Monday, July 27, 2020

II 14 — OBRAZY PANI AGRESTE — PART 1

        — Mike, wciąż uważam, że to nie był rozsądny pomysł.
        Westchnął nieco ociężale, opadając na miękki puch rozłożonych poduszek, czuł się nieco zmęczony ciągłymi negocjacjami ze swoją dziewczyną. Kochał ją za jej przebojowość oraz dość charyzmatyczne podejście do życia jednak czasami stawała się uciążliwa, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego ukochana wciąż popadała w skrajności, w których nie doceniała swoich umiejętności i niebywałego zmysłu artystycznego, który posiadała. Wiedział, że jej samoocena w pewnym okresie była naprawdę niska, jednak wiele się wydarzyło od tego czasu, a młoda panna Bennington nabrała tej zadziorności i charakterku, którego wcześniej jej brakowało, lecz czasami jej niezdecydowanie działało na jej niekorzyść, zupełnie jak dziś, gdy ponownie próbowała się wycofać z jego propozycji i odwołać cały wernisaż swoich prac.
        Nie musiał zbytnio długo ją przekonywać, gdy padła z jego ust propozycja, by doprowadzić do wystawienia jej obrazów w galerii. Sam był lekko zdumiony, gdy dostrzegł ilość stworzonych przez nią małych dzieł sztuki malarskiej, choć nie lubiła się tym chwalić i należała do osób skromnych pomimo swojej aparycji, nie można było je zarzucić, że nie zna się na tym, co tworzy. Było to dostrzegalne nawet przez osobę, która w przeciwieństwie do niego nie ukończyła prestiżowej uczelni sztuk pięknych i mógł zobaczyć, że ta dziewczyna posiada smykałkę do zajęcia, które z czasem stało się jej pasją.
        Jednak dzisiejsze przedpołudnie znowu ukazały w pewien sposób, że się lęka i coraz niechętnie spoglądała na dzisiejszy wieczór, który miał okazać się jednym z tych najważniejszej w dopiero co rozpoczętej karierze malarki. Rozumiał jej stres i owładniający ją niepokój, była to rzecz naturalna, która towarzyszy każdemu, kto zdecydował się na taki krok, sam nie czuł się inaczej przed swoją pierwszą wystawą. jednak doświadczenie nauczyło go, że nie ma powodów do niepokój, nawet gdy to jest twoja debiutancki wernisaż prac. Starał się ją uspokoić jednak była za bardzo spanikowana, w pewien sposób ją rozumiał jednak był tutaj by jej pomóc pozbyć się niepokoju i uwierzyć w swoje siły, jednak ona odmawiała i to go martwiło.
        — Julio, czym się stresujesz? — zagadnął, unosząc się na łokciach.
        Patrzył jak jego dziewczyna, przechadza się niespokojnie po jasnych panelach pokoju, nerwowo wykręcając sobie palce dłoni. Należała do osób, które rzadko się denerwowały, ostatni raz widział ją tak zestresowaną dzień przed jej egzaminami maturalnymi, gdzie obawiała się wyjść z sali, pozostawiając za sobą pustką kartkę, jednak efekt jej żmudnej nauki nie poszedł na marne i choć przechodziła wtedy swego rodzaju okres buntu, gdy próbowała zrobić wszystko, by jej dawny chłopak znów nie wszedł jej na głowę. Poradziła sobie, bardziej niż by tego oczekiwała. Zdała wszystkie przedmioty niemal ze wzorowymi oceanami ku swojemu ogólnemu zaskoczeniu, gdy odebrała wyniki, była zdumiona, że były one aż tak bardzo zadowalające, a ona mogła bez zmartwień aplikować na uczelnie ze znakomitymi referencjami. Kto by pomyślał, że ta dziewczyna nie tylko opuści granice liceum jako jedna z lepszych uczennic swojego roku z paskiem na swoim świadectwie. Pewnego dnia przyznała się, że w poprzedniej szkole nie była aż tak pilną uczennicą, a ona niemal nie zawaliła matematyki, która była jej piętą Achillesowa. Pomoc Davida, który zgodził się od czasu do czasu ją poduczyć tematów, okazała się naprawdę owocna. Farrell odkąd pamiętał, był doskonały w sprawach finansów. Nie stanowiło dla niego problemu trudne działania, nad którymi niektórzy siedzieli godzinami, po części dzięki niemu nie zawaliła egzaminów z nie lubianego przedmiotu. Przysiadła z nim nad materiałem parę dni wcześniej by powtórzyć na nowo cały materiał, okazało się to najlepszym rozwiązaniem, jednak nie zminimalizowało jej stresu.
        — Obawiasz się, że nikt nie przyjdzie, czy tego, że źle odbiorę twoje obrazy? — pytał, unosząc się z miękkiego materaca. 
        Wolnym krokiem podszedł do niespokojnie spacerującej nastolatki. Stanął przed nią, zmuszając ją, by zatrzymała się w pół kroku. Uniosła spojrzenie swoich jasnych tęczówek, w których dostrzegł wiele niepokoju o dzisiejsze spotkanie, serce tłukło się w jej piersi niemiłosiernie, miała wrażenie, że z każdym oddechem traci pod sobą grunt pod nogami. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje, jednak nigdy tak bardzo nerwy ją nie trapiły. Słowa Michaela jeszcze bardziej ją dobiły, była świadoma, że robi wszystko, by poczuła się lepiej, jednak ona nie umiała się uspokoić.
        Opadła bezwładnie na pobliski szeląg, podpierając dłonie o kolanach. Czego się właściwie bała? Sama do końca nie potrafiła odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Nie niepokoił ją brak jakichkolwiek osób, bo była mentalnie na to przygotowana nie wielu młodym artystom udaje się zdobyć publiczność już na pierwszym wernisażu autorskich prac, wiedziała jak trudno takim osobą wybić się w tych kręgach, bo wiele krytyków i znawców czy osób, które były zainteresowane malarstwem, bardziej stawiały na osoby znane i w jakiś sposób popularne a ona była nowa, nawet jeśli to Mike wspomagał ją w organizacji i sprawował pieczę nad jej pierwszą wystawą. Owszem może lubiła swoją rysunki czy małe szkice co do pełnometrażowych nie była do tego pewna. Zawsze czuła, że zawali, w jakiś sposób zrobi błąd, który będzie aż tak dostrzegalny i nie spodoba się osobie, której go pokazywała. Jednak najbardziej martwiło ją, gdy musiała, przenieś proporcje, co nie było czasami łatwe, gdy korzystała ze zdjęcia, które nawet nie dorównuje płótnie obrazu. Musiała jednak przyznać, że pewien malunek bardzo jej się spodobał i była z niego o niemal dumna. Było moment, gdy chciała go zawiesić na ścianie i podziwiać jednak szybko zrezygnowała z pomysłu oprawienia go, gdyż nie pasowało jej do wystroju, więc skryła portret Marilyn Moore i nawet nie próbowała do niego wracać. Odkopała go, jednak specjalnie na tę wystawę miała nadzieje, że chociaż i on w małym stopniu się przyjmie.
