Monday, July 27, 2020

II 13 — PRZEZ NAMIĘTNOŚĆ AŻ PO KRES GWIAZD

       Zatrzymała pojazd na jednym z ostatnich opuszczonych miejsc parkingowych. Roztaczający się przed nią widok na jeden z nowo wybudowanych biurowców, którego szklana powłoka obejmowała większość konstrukcji, metalowe wykończenia płyt podtrzymywały, wydawać się mogło kruche szkło. Oparła się z cichym westchnięciem o wezgłowie skórzanego fotela kierowcy, wpatrując w majaczący przed nią drapacz chmur, a ją naszły nagłe wątpliwości. Obawy, które nią kierowały były coraz silniejsze, a ona nie mogła się ich wyzbyć, jedna myśl nie dawała jej spokoju. Czy faktycznie słusznie postępuje, decydując się na tę wizytę? Wiedziała, że w jakiś sposób to uśmierzy jej podskórny ból, jednak miała pełno wątpliwości czy powinna zwierzać się obcej osobie ze swoich problemów, czy nie powinna utrzymywać dawnych pozorów wiecznie zadowolonej z życia dziewczyny, dla której kłopoty to pojęcie względne, jednak pod maską uśmiechniętej studentki tkwi skrzywdzone dziecko z piętnem przeszłości, który musi dzierżyć na swoich barkach, którego ciężar czasami był zbyt mocny, by go unieść.
        Westchnęła cicho nieco rozczarowana swoją postawą. Miała rozpocząć od nowa swoją przygodę, a nie brnie w coś, co ją przygnębia. Przestać tworzyć czarne scenariusze, w których uwielbiała się pławić, zerknęła na lekko otwartą kopertówkę porzuconą na sąsiednim siedzeniu. Mała tekturka wysunęła się za zamka, a jej oczom rzuciła się nazwa klinki, przed którą stała. Sięgnęła po nią, chwytając ją między palce. Odwróciła wolno na drugą stronę, gdzie ukazywała się nazwisko specjalistki, do której zmierzała. Robiła to z myślą o swoich bliskich oraz przede wszystkim o samej sobie. Chciała dowiedzieć się w końcu gdzie leży dno jej nocny tortur, miała już, dosyć że wciąż męczyła się z tymi omenami sennymi, że żyła w błogiej nieświadomości, gdy nawiedzał ją kolejny atak paniki. Nie była wtedy do końca świadoma, co czyni czy robi i to ją najbardziej przerażało, bała się tego, że doprowadzi w końcu do tragedii, że skrzywdzi nie o tyle siebie, ale tych, na których jej zależało. Najbardziej niepokoiło ją to, że pod wpływem chwili chwyci za coś ostrego i nie będzie patrzeć, co robi i rzuci w najbliższą jej osobą, reagowała na to niespokojnie najbardziej jednak w tych momentach, gdy odzyskiwała trzeźwość umysłu po swoich stanach lękowych i często siedziała wtulona w ramiona brata lub ukochanego. Nie znosiła żyć ze świadomością, że widzą ją w tak opłakanym stanie, gdy żyła w sierocińcu nie stanowiło to zbytnio problemu, bo nikogo nie obeszło, że jedna z wychowanek pod osłoną nocy cierpi prawdziwe katusze. Chodź, nigdy nie pamięta, co robiła, jeden z jej napadów szybko zapadł w pamięci opiekunom i dyrektorce, a zwłaszcza Lisie, z którą dzieliła pokój, ten jeden jedyny raz jej współlokatorka naprawdę się jej przestraszyła. Jednak ona miała czarną dziurę, pustkę w umyśle i brak jakiekolwiek świadomości, do czego mogła doprowadzić. Następnego poranka obudziła się w izolatce w obecności Anthony’ego, który jako jedyny pozostał przy niej, wtedy z jego słów wywnioskowała, że pokaleczyła swoją nieznośną koleżankę odłamkami szkła z rozbitej ramki, dosłownie się na nią rzuciła, dopiero jej głośne wołania zwabiły nauczycieli, którzy mieli nocną zmianę. Próbowali ją powstrzymać, jednak oni też nie umknęli przed jej gniewem, z tego, co udało jej się zrozumieć, wbiła mężczyźnie odłamek szkła w dłoń, a jego partnerce podbiła oko. Siłą udało ją, się obezwładni, a przestraszona piętnastolatka wybłagała swoich wychowawców, by ją przenieśli do osobnej sypialni. Chociaż ich konflikt trwał od wielu lat, tamtego wieczoru przybrał na sile, a Lisa już przestała się ukrywać tak bardzo z nienawiścią przy gronie innych wychowanków i opiekunów. Obwiniali ją wokół za szkody, jakie spowodowała, a ona czuła się ogłupiała, bo nie wiedziała nawet, o czym mówią. Ten jedyny raz miała tak silny atak, choć każdy z nich był dla niej wyczerpujący, tamtego dnia długo dochodziła do siebie jednak, zamiast dać jej w spokoju odpocząć, została przydzielona do pomocy kucharkom, a ona odniosła wrażenie, że robią to z zemsty. Straciła już dawno szacunek do tych ludzi, lecz teraz czuła do nich pogardę, że za rzeczy, nad którymi nie miała kontroli, została karna. 
