim jest dziewczyna, która pojawiła się w waszym życiu, jednak ja nie miałam na tyle odwagi, by choć wyznać wam prawdę, w jakich okolicznościach dorastałam. Uwagi czy opinie moich opiekunów i dyrektorki sierocińca owszem mają w sobie ziarenko prawdy, jednak za moim niefrasobliwym zachowaniem tkwiło drugie dno, które nikt do tej pory nie zbadał, oprócz jednej zaufanej mi osoby — uniosła nieco dumnie wzrok, czując na sobie spojrzenie muzyków — Poznacie prawdę, dlaczego przez ostatnie tygodnie mojej nauki w liceum zachowywałam się jak cholernie nadwrażliwa nastolatka, która boi się drobnego szelestu, mam ku temu powody, by czuć się zaniepokojona, zatroskana o własne życie.
        — Co chciałaś powiedzieć, że opinie na temat ciebie były tak niepochlebne — odezwał się wokalista.
        Uniosła się z wygodnego siedzenia, przechodząc parę kroków w przód, stając przed rozpalonym kominkiem, wpatrzyła się w buchający w nim ogień. Barwne języki ognia otulały obudowę paleniska, pod którą wygrzewały się dwie suczki w towarzystwie husky’ego syberyjskiego.
        — Chester chyba nie sądziłeś, że mieszkanie w tym miejscu sprawiało mi przyjemność — mówiła ze spokojem — Owszem nasz ojciec zadbał, bym zamieszkała w domu dziecka, jednak jestem wręcz przekonana, że renoma najgorszego sierocińca w mieście sprawiła mu tylko radość, że może tam oddać bękarta, który nigdy nie miał się narodzić.
        Wiedziała, doskonale jak ojciec ją traktuje, miała tą nie przyjemność już się w nim widzieć i ich spotkania nie upływały w spokojnej atmosferze, raczej powietrze było tak nasycone nienawiścią obojga do siebie, że można było chwycić na rączkę ostrze i ja kroić. Wielokrotnie słyszała, że nigdy nie powinna się urodzin, że gdyby miał możliwość zamiast do bidula, zabił, by ją i porzucił noworodka, przy jakieś publicznej drodze by tam się rozkładało, owszem może wcześniej sprawiało jej to przykrość, lecz z czasem pozostała na to bierna a kąśliwe uwagi Johna nie miały dla niej znaczenia. Przestała traktować go jak ojca, bo tak naprawdę nigdy nim nie był. Uważała go za skończonego skurwiela, który był jedynie dawcą plemników.
    — Bądźmy ze sobą szczerzy braciszku — przerwała nagle, panującą wokół cisze odwracając się ponownie ku niemu — On nigdy mnie nie chciał, pragnął się jedynie mnie wyzbyć, dla niego najlepszym rozwiązaniem było, gdyby umarła na drzwiach tamtej kamienicy i nie poczuwał winny do zabicia własnego dziecka. Mogę powiedzieć, że zhańbienie mojego imienia przez niego w ogóle mnie nie obeszło, gdyby tylko nie dowiedziała się o Pauli. To się już nie nazywa faworyzowanie tylko jawna zniewaga.
        — Doskonale znasz moją opinię…
        — Chester nie mogłeś, nic zrobiłeś, byłeś dzieckiem, gdy się urodziłam nawet nie wiedziałeś, że mama była w ciąży. Oboje wiemy, że winisz ojca za moje odejście tak samo, jak ja, jednak przestać brać na siebie winy za moje krzywdy. Mogę ci tylko podziękować za to, że nie zignorowałeś matki i mnie odnalazłeś. Do końca życia będę ci wdzięczna, że mi pomogłeś.
        Widziała, jak wzdycha nieco zrezygnowany, przyznając jej racje. Tylko John doprowadził do rozpadu tej rodzinny, pomimo starań ich rodzicielki ten dom już nigdy nie był taki sam.
        — Jednak co z tymi opiniami? — wtrącił się Joe, coraz bardziej zaintrygowany.
        Owszem, gdy poznali bliżej plany swojego przyjaciela, który po wielu tygodniach zdradził im rodziną tajemnice oraz możliwości odnalezienia zaginionej siostry wspierali go przy tej decyzji, jednak Chester nigdy im nie mówił, więcej niż musiał, chciał wszystko przygotować i być pewny, że dziewczyna z Phoenix to rzeczywiście jego młodsza siostra.