        — Skarbie nie masz się o co martwić, wiem to naturalny odruch, jednak zapewniam cię, że wszystko się uda.
        — Skąd możesz wiedzieć? — wybuchła nagle — Pakuje się na jakąś cholerne bagno bez wcześniejszego planu ratunku. W co ja się wpakowałam? — jęknęła marudnie.
        Patrzył jak, skrywa twarz w dłoniach, a jemu zaczęły opadać ręce z bezsilności. Wiedział jak, Julia bywa uparta, ciężko znosiła kompromisy, jednak nie chciał odpuszczać. Nie pozwoli by może przydarzyć się jej jedna szansa na milion i jej wystawa zostanie przyjęta. Pozostało mu jedynie odwieść ją od chęci poddania się, co nie było takie łatwe. Ukucnął przed nią, sięgając dłońmi po jej ręce, ostrożnie odsunął je z jej pobladłych policzków. Widział przestrach w tym jej pięknym spojrzeniu.
        — Julio będę ci to powtarzał do skutku, nawet w momentach, gdy będziesz chciała mnie skrzywdzić, bo się powtarzam — mówiła stanowczym głosem — Nie rezygnuj z możliwości, które ci dano, pracowałaś nad tą wystawą przez ostatnie tygodnie, pragniesz to teraz odwołać? Zrezygnować z tak ogromnej szansy.
        — Możesz, masz racje — westchnęła cicho — Co jeśli się nie uda? — pytała — Jeśli zawale cały wernisaż i wszystko się zepsuje?
        — Zapewniam cię, nic się nie wydarzy, obiecałem cię wspierać i tego słowa dotrzymam — mówił cierpliwie.
        Popatrzyła na niego przez moment nieco nie ufnie, trudno jej było przyznawać komuś racje, przychodziło jej to z ogromnym ciężarem, bo była osobą, którą nie znosiła kompromisów. Jednak panika, która ją ogarnęła, sprawiła, że myślała podobnie jak zaledwie rok temu, gdy nie sądziła, że cokolwiek w życiu osiągnie, spisywała się na straty już na samym początku walki drogi, którą podążała, zamiast stawiać temu czoła i brnąć pomimo trudności dalej ona wolała odpuszczać, jej rozmyślenia, były wręcz identyczne i to ją przerażało. Obiecała porzucić przeszłość, którą ją nękała na rzecz nowego życia z dala od problemów, które ją tak frustrowały, owszem mogła czuć niepokój, lecz jedynie za drzewami gabinetu Camili, której decydowała się mówić o sekretach, który nikt poza jej najlepszym przyjacielem z młodzieńczych lat nie miał pojęcia.
        Nie ukrywała terapia bardzo jej pomagała, z każdym spotkaniem czuła się coraz mniej zaniepokojona, przestała tak bardzo tuszować swoje dawne życie, do którego nie chciała powracać, wyrzucała z siebie wszelkie tlące się w niej demony, niewygodne wspomnienia i momenty, o których wcześniej pragnęła zapomnieć, one stawały się jedynie widmami, które zaczęła pozbywać. Jej psycholog znalazła skuteczny sposób, by mówiła o sobie i tego, czego się obawia czy czuje przed tym respekt bez wpadania w niepotrzebną panikę oraz nagłe zmieniania tematu. Nie miała pojęcia, jak to zrobiła, że w tak łatwy sposób potrafiła się przed nią wyżalić, co wydawało się jej niebywale trudne, gdy stanęła twarzą w twarz ze swoimi bliskimi. Owszem może w jakiś stopniu opowiedziała Michaelowi o zaborczości jej byłego chłopaka i w jak okrutny sposób chciał postawić na swoje, jednak nie znał całej prawdy o tym zakłamanym dupku, z którym przeszło jej się spotykać przez kilka miesięcy. Nikt nie poznał tajemnicy, którą dzierży od pięciu lat na swoich barkach, coś, co sprawiało, że nie mogła sypiać po nocach. W pewien sposób wiedziała, skąd biorą się jej senne koszmary, jednak nikomu nie miała odwagi temu powiedzieć, żyła w przekonaniu, że pewne sprawy powinna pozostawić tylko dla siebie, niestety nie wiedziała, że to powoduje szkody w jej umyśle oraz sposobie spoglądania na pewne wydarzenia z jej dość krótkim życiu.
        Oparła dłoń na swoim udzie, spoglądając z pewnym swego rodzaju pewnością uśmiechem na siedzącego przed nią chłopaka, zabrnęła za daleko by teraz po prostu odpuścić i odwołać cały pokaz, nad którym tak pracowała. Owszem ogromnym wsparciem była dla niej pomoc ukochanego, który pomógł jej wszystko zorganizować, jednak sama nie wiedziała, od czego rozpocząć i gdyby nie jego rady, wciąż tkwiła, by w jednym miejscu z kompletem kilku portretów oraz pejzaży leżących w odmętach swojej garderoby pozwalając im się kurzyć do momentu, gdy nie będzie musiała składać swojej teczki na ASP. Jednak nie była pewna czy namalowane przez nią pełnometrażowe płótna nadadzą się do jej dokumentów, które musiała złożyć na uczelnie. Przyjdzie czas, gdy będzie musiała się tym zainteresować, jednak mija dopiero pierwszy miesiąc tego roku akademickiego.
        — Mogę jedynie ci za to podziękować — odezwała się. 
        Wyprostowała się, lecz wciąż siedziała na skraju leżanki, wyciągnęła ku niemu swoje dłonie, które szybko pochwycić, spoczywająca na jej dłoni opaska nieco się przekrzywiła, ukazując pewne litery nazw, które skryła wewnątrz ręki. Nie pamiętała, kiedy kupiła tę materiałową bransoletkę i w jaki sposób ją odnalazła pod stertą ciuchów, gdy dostrzegła tę małą rzecz, przypomniała sobie, jak chętnie w niej chodziła za czasów, gdy mieszkała w sierocińcu. Przypominał jej o tak wielu radosnych chwilach. Obserwowała jak, muzyk lekko odwraca jej dłoń, by dostrzec stworzony napis, który przedstawiał jego macierzystą formację. Uniósł na nią spojrzenie, a ona jedynie wzruszyła ramionami w nieznacznym geście. Rzadko widywał ją, by nosiła jakiekolwiek gadżety czy koszulki związane z ich grupą muzyczną, często widywał ja w koszulkach innych zespołów muzycznych nawet tych, które sama stworzyła, jednak zobaczenia u niej nazwy Linkin Park było niemal cudem.