        Wsunęła do jasnej torebki karteczkę, zamykając jej zamek błyskawiczny. Wyciągając kluczyki ze stacyjki, otworzyła przednie drzwi, z uwagą rozglądając się czy oby niczego nie zapomniała. Upewniona opuściła pojazd, z delikatnym trzaskiem zamykając jego drzwi. Wciskając jeden z guzików na małym pilocie, słyszała, ciche pikniecie, co upewniło ją w przekonaniu, że pojazd jest zamknięty. Wrzuciła pęk kluczy przed delikatną szparę w kopertówce i pewnym siebie krokiem, weszła na pobliski chodnik. Przechodząc przez szklane przejście, weszła w progi chłodnego pomieszczenia, a jego wystrój nie przykuwał zbytnio uwagi, nie było w nim nadzwyczajnego, co mogło zaciekawić. Umalowane na biało ściany, dzierżyły na sobie kilka gustownych obrazów, można było odnieść wrażenie, że nie znajdowało się w przychodni terapeutycznej. Pomimo surowości wnętrza wydawało się przytulne. Stanęła za starszą kobietą stojącej przy ciemnej ladzie, oczekując z niecierpliwością swojej kolejki. Nie przysłuchiwała się jej rozmowie z recepcjonistką, która zapisywała coś na białej klawiaturze komputera stacjonarnego, mrucząc coś pod nosem. Nie musiała długo czekać, aż kobieta zakończy rozmowę, patrzyła kątem oka, jak siada przy młodej dziewczynie, jednak nie mogła bliżej przyjrzeć się nastolatce. Przesunęła się o kilka kroków, opierając dłonie na ciemnej mahoniu biurka.
        — W czym mogę pomóc?
        — Witam, byłam dziś umówiona na wizytę u pani psycholog Camili Acostą.
        Spojrzała ukradkiem na zaciśniętą w dłoni karteczkę, pomimo że czytała napisy na tym skrawku papieru przed momentem, nie umiała do końca zapamiętać nazwiska lekarki, z którą się umówiła. Obserwowała uważnie jak asystentka, zagląda do oprawionego w skórę kalendarza, który zawierał tak wiele wolnego miejsca, by móc spisywać godziny i nazwiska pacjentów przychodni.
        — Mogę prosić o nazwisko?
        — Julia Bennington — odparła bez namysłu, poprawiając ramiączko, które osunęła się z jej ramienia.
        — Tak, godzina dwunasta, gabinet numer trzy — oznajmiła sekretarka, podnosząc się znad dziennika — Proszę usiąść i zaczekać moment.
        Podziękowała jej cicho, odchodząc wolnym, lecz pewnym krokiem od blatu. Przeszła kilka kroków, by stanąć w małej wnęce budynku, gdzie urządzono małą poczekalnię. Gustowne dopasowany czarny skórzanych sof, stał po przeciwnych sobie stronach, ciemny dość niski stolik stał pomiędzy strefą wypoczynkom. Dostrzegła kilka przestarzałych magazynów naukowych oraz prasy kolorowej, które w trakcie oczekiwania pacjenci mogli przeczytać czy przejrzeć. Usiadła na wolnej kanapie, zerknęła z zaciekaniem na kobietę, która tłumaczyła coś młodej dziewczynie. Postawa i wygląd licealistki mógł przyprawić kogoś o dreszcz strachu, a ona miała wrażenie, że patrzy w swoje lustrzane odbicie z młodszych lat. Czarne niczym smoła włosy żyły własnym życiem, zdawały się, że jeszcze bardziej się nastroszyły, a ingerencja grzebienia nie była potrzebna, cholernie mocny ciemny makijaż pod oczami piętnastolatki wzbudzał w niej wspomnienia ze swojego okresu buntu, jednak najbardziej co rzucało się w oczy to czarne skórzane ciuchy, które zamiast zdobień miały wszyte w sobie ćwieki. Gdy patrzyła na tę nastolatkę, nie mogła uwierzyć, że przeszła tak ogromną zmianę w swoim życiu, zdawała się być podobna do niej, niechętna do życia, zasady, które nie miały dla niej kompletnie znaczenia czy szacunek do bliskich jej osób. Przechodząca swój własny bunt gdzie uważała, że nikt jej nie zrozumie, a jednak gdy mogła spojrzeć, w bliźniaczą wersję siebie widziała, że poczyniła ogrom zmian w tak krótkim czasie, jednak nie na tyle, by być z nich całkowicie zadowoloną, przyszła jednak pora by ostatecznie rozmówić się z przeszłością i tym, co ją męczyło. 