        — Mogę wam przybliżyć kilka z nich, jednak nie ma to najmniejszego sensu — wtrąciła się nastolatka, zanim wokalista zdołał cokolwiek odpowiedzieć — Jednym słowem byłam najgorszym dzieciakiem w domu — mruknęła, na samo wspomnienie tego miejsca jako mieszkaniu, gdzie miała znaleźć rodzinne ciepło — Było tego bardzo wiele, zaczynając od awantur z moją współlokatorką, po pijatyki z innymi dzieciakami kończąc na ucieczkach z sierocińca. Owszem nie przeczę, że nie byłam aniołkiem i wdawałam się w te cholerne przepychanki, jednak nigdy nie uderzyłam nikogo poza Lisą i jej cholerną przyjaciółeczkom. Z czasem nazywali mnie Buntowniczką.
        — Dlaczego?
        — Ignorowałam wszelkie zasad tam panujących, nie słuchałam nikogo, dawałam się wyznaki opiekunom, jak i dyrektorce. Uważali mnie za nie okrzesaną małolatę, której nie umieli wychować. Prawda była inna, oni nie umieli się nami zajmować, bo jak można nazwać opieką molestowanie seksualne jednej z wychowanek — zadrwiła.
        Zamilkła na moment z niepewnością spoglądając w oczy swojego brata. Nie miała odwagi komukolwiek o tym mówić, nie swoim bliskim, a zwłaszcza starszemu Benningtonowi, doskonale wiedziała, że przeszedł podobne piekło w dziecięcych latach, jednak nigdy nie poruszyła tematu wykorzystywania seksualnego, oboje raczej nie chcieli wracać do tych wspomnień, dlatego skupili się na innych aspektach swojego dawnego życia.
        — Ile to trwało? — zapytał nagle, podnosząc się z wygodnego siedzenia.
        — Nie ma to znaczenia, pogodziłam się z tym — odparła wymijająco.
        Nawet nie zorientowała się, kiedy stanął przed nią, zmusił siłą perswazji, i by spojrzała na niego, co uczyniła z niechęcią. Zgrywanie zawsze nieustępliwej nastolatki tym razem ją zawiodło.
        — Ponad dziesięć lat — wydusiła nieco drążącym głosem — Uwolniłam się od tego, gdy mnie stamtąd zabrałeś.
        — Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
        Nie wyczuła w jego głosie wyrzutów czy pretensji, jedynie co mogła odczuć to troskę, którą się kierował, stali tak pośrodku pokoju dziennego wśród zaniepokojonych spojrzeń przyjaciół, nie wiedząc, jak to się zakończy.
        — Doskonale wiesz, jak człowiek czuje się zawstydzony i skrępowany — mówiła jeszcze ciszej — Bałam się — przyznała w końcu.
        Słyszała jego ciche westchnięcie, jakby zrozumiał jej intencje. Nie pragnęła żadnych słabych prób pocieszania, czy udawanej troski i jej brat wyraźnie o tym wiedział, bo nawet nie próbował podjąć tych prób, doskonale ją rozumiał i nie zamierzał jej nawet oceniać. Jednak co najbardziej wprawiło go w zaskoczenia, że jego siostra była spokojna, nie płakała, nawet się nie smuciła. Stała przed nim bez wyrazu wpatrując się w jego oczy.
        — Wiem, że nie będziesz dumny z tego, co teraz usłyszysz — mówiła dalej, patrząc na górującego nad nią brata.
        Przez moment zapomnieli o obecności zespołu, rozmawiali na pozór swobodnie, tracąc świadomość o towarzystwie pozostałych muzyków, którzy nawet nie próbowali im przerywać, przysłuchiwali się tej wymianie zdań w skupieniu i z nie ukrywanym zdziwieniem.
        — Brałaś narkotyki.
        Słyszała jego ciche westchnienie, jakby był tym nie zachwycony, jednak z czego miała być tu dumnym, skoro dla chwili zapomnienie wpada się w ten cholerny syf, który z łatwością do siebie przyciąga i nie pozwala od siebie odejść, gdy tego bardzo pragniesz. Jej na pewien sposób udało się samotnie pokonać swoje uzależnienie, choć wielu się to nie udaje, miała ogromną siłę zaparcia i przestrach do zdarzeń, które zmusił ją do rzucenia tych cholernych używek.
        — Tak — przyznała nieco skruszona — Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, że byłam narkomanką, dlatego milczałam. Nie mówiłam o tym, bo nie byłam z tego dumna, rzuciłam to w cholerę, jednak zawsze pozostanie mi przyklejona karteczka z tych idiotycznym napisem.
        — Jak długo w tym siedziałaś? — słyszała nieopodal cichy głos Mike’a.
        Bała się na niego spojrzeć, lękała się, że dostrzeże w jego spojrzeniu rozczarowanie czy chęć zniszczenia tego, co ich łączyło. Zebrała się jednak na odwagę i popatrzyła na niego nad ramieniem brata.