        — No co? — zagadnęła z delikatnym śmiechem, widząc spojrzenie przyjaciela — Zapomniałeś, że nadal was słucham — śmiała się cicho.
        — Spróbowałabyś nie — zagroził sugestywnie.
        Roześmiała się w głos, a on podniósł się z dość niewygodnej pozycji, w której tkwił. Patrzył jak jego ukochana, nieco zadziera wzrok ku górze, widział ten poblask granatu w jej oczach, które niespokojnie mogły przyprawić o dreszcze, lecz błąkający się na jej ustach uśmiech psuł dramatyzm tej sytuacji, którą chciała stworzyć.
        — Czy to jest groźba? — zagadnęła zadziornie.
        Pochylił się nieznacznie ku niej, spierając dłonie na krawędzi obitego w jasny materiał szelągu, nawet nie śmiała się odsunąć, czuła niemal jego oddech na swoich nieco pobladłych policzkach, które utraciły przez ostatnie dni swoją naturalną barwę ciemnego brązu, nie potrafiła spuścić z niego spojrzenia, gdy wpatrywał się w nią tak intensywnym wzrokiem.
        — Nie — mówił, a jego głos stał się jeszcze głębszy — Jednak zachęta.
        Zmarszczyła nieco brwi zdumiona jego ostatnimi słowami. Kompletnie nic z tego nie rozumiała, nawet nie próbowała się domyślić. Nie dało się nie zauważyć, że jej partner ostatnio lubował się w rzucaniu w nią podobnymi teksami, jak to uważała tanimi podrywami, których tak naprawdę nie brała na poważnie, znała go zbyt dobrze i wiedziała, że umie być bardziej romantyczny.
        Znała jego naturę dowcipnisia i nie zdziwiła się, gdyby płatał jej swój kolejny żart. Często to robił, gdy jeszcze nie byli ze sobą, dobrze pamiętała, te sytuacje podchodziła do tego chłodno, lecz czasami jego zagrywki były tak irytujące, że musiała wyrównać z nim rachunki. Kończyło się to dla nich gonitwą niczym dzieci po całym domu, wykrzykując co niepewien czas jakieś wojenne okrzyki. Jeśli dołączył do niego i Chester, któremu umyśliło się znowu z niej ponagrywać, była zmuszona doprowadzić tę dwójkę do porządku. Może i oglądała filmiki na ich portalach społecznościowych i wiedziała jak, potrafią być czasami, nieznośni w swoich wygłupach, to dopiero gdy miała możliwość spotkaniu się z nimi i poprzerywaniu dłuższą chwilę dowiedziała się, jakimi są naprawdę zgrywusami. Specjalnie jej to nie przeszkadzało, bo sama lubiła pożartować, jednak bywały dni, gdy nie miała ochoty na głupie teksty, co nie oznaczało, że jej przyjaciele nie mieli zamiaru z tego nie skorzystać.
        Trudno było jej obstawić czy był to jeden z nieudolnych flirtów, czy daremny żart, nie miała zbytnio ochoty na durny dowcip, nie chodziło o brak humoru była raczej wciąż zlękniona dzisiejszego wieczoru. Rozmyślała nadal czy wszystko się uda i czy wszystko pójdzie, właściwie jak sobie zaplanowała.
        Michael chyba wyraźnie to wyczuł, gdyż usłyszała jego ciche westchnienie. Opadła na siedzenie tuż obok niej upadając na miękki materiał satynowej narzutki.
        — Wybacz kotek — mówiła nieco skruszona — Chyba dziś nie nadaje się do podrywu — powiedziała z lekkim rozbawieniem.
        — Kto ci powiedział, że próbuje cię poderwać, skoro już jesteś moja — odezwał się. 
        Wtedy zauważyła jego dłonie, które wolno sunęły po jej talii, splótł dłonie na lekko odsłoniętym brzuchu, odsunął pasma jej barwnych włosów, z barku przykładając policzek do jej obojczyka. Czuła niemal posmak jego pożądliwych ust na swojej nagiej skórze co skutecznie ją rozproszyło i wywiodło ze swoich głębszych rozmyślań. Odwróciła się nieznacznie w jego ramionach, on okazał się sprytniejszy, gdy posadził ją sobie na kolanach, już przestała się na niego złościć, gdy sadzał ją na swoich udach, doprowadzając ją niemal do szału. Może tego nie lubiła, może powodem było, że się wstydziła, co było kompletnym absurdem czy też niechęć ze swoich poprzednich związków, jednak nie przepadała za tymi gestami, jednak z czasem zaczęła się do tego przyzwyczaić i coraz mniej się na niego wkurzała, z czasem zaczęło się jej to podobać i sama do niego lgnęła, gdy tylko sprzyjały ku temu okoliczności, nie zamierzała tego skorzystać, skoro siedzieli w pustym domu, a jej brat stwierdził, że dawno nie widział się ze swoją narwaną przyjaciółką i pójdzie ją odwiedzić. Podejrzewała, że szybko nie wróci z tego spotkania, nieco poznała Katline i mogła podpatrzeć łączące ich relacje. Był taki moment, gdy zastanawiała się, czy między tą dwójką coś zaiskrzy i złączy ich cokolwiek więcej niż jedynie przyjaźń jednak im dłużej im się przyglądała, uznała, że miłość nie miała, by racji bytu w ich znajomości. Mogła porównać ich znajomość do jej kumplowania się z Anthony'm, którego nigdy by nie spojrzała jak na potencjalnego jej adoratora. Raczej traktował ją jak przybraną siostrę niż potencjalną kandydatkę na partnerkę, ona również miała podobną opinię na jego temat.