        Wtuliła się w miękką tkaninę siedzenia, układając torebkę na udach, ostrożnie ją otworzyła, wyjmując z wnętrza co moment wibrujący telefon. Odblokowując urządzenie, przyglądając się masie nieodebranych wiadomości i zalegających jej pasek zdań powiadomień, wzdychając cicho, odszukała jedną z interesującą ją aplikacji. Wchodząc w sobie tak znaną aplikację z logiem białego ptaszka, do jej nieco zaspanego umysłu dotarła dość ostra wymiana zdań. Ukradkiem zerknęła na siedzącą przed nią nastolatkę, która wpatrywała się w swoją matkę z pogardą. Zacisnęła mocniej usta, gdy nieprzyjemny dreszcz przebieg po jej ciele widząc stalowy wzrok jej oczu. Nie znosiła tej barwy oczu, owszem może nie równała wszystkich jedną miarą ze względu na odcień jego spojrzenia, lecz czuła dreszcze, widząc u kogoś tak chłodny odcień stali. Utkwiła spojrzenie na ekranie elektronicznej zabawki, którą ścisnęła między palcami.
        — Brooke nie będę z tobą dyskutować — wściekły głos kobiety rozdarł poczekalnie.
        Choćby próbowała robić wszystko, co tylko mogła, by zagłuszyć ich dość głośną dyskusję, nie umiała, doskonale zdawała sobie sprawę, że ten mały korytarzyk tłumi wszystkie dźwięki, a ona mogła jedynie nie chętnie przysłuchiwać się wymianie wulgaryzmów, które w siebie ciskały.
        Przesunęła palcem po hartowanym szkle urządzenia, by przewinąć w dół stronę, chcąc odczytać kolejne tweety swoich znajomych. Zatrzymała się nagle, gdy napotkała jedną z wiadomości Marinette. Prześledziła spojrzeniem tekst, po czym wyświetliła zamieszczone poniżej fotografię, które ukazywały pierwsze warsztaty dziewcząt, na które uczęszczały od paru dni, byłaś świadoma różnicy czasowej, jednak od rana nie mogła nawet zajrzeć na swoje portale społecznościowe, nawet marzenia o kawie poszły na moment w zapomnienie. Wizyta w terapeutki była dla niej priorytetem. Chciała się wreszcie ze wszystkim uporać, a przede wszystkim chciała dowiedzieć się jak radzić sobie ze stanami lękowymi. Wiedziała, że na jednej wizycie się nie skończy i będzie to długa droga, by dojść do normalności, jednak była na to gotowa, zrobić wszystko by w końcu dać sobie radę ze swoją przeszłością.
        Westchnęła cicho, wysuwając elektroniczną klawiaturę, zapisała kilka prostych, ale treściach słów, po czym opublikowała swój komentarz. Jeśli miała być szczera, wolała znaczniej bardziej stronę Jack Dorsey oraz jego współpracowników niż wnoszący się na wyżyny Facebook, choć jej znajomi czy przyjaciele mieli pozakładane tam konta ją tam specjalnie nie ciągło, nie była zbyt ciekawa, czym może ją zainteresować strona która wcześniej służyła studentom. Nie ulegała namową swoich bliskich by tam się zapisała, zdecydowanie bardziej wolała rzetelniejszy przebieg wiadomości w tym niepozornym komunikatorze.
        — Kochanie, robię to dla twojego dobra, chce ci pomóc. Jack już jest wobec ciebie nie ufny, chcesz i ojca stracić. 
        Potok słów starszej kobiety cholernie w nią uderzył, tak bardzo nie lubiła słuchać na temat ojców, czy słyszeć, jacy to oni nie są wspaniali. Ogromny uraz, który doświadczyła, wciąż się na niej odbijał, spotęgował się on jeszcze bardziej, gdy poznała Johna, i odczuła boleśnie, jak bardzo jej nienawidził. Była dla niego bękartem, który nigdy nie powinien się narodzić, jednak najbardziej co przyprawiało ją o emocjonalny ból to słowa tego skurwysyna przy jednym z ich spotkaniu. Znosiła z pokorą, jak pluł na nią kwasem, nawet ją nie obchodziło, że były przy nim nowa partnerka z córką, jednak jak to określała życzenia szybkiej śmierci były dla niej niezwykle dotkliwe, zwłaszcza gdy wypowiedział się, że mógł zrobić to wprost po urodzeniu. Pamiętała doskonale, jak po jej policzkach popłynęły łzy, choć podchodziła do jego złośliwych uwag obojętnie, wtedy coś w niej pękło i jej nienawiść do ojca stała się silniejsza. Nie miała serca, mówić o tym Chester’owi nie chciałaby i on psuł sobie i tak nieco nadszarpnięte relacje z rodzicem, matkę już stracił. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, był Anthony, choć parę razy mówiła swojemu ukochanemu, co ją gryzie tego już nie potrafiła przed nim ujawnić. Nie umiała się tak otworzyć, jak przed swoim bliskim przyjacielem, w skrajnych wypadkach, gdy popadła w swój szał i furię miał świadomość jak ją uspokoić. Niestety teraz dzieliła ich różnica kilometrów jednak i teraz wciąż na nim szczerze polegała. Potrafił utemperować jej czasami zbytnio wybuchowy charakter. Zablokowała urządzenie, wygodnie opierając się o wezgłowie kanapy, chciała nieco wytchnąć i pomyśleć jednak nie było jej nawet to dane, gdy jedne z drzwi uchyliły się. Spojrzała zaciekawiona w stronę rozmawiającej pary z młodą kobietą. Zlustrowała ją spojrzeniem, latynoskie rysy twarzy uwydatniał delikatny makijaż, który nie był zbytnio wyzywający. Kreski podkreślały intensywne zielono — szare oczy, kryjący pod lekką warstwą pudru ciemna opalenizna kontrastowała idealnie z dopasowanym kompletem garsonki. Wiedziała upięte ciemne włosy w wysokiego kucyka. Nie było jej dłużej przyglądać się tej dziewczynie, która na pozór wydawała się być bardzo młoda, co była naprawdę zaskakujące, że była tak wziętą terapeutkom.