        — Zaczęłam brać kilka miesięcy przed śmiercią Evelyn, to był czas, gdy zaczęłam spotykać się z tym skurwielem — opowiadała dalej — Pojęłam wtedy, że związek mój i Clarka to pasmo nieszczęśliwych zdarzeń, chciałam zapomnieć o tym skurwielu, dlatego chwyciłam za używki. Kent pozbawiał mnie chęci do życia, miał coś w sobie co sprawiało, że pragnęłam, by dzień jak najszybciej się zakończył. Zrozumiałam z czasem, że jego ego jest zbyt wysokie, gdy zaczął podnosić na mnie rękę.
        Cieszyła się, że zespół w skupieniu słuchał jej monologu, pomimo że chcieli o tak wiele dopytać, nie śmieli jej przerwać, gdy wspomniała im swój nieudany związek z byłym partnerem, już nie miało sensu ukrywanie jej zachowania z końca liceum, zdradziła im prawdę, którą znal jedynie Mike’a oraz Anthony. Nie ukrywali wściekłości, gdy dowiedzieli się o groźbach tego gnoja, sypiąc w jego stronę obelgi i chęć zemsty.
        — Jednak co z tą dziewczyną Evelyn — zagadnął nagle Shinoda, gdy siedziała tuż obok niego.
        — Evelyn była moją poprzedniczką, jakby to ująć była byłą Clarka. Rzuciła go podobnie jak ja — tłumaczyła po dłużej chwili zastanowienia — Znalazła miłość w ramionach innego chłopaka, to sprawiło, że mój eks wpadł w szał. Ściągnął ją do opuszczonej fabryki, gdzie często z nim chodziłam. Byłam wtedy razem z nim, kompletnie nieświadoma co zamierzał zrobić. Nie wtajemniczył mnie, tylko zrobił swoje — zamilkła na moment chcąc opanować drzemiące w jej piersi serce — Kazał mi siedzieć cicho, zamknął mnie w jakimś kantorku, który znajdował się tuż obok sali, gdzie planował jej zabójstwo. Nie byłam nawet ciekawa, co chce zrobić, byłam na niego wściekła, że pozbawił mnie wolności, dopiero krzyki tej dziewczyny sprawiły, że spojrzałam przez szybę, która była w drzwiach. Zamarłam, gdy zobaczyłam co się tam dzieje. Evelyn leżała na ziemi w kałuży krwi niemal z podciętym gardłem, krzyczała i błagała, by przestał ją ranić, jednak on wpadł w jakiś szał, dźgał ją, gdzie popadnie, nie zliczę, jak dużo otrzymała ran kuty. Mogłam, tylko patrzeć jak umiera, gdy podciął jej gardło. Gdy dokonał to, co zamierzał, wrócił po mnie, byłam w tak ogromnym szoku, że nawet nie pisnęłam, gdy kazał mi zachować to dla siebie. Skutecznie mnie nastraszył, że gdy naśle na niego policje, skończę tak jak ona. Nikt prócz was nie poznał tej historii.
        — Dlaczego nie pójdziesz z tym na gilny — przerwał jej nagle Farrell.
       — Dave ty nadal nic nie rozumiesz. Clark to nie jest tylko chłopak z urażonym ego, on jest naprawdę niebezpieczny.
        — Co masz na myśli?
        Zanim zaczęła, mówić spojrzała na Mike’a, który uchwycił jej dłoń, doskonale wiedział, że nie lubiła wspominać o tym wypadku.
        — Clark jest zdolny do wszystkiego, by osiągnąć swój cel. Zabije, nastraszy czy po prostu cię zniszczy, tylko po to, by osiągnąć swój chory plan.
        Z ciężkim sercem dokończyła swoją opowieść, choć sprawiło to jej niemałą trudność, w jakiś stopniu czuła się lżej, gdy mogła w końcu się wygadać i pozwolić sobie zdjąć z siebie pewien ciężar, z którym żyła od przeszło paru lat. Chciała żyć teraz w przekonaniu, że ich nie zraziła do siebie, nie oczekiwała współczucia, pragnęła zostać zrozumiała, o tyle jedynie prosiła. Zachowanie muzyków jednak sprawiło, że zyskała nadzieje w ludzi, zapewnili ją, że nigdy jej nie opuszczą na, co najbardziej liczyła oraz że zrobią wszystko, by zmierzyła się ze swoim dawnym życiem, co było niezwykle podbudowujące. Wtedy wiedziała, że ma kogoś, komu może zaufać w ciemno i tych, którzy jej nie zwiodą. 



No comments:

Post a Comment