        Splotła dłonie na jego karku, z namiętnością wpatrując się w te pobłyskujące w świetle jarzącego się słońca oczy. Rozmyślała czasami nad swoim związkiem, zapewne nie była jedyną osobą, która o tym myślała, nie głowiła się nad tym, czemu akurat to ona została wybrana, miała świadomość, co Shinoda w niej ceni, jakim szacunkiem ją darzy jednak najbardziej, co sobie w nich chwaliła to, że pokochał ją za taką, jaką była, nie ukrywała się przed nim, nawet nie próbowała zawsze była sobą niezakłamaną dziewczyną, nie stroiła się zbytnio, bo nie przepadała za siedzeniem przed lusterkiem godzinami, stawiała na naturalność oraz wygodne w swoim ubiorze, jej przemyślanie raczej były skierowane w inną stronę, co by się wydarzyło, gdyby oboje mieli okazje poznać zupełnie inne osoby i to je pokochać, a oni wciąż trwali, by w przyjaźni. Domyślała się, że jej potencjalny chłopak nie byłby zachwycony jej bliskimi stosunkami z muzykiem, bo nawet, wtedy gdy nie łączyła ich miłość byli wobec siebie bardzo uczuciowi i wcale im to nie przeszkadzało. Chyba najbardziej co wydawało się dla nich normalnością to, że zdarzały się momenty, gdy spali wspólnie, zamiast niezręczności bardziej byli tym usatysfakcjonowani. Wydawać się może to nieco śmieszne jednak w ich przypadku skutek był inny niż powszechnie zamierzonych. Może jego obecność w jakimś stopniu jej pomagała uporać się z tym, co ją dręczyło czy też potrzebowała właśnie takiego faceta jak on. Nie chciała się zastanawiać, wolała czerpać z tego radość półki może, zanim ponownie ta radość zostanie jej odebrana.
        Ujęła jego twarz w dłonie, nieznacznie unosząc ku górze była, by naprawdę nie rosądna, gdyby nie wykorzystała tej sytuacji. Posmak jego pełnych swego rodzaju intymności ust ugodził boleśnie jej zmysły, gdy pozwoliła sobie ponownie poznać smak jego pełnych ust. Kochała to, gdy mogła zapamiętać na nowo słodycz dzielącej ich namiętności czy pasji, mogła, by spędzić wiele godzin w jego obecności, nawet nie obdarzając się czułościami i nie byłaby znudzona jego towarzystwem, uwielbiała go, już wcześniej teraz to uczucie przybrało na sile, gdy mogli się ze sobą spotykać, a ona mogła przyprawiać go o radość czy spoglądać w te pełne czułości spojrzenie. Związek z Michael’m zdecydowanie podział na nią bardzo pokrzepiająco, odżyła w tej miłości i nie było to tylko przez nią dostrzegalne jak bardzo rozkwitła od chwili, gdy zaczęła się z nim spotykać.
        Uważała wcześniej, że ma wszystko, jednak się myliła, brakowało jej prawdziwej i odwzajemnionej miłości. Trwałego związku zbudowane na filtrach zaufania, wspólnego szacunku a przed wszystkich bez braku jakiekolwiek dominacji ze strony jej partnera. Nie zniosła, by kolejnej miłości gdzie to chłopak za nią decyduje czy w jakiś drastyczny sposób wpływa na jej opinie. Mike należał do osób, które szanowały jej poglądy i liczył się z jej zdaniem, a tego jej najbardziej brakowało.
        Nieznacznie odsunęła się od jego ust, ukradkiem spoglądając na zegarek stojący na pobliskiej szafce, jęknęła nieco niezadowolona, gdy zdała sobie sprawę, że została godzina do jej wernisażu, jej partner wyraźnie wyczuł zmianę jej nastroju, gdyż podążył za nią, spojrzeniem wpatrując się w ekran elektronicznego budzika. Może nie czuła, że zmarnowali całe południe na dyskusjach czy wygłupach oraz jej późniejszych obawach jednak chciała, by czas się na moment zatrzymał, pozwalając im zachować nieco więcej czasu dla siebie. Jednak musiała się przygotować, nie zamierzała się zbytnio stroić, ale nie zamierzała pojechać tam w topie, który odsłaniał jej zgrabnych brzuch oraz zwykłych szortach prędzej potencjalni klienci wzięli, by ją na języki niż potraktowali, by ją poważnie. Fiask i to na pierwszej wystawie. Z ogromną niechęcią wydostała się z jego objęć, widziała niesmak malujący się w jego oczach.
        — Nie jestem z tego zachwycona tak jak ty kocie, ale muszę się przygotować — pośpieszyła z wyjaśnieniami.
        Patrzyła, jak nieznacznie kiwa głową, jednak nie śmiał się odezwać. Wzdychając cicho, przeszła po jasnych panelach, znikając za drzwiami garderoby, włączając światło, rozejrzała się po zapełnionej ubraniami szafie, nawet nie wiedziała, kiedy jej się tyle tego nazbierało, nie to, że nie była niezadowolona jednak za czasów, gdy mieszkała jeszcze w Phoenix, nie było, by jej stać na tak ogromną ilość ubrań, teraz pozwalała sobie czasami na szaleństwo, jednak kilka z tych szmatek były projektu jej dwóch przyjaciółek. Odkąd Marinette dołączyła do ich paczki i zdobyła oddane sobie przyjaciółki, chętniej dzieliła się swoimi pomysłami na ubrania, czasami zapraszała to ją czy Emily i Alex by mogły zmierzyć jej projekty, Selena nie należała do wyjątków, odkąd dołączyła do nich na początku poprzedniego września jej porywcza znajoma, obdarzyła ją kilkoma partiami ciuchów, które według niej nie były w jej guście, a idealnie pasowały do niej, gdyż często je dostawała od kuzynki, by mogła je przerobić albo otrzymywała na własny użytek, jednak jej nie przypadły go gustu, gdy zobaczyła, jak lubiła się ubierać, wpakowała w jej ręce trzy ogromne worki ubrań i parę zaprojektowanych przez siebie ciuchów. Próbowała odmówić, jednak ona nie przyjmowała jej protestów. Pozostało jej to zabrać ze sobą.
        Przeszukując kolejne półki w poszukiwaniu czegoś interesująco, przewertowała wieszaki z sukienkami, które rzadko ubierała. Kompletnie nie miała pomysłu co na siebie włożyć, wyjęła z jedno z ramiączek z prostym krojem sukien, po czym odłożyła na jasną komodę, zajrzała ponownie z nadzieją, że znajdzie coś ciekawszego wtedy trafiła na w podobnym dość skromnym kroju czerwoną spódnicę. Odrzuciła ją na jasny mebel, gdy w jej ręce wpadła uszyta z ciemnego materiału jeansu kurtka, która bardziej przypominała top niż kurtkę, jednak wyjęła ja między innych płaszczy. Stanęła przed ogromnym lustrem, chwytając pierwszą z brzegu kieckę, przykładając do swojego ciała. Nie wydawała się zła, jednak coś w niej jej nie pasowało, ujęła spowitą czerwienią materiał sukienki, ponawiając swój czyn.
        — Zdecydowanie w tej białej będzie ci lepiej. 
        Drgnęła nieco przestraszona, gdy w odbiciu lustra dostrzegła opierającego się barkiem kant drzwi Michaela. Odwróciła się do niego przez ramię, widziała jego rozbawiony uśmiech, gdy dostrzegł jej mordercze spojrzenie, jednak szybko się poprawiła.