        — Pani Julio zapraszam — widziała malujący się na jej ustach nieznaczny uśmiech.
        Wsunęła telefon w odmęty swojej ciemnej torebki, zapominając o włączeniu trybu wyciszającego, była jednak pewna, że nikt jej nie zdoła przeszkodzić. Miała tę świadomość, że jej koledzy siedzą na zajęciach czy warsztatach studenckich więc ostatnią rzeczą, jaką by chcieli to rozmowa z przyjaciółką. Uniosła się z wygodnej opitej skórą kanapy, nie trudząc się z zakładaniem torebki, pewnym siebie krokiem podeszła do stojącej w przejściu kobiety. Zaprosiła ją gestem do środka, a ona nawet nie śmiała się wycofać, to był ostatni krok, który miał sprawić, że nie pójdzie wstecz, a będzie brnąć jedynie w przyszłość.
        Stanęła w dość skromnie urządzonym gabinecie, ściany nie wyróżniały się na tle całej linki, ta sama barwa bieli otulały ściany pomieszczenia, ozdobione jedynie paroma malunkami nadawały tym surowym wnętrzom przytulności i delikatności, nie dało się nie zauważyć przyłożonej w tym miejscu kobiecej ręki. Ułożone na niskim stoliku kwiaty otulały swoim zapachem dość małe wnętrze, aromat świeżo ściętych róż uderzył jej nozdrza. Pozwoliła sobie zaciągnąć zapachem tych pięknych łodyżek skrytymi w szklanym wazonie. 
        Posłuchała terapeutki, która wyrwała ją z głębi swoich rozmyślań, gdy poprosiła, aby spoczęła, co przyjęła z ogromnym zadowoleniem. Przesunęła się nieopodal drewnianego stołu, przysiadając na skraju miękkich poduch, wydawały się one tak wygodne, że z trudem można było się z nich podnieść. Obserwowała kobietę, która stanęła przed biurkiem, odsunęła na bok stos dość pilnych dokumentów oraz kart poprzednich pacjentów, próbując dostać się do swojego zeszytu. Wyjmując oprawiony w ciemną skórę notatnik, odwróciła się przez ramię, lustrując nastolatkę swoim dość nietypowym spojrzeniem, nie wydawała się wyróżniać w tłumie jej rówieśników, jakby problemy nigdy jej nie dotyczyły. Jednak doświadczenie nauczyło ją, że nigdy nie ocenia się człowieka po pierwszym wrażeniu, często osoby, które na pozór wydawały się normalne miały ogrom kłopotów czy zmartwień, z którymi sobie nie radzili. W swojej dość krótkiej karierze spotkała wiele młodych ludzi z wieloma zmartwieniami, które ich trapiły, czuła, jednak że sytuacja z panną Bennington będzie poważniejsza niż na początku mogła się wydawać. Pewne dziewczęta są dość skryte i nie za wiele chcą o sobie mówić, nawet opowieści o swoim życiu stanowią dla nich problem, podświadomie wiedziała, że jej nowa pacjentka należy do tych osób.
        — Zanim zaczniemy, proszę, być mówiła do mnie po imieniu.
        Uniosła nieco zaskoczona spojrzenie na młodą kobietę, która przysiadła na wolnym fotelu, była nieco onieśmielona, że jej sugestia była dość śmiała, jednak nie zamierzała podważać jej zdania. Skinęła przytakująco głową, unosząc nieco wzrok, gdy dotarły do niej jej kolejne słowa.
        — Nie chciałabym, by wytworzyła się między nami blokada, której nie byłabyś w stanie pokonać, sądzę, że będzie ci lepiej zwracać się do mnie bez tytułów magisterskich — tłumaczyła spokojnie.
        — Dobrze — mruknęła nieco ciszej.
        Może wydawać się to dziwne, ale nie czuła się nieśmiała, czy w jakiś sposób nie komfortowo, pomimo świadomości, że będzie zmuszona wyjawić co tak bardzo ją niepokoi, czy trapi od wielu miesięcy, czuła się względnie spokojnie. Pragnęła tej zmiany i niczym Ne zakłamanej a przede wszystkim szczerej rozmowy. Nie chciała być oceniana, czy w jakiś sposób pocieszana, nie znosiła nadmiernej troski i ludzi, którzy stali nad nią i mówili, że wszystko będzie dobrze, ona potrzebowała osób, które nią wstrząsnął i z uwagą wysłuchają, nie tworząc, merytorycznych wypowiedz.
        — Chciałabym, żebyś wytłumaczyła mi, z czym do mnie przychodzisz?
        Nie pozostało jej teraz nic, prócz szczerej prawdy. Wiedziała, że nie zdoła wszystkiego powiedzieć na pierwszym spotkaniu, było to wciąż dla niej zbyt trudne, jednak zawsze trzeba było zacząć od początku, by dokopać się do sedna problemów, czy zmartwień, czegoś, co wręcz nie znosiła robić. Powrót do wspomnień z przeszłości były dla niej niezwykle trudne, nie zliczy, ilekroć ogarniał ją strach i niepokój, gdy była zmuszona wracać do momentów, gdy jedyne co mogła odczuć do paraliżujący ją lęk i obawa, że nie zdoła przetrwać kolejne poranka, tych złych wspomnień, których się tak panicznie bała.
        — Nawet nie wiem, od czego zacząć — odezwała się śmielej po dłużej chwili — Nikomu do tej pory nie miałam odwagi powiedzieć, z czym się męczę, pomimo na pozór ułożonego życia — przerwała, wzdychając cicho.
        — Zacznijmy od początku — pochwyciła Camila. 
        Sprała dłonie na kolanach, odkładając brulion do połowy zapełniony zapiskami. Widziała kątem oka parę słów zanotowanych na czystej kartce papieru, jednak co najbardziej przykuło jej uwagę to zapisane ładnym zgrabnym kobiecym pismem jej nazwisko, oraz kilka początkowych uwag na jej temat, jednak im już się nie przyjrzała.
        — Powiedz mi, jak wygląda twoje życie, nie skupiaj się na szczegółach, tylko momentach, które stanowią dla ciebie problemami.
        Zamilkła na moment, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w odbijające się o szkło wazonu kuleczki. Owszem może powiedzenie o bezsennych nocach nie stanowiło dla niej zbytnio problemu, jednak przeszkoda pojawiała się w momencie, gdy była zmuszona mówić, jak się czuje, gdy jej umysł ponownie atakują te cholerne demony swojej dawnej marnej egzystencji, ścieżek, którymi poszła, obierając niewłaściwą drogę. Chodziła wieloma drogami, których teraz żałowała, gdy zdała sobie sprawę, jak wiele błędów popełniła, jednak ona nie była przyczyną wszystkich sennych mar, które ją nawiedzały. Cień jej dawnego życia boleśnie odbijał się na niej, aż do tego momentu o ile pewne wydarzenia umiała zakopać pod gruzem swoich innych uczynków, pewne sytuacje uparcie wypływały na powierzchnie, a ona traciła siły, by je zniszczyć.
        — Niepokoją mnie ciągłe ataki paniki — odezwała się po dość długiej ciszy — Często w takich chwilach budzę się bez świadomości, co robię, działam jak w jakimś amoku, robię to, co im dyktuje umysł. Nie umiem zapanować nad swoimi odruchami. Nie zliczę momentów, gdy moi bliscy powstrzymywali mnie przed zrobieniem sobie krzywdy. Jednak co najbardziej mnie niepokoi to, że nie zranię siebie jednak tych, którzy chcą mi pomóc. Nie mogę, powiedzieć jak udaje im się uspokoić, dopiero po dłużej chwili jestem w stanie myśleć na tyle racjonalnie by ocenić sytuacje, jednak i wtedy mało się nad tym zastanawiam, bo za bardzo czuje się spanikowana myślami, że zdołałam zrobić coś złego.
        Patrzyła jak młoda kobieta, chwyta za porzucony na stoliku pióro i cienkim nieco pochyłym pismem notuje coś pod zapisanym powyżej tekstem, odłożyła ponownie zdobiony długopis na papier, prostując się w siedzeniu.
        — Czy są jakieś sytuacje, które cię trapią?
        Dyskusja dłużyła się coraz bardziej, jednak ona z każdym wypowiedzianym słowem w jakiś sposób czuła ulgę, że wyzbywa się ze swoich ramion ogromnego ciężaru, z którym żyje. Choć nie skupiły się dziś, na sięganiu do jej przeszłości a terapeutka bardziej skupiła się na jej stanach lękowych, podświadomie wiedziała, że musi być głębsze dno, skoro naciska na opowiedzenie o nich, zapewniła ją, że nie będzie to ich jedyna rozmowa na ten temat, gdy poskarżyła się, że nie wie jak nad tym zapanować. Nie ukrywała, odczuwała lekki niepokój na myśl, że będzie musiała powracać do tych chwil, zawsze starała się je wymazywać z pamięci i ich nie rozpamiętywać, teraz była przymuszona nie, tyle że się z nich zwierzyć, ale się z nimi zmierzyć, niczym dwoje żołnierzy walczących na przeciwległych frontach. To ona musiała przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę, wiedzieć, że ma nad tym kontrole. 