        — Tak sądzisz? — zagadnęła, obracając się do niego.
       — Czerwień owszem pasuje do ciebie, jednak za bardzo będziesz kontrastować z odcieniem włosów. Wybierz coś delikatniejszego i by nie zwracać na siebie zbytnio uwagi.
        Szczerze mówiąc, nie poznawała go z tej strony, faceci raczej unikają wszelkich spraw związanych z kobiecą modą czy ubraniami, już w nie jednym związku trwają spory, że to partnerka za dużo wydaje na te szmaty, jak to nazywają, jednak ona nigdy tego nie odczuła w taki sposób. Mike nie lubił jej czegokolwiek wypominać, za co była mu ogromnie wdzięczna jednak ona również tak bardzo się nie afiszowała. Unikała raczej tematów na temat kobiecych zakupów z ukochanym i wolała zostawić takie dyskusje, gdy spotyka się z przyjaciółkami, z nim miała zdecydowanie ciekawsze tematy i rzeczy do robienia.
        Popatrzyła na trzymany przez siebie materiał i uznała, że zdecydowanie to było najlepsze rozwiązanie. Odłożyła na bok drugi materiał spódnicy, a sama schyliła się do jednej z półek, którą zapełniła butami. Wtedy w jej oczy rzuciły się dość wysokie białe szpilki, które kupiła na ostatnich espadach w centrum handlowym. Zdecydowała się sama pójść i nieco odświeżyć swoją garderobę, gdy ujrzała te ozdobione w małe kryształki parę szpilek, chwyciła je uważając, by nie narobić sobie bałaganu. Z pożądanymi ubraniami opuściła sypialni, ówczesnej skradając pocałunek ukochanemu.
        Przeszła szybkim krokiem przez skąpany w świetle jasnego słońca korytarz. Pchnęła lekko uchylone drzwi, wchodząc do środka. Porzuciła ubrania na jednej z szafek, przekręcając klucz w zamku. Zdjęła pośpiesznie ubrania, wchodząc pod kabinę prysznicowej, nie miała dziś zbytnio czasu na długie kąpiele, więc postawiła na odżywiający prysznic. Stłumiła nagły pisk, który próbował uciec przez jej usta, gdy otuliła ją niemal lodowata woda. Sięgnęła do przełącznika, szybko nastroiła na odpowiednią temperaturą, owszem lubiła, chłodnę kąpiele, ale nie aż tak bardzo mroźne. Zmyła z siebie trudny dzisiejszego przedpołudnia pragnąc się nieco odświeżyć, o ile wcześniej mogła spędzić godzinami pod wodą, która zdecydowania była jej żywiołem, opuściła kabinę po długiej chwili. Otuliła się miękkością białego ręcznika, stając przed krzywym zwierciadłem, chwyciła leżący na krawędzi umywalki krem nasilający, nie znosiła, gdy musiała walczyć, z przesuszonymi naczynkami już nie jednokrotnie miała z tym problem, więc teraz wolała się zabezpieczyć niż potem cierpieć. Popatrzyła przez moment na siebie, gdy chwyciła za lokówkę, mogła teraz przyznać, że wyglądała dość zjawiskowo w tych fioletowo — różowych włosach, pomimo że wcześniej lubiła zaszaleć, ograniczała się do jednego koloru, unikała jakichkolwiek odcieni ombre jednak gdy teraz na siebie patrzyła, coraz bardziej jej się podobała ta mała metamorfoza. Wsunęła jedno z pasm włosów do urządzenia, odczekała moment, by po chwili wypuścić delikatnie zafalowanie włosy, nie lubiła warstwy loków, stawiała na lekkość, czasami śmiała się z Brad’a, jak jest w stanie wytrzymać z tak nieogarniętą fryzurą. Wiedziała, że to jego urok, ale i tak miała duży ubaw z jego dość niecodziennymi włosów. O ile wcześniej była zbyt wycofana i bardzo nieśmiała, by skomentować fryzurę przyjaciela, teraz już się wprost śmiała z niego co kwitował jedynie stwierdzeniem, że jest kopią Chestera.
        Wypuszczając ostatni lok, odłożyła urządzenie na blat, zaczesując nieznacznie włosy do tyłu. Osuszając swoje ciało, chwyciła za porzuconą na szafce sukienkę, przekładając ją przez głowę, starała się sięgnąć do tytułu, by zasunąć zameczek, jednak okazało się to zbyt trudne, gdyż był on umieszczony w dość niefortunnym miejscu. Jęknęła żałośnie, poddając się, zdecydowanie potrzebowała drobnej pomocy. Zdegustowana opuściła wszechstronną łazienkę, a stukot jej obcasów odbijał się o ściany apartamentu, stanęła w przejściu swojej sypialnie, szukając spojrzeniem swojego ukochanego. Siedział wygodnie rozłożony w jej obrotowym krześle, przeglądając coś na tablecie.
        — Kotek pomożesz — zagadnęła, podchodząc do niego.
        Odwróciła się plecami w jego stronę, widziała przez ramię, jak podnosi z fotela, pokonując dzielącą ich odległość. Nie mogła, jednak już dostrzec jak chwyta za końcówkę zamka błyskawicznego, jedyne co czuła to jego palący wzrok na sobie, co nie uszło jej uwadze. Gdyby nawet próbował to ukryć, nie udałoby mu się to. Zaśmiała się cicho z jego miny, co wytrąciło go z zamyślenia.
        — Dziękuje — mruknęła jedynie. 
        Zanim mógł ją zatrzymać, odeszła od niego parę kroków była ona bardziej zainteresowana, gdzie porzuciła swoją kurtkę. Ostatnio temperatury w mieście nieco spadły ku ogólnej uldze jednak nie na długo, gdyż synoptycy, zapowiadając dość gorące zakończenie października. Chwyciła porzucony przedmiot na szelągu, zakładając ją sobie na ramiona. Nie trudziła się z robieniem makijażu, nie miała na to zbytnio ochoty, a tym bardziej nie chciała, zabiera zbędnego czasu. Odnalazła jedynie porzucony telefon oraz kluczę od mieszkania, które o dziwo znalazły się na komodzie ku jej zaskoczeniu. Zazwyczaj zostawiała przy wieszaku w przedpokoju, nawet nie chciała się zastanawiać, jak one się tutaj znalazły.
        — Idziemy? — zapytała, gdy zeszła po dwustopniowym podwyższeniu.
        — Oczywiście — odparł spokojnie — Mówiłaś Chesterowi, żeby przyszedł? — zagadnął, gdy schodzili po jasnych stopniach wilii.