     Opuszczając gabinet terapeutki, czuła się w pewien sposób usatysfakcjonowana z tej rozmowy. Oczekiwania, które dzierżyła w swoim sercu na początku tej sesji, wcale ją nie zawiodły, bardziej ją zadowoliły, że podjęła tę decyzję, a młoda psycholog wydawała się naprawdę kompetentną osobą, która pomoże uporać się z widmem jej cholernej przeszłości. Zapewniła ją, że będą musiały spotykać się regularnie, więc już przy opuszczeniu klinki zapisała się na kolejny wolny termin za dokładnie tydzień. Zadowolona przeszła przez próg szklanych drzwi, wychodząc na zalany popołudniowym słońcem chodnik. Odnalazła w głębi swojej torebki dopasowane okulary słoneczne, wsunęła je sobie ostrożnie na nos. Uśmiechnęła się lekko, gdy zdołała skryć swoje oczy przed natrętnym złotym globem. Przechodząc przez chodnik, dotarła do samochodu stojącego na uboczu. Otworzyła drzwiczki, a do jej uszu dotarł dźwięk powiadomienia, wsiadając do samochodu, wyjęła z wnętrza swojej kopertówki, dzwoniący telefon, jedynym ruchem go odblokowując. Popatrzyła na krótką wiadomość tekstową oraz fotografię swojego ukochanego. Odblokowała ekran, który natychmiast otworzył jej prywatną rozmowę z muzykiem. Wystukała szybką wiadomość zwrotną mówiącą, żeby przyjechał do niej za godzinę, a sama odpaliła silnik, odrzucając na pobliskie siedzenie. Miała nadzieje, że nic nie zakłóci jej tego dnia, pragnęła jedynie przysiąść do tłumaczenia fragmentu podesłanej książki i zakończyć swój konflikt z chłopakiem, który teraz wydawał się jej tak cholernie dziecinny. Wiedziała, że oboje mają dość wybuchowe temperamenty i to wcale nie pomagało im w tej małej sprzeczce, jednak to, że posprzeczali się o błahostkę, to był już szczyt absurdu. Zauważyła to dopiero po kilku dniach ciszy naprawdę, choć zazwyczaj byli zgodni i nie wdawali się w konflikty nawet w chwilach, gdy mogły poróżnić ich te głupie zdjęcia, które miały za zadanie ją oczernić, ich zachowanie było naprawdę żałosne. Oboje tak samo przyczynili się do tej niezgodności, że nie winiła, jedynie swojego ukochanego o ten zbieg okoliczności a sama wyrzucała sobie swoje nierozsądne słowa.
        Wjeżdżając na jedną z bardziej zatłoczonych autostrad, mruknęła zdegustowana, gdy zobaczyła przed sobą dość duży sznur aut, czego się spodziewała, to miasto słynęło z tak ogromnej ruchliwości, stanęła za jakiś sportowym pojazdem, którego silnik niemal ryczał. Skrzywiła się nieco, owszem może lubiła takie typu samochody, ale nie znosiła nadmiernego szpanowania przez lekkomyślnych kierowców, którzy chcą jedynie się chwalić, jaka to ich bryka nie jest wspaniała. Zawsze uważała, że mogą tak się popisywać na wyścigach. Usta uniosły się jej ku górze, gdy przypomniała sobie swoją fascynację motorami i możliwością ścigania się po żwirowanej drodze. Miała pewien okres, gdy ciekawiły ją te maszyny i możliwości mierzenia się w tej dyscyplinie z innymi motocyklistami. Musiała jednak porzucić swoje chęci i pragnienia. Nie było jej stać nawet na zwykłą motorynkę a co tu myśleć o ścigaczu, od czasu, gdy zamieszkała w słonecznym Los Angeles jakoś zapomniała o tym pragnieniu i skupiła się na jeździe na deskorolce. Nagły napływ wspomnieć, obudził w niej jakieś niespełnione pragnienie, choć minęły lata od tamtych marzeń, one wciąż były w niej żywe. Westchnęła ciężko, nie wiedziała co z tym zrobić, miała ku temu możliwości, by brnąć dalej i spełniać swoje pragnienia. Decyzje, którą podjęła odnośnie studiów, wciąż żałowała, wiedziała, jednak że zrobi wszystko by zapisać się na przyszły rok akademicki i mieć możliwości dalszego kształcenia, teraz przyszła jej chęć, by wciąć udział a amatorskich wyścigach. 
        Ruszyła w dalszą drogę, gdy jezdnia nieco opustoszała, przedzierając się przez gąszcze ulic, znalazła się w końcu na strzeżonym osiedlu domów jednorodzinnych. Wjechała na brukowany podjazd apartamentu swojego brata. Wysiadając, chwyciła porzuconą na fotelu pasażera, torebkę oraz swój biały model najnowszego IPhona, wsunęła do tylnej kieszeni szortów, przechodząc przez zalany gorącymi promieniami chodnik. Uwielbiała kalifornijską pogodę, która nawet w październiku pozwalała chodzić w dość skąpych strojach, a temperatury nawet nie pozwalały odczuć jesieni, która spowijała cały świat, czasami jednak patrzyła tęsknie na zdjęcia z Europy, czy środkowej północnej części Ameryki gdzie ludzie ubierali się w dość ciepłe ubrania, robiąc zdjęcia na tle złocistych koron drzew. Nie doświadczyła w życiu jeszcze takiej pory roku, nawet zimy były upalne w tym mieście, więc mogła zapomnieć o puchowej warstwie śniegu, która by skrzypiała pod stopami. Czasami chciała uciec do gór podczas świąt Narodzenia Pańskiego i poczuć tę przysłowiową magię świąt ozdobioną płatkami śniegu. Nie narzekała, jedynie cieszyła się, że teraz mogła spędzić ten wyjątkowy czas w towarzystwie bliskich sobie osób.
        Przekraczając próg mieszkania, stanęła w chłodnym korytarzu, zrzucając ze swoich stóp dopasowane tenisówki, odrzucając je w kąt. Niezbyt przejęła się porzuconą kopertówką na szafce, sprężystym krokiem przekroczyła próg wszechstronnej kuchni. Stanęła przy aneksie, włączając ekspres do kawy, a w jej oczu rzucił się porzucony tablet. Ona wiecznie gdzie zapodziewa to urządzenie, więc nie była zdziwiona, że dostrzegła go na parapecie wśród doniczek z ziołami. Chwyciła go między palce, układając na jasnym blacie, jednym ruchem włączyła go i bez namysłu weszła w przeglądarkę internetową. Wpisując interesującą ją frazę, słyszała delikatnie piknięcie urządzenia. Wyprostowała się, by sięgnąć bez problemu do pobliskiej szafki, wyjęła z niej kubek, stawiając na podpórce ekspresu, włączając jeden z guzików, czekała aż brązowa ciecz wypełni brzegi naczynia, a sama wcisnęła frazę z fotografiami ścigaczy. Może w samochodzie to były tylko jej rozmyślała o tym, chęci, które w sobie nosiła, były ogromne i jedyne co teraz pragnęła to zdobyć jakoś pieniądze, by zrealizować tę jedną z pasji. Nie miała jednak pojęcia jak zdobyć tyle funduszy na zakup dobrej maszyny. Oczywiście, że mogła ponownie zająć się malowaniem rysunków na zamówienie, jednak nie zdobędzie w nich tak ogromnej sumy, ostatnią rzeczą, jaką chciała to pożyczyć się tej kwoty od brata. Chciała stawać się coraz bardziej samodzielna i zdobywać pieniądze we własnym zakresie. Nie miała jednak pojęcia co zrobić. Wzdychając, wlała mleko do przygotowanego napoju, po czym chwytając kubek między palce przeszła do salonu. Spojrzała na kanapę, na której leżały dwie suczki, które zdawały się nie obchodzić, że wróciła ich właścicielka, zajęte gryzieniem swoich zabawek poszczekiwały co jakiś czas. Nie chcąc im przeszkodzić, wspięła się po drewnianych schodach, trzymając wciąż w zaciśniętej ręce włączone urządzenie, jednak nie przyglądała się zbytnio zdjęciom, już wiele razy zleciała z tych stopni przez swoją uwagę i nieco się potłukła, wolała tego uniknąć, trzymając między palcami szklankę z parująca cieczą. Pchnęła ramieniem drzwi swojego królestwa, wchodząc do tak znanych ścian, pomimo że lubiła porządek, teraz panował lekki bałagan. Namalowane ostatnio obrazy stały, oparte o pobliską ścianę czekając, aż wyschnął na tyle by mogła je skryć, na swoje stanowisko pracy nawet patrzeć nie chciała, panował tam istny huragan. Z niesmakiem malującym się w oczach, stanęła przed biurkiem, kadząc na niej kubek z kawą oraz zablokowany tablet. Musiała się tym zająć, jednak nie miała na to zbytnio ochoty, jednak w jakiś sposób lubiła być pedantką, owszem nie robiła porządków obsesyjnie, jednak lubiła, gdy miała wszystko wokół siebie poukładane na odpowiednich miejscach. Spędzone jednak ostatnie dwa dni poza domem nawet nie dały jej możliwości poukładania wszystkiego na odpowiednie miejsca, gdy opuszczała dom wczesnym rankiem wracała do niego wieczorem, by zabrać swoje dwie publiki na długi spacer, w nagrodzę, że nie było jej przez tak wiele godzin. Miała bardzo zabiegany czas, pomimo że nie studiowała ani nie pracowała na stałe. Jednak spędzone dni w towarzystwie nowych znajomych całkowicie ją satysfakcjonowały i zadowalały. Bracia Rick i Mike Scott oraz ich dobry znajomy Derek należeli do osób, z którymi szybko złapała wspólny język na ostatnim festiwalu muzycznym. Próbowała wyciągnąć swoich znajomych na to wydarzenie, jednak oni byli zbytnio zajęci egzaminami na studiach, które o dziwo zbiegły się w tym samym czasie. Niechętnie musiała pójść sama, oczywiście mogła zabrać któregoś z chłopaków z zespołu, jednak ci byli pochłonięci próbami przed zbliżającym się koncertem, niestety nieobecność Chestera sprawiła, że więcej obowiązków spadło na Shinodę i musiał się z tym uporać, jednak ich ciche dni doprowadziły, że zbytnio się nie widywali w ostatnim czasie, nawet nie wysyłali sobie głupich wiadomości tekstowych, byli na siebie wkurzeni i żaden z nich nie chciał odpuścić drugiemu. 