        — Tak. Uznał, że gdy uda się mu wyciągnąć Kate, to się pojawi — odpowiedziała mimowolnie.
        Wyszli na zalany jasnymi promieniami podjazd, na którym poza kabrioletem Shinody nie stał żaden pojazd. Popatrzyła na muzyka, już otwierała usta, by zapytać, kto ma jechać, jednak on ją ubiegł, prowadząc do swojego auta. Nie często zdarzało się, by to ona kierowała w jego obecności, nie chodziło tutaj o to, że jej nie pozwalał, raczej to ona nie była zbytnio do tego chętna, dlatego wykorzystywała wszystkie okazje, gdy to jej ukochany prowadził, a ona mogła pozwolić sobie na swobodę.
        Wsunęła się na czarne skórzane siedzenie, odczekując chwile, aż jej partner zajmie miejsce kierowcy. Odpalił silnik, po czym ostrożnie wyjechał na dość mało ruchliwą drogę, miła już dawno pora największego szczytu, gdy ich sąsiedzi wracali z pracy, może i mieszkali w towarzystwie światowych gwiazd muzyki i filmu to nie dało się tego tak odczuć, zachowywali się jak normalni obywatele ze swoimi obowiązkami oraz pracą, którą musieli wykonać. Nie ukrywała, że podczas jednego ze spacerów ze swoimi pupilami domowymi zderzyła się z dwoma znajomymi mężczyznami, których widywała jedynie na ekranie telewizora czy przeglądała ich występy w internecie. Nawet nie dostrzegła, jak prędko złapała z nimi wspólny kontakt, pomimo ogromnego szacunku do nich rozmawiali niezwykle swobodnie, a ona usłyszała od nich, że już parę razy widywali ją na osiedlu, jednak ona musiała rozczarować Jareda i Adama, bo pierwszy raz ich dojrzała wcale nie byli tym zdumieni, wyjawiając, że są ostatnio bardzo zabiegani i rzadko bywają w domach. To jedno spotkanie pozwoliło rozwinąć ich cieplejszą znajomość i przy kolejnym spacerze chętniej do nich podeszła, gdy tylko ją ujrzeli w parku nieopodal osiedla wtedy i miała przyjemność poznać drugiego z braci Leto, który wpadł z wizytą do swojego młodszego brata i jego rodziny. Nie ukrywała, było to dla niej lekkim zaskoczeniem, że bez niczyj ingerencji poznała muzyków, których szczerze podziwiała i szanowała. Jednak co ją zdumiało to propozycja wokalisty Three Days Grace, który zaproponował kolejne spotkanie i możliwość polepszenia znajomości. Miała z tego nie skorzystać? Byłaby głupia, gdyby z tego nie wykorzystała. Często jednak teraz z nimi pisywała, co ja niesmoliście cieszyło, jednak nikomu jeszcze o tym nie mówiła, że miała przyjemność poznać swoich ulubionych wokalistów, a wręcz utrzymuje z nimi stały kontakt.
        Nie zorientowała się, kiedy przedarli się przez ruchliwe ulicy, autostrada niemal święciła pustkami, co było ogromnym zaskoczeniem zwarzając, że Los Angeles była bardzo ruchliwym miastem, jednak to sprzyjało na ich korzyść, gdyż będą przed czasem. Z każdym przejechanym kilometrem czuła narastający strach czy wszystko jej w galerii przygotowane, czy pracownicy zadbali o odpowiednie wyeksponowanie jej obrazów. Jeszcze rok temu wyrażała ogromną niechęć, co do wystawienia swoich malunków na dość dużej wystawie teraz działo się do naprawdę, a ją nerwy niemal zjadały od środka, jednak ze wszelkich sił starała się zachowywać naturalnie. Wiedziała, że odetchnie dopiero po zakończeniu tego wieczoru.
        Stanęli pod znanym jej budynkiem, zdecydowała się posłuchać rady swojego chłopaka i postawić na wystawę w lokalu, który sam wynajmował rok temu. Kustoszka okazała się na tyle miła, że gdy ujrzała jej pracę, zgodziła się dać jej tyle przestrzeni, ile potrzebowała i wyrażała uznanie dla jej talentu, jak się potem dowiedziała właścicielka galerii, stawiała na rozwój oraz młodość szukała artystów, którzy dopiero co rozpoczynali swoją karierę i gdy widziała w nich potencjał, brała ich pod swoje skrzydła, pomyślała wtedy, żeby było wielu takich ludzi, a nie ci, którzy są zbyt skupieni na znanych twórcach, owszem szanowała tych artystów, jednak czasami młodym było zbyt trudno się wybić, co niesamowicie utrudniało ich sytuacje. Niestety musiała to przyznać, że u niej zadziały kontakty, Mike już od dawna był w tych kręgach i to on głównie się zajmował ogólną organizacją jej pozostawić pracę nad malunkami oraz dopracowanie szczegółów. Nie ukrywała, nieco była jej z tym źle, jednak chciała wykorzystać tę szansę. 
        Przechodząc przez przeszklone drzwi, trzymała się kurczowo ramienia ukochanego. Szli przez jasny korytarz galerii. W końcu dotarli na odpowiednią salę, gdzie dostrzegła już parę osób w tym panią kustosz, która opowiadała coś grupce zgromadzonych widzów, a do jej uszu dotarło opowieść o niej samej.
        — W samą porę się pojawiła — oznajmiła, unosząc ku niej dłoń, a tłum odwrócił się w jej stronę.
        Starsza kobieta przecisnęła się przez małe zgromadzenie, zbliżając się do nastolatki. Objęła ją ramieniem, wyrywając z uścisku jej chłopaka i niemal silą, zmusiła, by podeszła do widów. Jej niepokój jeszcze bardziej zwrósł, gdy nie miała przy sobie Michaela, jednak on pojawił się niemal jak na zawołanie, przystając obok niej. Ujął dyskretnie jej dłoń, splatając ich palce ze sobą.
        — To jest oto autorka tych wspaniałych prac, które mogli państwo podziwiać — oznajmiła.
        Wtedy się zaczęło, została otoczona gronem osób, które rzucali pytanie raz po raz, a ona nie nadarzała z wyjaśnieniami, jednak z każdą minutą czuła się nieco śmielej i chętniej odpowiadała na zadane jej pytania, której do niej kierowali, słyszała słowa pochlebstw od paru osób, choć wystawa jeszcze się nie zaczęła już i tak zgromadził się spory tłum. Nie spodziewała się tego, nawet by nie śmiała oczekiwać, takiej ciepłego odbioru jednak nie ukrywała, cieszyło ją to.