        Usiadła wygodnie w obrotowym krześle, wpatrując w porozrzucane bruliony, niechętnie wzięła się za wsuwanie wszystkiego do szafek i układnie kolorowych ołówków do kasetek, włączona ówcześnie muzyka rozbrzmiewała w całym pokoju. Zdawało się, że nic nie może przerwać jej tej błogiej chwili, wsłuchała się w głos swojego brata, ostatnio rzadko sobie pozwalała posłuchać kawałków jej ulubionej grupy muzycznej, nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio to robiła. Tutaj nie chodziło, że się wstydziła tylko o chęci poznawania nowych zespołów muzycznych, przez co w zapomnienie poszły utwory Linkin Park. Była już jednak stęskniona za tymi klimatycznymi utworami i wykorzystując wolną chwilę, puściła utworzoną przez siebie playlistę, wiedziała, że ekipa zespołu dba o ich platformy muzyczne, jednak ona sama lubiła mieć utworzone dla siebie listy odtwarzań i nie koniecznie musiała korzystać z tych grupowych. Wrzucając do pojemnika gumkę chlebową przez głośne brzmienie Nobody's Listening dotarł cicha melodia dzwonka do drzwi. Odłożyła na ciemny blat słoiczek z ołówkami, po czym podniosła się z wygodnego siedzenia. Poprawiając upięte w warkocz nieco fioletowo — różowe włosy, opuściła sypialnie. Schodząc po ciemnych stopniach, przeszła przez pokój dzienny, gdzie wciąż bawiły się psy, a ona pośpieszyła otworzyć. Nacisnęła na klamkę, pokonując opór drzwi, uniosła wzrok, napotykając stojącego w przejściu Michaela. Widziała jak, wpatruje się w nią zdumionym spojrzeniem, co niezwykle ją rozbawiło.
        — Przepraszam, chyba pomyliłem mieszkanie — odezwał się nieco ogłupiałym głosem.
        Nie umiała powstrzymać wybuchu radości, który ogarnęło jej ciało. Śmiała się cicho, gdy po raz kolejny docierał do niej sens jego ostatniej wypowiedzi.
        — Zmieniłam się aż tak bardzo? — zagadnęła jeszcze bardziej rozweselona.
        Zaprosiła go do środka, czego nie odmówił. Przekroczył próg apartamentu, lustrując spojrzeniem stojącą nieopodal dziewczynę. Mógł śmiało powiedzieć, że odmiana fryzura, a zwłaszcza odcień jej ciemnych kosmyków mógł wzbudzać wrażenie, że stał przed zupełnie inną nastolatkom, jednak jej charakterystyczne błękitne oczy zdradzały, kto skrywa się pod tak barwnymi włosami. Oszczędzili sobie dość czułego powitania, pomimo dość luźnej atmosfery każdy z nich doskonale pamiętał, co ich poróżniło i dlaczego ich stosunki ostatnio się tak ochłodziły.
        Poprosiła go, by poszedł za nią, a ona ponownie przemierzyła korytarz. Stając na zalanym słońcem korytarzu, odwróciła się przez ramię, by dostrzec swojego chłopaka, który zbliżył się do niej, pokonała ostatnie kroki, wchodząc do zalanego muzykom pokoju. Stanęła przed biurkiem, by odnaleźć na nim porzuconego do wieży stereo pilota, zmniejszając głośność rozbrzmiewającej w tle muzyki, odłożyła go na mahoniowy blat biurka, nie była w stanie nawet się odwrócić, gdy do jej uszu dotarł cichy głos Michaela.
        — Skarbie przepraszam — wyczuwalna skrucha w jego glosie aż ją raziła.
        Odwróciła się przez ramię, a jej twarz była pozbawiona emocji, tlące się w jej jasnym spojrzeniu smutek był jedyną oznakom, co tak naprawdę czuł i jak męczył ją zaistniały konflikt.
        — Ja też nie jestem bez winy. Wybacz, nie powinnam ci wytykać tych błędów, zachowałam się jak gówniara — przyznała po chwili głębokiej ciszy — Jeśli na to spojrzeć to ja rozpoczęłam tę awanturę, to ja powinnam przepraszać nie ty — mówiła z lekko ściśniętym głosem. 
        Jednak zanim mogła dokończyć swój monolog, poczuła jak, zaciska swoje dłonie, na jej talii, a ona nawet nie próbowała protestować, ufnie wtuliła się w jego ramiona, delikatny zapach jego intensywnych perfum uderzył jej nozdrza, jednak ona jeszcze bardziej przylgnęła do niego. Brakowało jej tego przez ostatnie dni, może i wcześniej uważali za rozsądne kłócenie się o błahostki, jednak teraz z perspektywy czasu wiedzieli, że ich zachowanie było naprawdę żałosne.
        Nie zwróciła uwagi, gdy jej partner usiadł na pobliskim obrotowym krześle, a ona zmuszona usiadła na jego kolanach, oboje dobrze zdawali sobie sprawę, że pomimo kilku dni rozłąki za bardzo byli za sobą stęsknieni, by teraz zrezygnować z tej uroczej chwili, która zapanowała między nimi. Pragnęli swojej bliskości i nikt im tego nie przerwie. 



No comments:

Post a Comment