        Wydostała się z objęć swoich fanów, zachęcając ich, by obejrzeli inne wizerunki czy pejzaże, chciała nieco wytchnąć i odnaleźć Mike’a, który niespodziewanie gdzieś zaginął. Dostrzegła go stojącego nieopodal rozmawiający z nie kim innym jak panem Jonathan’m Richard’s tym samym, który chciał ujrzeć jej prace podczas ostatniego wernisażu muzyka.
        — Pani Julio jak miło panią znów zobaczyć — przywitał ją ciepło.
        Wyciągnął ku niej dłoń, za którą pewnie chwyciła. Czuła jak delikatnie ją ściska, po czym przystanęła przy boku ukochanego.
        — Witam panie Richards — przywitała się uprzejmie — Co pana tu sprowadza? — zagadnęła.
        — Żona dowiedziała się o wystawie wschodzącej artystki, chciałem to sprawdzić, jednak nie oczekiwałem, że panią tutaj spotkam — uśmiechnął się ciepło.
        — Ironia losu panie Jonthanie — powiedziała z rozbawieniem.
        Wtedy dostrzegła zbliżająca się ku nim kobietę, nie mogła bliżej się jej przyjrzeć, jednak z dala dostrzegła jej kremową sukienkę, która ciągnęła się ku ziemi, widziała, że pomimo wieku była niezwykle urokliwa i bardzo piękna. Stanęła przy boku mężu, a ona mogła bliżej się jej przyjrzeć. Drobne zmarszczki otulały jej czoło, jednak sprytnie były skryte za lekkim makijażem, który idealnie pasował do nieco wydłużonej twarzy. Cień pod jej powiekami idealnie kontrastował z jej odcieniem gorsetu, usta wieńczył delikatny odcień różanej pomadki.
        — Kochanie proszę, poznaj panią Julie Bennington — wydawca zwrócił się ku żonie, gdy chwyciła go za ramię — To ona jest autorką tych prac, które tak podziwiałaś.
        — Marie Richards — przedstawiała się niemal jak arystokratka.
        — Julia Bennington — odparła, nieco niepewnie ujmując jej dłoń w mocnym uścisku.
        — Ma pani niebywały talent pani Julio — odezwała się pełnym siebie głosem Marie — Nie rzadko spotykam osoby, które tak mnie inspirują, swoją twórczością, John ma nosa, że decyduje się wspierać młode osoby w swoich pasjach — mówiła, chwaląc męża — Chciałabym zdobyć jeden z pani malunków, czy nie będzie to dla pani problemów?
        — Oczywiście, że nie — odparła nieco onieśmielona. 
        Wdała się w dalszą dyskusję z państwem Richards, którzy zdecydowali się zapłacić za obraz, którym im się spodoba, co przyjęła z ogromnym zadowoleniem. Dyskutując z panią Marią, gdy do jej uszu dotarł znajomy kobiecy głos, który już parę razy słyszała.
        — Gabriel masz mi natychmiast znaleźć tę artystkę, czy wyraziłam się jasno?
        Przeprosiła swoją rozmówczynię, odwracając się delikatnie przez ramię. Wtedy na środku sali dostrzegła Emilie Agreste w towarzystwie męża oraz dwóch lekko znudzonych synów, jednak w ich oczach czaiło się rozbawienie, gdy patrzyli na rozmowę własnych rodziców. Odeszła kilka kroków, zmierzając ku znajomej rodzinie. Widziała, jak Adrien odwraca się w jej stronę i nieco zaniemówił z wrażenia, lecz szybko pognał w jej stronę, ściskając mocno.
        — Julio co tu robisz? — zapytał, gdy odsunął ją od siebie.
        — A jak ci się wydaje — zaśmiała się cicho, widząc jego podejrzliwie spojrzenie — Prowadzę wystawę swoich prac — oświadczyła z dumą.
        — Naprawdę? — najwyraźniej się ożywił na jej słowa.
        Nie była w stanie przewidzieć w żaden sposób kolejnych poczynań blondyna. Patrzyła, jak delikatnie odwraca się przez ramię, dostrzegając w oddali wciąż dyskutujących rodziców oraz swojego starszego brata, który nie pałał entuzjazmem co do spędzenia sobotniego wieczoru z rodziną na jakieś wystawie prac. Wolał znaleźć się w zupełnie innym miejscu, miał podobne przemyślenia, zanim nie ujrzał swojej dobrej koleżanki ze szkoły. Wiedział, że Julia już w liceum uczestniczyła na zajęcia artystyczne, wraz z jego dziewczyną nie znał jej na tyle, by mieć świadomość tego, że nastolatka zajmuje się malarstwem od wielu lat. Ich stosunki nie były ciepłe, nie zliczył kłótni czy sprzeczek, które się między nimi rozgrywały do czasu wypadku Alexisa. Ich przyjaźń tak naprawdę zrobiła się ze wspólnej niechęci. Pozwolili siebie poznać przez tygodnie, gdy wspólnie wspierali się w trudnych dla nich czasie.
        — Mamo! — zawołał za blondynką, która energicznie gestykulowała, mówiąc coś do męża, jednak zwróciła się ku niemu, gdy usłyszała jego nawoływanie — Znalazłem malarkę, którą szukałaś — dodał jeszcze głośniej.
        Spojrzała na niego nieco zaskoczona, lecz nie zdążyła nawet się odezwać, gdy pani Agreste znalazła, się przy niej ciągnąc za sobą, wyraźnie zniesmaczonego męża oraz starszego syna. Miała okazję już poznać rodziców kolegi, jednak tym razem jej wzrok zatrzymał się na młodzieńcu, którym im towarzyszył. Alexis wydawał się niczym nie wyróżniać od swoich bliskich, te same płomienno złote włosy i intensywne zielone spojrzenie, które posiadał w sobie młodszy z braci, przez moment miała wrażenie, że wyglądając jak bliźniacy, gdyby nie jeden szczegół. Na policzku starszego Agreste'a znajdowała się spora blizna pooperacyjna, ale pomimo tego był naprawdę przystojny i jak Adrienowi nie mogła mu zarzucić aparycji.
        — Julio, to mój brat Alexis — przedstawił przyjaciółce brata — Alexis to moja przyjaciółka Julia.
        Przywitała się z nim szczerze, ściskając jego nieco dużą rękę. Nie dostrzegła ukochanego, który z dala przyglądał się jej z delikatnym uśmiechem, przystając nieco z boku. Przeczuwał, że Julia w jakimś stopniu osiągnie swój mały sukces, nawet nie musiał zbytnio maczać w tym palców, jedyne, na co sobie pozwolił, to zorganizowanie tego wernisażu resztę oddał w jej ręce. Gdy na nią patrzył, musiał przyznać, że radzi sobie doskonale, a wielu osobom podobają się jej pracę. Spoglądał, jak dyskutuje, z rodziną znajomego, nie chcąc pozostawiać sam, przedarł się przez tłum, objął ja od tyłu, jednak ona nawet nie drgnęła zbytnio pochłonięta w dyskusji z Emilie, ona jednak dobrze znała ten czuły dotyk dłoni partnera, by pomylić go z kimkolwiek innym.
        — Czy jest pani pewna, że chciałaby pani zakupić autoportrety Marilyn Moore? — pytała ze spokojem w głosie, o który nie posądzała siebie w tym momencie, gdy euforia ogarnęła jej ciałem. 
        Nie sądziła, że jej obrazy wywołają takie poruszenie. Wernisaż wywoływał u niej niepokój o brak jakiekolwiek zainteresowania, lecz teraz była ogromnie poruszona, tym jak ciepło zostały przyjęte. Nawet nie myślała o tym, że ktoś mógłby zakupić którykolwiek z jej malunków, ogromnie jednak się pomyliła, gdy otrzymała już drugą ofertę zakupy tego wieczoru.
        — Oczywiście kochana — świergotała kobieta.
        Zupełnie zapomniała jak pani Agreste bywa rozmowna, gdy odwiedzała Adriena, często zaciągała ją na ploteczki, a gdy jeszcze widziała dziewczynę swojego młodszego syna, to nie obyło się bez czasu spędzonej przy kawie i ciastku i marudzeniu blondyna, który często mówił im podczas ich dyskusji, że mają projekt do skończenia czy zadania do wykonania. Najbardziej bawiły ja relacje kobiety, która stwierdziła, by dał sobie spokój i poszedł do ojca i brata. Jednak pomimo tak żywiołowej osobowości pani Emilie naprawdę dało się ją lubić, a ona czasami marzyła o takiej mamie.
        — Kupuje oba — oznajmiła ochoczo.
        Wyrwana z głębi melancholii, poderwała głowę do góry, a jej uwagę przykuła dwójka blondynów, którzy rozbawieni spoglądali na matkę, która niemal siłą wyrwała z dłoni projektanta bloczek z czekami.
        Spojrzała ukradkiem na Mike’a, który stał przy jej boku, gdy kobieta wyjęła z wnętrza małej kopertówki złote biuro. Widziała, jak uśmiecha się do niej pokrzepiająco, gdy blondynka wypełniła jeden z druczków. Wyrwała zamaszystym ruchem kartkę, oddając formularze stojącemu przy niej mężczyźnie. Wysunęła w jej stronę papier, na który zacisnęła swoje zgrabne palce. Niepewnie wyjęła ją pomiędzy jej zadbanych paznokci, z lekko drącym sercem zerknęła na zapisaną kwotę w dolnym rogu czeku. Oniemiała ze zdziwienia, gdy dojrzała sześciocyfrową liczbę, gdyby nie obecność ukochanego, który widząc jej pobladłą twarz, otulił ją w mocniejszym uścisku, spoglądając jej przez ramię. Zrozumiał tak nagłą reakcje Julii, gdy wpatrywała się w zapisany pięknym kobiecym pismem formularz.
        — Ale to zdecydowanie przekracza ustaloną przeze mnie kwotę — wydusiła z siebie, unosząc wzrok.
        — Kochana to dla mnie drobne, a kwota zaproponowana przez ciebie była naprawdę śmieszna, takich artystów jak ty powinno się cenić — oznajmiła.
        Spojrzała osłupiała, jak rodzina przyjaciela odchodzi, rozmawiając głośno, pozostawiając ją z nieco ogłupiałą miną i rozterkami, które nawiedziły jej umysł. Była wręcz przekonana, że gdy znajdzie mamę kolegi i odda jej czek, ona go nie przyjmie, jednak nie oczekiwała tak hojnego wynagrodzenia, w postaci czterystu tysięcy dolarów to było wręcz niemożliwe.
        — Mała co jest, okropnie wyglądasz?
        Drgnęła lekko przestraszona w ramionach Mike’a, uniosła swoje nieco nieobecne wciąż spojrzenie, widząc przed sobą brata, który patrzył na nią zmartwiony i rozweseloną jak zawsze Katline, która, gdy tylko ją ujrzała, zakończyła swój niekończący się monolog, którym częstowała starszego Benningtona od przekroczenia wejścia do muzeum. Dostrzegła pobladłą twarz nastolatki, która wciąż nie otrząsnęła się po nie dawnym spotkaniu z panią Agreste.
        — Mike powiedz mi, że to tylko sen — wydusiła niemrawo, unosząc nieznacznie głowę — Ja śnie jakiś pieprzony sen! — mamrotała przejęta.
        — Najdroższa to rzeczywistość i nie to nie jest jedno z twoich marzeń sennych — mówił z takim spokojem jednak wyczuwalna była w jego głosie nutka dziwnej radości.
        Nawet nie dostrzegli, jak z tłumu wyszło dwoje znajomym im muzyków, którzy gdy tylko ich ujrzeli, przyśpieszyli kroku, przystając w małej grupce.
        — Hey — rzucił Dave — Młoda jesteś blada jak ściana, stało się coś? — zmartwił się. Słyszała za sobą ciche westchnienie Michaela, który dyskretnie wysunął spod jej zaciśniętych palców skrawek zapisanego papieru, wręczając najbliższemu przyjacielowi. Zerknął z ciekawością na druczek i zagwizdał głośno z uznaniem.
        — Tylko cię chwalić młoda — powiedział z uznaniem Brad, wyciągając dłoń z karteczką w stronę wokalisty, który prędko ją pochwycił, zerkając na bloczek z uwagą, przyglądając się zapisanej na nim kwocie. — Czy to nie aby lekka przesada? — zainteresowała się Katline, patrząc przez ramię przyjaciela — Zdecydowanie kwota jest bardzo wysoka i to tylko za dwa rysunki — dziwiła się dalej.
        — Rodzina Agreste jest zaliczana do jednej z najbogatszych rodzin na świecie — odezwała się ogłupiałym głosem Julia — Adrien wspominał, że jego matka potrafi wydać znacznie więcej pieniędzy na pojedynczy obraz, jednak to dla mnie zdecydowanie za wysoka kwota, zważając na fakt, że ja nawet nie ukończyłam żadnego profesjonalnego kursu, a studia artystyczne widzę w ciemnych barwach. Dobrze wiecie, że maluje jako kompletną amatorką z sześcioletnim stażem, jednak wciąż jestem krytycznie nastawiona do swoje twórczości.

No comments:

Post a Comment